• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Jadalnia
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 28 Listopad 2017, 02:37   

    Nie spieszyła się. Nie miała po co. W recepcji wzięła kartkę i pióro i napisała szybki list do rodziny Aryi z przeprosinami, że nie da rady przyjechać z powodu pracy i że nie miała jak ich wcześniej poinformować. Obiecała również, że przyjedzie jak tylko będzie miała taką możliwość, bo niestety nie ma szans, żeby dostała teraz wolne. Nie dopisywała, że jest to spowodowane jej gapowatością, bo nie było takiej potrzeby. Nie musieli przecież wiedzieć wszystkiego. Mimo iż mieszkała z nimi długi czas i ojciec Aryi był jej nauczycielem latania to i tak, nie była to jej rodzina. Nigdy nie czułą się tak w ich obecności. Dlatego, ze nie było czasu na zabawę, a gdy mieli rodzinne spotkania i dni dla rodziny to i tak nie była na to zaproszona. Zawsze coś wymyślono by nie było jej w domu. Po co więc ich o wszystkim informować? Poprosiła panią Alice czy mogłaby wysłać ten list. Podała adres. Nie była to Różana Wieża, więc mogła wysłać list normalnie, czy raczej priorytetem tak jak o to prosiła Alice. Nie musiała ukrywać tego, że z nimi koresponduje, w końcu miała prawo.
    Gdy tylko skończyła pisać i zakleiła i podpisała kopertę, ruszyła już do jadalni. Usiadła na ich stałym miejscu. Zwierzaki rozrabiały trochę pod stołem, ale nie uciekały nigdzie. Siedziały tam gdzie miały dzięki czemu Julia miała teraz czas dla siebie. Otuliła się skrzydłami i oparła łokcie o stół. Ukryła twarz w dłoniach. Trwała tak chwilę, póki Alice nie podała jej herbaty owocowej. Widocznie bardzo było widać, ze dziewczyna jest załamana. Julia uśmiechnęła się do niej i upiła kilka łyków wzdychając. Czekała na lekarzy. Nie była specjalnie głodna, więc ich nie poganiała w myślach. Po prostu sobie tu posiedzi.
    Znów ukryła twarz w dłoniach i tym razem już nie wytrzymała. Targnął nią pojedynczy szloch, a potem po prostu po policzkach płynęły jej łzy. Nie szlochała, nawet się nie ruszała. Po prostu siedziała ukrywając twarz w dłoniach i pozwalała płynąć łzom. Pod powiekami widziała wydarzenia sprzed dwóch lat. Nie mogła tego powstrzymać, choć wiedziała, że pewnie lekarze będą zadawać pytania. Miała nadzieję jednak, że nie będą naciskać.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 28 Listopad 2017, 15:26   

    Spieszył się. Nie chciał by reszta na niego czekała. Co prawda nie biegł, ale szedł szybszym tempem. Oczywiście nie takim by się zmachać, bo nie ma nic gorszego jak się zziajać i spocić tuż po odświeżającym prysznicu. Dlatego też poruszał się z werwą, ale bez przesadniej spiny.
    Do Jadalni wszedł jak Duch. Starał się stąpać bezszelestnie, próg przekroczył powoli bo chciał się zorientować kto jest w środku. Jeszcze zanim wszedł do środka, zobaczył puchate skrzydła i rude włosy. Tulka.
    Była sama i siedziała w dziwny sposób. Przygarbiona, opierając się na łokciach. Nie spodobało mu się to.
    Wszedł do pomieszczenia a za nim chmura perfum, która miała ukryć zapach wódki. Nie chciał by denerwowała się, że znowu pił. No dobrze, było to problematyczne, ale przecież ciężko tak po prostu odstawił używkę komuś, kto jest uzależniony od niej od lat. Obiecywał, owszem, ale ustalili, że nie będzie pił przy niej. Z resztą to wszystko wina Jaśka. Mógł nie polewać, Sukinsyn.
    Podszedł do niej powoli, przyglądając się uważnie. Jego twarz była poważna i tylko w oczach błyszczała troska. Stanął obok i dotknął, zaledwie musnął jej skrzydło. Poczekał aż się do niego odwróci.
    Płakała. Jego jasne brwi drgnęły, zdradzając zaniepokojenie. Dziewczyna nie wyglądała najlepiej, miała mokre policzki. Pochylił się i pocałował ją w czubek głowy. Tak po prostu.
    - Co ci jest? - zapytał prosto z mostu ale łagodnym tonem - Coś cię boli? Źle się czujesz?
    Spod stołu wyskoczył nagle Wredotek. Trzepocząc skrzydełkami wzbił się w powietrze i wylądował na czubku głowy swojego Pana, nie przejmując się tym, że jego lądowanie nie należało do delikatnych. Wbił pazurki w skórę głowy mężczyzny, zatapiając łapki w białych jak śnieg włosach. Fuknął obrażony po czym opuścił skrzydła po bokach, rozpłaszczając się całkowicie. Bane wyglądał teraz jakby miał czapkę z Niechniurki.
    Podrapał malucha po szyjką na co ten pisnął zadowolony, najwyraźniej usatysfakcjonowany przeprosinami w formie pieszczoty. Złapał ząbkami palce białowłosego, schowane w czarnych rękawiczkach.
    Bane usiadł obok Tulki i nie pytając, przyciągnął ją do siebie i zamknął w objęciu.
    - Dzisiaj... jest zdecydowanie zły dzień. - powiedział cicho, prosto do jej ucha - Jeden z najgorszych. - dodał, zamykając oczy.
    Zaczął głaskać ją po włosach. Pozwolił jej się wypłakać, o ile oczywiście miała na to ochotę. Jeśli nie, puścił ją i nie zaczepiał już więcej.
    Po jakimś czasie oderwał się od niej i przejechał dłonią po twarzy. Westchnął ciężko patrząc przed siebie. Wredotek zeskoczył na jego ramię a stamtąd na podłogę, gdzie od razu złapał Kropkę za ogon i zwiał, Psotnik.
    Bane spojrzał na dziewczynę. Tylko jego oczy wyrażały, że jest mu źle. Twarz miał spokojną, przypomniał sobie co to znaczy ukrywać emocje pod tą wygodną Maską.
    - Już połowa za nami. Połowa dnia. - powiedział cicho - Otrzyj łzy, Słońce. Nie możemy pokazać Dyrektorowi, że coś jest nie tak. - dodał łagodnie i starł jej z twarzy kciukiem łzę z jednego policzka - Nie dajmy mu powodu, by się złościł. Już wystarczy, że ja go rano ostro wkurwiłem.
    Oparł się plecami o oparcie i skrzyżował na piersi ręce. Zamknął oczy przez co wyglądał jakby zapadł w drzemkę. Tak naprawdę po prostu denerwował się. Jak gówniarz przed maturą albo student przed obroną. Jak diabli. A gdy zjadał go stres, bywał albo przesadnie rozhisteryzowany albo milczący. Tym razem bezpieczniej było po prostu milczeć.
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 29 Listopad 2017, 13:59   

