• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Różana Wieża » Kwatera Gawaina
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 9 Październik 2017, 05:40   Kwatera Gawaina

    Gawain na swoje prywatne kwatery wybrał pokoje położone w piwnicach głównego budynku kompleksu. Osoba, która zawitałaby do Cienia, zobaczyłaby niezbyt obszerny gabinet i kącik alchemiczny.
    Monotonię szarego kamienia, na którą składają się podłoga i ściany, przełamuje brąz drewnianych mebli oraz turkus obić i dywanu. Światła i świeżego powietrza zapewnia okienko pod sufitem. Pod prawą ścianą umieszczono mały barek i dwie szafy, jedną na broń i mundur, drugą zawierającą głównie środki do konserwacji, dokumenty, teczki i cały ten kram. Dalej widać dwie biblioteczki sięgające sufitu, uginające się pod ciężarem licznych ksiąg oraz słoiczków, odważników i rozmaitych odczynników. Pomiędzy nie wciśnięto biurko. Nie brakuje na nim kałamarza, pióra i świecy, a na półeczce zakrywającej małe szufladki znalazł swoje miejsce mały zegar w drewnianej obudowie. Powyżej powieszono mapę, choć Keer śmiał wątpić w aktualność powbijanych w nią znaczników. Przy biurku postawiono dwa krzesła, oba obite turkusowym materiałem pozbawionym zdobień. Dywan również widział lepsze czasy, lecz zachował miękkość i żywe barwy roślinnych zawijasów. Po lewej stronie znajdują się drzwi prowadzące do kwatery prywatnej, prosty stół i półka. Natomiast w samym kącie stoi stanowisko z palnikiem, menzurkami i składnikami, przy którym Gawain miesza swoje tajemnicze napary lub... zwykłą wieczorną kawę. Na aromatyczne brązowe ziarenka i imbryczek ma nawet specjalną półeczkę, którą zawieszono nad tą przestrzenią. Zaraz obok, pod oknem, jest jeszcze stojak na książkę, by nie niszczyć cennych woluminów przy pracy.
    Sypialnia jest o wiele prostsza, ale dzięki małej ilości mebli pokój nie wydaje się zbyt klaustrofobiczny. Po prawej ustawiono dość duże łóżko zasłane jasnobrązowym kompletem pościeli, a po obu jego stronach etażerki oraz położono dywaniki utrzymane w tej samej kolorystyce, co tekstylia w gabinecie. Znalazło się też miejsce na legowisko dla Furora i szafę na ubrania. Przynajmniej nie blokują dostępu do okien rozmieszczonych w kątach. Zaraz na lewo od drzwi stoi szafka na buty i wieszak oraz lustro zawieszone na ścianie, a odrobinę dalej okrągły stoliczek i dwa, również jasnobrązowe, fotele. Nad nim zawieszono arras przedstawiający różę o czarnych płatkach w pełnym rozkwicie. Całości dopełnia kominek znajdujący się na ścianie przeciwległej do wejścia, a zaraz obok niego można dojrzeć drzwi prowadzące do małej łazienki.
    Wanna, toaleta, umywalka, lustro nad nią, drewniane półki i mała szafeczka na leki. Tutaj nie ma żadnego okienka, ale w zamian jest kratka wentylacyjna oraz lampy olejowe. Ot, zwykła łazienka.


    Kwatera
    _________________

     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 9 Październik 2017, 22:03   

    W końcu dotarli. Nawet nie pamiętał, ile trwało to minut i godzin, ile kilometrów przebył ani jak reagowali przebywający na terenie placówki agenci. Adrenalina przestała działać i prawie zasnąłby jak ten, którego wiózł; dla nich jednak zaśnięcie Marionetkarza skończyłoby się znacznie gorzej, bo upadkiem i spokojnym wyzionięciem ducha na jakiejś ulicy. Z drugiej strony mieli za plecami obstawę, która by im pomogła. Więc przynajmniej przez jakiś czas mieli plecy i wsparcie. Szkoda, że dopiero na najbezpieczniejszym i najspokojniejszym odcinku przygody.
    Słyszał narzekania kompana, gdy jechali. I nic nie mógł na to poradzić. Zaciskał pięści, tarł zębami ze złości, ale nic na to wskórać nie mógł. Wysłuchiwał go biernie, nawet łączył się w tym. W końcu razem tam byli, widzieli to i jakoś to przeżyli.
    Pomijając opis tego wszystkiego, co działo się od momentu dojechania do Wieży a znalezieniem się w pokojach kompana, warto wspomnieć jeszcze tylko o tym, że nakazano im obojgu pójście do komnat Keera i zakomunikowano im, że niedługo do ich pokojów zostanie skierowany medyk. I że coś się dzieje w Wieży, więc żeby nie za bardzo przeszkadzać. A wszelakie pomieszczenia sanitarne są czyszczone i przygotowywane pod remont, czy cholera wie co. Czy tak czy tak rannych nie skierowano do latryny, szpitala, pomieszczenia medycznego, tylko prosto do pokoju jednego z agentów.
    Ostatecznie obaj skończyli w pokoju Rudego. Gdy Daniel wszedł razem z dwoma agentami SCR i noszonym nieprzytomnym gospodarzem tego lokalu podziękował Fortunie za to, że wszystko znajdowało się w piwnicy. Gdyby miał teraz pokonywać piętra... w takim stanie... uwaliłby się chyba na schodach i przespał dwie noce. Na szczęście wystarczyło schodzić po schodach i tylko uważać, by się nie zabić. Znacznie lepsza sytuacja od poprzedniej, gdy musiał zniżać głowę by nie dostać w głowę. Teraz wystarczyło się tylko nie potknąć. Tego, który tu mieszkał, położono na jego łóżku w sypialni. Nadal zdawał się być nieprzytomny, co więcej - dla postronnego mógł sprawiać wrażenie martwego. Jednak umiejętność ta jako tako została Kesslerowi wyjaśniona przed akcją w kopalni, więc jedyne, co mu jeszcze pozostało w tym miejscu, a co wolał zrobić osobiście, było zakomunikowanie przychodzącemu medykowi o sytuacji, w jakiej się znaleźli. A reszta... zrobił wszystko, co trzeba. Więcej się już tutaj nie przysłuży.
    Dwóch agentów pozostawiło Kesslera i Keera samych. Daniel podszedł jeszcze do leżącego kompana, przyjrzał mu się i zastanowił się, czy jego obecnie używana umiejętność była czymś w rodzaju głębokiego snu. Odkąd pamiętał, czyli mniej więcej od roku, regularnie raz na tydzień śniło mu się, jak śnił bardzo długo. I zastanawiał się, czy to, co teraz jest z Gawainem, kiedyś być może trafiło Marionetkarza - tylko na większą skalę.
    Wzruszył ramionami i poczuł nagłe zmęczenie i jeszcze bardziej nagły i znaczący spadek adrenaliny. Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, na czym mógłby usiąść, zdrzemnąć się chociaż chwilę. Chociaż troszkę... Wyszedł z sypialni, ledwo idąc i wzrok jego utkwił na biurku w gabinecie.
    - Pierdolę. - powiedział sobie i zdecydował się nie patrzeć na to, co mu będzie za to grozić. Zbliżył się do biurka, na szybko próbował przestawić najbardziej wrażliwe i najcenniejsze elementy na krzesła, a następnie sam uwalił się na owy stół i zdrzemnął się. Był to jednak sen lekki, bo miał świadomość, że niedługo będzie trzeba wstać i iść dalej.
    Ale chociaż chwileczkę...
    Zanim jeszcze zasnął, przekręcił się trochę, wyjął z płaszcza maskę i położył ją sobie na głowie, tylko do góry nogami, tak, że odwrócone serce a.k.a wino w kartach stało się czarnym sercem. Zrobił to głównie po to, aby zasłonić sobie oczy przed światłem. Po prostu aby mu zbytnio nie przeszkadzało. Nie chciał jednak gasić świateł, żeby ktoś wchodzący nie przewrócił się czy uznał, że nikogo tutaj nie ma.
    Medykuuu przyyyjdźźźź - westchnął jeszcze i zasnął.




