• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Pokój wypoczynkowy
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 18 Luty 2017, 16:14   

    - Lecz, jeśli umiesz. Przyda mi się w pełni sprawna kończyna – powiedział chłodno wysuwając ku niej rękę.
    Mógł się uleczyć samodzielnie, ba, mógł nawet odtworzyć ucięte lub utracone kończyny zaś zabliźnienie takiej rany trwałoby zaledwie chwilę, ale chciał zobaczyć jak działa moc Julii. On sam nie mógł leczyć innych.
    Z zainteresowaniem przyglądał się zarastającej ranie. Starał się pojąć uczucia mrowienia i ciepła, które towarzyszyły leczeniu a także wysnuć z tego jakieś wnioski. Ciepło i mrowienie wskazują na przyspieszony przepływ krwi i aktywność zakończeń nerwowych. Oznaczać to może, że używając tych mocy zarówno Bane jak i Julia mogą czasowo wspomagać naturalne zdolności organizmu. Trzeba będzie to sprawdzić. W pewnej chwili wyjął z buta nóż i przecinając szwy a następnie ujmując je między kciuk a ostrze wyciągał je ze skóry.
    - Dziękuję – powiedział cofając rękę i oglądając cienką kreskę blizny - Całkiem nieźle.
    Słuchają wyjaśnień dziewczyny Anomander nawet nie drgnął. Twarz miał martwą i jak zwykle nie wyrażającą niczego. Nie dał po sobie poznać czy współczuje Julii straty czy może ma to głęboko w swojej gadziej sempiternie. Może te trzy lata zmieniły go do tego stopnia, że stał się oschłym chamem? A może zwyczajnie nie odzywał się by nie rozdrapywać świeżych ran? Cholera wie.
    Gdy zdecydowała się podpisać dokument podął jej pióro. Przyda się w Klinice pielęgniarka z umiejętnościami leczenia. Już się zbierał do wyjścia, ale cały czas czegoś mu brakowało. Coś było nie tak.
    - Gdzie jest Amber? – spojrzał oczekując odpowiedzi. Chętnie by zobaczył tego małego psotnego szczeniaka. Ciekawe na jakiego lisa wyrosła?
    Gdy dziewczyna odpowiedziała na pytanie o Amber, spojrzał na nią i powiedział odnosząc się do wcześniejszej wypowiedzi,
    - Co do tego czy nie zawiedziesz, to pokaże czas. Nie obiecuj nigdy niczego, czego nie możesz być pewna. – powiedział i wstał ze swojej ławy kierując się do wyjścia z pokoju. Po drodze zebrał jeszcze podpisane dokumenty - Co do mieszkania w Klinice to wybierz sobie jakiś pokój na piętrze. Będzie Twój. Gdybyś nas szukała, Bane'a lub mnie to będziemy w sali chorych.
    Gdy stanął już w progu obejrzał się na siedzącą dziewczynę.
    - Dobrze, że wróciłaś Julio, pusto tu było bez Ciebie. Nawet ja tęskniłem. Jeśli jesteś głodna to poproś Alice w recepcji o śniadanie. Po zapachu wnoszę, że naleśniki już się robią – uśmiechał się do niej puszczając oko - A, i wypija kakao, bo Alice będzie przykro.
    Powiedziawszy to skinął jej głową na „do widzenia” i wyszedł z pokoju.

    ZT
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 18 Luty 2017, 21:16   

    Uśmiechnęła się miło, gdy lekarz ją pochwalił za uleczenie rany.
    Nie oczekiwała żadnej reakcji na swoje słowa, ale i tak była wdzięczna, że jej nie przerwał i wysłuchał. Nawet nie ważne było to, czy w ogóle jej słuchał, czy tylko pozwolił się wygadać.
    Pytanie o Amber ją zaskoczyło - została w ogródku przy hostelu. Ostatnio zrobiła się jakaś marudna i niezbyt chętnie wychodzi na spacery, wiec nie brała jej ze sobą, ale jeśli mogę to zabrałabym ją tutaj i jak tylko jej przejdzie to spróbowałabym ją ulokować w tym domku wśród róż o ile nadal mam taką możliwość - zakończyła z uśmiechem. Miała nadzieję, że lekarz nie będzie miał nic przeciwko.
    Słysząc jego dalsze słowa opuściła lekko uszy. Ale nic nie powiedziała. Ucieszyła się za to, że może wybrać sobie jakiś pokoik. Co prawda jednocześnie miała dylemat. Chciałaby mieszkać z Banem, ale też chciałaby mieszkać sama. Nowe życie, nowe decyzje.
    Kiwnęła głową, że rozumie gdzie ma szukać lekarzy - jeśli mogę to najpierw poszłabym po swoje rzeczy i Amber do hostelu, zajmie mi to maksymalnie godzinkę, a potem zaraz mogę się brać do pracy - poruszyła lekko ogonkiem.
    Wstała grzecznie gdy wychodził, a jego dalsze słowa mocno ją zaskoczyły. Przed chwilą surowy i chłodny Anomander nagle uśmiechnął się do niej i powiedział coś co sprawiło, że sama uśmiechnęła się radośnie. Naprawdę nie spodziewała się, że doktorek również za nią tęsknił - cieszę się, że w końcu mogłam wrócić...do domu - zakończyła już ciszej. Naprawdę tu czuła się jak w domu. Mimo iż był to jakby nie patrzeć szpital. Ale to tu czuła się najlepiej.
    Gdy lekarz opuścił pokój usiadła jeszcze na chwilę i upiła trochę kakałka. Westchnęła z ulgą czując ten znajomy, słodki smak. W końcu jednak wstała i udała się do recepcji. Alice z uśmiechem poinformowała ją, że za pięć minut śniadanie będzie gotowe. Tulka uznała więc, że wypadałoby posprzątać po swoim egzaminie i wróciła do pokoju po rzeczy, których użyła do opatrzenia Anomandera. W Gabinecie zabiegowym Alice pomogła jej ogarnąć gdzie co dokładnie jest, po czym dziewczyna umyła narzędzia i odłożyła je na miejsce.
    Zjadła śniadanie szybko i ze smakiem. Wzięła klucz z recepcji dziękując Alice za naleśniki oraz kakao i ruszyła do pokoju Banea, gdzie szybko się przebrała w swoje ubrania. Wychodząc zostawiła klucz od jego pokoju w recepcji, zapytała też czy pokój obok pokoju lekarza, jest wolny, na co Alice zareagowała uśmiechem i poinformowała, że gdy Julia wróci, pokój będzie na nią czekał, na co lisica zareagowała uśmiechem i ruszyła w stronę miasta by pozałatwiać swoje sprawy nim wróci i zacznie pracę w Klinice.

