• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Pokój nr 3
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 6 Luty 2018, 18:05   

    Przełknęła ślinę, gdy zaczął mówić o tej swojej narzeczonej. Skuliła swoje lisie uszka i podkuliła ogonek. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, cała się jakby skurczyła lekko. - przepraszam, że spytałam ... masz rację - powiedziała cichutko, gdy już skończył swój wywód. Żałowała, że się go zapytała bo widać było, że nie były to zbyt przyjemne wspomnienia. Do tego zachowywał się przy mówieniu o tym trochę inaczej niż zazwyczaj. Nawet bardzo inaczej...Wyglądał o wiele groźniej i Tulka czuła, że trzeba w tym momencie uważać. Ucieszyła się więc, gdy zeszli na inny temat, bo mogłoby się to skończyć źle.
    Zagryzła wargę, słysząc, że nie ma wzoru. No to nawet jakby chciała go poprawić kiedy indziej to nie miała gotowego wzoru. Musiała się opierać tylko na własnych umiejętnościach. Chciała zrobić na nim dobre wrażenie, chciała w ten sposób też przeprosić za to swoje zachowanie w Recepcji. Widziała, że nie jest już na nią za to zły, ale i tak chciała go jeszcze bardziej udobruchać. Poza tym jaki medyk zapewni mu tez takie usługi i to w cenie leczenia? Klinika nie wymagała dodatkowych opłat za to, a sama Lisiczka też nic nie chciała. Była zaskoczona, że pan Foxsoul postanowił się jakoś odwdzięczyć. Nikt tego od niego nie wymagał, a było to bardzo miłe z jego strony, bo mogła spokojnie dokupić nowe tusze i igły. A raczej będzie mogła, bo już sobie zapasy uzupełniła na potrzeby tego zabiegu, za pieniądze, które dostała z Wieży.
    Wywróciła oczami i pokręciła głową, rozbawiona - teraz siedzisz przede mną bez koszuli. Poza tym, gdy popisywałeś się swoją mocą, jak byłam u was po raz pierwszy to też przylazłeś bez koszuli tylko w samym pancerzu. Więc gdy zmieniłeś go w skrzydła to mogłam sobie Ciebie pooglądać - pokazała mu język. Szybko go jednak schowała, gdy się do niej zbliżył. W jej oczach mógł dostrzec odrobinę strachu. Był za blisko i zrobił to zbyt nagle, ale szybko zorientowała się, że przecież nie zrobi jej krzywdy...prawda?
    Prychnęła rozbawiona - naprawdę myślisz, że będę się rumienić na widok umięśnionych pleców? - powiedziała rozbawiona - poza tym nie będę miała czasu by się na Ciebie gapić. Poza tym - tym razem w jej oku pojawił się błysk - nie jesteś pierwszym facetem, którego bym widziała nago i niektórzy byli całkiem całkiem. Nie boisz się, że uznam, że kto inny mi się bardziej podobał? - wyszczerzyła się wrednie.
    Zastanawiało ją to, czemu się tak nagle zaczął dziwnie zachowywać. Nigdy taki nie był, nie w stosunku do niej. Co się więc nagle zmieniło, że zaczął mówić w taki sposób? Szybko zorientowała się o co chodzi, gdy tylko urwał, tłumacząc czemu jest taki tulaśny. Przypomniały jej się słowa pana Keera, czemu mężczyźni często zaczepiają pielęgniarki. A więc on po prostu się boi tego zabiegu. Będzie trzeba coś wymyślić, żeby się rozluźnił.
    Gdy znów się do niej zbliżył wywróciła oczami. Już się nie bała. Też nie wywołało to u niej żadnego rumieńca. Odepchnęła go od siebie i prawie wepchnęła do łazienki - weź idź już, bo zaraz się obudzisz nie tylko ze zdrowymi plecami ale też wyciętymi serduszkami na czole i tyłku - powiedziała rozbawiona.
    Gdy się szykował sama ogarnęła wszystko i przygotowała wózek. Musiała go tam zwieźć. Wolała nie ryzykować, że nagle zasłabnie czy coś. A tak to sobie go powozi trochę. Może się powygłupia? Kto wie.
    Nie mogła uwierzyć, ze nadal z nią sobie tak pogrywa. To było nawet zabawne. Gdyby tylko wiedział, że jej wybranek, będzie stał nad nim i to on będzie go po wszystkim składał. Że to on będzie mu usuwał blizny. Ciekawe czy wtedy też by tak ją zaczepiał. Ale to chyba nie czas, by wyjawiać mu ten sekret.
    Słysząc o rogach spojrzała na nie. Teraz to ona się zbliżyła do niego i przesunęła palcem kosmyki czarnych włosów - ciekawe czy pod narkozą też będziesz reagował na takie rzeczy - wyszeptała zalotnie i podniosła się na palce by zbliżyć się do jego ucha - może powinnam to sprawdzić i w trakcie operacji sobie je pomacać? Przecież nikt mnie przed tym nie powstrzyma - powiedziała, prawie dotykając ustami jego ucha, po czym nagle odepchnęła go od siebie i zaśmiała się, wskazując na jego pojazd - no wskakuj i ruszamy na wielki podbój - powiedziała i gdy tylko zajął swoje miejsce, podała mu tacę, którą musiała odnieść i zapytała gdzie ma zdjęcia, które miał zabrać ze sobą. Gdy tylko się dowiedziała, podała mu je również i ruszyła w stronę windy, a następnie Sali Operacyjnej.

    ZT x2
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 25 Luty 2018, 04:16   

    Cały dobry humor zniknął. Gdy tylko minęła drzwi sali operacyjnej, znów pojawił się jej lisie elementy. Ogon zwisał smutno, a uszy oklapły. Czemu znów musieli ze sobą dyskutować? Czemu nie mogło być miło i przyjemnie? Poprzedni wieczór był miły, ale widać czar świąt już prysł. Znów chciało jej się płakać, czuła się samotna, ale nie mogła sobie teraz pozwolić na rozpraszaniu się. Musiała wybudzić Pacjenta i upewnić się, że wszystko je w porządku.
    W Recepcji poprosiła Alice o lusterko. Wiedziała, że Upiorny będzie chciał obejrzeć swoje plecy. Pamiętała, że w pokoju jest duże lustro, potrzebowała jeszcze drugiego, by mu ułatwić to zadanie.
    Wjechała na górę windą, razem z Marionetkami oraz Pacjentem. Otworzyła im drzwi do pokoju i gdy tylko Rogacz znalazł się na swoim miejscu podziękowała Marionetkom, prosząc by przyniosły dla niego jeszcze wodę, bo na pewno będzie mu się chciało pić i przysunęła sobie krzesło.
    Przekryła go kołdrą. Upewniła się, że wszystko jest w porządku i usiadła, wzdychając ciężko. Dzień się zaczął dobrze, przed operacją mała dobry humor, a teraz co?
    Masowała swój tatuaż przez materiał czarnej rękawiczki i przyglądała się śpiącemu mężczyźnie. Pilnowała czy się nie wybudza, czy nie prosi o zdjęcie opaski. Najchętniej zdjęła by ją już teraz, w końcu najwyżej znów by ją potorturował. Ale cóż....i tak była zmęczona więc nie wiedziała czy zrobi jej to w tym momencie jakąś różnicę. Nie zdjęła jej jednak i czekała aż Upiorny da jakiś znak, że się wybudza.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 25 Luty 2018, 19:44   

