• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Misje » Eden
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 10 Grudzień 2016, 00:09   

    - Oh, nie, skądże. - powiedział Daniel na początku, tak szybko, jak tylko usłyszał pierwszą wypowiedź interesującego Kapelusznika. Uznał bowiem, że po swoich zachowaniach mógł zostać oceniony jako niemiły gbur, którego wzburzają zagadki, jak prostego chłopa, czy otępiałego strażnika. Powód był znacznie bardziej skomplikowany, wolał praktyczne przekazywanie informacji, ekonomiczne przekazywanie, o tak. W zagadkach nigdy nie był za specjalnie dobry, toteż raczej ich unikał, ale nie wzbudzało to jego złości. W tej oto sytuacji zirytował się raczej zachowaniem i słowami Arcyksięcia, którego "intryga" spowodowała całkiem niezłe zamieszanie na balu. Ale nie ma co się tym przejmować, ot, zapewne, specyficzne zabawy arystokracji, do których młody Kessler nie dorósł i które niekoniecznie rozumiał. No, wiele można powiedzieć o Danielu, ale jednego na pewno nie. Mianowicie Marionetkarzowi z pewnością daleko było do arystokracji. Czasami ją naśladował, czasami traktował z dystansem, ale nigdy nie potrafił ich w pełni zrozumieć. Ale czyż taka młoda istota jak on, mógłby kiedykolwiek zrozumieć byty starsze od siebie co najmniej kilkunastokrotnie? Raczej nie. No ale nie powinno się od razu reagować gniewem, ot, takie zabawy staruszków, którzy wymyślają coraz to bardziej zawoalowane formy igrania z gośćmi. Można ich bardzo nienawidzić, można ich nie lubić, albo przeciwko nim walczyć, skarżyć się na dekadencję i rozpustę, jaką się kierują i jaka ich otacza. Ale na pewno jednego nie można im odmówić - doświadczenia, wiedzy i umiejętności bawienia się w politykę. To, poniekąd, bardzo ważne plusy. I z odpowiednimi uszami obok, młodymi i ambitnymi jeszcze, może powstać tandem, który wiele osiągnie. Wiedza plus młodzieńcza ambicja, huh?
    Najemnik wsłuchał się w dalszy wywód Kapelusznika, który - wierzcie lub nie - zainteresował Daniela, całkowicie go kajając po niedawnych wydarzeniach. Szczególnie miłe odczucie wzbudziło w nim samookreślenie się Kapelusznika per "badacz". Daniel też był badaczem, ale zaczynał jakby od całkowitych podstaw. Ale chyba znajdzie wspólny język z tym oto tutaj... Pomijam już słowo "morza", które też, chcąc nie chcąc, wzbudzały w Danielu sympatię do tego stojącego przed nim osobnika.
    - To doprawdy fascynujące, i zaprawdę rzadkie. W ciągu mego życia nigdy nie spotkałem tak intrygującej anomalii. Jeżeli powiadasz, że to tylko zmiana wizualna, doprawdy, intrygujące! Badałeś kiedyś rękę, jakoś... bo ja wiem, za pomocą badań? Ma wszystkie wszystkie właściwości jak normalna ręka, poza tym, że widać same kości? - mogło to sprawiać zabawne wrażenie, że zamknięty w sobie i zdenerwowany Kessler zaczął opowiadać i dopytywać, jakby wybudzając się z transu. Po początkowym nieporozumieniu chyba spodobał mu się rozmówca, doprawdy, jego wiedza zaprawdę jest wielka! I świadczy o tym to, co mówił później, o tym, że dawał wykład, o tym, że wszyscy byli tak zafascynowani ręką. Doprawdy, Marionetkarz miał chyba szczęście spotkać naprawdę wielkiego badacza. Nie mógł zmarnować tej okazji i dopytał o wszystkie szczegóły z poprzednich badań Kapelusznika. Na przykład o morskie stworzenia z Morza Łez.
    - A wiesz może co nie co o gwiazdach? Jak to wszystko wygląda, jakie są twoje teorie? Bo przyznaję - czytałem o tym wiele i każdy mówi co innego. A pańskie jakie jest zdanie? Sprawia pan wrażenie zacnego i uczonego jegomościa, więc pozwalam sobie na tę grzeczność zapytania pana o pańskie stanowisko. - zapytał grzecznie.
    W międzyczasie podszedł do niego jeden ze służących i szepnął mu coś do ucha. Kessler nie wyglądał na zadowolonego, że przerwą mu tę rozmowę. Czy naprawdę musiał tam iść, na dół? O kogo mogło chodzić? Toni nie spodobał się bal i chce powiedzieć, że odchodzi? A może jakiś człowiek arcyksięcia chce się z nim zobaczyć? Czy tak czy tak, chciał przedłużyć swoje zejście jak najdłużej, by mieć możliwość porozmawiania z badaczem, zapewne sławnym, o jego wiedzy na temat otaczającego świata. Jedna okazja na tysiąc, ktoś, kto jest zły, z pewnością zaczeka jeszcze trochę. Skoro ma sprawę to czy tak czy tak ją poruszy. A pan badacz może już niedługo być zajęty, skoro zwraca takie zainteresowanie gawiedzi i okolicy! A nawet światłych innych naukowców!
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 10 Grudzień 2016, 21:37   

    Dworskie bale pełne wyszukanych, ściśle sformalizowanych tańców, sztywnych zasad etykiety, musiały być naprawdę nużące bez kobiet. Kto wnosiłby w nie odrobinę chaosu? Kto byłby ostrzem w tłumie, kto rozbiłby rzędy ratuszowych szyb, kto toczyłby niemy spór o bycie adresatem? Kto tłukł kieliszki i krwią rysował na podłodze wzory, a kto pełzałby pod nogami gości by zdać raport ze swej misji?
    Właśnie nadmiar chaosu sprawił, że Arcyksiążę stał z delikatnym uśmiechem na twarzy, i obserwował całą sytuację. Starał się skupić uwagę na mówiącym. Najpierw nieoczekiwane pojawienie się na scenie Leili odzianej w niezwykle skąpą wypowiedź. Szukała poklasku, czy może w zamyślenia wyrwały ją dopiero słowa Henry'ego? Później Toni o znacznie hojniejszym przekazie, a przy tym widocznie nieobyta na salonach. Powracało też wciąż pytanie z kim przybyła na Arcyksiążęcy bal. Ostatni był Gawain, który postanowił odgrywać nadaną mu przez Gospodarza rolę - jak prawdziwy aktor!
    - Czy pozwoli pani, panno O'hara - Admirał znacznie mniej czasu poświęcał na refleksję, a znacznie więcej na działanie. Gdy tylko ujrzał, że Gawain wybrał sobie za partnerkę Toni, uznał że jemu przeznaczona jest Leila. Kupił tym samym swojemu pracodawcy spokój i brak konieczności tłumaczenia, że przybył tutaj w interesach i nie chciałby żadnemu z gości zaprzątać nimi nadto głowy. Wolał by goście po prostu się bawili. Byli szczęśliwi. No i poza tym czy nie dlatego nie zabrał ze sobą Rozaliny, by nie tracić czasu na taniec?
    "Przy Tobie nie mógłbym się skupić na polityce, myśląc tylko o jeszcze jednym tańcu" - brzmiały jego słowa gdy rozmawiali ostatnim razem. W końcu pomimo chęci Arcyksiężnej niektóre obowiązki Rosarium musiał wykonać sam.
    Pozwolił "zakochanym" - a raczej ad hoc złączonym - na krótką wymianę uprzejmości i ruchem laski wskazał kierunek. Niezwłocznie samemu stawiając pierwszy krok. Nie śpieszył się jednak. Szedł wolno. Prowadził ich wokół sali, by nie przeszkadzać tańczącym parom.
    - Czuję się zobligowany uprzedzić, że zdarzają się czasem zamachy i nie zawsze są one częścią mojej retoryk - liczę, że nie chowają państwo urazy za dzisiejszą grę słów. Jakkolwiek proszę się nimi nie przejmować. - Powiedział po kilku krokach. Dość głośno by wszyscy z towarzyszącej mu piątki byli w stanie go usłyszeć.
    Nie miał jednak zamiaru rozmawiać o zamachach, czy też dyskutować nad dobranymi wcześniej słowami. Jedynie ciekawość zwiodła go, by zachęcił ich do wyrażenia swojego zdania. Nie tylko nie zastanawiał się jak jego goście zareagują, lecz i sam nie myślał ja postąpiłby w takiej sytuacji, gdyby był po drugiej stronie.
    Przede wszystkim nie chciał jednak wchodzić w ich rozmowy, które prowadzili w parach. Na przykład taki admirał, który wcześniej popisał się dość złośliwie wiedzą o Leili zaczął rozmowę nim Arcyksiążę ruszył laską.
    - Długą drogę miała pani do przebycia... Piraci nie dokuczali gdzieś po drodze? Ostatnio stali się nadmiernie zuchwali. - Po ostatnim słowie posłał jej szeroki uśmiech i jeśli tylko nie odmówiła ujęcia jego ramienia - ruszył z nią za gospodarzem.
    I choć Lord Protektor nie miał zamiaru dziś tańczyć podświadomie stawiał kroki w rytm muzyki. Znał ten utwór bardzo dobrze. Znał dachowca, który go skomponował - jednego z wybitniejszych muzyków w Różanym Pałacu. Dopiero teraz zdał sobie jednak sprawę, że przed tym balem nie rozmawiał z orkiestrą. Zaufał im, czy zapomniał? Jak zwykle prawda jest gdzieś po środku dwóch skrajności. Nie chodziło o zaufanie, tym od dawna darzył swoich muzyków, a mimo to zaglądał do nich i wymienił chociażby kilka zdań o repertuarze. Także nieprawdą jest, że zapomniał. Nie znalazł jednak chwili, zajęty przeglądaniem raportów ze Szkarłatnej Otchłani. Piraci o których mówił Silipug byli wyjątkowo uciążliwi, stokroć bardziej od tych grasujących po Krainie Luster. Stokroć bardziej męczący niż wszystko co działo się w Krainie, która była względnie spokojna.

