• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Eventy » Maskarada
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Loire
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 31 Sierpień 2011, 19:57   

    Paradoksalnie w kolorowym tłumie łatwo było znaleźć zabójcę - w końcu przywdział całkowicie czarny strój. Wobec tego obydwie panie, które zdecydowały się na pościg dość łatwo go znalazły. Jednakowoż w obecnej sytuacji nie można było być pewnym niczego. Niczego, zapamiętajcie, byście nie skończyły tak, jak Blaise. Nie chcę wam grozić, skądże znowu! Ale właściciel rezydencji może nie być już tak miły.
    Zabójca był właśnie zajęty tańcem z jakąś panienką i, tak jak reszta, zdawał się nie zwracać uwagi na nikogo. Jakimś cudem jednak kiedy jego beznamiętne spojrzenie dojrzało sylwetki Dark i Cecille, bez żadnego wyjaśnienia puścił partnerkę i począł przedzierać się przez tłum, dłońmi torując sobie drogę. Panna nie zaprotestowała, nie zrobiła mu awantury - wręcz przeciwnie, natychmiast znalazła sobie innego tancerza.
    Nieprzyjemna, drażniąca woń dymu stawała się coraz wyraźniejsza. Może zamiast ścigać zabójcę, zajmiecie się potencjalnym niebezpieczeństwem dla was? W gruncie rzeczy, zabójcę można zawsze wyśledzić później. Czarna Róża ma w końcu całkiem niezłe wpływy, mylę się?


    Jedna, druga trzecia łza, nie liczyła ich. Zbyt szybko by się pogubiła. Już teraz czuła się tak, jakby coś zgubiła i nie miała już nigdy tego odnaleźć. Ostatnio czuła się tak, kiedy opuścił ją tamten cholerny Marionetkarz, przez którego znienawidziła całą ich rasę. Ale wtedy uleczyła rany nadzwyczaj szybko - teraz zapowiadało się, że minie dłuższy okres czasu, nim w pełni odzyska wolę dalszego życia. Życia bez brata, którego dopiero co odnalazła, zupełnie przypadkiem - i przez ten przypadek stracił życie. Może gdyby jej tu nie było, gdyby nie zajmował się nią, żyłby nadal? To wszystko sprawiło, że jeszcze więcej łez potoczyło się po policzkach i spłynęło na zimną posadzkę. Nie opierała się, kiedy Illustre ją objęła. Przeciwnie - nawet chciała, by ktoś ją przytulił, nic nie mówił, po prostu był. Nie dociekała, kim cytrusowa panienka dokładnie jest. Nie miała na to siły, właściwie nawet nie potrzebowała tych informacji. Dowie się później, nic jej nie przeszkodzi. Nic. Może to dziwne, ale w duchu przysięgła sobie, że nie dopuści już dzisiaj do tego, by ktokolwiek zginął. Znajomy, nieznajomy - nie myślała o tym. Nagle, w kilka sekund, jakby przestawiła się na dziecięcy, prostolinijny, a jednak w miarę trzeźwy tryb myślenia. Nie chciała, by ktokolwiek w tą jedną noc utracił prawdopodobnie wszystko, co dotychczas miał. Przechodziła przez to kilka razy - życie przez sześć wieków to w końcu długie, barwne, choć niekoniecznie szczęśliwe życie - i za każdym razem mówiła sobie, że nie chce już tego nigdy więcej przezywać. A jednak, Los za każdym razem chciał inaczej.
    Nagle poczuła, że łzy przestają już płynąć po jej twarzy. Nadal czuła w ustach słonawy posmak, nadal miała w gardle wielką gulę, a jednak powoli dochodziła jako-tako do siebie. Przetarła pobieżnie oczy ukryte pod maską, delikatnie odsuwając się od Illustre.
    - Dziękuję - szepnęła cicho, westchnąwszy odrobinę spazmatycznie. Ściskała przez chwilę swój zegarek w drobnej dłoni, po czym schowała go do kieszonki. Głowę miała opuszczoną, lecz po chwili uniosła ją tak, że Illustre mogła teraz widzieć jej intensywnie różowe oczy. Sięgnęła ręką do dłoni Blaise'a, do zegarka, który obok nie leżał. Zacisnęła dłoń na jego zimnej dłoni, po czym ujęła w nią zegarek. Teraz to była jedyna pamiątka po nim, po matce. I kolejna obietnica złożona sobie - że nie da się zabić, nikomu. Ród Guide nie może w jedną noc przejść do historii. Osobiście tego dopilnuje. Dla matki. Dla ojca. Dla siebie samej. A przede wszystkim - dla Blaise'a. I dla tych wszystkich, którzy mieli z ich rodem jakieś powiązania, w tym także dla trójki pozostałych dam, nieświadomych tego, że Loire jest siostrą zabitego dżentelmena. Dla jej wrogów, dla wrogów Blaise'a, by wiedzieli, że Guide'owie nie są słabi, że tak łatwo nie da się ich zniszczyć. Dla własnego spokoju.
    - Dobranoc, braciszku - ledwie dosłyszalny, lekko drżący szept wydobył się z jej ust. Wstała powoli, chowając zegarek Blaise'a do kieszeni, po czym wyciągnęła rękę do Ill. Była spokojna, nienaturalnie spokojna. Zdeterminowana, choć nie po to, by dokonać zemsty. Odetchnęła krótko, przywołując na twarz blady uśmiech
    - Chodź - powiedziała w kierunku cytrusowej panienki, wypatrując w tłumie Cecille i Dark. Po dłuższej chwili je ujrzała. Gdy tylko Ill była już na nogach, ruszyła w tamtym kierunku, trzymając wciąż lekko dłoń dziewczynki. W końcu dopadły Czarną Różę i Imbryka. Stanęła obok, puszczając dłoń Illci.

    Kolejka: Illustre » Dark » Cecille
    Illustre
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Wrzesień 2011, 00:23   

    Damy pobiegły za zabójcą. Czyżby chciały się zemścić, czy może ukarać? Illustre nigdy się nie mściła, nie odczuwała takiej potrzeby. Z historii, które zebrała wiedziała, że po zemście nikomu nie jest lepiej, a czasem nawet gorzej. Ciekawe, jakie to musi być uczucie, gdy usilnie dąży się do zranienia kogoś, tak jak zranił nas, a potem się okazuje, że to było na nic... Dziewczynka, mimo ciekawości, nie chciała nigdy znaleźć się takiej sytuacji. Co innego sprawiedliwa kara, która też jest formą miłości. Ależ ten dżentelmen musiał być dla nich ważny! Spojrzała kątem oka na leżącą postać. Też by chciała, by był dla niej ważniejszy niż wszyscy naokoło. Może pozna go lepiej z opowieści kochających go dam?
    Biała Dama odsunęła się delikatnie od Illustre i wytarła łzy. Dziewczynka posłusznie zabrała ramię i spojrzała na nieznajomą. Już nie potrzebowała pocieszenia. Taki był kolejny etap po płaczu i rozpaczy. Chłodna determinacja, wiedziała to z opowieści i własnych obserwacji. Kiwnęła głową, słysząc podziękowanie. Widocznie choć trochę jej pomogła, jak dobrze! Cytrynka zamrugała kilka razy. Dama miała takie piękne, różowe oczy! Zupełnie jak z jakiejś ilustracji, niesamowite. Może ona, dwie damy, dżentelmen i wszyscy na tym balu byli bohaterami jakiejś historii i uciekli z ilustracji? Niegłupia teoria, według Illustre i Szaleństwa.
    Tymczasem dama wstała. Cytrusowa panienka wzięła do ręki swoją maskę klauna, która upadła obok i ujęła dłoń panny Loire, odwzajemniając uśmiech. Loire nie musiała nic mówić, Ill i tak poszłaby za nią. Zastanawiała się przez chwilę co zrobić z ciałem (jak to makabrycznie brzmi!) pana Blaise'a. Może schować do ilustracji? Już jej dłoń wędrowała do kieszenie, gdy przypomniała sobie, co się stało z rannym psem, którego nie miała jak zanieść do lekarza. Tak, do ilustracji nie powinno się zabierać chorych i zmarłych. To nie było ich miejsce. Delikatnie ukłoniła się, pochylając głowę przed ciałem dżentelmena i ruszyła za panną Loire, uskakując przed tańczącymi parami. Teraz nie było to już tak radosne.
    Dopadły dwie damy, ścigające zabójcę. Och, zły człowiek, zasłużył na karę, lecz nie na zemstę. Illustre zmarszczyła nos i oderwała wzrok od dam. Rozejrzała się dookoła. Minusem bycia niskim jest kiepska widoczność w tłumie, och.
    - Dym. - Powiedziała, a może zrobiła to Yun? Tak, ona bardzo bała się ognia. Illustre nie odczuwała przed nim lęku, fascynowały ją wszystkie żywioły, lecz miała niemiłe wspomnienia pożaru... Tak, pożary zdecydowanie nie są miłą rzeczą. Poprawiła maskę z ilustracji i wspięła się na palce, chcąc znaleźć źródło dymu. Jedyne co zyskała to cios w głowę od tańczącej pary. Z cichym "ał" szybko wróciła do swojego normalnego wzrostu, rozmasowując bolące miejsce. Już w ogóle nie podobał jej się ten bal.
    Wcale, a wcale.




