• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Gabinet Bane'a
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 12 Listopad 2017, 00:16   


    Białowłosy przyniósł dwa kubki herbaty i postawiwszy je na stoliku rozsiadł się na kanapie niczym jakiś dziki khan. Brakowało mu tylko turbanu na łbie, atłasowych ciżemek i jakiegoś pasywnego Subagaziego u nóg.
    Zasadniczo marionetce było wszystko jedno gdzie usiądzie. Sądząc po pozycji jaką przyjał Bane, białowłosy nie chciał, by siadał koło niego. Usiadł zatem w fotelu. Mebel aż jęknął i zatrzeszczał gdy opadł na niego taki ciężar. Marionetka zerknęła kątem oka na oparcie, mając nadzieje, że te fotele nie są wykonane z przysłowiowego gówna i nie rozpadną się za chwilę. Mimo wszystko siedzisko jednak wytrzymało.
    Jan Sebastian popatrzył na kubek z naparem. Nie wiedział w jakim celu Bane zrobił aż dwie herbaty, w końcu powiedział, że nie będzie pił, nie mniej, było to całkiem miłe zachowanie ze strony tej wyliniałej małpy. Fakt, że przyniósł mu herbatę mógł oznaczać chęć pojednania i pogodzenie z losem, a to oznaczałoby zdecydowane zmniejszenie liczby problemów.
    Gorący napój parował i pachniał bardzo przyjemnie. Był gorący, niemal wrzący.
    - Zastanawia mnie, jaki sens mają Twoje pytania. Przecież to nie możliwe, by Dyrektor van Vyvern zatrudnił idiotę. Powiedz mi, czy nie wydaje ci się logicznie sprzecznym obdarzanie zmysłem smaku marionetki, która nie je i nie piej? – pokręcił głową i poprawił okulary.
    To co mu się spodobało to fakt, że Bane przynajmniej potrafił mieszać elegancko, bez dzwonienia po ściankach. W chwili gdy białowłosy zaczął mówić o venonosis marionetka przez chwilę szykowała się do pisania, ale niespodziewanie przerwała i jedynie patrzyła na białowłosego obojętnym wzrokiem. Jego zachowanie nie było miłe. Prawdę powiedziawszy było prostackie i chamskie. Jan Sebastian wraz z każdą chwilą spędzoną z tym osobnikiem utwierdzał się w przekonaniu, że nie toleruje ludzi.
    - Interesujące – powiedział i wstał posłodzić herbatę
    W tym czasie Bane mówił o alkoholu, brzytwach i perfumach. Do filiżanki gorącego płynu wsypał dwanaście łyżeczek cukru, dodał odrobinę wrzątku, by lepiej się rozpuścił i pomieszał, podobnie jak Bane, nie dotykając ścianek.
    Herbata pachniała bardzo ładnie. Może nie miał zmysłu smaku i nie mógł jeść, ale zmysł węchu posiadał. Ruszył w stronę stolika i zatrzymał się przed nim chcąc odstawić naczynie z herbata na stół. Bane zakończywszy najwidoczniej merytoryczne uwagi zaczął drwić mówiąc o panienkach.
    W pewnej chwili wskazał na krocze marionetki wygłaszając kolejne uwagi.
    - Widzę, że kwestia mojego przyrodzenia nie daje Ci spokoju. – powiedział Jan Sebastian
    Zbliżając się z wolna do stołu. Szedł ostrożnie by nie rozlać herbaty.
    - Przepraszam .. – powiedział i popatrzył na Bane’a gdy był tuż obok stolika i kanapy na której siedział ordynator.
    Krótki i szybki ruch ręką i herbaciany ulep wylał się na krocze białowłosego.
    Kolejny ruch ręki strącił filiżankę ze spodka w taki sposób, że jej zawartość wylała się na twarz i klatkę piersiową białowłosego - … nie tylko nie mam przyrodzenia ale też jestem strasznie niezdarny. – powiedział po czym z udawana troską dodał
    - och, do prawdy. Bardzo Cię przepraszam Bane
    Stanął tak, by ordynator nie mógł się zbyt szybko poderwać i schłodzić. Skoro Bane tak lubi kobiety to właśnie otrzymał ogromną pomoc. W końcu nic tak nie satysfakcjonuje wyposzczonej damy jak dorodna kiełbacha prosto z wrzątku albo gorące ciacho. Bane był takim ciachem, a mówiąc dokładniej herbatnikiem a sądząc z jego kutasowej fiksacji, był dumny, że dysponuje swoją frankfurterką.
    - Panienki powiadasz gwałcicielu? – powiedział Jan Sebastian beznamiętnie - Coś mi się wydaje, że czeka cię post
    Odszedł od stolika dając poparzonemu Bene’owi poderwać się z siedziska i stanął na środku pokoju.
    - Co teraz gwałcicielu? – powiedział po czym ułożył usta w dziubek i poprawił okulary.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 12 Listopad 2017, 16:16   

    Czy Jasiek Sebek naprawdę musiał doszukiwać się drugiego dna we wszystkim? Przecież Bane zapytał z czystej ciekawości. Może jeszcze Urzędas nie wiedział, ale niektóre Marionetki były obdarzane zmysłem smaku i nawet jeśli jedzenie ich nie nasycało, jadły dla przyjemności.
    A, to tak. Skąd on to mógł wiedzieć, jak pewnie całe życie przesiedział w Piwnicach Kliniki. Dlatego taki aspołeczny z niego typ.
    Bane westchnął. Luźne pytanie które miało rozładować atmosferę znowu było źle odebrane. I teraz czerwonooki oczekiwał odpowiedzi, niczym Ksiądz w czasie spowiedzi, w konfesjonale. Albo Policjant na przesłuchaniu.
    - Echh, wiesz? Jedzenie i picie zazwyczaj służy do zaspokojenia potrzeb ciała. Smak natomiast jest czymś więcej, dzięki niemu odczuwamy przyjemność. - powiedział rzeczowo, zaskakująco spokojnie - Zatem moje pytanie o twój smak było raczej pytaniem, czy potrafisz odczuwać przyjemność za pomocą tej części ciała. - wystawił mu jęzor, jakby chciał podkreślić do mówił. Jego był bardziej szary niż u zwykłego człowieka a u nasady wręcz zielonkawy. Miało to związek z jego szlamowatą krwią.
    Jego słowa o przyjemności odczuwanej za pomocą języka były dwuznaczne, ale Bane wypowiedział uwagę mając dobre zamiary. W końcu skoro mają ze sobą mieszkać, to chyba mogą się o sobie coś dowiedzieć?
