To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Obrzeża Miasta

Mavet - 29 Kwiecień 2018, 21:49

Gdyby mógł to by się uśmiechnął. To, że mogła zmieniać kształt to jedno. To, że mogła naśladować głosy to drugie. Gdyby ją jeszcze nauczyć by mówiła jak tutejsza...
- To niewiele mówi. Mniej niż to co ja powiedziałem. A to ja mam tu przewagę. Dokładniej.
Nie wiedział jeszcze czy może tylko kopiować, ale już sam fakt, że mogła łączyć wyglądy tak odmienne był obiecujący. Twarz dziewczyny wyrastająca z metalicznego korpusu. Ludzie by to pewnie nazwali groteskowym widokiem.
- Nigdy ich nie miałem, a ty?
Zupełnie nie zrozumiał intencji stojących za zachowaniem Toy. To była ta część ludzkich zachowań, która go w najmniejszym stopniu nie dotyczyła.
- Jesteś zmęczona? Powieki ci opadają i zaczynasz szeptać.

Zoya - 1 Maj 2018, 23:54

Drążył temat. O sobie nie powiedział nic konkretnego, dlaczego więc ona miała się przed nim spowiadać? Nie miała zamiaru. Informacja za informację, tak to działało. Jeśli chciał dowiedzieć się czegoś więcej, musiał ze swojej strony zaoferować coś w zamian. A najlepiej to samo, czyli kilka słów o sobie. Konkretnych, a nie jakieś głupie nazwy. Nic jej nie mówiły.
- Wydaje mi się, że ya vyrazilam się wystarczająco jasno, Maviet. - powiedziała ładnie dobierając słowa w ich języku - Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, dajcie vy coś od siebie.
Nie cofnęła się kiedy zadał jej pytanie. Jej gra nie była może szczytem umiejętności w uwodzeniu mężczyzny, ale Zoya miała nadzieję, że zamaskowany mężczyzna chociaż trochę odkryje się przed nią.
Prawdę mówiąc pragnęła bliskości. Może miała coś z głową, ale Mavet pociągał ją w dziwny sposób. Jednocześnie chciała uciec od niego jak najdalej i zbliżyć się możliwie jak najbliżej.
Zaczęła zastanawiać co skrywa pod maską i pancerzem. Może jest paskudny, chociaż po posturze mogła przypuszczać, że przynajmniej sylwetkę skrytą za zbroją ma ładnie wyrzeźbioną.
Gdyby mogła, zdjęłaby z niego to całe żelastwo by przekonać się co ukrywa. Była tak bardzo ciekawa tego mężczyzny, że postanowiła łatwo nie odpuszczać. Jeszcze uda jej się go otworzyć. Wydrzeć z puszki.
- Nie mam. - powiedziała patrząc na jego twarz i uśmiechając się delikatnie. Nie kłamała. W tej chwili nie miała skrzydeł, prawda?
Przysunęła się jeszcze bliżej i zmieniła górą połowę ciała we własną, drobniutką i pozornie kruchutką.
- Nie potrzebuję ich by zabrać cię... wysoko. Na szczyt. - dość śmiałe słowa jak na dziewicę która nigdy nie spała z żadnym mężczyzną. Zoya gdy miała okazję, straciła ją w dość krwawy sposób. Jurij pewnie zająłby się nią gdyby nie to, że został zabity przez cholernych Żołnierzy Krainy Luster.
Wyciągnęła dłoń i przysunęła ją go jego piersi. Już miała dotknąć jego ciała w miejscu gdzie znajduje się serce kiedy zadał tak idiotyczne pytanie, że zatrzymała się w miejscu i otworzyła szerzej oczy.
Co?
Coś zrobiła nie tak. Źle odczytał jej grę... Ale jak to możliwe? Przecież starała się go uwieść. Nie zauważył? Poczuła się źle, bo wyglądało na to, że jej umiejętności w tej kwestii są fatalne.
Zamrugała całkowicie zbita z pantałyku. Rumieńce na jej twarzy powiększyły się zmieniając się teraz w dowody wstydu. Mimo wszystko nie cofnęła się.
- Niet, ale może chciałbyś mnie zmęczyć, Maviet? - uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko. Nie może teraz dać za wygraną bo wystawi się na pośmiewisko. Postanowiła brnąć w to bagno, może znajdzie na jego dnie perełkę?
Spojrzała na jego tors, potem na szyję, usta i w końcu zatrzymała wzrok tam gdzie miał oczy. Ukryte za maską.
No przecież sygnał był jasny. Po czymś takim Mavet powinien zareagować, jest przecież mężczyzną, do cholery jasnej!

Mavet - 2 Maj 2018, 20:01

Powiedziała nawet mniej niż on. Czuła się chyba aż zbyt pewnie przy nim. Mógłby to zmienić w każdej chwili, ale chodziło właśnie o to, że jej odruchową reakcją była chęć pomocy mu, a nie ucieczka. Chciał to wykorzystać, a nie stłamsić.
- A mnie się wydaje, że nie rozumiesz swojej sytuacji. To ja tu mam wszystkie atuty. To, że się mnie nie boisz jest mi na rękę, ale nie bądź bezczelna rozmawiając z maszyną do zabijania. Kim jesteś?
Po chwili dodał jedno krótkie zdanie. Motywator swego rodzaju.
- Mógłbym zabić cię tu i teraz bez żadnych większych konsekwencji.
Nie była to akurat prawda, bo konsekwencje by były upierdliwe, ale nie poważne. Jednak na tyle upierdliwe, że wolałby tego nie robić. Przynajmniej nie w tym miejscu.
Spojrzał na drobną dziewczynę i jej obietnice zabrania na szczyt.
- Wątpię byś była w stanie. - w sumie to wątpił by była w stanie go podnieść, a co dopiero gdzieś zanieść. Na górę tym bardziej.
Wyciągnęła rękę. Chyba chciała go znów dotknąć. Strasznie ją ciągnęło do dotykania go. Nie rozumiał tego. Z tego co wiedział to nie był przyjemny w dotyku dla istot żywych. Jednak słysząc jego pytanie zamarła.
Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Nie, ale jeśli chcesz to mógłbym. O ile będziesz dla mnie pracować. Jak nie to mogę cię co najwyżej zamęczyć. - po chwili powtórzył uprzednie pytanie - Czy na pewno się dobrze czujesz? Zrobiłaś się jeszcze bardziej czerwona.

