• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Misje » Jeden miły wieczór.
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 23 Luty 2018, 22:43     

    Bełt wpił się w jej ciało. Wszedł jak w masło. Była szybka. Cholernie. Uniknąć strzału w głowę z takiej odległości! Zupełnie nieludzkie od czego Gawain zdążył się odzwyczaić. Był tak blisko, by dostrzec jej białka i piękno niesamowicie intensywnego, głębokiego fioletu, tak nie pasującego do całej reszty.
    Oślepiony instynktownie machnął sztyletem przed sobą, lecz atak nie nastąpił. Nie czuł bólu. Światło przygasło równie szybko, co rozbłysło. Serce zamarło mu w piersi na ten widok. Zaparł dech. Gwiazda strącona z samych niebios leżała przed nim. Nie dostrzegł trwogi. Nie błagała o litość. Nie złorzeczyła. Przyjęła swój los, co tylko go dobijało.
    Kolana mu zmiękły. Na moment otworzył usta, robiąc krok do przodu, jakby chciał rzucić się jej na pomoc. Dojrzał zastawiony stół, a jej słowa wspominające dawno utraconą miłość zmroziły go do szpiku kości. Poczuł falę obrzydzenia. Do siebie. Oddychał szybko i nierówno. Zabójca równie skołowany co jego ofiara.
    Czemu się tak działo? Czemu był w tym taki dobry?! Bo nie ufał. Zwierzęcy i dziki nie potrafił. Instynkt był silniejszy niż zdrowy rozsądek i prędzej czy później zawsze brał górę. Gdyby zamknięto ich w jednym pokoju bałby się, że zostanie zabity, pożarty lub rozszarpany. Że ugnie się pod naporem wytworzonej ułudy i umrze nawet o tym nie wiedząc. Dlatego był dobry. Pierwszy zadawał cios, ciągnął za spust, kiedy nikt wokoło nawet nie myślał o tym, że ktoś dziś zginie. Paranoja wpychała go w coraz głębszy i gęstszy mrok, a on ślepy na wszystko, uważał, że to jego jedyny ratunek.
    Widząc jak się mu przygląda, sięgnął do swojej twarzy i paroma ruchami zerwał klej, krzywiąc się. Na bladej twarzy miał teraz kilka czerwonawych bruzd, ale kobieta mogła dostrzec, jak wyglądał naprawdę. Choć tyle mógł jej teraz dać. Nie mówił jednak nic. Co za farsa. Vi Rimm maskował brzydotę, ona piękno - pomyślał gorzko. Nie było jak jej ratować. Krew w ustach mówiła wszystko. Zapewne pojawiła się tam za sprawą impetu uderzenia i silnie żrącego roztworu, który przedostał się głębiej. Jego kusza spokojnie dawała radę półtonowemu zwierzęciu, a bełty też nie były byle jakie. Gdy wyciągała dłoń w jego stronę, przez moment bał się, że ramię po prostu jej odpadnie.
    Spiął brwi i zagryzł policzki od środka. Płacz nieszczęsnej kobiety poruszył wrażliwą strunę. Tym bardziej jej prośba. - Zawsze zostaję do końca... - wychrypiał, o dziwo pamiętając, by powiedzieć to na tyle głośno, by usłyszała mimo bólu i upływu krwi. Musiał być pewien. Nikt nie mógł go gonić i szukać. Nie dało się kogoś zabić tylko trochę lub trochę bardziej. Jak ginęli to tylko raz. Wzorem samej Śmierci, Gawainowi podobnie nigdzie się teraz nie spieszyło. Za to Życie zawsze drwiło. Kobieta nie ruszając się skazywała się na dłuższe męki.
    Przykucnął przy niej. Kuszę oparł o podłogę, w dłoni nadal trzymał sztylet. Nie złapał jej za rękę. I tak nie poczułaby jego ciepła. Znał to aż za dobrze. Wyglądała na słabą, ale co jeśli to kolejna sztuczka? Ten wieczór był ich pełen i Keer powiesiłby magika za jaja za tak kiepskie i nieśmieszne przedstawienie. Trzask postawił go na równe nogi. Wyciągnął drugi bełt i załadował kuszę najszybciej jak tylko potrafił.
    Za szybko. Gnojek coś wie. Obserwuje. Nie wierzył w zbiegi okoliczności. No może poza jednym, wyjątkowym podarkiem od Losu, którym było spotkanie wśród rozbrzmiewających tysiącem dźwięków kwiatów. Keer był już w tym momencie pewien, że Keavanowi dużo brakuje do zdrowia. Zaplanował wszystko. A może ten zwyrol lubił takie akcje? Może przeżywał rozkosz swego życia rozdzielając kochanków, obserwując trwogę i żałość, dramaty rozgrywające się tuż przed jego oczyma? Kupował sobie miejsce w pierwszym rzędzie i nakazywał aktorom grać na serio?
    Czy kusza mu coś da? Pamiętał o sferze. Mogła wygłuszyć dźwięki, przysłonić intruza. W ogóle Keerowi było nie w smak, że zleceniodawca przyszedł na miejsce wykonywania zlecenia. To było niebezpieczne i w wyjątkowo złym guście. Zabijanie było intymnym przeżyciem. Niektórzy śmiali się do rozpuku, inni męczyli powoli i boleśnie lecząc swoje chore kompleksy i liżąc rany duszy. Keer był pewien, że byli i tacy, co walili sobie przy tym konia. Czy ktoś chciałby być oglądany, gdy znajduje się u szczytu szaleństwa, na skraju wybuchu?
    Stał nad kobietą z załadowaną bronią i czekał. Nie wyglądał, jakby jej bronił, ale jakby przerwano mu to, co robił. Bo tym razem się wahał. Kaevana, jak uparty i bezczelny by nie był, nie powinno tutaj być. Chyba nie doszło do pomyłki, prawda? A może o to chodziło? By móc ją ujrzeć piękną, nie szkaradą. Stał bokiem do wejścia do pomieszczenia i cierpiącej, nieznanej mu z imienia kobiety. Gdyby mógł, wyhodowałby oczy dookoła głowy, choć miał ochotę zamknąć swoje. Jeszcze tylko trochę. Tylko chwila - pomyślał z nadzieją i czekał.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 28 Luty 2018, 20:06     

    Załkała głośniej a jej ciałem wstrząsnął szloch, gdy Cień zerwał z twarzy swoją maskę. Nie spodziewała się kogoś jego wyglądu. Łzy płynęły po jej policzkach a w oczach malował się tak niewyobrażalny ból.
    -
    Śmierć o pięknych oczach... - powiedziała szeptem gdy do niej podszedł. Opuściła dłoń i posłała mu blady uśmiech, wdzięczna za to, że postanowił z nią zostać. Chyba nawet nie wiedział jak wiele to dla niej znaczyło.
