• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Herbaciane Łąki » Herbaciana Rzeka
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Ponury Komediant

    Godność: Iris
    Rasa: Baśniopisarz
    Wzrost / waga: 180/70
    Aktualny ubiór: https://i.imgur.com/DxxKIS8.jpg
    Znaki szczególne: Włosy i oczy potrafiące zmieniać kolory.
    Pod ręką: Zwój papieru, pędzel i czarny tusz.
    Broń: Bat
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga
    Stan zdrowia: Ciąża
    Dołączył: 01 Maj 2016
    Posty: 97
    Wysłany: 4 Maj 2016, 15:11   

    Jej chichot wzbudził zainteresowanie stwora. Iris podejrzewała, że tamten go nie zrozumie - w swoim mniemaniu czyniła go bardziej ptasim niż ludzkim. Ale to nie zaszkodziło. Atmosfera, wcześniej napięta jak struna dobrze nastrojonych skrzypiec, rozluźniła się. I mimo, że oboje zachowywali się nieufnie, miała wrażenie, że stwór odłożył plan zabicia jej na bok. Albo przynajmniej odłożył na później.
    Gdy jej włosy i oczy na nowo zalśniły żywymi kolorami, stwór wyraźnie się ucieszył - potwierdził to pisk, który Iris odebrała jako oznakę podekscytowania.
    Z uśmiechem na ustach przyglądała się istocie a przez jej głowę przelatywało masę myśli naraz. Stwór zachowywał się tak, jakby był tylko i wyłącznie zwierzęciem. Iris nie wiedziała na co może sobie w jego towarzystwie pozwolić. Dlatego też obrała taktykę powolnych, spokojnych ruchów. Tak, jakby miała do czynienia z dzikim kotem albo psem. Uznała, że skoro stwór ma w sobie coś z człowieka, to może wie też czym jest przyjaźń.
    Nagle w jej głowie pojawił się pomysł. A jakby go tak oswoić? Jak dzikiego kota albo psa?
    Szybko odrzuciła głupią myśl - przecież ni w ząb nie znała się na ptactwie. A co dopiero na oswajaniu go...
    Spokojnie obserwowała zachowanie stwora, chcąc zrozumieć co w tej ptasiej głowie siedzi.
    Gdy się napuszył, miała okazję ujrzeć kolor jego upierzenia w pełnej krasie. Słońce migotało na piórach ukazując grę błękitu, szarości i srebra. Iris bardzo spodobał się ten widok. Pióra wyglądały bowiem jakby skuł je lód.
    Zirytowany stwór najwyraźniej nie podzielał jej zachwytu. Widocznie nie odpowiadał mu kolor upierzenia. Najwidoczniej wolał kolorowe włosy Iris.
    Nagle postanowił się zbliżyć. Przykucnął o krok bliżej i powtarzając jej chichot wyciągnął ku niej szpony. Iris poczuła, że gdzieś wewnątrz niej obudził się mały płomyk paniki. Co ta istota chciała jej zrobić?
    Zdrowy rozsądek podpowiadał, że gdyby ptak chciał ją zranić, wykonałby ruch o wiele szybciej. Mimo wszystko jednak, odsunęła nie co głowę.
    Patrzyła na zwierzoczłeka z niemałym zainteresowaniem. Miała nadzieję, że to wszystko co robił stwór, było po prostu objawem zainteresowania i może nawet czegoś na kształt sympatii?
    Iris uspokoiła się więc w duchu i sprawiła, że jej włosy zamigotały kolorami tak, jakby strumienie barw płynęły od czubka głowy do końcówek.
    Stwór przeniósł wzrok na jej kapelusz i nagle zrobił rzecz tak niesłychaną, że Iris nigdy w życiu nie przypuszczałaby, że coś takiego miałoby miejsce.
    Zwierzoczłek wyrwał ze swojego skrzydła pióro, wygładził je i podał dziewczynie. Iris ostrożnie ujęła podarunek. Przejechała nim sobie po policzku i żuchwie, chcąc sprawdzić fakturę.
    - Dziękuję. Jest piękne. - powiedziała cicho łagodnym głosem. Zrobiła to machinalnie, nie zastanawiając się czy ptak ją zrozumie.
    Wzięła kapelusz i wyjęła stare pióro. Poczuła się wyjątkowo, jakby dostała skarb.
    Na miejsce starego pióra przytwierdziła nowe, o niebo lepsze. Położyła kapelusz na trawie i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu kamienia. Traf chciał, że nieopodal jej nogi leżał ładnie wygładzony otoczak wielkości fasolki grochu. Ujęła go w dłoń a drugą wyjęła z gorsetu rzemień. Element garderoby był zapinany a rzemyk był jedynie ozdobą, dlatego łatwo go było wyjąć nie rozbierając się.
    Otoczyła kamyk rzemieniem, wiążąc go w coś na kształt naszyjnika. Ujęła w obie dłonie, zamykając szczelnie palce.
    Kamyk zawibrował w jej rękach. Po chwili otworzyła je i ich oczom ukazał się ten sam kamyk, ale tym razem mieniący się piękną tęczą. Tak, Iris mogła manipulować kolorami.
    Poczuła, że w zamian za pióro, powinna dać coś od siebie.
    Położyła "naszyjnik" na trawie przed stworem.
    - Dla ciebie - powiedziała łagodnie, wskazując najpierw na dar a potem na istotę. Była ciekawa czy pióro było próbą zaprzyjaźnienia się, czy dar nie miał większego znaczenia. Mimo wszystko jednak, poczuła się niemalże zobowiązana do podarowania czegoś od siebie.
    Kto wie, może dzięki temu nawiążą coś na kształt przyjaźni? Albo przynajmniej rozejmu. Nie uśmiechała się jej bowiem ciągła obawa o życie.
    _________________
    #009999
    #ff0066
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 5 Maj 2016, 03:14   