Zoya - 5 Maj 2018, 21:23

Wciąż naciskał i naciskał na to by powiedziała mu kim jest. Dziewczyna wcale nie chciała mówić mu o sobie wszystkiego. Wolała przemilczeć kwestię MORII bo z tego co słyszała, Mieszkańcy Krainy Luster źle podchodzili do wszystkiego co związane z tą organizacją. Osobiście uważała to za głupotę, bo jak można nie tolerować grupy która bada świat? Co w tym złego?
Przekonała się jednak, że istoty tu żyjące inaczej postrzegają Ludzi. Trochę lepiej traktowano tutaj skrzydlatych i tych, których MORIA obdarzyła nowym życiem, tak zwanych Cyrkowców. Ale nadal byli obserwowani i raczej trzymali się na uboczu.
A może Mavet był Cyrkowcem? I po prostu był ostrożny. Zadawał pytania bo chciał być pewnym z kim rozmawia. Dlaczego jednak nie odwzajemniał się tym samym? Odpowiedziami?
Westchnęła i wywróciła oczami. Skoro nalegał i znowu zaczął ją straszyć, posłucha i grzecznie odpowie. Nie chciała go denerwować.
- Zoya Voronov. - powiedziała z rosyjskim akcentem - Obecnie jestem Mieszkańcem tej krainy, nie mam pieniędzy i muszę kraść by przeżyć. - dodała, siląc się na akcent zbliżony do lustrzanego. Trochę zaciągała, ale już coraz lepiej jej szło.
Chciała go dotykać bo był inny. A to ją kręciło. No i był dla niej dobry, szkoda tylko, że bawił się w chłodnego Leona Zawodowca.
Był tak straszliwie oporny na jej urok, że w końcu cofnęła się i przyjęła własną postać. Jej mina wyrażała znudzenie i zawód. Myślała, że chwyci go na zwykłe kobiece sztuczki ale on... chyba nie łapał gry.
- Dobrze, spasiba. - powiedziała naburmuszona - Chciałam cię uwieść, ty durak. - zaplotła ręce na piersi i odwróciła wzrok. Rumieniec jednak nie schodził z jej twarzy i pięknie kontrastował z bardzo jasnymi, blond włosami.

Mavet - 6 Maj 2018, 22:51

Kolejna mało konkretna odpowiedź.
Przez krótką chwilę siedział w całkowitym bezruchu. Takie zachowanie gdy z kimś rozmawiał było odpowiednikiem westchnięcia, ale dziewczyna nie miała prawa o tym wiedzieć.
Tyle to on w zasadzie wiedział. Wyciągnie z niej informacje później. To miejsce średnio się do tego nadawało.
Machnął tylko lekko szponiastą dłonią, że koniec tematu. Wiedział, że teraz dobrowolnie więcej nie powie. Nie było więc co na to tracić czasu.
Ostatnie słowa dziewczyny dosłownie go zamurowały. Był świadom tej części życia innych, ale nigdy nawet nie przypuszczał, że będzie celem takich działań. On. Marionetka, na której widok większość by najchętniej uciekła z krzykiem. On. Stworzony zabójca i oprawca.
Po dłuższej chwili milczenia powiedział:
- Tego się nie spodziewałem. Na pewno nie robiłaś tego ze względu na moją aparycję. Ze względu na majątek raczej też nie, bo nie wiesz czy jakikolwiek posiadam. Jesteś zaskakującą osobą. Trzykrotnie w ciągu jednego dnia byłaś pierwszą osobą, która coś dla mnie zrobiła. Bezinteresownie pomogła. Przytuliła. Próbowała uwieść.
Ten dzień był zdecydowanie dziwny. Zorientował się, że odbiegli od pierwotnego tematu tego spotkania i szybko do niego powrócił. To było meritum sprawy. Resztę można dograć później.
- Wracając jednak do tematu. Będziesz dla mnie pracować? Pisania umowy nie będzie, twoje słowo mi starczy. A moje o konsekwencjach i korzyściach powinno starczyć tobie.