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 10 Październik 2017, 02:53   

    Nie weszła głównym wejściem. Poleciała na swoje lądowisko i otworzyła kluczem okno, przez które wskoczyła do środka. Szybko przebrała się w mundur i poprawiła włosy, wiążąc je w wysoki kucyk. Spojrzała w lustro i westchnęła ciężko. Miała nadzieję, że w Klinice nie będzie teraz potrzebna i że Anomander nie będzie na nią zły, że wyszła. Że nie będą dociekać, bo nie wie ile dałaby radę utrzymać w tajemnicy to, że poszła leczyć gdzieś indziej i to w godzinach pracy.
    Poprawiła swoją białą grzywkę i sięgnęła do szafy po torbę z narzędziami, którą dostała na koniec szkolenia. Nie brała jej jednak ze sobą. Uznała, że jak na razie tutaj się bardziej przydadzą. Poza tym Klinika była dobrze wyposażona, a wątpiła, żeby Anomander puścił ją na wizytę domową samą. Owszem dostała torbę z pełnym wyposażeniem w razie takiej wizyty, ale to nie znaczyło, że pójdzie sama. Wolała więc na razie nie nosić się z tym, że ma taką torbę. Wzięła też smakołyki, które miała dla Amber, żeby w razie czego przekupić sierściucha, który na nią czekał wraz z pacjentami. Wsadziła je do torby z narzędziami i ruszyła na dół, by dowiedzieć się gdzie znajdzie pacjentów oraz by zabrać karty lekarskie, które powinna potem uzupełnić.
    Trochę jej zajęło znalezienie kogoś kto jej pomoże odnaleźć mężczyzn. Coś się działo w Wieży i było straszne zamieszanie. Zrezygnowała więc bardzo szybko z opcji, by poprosić kogoś z nauczycieli o pomoc w razie jakiś trudności. Będzie musiała się tym zająć całkowicie sama. Trochę się stresowała. Wiedziała jak wyglądają żołnierze po misjach i miała nadzieję, że nie będzie to tak zły widok. A nawet nie widok, a robota, bo do widoków się już przyzwyczaiła. Nie chciała jednak wrócić do Kliniki zapłakana bo straciła pacjenta, o którym lekarze nawet nie wiedzieli.
    W końcu otrzymała informacje i skierowała się do piwnic. Nim jednak tam weszła, przystanęła i przełknęła ślinę. Nie lubiła tam schodzić. Nie chodziło o to, że było tam strasznie, ciemno czy coś, tylko...miała złe skojarzenia z piwnicami, a teraz jeszcze musiała spędzić tam czas z jakimiś obcymi mężczyznami. Miała tylko nadzieję, że Ci będą w miarę normalni i nie zaczną jej podrywać jak tylko ją zobaczą. Strasznie tego nie lubiła, a teraz tym bardziej nie miała na to ochoty. W szczególności po wydarzeniach dnia poprzedniego.
    W końcu znalazła kwatery, jak ją poinformowano, pana Keera. Zapukała, jednak nikt się nie odezwał, dlatego weszła ostrożnie do środka. Było dość ciemno, ale zauważyła, że ma możliwość dodatkowego rozświetlenia miejsca pracy. Rozejrzała się dokładnie i pierwszym co jej się rzuciło w oczy był jakiś mężczyzna w mundurze, leżący na biurku, z maską na twarzy. Podeszła do niego, wzdychając ciężko i obejrzała go pobieżnie. Nie wyglądało na to, żeby coś my było poważnego. Do tego oddychał regularnie. Po prostu spał. Zawarczała cicho, widząc go. Jeśli drugi z mężczyzn jest w takim samym stanie to chyba weźmie i wyjdzie stąd. Takimi błahostkami zajmie się nawet znachor, a oni wysyłali po nią sokoła. Nosz zero zrozumienia.
    Zdjęła maskę mężczyzny i przyjrzała się jego twarzy. Nie wyglądała najlepiej ale też nie wyglądało to tak jakby miał przez to mieć jakieś poważniejsze problemy niż kilkudniowe limo pod okiem. Westchnęła ponownie i potrząsnęła nim. Nie wiedziała, czy to Keer czy nie, ale nie chciała się pałętać po domu bez przewodnika - proszę pana...proszę się obudzić - powiedziała dość głośno. Jeśli to nie zadziałało, dotknęła palcem jego spuchniętego policzka. Nie będzie go trzaskać po pysku, już dziś oberwał, ale musiał się obudzić jak najszybciej. Bo jest prawdopodobne, że drugi pacjent jest w gorszym stanie, a ona nie chciała działać całkowicie na ślepo.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 10 Październik 2017, 13:04   

    Furor siedział z łbem na pościeli i łypał na Gawaina. Cichutko skomlał, zwyczajnie martwiąc się o Cienia. Jednak czułe uszy lisa doskonale słyszały niezwykle powolny oddech i bicie serca. Tylko dla tego jego skowyt i ujadanie nie wypełniło jeszcze połowy zamku, pozwalając na sen umęczonemu Kesslerowi. Czasami wstawał i powarkiwał zaalarmowany odgłosami istot łażących po zamku, które z jakiegoś powodu robiły to dziś wyjątkowo ochoczo. A gdy jedna z nich nieoczekiwanie weszła do kwater... tego było już za wiele! Furor ostrożnie zajrzał do gabinetu, pochylając łeb i łypiąc na Tulkę. Myślał, że to ktoś zły, a ta tutaj była lisem! Pachniała podobnie do niego, ale wyglądała dziwnie. Wyczuł też jedzenie! Może to, co rusza się w torbie tak ładnie pachnie! Nie to, że umierał z głodu, ale jego brzuszek był zdecydowanie za pusty. Lekko zamerdał ogonem i wydał z siebie ciche popiskiwanie, lecz szybko umilkł i położył po sobie uszy. Chwilę krążył pomiędzy Tulką a Gawainem zupełnie rozdarty, co do tego, co powinien teraz zrobić. Pilnować rannego czy mieć oko na nieznajomą osobę?
    Jeśli Tulka weszłaby do gabinetu zobaczyłaby śmiertelnie bladego, wysmarowanego węglem po twarzy Gawaina. Leżał na łóżku w uwalanej od jego krwi pościeli. Bandaże dawno przesiąkły, ale posoki było mniej niż można było się tego spodziewać po ranach jakie odniósł.
    _________________

     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 11 Październik 2017, 20:57   

    Moment w którym ktoś podniósł jego maskę był chwilą, w której się obudził. Najpierw otworzył niemrawo oczy, trochę zły, że ktoś przeszkodził mu w spaniu, potem szybko próbował się zasłonić, tak jakby wybudził się przed wrogiem. Szybko, dosyć agresywnie przeszedł do pozycji siedzącej na biurku i wstał, próbując zebrać zmysły. Czekał, aż po trochu mu się to wszystko w głowie ułoży, aż w końcu stwierdził, że "wrócił" do świata żywych. Nie słyszał jej słów, po prostu wtedy zbyt bardzo wszedł do królestwa snów.
    Gdy zdał sobie sprawę, że żyje przypomniał sobie, gdzie się znajduje i jaka sytuacja go czeka. W sumie jedyne, po co to tu jeszcze stał było tylko poinformowanie nadchodzącego medyka czy medyczki o tym, co się dzieje z jego kompanem.
    Polubił go całkiem po tej misji, ale jasnym było, że jego obecność tutaj już wystarcza. Praca to praca, ich rola jako duetu póki co się skończyła. Może kiedyś znowu przyjdzie im gdzieś razem służyć. Ciekawa przygoda, jednorazowa. I tyle.
    Oczy przyzwyczaiły się do światła.
    Ujrzał całkiem miłą dla oka dziewczynę.
    Medyczka.
    Pomyślał, że warto, aby podzielił się z nią tą ważną informacją, którą tyle trzymał, ale odczekał jeszcze kilka sekund, aby nie był to niezrozumiały potok słów, tylko jasny komunikat.
    - Chodź ze mną. - powiedział do niej, patrząc gdzieś indziej. Wolał nie zapomnieć tego małego szczegółu, od którego zależało życie drugiej osoby.
    Ujrzał lisa, który wcześniej szedł z nimi w kopalni. Zuch chłopak.
    Zaprowadził Tulkę do sypialni, w której nieokreślony czas temu (sam do końca nie wiedział, ile drzemał) złożył na łóżko krwawiącego kompana. Zrobił miejsce, aby sama weszła, pokazał jej jak wygląda sytuacja.
    Podszedł do łóżka, wskazał na przemoknięte już bandaże, z których sączyła się krew.
    - Co najmniej trzy postrzały, o ile nie było ich więcej, tu, tu i tu. Silne krwawienie. Nie wiem w jak złym jest stanie. - powiedział i spojrzał poważnie na dziewczynę, nie wiedząc w sumie, czy jest ona wystarczająco kompetentna do tego, aby mu pomóc. Czy nie pogorszy. Ale lepsza opieka medyczna, niż jej brak.
    Złapał ręką bark Keera.
    - Jeśli dobrze pamiętam, to leżący tu twój nowy pacjent, Gawain Keer, wszedł w coś na kształt hibernacji, głębokiego snu. Niech cię nie razi jego blade lico, ani mało wyczuwalne tętno. Zrobił to, by przeżyć. Zapewne za jakiś czas się obudzi a do tej pory warto byłoby, by tak nie krwawił. - dodał od siebie.
    Pierwotnie chciał machnąć ręką, pożegnać się i natychmiast wyjść, ale teraz, gdy ujrzał młodą dziewczynę, która miała mu pomóc, zawahał się. Stan Keera naprawdę nie był zbyt dobry. Skoro jednak jest medyczką, to coś potrafi...
    - Nic tu po mnie. - zakończył swoje wewnętrzne rozważania. Odstawił umierającego kompana do miejsca, gdzie otrzyma bardzo dobrą pomoc medyczną, zaopiekował się nim na czas podróży i możliwie najbardziej zrobił to, by zatrzymać krwawienie. Jego obecność tutaj nie była już potrzebna. Jest zbędna i co najwyżej może przeszkadzać. Rzucił jeszcze raz na Keera, mając nadzieję, że co najmniej do trzech razy sztuka i będzie dane im jeszcze zamienić słowo w najbardziej pesymistycznej wersji. W najbardziej optymistycznej miał nadzieję, że kiedyś rzucą ich jeszcze na jakąś misję. W końcu tak naprawdę nie pokazali sobie, co potrafią. Było ciemno, wszystko działo się za szybko. Zdecydowanie.
    Czy tak czy tak trzeba jeszcze zdać pełen raport przełożonym, a do tego potrzeba było chodzącego i w miarę ogarniającego człowieka. Daniel zakładał, że to jemu przypadnie ten wielki zaszczyt.
    Minął Tulkę i stanął w drzwiach wyjściowych, odwrócił się jeszcze i chciał swój pobyt tutaj zakończyć jakimś wielkim super zdaniem, ale stwierdził, że ma do poruszenia dwie kwestie.
    - Wezwać kogoś do pomocy, gdy będę stąd wychodził? - zapytał całkiem poważnie. Może będzie potrzebny ktoś jeszcze. W końcu pacjent po prostu nie zwichnął sobie nogi.
    Gdy dostał odpowiedź (bądź nie) - zrobiłby to, o co został poproszony (lub o co by poproszony nie został). Chciał już wyjść, ale zdał sobie sprawę, że w sumie to trochę smutnie kończy się ta przygoda, jak każda w końcu. Był poza pomieszczeniem, gdy stało mu się dziwnie smutno, poczuł nawet lekką wilgoć w oczach, ale nie były to w żadnym razie łzy czy coś do nich podobnego. To był stan co najwyżej stan żalu, że coś się kończy. Założył maskę, cofnął się jeszcze na chwilę.
    - Jak się obudzi, to powiedz mu, że zrobił niezły rzut. - powiedział, złapał powietrze i na dobre opuścił pomieszczenie, kierując się do jakiegoś miejsca, gdzie mógłby w spokoju napisać raport i go przekazać. Albo najpierw się wyspać.
    Gdy dotarł do schodów, czyli trzeba przyznać, że nie naszedł się na wiele - jego oczy były już suche.

