To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Eventy - Maskarada

Cecille - 28 Grudzień 2011, 16:41

Zaplątane w kłęby gęstego dymu dziewczę, brnęło dalej, zatrzymując się jednak rytmicznie, aby poświęcić kilka sekund przyćmionej uwagi na próbę lokalizacji jej towarzyszek, usiłując tym samym upilnować wrzucone w istny chaos dziewczęta, jak i samą siebie przed zbłądzeniem. Dym jednak w miarę ich kroków gęstniał, z każdą chwilą stając się dokuczliwszy i dotkliwszy w odczuciu. Przypominał niejako bestię, która połknąwszy czwórkę dziewcząt, zmusiła je do niebezpiecznej eskapady w jej wnętrznościach, gdzie nic nie wydawało się być realne, a fałsz nieodzownie mieszał się z trudno dostrzegalną, szczyptą prawdy. Pułapka spełniła swoje zadanie i już po chwili wszystkie zanurzyły się w duszącej mgle, mogąc liczyć jedynie na własne, mocno teraz przytłumione zmysły i ufać, iż receptory w owym momencie próby ich nie zawiodą.
Cecylia zakasłała dotkliwie, swoje starania umieszczając w próbie zatrzymania oddechu, choć na chwilę, odganiając przy tym kąsające opary od oczu, aby uzyskać przynajmniej nikłe przeświadczenie o żenującej na czas obecny, widoczności. Cichy głosik paniki ukłuł jeden z nerwów, cienką igłą zagnieżdżając się w skrytej pod promienistą fasadą pukli, czaszką. Zaczęła się miotać, nerwowo odpychając od siebie gałgany szarego dymu, który pomimo to, chytrze brnął w jej kierunku, zatapiając we mgle całe jej otoczenia. Poczucie bycia w pułapce bez wyjścia nie podsuwało powodów na pokrzepienie zmartwionego dziewczęcia, a posiadanie na uwadze toksyczności goszczącego ze wszech stron dymu, również owemu faktu nie ujmował. Na szczęście jednak dla koronkowej panny, jakim to określeniem została nie tak dawno uraczona w myślach pewnej barwnej towarzyszki, a o którym pojęcia rzecz oczywista, mieć nie mogła, w chwili, gdy przekonanie o zagubieniu i o ogromu beznadziejności sytuacji, w jakiej się znalazła trwale do niej dotarło, usłyszała głos. Migiem spojrzała za lewe ramię, skąd też ów dźwięk brał swe źródło, chwilę potem dostrzegając mglistym spojrzeniem parę migoczących, karminowych oczęt, które zupełnie niczym latarnia, stanowiły ratunek dla zbłądzonych pannic. Bezzwłocznie ruszyła w kierunku dwóch, przebijających się przez kopcące tumany punktów, odnajdując zaraz w swym zasięgu faktycznego sprawcę owej ułudy bezpieczeństwa. A więc mieli w swym asortymencie i piromankę... to by tłumaczyło, dlaczego jeszcze wszystkie nie podusiły się w dymnych kołtunach i czemu pomimo niewątpliwie buchającemu niedaleko nich pożaru, nadal zdolne były przedzierać się przez tą nieprzebytą z pozoru przeszkodę. Czuła, jak zbliżają się do epicentrum, o czym nie omieszkała też informować jej każda pora na skórze, która obecnie, rozszerzała się dotkliwie pod nieustannie nasilającym się żarem. Odruchowo rozejrzała się, starając wytężyć wzrok na tyle, aby zlokalizować pozostałą kompanię i o ile nadal tego nie poczyniła, namówić ją do dołączenia. Dość nieudolnie, ponieważ w jednej chwili cała jej uwaga skupiła się na stopniu, na który przed momentem boleśnie natrafiła stopą. Rozpoczęła wspinaczkę, nie odrywając przy tym wzroku od czerwonych iskier zawieszonych w powietrzu. Błądząca dłoń natrafiła nieco rozgrzaną barierkę, szybko oplatając ją drżącymi palcami i kierując się w jej takt w górę, pokonując przy tym, z trudem kolejne stopnie. W końcu znalazła się na ich szczycie, machinalnie podnosząc dotąd zaciśnięte w poziomą linię wargi w drobny uśmiech, wywołany nie tyle pokonaniem z sukcesem schodów, ile niespodziewanej ulgi od dymu, która momentalnie przykuła jej uwagę. Czyżby któraś z dziewcząt zadziałała? Nawet jeśli, zbyt mocno skupiła się na zaczerpnięciu powietrza, aby owe przypuszczenie głębiej analizować. Już miała odwrócić się w stronę swych towarzyszek, kiedy drgnęła, sparaliżowana chwilowo pod naciskiem coraz to donośniejszych odgłosów, które dodatkowo, widocznie się ku nim zbliżały. Poczuła jak mięśnie ulegają gwałtownemu spięciu, a postura przyjmuje ostrożną pozycję, a ona sama odczuwa napływający niepokój. Teraz pozostawało jedynie czekać. Czekać na to, co wyłoni się z dymu.