Rosemary - 8 Maj 2018, 22:46

Szła dość wolno jak na nią. O dziwo ostatnio nie mogła dla siebie znaleźć zajęcia. Niby wiedziała, że wypada zgłębić wiedzę o tym świecie, faunie i florze, ale jakoś nie mogła się za to zabrać. Znużenie i nuda łapały ją w swoje łapska. Osoby które poznawała w klubach były conajmniej niee interesujące. Większość okazywała się zwykłymi szarymi mieszkańcami. Nuda do potęgi.
Miała ochotę odwiedzić klinikę, podrażnić tę pielęgniareczke o sarnich oczach, zabawić się z Banusiem i pokręcić się przy Anomanderze. Odkładała to jednak w czasie, mając w pamięci to, że ostatnim razem wsadzili ją tam do izolatki. Może i nie miała jakichś pilnych spraw, ale niezbyt uśmiechało jej się zmarnowanie kolejnych dni na nic nie robieniu w zamknięciu. Fakt, poprzednio jej się to opłaciło zabawnym i satysfakcjonującym końcem tej historii, ale tym razem raczej by tak nie było. Geniuszem być nie trzeba, by domyśleć się że Bane na bank dostał nauczkę od przełożonego.
Westchnęła, zakładając włosy za ucho. Jedyne czym się ostatnio zajmowała to trenowanie bestii. Są na etapie chwiejnego zaufania. Stwór raz był spokojny a za drugim razem próbował jej wyrwać głowę. Uczenie tego dzikusa czegokolwiek to wyzwanie jakich mało.
Odkryła że Pączuś czuje się swobodniej gdy jest pod swoją drugą postacią. Na wspólnym polowaniu szło im naprawdę nieźle.
Teraz wracała z kolejnego klubu. Niezadowolona. Nikt nie zwrócił jej uwagi, nikt nie pachniał kusząco, nikt nie przykuł jej wzorku. Wypiła dwie szklanki whisky i wyszła. Założyła marynarkę, nie było jej zimno ale tym gestem miała okazję nie budząc podejrzeń, spojrzeć za siebie. Uśmiechnęła się półgębkiem. Tak myślała, że ktoś za nią idzie. Od wyjścia z klubu czuła czyjąś obecność. W dodatku ten ktoś niespecjalnie się chował. Z resztą, raczej byłoby mu ciężko. Z tego co dostrzegła miał dobre dwa metry wzrostu i był postawny jak jakoś ogr. No i w zasadzie podobnie śmierdział. Nie była na tyle głodna by się na niego rzucić. Wolałaby pić swoją krew niż tej świni.
Skręciła w boczną uliczkę. Tutaj kamienice były zdecydowanie w gorszym stanie niż te wcześniej. Stare i zaniedbane. Uliczka też nie zachwycała. Kostka brukowa, gdzieniegdzie dziury, jakieś śmieci.
Oparła się o ścianę budynku kawałek dalej i czekała. Z resztą nie długo. Nim go zobaczyła to uslyszala. Głośno sapał, jakby ten spacerek go zmęczył. Gdy tylko skręcił w uliczkę na której się znajdowała, przystanął zauważając ją.
Obróciła się przodem do niego, uśmiechając się słodziutko.
- Obawiam się, że zabłądziłam... - zrobila zmartwiona minkę. To śmieszne ale ten olbrzym się na to nabrał. Oblizal szybko swoje wielkie wary i przejechał łapskiem jak pokrywa od śmietnika po swojej rudej czuprynie.
- To nic! To nic! Ja Ci pomogę! - nie no. On naprawdę ma ją za jakąś idiotkę. Ruszył w jej stronę, niby przypadkiem zagradzając jej jedną z dróg ucieczki. Wyciągnął łapsko przed siebie.
- Chodź. Już moja w tym... Głowa by ci... Pomóc- wyglądał tak obrzydliwie, że aż żałośnie. Brew jej drgnęła ale sie nie cofnęła. Wyciągnęła przed siebie trochę rękę z miną tak zmartwioną i wystraszoną, że wyglądało to niemal prawdziwie.
Niemal. A jednak mu to wystarczyło. W ułamku sekundy chwycił mocno jej nadgarstek i pociągnął do siebie. Oplotł ją swoimi wielgachnymi rękoma w żelaznym uścisku. Cóż, Rosie nie była kuktursystką. Wyrwać się nie miała jak.
Nie opierała się, jego łapsko wodzilo po jej ciele. Wtem wbila obcas swojej szpilki w jego buciora, jednocześnie wbijajac sztylet w jego udzisko. Wystarczyło by ją wypuścił. Wystarczyło by wpadł w szał. Z dzikim rykiem rzucił się w jej stronę. Uderzył łokciem w jej brzuch, aż się zgięła w pół. Dała radę jednak odskoczyć przed drugim ciosem. Sapnela a zza jej pleców wyszedł ogon zakończony szpikulcem. Majtnęła nim, tak by go zobaczył. Przez chwilę się zawachał, ale chwycił wielki kubeł który stał obok niego i cisnął nim w jej stronę. Może i był silny ale brakowało mu prędkości i zwinności. Znowu udało jej się uniknąć ataku. Hałas jaki zrobił tym kubłem, mógłby wybudzic połowę kamienicy, a jednak nikt się nie pojawił. Cisnęła kolejnym sztyletem, tym razem w jego ramię. Wbiło się gładko a ogr znowu zawył wściekły.

Zoya - 8 Maj 2018, 22:52

Wysłuchała co miał do powiedzenia i uśmiechnęła się niczym mały chochlik. Zaskoczyła go? Fajnie! Dotąd był taki poważny, nieprzenikniony. Nie widziała u niego ludzkich odruchów bo jego twarz zakrywała ta głupia maska. A teraz pierwszy raz powiedział coś więcej o tym co czuje.
Przyzwyczaiła się do jego wyglądu. Nie był już straszny. Nadal jej groził i przypominał, że może w każdej chwili ją zabić, ale wiedziała już na co może sobie pozwolić. Był niewrażliwy na jej wdzięki, ale pozwalał się przytulać i dotykać. A ona naprawdę potrzebowała ciepła. Nawet jeśli za jego źródło miał służyć nieczuły mężczyzna z protezami zamiast rąk i maską na licu.
Uśmiechnęła się do niego tak, jak jeszcze nigdy - ślicznie, promiennie, wdzięcznie. Jej policzki były zdrowo zaróżowione a oczy lśniły. Pewnie gdyby rozmawiała z kimś innym, byłby pod wrażeniem tego, że dziewczyna jest naprawdę ładna kiedy nie ukrywa twarzy pod kapturem.
Wstała i podeszła do siedzącego Maveta. Objęła go ramionami i przytuliła mocno, przyciskając twarz do jego barku. Skoro dotąd jej na to pozwalał, czemu miałby jej teraz tego zabronić?
- Będę cię przytulać częściej. - powiedziała ocierając się policzkiem o jego rękaw - Lubię to, Maviet. A vy?
Chciałaby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Kim był naprawdę. Gdzie mieszkał, jak sobie radził, czy miał rodzinę... Czy miał kobietę? Wydawał się być sztywny i pozbawiony uczuć, ale Zoya wiedziała, że w środku musiało bić serce. Może świat go skrzywdził, może uśpił emocje ale skoro żyje, musi je posiadać.
Uśmiechnęła się wtulając w jego rękę. Miała nadzieję, że jej nie odepchnie. Chociaż przez chwilę.
- Mam jeden warunek. - powiedziała cicho, zamykając oczy - Bądź dla mnie dobry.
Jeśli jej nie odpędził, naparła na niego i wgramoliła się na jego kolana. Była drobna, dlatego było jej stosunkowo łatwo. Usiadła na nich i wtuliła się w mężczyznę, wzdychając lekko. Ile by dała by ją objął.
Jeśli jednak nie pozwolił sobie na taki kontakt, wróciła na swoje miejsce i dopiła cydr, patrząc gdzieś w bok.