    Hariotte
    Marionetka zaśmiał się na dźwięk pierwszych słów Hariotte i odpowiedział jej tylko, szybko i jakby słowa te nie miały mieć znaczenia:
    -Rozwód dawno mam za sobą.
    Kolejne jednak chwile minęły w milczeniu, przynajmniej dopóki dziewczyna nie zabrała na krótką chwilę głosu przerywając "ciszę". Długo zastanawiał się nad jej słowami, aż w końcu odpowiedział dopiero gdy służba była już tuż przy nich. Może specjalnie czekając, by nie dać jej szans "kontrargumentować"?
    - Głupcami? Nikt nie lubi być tak nazywanym i słusznie się o to oburzamy. Nigdy bym jednak czegoś takiego nie uczynił, szukam w końcu przyjaciół... no dobrze, czekam po prostu aż się to wszystko skończy. Po krótkim uśmiechu odmówił poczęstunku i spojrzał na jedną z par tańczących na dole. Nie wydawała się w żadnym razie "specjalna" Ot! Niemal zwykli mieszkańcy Krainy - jakaś arystokratka i kapelusznik. Chyba.
    Natomiast Hari przez krótką chwilę mogła łudzić się, ze dane jej będzie skosztować upragnionych kanapek. Nim jednak zdążyła nawet upewnić się, że takie są usłyszała krzyk. To służąca, która trzymała tacę. Czy to przez nadepnięcie szkła, czy może przez mokre podłoże albo przez widok krwi, wykrzyczała te słowa:
    -Co tu się stało!? Które to z... Dziewczyno, to twoja krew? - Nie była jednak przerażona. Raczej spanikowana, jak ktoś kto nie jest pewny swych sił, choć teoretycznie wie co powinien zrobić. Przyglądała się jej, szczególnie dłonią, na których zamierzała dostrzec jakieś rany.
    Za to nasza marionetka niemal podskoczyła wyrwana nagle z zamyślenia i chyba siliła się teraz na jakąś złośliwą uwagę, bo milczała patrząc na wysoką służącą.

    Kessair
    - Przeprowadziłem wszystkie stosowne badania. Sprawdziłem dostatecznie wiele żeby zrozumieć kilka mało interesujących faktów nad tą dziwną istotą. Sądzę nawet, że moja ręka to wybryk... chodziło o pełną niewidzialność ale kości nieszczęsne nie chciały się jej poddać. Znika także to, co rękę pobrudzi. Wino, czekolada, nawet gdy coś na niej napisać. Boję się jak będzie wyglądać jeśli kiedyś wróci do poprzedniego stanu.
    - Tutaj przerwał i spojrzał w górę, w miejsce gdzie zwykle czekają gwiazdy. - Są odległe. Słyszałem że za lustrem się je bada, lecz wciąż nic się o nich nie wie. Jakkolwiek fascynujące, moim zdaniem zbyt niedostępne. To jakby szukać na obiad świni skrzydlatej, co by jajka jeszcze mogła dawać, a pod ręką mieć całe stado jednych i drugich zwierząt. Wolę to co blisko, co można namacać - tylko proszę nie powtarzać obmacać, bo jeszcze pomyślą, że jestem zboczeńcem - niż odległe i spekulacyjne gwiazdy.
    Nim jeszcze badacz skończył Daniel poczuł jak coś uderzyło w jego policzek i spadło mu pod stopy. Gdy spojrzał dostrzegł - rękawiczka a ze strony skąd ją rzucono - troję mężczyzn. Widocznie znudzonych czekaniem, pragnących przyjść tutaj i rozstrzygnąć niezałatwione sprawy.

    Sapphire
    Strzywir Cię opuścił... Mogłaś myśleć o zemście nad nim, lecz tu nagle okazało się, że mogłaś też komuś pomóc. Mały chłopiec. Wydawał się być zagubiony pomiędzy tańczącymi parami. Wystarczyło tylko grzecznie przejść pomiędzy około tuzinem ludzi i już mogła być przy nim i wesprzeć go swoim ramieniem. Przynajmniej na tyle by przestał rozglądać się przerażonymi oczami po wszystkich co go otacza.
    _________________

    *****
    Leila
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Grudzień 2016, 11:34   

    Dźwięk własnego nazwiska zjeżył Leilę. Poczuła się niczym dzikie zwierzę, które właśnie usłyszało huk strzału. Jednak nie zareagowała zgodnie ze swymi odczuciami. Wszak była aktoreczką, nie mogła pozwolić by emocje wzięły nad nią górę. Tak więc tylko z delikatnym skinieniem głowy pozwoliła się poprowadzić. Już wiadome było, że to towarzyszący jej mężczyzna wysyłał zaproszenia na bal i wie pewnie o niej więcej niż ona sama mogła by się spodziewać.
    -Będę zaszczycona tak wspaniałym towarzystwem.
    Czy była kokietką? Oczywiście, przecież na tym polega jej zawód. Tak więc szła spokojnie z delikatnym uśmiechem. Czuła, że admirał będzie rozgadany. W końcu taka była jego rola w tum miejscu, miał rozbawiać gości, by gospodarz mógł skupić się na rzeczach ważniejszych niż błaha rozmowa.
    -Ależ nie tak daleko, niech pan nie przesadza. Podróż minęła mi szybko niczym pstryknięcie palcem.-Zaprezentowała swe słowa i z czarującym uśmiechem pstryknęła palcami jednocześnie delikatnie ujmując Henrego pod ramię. Nie za mocno, jednak na tyle by nie wywołać wrażenia, że gest mężczyzny jest jej nie miły.
    Nie chciała komentować pytania o piratach, jeszcze na pewno wrócą do tej rozmowy przy służbowej kolacji.
    Słysząc słowa Arcyksięcia nie mogła powstrzymać się od uwagi. Wszak wszystkich zaskoczyły te jego słowa i pewnie nie jednego doprowadziły do chwilowego załamania nerwowego.
    Odezwała się po paru sekundach przyglądając się plecom białowłosego i jego pośladkom. Co mogła poradzić, że uwielbiała męskie tyłki, skoro nie mówiła o tym publicznie, mogła przynajmniej rzucić na nie okiem.
    -Myślę, że jeśliby zechciał pan utrzymać zebranych w dłuższej niepewności, to nie jedna osoba pewnie padła by trupem.
    Wiedziała, że jej uwaga była nietaktem. Nie przejmowała się tym, nie potrzebowała oklasków, jednak dalej miała zamiar robić to, na co tylko miała ochotę. Jednocześnie słuchając pięknej muzyki szła lekkim tanecznym krokiem. By nie doprowadzić do zbyt długiej ciszy postanowiła zagadać swego towarzysza.
    Przecież gdyby ignorowała go, okazała by brak wychowania.
    -Cóż za cudowna melodia, sama porywa do tańca nie sądzi pan?
    Delikatnie dotknęła dłonią, dłoni żołnierza, chcąc tym delikatnym gestem wzbudzić w nim zainteresowanie i może nawet coś więcej. Dzięki temu pozyskała by wiele ciekawych informacji, które są jej potrzebne.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 24 Grudzień 2016, 01:49   