Dark - 31 Sierpień 2012, 14:22

Podczas, gdy Blaise ściągał swą koszulkę w pierwszych sekundach swojego życia, niczym Jacob w pierwszych sekundach jednej z części jakże uwielbianego przez Zuzu (tak, to ironia) "Zmierzchu" panienka Wind zbierała się po tym jak zadzwoniła dzwoneczkiem, a nikt na tonie zareagował. Już chwilę po tym biegła zadymionym korytarzem i każdy wie co się po tym działo, a jeżeli nie pamięta to zawsze może zerknąć do wcześniejszych postów i przyjrzeć się Darkisiowym zmaganiom z ciemnością i z dymem. Łzy na jej policzkach prędko wysychały w warunkach, w jakich się znajdowała, ale szybko zastępowały je kolejne krople wciąż spływające ciurkiem po policzkach. Ona jednak musiała się skupić na czym innym. Jej jedyną myślą jaka przemknęła przez jej głowę, było: "To na pewno przez ten dym piekący w oczy." Jednak dobrze wiedziała, że powód jest inny. Im bardziej dziewczyny zagłębiały się w korytarz, jej ciężej było oddychać, męczyła ją już walka z ogniem. Nie miała pojęcia, że tuż za nimi zmierza Biały Królik, a raczej teraz Zamkowy Fantom, powód jej łez, które nadal leciały z jej oczu niczym z zepsutego kranu, którego się nie da dobrze zakręcić.
Kłęby dymu zaczęły przebierać na ilości i Madeline ledwo co wspinała się po schodach, wykorzystywanie dwóch mocy na raz, dym i ciepło utrudniały jej sprawę. Dodatkowo zaczęła niemiłosiernie kaszleć. Zerknęła za siebie, jakby szukając pomocy, kolejny buch ciepła. Nie nie, musi patrzeć przed siebie, nie może się rozproszyć. Wiedziała, że jedna dziewcząt idzie za nią. Miała nadzieję, że pozostałą dwójka również trafi tutaj dzięki widokowi czerwonych, bijących w ciemności tęczówek.
- Niedługo...
Zaczęła wypowiadać zdanie skierowane do Cecylki, jednak po chwili zrezygnowała. Opary dymu ją drażniły coraz bardziej. Miast porozumienia uzyskała kolejną salwę kaszlu. Łzy upływały z jej oczu jeszcze silniej niż wcześniej. Zaczęła się zastanawiać co się stanie z ciałem Blaise'a jeżeli one teraz tu zginą. Czy jeśli ona przestanie panować nad mocą dziewczyny pożyją jeszcze długo. Ostatkami sił starała się utrzymać choć taką temperaturę, do jakiej udało jej się zbić żar. Już była pewna, że zaraz upadnie na ziemię z niedoboru powietrza, gdy nagle dym się rozrzedził. Któraś z dziewczyn musiała wykorzystać swoją moc. Panienka Wind od razu poczuła się lepiej. Zawroty głowy jej minęły i mogła na nowo się skupić. Wciąż starała się zmniejszyć temperaturę bardziej i bardziej. Wiedziała, ze obok są już dwie damy, miała nadzieję, że trzecia też dotarła na miejsce. Nerwowo złapała oddech. Szła dalej i dalej, wciąż kawałek przed panienkami.
I wtem w jej uszach zabrzmiały kroki, na początku ciche, później coraz głośniejsze. Na początku wydawało jej się, że to działa jej wyobraźnia, że jest jej za ciepło i przez to jej myśli płatają jej figle. Miarowe, ciche tupanie jednej osoby i odrobinę głośniejsze i szybsze odgłosy wydawane przez stopy drugiej z osób brzmiały w jej głowie coraz dotkliwiej. Zatrzymała się , stojąc jak wryta i wtrzymała powietrze. Rozproszyła się na chwilę. Wiedziała, że Cecylka i Loire również stoją w miejscu, zapewne Illustre również. Mimo wszystko z jej ust wydobyło się wręcz niedorzeczne i retoryczne pytanie.
- Słyszycie to?
Nagle poczuła jakby było jej cieplej. Co ja robię? Przemknęło jej przez myśl u wtem powróciła do walki z ogniem. Tencio jakby na jej rozkaz uspokoił się i wszedł do jej torby spoczywając tam spokojnie, ale tuląc do siebie kosę. Wiedział, że ona woli, aby nikt teraz nie widział jego błyszczących oczu, a jedynie w ten sposób mógł je ukryć. Poczuła jak coś ociera się o jej nogę. To Pączek, który dopiero ją dogonił nerwowo sprawdzał, czy jego pani nic nie jest.
Dziewczyna była przygotowana na każdą ewentualność. Póki co stała tyłem do możliwych oprawców, ale nie miała innego wyboru, zdała się na damy jej towarzyszące. Westchnęła ciężko starając się bardziej skupić. Jedyne co mogła zrobić to czekać i walczyć nadal z ogniem.