    Nie musiał się jej obawiać. Wyciekało z niej życie, czuła to z każdym oddechem. Żrąca substancja nadal syczała, chociaż już odrobinę ciszej. Kobieta czuła jednak pieczenie w całym ciele, a to świadczyło tylko o nadciągającym końcu. Trucizna popłynęła w głąb jej wątłego ciała, nie oszczędzając ani jednej partii ciała.
    Patrzyła na niego, ale nie winiła go za nic. Mimo bólu miała jeszcze na tyle sił, by się do niego uśmiechać. A uśmiech ten był straszny, bo chociaż jej twarzy była w tym momencie najpiękniejszą rzeczą jaką Keer mógł ujrzeć w swoim nędznym życiu, ona umierała. Czuł to z każdym płytszym oddechem.
    Mieniący się piach w którym leżała wyglądał tak, jakby ktoś strącił w nieba gwiazdę i skruszył ją tylko po to, by posłużyła jej za ostatnie posłanie. Miejsce które jest godne jej śmierci.
    Zamknęła oczy i długo ich nie otwierała, co sprawiło, że przez chwilę wyglądała jakby umarła. Gawain widział jednak jej unoszącą się pierś i słyszał coraz to bardziej świszczący oddech. I nagle otworzyła je i spojrzała na niego inaczej. A stało się to już przed tym jak za oknem rozległ się trzask teleportacji.
    -
    Boję się... - powiedziała a łzy ponownie splamiły jej policzki. Wyciągnęła rękę szukając dłoni Cienia, jakby chciała by dodał jej otuchy. Ale niestety nie miała już na tyle siły, dlatego jej wątła dłoń opadła na piach, rozsypując go na boki. Załkała, na swoją bezsilność.
    Keer już słyszał ten dźwięk dlatego bez problemu rozpoznał, że przybył nie kto inny a Kaevan. Co on tu jednak robił? Po co przylazł denerwując Cienia i rujnując ostatnie chwile pięknej, konającej kobiety o srebrzystych włosach?
    Dziwożona również usłyszała trzask i przez jej twarz przepłynęło śmiertelne przerażenie. Kaszlnęła, bo ból w ramieniu nasilił się gdy się uniosła. Spojrzała w oczy Keera wyjątkowo przytomnie.
    -
    Choćby nie wiem co się stało... Zachowaj milczenie. Błagam. - powiedziała cicho, głosem podszytym paniką - Nie możesz zginąć. Nie ty, który dałeś mi śmierć. Ty, który pozwolisz spotkać mi się z Ukochanym.
    Zdobywając się na tytaniczny niemal wysiłek, ujęła w dłoń odrobinę gwiezdnego pyłu i bez ostrzeżenia sypnęła nim w twarz Gawaina.
    Mógł odskoczyć przerażony ale szybko zdałby sobie sprawę, że nic się nie stało. Piach był tylko piachem, a że mienił się srebrem... Ale czy na pewno nic się nie stało?
    Wycieńczona piękność z jękiem upadła na podłogę i skierowała oczy w stronę drzwi. Bo nagle do ich uszu dobiegł huk, jakby ktoś wyważył drzwi.
    Nie trzeba było czekać długo. Do pomieszczenia wpadła postać z workiem na głowie i związanymi z tyłu dłońmi. Wpadła, bo została wkopana przez... Kaevana. Tego samego, pięknego, blond Kaevana na którego twarzy gościł teraz paskudny wyraz twarzy. Zaśmiał się wchodząc do pokoju ale jego mina zrzedła gdy zobaczył piękną kobietę.
    -
    Jeszcze żyjesz? - zapytał zaskoczony ale zaraz po tym mlasnął z irytacją - Cholera, nawet nie potrafił wykonać porządnie zleconej roboty. Co za fuszerka.
    Z okrutnym śmiechem kopnął leżącą przed nim postać i zbliżył się. Szarpnął za łachmany, które związany miał na sobie i pociągnął w górę tak, by ten ktoś znalazł się na klęczkach.
    -
    Ale może to i lepiej? - pogładził swoje lśniące włosy - Ha! Lepiej! Głupi rudzielec przyczynił się do jeszcze większego bólu! Cudownie! - zdarł z głowy skrępowanego worek.
    Oczy kobiety rozszerzyły się a z ust dobiegł krzyk. Od razu tego pożałowała, bo rana zapiekła a siły uleciały. Prawie straciła przytomność.
    Kaevan zaśmiał się a mężczyzna któremu zdjęto z głowy nakrycie przez chwilę mrużył oczy, chcąc je przyzwyczaić do światła paleniska. Miał ładną, męską twarz o lekko kanciastych rysach. Zupełnie inną od twarzy blondyna. Czarne jak noc włosy spływały mu po bokach szyi i sięgały piersi.
    Zamarł gdy ujrzał leżącą na podłodze kobietę. Do jego zielonych oczu napłynęły łzy, usta otworzyły się ale... nie dobył się z nich żaden dźwięk. Mimo, że tamten chciał krzyczeć.
    Kaevan zarechotał i oparł nogę na plecach zgiętego mężczyzny. Swojego więźnia.
    -
    Jak słodko! - skomentował - Sądziłem, że będziesz już martwa, kochana siostrzyczko, ale tak jest nawet lepiej. Myślałaś, że on nie żyje? Że do niego dołączysz? W innym świecie? Ojej, pomyłka. - zaśmiał się i pochylił po czym szarpnął za czarne włosy - Miał zobaczyć twoje nieruchome ciało, ale ten durny rudzielec najwidoczniej nie umie kończyć jak trzeba... Dlatego teraz Nishant, będzie patrzył jak konasz.
    Kobieta załkała tak żałośnie, że chyba nawet gwiazdy byłyby zapłakać nad jej losem.
    -
    Ciekawi mnie tylko gdzie się podział ten Zabójca, od siedmiu boleści. - zacmokał niezadowolony. Wyglądało na to, że nie widział ukrytego w gwiezdnym pyle Keera.
    Kobieta korzystając z tego, że Kaevan patrzył na czarnowłosego, spojrzała ukradkiem na ukrytego zaklęciem Cienia. Szybko jednak wróciła wzrokiem na swojego Ukochanego, który cały czas próbował krzyczeć. Zaczął się też szarpać, jakby chciał rzucić się na blondyna z łapami.
    -
    Hmm. Skoro go nie ma... dodamy smaczku tej scenie. - Kaevan sięgnął do kieszeni i wyjął z niej dwa wisiorki. Nie byle jakie. Blaszki, które prawdopodobnie miał dla Cienia. Ze śmiechem podszedł do swojej siostry i założył jedną na jej szyję, szarpiąc ją za włosy. Drugą natomiast założył związanemu. Jak na sygnał, Nishant zaczął się wić odczuwając cały ból który czuła jego Ukochana.