    Alkis przekrzywił łeb, spoglądając na samicę-tęczę z zaciekawieniem gdy ta odsunęła głowę od jego szponiastej łapy. Nie zrozumiał czemu to zrobiła ale zaprzestał dalszej próby pochwycenia włosów, choć te migotały-ciekawiły coraz bardziej. Ponownie wydał z siebie dźwięk chichotu samicy-tęczy a jego gardła dobyło się coś, co przypominało mruczenie olbrzymiego kota, którego ktoś głaszcze lub drapie sprawiając wielką przyjemność.
    W pewnym momencie samica-tęcza podniosła rzucone pióro i przesunęła nim po twarzy. Z zaciekawieniem przyglądał się temu działaniu. Nie rozumiał czemu to robi. Otworzył dziób, w którego wnętrzu dopiero teraz dało się dostrzec struktury zębowe podobne do kłów i łamaczy, zadarł lekko łeb i głośno wciągnął powietrze. Nie wyczuł intensywnie pachnących feromonów należących do żadnej z grup bazowych w okolicach twarzy samicy-tęczy. Znaczy to, że nie znakowała pióra. Dla pewności powtórzył wychwytywanie zapachu. Bez efektu. Co i po co robiła samica-tęcza?
    Chorągiewka pióra w dotyku przypominała cienkie, twarde i sprężyste ostrze sztyletu. Co ciekawe w dolnej części lotki znajdowało się delikatne, włosowate przypiórko, które fakturą przypominało wełnisty podszerstek ssaków. Na lekko wygiętych promieniach koloru szaroniebieskiego bardzo delikatnie rysowały się ciemniejsze, lekko opalizujące wzory przypominające rozetki i plamy podobne do tych, występujących u niektórych drapieżników z rodziny kotowatych. Dutka pióra była gruba i wyjątkowo twarda, a znajdująca się w niej dusza miała kolor szaro-złoto-niebieski.
    Nagle samica-tęcza się odezwała! Następnie wzięła do ręki kamień sprawiła, że stał się migoczący-ciekawiący, obwiązała go paskiem liny-skóry, położyła na trawie i wskazując na pętlę-kajdany, a następnie na niego, ponownie przemówiła.
    Kamyk migotał-ciekawił ale on znał pętlę-kajdany! Pamiętał ból! Znał gest, który nakazywał ją założyć!
    Źrenica rozszerzyły się błyskawicznie zajmując niemal całą tęczówkę wielkich, do tej pory złotych oczu. Zniknęła wesoła ciekawość i błysk zainteresowania. Wyglądało to tak, jakby stwór patrzył teraz dwiema bezdennymi studniami pozbawionymi jakichkolwiek uczuć poza strachem, nienawiścią, agresją i żądza mordu. Gdy promień słońca padł na jego oczy, te wydawały się mieć lekko zielonkawy połysk.
    Poderwał się na równe nogi unosząc szpony na stopach tak by ich końce znalazły się nad ziemią skierowane w stronę dziewczyny. Cofnął kilka kroków jeżąc pióra na łbie i szyi, otwierając dziób, opuszczając barki, rozchylając skrzydła i ręce z nastawionymi szponami. Z jego postawy emanowała czysta, żywa agresja. Był gotowy do walki lub rozpaczliwej obrony. W tej samej chwili napiął mięśnie tak, że zafalowały napinając się pod skórą jak postronki i głośno zasyczał.
    Zdawało by się, że syk jeszcze wisiał w powietrzu, jeszcze szumiał na wietrze gdy z dzioba stwora dał się słyszeć głos
    - Nie! - żałośnie wrzasnął mężczyzna, w którego głosie słychać było przerażenie i ból – Aaaaa! Nie, błagam! Nie!
    Dźwięki zaczęły ich otaczać. Zdawały się dochodzić z każdej strony. Wyglądało to tak, jakby nagle, siedząc na cichej i słonecznej łące, nad pachnącą rzeką, znaleźli się pośrodku pola bitwy na którym królował hałas i głośna, bolesna śmierć.
    - Pożałujesz tego! - powiedział ostry, nieprzyjemny, kobiecy głos gdzieś z nieboskłonu – Zakładaj to!
    - To urządzenie na szyi go kontroluje. Gdy ma opory przed zabijaniem razimy go prądem, o tak – powiedział głos mężczyzny, w którym było słychać sadystyczną satysfakcję ze sprawiania bólu innej istocie – Przy takiej motywacji zabija nawet dzieci. Bo grunt, proszę ja was, to pozytywna motywacja
    Nad polaną uniósł się śmiech wielu osób.
    Stwór padł na kolana łapiąc się za osłonięty hełmem łeb. Widać było jak szpony na rekach zostawiają głębokie rysy w metalu z którego była wykonana osłona. Tym razem łąki wypełnił dźwięk wyładowania elektrycznego i straszny, rozdzierający pisk bólu udręczonej istoty.
    -Te kajdany i liny na szyi to znakomita pomoc w szkoleniu tego bydlaka – powiedział znowu głos sadysty tym razem tuż koło ucha samicy-tęczy – zobacz jak się wije, jak rwie pazurami własne ciało. Będzie to robił dopóki nie przestanę, a jak przestanę to z chęcią wykona każdy rozkaz byle tylko uniknąć tego po raz wtóry, bo, proszę ja was, to jest najlepsza metoda szkoleniowa.
    Znów zabrzmiał śmiech.
    - To coś miało kiedyś ludzkie uczucia? - zapytał kobieta o nieprzyjemnym, ochrypłym głosie
    - Miało, co? Beth, A/23/102 to zwierzomachina zaprojektowana do infiltracji Krainy Luster i zabijania wskazanych jednostek problematycznych. Ona nie ma uczuć. Skąd ci do głowy przyszło takie pytanie? - powiedział głos starszego człowieka
    - Pytam z ciekawości, bo zdaje się mieć opory przed zabijaniem kobiet i dzieci. Znaczy robi to opieszale jakby się zastanawiał
    - Opory powiadasz? Trzeba powiedzieć Wesołemu Joemu by bardziej go przypiekł. Szybko mu miną te, jak to powiedziałaś, opory
    Po łące rozszedł się kobiecy śmiech któremu zawtórował kaszel starca.
    - Zabić go! - krzyknął basowy głos którego źródło zdawało się znajdować około trzech metrów za plecami samicy-tęczy – Wypuścić psy!
    Na łące rozległo się wściekłe ujadanie i warczenie psów. Po chwili słychać było drapanie pazurów o asfalt i coś co brzmiało jak ryki, które po chwili zastąpił skowyt bólu, dźwięk dartej skóry i raptownej śmierci.
    - Zatrzymać go! - zabrzmiał spanikowany głos starszego człowieka zza prawego ramienia siedzącej
    I Zdawało się, że polana utonęła w morzu dźwięków. Słychać było stukot podkutych butów uderzających o beton, ujadanie psów, krzyki bólu i przerażenia, odgłosy strzałów, dźwięk rwanego mięsa i łamanych kości. Wszystko to nakładało się na siebie tworząc istne pandemonium.
    - To coś już prawie zdechło – powiedział znad rzeki inny głos należący do mężczyzny – wyrzućcie to ścierwo na śmietnik przy spalarni odpadów!
    Alkis podniósł się z kolan a następnie wyprężył i rozkładając szeroko wielkie skrzydła, uniósł je wysoko w powietrze. Dopiero teraz, w promieniach słońca, na całym jego ciele dało się dostrzec trudne do zliczenia blizny. Jedne po kulach, inne po kłach bestii a jeszcze inne po nożach lub innych przedmiotach. Stał tak przez chwilę jakby zbierał siły. Sam mając ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu po rozłożeniu skrzydeł wydawał się być prawdziwym gigantem złożonym z twardych ścięgien, mięśni, blizn, szponów i żądzy zabijania. Z dzioba zaczęła kapać mu różowa ślina.
    - NIE MOŻNA MNIE SPĘTAĆ! - zabrzmiał ogłuszający, gruby, warczący głos wydobywający się z paszczy stwora – NIE MOŻNA MNIE KONTROLOWAĆ!
    Wykonał krok w stronę samicy-zagrożenia.
    - NIGDY WIĘCEJ! - ponownie zabrzmiał głos wydawałoby się należący do potwora
    Przystanął, pochylił się i spojrzał w stronę dziewczyny
    - Coś ty najlepszego narobiła Mary Doyl? – zabrzmiał nie wiadomo skąd ganiący głos starszej kobiety – Coś ty najlepszego narobiła...?
    _________________






    Ponury Komediant

    Godność: Iris
    Rasa: Baśniopisarz
    Wzrost / waga: 180/70
    Aktualny ubiór: https://i.imgur.com/DxxKIS8.jpg
    Znaki szczególne: Włosy i oczy potrafiące zmieniać kolory.
    Pod ręką: Zwój papieru, pędzel i czarny tusz.
    Broń: Bat
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga
    Stan zdrowia: Ciąża
    Dołączył: 01 Maj 2016
    Posty: 97
    Wysłany: 5 Maj 2016, 21:57   