    Gdy inni pracowali, on nie czuł zupełnie nic. Nie śniło mu się nic konkretnego, ale może to i lepiej? Przynajmniej mógł odpocząć, gdy inni się nad nim uwijali.
    Śpiew Julii bardo mu pomógł. Wróciło wspomnienie, kiedy to on pierwszy raz dla niej śpiewał, tą samą piosenkę. Zrobiło mu się miło, że dziewczyna pamiętała jej słowa. Ile to już lat minęło? Dwa, trzy... pięć? Upiorni inaczej postrzegali mijający czas, bo dla nich dekada była niczym mgnienie oka. Oczywiście korzystali z każdego dnia życia najlepiej jak umieli, ale byli i tacy, którzy nie widzieli problemu w leżeniu przez miesiąc w domu, bez ruchu, w ramach odpoczynku. On szybko męczył się bezruchem, nie należał do leniwych. Lubił swoją służbę w Gwardii, mógł dzięki temu polepszać swoje umiejętności bojowe i w jakiś sposób pomagać innym. Odwracał też swoją uwagę od prywatnych problemów związanych z wkroczeniem na arenę, po wielu latach stagnacji. Jego ród znowu zaczął się liczyć, bo chociaż składał się z niewielu, już udało im się zdominować sektor handlowy. Oby tak dalej, może za kilka lat znowu Vaele będą poważani a nie tylko kojarzeni z brudną krwią i zhańbieniem?
    Oddychał spokojnie. Mając związane oczy, nawet gdy się obudził nie zobaczył niczego dookoła. Potrzebował chwili by przypomnieć sobie gdzie się znajduje, by zastanowić się czy już ma reagować, atakować, czy przeczekać. Musiał na nowo ułożyć sobie to co działo się w ciągu ostatnich kilku dni.
    Nie miał problemów z pamięcią, wszystko przebiegło zaskakująco gładko. Pierwsze co poczuł po obudzeniu się, to ciepło. Nie poruszył się ani trochę ale czuł, że leży pod kołdrą lub kocem. Zrobiło mu się tak dobrze... Nie czuł bólu, jedynie błogostan. Otaczała go ciemność wywołana związanymi oczami, tak znajoma i ukochana ciemność. Zawsze wolał mrok. W nim skrywał swoją prawdziwą twarz, swoje uczucia i duszę, którą przecież tak łatwo było zranić.
    Nikt jednak nie mógł się o tym dowiedzieć. Nigdy.
    Westchnął cicho, wypuszczając więcej powietrza z miarowo unoszącej się klatki piersiowej. Nie był pewien czy ktoś jest z nim w pokoju, dlatego nie odezwał się od razu. Przez chwilę oddychał spokojnie, lecz po drugim westchnięciu, zdecydował zaryzykować.
    - Pani Julio, mógłbym prosić o zdjęcie opaski? - zapytał grzecznie i formalnie. Mógłby to zrobić sam, ale skoro umawiali się, że ona to zrobi, chciał by wszystko odbyło się według planu. Nie wiedział czy znajduje się w pokoju sam, czy z nią czy może z wszystkimi Medykami, dlatego zwrócił się do niej w oficjalny sposób.
    Gdy tylko spełniła jego prośbę, podziękował i zmrużył oczy przygotowany na światło. I dobrze, że to zrobił bo nienawykłe do jasności oczy od razu go zabolały. Zamrugał więc kilka razy, ostrożnie przyzwyczajając je do pory dnia.
    Uśmiechnął się do niej łagodnie i wyciągnął dłoń, by złapać jej rękę.
    - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. - powiedział ciepłym głosem. Właściwie cieszył się, że widzi kogokolwiek żyjącego, bo to świadczyło, że żył. Nie bał się Śmierci bo przecież spotykał ją na swojej drodze tak wiele razy, ale miał do załatwienia jeszcze wiele spraw. Nie chciał kończyć swojego życia. Miał odegrać ważną rolę w tym świecie.
    Jeśli pozwoliła mu się dotknąć, pogładził wierzch jej dłoni kciukiem i ścisnął delikatnie ciepłą dłoń. Patrzył na nią długo w milczeniu, rejestrując jej twarz, czytając z mimiki. Wyglądała na zmęczoną.
    - [b]Po minie wnioskuję, że nie wszystko poszło tak jak miało pójść.[/b] - powiedział nagle ściągając brwi zaniepokojony - Ale z drugiej strony... nie czuję bólu. Mogę poruszać rękoma i nogami. - na potwierdzenie poruszył kończynami po czym uniósł wolną rękę do rogów. Gdy po nich przejechał, z jego ust wyrwało się ciche westchnienie. Szybko jednak zamilkł i przekrzywił głowę, patrząc na nią z uwagą.
    - Rogi też są na miejscu. - powiedział jakby do siebie po czym ścisnął mocniej jej dłoń - Coś nie tak? Czemu miast uśmiechu na twej twarzy widzę niepokój?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 25 Luty 2018, 20:22   

    Czekała jeszcze chwilę, zanim mężczyzna zaczął się wybudzać. W międzyczasie odebrała wodę dla niego i postawiła ją na szafce obok. Rozpuściła też włosy i związała je w wysoki kucyk, za grzywkę opuściła luźno na oko. Teraz już mogła sobie na to pozwolić, a potrzebowała trochę się rozluźnić. Nie mogła przecież rozmyślać cały czas o tym co się działo w Operacyjnej zaraz po zabiegu.
    Gdy usłyszała głos Upiornego, zganiła się w myślach. Za bardzo skupiła się na tym na czym nie powinna i nie zauważyła gdy się obudził. Szybko zdjęła mu opaskę z oczy i przyglądała się mu uważnie. Uśmiechnęła się delikatnie - jak się czujesz? - zapytała, oglądając go sobie. Musiała sprawdzić czy wszystko było tak jak powinno. Zmrużył oczy gdy je odsłoniła, więc na światło reagował. Zdaje się, ze na dźwięk również. Nie powinno być więc większego problemu. Głos miał lekko zachrypnięty, ale było to normalne, więc nie przejmowała się tym.
    Pozwoliła mu złapać się za dłoń i sama ścisnęła lekko jego palce. Usiadła znów na krześle, patrząc na niego.
    Otworzyła szerzej oczy i uciekła wzrokiem gdzieś w bok - zabieg przeszedł bez komplikacji. Wszystko się udało, jednak plecy nie wyglądają tak jak byś tego mógł oczekiwać - zagryzła niepewnie dolną wargę. A co jej tam, postraszy go jeszcze trochę. Będzie miał jeszcze większą niespodziankę, gdy zobaczy swoje plecy.
    Przyglądała się jak bada czy wszystko jest na miejscu. Zaśmiała się, gdy stwierdził, że tak - rogi sprawdzasz ale innych części ciała już nie? - zapytała zjeżdżając na ułamek sekundy niżej, po czym zachichotała wrednie.
    - Wszystko w porządku. Po prostu jestem zmęczona, bo zabiegł trwał kilka godzin - powiedziała, nie do końca mijając się z prawdą. Cały czas jednak słyszała słowa Ordynatora. Dlaczego on tak mówił o Pacjencie? Co mu się aż tak w nim nie podobało? To, że dziewczyna się o niego martwiła? A co? Nie miała prawa? Przecież jej pracą było pilnowanie żeby przeżył w trakcie zabiegu. Żeby nie przeoczyć czy nie przestał oddychać, czy na pewno wszystko jest w porządku.
    - Chcesz spróbować usiąść? - zapytała, wstając ze stołka. Na pewno będzie chciał sprawdzić czy wszystko jest w porządku oraz upewnić się, co miała Julia na myśli, mówiąc, że plecy nie wyglądają tak jak by się tego spodziewał. Ciekawe czy będzie oczekiwał prawie całkowitego braku malunku czy jednak przychyli się do tego, że nie jest tak źle jak mówiła przed zabiegiem.
    Jeśli chciał to pomogła mu usiąść, a nawet wstać. Pewnie będzie jeszcze chwilę osłabiony i ospały, ale już nic nie powinno go boleć. Jeśli chciał to podała mu lusterko. Niech sobie poogląda swoje nowe plecki.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 25 Luty 2018, 21:45   