    Powiadomiwszy Bane’a o obiedzie Anomander skierował się w stronę swojego gabinetu. Musiał się odświeżyć, przygotować, przebrać i sprawdzić czy wszystko jest gotowe. To wszystko coraz bardziej go męczyło. Był obolały i zmęczony, ale ciało już się zregenerowało w stopniu, który można by uznać za zadowalający. Podszedł do swojego biurka i otworzył szufladę. Przez chwilę patrzył do środka po czym wziął w rękę dzwonek i zadzwonił.
    Po chwili ktoś zapukał i do gabinetu weszła marionetka. Tak jak większość marionetek w Klinice i ta nie miała twarzy. Tym co odróżniało ją od innych były ułożone w pozornym nieładzie biało-czarne włosy i przechodzący przez pierś pas, wyglądający jak taśma nabojowa lub ładownica, wypełniony nożyczkami i brzytwami. W dłoni trzymał sporą walizkę.
    - Witaj Benjaminie Barkerze. Dziś dostaniesz zadanie specjalne. Proszę, obetnij mnie tak, jak wyglądałem, gdy tu przybyłem po raz pierwszy. W razie czego w szufladzie masz zdjęcie dla przypomnienia – powiedział Anomander wskazując na szufladę.
    Marionetka spokojnie podeszła i pochyliła głowę. Przez chwilę przyglądała się temu co było w środku, po czym kiwnęła głową i wskazała ręka na łazienkę.
    Anomander usiadł na przenośnym krzesełku które Benjamin wyjął z walizki. Marionetka okrążyła go parę razy a później zaczęła strzyc i golić. Nie minęły trzy minuty jak wszystko było gotowe.
    - Bardzo Ci dziękuję – powiedział Anomander
    Marionetka ukłoniła się, posprzątała po strzyżeniu i równie szybko jak weszła, opuściła gabinet, zaś świeżo ostrzyżony skrzydlaty poszedł pod prysznic. Gdy skończył się myć, wytarł się, skropił delikatnie ciężkimi, korzennymi perfumami i ubrał.
    Od razu poczuł się lepiej.
    Podszedł i stanął przed lustrem by ułożyć fryzurę.
    Przez trzydzieści lat odzwyczaił się nieco od krótkich włosów, ale pamiętał jeszcze jak się je układało. Dzieło było gotowe.
    W lustrze nie widział już długowłosego jegomościa, którego wiek ciężko było określić , a jakim był jeszcze kilka chwil temu. Jedynie oczy pozostały te same, ale to nie stanowiło problemu. Było nawet zaletą. Aktualnie z lustra spoglądał na niego młody facet prezentujący się bardziej jak książę piekieł niż człowiek.
    Poprawił ubiór swój ubiór.
    Czarna, jedwabna koszula z mankietami spiętymi spinkami z szafirami, do tego zegarek Patek Philippe Sky Moon Tourbillon, kamizelka z guzikami o szafirowych akcentach, czarne garniturowe spodnie, wypastowane na wysoki połysk buty. Nie zakładał marynarki ani krawata. W końcu obiad miał jeść w gronie najbliższych.
    Sprawdził czy paznokcie są ładnie obcięte i wyszlifowane oraz to czy żaden przypadkowy, niesforny włosek nie zakłóca jego wyglądu. Te, które wystawały tu i tam powyrywał.
    Był gotowy by zejść na obiad.
    Została jeszcze tylko jedna rzecz …
    Uderzył kilka razy skrzydłami i wleciał na antresolę. Kątem oka zerknął w lustro. Teraz dopiero wyglądał jak diabeł. Arcydiabeł.
    Oto On, nowy Anomander
    Zabrał stąd kilka paczek opakowanych w gustowne torebki. Prezenty rocznicowe. Bane, gdy przybył do Krainy Luster miał tylko to, co wyniósł na własnym grzbiecie. Skrzydlaty postanowił zatem, że białowłosy dostanie zegarek, z którym nie wstyd będzie się pokazać nawet na Arcyksiążęcym dworze. Wybór padł na Bovet Virtuoso VIII . W prawdzie nie był on tak bezecnie drogi, tak jak chronometr Anomandera, ale jego cena też sprawiała, że większości śmiertelników włos wypadał z głów i żal tyłek ściskał. Julia była jeszcze dzieckiem, ale postanowił, że ona też dostanie zegarek. W związku z tym, że żadna z prestiżowych firm nie miała w swojej ofercie zegarka który mógłby zadowolić skrzydlatego, ten zdecydował się wykonać go na zamówienie. Zegarek Julii wykonano na indywidualne zamówienie. Kopertę podobnie jak cyferblat wykonano ze złota a wskazówki z platyny. Motyw chwytających się za ogony lisów przyszedł Anomanderowi do głowy w ostatniej chwili.
    Ponadto, dla Julii był jeszcze specjalny prezent. Zestaw kredek akwarelowych , zestaw profesjonalnych pasteli i kredek oraz największy jaki był zestaw pisaków artystycznych . Wiedział, że kredki te nie mogą iść w paragon z magicznymi kredkami z Krainy Luster, które mogły zmieniać kolor na dowolny, którego chciał posiadacz. Jednak nie o to tu chodziło. Chciał, by Julia miała wszystko czego może potrzebować artysta. Jedna kredka, nawet jeśli była magiczna, nie dawała takiego wrażenia.
    Nie chciał schodzić z tym wszystkim po schodach.
    Zeskoczył zatem z antresoli opadając na rozpostartych skrzydłach. Cholera, dopiero teraz wyglądał jak uosobienie piekielnego majestatu i szlachcic pełną gębą.
    Wyszedł z gabinetu i zszedł do jadalni.
    Bane’a wyczuł już z daleka, a dokładniej z hallu. Nie dość, że śmierdział wódą na kilometr to jeszcze wylał na siebie cały flakon perfum. On kiedyś przez tego chłopaka osiwieje, albo świętym zostanie. Z tego co widział w lustrze, to pomimo dzisiejszego porannego zachowania Bane’a, nie był jeszcze siwy. Zatem była mu pisana świętość. Św. Anomander patron skurwysynów, gwałcicieli, histeryków, lisich odmieńców i orędownik świętego spokoju. Kto wie, może nawet zostanie świętym patronem Miasta Lalek?
    Gdy wchodził do jadalni jego oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy.
    Zapłakana Julia i Bane siedzący z zamkniętymi oczami.
    Przekazał prezenty jednej z marionetek prosząc, by poczekała tu z nimi aż ją zawoła.
    Marionetka w odpowiedzi kiwnęła głową na znak zgody.
    Wszedł do Jadalni trzymając dłonie w kieszeniach spodni.
    - Dzień dobry, zastałem Tatę? – powiedział lekko zmieniając głos
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 29 Listopad 2017, 15:02   

    Drgnęła, czując, że ktoś dotknął jej skrzydła. Niepewnie spojrzała na stojącego obok mężczyznę. Bane. Znów schowała twarz w dłoniach i pokręciła głową, słysząc jego pytania - ni...nic mi nie jest - wyszeptała - po ... po prostu uświadomiłam sobie, że...dziś jest druga rocznica wypadku...w ... w którym zginęła moja przyjaciółka - wyjaśniła, zaciskając dłonie w pięści. Miała nadzieję, że Białowłosy zrozumie. W końcu każdy może płakać z takiego powodu. A to była jej jedyna ludzka przyjaciółka. A zginęła przez to, że Julia chciała się bawić, chciała spędzić z nią ten czas, którym były urodziny rudzielca.
    Gdy Bane ją przytulił, wtuliła się do niego mocno i znów targnął nią szloch. Przytaknęła mu głową. Miał rację, to był jeden z najgorszych dni - chciałabym, żeby już się skończył - Uszka miała położone, ale głaskanie uspokajało ją. Czuła przebijający się przez perfumy zapach alkoholu, ale nic nie powiedziała. Nie miała do tego głowy. Cieszyła się, że miała go blisko siebie mimo tego co się ostatnio wydarzyło. Chowała twarz w jego koszuli, starając się jakoś uspokoić.
    Spojrzała na niego, gdy ten się od niej odsunął o otarł łzę z policzka. Przytaknęła mu głową i otarła łzy. Jedna z Marionetek bez twarzy podeszła do niej i podała chusteczkę, za co dziewczyna grzecznie podziękowała i wytarła nos.
    Opuściła wzrok, słysząc słowa Ordynatora - też rano dałam popis swoich dobrych manier - przyznała cichutko - mamy nowego pacjenta. Dowódcę Gwardii Arcyksiążęcej ... Upiornego Arystokratę - westchnęła ciężko i skuliła się bardziej, otulając skrzydłami - na dzień dobry naskoczyłam na niego, wydarłam się i wyzwałam go od idiotów....na oczach pana Dyrektora - znów schowała na chwilę twarz w dłoniach, ale po chwili ją przetarła i poprawiła białą grzywkę.
    Kropka pisnęła zaskoczona, gdy ktoś użarł ją w ogon. Widząc uciekającego Wredotka od razu za nim pobiegła, by i jemu ugryźć ogonek.
    Powoli się uspokajała. Wytarła twarz i wydmuchała nos. Wzięła kilka głębszych oddechów i już czuła się lepiej.
    Odwróciła się, słysząc jakiś znajomy, ale nie do końca głos. Aż wstała widząc bruneta - Eryk?....nie - spoglądała na niego wielkimi oczami. Ale szybko się zorientowała, że to nie syn Dyrektora. Oczy nie pasowały i było mało prawdopodobne, by ojciec i syn mieli identyczne skrzydła. Przecież nawet ona i Jocelyn dzieliły tę samą rangę, ale miały zupełnie inne skrzydła. Powęszyła dyskretnie - pan Dyrektor? - zapytała, dalej stojąc i przyglądając mu się. Zmienił się prawie nie do poznania. Uszy miała wysoko postawione, praktycznie zaniemówiła, widząc go ubranego tak elegancko, z zupełnie nową fryzurą. Ale co to za okazja sprawiła, że się obciął? Chyba nie do końca jeszcze ogarniała co się wokół niej dzieje.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 29 Listopad 2017, 16:33   

