• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Malinowy Las » Głąb lasu
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Chantico
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Grudzień 2016, 00:08     

    A więc jesteś ''Lani''. No proszę, ładne imię.
    - Chantico. - Odsłoniła bardziej rękę, ukazując zanikające na jaśniejącej skórze ciemne łuski.- Ja i moi bracia jesteśmy Wybranymi. Ludzie nas stworzyli, ale sami nie wiedzieli co otrzymali.- Może jednak Kot nie będzie chciał jej zjeść? Wydawał się dosyć... rozmowny, jak na kota oczywiście. A rozmowa przynosi informacje, jaszczura lubiła wiedzieć więcej, podświadomie nawet mogło to być jej jednym stałym celem w swojej dziwnej egzystencji.
    Usiadła na mchu, mając po cichu nadzieję, że nie wpycha się w wyjątkowo paskudną pułapkę i skierowała ogień pod swojego prowizorycznego ''kurczaka'', skoro zwierzak nie miał ochoty, skorzysta ona.
    Ale najpierw niech pożywi się ogień, w końcu po złożeniu ofiary, Słońce daje nagrodę, przemienia obrzydliwe surowe mięso w pachnące jedzenie. Magia, prawdziwa magia.
    Wpatrzyła się w płomień jak zahipnotyzowana, na moment nawet zamilkła, jednak szybko wróciła do rzeczywistości. Chociaż czy ten świat można nazwać ''rzeczywistym''? Jest taki absurdalny.
    - Co mogę powiedzieć więcej? Tutaj właściwie niewiele się różnię od was.
     



    Lwie Serce

    Godność: Dagaslani
    Wiek: 106 wiosen
    Rasa: Dachowiec
    Lubi: Mięso, słońce
    Nie lubi: Słodkiego, niespodzianek, nocy
    Wzrost / waga: 172/58
    Aktualny ubiór: Jakieś wisiorki z kłami zwierząt i nic więcej
    Znaki szczególne: Tatuaż (tribal na prawym ramieniu), złote oczy
    Zawód: Dzikuska na pełen etat
    Pod ręką: Dwa topory,
    Broń: Dwa topory, sztylet
    Stan zdrowia: Rany cięte na karku i plecach opatrzone bandażem
    Dołączyła: 26 Wrz 2016
    Posty: 117
    Wysłany: 2 Styczeń 2017, 15:28     

    Nie zwracała uwagi na słowa Tiki.
    Całą jej uwagę przykuł ogień. Tiki manipulował ogniem!
    Z opadła jej szczęka. Dosłownie. Patrzyła jak zahipnotyzowana.
    Jak? Przecież ogień.. Ogień to żywioł. Jak ktoś może go tworzyć tak o? I dlaczego pali mięso??
    Przecież jeśli zwierze wpadnie w ogień to umiera i zamienia sie w popiół! Sama przecież widziała gdy pare razy w lesie wybuchł pożar przez susze! Zwierzęta uciekały a te którym się nie udało zamieniały się w czarny węgiel. Nie dało się nawet tego jeść. Ohyda!
    Miała ochotę w tym momencie wyrwać ptasiora Tiki i sama go zjeść. Nawet jeśli nie lubiła tego mięcha.
    Tiki to dziwne coś. I to coś z czymś dziwnym na pysku. Teraz dopiero się pokapowała że coś jest nie tak. Głos Tiki jak i mimika twarzy.. Nie było nic. Jak te... Jak to było... Maski! Tak!
    -Maska! - zadowolona ze swojego odkrycia napuszyła się i wypięła dumnie pierś.
    Zaczynała się niecierpliwić. Była diabelnie głodna i zmęczona. Chetnie zjadłaby Tiki i położyła się spać. Jednak walka z Tiki za dużo energii by ją kosztowała. Nie było to ani trochę opłacalne więc nie zaatakowała. Przynajmniej nie ją. Odbiegła w głąb lasu. Nie było jej jakieś pół godziny po czym wróciła ze sporym rysiem w pysku.
    Ciągnęła go za sobą bez problemu a gdy dotarła wreszcie do miejsca w którym przed chwilą była Tiki, klapnęła na zad i wypuściła truchło które z głuchym łoskotem uderzyło o ziemie.
    Teraz Lani mając cały pysk we krwi i lekko dysząc zaczęła rozrywać mięso i je łykać.
    _________________
    Chantico
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Styczeń 2017, 23:03     