    Jej uśmiech był kojący. Mógłby patrzeć na nią przez cały dzień, przyglądając się zmianom jakie zaszły w niej przez te kilka lat. Inne rasy zawsze go pod tym względem fascynowały. Kiedy on setkami lat potrafił wyglądać tak samo młodo, inni starzeli się w zastraszającym tempie. Pojawiały się zmarszczki, włosy siwiały. Nawet Julia miała w sobie element kojarzący się z wyższym wiekiem, jej grzywka była biała jak śnieg.
    Uniósł dłoń i odgarnął jej włosy na bok, chcąc zobaczyć jej dwukolorowe oko. Posłał jej przy tym łagodny, miły uśmiech. Czy ktoś kiedykolwiek powiedział jej, że pięknie się uśmiecha? Że powinna robić to częściej?
    - Zadziwiająco dobrze, dlatego też martwi mnie twoja mina. - przyznał, mrugając oczyma. Były spokojne, zdradzały lekką ospałość ale ogólnie rzecz biorąc nie mogła dojrzeć w nich żadnych negatywnych emocji. Było mu dobrze.
    Uniósł jedną brew gdy powiedziała mu o plecach. Odwrócił głowę i spojrzał przed siebie. Zamyślił się na chwilę i spróbował podnieść do siadu. Poszło gładko, bez bólu czy nawet uczucia zdradzającego, że coś zostało źle wykonane. Okrycie opadło odsłaniając ładnie wyrzeźbioną, szeroką pierś ale mężczyzna nie znalazł ani śladu po bandażach. Czy oni w ogóle go operowali? A może użyli magii i jakoś sprawili, że wszystko było w porządku?
    Chyba nie wszystko, bo mina Julii mówiła co innego. Był tym zaniepokojony.
    Westchnął i ponownie uniósł dłoń, patrząc na nią spod półprzymkniętych powiek, bo był nieco senny. Pogładził ją palcem wskazującym po policzku, uśmiechając się blado.
    - Nie bolą. To najważniejsze. - powiedział szczerze - Szybko przyzwyczaję się do nowych blizn, niezależnie ile by ich nie było.
    Uśmiechnął się do niej zawadiacko gdy zapytała o rogi. Puścił jej oczko.
    - Kiedyś powiem ci dlaczego są mi tak cenne. - stwierdził - Albo może pokażę? Kto wie. - wzruszył ramionami a jego oczach pojawił się błysk.
    Kiedy usłyszał, że jest zmęczona, westchnął i spojrzał na nią z troską. Nie dość, że brała udział w zabiegu to jeszcze dotrzymywała mu towarzystwa gdy spał.
    - Dziękuję, Julio, że byłaś przy mnie. - powiedział cicho, patrząc jej w oczy - Twoja obecność i śpiew... ukoiły moje nerwy. Dziękuję. - dodał, uśmiechając się lekko - Może powinnaś odpocząć? Chodź, jest tu dużo miejsca, pomieścimy się razem. Nikt nie będzie zły jeśli położysz się na chwilkę. - chwycił ją za rękę i delikatnie pociągnął w swoją stronę. Nienachalnie. Miał dobre intencje, kierowała nim jedynie troska.
    Na jej pytanie skinął głową. Poprawił się na łóżku puszczając jej dłoń by podeprzeć się rękoma o krawędź łóżka.
    - Chciałbym wstać. Mam dość leżenia. - powiedział zniecierpliwionym głosem. Prawdę mówiąc chciał sprawdzić, czy w ogóle będzie mógł chodzić bo przez niepokój Lisiczki zaczął się bać, że uszkodzili mu coś w plecach i nie da rady ustać na własnych nogach.
    Nie czuł bólu ale mimo wszystko zachwiał się gdy wstał. Dziewczyna pomogła mu za co jej podziękował, ale odnalazł szybko wzrokiem swoją laskę i to na niej się wsparł. Nie chciał obciążać zmęczonej Julki swoim dość ciężkim cielskiem.
    Z pomocą laski i Lisiczki podszedł do dużego lustra. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem nieźle. Miał na sobie krótkie spodenki, zapewne założone mu po zabiegu i tylko to. Był czysty i nic go nie bolało. Obawiał się jednak odwrócić by zobaczyć tył.
    - Dobrze, zobaczmy więc co poszło nie tak. - powiedział udając, że wcale nie jest przejęty. Spojrzał na nią ukradkiem i po chwili okręcił się, ie używając na razie lusterka które mu podawała.
    Zamarł, bo to co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Wciągnął powietrze i otworzył szerzej oczy.
    Jego plecy... pokrywał przepiękny, czarny jak noc malunek przestawiający różę oplecioną cierniami. Uwięzioną w swoistej ciernistej klatce. Była przepiękna, tak pocieniowana, że gdyby nie kolor skóry, pomyślałby, że żywy kwiat wyrósł na jego plecach. Niesamowite.
    Spojrzał na nią i coś powiedziało mu, że to ona. Że to jej dzieło. Jej wątłych, delikatnych ale utalentowanych rąk.
    Z jego ust wydobył się śmiech, pojedynczy. Śmiech niedowierzania. Przez chwilę patrzył to na nią, to na plecy. Nie mógł uwierzyć.
    I nagle zaśmiał się radośnie i dosłownie poderwał ją z ziemi, zamykając w ramionach. Przycisnął ją do siebie i okręcił, składając na policzkach całą masę pocałunków. Był zachwycony!
    Wypuścił ją dopiero po chwili i zaczął oglądać tatuaż już z większą śmiałością. Zabrał małe lusterko i przyglądał się za jego pomocą każdemu fragmentowi obrazu.
    - Dziękuję, z całego serca! - powiedział przez ściśnięte gardło, bo gdzieś wewnątrz niego pojawiła się gula wzruszenia. Na plecach oprócz dzieła Julii nie było ani śladu po starych bliznach.
    - To... wiele dla mnie znaczy. - dodał już ciszej, odkładając lusterko na miejsce. Euforia opadła i spojrzał na nią przymykając oczy. Jego uśmiech był ciepły jak promienie wschodzącego słońca. Ujął jej dłonie, delikatnie i uniósł do ust. Ucałował każdą z nich, nie zwracając uwagi, że ma rękawiczkę. Pochylił się i spojrzał jej w oczy.
    - Dziękuję, Julio. [/b]
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 25 Luty 2018, 22:24   