    Nie trudno było zgadnąć, że Bane z natury był hedonistą. Działał szybko i często bezrefleksyjnie jeśli chodziło o osiągnięcie jakiejś korzyści czy to cielesnej czy umysłowej. Starał się czerpać z życia garściami za co zazwyczaj dostawał w dupę.
    Obecność Jana Sebastiana była właśnie takim bolesnym strzałem w dupę za to, że wcześniej zaszalał. I chociaż nie czuł wpływu narkotyków z dnia poprzedniego, z pewnością krążyły w jego żyłach. Może to i lepiej, że Anomander dał mu dzisiaj szlaban na pracę?
    Dopiero gdy przenieśli się do salonu Urzędnik postanowił posłodzić sobie herbatę. Bane spojrzał na niego i zmarszczył brwi. Przecież dał mu na to czas. Może Marionetka jednak spróbuje napoju? Przynajmniej z grzeczności?
    Przymknął nieco oczy i zaczął powoli sączyć herbatę. Co prawda był już po porannej kawie, ale napar w tej chwili zastępował słodycze, których z nie wiadomo jakich powodów białowłosy zapragnął, mocniej niż czegokolwiek.
    Uznał, że Jan obsłuży się sam i gdy wróci, będą mogli kontynuować rozmowę. Nie musiał długo czekać bo Goguś właśnie zbliżał się do stolika.
    Jego przeprosiny zabrzmiały dziwnie i Bane podniósł na niego wzrok pełen zdziwienia. Trzymał w jednej dłoni spodek na którą drugą ręką właśnie odłożył filiżankę. Była jeszcze prawie pełna.
    Gdy nagle zobaczył jak naczynie Sebastiana przechyla się wylewając zawartość na spodnie Medyka w wyjątkowo niefortunnym miejscu, zdążył tylko wciągnąć głośno powietrze, prawie zachłystując się własną śliną. Gdy trzymane przez niego, drugie naczynie ześlizgnęło się z talerzyka i oblało jego twarz i pierś wrzątkiem, spiął się cały. Ale ten ból nie był najgorszy, bo jego herbata była już chłodniejsza.
    Wrzasnął (0:00 - 0:07) na całe gardło i w pierwszym odruchu chwycił rozporek by odsunąć materiał od czułych części ciała. To jego krocze w tym momencie paliło go tak, że facet myślał, że zwariuje.
    Chciał się poderwać, ale Skurwysyn blokował mu drogę. Wciąż krzycząc z bólu podniósł na niego wzrok. Nie było w nim jednak nienawiści - jeszcze! - a nieme pytanie: "Dlaczego to zrobiłeś?!"
    Co z tego, że Sebek fałszywie zapewniał, że jest mu przykro. Wylane napoje parowały na skórze Cyrkowca sprawiając mu spory ból. Bane nie wiedział ile posłodził sobie Urzędas ale sądząc po temperaturze i konsystencji substancji, która dosłownie oblepiła krocze, nie szczędził sobie cukru!
    Pytanie Marionetki było jak policzek. Medyk siedząc na kanapie robił wszystko by zminimalizować ból, przynajmniej do czasu jak ten Kutas go nie przepuści. Jego wysiłki na nic się zdawały i po kilku sekundach, czując palenie w dolnych partiach ciała, twarzy i na piersi, w jego oczach pojawiły się mimowolnie łzy. Niby był przyzwyczajony do bólu, bo MORIA zrobiła mu swoje, ale jednak nie spodziewał się takiego ciosu poniżej pasa.
    I jeszcze to określenie. Gwałcicielu... Może Jan nie zdawał sobie z tego sprawy, ale tym jednym określeniem sprawiał białowłosemu ogromną przykrość.
    Gdy tylko sunął dupę, Bane wystrzelił z kanapy jak z procy i wyjąc z bólu pognał na górę, prawie przy okazji zabijając się na schodach. Dobrze, że jedną ręką trzymał się poręczy, bo raz trochę się poślizgnął na tym co skapywało z jego spodni.
    Wpadł do łazienki dysząc ciężko i z trudem powstrzymując łzy. Zamknął się w środku na klucz, od wewnątrz i w zawrotnym tempie zdjął ubranie i władował się pod prysznic. Odkręcił lodowatą wodę i... poczuł jak chłód cudownie otula jego poparzone ciało.
    Stał tak, z zamkniętymi oczami jakieś dobre 15-20 minut. Zimny strumień zabierał ze sobą słodki, herbaciany ulep i dawał ukojenie. Na czas kiedy mężczyzna oblewał się wodą, nie czuł palenia. Najgorsze było to w kroczu. Druga była twarz a dopiero na końcu pierś.
    Gdy Bane zakręcił wodę, czuł nadal ból. Krzywiąc się wszedł spod prysznica i spojrzał w lustro. Zobaczył w nim siebie z czerwonym jak człowieka z nadciśnieniem ryjem i poparzoną szyją, aż do mostka. Zmarszczył brwi i zgrzytnął zębami ze złości.
    Następnym co trzeba było zrobić, było zamoczenie w zimnej wodzie dwóch ręczników. Niezwłocznie to zrobił po czym kopnął swoje ubrania w kąt (nimi zajmie się później) i zakręcił sobie większy, chłodny ręcznik wokół bioder. Drugi zarzucił na twarz i westchnął z ulgą. Włosy miał mokre i cudownie chłodne.
    Zanim jednak wyszedł, oparł się dłonią o drzwi.
    Janie Sebastianie. Zginiesz. Zginiesz marnie, nędzna kukło!
    Zacisnął pięści ale odetchnął głośno i wyprostował się, gotowy do wyjścia.
    Nie, nie naskoczy na tego Aspołecznego Idiotę. Właśnie tego Jasiek pragnął, by wyprowadzić Medyka z równowagi. Dlatego Bane postanowił zamknąć mordę i zwyczajnie... położyć się. Musiał schłodzić poparzone ciało w spokoju.
    Wyszedł i bez słowa, ze zmarszczonymi brwiami udał się prosto do łóżka. Wszedł pod kołdrę, zwinął się w pozycję embrionalną wsuwając zimny, wilgotny ręcznik między nogi a drugim okrywając twarz i sapnął. Bardzo chciał ukryć, że jest mu zakurwiście przykro i źle. I że jednak go boli.
    Nie odezwał się od razu jeśli Urzędnik wyszedł do niego na górę. Dopiero gdy tamten zaczepił go, jakimkolwiek tekstem.
    - Możesz być z siebie zadowolony. - powiedział z wyrzutem, słychać było że zachrypnięty od krzyku głos trochę mu się łamie - Zapisz sobie w kajeciku +1000 doświadczenia za trafienie krytyczne.