    Dźwięk który wydał z siebie stwór był na tyle niezwykły, że Iris zaciekawiona przekrzywiła głowę. To niesłychane - czyżby mruczał? Nie przesłyszała się, z gardła istoty wydobywał się pomruk.
    Nie znała się na zwierzętach na tyle dobrze, by orzec co oznaczał. Ale pamiętała, że podobnie mruczała kochanka jego ojca.
    Zwierzoczłek miał więc coś z kota! A może to zbyt śmiała teoria? Sylwetka człowieka. Szpony i głowa ptaka...
    Nie zauważyła zębów w dziobie stwora. Skupiła się na prezencie, na niesamowitym piórze. Nigdy wcześniej nic takiego nie otrzymała. Ojciec co prawda obdarowywał ją różnymi rzeczami, ale owo pióro jawiło się jej jako coś wyjątkowego. W końcu dostała je od... no właśnie. Od kogo, od czego właściwie?
    Po tym jak położyła na trawie kamień, jeszcze raz przyglądnęła mu się nie kryjąc zaciekawienia. Zastanawiała się czy potrafił mówić, na ile był zwierzęciem, a na ile człowiekiem. Może po prostu miał ludzki korpus? Jakim cudem powstało coś tak wyjątkowego? Połączenie ptaka i człowieka.
    Wiedziała, że w Krainie luster prawie wszystko jest możliwe. No, skoro istnieje rasa Dachowców, połączenia kotów i ludzi, to czemu nie może istnieć ptasia wersja? Tylko, że o ile w Dachowcach dominował pierwiastek ludzki, tak u nowo-poznanego stwora trudno było określić, która natura jest na pierwszym planie.
    Przyjęła strategię spokojnych ruchów, jakby miała do czynienia z dzikim zwierzęciem. I ucieszyła się, bo strategia najwyraźniej działała!
    Ojciec kiedyś mówił jej, że niektóre zwierzęta lubią kolorowe przedmioty. Niektóre nawet je kradną! Dlatego też wpadła na pomysł podarowania stworzeniu tęczowego kamyczka. Niby to niewiele, ale przytwierdzony rzemyk robił z niego coś na kształt biżuterii - bransoletki lub naszyjnika.
    Uśmiechała się delikatnie, obserwując stworzenie przyglądające się kamykowi. I wtem, prawie cała krew odeszła z jej twarzy.
    Oczy stwora, wcześniej przyjemnie miodowo-złote nagle rozszerzyły się i zamieniły w czarne otchłanie piekieł. Poczuła nieprzyjemny skurcz w brzuchu.
    Poderwał się tak nagle, że Iris zaskoczona odchyliła się w tył a z jej ust wyrwał się cichy jęk. To co nastąpiło później, reakcja zwierzoczłeka sprawiła, że wszystkie kolory: oczy, tęcza na jej włosach zaczęły przygasać.
    Usłyszała w głowie swój własny, rozpaczliwy krzyk: "Uciekaj!".
    Stwór górował nad nią i wszystko wskazywało na to, że jest gotowy do ataku. Nie miała pojęcia co było powodem zmiany nastawienia. Co zrobiła nie tak?
    Oczy Iris rozszerzyły się z przerażenia. Skrzydlata istota była tak ogromna... Gołymi oczami widziała taniec napinających się mięśni pod skórą, pióra napuszyły się czyniąc go jeszcze większym.
    Widziała własne odbicie w jego wielkich, czarnych oczach. Nastawione ostre szpony.
    Syk który wyrwał się z jego dzioba był tak świdrujący, że poczuła jakby wwiercał się w czaszkę, chcąc dostać się do mózgu.
    Krzyk był czymś czego absolutnie się nie spodziewała. Przewróciła się w tył, lądując na plecach ale pozostając w pół-siadzie. Strach sprawiał, że nagle poczuła jakby czas się zatrzymał a wszystko dookoła stało się nieważne.
    Wtem zaczęły do niej docierać dziwne dźwięki. Zaczęła w panice rozglądać się na boki szukając ich źródła. Poczuła się tak, jakby znalazła się w jakimś kotle.
    Duchy? Czy to duchy tak krzyczały?
    Nie, to niemożliwe.
    Spojrzała w oczy stworzenia, szukając w nich wytłumaczenia. Jedyne co odnalazła, to niebezpieczny błysk agresji, skierowany nie wiedzieć czemu właśnie w nią.
    Gdy usłyszała rozmowę, toczącą się nie wiadomo gdzie, wytężyła słuch. Starała się wychwycić jak najwięcej informacji. Kto wie, może głosy powiedzą jej coś więcej.
    Fakt, że ptak jeszcze jej nie rozszarpał nieco ją uspokoił. Nie spuszczając z niego oka, postanowiła skupić uwagę na głosie mężczyzny-niewiadomo-skąd i kobiety-niewiadomo-skąd.
    Urządzenie. Opory. Zabijanie. Prąd. Zabija dzieci...
    Strach wykwitł w jej sercu na nowo. Tym razem, sparaliżował jej kończyny. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, oczekując dalszej części...
    A dalsza część była jeszcze gorsza. Iris wydała z siebie dźwięk głośnego wciągnięcia powietrza gdy zwierzoczłek upadł na kolana i chwycił się za głowę. Początkowo chciała podejść i jakoś go uspokoić. Szybko jednak porzuciła pomysł.
    Wytłumaczenie całego zajścia przyszło z nieba i uderzyło ją jak grom.
    Jej włosy, oczy i strój nagle zmieniły kolor. A właściwie... utraciły go. Wszystkie barwy tęczy 'spłynęły'. Iris stała się biała. Biała z przerażenia.
    Wszystko co usłyszała, informacje wyrwane z kontekstu... Głowa bolała jakby wbijano w nią tysiące igieł.
    Czy tak wyglądało szaleństwo? Czy to właśnie był obłęd? Miliony głosów. Śmiechy, krzyki...
    Był eksperymentem. Był sztucznym tworem. Tworem ludzi. Zabójcą na zlecenie.
    Kolejne dźwięki tylko pogorszyły stan dziewczyny. Za dużo... Zrozpaczona zatkała uszy rękoma - nic to nie dało. Chciało jej się wyć...
    To była jego historia. Historia Zwierzomachiny. Historia Zabójcy.
    Zbyt wiele dla jej uszu. Zbyt wiele dla jej głowy... Czuła, że nie powinna nigdy tego usłyszeć. Ból, agresja, strach, pogarda - wszystko to wlewało się w nią niczym trucizna wpuszczona w krwiobieg. Rozmowy ludzi-z-nikąd były zbyt przytłaczające i doprowadzały do szaleństwa.
    Gdy znowu się poderwał, zrozumiała, że znalazła się w złym miejscu. O złym czasie. I poznała złą osobę.
    Rozzłoszczony stwór jeszcze raz się naprężył. Krzyknął coś, co zapadło jej w pamięć. Te słowa, były jakby uwieńczeniem historii. I wytłumaczeniem zachowania.
    I właśnie wtedy dała znać o sobie natura Baśniopisarza - białowłosa Iris rozluźniła się niespodziewanie. Przymknęła oczy sprawiając wrażenie uspokojonej.
    Koniec. Czuła, że właśnie następuje koniec jej historii. Czy pogodziła się ze śmiercią? Oczywiście, że nie. Rozpaczliwie pragnęła żyć. Ale czy strach i panika poradziłyby coś w tej sytuacji? Czy zmieniłyby zamiar stwora?
    Głos kobiety, który rozległ się na końcu był jak szpila w serce.
    Spojrzała na istotę spokojnym wzrokiem białych tęczówek. Przysunęła się ku niemu i zrobiła coś bardzo ryzykownego - sięgnęła po tęczowy kamień i ujęła go w dłoń. Następnie cofnęła się powoli, uniosła kamień na wysokość oczu tak, jakby chciała zmusić skrzydlatego potwora by obserwował jej ruchy.
    I nagle szybkim ruchem odrzuciła 'naszyjnik' w bok, najdalej jak tylko mogła. Podarunek potoczył się po trawie i z cichym chlupotem wpadł do wody.
    Uniosła otwarte dłonie by pokazać mu, że nie ma broni. Cały czas patrzyła mu w oczy. Po policzkach zaczęły płynąć łzy. Łzy niemocy.
    - Proszę. Przestań - powiedziała dziwnie przygaszonym głosem - Jestem przyjacielem. Nie ma kajdan. Nie ma lin. - łzy nie przestawały płynąć ale spokój dziewczyny był reakcją tak dziwną, że chyba tylko drugi Baśniopisarz mógłby się na taką zdobyć.
    Patrząc mu w oczy, uśmiechnęła się nagle tak jak wcześniej, delikatnie i szczerze. Zachichotała tak, jak zrobiła to wcześniej, mając nadzieję, że przyjazny dźwięk który wcześniej tak pozytywnie podziałał na istotę i tym razem pomoże.
    - Jesteś wolny - powiedziała a powracające kolory wesoło zatańczyły na jej włosach. Ubranie powróciło do poprzedniego ubarwienia a oczy zalśniły złotem, naśladując kolor oczu zwierzoczłeka.
    _________________
    #009999
    #ff0066
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 5 Maj 2016, 23:06   