    [z/t]




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 11 Październik 2017, 23:05   

    Na całe szczęście mężczyzna szybko się obudził. Cofnęła się widząc, że potrzebuje chwili czasu. Wolałaby, żeby nagle jej nie przyłożył tylko dlatego, że stoi za blisko. Widziała już różne sytuacje u żołnierzy, którzy dopiero co wrócili z jakiejś misji. Trochę zajęło mu dojście do siebie, ale w końcu poprowadził ją do drugiego pacjenta.
    Zauważyła lisa jednak jak na razie postanowiła go zignorować. Póki nie jest agresywny. Domyśliła się, że należy do tego nieprzytomnego mężczyzny do Keera. Inaczej by nie siedział w jednym pokoju z nim i go tak nie pilnował. Nawet jakby właściciel mu kazał, to i tak nie zachowywałby się właśnie w taki sposób.
    Julia spojrzała na zakrwawionego rudzielca i przełknęła ślinę. Miała się nim zająć całkiem sama? To będzie trudne... Wiedziała jednak, że nie może się poddać i powiedzieć, że nie da sobie rady bo zaraz ją zawrócą znów na szkolenie i tyle będzie z jej pracy w Klinice. Podeszła do rannego i obejrzała go dokładniej, nie dotykała go jednak. Krwi było sporo, jednak i tak za mało patrząc na to gdzie oberwał. Zrozumiała jednak co się dzieje, gdy wysoki mężczyzna za nią wspomniał o hibernacji. Pewnie zwalniał działanie organizmu, żeby się nie wykrwawić. Przydatne, jednak coś czuła, że przysporzy jej też trochę problemów. Ale cóż...przynajmniej nie będzie się martwić, ze będzie się jej wić z bólu.
    Słysząc, że Kessler (bo chyba tak się nazywał, skoro ten na łóżku to Keer) chciał już odejść - nigdzie się pan jeszcze nie wybiera - powiedziała poważnym tonem i wskazała na krzesło po drugiej stronie pokoju - proszę zdjąć tego dziurawego buta i pokazać ranę - widziała, że znajduje się na nim trochę zakrzepłej krwi, do tego mężczyzna utykał na tę nogę, więc na pewno był ranny. Gdy wykonał polecenie otworzyła torbę, a z niej wyskoczyła Kropka - ej...co tu robisz! - zawołała zaskoczona dziewczyna. Szybko złapała zwierzątko i postawiła na wysokiej szafce, żeby lis się do niej nie dobrał - siedź tu paskudo! - rozkazała na co Kropka fuknęła tylko obrażona i napuszyła się śmiesznie. Grzecznie jednak siedziała.
    - Przepraszam..nie wiem jak się dostała do mojej torby - powiedziała i wyciągnęła rękawiczki oraz płyn odkażający. Dokładnie obejrzała i przemyła ranę - to nic poważnego, zaraz będzie po wszystkim - powiedziała i zdjęła rękawiczki. Nadal jednak trzymała stopę. Zamknęła oczy i wszelkie ranu i siniaki zaczęły mienić się różnymi kolorami. Leczyła go przez chwilę. Mógł poczuć miłe ciepło i mrowienie. Na jego oczach rana na stopie zniknęła. Tak samo jak opuchlizna na policzku.
    W końcu lisica westchnęła ciężko i odsunęła się - i już...jest pan zdrowy, choć stopa może czasem jeszcze poboleć, ale szybko przejdzie. Za góra dwa dni po bólu nie będzie nawet śladu - powiedziała z uśmiechem. Spojrzała niepewnie na pacjenta na łóżku - czy mógłby pomóc mi pan go przenieść na stół? O wiele łatwiej mi będzie się nim tam zająć niż w łóżku - powiedziała. Łóżko było niższe i musiałaby siedzieć, co niezbyt było wygodne. Pomogła Kesslerowi przenieść pacjenta, robiąc wcześniej miejsce i podkładając i tak brudną pościel pod niego. Wcześniej jednak zdjęła ją z kołdry. Robiła to bardzo sprawnie. Musiała się spieszyć, nie wiedziała ile jeszcze ta moc potrwa i jak długo rudzielec da radę przetrwać.
    Podziękowała uprzejmie - a jeśli chodzi o pana, to niech pan idzie się położyć. To jest teraz najważniejsze. Najlepiej, żeby przespał się w Wieży, w ten sposób nie będzie się trzeba martwić o to, że pan zasłabnie. Wyleczyłam rany i siniaki, ale organizm i tak musi wypocząć. I nie, to nie jest propozycja tylko zalecenie lekarza! - wyjaśniła i pożegnała się z mężczyzną.
    Wróciła do pokoju i zerknął na zwierzaka na podłodze. Przykucnęła przy nim i wyciągnęła dłoń w jego stronę by powąchał - to jak? Pozwolisz mi opatrzeć swojego pana? - zapytała miłym tonem i wyciągnęła z torby smakołyka. Podała go lisowi. Na jego legowisko dała kilka innych smakołyków, mając nadzieję, że Furbo tam zostanie. Jeśli to zrobił, upewniła się, ze za nią nie wraca i zamknęła drzwi. Pewnie będzie skomlał ale woli to, niż żeby skakał jej przy nogach. Westchnęła ponownie i zabrała się do roboty. Założyła ponownie rękawiczki, oczywiście nowe i wzięła do ręki nożyczki. Rozcięła najpierw bandaże, a następnie ubranie pacjenta. Nie miała zamiaru się hamować, Stowarzyszenie i tak zaopatrzy go w nowy mundur. Po chwili Cień leżał tylko w samych bokserkach. Spojrzała na medalion i ostrożnie zdjęła go z szyi i odłożyła na półkę obok.
    Obejrzała go ponownie, szukając jakiś dodatkowych ran. Ale poza siniakami nic nie zwróciło jej uwagi. Skupiła się więc na ranach. Rozejrzała się po mieszkaniu i po chwili wróciła z miską z ciepłą wodą i szmatką. Obmyła dokładnie pacjenta uważając na rany. Następnie do każdej włożyła palec by sprawdzić jak głęboko siedzą pociski. Najgorzej było z jednym pociskiem w udzie, tę ranę na pewno musi powiększyć. Westchnęła ciężko i zaczęła przygotowywać sobie wszystkie narzędzia, których będzie potrzebować. Wzięła też miseczkę, na naboje. Zanim zaczęła robić cokolwiek zrobiła dwa zastrzyki. Jeden przy ranie na ramieniu, a drugi w udo. Znieczulenie miejscowe, jakby rudowłosy się jednak rozbudził, to by ból nie był aż tak straszliwy.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 12 Październik 2017, 00:43   

    Zwierz! Inny, mniejszy, puchaty, choć nietłusty, ale nada się! Furor oparł się przednimi łapami o półkę, ale dużo brakowało mu, by dosięgnąć Kropki. Na skakanie i brykanie nie miał siły, więc po prostu siedział i czekał. Może dziwne stworzenie się znudzi i zlezie. To kupiło Tulce trochę czasu i pozwoliło jej w spokoju zająć się ranami wykończonego Kesslera.
    Furor był sprytny, ale w zamieszaniu, jakie rozgrywało się wokół niego, dał się podejść. Też był głodny i zmęczony, a smakołyk niezwykle nęcił. Do tego dziewczyna pachniała przyjemnie i mówiła łagodnym, przyjaznym tonem. Mowę jej ciała też mógł odczytać. W końcu miała uszy i ogon, zupełnie tak jak on! Dopiero, gdy zniknęła w gabinecie, Furor zaskomlał i przez chwilę skrobał drzwi, ale odpuścił po dłuższej chwili. Ułożył się na swoim legowisku i zaczął rzuć smakołyki. Gdy tylko zaspokoił pierwszy głód, zasnął na reszcie jeszcze tych niezjedzonych. Spał, cicho popiskując, a gdy się budził szukał Keera w łazience i sypialni, skomląc i zawodząc.