    Nawet nie chciał teraz myśleć o tym, jak on się jutro pokaże w pracy. Miał poparzoną twarz i pierś no i dosłownie zmasakrowane wrzątkiem krocze. Czeka go chodzenie jakby przeleciał go wyposzczony Harleyowiec.
    Jęknął cicho, podkulając nogi i chowając się cały pod kołdrą. Czuł się źle, bardzo źle z tym, że nie dość, że skończył z obrażeniami ciała... to ten go jeszcze nazywał w ten sposób! Jak Bane miał zapomnieć o przeszłości i dążyć do poprawy swojego zachowania, skoro Sebastian przypominał mu cały czas kim białowłosy był... w pierwszej kolejności?
    Pod zaciśniętymi mocno powiekami wezbrały mu łzy bezsilności. Najgorsze z wszystkich możliwych.
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 12 Listopad 2017, 21:25   



    To była ciekawa obserwacja. Można powiedzieć nowe doświadczenie udowadniające, że te wyliniałe małpy jakimi są Ludzie odczuwają ból po oblaniu ich krocza gorącym płynem. Jan Sebastian z pewną satysfakcją zanotował ten fakt w pamięci. Kto wie, może mu się jeszcze przyda. Z miną beznamiętnego oprawcy patrzył, jak przed chwilą jeszcze śmiały i pewny siebie Bane, zawył, a nawet zaskowyczał, niczym jakiś dzikus z samego dna puszczy, po czym niemal cwałem ruszył do łazienki. Po prawdzie to spodziewał się, że białowłosy będzie wyczyniał na podłodze jakieś pocieszne fikoły, że będzie wydawał dźwięki niczym pobudzony seksualnie słoń morski, a tu nic z tego. Zwyczajnie pognał do łazienki.
    A zatem, można uznać, że CHYBA go bolało. pomyślał i przez chwilę przyglądał się swoim papierom. {Im dłużej myślał tym bardziej jego obserwacja ewoluowała. W końcu wziął pióro i zapisał swoje przemyślenia Ze względu na skłonności histeryczne, eksperyment należy powtórzyć. Jeśli obserwacja się potwierdzi, należy go przeprowadzić ponownie dla uzyskania całkowitej pewności, że oblanie krocza wrzątkiem prawdopodobnie sprawia ludziom ból. Dla pewności podkreślił słowo „prawdopodobnie”.
    Jan Sebastian dysponował w prawdzie pewnym zacięciem naukowym, ale jego obserwacje pozostawały na poziomie uczonych ze starego dobrego Związku Radzieckiego. To były obserwacje w stylu: Odkryliśmy, że jeśli całą wodę na ziemi, wleje się do szklanego, płaskodennego naczynia o średnicy 15 milimetrów, to owo naczynie będzie musiało być długie jak skurwysyn.
    Uznał zatem, że by nauka nie poniosła niepowetowanej straty, dla pewności, przed wydaniem osobnego oświadczenia, przeprowadzi ten eksperyment ponownie. W końcu Bane miał tę swoją penisową fiksację.
    Jan Sebastian w zasadzie nie cieszył się z rozwoju wypadków. Nie dlatego, że obawiał się reakcji dyrektora. On zwyczajnie nie odczuwał radości. Już takim go stworzono. Miał wykonywać określone zadania a nie cieszyć się jak idiota. Jego Stwórca uznał, że będzie anhedonistą, i takim go zrobił.
    Gdy Bane chłodził po zimnym prysznicem swojego oparzonego herbatką Wacusia, Jan Sebastian wziął butelkę oleju i rozlał go w miarę hojnie na schodach. Całość rozprowadził tak, by kanty były najlepiej nawilżone. Ma samym szczycie schody pozostały suche. W końcu Bane nie mógł tego zauważyć od razu.
    Usiadł i zapisał na kartkach „Oddziaływanie fizyczne materii nieożywionej na ciało ludzkie - podejście pierwsze”.
    Wszedł kawałek na górę, ale nie podchodził do leżącego Bane’a. Usłyszawszy informację o punktach popatrzył na Bane’a
    - Dobrze, dopiszę. – zszedł na dół tupiąc na schodach i ponownie usiadł w fotelu - Bane, przestań się mazać. Przydałoby się oczyścić twoje siedzisko z tego ulepu póki jeszcze istnieje szansa, że nie pozostanie ślad. Przynieś mi proszę jakiś ręcznik albo papier – powiedział beznamiętnie
    Może właśnie w ten sposób chciał załagodzić sytuację?
    Może w końcu zrozumiał, że sprawił Bane’owi przykrość?
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 13 Listopad 2017, 22:36   

    Gdyby mógł... nie wyłaziłby spod kołdry już do końca dnia. Zagrzebał się w pościeli i z naburmuszoną miną, wciśniętym chłodnym ręcznikiem między nogi i drugim na twarzy, leżał zwinięty w kulkę. Obraził się na Jaśka. Facet przesadził.
    Pieczenie odrobinę zelżało ale mimo wszystko białowłosy bardzo starał się nie pobeczeć. Już wystarczy tych pokazów, jaki to on nie jest wrażliwy.
    Oczywiście mógłby się uleczyć, ale on też miał swoje limity. Był dopiero po śniadaniu (albo i nie, bo wypił tylko kawę) i niby był wyłączony dzisiaj z pracy ale musiał być przytomny. Co, jeśli Anomander nagle zawoła go do jakiegoś nagłego wypadku? Juz takie życie miał każdy Lekarz pracujący i mieszkający w placówce medycznej - musiał być na zawołanie. Bane pamietał, jak jeszcze w Świecie Ludzi potrafił dostać telefon na przykład o trzeciej w nocy, że ktoś przywiózł dziewczynkę z na wpół obciętym uchem. Niby Blackburn prowadził Klinikę Urody, ale dał się poznać w Anglii jako Chirurg od wszystkiego więc i takich Pacjentów mu przywożono.
    Leżał pod kołdrą i miał w dupie co robi teraz Urzędas. Niech siedzi na dole, jak mu tam dobrze. Bane nie da się tym razem wyprowadzić z równowagi.
    Z resztą Goguś nazwał go Gwałcicielem. A to bolało. Nawet bardziej niż te cholerne oparzenia.
    Cóż, Cyrkowiec poczeka jeszcze chwilę po czym zwyczajnie się uleczy. Ale dopiero wtedy kiedy będzie pewny, że Dyrektor go nie wezwie.
    Jeśli tak będą wyglądały kolejne trzy lata... Bane nie wytrzyma psychicznie z tym Wariatem o czerwonych gałach. Już pierwszego dnia szczerze go znienawidził. Tak bardzo różnili się charakterami, że nie było sposobu by się dogadać. Może i lwia część winy leżała po stronie białowłosego, ale przecież już taki miał charakter.