    - Oh tak, niewidzialna ręka, interesujące, ale jakie wrażenie robi! - Daniel, gdyby nie powaga całej sytuacji, z pewnością biegałby dookoła Kapelusznika i patrzył na jego rękę, próbując wpatrzeć się w każdy szczegół kości, którą widział, w każdy jej najdrobniejszy element. Zapewne badałby spokojnie tę ciekawą anomalię, która zainteresowała go już od samiuteńkiego początku. Wsłuchał się w wyjaśnienia interesującej istoty z wielką ciekawością, kiwając głową ze znaczącym uznaniem. Traktował tego mówcę jak swego rodzaju autorytet, pomimo znania go zdecydowanie przez krótką ilość czasu. Ale gdy posłuchał go, gdy usłyszał, jak mówi, co wie, o ilu rzeczach ma pojęcie, jakie badania przebył - Kesslerowi od razu zapaliły się oczy. Gdy wspomniał o ostatniej części swej wypowiedzi, Daniel nawet wyraźnie uśmiechnął się, dając do zrozumienia, że widzi, że z ręką w sumie może być większy kłopot, niż na to wygląda. Przeto jeśli jest niewidzialna, a kiedyś się pojawi, czy Kapelusznik w ogóle rozpozna w tej ręce swoją koniczynę? Jakież to będzie dziwne uczucie, gdy ujrzy je po dłuższym czasie? Ma niby identyczną drugą rękę, ale jednak każda ręka jest inna od pozostałej... na swój sposób.
    - Jak właściwie... pod jakim mianem mogę o panu usłyszeć? Przeczytać pana książki.- wtrącił między wypowiedzi uczonego. W sumie na ten moment był nim zafascynowany i chciał dowiedzieć się o nim jak najwięcej, być może sięgnąć do jego książek i przeczytać o jego przygodach i poglądach. Miał jakieś skłonności do Kapeluszników - może traktował ich jako godnych wysłuchania? Albo na tyle specyficznych, albo - normalnych, że warto ich widzieć jako taki swego rodzaju głos rozsądku. Może Daniel miał rację, a może nie.
    Następnie mógł przejść do znacznie przyjemniejszej rzeczy, jaką mianowicie jest wysłuchanie mowy o gwiazdach, rzeczach tak go interesujących, o których dobitnie przekonany był, że nie są tylko zwykłymi punktami światła w kosmosie. Muszą mieć jakiś wpływ, minimalny. Są niedostępne, trzeba je odkryć!
    I wtedy mówić o nich zaczął ów uczony. Troszkę wewnętrznie czuł się zdruzgotany, gdy usłyszał o gwiazdach, że są niedostępne, obce, być może fascynujące, ale na które nie warto poświęcać uwagi. Ubodło go to trochę, nawet, jeśli w słowach uczonego było wiele prawdy. Zaciekawił go sposób porównań, odniesienie się do sytuacji "za lustrem" ( i to bardzo szczególnie!), a także barwność wypowiedzi Kapelusznika. Zdał sobie sprawę z jego wypowiedzi tyle, że w sumie ów uczony sam niewiele więcej wiedział od samego Daniela w kwestii gwiazd, jedynie wzbogacając wiedzę Kesslera o sprawy za lustrem. I to by mogło być następnym tropem w wielkiej podróży o poznanie gwiazd Marionetkarza. Chciał w sumie dopytać jeszcze o gwiazdy, czy może wie coś konkretnego na ich temat, by ostatecznie przekonać się, czy rzeczywiście wiedza o nich jest trudniej dostępna, niż się spodziewał, albo czy ten Kapelusznik w ogóle coś więcej o nich wie.
    Ale nie miał już go zapytać, ponieważ poczuł coś na policzku. Był to niewielki przedmiot, coś, co mógł troszeczkę poczuć, ale co nie miało spowodować większych obrażeń. Powędrował wzrokiem za tym, i jak się okazało - była to zwykła rękawiczka. Jednakże kto rzuca rękawiczkami na balu tak znakomitym, jak arcyksiążęcy? Daniel natychmiastowo spojrzał na to, skąd została ona rzucona. I miał już odpowiedź. Troje mężczyzn, którym, jak gdyby się przypatrzeć, w sumie przynajmniej jeden był Danielowi znany. I to właśnie szczególnie zaniepokoiło Marionetkarza, ponieważ nie wyglądali na panów, którzy chcieliby zamienić się słówkami, albo porozmawiać na tematy naukowe. Bardziej sprawiali wrażenie zniecierpliwionych i znudzonych. Czyli takich, którzy chcą załatwić sprawę, dosyć brutalnie, a potem pójść na panie lekkich obyczajów. A przynajmniej tak to wyglądało w oczach Kesslera.
    - Witam panów, w czym mogę pomóc? - zapytał z nutką przerażenia w głosie. Zdenerwowało go to, że nie mógł tego całkowicie ukryć, ale cóż, była to zaiste niespodziewana sytuacja. Podświadomie zrobił mały krok w kierunku Kapelusznika, jakby traktując go jako ścianę, która to w odpowiednim momencie pomogłaby, gdyby miało tutaj dość do jakiegoś prędkiego mordu. Rozejrzał się też odruchowo w około, ale nie gwałtownie, raczej tak, by nie wzbudzać podejrzeń. Wzrokiem próbował wyszukać jakiegoś strażnika, czy jakiegoś kelnera. Tak na wszelki wypadek. Przecież Daniel nie chciałby skończyć życia na tak pięknym i wspaniałym balu. To byłoby tragiczne. Jego myśli powędrowały teraz do tego, czego ci ludzie chcą. Bo przecież chcą, prawda? Dawno nie stawał przeciwko komuś, a raczej nie bronił się przeciwko czyjejś agresji. Bo takie coś z pewnością mają w zamiarze ci tutaj panowie. Kessler starał się zrównoważyć oddech, przywrócić jasne myślenie i odzyskać nad sobą kontrolę. Miał wielką nadzieję, że nie będzie musiał sobie brudzić rąk. Przecież jakoś musi wyglądać, gdy już stanie przed Arcyksięciem, pokłoni mu się i zapyta o możliwość spłaty "długu". A konflikt z tymi tutaj z pewnością nie będzie rozpatrywany w kwestiach dżentelmeńskiej rozmowy, tylko raczej rękoczynu. Takie oto czarne myśli chodziły po głowie Kesslera.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 10 Styczeń 2017, 03:20   