    Co zrobi Keer? Wszystko działo się tak szybko... Będzie się przyglądał tej makabrycznej scenie czy też ukróci męki kobiety? A może korzystając z Niewidzialności dokona czegoś spektakularnego? Miał tyle opcji, skryty przed oczami swojego niegodziwego Zleceniodawcy.
    _________________
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 28 Luty 2018, 22:26     

    Czy była przerażona? Spodziewała się pewnie bliznowatego, łysego osiłka o twarzy nieskalanej inteligencją. To byłaby miła niespodzianka w innych okolicznościach, prawda ślicznotko?
    Każda upływająca sekunda przekonywała go o niewinności kobiety przed nim, ale było już za późno. ...i która nosi w sobie tylko popiół i proch - przeszło mu przez myśl, gdy ona obdarowywała go jednym z najpiękniejszych uśmiechów. Nikt nie umierał sam, jeśli ginął z czyjejś ręki. Sam życzył sobie śmierci w samotności, bo tacy jak oni zwykle zdychają podczas wielogodzinnych tortur.
    Nie miała siły się ruszać. Nawet oddychać. Ujął jej drobną dłoń i pogładził ją po niej, a potem pochylił się i starł łzy z jej policzka. Nie potrafił się uśmiechnąć, bo twarz zastygła mu niczym metalowy odlew. Pierwszy raz ktoś umierał przy nim szczęśliwy. Niepojęte i straszne, ale dla Cienia taka właśnie była miłość. I taką ją sobie wybrał i ukochał.
    Chciałby spędzić przy srebrnowłosej jeszcze moment. Nie mógł już jej uratować, lecz przynajmniej pozwoliłby jej spokojnie odejść. Utulić do snu, by już nigdy nie zabłysnęła. - Cii! - syknął przykładając palec do ust. Kaevan musiał przybyć chuj wie po co, więc stał teraz nad nią z kuszą. Dupek. Zerknął w jej stronę, gdy znów się odezwała. Zamknij się kobieto, bo- - pomyślał i zamarł. Tym razem jego własne oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. - Co? - zdołał tylko z siebie wydusić i zrobić mały krok w tył, gdy coś poleciało mu na twarz. Obsypał go srebrny pył, ten sam, na którym spoczywała piękna nieznajoma. Nie miał jednak czasu zastanawiać się, co to u licha jest. Zrobił jak mu polecono i wyciszył swoje kroki, oddech i bicie serca, by wycofać się w najdalszy punkt pokoju. Nie było to bez znaczenia, bo jego moc nie obejmowała jego samego, a teren wokół.
    Do pokoju wpadł facet z workiem na głowie, a zaraz za nim wszedł nikt inny jak Kaevan właśnie. Keer czasem się za to nienawidził. Jego nieufność i podejrzliwość pozwalały tworzyć najgorsze scenariusze, a te, jak na złość, sprawdzały się zaskakująco często. Wycelował w niego, gotowy do strzału, ale jego zleceniodawca go nie dostrzegł. Gdyby mógł podziękowałby kobiecie, choćby samym spojrzeniem, ale była skupiona na mężczyźnie i vi Rimmie.
    Przyjemniaczek z niego. Nie ma co. I jeszcze narzeka na robotę. Sam mógł ją zabić. Dureń. Pyszałkowaty potwór.
    Słysząc śmiech Kaevana aż zrobiło mu się niedobrze. Gdyby się nie pojawił, wpakowałby jej sztylet w serce aż po sam kręgosłup lub wcisnął cyjanek do ust, ale nie zdążył. Choć właśnie dzięki temu żył. Dzięki wahaniu w decydującym momencie.
    Wiedział, kto kryje się pod parcianym worem, już w chwili, gdy mężczyzna padł na podłogę zrujnowanego domostwa. Faktycznie byłby głupim rudzielcem, gdyby wierzył, że nie leży przed nimi ukochany przeklętej w Dziwożonę kobiety. Jej krzyk rozdarł mu serce na pół. Zacisnął na sekundę powieki, czując jak pieką go oczy.
    Byli piękni. Oboje. Ona, upadła gwiazda, on, o włosach utkanych z nocnego nieba. Kochankowie niebios. O dziwo jego krzyku nie mógł dosłyszeć, lecz nie była to jego sprawka. Przecież stał wystarczająco daleko!
    Kolejny potok słów opuszczający usta Kaevana wyjaśnił wszystko. Spojrzał na nią ponownie, a ona jakby to wyczuła, bo odpowiedziała tym samym. Swoją własną siostrę... a stoję tutaj, pierdolony gnoju. Ponownie uniósł kuszę, gdy blaszki zalśniły w dłoni vi Rimma.
    Dylemat rozkwitł w pełnej okazałości.
    Zabić vi Rimma, ale co z Nishantem? Facet mógł się potem na niego rzucić, a na słabego nie wyglądał. Poza tym blaszki... czy należały do zakochanych? Zaraz, kurwa! Chwila! Mógł mi dać połówkę już na samym początku! Gniew wezbrał w nim i zalał go całego. Nikt go tak nie oszukiwał! Nikt nie będzie z nim pogrywał! Największy debil wiedział, że zabójcy to nie grzeczne pieski, a rozjuszone bestie, których spokój kupuje się grubą kasą. A on złamał wszystkie zasady.
    Wyrównał i wstrzymał oddech. Już dawno przestał się trząść. Przycelował w tors Kaevana i pewnie pociągnął za spust. W pomieszczeniu rozległ się kolejny, głośny trzask. Cień odrzucił kuszę na bok i ruszył na vi Rimma z obnażonym ostrzem, by rzucić się na niego w zupełnym milczeniu. Rozszarpię cię! Kocioł już nagrzany!
    Zleceniodawca, psia jego mać! Miał gdzieś honor, sprawiedliwość czy dobroć serca. Typ kłamał mu w żywe oczy. Myślał, że co? Nie zabije jakiejś babki? Po co była ta bajeczka? Takich eliminuje się nie bez powodu. Szkodzą interesom bardziej niż ich śmierć, przyczepiają się jak rzep psiego dupska zaraz pod ogonem i jeszcze mogą rozpowiadać, co im się żywnie podoba. Postawił na złego konia, jeśli sądził, że Cień przyszedł ratować okolicę przed przerażającą Dziwożoną. Przyszedł po jebane blaszki i właśnie z nimi miał zamiar stąd wyjść.