    Gdy tak leżał jego myśli zeszły na inny tor. Wkurzył dzisiaj Anomandera i było mu głupio. Ewidentnie zaatakował za mocno. Tylko dlaczego nie osiągnął tego, co chciał? Dlaczego tak ciężko było mu dobrać słowa odpowiednie do sytuacji? Nie przekazał skrzydlatemu jasnego komunikatu.
    I gdy tak rozmyślał sobie o Dyrektorze i układał w głowie plan przeprosin, z dołu usłyszał wkurwiający jazgot (głos) Jana Sebastiana. Warknął w odpowiedzi.
    Nie miał ochoty do niego schodzić. I wcale się nie mazał!
    Jednak wewnętrzna potrzeba posprzątania okazała się silniejsza. W końcu Bane po trosze był Pedantem, sam mówił, że uwielbiał mieć w mieszkaniu sterylny porządek.
    Wychylił się spod kołdry mamrocząc pod nosem przekleństwa. Wstał z trudem bo bardzo bolało go poparzone krocze.
    Zamachnął się mocno i rzucił przez barierkę antresoli mokry ręcznik, który wcześniej miał na twarzy.
    - Masz. - powiedział głośno - Zacznij to ścierać, zaraz tam zejdę i to ogarnę.
    Spokój. Spokój i równowaga. Tylko to jest najważniejsze. Nie da uciechy temu Psycholowi i nie naskoczy na niego, nie tym razem. Przemilczy "wypadek" i... zwyczajnie naskarży Anomanderowi. Nie może być tak, że jego Marionetka wyżywa się na Ordynatorze.
    Krocząc ostrożnie jak kaczka, na szeroko rozstawionych nogach, podszedł do szafy i wyjął z niej luźne spodnie dresowe. Jeszcze mu się na łeb nie rzuciło by przyklejać do poparzonego ciała bieliznę.
    Został boso i bez koszulki. W końcu był u siebie. Równie dobrze mógł zejść nago ale jednak miał w sobie minimum przyzwoitości. No i nie chciał zawstydzać wyposażeniem Pana-Bez-Siurka.
    - Idę. - sapnął zrezygnowany i ruszył na dół.
    Nie był jasnowidzem. Nie mógł przewidzieć, że ten Skurwysyn w Okularkach wysmarował czymś schody. Szkoda też, że nie złapał się poręczy. Nie miał czasu. Mając rozstawione nogi jego chód nie był tak pewny. A szkoda.
    Prawa noga ześlizgnęła się na stopniu niczym źle postawiona łyżwa, na świeżo przygotowanym lodowisku. Bane runął twarzą w dół, nie mając czasu nawet na wydanie z siebie jakiegokolwiek odgłosu.
    Leciał twarzą prosto na poniższe stopnie ale w pierwszym odruchu, zamortyzował upadek lewą ręką. Niestety to nie wystarczyło bo - co prawda z mniejszą siłą - ale jednak uderzył łukiem brwiowym o zaostrzony kant. Syknął z bólu.
    Jego ciało ześlizgnęło się na dół. Poczuł ból w ręce i na poparzonej już piersi. A co najgorsze... jego twarz zaczęła go dosłownie palić. Poczuł jak gorąca ciecz dosłownie zalewa mu oczy.
    Gdy znalazł się na dole, leżąc na brzuchu, nie od razu wstał. Musiał szybko ocenić, czy sobie czegoś nie złamał.
    Oblizał usta i poczuł na języku smak własnej krwi.
    - Kurwa mać... - stęknął, obolały. Jak to się w ogóle mogło stać? Przecież te schody nigdy nie były takie śliskie!
    Unosząc się ostrożnie na prawej ręce zgiętej w łokciu, jęknął. Zielona krew kapała na posadzkę - chyba rozbił łuk brwiowy bo tylko z tej okolicy posoka tak ochoczo chlasta na wszystkie strony.
    Rzężąc i pokasłując próbował wstać, bez niczyjej pomocy. Ręka bolała go jak cholera, trochę mniej pierś. Nagle zapomniał o bólu w kroczu bo na jego ciele pojawiło się nowe źródło mocniejszego bólu.
    Jan Sebastian przegiął Pałę. Tak się zwyczajnie nie robi.
    Bane nic nie powiedział. Czuł się źle. Już drugi raz w ciągu 24 godzin spierdolił się ze schodów!
    Ciężko było patrzeć na świat spod zasłony własnej krwi. A jednak białowłosy, albo jak kto woli - w obecnej chwili szlamowowłosy - spojrzał na Marionetkę z taką nienawiścią, jakiej jeszcze nikt u niego nie widział.
    Był przekonany, że to ten Dupek coś zrobił. Nie możliwe, by pełnosprawny facet tak po prostu spadł i narobił sobie takich stłuczeń. I jeszcze by rozciął sobie krew!
    Nie odezwał się. Leżał u stóp schodów podpierając się na niebolącej ręce. Tą stłuczoną opuścił bezwładnie na bok. Dobrze, że wyrobił w sobie nawyk chowania i chronienia palców. Przecież gdyby połamał sobie palce... Jego życie byłoby skończone.
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 14 Listopad 2017, 01:39   


    Bez słowa patrzył na mokry ręcznik spadający niczym przeciążony szmaciany szybowiec z antresoli ku podłogowemu zatraceniu. Fakt, że szybowiec nie posiadał skrzydeł, ogona ani stabilizatorów nie przeszkadzał w obserwacji. Jan Sebastian nie znał się na awionice. Mimo wszystko nie miał zamiaru łapać tej szmaty w locie. Poczekał, aż ręcznik z przepisowym plaśnięciem wylądował na podłodze rozchlapując w koło maleńkie kropelki wody. Schował swoje kartki do teczki a teczkę postawił przy drzwiach. Podszedł, podniósł go, i zmoczył goracą wodą. Z okolic zlewu, w którym Bane zwykł zmywać swoje kubeczki i inne pierdoły, nabrał nań nieco detergentu, rozprowadzając go dokładnie po ręczniku. Podszedł i na przysłowiowy odpierdol przetarł kanapę. Starł wprawdzie całą rozlaną herbatę, ale to nie kanapa była jego celem. Stał z ręcznikiem w ręku i patrzył jak Bane szykował się do schodzenia po chodach. Widział dawno temu ludzi, których nazywano cowboyami, czy jakoś podobnie. Tamte patałachy poruszały się w podobnie idiotyczny i niepraktyczny sposób. Nogi szeroko, jakby cały czas siedzieli na koniu. Może taka metoda chodzenia miała pomagać w wydalaniu? Sądząc po spodniach, na których można było zawiązać solidne nogawice, mogły one spełniać rolę magazynów na odchody. Jeśli tak było w istocie, to musiał stwierdzić, że ludzie to brudne i obleśne ponad wszelkie pojęcie istoty.
