• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Pokój nr 3
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 30 Styczeń 2018, 00:48   

    Gdy usłyszał pukanie do drzwi, otworzył oczy ale nadal utrzymywał je zmrużone tak, ze patrzył na przybysza jedynie przez cienkie szparki. Do pokoju weszła Julia.
    Chciał się uśmiechnąć i przywitać, ale fala bólu znowu zalała mu umysł, paraliżując całe ciało. Skrzywił się i odwrócił głowę. Nie chciał by dziewczyna odebrała to jako reakcja na jej przybycie.
    Gdy ktoś zdjął z niego Abigail, syknął. Ciężar zdjęty z jego ciała sprawił, że plecy wygięły się wracając do normalnego układu. A to bolało.
    Odczekał aż dziecko zostanie wyniesione po czym odwrócił się do Tulki.
    - Dzień dobry. - powiedział chrapliwie, głosem zupełnie niepodobnym do swojego naturalnego, zmienionym przez ból.
    Przez chwilę przyglądał jej się uważnie, taksując jej twarz. Nie było mu do śmiechu a jednak posłał jej miły uśmiech. Trochę blady, ale jednak.
    - Wydaję mi się, że prosiłem byś w sytuacjach gdy jesteśmy sami, mówiła mi na "ty"... - powiedział powoli.
    Posłuchał jej zaleceń. Trochę zdziwiło go, że to ona miała dać mu zastrzyk, ale nie oponował. Gdy jednak Julia opuściła oparcie, krzyknął nagle. Nie zdążył stłumić odruchu. Wygięty kręgosłup rwał jak cholera po nocy przespanej w zmienionej pozycji.
    Upiorny spojrzał na nią i wymamrotał przeprosiny, krzywiąc się. Zaczął unikać jej wzroku bo zrobiło mu się wstyd, bo okazał słabość.
    Poprosił też o pomoc, miał ogromne problemy ze wstaniem i zmianą pozycji. Gdy wreszcie położył się na brzuchu i opuścił bieliznę, zamknął oczy w oczekiwaniu na zastrzyk. Miał przynieść ukojenie... o nie w tej chwili prosił Thorn każdego z dawnych i nowo poznanych dzięki książkom Anomandera bogów. Nawet tych z głowami zwierząt.
    - Cieszę się, że widzę cię całą i zdrową, Lisiczko. - powiedział łagodnie ale nie poruszył się - Spełniłaś swe marzenie, zostałaś Medykiem. Czy jesteś... szczęśliwa? Tutaj?
    Nie odwrócił się też, bo w obecnej chwili każdy ruch sprawiał mu ból porównywalny do przekłuwania ciała rozgrzanymi do czerwoności prętami.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 30 Styczeń 2018, 01:08   

    Przycisnęła mocniej do siebie skrzydła i opuściła uszy - nie byłam pewna czy po moim ostatnim wyskoku, oraz po tym, że przez dwa lata nie dawałam znaku życia nadal mam do tego prawo - przyznała niepewnie. Ale ucieszyło ją to, że zwrócił jej na to uwagę. Oznaczało to, że nadal miała u niego jakieś chociażby minimalne względy, że nie zawaliła całkowicie.
    Gdy krzyknął położyła po sobie uszy, ale nie mogła panikować - przepraszam... proszę wytrzymaj, to ostatnie takie chwile - powiedziała spokojnym głosem. Nie komentowała tego, że ma mu pomóc oraz tego, że wyrwał mu się krzyk. Był teraz pacjentem i miał do tego całkowite prawo. Nie uważała go za słabego. Podziwiała go, że tyle wytrzymał choc nadal uważała, że jest idiotą, że nie przyszedł do nich wcześniej ze swoim problemem. Pewnie uważał, że zaraz mu przejdzie i wróci znów do pracy. Ech...uparciuch. Z tego co pamiętała z tego roku, w trakcie którego go odwiedzała to zawsze taki był. Nie zawsze pozwalał jej się opatrzyć czy wyleczyć. Po prostu uważał, że nie ważne co mu jest, przejdzie samo, albo przy pomocy jakiś ziołowych toników.
    Szybko uporała się z zastrzykiem i zasłoniła mężczyźnie pośladek. Uśmiechnęła się, zdejmując gumowe rękawiczki - Tutaj jestem tylko pielęgniarką na okresie próbnym, jeszcze trochę mi zajmie zanim będę pełnoprawnym medykiem. Przynajmniej w Krainie Luster, bo w Otchłani mam już trochę większe uprawnienia, choć lekarze, którzy tu pracują o tym nie wiedzą - powiedziała łagodnie. Zapytała też czy nie ma nic przeciwko by usiadał obok i jeśli nie miał to przysunęła sobie krzesło do łóżka. Usiadła na nim, krzywiąc się lekko. Chyba będzie musiała znów się przyzwyczaić do porządnych koni, bo nie wytrzyma jeśli tak będzie po każdej małej przejażdżce na Paladinie - a czy jestem szczęśliwa? Sama nie wiem - przyznała niepewnie - bardzo się cieszyłam gdy niedawno pan Anomander przyjął mnie na okres próbny, ale co chwila robię jakieś głupoty, a do tego...wynikło trochę sytuacji, które sprawiają, że mam mętlik w głowie - przyznała, wzdychając ciężko. Opuściła przy tym głowę, przymykając lekko oczy.
    - Poczekamy piętnaście minut aż leki zaczną działać - powiedziała. Miała nadzieję, że nie będzie na nią zły, że usiadła. Ale co miała robić. Stać nad nim i gapić się jak nie jest w stanie nawet się ruszyć? - potem dam Ci ubrania na zmianę i poproszę, żebyś się umył - poinstruowała go dalej. Mieli jeszcze trochę czasu, ale nie wiedziała o czym by miała z nim rozmawiać. Trochę nadal się obawiała, że nie jest już zły. Bardzo nie chciała go denerwować. Ale niestety pojawił się o niewłaściwym czasie. Gdy Julii brakowało tylko małego impulsu by wybuchnąć. I niestety stało się to na oczach Dyrektora Kliniki. Miała naprawdę wielkie szczęście, że Cierń nie był typowym Arystokratą. Zastanawiało ją też czy nadal będzie mogła go nazywać Braciszkiem...tak jak to robiła kilka lat temu.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 30 Styczeń 2018, 21:27   

    - Faktycznie nie widzieliśmy się sporo czasu. - przyznał, chwilowo ignorując wzmiankę o jej wybryku. Nie powiedział jednak nic więcej, bo był skupiony na tym, by nie okazywać słabości.
    Krzyknął, co spowodowało, że momentalnie zamknął się w sobie i przez chwilę wykonywał jej polecenia w milczeniu. Jedynie zmarszczone brwi potwierdzały, że nie był bezmyślną maszyną.
    Zastrzyk nie bolał, tak jak i poprzednie. W Klinice znali się na leczeniu, nie poczuł igły. Odczekał jednak chwilę zanim się poruszył. Julia pomogła mu podciągnąć bieliznę, poprosił ją też by pomogła mu unieść się do siadu. Starał się nie opierać na niej całego ciężaru bo dziewczyna wyglądała na zmęczoną. No i... była bardzo drobna. Trochę za bardzo, jak na jego gust.
    Ucieszył się, gdy postanowiła dotrzymać mu towarzystwa. Tak długo nie mieli okazji spokojnie porozmawiać. Ich spotkanie po latach nie zaczęło się dobrze.
    Zawiesił wzrok na jej twarzy i przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Taksował ją wzrokiem, szukając na ciele jakichkolwiek oznak, odpowiedzi, dlaczego była taka chuda. Zmrużył oczy i zamyślił się.
    Wiedział jak wyglądają istoty, które są wyniszczane od środka przez nerwy. Tulka z pewnością miała swoje problemy, w końcu miała swoje życie, ale gdy tak patrzył na nią, czuł przemożną chęć zaopiekowania się tą ledwo dorosłą, lisią dziewczyną ze skrzydłami.
    Teraz co prawda będzie musiał zająć się Abi ale... czy Julia odmówiłaby, gdyby poprosił ją o pomoc? Miała dobre serca... Nie. Thorn poczeka z tym jeszcze. To nie czas na obarczanie jej dodatkowymi problemami. Najpierw mus wybadać grunt, przekonać się, że dziewczyna ma tutaj wszystko czego potrzebuje.
    Jego twarz z każdą minutą wygładzała się, bo ból znikał jak za sprawą magicznej różdżki. Mięśnie rozluźniały się, Thorn mógł nawet samodzielnie, bez krzywienia się, poprawić się na siedzisku.
    - Kiedy odprowadzałem cię do Wieży... miałem nadzieję, że pozostaniesz sobą. - powiedział z powagą - Pamiętasz co ci wtedy powiedziałem? - zapytał - "Wieża zmienia każdego." - powtórzył, bo przecież Lisiczka nie musiała pamiętać jego słów sprzed kilku lat - Myślę, że i w tobie zaszła zmiana. Musisz jednak odpowiedzieć sama sobie... Co się zmieniło i dlaczego. Zastanów się, czy problemy z którymi się zmagasz nie wynikają właśnie z tych zmian. - przeczesał włosy dłonią, odwracając twarz w bok i patrząc na szybę okna.
    Nie chciał jej ganić ani pouczać ale zastanawiało go, dlaczego przez tyle lat go nie odwiedziła. Zastanawiał się jakie zmiany zaszły w tej słodkiej, nieco fajtłapowatej dziewczynce z lisimi uszami i ogonem oraz niesamowitym pechem w życiu.
    Gdy na nią ponownie spojrzał, uśmiechnął się i sięgnął po jej dłoń. Zamknął ją w swoich palcach.
    - Jesteś silną kobietą. Już wtedy, gdy cię poznałem i stanęłaś między mną a Panią Jeziora... wiedziałem, że masz w sobie siłę zdolną góry przenosić. - powiedział ciepło - Musisz jednak na powrót odnaleźć ją w sobie i dobrze ukierunkować. Nie pozwól sobą pomiatać, przecież stać cię na wiele.
    Zamilkł i jedną dłonią sięgnął ku jej twarzy. Odgarnął palcami białą grzywkę i pogłębił uśmiech gdy napotkał spojrzenie jej dwubarwnego oka. W jego uśmiechu było coś... zawadiackiego. Może chciał odwrócić jej uwagę od problemów?
    Pozostawała jednak jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Cofnął ręce i wyprostował się, przyjmując postawę godną Arystokraty.
    - Lecz za twoje zachowanie w Recepcji muszę cię zganić. - powiedział chłodniej - Nie możesz w obecności osób trzecich zwracać się do mnie w ten sposób. Było nie było, jestem Szlachcicem i choćby z tego tytułu należy mi się szacunek. - odczekał chwilę po czym westchnął i zgarbił się jakby na jego barkach pojawił się niewyobrażalny ciężar. Przetarł dłonią twarz.
    - Wiesz... w tamtej chwili, miałem prawo cię zabić. - powiedział z powagą i spojrzał jej w oczy. Wierzył, że Tulka wie o co mu chodzi. Znieważanie wysoko urodzonych przy innych tego samego statusu, zawsze kończyło się krwawą sceną. Bo tak nakazuje niepisany kodeks szlachecki.
    - Nie mówię ci tego, by podkreślić swój status. - wyjaśnił już nieco łagodniej - Ale muszę to zaznaczyć, bo następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. Gdyby twój Dyrektor był... mniej wyrozumiały... dzisiaj nie rozmawialibyśmy w tej sali. Już nigdy byś mnie nie ujrzała a ja przez kolejne lata próbowałbym zmyć z rąk twoją krew. - musiał być dosadny jeśli chciał uchronić ją przed takimi sytuacjami.
    Zapadła cisza. Leki zaczęły działać dzięki czemu Thorn mógł w miarę klarownie myśleć. Postanowił po swoim wywodzie zaczepić o nieco milsze tematy. Jeśli na niego spojrzała, uśmiechnął się do niej łagodnie.
    - Wiesz... Alba bardzo tęskni. - powiedział cicho - I Bianka... Caius. Chociaż on to pewnie jak cię zobaczy, porwie cię do kuchni i przymusowo nakarmi, widząc jaka jesteś chuda... - zachichotał - Nawet... nawet Alden tęskni. Chyba cię polubił co jest dosyć... osobliwe.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 30 Styczeń 2018, 22:50   