    Receptory węchowe wyczuły zapach strachu. Samica-wróg stała się biała. Samica-wróg chciała się zamaskować ale jej nie wyszło. Niech walczy! Tylko krew, tylko mięso, tylko walka. Nie da jej uciec. Nie zawiadomi innych. Niech walczy! Tylko krew, tylko mięso, tylko walka. Sens istnienia.
    Po głowie kołatały się pragnienia aby zabić, rozszarpać wroga, pożreć jego serce i uciekać. Uciekać daleko, uciekać nie patrząc za siebie. Uciekać przed siebie i zabijać wszystko co stanie mu na drodze. Zabije wroga, który chciał mu zadać ból. Nie da sobie znów zadać bólu.
    Szpony rozwarły się czekając na nieuniknione starcie. Serce biło szybko pompując krew. Jego zwierzęcy umysł już wysyłał obrazy. Walka, ciało ustępujące pod ostrymi pazurami, czerwień i biel tkanki w ziejących ranach, tryskająca krew, szamotanina, ostatnie konwulsyjne kopnięcia ofiary. Wydał z siebie ostry krzyk.
    Chciał by samica-wróg stanęła do walki. By gryzła-szarpała lub cięła-kopała. Bez znaczenia. Samica-wróg mu zagrażała. Samica-wróg musiała zostać zabita i pożarta.
    Samica-wróg przysunęła się bliżej. Była gotowa do walki.
    Już szykował się do skoku by zatopić w niej szpony gdy samica-wróg zrobiła coś dziwnego. Sięgnęła po pętlę-kajdany i odrzuciła je do wody. Czas jakby się zatrzymał. Jakby zamarł na krótką, króciutka chwilę.
    Wiedząc, że ryzykuje niespodziewany atak, szybko spojrzał na odbijający się od ziemi i wpadający do wody przedmiot strachu. Ponownie przeniósł spojrzenie na samicę-wroga. Ta płacząc uniosła dłonie pokazując, że nie jest groźna.
    Mięśnie drżały pragnąc skoczyć na samicę-wroga ale nie było już samicy-wroga. Nie zagrażała mu. Nie chciała walczyć ani go spętać.
    Znowu powróciły jej barwy.
    Coś mówiła ale przytępione pragnieniem walki zmysły słuchu nie zarejestrowały tego.
    Oczy samicy-tęczy przybrały miodowo-złoty kolor.
    Nie było zagrożenia. Nie było walki.
    Uspokoił się i popatrzył na samicę-tęczę.
    Pióra przestały się jeżyć, mięśnie rozluźniły się, szpony wyprostowały się, skrzydła opadły. Coś w jego głowie mówiło, że to może być podstęp ale zwierzęca natura wzięła górę. Zniknęło zagrożenie, zniknął pretekst do walki. Samica-tęcza się poddała.
    Źrenice na powrót się zwęziły ukazując miodowo-złote oczy.
    Przekrzywił głowę i zachichotał głosem samicy-tęczy.
    - Dziś będzie ładna pogoda. Temperatura powietrza w centrum i południu kraju osiągnie od 27 do 31 stopni. Opady spodziewane są na północy i północnym wschodzie kraju tam temperatura niższa od 24 do 26 stopni. Ciśnienie stabilne i będzie rosnąć – powiedział telewizyjny spiker z dzioba stwora
    A stwór przykucnął i jakby nigdy nic zaczął czyścić pióra na skrzydłach.
    _________________






    Ponury Komediant

    Godność: Iris
    Rasa: Baśniopisarz
    Wzrost / waga: 180/70
    Aktualny ubiór: https://i.imgur.com/DxxKIS8.jpg
    Znaki szczególne: Włosy i oczy potrafiące zmieniać kolory.
    Pod ręką: Zwój papieru, pędzel i czarny tusz.
    Broń: Bat
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga
    Stan zdrowia: Ciąża
    Dołączył: 01 Maj 2016
    Posty: 97
    Wysłany: 6 Maj 2016, 22:06   

    Obserwowała zwierzoczłowieka, uśmiechając się delikatnie. Chciała swoją postawą dać mu do zrozumienia, że absolutnie nie chce walczyć. Nie miała przecież szans z maszynką do zabijania.
    No właśnie... Maszynką do zabijania.
    Zachowanie i głosy dobiegające nie-wiadomo-skąd bardzo dużo jej powiedziały. Uzmysłowiły, że dziewczyna nie spotkała przypadkowego stwora, który akurat pałętał się po okolicy.
    Spotkała broń. Stworzoną przez człowieka po to, by zabijać w Krainie Luster. Zdała sobie sprawę, jak chorą rasą muszą być ludzie... Jak można stworzyć coś takiego? Ni to człowieka, ni to zwierzę. Stworzyć i tresować, zabijać w nim po kawałku wszystko co ludzkie.
    Najprawdopodobniej jakoś się im wyrwał - wynikało to z rozmów głosów-z-nikąd. Miał dosyć życia w niewoli? Dosyć bólu? Czy po prostu poczuł, że jest na tyle potężny, że woli spróbować samodzielnego życia?
    Wiedziała już, że reagował agresją na 'próby spętania'. Musiała być więc mimo wszystko ostrożna bo nie wiadomo co i kiedy skojarzy się istocie z bolesną przeszłością.
    Gdy ptak się rozluźnił i ona poczuła ulgę. Odetchnęła cicho. Kolory na włosach na nowo mieszały się tworząc przepiękne kształty. Oczy dziewczyny, podobne teraz do oczu istoty, patrzyły spokojnie. Bardzo starała się uspokoić mężczyznę (tak, założyła, że jest mężczyzną).
    Pióra przyklapnęły, szpony wycofały się. Złożył też swoje majestatyczne skrzydła. I znowu stał się przystępnym, ciekawym dla niej stworem a nie obiektem którego powinna się tylko bać.
    Chichot utwierdził ją w tym, że powoli się uspokajał i, można by rzec, wracał do normy. Zaczął mówić jakimś dziwnym, zmienionym głosem. Brzmiało to tak jakby w jego dziobie znajdowała się mała maszynka nagrywającą i odtwarzająca zasłyszane wcześniej rozmowy i dźwięki.
    Poczuła niesamowite pragnienie odkrycia, jak brzmi jego własny głos. Czy było to możliwe? Miała nadzieję, że ludzie nie zabili w nim umiejętności komunikowania się werbalnie, nie używając tylko skopiowanych słów.
    Ponownie się zaśmiała, tym razem jeszcze weselej niż przedtem bo zachowanie stwora wskazywało jakby się nieco zawstydził. Wiedziała, że pewnie źle to odebrała, ale czyszczenie piórek akurat w tym momencie skojarzyło jej się z rozglądaniem się na boki zakłopotanego człowieka.
    Spojrzała na niego wyrażając w oczach szczere zainteresowanie i nutę sympatii. To nic, że jeszcze przed chwilą chciał ją zabić - wystraszył się. Jest w jakiejś części zwierzęciem, musi więc kierować się instynktami.
    - Jestem Iris - podjęła próbę mówiąc wolno, spokojnym głosem - Jestem przyjacielem. - zaryzykowała. Chciała, by stwór zapamiętał ją jako kogoś, kto nie ma złych zamiarów. Po części, chciała się po prostu zabezpieczyć na przyszłość.
    Przyglądała się jego spokojnym oczom jakby chciała coś z nich wyczytać. Bardzo chciała, by stwór nawiązał z nią jakiś kontakt słowny. By okazało się, że cząstka ludzka jeszcze w nim drzemie.
    Przypomniała sobie, że przecież skoro jest ptakiem, to może umie śpiewać? Tylko czy ptaki drapieżne śpiewają? Niestety jej wiedza na temat ptactwa była nikła. Z resztą został stworzony w Krainie Ludzi więc nie wiadomo, może u nich ptaki drapieżne śpiewają.
    - Umiesz śpiewać? - zapytała naśladując ruch przekrzywienia głowy w bok. Zanuciła łatwą melodyjkę* zasłyszaną kiedyś na ulicy. Autentycznie, była bardzo ciekawa czy stwór po prostu powtórzy dźwięki czy będzie próbował zaśpiewać po swojemu.
    Jeszcze jedno wpadło jej teraz do głowy. Postanowiła od razu zapytać.
    - Jak mam Cię nazywać? - zapytała, nie będąc do końca pewna czy istota ją zrozumie. Ale skoro się uspokoił, to może nie będzie chciał jej znowu zaatakować? Mówiła do niego najspokojniej jak umiała a kolory jej włosów zmieniały się powoli, czyniąc tęczę ruchomą.