    ZT
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 27 Luty 2017, 22:56   

    Wyszła z pokoju, szybko, jednak nie biegła. Zatrzymała się jeszcze na chwilę, przed drzwiami do swojego pokoju - mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko futrzakom? - zapytała Gopnika i o ile ten nie miał nic przeciwko, otworzyła drzwi o w jej ręce od razu wpadła bursztynowa lisiczka. Była wystraszona. Widocznie wyczuła gniew Anomandera, ale w rękach swojej pani czuła się bezpiecznie.
    Tulka zamknęła szybko drzwi i ruszyła do Pokoju Wypoczynkowego, prowadząc ze sobą Kapelusznika. Po drodze zatrzymała się jeszcze w recepcji, prosząc panią Alice o jakiś posiłek również dla Amber. Marionetka przytaknęła z uśmiechem, że jej również coś przyniesie, na co dziewczyna podziękowała grzecznie i razem z Gopnikiem weszła do pokoju.
    Opadła na swoje miejsce z wyraźną ulgą piszącą się na jej twarzy. Uśmiechnęła się do Kapelusznika, zachęcając do tego by również usiadł. Poklepała miejsce obok siebie, jednak po przeciwnej stronie niż miejsce, gdzie zawsze siada Bane. W końcu to było miejsce Cyrkowca! Więc nie będzie mu żaden Kapelut go zajmował.
    Głaskała chwilę lisiczkę, po czym postawiła ją na ziemię. Ta od razu zaczęła ochoczo myszkować po pokoju, nie przejmując się niczym innym. Wchodziła jak zwykle w każdą dziurę, przypominając sobie swoje kryjówki, oraz sprawdzając czy nie znajdzie jakiś nowych ciekawych rzeczy do zabawy.
    Tulka w końcu przeniosła wzrok na Gopnika - przepraszam Cię za to małe przedstawienie - powiedziała, drapiąc się zakłopotana po karku - ledwo zaczęłam tu pracę, a już miałam okazję zobaczyć obu lekarzy i to wściekłych jak nie wiem... - przyznała ze smutkiem - z tego co zauważyłam to Bane chyba też nie widział pana Anomandera w takim stanie - westchnęła i oparła się o kanapę, przymykając oczy. Siedziała tak chwilę, wsłuchując się w dzwoneczek, przyczepiony do obroży Amber. Nie wiedziała czemu, ale ten dźwięk zawsze ją uspokajał.
    - I nie bój się - powiedziała po chwili z uśmiechem - doktor Anomander zazwyczaj nie ma gadzich oczu i paszczy pełnej ostrych jak sztylety kłów - zaśmiała się - jest straszny, owszem, ale zazwyczaj nie wygląda jakby miał ochotę zjeść każdego, kto się do niego zbliży - nie wiedziała czy tymi słowami chciała uspokoić siebie czy Kapelusznika. Może i jedno i drugie.
    Po chwili jednak uśmiech zniknął z jej twarzy, a wzrok przeniosła na drzwi wejściowe do pokoju. Miała nadzieję, że nikomu nie stanie się krzywda i że lekarze szybko do nich dołączą. Bałą się też, że Anomander mocno wkurzy się na Cyrkowca, że ten pił w trakcie pracy i to jeszcze z pacjentem. W końcu była w tym też jej wina. Sama mu na to pozwoliła! Nie chciała, żeby miał przez to problemy...
    _________________

     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 28 Luty 2017, 11:34   

    Wypowiedź Bane'a była prawie przerwana nagłym wejściem złego jak diabli Anomandera. Julia ponownie złożyła wyjaśnienia. Gopnik uśmiechnął się i skinął głową, słysząc podziękowania. Nie czuł się jakoś specjalnie dumny z tego, bo nie uważał swoich działań za nic nadzwyczajnego.
    Razem z Tulką wyszli z gabinetu Bane'a. Początkowo rusek chciał uprzejmie przepuścić rudą kitę, ale gdy ta na niego spojrzała swoim karcącym wzrokiem, przeszedł przez drzwi jako pierwszy.
    Ruszyli szybkim krokiem w stronę pokoju wypoczynkowego, w międzyczasie zahaczyli o pokój najprawdopodobniej dziewczyny. Skinął głową w geście pozwolenia na pytanie o futrzaka. Wspominała coś o lisiczce, pewnie o nią chodzi.
    Zwierze dosłownie wskoczyło w ramiona Julii. Był to bardzo piękny lis, śliczny okaz. Miała zadbane błyszczące futro i smukłą sylwetkę. Razem ze zwierzakiem cała trójka ruszyła w kierunku Pokoju Wypoczynkowego, a gdy już tam się znaleźli, usiadł obok Julii, zostawiając niewielką przerwę między nimi. Obserwował z zaciekawieniem lisa. Była ciekawska, kręciła się po pokoju. Fajna istota. Wreszcie pierwsza odezwała się Julia.
    - Nic się nie stało, Julio. Ja za to pierwszy dzień się tu leczę i też nie miałem okazji jeszcze widzieć ich wściekłości, więc chyba jesteśmi kwita. - zaśmiał się lekko - Tak czy siak, nie przejmuj się, nie ma co. Sytuacja była wyjątkowa, rozumiem, że doktor van Vyvern po prostu dba o personel jak o swój skarb. Wszystko będzie dobrze! - próbował pocieszyć dziewczynę. Lekko objął pielęgniarkę ramieniem wokół jej szyi.
    - Cóż, był straszny, te kły jak piła, ale koniec końców mi podziękował i nie powiedział złego słowa na mnie, więc chyba nie muszę się jego bać, he he. Zresztą, co ja tam będę się bał, z nie takimi miałem do czynienia. Co innego Rosie, nawet nie chcę wiedzieć, co się z nią stanie. Cóż, chyba można jednak powiedzieć, że zasłużyła. - stwierdził oczywistość z lekkim smutkiem. Tak naprawdę bał się doktora, wyglądał, jakby miał pożreć ich wszystkich. Źle się stało. Źle się stało, że doszło do tej sytuacji, ale teraz nie można już nic zrobić. Jeżeli dziewczyna go wcześniej nie odrzuciła, powiedział, że jak chce, to może się wtulić w Kapeluta. Sam też tego potrzebował, ale nie naciskał. Niezależnie od zachowania Julii postanowił zmienić temat.
    - No, ale nie ma już co o tym myśleć. Pogadajmy lepiej o jedzeniu. O tym w ruskich szpitalach słyszałaś, więc pozwól że spytam: Jakim jedzeniem nas tutaj uraczą? - rzekł ze śmiechem.