    Była cierpliwa i delikatna. Nie pospieszała mężczyzny, ani też nie mówiła nic na temat tego, że potrzebuje pomocy. W końcu taka też była jej praca. Miała pomagać. Delikatnie pomogła mu się podnieść do siadu. Podniosła też na powrót oparcie łóżka wyżej niż było wcześniej, jakby jednak chciał się oprzeć. Usiadła prosto na krześle, czekając aż leki choć trochę zaczną działać. Mieli sporo czasu. Znów wstała wcześniej niż powinna, więc możliwe, że trochę za wcześnie przyszła do Arystokraty. Ale dzięki temu szybciej pozbędzie się bólu oraz może uda im się choć trochę porozmawiać. Dawno nie mieli takiej okazji. Cieszyła się więc, że nie miał nic przeciwko by została.
    Przytaknęła głową, słysząc jego pytanie. Westchnęła jednak cichutko słysząc jego dalszą wypowiedź - po części masz rację...ale nie do końca - zaczęła mówić powoli - zaszła we mnie zmiana, jednak nie do końca jest ona winą Wieży - spojrzała mu w oczy. Nie do końca wiedziała jak daleko mogła się posunąć, ale postanowiła zaryzykować - problemy zaczęły się dzień przed Twoim przybyciem do Kliniki...i nie mają nic wspólnego z Wieżą. Raczej są związane tylko ze mną. Po prostu mam pecha na każdym kroku. Nawet jak okazało się, że mam w Krainie Luster rodzoną siostrę to i tak niedługo potem sprawiłam, że prawdopodobnie nie chce mnie znać - westchnęła ciężko i spuściła wzrok - a zmiana we mnie wynika raczej z tego, że nie dorosłam zbyt szybko...przez co straciłam bardzo ważną dla siebie osobę i nigdy jej nie zobaczę - powiedziała smutno, ale nie płakała. Po prostu patrzyła się w jeden punkt. Prawą ręką zaczęła sobie delikatnie masować nadgarstek skryty pod rękawiczką. Znów czuła się samotnie. Ciekawe czy zmieni się to kiedyś. Ale nie na jeden wieczór tylko na dłużej.
    Drgnęła zaskoczona, gdy ujął ją za dłoń. Spojrzała na niego pytająco. Zarumieniła się, słysząc jego słowa. Tym bardziej gdy odgarnął jej grzywkę na bok, odsłaniając nie tylko dwubarwną tęczówkę ale również małą bliznę na brwi oraz zadrapanie pod okiem - w ogóle nie czuję się silna. Wręcz przeciwnie ostatnio mam wrażenie, że mam coraz mniej sił.... - spojrzała mu w oczy po czym odwróciła wzrok - przepraszam...nie powinnam tak mówić. W końcu jestem jeszcze dzieckiem, a przy Tobie to już w ogóle - uśmiechnęła się do niego przepraszająco. Już dość marudzenia! Musiała być silna - ale postaram się odnaleźć tę siłę. Obiecuję - dodała jeszcze, przechylając lekko głowę w bok.
    Opuściła pokornie wzrok i wysłuchała co Arystokrata miał do powiedzenia. Gdy skończył, cisza trwała jeszcze chwilę. W końcu jednak zdecydowała się odezwać - zdaję sobie sprawę z tego, że mogłam wtedy pożegnać się z życiem i jeśli byś tak zdecydował to nie stawiałabym się - odpowiedziała zgodnie z prawdą. I tak pewnie nikt by za nią nie tęsknił, a nawet jeśli to tylko przez chwilę - wiem też, że nic nie mnie nie tłumaczy ale... dzień nie zaczął się najlepiej, a gdy zobaczyłam Cię tutaj w roli...pacjenta - zgarbiła się, jakby chciała zniknąć - po prostu się wystraszyłam...martwiłam się co Ci jest...przepraszam, że tak na Ciebie wyskoczyłam... - dodała jeszcze, o wiele ciszej.
    Podniosła na niego niepewnie wzrok i odpowiedziała delikatnym uśmiechem. Słysząc jego dalszą wypowiedź, otworzyła szerzej oczy - naprawdę tęskni? Myślałam...że nie będzie mnie pamiętać - westchnęła - wiesz, że odkąd przestała do Ciebie przychodzić to nie siedziałam jeszcze na porządnym koniu, który by czegoś wymagała od jeźdźca? Zawsze dostawałam jakieś łagodne klaczki albo wałachy, którymi nawet za bardzo nie trzeba było kierować bo szły za koniem osoby, z którą jechałam - zrobiła naburmuszoną minkę. Lubiła wyzwania. Alba i Paladin właśnie nimi byli, a nie jakieś szkapy, które były bardziej jak roboty niż zwierzęta, które powinny mieć w sobie pełno energii.
    Słuchała Arystokraty uważnie i gdy wspomniała o Caiusie, przeszedł ją wyraźny dreszcz - tjaaaa.... - przyznała, odwracając wzrok i drapiąc się po tyle głową - jeśli chodzi o niego to...już dostałam od niego list z pogróżkami, że jak nie zacznę jeść to tutaj przyjedzie...w wiadomym celu - cała się zjeżyła, nawet jej piórka się nastroszyły - podejrzewam, że jakby chciał to on by nawet do Wieży wparował, byle wepchnąć we mnie kolejną porcję jedzenia - zaśmiała się. Zrobiła większe oczy - co masz na myśli, mówiąc, że to, że Alden mnie polubił jest dość osobliwe? - zapytała zaciekawiona - będę musiała z nim w końcu polatać. Obiecałam mu to gdy byłam u Ciebie po raz pierwszy, a jeszcze nie udało nam się tego zrealizować. A jeśli chodzi o Biankę, to chciałabym żeby poznała nową towarzyszkę Amber. Kropkę. Jestem ciekawa jak zareaguje na takiego cudaka - powiedziała zamyślona, uśmiechając się delikatnie. Wspominając to kolorowe trio. Jak postanowili jej się pokazać w swoich zwierzęcych postaciach. Tęskniła za nimi - ciekawe czy Alba polubi Paladina... - dodała jeszcze cichutko. Jakby do siebie, ale na tyle głośno, że Upiorny mógł to spokojnie usłyszeć.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 30 Styczeń 2018, 23:43   

    Zasmucił ją swoimi słowami o zmianach. Nie miał tego na celu, ale też był to sygnał, że wzięła je sobie do serca. Najlepiej samemu nad sobą pracować. Zapamiętał ją jako nieśmiała, ale pogodną dziewczynkę, dlaczego więc teraz sprawia wrażenie ponurej i starszej niż naprawdę jest? Problemy potrafią przytłoczyć, przygnieść aż do ziemi ale przecież Julia musi sama stawić im czoło. Samiuteńka. Jednak... nikt nie powiedział, że nie może mieć u boku kogoś, kto podpowie jej co i jak. Kto naprowadzi na właściwą ścieżkę. Nie za rękę, ale wskaże drogę by sama mogła nią kroczyć.
    Thorn miał doświadczenie w tej sprawie. Jego ród od niepamiętnych czasów parał się doradztwem. Po cichu, z ukrycia. Manipulowanie mieli we krwi. Co prawda Aeron nie chciał wykorzystywać dziewczyny, ale widząc jej smutek chwytał się wszystkich dostępnych środków.
    Słysząc o siostrze, jego oczy powiększyły się a na twarzy wymalowało zdumienie.
    - Masz tutaj siostrę? - zapytał, jakby się chciał upewnić, że dobrze usłyszał ale na wzmiankę o tym, że zapewne nie chce ona znać Tulki, zasępił się. Przez chwilę myślał nad czymś, patrząc w bok. W końcu jednak spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się łagodnie.
    - Chciałabyś ją kiedyś odwiedzić? Założę się, że widząc cię w towarzystwie całkiem przystojnego i młodego jeszcze Arystokraty, nie tylko zaprosi cię na herbatkę ale i sprowokuje do ploteczek. - puścił jej oczko. Nie znał się na babskich rozmowach, ale czyż nie takie właśnie były kobiety? Rozchichotane, beztroskie... Za to przecież mężczyźni tak je kochali. I za wiele innych cech, oczywiście ale to już kwestia gustu.
    Smutek w jej głosie był tak przejmujący, że z ust Thorna uśmiech spełzł bardzo szybko. Dziewczyna westchnęła ciężko, mówiąc o stracie. Odczekał chwilę, po czym uniósł dłoń i położył ją na jej policzku. Była chłodna a dotyk tak delikatny jak muśnięcie skrzydeł motyla.
    Aeron zmusił ją by spojrzała mu w oczy. W jego własnych, tęczowych, pojawił się żal i tęsknota, ale Upiorny zamaskował prawdziwe uczucia uśmiechem.
    - Straciłaś ważną dla siebie osobę. Pamiętasz o niej i cierpisz, opłakując ją. - powiedział cicho - Nie zadręczaj się. Nie żałuj osoby bliskiej swojemu sercu bo ona wie, ile dla ciebie znaczyła i ile znaczy dla ciebie jej strata. - dodał gładząc jej policzek nienachalnej pieszczocie - Żałuj tych, którzy mimo strat nie potrafią odnaleźć w sercu żalu. Tych, którzy nie potrafią opłakiwać bo ich łzy już dawno wyschły.
    Zabrał rękę. Na chwilę jego wzrok stał się nieobecny, tęczówki matowe, bez życia. Widział ją, ale myślał o czymś zupełnie innym. Czy on cierpiał z powodu utraty Matki? Czy w ogóle potrafił opłakiwać? On, który w swoim długowiecznym życiu uśmiercił całe setki istot, zakończył tyle istnień. Aeron Vaele, Bękart i Książę Kłamstw. Dziecię Błędu i... jednocześnie Cholerny Szczęściarz który już tyle razy oszukał Śmierć. Bawił się z nią w Kotka i Myszkę i zawsze wygrywał.
    Zamrugał kilka razy i powrócił, przyglądając się Lisiczce już żywszym spojrzeniem. wysłuchał co miała do powiedzenia.
    - Każdy ma chwile zwątpienia. Myślisz, że ja cały czas jestem taki opanowany i pewny siebie? - zapytał łagodnie, uśmiechając się - Nie przepraszaj. Mój wiek nie ma nic do rzeczy. Każdy ma swoje problemy, nie mnie oceniać które są większe, które mniejsze. Skoro martwi cię brak siły, oznacza to, że jest to dla ciebie duży problem. - znowu ujął jej dłoń i tym razem przytrzymał dłużej - Jeśli chcesz, mogę ci pomóc. Wiesz przecież, że w moim Domu zawsze jesteś mile widziana. Jeśli czujesz się przytłoczona pracą lub czymkolwiek innym, wynikającym z otoczenia, zmień je. Choćby na chwilę. Twoje łóżko w Rezydencji nie może się doczekać, aż zmierzwisz posłanie. - zachichotał. Zapraszał ją właśnie do siebie na dłużej, ale czy Tulka wychwyci zaproszenie między wierszami? Wierzył, że tak. W końcu była inteligentną osóbką.
    Zaśmiał się słysząc o koniach z którymi miała do czynienia. Podrapał się też po głowie, trochę zakłopotany.
    - Alba przez te lata nabrała... charakterku. Kilka razy nawet mnie ugryzła, Przechera. - wspomniał - Nie mówiąc już o Tancerzu, który porzucił zaloty po tym jak zaliczył bliskie spotkanie z jej wdzięcznym kopytkiem. - zachichotał - Prosił Damę o rękę i ją dostał. Szkoda tylko, że z rozpędu.
    Atmosfera polepszyła się, gdy zaczęli mówić o rzeczach przyjemniejszych. Thorn miał nadzieję, że Julia wpadnie do niego w najbliższym czasie i udobrucha klaczkę, która coraz częściej miała focha, bo nie podobało jej się, że dosiada jej Aeron. Wolała swoją Panią!
    Zaśmiał się głośno na fragment o Caiusie. Otarł dłonią łzę, która w wyniku śmiechu utworzyła się w kąciku oka.
    - Wilczysko nie wychodzi z wprawy! - wyszczerzył zęby w szerokim śmiechu - Widzę, że ma odwagę grozić nie tylko mnie. I nie tylko gdy jesteśmy sami. Chyba na za wiele mu pozwalam. - Upiorny śmiał się, dlatego nie miał na myśli niczego złego. Wiedział przecież, że gadanie Caiusa jest wyrazem troski. Był też pewien, że Wilk zna swoje miejsce.
    Uśmiech zniknął gdy zamyślił się na chwilę, po tym jak zapytała o Aldena. Nie bardzo wiedział jak wyjaśnić zachowanie Kamerdynera.
    - Cóż... Chodzi o to, że Alden, mimo, że jest taki miły, uprzejmy i uśmiechnięty... nie lubi nikogo. A przynajmniej nie lubił. - wyjaśnił - Jest do mnie przywiązany, ale jeśli ktoś zapytałby go, czy żywi do mnie jakieś głębsze uczucia, czy uważa mnie za przyjaciela... Odpowiedziałby: Nie. Zgodnie z prawdą. - dodał - Jeśli chodzi o wyrażanie uczuć, jest dość oszczędny bo... Ptactwo nie zna pojęcia przyjaźni. Chyba. Nie wiem... ciężko mi to wyjaśnić. - wzruszył ramionami zrezygnowany - Po prostu dotąd nie okazywał takiego zainteresowania nikim. A o ciebie pytał mnie... kilka razy.
    Arystokrata zmrużył oczy bo nie do końca podobało mu się podejście Kamerdynera. Za bardzo interesował się młodziutką Lisiczką. Nie pytał kilka razy, tylko kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset. Prawie codziennie. No i dziwnie się rumienił i zapominał języka w gębie, ilekroć Thorn o niej wspomniał.
    - Bianka kocha wszystkie zwierzęta, przecież wiesz. - uśmiech powrócił mu na usta - Paladina? Masz... innego rumaka?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 31 Styczeń 2018, 00:55   