    * żółte klawisze, mniej więcej do 0:32
    _________________
    #009999
    #ff0066
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 10 Maj 2016, 02:44   

    Czyszczenie piór było zachowaniem typowo zwierzęcym. Większość ptaków drapieżnych, po stoczonej walce, przepędzeniu konkurenta, udanym albo nie udanym polowaniu lub dla odreagowania stresu czyści swoje pióra. Jest w tym coś z rytuału, o ile można tak określić zwierzęce zachowania, które mają za zadanie poprawić warunki i umiejętności ptaka czyszczącego pióra. Po walce sprawdzają w ten sposób stan opierzenia i ewentualne urazy, po przepędzeniu konkurenta poprawiają wygląd by uczynić go jeszcze bardziej imponującym, po polowaniu albo czyszczą pióra przywracając swoje zdolności albo starają się je poprawić. Jeśli zaś idzie o stres to jest to sposób na ucieczkę do czynności rutynowych, które stworzenie zna i które je uspokajają. Ciężko powiedzieć czemu Alkis zaczął czyścić pióra, ale wyczyściwszy je stwór ponownie spojrzał na siedzącą. Samica-tęcza nie stanowiła obecnie zagrożenia a co ważniejsze zaprzestała prób założenia mu pętli-kajdan. Był wolny. W razie, gdyby nagle przybyło do niej wsparcie, zdoła ją zabić i wznieść się w przestworza. W powietrzu nie złapią go tak łatwo jak na ziemi.
    Samica-tęcza ponownie migotała-ciekawiła. Lubił te zmiany barw.
    W pewnym momencie Samica-tęcza przemówiła ponownie.
    - Iris- powtórzył jej głosem - Iris
    Nie było pewne czy zrozumiał, że siedząca właśnie się przedstawiła niemniej podobało mu się to słowo.
    Dalsza część wypowiedzi Samicy-tęczy pozostała dla niego niezrozumiała. Nigdy nie miał przyjaciela. Nigdy, nikt nie użył przy nim takiego słowa. Nie rozumiał go.
    Słysząc kolejne pytanie Alkis przekrzywił ptasi łeb tak jakby był bardzo zaciekawiony nowymi słowami.
    Nucona melodia zaciekawiła stwora. Zaczął on poruszać łbem na boki, do tyłu i do przodu podobnie jak czynią to sowy gdy oceniają odległość. Z tą jednak różnicą, że on nie oceniał odległości. Zastanawiał się jak Samica-tęcza wydaje taki dźwięk.
    Nigdy nie słyszał śpiewu. Nie wiedział nawet, że istoty ludzkie potrafią wydawać z siebie inne dźwięki poza krzykami, jękami, płaczem, słowami o różnym natężeniu lub charakterystycznym bulgotaniem gdy szpony przebiją im płuca lub gardło.
    Stwór wydawał się bardzo zawiedziony, że Samica-tęcza przestała nucić i postanowiła zadać kolejne pytanie. Pytanie, na które również nie wiedział jak odpowiedzieć. Było zbyt złożone.
    - Iris, umiesz śpiewać, Iris! Iris? - wydał z siebie serię dźwięków za pomocą głosu dziewczyny jednak nadając im wieloraką intonację i nieco inne zabarwienie.
    Następnie powtórzył melodię, którą zanuciła, skacząc po tonacjach jak zając po zaoranym polu. Widać było, że to dla niego zupełnie nowe zachowanie, ale sprawiające mu przyjemność. Stwór nigdy wcześniej nie śpiewał ani nie nucił.
    _________________






    Ponury Komediant

    Godność: Iris
    Rasa: Baśniopisarz
    Wzrost / waga: 180/70
    Aktualny ubiór: https://i.imgur.com/DxxKIS8.jpg
    Znaki szczególne: Włosy i oczy potrafiące zmieniać kolory.
    Pod ręką: Zwój papieru, pędzel i czarny tusz.
    Broń: Bat
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga
    Stan zdrowia: Ciąża
    Dołączył: 01 Maj 2016
    Posty: 97
    Wysłany: 20 Maj 2016, 20:24   

    Zaciekawiło ją zachowanie stwora. Kręcił głową na boki, przekręcając ją prawie niemożliwie dla człowieka. Czy miał w sobie więcej z człowieka...czy ze zwierzęcia?
    Kiedy się przedstawiła, a on podłapał jej imię, upewniła się, że sam nie potrafi mówić. Umie tylko powtarzać. Czyli jednak pozbawili go tej umiejętności...
    Obserwowała go z niemałym zaciekawieniem, zastanawiając się czy dałoby się z nim zaprzyjaźnić. I może później przy okazji nauczyć mówić. Bo co jak co, ale bez tej umiejętności, stwór stanowi ogromne zagrożenie dla otoczenia. Wcześniejszy wybuch był tak nieprzewidywalny...
    Jedno jest pewne: nigdy więcej nie podaruje mu kamyczka na sznurku. Postanowiła wryć w pamięć, że przedmioty tego typu kojarzą mu się z pętami.
    Zanucona przez Iris melodia tak bardzo spodobała się stworowi, że dziewczyna zauważyła błysk w jego dużych oczach. A może tylko jej się wydawało? Może przypisywała mu za dużo ludzkich zachowań szukając ich w jakby nie patrzeć zwierzomachinie?
    Zachowywał się trochę jak dziecko. Dzikie, niewychowane i nieprzystosowane do życia w społeczeństwie. Chociaż...czy dziecko może w razie czego zabić? Czy dziecko może przestraszyć dorosłego? Złe porównanie. Była raczej jak bomba. A Iris czuła się jak saper ślęczący nad kabelkami. Który kabelek tym razem poruszy? I czy uda jej się przeżyć?
    Gdy powtórzył jej imię nadając mu przeróżne intonacje, Iris zaśmiała się przyjaźnie. Tak, jak robiła to wcześniej, by uspokoić i może uszczęśliwić stwora? Sprawiła też, że jej włosy zamigotały wesoło, kolory zaczęły mieszać się ze sobą tworząc kalejdoskop pięknych geometrycznych wzorków.
    Jego śpiew był...niedoskonały. Gdy dziewczyna usłyszała próbkę, przekrzywiła głowę zaciekawiona, naśladując poniekąd jego zachowanie. Ponownie zanuciła melodię - może stwór nauczy się jej i będzie ją kojarzył z Iris?
    Niestety, nie otrzymała odpowiedzi na pytanie o jego imię. Nie lubiła myśleć o nikim bezosobowo, wolała nawet w myślach używać imion.
    Zwierzoczłek był bardzo ciekawą istotą i za wszelką cenę chciała go zapamiętać, dlatego ponowiła próbę, tym razem prościej. Jakby rozmawiała z dzieckiem albo przedstawicielem innego świata.
    - Iris - wskazała na siebie po czym wskazała otwartą dłonią na stwora, nie wyciągając jej jednak zbyt daleko ku niemu. Obawiała się, że tamten znowu źle to odbierze - A ty?
    Patrzyła na niego wyczekująco, włosy migotały. Bardzo chciała, by nie pozostał w jej pamięci jako kolejny bezimienny.
    _________________
    #009999
    #ff0066
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 3 Lipiec 2016, 05:59   