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 28 Luty 2017, 13:10   

    Amber biegała sobie wesoło po sali, obwąchując wszystko dokładnie. Nagle wskoczyła na kanapę, na której siedzieli i wcisnęła się pod oparcie, do skrzyni pod siedzeniem. Słychać było jak myszkuje pod nimi i drapie swoimi pazurkami.
    Przyznała Gopnikowi rację. Anomander naprawdę dbał o swoich pracowników. I teraz mogła się o tym przekonać na własnej skórze. Była zaskoczona troską, jaką słyszała w głosie swojego przełożonego. Czy naprawdę się martwił? Czy może po prostu chciał ją uspokoić po tym jak została zaatakowana, w końcu pielęgniarka w szoku, raczej na wiele mu się nie przyda, a tak powinna szybciej dojść do siebie.
    Spięła się lekko, gdy objął ją ramieniem, ale nie odtrącała go na razie. Słysząc jego dalsze słowa, uśmiechnęła się pod nosem - czy gdybyś był owcą i nieopodal był wilk, ale wiedziałbyś, że nie zrobi Ci krzywdy, przestałbyś się go bać? - zerknęła na niego - tylko niemądra owca nie będzie się bać drapieżnika, a tym bardziej, jeśli tym drapieżnikiem jest smok - uśmiechnęła się tajemniczo - nie musisz się bać, że coś Ci zrobi ale nie wiem czy jest mądrym całkowicie go ignorować - spojrzała na lisiczkę, która na moment wystawiła głowę z kryjówki, po to żeby zaraz znów się schować. Zaśmiała się lekko.
    Słysząc słowa Gopnika, ze może się do niego wtulić, delikatnie strąciła jego ramię - wybacz... - powiedziała niepewnie - pierwszy rok jaki spędziłam w Krainie Luster sprawił, że mam dość mocny uraz...przez który mam problemy z zaufaniem mężczyznom - wyjaśniła pokrótce - proszę nie bierz tego do siebie - dodała jeszcze.
    Westchnęła z ulgą, że Kapelusznik zmienił temat. Zamyśliła się z uśmiechem - jeśli oczekujesz, że tu nie dostaniesz ziemniaków to możesz się niestety zawieść. A co do reszty potrawy...cóż...myślę, że lepiej jak będziesz miał niespodziankę - uśmiechnęła się miło - wróciłam wczoraj wieczorem, po trzech latach nieobecności i nie chcę Ci naobiecywać jakiś dziczyzn czy pieczeni - poruszyła lekko ogonem - choć wątpię aby kuchnia się tu bardzo zmieniła- puściła mu oko z miłym uśmiechem. Sama była ciekawa co dziś dostaną na obiad. Co prawda spędziła tu kilka dni, ale zawsze wszystkie posiłki były pyszne i po prostu nie dało im się oprzeć. Aż zaburczało jej lekko w brzuchu, przypominając sobie te pyszności. Opuściła lekko uszy zawstydzona i zerkała co jakiś czas na drzwi, zastanawiając się co będzie pierwsze. Powrót lekarzy czy może obiad.
    _________________

     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 28 Luty 2017, 15:17   

    Dobrze zauważył jej napięte mięśnie, gdy ją delikatnie obejmował. Była zdenerwowana, jednak teraz najwyraźniej było to spowodowane jego gestem.
    - Owszem, bałbym się. Ale nie jestem owcą. O wiele bliżej mi do, hm... Takiego liska, jak twój, który może w każdej chwili zmyć się, gdy tylko zauważy zagrożenie, na przykład pod ławkę. Dlatego nie boję się tak bardzo, a jednocześnie nie ignoruję Anomandera, zapewniam cię. Swoją drogą, bardzo żywa ta twoja lisiczka. Mała psotnica, jak się wabi? - odwrócił się i uśmiechnął w stronę dziewczyny. Jednocześnie jego kapelusz postanowił znowu spaść, teraz jednak zsunął się trochę bardziej i zatrzymał na głowie dziewczyny, drugim końcem ronda trzymając się czoła Gopnika.
    Od razu poprawił swoje nakrycie głowy i przeprosił za to.
    - No po prostu muszę go oddać do tego krawca, muszę. Kiedyś potknę się o ten kapelusz albo wpadnę na coś albo kogoś, bo nie będę nic widział, gdy opadnie. Heh.
    Gdy dziewczyna strąciła jego ramię, delikatnie się odsunął i wysłuchał dziewczyny w ciszy. Jej słowa zasmuciły Gopnika, ale nie dlatego, że nie chciała bliskości, tylko dlatego, że musiało się jej stać coś niedobrego.
    - Dobrze, rozumiem. Jeżeli chciałabyś się na przykład wygadać, poplotkować, czy szukała jakichś słów otuchy, do mnie możesz walić śmiało. - kończąc wypowiedź Gopnik wystawił język. Domyślił się, że ktoś tę dziewczynę skrzywdził. Zgwałcił, może torturował. Tak czy siak, gdyby tylko dopadł tego sukinkota, to by nie mógł się opanować. Tak mu się przynajmniej teraz zdawało. Tak czy siak, chciał jakoś pocieszyć, móc pomóc dziewczynie.
    Gdy zaczął zastanawiać się, co będzie do jedzenia, aż mu ślinka ciekła. Tyle pysznych rzeczy, tyle jedzenia, tyle możliwości. Nie miał wątpliwości, że danie będzie o wiele bardziej wykwintne niż to, które zmyślił na potrzeby opowieści o ruskich szpitalach. Ze zniecierpliwieniem oczekiwał na obiad. Dodatkowo słowa Julii dodatkowo spotęgowały głód Gopnika. Uwielbiał mięso.
    - No, to przynajmniej z głodu tu nie umrę, ha ha! A niespodzianki uwielbiam, bardzo mnie ciekawi, co zostanie podane, aż nie mogę się doczekać. - rzekł uradowany. Dodatkowo chciał podjąć trochę temat przeszłości dziewczyny. Tej milszej przeszłości:
    - A co porabiałaś przez te 3 lata? Toć to dość dużo czasu, na pewno przeżyłaś wiele ciekawych przygód! - powiedział i patrzył dziewczynie w oczy, oczekując na odpowiedź.