    Przez ten czas zdążyła opiec mięso, którego woń powoli krążyła w powietrzu. Z przyprawami byłoby smaczniejsze, bardziej wyraziste.
    Ukradkiem odchyliła maskę na bok, przez szczelinę między włosami a nią dało się dojrzeć dziwnie płaski nos i mocną szramę przechodzącą przez usta. Stara rana była na tyle głęboka, że widać było sporą dziurę po kle, widocznie kiedyś musiała zapracować na utratę ważniejszego zęba.
    Najpierw sądziła że zwierz uciekł, może odbiegł pod wpływem impulsu natury, przestraszył się, albo ruszył po posiłki.
    Zwierz? Raczej Lani, chociaż nie miała pewności, czy posiadanie imienia, jakkolwiek zmienia tą postać. W jej oczach nadal była potężnym kociskiem.
    Kiedy ta wróciła ze zdobyczą, Chan w duchu nawet lekko się ucieszyła, na towarzystwo nie można narzekać, nieważne jakkolwiek dzikie by ono nie było.
    Wręcz z satysfakcją obserwowała jak mięso rozrywa się pod wpływem jej szczęk.
    - Imponujące...- Mruknęła do siebie i przełknęła kawałek ''kurczaka''.
     



    Lwie Serce

    Godność: Dagaslani
    Wiek: 106 wiosen
    Rasa: Dachowiec
    Lubi: Mięso, słońce
    Nie lubi: Słodkiego, niespodzianek, nocy
    Wzrost / waga: 172/58
    Aktualny ubiór: Jakieś wisiorki z kłami zwierząt i nic więcej
    Znaki szczególne: Tatuaż (tribal na prawym ramieniu), złote oczy
    Zawód: Dzikuska na pełen etat
    Pod ręką: Dwa topory,
    Broń: Dwa topory, sztylet
    Stan zdrowia: Rany cięte na karku i plecach opatrzone bandażem
    Dołączyła: 26 Wrz 2016
    Posty: 117
    Wysłany: 22 Styczeń 2017, 16:42     

    Dopiero gdy połknęła pierwszy kawałek mięsa zdała sobie sprawę z tego jak bardzo była głodna. Niczym diabeł łaknący ciała młodej dziewicy po latach celibatu. Dosłownie.
    łapczywie rozrywała truchło i łykała kawałek po kawałku co jakiś czas warcząc. Przez ten czas niezbyt zwracała uwagę na istotę którą spotkała jednak kątem oka dostrzegła jak Tiki odchyliło maskę i wsunęło sobie śmierdziela. Pewnie tak się pożywia. Dziwne. Niepraktyczne. Zbędne. Dla niej maska była jakąś dziwną fanaberyją. Czytała już kiedyś że człowieki mają dziwne pomysły. Budują jakieś wielkie skały w których mieszkają i one mają takie przeżroczyste tafle na których idzie rozbić sobie nochal. I co najlepsze. W tych skałach mieszka mnóstwo ludzi. Nie rozumiała też na przykład tego dlaczego ludzie zamiast polować wymieniają się jakimś papierem za różnhe rzeczy. I te niewygodne ubrania. Sama ma na sobie przepaske i coś co zasłania cyce bo tak wypada. Kaki jej tak mówił.Ale widziała obrazki. Obrazki na których ludzie mieli masę materiału na sobie. I jeszcze się tak dziwnie szczerzyli.
    myśloąc o tym wszystkim, skończyła jeść. Oblizała pysk z posoki i się położyła. Podjadła. Oblizała też przednie łapy gdyż też był całe we krwi. Może i się położyła jednak w sposób taki by w razie co swobodnie móc zaatakować lub zwiać.
    - Na co Ci...maska? - Wychrypiała. Jej nos drgał nerwowo.
    Po chwili cos jednak powizialo jej ze ma isc. I tak tez zrobila. Poszla w dal.



    Z. T




    Ponury Komediant

    Godność: Iris
    Rasa: Baśniopisarz
    Wzrost / waga: 180/70
    Aktualny ubiór: https://i.imgur.com/DxxKIS8.jpg
    Znaki szczególne: Włosy i oczy potrafiące zmieniać kolory.
    Pod ręką: Zwój papieru, pędzel i czarny tusz.
    Broń: Bat
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga
    Stan zdrowia: Ciąża
    Dołączył: 01 Maj 2016
    Posty: 97
    Wysłany: 26 Maj 2018, 20:27     