    Przytaknęła mu głową - pamiętasz jak opowiadałam, że miałam iść na wyprawę z innym Opętańcem? Z Jocelyn, którą nazywałam swoją siostrzyczką? - zapytała, chcąc go naprowadzić na właściwy tor - trafiła do Kliniki kilka dni temu, razem ze swoim ukochanym. Gdy zobaczyła broszkę, którą miałam odkąd pamiętam, okazało się, że należała do jej matki - podrapała się za uchem - niedługo po moim urodzeniu, rodzice oddali mnie rodzinie Renard, ponieważ moja rodzicielka nie dałaby rady sobie psychicznie z dwójką dzieci. Ale mimo to ojciec przysyłał mi prezenty, mówił jednak o sobie wujek. Szkoda, że dopiero teraz okazało się, że miałam rację, że moi rodzice tak naprawdę nimi nie są - wzruszyła ramionami, ale nie wyglądało na to, żeby było jej z tego powodu smutno. Ot tak było i trudno. Po co się smucić. I tak nigdy nie poznała prawdziwych rodziców i też nigdy ich nie pozna.
    Zaśmiała się zakłopotana - to bardzo miłe z Twojej strony. Jednak ona nie należy do tego rodzaju kobiet, które tak chętnie przyjmują gości i plotkują - przyznała - poza tym poróżniło nas to, że się zakochałam...w mężczyźnie, którego ona nienawidzi i nigdy nie zacznie pewnie nawet tolerować. Poza tym pewnie zaczęłaby mnie wypytywać czy...już to robiliśmy jakby pomyślała, że jesteśmy razem, a ona myśli nadal według Ludzkich schematów i piętnastoletnia dziewczyna według niej nie powinna myśleć o niczym więcej poza jakieś romanse - powiedziała, rumieniąc się delikatnie - ale dziękuję za propozycję.
    Uśmiechnęła się do niego, słysząc jego słowa. Skierowała swój wzrok w stronę okna - czy wiedziałeś, że każdy umiera dwa razy? - zapytała, nadal uśmiechając się delikatnie - Raz, gdy przestajemy oddychać, a drugi raz, trochę później, gdy ktoś mówi Twoje imię po raz ostatni. - wiedziała, że w Krainie Lustrem można jeszcze zostać Strachem. Ale czy wtedy umiera się całkowicie? W końcu znów się oddycha. Chciała się jednak podzielić tym co kiedyś usłyszała. Wiedząc, że Cierń nagle się zrobił jakiś...przybity, sama ujęła jego dłoń - nie trzeba kogoś opłakiwać, wystarczy, że się o kimś pamięta - uśmiechnęła się do niego trochę szerzej, chcąc mu poprawić trochę humor. Nie musieli przecież siedzieć cały czas w smutku.
    Spojrzała mu w tęczowe oczy. Była naprawdę wdzięczna za jego słowa. Otworzyła swoje oczy szerzej, słysząc jego propozycję. Zagryzła lekko dolną wargę - nie chcę się narzucać...i tak teraz będziesz miał więcej obowiązków na głowie - spojrzała na niego niepewnie - choć i tak chciałam poszukać jakiegoś mieszkanka. Nie chcę przerywać pracy, ale ... chciałabym spróbować pomieszkać poza Kliniką. Bardziej oddzielić prywatne życie od pracy. Przynajmniej na chwilę. - przyznała zakłopotana i uśmiechnęła się delikatnie.
    Słuchała o Albie, robiąc wielkie oczy. W końcu zaśmiała się głośno - pamiętam, że jak mi ją przedstawiłeś to już nie przepadała za bardzo za Tancerzem - przyznała - ale dobrze, że Tobie nie postanowiła pokazać z bliska kopytek - powiedziała jeszcze, ocierając łezkę rozbawienia.
    - Razem z ubraniami dla Ciebie, przyjechała blacha ciasta czekoladowego i list od Caiusa - powiedziała i pokazała rękami jak wielkie było to ciasto - napisał, że mam zjeść całe sama! To jest niewykonalne! W szczególności, że sam wiesz jakie on ciasta piecze - dodała jeszcze - [color=#ffa640]czy mój przyjazd do Ciebie, chociażby na chwilę jest dla mnie bezpieczny? - zapytała niepewnie. Patrząc na groźby Caiusa to chyba nie - ja nie chcę być kulką na nóżkach! - powiedziała żałośnie. Wiedziała, że Wilk nie posunie się tak daleko ale czasem zdrowo jest sobie pożartować.
    Patrzyła na niego zaskoczona. Naprawdę nikogo nie lubił? Dla niej zawsze był miły i chciał jej pomagać. A tu się okazuje, że nie zawsze taki jest? Hmmm....może jeśli zobaczy jak się zachowuje w stosunku do Abi to będzie miała jakieś porównanie. Ale to ciekawe, że tak o nią pytał.
    - Wiem, że kocha wszystkie zwierzaki, ale na pewno takiego jeszcze nie widziała. Swoją drogą, Ty też nie - pokazała mu język. Nie miała jednak zamiaru mówić jakim zwierzakiem jest Kropka. Chciała zobaczyć ich reakcję później. Teraz nie był czas aby o tym mówić.
    - Sądząc po tym, że zastałam tutaj Abi z Tobą i widzę, że też dostałeś kartkę z życzeniami, zgaduję, że opowiedziała Ci co się działo wczoraj w Klinice? - zapytała spoglądając na mały prezent od dziewczynki - w ramach tego święta rozdaliśmy sobie prezenty no i ... - zawahała się - dostałam od Dyrektora bułanego ogiera - przyznała się w końcu - ale w sumie...jeśli miałabym zostać u Ciebie nawet chwilę...to chyba bezpieczniej bym podróżowała na Albie niż Paladinie. Bo jeszcze by się z Tancerzem zjedli - zaśmiała się niepewnie - Paladin nawet nie drgnął gdy pan Anomander zaryczał na niego stojąc przed nim pod postacią smoka... więc wątpię by wystraszył się innego konia - dodała jeszcze po czym nagle spojrzała Upiornemu w oczy - o ile oczywiście będę mogła tutaj jeździć na Albie... - patrzyła na niego z nadzieją.
    Po chwili jednak się zamyśliła - nie wiem czy Abi Ci się chwaliła, ale ona dostała od Dyrektora szpadę, więc myślę, że będziesz miał chociaż jeden pomysł jak z nią spędzić czas - uśmiechnęła się - właśnie - postawiła wysoko uszy, bo przypomniała sobie coś - czy mogę zapytać czemu postanowiłeś się nią zająć? Gdy tu rano weszłam wyglądaliście jakbyście byli sobie bliscy, ale mimo wszystko nadal mówi o Tobie pan Cierń - zapytała zaciekawiona tą kwestią. Chciała też zapytać czy sama mogłaby wrócić do nazywania go braciszkiem, ale trochę się bała. I tak się cieszyła, że może w ogóle mówić do niego per Ty. Nie chciała teraz tego zepsuć.
    Nie dodała też, że jemu również ma zamiar zrobić mały prezent, w końcu wczoraj była Wigilia, a święta nadal trwają w Świecie Ludzi, więc nie jest za późno. Chciała mu jednak zrobić niespodziankę.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 1 Luty 2018, 00:38   