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 28 Luty 2017, 18:10   

    Uśmiechnęła się słysząc, że Gopnik nie ignoruje całkiem Anomandera. Byłoby to wręcz głupotą i to nie małą. Bo jak można nie nazwać głupotą ignorowanie takiego gada jak Anomander?! No nie da się.
    Słysząc pytanie Gopnika na temat lisiczki, spojrzała w miejsce, w którym chwilę wcześniej znajdowała się głowa futrzaka - ma na imię Amber - powiedziała spokojnie. Na dźwięk swojego imienia psotniara znów wyszła, a raczej wyskoczyła ze swojej kryjówki - i uwierz albo nie, ale ostatnio była jakaś bez życia, nie chciała wychodzić na spacery, głównie leżała w swoim koszyku, albo gdzieś pod poduszkami i w ogóle się nie bawiła - powiedziała ze smutkiem w głosie, głaszcząc lisiczkę, która tuż obok niej wywróciła się na grzbiet i domagała pieszczot - ale w końcu wróciłyśmy do domu i Amber też wróciła do siebie - powiedziała z uśmiechem - i pewnie chce już spotkać pana Anomandera, prawda czapeczko? - zaśmiała się łaskocząc lisa po brzuszku.
    Zaśmiała się widząc niesforny kapelusz - powinieneś bo jeszcze go zgubisz albo ktoś Ci go zwinie, a luźny kapelusz na pewno łatwiej ukraść z głowy niż taki dopasowany - uśmiechnęła się miło, poruszając swoją rudą kitą.
    -Dziękuję, na pewno zapamiętam - powiedziała z uśmiechem i chwyciła delikatnie dłoń Kapeluta i ścisnęła ją. Krótko, tak by pokazać tylko, że jest mu wdzięczna - naprawdę doceniam to, że chcesz pomóc, po prostu...niektórych wspomnień nie da się wymazać, a jak na razie w pełni ufam tylko Banowi i panu Anomanderowi. Można powiedzieć, że zastępują mi rodzinę, od której byłam zabrana w dość młodym jeszcze wieku.
    Słuchając żartu na temat umierania z głodu, poczuła zapach przygotowującego się obiadu. Prawie pociekła jej ślinka, gdy to poczuła. Nie wiedziała jednak czy Gopnik też już to czuje - to może dla zabicia czasu, spróbujemy zgadnąć co zostanie podane? - zapytała przekręcając lekko głowę - nie ma co się stresować tym co się stało czy dzieje teraz na górze.
    Słysząc jego pytanie zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się ile może mu powiedzieć. Bane i Anomander mogli wiedzieć więcej, choć też nie wszystko, jednak Gopnik był obcy, był pacjentem i nie powinien znać aż tyle szczegółów - nie miałam żadnych przygód - powiedziała spokojnie - [color=#ffa640]po prostu znalazłam nauczycieli i podróżowałam zarówno po Krainie Luster jak i Szkarłatnej Otchłani. Poznawałam krainy jak i rozwijałam swoje moce. Dowiadywałam się sporo o rasach i szkoliłam w medycznym fachu by mimo tego, że uciekłam móc tu wrócić i wspomóc Klinikę na tyle na ile będzie to możliwe.
    Chyba tyle wystarczy. Bo co ma mu opowiedzieć? Że chodziła na zebrania z samym Arcyksięciem, że jest członkiem SCR? No chyba nie! Tyle musi mu wystarczyć, przynajmniej jak na razie.
    - A może teraz opowiesz mi jak to się stało, że trafiłeś tutaj razem z Rosie? - zapytała mocno zaciekawiona tym faktem.
    _________________

     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 28 Luty 2017, 18:53   

    Imię zwierzaka było ładne, pasowało do jej sierści. Gopnik uśmiechnął się z uznaniem.
    - Amber, ślicznie. Po rosyjsku jej imię by brzmiało Jantar i pasowało raczej do lisa niż lisiczki. Tak czy siak, śliczne. - rzekł z uśmiechem, jak zwykle, sprawiającym wrażenie ironicznego.
    - Niemożliwe. Teraz wygląda tak, jakby nie mogła znaleźć swojego kąta. - również wepchał swoje łapska w sierść zwierzaka - Wszędzie jej pełno, jest taka radosna. - również pieścił brzuch czworonoga, jakby mógł, zagłaskałby Amber na śmierć. - Najwidoczniej ona go lubi, ale trochę się jej dziwię. W sumie mimo wszystko jest dość straszny...
    Radę Julii zbył machnięciem ręki. Doskonale o tym wiedział, że ten kapelusz sprawia tylko problemy.
    - A żebyś wiedziała, że już mi go raz ukradli, ha ha! Pewien znajomy postanowił sobie ze mnie zażartować. Co ciekawe, także ma dużo wspólnego z lisami, potrafi się przemienić w jednego z nich, tylko że o wiele większego i całego czarnego. To mu pomogło mu zwinąć mój kapelusz i poprzedrzeźniać biednego mnie, ha ha! - Zaśmiał się głośno - W sumie to powinienem go sam naprawić, przynależność rasowa zobowiązuje, ale ciągle jakoś nie mam czasu. Ot, szewc bez butów chodzi, ha ha!
    Spochmurniał, słuchając wyznania dziewczyny. Ktoś musiał ją zranić, jakiś sadysta bez serca. Innego wytłumaczenia nie było. Gopnik tym bardziej stwierdził, że będzie starał się jej wynagrodzić całe wyrządzone zło przez innych. Nie odezwał się jednak ani słowem i na moment zapadła cisza. Chwilę potem jednak podjęli temat jedzenia.
    - Ja to bym zjadł karkówkę z jelenia w sosie chrzanowym! Ale równie dobrze zjadłbym pieczeń z dzika z młodymi ziemniaczkami. Pycha! Ojejejej, przez to zgadywanie tylko robię się coraz bardziej głodny, ha ha, zjadłbym konia z kopytami. - zaśmiał się, a jakby na potwierdzenie zaburczało mu w brzuchu. Zaiste, to, co się stało piętro wyżej tylko by ich teraz rozbijało. Stało się to się stało, teraz nie powinni o tym myśleć, potrzebują odpoczynku od złych myśli.
    - No i dzięki temu pracujesz w najbardziej znanej klinice po tej stronie Lustra. Gratuluję i życzę szybkiej wspinaczki po szczeblach kariery. Kto wie, może kiedyś zajmiesz miejsce Doktora van Vyvern! - Zaśmiał się, ale szczerze jej tego życzył. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jaki charakter musi mieć dyrektor takich placówek.
    Zapytany o historie przybycia pary do tego przybytku, zaczął zmyślać na poczekaniu jakąś historyjkę. Nie powie przecież dziewczynie, że po prostu ostro się ebali z Rosie:
    - Cóż, wracałem sobie wczoraj rano z imprezy i zobaczyłem , jak kilku jakichś bandziorów chce chyba obrabować Rosemary. Radziła sobie dobrze, ale ja, jak to ja, postanowiłem pomóc kobiecie. Wyjąłem z kapelusza moją ostatnią szklaną flaszkę wódki, rozbiłem o drzewo i pogoniłem towarzystwo, jednak zdążyli nas obojga poturbować, stąd Bane musiał nas leczyć. - powiedział z dramatyzmem w głosie - Pewnie Rosemary by poradziła sobie sama, ale była wtedy już głodna, co prawda nie tak, jak dziś rano, bo panowała nad sobą. Gdy rabusie się rozpierzchli, ona zrobiła ze mną to, co z tobą. Pamiętam, jak przybliżyła się do mnie, a potem, gdy z powrotem się ocknąłem, czułem tylko pieczenie szyi i lekkie osłabienie. - Kapelut kłamał jak z nut - Jednak poniekąd w rekompensacie za to ugryzienie poszliśmy na obiad do restauracji w Upiornym Miasteczku, gdzie najedliśmy się oboje do syta. Tyle, że ona zwykłym jedzeniem dużo na długo się nie naje. Poza tym ostrzegła mnie, że moja wątroba może być w słabym stanie, poznała to w smaku krwi, więc ruszyliśmy w stronę Kliniki, szliśmy całą noc. Słyszałem, że tu dobrze leczą, więc ona poszła ze mną, bo ponoć też miała jakieś kłopoty ze zdrowiem. Po drodze jeszcze raz mnie ugryzła, ale już byłem przy tym świadomy. A resztę historii już chyba znasz.
    Gopnik zgrabnie lawirował między faktami i kłamstewkami, tak, że splatały się one w logiczną całość i nie budziły podejrzeń. Miał też już przygotowane odpowiedzi na jakiekolwiek niewygodne pytania.