    Mieszkaniec Szkarłatnej Otchłani

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Czarna Róża
    Godność: Madeline Dark Wind.
    Wiek: 18-20.
    Rasa: Cień - rzecz jasna.~ x3
    Wzrost / waga: 163 /
    Aktualny ubiór: Sukienka balowa- czarna, maska, wysokie buty.
    Znaki szczególne: Ona jet cała szczagólna.~ x3
    Pan / Sługa: Sob? w?ada? nie da. x3 | Ci?gutek do spraw specjalnych. x3 Maskotka Noah.
    Pod ręką: Tencio, kosa, bandaże, czarna torebka z potrzebnymi rzeczami i... nutka tajemnicy, czyli maska.~ x3
    Stan zdrowia: Głęboka rana w nodze zrobiona paznokciami.
    SPECJALNE: Główny spiker w SpectroFM | Miss Spectrofobii 2011
    Dołączył: 01 Gru 2010
    Posty: 545
    Wysłany: 23 Wrzesień 2011, 15:00   

    Darkiś wiedziała, że będzie dość łatwo odnaleźć zabójcę, ale już w drodze zaczęła się zastanawiać, czy nie powinny zająć się czym innym niż właśnie tym pościgiem, w końcu Blaise był dla niej bardzo ważny, z czego dopiero co zdała sobie sprawę widząc jego śmierć. Chciałaby go pomścić, ale czy aby na pewno zabicie mordercy coś da? A przynajmniej czy da coś w tej chwili? W dodatku oddzieliły się z Cecylką od reszty grupy, zostawiając panienki, które wydawały jej się bardziej kruche, na pastwę losu. Nie żeby się o nie martwiła, ale dla swego sługi chciała się postarać, żeby im nic się nie stało. Nie pozwoli, by ktoś jeszcze zginął. Nawet nie wiedząc kiedy chwyciła Cecylkę za nadgarstek i pociągnęła w swoją stronę. Gdy tylko zauważyła jak mężczyzna przedziera się przez tłum poczuła się dość niepewnie, w dodatku woń dymu wydawała się coraz bardziej niepokojąca. Poczuła strach, coś co odczuwała bardzo rzadko, o ile kiedykolwiek od czasu kiedy matka zmarła. Po jej policzkach nadal płynęły łzy, nie mogła stracić z oczu obrazu nieżywego Blaise'a. To nie było dla niej proste do zrozumienia. Co ona w ogóle teraz wyprawia? Przecież jest Czarną Różą. Widziała w życiu tyle zmarłych, ale teraz jej serducho rozrywało się na kawałki. Tak czuła się tylko wtedy, gdy straciła matkę. Tak, dobrze wiedziała, że możliwość nie przywiązywania się do innych była jej siłą. Teraz to, że złamała swoją regułę mogło stać się albo jej motywacją, albo największą słabością. Czy na prawdę potrafiła panować nad swoim życiem tak jak jej się to wydawało? Ta misja odpowie na wszelkie pytania, które kłębiły się w jej głowie.
    Siostro, nie myśl tyle tylko zabierz się za siebie. - usłyszała i to ją rozbudziło do końca. Tencio miał rację, musiała się wziąć za siebie.
    - Posłuchaj, nie teraz. Uwierz mi, dopilnuję, aby ten mężczyzna otrzymał należytą karę za to co zrobił, daję ci słowo, a ja swych obietnic nigdy nie łamię.
    Powiedziała cicho łamiącym się głosem w stronę Imbryka, trzymając ją wystarczająco mocno by się jej nie wyrwała. Madeline z trudem powiedziała te słowa, najchętniej zabiłaby mężczyznę, tu, teraz i jak najbardziej okrutnie jak się da, jednak były rzeczy ważniejsze.
    - Chodź, musimy skończyć tę misję dla Blaise'a. W dodatku zostawiłyśmy resztę grupy.
    Powiedziała teraz głośniej, jednak z głową upuszczoną w dół. Patrzyła na podłogę, a łzy jakoś nie chciały przestać płynąć. Czyżby to właśnie ona, Czarna Róża, miała tu, na balu, przy wszystkich wylewać aż tyle łez. Nie chciała by ktokolwiek się do niej zbliżał. Miała ochotę zostać tam, z Lunatykiem, tuląc go z swoich ramionach i próbując go obudzić, jednak wiedziała, że to nie przywróci mu życia. I wtem za jej plecami usłyszała słowo "dym", które przypomniało jej co ona w ogóle miała zamiar przed chwilą zrobić łapiąc Cecylkowy nadgarstek.
    Obróciła się szybko do tyłu i ujrzała za sobą dwie panienki, o których przed chwilą wspomniała. Szybko wytarła widoczny policzek, a z drugiej strony podbródek, po którym wydostawały się łzy spod maski. Cholera... Właśnie to słowo przebrnęło przez jej głowę. Musiała przestać płakać, bo teraz widziała przed sobą kontury postaci, a nie dokładne ich rysy. Wciąż trzymała Kolekcjonerkę za nadgarstek, teraz jednak mówiła do reszty dziewczyn.
    - Musimy się zająć tym dymem. Nie domyślacie się skąd czuć ten zapach? Dziewczyny, myślę, że to może być niebezpieczne. Musimy się pozbierać.
    Czekała na czyjąkolwiek odpowiedź przy tym rozglądając się w koło, szukając źródła dymu i nie dając odejść Cecylce.
    _________________


        Piękna róża zła
        Każdego kwitnie dnia
        w okrutne kolory przyodziana
        Każdy chwast co w drogę zechce pięknej róży wejść
        Aa, wkrótce zwiędnie i zamieni szybko się w jej część.

          Piękna róża zła
          Każdego kwitnie dnia
          W mordercze kolory przyodziana
          Chociaż kwiatem cudnym nasza piękna róża jest
          Aa kolce jej poranią nawet najłaskawszy gest.


      Galeryjka:


      x
     



    Północnica

    Organizacja MORIA: Główny Zarządca
    Godność: Cecille Clementine Tichý alias Teresa Palmer.
    Wiek: Nieznany. Wygląd sugeruje, że jest po 20-stce.
    Rasa: Uchodzi za człowieka.
    Lubi: Perfekcję. Ceni ponadprzeciętną inteligencję i profesjonalizm. Fascynują ją diamenty. Ma też słabość do zapachu ambry i frezji.
    Nie lubi: Prawdy.
    Wzrost / waga: 173 cm. / 50 kg.
    Aktualny ubiór: Kaszmirowy płaszcz, krótka sukienka z miękkiej dzianiny i matowe rajstopy. Na stopach lakierowane szpilki. Wszystko w odcieniach czerni. W uszach diamentowe kolczyki, a na nadgarstku platynowy zegarek.
    Znaki szczególne: Piegowate ramiona i dekolt.
    Zawód: Oficjalnie Dyrektor ds. Badań i Rozwoju Grupy Forvax Public Health.
    Pod ręką: Torebka, a w niej portfel, dokumenty (fałszywe), jakieś pięć telefonów komórkowych, okulary od Prady, paralizator i Zoloft.
    Broń: Umysł.
    Nagrody: Maska Tysiąca Twarzy
    SPECJALNE: Mistrz Gry (uprawnienia tymczasowe)
    Dołączyła: 07 Lip 2011
    Posty: 300
    Wysłany: 17 Październik 2011, 19:29   

    Cecille nie bała się. Stan, który odczuwała, przyrównać można było najprędzej do potwornie rozpaczliwej niemocy, świadomości, że w obecnej chwili jedyną możliwością zaznania spokoju było uczucie wbijającej się stali w trzewia uciekającego napastnika. Gnała przed siebie, czując coraz mocniejszy napór ludzkich ciał na swym torsie, odpychają pokrzykujące postacie i odrzucając cisnące się ku twarzy pukle. Czuła już dym w nozdrzach i najpewniej z tejże przyczyny, instynktownie odwróciła twarz, napotykając wzrokiem pędzącą za nią postać kobiety. Poczuła jak na jej nadgarstku zaciskają się kajdany rozpalonych od buzujących w niej posoki palców. Była bezradna. Dopiero wówczas, widząc znikającą postać mordercy to pojęła. Zacisnęła mocno powieki, starając się wymusić na nich niejaki ból i załkała gorzko. To bezradność sprawiła, że na dotychczas pełną determinacji i skupienia twarzy wpełzła rozpacz, a jej pochmurny wyraz każdego napełniłby łzami. Ona jednak nie płakała, nie uroniła ni jednej łzy, uporczywie usiłując odepchnąć od siebie świadomość obecności nieruchomego, wyzbytego ducha ciała, które spoczywało na posadzce niedaleko nich samych. Blaise był martwy. Lysander zniknął. Oto przed jakimi faktami postawiony został rzeczowy i chłodny umysł panienki, który lada chwila zdawał się runąć na wzór stosu skrupulatnie ułożonych, karcianych piramid. Powiadają, że motyl trzepocząc swymi skrzydłami jest zdolny wywołać tsunami na drugim krańcu świata. W tej zatrważającej chwili, panienka Cecille nie potrafiła myśleć o niczym innym, jak o owym fatalnym motylu.
    Czuła uścisk Dark, a co ważniejsze, słyszała łamiący się ton jej głosu i nie była pewna, w jaki sposób winna na nie zareagować. Choć łomoczące serce za wszelką cenę pragnęło unicestwienia bytu, który ośmielił się targnąć na życie Gregorego, rozum uporczywie kłócił się z nim, podpowiadając konieczność wypełnienia celu. Tego nie była w stanie kwestionować. Nie było już odwrotu.
    - Skończmy to, co zaczęłyśmy.
    Odparła lakonicznie, spoglądając wprost w migoczące oczy Madeline. Nie była w stanie jej pocieszyć, podobnie jak i uspokoić dwóch dziewcząt, które im towarzyszyły, w obecnym stanie najprawdopodobniej nie zdolne do zareagowania na niepokojący dym. Rozluźniła oblane drobnymi kropelkami palce, dotychczas przeraźliwie pobladłe w zacisku. Nie było chwili ku straceniu, musiały podjąć działanie i to szybkie. Wykorzystała zakleszczoną dłoń kobiety, pociągając ją ku sobie i tym samym kierując się w stronę dwóch młodszych towarzyszek.
    - W obecnej chwili rozdzielanie się nie należy do rozsądnych pomysłów, nie traćmy czasu i zlokalizujmy źródło tego swądu.
    Odparła i raz jeszcze odwróciła lico, spoglądając na Dark, w niemym oczekiwaniu jakoby... jej przyzwolenia.