    Trwały ich beztroskie zabawy, a przynajmniej z jednej ze stron, gdy nie spostrzegli nawet jak do rozmowy dołączyła jeszcze jedna osoba. Mówiła cicho, tak że tylko Arcyksiążę mógł usłyszeć jej słowa. Mężczyzna był zapewne jednym z żołnierzy strzegących balu, miał strój niezwykle podobny do strażników i tylko uważne oko zdołało dostrzec kilka szczegółów różnicy.
    W tym czasie Gawain i Toni niespecjalnie przypadli sobie do gustu, nie rozmawiając przez te kilka kroków właściwie wcale. Trudno jest dociekać co było powodem. Nieśmiałość, wzajemna niechęć - odkryta niemal w ostatniej chwili, czy może coś zupełnie innego? W gruncie rzeczy mogli być przecież tak zauroczeni balem, że nie specjalnie interesowali się przypadkowym partnerem. Cisza była jednak w każdej mierze podejrzana, szczególnie w gwarnej sali balowej.
    Henry i Leila rozmawiali. W zasadzie to ona mówiła. Może nawet trochę zbyt dużo? Niemal całkowicie zbyła temat podróży, a ta musiała przecież trochę trwać. To fraszka, czy może chciała coś ukryć? I później odpowiedź nie tyle nietaktowana co ryzykowna i nieprzemyślana. W końcu bez względu czy byłaby to sugestia, że ktoś mógłby zginąć pod protekcją Arcyksięcia, czy zakamuflowaną groźbą, wypowiedzenie tych słów stawiało dziewczynę w jeszcze gorszym położeniu. Była zbyt rozdarta pomiędzy grą, a pomiędzy pragnieniem swobody - a to nigdy nie przynosi pozytywnych efektów.
    Admirał jednak nie odmówił jej tańca, a nawet wstępnie zrobił z nią dwa kroki w bok w stronę parkietu. Zatrzymał się jednak i spojrzał jeszcze na Arcyksięcia.
    - Do kolacji nie potrzeba tłumacza, a nie mógłbym nieuprzejmie odmówić kilku chwil na parkiecie naszej drogiej pannie O'hara
    Rosarium tylko krótkim słowem zachęcił ich do tańca, po czym zwrócił się do Gawaina. Po krótkiej chwili, gdy rudowłosa i jego oficer znajdowali się już na środku sali balowej, a oni stali u progu jadalni. Już nawet widzieli jak kilku łakomych Lustrzaków zajęło swoje miejsca.
    - Musicie mi wybaczyć, lecz muszę być tym, który przypomni o konieczności miarkowania przyjemności. Mam bowiem pewne zadanie i liczę, że pańska partnerka mi wybaczy niezbyt długą rozłąkę. Po tych słowach wsparł dłoń na lasce, której koniec dotknął tym samym posadzki. Skierował swój wzrok na Toni i z łagodnym uśmiechem dodał jeszcze: - Proszę już zająć miejsce - Wyraźnie chciał jednak przedyskutować coś na osobności z kandydatem do Stowarzyszenia. Dlatego też dziewczyna chcąc nie chcąc musiała odejść i zniknąć już na stałe z eventu [Toni zostaje z eventu wykluczona, co zostało już ustalone w drodze prywatnej korespondencji]. Gdy zostali sami Rosarium ściszył głos na tyle, by przy orkiestrze Cień mógł go dosłyszeć, lecz by zbyt wielu postronnych nie znało słów Lorda Protektora.
    - Nad nami ponoć się coś dzieje i ponoć znajduje się tam pewien nazbyt ambitny Marionetkarz... w zasadzie to dwóch. Chciałbym byś się tam udał, sprawdził jak bardzo napięta jest sytuacja i przyprowadził ich do mnie. Nie chcę jednak zamieszania i strażników prowadzących moich gości po sali balowej, liczę więc na dyskrecję. - Jeżeliby Gawain zgodził się na jego propozycję, to Arcyksiążę wskazał laską na schody - pokazując mu właściwą drogę - po czym życzył mu jeszcze powodzenia, a sam ruszył na swoje honorowe miejsce przy stole, naprzeciw wejścia do jadalni.
    W tym czasie pan Silipug i panna Leila pogrążeni byli w tańcu, to była znakomita okazja do zadania pytań. W końcu tego dziewczyna chciała, prawda?
    Co tym czasem działo się na górze? Na balkonie? Kapelusznik zdążył się przedstawić, lecz nie to zapadło Danielowi w pamięć. To co stało się później, twarze z przeszłości, ich zachowanie całkowicie pochłonęło jego uwagę. Mężczyźni zaśmiali się między sobą na pytanie Marionetkarza. Chwila szyderczego śmiechu. Po drwinach padła odpowiedź.
    - Pomóż nam sprawiedliwość odszukać, nie chowając się po kątach wyzwanie nasze przyjmij i stań do walki panie Kessler dżentelmeńskiej. Za czyny zapłać minione. Za swe oszustwo perfidne. I niech już duch twój plugawy stąd zniknie.
    Przed odpowiedzią Kessaira, a już po tych słowach - gdyby okazało się, że misję przyjął - pojawi się Gawain i to on będzie pierwszy w kolejności do odpisu.

    Kolejki
    Gawain - Kessair - MG
    Leila - MG
    Inni - MG

    Osoby, które nie odpisały przed tym postem mają 3 dni na odpis, natomiast trójka, która odpisała (Gawain, Kessair i Leila) mają 5 dni na odpis liczone od czasu, gdy odpis stał się wymagalny. W razie nie pojawienia się odpisu po tym terminie osoba zostanie wykluczona z eventu, chyba że post pojawi się przed odpisem Mistrza Gry.
    Terminy liczone są od daty wysłania posta, a więc przykładowa dla Gawaina mija około 3:20 13 stycznia.
    _________________

    *****
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 10 Styczeń 2017, 16:47   

    Przez całą drogę do sali jadalnej Antonina nie odezwała się nawet słowem. Może to przez jego chrapliwy głos, może przez aparycję. Nie przypadł jej do gustu, a szkoda. Gawainowi nie było przykro, ale chciał trochę rozwiać trawiącą go nudę. Niepewnie zerknął na Arcyksięcia kątem oka. Cieniowi wydawało się, że uwadze gospodarza nie umykają nawet emocje jego gości. Najwyraźniej oschłość Antoniny była aż nazbyt widoczna. Keer odprowadził ją chłodnym spojrzeniem.
    Słowa Agarrasha oczyściły jego umysł ze zbędnych myśli i nastawiły go na akcję. Całe wcześniejsze napięcie zeszło z niego, niczym powietrze z przekłutego balonu. Już myślał, że go pokręci od tego czekania.
    Uśmiechnął się niemal niewidocznie. Marionetkarze. Czy oni wszyscy nie byli ambitni, dumni i skrupulatni? W ich wypadku dwoje stanowiło już zbiegowisko. Profesja była ich życiem i na odwrót. W końcu polegała ona na tchnięciu w kawałki drewniana, metalu i porcelany ożywiającej iskry. Wspaniały, zadziwiający mechanizm z kluczem do serca i duszy.
    Dyskrecja w sali pełnej gości mogła być problematyczna. Zwykle polegał na swoich zdolnościach, czy to bojowych, czy magicznych. Tutaj obie opcje odpadały, a strażnicy też mu nie pomogą, gdzyż Rosarium sam wykluczył ich z uczestnictwa w tej farsie. Zostało mu tylko jedno - grać.
    - Możesz uznać to za zrobione, Arcyksiążę - odpowiedział równie cicho i ruszył we wskazanym przez niego kierunku. Szedł tak szybko, na ile mógł sobie pozwolić w tej sytuacji, zabierając po drodze kieliszek szampana. Będąc już na schodach przekonał się, że sytuacja w istocie nie rysowała się zbyt dobrze. Do jego uszu dotarł szyderczy śmiech, ale był zbyt daleko by rozróżnić słowa wypowiedziane zaraz potem. Jeden Marionetkarz stał z Kapelusznikem, naprzeciwko nich drugi "mistrz kukiełek" ze swoimi gorylami. Rozdzielały ich tylko słowa oraz leżąca na podłodze rękawica. Chwila moment i rzucą się sobie do gardeł. Gawain nie miał problemu z określeniem, do kogo należała porzucona część garderoby. Cicho stanął za trójką agresorów w bezpiecznej odległości i spojrzał prosto na skołowanego Marionetkarza, który raczej nie palił się do bitki. Chcąc zwrócić jego uwagę, zamaszyście się przeciągnął i puścił do niego oko, jeśli ten nawiązał kontakt wzrokowy. Czasem brak cienia się przydawał. Dopóki nic innego go nie zdradzało, nikt nie miał bladego pojęcia o jego obecności. Jednak teraz musiał na chwilę wkroczyć w światło jupiterów, choć szczerze tego nienawidził. Oparł się o jednego z goryli udając, że się potknął. Wylał odrobinę szampana na posadzkę. Zwykle wszyscy instynktownie odsuwają się od bryzgającej wokół cieczy.
    - Najmocniej panów przepraszam! - udał zażenowanie i całkowite zaskoczenie. - Chwila! Czy to nie pan jest tym znanym marionetkarzem? - zwrócił się do mężczyzny w jednej rękawiczce. Duma, tak łatwo było ją rozpalić. Oby tak było i w tym przypadku. Taka gruba ryba powinna dać załapać się płotce na haczyk przerośniętych ambicji i ego. - Lucjusz Marthyr - wyciągnął do niego dłoń, licząc, że nieznajomy również się przedstawi. Nie podał swojego prawdziwego imienia. Graniczyłoby to z głupotą, cholera wie, kim był ten gość. Poza tym, co potem? Powiedziałby: "Ej! Idziemy do Arcyksięcia, bo wam kazał"? Zaiste dyskretne. Ulotniliby się po minucie i dorwali Marionetkarza i Kapelusznika, gdzieś indziej. - Jestem świadom, że przyszedł pan, by się wyśmienicie bawić dzisiejszego wieczora, ale co by pan powiedział na pewną - zamachał w powietrzu dłonią, robiąc krótką, niemalże dramatyczną pauzę - propozycję? Z miłą chęcią omówiłbym ją - rozłożył ręce i rozejrzał się wokół - cóż, z pewnością nie tutaj. Żywię nadzieję, że da się pan zaprosić na kolację. - Ta, przy świecach... i różach Serce waliło mu jak dzwon. Musiał wyglądać naprawdę głupio i ekscentrycznie. Lepiej, żeby tak było, bo inaczej jegomość nawet nie pomyśli o tym, że to może być łatwa okazja do zbicia fortuny i zrobienia Gawaina na szaro. Że też musiał zniżać się do poziomu takiego nadętego półgłówka.
    _________________