    Zakupy nie trwały długo bo w międzyczasie wpadła na to co kupić swojemu Terremu. Prezent był raczej śmieszny i bardziej dla żartu, ale wierzyła, że wywoła na ustach mężczyzny uśmiech. Wybrała dla niego koszulkę z rozkosznym napisem i nadrukiem misia. Taką samą wybrała dla malucha. Właściwie był to zestaw dla dziecka i tatusia. Jak go zobaczyła, od razu wiedziała, że musi go kupić!
    Wracała zadowolona, na swoim wielki, czarnym zwierzaku, szybując wysoko, ponad koronami drzew. W pewnej chwili jednak obniżyła lot i wylądowała, bo postanowiła skorzystać z pięknej pogody i resztę drogi przebyć wolniejszym tempem.
    Ptak zniknął i już po chwili odpoczynku na jego miejsce stworzyła konia. Niewielkiego, rozmiarami jednak podobnego do zwykłych wierzchowców jakie widuje się na ulicach Krainy Luster. Usiadła wygodnie i ruszyła wolnym tempem w stronę domu.
    Może powinna pozostać w przestworzach. Może wtedy nie stałoby się to, co nie śniło się nikomu w najgorszych koszmarach.
    Najpierw usłyszała świst a tuż po tym jej atramentowy rumak podrzucił łeb otwierając pysk w niemym krzyku i dosłownie prysł, zrzucając kobietę na miękką ściółkę. Było to jednak niespodziewane i kobieta upadła z wysokości, dlatego potłukła ręce gdy na nich zamortyzowała upadek.
    Stęknęła unosząc się nieco wyżej. Miała nadzieję, że nie zrobiła sobie nic więcej... Ale oprócz lekkich otarć nie czuła na ciele żadnych obrażeń. Dlatego podniosła się do siadu, klnąc na swoje moce i strzałę która zniszczyła jej konia. Rozejrzała się szybko po okolicy chcąc wypatrzyć napastnika. Może ktoś zrobił to niechcący myląc czarnego rumaka z jeleniem?
    Nagle poczuła ucisk, coś jakby pętla nagle zacisnęła się wokół jej szyi. Wygięła ją i dotknęła dłonią, chcąc zerwać niewidzialne więzy. Zakrztusiła się śliną przez co nie mogła wydać okrzyku.
    I wtedy ich zobaczyła. Było ich dwóch. Nie wyglądali na wojowników i gdyby jej nie obezwładnili mocą, zapewne dałaby im radę bez problemu. Niestety jeden z nic dysponował umiejętnościami wiązania i obecnie przyduszał mocą Baśniopisarkę.
    Gdy zaczęli iść w jej stronę, odczołgała się w tył ale wtedy więzy zacieśniły się jeszcze bardziej. Kobieta zaczęła rozpaczliwie łapać oddech, przyduszając się i szarpiąc paznokciami swoją skórę na szyi. Coś ją dusiło, coś jak lina ale... niewidoczna, niematerialna.
    Mimo wszystko posłała im groźne spojrzenie, jeszcze nie wpadła w panikę. Jeden przystanął u jej stóp po czym przykucnął i uśmiechnął się paskudnie. Miał krótko ścięte włosy i tak pospolitą twarz, że nawet gdyby Baśniopisarka chciała jakoś ją upiększyć na obrazie, nie dałaby rady.
    Ale nie to się teraz liczyło. Zbliżył się a ona... Miała na tyle siły, by zaatakować mimo więzów. Może ryzykowała, ale przyparte do muru zwierzę broniło się jak umiało.
    Rzuciła się na niego, chwytając go za szyję i ściskając z całej siły. Sznur na jej szyi odpuścił na co kobieta uśmiechnęła się. Dobrze trafiła, to ten ją więził. Jeśli go unieszkodliwi, nie będą w stanie znowu ją przydusić.
    Dyszała ciężko zaciskając dłonie. Drugi mężczyzna przyglądał się zaatakowanemu z dłońmi w kieszeniach. Miał zalizane do tyłu blond włosy i był umięśniony. Nie spał chyba wiele nocy, bo miał sińce pod oczami. Beznamiętna twarz zdradzała, że chyba mu nie zależy na kompanie.