    Wybaczcie blokowanie! D; Nie było mnie przez dłuuugi czas. Na przeproszenie śpiewam Sorry_Sorry <3
    _________________

    Loire
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 18 Październik 2011, 19:25   

    Szukanie zabójcy z każdą chwilą zdawało się stawać coraz mniej korzystną ideą. Swąd dymu był coraz wyraźniejszy. Co wrażliwsze osóbki mogły poczuć lekki ból głowy. Nagle jednak sytuacja przybrała obrót zadziwiająco... Pomyślny? Nie wiem, jak to określić. W każdym razie miejscem, z którego dochodził ów zapach, było wyjście z sali, prowadzące w głąb rezydencji. Loire, Dark i Cecille, jako osóbki, które ze względu na swój wzrost widziały nieco więcej niż Illustre, a zwłaszcza dwie ostatnie, skoro obydwie szukały w tłumie zabójcy Blaise'a, mogły dostrzec, że właśnie w tamtą stronę kieruje się zabójca. Nadarzyła się więc okazja, aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, czyż nie?

    Nawet, jeżeli widziała nieco więcej od cytrusowej panienki, nie można było jej zaliczyć do grona najwyższych person na globie. Wręcz przeciwnie - była zarówno wzrostu, jak i budowy mniej więcej trzynastoletniego dziecka. Cóż się dziwić - w końcu na takim etapie rozwoju przyszło jej się zatrzymać. Bynajmniej, taki stan rzeczy zdawał się jej odpowiadać. Z drobną budową było łatwiej się wszędzie przecisnąć, albo schować w tłumie. Chociaż, gdyby spojrzeć na do z innej perspektywy, cała reszta jej wyglądu była aż nadto wyróżniająca się z szarego tłumu. Porcelanowo blada cera, śnieżnobiałe, długie włosy i zmieniające kolory oczęta, które w większości przypadków były jednak intensywnie różowe. Tylko czasami pod wpływem oświetlenia stawały się czerwone, błękitne bądź jasnofioletowe. Ale nadal miała prawo być ponadprzeciętnie uroczym stworzonkiem, nadal mogła zakładać falbaniaste, ozdobione kokardkami sukieneczki i bezkarnie tulić się do pluszowych zwierzątek. Po prostu żyć, nie umierać.
    Właściwie, to ona też nieszczególnie szukała zemsty. Jakoś nie odczuwała takiej potrzeby. Może to dlatego, że nie miała za co się mścić. Zazwyczaj nie była przeczulona na własnym punkcie, zresztą nie uważała kilku głupich słów za pretekst do tego, by się zemścić. Nie otaczała się też zbyt wieloma osobami, dzięki czemu nie musiała planować odwetów za ich znieważenie. Prowadziła dość... Wygodny styl życia, tak to ujmijmy. Zwłaszcza teraz, po tym, co się stało, mogła liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Może to i dobrze, zawsze była po części indywidualistką. Pal sęk, że indywidualistką z chorobliwym lękiem przed samotnością. Po prostu - nie musiała mieć wokół siebie wianuszka znajomych. Wystarczyła jej jedna, dwie osoby, ale tak w pełnie zaufane, by być szczęśliwą. Pod tym względem nie była szczególnie wymagająca. Potrzebowała tylko pocieszenia w trudnych chwilach, możliwości pośmiania się, ogólnie - przyjaźni, a w zamian odwdzięczała się tym samym. Chyba większość ludzi i nie-ludzi myślała w taki sposób. Oczywiście jakiś wyjątek zawsze się nawinął.
    Loire stanęła na palcach, uważnie bacząc, by nie zostać potrąconą. W końcu wypatrzyła to, co chciała - smugę dymu. Dłonią odzianą w rękawiczkę wskazała w tymże kierunku.
    - Tam - stwierdziła krótko, machnąwszy dłonią na resztę grupy i podążywszy ku drzwiom wgłąb rezydencji. Przy okazji cały czas obserwowała Illustre. Czuła się za nią jakoś... Odpowiedzialna? Może. Kilka razy tańczące pary potrąciły ją, jakby umyślnie. Wydało jej się to dziwne. Ba, więcej niż dziwne, wręcz nienaturalne i groteskowe.
    - Cholera - zaklęła, wyminąwszy kolejną parę. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie ma bladego pojęcia, kim właściwie są jej towarzyszki. Chociaż... Miała teraz na głowie ważniejsze rzeczy, niż integracja.

    Kolejka: Illustre » Blaise » Dark » Cecille
    Illustre
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Październik 2011, 22:45   

    Naprawdę, cytrusową panienką niezmiernie ciekawiła postać zmarłego dżentelmena. Kim był? Co robił? Kim były dla niego damy? Och, jakże chciałaby się tego dowiedzieć! Po skończonej misji będzie musiała zapytać Damy. Inaczej Szaleństwo jej nie daruje, a i ona byłaby odrobinę zawiedziona. Są rzeczy, o które pytać się nie powinno, lecz rozmawianie o zmarłych zwykle przynosi ulgę po ich stracie, a oczy wyglądają tak pięknie zasnute mgiełką wspomnień. Ach! Ale, ale! Trzeba poczekać. Jeżeli wybuchnie pożar nie będzie najważniejszego: życia. Illustre przymknęła powieki, starając się wyostrzyć swój zmysł węchu. Zmarszczyła nosek i otworzyła oczy właśnie w momencie, gdy panienka Loire wskazała smugę dymu, którą dziewczynka ledwo widziała zza wirujących par. Uśmiechnęła się. Trochę nie na miejscu, ale trzeba się cieszyć nawet z najmniejszych pomocy losu, prawda? Toż to wskazówka do rozwiązania zagadki!
    Grzecznie podążyła za Białą Panną, uskakując kolejnym parom. Jak na początku było to zabawne, później konieczne, tak teraz niekulturalne. Illcia cierpliwości miała za stu cytrusowych wielbicieli i jeszcze nikomu nie udało się jej zirytować, zatem teraz odczuwała jedynie żal. Szybko zepchnęła go w głębiny jednego ze swych serc. Nie pora na smutki. Nagle stanęła w miejscu, gdy kolejna para przemknęła jej koło nosa, a długi rękaw błękitnej sukni spoliczkował cytrusową twarzyczkę. Dziewczynka zamrugała brązowymi oczami i przyłożyła wolną dłoń do lekko pomarańczowego policzka. Bu. Na pewno nie zrobili tego specjalnie i gdyby nie byli tak oczarowani, przeprosiliby, prawda? Pobiegła dalej ku tajemniczym drzwiom, starając się nie stracić z oczu Białej Damy.
    Och, Illustre na pewno zrobiłoby się ciepło na obu serduszkach, gdyby dowiedziała się, że panienka Loire w ogóle zastanawiała się, czy czuje się odpowiedzialna za cytrusowe życie. Tak samo z Koronkową i Czarną Damą. Byc za kogoś odpowiedzialnym to dar i radość, czyż nie? Ona też czuła się w pewien, dziecięcy sposób odpowiedzialna za Damy. Nie była takim kompletnie bezbronnym dzieckiem. Miała głowę, w niej mózg, z którego umiała korzystać, sprawność oraz ilustracje pełne obrońców. Illustre wiedziała, że powinna sobie poradzić, ale Damy pewnie nie. Możliwe, że uważały ją za delikatne maleństwo, co też było miłe cytrusowej duszyczce. Najlepiej będzie, jak będą się nawzajem bronic, o. Taki był cytrusowy plan o zapachu limonki. A teraz i dymu.
    Blaise
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Październik 2011, 22:07   