    Nieruchome i sztywne dotąd ciało nagle zatrzęsło się całe, jakby porażone prądem. Drgawki zajęły je całe na paręnaście sekund i stopniowo łagodniały, by w końcu ustąpić całkowicie. Teraz Gawain nadal lekko drżał, ale z zimna. Jakby go do wody z lodem włożyli. Oddychał szybko i urywanie, a serce gwałtownie przyspieszyło, by odżywić i dotlenić ciało na czas. Powoli rozchylił ciężkie powieki. Rudy kształt falował mu przed oczyma, wszystko było rozmazane. Dźwięki jak w studni, dudniące i odległe. Takie cynkanie słyszał. Jakby metalu. Gdy wszystko stało się wyraźniejsze i bardziej rozpoznawalne dojrzał dziewczynę przed sobą. Ruda taka i lisowata. Keer uśmiechnął się wariacko i szeroko. Chciał wyciągnąć dłoń w jej stronę, ale nie czuł rąk i nóg, bo w tym momencie cały był jak z waty.
    - Furor! Aleee... jak?! Przecieszz... to teraz jesteś suką?! Haaa! - wybełkotał na swoim haju i obrócił głowę na moment w drugą stronę. Niestety. Ani umysł, ani ciało jeszcze w pełni się nie przebudziły, ale oszczędzało mu to groźnego wstrząsu. - Iii w ogóle, jak ty się zmieniłeś?! Łaś! Hę? - spojrzał na nią znowu. - Wolałem cię z futrem... zimnooo - powiedział jeszcze, po czym zamilkł na moment i mocno zacisnął powieki. Coś było nie tak. Jego głowa była lżejsza niż zwykle. Nadal czuł dziwne mrowienie w dłoni i stopie. - Kurna... co jest? - zamrugał parę razy i podniósł głowę, by spojrzeć na siebie. - Tyy.. to dlatego mi tak zimno! - spojrzał na rudowłosą zdradzony i zraniony. Rozebrała go! Wzięła mu ciuchy! Menda! Ale po co?! Przecież miała swoje!
    Znów wlepił wzrok w siebie. Świat powoli pukał do jego śniącej na jawie bańki i pytał: Haaaalo? Jest tam kto? Był ranny, a ona coś tam grzebała. Zmarszczył brwi i spróbował sobie przypomnieć ostatnie miejsce, w którym był. Kopalnia. Koń i Kessler za nim. Na posterunku tylko wiedział, że byli, ale nic więcej. Czemu rany były takie duże? Przecież go postrzelili... Omiótł pomieszczenie wzrokiem. Był u siebie! W Wieży! A więc jakoś dotarli.
    Odkaszlnął, bo gardło wyschło mu na wiór. - Gdzie Kessler? - zadał pierwsze w pełni przytomne pytanie. Wiedział, że pewnie mówił coś wcześniej, ale nie miał pojęcia co. Próbował opanować drżenie do minimum i zacisnął zęby, żeby nimi nie szczękać. Przyjrzał się dziewczynie. Była młodziutka, a przynajmniej na taką wyglądała. Ruda z białą grzywką. Gdyby nie jej oczy, powiedziałby, że na stówę ta biel, to od rozjaśniacza. Miała taki śmieszny, mały, nieco zadarty do góry nosek. Zupełnie nie w jego typie, choć na brak adoratorów z pewnością nie narzekała. Jednak uwagę Cienia najbardziej przykuły skrzydła oraz lisie uszy i ogon. Dziwaczna i urocza mieszanka.
    Widząc te lisie elementy, Gawain od razu wspomniał na czekającego na niego Yako. Zdrową rękę położył na torsie ze spanikowaną miną, gdy nie poczuł na nim ciężaru medalionu, ale po chwili przymknął oczy i odetchnął nerwowo. Pewnie ściągnęła go razem z resztą rzeczy. W końcu leżał na swoich ciuchach. Dobrze, że chociaż bieliznę zostawiła w spokoju. - Czy mógłbym poznać twoje imię? - zapytał nieśmiało. Nie chciał wystraszyć dziewczyny, a ta wydała mu się niepewna i przejęta. Czyżby faktycznie miała tylko tyle lat, na ile wyglądała? Rany... skoro go tak rozpierdoliła, to lepiej, żeby umiała go potem poskładać.
    Skupił swój wzrok na ścianie i suficie. Na strukturze kamienia i spoiwie, które je okalało. Z chęcią popatrzyłby na mieniące się tysiącami barw skrzydła, ale nadal miał lekki światłowstręt. Trzeba było wytrzymać grzecznie do samego końca.
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 12 Październik 2017, 01:34   

    Westchnęła z ulgą, widząc, że Furbo jednak poszedł tam gdzie chciała. Przynajmniej nie będzie musiała się nim przejmować. Przynajmniej jak na razie.
    Skupiła się na swoim zadaniu. Gdy już oczyściła okolice ran i przygotowała sobie narzędzia, sięgnęła po skalpel i powiększyła trochę rany. Uznała, że lepiej to zrobić by potem poradzić sobie z ich zszywaniem. Musiała sobie jakoś ułatwić dostęp do uszkodzonych tkanek. Następnie wzięła kulociąg i westchnęła ciężko. Ręce jej się lekko trzęsły. Całe szczęście zawsze, gdy musiała coś robić opanowywała się całkowicie. Zabrała się za wyciąganie kul i wrzucanie ich do przygotowanej miseczki. Gdy odkładała narzędzie i miała zamiar lekko osuszyć rany z posoki, ciało nagle dostało drgawek. Otworzyła szeroko oczy, przerażona.
    - Nie, nie, nie... NIE! - przytrzymała pacjenta, bojąc się, że to już koniec. Widziała już jak niektórzy umierają i tak właśnie się to zaczynało. Od ostatnich drgawek. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie chciała stracić pacjenta, nie chciała pokazywać jak mało umie. Chciała go uratować. Ostatnio już i tak dość złego się działo. Już tyle popsuła, nie chciała jeszcze schrzanić tego. Oddychała głęboko chcąc się uspokoić, gdy nagle drgawki ustały. A Keer zaczął oddychać głębiej i bardziej wyraźnie. Jego puls też przyspieszył.
    Spojrzała na niego zaskoczona. Oddychała szybko, nie za bardzo rozumiejąc co się stało. Czyżby...moc przestała działać? Potrząsnęła głową gdy rudzielec zaczął mówić.
    - eeee.... - nic więcej nie mogła z siebie wydusić, słysząc jakie głupoty wygaduje. Warknęła cicho, słysząc, że nazwał ją suką, ale szybko się ugryzła w język wiedząc, że facet pewnie majaczy i nic nie powiedziała. Czekała aż się uspokoić i przestanie tak ruszać. Nie mogła zająć się ranami i zacząć szyć, jeśli będzie się tak wiercił. Nawet jeśli miał znieczuloną rękę i nogę to i tak ruchy reszty ciała jej przeszkadzały.
    Widząc jego wzrok wywróciła oczami. Ale dopiero teraz zauważyła, że ma on czarne twardówki. Zupełnie jak Braciszek. Szybko jednak odgoniła te myśli i nie patrzyła już w oczy mężczyźnie, pamiętając co się stało trzy lata temu, w trakcie zwykłej zabawy w chowanego.
    Gdy już się uspokoił, westchnęła z ulgą - zajęłam się jego ranami i wysłałam do łóżka, żeby odpoczął - wyjaśniła spokojnie i zajęła się znów ranami. Musiała je ponownie osuszyć i oczyścić bo zaczęły mocniej krwawić. Upewniła się jeszcze czy jakiś odłamek nie został w tkance.
    Gdy już wszystko sprawdziła, zmieniła rękawiczki i zajęła się staranny zszyciem wszystkich trzech ran.
    Widząc jak Cień szuka medalionu, odezwała się - leży na szafce obok. Zdjęłam go, żeby przypadkiem się pan nie udusił, gdyby się nagle obudził - wyjaśniła i zajęła się największą raną. Najbardziej krwawiła więc trzeba było ją zamknąć jako pierwszą. Słysząc pytanie, uśmiechnęła się i zerknęła na rozmówce - nazywam się Julia Renard. Miło pana poznać, panie Keer - przedstawiła się grzecznie. Zszyła najpierw mięśnie i większe naczynia, uważając cały czas by nie naruszyć tętnicy, bo z tym mogłaby sobie już nie poradzić.
    Zszywając skórę, odezwała się ponownie - czy poza tymi trzema ranami i siniakami, coś pana jeszcze boli? O czymś powinnam wiedzieć? - może za późno na wywiad, ale wcześniej był nieprzytomny, więc nie mogła tego zrobić.
    Zabrała się za drugą ranę na udzie, wpierw ją znów osuszając. Gawain mógł zauważyć, że dziewczyna ma wszystko przygotowane poza jedną, dość istotną rzeczą. Nie miała na stole ani obok żadnych opatrunków. Nie miała przygotowanego żadnego bandażu czy gazy, poza tą, którą oczyszczała go z krwi. Czyżby zapomniała o takiej podstawie jak zabezpieczenie ran po zabiegu?
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 12 Październik 2017, 02:31   