    - Bane, przestań! Idź normalnie, bo się … – powiedział, ale nim dokończył wypowiadać zdanie białowłosy już szybował ze schodów lotem koszącym. Podobnie bezwładnie i chaotycznie jak chwilę wcześniej ręcznik rzucony z pogardą z antresoli.
    Wnioski: Człowiek = Szmata
    Z czymś na kształt zaciekawienia, Jan Sebastian obserwował jak Bane najpierw asekuruje upadek ręką a następnie wali ryjem i żebrami o schody, aby wylądować u ich dołu.
    To był przepiękny, daleki lot i wspaniałe lądowanie mordomarkiem!
    Kibice szaleją ze szczęścia!
    „Bane, nasza Szmata z Antresoli” zdaje się skandować zebrany tłum!
    Dziesięć punktów!
    Bane awansuje do kolejnego etapu!
    Marionetka przez chwilę patrzyła na próbującego się podnieść Bane’a
    - … spierdolisz ze schodów. – dokończył podchodząc do leżącego.
    Coś mu mówiło, żeby kopnąć go kilka razy końcem buta i sprawdzić czy nie zdechł, ale nie było potrzeby. Tego, że nie zdechł, Bane dowiódł żywym rzężeniem.
    Jan Sebastian przez chwilę przyglądał się szlamowatej krwi płynącej z rany na głowie białowłosego. Wiedział, że jest trująca i można by było ją użyć na wiele sposobów, ale w tej chwili nie miał ochoty jej zbierać. Będą jeszcze inne okazje.
    - Ty chyba masz dziś jakiś gorszy dzień, co Bane? – popatrzył na niego i z wewnętrznej kieszeni garnituru wyjął czystą, sporą biała chustkę z wyhaftowanym monogramem E.D. - Proszę, wytrzyj sobie paszczę Gwałcicielu.
    Bez jakiegokolwiek objawu troski złapał go za gumkę od spodni i podciągnął w górę tak, że szew dresów wpił mu się w klejnoty rodowe zwane też przez niektórych nabiałem.
    Powiódł wzrokiem dookoła, ciągle trzymając środkową część ciała Bane’a w powietrzu i ponownie popatrzył na białowłosego rzucając mu ręcznik na stopy i delikatnie przesuwając go po nich butem.
    - Niby taki porządny, a wszystko pobrudziłeś krwią. – powiedział bez emocji w głosie odciągając go kawałek od schodów i sadzając go na sofie - Posiedź tu, przez chwilę i zatamuj sobie krwotok.
    Następnie wrócił i podniósł wcześniej rzucony ręcznik.
    Tkanina, którą nasączył płynem do mycia naczyń i przetarł nogi Bane’a, posłużyła mu do dalszych działań. Podszedł do schodów i kilkoma szybkimi ruchami starł z nich olej. Następnie, stopień po stopniu zmywał schody aż dotarł do podłogi gdzie zajął się krwią.
    - Musisz na siebie bardziej uważać Bane – powiedział czyszcząc zieloną, szlamowatą krew - Mamy przed sobą tyle wspaniałych lat …
    Zmywał krew pogwizdując sobie swoją ulubioną muzyczkę. Zastanawiało go jedno. Przestał gwizdać.
    - Bane, podobało ci się gwałcenie tej niewinnej dziewczyny? – zapytał kończąc sprzątać syf, który zostawił po sobie białowłosy - Pewnie jak niszczyłeś jej życie to byłeś w niebo wzięty, co? - dodał poprawiając okulary.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 15 Listopad 2017, 12:24   

    Leżał u stóp schodów i sapał. Bardziej z zaskoczenia i złości niż bólu. Ostatecznie rozcięty łuk brwiowy nie bolał aż tak bardzo, przecież Bane pamiętał jeszcze ból który zadała mu MORIA. Tamten był nieporównywalnie silniejszy, w końcu podana toksyna przeżerała mu krew i tkanki.
    Teraz pozostał na podłodze. Spojrzał jedynie na Jana Sebastiana bo ten coś tam gadał pod nosem. Gdy padło pytanie, podniósł oczy na jego twarz i po prostu sapnął w odpowiedzi.
    Oczywiście, że miał gorszy dzień. Przecież od rana wszystko psuł, całe życie mu się waliło.
    Pozornie miły gest pozostał jednak gorzki, gdy Urzędnik użył takiego a nie innego określenia. Słowo "Gwałciciel" w jego marionetkowych ustach brzmiało wyjątkowo pogardliwie.
    Mimo wszystko Bane powstrzymał się od komentarza i sięgnął po chusteczkę. Przezwisko było przykre ale ostatecznie podanie czegoś do otarcia krwi z twarzy było całkiem miłe.
    - Dziękuję. - powiedział - To mi... - nie dokończył bo Sebastian chwycił za gumkę jego spodni i pociągnął je brutalnie w górę. Materiał wbił się boleśnie w poparzone krocze białowłosego i z jego ust wyrwał się kwiko-jęk.
    Nie zwrócił uwagi na dziwny ruch mężczyzny. Normalnie pewnie zastanawiałby się, dlaczego Jasiek wytarł mu nogi ale chwilowo był zajęty próbami podniesienia zadu jak najwyżej, by szew nie rozdarł mu ciała.
    Prawie krzyknął gdy Marionetka szarpnęła go za ubranie i przesunęła nim, dosłownie jak szmatą, do sofy. Dopiero tam Jan go puścił a Bane zwinął się na chwilę i wcisnął niebolące rękę między nogi by rozmasować nabiał.
    Wczołgał się na sofę, przyciskając chusteczkę do twarzy. Nie było innej opcji, musiał się uleczyć. Przecież nie mógł zostawić otwartej rany na wierzchu. Nadal wierzył, że Anomander zawoła go do pracy, nawet jeśli miałby zamieść salę zabiegową.
    Patrzył na Urzędasa gdy ten zaczął myć podłogę. Nie musiał tego robić a jednak sprzątał.
    Skrzywił się słysząc o wspaniałych, razem spędzonych latach. Jeśli będą tak wyglądały... Bane nabawi się depresji. Jeden dzień a on już ma dosyć, już ma ochotę udusić Jaśka. Nawet jeśli Marionetka nie była niczemu winna.
    Białowłosy nie miał co prawda dowodów, ale czuł, że Goguś maczał palce w jego wypadku. Przecież Medyk nie był taką melepetą by po raz kolejny spaść ze schodów. Nie był też pijany.
    Bolała go ręka ale nie tak, by podejrzewał złamanie. Zwyczajnie się potłukł.