    - Rozumiem. - skwitował krótko jej wyjaśnienie odnoszące się do jej rodziny. Był ciekaw jak wygląda owa Jocelyn, czy są do siebie podobne. Może siostra Julii da się namówić na kolację? Skoro nie najlepiej przeszło ich ostatnie spotkanie, może gdy zobaczą się na neutralnym gruncie, będzie lepiej? Oczywiście w tym wypadku neutralnym gruntem miała być Rezydencja Vaele. Thorn bardzo lubił pojednania. Jeszcze bardziej, gdy brał w nich udział jako mediator. Od zawsze wolał szermierkę słowną od tej prawdziwej.
    Zdębiał, gdy dziewczyna powiedziała jaki jest powód ich waśni. Jego oczy rozszerzyły się a na policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Czuł się zawstydzony, że wymógł na Julii przyznanie się do tego, że miała mężczyznę. Przecież nie musiał tego wiedzieć.
    Z drugiej strony... przecież miała prawo do szczęścia. Miała prawo się zakochać. Tylko czy ten mężczyzna był dla niej odpowiedni, skoro jej własna siostra nie mogła go zaakceptować?
    Przyjrzał się jej dokładnie. Była młodziutka. Jakoś nie wyobrażał jej sobie w scenie...łóżkowej. Odezwała się w nim nieco prymitywna potrzeba ochrony mniejszych, słabszych.
    - A czy... ten mężczyzna... kocha cię? Jesteś z nim szczęśliwa? - zapytał ostrożnie, nieufnie mrużąc oczy. Po jej zmęczeniu i humorze mógł domyślać się, że raczej nie jest tak, jakby chciał by było. Poprawił się nieco nerwowo na siedzisku. Chciał zapytać wprost o to, czy zdecydowała się już na spędzenie z nim nocy ale czy miał do tego prawo? Przecież był jedynie przyjacielem a i to nie było wiadome. Nie powinien interesować się takimi rzeczami... co nie zmienia faktu, że cholernie go to interesowało również z innego powodu. Ale może zapyta o ich igraszki kiedy indziej.
    Uśmiechnął się do niej niczym kocur z Cheshire gdy wspomniała o mieszkaniu. Machnął ręką jakby był to zbytek łaski, ale zaraz zaśmiał się z tego wielkopańskiego gestu.
    - Przecież wiesz, że w moim Domu jesteś zawsze mile widziana. I możesz w nim przebywać ile tylko zechcesz. - powiedział - Z resztą... przyda mi się mała pomoc.
    Wybuchnął śmiechem słysząc jak Lisiczka narzeka na Caiusa. Wilk już taki był, nadopiekuńczy i nadgorliwy ale miało to swój urok.
    - Mogę ci to obiecać, że po pobycie u mnie wrócisz tu... bogatsza. Ale czy o kolejne kilogramy? Cóż, nie przekonasz się póki nie spróbujesz! - mrugnął do niej jednym okiem - Swoją drogą, uważam, że przydało by ci się odrobinę ciałka. Nie miej mi tego za złe, ale... sprawiasz wrażenie jakby miał cię pierwszy silniejszy wiatr zdmuchnąć. A tego przecież nie chcemy, prawda? - zaśmiał się - Twój... mężczyzna - słowo to ciężko przechodziło mu przez gardło po tym co usłyszał - z pewnością doceni jak zaokrąglisz się tu i ówdzie. Wierz mi, wiem co mówię, jestem w końcu facetem.
    Pokiwał głową na znak, że Abi faktycznie opowiedziała mu o wszystkim.
    - Alba będzie zazdrosna gdy wyczuje zapach innego konia... Ale myślę, że jest tak stęskniona, że szybko wybaczy ci zdradę. - zachichotał - Klacz jest twoja, możesz jeździć na niej gdzie tylko zechcesz. Widziałem, że Klinika ma stajnię, dlatego nie będę się martwił o stan koni.
    Przyglądał jej się z uczuciem. Ta mała lisia dziewczynka kilka lat temu skradła jego serce swoją odwagą, zaimponowała mu kiedy wzięła go w obronę przed Panią Jeziora. Wyglądała na wystraszoną a jednak nie bała się postawić Istocie Pradawnej. Przez co zdobyła szacunek nie tylko Upiornego.
    Lekarstwa działały dzięki czemu mężczyzna nic nie czuł. Ale obawiał się operacji. Zawsze obawiał się nieznanego. A co, jeśli się nie obudzi? Jeśli tym razem nie przechytrzy Śmierci?
    Uniósł jedną brew gdy Julia powiedziała, co dostała Abigail.
    - Szpadę? - powtórzył za Pielęgniarką - No to nie pozostaje mi nic innego, jak nauczyć Małą posługiwać się żelastwem. - zaśmiał się zakłopotany. Prawdę mówiąc nie podobał mu się ten pomysł, bo on w szermierce nie oszczędzał swojego przeciwnika. Obawiał się, że swoim sposobem walki zniechęci dziecko do nauki. No i marny był z niego nauczyciel, bo znał tylko metodę kija - jeśli coś nie wychodzi, chłosta.
    - Jest moją kuzynką. - wyjaśnił wzruszając ramionami i spojrzał w bok. Uśmiech zniknął mu z ust a oczy zamgliły się gdy się zamyślił. Nie wiedział, co nakazało mu wziąć Abi pod swoje skrzydła. Nigdy nie myślał o dzieciach, nie chciał ich dlatego uważał za każdym razem gdy w gościł kogoś w swojej alkowie. Ale słowa Anomandera... dały mu siłę. Sprawiły, że w Aeronie obudził się duch walki. Nie od razu dokona tego, co zaplanował, ale skoro na jego ścieżce pojawiła się Abigail, mała Vaele, może to dobry sygnał?
    - Straciła Opiekunkę. Nie ma matki a jej ojciec... prawdopodobnie jest takim samym okrutnikiem co mój Dziad. - zacisnął pięść gdy wspomniał o starym Vaele ale szybko rozluźnił mięśnie, zerkając za okno na budzący się do życia park - Gdy byłem w jej wieku chciałem mieć kogoś, dla kogo nie będę tylko Bękartem. Bezużytecznym gówniarzem, którym niestety trzeba się zajmować, bo tak wypada. - westchnął - Chciałem być kochany. Przytulany. Nie chciałem być samotny. A jednak życie potoczyło się tak a nie inaczej. Dlatego gdy zobaczyłem to dziecko, przypomniałem sobie czasy mojego dzieciństwa i zdecydowałem. - spojrzał na nią z powagą - Zdecydowałem, że już dosyć się nacierpieliśmy. Już za długo skrywaliśmy się w cieniu, uciekaliśmy przed wzrokiem Szlachty, zawstydzeni brudną krwią. Czas przypomnieć, że Vaele również stanowią potęgę. Czas wstać z kolan i zaśmiać się Szydercom w twarz. - uśmiechnął się a w jego oczach pojawiły się ogniki determinacji i siły - Chcę dać jej normalny, kochający dom by wyrosła na silną potomkinię Vaelów. By w przeciwieństwie do mnie mogła z wysoko uniesioną głową kroczyć przez życie. Być dumną ze swojego pochodzenia i rodu. - i nagle przygasł i spojrzał na swoje ręce - Moja rola jeszcze nie nadeszła, ale czuję, że powinienem działać. Nie przedłużę rodu, bo moja brudna krew nie może stać się ciężarem dla moich potomków. Ale jeśli pomogę Abigail wzrosnąć w sile... może opowie kiedyś o mnie swoim dzieciom. I pamięć o mnie nie zaginie. - zwrócił tęczowe oczy na Lisiczkę i uśmiechnął się łagodnie - Nie umrę... Drugi raz.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 1 Luty 2018, 01:53   

    Opuściła smutno uszy i spojrzała gdzieś w bok -color=#ffa640] to właśnie ten mętlik, o którym wspominałam wcześniej [/color]- powiedziała cicho. Niezbyt pewnie - Jocelyn powiedziała, że jest dla mnie za stary bo ma prawie czterdziestkę...on też kilka razy to mówił - przyznała, nieświadomie ściskając lewy nadgarstek - obecnie....nie jesteśmy razem. Mamy...przerwę - zaczęła wyjaśniać - zrobił coś co mnie bardzo zabolało...do tego raz zachowuje się jakby faktycznie mnie kochał, a raz traktuje mnie jak dziecko. I nie mówię o pieszczotliwym traktowaniu, tylko o ... patrzeniu na mnie z góry - westchnęła ciężko - mam po prostu mętlik w głowie...nie wiem co mam o tym myśleć, przez co się stresuję bardziej niż powinnam i nie mam za bardzo humoru - przyznała. Nie potrafiła spojrzeć Upiornemu w oczy. Po prostu nie wiedziała co ma o tym myśleć. Co ma dalej robić. Raz Bane pokazywał, że to on jest nad nią, że jest Ordynatorem i ma się go słuchać i okazywać mu szacunek, a z drugiej strony zdarzało mu się stawiać ją na równi. Zupełnie tego nie rozumiała. Może faktycznie była za młoda, żeby pchać się w jakikolwiek związek? Miała jednak wrażenie, że jeśli nie Bane teraz, to już nigdy nikogo nie znajdzie, komu będzie w stanie aż tak zaufać jak jemu.
    Sama się zaśmiała - a od czego ma się młodszą siostrzyczkę, jak nie od pomocy, co? - zapytała, nawet nie zauważając jak się nazwała. Podrapała się po głowie zakłopotana - zobaczymy... - powiedziała ale nie chciała ciągnąc tematu swojej wagi. Nie było jej widać kości, więc nie uważała by była za chuda. Zawsze była szczupła, ale może było to spowodowane tym, że dużo się ruszała, albo po prostu za mało faktycznie jadła. Ale nie potrafiła zjeść więcej. Dodatkowo jej moc też wcale nie była bez ceny. Musiała jeść więcej by mieć energię na jej użycie. To, że Bane też pewnie by się ucieszył, zbyła wzruszeniem ramionami. W tym momencie nie chciała o tym myśleć.
    - Dziękuję - powiedziała cichutko. Była wdzięczna, że nie miał nic przeciwko by zabrała od niego Albę - wczoraj byłam w stajni po raz pierwszy, ale powiem Ci, że naprawdę konie mają tam dobre warunki i ciągle ktoś tam przebywa, więc nie trzeba się martwić, że coś się stanie - zapewniła Arystokratę. W końcu to on wychowywał Albę, więc to było logiczne, że się o nią może martwić. Wiedziała jednak, że tutaj będzie jej dobrze.
    - Piękną szpadę - przyznała. Uśmiechnęła się do Ciernia - tylko...czy nie jest na to za młoda? Nie wiem jak to wygląda wśród Upiornych, ale to jednak jeszcze dziecko. Powinna wiedzieć, że to nie zabawka, ale czy musi się już nią umieć posługiwać?- zapytała dość niepewnie. Nie wiedziała jak to wygląda w KL. Nie wychowywała się tutaj, a przynajmniej nie na tyle długo by poznać takie rzeczy. W szczególności, że miała bardzo mało do czynienia z młodymi Upiornymi - a! - przypomniała sobie - jak co...nie mów jej, że to od Dyrektora - poprosiła go grzecznie - na prezencie było napisane, że dostała ją od Mikołaja. Tak samo jak wszystkie prezenty. Wierzy też, że my również dostaliśmy swoje prezenty właśnie od Mikołaja, nie psujmy jej zabawy - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Po chwili jednak sobie przypomniała, że przecież rogacz może nie wiedzieć kto to jest ten Mikołaj, w końcu Abi też nie wiedziała - Święty Mikołaj, to osoba, która zawsze w Święta Bożego Narodzenia przynosi grzecznym dzieciom prezenty. Oczywiście jest zmyślony, ale bardzo dużo dzieci w Świecie Ludzi w niego wierzy i zdaje się, ze Abi również w to uwierzyła - wzruszyła ramionami. Sama nigdy nie wierzyła w takie bajeczki, ale nie miała zamiaru uświadamiać dziewczynki, skoro sama jej wyjaśniła kim jest ten tajemniczy jegomość.
    Otworzyła szeroko oczy zaskoczona - kuzynka? - zapytała ale nie oczekiwała odpowiedzi. Zdziwiło ją to, ale skoro Aeron był tego pewien to nie będzie tego negować. Najwyraźniej była to prawda. Wysłuchała cierpliwie jego słów. Zmarszczyła brwi, gdy usłyszała o czystości krwi - nigdy nie potrafiłam zrozumieć tej czystości krwi - przyznała - ale mam wrażenie, że przywiązujecie do tego większą wagę, niż do czystości rasowej - dodała i podrapała się po boku szczęki - bo wiesz...z rysunku Abi wynika, że jej mama nie była Upiorną. No chyba, że jej rogi nie były widoczne przez włosy, tak jak to jest w przypadku Arcyksięcia Rosarium - wzruszyła ramionami - ale wątpię by Nana wtedy jej tak wbijała do głowy, że rogi to coś złego - westchnęła cichutko. Nie ogarniała tego. Ale założy się, że gdyby nadal żyła w Świecie Ludzi to jej ... rodzice też znaleźliby jej "odpowiedniego" męża. Chyba jednak wolała być Pielęgniarką tutaj niż jakąś bogaczką tam.
    Słysząc jego dalsze słowa, wstała i usiadła obok niego niepewnie. Objęła go i przytuliła do siebie - myślę, że na pewno o Tobie będzie odpowiadać. W końcu mimo wszystko nie jesteś zły. Mną też się zaopiekowałeś te kilka lat temu, a pamiętam Twoją minę jak zorientowałeś się, ze masz się zajmować jakimś dzieciakiem - zachichotała - tylko będziesz musiał uważać jak będziesz sprowadzał do domu panienki - wyszeptała jeszcze i wstała.
    Uśmiechnęła się do niego miło - za niedługo musimy jechać na dół, jest może coś o co chciałbyś zapytać przed zabiegiem? - zapytała uprzejmie - na pewno nie odpowiem tak wartościowo jak pan Anomander, ale postaram się rozwiać wątpliwości najlepiej jak potrafię - obiecała.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 1 Luty 2018, 18:45   