     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 11 Styczeń 2017, 18:56   

    Marionetkarz przeląkł się, gdy usłyszał ten charakterystyczny, znany mu ton głosu. I nawet jeśli zupełnie, ani to wcale nie kojarzył ludzi, którzy rzucali mu właśnie wyzwanie, w sposób dla niego samego bardzo starodawny. No i kiedy zawodzi wzrok przywołujący pamięć, na jego miejsce przybywa słuch. Otóż styl mówienia wraz z głosem, który się do niego zwracał, przywołał jasno pewne niemiłe wspomnienia. I wszystko w sumie było już jasne - starszy pan, chora córka, spalony dom, o nie, co to, to nie. Teraz przybył na bal? I to wszystko pewnie jest tylko zabawnym zbiegiem okoliczności? Wcale nie przypomina to zaplanowanej odgórnie akcji mającej na celu upokorzenie mnie, pozbycie wpływów (jakiekolwiek bym miał mieć...) a następnie osaczenie w samotności, gdy odsłonie się na dobre! Celny cios... i zabrany majątek rodzinny, który w sumie już dawno nie jest w moich rękach. Przeklęci marionetkarze, przeklęta Szajka! No i teraz, kiedy mam spłacić dług wobec arcyksięcia, to nadchodzą oto ci piękni panowie, w liczbie 3, którzy rzucają mi wyzwanie! Wspaniale! Wszystko się zepsuje, bo dlaczego nie; bo przecież życie byłoby zbyt proste i nudne, gdyby wszystko szło prosto, gładko i przyjemnie.
    - Otóż to chy... - miał zacząć tłumaczyć się, że to naprawdę nienajlepsza pora na pojedynki i walki, czy rzucanie rękawiczkami w innych, Olkowi ducha winnych gości balu, nawet jeśli łączyły ich nienajlepsze relacje z przeszłości. To, że ten cały mistrz kukiełek napadł Kesslera w jego własnym domu z przydupasem i marionetką zabójczynią, by zdobyć amulet będący kluczem do skarbca rodzinnego, którego już nie ma, który został zabrany przez Szajkę, by mieć pieniądze na zapłacenie pewnej chorej organizacji, która i tak by wzięła złoto i zmieliła córkę tego starego idioty... to wcale nie usprawiedliwia jego drugiego podejścia! W sumie tylko podkreśla jego głupotę i fałszywą wiarę w przywrócenie córki do życia. Chyba. Ale znał mnie osobiście i nawet nie chodziło już o ocalenie córki, które staram mu się wybić z głowy przy każdym spotkaniu, ale już kwestia honoru, że taki dziadyga nie mógł załatwić mnie ostatnim razem. Wtedy również otrzymałem wsparcie, które ocaliło mi tyłek. Czy będzie też i tym razem?
    Ale w momencie, w którym Daniel miał już mówić pewną kwestię odmawiającą pojedynku, do całej sytuacji dołączyła ciekawa postać, która od razu wzbudziła jego ciekawość. Sam Marionetkarz nie wiedział, czy to z powodu specyficznej prezencji tego mężczyzny, ubioru, czy może sposobu, w jaki postanowił dołączyć do sytuacji; nikt z własnej woli nie angażuje się w konflikty, które widać na kilometr, szczególnie takie, gdzie na przeciwko jednego człowieka staje trzech innych. Czyżby tendencja do wchodzenia w konflikty cechowała tego człowieka, który właśnie rozlał szampana?
    Widząc jego zachowanie, jak i sposób mówienia do trzech panów, Daniel pomyślał, że w sumie znalazł się w sytuacji, w której zresztą za wiele nie może czynić. Nie ucieknie, ponieważ zaraz zauważy to jeden z trzech facetów, wzbudzi alarm i wszystko na marne; nie może się wtrącić, ponieważ jego jakakolwiek reakcja wzbudziłaby wrogość panów; nie wypadałoby też nic mówić, ponieważ być może przybył na odsiecz Kesslerowi wybawiciel, który spróbuje przekonać ich do innych działań. Należało tylko wstać i mu poklaskać, że zdjął z Marionetkarza pewien rodzaj ciężaru na sercu, który to posiadają zwykle samotni ludzie stający przeciw strasznym i wyglądającym źle sytuacjom. Szczególnie, że w środku Kessler czuł się zdecydowanie młodszy, niż wyglądał i jakie wrażenie sprawiał; no dobrze, pozostaje trzymać kciuki za tego tutaj.
    - Panowie, myślę, że jeszcze będzie wiele okazji do spotkania się na balu, nie kończy się on przecież za godzinę. - powiedział i wbrew wcześniejszym rozważaniom zrobił niezauważalny, mimowolny kroczek do tyłu, jakby próbował schować się za kapelusznika, z którym właśnie rozmawiał, a chyba nie było to zbyt rozsądne, ponieważ schody znajdowały się w zupełnie odwrotnym kierunku. Ale aby tam dotrzeć, trzeba byłoby przejść obok tych czterech osób, co w obecnej sytuacji było trochę dla Daniela zbyt wymagające.
    Leila
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 14 Styczeń 2017, 20:48   

    Kiedy stanęła na środku parkietu popłynęły pierwsze takty smętnego, lecz pięknego walca. Po plecach Leili przeszły dreszcze, zdawało jej się, że muzyka zmienia całą salę, bogato zdobiony wagon przypominał jej klatkę, piękną klatkę która powinna odwrócić uwagę ludzi od czegoś bardzo ważnego. Czegoś, czego ona również nie potrafiła zauważyć.
    Jednak tańczyła z uśmiechem przyglądając się swojemu partnerowi z iskierkami w oczach. Spokojnie i naturalnie poddawała się rytmowi muzyki, który przepływał przez jej ciało. Tiulowa suknia rozkładała swe warstwy w obrotach ukazując kunszt swego twórcy a sama jej właścicielka pewna i piękna siebie czarowała żołnierza.
    -Znakomity z pana tancerz, do tego żołnierz, krasomówca i znawca różnych osobistości tego świata. Niech pan jednak zdradzi mi pewien sekret, oczywiście jeśli mogę spytać.-Leila zrobiła krótką przerwę by mężczyzna mógł się zgodzić lub oczywiście odmówić.-Czy to pan był osobą, której przypadło zadanie wysłania również zaproszeń?
    Mała za wiele pytań, zresztą część z nich była skierowana do twórcy całego tego ambarasu. Jednak ciekawa była jak mężczyzna zdołał ją znaleźć w świecie ludzi i dostarczyć jej zaproszenie.
    Poza tym jaki mieli do niej interes by ją tu zapraszać?
    Na pewno jej obecność nie była przypadkowa. Inaczej by się nie kłopotali, by zaprosić jakąś obcą, nikomu nie znaną osobę, która dodatkowo mieszka w świecie ludzi.
    Jednak jaki w tym mają cel, skoro ona sama ani niczego nie wie, ani nie zna nikogo, by ...
    Właśnie. nie mogła zrobić nic.
    -Jaki był cel w zaproszeniu mnie?
    Sama nie zauważyła kiedy wypowiedziała na głos te słowa. Jednak nie dała po sobie poznać, że zrobiła to całkowicie przypadkowo. Jednak mówiła ciągle na tyle cicho, że żadna tańcząca obok nich para nie mogła usłyszeć jej słów. Dalej na jej ustach widniał delikatny uśmiech jednak jej oczy, zielone i głębokie niczym las w upalnym lecie błyskały oczekiwaniem.
    Walc który znalazłam.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 27 Styczeń 2017, 15:56   

    Kessler & Keer VS Nieznani sprawcy!
    Plan miał być idealny jak radziecka machina propagandowa. Wtrącić się, zebrać całą uwagę towarzystwa i może nawet tym samym uratować Kessa, którego miał sprowadzić, od wizji starcia. Jak to jednak było z radziecką propagandą, tak i w tym wypadku nie wszystko poszło zgodnie z planem. Przede wszystkim Gawain nie zyskał uwagi całej trójki, a przynajmniej nie na długo. Co prawda gdy pojawił się na scenie padły nań wszystkie spojrzenia, lecz wkrótce, nim zdążył zaoferować kolacje, główny winowajca, którego imię ma Kess wymyślić i mi podesłać bo czekam, żeby nie było, że łamię dane słowo, patrzył teraz na Marionetkarza.
    - To bardzo niegrzeczne przerywać. - Powiedział do Cienia jeden z dwójki "osiłków" naszego nieznajomego marionetkarza, jednocześnie pokazując mu gestem, żeby nic więcej nie mówił. Wszystko to oznaczało mniej więcej tyle, że nie jest w stanie ich odwieść, a sprawa jest na tyle poważna, że nie zostanie porzucona przez przybycie nieznajomego.
    Natomiast bezimienny zwrócił się bezpośrednio do Kessa, w dość ostrym tonie, każąc mu wybierać, czy przyjmuje wyzwanie, czy ucieka jak tchórz. Zupełnie natomiast zignorował stwierdzenie, że można było odłożyć to na później, widać było, że kimkolwiek był - był ogromnie zdeterminowany, by rozstrzygnąć tę kwestię już teraz.