Anonymous - 3 Wrzesień 2012, 21:14

Jak tu ciemno! Jak tu buro! Jak tu duszno! Illustre się to stanowczo nie podoba. Ona uwielbia kolory. Wszystkie barwy świata, odcienie nieba, liści, kwiatów. Wszystko jest takie kolorowe i pełne życia. Niektóre kolory postanowiły chyba odwdzięczyć się za taką miłość i zamieszkały na stałe na jej włosach. No, może "stałe" to nie jest zbyt dobre określenie. Przemieszczały się po kosmykach, czasem jak woda, czasem jak złudzenie optyczne, a czasem jak dym, przed którym teraz intensywnie się broniły wyostrzając kolory. Nie będą szaro-bure! Chociaż szaro-bury to też kolor, jednak niezmiernie smutny. W zakamarku swojego serduszka Illustre również darzyła go miłością, jednak odruch ucieczki przed nim był silniejszy. W momencie pożaru mogło ją uratowac, tak jak teraz. Zamknęła szczelnie wszystkie trzy oczka i poruszała się po omacku. Tuż przed zamknięciem trzeciego oka dostrzegła coś kolorowego. Czy to mara, iluzja, czy żywy coś? Prawdopodobnie dobry coś, bo żadna z Dam nie krzyczała. Kaszlały, podobnie jak ona. Niedobry dym, a fe! Trzecie płuco dziewczynki już zaczynało odczuwać jego skutki, co dopiero musiały przeżywać Damy z dwoma płucami!
Powolutku, krok po kroczku, jakby stąpała po linie zawieszonej kilkanaście metrów nad ziemią. Dobrze czuła się na wysokościach, więc dzięki temu wyobrażeniu zapominała nieco o strachu przed ogniem. A może tylko usypiała strach Yun, chmury podniebnej? Schody. Prawie potknęła się na pierwszym stopniu, ale tylko dzięki machaniu rękami nie upadła na swą cytrusową twarzyczkę i nie zrobiła z niej zgniecionej cytryny. A to by był bardzo nieprzyjemny widok. Maska clowna prawie wysunęła jej się z rączki, jednak pamiętając cwiczenia chodzenia z parasolem po linie, mocno ją złapała w dwa palce i przyciągnęła do dłoni. Odzyskała równowagę i szła dalej po schodach, za Damami. Nagle dym się rozstąpił. Poczuły to płuca i nos. Ostrożnie otworzyła jedno oko, potem drugie i trzecie. To nie było normalne rozstąpienie się dymu, rozwianie przez wiatr. Uśmiechnęła się. Magia! Przetarła rączką oczka, chcąc ujrzec jak najwięcej kolorów, których pragnęło jej serce. Spojrzała na Damy, tak kolorowe, chociaż zmęczone dymem. Nagle nowy dźwięk odbił się w jej szklanym uchu. Kroki. Podstawowy element każdej strasznej historii. Strachy często zawierały w dziejach swojego życia moment przebijania ciszy krokami. Och, czyżby historia stawała się jeszcze straszniejsza? To wspaniale, krzyknęło Szaleństwo. To smutne, szepnęła Illustre. Na zadane przez Damę pytanie tylko kiwnęła głową. Ciekawośc i strach mieszały się ze sobą, jak kolory na jej głowie. Odetchnęła głębiej, ścisnęła maskę, a drugą rękę włożyła do kieszeni. Jaka ilustracja będzie mogła się przydac? Tup, tup. Brzmią jak muzyka. Tup, tup. Przechyliła głowę na bok, by szklane ucho znajdowało się wyżej, a grzywka zsunęła się po czole i odsłoniła trzecie oko. Tup, tup. Zmarszczyła czoło. Dysharmonia. Po chwili coraz lepiej rozróżniała kroki dwóch osób. Wyprostowała się i już informacja o liczbie tajemniczych Ukrytych w Dymie miała się wydobyc z jej ust, gdy spojrzała na Damy. Wiedziały. Nie było potrzeby zakłócac dramatycznej chwili oczekiwania słowem. Westchnęła sobie tylko i wsłuchiwała dalej w kroki.