    Otworzył szerzej oczy gdy padło pytanie. Jan poruszył drażliwy temat i Bane nie odpowiedział od razu. Nagle zesztywniał cały i ...zamknął się w sobie.
    Wstał powoli i bez słowa podszedł do drugiego mężczyzny. Wyciągnął ku niemu dłoń.
    - Dzięki. Daj. - powiedział po prostu, wskazując na brudny ręcznik. Musiał go wyrzucić, do niczego innego już się nie nadawał. A że była na nim jego krew, należało wywalić go do kubła z odpadami do utylizacji. Nie mógł ryzykować by ktoś się poparzył.
    Gdy pozbył się ręcznika, nie patrząc na Jaśka, poczłapał do lodówki i wyjął z niej butelkę z bezbarwnym płynem. Wziął z szafki dwie szklanki i wrócił do sofy. Szedł głupkowato, stawiając kroki ostrożnie i krzywiąc się przy każdym ruchu. Chusteczkę nadal trzymał przy twarzy, szklanki niósł przyciśnięte co ciała łokciem a butelkę w dłoni.
    Spojrzał wymownie na Marionetkę, zatrzymując się na chwilę obok niej po czym usiadł na sofie. Bez słowa nalał wódki sobie i jemu, przesunął naczynie w jego stronę. Miał w dupie czy ten się napije czy nie, jego wybór.
    - Podobało mi się. - powiedział i zrobił pauzę - Pytasz ptaka świeżo wypuszczonego z klatki czy podoba mu się lot? - zapytał a jego spojrzenie stało się ostre - Przecież odpowiedź nasuwa się sama. - zaplótł ręce na piersi i zamknął na chwilę oczy - Gdy rujnowałem jej życie, byłem przekonany, że godzinę później będę już martwy. - zmarszczył brwi - Dyrektor na pewno przekazał ci wszystkie informacje o mnie. Nie zadawaj więc, proszę, głupich pytań.
    Odczekał chwilę po czym wypił jednym haustem zawartość swojej szklanki i po odstawieniu naczynia, użył mocy. Znaki a jego skórze rozbłysły białym blaskiem a podtrzymywana palcami jednej ręki brew zaczęła się zrastać. Nie dbał czy zostanie blizna. I tak w razie czego ją sobie później usunie, w końcu był w tym mistrzem.
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 19 Listopad 2017, 03:14   


    Jan Sebastian z zaciekawieniem przyglądał się Bane’owi, który zabrał od niego ręcznik. W sumie marionetka miała plan dotyczący jego ponownego użycia, ale skoro Bane chciał go zabrać, to nie mógł odmówić. W końcu to była jego szmata i jego krew. Nic to, przepadło. Ze śmieci też nie wyciągnie tej toksycznej ściery bo na takie zachowanie nie pozwalała mu nie tylko godność ale też pozycja w Klinice. On główny księgowy Kliniki, Zarządca i Administrator miałby grzebać w śmieciach jak jakiś … człowiek? Nie mam mowy.
    Obserwował białowłosego, jak ten wyrzuciwszy ręcznik zabrał z lodówki butelkę z gorzałką i dwie szklanki. Marionetki może nie jedzą, ale o alkoholu nikt nic nie mówił. W końcu jedzenie brudzi i ulega zepsuciu zaś alkohol konserwuje. A jak jest lepsza metoda konserwacji niż zabalsamowanie się od środka? Zatem alkoholu chętnie się napije. Wszak nie od dziś wiadomo, że czysta wódka honoru nie plami a i napić się można nawet ze śmiertelnym wrogiem.
    Jan Sebastian nie rozumiał o co chodzi białowłosemu z tym dziwnym spojrzeniem, ale uczynił coś, czego nie robił od dawna. Posłał mu swój firmowy uśmiech nr. 5 . Uśmiech ten był tak nierealny, że aż przerażający. Poza tym, Jan Sebastian miał bardzo dziwne zęby. O ile większość marionetek twórcy stworzyli z jamą gębową podobną do ludzkiej, o tyle wnętrze ust Jana Sebastiana pełne było trójkątnych zębów podobnych do tych jakie mają rekiny lub piły do drewna.
    Gdy tylko Bane nalał szklankę, marionetka sięgnęła po nią i od razu całość wlała w paszczę. Co jak co, ale widać było, że miała wprawę w piciu.
    Patrzył jak białowłosy używa mocy. Musiał przyznać że wyglądało to całkiem ciekawie. Interesującym było zobaczenie jak wygląda proces przyspieszonej autoregeneracji wspomagany dodatkowo efektami specjalnymi. Gdy jego podopieczny skończył się leczyć Jan Sebastian postanowił chwilę porozmawiać. W końcu teraz, gdy nie miał już ręcznika nie mógł zacząć dusić nim białowłosego, a butelka była jeszcze prawie pełna i żal było zmarnować trunek roztrzaskując ją od razu na głowie Bane’a.
    - I co, nie udało Ci się zabić? Nie trafiłeś w mózg, a może zabrakło ci odwagi? – powiedział poprawiając okulary - Moim zdaniem jak na gwałciciela jesteś strasznie niezdarny. Jesteś pewny, że to ty gwałciłeś a nie tylko ci się to przyśniło?
    Postawił szklankę na stole. Kto wie, może wypiją jeszcze jedną.
    - Cieszę się, że się uspokoiłeś na tyle by można było się z tobą porozumiewać w normalny sposób. Przez chwilę się bałem, że będę musiał się po nocach uczyć języka szympansów, ale udało ci się wyjść z tego obronną ręką. – powiedział poprawiając okulary - Powiedz mi, co ty takiego zrobiłeś, że zasłużyłeś na kuratelę? Musisz być bardzo niedobrym gwałcicielem, prawda?
    Ponownie się uśmiechnął. Znowu uśmiechem nr 5. Znowu pokazał zębiska.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 19 Listopad 2017, 12:50   

    Zdziwił się trochę, gdy Marionetka tak ochoczo sięgnęła po szklankę. Ale uniósł jedynie brew, nie odezwał się. Od razu gdy tylko Jan odstawił naczynie, Bane mu hojnie polał. Butelka była jeszcze prawie pełna. Wypił zawartość swojej równie szybko co Urzędas.
    Leczenie nie trwało długo bo Bane nie musiał specjalnie skupiać się na swoim ciele. Znał je aż za dobrze, każdy cal skóry. Sprawił, że przecięty łuk brwiowy zrósł się, siniaki też odrobię się zmniejszyły. A krocze nareszcie aż tak nie piekło, zniknęło też zaczerwienienie na twarzy.
    Pytanie było... chamskie. Chociaż wypowiedziane chłodno, było niemiłe.