    Stwór patrzył na Iris z mieszaniną fascynacji i typowej dla drapieżników ciekawości. Samica-Iris nie stanowiła zagrożenia, bo była fizycznie słabsza od niego. Nie miała też szponów ani kłów. Podświadomie wyczuwał, że ofiara-Iris, gdy siedzi jest łatwym celem, bogatym w mięso, na którym mógłby żerować trzy dni albo nawet więcej gdyby zaszła taka potrzeba. Jednak tęcza-Iris była ciekawa a dźwięki, które wydawała, nie brzmiały jak piski ofiar, a zatem atakowanie jej dla zabawy nie miało sensu.
    Właśnie dźwięki były tym czego bestia nie rozumiała albo raczej zapomniała jak się rozumie. Samice-tęcza-Iris raz się śmiała, raz nuciła rytm-słowa a innym razem wypowiadała słowa-puch.
    Słowa-puch były dobre. Były łagodne i miłe.
    Nagle samica-tęcza znów przemówiła. Powiedziała "Iris" i pokazała na siebie ręką. Następnie wyciągnęła rękę w jego stronę i wypowiedziała kolejne słowa.
    Zrozumiał przekaz bez problemu.
    - Iris wskazał szponem na dziewczynę
    Komunikat był prosty i czytelny. Miał powtórzyć jej imię a następnie podać swoje. Problem w tym, że nie miał imienia. Był obiektem o przeznaczeniu bojowo-rozpoznawczym, a takowe z reguły nie miały imion. Prawda, miały sygnaturę, numer nadany jednostce o przeznaczeniu bojowym, ale nie imię.
    Wskazał szponami na siebie i pochylił łeb. Ciężkie, płyty hełmu zgrzytnęły i jęknęły cicho przemieszczając się między skrzydłami w ślad za łbem. Przez dłuższą chwilę trwał w tej pozycji. Zamarł z opuszczoną głową jak "Myśliciel" Rodina. Trwał w tej pozycji przez dłuższą chwilę i gdyby nie zwierzęce cechy, mogłoby się wydawać, że stwór zastanawiał się jakiej odpowiedzi udzielić.
    Po chwili ponownie popatrzył na dziewczynę ale jego oczy straciły blask. Nie spoglądał już z zainteresowaniem. Właściwie w ogóle nie spoglądał. Z oczu biła pustka podobna do tej, która gości na twarzy Boksera z Kwirynału. Ot, dwie otchłanie patrzące w niebyt, z tą różnicą, że w każdej z nich znajdowała się gałka oczna. Źrenice lekko się rozszerzyły i przez krótką, króciutką chwilę wyglądały jak oczy człowieka. Przeraźliwie smutne oczy.
    - A/23/102 - powiedział jakiś dziwny, aksamitny głos, a stwór wskazał na sygnaturę wypaloną na prawym ramieniu - Jestem A/23/102.
    Wydawać by się mogło, że głos ów dochodzi z pustki, bowiem zadudnił w krtani stwora jak aria w muszli koncertowej. Wydawał się smutny, odległy i nienaturalny.
    Stwór powstał. Powoli, jakby przygniotła go rzeczywistość, a do odległych pokładów człowieczeństwa przebił się jakiś mały promyk słońca. Zbyt mały by rozerwać zasłonę ciemności ale dość duży by przez chwilę sprawić ból ociemniałemu umysłowi.
    -Nie mam imienia - ponownie odezwał się ten sam głos - Stworzono mnie do mordowania i nikt nie pomyślał o tym, by nadać mi jakiekolwiek imię.
    Stwór rozejrzał się dookoła.
    -Pięknie tu, prawda? - powiedział aksamitny, dudniący głos a pióra na policzkach stwora zafalowały jakby się uśmiechał - Miło jest oglądać trawę, niebo i słońce nad głowami.
    To były ostatnie słowa, które wypowiedział.
    Stwór nagle zaskrzeczał niczym drapieżny ptak i potrzepał łbem na boki. Wydawał się być zdezorientowany tym co właśnie zaszło. Popatrzył na Samicę-Iris. Jego oczy ponownie zyskały zwierzęcy blask zaciekawienia.
    - Alkis! - zaskrzeczał stwór pokazując na siebie szponiastą łapą – Alkis!
    Popatrzył na Iris jakby czegoś oczekiwał.
    _________________






    Ponury Komediant

    Godność: Iris
    Rasa: Baśniopisarz
    Wzrost / waga: 180/70
    Aktualny ubiór: https://i.imgur.com/DxxKIS8.jpg
    Znaki szczególne: Włosy i oczy potrafiące zmieniać kolory.
    Pod ręką: Zwój papieru, pędzel i czarny tusz.
    Broń: Bat
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga
    Stan zdrowia: Ciąża
    Dołączył: 01 Maj 2016
    Posty: 97
    Wysłany: 3 Lipiec 2016, 21:55   

    Przez chwilę miała wrażenie, że jej próba porozumienia się ze stworem nie uda się. Patrzył na nią tymi wielkimi ślepiami, oglądał ją zatrzymując wzrok na tęczowych włosach, których kolory kotłowały się i wiły jak wielkie kłębowisko węży, albo wzburzone morze.
    Bardzo lubiła swoje włosy. Odkąd pamiętała dbała o nie, pielęgnowała a gdy dodatkowo później odkryła w sobie umiejętność manipulowania kolorem, nadawała włosom najbardziej wystrzałowe barwy. Nie było mowy o nudzie - seledyn, fuksja, mocny fiolet, intensywna czerwień...
    Fakt, że zaciekawiła tym swojego rozmówcę dodatkowo ją cieszył. Skoro był w jakiejś części ptakiem, to może właśnie jej barwy skłoniły go do 'zapoznania się'? Kiedyś słyszała o takich ptakach, które celowo latają nad głowami ludzi na targowiskach i wyszukują zgubionych błyskotek. Ptaki te nazywano złodziejami, Iris jednak nie podobało się to określenie. Przecież ten ptak nie kradł, znajdował tylko rzeczy wcześniej pogubione.
    Ojciec opowiadał jej kiedyś, że niektórzy Piraci oswajają te zwierzęta i dzięki temu dodatkowo się wzbogacają. Kiedyś nawet próbowała jednego do siebie przekonać... Ale widocznie ptaszyna nie była zainteresowana kawałkiem kolorowego szkiełka.
    Uśmiechnęła się do istoty, gdy usłyszała w jego ustach swoje imię. Zapamiętał je, może nawet w przyszłości będzie kojarzył to słowo z nią?
    Kiedy wskazał szponami na siebie, Iris poczuła mrowienie oznaczające podekscytowanie. Tak! Zrozumiał o co jej chodzi! Zaraz pozna jego imię i dzięki temu skrzydlaty stwór nie pozostanie anonimowy!
    Kiedy dziwnie przysiadł i opuścił łeb, uśmiech zniknął z jej twarzy. Wyglądał tak, jakby się zastanawiał albo próbował sobie coś przypomnieć. Ale czy faktycznie? W dalszym ciągu nie wiedziała w jakim stopniu kieruje się instynktem i ile z jego człowieczeństwa nadal w nim pozostało.
    Ponownie podniósł na nią wzrok i nagle poczuła się nieswojo. Jego oczy przygasły, zniknął zwierzęcy blask ustąpiwszy... pustce. Zobaczyła w nim kogoś zupełnie innego. Istotę, która kiedyś została wbrew sobie niesamowicie skrzywdzona.
    Smutek który z nich bił był tak obezwładniający, że Iris miała ochotę zacząć przepraszać, że zapytała go o imię.
    W głębi duszy była zafascynowana jego nagłymi zmianami nastroju. W jednej chwili był pogodny (albo przynajmniej ona tak to odbierała), by zaraz wybuchnąć gniewem, potem znowu stawał się łagodny i zainteresowany, a później nagle przygasa.
    Była ciekawa, czy kiedyś, będąc człowiekiem, był podobny z charakteru. Domyśliła się, że zwierzęca cząstka zmieniła wiele, ale była ciekawa co dokładnie. I nie chodziło jej o skrzydła czy dziób.
    Nagle ujrzała, że jego oczy zmieniły się. Nie dość, że przygasły, to jeszcze źrenice rozszerzyły się i przez chwilę wyglądały jak... jak u człowieka. Gdy się odezwał, oniemiała.
    Jego głos był inny niż przy wybuchu złości, kilka chwil temu. Mówił...jakby to był ten prawdziwy on.
    Przymknęła lekko oczy i wsłuchała się w czystą, miękką barwę jego głosu. Chciała zapamiętać ten dźwięk, bo coś w jej głowie podpowiadało jej, że powinna. Że nie usłyszy go ponownie zbyt szybko.
    Zarumieniła się bo uderzyła ją dziwna fala gorąca. Fakt, że stwór przemówił takim spokojnym głosem, i zaczął zachowywać się ja człowiek, sprawił, że poczuła się jak mała dziewczynka, która odkryła coś niesamowitego, coś o czym nie powinna mówić nikomu innemu.
    Ta chwila, kiedy widziała w stworze człowieka, słyszała w stworze człowieka była dla niej czymś tak...intymnym. A może to złe słowo?
    Informacja o tym, że został sztucznie stworzony do jednego celu tylko utwierdziła ją w fakcie kim jest. I jak go kiedyś skrzywdzono.
    Następne zdanie wytrąciło ją z równowagi do tego stopnia, że prawie opadła jej szczęka. Potrząsnęła jednak głową, chcąc się opanować. Wstał, a ona napełniona ogromnym szczęściem również wstała.
    - Tak! - powiedziała uśmiechając się szeroko a kolory na jej włosach zaczęły migotać niczym wystrzeliwane sztuczne ognie. - Bardzo lubię to miejsce, można tu odpocząć od zgiełku miasteczka. - powiedziała wesołym głosem.
    Nareszcie złapała z nim ludzki kontakt! To był dla niej ogromny sukces. A gdy dodatkowo zauważyła cień uśmiechu na jego twarzy, poczuła nagłą chęć rzucenia mu się na szyję i uściskania go, w zwykłym geście sympatii.
    Ukłucie z tyłu głowy powstrzymało ją jednak. To, że stwór na chwilę otworzył przed nią furtkę z napisem 'człowiek', nie oznaczało, że będzie w stanie zaakceptować jej nagły wybuch czułości.
    Perspektywa bycia rozszarpanym była dla niej niezbyt miła, zwłaszcza po tym jak doświadczyła już jego gniewu.
    - Bardzo miło mi cię poznać - powiedziała patrząc mu prosto w oczy - Jesteś niesamowity!
    Uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała. Nagle zerwał się mocny wiatr. Szarpnął jej włosami prawie zrywając jej kapelusz z głowy. Na szczęście piórko trzymało się całkiem nieźle.
    Spojrzała w niebo i ujrzała kłębiące się nad ich głowami chmury.
    I wtem jego człowieczeństwo gdzieś uleciało. Gdy ponownie na niego spojrzała, znowu był tym samym wielkim zwierzoczłekiem, którym był przedtem. Patrzył z takim samym zaciekawieniem, jak wtedy gdy zanuciła melodię.
    - Alkis? - powtórzyła na głos. Chyba jej się przedstawił. Była zawiedziona, że nie udało jej się porozmawiać z nim dłużej. Ale z drugiej strony poznała jego imię.
    - Alkis - powtórzyła z uśmiechem i pokazała na niego. - Bardzo ładnie!
    Gdzieś w oddali usłyszała grzmienie. Chmury pociemniały a wiatr zaczął wyć, jakby chciał ich stąd przegonić.
    - Chyba musimy stąd iść, mój drogi Alkisie - pokazała palcem niebo, chcąc zwrócić jego uwagę. Z tego co wiedziała, ptaki nie latały w czasie burzy...
    _________________
    #009999
    #ff0066
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 28 Lipiec 2016, 19:17   