    Iris dało to do myślenia. Zacisnęła dłonie i poczuła jak jej własne paznokcie wbijają się w skórę napastnika. Ten charczał i rzucał się pod nią, ale był na tyle głupi, by używać rąk jedynie do odciągania jej dłoni. Szarpał ją ale nic więcej, nie uderzał, a tego bała się najbardziej.
    I nagle ten drugi wyjął coś zza pleców. Kątem oka Iris dostrzegła łuk i...
    Ostry ból w ramieniu i impet odrzucił ją w bok, strącając z mężczyzny. Wrzasnęła.
    - Patrz jaka harda. - powiedział pierwszy, rozmasowując grdykę gdy wstawał.
    - A ty głupi. - stwierdził łucznik. Baśniopisarka chwyciła się za ramię w którym tkwiła strzała. Ból był niesamowity, przeszywał jej ciało i co gorsza, docierał też do dziecka, które w proteście zaczęło tłuc matkę nogami i rękami. Jakby było jej mało cierpienia.
    Iris oddychała głęboko, charczała wściekła na napastników. Nie rozumiała co się działo.
    - Czego chcecie! - wrzasnęła - Nie znam was, dajcie mi spokój.
    Pierwszy wybuchnął śmiechem. Drugi podszedł bliżej, zrównując się z kompanem.
    - Ale my znamy ciebie. - powiedział ze spokojem łucznik - I to nam wystarczy.
    - Nosisz bachora Marwicka. - skrzywił się ten którego zaatakowała.
    Iris zamarła. Skąd oni...
    Blondyn trącił drugiego i nakazał mu milczenie. Następnie spojrzał na kobietę i zaczął iść w jej stronę. Spokojnie, z dłońmi na powrót w kieszeniach. Drugi zaśmiał się paskudnie.
    Tęczowooka odczołgała się w tył ale ból nie pozwolił jej uciec dalej. Krew sączyła się spomiędzy palców gdy ściskała ranę z której wystawała strzała.
    Mężczyzna przykucnął i spojrzał jej w oczy. Jego spojrzenie było lodowate jak stal, jasne oczy przewiercały ją na wylot. Kobieta za późno zorientowała się, że właśnie została złapana w potrzask mocą łucznika. Jak mogła stracić czujność?
    Szarpnęła się, ale nie mogła oderwać oczu od jego tęczówek. Jej własne zszarzały, podobnie włosy. Zaczęła się bać. Nie o siebie, o dziecko. Ci faceci... Oni ewidentnie chcieli coś od Terrego. A ona była tylko przeszkodą.
    - Nie wierzgaj, będzie mniej bolało.
    Blondyn wyjął z pochwy przytroczonej do paska sztylet i przystawił go do szyi kobiety. Ta nie mogła się ruszyć. Po jej skroniach zaczęły spływać kropelki potu. Chciała wyć, wołać o pomoc ale była złapana. Unieruchomiona jego hipnotyzującym spojrzeniem. Był gorszy od tamtego... nie dusił ale pozbawiał możliwości ruchu. Była w potrzasku.
    - Ja chcę ją rozwalić. - powiedział z uśmiechem ten pierwszy a Iris wciągnęła z sykiem powietrze. Blondyn po prostu wstał i schował ostrze. Zamrugał, przez co moc zniknęła.
    Miała ułamek sekundy by krzyknąć i to też zrobiła. Jej głos poniósł się po lesie ale trwał za krótko by ktokolwiek usłyszał ją w Rezydencji.
    Znowu została przyduszona, tym razem mocniej. Rzuciła się w ściółce, chcąc zerwać linę krępującą jej szyję ale było to na nic. Ciemnowłosy uśmiechnął się szeroko.
    - Marwick zdziadział. Myślał, że po tylu latach odpuścimy? Łatwowierny kretyn. - zaśmiał się.
    - Widocznie strata nie dała mu do myślenia. Może druga zadziała. Zakończ to szybko.
    Pętla zacisnęła się tak, że Iris zobaczyła gwiazdy. Straciła oddech, wszystko wkoło zaczęło robić się czarne... Ostatnie co zobaczyła, to śmiejącego się mężczyznę doskakującego ze sztyletem w jej stronę.