    Głucha cisza 1/4
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 2 Marzec 2018, 22:41     


    Szloch kobiety był coraz cichszy. Bez wątpienia nie zostało jej wiele czasu... Widząc klęczącego nieopodal Nishanta łkała jednak tak przejmująco, jakby zapomniała, że z jej ramienia sterczy bełt a dziura wypalona trucizną była tak duża, że krew przez nią wyciekająca już prawie całkowicie zabarwiła pył w którym leżała.
    Czarnowłosy krzyczał. A przynajmniej tak wyglądał, bo z jego ust nie dobiegał żaden dźwięk. To nie była sprawka Cienia, który postanowił usunąć się na bok i wyciszyć swoją obecność. Dzięki kobiecie był niewidzialny, spotęgował więc efekt i teraz był już nie do wykrycia.
    Z oczu Nishanta popłynęły wielkie łzy, gdy zdał sobie sprawę, że jego Ukochana kona. Gdy poczuł, że ona kona.
    Śmierć wisiała w powietrzu. Ostrzyła swoją kosę ale czekała. Obserwowała scenę, bo nawet ona nie potrafiła pojąć okrucieństwa Kaevana. Tak potraktować własną siostrę? Co się stało, że był zdolny do tak okrutnych czynów? Czym zasłużyła?
    -
    Nishant... Najdroższy... - słowa wychodzące z jej ust przypominały już bardziej szept. Wyciągnęła ku niemu dłoń ale ta upadła na posadzkę, rozsypując pył. Blondyn zaśmiał się niczym szaleniec i kopnął drugiego mężczyznę w stronę wyciągniętej ręki. Czarnowłosy jednak miał związane ręce i nie mógł dosięgnąć swojej kobiety. Upadłej Gwiazdy. Jego Światła w Mroku.
    -
    Tak blisko, a tak daleko. - zaśmiał się vi Rimm i podszedł do Nishanta tylko po to, by postawić bucior na jego głowie. By docisnąć jego twarz do podłogi.
    Kobieta załkała.
    -
    Bracie... Jak mogłeś... - Dziwożona spojrzała na niego z wyrzutem i ogromnym smutkiem. Atmosfera w pokoju zrobiła się naprawdę ciężka.
    Kaevan jeszcze przez chwilę dociskał głowę swojej ofiary po czym poderwał głowę i z szaleństwem w oczach spojrzał na swoją udręczoną, umierającą siostrę. Wykrzywił twarz, jakby nie zrozumiał pytania.
    -
    Przecież... go kochałeś... Zawsze go kochałeś. - piękność z trudem wymówiła te słowa a przepełniał je ogromny żal.
    -
    Ale on nigdy nie kochał mnie. Wybrał ciebie. - warknął Kaevan i kopnął Nishanta w twarz. Ten, w zupełnej ciszy zwinął się czując ból nie tylko swój ale i Ukochanej.
    Po policzkach byłej Potworzycy spływały łzy ale już nie miała siły płakać. Dlatego patrzyła jedynie na swojego brata. Jej oczy powoli zamykały się, powieki rozpoczęły swoją drogę by zamknąć jej oczy, by obwieścić światu jej śmierć.
    -
    Wiecie co? - blondyn szarpnął Nishanta za włosy i podciągnął w górę. Ten skrzywił się, ale nie odezwał się ani słowem. Nie wiadomo, czy spętany klątwą czy zwyczajnie będąc niemową.
    -
    Jakoś nie czuję satysfakcji. Nie do końca. - Kaevan mlasnął zniesmaczony - Za mało się wijecie, za mało krzyku i błagania o litość... Ale wiem, co sprawi, że ten obraz nabierze barw i stanie się dziełem ostatecznym. - uśmiechnął się paskudnie i podciągnął Nishanta jeszcze wyżej. Zbliżył swoje usta do jego ucha i polizał krawędź, śmiejąc się paskudnie.
    -
    Wasza malutka córeczka nie zginęła w wypadku.
    Oczy dwójki rozszerzyły się. Źrenice zwęziły się do granic możliwości. Wysoki mężczyzna o jasnych włosach zaśmiał się ciemnym, głębokim głosem a jego twarz wykrzywił grymas tak lubieżny jakby tortura sprawiała mu ogromną przyjemność.
    -
    Szkoda, że nie słyszeliście, jak pięknie kwiliła, błagała Wujcia by przestał, gdy obrywałem ją za skóry. - szepnął w ucho Nishanta - Szkoda, że nie widzieliście tego pełnego, soczystego szkarłatu w jaki ją oblekłem. - ponownie polizał ucho mężczyzny - Jej wątłe ciałko pięknie rozstąpiło się pod mym mieczem, gdy przecinałem je na pół. W cudownej symetrii...
    Serce Nishanta właśnie pękło. Mężczyzna opuścił ramiona, opuściły go całe siły. Z jego oczu przestały płynąć łzy a usta zamknęły się.
    Kaevan puścił go a on upadł z hukiem na kolana tylko po to, by pochylić się i tępym wzrokiem spojrzeć w podłogę.
    Kobieta krzyknęła, zbierając ostatnie siły... Kaevan zarechotał obrzydliwie i oblizał usta.
    -
    Była całkiem smacznym kąskiem. - stwierdził uśmiechając się z wyższością - Jej miedniczka pękła ze słodkim trzaskiem gdy...
    Nie dokończył bo z drugiego końca sali dobiegł prawdziwy trzask a w stronę blondyna pomknął bełt. Pomknął w stronę piersi mężczyzny lecz... przeleciał przez nią, rozwijając iluzyjny obraz. Miraż?
    Kaevan cofnął się i ze zdziwieniem spojrzał w stronę z której nadleciał pocisk. I wtedy go dojrzał. Faktycznie gdy stał nieruchomo nie był widoczny w mroku pomieszczenia ale teraz, gdy skoczył na niego z obnażonym ostrzem...
    Nie miał szans się uchylić. Keer działał za szybko. W szale i furii, napędzany dodatkowo żalem i smutkiem bo oto okazało się, że przyczynił się do śmierci niewinnej osoby. Postawił na złego konia...
    -
    Ty! - zdążył wrzasnąć vi Rimm ale ostrze Gawaina już dosięgało jego ciała. Tylko od Cienia zależało gdzie ugodzi. Życie skurwysyna leżało w dłoniach Zabójcy, tak jak powinno być od samego początku!
    Kaevan uśmiechnął się jednak. Był szybszy. Jego oczy błysnęły złowrogo gdy uniósł dłoń i strzelił palcami.

    - Żegnaj, Zabójco. Blaszki są twoje.
    Trzask i teleportacja. Blondyn zniknął...
    Nishant wyglądał jakby umarł. Jego życie właśnie straciło sens a jego Ukochana konała nieopodal. Jej pierś unosiła się już tak ledwo zauważalnie...