    Uśmiechnęła się do niego ale nie skomentowała tego. Może potem mu wyjaśni gdzie było cięcie i ile by miał śladów po tym zabiegu, gdyby nie sprawne ręce chirurga. Zaśmiała się, gdy wspomniał o rogach - nie spieszy się. Na razie musisz w pełni dojść do siebie po zabiegu - powiedziała łagodnie choć nie mogła nie przyznać, że trochę jej to nie ciekawiło. Co takiego było w jego rogach, że tak nie pozwalał ich nikomu dotykać. Nie był to raczej codzienny widok, a ozdoba na głowie Upiornego nie wyglądała też na tak kruchą, by mogło ją uszkodzić byle dotknięcie.
    Pokręciła głową i stawiła lekki opór - potem pójdę do siebie się na chwilę położyć, nie martw się - powiedziała łagodnie, spoglądając na niego swoim zmęczonym wzrokiem. - ale dziękuję za troskę - dodała jeszcze. Była mu naprawdę wdzięczna za tę odrobinę czułości, której jej tak ostatnio brakowało. Trochę jej otrzymała wczoraj od Bane'a. Rano chyba ją przytulał, gdy jeszcze spała, a potem po kolacji, gdy bała się wybuchów fire-werków. Dziś jednak postanowił pokazać, że jest zazdrosny, zamiast jakoś ją uspokoić. Była naprawdę zmęczona i głodna, a ten postanowił polecieć takim, a nie innym tekstem. Umie przecież o siebie zadbać, a nie jest taka jak on, żeby podrywać pacjentów i ich wykorzystywać....
    - W porządku, ale powoli - poprosiła go i pomogła mu wstać. Lekko się zachwiał ale to dlatego, że mięśnie nie do końca się jeszcze obudziły. Poczekała aż złapie równowagę oraz sięgnie po swoją laskę i poprowadziła go do lustra.
    Przytaknęła głową i lekko się odsunęła, gdy postanowił obejrzeć plecy. Zagryzła niepewnie wargę, nie wiedząc, czy mu się to spodoba. Przełknęła ślinę widząc jak wciąga powietrze i otwiera szerzej oczy. Czyżby coś było nie tak?
    Wypuściła powietrze z ulgą, słysząc jego śmiech. Pisnęła zaskoczona, gdy nagle poderwał ją w górę i zaczął się z nią kręcić i całować ją w policzki- już starczy - sama się zaśmiała i gdy tylko ją puścił, zatoczyła się lekko bo zakręciło jej się w głowie.
    - Nie masz za co dziękować - powiedziała miło i podeszła do niego. Nie spodziewała się, ze pocałuje ją w dłonie, więc zarumieniła się - naprawdę nie ma za co... - powiedziała onieśmielona - chciałam prosić o zgodę Dyrektora, bym mogła go naprawić, ale ten mnie ubiegł i sam o to poprosił jak tylko zasnąłeś - wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie - mam tylko nadzieję, że zrobiłam go takiego jaki powinien być... - dodała jeszcze, opuszczając po bokach uszy.
    Po chwili jednak odzyskała trochę humor - jeśli chcesz wiedzieć, to gdybyś miał jakieś dodatkowe blizny - podeszła do jego pleców i przejechała palcem w miejscu, gdzie znajdowało się cięcie - to tutaj znajdowała by się ta po operacji. To było tylko jedno cięcie - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. Znów się odsunęła i usiadła na krzesełku, robiąc mu miejsce by spokojnie mógł się pooglądać - może zajdę i poproszę, żeby przynieśli Ci jakiś obiad? Pewnie umierasz z głodu - zaproponowała, widząc, że wszystko z nim w porządku. Jeśli tylko chciał wyszła na chwilę by poprosić jedną z Marionetek o obiad dla Pacjenta.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 25 Luty 2018, 23:36   

    - Jest przepiękny. - powiedział z zachwytem w głosie - Jeszcze piękniejszy niż go sobie wyobrażałem. Nigdy nie udałoby mi się przekazać Artyście, że chodzi o coś takiego. Ach, nie mogę przestać go podziwiać! - zaśmiał się sam z siebie. Był jak dzieciak który dostał nową zabawkę, nie wiedział nawet jak jej dziękować. Gdyby mógł, ozłociłby ją całą, od stóp do głowy. Ale może w Rezydencji będzie okazja się odwdzięczyć?
    - Cudowny! - powiedział jeszcze i ponownie ujął jej dłoń, by ścisnąć lekko na potwierdzenie tego co myślał. Oczy mu błyszczały i był szczerze podekscytowany.
    Lekarze zabrali ból a ona go upiększyła. To był jeden z lepszych dni w jego długim życiu.
    Patrzył na ruch jej ręki gdy pokazywała mu gdzie powinno biec cięcie. Był zainteresowany, zwłaszcza, że blizny prawie nie było widać. Nie chciał jednak pytać jak im się to udało zrobić by nie miał śladów. Interesowało go to, ale teraz chciał wykorzystać czas by porozmawiać z Lisiczką o czymś przyjemnym.
    - Nie nie, dziękuję. - powiedział na propozycję obiadu - Chyba, że sama też ze mną zjesz. - dodał z uśmiechem.
    Nie chciał mówić tego na głos ale wydawała się być... zwiędła. Kilka lat temu miała więcej energii, była jakby weselsza. Co ją tak zmieniło? Wieża?
    Gdyby mógł, powiedziałby jej, że nie jest z tym problemem sama. On też był szczerze zainteresowany Stowarzyszeniem i szukał sposobu by zbliżyć się do Czarnej Róży. Już nawet nawiązał kontakt z Przywódcą, ale jeszcze nie powinien osiadać na laurach. Jeszcze nawet nie ma maski, chociaż zapewne po wyjściu z Kliniki będzie nadal szukał pretekstu do wejścia do Wieży.
    Westchnął patrząc na nią z troską. Nie widzieli się bardzo długo, ale zżył się przez te kilka dni znajomości. Polubił tą małą, lisią dziewczynkę o pięknych oczach i błyszczących skrzydłach. Domownicy też ją polubili, zwłaszcza Bianka.
    - Chciałbym po prostu porozmawiać. - powiedział podchodząc do szafki w której miał swoje rzeczy. Wyjął bawełniane spodnie wiązane na biodrach sznureczkiem i założył je, siadając na łóżku. W samych majtkach czuł się jednak niestosownie, co innego w spodniach i bez koszuli.
    - Może... chciałabyś mi o czymś powiedzieć? - zagadnął ostrożnie - Wiem, minęło sporo czasu... Czy zdobyłaś w Wieży to, czego pragnęłaś? - zapytał już pewniej, bo jednak chciał dowiedzieć się nieco więcej o Stowarzyszeniu, skoro miał starać się o wysoką posadę - A może coś poszło nie tak? Może oczekiwałaś czegoś innego?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 26 Luty 2018, 00:00   

    Zarumieniła się, słysząc te pochwały. Malunek naprawdę był trudny, ale nie wiedziała, że reakcja będzie aż taka - cieszę się, że się podoba. Trochę bałam się, że coś popsuję, bo po zabiegu naprawdę niewiele z niego zostało - przyznała niepewnie. Nie chciała się przechwalać ani nic. Po prostu mówiła prawdę. Nie czuła się jak jakaś super artystka, a z tatuażami dopiero zaczęła swoją przygodę. Znała jednak podstawy, dużo wcześniej ćwiczyła, więc jakoś dawała sobie radę. Poza tym miała dość dobrą wyobraźnię, więc nie miała problemów by zwizualizować sobie obraz na czyimś ciele.
    Spojrzała gdzieś w bok - zjem później, jak odpocznę - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Była głodna, ale po zachowaniu Bane'a jakoś straciła apetyt, a nie chciała, żeby Arystokrata patrzył się jak grzebie w talerzu bo tak pewnie skończy się jej jedzenie obiadu. Coś zje bo wie, że potrzebuje siły i energii, ale nie będzie tego za wiele. Tylko tyle by czuła się wystarczająco dobrze by dalej pracować.
    Poprawiła się na krześle, słysząc, że Upiorny chce po prostu porozmawiać. W porządku. I tak teraz miała czas na odpoczynek i mogła go wykorzystać jak chciała. Słysząc jego pytanie, opuściła niepewnie uszy - czy...jak powiem Ci coś czego nie powinnam mówić to będzie o mnie świadczyło bardzo źle? - zapytała niepewnie. Nie miała komu się wygadać, a tak bardzo tego potrzebowała. Jeśli powiedział, że może mu się wygadać, spojrzała gdzieś w bok, myśląc przez chwilę.
    - W Wieży zdobyłam wiedzę. Przez jakiś czas miałam tez przyjaciółkę. Pierwszą taką prawdziwą, która była bardzie humanoidalną istotą - powiedziała spokojnie - ostatnio jednak trochę się na nich zdenerwowałam...to znaczy...na swoich nauczycieli - przygryzła lekko wargę - wezwali mnie nagle do Wieży, gdy musiałam siedzieć w Klinice i okazało się, że sama mam usunąć kule z ciała jednego z członków Stowarzyszenia - opuściła wzrok - i to można powiedzieć, że w warunkach bardziej polowych, bo wszyscy siedzieli wtedy na sali medycznej, nie wiadomo po co - zacisnęła dłonie w pięści - przez to wydarzenie wpadłam w pewne kłopoty....na razie sprawa ucichła, jednak nie wiem co powinnam robić na przyszłość - przyznała i zamknęła oczy - wiem, że po części to moja wina, bo dałam pacjentowi leki z Kliniki, czego nie powinnam robić, ale z drugiej strony nie zostałam w pełni poinformowana, jak mam z tego wybrnąć...i teraz trochę boję się co będzie dalej - przyznała.
    Przytuliła do siebie mocniej skrzydła i zaczęła głaskać swój ogonek. Nie wiedziała czy ma dalej mówić czy nie, czy nie dostanie ochrzanu od niego za to, że powiedziała aż tyle albo za to co zrobiła....ale naprawdę nie wiedziała z kim mogłaby o czymś takim porozmawiać. W brew wszystkiemu była nadal dzieckiem, które zostało rzucone na głęboką wodę, a bez kogoś kto czasem poda jej rękę, było jej naprawdę trudno.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 26 Luty 2018, 21:11   