    Kolejność: dowolna

    Leila
    Admirał znalazł się za Tobą, gdy najpierw cicho, szeptem, ledwo słyszalnie odpowiedział na pierwsze z twoich pytań.
    - Jako admirał nie pisywałem zaproszeń
    Puścił jej rękę. Dopiero jednak w chwili gdy położył ją na jej broni, dość wyraźnie pokazując, że jest świadomy tego, że przyszła tutaj okazując brak zaufania.
    - Zdaje mi się, ze także będę musiał spytać o cel... Z wyższym priorytetem.
    Dziewczyna nie powinna jednak teraz zbyt wyraźnie się odsunąć, czy zachować się tak, by okoliczne pary zwrócili na tę dwójkę uwagę. Musiałą się też śpieszyć, bo Silipug zatrzymał się i samo to mogło wzbudzić zainteresowanie. Czemu na środku parkietu jedna para zatrzymała się i stoi skierowana w stronę orkiestry.


    Ze względu na to, że to czas sesji, to wszystkie odpisy mają się pojawić do 2 tygodni od tego posta.
    _________________

    *****
    Leila
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 29 Styczeń 2017, 00:37   

    Kiedy stanął za nią zauważyła, że coś było nie tak. Oczywiście nie mogli spokojnie porozmawiać, przecież tak się nie da. Jednak fakt, że ktoś dotykał bezkarnie jej pięknej broni był nietaktem. Rudowłosa poczuła się wręcz dotknięta tym, że admirał tak bezczelnie bezcześci jej skarb.
    -Niech pan jednak uważa, bo ktoś z zebranych pomyśli, że jestem pana kochanką.
    Leila spokojnym ruchem dotknęła jego dłoni, jakby chciała zatrzymać pieszczotę w miejscu publicznym, dodatkowo odchyliła głowę muskając swym ciepłym oddechem szyję żołnierza przy każdym wypowiedzianym słowie.
    -Może mnie pan rozbroić, jednak proponuję nie psuć tym widokiem zabawy zebranym. Przecież można się udać w bardziej spokojne miejsce, nie będę stawiać oporu. Jeśli chodzi jednak o mój powód przybycia ujawnię go dopiero przy arcyksięciu.
    Mogła mieć tylko nadzieję, że jej tymczasowy towarzysz nie będzie chciał zrobić jakiegoś przedstawienia w postaci aresztowania jej i zaglądanie pod jej sukienkę w celu rozbrojenia bezbronnej kobiety. Poza tym jeśli już miała się tłumaczyć ze swoich czynów, to nie miała zamiaru robić tego parę razy. Wszak jej słowa mogą być później przeinaczone i źle przekazane pomysłodawcy całego balu.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 5 Luty 2017, 15:35   

    - A więc to tak. Now it begins, jak mówił klasyk, hm? - powiedział sam do siebie, przy okazji pokazując, że pogodził się z faktem pojedynku, że takowy musi nastąpić. Wielce zasmuciło to Kesslear, gdyż raz, że dawno nie walczył na broń białą (co wcale nie oznacza, moi drodzy państwo, że będzie to skutkować zupełnym brakiem ogłady czy umiejętności w pojedynku, ponieważ wymienione cechy Daniel posiadał, jedynie potrzebowałby kilkunastu sekund na to, aby wszystkie stare nawyki wróciły), a dwa, że spodziewał się, że wszystko skończyło się już w tamtym domu. Spalonym zresztą. Ale nie, wszystko musiało się ciągnąć aż dotąd. No nie dało się temu zaprzeczyć. Nieprzyjemne jest uczucie, gdy człowiek chce coś ostatecznie zakończyć, a to wręcz przeciwnie, nie daje się, tylko idzie w odwrotnym kierunku. Można to porównać do próby odgryzienia ogrzanego, żółtego sera, które chce się oderwać od reszty, a on wrednie się ciągnie i ciągnie i ciągnie. Albo do dziecka, które od rana chciało, by kupić mu niebieską zabawkę, a gdy już to się zrobiło, to chce kupić żółtą. Albo jak pracownicy, którzy chcąc podwyżek o 50 sztuk złota, po podniesieniu dalej się awanturują i chcą więcej. I w sumie potem nie wiadomo, po co oni tam są. No nic! Jeżeli sytuacja tego wymaga, Daniel Kessler podejmie wyzwanie. Ma wielką nadzieję, że nie zostanie to odebrane jako afront wobec zacnego gospodarza tego balu. Przeto nie było to jego winą, a honor jest bardzo ważną rzeczą. Dziś zostanie uznany przez tchórza, a za godzinę ktoś na niego splunie, ponieważ uzna go za niehonorowego. Pominąć już można to, że bal jest tak naprawdę centrum plotek, a plotki o Kesslerze nadadzą mu niezbyt dobrej sławy. W jego fachu już lepiej byłoby być rozrabiaką i kimś, kto przelewa krew (oby nieswoją) na balu, niż który boi się walczyć w pojedynku.
    - Dobrze zatem. Jeśli nie mam wyboru, to... - powiedział i w danym momencie przerwał, ponieważ zastanowił się, co będą robić drodzy kompani szalonego dziadka, oraz co zrobi w tej sytuacji jegomość, który chciał Kesslerowi pomóc. Nie potrafił sobie jednak odpowiedzieć na to pytanie, więc postanowił przejść do dalszej części tych słownych zaczepek.
    - Mógłbyś w końcu odczepić się ode mnie, panie Heinrichu Volkstein. Raz na zawsze. - powiedział głośno i zaakcentował szczególnie imię i nazwisko agresora. Tak w razie czego, żeby nowoprzybyły rudawy jegomość mógł być świadkiem w sprawie i znać dane Volksteina, jeśli by doszło do czegoś... złego.
    A jeśli chodzi o przybyłego, to w sumie szczerze nie wiedział, jak się wobec niego zachować. Mrugnąć? Pokazać gestem, by się odsunął? Skoro już kłopotał się, by to przyjść, bardzo niemiłym byłoby powiedzieć mu, by sobie poszedł. Daniel więc ograniczył się do spojrzenia na niego, a jeśli by się dało, do nawiązania kontaktu wzrokowego. Potem przymknąłby na chwilkę oczy i kiwnął głową w podzięce za próbę odwrócenia uwagi.
    Już miał odruchowo sięgnąć do pasa, aby wyciągnąć swoją ulubioną szablę, ale złapał się w połowie, że w sumie to jest bezbronny i nie ma żadnej broni. Troszkę się zdenerwował, gdyż nie wiedział, czy taka sama sytuacja występuje u Heinricha. Gustownie odsunął rękę za plecy, starając się zakryć porażkę. Zrobił mądry wyraz twarzy i tym razem spojrzał na Volksteina.
    - A jak... czym będziemy walczyć?- miało wypaść groźnie i poważnie, wyszło trochę tak, jak terminator zabiera się za jakąś rzecz i nagle zostało mu nakazane zrobienie czegoś, co uważał za niemożliwe.
    Po tym, jak skończył mówić, postanowił rozejrzeć się dookoła, by wiedzieć, gdzie znajduje się ilu ludzi, kto stoi niedaleko, kto mógłby usłyszeć rozmowę, a kto odnieść szkodę, gdyby nagle okazało się, że przeciwnicy rzucą się na Kesslera. Miał nadzieję, że nie za wiele osób zwróciło uwagę na tę szopkę.
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 16 Luty 2017, 20:58   