    Jeszcze tyle trzeba było wyjaśnić. W tym pokoju rozbrzmiało tyle bolesnych słów. Słów które nie powinny zostać nigdy wypowiedziane. Brakowało czasu a jeszcze tyle należało powiedzieć.
    Upadła Gwiazda spojrzała niewidzącym wzrokiem na swojego mężczyznę a po jej policzku pociekły ostatnie łzy. On jednak nie widział jej. Nie patrzył na nią. Bo choć oddychał, jego rozkrwawione serce przestało bić.
    On już nie żył.
    Nie dla świata.
    _________________
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 3 Marzec 2018, 15:24     

    Życie ulatywało z przeklętej kobiety. Najpiękniejszy kwiat, jaki do tej pory przyszło mu zerwać, marniał na jego oczach. Miała siłę mówić, choć trwała w oszałamiającej agonii, a Gawain nie mógł wyjść z podziwu dla jej wytrzymałości. Natomiast vi Rimm dolewał oliwy do ognia. Szydził i obrażał, ale o to Cień uzyskał odpowiedź na dręczące go od wczoraj pytania.
    Okazała się nią miłość. Okrutnym żartem ze strony Losu był Kaevan i jego zlecenie, które wpadło w ręce Dręczyciela. Oglądał osobę ogarniętą szaleństwem i żarem tak znajomym, niemalże bliźniaczym. I wiedział, że spoglądał na siebie. Gdzieś, kiedyś, może i on będzie sprawcą podobnej farsy. Zabiłby cały świat, ale pragnienie i głód nadal będą go trawiły. Frustracja narośnie i coś w nim pęknie. Odsuwał podobne myśli, póki umiał, trywializował je i umniejszał. Spychał w najbardziej zakurzone zakamarki umysłu.
    Jad sączący się z ust Kaevana poraził również jego. Jak ignorować ból narastający w piersi? Żałość w sercu? A przede wszystkim strach. Gawain bał się siebie. Już ostatnio groził Upiornemu, Yako dostawał wciry od niego lub ranił się sam. Czy to już? Czy zaczął wariować? Ile czasu minie nim stanie się potworem podobnym do blondyna przed nim?
    Vi Rimm zabił małą z okrucieństwem przynależnym jedynie istotom inteligentniejszym niż domowy kot czy pies, a opis tego czynu przywołał wspomnienie ciepłej juchy ściekającej mu z palców. Obrzydliwą woń przebitych trzewi, moczu i gówna. Trzask i zgrzyt kości ocierających się o ostrze. Widok ostatnich drgawek, oczu uciekających wgłąb czaszki, spienionej śliny toczonej z ust.
    Do poczucia krzywdy i zranionej dumy, które doprowadziły go do decyzji, by zaatakować vi Rimma, dołączyła chęć pozbycia się mężczyzny. Byleby nie musieć dłużej wysłuchiwać jego monologu, nie patrzeć na manifestację żądz i niespełnionych marzeń. By nie być w jedynym pomieszczeniu z kimś, kto przypominał mu o wszystkich błędach, dawno minionych dziejach oraz widmie okrutnej, pozbawionej złudzeń samotności, które wisiało nad Dręczycielem niczym katowski miecz.
    Bełt trafił, lecz Kaevan nie krzyknął, nie złapał się za ranę, nie padł martwy. Co do chuja? - przemknęło mu przez myśl, gdy niepokój wypełnił go całego, lecz było już za późno. Ruszył. Ciało mknęło w stronę blondyna jak z automatu. Celował w pierś. Spojrzał w te niesamowicie jasne oczy, na uśmiechniętą twarz, po czym przeleciał przez niego i padł na ścianę, mocno zarysowując ją ostrzem. Obrócił się natychmiast, wyciągając przed siebie sztylet, ale vi Rimm po prostu rozpłynął się w powietrzu.
    Cień rozglądał się przez chwilę po pomieszczeniu oniemiał i zdyszany. Blaszki? Moje? A co z nim? Kaevanem? Nishantem? Stał nad parą w zupełnym milczeniu, po czym przetarł twarz dłonią. Nishant był wrakiem, a kobieta już zeszła z tego padołu łez.
    Czy czuł się winny? Raczej oszukany. Jeszcze nigdy zlecenie nie poszło tak źle. Zupełnie nie po jego myśli. Gdyby Kaevan tylko mu powiedział. Owszem był skurwielem, ale gdyby go nie oszukał, już dawno wyszedłby z blaszkami, a on bawiłby się z Nishantem dalej.
    Nie mógł tego zostawić swojemu biegowi. Ruszył ku kobiecie i zerknął tylko na Nishanta, po czym zamknął jej oczy. Delikatnie ściągnął połówkę blaszki i już miał schować ją do kieszeni, gdy wpadł na inny pomysł. Może trochę go to ożywi i coś z niego wyciągnę? - pomyślał i podszedł do stołu po talerz, a następnie do kotła. Nalał zupy Nishantowi. Niech będzie, że jest dobroduszny i empatyczny. Dosypał cyjanku i delikatnie zamieszał. Postawił talerz na przeciwko bruneta i założył blaszkę.
    Nishant mógł poczuć wszystko i nic. Ogromny żar i natychmiast zduszający go chłód. Sprzeczne, wykluczające się emocje. Poczucie odpowiedzialności i winy z przerażającą obojętnością. Strach i furię, która go zaślepiała. Chęć ucieczki i nieustannego parcia naprzód. Tęsknotę i wątły optymizm przy całej odczuwanej przez niego beznadziei sytuacji i świata.
    Cień podniósł mężczyznę do siadu i przeciął jego więzy. Wstał i odszedł parę kroków, bo Nishanta było stać w tym momencie na wszystko. - Czekała na Ciebie, nawet jeśli myślała, że nie żyjesz. Nakryła dla dwóch osób. Gotowała z myślą o Tobie. Myślę, że chciałaby, żebyś zjadł z nią ten ostatni posiłek... - próbował poruszyć czułą strunę. Keer nie miał już ochoty na więcej krwi, chyba że ta należałaby do vi Rimma. Serce Cienia obiecywało koniec. Szybki i bezlitosny. W tym momencie wybór należał do Nishanta. Przynajmniej dopóty Gawain nie stracił resztek mocno nadszarpniętej cierpliwości. - Myślała, że do Ciebie dołączy. Cieszyło ją to. Tęskniła - mówił dalej. Był interesowny, ale trudno nie było mu się utożsamiać ze skrzywdzonym brunetem. Należały mu się te słowa. Kaevan oszukał ich wszystkich. Powinien uciąć blondynowi kończyny, by do końca swych dni wił się niczym kłamliwy wąż.