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 28 Luty 2017, 19:52   

    - To prawda, że jest straszny, ale ma rękę do zwierząt - przyznała - gdy tu przybyłam po raz pierwszy razem z Banem, pan Anomander nic nie powiedział na to, że lis nie może zostać w Klinice, co więcej obejrzał ją dokładnie i od razu nakarmił tak by dostała wszystko co jest jej potrzebne - wyjaśniła - a w trakcie mojej operacji, ta mała spryciula trafiła do salonu piękności i wróciła z przyciętymi pazurkami, wyprana, wyczesana - powiedziała robiąc naburmuszoną minkę.
    Słuchając, jak znajomy Gopnika ukradł mu kapelusz, zaśmiała się serdecznie - widać, Twój znajomy ma moc bardzo podobną do mojej, tylko, że ja zamieniam się w takiego zwykłego rudzielca, jedyne co mnie różni od innych lisów biegających po lasach to to, że potrafię mówić no i oczy, które się w ogóle nie zmieniają - przyznała z uśmiechem - jednak nie proś mnie o prezentację. Nie czuję się na siłach, żeby używać którejkolwiek z mocy. Jak z resztą widać, moje leczenie również nie do końca podziałało, gdyż nie powinno zostawić, żadnego śladu. W sumie zatamowałam tylko krwawienie i nic więcej. - wzruszyła ramionami i przejechała kilka razy dłonią po śladzie na swojej szyi.
    Słuchając wypowiedzi na temat jedzenia, sama robiła się coraz bardziej głodna. Zmieniła swoją pozycję, tak, że siedziała przodem do Kapelusznika i opierała głowę o oparcie kanapy. Lisiczka w tym czasie znów myszkowała. A mówiąc dokładniej dobrała się do ławy, na której zwykł siadać Anomander. Podniosła noskiem siedzenie i wślizgnęła się do środka tak, że żadne z obecnej w pokoju dwójki nie mogło tego zauważyć. W środku też nie wydawała żadnych dźwięków, przez co nie można było określić gdzie dokładnie się znajduje.
    - Wnioskując po zapachu to choć trochę trafią w Twoja gusta - powiedziała z uśmiechem - strzelam, że dziś na obiad będzie właśnie jeleń, ale nie jestem Ci w stanie powiedzieć czy będzie to karkówka czy coś innego. Jasnowidzem nie jestem - uśmiechnęła się miło, poruszając lekko swoimi skrzydłami.
    Nadal była wyczerpana. Ale dzięki rozmowie z Kapelusznikiem uspokoiła się. Słysząc jego słowa na temat zastąpienia Anomandera na stołku dyrektora speszyła się mocno - uwierz mi, że ja nie nadaję się do tego, żeby kierować taką placówką. Już prędzej nadawałby się do tego Bane, który w Świecie Ludzi miał własną placówkę medyczną. Ja to raczej nadaję się do wypełniania poleceń i do pomocy niż do kierowania innymi - przyznała. Tak też czuła, nie chciała nigdy nikim kierować. Nie w takim sensie w jakim robił to Anomander. Musiał sprawdzać umiejętności każdego, kogo zatrudniał do tego pilnować by wszystko było wykonywane tak jak powinno oraz by przestrzegano regulaminu. Tulka nie dałaby rady wsadzić teraz Rosie za to, że ją ugryzła. Była przecież głodna, ale nie miała zamiaru kłócić się ze swoim przełożonym. Nie miała na tyle odwagi by to zrobić.
    Przysłuchiwała się dokładnie opowieści Kaleputa. Wydawała się spójna i logiczna, jednak nie wszystko jej pasowało. Jednak nie pokazywała tego po sobie. W końcu nie każdy musi chcieć odsłaniać wszystkie karty swojej historii. Nie miała tego kapelusznikowi za złe. Ona miała się nimi zajmować tutaj, a co się z nimi działo wcześniej to już nie jej interes. Pokiwała tylko z uznaniem głową, że Rosie również pomógł, ale nie skomentowała tego jakoś specjalnie.
    - Akurat przyszliście w momencie kiedy miała część praktyczną egzaminu - przyznała - i...czy to nie was mijałam, gdy szłam do gabinetu zabiegowego po narzędzia? - zapytała. Byłą wtedy zbyt skupiona na tym, żeby zaliczyć egzamin i dostać pracę, żeby przejmować się tym, że ktoś siedzi w poczekalni. Z resztą chwilę później Alice o tym poinformowała lekarzy, dzięki czemu Bane mógł iść i im pomóc.
    _________________