    Może było to niestosowne, ale zachichotał gdy usłyszał o różnicy wieku jaka jest między Julią a jej Wybrankiem.
    - Przepraszam, ale co ma różnica wieku do rzeczy? Ciekaw jestem, jak zareagowałaby twoje siostra gdybyś zamiast niego przedstawiła mnie. Ponad pięćsetletniego faceta który wygląda jakby zatrzymał się w czasie. - zakrył usta dłonią - Też by marudziła? Jeszcze się nie sypię, nie mam siwych włosów. Twój mężczyzna też z pewnością trzyma się dobrze, skoro zwróciłaś na niego uwagę.
    Przekrzywił głowę, przyglądając się dziewczynie. Nie wyglądała na szczególnie zadowoloną, że zeszli na tematy miłosne, dlatego postanowił odpuścić. Wysłuchał jej słów, trochę zdziwił się na wieść o separacji, ale widocznie tego potrzebowała. Mądra dziewczyna. Odpoczynek zrobi jej dobrze.
    - Wiesz, zazwyczaj to starszy braciszek pomaga młodszemu rodzeństwu, nie na odwrót. - wyszczerzył zęby - Ale faktycznie, tym razem to ja będę potrzebował pomocy. Przy Abi. Nie znam się na wychowywaniu dzieci i obawiam się, że mogę momentami być za szorstki. Twoja obecność sprawi, że będę panował nad sobą. - powiedział - I masz rację, Abi jest młodziutka ale ja, w jej wieku, znałem już podstawy szermierki. Powinna umieć się bronić. Z drugiej jednak strony... Nie chcę odbierać jej dzieciństwa, tak jak zrobiono to mnie. Dlatego sama zdecyduje kiedy chce nauczyć się walczyć. Przynajmniej w tym aspekcie dam jej wolną rękę. - wzruszył ramionami.
    Otworzył szerzej oczy i zamrugał gdy powiedziała o Mikołaju. Nie bardzo wiedział kim jest ów mężczyzna i był wdzięczny gdy pospieszyła z wyjaśnieniami. Kiwnął głową. Będzie musiał poczytać o tym jegomościu, dowiedzieć się nieco więcej o obchodzonych przez Ludzi świętach. Skoro Abi wierzyła w ludzkiego Boga, będzie musiał się dostosować. Nie oznacza to jednak, że nagle zacznie wierzyć, co to, to nie.
    Pokręcił głową kiedy temat zszedł na czystość krwi i rasy oraz rogi.
    - To niezupełnie tak. - powiedział - Upiorna Arystokracja ma bzika na punkcie tych dwóch rzeczy, zarówno czystości krwi jak i rasy, ale dziecię Upiornego bądź Upiornej i drugiego małżonka, niezależnie jakiej rasy ale MAŁŻONKA, jest bardziej wartościowe niż Bękart. Jeśli w rodzinie, chociaż jeden członek pochodzi z nieformalnego związku, spada na niego piętno z którym żyje do końca życia. A jego dzieci będą nazywane dziećmi Bękarta, nawet jeśli poślubi on kogoś i będą pochodzić z prawego łoża. - wyjaśnił - Dlatego też zdecydowałem, że nie obarczę nikogo swoim przekleństwem. Nie będę miał dzieci. Ale teraz, gdy pojawiła się Abigail i mam prawie pewność co do jej pochodzenia, mogę być spokojny, że ród Vaele przetrwa. Mieszając się co prawda z innym, ale przetrwa a potomkowie będą mieli wybór, którym nazwiskiem się posługiwać.
    Nagle zamilkł i nachmurzył się. No tak, kiedyś przyjdzie czas, że będzie musiał wybrać męża dla Abi. Tak wyglądało to wśród Szlachty i on, jako głowa rodu, musi zadbać o dopełnienie tradycji.
    - Rogi to duma każdego Upiornego, a przynajmniej tak powinno być. Przez całe życie rosną i możemy decydować, czy chcemy by były widoczne, czy nie. - dodał wracając wzrokiem na Julię - Opiekunka Abigail źle postąpiła, wmawiając dziecku, że to coś złego. Będę musiał się tym zająć by Abigail nie wstydziła się tego, kim jest. - zmarszczył brwi zaniepokojony. Nie rozumiał jak można mówić tak małej dziewczynce, że to co rośnie na jej główne jest złe. Przecież to jawny wstęp do chwiejnej psychiki i kompleksów. Na to nie powinien pozwolić żaden dorosły wychowujący dzieci.
    Westchnął i wtulił się w nią, przymykając oczy. Lubił bliskość osób, którym ufał. Nie miał nigdy problemu z okazywaniem uczuć. Owszem, niejednokrotnie musiał je ukrywać bo nie nic gorszego od wplatania emocji w pracę Gwardzisty ale... mimo wszystko miał uczucia. Ciężko będzie mu oddzielić pracę od życia prywatnego, ale przecież i z tym sobie poradzi. Będzie musiał po prostu włożyć w to więcej wysiłku, zwłaszcza teraz gdy postanowił postarać się o awans.
    - Mimo wszystko? - zaczepił i zachichotał, bo był ciekaw dlaczego Lisiczka użyła akurat takiego sformułowania - A o panienki się nie martw. Skończyłem z tym. - odsunął się i posłał jej zawadiacki uśmieszek - Kiedyś trzeba dorosnąć, nie? Zwłaszcza, gdy ma się pół tysiąclecia na karku.
    Westchnął przyciskając ją do siebie, może trochę za mocno. Przez chwilę milczał, zastanawiając się o co zapytać. Miał wiele pytań ale gdyby zadał je wszystkie, zdradziłby, że obawia się operacji. Nie wiedział na czym konkretnie ma polegać. Dyrektor obiecywał mu sukces ale przecież coś może pójść nie tak. A Thorn nie będzie miał możliwości zareagować.
    - Przez czas trwania operacji będę nieprzytomny, prawda? - zapytał cicho - Jakie jest prawdopodobieństwo że... nie obudzę się? - prawda była taka, że gdyby mógł decydować, wolałby być przytomny ale to Lekarze o wszystkim decydują. Nie lubił sytuacji, kiedy nie może decydować o swoim losie ale nie pozostawało nic innego jak się poddać. Mają go naprawić, odjąć ból. Przecież wszystko powinno pójść dobrze.
    Tylko dlaczego w takim razie czuł niepokój? Niebezpieczny niepokój, który w każdej chwili mógł się przeobrazić w coś o wiele gorszego.
    Spojrzał na Tulkę tęczowymi oczyma. Usta zacisnął w linię, chcąc ukryć zdenerwowanie.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 1 Luty 2018, 20:14   