Rello - 9 Maj 2018, 02:31

Kolejna wizyta w mieście Lalek zakończona fiaskiem. To już chyba moja czwarta próba skontaktowania się z Eliotem, brat Aarona zdała się być nieuchwytny, albo to mi los rzucał kłody pod nogi. Jakby sama świadomość, bycia posłańcem niosącym najgorszą z możliwych wieści nie wystarczyła... Czy to w ogóle miało sens? Czy Aaron o mnie wspominał? Dziś niedane było mi się o tym przekonać, to też po kilku godzinach spędzonych pod sklepem w końcu przyszła rezygnacja.
Nie chcąc jednak zupełnie zaprzepaszczać swojej wizyty w Krainie Luster, postanowiłem pozwiedzać miasto, wzbogacić szkicownik o parę nowych rysunków tutejszych widoków. Wena okazała się nadzwyczaj hojna, być może dlatego jakoś umknęło mi, że przecież czas wcale nie stoi tutaj w miejscu. Wstyd, dla kogoś wyśnionego przez Zegarmistrza...

Mimo wszystko jakoś nie spieszyło mi się z powrotem do Świata Ludzi, mimo iż to właśnie On, miał status właściwego dla mnie miejsca. A przynajmniej dla tamtej mnie. Potrzebowałem odskoczni, oderwania się od spokojnego życia i pracy, którą ceniłem, lecz... ciężko witać każdego ze szczerym i życzliwym uśmiechem mówić, że wszystko jest dobrze... kiedy nie jest. Nadal nie znalazłem sposobu na przetrawienie żałoby i być może dlatego tak desperacko, pragnąłem spotkać się z Eliotem. Być może...
Naciągnąłem na głowę kaptur bluzy i wsunąłem dłonie do kieszeni, nie zastanawiając się, nad niczym po prostu przemierzałem, kolejne alejki błądząc bez celu. Nawet nie zauważyłem, gdy zadbane kolorowe kamienice, zgrabne uliczki, zostały daleko w tyle, zaś ich miejsce przejęły znacznie uboższa i mniej urodziwa sceneria. Dopiero gdy, niemal straciłem równowagę, natrafiając na braki w chodniku, zdałem sobie sprawę, że mój spacer już zanadto się przeciągnął. Gdy moja dłoń już zaciskała się na bursztynowym kompasie, kątem oka dostrzegłem postać, która niczym zjawa kroczyła po przeciwległej stronie ulicy. Kobieta o jasnych niemal białych włosach, ubrana w śnieżno biały strój, wyróżniała się na tle tej szarej i przykurzonej okolicy. W świecie Ludzi o tej porze samotny spacer mógł się marnie skończyć dla przedstawicielek płci pięknej. I jak się okazało, w tym wypadku Kraina Luster niewiele się różniła... W ślad za białą damą, bo taki przydomkiem zdarzyłem ją obdarzyć w myślach, podążał właśnie facet, przypominający niedźwiedzia, który nieudolnie próbował wbić się w ludzką skórę. Oboje byli zbyt daleko, by wyciągać dalej idące wnioski, zaś wkrótce zniknęli za zaułkiem. Nawet jeśli nie powinno się sadzić książki po okładce, to zalała mnie fala złych przeczuć... Zakląłem w myślach, po czym ruszyłem do miejsca, w którym zniknęła wspomniana dwójka. Nagle całą okolicą wstrząsnął wściekły ryk, po którym nastąpiła seria metalicznych huków.
Choć nadal miałem w pamięci, świadomość, że tamten góruje nade mną pod względem siły i postury i to ze znaczącą przewagą... to moje kroki, przerodziły się w bieg. Bardziej szaloną była dla mnie wizja, przejścia obojętnie wobec ludzkiej czy lustrzanej krzywdy, niż ta, że próbując pomóc, sam mogę przypłacić to głową. Dopiero gdy od oszalałego oprycha, dzieliło mnie już kilkanaście metrów, zdałem sobie sprawę, że nie bardzo, mam czym tamtego zaatakować. Moją przewagą mógł być jedynie element zaskoczenia. Napastnik był do mnie zwrócony, plecami i do tego skoncentrowany na dziewczynie co planowałem szybko zmienić.
Z ziemi zgarnąłem sporych rozmiarów kamień, po czym cisnąłem nim wprost w łeb Ogoniastego.
-Zostaw Ją !
Krzyknąłem, chcąc dodatkowo przyciągnąć uwagę tamtego, i posyłając mu kolejny prezent w postaci granitowego, tworu natury. Przez tę chwilę, zdarzyłem już opracować trzy strategie i teraz miałem zamiar wypróbować tą, która wydawała mi się najlepsza. Choć może się to wydawać, mało logiczne, gdy za najlepsze wyjście, zakłada się szarżę, rozwścieczonego samca alfa na magicznym dopingu... Jeśli jednak sprawy potoczyły się wedle mej myśli, wówczas pod nogami kolosa i na kilkanaście metrów wokół niego, z podłoża zaczęły wyrastać ogromne pnącza, które szybko pokryły się setkami różnobarwnych kwiatów. Niezwykłe rośliny zaczęły przywierać do napastnika niczym metal do magnesu i nawet jeśli Ogoniasty z całych sił starał się uwolnić, to roślin było tak wiele, że nie stanowiło to łatwego wyzwania. Zwłaszcza że na miejsce każdej wyrwanej, zjawiała się nowy kwiat, którego barwy skutecznie rozpraszały uwagę, a wijące się pędy pozbawiały możliwości ruchu. Wolałem jednak dodatkowo się zabezpieczyć, choćby przed wizją wpadnięcia na tego typa, podczas kolejnej wizyty w tym świecie. Postąpiłem przed siebie, zmniejszając dzielący nas dystans. Rudy kolos szarpał się coraz mocniej, kiedy pędy roślin, coraz szczelniej oplatały jego ciało.
-To nic nie da, uspokój się, nie chce Cię za....
Zabić... ja nie chciałem jego śmierci, lecz On mojej z całą pewnością. W tym momencie uniknąłem jej, tylko dzięki refleksowi. Sądziłem, że pojmany napastnik, chce wydać z siebie kolejny wrzask, jednak gdy jego usta się otworzyły, z ich wnętrza pomknęły na mnie jakieś czarne odłamki, przypominające szkło. Odskoczyłem w porę, aby te nie zmieniły, mojej twarzy w tarczę do rzutek, głośno zasyczałem z bólu, czując, że cześć odłamków wbiła się w moje przed ramię. Nie mogłem, pozwolić sobie na zwłokę, gdyż kolejnej salwy mógłbym już nie uniknąć.
Pnącza zaciskały się z coraz większą mocą, gdy udało mi się pochwycić spojrzenie niespełnionego kata. Tyle wystarczyło, moje oczy rozbłysły przez moment, gdy zagłębiałem się we wspomnienia wielkoluda. Początkowo chciałem sprezentować mu nowe, teraz jednak wybrałem szybszą metodę... zacieranie i usuwanie najświeższych wspomnień. Gdy skończyłem, facet miał w głowie lukę z ostatnich 48 godzin, co też znaczyło, że w chwili obecnej był lekko zdezorientowany. Zapewne zastanawiał się, co tu się dzieje, jak się tu znalazł i tak dalej... i ten moment należało wykorzystać.
Podbiegłem do białej damy, odzywając się pół szeptem i jednocześnie dając znak, by się pospieszyła.
-Musimy się stąd zbierać, nie wiem, na jak długo zdoła go to utrzymać.
Jeśli jasnowłosa nie posłuchała odpowiednio szybko, wywczas chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Zależało mi na tym, by jak najszybciej zniknąć z pola widzenia, chwilowo ogłupiałego mężczyzny. Co prawda, gdy udało się na wybiec z zaułka, nie bardzo wiedziałem, gdzie należy się kierować. Nagle poczułem silny zawrót głowy, nie straciłem równowagi, lecz musiałem na chwilę przystanąć. Gdy chciałem ocenić stan swoich ran, miałem wrażenie, iż wystające z nich czarne odłamki, skurczyły się?