    - Nie chcesz się zemścić? Na Kaevanie? Pomścić jej oraz córki? - zapytał z wyczekiwaniem. Chciał informacji. Aż palił się do tego, by dorwać tego drania i wyłamać mu jego magiczne paluszki. Strzelałyby aż miło pod naporem jego własnych. Jeden po drugim. Już nigdzie by mu nie uciekł.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 7 Marzec 2018, 19:49     


    Czas stanął. Vi Rimm uciekł. Jego Ukochana odeszła...
    Nishant trwał w dziwnym odrętwieniu i wpatrywał się w podłogę niewidzącym wzrokiem. Nie miał siły łkać, z resztą... nie miał łez by zapłakać nad losem jego rodziny. Za dużo, doświadczył za dużo od losu i jego złamane serce krwawiło. Nie było możliwości by wrócił do świata żywych. Dla niego Świat właśnie umarł, zakończył istnienie. Pozostało tylko jedno.
    Nie spojrzał na Zabójcę gdy ten zamykał oczy jego Ukochanej. Nie poruszył się, gdy tamten zdjął Blaszkę. Nie czuł już bólu bo ona umarła, dlatego też nie zrobiło mu różnicy czy artefakt znajdował się na jej szyi czy na innej. Już wystarczająco się nasłuchał, wystarczająco dużo jej powiedział. Zdążyła się pożegnać, bo dzięki Blaszce mógł dotrzeć do jej myśli. Mógł przekazać słowa, których nie potrafił wypowiedzieć.
    Od zawsze był niemową. Już taki się urodził. Milczący, spokojny, cierpliwy. Niczym Noc, która przyjmie zarówno cichy płacz w poduszkę jak i krzyk zrozpaczonej istoty. Przyjmie płomienne uczucie tarzających się w pościeli kochanków jak i ostatnią drogę tych, którzy kończą żywot w tym Świecie. Był Nocą. Zawsze.
    Ona rozświetliła mrok jego duszy. Gdy ją poznał, wiedział, że to ta jedyna. Rozumiała co chciał przekazać bez słów, kochała jego oszczędne okazywanie uczuć bo wiedziała, że gdyby mógł, oddałby za nią życie.
    I oddał, bo gdy dowiedział się, że Kaevan, jej brat który całe życie był zazdrosny o ich uczucie, porwał ją i obłożył klątwą, odszukał go. Próbował oszukać, udawał, że kocha. Zadowalał go prawie co noc, dzielił z nim łoże. Ale najwidoczniej było to za mało, bo przeklęty vi Rimm nigdy nie usłyszał głosu Nishanta w swojej głowie. A przecież ona go słyszała. Dlaczego? Nishant otwierał umysł jedynie dla wybranych. Tym się zdradził. Kaevan nie spełnił obietnicy i po roku nie zwrócił mu Ukochanej. Powiedział mu, że ona nie żyje lecz jak się okazało - kłamał.
    Czarnowłosy cierpiał katusze, błagał go o śmierć bo chciał do niej dołączyć. A teraz? Gdy widział jak ona umiera, jego świat rozsypał się na kawałki. Niezdatne do pozbierania i sklejenia w całość.
    Gdy nagle poczuł obce uczucie, podniósł wzrok na Zabójcę. Jego oczy były matowe a wzrok niewidzący. Usta były delikatnie uchylone przez co jego twarz, choć nienaturalnie blada, była piękna. Oblicze Nocy.
    Nie rozumiał tych emocji. Nie chciał ich zrozumieć, dla niego były obce. Niechciane w tej chwili. Nie liczyło się już bowiem nic. Ona odeszła a wraz z nią cały jego świat.
    Rudowłosy podniósł go do siadu. Nishant cały czas obserwował go z otępiałym obliczem. Gdy tamten rozciął linę krępującą nadgarstki, ręce mężczyzny opadły bezładnie po bokach ciała. Nie wstał od razu. Patrzył jak Zabójca oddala się na kilka kroków.
    Miał nadzieję, że obcy zakończy to teraz, ale zamiast tego cofnął się i postanowił obserwować agonię. Cóż za okrucieństwo. Gapił się na niego swoimi dziwacznymi oczami. Nishant dojrzał w nich litość ale nie taką, jakiej by pragnął.
    Wstał akurat w tym momencie gdy tamten mówił. Wygładził ubranie, jakby nic się nie stało i spojrzał na talerz z zupą. Kiedy wrócił wzrokiem na rudzielca, zamrugał oczami powoli. Wyglądał teraz tak spokojnie. Po prostu słuchał, przez co Keer mógł poczuć się nieswojo. Stał nieruchomo i patrzył mu prosto w czarno-bursztynowe oczy.
    Kiedy padło pytanie o zemstę, opuścił wzrok i wbił go tępo w stół. Podszedł powoli do talerza i dotknął palcami rantu naczynia. Długo wpatrywał się w zawartość.
    Nagle podniósł matowe, martwe oczy, przymknięte tak, że wyglądał jakby był znudzony. Jakby było mu już wszystko jedno. Podniósł talerz i zbliżył się do Gawaina. Przyglądał się jego twarzy przez dobre kilkanaście sekund po czym przechylił naczynie wylewając zupę na buty Zabójcy. Patrzył mu przy tym w oczy, na jego twarzy nie pojawiła się nawet jedna zmarszczka.
    -
    Nawet nie masz odwagi by mnie honorowo dobić. - rozległ się głos w głowie Keera. Był bardzo męski, ciemny i mroczny. A co najważniejsze, dochodził z każdej strony. Zupełnie tak, jakby wynurzał się z mroku pokoju. Jakby otaczał jego umysł, niczym drapieżnik ranną zwierzynę.
    -
    Ty tchórzu. - dodał i po raz pierwszy wykrzywił twarz. Piękno ustąpiło na rzecz grymasu pogardy. Nishant dosłownie napluł Gawainowi w twarz.
    Nie ruszył się z miejsca. Był wyższy od Zabójcy. Sporo wyższy i potężniej zbudowany, ale nie zamierzał się na niego rzucać? Po co, skoro to Epilog jego Historii?