    - To dobrze... - odetchnął z ulgą słysząc, że z jego kompanem wszystko w porządku. Przymknął oczy. Dostrzegł to, jak unikała jego wzroku. Od lat napotykał te samo spojrzenie. Gdy tylko patrzył komuś prosto w twarz, oni nagle zezowali gdzieś indziej. Trudno. Przywykł. - Należy mu się. Pilnował mnie przez całą drogę - mówił. Skoro nie prosiła go o ciszę i sama mówiła tak dużo, widać nie przeszkadzało jej to w pracy. Zresztą tej zostało jej chyba mniej niż więcej, bo już brała się za szycie.
    - W porządku. Dziękuję - zdawkowo odparł na sprawę medalionu. Delikatnie obrócił głowę, by na niego spojrzeć. Leżał tam cały i niezakrwawiony. Jedyna rzecz, która nie dotknęła jeszcze posoki. Niech tak będzie jak najdłużej. Potem przeniósł wzrok na sprawnie uwijające się dłonie skrzydlatej. Sam chciałbym tak dobrze szyć - pomyślał z uznaniem, po czym zauważył, że nie ma żadnych bandaży i gaz. Nic jednak na to nie powiedział. Może miała jakąś moc albo materiały opatrunkowe znajdowały się poza jego zasięgiem wzroku. Jeśli tak nie było, to wtedy się upomni. - Pewnie śmiertelnie panią wystraszyłem - uśmiechnął się samymi kącikami ust. Doskonale wiedział, jak wtedy wyglądał. Kiedyś, w wyjątkowo paskudny i ponury dzień, nudziło mu się tak bardzo, że postanowił użyć swojej mocy i nagrać się kamerą, by potem obejrzeć film. To nie to samo, co wysłuchiwanie relacji świadków, choć te bywały dla niego śmieszne.
    - Gawain Keer, ale to już pani pewnie wie. I czy ja wiem, czy dla mnie tak miło? Tak się uzewnętrzniam na tym stole - zaśmiał się ochryple. Potem jednak umilkł, nie chcąc przeszkadzać w zabiegu. Pani Renard zależało na dobrym przeprowadzeniu go, a jemu na odzyskaniu sprawności. Poza tym o czym niby miał z nią gadać? Widzieli się pierwszy raz i w normalnych okolicznościach zamieniliby tylko dwa słowa. Byli jednak skazani na swoją wzajemną obecność jeszcze przez jakiś czas.
    Gawaina pochłonęły wspomnienia. Tego jak strzelił bez zastanowienia. Co by zrobił, gdyby to nie był ich cel, tylko ktoś inny? Czy ci żołnierze też mają rodziny? Też... bo teraz Cień czuł, że ma Dom i Rodzinę. Miał Yako, który czekał na niego i pewnie zamartwiał się jak głupi. A przynajmniej miał taką nadzieję, że tak właśnie się dzieje. Ciekawe, co robił przez ten cały tydzień.
    Miłość... czemu automatycznie musiała nieść ze sobą nadzieję? Głupie to... i tylko go osłabiało. Przeszkadzało. Nigdy nie myślał o tym, czy ktoś inny ma rodzinę, gdy ich zabijał. Jego rodzinę wywlekli z domu i co? Przeżył. Inni też mogą. Gorzej, że teraz miał słaby punkt i sam stał się takim punktem dla Yako. Mogli ich szantażować, prześladować, wykorzystać ich uczucie, na które Keer tyle przecież czekał.
    Jego rozmyślania przerwała Renard. Może to i lepiej. - Ee, co? Nie. Nic mi nie jest - bąknął i rozejrzał się po gabinecie. Zmrużył oczy. Na szafce coś siedziało. Było białe w czarne kropki i przypominało królika. Tyle, że ten miał skrzydła i długi ogon. Króliki niezwykły posiadać takich części ciała, ale może ten zeżarł coś podejrzanego. - Co to za zwierzątko? To pani? - zapytał zaciekawiony, ale nie starał się zwrócić uwagi istoty, choć chętnie przyjrzałby się jej z bliska. Patrzył na nie jeszcze przez chwilę, po czym spojrzał na panią Renard. Szczyl.. ale Gawain nie lubił się zbytnio spoufalać.
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 12 Październik 2017, 03:25   

    Uśmiechnęła się delikatnie - domyślam się - powiedziała spokojnie - gdy tu przyszłam, drzemał sobie na biurku i trochę mu zajęło rozbudzenie się. Na szczęście nie był jakoś szczególnie ranny, więc spokojnie mógł iść spać - odparła, oglądając dokładnie rany. Nie umiała szyć tak idealnie jak to robił Bane, ale starała się, żeby ślady po kulach były jak najmniejsze. Nie każdy lubi patrzeć na swoje blizny, choć niektórzy się tym szczycą. Jednak ten rudzielec przed nią nie wyglądał na takiego.
    Zauważyła, jak spogląda na medalion - jest dla pana ważny, prawda? - zapytała chcąc podtrzymać rozmowę. Nie lubiła pracować w ciszy. Rozmowa odwracała jej uwagę od stresu. Nadal skupiała się mocno na zadaniu, jednak po głowie nie kłębiły się myśli, co jeśli się nie uda, że jest całkiem sama do tego zadania - to jakaś pamiątka? - może nie powinna tak się wypytywać, ale była to tylko luźna rozmowa. Posłała mu przy tym miły uśmiech. Jeśli nie odpowiedział to nie naciskała. Nie o to jej przecież chodziło. Jednak przez ostatnie trzy lata nauczyła się, że kontakt z pacjentem jest ważny. Zarówno dla komfortu pacjenta jak i samego medyka. Gdy osoba na stole się stresuje, może się to udzielić medykowi i w drugą stronę. Dziś wolała tego uniknąć. Już i tak miała dość stresu w ciągu ostatnich kilkunastu godzin.
    Zerknęła na swojego rozmówce - mówi pan o tym, że był pan jak trup? - zapytała zabierając się za drugą ranę na nodze -pana towarzysz mnie uprzedził, że to pana moc. Dodatkowo Furbo pilnował rannego, a nie trupa. Zwierzęta jednak to rozróżniają - wyjaśniła spokojnie - dodatkowo jak na truposza to było za dużo krwi, czyli serce musiało pracować - zakończyła swój wywód.
    Przytaknęła, potwierdzając iż wie jak rudzielec się nazywa. Zaśmiała się krótko - lepiej, żeby się pan uzewnętrzniał tak, a nie żebym ja musiała rozplątywać pana jelita i starać się je wepchnąć do brzucha, tak by nadal działały jak należy - Słyszała zachrypnięty głos pacjenta - zaraz skończę to będzie mógł się napić - zapewniła.
    Druga rana poszła jej już sprawniej. Była w końcu mniejsza. Szybko uporała się z rozerwanym mięśniem i rozciętą skórą. Przemyła jeszcze okolice ran i podeszła do głowy pacjenta. Osuszyła ranę na ramieniu i zabrała się za jej szycie. Uśmiechnęła się do niego - to się cieszę - powiedziała. W końcu to oznaczało, że nie musi się martwić tylko go po prostu zaleczyć. Dodatkowe badania raczej nie były potrzebne. Widziała jaki był zamyślony, jednak nie wypytywała o to. Nie była aż tak wścibska. Z tą raną poszło najszybciej.
    Spojrzała przez ramę na Kropkę - przepraszam, nie zauważyłam jak wślizgnęła mi się do torby w trakcie pakowania - przyznała, opuszczając niepewnie uszy - to Niechniurka, ma na imię Kropka i tak, jest moja - dodała wykonując ostatni supeł - gotowe - westchnęła i obmyła okolice rany. Zaczęła jeszcze raz uważnie oglądać pacjenta by nic nie przeoczyć ważnego. W końcu mógł czegoś nie zauważyć - proszę mi mówić po imieniu. Jestem za młoda, żeby nazywać mnie panią, przez co czuję się trochę niekomfortowo - posłała mu błagalne spojrzenie. Nie chciała się spoufalać, ale naprawdę nie czuła się dobrze gdy starszy facet mówił jej per pani. Już wystarczająco niekomfortowo się czuła w piwnicy z obcym facetem. Ale przynajmniej ten (przynajmniej jak na razie) był ranny no i nie był taki obleśny jak Giping. Aż przeszedł ją dreszcz na samą myśl.
    Zdjęła rękawiczki i przyłożyła dłonie do nogi, niedaleko rany - teraz może pan poczuć ciepło i mrowienie - powiedziała i skupiła się na leczeniu. Nic w trakcie nie mówiła. Jej dłonie zajaśniały, podobnie jak wszelkie rany, otarcia i siniaki na ciele rudowłosego.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 12 Październik 2017, 04:15   