    Niegrzecznie rozwiązywać spory na przyjęciu odbywającym się w latającym pociągu - przeszło mu przez myśl. Chociaż możliwe, że to oni mieli rację. Ten niepozorny mężczyzna w towarzystwie Kapelusznika, musiał mieć jakiegoś asa w rękawie. Zapewne umykał tej trójce dość długo zważywszy na ten akt desperacji, jakim było rzucenie wyzwania na arcyksiążęcym balu.
    Marionetkarz przestał odsuwać się od agresorów i chyba miał zamiar podjąć wyzwanie. Przynajmniej nie będę gonili się po całej sali.
    Poza tym przebywali w towarzystwie ceniącym honor i odwagę, a ten tutaj wyglądał na kogoś ważnego w swoim mundurze. Plotki o tchórzostwie rozniosłyby się w zastraszającym tempie. Przez długi czas nie miałby czegoś szukać na salonach. Wszędzie wytykaliby go palcami chichocząc za plecami.
    Gawainowi taka rozrywka odpowiadała. Oby tylko obeszło się bez większych ran i nieboszczyków, a wszystko powinno rozejść się po kościach.
    Zauważył spojrzenie Marionetkarza i stanął przy balustradzie. Oparł się o nią tak, by dokładnie widzieć również Heinricha Volksteina. Czuł się znacznie pewniej znając jego imię.
    No, to ciekawe czy nie wymiękniesz teraz, gdy walka stała się realną opcją - bacznie przyglądał się osobie, która rzuciła rękawicę. Koniec końców to Heinrich przyszedł ze swoją paczką, a nie ten drugi. Albo był niepewny swoich umiejętności, albo należał do grona zapobiegawczych osób.
    - Pozwolą panowie, że zostanę, by przyjrzeć się pojedynkowi. Zresztą każde wydarzenie tego typu wymaga obecności sędziego, czyż nie? - uśmiechnął się do nich szelmowsko. Skoro i tak nie mógł odwieść ich od walki, to postara dowiedzieć się jak najwięcej o obu Marionetkarzach. Niby miał się nie odzywać, ale jeśli jeden z goryli się na niego rzuci, to będzie się bronił. Choćby kieliszkiem.
    Strażnikami się nie przejmował. Chyba nikogo nie aresztują za pojedynek, na który zgodziły się obie strony. W końcu chodziło o honor dżentelmenów!
    Zresztą Gawain zdecydował, że postara się ich rozdzielić jeśli któryś upuści drugiemu krwi
    i jednocześnie zachodził w głowę, czym mają zamiar walczyć, bo póki co zapowiadało się na walkę na pięści. Dopił pozostały w kieliszku szampan. Nie było tego wiele, zaledwie łyczek.
    Nie wiedział jednak jak sprowadzić całe towarzystwo do Arcyksięcia. Może gdy te gorące głowy rozwiążą spór i trochę się uspokoją, po prostu zaprosi ich do niego. Dopiero im miny zrzedną. Raczej nie powinni stawiać oporo po pojedynku.
    Gawain wolał nie narażać się Arcyksięciu. Za dawnych czasów pewnie zostałby skrócony o głowę, teraz spalony na stosie. Jego rdzawe, płomieniste kosmyki włosów zajęłyby się prawdziwym ogniem. Wolał do tego nie dopuścić.
    Wtedy do głowy przyszedł mu ryzykowny pomysł, ale mający małą szansę powodzenia. Zaledwie cień. Kto był władcą, ustawodawcą i najwyższym sędzią? Kto chciał, żeby sprowadzić do niego zwaśnione strony? Kto chciał wiedzieć o tym konflikcie najwięcej jak to tylko możliwe? Gawain doskonale wiedział kto.
    Odlepił się od barierki i uważnie obserwował zebranych. Nie lubił nagłych ataków z zaskoczenia.
    - Choć pojedynek na tak zacnym balu wydaje mi się co najmniej niestosowny - ciągnął. - Zważywszy na podniosły ton uroczystości może warto by było zasięgnąć opinii samego Arcyksięcia. Osąd, który padłby z jego ust ostatecznie rozstrzygnąłby wasz spór, panie Volkstein - wyjaśnił, nadal starając się przemówić do dumy Marionetkarza.
    _________________

     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 5 Marzec 2017, 21:02   

    O ile tylko Szwab nie zamierzał - wbrew wszelkim zasadom sztuki pojedynków - wyciągnąć ukryty sztylet i rzucić się na Daniela, to nie był uzbrojony. Przy jego boku nie było miecza, a i pistoletu nigdzie nie sposób było dostrzec.
    Z drugiej strony to raczej oczywisty. Mamy do czynienia raczej z honorowym pojedynkiem, niż ze szkolną bójką. Nawet gdyby teraz doszło jedynie do ustalenia daty tego, to żadna ze stron nie musiałaby czuć się pokrzywdzona, czy też odczuwać wstyd. Mogli się rozejść ze słowem, że zjawią się w umówionym miejscu o ustalonym wcześniej czasie.
    I tak zapewne by było, gdyby nie wtrącił się Gawain, który podsunął Heinrichowi Himm... Volksteinowi pomysł. Ideę, która padła na niezwykle podatny grunt. W końcu oni nie byli uzbrojeni, lecz wokół było pełno Arcyksiążęcych strażników, każdy z nich z bronią. Wystarczyło tylko pójść do gospodarza i powiedzieć, że chcą się pojedynkować. Czemu miałby im odmówić? Na dodatek jeżeli go poinformują i jeszcze uzyskają jego aprobatę do tak honorowego rozstrzygnięcia sporu, to nie będą się obawiać, że ktoś przerwie im w połowie.
    - Tym co udostępni nam gospodarz oczywiście - Odpowiedział na ostatnie pytanie Kesslera, zadane już jakiś czas temu, już po tym jak padło ostatnie zdanie Gawaina. I użycie słowa ostatnie wskazuje na kolejność chronologiczną poprzedniego posta, nie zaś na rychłą śmierć, która miałaby teraz nieoczekiwanie w sposób niegodny nadejść. Aczkolwiek pamiętać trzeba, że ostatnie gry, które przechodziłem mogą powodować silne napady sadystycznego uśmiercania graczy... Nieistotne.
    Tak więc mieli teraz wyjście. Kessler i Gawain mogli próbować odłożyć ten pojedynek, próbować wyjaśniać, że ten pierwszy stawi się, a nawet ktoś z SS może go pilnować, by czasem nie próbował ucieczki. Mogli też narazić się na gniew Gospodarza, gdy przyjdą do niego i powiedzą, że na jego balu pragną rozlewać krew. Cokolwiek się nie stanie, niech się bawią goście nasi.

    Leila
    I oddania broni admirał też zażądał. Właściwie był to wstęp do dalszej rozmowy i nie zamierzał w żaden sposób tutaj ustępować. Biorąc pod uwagę, że mówił to niemalże na ucho dziewczynie mogło jasno oznaczać, że ma całkowicie gdzieś czy wezmą ją za jego kochankę, czy też nie. Jeżeli jednak oddała broń zaprowadził ją do tej części, która miała być zamknięta. Trochę ciemny pokój, dość obszerny z miejscami gdzie można usiąść. Widocznie admirał miał zamiar ją przesłuchać. Weszli jednak sami.
    - Usiądź i jeśli chcesz się zobaczyć z Arcyksięciem musisz powiedzieć wszystko.
    Jego głos nie był jednak nieuprzejmy. Nawet uśmiechnął się lekko kładąc dłoń na krześle. Nie jednak tym, na które wcześniej wskazał, na drugim, stojącym obok.
    _________________