    Wyrzuciła ręce w górę - no właśnie! Poza tym mam wrażenie, że facet Jocelyn jest od niej starczy o więcej niż te dwadzieścia parę lat - powiedziała mając zdeterminowaną minę. Po chwili skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała gdzieś w bok - choć ona pewnie uważa, że u niej już to nie ma znaczenia, ponieważ jest dorosła, a ja jestem jeszcze dzieckiem - westchnęła ciężko - a co do ciebie nie to nie wiem jakby zareagowała. Pewnie też by miała jakieś wątpliwości, ale by Cię zaakceptowała. Ale w sumie co za różnica, skoro i tak nie za bardzo mamy ze sobą kontakt? Dawałam sobie radę bez niej przez całe życie. Spędziłam z nią raptem kilka dni. Gdy się poznałyśmy i teraz w Klinice, więc i tak mało o sobie wiemy i nie jesteśmy ze sobą zżyte - wzruszyła ramionami. Chciała się pogodzić z Jocelyn, ale z drugiej strony nie chciała znów mieć takich dyskusji z nią. Nic prawie o niej nie wie, a mimo to stara się ją ustawiać. Miała dość bycia ustawianą przez całe życie. Nawet jeśli przygotowała dla niej pokój, to miała wrażenie, że potem zaczęłaby ją układać, bo Tulka nie zachowywałaby się tak jakby tego chciała Opętana. Tego dziewczyna była pewna - I co mają siwe włosy do wieku? Zwłaszcza tutaj? - zmrużyła groźnie oczy i złapała się za grzywkę - ja mam siwe, a według standardów ze Świata Ludzi, nie jestem nawet dorosła - pokazała mu język - grzywka nie jest farbowana, posiwiała mi - wzruszyła ramionami.
    Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Wysłuchała w czym dokładnie będzie potrzebował pomocy - domyślam się - przyznała, przyglądając mu się uważnie. Nie chciała już nawet mu wspominać o dojrzewaniu. Jeśli z Abi wszystko było w porządku to będzie trzeba jej w pewnym momencie wyjaśnić pewnie sprawy. A zapewne nikt u Ciernia w Rezydencji nie znał się na tym. Cóż....będzie wesoło - mam wrażenie, że będzie chciała się nauczyć. Ale jeśli nie chcesz jej odbierać dzieciństwa, ale mimo wszystko ją uczyć to czemu nie spróbujesz...nie wiem...robić tego w formie zabawy, a nie musztry? - zapytała. Nie wiedziała jak ma mu to wyjaśnić, jak to ma zrobić. Musi sam jakoś do tego dojść, częściej spędzać czas na zabawie innej niż łóżkowa czy klubowa. Ten czas na pewno będzie dość ciekawy dla wszystkich mieszkańców Rezydencji - jak myślisz jak pozostali na nią zareagują? - zapytała po chwili namysłu - oraz na to, że pewnie będzie chciała im pomagać w pracy. Caiusowi w kuchni i Biance w sprzątaniu. Bo nie do końca wiem jakby mogła pomóc Aldenowi...bardzo możliwe, że początkowo będzie myślała, że on tylko sobie stoi i podaje wino do posiłków - zachichotała. Sama by tak myślała, gdyby nie wiedziała jak wygląda praca Kamerdynera. W końcu w domu też takiego mieli i szczerze go nie znosiła - no i jeszcze jest Lulu. Ale Caius chyba będzie szczęśliwy, że będzie miał pięć nowych gęb do wykarmienia. Ale będzie trzeba mu powiedzieć, że Abi nie lubi grzybów. I może przypomnieć, że ja też ich nie trawię - powiedziała rozbawiona. Widziała z jaką radością gotuje dla innych, więc to go pewnie ucieszy. Ale szczeniak już chyba niekoniecznie, jeśli nie będzie zbyt posłuszny.
    Westchnęła ciężko, słuchając jego wyjaśnienia - dla mnie to i tak głupota... - przyznała. Po chwili jednak zmarszczyła brwi - powiedz mi...będziesz szukał dla niej męża prawda? - spojrzała na niego uważnie - a co jeśli...ona się wcześniej w kimś zakocha? Załóżmy w jakimś biednym Dachowcu, albo zwariowanym Kapeluszniku? - zapytała, zastanawiając się co o tym myśli Upiorny. Sama była poinformowana o tym, że nie ma prawa się zakochiwać, bo to rodzice jej wybiorą męża. Mimo iż mieli dwudziesty pierwszy wiek to i tak takie sytuacje się zdarzały nawet w Świecie Ludzi. Nie wiedziała jednak jak to będzie wyglądać w przypadku małej Abi.
    Zaśmiała się, słysząc o rogach - jej opiekunka z tego co zrozumiałam była bardzo wierząca. Pochodziła ze Świata Ludzi, a tam Diabły i Demony, które są uważane za wcielenie zła, są przedstawiane właśnie z rogami na głowie. W różnych kulturach to występuje. Dlatego uważała to za coś złego. Choć również uważam, że źle postąpiła. Całe szczęście, że nie ucinała jej tych rogów czy nie zmuszała to całkowitego piłowania, by ich nie było widać - przyznała i opuściła lekko uszy - sama przez pewien czas uważałam się za dziwadło ponieważ tak było mi wpajane przez pierwszy rok pobytu tutaj. Odkąd wyrosły mi skrzydła zawsze byłam nazywana między innymi dziwadłem, które nigdy nie zaaklimatyzuje się nawet w Krainie Luster. Tak więc widać, są i takie przypadki. Miejmy tylko nadzieję, że szybko nauczy się, ze to nic złego - wróciła szybko do tematu Abi - chociaż widząc jakie wielkie Ty masz rogi i się tego nie wstydzisz, to pewnie szybko się przekona, że to duma, a nie wstyd - zachichotała, spoglądając na ozdobę Ciernia.
    - Sam powiedziałeś, że możesz być szorstki - pokazała mu język - poza tym - dzióbnęła go lekko w bok - znam Cię nie od dziś i wiem, jaki potrafisz być, w szczególności jak wracasz z pracy - uśmiechnęła się - ale wierzę, że sobie poradzisz. W końcu ja też nie będę tam mogła być cały dzień. Sama mam pracę i nie mogę sobie robić zbyt często wolnego - przyznała niepewnie.
    Wytrzeszczyła oczy, gdy ścisnął ją mocniej. Trochę za mocno - Bra...braciszku...udusisz mnie - wysapała z trudem. W końcu był mężczyzną i to dobrze zbudowanym, który zawsze musi być w formie. Uścisk miał więc nawet mocniejszy od Bane'a więc tym bardziej mógł ją spokojnie udusić. Spojrzała mu w oczy, gdy zadał pytanie. Wpatrywała się w nie przez chwilę, po czym złapała jego twarz w dłonie. Klęknęła na łóżku i przyłożyła swoje czoło do jego, nie odrywając wzroku od wielokolorowych tęczówek - Braciszku ufasz mi? - zapytała cichutko - będę czuwać nad Tobą przez cały czas. Takie jest moje zadanie, pilnowanie czy wszystko jest w porządku. Poza tym. Twoimi kośćmi będzie się zajmował pan Anomander, widziałam go już kilka razy w akcji. Kilka dni temu operowaliśmy nogę, która nadawała się do amputacji i wiesz co? Następnego dnia pacjent pojechał do domu, nadal posiadając własną kończynę. Dlatego wierzę, że i tym razem sobie poradzi - uśmiechnęła się i odsunęła od niego - zszywaniem i leczeniem zajmie się nasz Ordynator. Ma taką samą moc jak ja więc będą tam dwie osoby, które raz dwa potrafią zatrzymać krwotok i wyleczyć rany. Więc choćbyś próbował się nie budzić to Ci nie damy spać sobie zbyt długo - pokazała mu język. Przeniosła się za niego i przejechała dłonią po plecach. Przyglądała się bliznom. Analizowała, które trzeba usunąć jeśli ma odnowić malunek - powiedz mi - zaczęła niepewnie - czy ... chciałbyś się pozbyć części tych śladów? - wiedziała, że budzą bolesne wspomnienia, dlatego chciała wiedzieć - wtedy będziesz mógł pójść do kogoś by poprawił Ci malunek. Bo to smutne tak patrzeć jak niszczenie i znika. To naprawdę piękny wzór - przyznała, mrużąc oczy. Nie chciała mu mówić, że jej zadaniem będzie też poprawienie malunku. Była ciekawa jak zareaguje i spojrzy w lustro, by sprawdzić ślady po zabiegu, a zamiast nich zobaczy świeży malunek. Cierń nie wiedział o zakładzie, który kiedyś robiła z jednym tatuażystą. Nie wiedział, że wygrała, albo, że w ogóle się tym interesowała. Stało się to po wypadku, więc nie miał jak się dowiedzieć, chyba, że od kogoś innego z SCR lub Gwardii, ale wątpiła w to.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 1 Luty 2018, 22:49   

    Wychodziło na to, że Julia wcale nie cieszyła się z tego, że odnalazła siostrę. Thorn nie znał całej historii lisiej dziewczyny, ale pamiętał, że w większości była tragiczna. Mógł więc po części zrozumieć, dlaczego Tulka nie chciała być układana po kątach. Zwłaszcza przez kogoś, kto pojawił się w jej życiu tak nagle, niespodziewanie.
    Mruknął pod nosem na znak, że zgadza się z opinią dziewczyny. Pokiwał też głową. Nie chciał dalej ciągnąć tego tematu, bo widział, że sprawia jej ból, dlatego nie skomentował tego co się dowiedział. Będzie jeszcze czas na zebranie informacji. Może nawet Julia pozwoli sobie pomóc? O ile oczywiście będzie miała ochotę na pojednanie z siostrą, do tego jej przecież Thorn nie zmusi.
    Zachichotał bo śmiesznie oburzyła się na wzmiankę o siwych włosach. Wyciągnął dłoń i przejechał nią po grzywce, rozsypując włosy na połowie twarzy.
    - Do twarzy ci z nią, Lisiczko. - powiedział ciepło, ukrócając w ten sposób dyskusję. Początkowo myslał, że się zafarbowała, ale jeśli faktycznie posiwiała to... czego musiała doświadczyć? Jakiego stresu? Co ją spotkało, że wywołało tak silną reakcję organizmu? Przecież nie siwieje się ot tak.
    Westchnął ciężko cofając dłoń. Miała sporo racji, mówiąc o zabawie ale przecież Aeron nie znał się na dzieciach. Sam nie miał dzieciństwa, w prawdziwym tego słowa znaczeniu.
    - Spróbuję. - powiedział mrużąc oczy, nie do końca przekonany czy mu się uda. Nie bawił się, za dnia jedynie pracował. No dobrze, zdarzało mu się figlować ale zazwyczaj miało to miejsce w łóżku. Będzie musiał nauczyć się żyć z dzieckiem w domu. Nie wyobrażał sobie siebie bawiącego się lalkami, ale może znajdą z Abi wspólny język. Może.
    - Prawdę mówiąc nie mają wiele do gadania. - powiedział strzepując z ramienia niewidzialny pyłek - Jeszcze pamiętają kto jest Panem Domu. I skoro ja decyduję, że będzie z nami mieszkać nowa osoba, oni po prostu muszą ją zaakceptować. - dodał - Ale biorąc pod uwagę słodycz Abigail... Bianka pewnie zagłaszcze ją na śmierć, Caius przekarmi a Alden... Cóż, będzie jej unikał. - zaśmiał się - Ale nie ma w tym nic złego. Ostatnio jest zajęty. A co do Lulu, póki Abi będzie jej pilnować, nie powinno stać się nic strasznego.
    Rozmowa z Julią była odświeżająca, nie musiał bawić się w Gierki, nie musiał hamować języka i używać tych wszystkich sztucznych sformułowań. Mógł się rozluźnić i dać ponieść rozmowie. Po prostu.
    Przyglądał jej się przez chwilę, gdy mówiła o czystości krwi i rasy. Nie dziwił się, że miała takie a nie inne zdanie na ten temat. On jednak musiał przestrzegać wszystkich reguł ustanowionych przez przodków i innych Upiornych. Tak należało, tylko dzięki temu panował porządek. Jeszcze przyjdzie czas na zmiany. Wszystko w swoim czasie.
    Zmarszczył brwi gdy temat zszedł na męża dla Abi. Dla pewności aktywował Blokadę Umysłu, bo nie znał do końca wszystkich mocy Julii a przecież przed chwilą właśnie o tym myślał. Przeniósł wzrok na podłogę i przez chwilę, dłuższą chwilę zastanawiał się nad jej pytaniem.
    - Nie wiem. - powiedział w końcu wymijająco - Chcę dla niej dobrze, ale nie mogę teraz stwierdzić, co powiem gdy przyjdzie czas. Dobrze, że zanim to nadejdzie, minie parę stuleci. No, chyba, że domieszka krwi innej rasy spowoduje u niej szybsze dorastanie. Zobaczymy. - stwierdził z kwaśną miną - Do tego czasu nie chcę o tym myśleć. - dodał nieco bardziej stanowczo i spojrzał na Julię. Szybko jednak jego twarz wygładziła się i powrócił na nią łagodny uśmiech. Czytał o Diabłach w kulturze Ludzi, dotarł do początków Wiary Katolickiej, więc wiedział o czym dziewczyna mówi. Oczywiście on miał swoją teorię co do wierzeń Ludzi, w Diabłach widział zwyczajnie Upiornych którzy już od niepamiętnych czasów starali się rządzić, nie swoimi rękoma. Sprytne i wygodne. Dlatego też zaśmiał się nie otwierając ust, słysząc o rogach i przejechał dłonią po włosach, muskając palcami nasadę swoich. Zagryzł wargę na pieszczotę, ale szybko uśmiechnął się na powrót. Wszystko zdawało się być normalne. Ot, naturalny ruch i naturalna reakcja.
    Gdy zaczęli mówić o operacji, zaczął się stresować. Jeszcze nie mocno, bo to doprowadziłoby do tragedii, ale jego dłonie stały się chłodniejsze. Patrzył na nią niepewnie.
    Oswobodził ją z objęć ale wcale nie był skłonny pozwalać jej odejść. Z resztą gdyby to teraz zrobiła, mógłby zacząć panikować.
    Aeron cierpiał bowiem na bardzo osobliwą przypadłość a raczej fobię. Gdyby w Krainie Luster znalazł się choć jeden Psychiatra, sklasyfikowałby pewnie Upiornego jako klasyczny przykład Fobofoba. Gdy młody Vaele zaczyna się bać, w pewnym momencie traci nad sobą kontrolę bo zaczyna się bać samego strachu, słabości i bezsilności. A to zawsze prowadzi do tragedii, niekontrolowanych wybuchów agresji albo użycia mocy. Jak w przypadku Anomandera.
    Oparła czoło o jego czoło a wtedy westchnął i uśmiechnął się niepewnie. Dodała mu otuchy tłumaczeniem, jak wyglądała procedura. Skojarzył pacjenta z Yako, bo przecież przebywał tutaj, prawda? Zrobiło mu się lżej na sercu na wieść, że Demon był już w domu. To dobrze wróżyło.
    - Dziękuję. - powiedział cicho, przyciągając ją do siebie i ponownie przytulając - Mam jednak jedną prośbę. Przed zabiegiem zawiąż mi oczy. Czymkolwiek, kawałkiem bandaża. I nie zdejmuj póki się nie wybudzę i o to nie poproszę, dobrze? - wierzył, że dziewczyna skojarzy prośbę z jego mocą.
    Zamknął oczy na pieszczotę. Była niespodziewana i początkowo spiął się, gdy dotknęła pierwszej z blizn, ale przypominając sobie, że przecież Lisica nie jest mu wrogiem, rozluźnił się nieco. Mimo wszystko nadal jego mięśnie grały pod skórą.
    Każda z blizn była pamiątką po jego dzieciństwie. Pamiętał każdą sytuację, za którą dostawał przeklętą laską Dziadka. Zdarzało się, że faktycznie zawinił, ale w większości stary Lord lał go bo miał taką zachciankę. Najlepiej wyładować się na kimś, kto nie może oddać.
    - To część mojej historii którą noszę na sobie. - powiedział cicho przymykając oczy - Myślę jednak, że skoro w moim życiu zachodzą ostatnio tak szybkie zmiany, powinienem zapomnieć o przeszłości. Schować ją na dnie pamięci. Tak będzie lepiej. - spojrzał na nią i przez chwilę wyglądał jak dzieciak, który potrzebuje potwierdzenia kogoś starszego - Sądzisz, że dałoby się coś z nimi zrobić?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 2 Luty 2018, 00:02   