    -
    Miała na imię Eileen. - powiedział po chwili głos w głowie Cienia - Wystarczyło, byś spędził z nią jeden miły wieczór. Byś zjadł z nią posiłek, byś bez strachu zasiadł przy stole z Potworem. Taki był klucz do złamania klątwy. - uniósł podbródek i spojrzał na niego z nienawiścią - A ty ją zabiłeś. Jak zwykły tchórz. Przestraszyłeś się pazurów? A może jej zniszczonej klątwą twarzy? - głos otulał umysł, był spokojny jak noc mimo grymasów na twarzy jego właściciela - Jej brat zawsze zazdrościł jej urody. Zawsze zazdrościł, że byliśmy razem. Postanowił więc odebrać jej wszystko, zabił córkę, zaklął w paskudę. Mnie uwięził, wmówił, że Eileen już dawno nie żyje. Z utęsknieniem czekałem na dzień w którym mu się znudzę i odbierze mi życie. - Nishant rzucił talerz na stół i wciąż patrząc na Keera, podszedł do rozpadającej się szafki kuchennej - Myślałem, że prowadzi mnie tu by mnie zabić. - wyjął nóż kuchenny i zważył go w dłoni - Ale gdy ją ujrzałem, zdałem sobie sprawę, że jest mu za mało. Chciał bym teraz to ja cierpiał. Zupełnie tak, jakbym wcześniej nie przejął się losem mojej Ukochanej. - spojrzał na martwą kobietę i podszedł bliżej, stanął nad nią - W końcu by mnie wykończył, liczyłem na to. Ale wtedy pojawiłeś się ty... - przeniósł wzrok na Gawaina - Kaevan uciekł a ja pomyślałem... Że nareszcie to się skończy. Umrę, bo jeśli nie on odbierze mi życie, to zrobisz to ty. Honorowo. - skrzywił się i splunął mu pod nogi - Ale najwidoczniej nie masz na tyle odwagi, parszywy Zabójco. - jednym sprawnym ruchem przeciął własny nadgarstek a krew trysnęła na coraz chłodniejsze ciało Eileen. Patrzył na niego z wyrazem największej pogardy na twarzy. Gawain mógł poczuć się tak, jakby sama Noc brzydziła się rudowłosym.
    To samo zrobił z drugą ręką, patrząc w oczy Keerowi. Nie zawahał się ani na moment. Krew zaczęła lać się strumieniami, plamiąc gwiezdny pył, łącząc się z zakrzepłą już posoką leżącej na podłodze piękności.
    -
    Wynoś się stąd. Brzydzę się tobą. - warknął głos wyłaniający się z mroku - Zadanie wykonane. - chwycił Blaszkę - Obyś kiedyś, podobnie jak ja, przyglądał się śmierci swoich bliskich ze związanymi rękoma. Obyś utracił wszystko co kochasz i obyś sczezł, dusząc się własną juchą. Życzę ci, by ostatnim co zapamiętasz, było spojrzenie pełne pogardy. Spojrzenie moich oczu. - otworzył szerzej oczy a zielone tęczówki zamieszały się i zmieniły w rozgwieżdżone niebo przecinane spadającą gwiazdą. Gwiazdą... strąconą przez pewnego Zabójcę o płomiennorudych włosach.
    Nishant bladł, życie wyciekało z niego litrami. Twarz nagle złagodniała mu a po policzkach pociekły łzy. Zamknął oczy, wstrząsnął nim szloch.
    -
    Wynoś się... - głos w głowie Keera był słabszy, zamglony.
    Czarnowłosy upadł na kolana i pochylił się nad Ukochaną. Dotknął jej policzka, rozmazując swoją krew na jej ustach. Słabł w oczach, oddychał bardzo ciężko.
    Podniósł oczy na Gawaina ale nie odezwał się już ani słowem. Ostatkiem sił zerwał Blaszkę ze swojej szyi i rzucił nią w Zabójcę.
    Pokryty krwią wisiorek upadł na podłogę i potoczył się ku stopom Cienia.
    Nishant objął Eileen. Noc utuliła Upadłą Gwiazdę do wspólnego snu.
    I odeszli. W całkowitym milczeniu, otoczeni gwiezdnym pyłem nasiąkłym krwią. Odnaleźli spokój... zostawiając po sobie gorycz i żal.

    Przez okna kamienicy wpadły pierwsze promienie wschodzącego Słońca. Pożegnało ono zasypiającą Noc i jej Ukochaną Gwiazdę. Odegnało mrok, rozświetliło ciemność.
    Ale czy wszędzie? Czy zdołało zatamować czarną juchę, sączącą się z serca Gawaina Keera? Zabójcy, który zdobył Blaszkę Zmartwienia by przypieczętować więź z Ukochanym Yako, mordując z zimną krwią niczemu nie winną istotę?
    Zdobył artefakt. Za ogromną cenę, ale jednak go zdobył.
    Tylko dlaczego czuł w ustach smak piołunu?



    KONIEC
    _________________
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 7 Marzec 2018, 22:35     

    Ręce i nogi ciążyły mu przy każdym ruchu, a milczącą obecność Nishanta tylko wzmacniała to odczucie. Sądził, że z Blaszką na szyi będzie mu łatwiej, ale ta ciągnęła go na głębiny silnych uczuć mężczyzny. A raczej przerażającego ich braku.
    Gawain doświadczył podobnej pustki, jednak przy ogromie straty Nishanta wydawała się teraz zaledwie kaprysem bachora. Jakby jedynie musnął końcem języka czarnej tafli w stale przepełniającym się kielichu goryczy i bólu. Czuł ją i smakował każdego dnia nim pojawił się w jego życiu Yako, lecz tylko dlatego, że miał serce, które mogłoby cierpieć. Nishantowi właśnie je wyrwano. Czym zapełnić otchłań, która właśnie patrzyła na niego zza zasłony czarnych rzęs? Bezkresna, soczysta zieleń. Nie miał odpowiedzi na takie pytania. Żadna nie wydawała mu się odpowiednia czy wystarczająca. Milczenie było stosowniejsze, ale on jak zwykle musiał się odezwać, prawda? Sprowokować złamaną istotę, jakby było mu mało.
    Gdy Nishant wpatrywał się w zupę, Cień nie ruszył się z miejsca. Nogi miał jak z waty i chyba ktoś przybił mu je do podłogi. Przyglądał się czarnowłosemu i z całych sił powstrzymywał się, by nie zdjąć Blaszki. Zacisnął palce na sztylecie, widząc jak mężczyzna się do niego zbliża. Z trudem wytrzymał jego spojrzenie, mętne jak u śniętej ryby. Gdy już myślał, że Nishant chluśnie mu zatrutą zupą w twarz, on po prostu przechylił talerz. Nagle w pomieszczeniu... nie.. w jego głowie rozległ się głos mężczyzny przed nim. - To tylko wybór! - syknął wyraźnie zły, lecz mimo to skulił się w sobie. A zaraz potem został opluty. Nazwany tchórzem. Wszystko za to, że chciał oszczędzić mu choćby fizycznego bólu. Najmilszy gest na jaki mógł sobie pozwolić!