    Zadajmy jedno z ważniejszych pytań w jakimkolwiek i w czyimkolwiek życiu. Czym jest śmierć? Albo jeszcze dogłębniej i bardziej zawile, czym jest proces, który tak nazywamy. Bo czy właściwie śmierć może być śmiercią? I o to jest pytanie, otóż nie - najnormalniej w świecie nie. Słownik języka polskiego podaje definicję, która informuje nas o definitywnym końcu czegoś. I tu znajduje się największy problem - nic w przyrodzie nie ginie. No właśnie, nie rozumiecie nie? Pewne spekulacje mówią, że po zaprzestaniu funkcjonowania wszystkich organów, przez tą lekką chwilę, zmienia się minimalnie ciężar naszego ciała. Część naukowców się tym zajmujących twierdzi, że to po prostu dusza "ucieka" z naszego ciała i tu można przypomnieć powiedzenie, że nic w przyrodzie nie ginie. W takim razie ta dusza musiała gdzieś ulecieć? Gdziekolwiek jest, nie znika. W takim razie, czy potencjalnie możemy uważać, że istnieje coś takiego jak definitywny koniec? Według mnie nie, według Blaisia również.
    Jego śmierć była jedną z tych w stu procentach tragicznych i dramatycznych. Po kilkuset latach nie widzenia się z ostatnim członkiem głównej gałęzi rodu Guide zakończył się żywot Blaise'a Gregoriego Guide i rozpoczął się nowy etap, nowa historia, która będzie lubiła dawać o sobie znać w przyszłych przesłaniach o przeszłości. Jednak zacznijmy od początku, bo choć od tej smutnej i podniosłej chwili minęło zaledwie parę, paręnaście minut i na pewno, niestety, tylko kilka samotnych łez. Od razu mówię, że to uczucie związane z przebitym sercem jest nieporównywalne do żadnego innego. Cieżko mi je opisać, bo jakby nie patrzeć, każdy na pewno odczuje je inaczej - piękna białogłowa odczuje niewyobrażalny ból, masochista będzie chichrał się tak, że będzie nim rzucać po parafii, a co odczuje ta perfekcyjna istota jaką jest blondwłosy? Też mi pytanie - mieszankę wybuchową. Gniew, przemieszany ze szczerym strachem, ale nie przed bólem czy końcem, a przed nieznanym. Blaise, mimo swoich odstrzeleń, lubił mieć wszystko ślicznie uporządkowane, a nie miał szansy nigdy sprawdzić, co się dzieje w trakcie zaprzestania pracy najważniejszego, poetycko i realnie, narządu. Przyjmijmy, więc że gdyby cała krew nie chciała jak na złość wylewać się przez cudowny otwór zrobiłby się czerwony ze złości, chociaż nie. Cały w czerwieni byłby jego potencjalny zabójca, w końcu jak nawet odważył się tknąć... powtórzę to - TKNĄĆ BLAJSIKA! Zasługuje tylko na bardzo bolesną... śmierć, chociaż nie. Przecież przed chwilą udowodniłam, że czegoś takiego nie ma. Zasługuje więc na wieczne wysłuchiwanie japońskiej wersji lucyfera, co jest przerażające i katujące wszystkie zmysły same w sobie. W każdym razie, po upadku blondasek nie czuł już nic - choć to okropnie prostackie - biała maź zalała mu wszystko przed oczami. Tak zakończył się ten rozdział. Co było dalej? Nie, nie obudził się na peronie dziewięć i trzy czwarte, gdzie spotkał długobrodego czarodzieja klasy Merlina i zakrwawione, powywijane w cierpieniu ciałko małego Voldka, które jakby nie patrzeć było urocze. No nie powiecie, że nie. To było coś na wzór otchłani, o tak słowo uwielbiane przez poetów. Jak już przy tym jesteśmy to Tyk, mógłby tego użyć do sonetu o mnie... Pomijając rozważania o mojej zaj... No właśnie, pomijając. Tym razem czarna maź, a nie biała, otoczyła pana pełnego perfekcji i wszystko byłoby okej, gdyby od dołu nie zaczęły szarpać go dłonie. Dłonie tak przerażające jakich nie było nigdzie innych. Zwłaszcza, że Blaise miał obsesje na ich punkcie, a swoje kochał najbardziej. W szale i dzikim podnieceniu zrywały mu ubranie, cześć po części, aż chyba z pomyłki lub zachłanności skórę... Dokładnie, całe poszarpane platy migdałowej cery Blaise'a odchodziły i wlatywały w przepaść niczym porzucone kartki papieru. Dłonie powoli dochodziły do twarzy, a jedna nawet oplotła szyje i wtedy... wtedy blondyn otworzył oczy, dosłownie i w przenośni. Swoją droga byłoby to fajne zbliżenie do teledysku acha suju, ale ten płomień też jest dobrym randomem, puuuuf. Wracając do tego co ważne, mimikę zawsze miał niesamowicie rozbudowaną, co wielokrotnie udowodnił. Tym razem zaś żaden mięsień twarzy się nie poruszył, tylko oczy wyrażały aż daremna dezaprobatę. Kiedy jedna z dłoni wpijała się w policzek rozległ się dźwięk dzwonu kościelnego... Przeciągły dzynk, który sprawił że dłonie powoli pokrywały się białym nalotem, aż w końcu zniknęły. Wtedy twarz chłopaka poruszyła się pokazując białe zęby w szczerym i nieco przerażająco niezwyczajnym uśmiechu. Jednak to nie był koniec, niosąca ból zjawa, krewny faceta z kosą nie postanowił dać za wygraną i na gołym niestety ciele blondyna pojawiła się czerwona plama, gdzieś w okolicach serca, powoli sprawiją czarną ziejącą pustkę. Twarz protoplasty nienagannej postury i wyglądu wykrzywiła się w grymasie cierpienia, a kiedy ujawnił się również sztylet - Blaise wyjął go jednym szybki ruchem, wydając jednocześnie jęk bólu. I znów pojawił się uśmiech, ale tym razem chyba nostalgiczny. Skąd wiem? Podpowiedziała mi ta jedna samotna łza spływająca na niesławnej szramie lewego oka. Z nieba, jakiego nieba! tam była czarna pustka, zaczęły sypać się karty do gry, cóż za przenośnia. Zakochany w, uwaga liczymy! trzech osoba + dziecięcy dodatek, wyciągnął dłoń i rozłożył ją czekając na ten moment. Dokładnie chwilę później opadł tam czarny as...
    ~~~*~~~*~~~*~~~~*~~~*
    Powiem Wam, że nie spodobało mu się to co zobaczył po przebudzeniu. Leżał sam, bez nikogo. Nikt nie zajął się jego ciałem, nikt nad nim nie płakał i nie biadolił, ani nie sypał z góry złotymi gwiazdkami... sorry sorry sorry zboczenia... Wstał z klęczek, otrzepał się i spojrzał z jeszcze większym niesmakiem na swoja koszulę. Cudownie. Sprawdził czy wszystko ma przy sobie, no tak... Brak zegarka, jeszcze go okradli! Boże uchowaj.




    Mieszkaniec Szkarłatnej Otchłani

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Czarna Róża
    Godność: Madeline Dark Wind.
    Wiek: 18-20.
    Rasa: Cień - rzecz jasna.~ x3
    Wzrost / waga: 163 /
    Aktualny ubiór: Sukienka balowa- czarna, maska, wysokie buty.
    Znaki szczególne: Ona jet cała szczagólna.~ x3
    Pan / Sługa: Sob? w?ada? nie da. x3 | Ci?gutek do spraw specjalnych. x3 Maskotka Noah.
    Pod ręką: Tencio, kosa, bandaże, czarna torebka z potrzebnymi rzeczami i... nutka tajemnicy, czyli maska.~ x3
    Stan zdrowia: Głęboka rana w nodze zrobiona paznokciami.
    SPECJALNE: Główny spiker w SpectroFM | Miss Spectrofobii 2011
    Dołączył: 01 Gru 2010
    Posty: 545
    Wysłany: 1 Listopad 2011, 16:52   