Mavet - 9 Maj 2018, 13:49

Uśmiechała się. Była szczęśliwa. Przynajmniej tak sądził. Nie był jednak pewien dlaczego. W sumie poza jedzeniem, ubraniami, cydrem i ofertą pracy nic nie zrobił, a jeszcze chwilę wcześniej tak się nie uśmiechała.
Nie powiedział chyba też nic specjalnego. Jedynie stwierdził, że była pierwszą osobą, która tak go potraktowała. Czy to powód do radości?
Znowu się zaczęła w niego wtulać. Nie wiedział co w tym widziała. Był twardy i raczej chłodny. Z tego co wiedział ludzie wolą dotykać raczej rzeczy miękkie i ciepłe.
- Jeśli chcesz. Mi to nie przeszkadza. - było to zgodne z prawdą. Jeżeli to miało jej pomóc lepiej funkcjonować to dobrze. Była na tyle drobna, że nawet z nią uczepioną nie miałby większych problemów z poruszaniem, a teraz i tak siedział.
- Jaki? - spytał. - Zdefiniuj "dobry". - powiedział po usłyszeniu odpowiedzi.
Dobroć to pojęcie abstrakcyjne. Nie istnieje w przyrodzie jak dajmy na to drzewa, strach czy śmierć. Słyszał już różne definicje. Teoretycznie nawet jego zachowanie dzisiejszego dnia można by podciągnąć pod jedną. Jako szorstką dobroć.
Weszła mu na nogi. Wtuliła się. Chyba naprawdę to lubiła. Może zyska kogoś nie tylko użytecznego, ale i lojalnego?
Chwilę siedział w bezruchu. Dziewczyna się raczej nigdzie nie wybierała. Mu to nie przeszkadzało.
W oczekiwaniu na odpowiedź obrócił nadgarstki tak, że ostrzejsze krawędzie jego palców były skierowane na zewnątrz. Wtedy powoli otoczył ją ramionami.
Może jej to się spodoba. Mimo faktu, że w zasadzie otaczają ją metalowe pręty w rękawach. Jego to nic nie kosztuje, a może być korzystne na dłuższą metę.