    Westchnął ciężko słysząc wyjaśnienia Tulki.
    - Każdy z nas utracił w życiu kogoś ważnego. - powiedział wymijająco. To nie tak, że nie przejmował się tym co miała do powiedzenia. Po prostu myślami był gdzie indziej bo zastanawiał się, co powie Dyrektorowi gdy ten zapyta go o poranny wybryk. Nie potrafił się wytłumaczyć, obronić.
    Każdy utracił kogoś ważnego. Ja dziś na własne życzenie utraciłem Mentora i twarz.
    Spojrzał gdzieś w dal, na ścianę a może przez okno. Lubił gdy Julia była obok a teraz dodatkowo pozwoliła się przytulić. Przynajmniej w tej kwestii było spokojnie. Jeszcze tego brakowało, by i z nią się dzisiaj spiął. O nieee. Na dziś już wystarczy.
    Gdy powiedziała o nowym Pacjencie przeniósł na nią wzrok i uniósł jedną brew. Wysłuchał co miała do powiedzenia i ponownie westchnął, ale tym razem ciszej. W odpowiedzi jedynie przycisnął ją mocniej do siebie. Co miał jej powiedzieć? Warczenie na Arystokratę nie uchodziło ale przecież dziewczyna mogła nie znać się na rozmowach z Możnymi. Od tego był Dyrektor i... Ordynator.
    Przeczesał dłonią białą grzywę i uśmiechnął się krzywo. W uśmiechu tym jednak nie było ani grama wesołości.
    - Wiesz... Przynajmniej miałaś okazję dziś popracować. - powiedział cicho, niezłośliwie - Ja przesiedziałem pół dnia w pokoju. Z tym moim... Kuratorem. - ostatnie słowo prawie wypluł z obrzydzeniem - Pierwszy dzień a już mam go dosyć.
    Marionetka przyniosła Julii chusteczkę, Bane przez czas kiedy doprowadzała się do porządku siedział z zamkniętymi oczyma. To była chwila w której mógł złapać oddech bo wbrew pozorom w pokoju nie wypoczął. Ktoś złośliwy mógłby nawet stwierdzić, że dzisiejszy dzień był jednym z intensywniejszych bo Bane nawet się poruszał. Najpierw pozapierdzielał na górę ratować krocze, potem spadł ze schodów... Ruch to zdrowie!
    Gdy usłyszał kroki, uchylił odrobinę oczy ale nie patrzył w stronę przybyłego Anomandera. Unikał kontaktu wzrokowego bo było mu wstyd. Głos jednak którym przemówił przybysz był... inny. Podobny a jednak inny.
    Julia wstała i Bane spojrzał na nią zdziwiony, marszcząc lekko brwi. Gdy jednak odwrócił się w stronę przybyłego, oniemiał i wstał powoli, gapiąc się na niego jak na obrazek. O mało mu kopara nie opadła.
    Przed nimi stał młody, przystojny mężczyzna, gładko ogolony o krótkich, elegancko przystrzyżonych czarnych jak noc włosach. Miał nietoperze skrzydła i był podobny do Anomandera a jednak... nie do końca. Był o wiele młodszy, twarz miał jaśniejszą, gładszą a spojrzenie bystre i ostre. Ubrany był podobnie jak on, Cyrkowiec, na czarno a jednak strój skrzydlatego wyglądał na o kilka klas wyższy. Przyglądając mu się, Bane zauważył błysk szafirowych spinek do mankietów i...
    Zamarł w bezruchu i bezdechu, struchlały na to co zobaczył. Ten gość... miał zegarek o którym marzyli praktycznie wszyscy dobrze sytuowani. Niebieski Patek Philippe Tourbillon. Białe złoto, skóra krokodyla, szafirowe szkło... i mapa nieba na odwrocie. Patek Phillipe Sky Moon Tourbillion! Zegarek wart w najlepszym razie PÓŁTORA MILIONA funtów brytyjskich!
    Bane poczuł, że nogi mu miękną i robi mu się słabo.
    Kim trzeba być, żeby nosić coś takiego na dłoni!? Do tego te spinki, zapewne z szafirami i brylantami, ubranie które wygląda jakby było specjalnie dla tego jegomościa skrojone...
    - E-Eryk...? - powtórzył po Julii ale o wiele ciszej, pod nosem. Przecież syn Anomandera od dawna nie żył, zabrała mu go MORIA i najpewniej zlikwidowała. Niemożliwe by tak nagle ożył, no chyba, że był Senną Zjawą. Ale te skrzydła...
    Podszedł do mężczyzny, oczarowany widokiem kogoś tak eleganckiego, poważnego i od którego aż biła klasa i pieniądze. Miał lekko zmarszczone brwi ale oczy mu błyszczały.
    Dopiero gdy zbliżył się na odległość metra, zmrużył oczy jakby chciał złapać lepszy obraz i rozpoznał przybysza.
    Wciągnął powietrze gwałtownie, ze świstem i cofnął się, zaskoczony. To był Anomander! Dyrektor van Vyvern! Ale... jak? Co się stało? Kiedy? Dlaczego?
    Uniósł brwi i nagle mocno speszony uciekł wzrokiem. Na twarzy pojawił się rumieniec zdradzający zakłopotanie i totalny wstyd. Cyrkowiec wrócił na miejsce ale nie usiadł.
    - Do twarzy panu, Dyrektorze. - powiedział grzecznie. Ale co miał na myśli, czy do twarzy mu w nowej fryzurze czy w zegarku za którym Bane nie raz w Świecie Ludzi wzdychał jak nastolatka - to już każdy sobie może sam dopowiedzieć, według gustu.
    Anomander wyglądał tak młodo. Przy nim, białowłosy czuł się teraz stary i tak też wyglądał. Jakby miał co najmniej 10 lat więcej od skrzydlatego. Wstyd i żal nasilił się. Bane miał tyle pytań... ale nie mógł ich zadać, bo nie chciał jeszcze bardziej denerwować czarnowłosego. Musiał uważać na słowa, wziął sobie rady Jana Sebastiana do serca.
    Cierpiał, bo wiedział, że nawet gdyby przepraszał Anomandera na kolanach przez następne stulecie, Gad mu nie wybaczy. A już na pewno nie zapomni.
    Bane mógł już pogodzić się z utratą Mentora. Lustrzanego Ojca. Przyjaciela...
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 30 Listopad 2017, 03:09   