    Ciężko było powiedzieć, czy Dark się nie bała. Może nie bała się zabójcy, ani tego, że mogłaby zginąć... Bardziej przerażał ją fakt, że misja się skończy, a ona wtedy będzie nadal cierpieć po śmierci Blaise'a. Nie była pewna jak się będzie czuła po tym wszystkim, ale bała się, że może się załamać, a przecież nie powinna, bo to ona, Dark. Dziewczyny chyba szybciej się pozbierały po tym wszystkim, jednak ona wciąż czuła się, jakby ktoś nakłuwał milionami igieł jej serce. W gardle wciąż miała dziwną gulę, przez którą każda jej wypowiedź była mówiona łamiącym się głosem. Dodatkowo z oczu wciąż płynęły łzy i obserwowała wszystko jakby zza szklanej kurtyny. Dziewczyna czekała na odpowiedź Lunatyczki. Gdy już ją usłyszała, sama nie wiedziała, czy poczuła się teraz gorzej, czy lepiej. Miała ochotę biec i dognać zabójcę, ale jednocześnie wiedziała, że nie powinna, to było tak bolesne. Była rozdarta. Wciąż pytała się siebie skąd te uczucia, wydawało jej się, że chłopak był tylko i wyłącznie jej narzędziem i że jej ani trochę na nim nie zależy. Czyżby się myliła?
    Jednak wahanie minęło wraz z kolejnymi słowami Imbryczka. Skinęła w jej stronę delikatnie głową. Na chwilę zapomniała, że przybyła tu po to, by zniechęcić ją do siebie i Blaise'a... Że nie zamierzała z nią sympatyzować. Teraz wręcz poczuła drobną więź między nimi dwiema. Wiedziała podświadomie, że ból je łączył... Czuła się z tym dziwnie, ale jednocześnie poczuła do niej sympatię niemalże taką jak do dawnej Czarnej Róży. Zemsta... dziwny sposób na więzi międzyludzkie, ale lepszy taki niż żaden... chyba. W końcu dziewczyny będą ze sobą współpracować, lepiej, żeby się nie sprzeczały między sobą. Nie było czasu na kłótnie... Tym bardziej, że zapach dymu stawał się coraz silniejszy. Właśnie, wracając do dymu! Senna Maniaczka nie spodziewała się tak prędkiej reakcji dziewczyn, ale była zadowolona, że stało się tak a nie inaczej, mogły zareagować miast poszukiwać źródła zapachu.
    Usłyszała krótkie "tam" i zerknęła w ową stronę. Loire ruszyła przed siebie przeciskając się przez tłum, za nią Illustre, a za nimi Dark, która pociągnąwszy za sobą Cecylkę dopiero zauważyła, że trzyma wciąż jej nadgarstek. Nie mówiąc nic przepuściła przed sobą Lunatyczkę puszczając jednocześnie jej rękę i biegła za całą trójką, postanowiła, że będzie chronić tyły. Choć zazwyczaj to ktoś chronił ją od tyłu teraz to ona zamierzała przypilnować bezpieczeństwa dziewcząt. Przy okazji pocierała dłonią o dłoń skupiając się na myśli o ogniu. Westchnęła cicho, jakby odganiając od siebie ciężkie emocje choć na chwilę. Wciąż płakała, jednak przestała na to zwracać uwagę. Nawet nie przeszkadzało jej obijanie się o pary na swej drodze, była skupiona na dwóch czynnościach. Gdy zbliżały się na miejsce dziewczyna zauważyła mordercę.
    Nie wiadomo, czy natrafienie na drodze na zabójcę było dobrym omamem, ale Madeline nie zamierzała jakoś szczególnie się nad tym zastanawiać. Mimo wszystko coś ją wybiło z myśli o ogniu. Z jej na wpół otwartej torebki wypadło coś wydając cichy brzdęk. To był dzwoneczek od Blaise'a. Stanęła jak wryta. Nie, nie może go tak zostawić, to była jej jedyna pamiątka po słudze. Krzyknęła do dziewczyn krótkie:
    - Biegnijcie dalej, za chwilę was dogonię.
    po czym obróciła się szukając wzrokiem metalu. Odnalazła swą zgubę w kilka sekund. Szybko podniosła ją z ziemi. Uniosła dzwoneczek ku górze i tuż przed swoimi oczami zadryndała nim, jak uważała, ostatni raz w życiu. Wrzuciła go z powrotem do torebki i z jeszcze większą masą łez podążyła za resztą. Po chwili znów skupiła się na ogniu. Dogoniła panienki, już po drodze jednak zaczęła działać. Ilość ognia zmniejszała się powoli, bardzo mało, ale zawsze coś, a same płomienie prawdopodobnie nie parzyły już dłoni ludzkich. Jeśli jej się udało to temperatura ognia powinna spaść do jakiś trzydziestu pięciu stopni. Czy jej się udało? Możliwe.

      Jeeej, udało się coś nabazgrać. *.* Dziewczyny, przepraszam, ze musiałyście tyle czekać...
    _________________


        Piękna róża zła
        Każdego kwitnie dnia
        w okrutne kolory przyodziana
        Każdy chwast co w drogę zechce pięknej róży wejść
        Aa, wkrótce zwiędnie i zamieni szybko się w jej część.

          Piękna róża zła
          Każdego kwitnie dnia
          W mordercze kolory przyodziana
          Chociaż kwiatem cudnym nasza piękna róża jest
          Aa kolce jej poranią nawet najłaskawszy gest.


      Galeryjka:


      x
     



    Północnica

    Organizacja MORIA: Główny Zarządca
    Godność: Cecille Clementine Tichý alias Teresa Palmer.
    Wiek: Nieznany. Wygląd sugeruje, że jest po 20-stce.
    Rasa: Uchodzi za człowieka.
    Lubi: Perfekcję. Ceni ponadprzeciętną inteligencję i profesjonalizm. Fascynują ją diamenty. Ma też słabość do zapachu ambry i frezji.
    Nie lubi: Prawdy.
    Wzrost / waga: 173 cm. / 50 kg.
    Aktualny ubiór: Kaszmirowy płaszcz, krótka sukienka z miękkiej dzianiny i matowe rajstopy. Na stopach lakierowane szpilki. Wszystko w odcieniach czerni. W uszach diamentowe kolczyki, a na nadgarstku platynowy zegarek.
    Znaki szczególne: Piegowate ramiona i dekolt.
    Zawód: Oficjalnie Dyrektor ds. Badań i Rozwoju Grupy Forvax Public Health.
    Pod ręką: Torebka, a w niej portfel, dokumenty (fałszywe), jakieś pięć telefonów komórkowych, okulary od Prady, paralizator i Zoloft.
    Broń: Umysł.
    Nagrody: Maska Tysiąca Twarzy
    SPECJALNE: Mistrz Gry (uprawnienia tymczasowe)
    Dołączyła: 07 Lip 2011
    Posty: 300
    Wysłany: 4 Listopad 2011, 20:03   

    Wzrost, którym natura je obdarzyła z pewnością stanowił element wpływający na ich korzyść. Dzięki niemu odnalezienie źródła tak wielkiego rabanu nie stanowił czynności nad wyraz trudnej, a warto tu wspomnieć, że i inne zmysły odegrały w tym swą znaczącą rolę. Pomocnym okazał się sygnał dziewczęcia o jasnych, zdawać by się mogło, dotkniętych bielactwem puklach, której refleks okazał się być nie tyle skuteczniejszy, ile szybszy od pozostałych panien.
    Cecylia dostrzegła jak teoretycznie najmłodsze z ich grona ruszają w kierunku nowego źródła tutejszego zamieszania. Teoria jednak w Krainie Luster imała się stanu faktycznego w minimalnym stopniu, logicznym i niemal racjonalnym było więc założenie przez blondwłosą, iż obie panienki mogą równie dobrze skrywać swe prawdziwe postacie, jak i moce w nich zaklęte. Co za tym idzie, należało w miarę możliwości uregulować wszystkie niedopowiedzenia i odsłonić przed sobą skrywane karty... o ile rzecz jasna, chciały ujść stąd bez szwanku. Nie ukrywała, że wolałaby, aby owe dwie pannice w dalszym ciągu trwały przy ciele Gregorego, wszak nie wiedziały czy ktoś nie raczy się zająć martwym truchłem, ani czy sprawca nie raczy powrócić na miejsce swej zbrodni i dajmy na to... zaopatrzyć się w pamiątkę?
    Pełne makabry wizje nawiedziły Cecille i przez moment zamroczyły dziewczę na tyle, że nie była w stanie drgnąć, popychana jedynie od czasu do czasu przez roztańczone duety. Trwało to zaledwie sekundy, choć w mniemaniu samej pannicy tarcza zegara zdała się zataczać coraz szerszy krąg, roztaczając paraliż na wszelkich mięśniach, jakie skrywało jej ciało. Czuła, nie, była w pełni przekonana o tym, że i jej obecna stanowczość i skupienie jedynie na otrzymanej misji rozsypie się w pył w momencie, w którym powód ich zgromadzenia pocznie zmierzać ku końcowi.
    I jej nie umknął gwałtowny moment przemiany, w którym to nieprzychylność owej istoty opatrzonej wiankiem czarnych pukli uległa poczuciu bliskości, więzi, jak mniemała, która wypływała z czystego i niemal pierwotnego pragnienia ukrócenia żywota pewnemu osobnikowi, jakim obie teraz równie mocno pałały.
    Syknęła donośnie, uwalniając się stopniową z tak nieznośnego letargu, gdy tylko poczuła mocny uścisk, wynurzający ją z najczarniejszych odmętów własnej jaźni. Czym prędzej oderwała kamienne trzewiki od parkietu i ruszyła w ślad Dark, wkrótce ją wyprzedzając, do czasu, gdy brzdęk łomoczącego o parkiet metalu i cichy świst dzwonka odwrócił jej uwagę. Przystanęła na krótką chwilę, jednak słysząc zapewnienie kobiety raz jeszcze ruszyła przed siebie, dościgając do tej pory rozdzieloną grupę.
    - Póki znów się nie rozdzielimy, może czas ujawnić o sobie co nieco? To nam pomoże zmierzyć się z tym, co kryje to przeklęte miejsce, a wspólnie, kto wie... może nawet uda nam się to przezwyciężyć.
    Odparła nieco ogłuszona przez własne, niezwykle podwyższone tętno, które obecnie zdawało się rozsadzać kluczowy organ na drobne ćwiartki. Spojrzała na twarze pozostałych panien, próbując unormować rozszalały od wysiłku oddech.
    - Na imię mi Cecille, jestem telekinetyczką, warto nadmienić - całkiem dobrą w znikaniu.
    Wyjaśniła pośpiesznie, licząc się z całkowitym niedosytem czasu, na jaki śmiało mogły narzekać. Wszak im prędzej to sobie wyjaśnią, tym szybciej będą mogły zająć się sprawą dymu i może wówczas podzielić się w sposób elokwentny i kto wie, może nawet całkiem sensowny.
    _________________

    Loire
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Listopad 2011, 22:15   

    Zabiegi Dark tyczące się zmniejszenia temperatury ognia były trochę jak spacer po linie z zasłoniętymi oczyma. Nikt nie widział tego ognia, ale było doskonale wiadomo, że jest - a to z powodu dymu. Oczywiście, żadna z towarzyszek Czarnej Róży nawet nie wiedziała o tym, co próbowała zrobić czarnowłosa. Jednakowoż mogę rzec, iż temperatura płomieni rzeczywiście powolutku się zmniejszała. Powoli, drobnymi kroczkami, ale nieubłaganie. Zupełnie tak, jak człowiek zbliża się ku śmierci.
    Dym zrobił się gęstszy. Kiedy dziewczęta przekroczyły próg, nie było widać zbyt dużo, poza ścianami i nikłymi poświatami kryształowych żyrandoli, zwisających z sufitu w równych odstępach. Pomimo tego, kierunek, z którego płynął dym, był raczej łatwy do określenia. Zakładam, że cała czwórka ruszy w tym kierunku, bo przecież nie cofną się teraz, nieprawdaż?