    Bane nie od razu odpowiedział. Zmrużył oczy piorunując go wzrokiem. Facet uśmiechał się do niego coraz częściej ale był to uśmiech z kategorii tych, po których wątroba sztorcem staje a trzewia zaczynają podejrzanie bulgotać, zapowiadając nadchodzącą sraczkę. Jego jednak nie wystraszył, chociaż trzeba przyznać, że te zaostrzone zębiska były niepokojące.
    Ciekawe do czego mu one były.
    Westchnął i wypił kolejną szklankę wódki. Jeśli naczynie Sebusia było puste, nalał i jemu.
    - Nie trafiłem w mózg, za to przebiłem sobie kierownicą płuca. - stwierdził i uniósł szklankę, której zaczął przyglądać się ze znudzeniem - To nie kwestia niezdarności, bo pewnie bym zdechł gdyby nie skurwysyny z MORII. - dodał nie patrząc na niego - Wywlekli mnie zapewne z samochodu i zabrali do swoich tajnych, mega mrocznych laboratoriów. - upił łyk, odstawił naczynie i zaczął przyglądać się swoim paznokciom. Pytania Jaśka mu się nie podobały, ale uznał, że nie będzie już się rzucał. Skoro nic to nie daje, to po co odstawiać teatr?
    - Ja gwałciłem. Uwierz mi, Jasiu, to się czuje gdy rżniesz dziewczynę. - stwierdził i spojrzał na niego, nie odwracając jednak twarzy w jego stronę - Może kiedyś zobaczysz jak to jest. - dodał - Nawet ci tego życzę.
    Urzędas musiał dodać swoje trzy grosze. Chyba lubił obrażać ludzi... Bane jedynie zmarszczył brwi ale uśmiechnął się samymi kącikami, gdy tamten zapytał o powód kontroli.
    - A to nie oczywiste? - zapytał - Nazywasz mnie Gwałcicielem, chyba nie trudno się domyślić za co jestem karany. - wzruszył ramionami - Przekroczyłem swoje uprawnienia. Wykorzystałem Pacjentkę. - dodał - Ale przecież doskonale o tym wiesz. Nie wierzę, że Dyrektor nie poinformował cię dlaczego masz mnie męczyć.
    Skrzywił się z niesmakiem. Nie tyle na zachowanie Jaśka co na to, że butelka powili robiła się pusta. A on już nie miał drugiej. Ostatnio zaniedbał robienie zapasów.
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 19 Listopad 2017, 15:29   


    Patrzył na Bane'a z całkowitą obojętnością. Fakt, że płuca przebiła mu kierownica był nawet zabawny. Jan Sebastian próbował wyobrazić sobie, jak by to mogło wyglądać, ale nie potrafił. Było to zbyt irracjonalne, choć musiał przyznać, że perspektywa kierownicy wbijającej się w klatkę piersiową była niezwykle intrygującym zagadnieniem badawczym, a skoro białowłosy mógł sam się leczyć, z pewnością będzie w niebo wzięty, gdy weźmie udział w ponadplanowych eksperymentach.
    Wódka z wolna się kończyła, a butelka zaczynała kusić suchym szkłem. Jan Sebastian rozważał dwie opcje. Roztrzaskać lub wbić. Roztrzaskanie było mało spektakularne, choć interesujące z punktu widzenia przeprowadzającego eksperyment, za to wbicie było niezwykle ekscytujące dla obiektu, na którym ów eksperyment przeprowadzano. Mimo wszystko zdecydował się na roztrzaskanie. Skoro Bane był gwałcicielem to wciskanie w tyłek butelki mogło mu się przypadkiem spodobać, a że Jan Sebastian wiedział jak upierdliwi potrafią być ludzie wolał z tego zrezygnować. Jakże fatalnie by wyglądał biegający za nim człowiek, i błagający „Błagam, wsadź mi butelkę tak gdzie światło nie dociera” albo „Proszę, tylko jeden raz. Zobacz mam tu specjalną butelkę Herr'a , ale jeśli Ci się nie podoba może być jeszcze Adam Armenian Brandy ”. Nie, zdecydowanie wybierał roztrzaskanie.
    - Bane to się robi nudne, myślałem, że ustaliliśmy już, że nie mam penisa. Mogę rżnąc co najwyżej piłą, chcesz się przekonać? – zapytał poprawiając okulary i patrząc beznamiętnie na białowłosego. Pomysł z rżnięciem piłą nawet mu się podobał.
    - Ja cię nie męczę, ja jestem twoim kuratorem. – powiedział kręcąc głową - Poczekaj na mnie chwilę, zaraz wracam. Nie próbuj uciekać czy wychodzić z pokoju. Potraktuj to jako dobrą radę.
    Powiedziawszy to wyszedł na chwilę z pokoju zabierając swoją teczkę.
    Wrócił po dłuższej chwili niosąc ze sobą inną teczkę, dużo bardziej obszerną i wypchaną. Podszedł i postawił ja na stole. Butelki zabrzęczały radośnie.
    - Przyniosłem jeszcze trochę. Jedna butelka może nie wystarczyć do zaspokojenia mojej ciekawości. – powiedziawszy to zaczął wyjmować z torby butelki.
    Jedną. Drugą. Trzecią. Czwartą … w sumie wyciągnął z teczki osiem butelek.
    - Mam wrażenie, że bardzo zdenerwowałeś Dyrektora, czemu to zrobiłeś? Lubisz ranić ludzi Gwałcicielu? – zapytał poprawiając okulary
    Otworzył pierwszą butelkę i napełnił szklanki do pełna.
    Wódka „Stolicznaja” o pojemności jednego litra cechowała się tym, że miała butelkę z bardzo grubego szkła.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 19 Listopad 2017, 23:44   

    Marudzenie Jaśka było męczące. Bane chciał tylko powiedzieć, że życzy mu by ten kiedyś poruchał a Sebek od razu wyskakuje z tym swoim zniecierpliwieniem.
    Spojrzał na czarnowłosego gdy ten akurat komentował wcześniejsze słowa Medyka. Zrobił to w taki sposób, jakby chciał przekazać mu samą mimiką twarzy coś w stylu: "Dobra, skończ już." I kto tu cały czas o jednym.
    Nie spodziewał się, że Jaśko tak się przyssie do butelki wódki. Nieźle mu szło, Bane polewał za każdym razem gdy szklanka była pusta. Przy którymś już razie z rzędu, gdy opróżniał już butelkę, uśmiechnął się do niego. Nawet nie złośliwie, tak... zwyczajnie.
    - Nie sądziłem, że przynajmniej w jednej kwestii będziemy się zgadzać. - powiedział i podniósł szklankę jakby chciał wznieść jego zdrowie. Wyszczerzył się jednak na znak, że Urzędas mu zaimponował i złapał plusa po czym wypił duszkiem całą wódkę.