    Zarumieniła się delikatnie i zaśmiała, gdy rozrzucił jej grzywkę i skomentował. Poprawiła ją, uśmiechając się miło. Cieszyła się, ze nie ciągnął już tematu Jocelyn i Bane'a. Nie miała teraz zbytniej ochoty na to by rozmawiać o takich sprawach. Teraz chciała się skupiać na pracy. To były dalsze sprawy. Jeśli znów będzie o nich rozmyślać to nie będzie mogła się skupić na tym co powinna. Wiedziała, że czeka ich dużo pracy. Długa i trudna dość operacja, z tego co mówił pan Anomander. Nie miała zamiaru o tym wspominać Cierniowi, żeby go bardziej nie stresować. Ona się bała, bo miała złe doświadczenia z narkozą, ale wiedziała chociaż co to jest, a on pewnie nigdy się nie spotkał z czymś takim wcześniej. W Krainie Luster raczej używało się mocy, by pozbawić kogoś świadomości lub by go znieczulić, więc mało kto wiedział jak to działa.
    - Pomogę Ci na ile mogę i myślę, że Bianka również -uśmiechnęła się pokrzepiająco - pamiętam, że była chętna zawsze do zabawy to o ile się nie zmieniła to teraz też pewnie pomoże - dodała jeszcze. Cierń nie był sam i musiał o tym pamiętać. Miał swoją swoistą Rodzinkę i mógł na niej polegać. Każdy pomagał mu jak mógł. Na pewno w trakcie jego niedyspozycji też starali się jak mogli. Widziała też jak Caius się martwił, gdy go tutaj przyprowadził. Czuła, że można im ufać pod wieloma względami. Więc przy dziecku tez mu pomogą.
    Zaśmiała się, słysząc jak pewnie zareagują - no to nie mam się o co martwić. Ciekawe tylko czy Abi pamięta, że mówiłeś jej o tym, że masz pieska i kotka. Bianka jeszcze panuje nad sobą ale z tego co pamiętam Caius raczej niezbyt. Nie wiem czy by ją wystraszył takim pokazem czy nie... - przyznała niepewnie. Pamiętała tę furię jaka ogarnęła Caiusa, gdy ten się dla niej przemienił. Thorn sam sobie wtedy z nim poradził, ale co jeśli go nie będzie przy nich? A tym bardziej jeśli Abi by go namówiła. Choć Caius nie był raczej tak głupi, by posłuchać dziecka. Było to przecież zbyt niebezpieczne.
    Westchnęła - masz rację, przepraszam - powiedziała i uśmiechnęła się do niego przepraszająco - jest chyba za młoda by o tym myśleć. W szczególności patrząc na to ile Upiorni żyją. Po prostu...pamiętam jak mi rodzice zakazali spotykać się z chłopakami, bo to oni mi wybiorą męża, a była wtedy chyba młodsza niż Abi teraz, dlatego o tym wspomniałam - wzruszyła ramionami. Nikt nie miał w życiu lekko. A na pewno nikt kogo znała. Nikt z Krainy Luster czy Szkarłatnej Otchłani. Przecież nawet Cierń, który był z bogatej rodziny miał ciężko przez całe życie.
    Widziała jak się rozluźnia, gdy zerknęła ich czołami. Ją uspokajała tak Arya, gdy panikowała. Widać na o wiele starsze osoby to też działało. Wtuliła się do niego i zamknęła oczy - dobrze. Przekaże, też lekarzom, że mają Ci tego nie zdejmować bo nie wiem czy to ja będę przy Tobie jak się obudzisz. Możliwe, że będzie to pan Anomadner - powiedziała i spojrzała na niego. Miała nadzieję, że nie zestresuje się za bardzo. Bardziej w tym momencie obawiała się jego drugiej mocy. W końcu w Sali Operacyjnej jest pełno metalowych sprzętów. Nie chciała by coś zostało uszkodzone, a tym bardziej by ktoś ucierpiał. Wiała więc nadzieję, że samo zasłonięcie oczy wystarczy całkowicie.
    Uśmiechnęła się łagodnie i pogładziła go po szorstkim policzku - tak będzie najlepiej. Może w ten sposób będzie Ci łatwiej z Abi? Gdy nie będziesz wspominał swoje dzieciństwa za każdym razem gdy zobaczysz swoje plecy w lustrze? - zapytała i słysząc jego pytanie, przyjrzała się bliznom uważniej - nie wiem czy pozbędziemy się wszystkich ale na pewno tych największych - powiedziała w końcu i przeniosła się na skraj łóżka - nasz Ordynator jest najlepszym chirurgiem plastycznym o jakim słyszałam i sama też miałam szramy, które nie tylko przypominały o przykrych wydarzeniach, ale również strasznie mnie szpeciły. On mi je usunął i wiem, że Twoje też usunie, żebyś mógł skupić się na przyszłości - powiedziała i poruszyła delikatnie swoimi skrzydłami. Masowała chwilę swój nadgarstek, zastanawiając się nad czymś. Po chwili jednak wstała i odwróciła się do niego - jeszcze Cię coś trapi staruszku? Mamy jeszcze trochę czasu zanim będziemy musieli pojechać na dół. - rzuciła w końcu, wyciągając z kieszeni wsuwki i spinając grzywkę na bok, a kolorowe włosy spięła w kok, by nie przeszkadzały jej w trakcie zabiegu.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 2 Luty 2018, 21:45   

    - Caius jest narwany, ale ostatecznie niegłupi. Nigdy nie przybierze swojej prawdziwej postaci przy dziecku... bez mojego pozwolenia i obecności. - powiedział z powagą - Pamiętam nasze pierwsze chwile, kiedy musiałem walczyć z nim jak z prawdziwym zwierzęciem, o przywództwo w stadzie. Silny bydlak, ale ostatecznie jestem silniejszy. - wzruszył ramionami. Pamiętał jak się szarpali do krwi. Z Bianką poszło łatwiej, bo samiczka nie skoczy bez powodu na samca. Uznała przywództwo Thorna, porzuciła chęci rywalizacji i zwróciła uwagę na Betę, czyli właśnie Caiusa. Ostatnimi czasy dużo ze sobą przebywali, co też było podejrzane, ale ostatecznie przecież nie zakazał im tego. Mają wolną rękę, przynajmniej w temacie kontaktów z innymi Domownikami.
    Z Aldenem było inaczej. Na początku był nieufny, sam decydował czy wykonać jakieś polecenie czy je zwyczajnie zignorować. Ich relacja nie opiera się na dominacji a na wspólnym szacunku. Po prostu pewnego razu czerwonowłosy uznał, że przyda mu się silniejszy protektor i lider w ich stadzie. Dlatego jego służba, chociaż nie poparta żadną silną więzią, jest najwierniejsza.
    - Nie dowie się, że to ja będę szukał jej kandydata. Wszystko zostanie przeprowadzone w bardzo naturalny sposób, zupełnie inaczej niż ma to miejsce w innych Rodzinach. Bo w końcu... my tworzymy specyficzną Rodzinę. Prawie pod każdym względem. - powiedział przyglądając się tęczowymi oczami Lisiczce - Nie zastąpię jej ojca, ale mam nadzieję, że przynajmniej spróbuje zrozumieć, że wszystko czego się podejmę w jej sprawie, będzie dla jej dobra. - zamrugał gdy usłyszał o aranżowanym małżeństwie Tulki - Wiesz... Ja kiedyś nawet miałem narzeczoną. Przez jeden dzień. - wyszczerzył się na wspomnienie - Skończyło się to tym, że prawie zabiła mojego Dziadka. Zerwałem zaręczyny nie dlatego, że zaatakowała moją Rodzinę ale dlatego, że zwyczajnie nie wyobrażałem sobie życia z kobietą u boku. - wyjaśnił - Zniknęła z mojego życia równie szybko jak się w nim pojawiła. Po tym wydarzeniu pozostała mi jednak jedna pamiątka. - odchylił rękę i przejechał po plecach, wskazując dziewczynie jedną z blizn - Dziadek sprał mnie wtedy do nieprzytomności ale... warto było wziąć udział w tej farsie. Choćby dla jego jęków, kiedy przez następny tydzień Medycy starali się zaleczyć jego podziurawione ciało. - zachichotał.
    Skinął głową kiedy obiecała, że zakryje mu oczy. Obawiał się, że w czasie operacji wyrządzi krzywdę Lekarzom, dlatego postanowił poprosić o niestandardową usługę.
    Odchylił głowę i spojrzał na rękę Tulki wodzącą po jego plecach. I tak nie dojrzał jej ruchów, ale przynajmniej próbował. Perspektywa usunięcia blizn była mu jednak tak odległa, że wolał na razie nie nastawiać się na ich zniknięcie. Jeśli uda się to zrobić, będzie się cieszył jak dziecko, ale lepiej nie cieszyć się zawczasu.
    - Jest już ledwo widoczny. - powiedział jakby w zadumie po czym skinął głową w tył, wskazując na tatuaż - Kiedyś był mocny, czarny i piękny. Teraz pozostał marny cień arcydzieła jakim był kiedyś. - westchnął uśmiechając się delikatnie - Może po operacji znajdę artystę który da mu nowe życie? Jeśli znajdę czas... - zmarszczył brwi ale szybko na jego twarz wrócił spokój.
    Gdy wstała i spięła włosy, uśmiechnął się do niej promiennie i jeszcze raz przyciągnął do siebie, przytulając. Bardzo lubił tę formę kontaktu, ten sposób pokazywania uczucia. Zaprzyjaźnił się z nią, mimo różnicy wieku i poglądów w niektórych kwestiach. Ciekawe, czy był to wynik jego ujmującego charakteru czy po prostu Julia była taka cierpliwa i wytrzymywała jego arystokratyczne zajawki. Bo przecież jak każdy Upiorny, on również je miewał.
    - Jeszcze raz dziękuję. - powiedział cicho - A po wszystkim nie krępuj się, wprowadź się, zostań tak długo jak tylko będziesz chciała. Z radością cię ugoszczę i... delikatnie wykorzystam. Do pomocy z Abigail. - zaśmiał się poczochrał jej piórka u nasady skrzydeł, gdy trzymał rękę na jej plecach.
    Również wstał, gotów na jej instrukcje. Jeśli powiedziała co ma zrobić, wykonał wszystko z dokładnością, uważając na plecy. Pamiętał słowa Anomandera - to, że nie boli, nie oznacza, że zostało naprawione.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 2 Luty 2018, 22:50   