    Loire właśnie uskoczyła przed kolejną parą, siarczyście przeklinając całą tę zombie-hołotę. To wszystko przekraczało granice nienormalności, nawet, jeśli brać pod uwagę fakt, że znajdowali się w Krainie Luster, która w założeniu jakiegoś chorego umysłu miała być w każdym calu nietypowa i odbiegająca od schematów. Reasumując - nie podobało jej się to wszystko. Ani trochę. Może gdyby nie musiała przed chwilą patrzeć na śmierć w czystej postaci, byłaby teraz bardziej zdeterminowana, aby wykonać zadanie. W każdym razie, teraz miała ochotę usiąść z kubkiem herbaty w jakimś kącie w swoim domu i trochę sobie popłakać. Tak najzwyczajniej w świecie, jak ludzkie dziecko, jak gdyby nigdy nie była istotą magiczną, jak gdyby te wszystkie wydarzenia z całego jej życia nigdy nie miały miejsca, a ona była zwykłą dziewczynką ze zwykłymi problemami, zwykłym życiem, żyjącą w zwykłym otoczeniu. Nie pierwszy raz się tak czuła. Czasami miała ochotę po prostu uciec od tego wiszącego w powietrzu konfliktu, prawie, że przedbitewnego zgiełku gdzieś daleko, na pustkowie. Gdziekolwiek, byleby odciąć się od świata. I to było tak ludzkie pragnienie, że czasami niemal wątpiła w to, czy faktycznie jest takiej, a nie innej rasy.
    Brzęk dzwoneczka ni z tego, ni z owego przywołał do jej umysłu jakieś miłe uczucie, oderwane całkowicie od obecnej rzeczywistości, niczym pojedynczy strzępek kartki, oddarty brutalnymi dłońmi. Poczuła jakieś dziwne ciepło na duszy, wspomnienie chwil, kiedy jeszcze mało co musiało ją obchodzić, i nagle to wszystko wydało jej się dziwnie dalekie, niedostępne. Zdała sobie sprawę, że nie ma jak do tego wrócić, choćby chciała, że to tylko fragmenty wspomnień i nic już nie będzie takie, jak kiedyś. Przykre, ale prawdziwe. O dziwo, nie zrobiło to jednak na niej większego wrażenia. Była tego doskonale świadoma. Niejednokrotnie prowadziła z sobą samą durne monologi na ten temat. Widocznie to zapobiegło jej rozproszeniu teraz.
    Na słowa Cecille zareagowała z lekką, niemal niewyczuwalną aprobatą.
    - Jestem Loire, Biały Królik. Do usług - po tych słowach uśmiechnęła się lekko, jednak ów uśmiech zniknął prawie natychmiast, gdy oczy ujrzały wnętrze korytarza skąpane w ciemnym dymie gryzącym zarówno powonienie, jak i gałki oczne. Posłała towarzyszkom pytające spojrzenie. Kto wie, może było zbędne?

    Kolejka: Illustre » Cecille » Dark » Blaise
    Illustre
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Listopad 2011, 19:04   

    Kolejna para zachwiała dziewczynką tak mocno, że musiała się ratować wspięciem na palce i obrotem. Gdy tylko wylądowała musiała odchylić się do tyłu przed wyjątkowo długim frakiem pewnego dżentelmena, znaczy tancerza. Prawie zrobiła mostek i była gotowa na przejście w tył, gdy kolejna para pojawiła się za nią. Znowu stanęła na palcach, starając się zajmować, jak najmniej miejsca. Zmarszczyła nosek. W tym miejscu było więcej par, niż wcześniej. Uskakiwanie przed nimi sprawiało jej niesamowitą radość i świetnie nadawało się na ćwiczenie akrobatyczne, ale nie powinna teraz o tym myśleć. Po raz kolejny tego wieczoru zaczęła sobie powtarzać w myślach, niczym rymowankę: "myśl o zadaniu, a nie w chmurach bujaniu!".
    Usłyszała brzdęk dzwoneczka, wyraźnie odbijający się w jej szklanym uchu. Odwróciła się i ujrzała Czarną Damę, goniącą zgubę Gdy usłyszała zapewnienie, wróciła do biegu z przeszkodami. Normalnie na pewno by podbiegła i pomogła szukać uciekiniera z torebki, ale teraz Yun kazała jej iść dalej. Ach, to mieszkanie drugiej duszy w twoim ciele... Często ratuje, ale też często się z nią nie zgadzasz. Mimowolnie Illustre uśmiechnęła się. Uwielbiała dźwięki dzwoneczków i dzwonów. Były takie magiczne i piękne!
    Koronkowa Dama dogoniła ją i Biała Damę. Ujawnić coś o sobie? To prawie jak opowiedzenie swojej historii. Tak, tak, Ill i Szaleństwo zdecydowanie popierają ten pomysł! Inna sprawa, że tak faktycznie będzie bezpieczniej... Panna Cecille, jakie to piękne imię! Takie lekkie i melodyjne, zupełnie jakby unosiło się w powietrzu, a ostatnia literka znikała. Wspaniały dobór imienia. Biała Dama zwała się Loire, tego dowiedziała się już od zmarłego dżentelmena Blaise'a. Nadal oba imiona obijały się o cytrusową główkę, próbując przebić się przez Zapomnienie. Tylko dlaczego?
    - Nazywam się Illustration, w skrócie Illustre. Jestem senną ilustratorką z cyrku śmiechu. - Powiedziała z uśmiechem do panien, udając w biegu dygnięcie, co było doprawdy kłopotliwe, jeszcze z nieschowaną do ilustracji maską klauna. Według pokrętnej dziecięcej logiki było to przedstawienie bardzo poetyckie i ukazujące wszystkie jej przydatne zalety. Co z tego, że pewnie mało kto to zrozumie... Na pytające spojrzenie Loire odpowiedziała króciutkim kiwnięciem głowy. Przetarła wszystkie trzy oczka, które niesamowicie szczypały od dymu. Wstrętny pożar! Powoli zaczęła wchodzić do korytarza, kroczek po kroczku, zupełnie jakby stąpała po nowej, niezbadanej linie zawieszonej pod dachem cyrkowego namiotu.
     



    Północnica

    Organizacja MORIA: Główny Zarządca
    Godność: Cecille Clementine Tichý alias Teresa Palmer.
    Wiek: Nieznany. Wygląd sugeruje, że jest po 20-stce.
    Rasa: Uchodzi za człowieka.
    Lubi: Perfekcję. Ceni ponadprzeciętną inteligencję i profesjonalizm. Fascynują ją diamenty. Ma też słabość do zapachu ambry i frezji.
    Nie lubi: Prawdy.
    Wzrost / waga: 173 cm. / 50 kg.
    Aktualny ubiór: Kaszmirowy płaszcz, krótka sukienka z miękkiej dzianiny i matowe rajstopy. Na stopach lakierowane szpilki. Wszystko w odcieniach czerni. W uszach diamentowe kolczyki, a na nadgarstku platynowy zegarek.
    Znaki szczególne: Piegowate ramiona i dekolt.
    Zawód: Oficjalnie Dyrektor ds. Badań i Rozwoju Grupy Forvax Public Health.
    Pod ręką: Torebka, a w niej portfel, dokumenty (fałszywe), jakieś pięć telefonów komórkowych, okulary od Prady, paralizator i Zoloft.
    Broń: Umysł.
    Nagrody: Maska Tysiąca Twarzy
    SPECJALNE: Mistrz Gry (uprawnienia tymczasowe)
    Dołączyła: 07 Lip 2011
    Posty: 300
    Wysłany: 23 Listopad 2011, 20:24   