    Na wieść o tym, że Daniel zasnął na biurku, skrzywił się nieznacznie. Przecież był stół, łóżko też było szerokie. Nie miałby mu tego za złe, obaj byli u kresu swych sił, a temu jeszcze zachciało się przestawiać wszystkie klamoty, by samemu móc się położyć na najmniej wygodnym meblu, jaki dało się tu znaleźć.
    Zapytany o medalion odrobinę się spiął, ale nie dziwiła go ta reakcja. To przecież normalne, zwykłe pytanie. Nie musiał mówić nic zbyt osobistego lub wspominać o Yako. Spiął lekko brwi, zły ,że tyle po sobie pokazał. Westchnął cicho. - Tak, choć to bardziej obietnica, że wrócę - odrzekł po chwili.
    Zagadywała go. Chyba stresowała się bardziej niż on. Dobra, niech ci będzie mała. Możemy to ciągnąć. Spojrzał w jej różnokolorowe oczy. - Dobrze, że nie zapomniał. Podejrzewam, że sam ledwo kontaktował, gdy to pani mówił - powiedział z dziwnym uśmieszkiem. Gdy usłyszał o lisie, otworzył oczy nieco szerzej. Kurde, o tym nie pomyślał. Będzie musiał uważać z zabieraniem czworonoga na misje, bo jeśli będzie musiał udać trupa, to zwierz go nieświadomie wyda i wtedy serio będzie miał okazję powąchać kwiatki od spodu. Mimo wszystko kochany był z niego pupil - Mam nadzieję, że był miły. Furor... nie nazywa się tak bez powodu. - wyjaśnił. - I za nim się tu znalazłem, minęło trochę czasu. Miałem kiedy krwawić - zakończył z markotną miną. Przynajmniej nic go nie bolało, gdy Julia go łatała. Na jej żart tylko się zaśmiał. Żeby lekarz podzielał jego poczucie humoru, zamiast prawić mu morały! Niebywałe!
    Chyba zwróciła uwagę na jego chrypkę. - Wątpię, żeby pomogło jakoś bardzo, ale przyda się. Pani również może się częstować - ostrożnie podniósł zdrową rękę wskazując barek i półeczkę z kawą. Na pierwszym znajdowało się wino i syrop owocowy, kieliszki, szklanki oraz karafka z wodą. Nic specjalnego, ale warto było być gotowym na jakąś dłuższą wizytę. Przecież nie będzie dyskutował o suchym pysku.
    - Nie szkodzi. Nigdy nie widziałem wcześniej Niechniurki. Gryzie? - zapytał jeszcze. Wolał nie narobić sobie nowych ran na oczach lekarza.
    Prychnął słysząc, że ma do niej nie mówić per pani. - A ja czułbym się niekomfortowo, mówiąc pani po imieniu. - upierał się przy swoim. Była taka młoda... na pewno był ktoś, kto mówił jej po imieniu i w kogo ustach Julia brzmiałoby ładniej niż w jego własnych. Nie był jej kolegą ani znajomym i wolał tego nie zmieniać zbyt szybko. A już na pewno nie chciał robić tego teraz, gdy był w niezbyt stabilnym stanie umysłu.
    Faktycznie poczuł to ciepło i mrowienie, ale nie uprzedziła go, że wszystko będzie się tak świecić. Gawain syknął cicho i odwrócił głowę w drugą stronę, mocno zaciskając powieki, ale kolorowe kształty i tak już pod nimi tańczyły.
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 12 Październik 2017, 13:11   

    Słysząc jakie znaczenie ma dla Keera medalion, Tulcia mimowolnie sięgnęła ręką w kierunku swojej piersi. Jednak zatrzymała się w połowie, przypominając sobie, że przecież nie ma już Blaszki. Zacisnęła dłoń w pięść i westchnęła, zaciskając powieki by powstrzymać napływające łzy.
    Szybko jednak je przełknęła i posłała pacjentowi trochę smutny uśmiech - no to nie musi się pan już martwić o to, że nie dotrzyma obietnicy - powiedziała wlepiając wzrok w rany, które właśnie zszywała - jak tylko pan odpocznie, może wracać do osoby, której pan to obiecał - powiedziała. Jej głosie jednak dało się wyczuć delikatną nutę smutku i tęsknoty. Jednak starała się nie pokazywać tego. Była teraz w pracy, a to nie było miejsce na myślenie o takich rzeczach. Musiała się skupić na pacjencie i tylko na nim.
    Przytaknęła na słowa rudego - najważniejsze, że powiedział i że nie musiałam się zamartwiać o ten jeden szczegół - powiedziała. Zauważyła jego minę, gdy mówiła o Furbo, jednak nie skomentowała tego. Mało kto zwracał na to uwagę, jednak spędzając większość wolnego czasu w lesie przy domu w Glassville, a w Krainie mając szkołę przetrwania, gdzie przez miesiąc musiała sama przetrwać w lesie, pod lisią postacią, zauważyła różne zachowania zwierząt. Była jednak spostrzegawczą dziewczyną i miała dobrą pamięć. Nic jednak nie powiedziała. Skoro jej słowa dały mu do myślenia to niech sobie rozmyśla. Może to pomoże mu też bardziej zrozumieć zachowanie zwierzaka.
    Potrząsnęła głową - przyszedł się grzecznie przywitać, merdając ogonem. Nawet nie warczał, choć było widać, że nie był pewny mojej obecności - odpowiedziała na pytanie. Zapamiętała też imię futrzaka, może się później przydać - jednak potem zamknęłam go w sypialni, żeby nie przeszkadzał - dodała jeszcze, zerkając na drzwi, za którymi ukryta była Bestia. Miała nadzieję, że Keer nie będzie zły na to, że go tam zamknęła, że lis nic tam nie narobi przez ten czas. Nie znała zasad jakie tu panując oraz samego stworzenia, dlatego nie mogła być tego pewna. Ale chyba kilka rozszarpanych poduszek czy niespodzianka na podłodze są lepszym rozwiązaniem niż źle zaszyte rany czy też pogryziona pielęgniarka. Na pewno mniejsze to szkody i dalsze konsekwencje.
    Westchnęła słysząc, że miał czas, żeby krwawić, ale już nie komentowała tego. Nie chodziło jej o to, że ogólnie było dużo krwi. Jakby był trupem to by zakrzepła i nie wybrudziła aż tak pościeli. A ona nadal płynęła gdy tutaj przyszła. Nie chciała się jednak kłócić. Znów miała wrażenie, że ktoś traktuje ją jak kogoś kto w ogóle się na tym nie zna, tylko dlatego, że jest młoda. Musiała to jakoś przetrzymać. Powinna się już przyzwyczaić. Ile to razy słyszała, że jest za młoda do tego zawodu, ale dawała sobie rade i do tego miała bardzo przydatne umiejętności, dlatego nie marudzili aż tak bardzo, że muszą zajmować się dzieckiem, co nie oznacza, ze nie nasłuchała się na ten temat sporo.
    Potrząsnęła głową - ja na razie podziękuję - odpowiedziała krótko. Jakoś nie miała ochoty na picie. Może i powinna i się napić i coś zjeść, ale zrobi to w drodze powrotnej. I tak musi iść jeszcze uzupełnić apteczkę, tak jak to powiedziała pani Alice. Inaczej mogliby coś podejrzewać, albo co gorsza uznać, że poszła po prostu se połazić, zamiast pilnować w Klinice czy nie jest potrzebna.
    - Nie gryzie, chyba, że w zabawie - powiedziała zerkając na białą kulkę, która zaglądała na nich ciekawsko i węszyła swoim noskiem, śmiesznie nim poruszając - można powiedzieć że to jeszcze szczeniak - nie wiedziała jak się nazywają młode Niechniurek, uznała więc, że użyje tego określenia. Kropka jakby na potwierdzenie pisnęła śmiesznie i bardziej się napuszyła. Nie przestała jednak łypać na nich z zaciekawieniem.
    Opuściła uszy, słysząc, że Keer będzie się czuł niekomfortowo, jeśli będzie się do niej zwracał po imieniu - proszę mi wybaczyć, tę śmiałość, nie powinnam tego proponować. Przepraszam- przeprosiła. W końcu najważniejsze było to, żeby pacjent czuł się dobrze, a nie lekarz, o ile nie będzie to wpływało na jego pracę. Nie czuła się aż tak źle, żeby jakoś to wpływało na wyniki jej działań.
    Widząc jak zaciska oczy przed światłem, jakie wydzielała jej moc, warknęła cicho na siebie i przestała leczyć - proszę leżeć spokojnie - powiedziała i zabrała miskę, którą wcześniej potrzebowała do obmycia ran. Poszła po ją dokładnie umyć i nalać nowej, letniej wody. Po drodze dała Kropce smakołyka, bo ta zaczęła kombinować jak się dostać do mężczyzny na dole - masz i siedź spokojnie paskudo - powiedziała do niej. Niechniurka od razu porwała smakołyka w łapki. Obwąchała go i zaczęła pałaszować, popiskując z zadowoleniem.
    Nalała wody do miski i wzięła czystą szmatkę. Dolała wyciągu z rumianki. Obtarła jego oczy, pozbywając się węgla po czym położyła świeżą, nasączoną wyciągiem i położyła mu na oczy - nie będzie tak pana drażniło światło - powiedziała. Westchnęła smutno i znów zabrała się za leczenie. C chwila dziś coś szło nie po jej myśli. Jak mogła nie wpaść na to, że jej moc może mu przeszkadzać? W końcu był nieprzytomny, przez co jego oczy były bardziej wrażliwe na światło. Dodatkowo w mieszkaniu było dość ciemno więc światło wydawało się o wiele bardziej intensywne. Skupiła się już teraz na leczeniu, oglądając dokładnie czy wszystko znika tak jak powinno i analizując miejsca, w których moc się skupiała, by upewnić się, że na pewno nic nie pominęła i nie ma żadnych obrażeń o których pacjent mógł sobie nie zdawać sprawy.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 12 Październik 2017, 17:05   