    - Dałabyś się namówić na kolejną sesję? - zapytał patrząc jej w oczy - Teraz jak już wiem, co potrafią te dłonie... - w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk ale mężczyzna zaśmiał się, rozwiewając wątpliwości co do jego zamiarów - Co chciałabyś w zamian za kolejny tatuaż? Oczywiście, zgłosiłbym się dopiero jak sobie wypoczniesz. - dodał - Chociaż... w sumie będę cię miał na miejscu przez jakiś czas, więc chyba nie będę musiał szukać daleko. - wyszczerzył zęby prezentując dwa rzędy białych, prostych zębów z czego kły miał nieco dłuższe, ale nadal naturalne dla istoty humanoidalnej - To jak? Czego sobie życzysz w zamian? - nachylił się do niej niebezpiecznie blisko, tak, że ich usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów a nosy prawie się zetknęły. Zamrugał oczami uwodzicielsko.
    Trwał tak przez chwilę po czym ponownie się zaśmiał i cofnął. Lubił flirtować, patrzeć na onieśmielone twarzyczki kobiet. A Julia była słodka gdy się rumieniła. Miał nadzieję, że jej Wybranek docenia każdy element składający się w uroczą Lisiczkę.
    Spoważniał gdy jednak postanowiła powiedzieć mu o czymś ważnym. Nie czas na żarty. Akurat Thorn był bardzo dobrym powiernikiem, bo wszelkie powierzone mu sekrety trzymał w swej zamkniętej dla innych pamięci, chronionej Blokadą. Nie paplał na boki, nie dzielił się cudzymi sekretami na Bankietach Szlachty, jak potrafili robić to inni Arystokraci.
    - Będzie to świadczyło, że mi ufasz. A to niesamowicie mnie ucieszy, Julio. - powiedział łagodnie i posłał jej pokrzepiający uśmiech. Jednocześnie zaniepokoił się jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że nie władowała się w żadne bagno. Jeśli jednak... to będzie miał spory problem. Jak pogodzić to, że jest jego Przyjaciółką z obowiązkiem Gwardzisty? Zwłaszcza jeśli w kłopoty w które się wpakowała była też wmieszana kradzież, napad lub... trup.
    Odrzucił głupie myśli przyglądając się dziewczynie uważnie. Szkoda, że nie potrafił czytać w myślach, może byłoby łatwiej?
    Wysłuchał jej bez przerywania. W trakcie jej przemowy, uspokoił się. Miała kłopot, ale nie aż tak wielki by naginać przepisy Krainy Luster. Z drugiej jednak strony, skoro przejmowała się czymś takim, oznaczało to, że jest to dla niej poważna sprawa.
    W czasie słuchania opuścił powieki do połowy, nie oznaczało to jednak, że go znudziła. Po prostu obserwował ją gdy mówiła, bez emocji na twarzy, z kamienną twarzą. Kiedy skończyła, podrapał się po brodzie patrząc w sufit. Nie wiedział co jej powiedzieć, bo ciężko było mu wczuć się w jej sytuację.
    - Prawdopodobnie był to sprawdzian. - powiedział posyłając jej delikatny, niewymuszony uśmiech - I jeśli osoba którą ratowałaś przeżyła... Nie martwiłbym się zbytnio oceną Nauczycieli.
    Nie mógł jej powiedzieć, że sprawdzi co dalej z tym operowanym Członkiem Stowarzyszenia. Nie mógł się przyznać, że wmieszał się w sprawy Czarnej Róży, że chce do nich przynależeć i co więcej, zajmować całkiem wysokie stanowisko. Nie, nie teraz. Nie może narażać jej tą wiedzą na niebezpieczeństwo. Ani siebie. Przecież nie mogła jak on chronić zdobytych informacji za zasłoną Blokady.
    - Nie znam przepisów Kliniki ale podejrzewam, że wyniesienie leków poza jej tereny przez młodą, praktykującą Medyczkę... nie jest najlepiej postrzegane przez starszych Lekarzy? - skrzyżował ręce na piersi i zamyślił się na chwilę - To normalne, że się boisz ale powiedz mi... Czy ktoś zwrócił ci już na to uwagę? Dyrektor albo... - skrzywił się na wspomnienie drugiego mężczyzny - ...Ordynator? - nie przepadał za gościem, bo tamten źle rozpoczął znajomość - Może za bardzo się przejmujesz? To znaczy... nie zrozum mnie źle, to nie tak, że należy zignorować problem ale... Może skoro sprawa ucichła to nikt nie będzie drążył tematu? - usiadł głębiej na łóżku i oparł się łokciem o posłanie, usadawiając się w taki sposób, że prawie leżał na pościeli. Cały czas patrzył na nią, wyrażając w ten sposób szacunek dla rozmówcy.
    - Chyba faktycznie potrzebujesz odpoczynku od tego miejsca, Lisiczko. - powiedział po dłuższej przerwie z troską w głosie - Przemyśl proszę moją propozycję, u mnie wypoczniesz, nie będę cię niepokoił, chyba że będziesz sobie tego życzyła. - skinął jej głową z szacunkiem i uśmiechnął się wesoło - Z resztą znasz już Domowników a oni ciebie. Będzie ci u nas dobrze.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 26 Luty 2018, 22:03   