     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 28 Luty 2017, 20:37   

    Lis nadal ciągle się kręcił wokół kanapy. Myszkowała wszędzie, dosłownie. Ciągle pojawiała się, by potem zaraz zniknąć.
    - No, może dlatego go tak polubiła. Dostała jedzenie, zadbali o nią, a i pewnie pan doktor przyjemnie ją głaskał, hah! Miała lepiej od ciebie - zaśmiał się, nawiązując do miny Julii.
    Zaciekawiło Gopnika to, że ta oto ruda kita miała bardzo podobną moc do Lusiana. W sumie, chciałby zobaczyć ją w postaci zwierzęcej, ale to nie dziś. Była już i tak mocno zmęczona.
    - No, leczenie już widziałem, bardzo podobne do mocy Bane'a. Przyda ci się, gdy będziesz tu pracować, chyba, że możesz leczyć tylko siebie. A co do lisiej formy, może nie dziś, ale liczę, że cię zobaczę w postaci takiego słodkiego liska, jak Amber! - zaśmiał się i poszukał wzrokiem zwierzęcia. - Tak właściwie, to gdzie ona się podziała? Nie mogę jej sięgnąć wzrokiem. - z powrotem skierował spojrzenie na Lisiego Opętańca.
    - Też mi się tak wydaje, pachnie przepięknie. - odpowiedział, wąchając zapachy unoszące się z kuchni - No cóż, pewnie za chwileczkę się przekonamy. Oby jak najszybciej! - zakończył, zacierając ręce. Był bardzo zniecierpliwiony, chciał już rzucić się na danie!
    Na wzmiankę o byciu dyrektorem tej Kliniki, Julia strasznie się zmieszała. Gopnik spokojnie wysłuchał jej słów, a gdy zakończyła, odpowiedział:
    - No tak, by rządzić, trzeba mieć umiejętności. Trzeba być chyba też twardym - doktor Anomander rzeczywiście na takiego wygląda. Zresztą, Bane też, gdy nas przesłuchiwał, czułem się jak przed milicjantem kryminalnym! Jednak Bane to swój chłop jednak!
    Gdy spytała, czy oni byli tymi oczekującymi pacjentami, kiwnął głową:
    - Tak, to byliśmy my. Ja tylko zauważyłem, jak minęła nas jakaś ruda kita, ale nie zauważyłem twarzy. Ciekawiło mnie jednak strasznie, kim jest właścicielka tego pięknego, puszystego ogona. Pewnie jest bardzo miziaśny i mięciutki!
    Rzeczywiście, bardzo mu się podobał ten ogonek. Był piękny. Gopnika korciło, by złapać i pogłaskać tę włochatą część ciała, ale nie chciał denerwować Juli. Skoro nie ufała facetom, mogła to jeszcze jakoś źle odebrać, przestraszyć się. Lepiej nie. Zresztą, skrzydła też miała piękne i przyjemne w dotyku, niemal jak aksamit. Te akurat przypadkowo dotknął, gdy wcześniej obejmował przyjaźnie rudą dziewczynę. Swoją drogą, nie tylko jej zwierzęce atrybuty były piękne. Ona cała była śliczna i urocza, zresztą, jej charakter także był szlachetny. Do tego, mimo że była nieśmiała i nieufna, dość dobrze się dogadywała z Gopnikiem.
    - No, gdzie ten obiad? Zaraz pójdę do kuchni i rzucę się na tego jelenia, nawet jakby miał być niedogotowany, ha ha! - zażartował. Brzuch już trochę bolał Kapeluta, domagając się posiłku.




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 28 Luty 2017, 22:08   

    - Można chyba powiedzieć, że moja moc jest prawie identyczna jak moc Bane'a - przyznała - choć nie wiem czym to jest spowodowane, bo w sumie odkryłam ją przez przypadek - zamyśliła się - z tego co do tej pory zauważyłam to główne różnice są takie, że przy małych ranach ja nie potrzebuję kontaktu fizycznego z pacjentem no i nie świecę się jako choinka - zaśmiała się. Może i nie powinna żartować z Bane'a, ale jakoś to pozwalało jej się rozluźnić. Poza tym czuła, że Kapelusznik, nie rozniesie tego żartu dalej. Zapewne pacjenci też mieli powymyślane jakieś swoje przezwiska dla obu lekarzy, jednak nikt nie był na tyle głupi, żeby przekazywać to dalej. No przecież nie chodzi o to, żeby wyśmiewać tak ciężko pracujących mężczyzn!
    Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy mała kitka zniknęła. Nasłuchiwała chwilę, oczekując, że usłyszy dzwoneczek albo jakiś szmer. Nic... - też nie wiem gdzie jest, ale na pewno nie uciekła, poza tym, drzwi są zamknięte - spojrzała na Gopnika - ona czasem lubi się gdzieś zaszyć i siedzieć cichutko, czekając aż ktoś przejdzie obok nie, by go wystraszyć. Ot taki mały psotnik z niej - zaśmiała się.
    Zrobiło jej się miło, gdy słyszała jak Gopnik chwali Cyrkowca. Jakby nie patrzeć chwalił najbliższą jej osobę w tym momencie. Uśmiechała się delikatnie, a w jej oczach Gopnik mógł wyczytać jakby dumę? Z tego, że słyszy pochwałę na temat lekarza. A może tylko mu się wydawało?
    Zarumieniła się delikatnie, słysząc komplement na temat jej ogona. Nadal była mocno blada, więc rumieniec nie był za bardzo widoczny. Otuliła się swoją kitą i pogłaskała ją delikatnie - kiedyś nienawidziłam wszystkich swoich zwierzęcych dodatków, zarówno tych lisich jak i skrzydeł - przyznała ze smutkiem - dlatego, że było mi powtarzane, że przez to nie wrócę do domu, zawsze będę dziwadłem oraz paskudą. Nikt mnie nie zaakceptuje - przyznała i zaśmiała się - ale potem znalazłam nowy dom, lepszy niż poprzedni - rozejrzała się po pokoju - może to i dziwne chcieć mieszkać w miejscu pracy i to jeszcze w szpitalu, ale tylko tutaj czuję się na swoim miejscu - przyznała - ale potem, gdy pan Anomander pomógł mi uwierzyć, że naprawdę mogę nauczyć się latać, zaczęłam dbać o to, żeby te dodatki były moją chlubą, a nie czymś co mi się źle kojarzy - uśmiechnęła się po czym zarumieniła lekko i ruszyła ogonem tak, by był bliżej Kapeluta - ch-chcesz może pogłaskać? - zapytała nie patrząc na niego.
    Jeśli zdecydował się pogłaskać jej futerko, przymknęła tylko oczy i dopiero po chwili odsunęła ogon, uznając, że już wystarczy. Siedziała chwilę milcząc, po czym odchrząknęła.
    Słysząc żart, ponownie się uśmiechnęła. - Na pewno zaraz będzie. Pani Alice pewnie czeka też na lekarzy, żebyśmy mogli zjeść wszyscy, a nie my najpierw a potem oni. - wyjaśniła spokojnie. Sama się niecierpliwiła. Była głodna i marzyła o tym, żeby pójść do łóżka i się przespać. Nie wiedziała też czy Anomander nie będzie chciał jej przepadać albo podać jakiś leków czy czegokolwiek. Chyba powinien skoro straciła sporo krwi. Sama nie wiedziała jakim cudem w ogóle stała na nogach. Zamknęła na chwilę oczy. Ech...tak trudno jej się było teraz skupić na czymkolwiek dłużej niż krótką chwilę.
    _________________