    Choć ciężko się do tego przyznać, ale skrzydlaty z pewną mieszaniną rozbawienia i satysfakcji przyglądał się zaskoczeniu na twarzach swojej ekipy. Zwłaszcza głupkowatemu wyglądowi oblicza Bane’a. Białowłosy wstał i oglądał go z bliska jak jakiś eksponat. Fakt, dyrektor wyglądał teraz młodziej i przystojniej niż gdy widział go ostatnio u siebie w pokoju, ale to jeszcze nie powód by robić taką szopkę.
    - Niestety nie zgadliście. Zwalniam Was. Ha, ha, ha żartowałem. – powiedział typowym dla siebie obojętnym tonem niemal jednym ciągiem.
    Cholera, dobry był. Żarcik pierwsza klasa. Gdyby nie to, że jest medykiem pewnie zostałby komikiem. Walnąć takim dowcipem z rękawa ? Bez przygotowania? Cóż, to potrafił tylko prawdziwy tuz stand-up’u, taki jak On.
    - A Ty co, całować się chcesz czy od tej gorzały wzrok Ci się zepsuł? – zapytał patrząc na Bane’a z lekkim uśmiechem - Siadaj na czterech literach i nie wygłupiaj się.
    Krótko po tym, jak do skrzydlatego dotarł Bane, dotarła też chmura-mieszaniec. Prawdziwy koktajl zapachów. Woń wiejskiego amanta z subtelną nuta żula spod sklepu monopolowego.
    - O kurwa … – wyrwało się skrzydlatemu gdy woń Bane’a zaczęła ze szczególnym okrucieństwem gwałcić jego zmysł powonienia. Mógłby przysiąc, że gdyby chmura zapachów miała jakiekolwiek oblicze właśnie w tej chwili widniałby na nim perwersyjny uśmiech i nieme pytanie „Who's your daddy, Bitch, who's your daddy?”
    Spojrzał na Bane’a, pokręcił głową, podszedł do okna na końcu jadalni i otworzył ja na oścież.
    - Przepraszam, ale musiałem. Bane, pachniesz tak, jakby ktoś zmieszał gorzelnię z rozlewnią perfum. Gdyby nie to, że te perfumy należą raczej do grona tych lepszych, powiedziałbym, że idziesz na wiejską potupaję. Prawdziwy samiec Alfa lokalnego Sztacheta Party. Król dyskoteki. Chłopie, czy Ty nikogo życzliwego w domu nie masz? Powiedziałem wprawdzie, żebyś się odświeżył, ale nic nie mówiłem o kąpieli w perfumach. Mało tego, że nie da się ciebie nie zauważyć, to jeszcze przy odrobinie dobrej woli można wyczuć z kilometra. – podszedł i poczochrał go po włosach z uśmiechem - Nie martw się, wywietrzejesz. Tylko musisz siedzieć od nawietrznej. Będziesz pełnił rolę odświeżacza powietrza.
    Usiadł przy stole w oczekiwaniu na posiłek. Wszędobylski zapach Bane’a usiadł koło niego. W sumie to nie tylko koło niego, rozgościł się i przy kolejnych stołach. Mało tego, wypełzł nawet na korytarz. O bracie, aleś dał do pieca.
    Przyjrzał się twarzom swojego personelu. Julia była smutna, zapłakana, zmęczona i ogólnie wyglądała jak siedem nieszczęść. Nie chciał wnikać w to, czemu tak jest. Bane zaś miał rozcięty łuk brwiowy i dziwną plamę na twarzy. Do tego poruszał się w niezwykle pocieszny sposób. Bał się zapytać co białowłosy i marionetka wyczyniali w pokoju. Może i marionetki nie są anatomicznie doskonałe, ale za to Jan Sebastian miał butelki. Dużo butelek.
    - Moi drodzy, zanim zjemy obiad chciałbym poinformować o czymś specjalnym. Myślę, że wszyscy jak tu siedzimy od dawna nie obchodziliśmy świąt. Nie było kolęd, choinki, uroczystej kolacji i atmosfery. W związku z tym, że zbliżają się Święta postanowiłem, że i u nas w Klinice takowe zrobimy. W wolnej chwili rozejrzyjcie się proszę, za ozdobami choinkowymi, lampionami i tym podobnymi rzeczami. W końcu Klinika to chwilowo nasz dom, a my, jakkolwiek śmiesznie to brzmi, jesteśmy w pewnym sensie rodziną.
    W czasie gdy on mówił o świętach, podano do stołu.
    Obiad jak zwykle był pyszny i pachniał smakowicie. Anomander kiwnął głową i zabrał się za pałaszowanie obiadu. Kto wie, czy za chwilę nie pojawi się ktoś kto przerwie mu posiłek?
    Na szczęście udało im się normalne zjeść obiad.
    Może i dzisiejszy dzień, nie był najlepszym z dni – podobnie jak większość poprzednich – ale nie był też zwykłym dniem. Dziś były urodziny Julii. Dokładnie cztery lata temu, w środku nocy, zjawili się w Klinice Bane i Julia. Doskonale pamiętał tę chwilę.
    - Moi drodzy, w związku z tym, że dziś zapowiada się spokojny … – urwał bo nagle do jadalni wbiegła Alice przekazując informację o rannym na dziedzińcu. Podała tyle informacji ile jej przekazano. Kogoś przywieziono na koniu ze złamaniem otwartym. Osoba, która przekazała informacje, użyła słowa „rannego”, zatem pacjentem był mężczyzna.
    - dzień … – dokończył z rezygnacją w głosie, zamknął oczy i głęboko odetchnął.
    Cóż taka praca. Musiał się z tym pogodzić.
    Poderwał się zza stołu. Trzeba było działać szybko.
    - Bane, koniec opierdalania się. Wracasz do gry. Leć i pomóż zdjąć rannego konia i przenieś razem z osobą towarzyszącą go do zabiegowego. Po drodze zbierz wstępny wywiad. – powiedział kładąc Ordynatorowi rękę na ramieniu i patrząc w oczy z niemym przekazem tak jasnym, że nie trzeba było specjalnych umiejętności by odczytać to co mówiła twarz skrzydlatego, a mówiła: „Jeśli nadal będziesz zachowywał się jak histeryk, to pożałujesz tego. Weź się w garść”.
    Przeniósł wzrok na Julię.
    - Miałem inne plany, ale muszą one poczekać do wieczora. – powiedział jakby z żalem, ale ton szybko zmienił się ponownie nabierając władczej nuty - Julio, przygotuj pokój zabiegowy. Nie wiemy w jakim stanie jest pacjent, ale możliwe, że poza złamaniem otwartym coś jeszcze może mu dolegać. Przygotuj materiały opatrunkowe, okryj łóżko transportowe prześcieradłem i wyjmij narzędzia.
    Popatrzył na Bane’a i Julię kiwając głową na potwierdzenie. Niemy rozkaz „ Wykonać!”.
    Sam też wypadł z jadalni szybko zdejmując zegarek i spinki. Podał je marionetce która trzymała prezenty.
    - Przepraszam, zmiana planów. Zanieś proszę to wszystko do Alice. Niech chwilowo to wszystko schowa. – powiedział szybko idąc w stronę magazynku medycznego.
    Musiał się przebrać podobnie jak wszyscy.
    Szybko zdjął z siebie ubrania i założył odzież medyczną. Granatowa bluza medyczna i takiegoż koloru spodnie wyglądały na nim zdecydowanie lepiej niż wtedy gdy miał długie włosy. Zmienił buty i wypadł ze składziku.
    Pobiegł do sali operacyjnej. Z szuflady wziął przygotowane wcześniej, właśnie w razie nagłego wypadku strzykawki z lekami. Każda z nich była dokładnie opisana.
    Wypadł z sali i biegiem ruszył ku zabiegowemu.
    Pośpiech musi być kontrolowany. Klinika musi działać jak zegarek. Precyzyjnie i dokładnie.
    Teraz on i Julia zajmą się pacjentem a Bane pójdzie się przebrać. Później, gdy zabiegowy będzie już gotowy odeślą do przebieralni Julię.