    Ugodził ją w brzuch. Kilka razy. Z jej oczu pociekły łzy kiedy zdała sobie sprawę, że właśnie traci dziecko. Kopnięcia powoli stawały się coraz słabsze.
    Ostrze wtopiło się w jej podbrzusze i poczuła szarpnięcie, kiedy mężczyzna dosłownie rozrywał ją na kawałki. Nie mogła krzyczeć. Nie mogła oddychać. Wierzgała nogami i dłońmi kiedy zabierał jej wszystko.
    Śmiał się. Drugi tylko przyglądał. Czuła, że jej świat umiera. Że ona umiera.

    Lina poluzowała się a ona rozpaczliwym haustem nabrała powietrza. Całe jej ciało paliło ją niesamowitym bólem. Widok własnej krwi, rozoranego ciała... Nie mogła złapać normalnego tchu. Traciła siły. A oni? Odsunęli się.
    - Zdychaj, dziwko Marwicka. - powiedział ciemnowłosy - Ty i ten wasz bękart.
    Spojrzała w dół. Zobaczyła... zamiast brzucha miała krwawą, poszarpaną ranę. Wszędzie tyle krwi i... nie czuła dziecka. Nic. Ani jednego ruchu...
    Łapiąc się za brzuch podczołgała się ku nim, chcąc ostatkiem sił zaatakować. Zrobić im krzywdę. Musieli zapłacić za to co zrobili...
    Jeden śmiał się widząc żałosną scenę. Drugi po prostu patrzył, z rękoma w kieszeniach.
    Tylko nienawiść i ból jeszcze trzymały ją przy życiu.
    _________________
    #009999
    #ff0066
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 30 Maj 2018, 01:50     