Rosemary - 9 Maj 2018, 23:47

Raczej nie spodziewała się żadnego "wybawiciela". Okolica raczej temu nie sprzyjała, coraz ciemniejsze i pochmurne niebo na pewno też. Już nie mówiąc że właściwie nie potrzebowała pomocy. Nie z takimi już sobie radziła. Może i w innym świecie ale co to za różnica? Im zacieklejsza walka tym bardziej satysfakcjonująca. Im większe zadane i odebrane rany tym ciekawiej. Potrzebowała rozrywki i oto sama do niej przyszła. Miała zamiar z niej skorzystać całkowicie.
Nie przewidziała jednak udziału osób trzecich w tym spektaklu. Właściwie to niespecjalnie się zastanawiała nad tym wszystkim. Bo i po co? Miała ochotę to wdała się w bójkę.
Dopiero głośno krzyknięty rozkaz, zwrócił jej uwagę na drugiego mężczyznę. A raczej chłopaka, sądząc po prezencji. Ale czy to takie oczywiste? Ostatnio miała "przyjemność" poznać dziecko z dwusetką na karku. Więc ten tutaj równie dobrze pewnie mógł mieć i tysiąc lat.
Straciła całkowicie zainteresowanie osiłkiem.
Zastanawiała się nad tym w jaki sposób chłopak ma zamiar ją uratować. Ogr był conajmniej dwa razy większy niż on.
No i po chwili wiedziała. Ledwie się powstrzymał od wybuchu salwą śmiechu gdy chłopak rzucił w olbrzyma kamieniem kierując na siebie całą jego uwagę. Idealnie książkowe posunięcie. Jednakże gdy z ziemi nagle zaczęły wzrastać kwieciste pnącza, unieruchomiajac ogra, który swoją drogą nieźle się szarpal, juz nie miala ochoty się śmiać. Miała raczej ochotę doskoczyc do tych macek i pobrać próbkę. Moce lustrzanych istot fascynowały ją chyba bardziej niż same istoty.
Oczy zablyszczały jej niezdrowo gdy lekko się cofnęła, udając że nie chce brać udziału w tym bo wie ze sobie nie da rady. W rzeczywistości po prostu straciła zainteresowanie walką.
Cofnęła się jeszcze kawałek widząc jak dziwna bliżej nieokreślona substancja wydobywa się z ust faceta ogra i leci w stronę chłopaka. Jej brwi się lekko uniosły. Ile by dała za próbkę i tego...
Niezbyt rozumiała na co chłopak czeka. Olbrzym znieruchomial, chłopak tez i nic sie nie dzialo prócz tego ze pnącza się zaciskaly. Ona by mu pewnie w tym momencie wpakowala kulkę w ten zakuty łeb.
Niebo jakby zawarczalo, wzmagał się wiatr. Szedł deszcz w towarzystwie burzy jak nic. Niezbyt mialam ochotę moknąć. O tyle dobrze że stąd mialam niedaleko do siebie.
Gdy chłopak się do niej zwrócił, spojrzała na niego szczerze oszołomiona. Wyrwal ją z rozmyślań o metodach egzekucji olbrzyma i deszczu. Zamrugala kilka razy i pewnie wyglądała wtedy jak osoba w silnym szoku.
Chwycił ją za nadgarstek i pobiegl przed siebie. Chcąc nie chcąc ruszyła z nim. Po jakimś czasie się zatrzymał. Dostrzegła wtedy ranę a smakowity zapach jego krwi połechtał jej nos.
A więc jest ranny i wnioskując z potrzeby postoju, nie za dobrze się czuje. Zmruzyla oczy i jeśli pozwolił przyjrzała się jego ranie.
Wyglądała jakby wbiło się w nią spora ilość szkła i to naprawdę głęboko. Z nieba spadły pierwsze, ciężkie krople deszczu.
- Dasz radę przejść jeszcze kawałek? Mieszkam niedaleko, postaram się wyjąć Ci to szkło z rany bo źle to wygląda. - jeśli był w stanie iść dalej to poprowadziła go prosto do swojej kamienicy. Jeśli nie to chcąc czy nie, przemienila się. Kazała mu na siebie wsiąść i mocno trzymać się, podczas gdy ona pędem ruszyła do kamienicy. A jeśli nie chciał się z nią nigdzie ruszyć to oparła go o ścianę kamienicy, przemienila częściowo swoje palce tak ze zamiast paznokci miała długie i ostre pazury. Zaczela wtedy kolejno wyciągać odłamki. Deszcz zaczynał padać coraz mocniej. W pewnym momencie pierwszy grzmot rozdarł ciszę, a niebo rozjaśniło się na chwilę przez piorun.
z.t x2

Zoya - 11 Maj 2018, 00:22

Najwidoczniej nie przeszkadzał mu ani dotyka, ani to, że dziewczyna wymuszała kontakt. Może było mu to obojętne ale z pewnością nie jej. Długo była sama. Po utracie rodziny zwyczajnie ruszyła w świat, dokładniej Krainę Luster. Świat znany jej tylko z opowiadań.
Nikt nie chciał z nią rozmawiać, bo przecież dziwnie mówiła. Mieszkańcy mijali ją na ulicach i przyglądali się z rezerwą lub obrzydzeniem. Nie była tak piękna i kolorowa jak oni. Miała obdarte ubrania, umorusaną buzię i potargane włosy i ani jednego złamanego grosza przy duszy. Była zdana na łaskę ulicy, którą musiała dzień w dzień wydzierać własnymi rękoma. Bo przecież nikt nie da jej od tak domu, pieniędzy i zajęcia. Nikt jak dotąd nie zainteresował się tym, że kradła po to by przeżyć. Nikt nie okazał współczucia czy też litości dla drobnej Zoyi, siedzącej w zaułku i wpatrującej się w niebo, półprzytomnej z głodu. Po co zawracać sobie tym głowę, skoro istnieje wiele innych, ciekawszych rzeczy do roboty? Po co rzucać wygłodniałej miedziaka skoro można za niego kupić sobie pralinkę? By jeszcze bardziej osłodzić sobie życie.
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej gdy powiedział, że może go przytulać. A kiedy weszła mu na kolana a on nie protestował, poczuła się jeszcze lepiej.
Zadał trudne pytanie. Zoya nie od razu na nie odpowiedziała, musiała się zastanowić. Jak sprecyzować czym jest 'dobro'? W tej krainie mogło nim być wszystko, od mordowania dzieci po kanibalizm. Normy są regulowane przez konkretną społeczność, tak samo ramy dobra i zła.
Dlatego zdecydowała się odpowiedzieć tak, jak czuje. Jak podpowiada jej serce i jej własny umysł.
- Nie krzywdź mnie... bez powodu. - powiedziała cicho, bardzo cicho, wtulając się w jego pierś - Spraw bym poczuła się potrzebna. Twaja. - dodała nieśmiało, chwytając jego ubranie na torsie i miętosząc je w dłoniach - Nagradzaj kiedy sprawię się dobrze. Potrzebuję... ciepła. - głos jej zadrżał. Mówiła tak cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć. Wstydziła się swoich uczuć bo zauroczyła się. To głupie, ale był pierwszą istotą która zajęła się nią w taki czy inny sposób. Groził, ale nie krzyczał. Był szorstki, ale opiekuńczy.
Kiedy nagle jego ręce zamknęły się wkoło niej, wstrzymała oddech. Przycisnęła twarz do jego korpusu i gdy poczuła zimny metal obejmujący ją, zadrżała. Wstrząsnął nią szloch.
Nie bała się. Już nie. Pozwoliła sobie na cichy płacz. Kiedy zamordowano jej rodzinę nie miała dość łez by zapłakać również nad swoim losem. Wtedy płakała, bo ich straciła, nie dlatego że poczuła się samotna.
Teraz, w objęciach Maveta który mimo chłodu ciała dał jej ciepło, albo jego namiastkę, płakała jednocześnie z żalu jak i szczęścia. Może właśnie znalazła kogoś, kto zastąpi jej rodzinę?
Płakała, mocząc mu ubranie ale robiła to cicho. Gdyby nie to, że drżała na ciele, można byłoby powiedzieć, że schowała twarz i poszła spać.
Modliła się, by ta chwila trwała wiecznie. Bardzo tego potrzebowała. Słowa w tej chwili nie były konieczne, ona z resztą nigdy nie należała do rozgadanych.
Mavet objął ją i Zoya poczuła się... Pierwszy raz od długiego czasu poczuła się dla kogoś droga.
Mimo, że to tylko złudzenie.