    Zestresował czymś Renard. Tylko czym? Nie zachowywała się tak, jakby się go bała. Co najwyżej mogła być onieśmielona prawie nagim facetem, którego szyła. Rozmowa podobała mu się coraz mniej. Nie dlatego, że dziewczyna wypytywała go lub była pewna siebie. Po prostu Gawain wiedział, że powinien był zamknąć jadaczkę i tyle. Nie był dobry w te klocki, zwłaszcza z młodszymi i często wrażliwszymi od niego osobami, które oczekiwały przyjemnej i miłej gadki.
    - Więc... nie będę musiał leżeć w łóżku? - zapytał zdziwiony. Myślał, że lekarskim zaleceniem zostanie uwięziony pod pościelą na przynajmniej tydzień, a tu nic. Serce zabiło mu odrobinę żywiej. Za paręnaście godzin znów zobaczy się z Yako! Będzie mógł przytulić swego ukochanego lisa i rozpieszczać go do granic możliwości. Prawdziwie odpocznie dopiero w jego ramionach... lub łapkach. Keer pierwszy raz od dawna był tak szczęśliwy i ledwo opanował uśmiech. Mała była jakaś smutna, ale Cień, choć był ciekawskim typem, nie miał zamiaru wciskać nosa w jej sprawy. Nie wypadało mu jej wypytywać. Była na służbie i powinna móc się skupić.
    - Chyba nie uwierzę, póki nie zobaczę. Zawsze na wszystkich warczy i ujada. Stroszy się jak głupi. Chociaż - przeniósł wzrok na Julię - patrząc na panią, chyba rozumiem dlaczego. A może przekupiła go pani czymś? - zapytał na koniec z błyskiem w oku. A więc zamknęła Furora? I bardzo dobrze! Nieustannie wszędzie się panoszył, kradł kanapki strażnikom i robotnikom, próbował pozbawić wszelkiego ptactwa tchu, strasząc je na śmierć i gonił każdego napotkanego kota, by potem wracać ze spuszczonym łbem i śladami po pazurach. Gdy nie psocił, żebrał o jedzenie i pieszczoty. Ze swoją budową ciała i potarganym futrem bez trudu udawał głodzonego i maltretowanego.
    Gawain zdecydowanie wolał go za drzwiami sypialni niż w gabinecie. Najwyżej pogryzie trochę nogę od łóżka, rozszarpie jakąś poduchę, wytarza się w popiele lub zeżre mydło. Trudno. Przynajmniej ma z nim spokój na jakiś czas.
    Nie naciskał na panią Renard. Skoro uznała, że nie chce się częstować, to widocznie nie chciało się jej pić albo zwyczajnie miała mało czasu. Mogła mieć inne plany, niż przesiadywanie z nieznanym jej gościem. Żadna przyjemność.
    - Słodka jest - przyznał. Takie puchate i mięciutkie stworzonko. Było też dobrze ułożone, bo słuchało się swej pani. Dlaczego Furor nie może być czasem taki grzeczny? - pomyślał z rozpaczą. Gawain wiedział dlaczego. Był dokładnie taki sam za dzieciaka. Co prawda nie kradł, ale dupę obito mu wiele razy, za jego wybryki.
    - Nic się nie stało - odparł. Nie oczekiwał przeprosin. Nie miał dla nich żadnego użytku, bo Julia go nie uraziła. Po prostu wolał mówić jej per pani i tyle. Temat skończony.
    Leżał spokojnie. Co miał niby kurna robić?! Oślepiła go i to wszystko. Zaskoczyła świetlnym pokazem swojej mocy. Julia obmyła mu oczy, po czym położyła na ryj jakąś szmatkę. Rozpoznawszy zapach Cień tylko westchnął. - Rumianek nic nie da - ściągnął nawilżony materiał - Nagłe rozbłyski zawsze mnie drażnią. Tak już mam - burknął. Nie miał zamiaru tłumaczyć, czemu tu tak ciemno, że naprawdę nie jest chory na nic innego. Po prostu trzymał powieki zamknięte, a głowę nadal miał odwróconą w bok. Teraz się już nie krzywił i czekał, aż rudowłosa skończy swoją robotę.
    - Jak to jest leczyć takich jak ja? - zapytał nagle beznamiętnym tonem. Ona ratowała życia, on je odbierał. Czy to nie było dla niej odrażające wyciągać z niego kule? Tak się nad nim trzęsła, tu obcierała, tam szyła i pytała, czy wszystko w porządku, czy nic go nie boli. A on i Kess? Najprawdopodobniej zostawili w kopalni czwórkę martwych ludzi. Ładny kontrast.
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 12 Październik 2017, 18:09   

    Spojrzała na mężczyznę i posłała mu miły uśmiech - nie, ale będzie pan musiał oszczędzać tę nogę. Jeszcze jakiś czas może boleć, ale zostawię panu leki przeciwbólowe, jakby naprawdę było to uciążliwe - powiedziała spokojnie. Uśmiechnęła się do siebie, słysząc jak jego serce przyspiesza. Pewnie uświadomił sobie, że wróci do domu szybciej niż myślał - dostanie pan też zwolnienie lekarskie, żeby móc spokojnie w domu dojść do siebie - dodała jeszcze. Zastanawiała się tylko na ile powinien dostać to zwolnienie. Ale chyba najlepiej będzie sprawdzić najpierw jak ze sprawnością nogi i potem się ostatecznie zdecyduje.
    Zaśmiała się zakłopotana - pewnie trochę wyczuł lisa, no i ... jak już pan Kessler poszedł, to Furor dostał smakołyka - przyznała - mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko? - zapytała niepewnie. W sumie nie pomyślała nawet o tym, że właściciel może mieć coś przeciwko smakołykom. Nie każdy to lubi, gdy jacyś obcy karmią mu zwierzaka. Ale musiała coś wymyślić, bo domyślała się, że jej nie posłucha, więc nie miała innego wyjścia jak go jakoś przekupić - dostał suszone mięso, przeznaczone właśnie dla zwierzaków. Sama daję to mojemu lisowi - przyznała, uznając, że lepiej poinformować Keera co takiego dała jego strzapatemu przyjacielowi - jak z panem skończę to chciałabym go obejrzeć, czy czasem też nie ma jakiś ranek, ale jakbym wtedy mogła liczyć na pomoc, to byłabym wdzięczna - przyznała. Wolała nie musieć bić się z lisem wielkości wilka. Z normalnym jeszcze by miała szansę, ale z tym? nie miała już takiej pewności. W szczególności, że z tego co pamiętała, Furbo może stać się niewidzialny, a to bardzo by jej utrudniało zadanie.
    Zerknęła na Kropkę, słysząc, że jest słodziutka - taka puchata paskuda - przyznała mu rację. Niechniurka zajadała się w najlepsze swoim suszonym mięskiem. Widząc, że jej się przyglądają, fuknęła i odwróciła się do nich dupką. Poszła w najdalszy kąt półki i tam jadła dalej, pokazując, że ma ich w głębokim poważaniu. Dziewczyna pokręciła na to tylko głową.
    Westchnęła cicho, ale nic nie powiedziała. Skoro uznał, że nie jest to potrzebne to nie będzie naciskać. Nie pomyślała nawet ,że jest chory, chciała tylko trochę złagodzić odczuwanie tego światła. Ale skoro nie chciał....czuła się trochę tak jakby dopiero zaczynała. Jakby była całkiem początkująca, a przecież już pracowała...co prawda była na okresie próbnym ale to już jakiś mały sukces, że Anomander w ogóle ją przyjął.
    Zamknęła oczy, by lepiej się skupić, bo stawała się coraz bardziej zmęczona. Chciała to zrobić jak najdokładniej. Otworzyła je jednak gdy Cień zadał pytanie - a kim ja jestem, żeby oceniać kogo warto ratować, a kogo nie? - zapytała nie patrząc na niego - zabija pan dla zabawy? Gwałci pan bo uważa się za boga, któremu wolno wszystko? - zapytała ale były to pytania retoryczne - może to naiwne, ale może po prostu chcę wierzyć, że robi pan to dlatego, że sam chce przeżyć i nie chce, żeby MORIA znów zasiała panikę w Krainie Luster - wzruszyła ramionami. Nie lubiła takich tematów. Nigdy nie wiedziała jak odpowiedzieć na tego typu pytania. Dlatego też nie rozgadywała się na ten temat.
    Po chwili jedna się zaśmiała - poza tym jest pan jednym z nielicznych żołnierzy, którzy nie uznają, że pielęgniarka to idealny obiekt do podrywania, flirtowania i sprośnych żartów - westchnęła i zaczęła usuwać te szwy, które się nie rozpuściły i doleczyła rany - a może mi pan uwierzyć, że robią to nawet ci, którzy maja żony i dzieci - spojrzała na niego lekko rozbawiona.
    W końcu odsunęła się od niego - gotowe - powiedziała i oparła się zmęczona o stół. Ręce jej drżały i oddychała ciężej. Jeśli Keer postanowił zobaczyć efekt, odkryłby że wszystkie siniaki i pomniejsze rany zniknęły. Po kulach zostały tylko niewielkie blizny, które nie rzucały się w oczy. Trzeba było się dobrze przyjrzeć by cokolwiek dostrzec. Mógł też zauważyć, że znieczulenie zaczynało schodzić i odzyskiwał władze w kończynach.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 12 Październik 2017, 19:34   