    Rozgrzaną słonecznymi promieniami trawę zaczęły przeczesywać pierwsze powiewy burzowego wiatru. Pogoda się psuła. Zza horyzontu wiatr zaczął gnać ciemne burzowe chmury wprost nad Herbaciane Łąki. Niechybnie zbierało się na burzę. Po chwili ciemne barany chmury zasłoniły słońce a wiatr zaczął przybierać na sile.
    Alkis oderwał wzrok od Iris, odwrócił się w stronę gdzie pokazała palcem i popatrzył w niebo. Podmuch wiatru przeczesał mu pióra na łbie. Lubił to uczucie, kojarzyło mu się z byciem wolnym. Nabrał głęboko powietrza w płuca a z jego gardła wyrwała się krzyk jaki wydają drapieżne ptaki. Był szczęśliwy.
    Nagle przez ziemię pod jego stopami przebiegło delikatne drżenie. Alkis błyskawicznie urwał swój radosny okrzyk i obrócił łeb spoglądając na ziemię. Nie podobało mu się to. To nie było przedśmiertne drżenie ofiary, które łaskotało podeszwy stóp powodując mocniejsze zaciśnięcie szponów. To było groźne drżenie. Nieznane.
    Wyskoczył w górę i rozkładając ogromne, częściowo opancerzone skrzydła kilkakrotnie uderzył nimi w powietrzu. Wylądował kilka metrów po skosie na prawo od miejsca w którym stał. Widać było, że nie rozumie tego co się dzieje. Wiatr był dobry. Drżenie ziemi złe. Zatem, to co właśnie się działo było dobre czy złe? Zwierzęce instynkty walczyły w nim o lepsze.
    Wbił szpony w ziemię. Ściskana ziemia, kamyki i źdźbła trawy zatrzeszczały głucho. Siła z jaką zaciskał szpony musiała być straszna. Otworzył szeroko dziób i rozkładając ręce tak by zaprezentować długie szpono-pazury zasyczał głośno i przeciągle. Instynkt nakazywał mu wypłoszyć przeciwnika lub stanąć z nim do walki i zabić drżenie-wroga.
    Jakby w odpowiedzi ziemia zatrzęsła się ponownie. I ponownie. I ponownie. Drżenie ziemi nic nie robiło sobie z otwartej groźby stwora.
    Zmysły szalały. Wiatr, trawa, chmury, drżenie ziemi, zapach herbacianej rzeki, świadomość istoty-ofiary-tęczy-Iris w pobliżu, to wszystko sprawiało, że nie wiedział co robić.
    Wyrwał szponiasta nogą kawał ziem i pozostawiając wyrwę w darni, cisnął go przed siebie. Chciał pokazać przeciwnikowi swoją siłę.
    I znów odpowiedziało mu drżenie ziemi.
    Nie wiedział co się dzieje. Przez ciało, w okolicach kręgosłupa przebiegł mu zimny dreszcz. Znał to uczucie. Odczuwał je kiedyś, gdy prowadzono go w nieznane i kazano mu zabijać. Odczuwał je, gdy na arenie treningowej zdejmowano mu zasłony z oczu ukazując gotowego do ataku przeciwnika. To było uczucie strachu.
    Bał się, wiedział, że nie ma szans na wygraną z drżącą ziemią. Musiał uciekać by zachować życie i zaatakować wroga gdy będzie słaby.
    Wyskoczył w powietrze rozkładając skrzydła i wykonując nimi potężne uderzenia odleciał w kierunku lasu.
    Kierował się do domu.

    Z / T
    _________________






    Ponury Komediant

    Godność: Iris
    Rasa: Baśniopisarz
    Wzrost / waga: 180/70
    Aktualny ubiór: https://i.imgur.com/DxxKIS8.jpg
    Znaki szczególne: Włosy i oczy potrafiące zmieniać kolory.
    Pod ręką: Zwój papieru, pędzel i czarny tusz.
    Broń: Bat
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga
    Stan zdrowia: Ciąża
    Dołączył: 01 Maj 2016
    Posty: 97
    Wysłany: 2 Sierpień 2016, 20:07   

    Alkis nagle zaczął zachowywać się dziwnie. Chyba się przestraszył.
    Cofnęła się więc powoli kilka kroków, chcąc powiększyć odległość między nimi. Tak na wszelki wypadek, jakby stwór zdecydował jednak zaatakować.
    Chmury kłębiły się na niebie, mieszały ze sobą jak w jakimś kotle. Wiatr wył jak szalony, ziemia zaczęła się trząść. A może tylko jej się zdawało?
    Obserwowała uważnie Alkisa. Chciała aby jak najszybciej stąd odleciał, bo dłuższa obecność w tym miejscu groziłaby zmoknięciem a z tego co wiedziała, ptaki wyjątkowo nie lubiły moknąć.
    A ona? Miałaby go ze sobą zabrać? Gdzie...do domu? Nieśmieszny żart.
    Gdy zwierzoczłek odleciał odprowadziła go wzrokiem, podziwiając ogromne, majestatyczne skrzydła. Niestety nie dane jej było dłużej mu się przyglądać bo ziemia zaczynała trząść się coraz bardziej.
    Po tym jak straciła Alkisa z pola widzenia, przykucnęła, wyjęła zwój papieru, rozwinęła go i kilkoma ruchami pędzla umoczonego w tuszu, naszkicowała dużego wilka. Dotknęła obrazka palcem prawej ręki, zamknęła na chwilę oczy. Narysowany wilk zaczął nagle dosłownie wychodzić z papieru i rosnąć w oczach.
    Gdy osiągnął wielkość wystarczającą do uniesienia na grzbiecie Iris, potrząsnął łbem i usiadł posłusznie merdając ogonem. Iris uśmiechnęła się i podrapała wielkie psisko.
    - Zanieś mnie do miasta - powiedziała. Wilk wstał, dziewczyna wdrapała się na jego grzbiet.
    Zadowolony zwierzak szczeknął dwa razy i rzucił się pędem w stronę miasta, jak najdalej od wichury.

    z/t
    _________________
    #009999
    #ff0066
    Hope
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 17 Październik 2016, 22:44   