    ZT -> Zabiegowy
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 30 Listopad 2017, 03:55   

    Wpatrywała się w Dyrektora, z miną pod tytułem: co tu się właśnie stało? Sama usiadła na swoim miejscu, starając się otrząsnąć. Tego było za dużo jak na jeden dzień. Mimo, iż zmiana wyglądu jej szefa nie była niczym strasznym czy męczącym to i tak ją dość mocno zszokowała. Przecież widzieli się nie tak dawno w "jedynce". Niezłego tutaj musiał mieć fryzjera, skoro tak szybko się uwinął z robotą. I zrobił to naprawdę dobrze!
    Zaśmiała się krótko, na reakcję Dyrektora na zapach Bane'a. Sama kichnęła, jakby na potwierdzenie, że naprawdę przesadził z perfumami. Wcześniej tego nie czuła, bo ... miała zatkany nos od płaczu. Teraz gdy już go osuszyła i się uspokoiła, doskonale mogła poczuć, że faktycznie przesadził. Wcześniej było to już drażniące, ale teraz uderzyło w nią pełną parą. Ale ważne, ze Anomander otworzył okno, przynajmniej zapach nie kłębił się w jednym miejscu, tylko miał jakieś ujście. Nie odsuwała się jednak od Białowłosego, nie chciała go bardziej dobijać. I tak wyglądał na zdołowanego. Zauważyła też jego zmiany w wyglądzie, ale uznała, że zapyta go o to później. Gdy już się zrobi naprawdę spokojnie i zostaną sami. Bo miała szczerą nadzieję, że będą mieli dziś taką okazję, by na spokojnie porozmawiać. Beż tego całego Jana Sebastiana, bez Pacjentów czy Dyrektora. Po prostu ich dwójka, tak jak to było jeszcze kilka dni temu, gdy spokojnie leżeli sobie razem na wersalce i rozmawiali, przytulając się do siebie. Ech...miała nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie to możliwe.
    Uśmiechnęła się delikatnie, gdy Anomander poczochrał Bane'a. Nie widziała jeszcze, żeby robił tak w stosunku do Chirurga, ale cieszyła się, ze mimo wszystko Białowłosy mógł zaznać trochę czułości ze strony Dyrektora.
    Spojrzała na Opętańca, gdy ten zaczął mówić o Świętach. Przekrzywiła lekko głowę. Święta w Krainie Luster? To naprawdę było coś nowego. Postawiła wyżej uszy, a jej oczy lekko zalśniły. Biała końcówka ogona zaczęła delikatnie się poruszać. Przytaknęła głową, na znak, że czegoś poszuka. Zerknęła też na Bane'a. Może pójdą razem na taki spacer? Owszem...mieli mieć teraz coś w rodzaju separacji, ale Julia tak nie umiała. Wystarczy, ze będzie mieszkać poza Kliniką, jednak jak na razie nie miała nawet pomysłu gdzie by się udać. Gdyby Jocelyn się na nią nie wściekła, to pewnie zamieszkałaby u niej. A tak? Nie chciała pewnie jej nawet widzieć na oczy, więc nie miała zamiaru nawet iść do niej, by się o to zapytać. Pewnie musiałaby wysłuchiwać co chwila jakiego złego wyboru dokonała. Nie miała na to najmniejszej ochoty.
    Gdy posiłek znalazł się na stole, życzyła wszystkim smacznego. Zwierzaki też dostały, choć chwilę później niż pracownicy Kliniki. Nie miała zbyt wielkiego apetytu ale jakoś wmusiła w siebie trochę ponad połowę posiłku. Spojrzała na Bruneta, gdy ten zaczął coś mówić. Nagle jednak wpadła do Jadalni Alice. Tula od razu postawiła wysoko uszy. Teraz nie było mowy o mazgajeniu się czy też panikowaniu. Trzeba było działać, w szczególności, że nie brzmiało to zbyt przyjemnie.
    Słuchała uważnie co mówił do Ordynatora. Zmarszczyła brwi, słysząc o innych planach, ale szybko wyrzuciła to z głowy, gdy dostała własne zadanie. Przytaknęła głową i duszkiem wypiła resztę, już zimnej herbaty. Poderwała się i ruszył w kierunku zabiegowego.