    Tarcza zegarowa i wybite na niej wskaźniki zdawały się być pochłonięte w mirażu wraz z rozjuszonym w tańcu tłumem, zmuszając całą gromadę przyspieszonego, oderwanego od jakiegokolwiek pojęcia standardu, działania. Wiązała się z tym rzecz jasna przypuszczalna lekkomyślność i co gorsza, możliwość popełnienia w tak kluczowym momencie niepotrzebnych błędów, zdolnych zadecydować, o zgrozo, o ich dalszym losie. Brak entuzjazmu w myślach blondwłosej wyraźnie odcisnął się na jej twarzy, wymuszając prawie karykaturalny, wynędzniały obraz, którego na swoje i zgromadzonych tu szczęście, w miarę jego uprzytomnienia, prędko się pozbyła. Obawiała się, już nie tylko o porzuconego w tyle, wyzbytego ducha trupa jej niedoszłego narzeczonego, o tym, jak wielce pragnęła cofnąć się i powrócić do truchła, ni o tym, jak wielki żal czuła niemal chwilę temu, powstrzymana przed obdarowaniem podobnym losem jego mordercy. Na żadne z tych myśli nie było czasu, a mimo to wszystkie z nich, były zdolne rozpędzić w perzynę jej skupienie i koncentrację, nieocenioną obecnie nie tylko dla niej samej, ale i dla wszystkich panien, które szczęśliwie lub też nie, były od siebie i od swych poczynań - zależne.
    Nie mając nawet szansy na pozbieranie własnych myśli, działając intuicyjnie i rzecz jasna, spontanicznie, stanęły przed kolejną decyzją.
    Przejście przez ów niefortunny próg, przed którym stały obecnie wszystkie panny, wydawał się czynem niemal heroicznym, a mimo to, pełznące ku nim strzępy mglistego dymu, wydawały się kryć w sobie swoiste niebezpieczeństwo, które najpewniej wszystkie obecnie wyczuwały. Również i decyzja dotycząca wkroczenia w nieznaną substancję pozostawała w myślach Cecille wielce ryzykowna, a co za tym idzie, stanowiąca zagrożenie dla nich wszystkich. Niestety, ciąg zdarzeń zapoczątkowany zaoferowaniem swojej pomocy w rozwiązaniu tutejszej zagadki, w mniemaniu Cecylii zmuszony był zakończyć się otrzymaniem jasnej i przejrzystej odpowiedzi, a co za tym idzie... jakiekolwiek domniemania o wycofaniu się z danego przyrzeczenia, było absolutnie niedopuszczalne. Nie łudząc się zbędnymi wątpliwościami, zanurzyła się w chmarze białego puchu, dotkliwie kąsającego nie tylko porażone swądem nozdrza, ale i kluczowy zmysł, niezbędny im w chwili obecnej, a konkretniej rzecz ujmując - oczy. Niestety, także wątpliwa przydatność ubranych przez nie masek w tłumieniu napierającego na twarz dymu była znikoma. Kaszel samoistnie odezwał się z jej płuc, dając tym samym znak o kolejnej kłodzie, jaka została rzucona im pod nogi. Czyżby ślepe przejście przez gęstą mgłę było dla nich możliwe? Nie inaczej. Należało jednak trzymać się kilku solidnych zasad, a nadrzędną z nich, było kategoryczne niedopuszczenie do rozdzielenia grupy.
    Poczekała, aż wszystkie znalazły się za dymną zasłoną, mrużąc potwornie powieki, przy każdej próbie rozpoznania mijających ją sylwetek.
    - Trzymajmy się blisko.
    Zasugerowała pospiesznie, pomiędzy kolejnymi salwami dławiącego kaszlu i niemal natychmiast zbliżyła się ku mglistym postaciom w jej pobliżu. Bliska odległość nie stanowiła zbytniego utrudnienia dla ich widoczności, jednak jeżeli ktokolwiek rozważał próbę oddalenia się, liczyć się musiał najpewniej z całkowitym zbłądzeniem i poleceniem nawigacji własnym, sukcesywnie tępionym przez dym, zmysłom.
    Analizowanie obecnej sytuacji poszło nieco dalej i huczało donośnie pod gąszczem płowych włosów, wprawiając panienkę o niemałą migrenę, wcale nie pożądaną w ich już i tak, nieciekawej sytuacji. Odnalazła z niewielkim trudem drugą Lunatyczkę i szybko zlokalizowała towarzyszącego im, drobnego Cyrkowca. Obie mogły być pomocne, a nader wszystko nieoceniona umiejętność teleportacji, z której to Króliki słynęły, a która obecnie, stanowić mogła jeden z ich asów. Co do możliwości cyrkowego dziewczęcia, ilustracje przez nią dzierżone nie były do końca jasne dla kolekcjonerki, ale czy i z innymi z jej pobratymców sprawa nie miała się podobnie? Cyrkowcy byli nieobliczalni i tu właśnie tkwiło niebezpieczeństwo w zadawaniu się z nimi, choć w niepojętnym przypływie narzuconego im, pospiesznego działania, czuła, że już jakiś czas temu obdarzyła młodą pannicę swoistym kredytem zaufania. Gatunek trzeciej z panien pozostawał nadal tajemnicą, podobnie jak i jej obecność, którą teraz, z niejaką paniką, Cecylia desperacko starała się odszukać.
    _________________





    Mieszkaniec Szkarłatnej Otchłani

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Czarna Róża
    Godność: Madeline Dark Wind.
    Wiek: 18-20.
    Rasa: Cień - rzecz jasna.~ x3
    Wzrost / waga: 163 /
    Aktualny ubiór: Sukienka balowa- czarna, maska, wysokie buty.
    Znaki szczególne: Ona jet cała szczagólna.~ x3
    Pan / Sługa: Sob? w?ada? nie da. x3 | Ci?gutek do spraw specjalnych. x3 Maskotka Noah.
    Pod ręką: Tencio, kosa, bandaże, czarna torebka z potrzebnymi rzeczami i... nutka tajemnicy, czyli maska.~ x3
    Stan zdrowia: Głęboka rana w nodze zrobiona paznokciami.
    SPECJALNE: Główny spiker w SpectroFM | Miss Spectrofobii 2011
    Dołączył: 01 Gru 2010
    Posty: 545
    Wysłany: 20 Grudzień 2011, 20:04   

    Ta pewna więź, która podświadomie utworzyła się między Dark i Cecille dała się wyczuć u nich, może w małym stopniu, ale dała. Madeline starała się nie zwracać na to uwagi, ale jednak po części to zauważała i to na pewno jej nie cieszyło... W końcu to nasz oschła Czarna Róża, nieprawdaż? Obie miały ochotę pomścić swego znajomego, bliższego czy dalszego, a wspólny cel nie raz łączył osoby niezależnie do innych uczuć, którymi do siebie pałają. Senna Maniaczka jeszcze kilkanaście minut temu miała ochotę ubić Imbryczka, teraz zaś nie pozwoliłaby nikomu na zrobienie jej krzywdy, bo kilka minut temu wymyśliła sobie, że nie pozwoli na to by ktoś umarł tu bez sensu. Szczególnie jeśli żadna z dziewcząt nie jest człowiekiem, więc żadna nie wpasowywała się w myśl "nienawidzę was ponad wszystko".
    Po upuszczeniu dzwoneczka panienka Wind dość szybko dołączyła do reszty, dlatego mogła się dołączyć do wymieniania się informacjami. Oczywiście cały czas skupiała się na ogniu, dlatego nie do końca włączała się w to wszystko, nie układała również jakichś pięknych zdań. Przedstawiła się krótko i rzeczowo:
    - Dark, telepatka, piromanka, senna maniaczka, na Wasze szczęście czysta dopiero jeden dzień.
    Nie tłumaczyła nic, nie mówiła również o masie rzeczy/towarzyszy, które przy sobie miała. Gdyby dodała jeszcze jedno słowo utraciłaby kontakt ze źródłem dymu, a tego przecież nikt by nie chciał. W końcu na ślepo ledwo co wyłapywała ogień, więc musiała myśleć o tym miejscu niemalże bez przerwy, nie było czasu na dyskusje. Krótka charakterystyka powinna wyjaśnić to i owo. Można tylko powiedzieć, że skoro już przyznała się do bycia maniaczką dodała od razu, że nie jadła żadnego dopiero dzień, bo gdyby była na głodzie mogłaby odebrać w złości życie pierwszej lepszej osobie. A co do ugaszania płomieni... Może dziewczyny nie mogły wiedzieć co ona teraz robiła, ale na pewno widząc ją skupioną, słysząc, że jest piromanką i zdając sobie sprawę z tego, że wcześniej było odrobinę więcej dymu, miały szansę domyślić się tego, czym właśnie się zajmowała.
    Mimo masy dymu dziewczyna bez zastanowienia ruszyła przed siebie. Jak można się domyśleć pył drażnił jej gardło i szczypał w oczy, nie ściągnęła jednak maski i to pomagało jej jako tako wytrzymać w tych warunkach. Szła nadal myśląc o ogniu, co jakiś czas kaszlnęła, jednak nie rozproszyła się nawet za chwilę, milczała, nie odpowiadała na żadne wezwania, była niemalże w transie. Słyszała, że ma się trzymać blisko dziewczyn, ale nie mogła się obrócić, by ich szukać, bo moc straciłaby jakiekolwiek działanie. Przypomniała sobie jednak pewną rzecz. Z piromanią łatwo było jej połączyć jeszcze jedną moc bez niebezpieczeństwa rozproszenia się. Otworzyła szybko torebkę i na nowo złożyła ręce by się skupić, z jej torby zaś wyszedł biały królik, uleciał na wysokość jej głowy świecąc swymi czerwonymi oczętami. Teraz mogą Tencia użyć jako znaku rozpoznawczego. Miała nadzieję, że dziewczyny się domyślą, że ma to kierować w jej stronę, a nie zaczną atakować biednego, niewinnego pluszaczka myśląc, że to wróg.
    Darkiś, uważaj na siebie. - usłyszała w swej głowie, jak zwykle jej brat się o nią martwił. Jednak jemu również nie odpowiadała. Im bardziej zbliżała się do źródła tym bardziej starała się działać swą mocą i tym mocniej się koncentrowała. Nie mogła powiedzieć, że czuła się dobrze... Powoli zaczynała się przyduszać, teraz mocno przylegająca maska zamiast pomagać utrudniała wszystko. Poczuła pulsowanie w okolicach skroni. Ach, nie ma to jak dym, nieprawdaż?