    Otarł szybko twarz rękawem i rzucił Nishantowi spojrzenie pełne niewypowiedzianego żalu, wściekłości i niezrozumienia. Wiedział, że rozmowa na ten temat jest skończona. Jeśli wyciągnąłby sztylet w jego stronę, otrzymałby tekst o wypierdalaniu razem ze swoją litością.
    - Miała być potworem, a nie przeklętą w potwora. Mówiłem już, że Kaevan mnie oszukał! - warknął. Tak bardzo starał się nie dopuścić do siebie gorzkiej prawdy. Każde słowo Nishanta odzywało się popiołem na jego języku. Gdyby tylko jej zaufał. Zaufał sobie. Przecież od początku coś mu nie pasowało. Zioła, wianek, zupa, nakryty stół czekający gościa oraz rzewna melodia nucona przez srebrnowłosą. Łatwość z jaką wkroczył w progi jej kryjówki. Strzał jak do młodej, niedoświadczonej łani.
    Miłosna historia wlewała się jednym uchem, by wylecieć drugim. Keer stał teraz na środku pokoju zupełnie pozbawiony chęci do życia. Tyrada przeciągała się w nieskończoność. Dostało mu się za to, że zabił, a potem za to, że tego nie zrobił, jak ubzdurał to sobie Nishant. Już niczego nie rozumiał, zupełnie zapominając o Blaszce na swojej szyi. Dyskretnym narzędziu tortur, które zgotował mu Syn Nocy.
    Parszywy. Tchórzliwy. Obrzydliwy.
    Słyszał podobne epitety tak wiele razy, ale pierwszy raz prawdziwie bolało.
    Cofnął się nieznacznie, kuląc się i spuszczając głowę przed Nishantem, gdy ten splunął mu pod nogi. Nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Widział tylko czerwone strumienie spływające na Eileen. Podniósł wzrok, gdy czarnowłosy przeklinał go i wyzywał od najgorszych. Trząsł się, a oczy zaczęły go piec. Po chwili Nishant już klęczał i obejmował swą ukochaną w ostatnim uścisku. Pożegnalnym dla świata, powitalnym wyłącznie dla umarłych. Druga połowa Blaszki zachrzęściła na podłodze.
    Wynoś się.
    Nie wytrzymał. Nie tym razem. Początkowo pozwolił łzom płynąć po jego policzkach w ciszy, ale nie potrafił wstrzymywać oddechu w nieskończoność. Padł na kolana, by zanieść się głośnym, rozpaczliwym szlochem. Sztylet dołączył do Blaszki na podłodze. Pochylił się do przodu, dociskając pięści do piersi i łkał. Wyrzucał swój żal. Miał zabić potwora. Teraz chciał zabić potwora w sobie.
    Ile czasu tak spędził? Sam nie był pewien. Wiedział tylko, że nastał już poranek. Otarł łzy dłońmi. Spoglądał na kochanków długo, zupełnie wyprany z emocji i sił. Nie żyli.
    - Kurwa - wychrypiał i pociągnął mocno nosem. Oboje pragnęli śmierci, więc czemu zareagował tak mocno? Mieli, co chcieli. Cała trójka. W zasadzie czwórka... Uniósł zakrwawioną połówkę Blaszki. Czy to przez to? Jest takie malutkie... Tyle krwi za błyskotkę. Choć jest potężna - pomyślał i wstał, ścierając krew palcami. Kolejna dwójka na wydłużającej się liście imion. Mistrzem będzie ten, który zbierze je wszystkie, by ułożyć z pierwszych liter obraźliwe epitafium dla Cienia.
    Stojąc nad nimi widział piękny uśmiech Eileen i pogardę Nishanta. Może i był ohydnym tchórzem, ale żył. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Zgasiłby Gwiazdę bez względu na jej wygląd, status, miłość czy w końcu klątwę. Zabiłby Nishanta bez mrugnięcia okiem. Po prostu pierdolony w rzyć Kaevan nie pozwolił mu się odpowiednio przygotować do zlecenia. Dostał Blaszki, lecz opłacił to również swoim cierpieniem i strachem. Rysą na duszy.
    Teraz czekała go najnudniejsza część, ale wymagająca skrupulatności. Wyciągnął bełt z ciała Eileen. Nie było to trudne, ale musiał trochę pogmerać. Wytarł go jak najdokładniej i schował do zasobnika. Z drugim było ciężej, bo utknął w ścianie. Aż musiał zaprzeć się nogą. Padł przy tym na podłogę, wyrywając dziurę, ale to miejsce było tak stare, że jedna więcej nie wzbudzałaby podejrzeń. Schował jeszcze sztylet i zaczął zastanawiać się, co dalej. Zakopać? Nie, wstaje dzień. Spalić tę budę? Niby, kto miałby wzniecić pożar? Trupy? Odpada. Tak samo jak polanie kwasem. Ugotowanie. Spalenie ciał. Poćwiartowanie. Za daleko od lasu lub rzeźni, do tego gabaryt. Czy tak jak teraz nie było idealnie? Nikt nie będzie latał z ultrafioletem i puderniczką w Krainie Luster, a rana Eileen była tak rozpieprzona przez żrącą zasadę, że trudno było określić narzędzie jakim je zadano. Równie dobrze Nishant mógł polać ją nią później, a zabójstwa w afekcie często kończą się samobójstwem sprawcy.
    Gawain wziął z kuchennej szafki kubek i przelał odrobinę substancji ze słoiczka. Chlusnął też trochę na podłogę. Kubek wylądował przewrócony obok kochanków. Zanurzył kuchenny nóż w ranie Eileen i przejechał nim po ranach Nishanta, po czym odłożył go na miejsce. Jedno narzędzie na dwójkę. Znalazł jakąś szmatę, szczotę i wiadro z wodą. Nie mógł iść bez sprzątania. Cała ta zupa popsułaby efekt jego starań. Dokładnie i metodycznie umył siebie, podłogę, talerz i łyżkę. Wyrzucił resztki kleju oderwanego od twarzy i znalezione włosy do żaru. A nawet jeśli jakiś zostanie, ktoś musiałby najpierw go znaleźć w tej ruderze. Zamieciony gips również wylądował w wiadrze.
    Ostrożnie uchylił drzwi na zewnątrz i wylał wodę, gdy upewnił się, że nikt go nie obserwuje. Zostawił wiadro i całą resztę na trawie. Czemu właśnie tam? Bo deszcz, śnieg i słońce załatwią całą resztę. Zdjął gumowe rękawice i wrzucił je do torby. Wymknął się póki trwała zmiana warty wśród mieszkańców Krainy Luster. Jedni dopiero wstawali z łóżek, inni się w nie kładli. Tylko Dręczyciel nigdy nie spał i właśnie zanosił się donośnym, tryumfalnym śmiechem w umyśle Cienia.
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,24 sekundy. Zapytań do SQL: 10