    ZT
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 30 Listopad 2017, 05:21   

    No żart był tak przedni, że gdy białowłosy Lekarz usłyszał jego pierwsze wersy, prawie umarł... Czy to ważne czy ze śmiechu czy na zawał? Ważne, że żarcik robił pożądany efekt. A wypowiedziany jeszcze w taki sposób, gwałcił umysł i sprawił, że Bane zrobił jeszcze głupszą minę.
    Prawdę mówiąc nie mógł napatrzeć się na Dyrektora. Czarnowłosy wyglądał tak cholera przystojnie, że gdyby siedzieli teraz w Barze albo Klubie, wszystkie panie byłyby jego. Widocznie odmłodniał. Ech, co zmiana fryzury może zrobić z człowiekiem. Wystarczy ściąć się na krótko i nagle odjęte zostaje dziesięć lat. Cyrkowiec i bez patrzenia w lustro i porównywania, mógł powiedzieć, że pewnością teraz to on wygląda na starszego. Chyba nie było mu z tym dobrze, bo zawsze dbał o wygląd a teraz czuł się jak Dziad.
    Kolejne słowa i osobliwa czynność jaką wykonał Anomander sprawiły, że Bane usiadł na dupsku i przygarbił się. Gdyby mógł to schowałby się pod stół. Poczuł, że jego twarz oblewa rumieniec. Wstyd był tak mocny, że mężczyzna odwrócił wzrok i przez chwilę postawa jego ciała mówiła: "Co? Nic nie czuję. To nie ja, to pewnie z kuchni te zapachy."
    Przecież pachniał dobrze. Chyba. Miał dobry węch i czuł swoje perfumy, faktycznie skropił się nimi hojnie ale lubił pachnieć elegancko. Potwierdzała się więc chyba zasada, że człowiek nie czuje swojego zapachu tak intensywnie, jak czuje go otoczenie. Możliwe, że faktycznie Medyk przesadził.
    Gdy Dyrektor poczochrał go po głowie, Bane uśmiechnął się zakłopotany ale w jego oczach fiknęły dwie wesołe iskierki. Chyba jeszcze nigdy Anomander nie wykonał wobec niego takiego gestu. No dobrze, by;i dorośli ale łączyła ich specyficzna relacja która dla kogoś z zewnątrz mogła kojarzyć się z relacją Ojciec-Syn. Albo przynajmniej Nauczyciel-Uczeń.
    Mimo tego, że ogólnie czuł się nie najlepiej bo było mu wstyd za wcześniejsze zachowanie i żal, bo wyprowadził z równowagi skrzydlatego, posłał mu uśmiech wyrażający wdzięczność. Szybko jednak uciekł wzrokiem, unikał wwiercającego się spojrzenia lodowych oczu. W jakkolwiek by nie były teraz eleganckiej oprawie.
    Otwarte okro przyniosło ze sobą chłodne powietrze. W Krainie Luster z każdym dniem robiło się coraz chłodniej. Zbliżała się Zima...
    Anomander przyglądał mu się intensywnie. Białowłosy czuł na sobie jego wzrok i speszony odwracał swój we wszystkie strony. Gan już na pewno zauważył delikatne zmiany w wyglądzie Chirurga - nową bliznę na łuku brwiowym i inny kolor skóry wokół ust i na brodzie, ciągnący się przez szyję pod kołnierzyk. Nie zadawał jednak pytań. Może i dobrze, bo co miał mu powiedzieć Cyrkowiec? Że Jasiek oblał go herbatą a potem gdy Bane wracał na dół, po ochłodzeniu poparzonych części ciała, spierdolił się po schodach i rozbił sobie brew? No żałosne.
    Informacja o Świętach zbiła go z tropu. Faktycznie nigdy nie mieli tu Świąt, nie organizowali żadnych kolacji, nie ozdabiali dotąd ich wspólnego Domu, jakim była Klinika. Jakoś nigdy nie było na to czasu, gdy nie było tu jeszcze Julii, zajęli się pracą i byli jak maszynki. Nie myśleli o głupotkach.
    Opuścił wzrok na talerz gdy został przed nim postawiony. Uśmiechnął się łagodnie. Jak to jest obchodzić Święta? Chociaż był ateistą, to od dziecka marzył o wspólnym wieczorze, przy kominku i wielkiej choince. On i jego siostra nie organizowali nic podobnego, bo nie było na to środków. A potem jak były środki, to nie rozpoczynali nowego zwyczaju bo i po co? Spotykaliby się w dwójkę? A potem, gdy Kylie zachorowała, przenosiliby Święta do Szpitala? Bez sensu.
    Spojrzał na Tulkę i kiwnął jej głową, jakby chciał obwieścić, że razem poszukają ozdób. Pojadą do Miasta Lalek i na pewno znajdą coś ładnego, cena nie gra roli.
    Pozostawało pytanie: kto zorganizuje choinki? Za filmach amerykańskich, Głowa Rodziny zawsze zabierała Synów do Lasu i razem ścinali drzewka by je potem wspólnie przytachać. Bane jednak wątpił, by Dyrektor miał czas i ochotę na takie głupoty. Przecież transportem mogły się zająć Marionetki.
    Swoją porcję zjadł ze smakiem bo wrócił mu humor. Co prawda dalej milczał (gryzł się w język tak często, że chyba już powinien go sobie amputować bo nie ma sensu go składać do kupy) ale już było mu lżej. Obiad był pyszny a z racji tego, że Bane nie jadł śniadania, cała zawartość talerza zniknęła w jego paszczy a potem i w żołądku.
    Co sprawiło, że Anomander miał teraz taki dobry humor? Julia wspominała, że w Klinice jest Upiorny Arystokrata a pamiętał, że Gad lubił z nimi konwersować. Rozmowy te zawsze przypominały potyczki, aż miło się słuchało. Bane nie był aż tak dobry w protokole dyplomatycznym jak skrzydlaty, ale pilnował się i w większości wypadków dobrze prowadził rozmowę. Musiał pamiętać, że ma do czynienia z Możnymi a z nimi konwersuje się inaczej.
    Kończył właśnie swoją porcję i popił szklanką wody (nie, nie wódy! już wystarczy!) gdy do Jadalni wpadła Alice i przekazała iście energetyzujące wieści. Anomander był zmuszony przerwać w pół zdania. Do Kliniki przywieziono kogoś rannego, z tego co mówiła Alice, chodziło o złamanie otwarte.
    Poczuł kopa adrenaliny. Znajomego i wyczekiwanego już od dawna kopa. Ekscytacja wymalowała mu na twarzy szeroki uśmiech kogoś, kto od dawna czekał na tą chwilę. Nareszcie mógł się przydać! Mimo, że Dyrektor dziś zarządził mu dzień wolny, wracał do gry! Ciałem wstrząsnął dreszcz podniecenia. Może to chore, ale Medyk tak się ucieszył, że do Kliniki przywieziono kogoś rannego, że prawie zawołał: "Hura!"
    Gdy Anomander położył mu rękę na ramieniu ich spojrzenia się spotkały, Gad mógł zobaczyć dziką radość w dziwnych, czarno-zielonych oczach Cyrkowca i determinację. Lekko ściągnięte brwi i uśmiech oraz skinięcie głową potwierdziły tylko gotowość do działania.
    - Tak jest! - powiedział mocnym, pewnym tonem i gdy tylko skrzydlaty dał mu przyzwolenie, wypadł z Jadalni i biegiem udał się do Recepcji.
    Ciekawe kogo dzisiaj przygnał do Kliniki Kapryśny Los.


    ZT
    _________________
     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 6 Grudzień 2017, 16:09   

    Na holu, na którym akurat nikogo nie było puściła Lulu. Poganiała się z nią trochę, śmiech dziewczynki i popiskiwanie psa niosły się echem po korytarzach dość smutnie wyglądającej kliniki. Dziewczynka była trochę jak ciepły promień słońca co zbladzil w te okolice i probuje ocieplić okolice. Zsapana i calutka różowa wbiegła ze swoim psim towarzyszem do kuchni.
    Zanim tam trafiła trochę błądziła, zaglądała do wielu pokoi. W paru leżeli inni pacjenci to z nimi chwilkę porozmawiała,trochę ich zabawila i później życząc zdrówka, biegła dalej szukać.
    Gdy jej się udało, stanęła najpierw w progu i wzięła Lulu na ręce. Niepewnie rozejrzała się dookoła, po czym powolutku weszła do środka. Nikogo nie widziała ale słyszała jakieś stukanie i brzeczenie. Nie chciała się nikomu narzucać ani przeszkadzać to też powiedziała wesoło : Dzień Dobry i usiadła razem z Lulu przy jednym ze stolików. Majtala nogami w powietrzu co i rusz coś opowiadając swojej psiej przyjaciółce która zwinela się w kłębek i sennym wzrokiem spoglądała na Abi.
    _________________
    #F078E2




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 18 Grudzień 2017, 23:32   

    Przebrał się w swoim pokoju, bo nie wypadało iść na Kolację w spodniach dresowych i T-shircie. Nawet jeśli był bardzo ładny i elegancki. Wybrał prosty zestaw, tym razem decydując się na odrobinę koloru, konkretniej odcienie niebieskiego z brązowymi, skórzanymi dodatkami. Wyglądał dobrze.
    Grzywę zaczesał w tył, utrwalając wszystko specjalnym specyfikiem do układania włosów. W jego przypadku była to radykalna zmiana. Wyglądał naprawdę dobrze, może teraz będzie się tak czesał?
    Uśmiechnął się szeroko do swojego odbicia i puścił sobie oczko. Tak, zdecydowanie tak może iść na Kolację. Nie będzie błyszczał jak Anomander, ale przynajmniej nie będzie wyglądał jak lump.
    Zabrał oczywiście Wredotka który chętnie usiadł mu na ramieniu i o dziwo wtulił się w jego policzek. Bane podrapał go po jego czarnym krawaciku. Przywiązał się do tego stworka, chociaż maluch trafił w jego ręce niedawno.
    Wyszedł w dość dobrym nastroju bo postanowił zapomnieć o tym co się stało w pokoju Julii. Nie chciał już o tym myśleć, był głodny i zmęczony. No i nie chciał by Anomander wyczuł, że coś jest nie tak.
    Do Jadalni wszedł jak zwykle po cichu, sprężystym krokiem ograniczając skrzypienie podłogi. Był ciekaw, czy ktoś przyszedł tutaj pierwszy.
    Wredotek pisnął wesoło i sfrunął z jego ramienia po czym bezceremonialnie przemieścił się na głowę... Abi. Dziewczynka siedziała sobie przy stole i wyglądała na znudzoną. Niechniurka zaczęła łapać w pyszczek jej włoski, zachęcając do zabawy ale gdy zobaczyła pieska, uciekła na ramię swojego pana.
    Bane podszedł bliżej trzymając ręce w kieszeniach. Uśmiechnął się lekko do dziecka jeśli to postanowiło na niego spojrzeć.
    - Dobry wieczór, Kruszynko. Jak się czujesz? - zapytał po czym usiadł przy stole tam gdzie zawsze to jest na przeciw Abi, bo ta zajęła ławkę na której siadała zazwyczaj Julia.
    Spojrzał na szczeniaka który przysypiał przy małej.
    - A cóż, to? Przemyciłaś do Kliniki pupilka Mała Spryciulo? Śliczniutki. - wychylił się by oglądnąć sobie zwierzątko. Piesek przypominał nieco psy Anomandera, ale Bane postanowił grać niedomyślnego. Ta mała była odskocznią od stresów, mógł porozmawiać z nią jak ze zwykłym dzieckiem.
    Poprosił o kawę dla siebie i gorącą czekoladę dla Upiornej. Patrzył na nią i uśmiechał się życzliwie. Ona jedna była istotą, która go jeszcze dzisiaj nie wkurzyła. I lepiej by tak pozostało, bo chyba ją polubił.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 19 Grudzień 2017, 01:10   