Anonymous - 7 Wrzesień 2012, 20:29

W sposób nieoczekiwany, ale w sumie subtelny kroki jednej z pędzących na oślep po schodach osób ucichły. Organizm Blaise'a, wciąż jeszcze osłabiony, trochę... nie wytrzymał. Ot, zemdlał. Nic szczególnego, zdarza się... Ale, ale, przecież nadmiar dymu nie jest raczej dla przeciętnego organizmu obojętny. Upadkowi jego ciała towarzyszyło głuche uderzenie. I co? Wszystkie cztery dziewczęta jak na komendę pobiegną udzielić mu pierwszej pomocy? Hm, gdyby wiedziały kto konkretnie upadł... Być może. Ale nie wiedziały, a i bez tego brnięcie na oślep w dół, w kierunku jednostki o zamiarach bardziej wrogich niż przyjaznych plus jej broni, bo taką na pewno miał w ilości znacznie przekraczającą jeden, jedyny egzemplarz - było cokolwiek głupie, nierozważne, żeby nie powiedzieć szczeniackie. Ale i tak ktoś znajdzie w takim zachowaniu okruch niezachwianego bohaterstwa i współczucia. Och, tak. Wszędzie można znaleźć szlachetne wartości, bohaterstwo, poświęcenie. Wszystko zależy od skrajności punktu widzenia danej osoby.
Cóż, Loire niczego takiego nie dostrzegała. Była wciąż nieco otumaniona śmiercią brata. W sposób ledwie zauważalny, ale jednak - nieco osłabiało to jej zdolność koncentracji. Wobec tego i faktu, że utrzymywała tarczę już dłuższą chwilę, ów osłona stopniowo, metodycznie słabła, przepuszczając w stronę czterech panien kolejne duszące kłęby dymu.
W momencie, w którym zza ściany wyłonił się odziany w czerń osobnik i wyciągnął znikąd sztylet, które zabłysł nikle, ściana eksplodowała. Dosłownie. A nie, wróć. Eksplodował wiszący na niej pokaźnych rozmiarów zegar, całkiem przy rozrywając tąż ścianę na kawałki. Całą piątkę odrzuciło na przeciwległą ścianę. Mordercę również, czy tego chciał czy nie. Panny dłuższą chwilę dochodziły do siebie, krócej jednak, niż mężczyzna, który z impetem uderzył w ścianę potylicą i teraz na jego czarny strój skapywały powoli kropelki krwi. Gdyby ktoś chciał sprawdzić, to nie oddychał. Chwilowo był unieszkodliwiony... może jednak to tylko część planu, aby dziewczęta myślały, że są bezpieczne? Kurs bezdechu zawsze się przydaje W każdym razie lepiej skorzystać z nowej drogi, bowiem za ścianą był...
Tunel. Niestety bez światełka.
Zawsze to jednak lepsze wyjście niż pozostanie tutaj, nieprawdaż?
Loire podzielała to zdanie. Po dłuższej chwili uspakajania przynajmniej jako-tako już mocno zszarganych nerwów i w pewien sposób cierpliwości dźwignęła się z wysiłkiem z podłogi i ruszyła w tym kierunku. Właściwie powlokła się, oglądając się przy tym na towarzyszki. Stan jej kreacji był właściwie nie najlepszy, ale kto by tam się przejmował kiecą w sytuacji zagrożenia życia. Jedynie koronkowa maska pozostała nietknięta.
Wyszarpnęła sztylet zza podwiązki przepasanej wokół uda. Ułamek sekundy później obok jej nóg mignęła wielokolorowa smuga. Z ust białowłosej wydobył się ledwie słyszalny szept stanowiący krótkie, dźwięczne imię kota. "Cheshire".
Osłona znikała z każdą chwilą.

Kolejka: Obojętna.