    W życiu każdej istoty rozumnej czy uchodzącej za taką, zdążają się dni, podczas których niemal wszystko dokoła wywołuje irytację lub inne negatywne odczucia, albo mówiąc językiem prostym i żołnierskim zwyczajnie wkurwia i wywołuje pianę na mordzie.
    Dziś Alkis miał właśnie taki dzień.
    Irytowało go świecące słonko, irytował wiaterek i szum listków. Prawdę mówiąc, tak samo działał mu na nerwy brak słoneczka, wiaterku czy szumu listowia oraz zbytnie umiarkowanie pogody. Jednak stwór miał swoje powody. Nie wyspał się, niewygodna pozycja, w której się znajdował przez część nocy sprawiła, że teraz bolał go łeb, a na dodatek (jakby tego było mało) miejsce skąd cholerny czarny kundel wyrwał kępę piór piekło i swędziało go wzmagając irytację.
    Czy coś mogło jeszcze bardziej negatywnie wpłynąć na jego nastrój?
    Ależ oczywiście, ze tak!
    Pomijając pogodę, różnorakie bóle i niewyspanie, jedynym co udało mu się upolować była jakaś stara, wychudzona i łykowata sarna. Był tak głodny że pożarł ją niemal w całości. I co? I nic, dostał sraczki.
    Wcześniej zirytowany, teraz gdy musiał co jakiś czas przycupnąć na drzewie i spuścić półpłynny płynny balast a w brzuchu mu się kotłowało i burczało, zrobił się wściekły. W prawdzie po drodze napił się czystej wody i zjadł nieco węgla drzewnego pozostałego po jakimś ognisku, ale nawet węgiel nie działa natychmiast.
    Był zły i obolały a to sprawiało, że jak każde zwierzę stawał się z wolna co raz bardziej agresywny. Postawił pierzasty czub na łbie zdając sobie sprawę że zapomniał założyć hełmu.
    Jeszcze tylko tego brakowało.
    Zgięty w pół na jakiejś gałęzi w środku lasu, w trakcie kolejnego zrzucania balastu dał wyraz swojej narastającej irytacji sycząc i wydając z siebie niski pomruk typowy dla kotowatych. Tego było już zbyt wiele.
    Gdy skończył ponownie wzbił się w powietrze lecąc w stronę strumienia płynącego koło jego ukochanego drzewa. Mimo iż nie lubił się moczyć teraz zachodziła taka konieczność. Przecież ze względu na budowę ciała nie mógł sobie wylizać zadka i jego szeroko rozumianych okolic. Jak na ironię papieru toaletowego też w środku lasu nie było. Musiał zatem poradzić sobie tak jak mógł i jednocześnie zamaskować objaw słabości organizmu.
    Przysiadł w strumieniu i powarkując sobie pod nosem jak wściekły kot zaczął dokonywać ablucji. Już prawie kończył, gdy nagle leśną ciszę rozdarł głośny krzyk.
    Tego już było zbyt wiele!
    Nie dość, że nie czuł się najlepiej, to jeszcze, jakby złośliwie jakaś ofiara mąci swoim wrzaskiem błoga ciszę.
    Poderwał się ze strumienia, wybił w powietrze i skierował w stronę skąd dobiegał krzyk. Mimochodem zaczął rytmicznie zaciskać szpony na nogach i rękach. Chciał zabijać.
    Nieopodal duktu zobaczył dwie postacie i coś co leżało na ziemi.
    Jedna z postaci, nieco potężniejsza, stała w ciszy trzymając ręce w kieszeniach, a druga śmiała się mącąc słodką jak miód i tak samo gęstą leśną ciszę.
    Otworzył lekko potężny dziób ale nie wydał z siebie żadnego głosu.
    Czy oni nie wiedzą, że nie czuje się dobrze? Że cierpi? Że chce spokoju i odpoczynku? Przecież jego boli! Przecież jest chory bo zjadł starą-paskudną sarnę!
    Nie!
    Oni przychodzą i przeszkadzają! Robią krzywdę-mącą ciszę i niepokoją! Hałasują śmiechem i bolą w głowę! Poza tym to ich wina, że boli-piecze! To oni gryzą czarnym psem! Oni są mięsem-ofiarami!
    Złość, agresja i głód przejęły nad nim kontrolę.
    ZABIJAĆ!
    Ustawiając krawędź natarcia skrzydła nieco bokiem, wykonał zwrot przez lewe skrzydło tak by mieć słońce za plecami ale by nie rzucać cienia. Uderzył skrzydłami by wznieść się nieco wyżej a następnie zanurkował. Nabierał prędkości i aby być jeszcze szybszy, nastawił szpony i złożył nieco skrzydła. Atakował od strony słońca uderzając czołowo w stojącego mężczyznę. Tuż przed uderzeniem zaciągnął migotkę.
    Śmiech mącący leśną ciszę ustał nagle, utonął, wśród dźwięku głuchego uderzenia, pękających kości, dartej skóry i cichego jęku. Stwór zagłębił pazury rąk w barkach, a nóg, w brzuchu ofiary rwąc bez litości. Siła uderzenia i wywołane nią ciśnienie wypchnęły jelita przez otwory, które zostawiły wielkie szpony. Wśród rozbryzgu krwi, ciągnąc za sobą wstęgi jelit, mniejszy z samców-ofiar razem z wbitą w niego wielką skrzydlatą bestią odleciał kilka metrów w tył, lądując na plecach tuż przy linii drzew. Szybkim uderzeniem i chwytem potężnego dzioba stwór zamienił twarz samca-ofiary z krwawy ochłap. Puścił, przekrzywił łeb i złapawszy leżącego za szyję szarpnął mocno łbem napinając mięśnie. Krawędzie dzioba były ostre jak nóż. Pióra na łbie Alkisa zrosiła fontanna gorącej krwi wypychanej z ciała mężczyzny przez bijące jeszcze serce. Mięśnie szczęk napięły się zaciskając uchwyt. Stwór szarpnął ponownie. Tym razem urwana a wcześniej zmasakrowana głowa mącącego ciszę wesołka potoczyła się po leśnym dukcie, po czym zatrzymała się spoglądając w niebo jedynym pozostałym, choć nieco wypchniętym w oczodołu, okiem.
    Umorusany krwią swojej pierwszej ofiary stwór, uniósł łeb, rozpostarł szeroko skrzydła i z charakterystycznym kocim rykiem skoczył na drugiego samca-ofiarę.
    WALCZ!
    Ten był potężniejszy i stwór, podniecony smakiem krwi i krążącą w żyłach adrenaliną, oczekiwał, że samiec-ofiara stanie do ostatniej w swoim życiu walki.
    WALCZ O ŻYCIE!
    _________________