    Gdy skończyła sprawdzanie sprzętu, szybko wzięła prysznic i ubrała się. Skoro wszyscy traktowali ją jak dziecko to ubrała się adekwatnie do swojego wieku. Wybrała więc prosty zestaw z jeansową kurtką. Na lewą rękę naciągnęła rękawiczkę, by zakryć to co robiła przez ostatnie kilkadziesiąt minut. Włosy związała w wysoki kucyk, a grzywkę spięła z boku głowy klamrami. Pozwoliła sobie też na delikatny makijaż, głównie po to by zakryć cienie pod oczami. Skupiła się jednak tylko na oczach, by wyglądało to naturalnie.
    Dała też dziewczynkom jeść. Nie chciała teraz o nich myśleć. Nie chciała ich ze sobą brać.
    Zeszła do Jadalni i widząc, że jest tam Bane i Abi, westchnęła i przywołała na usta uśmiech.
    Usiadła obok Abi. Nie miała zamiaru siadać ani obok, ani naprzeciw Ordynatora. Najchętniej to w ogóle by się tutaj nie pojawiała. Przywitała się z nim skinieniem głowy i uśmiechnęła do dziewczynki - jak tam Abi? Zapoznałyście się już z Lulu? - zapytała poruszając delikatnie swoim rudym ogonem.
    Musiała zachowywać pozory. Nic innego jej już nie pozostało. Widziała, że dziewczynka jest trochę znudzona. Widziała też, że szczeniak zasypia jej na rękach. Jak ona w ogóle go tak taszczyła cały czas? Przecież dla takiego dziecko to ten piesek na pewno był dość ciężki. Ale to już nie była jej sprawa - będziesz musiała z nią wyjść na trawkę przed snem, żeby nie zrobiła jakiejś niespodzianki, ale najpierw trzeba pomyśleć w co my Cię ubierzemy byś nie zmarzła - powiedziała i poczochrała małą po głowie. Nie chciała martwić dziecka. Nie chciała martwić żadnego pacjenta. To były jej prywatne sprawy. Wiedziała, że Anomadnera na pewno nie oszuka. Zorientuje się pewnie, że coś jest nie tak jak tylko wejdzie do Jadalni. Zobaczy jak Bane i Julia siedzą i już będzie wiedział, że to już nie jest to co było wcześniej.
    Sama poprosiła o herbatę z miodem. Nie miała ochoty na kakao. W ogóle nie miała ochoty na słodkości.
    _________________

     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 19 Grudzień 2017, 20:57   

    Dziewczynka nie uslyszala by raczej, że ktokolwiek wchodzi gdyby nie malutka Lulu i jej uszy. Drgnely tak nagle że Abi aż musiała się rozejrzeć. Jej buziuchne rozświetlił szeroki i szczery uśmiech na widok pana doktora. Ubrał się jakoś inaczej, tak nie doktorkowo. Tak bardzo ładnie i wyjściowo. Tak wyglądali panowie w kościele gdy w niedziele była tam z Nana.
    Wreduś fiknal na jej główkę więc się roześmiała, gilając go po brzuszku. Zbudziło to Lulu która ziewnela, pokazując ostre ząbki i otworzyła zaspane oczka.
    - Dobry Wieczór panie doktorze. Czuję się dobrze chociaż mam taką gęsią skórkę na sobie i trochę mi sie w głowie kręci. Ale to nic takiego! Bardzo ładnie pan wygląda, idzie pan do kościoła? - pokazała swoją rękę temu miłemu Panu, by pokazać mu gęsią skórkę. Było jej cieplutko, nawet trochę za ciepło więc nie wiedziała dlaczego ją ma. Lulu wlazla na kolanka dziewczynki i próbowała wejść na stół. Abi jej stanowczo nie pozwalała ale mówiła to do niej bardzo spokojnie. Lulu dała za wygraną i żując kawałek piżamki dziewczynki, wpatrywała się prosto w Wredotka. Abi zaśmiała się.
    - Absolutnie nie proszę pana! Lulu to moja przyjaciółka! Anomander mnie z nią poznał i postanowiłyśmy że od teraz jesteśmy przyjaciółkami. Takimi najlepszymi, na dobre i na złe! - w odpowiedzi Lulu przeprowadziła zmasowany liżący atak na brodę dziewczynki! Abi znów zaczęła się śmiać. A gdy napiła się trochę kakao Lulu z zapałem wylizywala to co zostało w kącikach ust Abi.
    - Oczywiście! Lulu i ja przeprowadziłysmy śledztwo! Szukalysmy zaginionego skrabu umarlaka! Ale go nie znalazlysmy to przyszłysmy tutaj. Pani też bardzo ładnie wygląda. Mogłabym iść z wami do kościoła? - od kakao było jej lepiej. Próbowała nakłonić Lulu by przestała ją lizać ale ta się uparła, dlatego dziewczynka po prostu ją przytuliła. Sunia parsknela ale się uspokoiła.
    _________________
    #F078E2