Mavet - 11 Maj 2018, 23:18

Jej definicja dobra była raczej prosta. W zasadzie przedstawiła sposób traktowania siebie przez niego jak wiele osób traktuje swoje psy. Może to było normalne. Nie wiedział. Wiedział jedynie co widział i słyszał. A temu było daleko do wszystkiego.
- To da się załatwić. Poza ostatnim. Wątpię bym był w stanie ci to zaoferować, bo sądzę, że nie masz na myśli komfortowej temperatury.
Gdy otoczył ją ramionami początkowo nie zauważył niczego poza wtuleniem przez dziewczynę twarzy w jego korpus. Najwidoczniej to lubiła robić, bo robiła to często.
Dopiero po chwili zorientował się, że cicho płacze. Kompletnie tego nie rozumiał. Jeszcze przed chwilą się uśmiechała. Uśmiech - oznaka radości. Płacz - oznaka smutku, bólu lub strachu. Przynajmniej tak potrafił to zinterpretować. Tak mówiły definicje.
Rozsunął ramiona i spytał:
- Dlaczego płaczesz? Znowu plecy bolą? - gdyby to było to to by było nieciekawie. Oznaczałoby to możliwe komplikacje jeszcze zanim by zaczęła dla niego pracować. Innych powodów nie widział. Jeszcze przed chwilą była według niego dość radosna. Kiepsko radził sobie z emocjami. Z ich szybkimi zmianami jeszcze gorzej.

Zoya - 14 Maj 2018, 21:53

Właściwie spodziewała się takiej odpowiedzi. Spodziewała się i bała się jej jednocześnie. Bardzo chciała by Mavet powiedział coś innego. Wymuszała na nim uczucie, ktoś mógłby nazwać ją desperatką ale... naprawdę potrzebowała kogoś, kto mógłby okazać jej uczucie. Może to głupie, ale tak właśnie było. Chciała uwagi po tym jak przez kilka dni nikt nie zawracał sobie nią głowy.
Była dorosła ale momentami czuła się jak bezbronne dziecko. I w zależności od humoru albo ją to złościło albo przygnębiało. A tej chwili czuła się bezbronna jak nigdy.
Siedziała na kolanach rosłego faceta w metalowej zbroi, z czterema protezami rąk i dziwaczną maską. Potrzebowała ciepła, nawet jeśli miałby je okazać nieznajomy typ. Nawet jeśli miałby udawać.
Podniosła na niego swoje duże, wilgotne od łez oczy. Przez chwilę przyglądała się mu po czym przytuliła buzię do jego piersi i ścisnęła mocno korpus, przytulając.
- Nie szkodzi. Po prostu bądź dla mnie dobry, Maviet. - powiedziała cicho - Lubię być przytulana, głaskana, doceniana więc... proszę spróbuj okazywać mi uczucia.Pozhaluysta.
To nie tak, że robiła w tej chwili ofiarę. Gdyby mogła, trwałaby tak przez wieczność. Przytulał ją i to wystarczyło, czuła się potrzebna, może nawet i kochana? Wiedziała, że to złudzenie, ale wolała w tej chwili nim żyć, bo tak jest łatwiej. Ktoś kto nagle staje się samotny desperacko szuka uwagi i towarzystwa. Tak też było w jej przypadku.
Płakała bo czuła się szczęśliwa. Mavet próbował okazać jej ciepło, chociaż chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie musiał jej obejmować, mógł zgonić z kolan a jednak... Pozwolił na czułość. Zgadzał się na jej zabiegi, nie złościł się, nie wycofywał. Był podobny do...
Nagle puścił ją i zadał pytanie na co uniosła na niego swoje czarno-lazurowe oczy i zamrugała nie rozumiejąc początkowo o co mu chodzi. Zarumieniła się i otarła rękawem twarz. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Płaczę bo... ya jestem szczęśliwa. To wzruszenie. - dodała ponownie opierając policzek o jego pierś. Tym razem jednak uśmiechała się.
Patrzyła gdzieś w bok i długo myślała nad kolejną prośbą. Była bardzo bezpośrednia ale Zoya była zbyt ciekawa i spragniona czułości by zrezygnować z zadania jej. Dlatego w pewnym momencie odetchnęła i postawiła wszystko na jedną kartę, mając nadzieję, że mężczyzna nie weźmie jej za wariatkę.
- Maviet? - zagadnęła tym razem nie podnosząc twarzy - Będę grzeczną dziewczynką. Posłuszną. - dodała nie bardzo wiedząc jak ubrać w słowa swoją prośbę. Skuliła się na jego kolanach i uniosła głowę przez co trąciła nosem jego podbródek. Westchnęła cicho, wypuszczając gorące powietrze wprost na jego szyję.
- Pokochaj mnie.