    Ponury Komediant

    Godność: Iris
    Rasa: Baśniopisarz
    Wzrost / waga: 180/70
    Aktualny ubiór: https://i.imgur.com/DxxKIS8.jpg
    Znaki szczególne: Włosy i oczy potrafiące zmieniać kolory.
    Pod ręką: Zwój papieru, pędzel i czarny tusz.
    Broń: Bat
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga
    Stan zdrowia: Ciąża
    Dołączył: 01 Maj 2016
    Posty: 97
    Wysłany: 8 Czerwiec 2018, 16:38     

    Czołgała się ku nim, nie zważając na kałużę krwi jaką rozmazuje na trawie. Chciała się odegrać, zrobić im jakąkolwiek krzywdę... za ten śmiech, za trzymanie rąk w kieszeni i wreszcie za to co jej zrobili. Za to co zrobili jej dziecku.
    Płacz mieszał się z jękiem bólu, kiedy sunęła w ich stronę. Ten który ją zaatakował parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem, najwidoczniej scena ta setnie go bawiła. Drugi natomiast zawiesił wzrok na twarzy kobiety i przekrzywił lekko głowę, jak drapieżnik przyglądający się ofierze.
    - To zadziwiające jak wielka jest wola walki u matek broniących swoje młode. - powiedział z powagą, ale nie wykonał żadnego ruchu.
    Iris wyła. Z bólu, złości, rozpaczy... Blaszka Zmartwienia sunęła wraz z nią, tarzała się w krwi ale Baśniopisarka nie myślała teraz o tym, że Terry prawdopodobnie wszystko czuje. Nie to liczyło się najbardziej.
    - Zabiję was... - wycedziła wyczerpana, zbliżając się do nich. Traciła siły, była tego świadoma. Jej włosy jednak pulsowały na przemian bielą i wszystkimi kolorami tęczy, jakby na potwierdzenie, że miotały nią teraz straszliwe emocje.
    - Ha! Niby jak!? - śmiejący się pochylił się łapiąc się pod boki i po chwili wyprostował zanosząc się gromkim śmiechem.
    Iris wyciągnęła ku niemu dłoń, sama nie wiedziała po co bo przecież nie miała sił na jakikolwiek sensowny ruch. Nie wyjęła też bata, z resztą nawet gdyby wyjęła, nie zamachnęłaby się nim w tej pozycji.
    I nagle coś wielkiego spadło na wesołka z nieba. Baśniopisarka otworzyła szerzej oczy widząc, jak ciało mężczyzny w jednej chwili staje się miazgą. Jelita wystrzeliły z jego brzucha razem z fontanną krwi. Nawet nie zdążył krzyknąć.
    Wielkie cielsko skrzydlatego potwora odrzuciło go na dużą odległość i rzuciło się na jego ciało, szarpiąc, miażdżąc, rozrywając.
    Drugi wyjął ręce z kieszeni i przyjął postawę która wskazywała, że jest gotów do walki albo ucieczki. Jednak kiedy zdał sobie sprawę, że tocząca się po trawie okrągła rzecz jest głową jego towarzysza, zaklął i wykrzywił twarz w przerażeniu.
    Kobieta leżąca na trawie poczuła jak po policzku zaczynają płynąć jej łzy.
    - Alkis! - zawyła rozpaczliwie a napastnik na chwilę odwrócił się w jej stronę. Niepotrzebnie, bo na te kilka sekund stracił z oczu drapieżnika.
    Skrzydlaty rzucił się w jego stronę a on, odwracając się na powrót i widząc szarżę, zatoczył się do tyłu. Kamień wystający z ziemi sprawił, że potknął się i upadł na trawę. Jego spokój uleciał, robiąc miejsce skrajnemu przerażeniu.
    Uniósł dłoń z której wystrzeliła błyskawica. Poszybowała w stronę bydlęcia które zbliżało się z zamiarem zmasakrowania kolejnej ofiary. Zamknął oczy, szykując się na najgorsze.
    - Uważaj!
    Iris patrzyła na Alkisa jak zaczarowana. Podziwiała jego pióra, jego potężny łeb, muskularne ciało w trakcie walki. Krew którą był zbryzgany stanowiła w tym wypadku naprawdę piękną ozdobę.
    Miała mało sił i obraz zaczynał rozmazywać się jej przed oczami, ale postanowiła wytrzymać. Chciała zobaczyć koniec drugiego mężczyzny. Skoro odebrali jej dziecko, chciała mieć możliwość podziwiania końca. Chociaż tego.
    Jedną dłoń wsunęła pod siebie i zatrzymała na ranie. Nie czuła malucha, nie ruszał się. Powoli traciła nadzieję, ale gdzieś w tyle głowy tlił się jeszcze mały płomyczek. Może po prostu przestało się ruszać, bo wiedziało że mamusia jest w trudnej sytuacji i nie chciało dokładać bólu?
    _________________
    #009999
    #ff0066
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 15 Styczeń 2019, 05:26     