Anonymous - 16 Wrzesień 2012, 21:17

Bum. Upadek. Upadek istoty ludzkiej dosłownie i w przenośni. O przenośnej stronie Illustre nie wiedziała, a na dosłowną nie zwróciła nawet uwagi. Ile to razy akrobaci spadają z lin, piłek czy szarf. Był to jeden z niewielu dźwięków, na które dziewczynka nie była wyczulona. Smutne, och. Jednak z drugiej strony jej małe serduszko nie panikowało za każdym razem i nie spadała z lin by biec na pomoc, samej się przy tym potłuc. Yun i Szaleństwo też nie zwrócili na to uwagi. W końcu uszy, a przynajmniej jedno należało tylko do Illci i to ona decydowała co usłyszą. Nie przebiła się zatem przez barierę, nie pobiegła na pomoc, nie wyjęła ilustracji z apteczką. Stała dalej w miejscu nasłuchując kroków. Dopiero po chwili zauważyła, że dysharmonia zniknęła, jak znika zapach pomarańczy w wietrzny dzień. Zmarszczyła czółko. Ktoś stanął, pierwsza myśl. Ktoś zginął, myśl Szaleństwa. Tup, tup, tup, tup... Drugi Ktoś wciąż idzie. Malutki strach zagościł w drugim sercu. Yun, boisz się? A może Ty pierwsza zobaczyłaś ten błysk ostrza, który teraz odbił się również w oczach Illustre. Już palce stóp odbijały się od ziemi by uskoczyc do tyłu, gdy nagle Szaleństwo oszalało z radości. Bum! Wielkie, wielkie bum! Wybuch, eksplozja, ze wszystkimi dźwiękami, światłami, dymem! Jaka ekscytująca historia! Illustre nie podzielała tego zdania. Głównie dlatego, że w chwili wybuchu nie wiedziała nic. Umysł, jakby zachowawczo odciął wszystkie zmysły na kilka sekund. A może był to skutek uderzania głową w ścianę? Nie pamiętała jak moment uskoku zbiegł się z eksplozją, przez co jej spotkanie ze ścianą nastąpiło szybciej i boleśniej.
Otworzyła jedno oczko, drugie oczko, potem trzecie. Wszystkie trzy płuca przypomniały jej, że oddychanie to naprawdę miłe zajęcie i byłaby bardzo rade, gdyby do niego powróciła. Świat wiruje, świat się kręci! Dlaczego Damy są leżą na suficie, dlaczego Czarny Zły jest trochę czerwony, dlaczego kawałki ściany wirują w powietrzu, dlaczego limonkowe plamki pokazały się jej przed oczami? Zupełnie jak na karuzeli! Albo podczas obrotów w czasie akrobacji! To dlaczego nie może wstac? To dla clowna bardzo ważne spokojnie wstac po upadku, z tego ludzie się śmieją. Otworzyła usta jak rybka wyrzucona na brzeg spróbowała zadac to pytanie na głos. Może któraś z Dam jej odpowie. A to ciekawe, żadna nie odpowie, ponieważ jedyne co wydobyło się z cytrusowego gardła to ciche "Ion". Dziwne, naprawdę dziwne, przecież takie odrzuty były normalne w akrobacjach. Wszystko powinno byc dobrze. Po kilku chwilach udało jej się usiąc. Spojrzała na sukienkę. Och, jaka brudna! Dobrze, że już nie musiała występowac w tym stroju, bo miałaby teraz nie lada kłopot. Sprawdziła kieszenie- wszystkie ilustracje są. Odetchnęła cichutko i rozejrzała się po świecie, który przestał wirowac, a limonkowe plamki zniknęły jej z oczu. Zadymiony, ciemny tunel, w którego kierunki zaczęła iśc Panna Loire i kolorowe coś. Dźwignęła się na nogi i patrząc na pozostałe damy zaczęła wolno iśc za nią. Trochę jej było niedobrze, trochę nie widziała gdzie idzie, ale szła w miarę prosto. Czarny Zły? Istniał ktoś taki? Był tutaj? To on tam leży? Ach, racja, tak, tak. Niech odpoczywa. W ogóle do niej nie docierało, że mogło mu się coś stac. Inna sprawa, że jeszcze całkiem nie doszła do siebie i gdyby ktoś w tej chwili powiedział jej, że maliny są niebieskie, niebo zielone, a w ogóle to Illustre jest chłopcem ze skrzydłami ważki, który zamordował małe, słodkie pandy, kiwnęła by głową i uwierzyła we wszytko.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group