    Opuściła niepewnie uszka i zamyśliła się - nie wiem co bym chciała w zamian...może po prostu to, że mogę u Ciebie pomieszkać? - zapytała niepewnie - albo po prostu pokrycie kosztów tuszy, nic więcej mi nie potrzeba - powiedziała zgodnie z prawdą. Głupio jej było brać od niego pieniądze, ale domyśliła się, że jak powie, że nic nie chce to on na pewno wymyśli coś za nią, a tego trochę się obawiała - i musisz mi dać czas na znalezienie tego różowego i seledynowego tuszu, muszą być odpowiednio rzucające się w oczy, a to może chwile potrwać zanim je znajdę lub poproszę o sprowadzenie ich ze Świata Ludzi - wyszczerzyła się wrednie, nawiązując do ich rozmowy sprzed operacji. Wiedziała, że brunet chce czarny wzór, ale czemu mu trochę nie podokuczać skoro sam to tak ochoczo robił?
    Była mu wdzięczna, że może mu się zwierzyć, bo naprawdę jej to ciążyło. Pokręciła głową - on żyję, chodzi, nie wygląda na Stracha i nawet z nim rozmawiałam po tym zabiegu... więc nim mu nie jest - powiedziała spokojnie, nie podnosiła jednak wzroku.
    Zagryzła niepewnie wargę - nie mogę wynosić leków, bo jest to uznane za kradzież. Nie zgłosiłam tego, a tego samego dnia mieliśmy z Ordynatorem kontrolę apteczek i wyszło, że brakuje tego jednego leku...więc zainteresował się tym nasz... - szukała odpowiedniego słowa, bo nie mogła Marionetki nazwać Kuratorem - Księgowy i musiałam podpisać protokół, w którym było napisane iż dałam to pacjentowi, którego pomagałam leczyć. Nie mogłam przecież powiedzieć, że prowadziłam zabieg sama....dodatkowo było tam wspomniane, że leczyłam bez uprawnień lekarskich, a nie mogę im powiedzieć, że w Szkarłatnej Otchłani mam takie uprawnienia - przetarła dłońmi twarz - Ordynator przy tym był, więc on o tym wie, a Dyrektor chyba jeszcze nie...bo nic nie mówił, ale raczej nie wyrzuci mnie przez to - powiedziała, wzdychając - Bardziej martwi mnie to, że nie mogę powiedzieć kim są moi nauczyciele, a już ten Księgowy podejrzewa, że należę do jakiejś małej głupiej organizacji, która przyjmuje takie głupie dzieci jak ja...ale wątpię, by nakierował się na Różę - powiedziała w końcu odchrząknęła bo znów zbierało jej się na płacz - ale co mam zrobić w takiej sytuacji, jak znów zapytają kim są moi nauczyciele? - zapytała cichutko, kuląc się w sobie - może naprawdę jestem jeszcze dzieckiem i nie powinnam się brać do takiej pracy....
    Przytaknęła mu, wpatrując się w podłogę przed sobą - ja...chętnie skorzystam z zaproszenia....nie mogę uciec z pracy, ale chętnie odpocznę chociaż po niej - powiedziała cichutko, zamykając oczy.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 28 Luty 2018, 21:18   

    - Sam zaproponowałem, byś u mnie pomieszkała. - zmarszczył brwi - Jak mógłbym oczekiwać zapłaty za to? Tym bardziej, że pozostali Domownicy z pewnością ucieszą się z twojej obecności. - dodał już bez zniecierpliwienia, z uśmiechem - Przecież już o tym wspominałem.
    Wyszczerzył zęby gdy wspomniała o kolorowych tuszach i skinął głową. Jeśli tak to ma wyglądać, proszę bardzo! Lubił się droczyć a jeszcze bardziej lubił, gdy ktoś inny się z nim droczył. Oznaczało to, że ma dobry humor.
    Wysłuchał jej słów i zamyślił się. Bardzo chciał jej pomóc. Powinien, jako Przyjaciel, prawda? Polegała na nim i zwierzała się, bo chciała poznać jego zdanie. Nie bardzo wiedział jak ma się do tego ustosunkować, bo problem dotyczył Kliniki. Nie mógł za nią podejmować decyzji. Żył już kilkaset lat ale ta sytuacja była mu nowa.
    - Skoro żyje i ma się dobrze, nie przejmuj się Nauczycielami. - powtórzył. Jednocześnie zapamiętał by dowiedzieć się kim są jej Mentorzy. Chciał poznać ocenę i za wszelką cenę sprawdzić co można byłoby poprawić. Nie może tak być, że rzucają młodą dziewczynę na tak głęboką wodę. Nawet jeśli było to w dobrej myśli albo podyktowane pośpiechem. Jeśli jednak odbyło się to na szybko, bez wcześniejszego przemyślenia bo miała miejsce sytuacja kryzysowa... Należało tak przeorganizować wszystko, by nie dopuszczać do takich niespodzianek. Proste.
    Uśmiechnął się jednak gdy wspomniała, że wie o tym jedynie Księgowy i Ordynator.
    - A czy są ci osobami życzliwymi? - zapytał przekrzywiając lekko głowę w zaciekawieniu - Jeśli tak, porozmawiaj z nimi. Albo z jednym z nich na początek. Szczerze. Myślę, że zostanie to docenione. - skinął głową. Wcale nie był pewien czy faktycznie taka rozmowa pomoże Julii ale... co innego miał powiedzieć? On doceniłby gdyby w takiej sytuacji Podopieczny przyznał się do wszystkiego. Bez bicia.
    Pstryknął palcem łapiąc się fragmentu o Księgowym i jego wiedzy na temat organizacji. Jednocześnie jednak zmarszczył brwi i zacmokał zaniepokojony.
    - Lisiczko, uważaj na słowa. - powiedział i westchnął - Właśnie przyznałaś się przede mną, że masz związki ze Stowarzyszeniem Czarnej Róży. - pokręcił głową - Kilka lat temu odprowadzałem cię do Wieży i mógłbym na tej podstawie podejrzewać o tym kim jesteś, ale nie powinnaś mówić mi o tym wprost. - sięgnął dłonią i pociągnął ją za rękę, by usiadła na jego łóżku. Jeśli to zrobiła, przytulił ją zamykając w objęciach.
    - Nie martw się. Nie podzielę się z nikim tą wiedzą. - powiedział już cieplej - Jeśli zaś chodzi o Księgowego, myślę, że to z nim powinnaś porozmawiać. Na spokojnie. Wyjaśnić, że za cenę wiedzy jaką zdobyłaś musisz stawiać się w Wieży by nieść pomoc Członkom Stowarzyszenia. Nie musisz mówić, że do nich należysz, możesz wspomnieć tylko o pomaganiu. - posłał jej uśmiech - Jeśli ładnie to rozegrasz, nie powinien się gniewać. A jeśli pięknie to rozegrasz, nie powiadomi Dyrektora. Z resztą nawet jeśli... Mam wrażenie, że pan van Vyvern to rozsądna osoba i w razie czego zrozumie. - dodał - Wszystko ma swoją cenę, w twoim wypadku musisz płacić Nauczycielom umiejętnościami jakie nabyłaś dzięki nim. A nabyłaś je, by zacząć pracować w Klinice. A z tego co pamiętam, marzyłaś o tym kilka lat temu.
    Uśmiechnął się do niej i puścił ją. Był zmęczony i głodny jak wilk, ale aktualnie był zajęty rozmową. I nie chciał jej kończyć, tak dobrze mu się z nią rozmawiało. Mimo, że poruszali dość delikatne kwestie.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 28 Luty 2018, 22:15   