    Przemierzając lekkim krokiem wielką Krainę Luster, dotarła wreszcie na herbacianą łąkę, gdzie miała spotkać się z Lapisem. Kto to Lapis? Och, absolutnie najlepszy przyjaciel Hope, który, choć nie był może mistrzem konwersacji, samą swoją obecnością poprawiał blondyneczce nastrój.
    Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu znajomej sylwetki, a kiedy doszła do wniosku, że póki co jest sama, zatrzymała spojrzenie na herbacianej rzece. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy poniedziałek, woda powinna smakować… Maliną. A maliny, to coś, co Hope mogłaby jeść kilogramami. Tak samo, jak czekoladę, choć oczywiście, te małe owoce, nie umywały się do wyjątkowego aromatu kakaowego wyrobu.
    Dziewczyna podeszła do źródła i wyjęła ze swojej poręcznej torebeczki kubek, by już po chwili zanurzyć go w wodzie. Dlaczego nosiła przy sobie kubek? Właśnie na takie okazje. Wszak człowiek nigdy nie wie, kiedy przyjdzie mu napić się herbatki w doborowym towarzystwie! Nucąc pod nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek, upiła łyk napoju i delektując się jego smakiem, przymknęła powieki. Kubek został opróżniony w ekspresowym tempie, a Hope schowała go do torebki, przy okazji wyciągając z niej szkicownik, który był stałym elementem jej wyposażenia. Ujmując ołówek w dłoń, rozejrzała się dookoła i zdecydowała, że dzisiejszego dnia, będzie rysowała pobliskie drzewo, które bardzo przypadło blondynce do gustu.
    Lapis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 17 Październik 2016, 23:02   

    Gdy tylko wyciągnęła szkicownik nagle ni z tego ni z owego jej oczy zostały zasłonięte przez czyjeś ręce. Zagadka nie była chyba trudna, smukłe ręce miały na sobie trochę bandaży, a na policzku dziewczyna mogła poczuć kluczyk. Oczywiście że to Lapisek do niej w końcu przyszedł.
    -Zgadnij kto to.- Szepnął do jej ucha nachylając się i wąchając jej włosy. Skąd takie zachowanie? Jak szedł tutaj to po drodze widział mężczyznę i kobietę, musieli być bardzo dobrymi przyjaciółmi bo on zrobił właśnie tak a ona się nie obraziła... to stwierdził, że sprawdzi czy Hope ma coś przeciwko. W końcu najwyżej będzie miał kolejnego siniaka... a nie ma już ojca dla którego miałby się ich wystrzegać jak ognia.
    W sumie ciekawe czy poczuje jakiś zapach... rzeka jest wypełniona herbatą malinową, więc Hope musiałaby mieć ładny szampon, albo nie łany i mocny. Ale i tak ją za to pochwali, bo on tak robił... a to pewnie część tego rytuału. Jak się już powącha włosy dziewczyny trzeba pochwalić. Zastanowił się czy powinien mieć kubek. W końcu przyszli na herbatkę a tutaj kubki nie rosną na drzewach... chyba, jakoś wcześniej o tym nie pomyślał. Herbata powstajaca gdzieś poza kubkiem, niezwykłe.
    Hope
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 17 Październik 2016, 23:30   

    Odleciała. Wpadła w rysowniczy tran. Dokładnie ten sam, który pochłaniał jej mamę, kiedy tworzyła swoje dzieła. Czyżby w genach dostała umiejętność zupełnego wyłączenia się ze świata, podczas obcowania ze sztuką? A może każdy bajkopisarz taka umiejętność posiadał? Hope nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ona przyjęła ją z otwartymi rękami i pozwalała jej zawładnąć sobą w całości.
    Z transu wyrwał ją czyjś delikatny szept. Ciepły oddech. Blondynka nieco zaskoczona, potrząsnęła głową i unosząc ją ku górze, wlepiła spojrzenie błyszczących oczu w Lapisa.
    - Och. – Nieco speszona i rumiana na twarzy, założyła jasny kosmyk włosów za ucho. –Lapis. Oczywiście, że to ty. Czeeeść. – Jedną z ujmujących cech Hope była ta autentyczna szczera radość z najmniejszych rzeczy. Cieszyła się, bo widziała piękny zachód słońca. Bo zjadła dobrą czekoladę. Bo zobaczyła przyjaciela, którego nie widziała od paru dni. – Chodź, siadaj. – Poklepała miejsce obok siebie, sugerując, że właśnie tutaj powinien usiąść. – Napijesz się herbaty? - Zapytała i ruchem głowy wskazała na herbacianą rzekę. - Mam kubek, a dzisiaj woda jest malinowa. Przepyszna, mówię ci! – Entuzjastycznie kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów i zerkając na Lapisa, zaczęła zastanawiać się, skąd tak… Czułe? Spontaniczne? W każdym razie, na pewno miłe przywitanie. Czyżby jej próby nauczenia chłopaka, jak funkcjonować z ludźmi, przyniosły rezultaty? Lustrowała go spojrzeniem swoich szarych oczu, które w tym świetle, przybierały intensywnie niebieską barwę.
    - Bardzo… - Spuściła na chwilę wzrok i szukając odpowiednich słów, wodziła wzrokiem po świeżo zarysowanej kartce szkicownika. – Bardzo miło mnie dziś przywitałeś, Lapis. Jesteś uroczy. - Poczuła dziwne ciepło gdzieś w okolicach serca i uśmiechnęła się lekko, bardziej do siebie, niż do niego. Nie miała pojęcia, co owe ciepło znaczyło i jak je interpretować, jednak było przyjemne, dlatego przyjęła je bez oporów. Schowała szkicownik do torebki, z której po raz kolejny wyciągnęła swój ulubiony kubek i wręczyła go Lapisowi.
    - Napij się, śmiało.
    Lapis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 17 Październik 2016, 23:55   

    Na tak trudne pytania egzystencjonalne raczej nie mógł pomóc jej odpowiedzieć. W zasadzie wątpliwe by pojmował czym jest bajkopisarka... poza tym, że jak dasz takiej kartkę to napisze ci ciekawą baśń. Na to sama nazwa wskazuje.
    Przez chwilę myślał, że coś poważnie zepsuł bo zamiast odpowiedzieć potrząsnęła głową uwalniając się od jego rąk i zerkając co się dzieje. Bał się, że nie będzie go chciała. Że postanowi go ukarać... lub sobie zwyczajnie odejdzie. Jednak okazało się, że ona po prostu nie zrozumiała od razu, że ktoś podszedł bo była zajęta robieniem sztuki.
    Lapis na chwilę się zawiesił zastanawiając się co zrobić w takiej sytuacji, nie brał jej wcześniej pod uwagę.
    -Tak, zgadłaś to ja.- Powiedział ostatecznie uśmiechając się szeroko i widząc jej rumieniec. Tamta dziewczyna też się zarumieniła, więc chyba można kontynuować. -Ładnie pachniesz. -Powiedział siadając płynnym ruchem koło niej w miejscu które wskazała. Ciekawe czy zauważyła, że nawet gdyby nie chciał, usiadłby dokładnie tam. Pewnie nie, nie dał jej listy.
    -Chętnie napiję się herbaty.- Powiedział patrząc na rzekę, zaczął się zastanawiać skąd napływa, czemu jest w niej herbata. Na chwilę zapomniał o jej towarzystwie i dał ponieść się wyobraźni gdzie wielu ludzi w kapeluszach nalewało herbaty do strumyka tak że nie zostało w nim ani trochę czystej wody.
    -Podobało ci się?- To dobrze. Lubił jak go chwaliła za to co robił, czy wymyślił to sam czy dostał polecenie, zawsze miło zostać docenionym. Obecnie pochwały to jedna z niewielu rzeczy które zostały mu z dawnego życia. -Cieszę się.- Obdarował ją serdecznym uśmiechem, odsłaniając nawet na chwilę bandaż. Ta twarz gdy było widać ją całą przywodziła na myśl rzeźbę, lub manekina... była dziwnie symetryczna, bez skaz. Ale musiał ją odsłonić by napić się herbaty.
    Zanim się zorientował był już przy strumieniu i nabierał jej do jej ulubionego kubka. Trzymał go w dłoni delikatnie, acz pewnie. Nie planując upuścić czegoś co może być warte więcej niż jego życie.
    -Faktycznie, przepyszna. Lubię herbatę malinową.- Powiedział zamyślony nad kubkiem herbaty siadając praktycznie bezwiednie tuż koło dziewczyny.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,53 sekundy. Zapytań do SQL: 9