     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 28 Luty 2017, 23:04   

    - W sumie ciekawe, skąd pojawia się dany rodzaj mocy. Wiadomo, że część wywodzi się z pochodzenia, ot, moja matka umiała zmieniać przedmioty w słodycze, to i ja umiem. Tyle, że u mnie doszły do tego jeszcze alkoholowe czary, heh heh... - zaśmiał się drapiąc po karku - Swoją drogą, ty też się trochę świeciłaś. No, w zasadzie twoja rana, ale to fajne jest, takie efekciarskie. Powiedz mi, lubisz słodycze? Jeżeli masz jakiś niepotrzebny przedmiot, mogę ci go zmienić w coś na ząb, chociaż przed obiadem chyba nie wypada. - uśmiechnął się do dziewczyny.
    Na chwilę nastała głucha cisza. Julia wysłuchiwała znaków obecności Amber, ale ta jakby zapadła się pod ziemię.
    - A to mała szczwaniara. Urwis z niej, ha ha. A tak serio, bardzo uroczy zwierzak, jak to się stało, że jest z tobą? Gdzie ją dostałaś? - zapytał. Lisy rzadko były zwierzętami do towarzystwa. W rosyjskich wsiach Gopnik czasem napotykał się na hodowle srebrnych lisów - te jednak były przeznaczone na futro.
    - Cóż, nienawidziłaś bardzo niesłusznie. Trzeba zaakceptować siebie, bo tego się raczej nie zmieni. No chyba, że zrobisz sobie operację plastyczną, ha ha! Akurat dobrego lekarza mamy pod ręką! - zaśmiał się w głos - Ale szczerze nie uważam, byś tego potrzebowała. Zresztą, widzę, że akceptujesz siebie, ba, powinnaś być z siebie dumna!
    Zapytany o to, czy chce pogłaskać jej ogon, bił się z myślami. Z jednej strony chciał dotknąć jej puchatej rudej kity, ale z drugiej nie chciał zrazić do siebie Julii. Powiedziała to przecież bardzo niepewnie i odwróciła wzrok. Jednak ten gest mógł pokazać, że dziewczyna nie ma czego się bać, a Gopnik nie zrobi nic, czego ona by nie chciała. W końcu jednak zdecydował się sięgnąć ręką do ogonka. Powoli, delikatnie dotknął ogonu w połowie długości i zaczął gładzić, a każde kolejne przejechanie było ciut pewniejsze, jednak nie nagłe. Chciał pokazać pielęgniarce, że jest godzien zaufania i że nie chce jej skrzywdzić. Pieszczoty zostały niedługo potem przerwane cofnięciem tej części ciała przez Julię.
    - Jest bardzo puszysty, bardzo gładki i przyjemny w dotyku. Musisz o niego porządnie dbać, inaczej nie byłby taki miziaśny! - powiedział z uznaniem.
    Gdy mówili o jedzeniu, do głowy Kapelusznika wleciał szalony pomysł. Postanowił udać, że zmierza w kierunku kuchni. Od zabłyśnięcia żarówki nad głową do realizacji minęła dosłownie sekunda. Wstał nagle z kanapy i powiedział.
    - Mam dość. Jestem głodny, chcę jeść. Idę do nich tam, pogonię kucharzy! - mówił butnie i z nutą "to mi się należy", ale Julia mogła wyczuć wyraźnie nutę dowcipu. Tak czy owak, rusek wstał, obrócił się kilka razy w poszukiwaniu drzwi i ruszył w ich kierunku. Jeżeli Julia zaczęła kroczyć za nim, przyspieszył kroku, a jeżeli go złapała za koszulę, bądź rękę, udawał, że chce się wyszarpać i kłócił się z nią, mówiąć "Puść mnie, idę tam. Głodny jestem!".




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 1 Marzec 2017, 00:14   

    Oczy aż jej błysnęły, gdy Gopnik wspomniał, że umie zamieniać przedmioty w słodycze - naprawdę umiesz takie coś? - zapytała zafascynowana - gdyby to wiedziała, to bym nie kupowała tej wielkiej paczki żelków, która czeka na mnie grzecznie w pokoju - zaśmiała się. Naprawdę zainteresowała ją ta moc Kapelusznika. Nie miała jednak przy sobie nic poza kluczem, a tego lepiej nie zjadać, bo jak dostanie się do swojego magazynu żelków?
    Uśmiechnęła się, słysząc pytanie o Amber - kupiłam ją od pewnego kłusownika. Nie interesowało go co się stanie z lisem, ani kto go kupi, liczyły się pieniądze, a chcieli przerobić ją na futro, gdyż tak umaszczone futrzaki są rzadko spotykane - wyjaśniła - była jeszcze szczeniakiem, a potem razem trafiłyśmy do Krainy Luster i przyzwyczaiła się do mnie tak bardzo, że jest jak piesek, chodzi za mną grzecznie i nie ucieka - rozejrzała się jeszcze raz, z nadzieją, że odnajdzie przyjaciółkę - a zwróciła moją uwagę nie tylko dlatego, że zawsze kochałam lisy, ale dlatego, że w herbie mojej rodziny widnieje właśnie bursztynowy lis - dodała jeszcze, uśmiechając się do Kapelusznika.
    Podrapała się po karku, słysząc o operacji plastycznej - w sumie jedną przeszłam, żeby móc wyglądać jakoś normalnie. Jak poznałam Bana na moich policzkach widniały paskudne blizny, w miejscu w których na przykład Ty masz uszy - poruszyła swoimi rudymi radarami - też kiedyś wyglądałam jak zwykły człowiek, póki jakiś miły pan nie postanowił zrobić ze mnie pseudodachowca - wzruszyła ramionami - więc operacja plastyczna nic nie da. Bane musiałby przenieść cały aparat słuchowy i nerwy znów w jego naturalne miejsce, a poza tym lubię swoje uszy, choć czasami denerwują, w szczególności jak jest za duży hałas - potwierdzając to położyła uszy - mój słuch dorównuje słuchowi lisa. Na przykład wiedziałam, że do gabinetu Bane'a zmierza pan Anomander zanim wszedł do nas. I to ładne kilka sekund wcześniej.
    Zarumieniła się lekko gdy zaczął głaskać ją po ogonie. Poza Aryą, nikt tego jeszcze nie robił. Chyba musi to zaproponować Bane'owi, bo pieszczota naprawdę jej się podoba. Pomogła jej się rozluźnić, jednak i tak po chwili cofnęła swoją kitę. Co za dużo to niezdrowo! W szczególności dla głaskającego.
    Uśmiechnęła się, słysząc pochwałę jej ogona. Zrobiło jej się naprawdę miło, w szczególności, że naprawdę o niego dbała. Szczotkowała często, by zawsze był miękki i puchaty.
    Zaskoczył ją gdy nagle wstał. Spojrzała na niego pytająco, wstała za nim lekko chwiejnie - nie możesz tam iść! Musisz wytrzymać, przecież nie jesteś dzieckiem, żeby tak marudzić - powiedziała, a w jej głosie można było usłyszeć nuty rozbawienia. Chwyciła go za rękaw koszuli, a potem za rękę. Starając się go odwieść od tego pomysłu. Anomander był już wystarczająco zdenerwowany jak na ten dzień. Wolała go więcej nie prowokować.
    _________________