    Westchnęła i pokręciła głową - ale ja się nimi nie przejmuje...powiedziałam o tym, żeby przedstawić sytuację, od której to wszystko się zaczęło - powiedziała lekko zrezygnowana - to było w dniu, kiedy tu przyjechałeś...między innymi dlatego tak na Ciebie naskoczyłam...Nałożyło się po prostu za dużo spraw na raz - westchnęła i przetarła twarz dłońmi. Urodziny, rocznica, sprawdzian, problemy z Banem...wszystko na raz. Jak ona miała sobie z tym poradzić bez kogoś z kim spokojnie może sobie porozmawiać? No nie miała jak.
    Znów westchnęła - rozmawiałam z nimi o tym. W sumie nie miałam wyboru...i z Księgowym nie będę rozmawiać...nie lubię go- ostatnie słowa wypowiedziała cichutko. Może i było to dziecinne, ale naprawdę nie przepadała za Janem Sebastianem. Nikt jej nigdy tak nie przezywał jak on...już wolała być nazywana dziwadełkiem. Nie był miły i nie potrafił zrozumieć, że ktoś chce się zająć też czymś innym niż rozmawianie z jakimś śmierdzielem.
    Otworzyła szerzej oczy i spojrzała na niego zaskoczona - przepraszam...ja byłam przekonana, że...że o tym wiesz - powiedziała cichutko, kuląc się w sobie - ja się chyba naprawdę do tego nie nadaję - westchnęła, a głos jej się załamał. Nie opierała się, gdy Cierń wciągnął ją na łóżko. Wtuliła się w niego ufnie. Potrzebowała teraz takiej bliskości.
    Zadrżała cała i się najeżyła - już wolę o tym porozmawiać z Dyrektorem - przyznała niechętnie - z Księgowym na pewno się nie dogadam. On nie lubi mnie, a ja jego, więc pewnie do niczego by pozytywnego nie doszło - westchnęła - pewnie znów on by pokazywał jaki jest mądry, a ze mnie by zrobił tylko głupie dziecko, które potrafi tylko się denerwować - powiedziała i wtuliła się mocniej do Gwardzisty. Nie wiedziała czy chce rozmawiać o tym z kimkolwiek, będzie musiała pomyśleć. Może najpierw zapyta Bane'a o to co powinna zrobić, a potem pójdzie dalej. Nie martwiła się aż tak, że Opętaniec ją wyrzuci...chociaż ona nie była tak ważna jak Ordynator, więc nie mogła mieć tej pewności, mimo iż to co zrobiła raczej nie wymagałoby gorszej kary niż to co zrobił Cyrkowiec.
    Siedziała chwilę, powstrzymując łzy po czym westchnęła cicho - może jednak pójdę po coś do jedzenia? - zapytała, nie podnosząc jednak wzroku - zjem razem z Tobą...jakoś nie mam teraz ochoty na jedzenie w samotności - przyznała i spojrzała na niego niepewnie, jakby z nadzieją, że się zgodzi.
    Jeśli wyraził taką chęć to od razu poszła poprosić o coś na obiad, prosząc dla siebie o mniejszą porcję. Lepiej to będzie wyglądać niż jakby miała zostawić prawie cały talerz. Coś jednak musiała zjeść.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 3 Marzec 2018, 19:51   

    Westchnął bo zaczynał się nieco gubić w opowieści. Co prawda rozumiał co się stało, ale nie pojmował stosunku dziewczyny do tej sprawy. Bała się? Żałowała?
    Chyba był po prostu zmęczony, mimo, że nic wielkiego nie zrobił. Głód dawał o sobie znać, delikatnie burczało mu w brzuchu, co próbował zamaskować ruchami na łóżku. Poprawiał się, wiercił ale nie dawał nic po sobie poznać.
    - Już rozmawialiśmy o twoim wybuchu. - powiedział z przesadną powagą - Uznaję temat za zamknięty. - dodał patrząc jej w oczy. Nie można roztrząsać swoich błędów. Owszem, należy je przemyśleć by wynieść z nich naukę, ale jeśli Julia będzie tak długo rozmyślała o wszystkim złym co się stało, wykończy się. Stanie się zgorzkniałą, niezdolną do radości osobą. A przecież taka nie była. Życie doświadczyło ją zadziwiająco mocno, ale nie mogła się po prostu załamać.
    Prawdziwą siłą jest powstanie z klęczek, mimo kamieni jakimi obrzuca cię los. Z wysoko uniesioną twarzą.
    Przytulił ją i chyba jej to pomogło. Potrzebowała tego, w końcu gdzieś wewnątrz nadal była skrzywdzoną dziewczynką. Tak jak on skrzywdzonym chłopcem. Dlaczego krzywda tak spaja ze sobą istoty?
    Pogłaskał ją po plecach, tuż pod skrzydłami. Zazdrościł Opętańcom skrzydeł, możliwości szybowania w przestworzach. Zawsze patrzył na nie z podziwem i zastanawiał się co czują skrzydlate istoty, przemierzając niebo, przecinając je swoimi wielkimi, pięknymi skrzydłami.
    - Każdy ma jakieś swoje słabości. - powiedział patrząc w ścianę, gdy oparł podbródek na jej głowie. Nie kierował tych słów do nikogo konkretnego, dlatego dziewczyna mogła początkowo nie złapać sensu wypowiedzi.
    - Nie lubi cię? - zapytał unosząc brew - A powiedział ci to wprost? - kącik jego ust powędrował ku górze gdy się od niej odsunął by spojrzeć w jej twarz - Może wcale nie jest taki zły? Może za fasadą kogoś, kto pokazuje jaki jest mądry, kryje się chwiejna postać? Może za arogancją, jeśli faktycznie jest taki jak mówisz, chce ukryć swą niepewność albo... ból? Pomyślałaś o tym, Lisiczko? - zęby błysnęły w uśmiechu - Nic nie jest takie, na jakie wygląda. Zapamiętaj me słowa, słowa zdziadziałego, długowiecznego Rogacza. - w oczach błysnęło rozbawienie na ostatnie słowa - Nawet ja noszę w sobie kropelkę mroku i pięknie to ukrywam. I wcale nie chodzi mi o kolor włosów czy rogi, bo akurat tego nie jestem w stanie schować. - pogłaskał jej policzek z łagodnym uśmiechem a tęcza w jego oczach przygasła na chwilę.
    Uśmiech uleciał a on cofnął rękę. Zamyślił się i mimo, że patrzył na nią, jego oczy zdawały się nie widzieć.
    Nie zatrzymał jej gdy postanowiła iść po coś do jedzenia. Jego żołądek radośnie przytaknął na propozycję obiadu, ale mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Myślami był daleko.
    Jak będzie wyglądało jego życie? Będzie musiał zająć się Abi. Że też musiało się to trafić w tak trudnym i stresującym dla niego okresie. Jak pogodzi ze sobą opiekowanie się nią i wzmacnianie pozycji rodu? A jak ukryje, że zainteresował się Stowarzyszeniem?
    W jego umyśle ponownie rozbrzmiała groźba Gawaina. Pora na to była bezsensowna, bo przecież nie przejął się jego słowami. A może... może jednak?
    Spojrzał w okno. Nie może leżeć bezczynnie. Już za długo odpoczywał... Porozmawia z Dyrektorem i szybko opuści Klinikę. Musi zająć się Abigail i resztą spraw.
    Chciał... odwiedzić Yako. Dowiedzieć się czy wszystko z nim w porządku ale w obliczu tego co powiedział Cień... Nie. Nie zobaczy się z nim, chyba, że Demon sam będzie tego chciał. Thorn nie będzie już wymuszał spotkań, nie wyśle ani jednego zaproszenia więcej.
    Mrok w jego sercu zakotłował się radośnie, niczym dzikie zwierzę, które poczuło, że szczeble klatki rozszerzyły się nieco, dały mu więcej miejsca.
    Arystokrata zmarszczył brwi. Chyba gdzieś tam w środku duszy liczył na to, że operacja nie wyjdzie. Że Lekarze popełnią błąd, że jego życie zakończy się właśnie dzisiaj.
    Myśl ta przeraziła go.
    Tak bardzo go przeraziła...
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 5 Marzec 2018, 15:08   