    Uśmiechnęła się z wyraźną ulgą. Przysłuchiwała się z wielkimi oczami gdy opowiadał jak musiał z nim walczyć o dominacje w ich małym stadzie - pamiętam jak się dla mnie przemienili. Caius naprawdę jest wtedy niebezpieczny i trochę straszny - powiedziała, wzdychając. Wystraszyła się, ale mimo to była w stanie potem go drapać po brzuchu i pieścić. Gdy już się uspokajał to był z niego naprawdę kochany pieszczoch.
    Opuściła wzrok i słuchała go uważnie. Cieszyła się, że chociaż tyle zrobi w tej sprawie. Że nie będzie Abi zmuszał tylko da jej się zapoznać z przyszłym mężem. Słysząc o tym, że Cierń też miał narzeczoną, zamrugała - a jaka ona była? Poza tym, że niebezpieczna, skoro zaatakowała Twojego dziadka? - zachichotała. Może byli razem przez jeden dzień, ale ciekawiło ją kogo wybrali na żonę dla Aerona. Musiała też nie przypaść mu do gustu, skoro upierał się, że nie chce mieć żony. Gdyby była dla niego wyjątkowa to pewnie by się zastanawiał i spędziliby ze sobą więcej czasu nawet jeśli postrzeliła starego Vaele.
    Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Widziała, że ten tatuaż chyba jednak coś dla niego znaczy. Inaczej by tak nie wspominał czasów jego świetności. Teraz była pewna, że ucieszy go poprawienie malunku - na pewno kogoś znajdziesz jednak...czy masz gdzieś jego oryginalny wzór? - zapytała niepewnie, spoglądając na jego plecy jeszcze raz - po usunięciu blizn pozostaną ubytki, a nie każdy tatuażysta potrafi je ot tak uzupełnić we właściwy sposób, nie widząc go wcześniej... - zagryzła niepewnie dolną wargę - nie mówię, tego by Cię zasmucić, jednak wolę Cię przygotować, że gdy po operacji spojrzysz w lustro, możesz nie mieć blizn, ale również sporej części wzoru - opuściła niepewnie wzrok. Miała nadzieję, że go to nie zniechęci. No i może dzięki temu będzie miał potem o wiele większą niespodziankę. Jednocześnie uświadomiła sobie jak trudne zadanie sobie wyznaczyła. Tak jak powiedziała mało kto umiał odtworzyć coś takiego od ręki. Bez szkicu, bez zaznaczenia na skórze, a ona będzie musiała tego dokonać, ale czy sobie poradzi?
    Zaśmiała się, gdy ponownie ją przytulił - ale jesteś dziś tulaśny - przyznała, wyraźnie rozbawiona. Jednocześnie rozmowa z nim chyba poprawiła jej humor. Nadal wyglądała na zmęczoną, ale to się prędko nie zmieni. Nie wysypiała się i niezależnie od tego kiedy poszła spać, zawsze wstawała o świcie. Nie wiedziała nawet jakim cudem poprzedniego dnia obudził ją dopiero Bane. Choć tak szczerze, chciałaby się tak budzić częściej. Wtulona w niego.
    Uśmiechnęła się i poczochrała go, uważając jednak by nie dotykać jego rogów. Wiedziała, że był na ich temat wrażliwy, choć nie wiedziała czemu. Ale jak nie to nie, nie będzie przecież naciskać - chętnie się wprowadzę ale...nie wiem czy chcę żeby Lekarze wiedzieli gdzie dokładnie mieszkam...może to zachować w tajemnicy? - zapytała go z nutą nadziei w głosie. Przeszły ją dziwnie ciarki, gdy ją poczochrał. Nikt jeszcze jej tak nie robił, więc było to coś nietypowego dla niej. Nie niestosownego, po prostu...dziwnego.
    Widząc, że jest gotowy, uśmiechnęła się i podała mu spodnie szpitalne - to teraz panie Vaele proszę się dokładnie umyć i przebrać w te spodnie - powiedziała oficjalnie, choć w jej oczach czaiły się zadziorne iskierki -no chyba, że mam panu pomóc? - przyjrzała mu się uważnie, wyraźnie oczekując odpowiedzi.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 6 Luty 2018, 16:25   

    Wzruszył ramionami na uwagę, że Caius jest niebezpieczny. Owszem, jest i to jak cholera. Kiedy przychodziło co do czego potrafił rzucić się na zagrażającego jego rodzinie wroga bez namysłu. Nie zastanawiał się wtedy jakie ma szanse, o nie.
    Na wspomnienie jego narzeczonej, prychnął. Pamiętał doskonale ten dzień kiedy się spotkali. Pamiętał jaką katastrofą się to skończyło. Ona uciekła z uśmieszkiem na ustach, przekonana że zawarła taką intratną umowę... Panna Lekkich obyczajów. Przy całej tolerancji Thorna, ktoś taki po prostu nie mógł zostać żoną Upiornego Arystokraty. Już wystarczyło mu, że wyśmiewają go z powodu Brudnej Krwi. Żona innej rasy i to o takiej reputacji byłaby tylko gwoździem do trumny.
    - Nie była niebezpieczna. - skwitował z powagą, powoli cedząc słowa - Była po prostu głupia. - spojrzał w oczy Julii - Powiedz mi, czy próba opętania umysłu Upiornego Arystokraty, który jak wiadomo jest odporny na wszelakie tego typu techniki, jest mądrym posunięciem? - zmarszczył brwi na wspomnienie - Czy strzelanie do Lorda jest mądre? A może mądre było, gdy po uratowaniu jej tyłka, po tym jak zabrałem ją z dala od wrzeszczącego, rannego Dziadka, zamiast przepraszać, próbowała wejść ze mną w układy? - zgrzytnął zębami bo było to dość nieprzyjemne wspomnienie. Nawet jeśli wtedy Thorn się uśmiechał, po latach zrozumiał co oznaczało jej zachowanie. Całkowity brak szacunku dla Szlachty.
    Uniósł wyżej głowę i spojrzał na nią spod półprzymkniętych oczu. Uśmiechnął się, jednak uśmiech ten nie sięgał oczu. Wyglądał przez chwilę naprawdę upiornie.
    - Dałem jej co chciała. Zawarliśmy układ, swoją drogą bardzo niekorzystny dla niej bo pieniądze to rzecz nabyta. - oblizał usta patrząc na dziewczynę. Teraz widział jednak przed sobą głupiutką Leilę. Zadowoloną z przebiegu spotkania.
    Westchnął i zachichotał niskim, ciemnym głosem, zamykając oczy i pochylając głowę. Przeczesał włosy, muskając palcami rogi u ich nasady na co sapnął. Gdy podniósł wzrok, w oczach widać było żar.
    - Nie zawiera się układów z Drapieżnikiem. Nigdy. - powiedział cicho, jakby do siebie - Zwłaszcza gdy jest sprytniejszy.
    Dobrze, że rozmowa zeszła na tatuaż, bo Thorn gotów był się nakręcić jeszcze bardziej. Już długo siedział w domu, w bezruchu. Mięśnie domagały się ruchu, umysł chciał odetchnąć w walce. Czarnowłosy najzwyczajniej tęsknił za czynnościami, kiedy mógł wyłączyć myślenie i dać odpocząć głowie.
    - Nie mam wzoru. Poprzedni artysta zrobił go tylko na podstawie mojego opisu. Zdałem się na jego umiejętności. - powiedział - Ale... jego już nie ma wśród żywych. Byłem bardzo młody gdy zdecydowałem się na upiększenie ciała w ten sposób. - spojrzał w bok i na chwilę zamilkł - Może jak znajdę kogoś równie uzdolnionego, poproszę go o kolejny rysunek? Myślałem o wytatuowaniu ramion. - spojrzał na nią z ukosa - Ha, ale nie zapytam cię o zdanie, bo nie widziałaś mnie chyba bez ubrania na tyle długo, by ocenić czy mi to pasuje. - zachichotał - Nie przypominam sobie, bym się przed tobą rozbierał. - w oku pojawił się błysk - Jeszcze. - zbliżył się do niej tak, że ich usta znajdowały się od siebie kilka centymetrów. Wypuścił z nich strumień ciepłego powietrza, zwykły oddech który jednak mógł podziałać na nią w różny sposób.
    Zachichotał i odsunął się, dając jej swobodę.
    - Cóż, w czasie operacji pewnie zdążysz się na mnie napatrzeć. - powiedział rozbawiony - Nie chciałbym być na miejscu twojego ukochanego gdy wyjdziesz z sali cała zarumieniona. - zakrył usta dłonią, powstrzymując śmiech.
    Zawsze lubił przytulać. Może dlatego, że gdy był mały rzadko kiedy ktoś go przytulał. Robiła to jedynie Matka i to też dopiero po tym jak jej Syn dostawał tak tęgie baty, że doprowadzało go to na skraj życia.
    Wtulił się w nią. Lubił ciepło drugiej osoby i dotyk skóry. Nawet łaskotanie włosów, w tym wypadku rudych.
    - No pewnie. Jak mam nie być tulaśny kiedy... - ugryzł się w język w porę. Miał powiedzieć: "kiedy nie wiem czy będę miał ku temu znowu okazję" ale wyszedłby na tchórza. Dlatego po prostu zamruczał jak kocur i po chwili wypuścił ją z objęć.
    Posłał jej łagodny uśmiech i skinął głową, obiecując, że jej miejsce zamieszkania pozostanie tajemnicą. Z resztą po co miałby o tym mówić Lekarzom? Przecież była odpowiedzialna za samą siebie i to jej sprawa gdzie chce mieszkać.
    Podała mu spodnie i poprosiła by się umył i przygotował do operacji. Obawiał się zabiegu, ale ufał zarówno Medykom jak i Tulce, Pielęgniarce. Gdy wstał, wyprostował się prężąc muskularną, ładnie wyrzeźbioną klatkę piersiową. Był szeroki w barach co przeszkadzało mu w szermierce, ale imponowało kobietom.
    Wyszczerzył zęby słysząc jej pytanie. Podszedł blisko, znowu naruszając jej strefę intymną. Prawie zetknęli się ciałami gdy pochylił się nad nią. Był o wiele wyższy dlatego jej twarz znajdowała się obecnie na wysokości jego klaty.
    - A chciałabyś mi pomóc? - zapytał cicho i uwodzicielsko po czym sięgnął dłonią i odgarnął jej białą grzywkę z oka na które tak lubił patrzeć. Stał tak przez chwilę po czym nagle cofnął się i zaśmiał głośno, uśmiechając zawadiacko.
    - Teraz gdy już wiem, że masz Wybranka, będę mógł się nad tobą słodko znęcać. - wystawił jej język przymykając jedno oko - Przygotuj się na docinki.
    Ze śmiechem udał się do łazienki gdzie doprowadził się do porządku. Starał się nie schylać zbyt często, tylko kiedy było to konieczne. Ubrał się i z niezadowoleniem stwierdził, że spodnie szpitalne nie należą do najwygodniejszych.
    Wyszedł i rozłożył ręce przez co wyglądał na jeszcze szerszego w barach.
    - No, teraz jestem już cały twój. - powiedział szczerząc się złośliwie - Tylko proszę, nie dotykaj moich rogów. Chyba, że chcesz sprawić mi ogrooomną przyjemność. - iskierki złośliwości skakały po tęczy w jego oczach jakby wykonywały jakiś dziki taniec satysfakcji - Ale pamiętaj. My, mężczyźni, mamy czuły węch. Więc jeśli nie chcesz afery z Ukochanym... trzymaj łapki przy sobie. Wiem, to trudne, ale może jak będziemy w Rezydencji, z dala od Wybranka, dam ci sprawdzić jaką mają fakturę. - mówiąc to przejechał dłonią po jednym z rogów po czym zaśmiał się i ruszył do drzwi przy których się zatrzymał. Nie wiedział czy będzie jechał swoim pojazdem czy ma iść piechotą.
    Może to głupie, ale śmiechem i durnymi uwagami chciał po prostu ukryć zdenerwowanie.
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,37 sekundy. Zapytań do SQL: 10