      // Wybaczcie dziewczynki, że tak długo, ale rodzina rzecz święta, musiałam się zająć pewnymi sprawami prywatnymi, wolałabym tu nie mówić jakimi. Jeszcze raz przepraszam i obiecuję spróbować się poprawić. ^^"
    _________________


        Piękna róża zła
        Każdego kwitnie dnia
        w okrutne kolory przyodziana
        Każdy chwast co w drogę zechce pięknej róży wejść
        Aa, wkrótce zwiędnie i zamieni szybko się w jej część.

          Piękna róża zła
          Każdego kwitnie dnia
          W mordercze kolory przyodziana
          Chociaż kwiatem cudnym nasza piękna róża jest
          Aa kolce jej poranią nawet najłaskawszy gest.


      Galeryjka:


      x
    Blaise
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Grudzień 2011, 19:40   

      Jeśli więc twoje prawe oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla Ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła.

    Ewangelia według świętego Mateusza nie była co prawda ulubioną częścią Nowego Testamentu Blaise'a, ale zawierała cytat który cenił sobie niezwykłe. Można go co prawda potraktować dosłownie, ale kto chciałby wydłubać sobie oczy? Nie widzę w tym większego sensu. No chyba, ze ktoś byłby wyjątkowo zdesperowany i w pewnym stopniu niepoczytalny, czyli w sam raz dla blondyna! Blaise uniósł dłoń do twarzy i dwoma palcami powolutku zbliżał się do swojego lewego oczka. Opuszki palców już prawie dotykały źrenicy, kiedy opuścił jest nieco w dół i po prostu podrapał się po swojej ranie. No błagam Was. Blondyn nigdy sam by się nie oszpecił. Co prawda dobrze wiemy, że jednoocy bohaterowie mają niezwykle branie, parę przykładów? Break z Pandora Hearts czy nawet, choć nie do końca, Ciul z Kuroshitsuji. Ambitniej? Cyklopi z mitologii... No dobrze, to nie jest najlepszy przykład, ale nie macie prawa się czepiać. Wracając do naszego wątku. Owy cytat można interpretować oczywiście jeszcze inaczej. Być może dosłownie. Tak jak przysłowie z rybą, która psuje się od głowy. Jeśli coś potencjalnie zaczyna się sypać, nie ma co czekać - trzeba odciąć lub po prostu w jakiś sposób pozbyć się czegoś co działa na nas z niszczycielską siłą. I Blaise miał właśnie zamiar to zrobić. Choć może wydać się Wam to nieco trywialne i w obecnej chwili właściwie niepotrzebne to nasz blondasek nie jest wstanie paradować w zakrwawionej koszuli! Nie gra, przecież w filmie przygodowo gangstersko coś tam. Fioletowooki powoli, drżącymi rękoma, bo jakby nie patrzeć dopiero co zmartwychwstał. No błagam Was, tylko Jezus mógł sobie tak od tak paradować, biegać, skakać i latać tuż po respamie... tak się to dzieje, kiedy pyka się w skyrim i jednocześnie czyta biblię... Kiedy jego długie i szczupłe palce będę posuwały się w dół, kiedy już w zawadiacki sposób pozbędzie się swojego fraku rozważmy jeszcze jedną części ewangelii Świętego Mateo. A propos tego, że Blaise się rozbierała przypomniał mu się jeszcze jeden.
      Każdy kto oddala swoją żonę - po za wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa.

    Nie żeby się jakoś specjalnie czepiała, ale to nie ma większego sensu lub jest wyjątkowo seksistowskie. Według blondyna w dawnych czasach powód oddalenia żony był jednoznaczny, bo najprawdopodobniej się znudziła. Rozumiem, że można by ja ukarać za owy nierząd skazując ją na samotne życie, w końcu jaki mężczyzna zechciałby popełnić grzech nierządu! Ale co z mężczyznami? Niech i oni po oddaleniu żony musieli żyć samotni. I skoro jesteśmy przy aspekcie porzucenia. Gdzie nasza wesoła kompania? Znaczy się gromadka, czy coś. W końcu nikt z Was nigdy nie miał do czynienia z Robin Hoodem. Wokół tylko nieznajome twarze pełne tej pustki bezsensowności w oczach, której nawet ludzie żywi, a nie lalki jak w obecnej sytuacji, przejawiają nie raz. Ten akt bezinteresowności, ale nie tej dobrej która narzuca nam robienie komuś przyjemności, ale tej złej. Tej nakazującej nam przejść obojętnie. I tacy właśnie byli tancerze. A nad tancerzami? Unosił się dym? Czyżby Ezio miał coś z tym do czynienia? Odwala mi. Blaise zrzucił z siebie koszule i stał, może nie goły jak święty turecki (ja w końcu dojdę o co chodzi w tym przysłowiu!), ale od pasa w górę bez żadnego ubrania. Jego klatka piersiowa na pewno było bardziej umięśniona niż te narysowane mięśnie u Edzika, ale nie był to szczyt pakerstwa. W dodatku na jego oliwkowej skórze znalazło się wiele szram, właśnie z zarośniętą, aczkolwiek nadal nieco paskudną, większą na plecach i mniejsza na prawej piersi, raną po wbiciu noża.
      Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A ja Wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu; lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek nadstaw mu i drugi!

    Nie żeby Blaise miał coś do nauczań Jezusa Chrystusa owocu kobiety dziewicy, choć jej dziewictwo wyklucza to, że dzieciaczek się urodził. Co przegryzł się przez brzuch jak dziecię Belli i Edwarda omijając błonę dziewiczą? Tak z pewnością. Jednak Blaise nie miał zamiaru ani w malutkim stopniu odpuścić swojemu oprawcy. Tym razem pójdzie za radą Kodeksu Hammurabiego i przebije serce swojemu zabójcy tak długo aż posypią się z niego iskry. A jeśli martwy byłby w dniu spotkania i przeniesiony już do Królestwa Niebieskiego, to blondyn zesłany z góry z chęcią użyje jego ciała i posoki do udekorowania ulic miasta. Prawie jak Mesjasz barankiem w czasie oprawców Egipskich. I kto mi powie, ze nie jest on prorokiem? Szykuj się panie zabójco.
    Pół nagi mężczyzna z wieloma ranami na ciele i w oliwkowej cerze oraz porcelanowo białej masce oraz blond kosmykach zwichrzonych luźno i okalających ową zasłoniętą twarz udał się w kierunku wydobycia dymu. Nawet nie próbował uważać na lalkowatych ludzi, a po prostu odtrącał ich niezbyt delikatnie - jakby nic nie ważyli. Choć być może to niecodzienny widok to jest jeszcze coś co odznaczało go od reszty. W oczach miał typową złość, żal i agresję. Nie były to zwyczajowe oczy spokojnego i nieco nieogarniętego Białego Królika, a smętne i głodne zemsty oczy Zamkowego Fantoma.
    Loire
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Grudzień 2011, 19:44   

    Dziewczęta ruszyły w kierunku, z którego wydobywał się dym. Z każdą chwilą, każdą mijającą sekundą smoliście czarne opary stawały się coraz gęstsze, coraz mocniej szczypały oczy i powonienia. Nawet głupiec umiałby stwierdzić, że powodem takiego obrotu spraw jest zbliżanie się do źródła ognia. Loire usilnie powstrzymywała chęć odetchnięcia, wiedząc, że dym ma dość toksyczne właściwości, a i wdychanie go nie należy do doświadczeń najprzyjemniejszych. Ograniczyła się tylko do niezbędnego minimum. Czuła, jak kropelki potu spływają jej po rozgrzanej twarzy, częściowo tylko okrytej koronkową maską. Koło jej nogi biegła różnokolorowa plama - nikt inny, jak tylko Cheshire. W towarzystwie jego i pozostałych trzech dziewczyn czuła się, nie wiedzieć dlaczego, odrobinę pewniej. Za żadne skarby nie pchałaby się w źródło ognia samotnie. Raz, że było to kompletnie nierozsądne i niebezpieczne, a dwa, że odczuwałaby wtedy o wiele większy strach, niż w obecnej chwili. Mimo wszystko wsparcie emocjonalne działa cuda.
    Korytarz wił się, w pewnym momencie kompania natrafiła na schody. Zaczęli wspinać się po nich powoli, w oparach dymu wymacując gorączkowo kolejne punkty oparcia dla stóp i metalową barierkę, chroniącą ich z jednej strony od upadku w przepaść. W końcu całą czwórka dotarła do tej części schodów, gdzie dym był najgęstszy i niemal całkowicie utrudniał widoczność. Loire zaczęła pokasływać - podobnie jak jej towarzyszki. przez zasłonę dymu nikle przebijał się obraz szalejącego ognia. Biały Królik machnęła drżącą ręką, odgradzając źródło dymu od nich magiczną, półprzezroczystą barierą. Dzięki temu wszystkie cztery mogły wreszcie choćby w niewielkim stopniu przejrzeć na oczy, gdyż dym pozostały po "ich" stronie dym począł ulatniać się w stronę sali balowej.
    Nagle dziewczęta usłyszały kroki. Kroki, które zbliżały się do nich z każdą chwilą, kroki dochodzące od strony balowej sali. Kroki w licznie dwóch osób. Jedną z tych person był Blaise, drugą zaś jego morderca, choć jego kroki były wolniejsze i cichsze. Zarówno Fantom, jak i drugi mężczyzna byli jeszcze daleko i dziewczęta nie mogły ich zobaczyć, a jednak zbliżali się oni z każdą chwilą.
    Tup, tup, tup, tup, tup...


    Kolejka: Cecille » Dark » Blaise » Illustre
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,23 sekundy. Zapytań do SQL: 9