Mavet - 15 Maj 2018, 16:15

- Skoro chcesz. Będziesz jednak musiała włożyć coś od siebie. Znam jednak tylko negatywne. Takich byś nie chciała. Uwierz mi. - nikt o zdrowych zmysłach by nie chciał. Zresztą jak by miał wystarczająco dużo czasu to pewnie mógłby pozbawić kogoś zdrowia psychicznego nie pozbawiając go życia.
Uśmiecha się, płacze, znów się uśmiecha. I jeszcze mu mówi, że płacze ze szczęścia...
- Nigdy tego nie zrozumiem. - za każdym razem jak już myślał, że zaczyna rozumieć emocje i uczucia oraz formy ich okazywania ktoś mu pokazywał, że się myli. Gdyby nie fakt, że widział w tym potencjalną użyteczność zrezygnował by już dawno temu.
- Hmm? - mruknął nie wiedząc o co chodzi dziewczynie. Potem na moment zamarł w bezruchu. - Wątpię bym potrafił. Nie mam nawet serca.
Położył palec pod jej brodę by nie mogła opuścić głowy. Nie rozumiał jej - ostatecznie nic nowego - jednak rozumiał na tyle by widzieć, że z jakiegoś względu chce być dla niego ważna. Chce by on był dla niej ważny. Ktoś kto chce dla ciebie pracować jest o wiele skuteczniejszy od kogoś kto jest zmuszany.
Jej twarz chciał widzieć, bo widząc ją miał największą szansę ocenić w miarę dokładnie co czuje.

Zoya - 17 Maj 2018, 20:50

Jej oczy zaświeciły się kiedy zgodził się na okazywanie uczuć. Coś tam jeszcze gadał o negatywach, ale wyłączyła się i nie zrozumiała co miał jej do powiedzenia, bo zafiksowała się na to, że zgodził się być dla niej dobry.
- Będę cię przytulać ile tylko będziesz chciał! Ya obeshchayu! - uśmiechnęła się do niego i przycisnęła mocniej, jakby na potwierdzenie swoich słów. Może i grał zimnego, ale wierzyła, że on też potrzebuje ciepła. Każdy miał chwile słabości, jedni miewali je przy innych, drudzy tłumili uczucia i dopiero w samotności pękali. Ona pękła przy nim, bo był pierwszą osobą, której zależało. Która zainteresowała się stanem Zoyi, zajęła się nią. Zaproponowała pracę a nie tylko obserwowała jak dziewczyna stacza się, chudnie z każdym dniem i wygląda coraz gorzej.
Przy nim czuła, że... że powinna wziąć się w garść. Dla niego. Dla siebie. Wreszcie będzie miała kogoś, kto doceni jej starania, nauczy jak żyć w tym popapranym świecie. Nic tu nie było normalne, jedynie Mieszkańcy zachowywali się jak Ludzie. A przynajmniej jak ci, których widywała w Laboratorium, Kontrolerzy, inni Członkowie MORII.
Kiedy podłożył palec pod jej brodę, uciekła wzrokiem. Zablokował jej opcję ucieczki przed jego spojrzeniem. Bo chociaż nie widziała jego oczu spod tej dziwacznej maski, wiedziała, że on się jej przygląda.
Przygryzła usta bo poczuła się niepewnie. Na jej policzkach wykwitł rumieniec. Jednocześnie kiedy się odezwał, skierowała spojrzenie lazurowych oczu prosto w ciemne punkty, tam gdzie powinien mieć oczy.
- A ja myślę, że potrafisz, Maviet. - wyszeptała - I masz serce. Serce to nie tylko organ, to wewnętrzna siła która potrafi przeszkadzać kiedy lepiej polegać na umyśle, ale... To w dalszym ciągu siła. Siła która napędza. - zawahała się - Myślę, że masz serce Mavet. Na pewno masz serce. - po jej policzkach pociekły łzy a wargi zadrżały - Ty jedyny zainteresowałeś się. Spojrzałeś w moją stronę. Nie odtrąciłeś. - nie mogła opuścić twarzy bo trzymał ją palcem - Masz tę siłę i... wlałeś ją we mnie. Sprawiłeś, że zaczyna mi zależeć. Mam dość stagnacji, dość pustej egzystencji w rynsztoku miasta. - wyciągnęła szyję i poprawiła się na jego kolanach po czym uniosła się, by ich twarze zrównały się - Spasiba. Dziękuję, Niepełnosprawny Aniele Zemsty. Mój Bezskrzydły Aniele.
Zaryzykowała. Czas dla niej nagle spowolnił. Może ruch na który się zdecydowała był przesadą, ale pięknie oddawał to jak teraz czuła się Zoya.
Zamknęła oczy i pocałowała miejsce gdzie powinny znajdować się jego usta. Nie jakoś namiętnie, nie gorąco. Ot, zwykły całus. Szybki, nieśmiały a jednak mówiący tak wiele.
Gdy się odsunęła i opadła do siadu, nie miała odwagi otworzyć oczu. Bała się, że to wszystko sen. Że Mavet zniknie a ona obudzi się pod mostem czy w innym zaułku, głodna i półżywa z zimna.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group