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 20 Grudzień 2017, 00:35   

    Gdy powiedziała o gęsiej skórce, pochylił się przez stół i dotknął jej czoła. Była rozpalona co świadczyło, że ma gorączkę.
    - A powiedz, wygrzewałaś się grzecznie w łóżeczku? - zapytał podejrzliwie, uśmiechając się powątpiewająco. Coś mu się widziało, że ta Mała Wiercipięta nie spędziła całego dnia w łóżku. Nie wyglądała na taką, co potrafi bezczynnie leżeć.
    Jej pytanie sprawiło, ze zdębiał. Co? On i kościół? To jak połączenie śledzia z czekoladą. Przecież spłonąłby w ogniu piekielnym gdyby tylko przestąpił próg świątyni. Za jego grzechy? NA PEWNO!
    Zaśmiał się krotko zakłopotany i nie odpowiedział bo nie wiedział co. Skupił się na piesku którego miała przy sobie Abi.
    Dostała go od Anomandera? Ładnie z jego strony. Pewnie któraś z suk się oszczeniła i trzeba było coś zrobić ze szczeniakami. Przecież ich nie potopi... prawda?
    - Lulu? - przekrzywił głowę zaciekawiony - Śliczna jest. Pasujecie do siebie! - wyciągnął rękę i połaskotał dziewczynkę w szyję, przy uchu - Kiedyś jak Lulu dorośnie, będzie cię bronić.
    Do Jadalni weszła Julia i Bane przeniósł wzrok na nią. Była inaczej ubrana, wyglądała bardzo ładnie. Już dawno nie widział jej w takim wydaniu. Nie pasowała tylko ta rękawiczka...
    Patrzył na nią gdy siadała jakby chciał przesłać pytanie: Co zrobiłaś w rękę? Obawiał się najgorszego. Skrzydlata nie trzymała się najlepiej ale czy byłaby zdolna zrobić sobie krzywdę?
    Poszukał też Blaszki na jej szyi ale nic nie zobaczył. Oddał obie połowy, bo uznał, że lepiej jeśli to ona zdecyduje komu chce dać jedną część. Jeśli ponownie da jemu, będzie mu miło. Jeśli zdecyduje inaczej - jej wola. Blaszka w końcu była jej przedmiotem i to ona miała prawo decydować kto na nią zasługuje.
    - To dlatego masz gęsią skórkę, Abiś. - powiedział gdy wspomniała o skrzyni umarlaka - Postanowiłaś szukać skarbu będąc nie w pełni sił. Nie dziwne, że nie znalazłaś. Do takich rzeczy trzeba się zabierać będąc w pełni sił! - zrobił minę jak surowy nauczyciel po czym nagle uśmiechnął się i mrugnął do niej - Jeśli dzisiaj grzecznie weźmiesz lekarstwo i pójdziesz spać, może jutro poszukamy skarbu w ogrodzie? O ile będzie pogoda...
    Julia miała rację. Trzeba będzie zorganizować Małej jakieś cieplejsze ubranie. Przyszła do Kliniki w cieniutkiej sukieneczce, nie może w niej wyjść gdy na dworze robi się coraz zimniej.
    W końcu dostał kawę. Uniósł filiżankę do ust i wziął łyk ale wtedy padło ponowne pytanie o kościół. Zachłysnął się i rozkaszlał, zakrywając kulturalnie usta. Płyn parzył, ale białowłosy szybko się po pozbył z gardła, przełykając pomiędzy kaszlnięciami.
    - Hmm... - zamyślił się bo nie wiedział co odpowiedzieć i spojrzał na Tulkę, błagając niemo o pomoc. Naprawdę nie był dobry w te klocki, nie miał pojęcia czy powinien powiedzieć prawdę, że nie ma tu kościołów, czy ponownie się zaśmiać, czy obiecać, że pójdą.
    Ponownie napił się kawy bo było to chyba jedyne rozsądne rozwiązanie. W myślach wyobraził sobie siebie samego w kościele... Cóż za ironiczna scena.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 20 Grudzień 2017, 01:18   

    Widząc wzrok Cyrkowca, tylko wzruszyła ramionami. Oparła brodę na lewej dłoni i spoglądała na małą Pacjentkę. Nie wyglądało na to, żeby co ją bolało. Ale może sobie to zaleczyła? Cóż. Niech se myśli co chce. Nie była teraz w nastroju na jakieś gierki.
    Zauważyła też jak szuka Blaszki. Dała mu ją dwa razy, a on i tak ją odrzucił i myślał, że będzie ją nosiła na ozdobę? Nie miała zamiaru się tłumaczyć, że nikt nie ma drugiej połówki, w końcu Pacjenci też czasem lubią poplotkować, a nie chciała wymyślać nie wiadomo czego, żeby móc zaspokoić ich ciekawość. W końcu kogo by z nich nie ciekawiło to kim jest adorator młodej Pielęgniarki, widząc, że ma na szyi obróżkę z połową Blaszki, która przecież ma kształt serca.
    Słysząc o szukaniu skarbów zaśmiała się. Słysząc jednak słowa lekarza, zmarszczyła brwi. Ujęła buźkę dziewczynki i przytknęła swoje czoło do jej. Było naprawdę gorące. Westchnęła się ciężko, ale zaraz się uśmiechnęła.
    - Dziękuję - powiedziała słysząc, że wygląda ładnie. Zrobiło jej się trochę milej.
    Słysząc o kościele uśmiechnęła się delikatnie. Przeniosła wzrok na białowłosego i zganiła go nim, widząc jak zareagował. I do tego to błagalne spojrzenie. To teraz nagle potrzebuje jej pomocy? Woow...niesamowite, że tak doświadczony doktor prosi o pomoc takiego dzieciaka.
    - Abi nie idziemy dziś do kościoła - powiedziała spokojnym głosem, uśmiechając się do niej - jest już późno i wszyscy są zmęczeni, a poza tym - przytknęła jej palec wskazujący między brwi i popchnęła delikatnie - myślisz, że Bogu nie będzie przykro widząc jak nie słuchasz pana doktora? - zapytała, przekrzywiając głowę - miałaś odpoczywać, a zamiast tego biegasz na bosaka w cieniutkiej piżamce zamiast leżeć w łóżeczku - pokręciła głową i zacmokała niezadowolona.
    Po chwili jednak zaśmiała się i poczochrała mocno jej długie włoski - ale obiecuję Ci, że jak będziesz grzecznie odpoczywać to pójdziemy razem jak wyzdrowiejesz. Co Ty na to? - uśmiechnęła się przymykając oczy. Nie lubiła kościoła, ale skoro obiecała to jakoś to przełknie i wytrzyma. O ile znajdzie na to czas.
    Po tej obietnicy wstała i przeprosiła ich na moment. Gdy wróciła po kilku minutach, niosła buciki Abi - zakładaj, bo jeszcze trochę i nie dasz rady się pobawić nawet z Lulu - nakazała łagodnym głosem, a sama zajęła swoje miejsce - powiedz mi Abi, Nana zabrała Cię kiedyś do kościółka? - zapytała, przyglądając się dziecku uważnie. Od czasu do czasu brała też łyka herbaty.
    _________________

     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 20 Grudzień 2017, 19:35   

    Dłoń pana doktora wydała jej się zimna, dlatego gdy ją dotknął, lekko zadrżała. Pokręciła powoli głową, z ustami wyciętymi w podkówkę. Miała leżeć a zamiast tego bawiła się z Lulu. Źle zrobiła, od Nany dostałaby po głowie.
    - Nie, nie leżałam i bardzo za to pana przepraszam, ale bardzo chciałam się pobawić z Lulu a nie chciało mi się spać... To się razem bawiłyśmy w berka i inne takie - pod koniec ułożyła ustka w dzióbek i spojrzała gdzieś w bok, oblewajac sie zawstydzonym rumieńcem. Nie czuła się fajnie, teraz gdy zdała sobie sprawę z tego że źle zrobiła.
    Wnet się rozpromieniła gdy pan doktor, powiedział że Lulu jest śliczna. Z pełną powagi twarzyczką, powiedziała.
    - A ja będę bronić jej! - kiwnela głową jakby chcąc podkreślić to co właśnie powiedziała. Przygryzła warge, słuchając reprymendy. Kiwała głową, dzielnie biorąc to na siebie. Szczęka jej wprost opadła gdy usłyszała propozycję.
    - Dobrze! Wezmę wszystkie lekarstwa i będę leżeć! Ale będzie fajnie! Anomander też pójdzie? I pan Cierń? - gdyby Lulu nie żuła jej teraz palucha to by pewnie klasnęła w dłonie z zadowolenia!
    Słuchała uważnie co pani Julia mówi. Faktycznie jest późno, a jak jest ciemno to nie powinno się wychodzić na dwór. Pan Bóg będzie smutny bo Abi była niegrzeczna. Wesołość zniknęła z buźki dziewczynki, ustępując smutkowi. W takim razie Nana i mama też są teraz smutne... A ona nie zrobiła tego celowo. Chciała się tylko pobawić bo nie miała co robić... Widać było że dziewczynka jest bliska płaczu. Nawet propozycja wspólnego wypadu do kościoła, nie zmieniła obecnego stanu rzeczy. Mała próbowała się uśmiechnąć ale ustka nie chciały się unieść ani milimetr wyżej. Kiwnela głową i lekko drżącym głosem powiedziała, zakładając jednocześnie butki.
    - Tak. W okolicy naszego domku, w lesie jest taki malutki kościół. Inni ludzie ze skrzydłami też tam chodzą. - pogłaskała Lulu by nie myśleć o tym że Mama i Nana są przez nią smutne. I Pan Bóg się na nią gniewa... Abi to niedobra dziewczynka...
    _________________
    #F078E2
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,41 sekundy. Zapytań do SQL: 9