    Rwać! Szarpać! Zabić!
    Pierwotny i odwieczny zew krwi wypełniał umysł potwora w tym samym stopniu, jak chęć do walki wypełniła jego serce. Liczył na starcie z silnym samcem, ale samiec-ofiara był słaby. Samiec-ofiara nie był samcem-wojownikiem. Chciał uciekać jak jeleń, jak sarna, jak mała mysz niegodna uwagi i tego by odebrać jej życie.
    Alkis zatrzymał się na chwilę słysząc wołanie dziewczyny, ale za chwilę ponownie ruszył do ataku. Już był niemal w skoku, gdy z dłoni mężczyzny wystrzeliła piorun-iskra i trafiła go w prawe ramię.
    Stwór zawył z bólu, przeturlał się po ziemi po czym odskoczył w bok.
    Ramię paliło żywym ogniem.
    Pióra śmierdziały spalenizną.
    Stwór wydał z siebie syk i podkulił rękę. Ból był przejmujący, ale zamiast zmusić do ucieczki, tylko go rozwścieczył.
    Mężczyzna-ofiara podjął walkę! Nie było na co czekać. Może i leżał na ziemi, ale potrafił zadać ból i spalić-zranić ciało!
    Alkis zaryczał i skoczył na ofiarę zatapiając w niej szpony i dziób. Szarpał, walił dziobem, kaleczył i tłukł wrzeszczącym mężczyzną o drzewa i ziemię do chwili, aż krzyk zamienił się w jęk, a jęk w cichy bulgot. Następnie zaczął rozrywać ciało wyrzucając strzępy ciała na wszystkie strony świata.
    Gdy skończył wyprostował się i zakrzyczał ogłaszając wszystkim swoją wygraną. Krwawy strzęp, który przed kilkoma chwilami był ludzkim ciałem, leżał teraz u jego stóp.
    Alkis, pokryty krwią ofiar i ze spalonym przez wyładowanie elektryczne ramieniem, odwrócił się do leżącej i ostrożnie podszedł. Otworzył potężny dziób wypuszczając z niego kawałek ciała ostatniego z dwójki przeciwników. W dalszym ciągu pragnął ofiar, a żądza krwi to nie coś, co można łatwo zwalczyć.
    Przez chwilę przyglądał się kobiecie po ptasiemu obracając łbem.
    To była jego Iris!
    Iris-tęcza!
    Dobra Iris! Ta która dała migoczący-ciekawiący kamyk na sznurku!
    Tak bardzo chciał ją spotkać! Śnił o niej! Szukał jej, choć sam nie potrafił pojąć tego, czemu tak się dzieje. Może to z powodu, że nie była dla niego zła, tak jak inni ludzie? Może to dlatego, że się nie bała? Może dlatego, że nie chciała go skrzywdzić-zranić? A może dlatego, że każde stworzenie pragnie w jakimś etapie swojego życia odrobiny bliskości? Jego zwierzęcy umysł nie potrafił odpowiedzieć na żadne z postawionych pytań.
    Ignorując ból i pękającą, spaloną skórę, stwór pochylił się, i dotknąwszy pokrytym krwią łbem policzka Iris, zamruczał jak kociak ocierając się o nią. Umorusał przy tym dziewczynę krwią niedawnych napastników, ale zupełnie się tym nie przejmował. Podniósł się i zapiszczał radośnie potrząsając łbem. Odskoczył kawałek, po czym spuszył się i podskakując bokiem, jak mały kociak zasymulował atak. Jakaś część jego natury liczyła na to, że Iris podniesie się i postraszy go trochę, albo skoczy na niego i będą mogli toczyć walkę na niby.
    Niestety, dziewczyna nie odpowiadała na zaczepki.
    Stwór zatrzymał się i przez chwilę patrzył na Iris-tęczę.
    - Nosz kurwa futrzaku! Iris! Iris! Lubisz śpiewać?! – zawołał radośnie pokazując na tęczowy kamień zawieszony na szyi, który wyłowił z rzeki, a który ona próbowała mu kiedyś dać.- Jesteś wolny. Nie ma kajdan. Dla ciebie! Z włochatym niedźwiedziem sukinsynem i nadętym bufonem!! zawołał radośnie paradując w koło niej i pusząc łeb.
    Niestety bezskutecznie.
    Dziewczyna leżała, a jej włosy, które tak migotały-ciekawiły teraz były osobliwie smutne-nieruchome.
    Stwór podszedł, i kucnął koło niej.
    - Iris! … Iris … Iris? – powtarzał cicho jej imię ze zmienną intonacją, jednocześnie lekko trącając ją szponiastą łapą.
    Nie reagowała.
    Pochylił się i stuknął ją dziobem w twarz. Raz, drugi, trzeci.
    Mogła już wstać. Przecież nie było już wrogów-ofiar.
    Alkis podskoczył szybko do najbliższego trupa, po czym uniósł zmasakrowane ciało zdrową ręką w powietrze z taką łatwością, jakby nic nie ważyło. Przez chwilę pokazywał je Iris, po czym potrząsnął tryumfalnie rozchlapując w koło krew, i rzucił kadawer tuż koło dziewczyny.
    Może była głodna i dlatego nie cieszyła się na wspólną zabawę?
    Nawet nie drgnęła.
    Dopiero teraz zwrócił uwagę na dużą ranę w jej brzuchu i wypływającą na ziemię krew. Kilkukrotnie okrążył dziewczynę rozglądając się w koło i popiskując.
    Z jednej strony instynkt nakazywał mu zostać przy niej i zachęcać do zabawy, a z drugiej, coś ukrytego głęboko w jego umyśle nakazywało szukać pomocy u innego człowieka.
    Problem w tym, że stwór unikał ludzi. Ludzie byli źli.
    Alkis nie znał nikogo poza siwym samcem o dziwnym zapachu.
    Zwierzęce instynkty jakby przytłumiły się na chwilę a do władzy doszedł „głos” z tyłu umysłu. Ramię zaczynało boleć, ale musiał zanieść dziewczynę do siwego samca. On pachniał dziwnie i niezdrowo. On na pewno zna ludzi i pomoże Iris-tęczy.
    Wsunął szponiaste ręce pod ciało, i delikatnie uniósł je z ziemi.
    - Iris … Jestem przyjacielem. – powiedział potwór wynosząc kobietę do miejsca z którego mógłby wystartować - Jestem przyjacielem.
    – powiedział Alkis dotykając dziobem jej policzka i delikatnie pocierając w prawo i lewo.
    Wybił się w powietrze uderzając mocno skrzydłami. Bezwładne ciało Iris szarpnęło się lekko i skóra na spalonym ramieniu potwora pękła odsłaniając czerwono-białe tkanki. Krew spływała i kapała z łokcia wprost na korony drzew.
    Alkis zacisnął dziób i skierował się w stronę miejsca gdzie był zły zapach, a w którym to miejscu spotkał wcześniej siwego samca.

    ZT x2
    _________________


    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,58 sekundy. Zapytań do SQL: 9