     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 1 Marzec 2017, 19:38   

    - Ano umiem, ale całej paczki żelków raczej ci nie wyczaruję. Za to pojedyncze słodkości - z przyjemnością! - zaśmiał się. - Pokażę ci to, jak będzie jakaś okazja. Ale ostrzegam - będzie słodko!
    Gopnik z przyjemnością by się pochwalił tą umiejętnością, tymbardziej, że akurat ta wcale nie była taka wyjątkowa, wręcz przeciwnie.
    Historia o Amber była ciekawa. Cóż, lisy bardzo często były zabijane na czapki, bądź futra, ale Gopnik jakoś uważał to za całkowicie normalne. Jest popyt, jest podaż. Może patrzył tak na to dlatego, że w rosyjskich lasach wszędzie były lisy, a wyrządzały one sporo szkód, toteż były traktowane przez ludność bez sympatii. Jednak Amber była serio fajnym zwierzakiem, bardzo chętnie sam by ją przygarnął.
    - W herbie rodziny, czyli jesteś szlachcianką? Jestem zaszczycony, nie wiedziałem, ze mnie prosty facet raczej, ha ha! - odrzekł zaskoczony. W zasadzie urodzenie się dla niego nie liczyło, ba, ci najbiedniejszy najbardziej zażarcie go bronili w Rosji. To z nimi spędzał zresztą najwięcej czasu.
    Wyznanie dotyczące blizn przybliżyło Gopnikowi faktów dotyczących przeszłości dziewczyny. Ta, sama z siebie wyjawiła, co się jej stało, oznacza to, że mu w jakiś sposób zaufała. Cieszył się z owego faktu. Ciekawostka o czułym słuchu dziewczyny była intrygująca. Ktoś naprawdę się postarał.
    - To on cię skrzywdził, ten "miły pan", prawda? Jakbym go dorwał... - gwałtownie poderwał się z ławy i zamachnął się w powietrzu w geście groźby. Po chwili jednak opanował się i z powrotem opadł na siedzenie
    -- Tak krzywdzić Bogu ducha winną dziewczynę. To się nie godzi! - rzekł wzburzony.
    - Bądź co bądź, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mimo wszystko te uszka pasują ci do włosów. No i lepszy słuch jest przydatny, nawet bardzo, na przykład w takich sytuacjach jak dziś! - zakończył już w weselszym tonie.
    Gdy Julia złapała Gopnika za dłoń, ten udawał, że chce się wyrwać. Szarpał się tak dobrą minutę, "pomagając sobie" drugą ręką i pozując tak, jakby chciał urwać się rudej kicie ciężarem całego swojego ciała. Kontrolował jednak sytuację i po prostu przedrzeźniał dziewczynę.
    - Puszczaj. Idę sobie. Głodny jestem! Jeść. Mięsa! - śmiał się. Gdy dziewczyna próbowała mu wybić ten pomysł z głowy, powiedział - Właśnie że muszę iść. Zaraz umrę i kto mnie z wątroby wyleczy? No kto? Trupa się nie da, nie chcę umierać z głodu! Zaśmiał się i nagle szarpnął trochę mocniej, by wyrwać się dziewczynie i począł cofać się w podskokach, ciągle obserwując Julię. W każdej chwili mógł ją złapać, jeżeli zaczęłaby upadać, także wtedy, gdy się wyrwał. Trzymał jednak krótki dystans, tak, by bez problemu mógł odskoczyć pielęgniarce i pilnować się przed ponownym złapaniem.




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 1 Marzec 2017, 21:02   

    - Nie jestem żadną szlachcianką - powiedziała spokojnie choć w tonie jej głosu można było wyczuć lekkie rozdrażnienie - tamto życie zostawiłam za sobą i choćbym mogła to nie chcę do niego wracać - ucięła temat.
    Widząc jak Gopnik się unosi, chwyciła go za rękaw i pociągnęła znów na kanapę - przykro mi ale ktoś już Cię uprzedził, no chyba, że umiesz wzywać duchy i chcesz sobie z nim pogadać to droga wolna - wzruszyła ramionami. W jej oczach nie mógł jednak wyczytać ani strachu ani bólu czy smutku. Była tylko obojętność - to co było zostawiam za sobą. Wiadomo, że nie wszystko się da ale staram się jak mogę, aby przeszłość nie miała nade mną władzy i bym mogła się rozwijać dalej, pod skrzydłami pana Anomandera i wierzę, że z pomocą doktora Bane'a mi się to uda, mimo tego niefortunnego startu - mówiła dojrzale. Może zbyt dojrzale jak na jej wiek. Jednak po wypadku zmieniło się w niej bardzo wiele i nikt z jej znajomych nie wiedział jeszcze jak bardzo się zmieniła. Ale na pewno nie chciała sprawiać problemów czy też narzekać, że coś jest nie tak.
    - Dobry słuch jest przydatny, jednak nie zawsze - przyznała zakłopotana - kiedyś uwielbiałam oglądać burze, jednak teraz....są dla mnie za głośne i nie umiem się do nich przyzwyczaić. Ale myślę, że i to w sobie kiedyś zwalczę - dodała już z uśmiechem.
    Trzymała Gopnika jak najmocniej umiała. Widziała, że udaje, że się z nią droczy, jednak to jej poprawiało humor. Pomagało zapomnieć o problemach. Gdy nagle się jej wyrwał zrobiła krok do przodu by ruszyć za nim. I w tym momencie wyczuła znajome osłabienie O nie! krzyknęła w myślach - Gopnik.... - powiedziała czując jak nogi się pod nią uginają. Jeśli zdążył zareagować, wpadła mu w ramiona. Oddychała płytko i szybko - proszę wracajmy...nie mam siły Cię gonić. - dopiero teraz tak naprawdę poczuła rezultaty utraty takiej ilości krwi.
    Jeśli pomógł jej wrócić na kanapę, opadła na nią ciężko i oparła się, zamykając oczy. Było jej słabo i kręciło się jej w głowie - mo-mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytała zerkając na Kapelusznika - wiem, że jesteś tu pacjentem a ja pielęgniarką, ale mógłbyś zajść do pani Alice w recepcji i poprosić o jakiś koc i może ciepłą herbatę słodką? - otuliła się swoimi pierzastymi skrzydłami - jest mi zimno - przyznała i znów zamknęła oczy, starając się uspokoić.
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,33 sekundy. Zapytań do SQL: 9