    Posłał jej skrzywiony uśmiech, mrużąc oczy. Zaszalałem, prawda? Zwolnienie lekarskie i leki faktycznie mogą się przydać. Nie był do końca pewien swoich sił i sprawności. Normalnie narzekałby jak stara kwoka, że za kogo ona go ma, ale dziś cieszył się ze zwolnienia. Będzie mógł spędzić czas z pewnym demonem. O ile ten niczego znowu nie wybaranił, a został przez naturę obdarzony prawdziwym talentem w tym względzie. Cień podziękował uprzejmie. Był przekonany o tym, że gdyby lekarzem był ktoś inny, nie zostałby otoczony taką troskliwą opieką.
    - Nie mam. Wykazał się, a potem mnie pilnował. Zasłużył na małą nagrodę. - przyznał otwarcie. Sam planował kupić mu jakiś delikates lub zabawkę. W kopalni osłaniał się nim jak tarczą, czego Furor był nieświadomy, ale gdyby zginął jego pan, to zwierz pewnie również by przepadł. Kryształowe Pustkowia leżały daleko od jego domu. To nawet nie była ta sama kraina.
    - Trafiła pani. On je uwielbia - uśmiechnął się do niej blado - Dobrze. Nie ma problemu - przytaknął na propozycję, choć Furor nie wyglądał na rannego, gdy ruszali. Gdyby tak było, pewnie padłby w jakimś rowie i odmówiłby dalszej podróży. - Znaczy, będziemy musieli przeczekać, aż przestanie się kryć, ale nie może robić tego w nieskończoność. - dodał. Ten przerośnięty lis zawsze próbował unikać kłopotów używając swojej mocy. Wygodniej dla niego. Nie musiał przyznawać się do Furora zbyt często.
    - Więc Niechniurki to drapieżniki? Czemu nigdy o nich nie słyszałem? - pytał o zwierzaka. Przecież spędził w lasach i na polanach całą młodość. Czyżby Niechniurki żyły nad morzem albo na pustyniach? Nie potrafił połączyć skrzydeł i ogona tylko z jednym klimatem, w którym byłyby przydatne. - Heh, boi się, że ukradniemy jej posiłek - zachichotał nisko i krótko, obdarzając zwierza czułym spojrzeniem. Stworzonka o małych móżdżkach. Średnio przydatne i proste, ale jakie kochane i ufne.
    Gawain czekał na koniec zabiegu. Był zmęczony, a z tak zamkniętymi oczyma, mógłby zasnąć ot tak. Tylko rozmowa odciągała go od tego. Faktycznie nie zabijał dla zabawy. Robił to dla pieniędzy i informacji. W SCRze znalazł się, bo szukał odpowiedzi na nurtujące go pytanie. A MORII miał powyżej uszu. Gdy dziewczyna wspomniała o gwałcie, obrócił głowę w jej stronę i wyraźnie zły, wbił w nią swoje dziwaczne spojrzenie. Nigdy nikogo nie zgwałcił! Przez myśl nie przeszłoby mu zrobienie czegoś tak okropnego. Już lepsza była szybka śmierć.
    Z drugiej strony usłyszał ten szydzący z niego głos, mówiący, jak łatwo mężczyznom przesłuchiwać kobiety. Z tym, że on nigdy by tego nie zrobił. Mógłby straszyć, owszem. Mógłby nawet zostawić ją z kimś, o kim wiedziałby, że to zrobi. To zależałoby od wielu czynników, choć w każdym przypadku byłby tym współwinny. - Gdybym chciał przeżyć, nie pchałbym się żołnierzom pod karabiny! - zarechotał - I jestem tak samo naiwny jak pani - powiedział patrząc jej w oczy. Nagle serce ścisnął mu smutek. Czy można chcieć pogrzebu swojej rodziny? Można. Chciał móc się już z tym pogodzić. Rozwiązać i zamknąć sprawę. Zostawić przeszłość za sobą, nawet jeśli ta zdążyła go już zmienić.
    - Nowe znajomości z pięknymi kobietami ekscytują. Nasz fach jest stresujący, a nikt z nas nie wie, jak szybko wróci do tej żony i dzieci. A tak serio? Im bliżej śmierci, tym bardziej chce nam się tworzyć nowe życie. Głupi, zwierzęcy odruch - odpowiedział odrobinę rozbawiony. - Niech się pani tak tym nie przejmuje. Są przestraszeni - dodał jeszcze dziwnie się uśmiechając. Sam chętnie spuściłby trochę pary, ale wiedział, że pierwszy przyjdzie moralny kac. Dziś będzie jeszcze sam, ale jutro wróci do Yako i będzie mógł utonąć w morzu hebanu i migoczącego błękitu.
    Ostrożnie wsparł się na zdrowym ramieniu, by móc się sobie lepiej przyjrzeć. - Prawie nie ma śladu... - wyszeptał w zachwycie i zdumieniu. Renard naprawdę miała do tego talent! - Niech pani usiądzie - powiedział i zerknął na krzesła. Kessler przyjebał je całą stertą papierów i innych rzeczy. - Albo w sypialni. Gdziekolwiek. Nie będzie mi to przeszkadzało - wzruszył ramionami. Zanim usiadł, chwilę testował ramię i nogę. Chyba wszystko było dobrze. Czuł tylko lekko naciągającą się skórę i odrętwienie wynikające z zastosowanego znieczulenia. Kręciło mu się w głowie, dlatego ze stołu zsunął się bardzo powoli i ostrożnie. Nie kozaczył i grzecznie pomaszerował do drzwi opierając się o meble i ściany. - Umyję się i ubiorę, a pani niech odpocznie. Nie będę używał zasuwy. Tak na wszelki wypadek - poinformował i poszedł do łazienki. Nawet nie zwracał uwagi na Furora. Nie miał siły. Zrzucił z siebie bokserki, ułożył się w wannie i odkręcił wodę. Nie zatykał odpływu, tylko siedział pod prysznicem. W końcu mógł się wygrzać. Przyciągnął do siebie kolana i lekko kiwał się w przód i w tył. Jeśli Julia pytała, czy wszystko w porządku, to oczywiście jej odkrzykiwał. Gdy się wygrzał, umył się na tyle szybko, na ile pozwalały mu zgrabiałe dłonie. Wytarłszy się ubrał bokserki z powrotem. Potem je przebierze. Z łazienki wyszedł w czarnym szlafroku. Nie miał zamiaru epatować golizną. Starczy tego dobrego. Z zadowoleniem stwierdził, że sypialnia jest cała. Furor chyba nie miał sił rozrabiać. Tylko legowisko przeniósł bliżej drzwi. Zwierz trącił go pyskiem w dłoń. - Hej, łapserdaku - pogładził do między uszami. - Ej... nie! To dla ciebie, głupolu! - powiedział rozbawiony, choć oczy mu się kleiły. Wyciągnął przysmak z lisiej paszczy i udał, że zjada przysmak, po czym oddał go Furorowi. Biedak, martwił się o niego tak bardzo, że postanowił podzielić się swoim posiłkiem.
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 9