    Skuliła uszka, słysząc jego poważny ton. Nie chciała do tego wracać, ale chyba sama byłą już zbyt zmęczona, żeby myśleć. Słysząc jego pytanie, pokręciła głową - nie powiedział mi tego wprost - przyznała - ale takie mam wrażenie...poza tym nigdy nie umiałam się dogadać z Marionetkami - westchnęła. Nie chciała gadać o tym śmierdzielu. Nie mogła powiedzieć Cierniowi, że jechało od Kuratora na kilometr wódą, spyrolem i innymi alkoholami, bo mogłoby to popsuć opinię Kliniki, a tego nie chciała. Poza tym, Marionetka nie pracował z pacjentkami, więc nie było zagrożenia, no i był Marionetką, czyli nie mógł się upić...prawda?
    Skuliła się w jego objęciach - przepraszam...nie pomyślałam, ale naprawdę nie uśmiecha mi się rozmowa z nim. Sama jego obecność mnie drażni, więc raczej nie zaproszę go na herbatkę do pokoju, miłą pogawędkę - wzdrygnęła się z wyraźnym obrzydzeniem. Nie miała nic przeciwko Marionetkom, ale ten konkretny ją naprawdę odrzucał. Miała nadzieję, że jak kiedyś będzie chciała spędzić czas z Bane'em, albo wyjść z nim na spacer to nie okaże się, że będzie za nimi lazł, bo chyba nie wie co mu wtedy zrobi. Każe wrócić do Kliniki i siedzieć na tyłku.
    Wtuliła się delikatnie w jego dłoń, jednak szybko zmarszczyła brwi. Coś było nie tak, ale nie wiedziała co. Słysząc burczenie w jego brzuchu, szybko pobiegła poprosić o coś do jedzenia dla nich i wróciła. Widząc, że jest jakiś nieobecny, wzięła jego twarz w dłonie i spojrzała mu w oczy. Może niezbyt mądry ruch, ale jak ją zaatakuje to jakoś to przetrwa. Raczej nikt się nie zorientuje o ile go nie przyłapie na nim, że Julia została zaatakowana, więc nie powinno być dramy jak w przypadku Rosie.
    - Braciszku co się dzieje? Źle się czujesz? - zapytała, oglądając go uważnie. Zapomniała o tym, że przed chwilą prawie mu się popłakała. Teraz znów była w pracy, a on był jej Pacjentem. Jego zachowanie naprawdę ją zaniepokoiło.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 5 Marzec 2018, 21:13   

    Gdy usłyszał, że Julia nie chce rozmawiać z Księgowym, wycofał się. Nie będzie jej namawiał, przecież umie sama zadbać o siebie. On nie jest od tego by jej ojcować. Tym bardziej, że okazało się, że ma komu prawić morały - Abi pojawiła się w jego życiu nagle, ale nie potrafił powiedzieć czy to dobrze, czy źle. Z jednej strony z pewnością będzie ciężko, z drugiej jednak... Ostatnio czuł się bardzo samotny. Był u niego Yako, było miło a potem... Potem ta rozmowa z Keerem która zburzyła wszystko. I o ile do niedawna zależało mu na zbliżeniu się do Cienia, teraz zastanawiał się czy ma to w ogóle sens. Zazdrość Gawaina była bardzo mocna. Dzika, mężczyzna nie panował nad sobą gdy pojawiał się temat Demona. Oczywiście Thorn swoim prowokowaniem ostatecznie doprowadził do wybuchu ale czy Lisołak nie jest wolny? Arystokrata nie widział na jego szyi obroży, nie widział smyczy. Skoro chciał spędzać czas z Upiornym, Keer powinien zamknąć mordę i to przeboleć. O ile w ogóle faktycznie go kocha.
    Aeron słyszał o Cieniach wiele. Nie potrafił rozpoznać typu, bo chyba nikt tego nie umiał, ale słyszał, że bywają tacy, którzy bronią źródło smakowitych snów jak skarbu. Z jednej strony rogaty nie dziwił się takiemu zachowaniu, lecz na dłuższą metę taka relacja jest bardzo toksyczna. Czy Yako jest zadowolony z takiego układu? A może sam zabiegał o coś tego typu?
    Arystokrata oparł się o podniesiony materac łóżka i wygładził kołdrę zakrywającą mu dolne części ciała. Jego ciało przeszedł dreszcz. Za długo wylegiwał się w łóżku. Musi wrócić do Koszar, znowu zacząć trenować i poświęcić się pracy. Przecież tak łatwo wtedy zapomnieć o problemach. Tak łatwo ukryć złe samopoczucie.
    Samotność boli. Może teraz gdy w jego Domu pojawi się Abigail i choć na chwilę zamieszka Julia, będzie weselej? Domownicy, mimo, że byli życzliwi i przybiegali na każde zawołanie, prowadzili też własne życie. I nie co dzień zabiegali o towarzystwo młodego Lorda. Bywały dni kiedy sam spacerował po ogrodzie i przyglądał się Szklanym Różom, wyrosłym dzięki poświęceniu Yako...
    Potrząsnął głową i zmarszczył brwi, odganiając myśli. Dlaczego wciąż myślał o Lisołaku? Nie! Musi zapomnieć o płomiennej relacji jaka ich łączyła. Skoro Keer nie życzy sobie by się spotykali, proszę bardzo. Już za długo Thorn mieszał się w ich związek. Zbyt wiele razy mącił i narzucał swoje towarzystwo. Dosyć już tej farsy.
    Wróciła Tulka a on posłał jej blady uśmiech. Gdy poczuł zapach potraw które przyniosła, zaburczało mu w brzuchu ale wzrok jakby pojaśniał. Ucieszył się, że przyniosła też porcję dla siebie.
    Zrobił jej miejsce by usiadła na łóżku, by miała gdzie położyć tacę. Gdy złapała go za twarz, spojrzał w jej oczy. Nie unikał jej taksującego wzroku. Stała się poważna a po jego głowie przemknęła myśl: "No tak, już nie jesteś słodką, nieśmiałą dziewczyneczką. Jesteś Medykiem o stalowych nerwach."
    Zdał sobie sprawę z tego jak bardzo szybko płynie czas. Ile jeszcze żyć zakończy się na jego oczach? Ilu Przyjaciół przeżyje? Przecież Julia, Gopnik czy inni jego znajomi nie będą żyć wiecznie. Kiedyś ich pożegna, wznosząc toast, upijając się w samotności w swojej Rezydencji. Zawsze tak robił gdy kogoś tracił. Po wojnie nie opuszczał Domu przez kilka miesięcy.
    Odgarnął jej białą grzywkę i uśmiechnął się do niej czule. W jego oczach błysnęła nostalgia.
    - Uwielbiam twoje dwukolorowe oko. Dlaczego je kryjesz? - zamrugał swoimi tęczowymi oczami - Jest unikalne. Jak cała ty. - uniósł ręce i odjął jej dłonie od swojej twarzy, nakrywając je swoimi palcami. Ścisnął jej ręce, jakby miało być to odpowiedzią na jej pytanie.
    Czuł się całkiem dobrze. A przynajmniej fizycznie, ale z tego co wiedział, zwykły Medyk nie uleczy psychiki. Miał swoje problemy ale przecież jest silny, musi być silny by stawić im czoła sam. Inaczej nie będzie godzien uczuć jakimi obdarzają go jego bliscy. Straci w oczach Caiusa, Alden po prostu prychnie i odleci a Bianka pewnie pociągnie nosem, zapłacze i czmychnie w las prowadzić swoje kocie życie. A Abi? Ta mała dziewczynka która zaufała mu na tyle, by bez kręcenia nosem uznać go za swoją rodzinę? Mała Księżniczka...
    Uśmiechnął się do Julii już pewniej, bo uczucia innych o których sobie przypomniał przysłoniły mrok. Wskazał na jedzenie.
    - Jedzmy, Lisiczko, bo wszystko ostygnie. Smacznego. - powiedział i zabrał się za jedzenie. Dostał lekki posiłek, ale porcja była solidna. Nigdy się nie przejadał a to co otrzymał było w sam raz by uciszyć żołądek ale nie zapchać brzucha.
    Jak zawsze po jedzeniu poczuł się senny. Westchnął odkładając sztućce na tacę, a tacę na szafkę przy łóżku. Podziękował za wspólny posiłek po czym przeciągnął się, wyciągając ręce nad głowę.
    - Wybacz, kiepski ze mnie partner do rozmowy gdy jestem senny. - zaśmiał się, rozładowując napięcie - Bardzo miło mi zajmować wasz czas, ale jestem ciekaw ile potrwa moje dochodzenie do siebie. - zagaił po chwili - Wiesz może ile czasu z mojego długowiecznego życia przyjdzie mi trwonić u was na grzecznym leżeniu? - zachichotał, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Chciał działać. Czuł się zmęczony ciągłym odpoczywaniem.
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,37 sekundy. Zapytań do SQL: 9