    *****
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 7 Marzec 2017, 18:43   

    Muzyka na balu, musiał przyznać, odgrywana była z wielkim przejęciem. Arcyksiążęcy muzycy, o ile takie coś w ogóle istniało i nie było sprawką jakiejś magii czy zawirowań, sprawiali się doskonale. Gładkość gry, delikatne i gwałtowne naprzemiennie brzmienie, utrzymanie rytmu i odpowiedniej wysokości dźwięków, brak fałszu - to było prawdziwym miodem na zbolałe i znerwicowane serce Marionetkarza. Rzucił okiem na bal. Goście bawili się, rozmawiali, wymieniali dowcipy. Zupełnie to inaczej się przedstawiało jeszcze wcześniej, gdy nerwowo spoglądał na nich jeszcze godzinę-dwie temu i widział w nich wyłącznie intrygantów. Teraz, w sytuacji zagrożenia, Daniel widział ich po prostu jako sympatycznych starych znajomych, którzy chcieli wymienić się informacjami, plotkami i żartami. Która wizja, albo ich mieszanka, była prawdziwa? Nie dane jest mu to teraz rozstrzygać.
    Gdy inni przemówili, uspokoił się i postanowił wziąć głęboki, słyszalny wdech. Potem oczywiście był wydech, ale już znacznie bardziej cichy i niezwracający uwagi. Spojrzał na Kapelusznika, który brał udział w rozmowie i zdał sobie sprawę, że jego rola w tym przedstawieniu chyba się skończyła. W sumie nie dowiedział się od niego za wiele; pewnie jakiś malwersant albo pseudonaukowiec, który swą sławę zdobył tylko na pobudzaniu ciekawości prostych ludków. Czyli właśnie takich, jak Marionetkarz. Zdał sobie sprawę, że jest jeszcze bardziej bezsilny i bierny od wszystkich razem tu wziętych. W sumie to nie sprawa tego 'mądrego' Kapelusznika, to nie jego dotyczy. Może kiedyś przyjdzie mu jeszcze z nim porozmawiać - teraz były ważniejsze sprawy, sprawy bliższe sercu Kesslera. Można powiedzieć, że dosłownie.
    - Panowie, przychylam się do propozycji pana Lucjusza Ma... - tu zrobił przerwę, bo jeśli chodzi o pamięć do imion, to miał ją jako taką, ale gdy przychodzi do nazwisk, to kapitulacja na całym froncie - Szanownego pana Lucjusza - dokończył.
    Miał nadzieję, że zdroworozsądkowi napastnicy również zgodzą się na to rozwiązanie i aż tak się nie palą. Przecież nie ucieknie, prawda? Nie tak szybko, nie teraz, kiedy wiele spraw nie zostało jeszcze rozwiązanych; poza tym po co tak szybko rozstrzygać konflikt, bal owszem, trwał już pewien czas, ale wypadałoby chyba jednak poczekać, aż goście zaczną się nudzić i dopiero wtedy można byłoby wyjść z inicjatywą zorganizowania pojedynku. Tak przynajmniej myślał, że pomyśli Arcyksiążę.
    - Dlatego myślę, że gdy doszłoby do uspokojenia nastrojów, a i zacny nasz gospodarz stawiłby się w dostępnym miejscu, wówczas pojedynek mógłby się rozstrzygnąć, oczywiście za zgodą Jego Ekscelencji; proponuję, byście wy uprosili go o zgodę, a tymczasem przepraszam... - powiedział przepraszająco, takim tonem, jakby szybko musiał pójść do toalety. Przechodząc obok napastników i Volksteina zwolnił nieco, by wysondować, czy go zaatakują czy powstrzymają. Przepuszczenie go oznaczałoby zgodę na rozwiązanie lucjuszowe.
    Gdyby go zaś puścili, skorzystałby z okazji i przeszedł szczególnie blisko rudego człowieka, którego interwencja i pomysł ocaliła w sumie Marionetkarzowi skórę. Poczuł się zobowiązany i z pewnością nie zamierzał zostawić tego samemu sobie. Kierując się do pewnej, nieznanej sobie lokacji, jak najdalej stąd, postanowił przejść obok tejże osoby. Gdy był wystarczająco blisko, a plecami do napastników, spojrzał Lucjuszowi głęboko w oczy i wykonał taki ruch własnymi, jak gdyby chciał przekazać mu telepatycznie, żeby szedł za nim. Rzecz jasna nie posiadał zdolności telepatii, ale słów wolał nie używać - nie wiadomo co odbije gościom i jakby na to zareagowali. Ale Daniel Kessler, jak wspomniano, nie zamierzał popuścić sprawie, wolał się rozmówić z przybyszem. Dlatego poprosił go, by szedł za nim w jakieś ustronne miejsce, może nie z dala od oczu, ale od uszu ciekawskich.
    Miał nadzieję, że wszystko potoczy się tak, jak sobie zaplanował; nikt nie był uzbrojony, było sporo strażników i świadków, Volkstein nie popełni głupoty. W końcu to bal, a uprzykrzanie się gościom, nawet jeśli samemu jest się gościem, to wysoce wielka niezręczność i obraza dla majestatu gospodarza, który z pewnością, a przynajmniej miał taką nadzieję, ukarałby takiego agresora. Wypadałoby, aby wszystko działo się za jego wiedzą i za jego zgodą, w końcu to jego 'dom' i własność.
    Poza tym spodziewał się, że Volkstein wyśle jednego ze swoich przypupasów, aby śledzili ich, czy też pilnowali, by nigdzie nie uciekli. Oj tak, tego z pewnością należy się spodziewać. Raz zdobytej ofiary za szybko nie puści. Nie teraz, kiedy ma go tutaj, jak na widelcu.
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 14 Marzec 2017, 22:13   

    Mundurowy spuścił z tonu. Dla Keera było jasnym, iż tylko gra hardego próbując przetrwać to starcie. Cały spięty i podenerwowany nie skupiał się zbytnio na samym rudzielcu, co było dla niego w pełni zrozumiałe. I może właśnie z tego powodu nie zapamiętał podanego przez Cienia nazwiska albo, jak wiele innych osób, po prostu nie miał pamięci do takich rzeczy.
    Gawain uśmiechnął się w duchu, czując na sobie spojrzenie Marionetkarza, który przeszedł tak blisko, że było to niemalże niemożliwe, by nie zauważyć niemego błagania, które uwięzło w jego piwnych oczach. Wizja dłuższego przebywania w towarzystwie Volksteina była mu niezmiernie niemiła, więc nie poświęcił tym rozmyślaniom ani sekundy dłużej i zdecydował, że do niego dołączy. Za minutkę lub dwie. Trochę było mu nie na rękę, że zebrani rozłazili się we wszystkie strony, ale o spłoszonym wielkoludzie wiedział mniej, niż o porywczym Heinrichu z jego gorylami.
    - Dołączę do pana później. - zwrócił się do Volksteina - Nie chciałbym przegapić takiego widowiska, które z pewnością uświetni to przyjęcie, a tymczasem rzucę na okiem na pańskiego... kolegę - powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo i kiwnął głową w kierunku oddalającego się mundurowego. Nie wiedział, po czyjej stronie stanąć i chciał by każda strona miała poczucie, że jest neutralny. Choć odrobinkę, a do tego musiał naprzemiennie stawać po każdej zwaśnionych stron. Zresztą sam takie podejście preferował. No i gdzie niby mieliby uciec? Byli wysoko nad ziemią, a on wolał nawet nie myśleć, jak długo spadałby w dół.
    Dobrze, że pociąg był nie tylko plątaniną skomplikowanej machinerii, ale również magiczny. Gawain więcej zaufania pokładał w mocach i pierwotnych siłach Krainy Luster niźli w technice, jeśli chodziło o kwestię niezawodności.
    - Miłego wieczoru życzę - lekko skłonił się w kierunku rozmówcy i jeśli tylko ten go puścił, niespiesznie ruszył za drugim Marionetkarzem. Kieliszek pozostawił za sobą, na balustradzie.

    Nie oglądał się za siebie. Tylko wzbudziłby więcej niepotrzebnych i bezpodstawnych podejrzeń.
    Tak jak się spodziewał znalazł go niewiele dalej. Powoli wyrównywał z nim krok, ale przecież nie mógł do niego biec przez pół sali. I tak skończyłoby się to wpadnięciem na jakąś zapomnianą w tańcu parę.
    - Marthyr - powiedział spokojnie, gdy w końcu znalazł się przy jego boku. Tak naprawdę wewnątrz cały się gotował ze złości. Nie lubił kłamać i miał szczerą nadzieję, że nie natnie się na nikogo znajomego. Byłoby to wyjątkowo niefortunne. Co innego, gdyby nie chodziło o tak napiętą sytuację. Wtedy przedstawiłby się własnym imieniem i nazwiskiem. Miast tego dalej brnął w znienawidzone kłamstwo. Kurczowo się go trzymało, gdziekolwiek by nie zawędrował, raz podkładając mu nogę, a to wyciągając do niego pomocną dłoń - Tak się nazywam. A pan to... - zawiesił głos w nadziei, że wysoki mężczyzna obdaruje go tym małym skrawkiem wiedzy. Jednakże niezależnie od tego, jaką odpowiedź otrzymał, kontynuował rozmowę - Och! - odetchnął z ulgą i postał mężczyźnie szeroki uśmiech zadzierając głowę do góry. Nie należał do niskich, ale założyłby się, że Marionetkarz nie raz miał problemy z czyhającymi na niego framugami oraz zbyt krótkimi wannami i łóżkami. - Mało brakowało, a na posadzce byłoby coś więcej, niż tylko rękawiczka i rozlany szampan! - ciągnął, myśląc na głos. Cała ta sytuacja zaczynała go męczyć. Nie znosił tłumów, jasnego światła i gadania o niczym. Ale zacisnął zęby, bo było coś czego nie chciał zobaczyć za żadne skarby. Stosu przygotowanego specjalnie dla niego, gdyby Arcyksiążę okazał się być równie zmęczony, zirytowany lub zwyczajnie znudzony by zrobić z niego skwarkę. Gawain miał nadzieję, że okaże łaskę, zwłaszcza przy zebranych. Po pouczającym "żarcie" z trucizną byłoby to nawet wskazane i kojące dla nastrojów gości.
    Wsadził palec za gładki materiał halsztuku, by nieco go poluzować i rozejrzał się po sali. Na kelnerów nie zwracał uwagi. Roznoszone przez nich napitki odurzały umysł i zwiotczały ciało, a przekąski znajdowały się poza strefą jego zainteresowań. Jego uwaga skupiała się jego rozmówcy.
    - Więc? Po cóż mnie pan tutaj tak gorączkowo ciągnął? - powiedział zdecydowanie, acz pogodnie. Ostatnie czego chciał to wystraszyć Marionetkarza. Z doświadczenia wiedział, że jego trudne do rozczytania oblicze często robiło to za niego. Zwłaszcza oczy, zwierciadło duszy, sprawiały wiele problemów z niewerbalnym wyrażaniem swoich zamiarów, więc nieustannie silił się na zachęcający, uprzejmy ton.
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 9