    Odprowadził go wzrokiem gdy tamten wychodził. Jak tylko zniknął za drzwiami, Bane... Nie. Nie poderwał się do ucieczki, bo gdzie niby miał uciekać? Przecież tu mieszka, w końcu by tu wrócił. I napotkałby tylko gniew Dyrektora i Gogusia. Gdy tylko tamten zniknął za drzwiami białowłosy spojrzał przez okno kręcąc w dłoni szklanką. Szkoda, że nie pamiętał o uzupełnieniu zapasów. Teraz gdy odkrył, że Picwąs lubił wypić... kto wie. Może się nawet dogadają.
    O ile Jasiek nie wykończy go w przeciągu tygodnia tym swoim wkurwiającym poprawianiem okularów, nazywaniem go "Gwałcicielem" i ogólnie komentarzami. Bane dałby sobie rękę uciąć przy samej dupie, że macał palce przy jego upadku ze schodów. Ale nie miał dowodów, więc nie mógł udowodnić jego winy.
    Czekał więc grzecznie, patrząc sobie na krajobraz za oknem. Zbliżała się pora obiadu... Czuł w ustach przyjemny smak wódki. Ktoś mógłby pomyśleć, że trzeba być wariatem by lubić coś co paliło w mordę żywym ogniem. A co jeśli osoba pijąca, na przykład taki Bane, odczuwała smak intensywniej niż przeciętny Człowiek? Przecież przez mutacje MORII mężczyzna ma ulepszoną percepcję, lepiej działają mu zmysły.
    Nie musiał czekać na Jasia długo. Pojawił się już po kilku minutach, Bane przywitał go machając niemrawo dłonią. Już było mu obojętne, czy Marionetka tu jest czy nie. Był zwyczajnie zmęczony i docierało do niego, że niezależnie co zrobi, nie pozbędzie się Natręta.
    Gdy usłyszał brzęk butelek, wytrzeszczył gały i odstawił szklankę. Spojrzał na Sebastiana podejrzliwie, marszcząc brwi. Pajacyk stwierdził, że jedna butelka mu nie wystarczy. Chyba znajdą wspólny język. Ach, Bane zapragnął w tej chwili porządnie się najebać... No trudno, pozostanie mu rozkoszowanie się wódką którą przyniósł Jasio.
    To miłe z jego strony. To, że przyniósł butelki... to był chyba gest chęci pojednania, prawda?
    - Ale... wiesz o tym, że mnie nie upijesz, prawda? - dopytał dla pewności - Mogę wlać w siebie nawet i cysternę wódy, ale oprócz biegania do kibla, nic się ze mną nie stanie.
    No i Jasiek musiał dowalić. A już zapowiadało się na miłą pogawędkę.
    Bane westchnął zrezygnowany i wykonał "face palm". Wzniósł oczy ku niebu i jęknął: "Widzisz i nie grzmisz!". Celowo nie użył imienia Boga bo był ateistą.
    - Nie. Nie lubię. - powiedział cedząc słowa - A już jego zwłaszcza nie lubię ranić. Powiedziałem mu, że brakuje mi jego uwagi. - dodał naburmuszony, jak dzieciak - Może trochę za ostro.
    Chwycił szklankę i wlał sobie do gardła jej zawartość. Nieco bardziej paliła, ale to tylko mu się spodobało więc przesunął do Marionetki swoje naczynie.
    - Wiesz, łatwiej będzie jak zadasz konkretne pytanie. - powiedział w końcu - Nie wiem ile wiesz od samego Dyrektora. A nie chcę mi się opowiadać ci całej historii. Wolę pogadać o czymś... no nie wiem... przyjemniejszym? - zamyślił się - Na przykład... Właściwie czym zajmowałeś się wcześniej, przed tym jak zostałeś moją Niańką?
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 23 Listopad 2017, 03:28   



    - Wiem. – powiedział zdawkowo nie wyjaśniając skąd wie, jak się dowiedział i dlaczego - Choć myślę, że efekt będzie zadowalający.
    Ostatnie zdanie zabrzmiało tak, jakby miało być nadzieją na pojednanie między tą dwójką. Marionetka bez emocji wpatrywała się w białowłosego. Upiję czy nie pod koniec imprezy i tak zwalisz się pod stół. – myślał Jan Sebastian.
    Siedzieli i raczyli się gorzałą w najlepsze. Można powiedzieć, że konserwacja elementów wewnętrznych weszła w zupełnie nowy etap, który można było określić jednym terminem: chlanie na umór.
    Marionetka co chwile poprawiała okulary i patrzyła to na puste butelki to na Bane’a. Tyle szkła do eksperymentowania.
    Pytanie wybiło Jana Sebastiana z zamyślenia. Wydawało mu się, że już poruszał temat pełnionej funkcji, ale może Bane miał dziury w mózgu i pamięć złotej rybki?
    - Jeśli cię to interesuje, to ci powiem. – powiedział swoim pozbawionym emocji głosem pociągając ze szklanki łyki gorzały jakby to była woda mineralna i poprawiając okulary - Zanim zostałem twoim kuratorem, pełniłem jedynie funkcję głównego księgowego i administratora Kliniki. Dbałem o to co, kto i ile dostaje oraz kontrolowałem wyposażenie. Przeprowadzałem i dalej przeprowadzam wyrywkowe kontrole różnorakich materiałów by upewnić się co do tego, że nikt z nich nie korzysta „ponadplanowo”. Jak już zapewne wiesz, to ja dbałem, i dalej dbam, o to byś dostawał wynagrodzenie o czasie. - Jego głos był znudzony i dość monotonny- Jeśli chodzi o wcześniejsze obowiązki to nie mają one aktualnie znaczenia zatem nie widzę sensu by o nich mówić.
    Popatrzył na Bane’a
    - Teraz ty odpowiedz mi na pytanie. Czy zawsze byłeś takim histerykiem? Zawsze zachowywałeś się jak dzieciak i odstawiłeś takie cyrki jak dziś rano? – czerwone ślepia wpatrywały się w twarz białowłosego - Powiedz mi, co się z tobą stało, że aktualnie zachowujesz się na tyle nieodpowiedzialnie, że Pan Dyrektor postanowił przydzielić Ci kuratora?
    Ciekawiło go co odpowie Bane.
    - Jak skończysz używać mojej chustki to proszę, wypierz ją dokładnie i mi oddaj. – powiedział poprawiając okulary.
    Pewnie gdyby był człowiekiem już nie mógłby doczekać się wieczora. Miał tyle pomysłów na nowe doświadczenia. Ponadto, jako kurator, musiał zadbać o to by Bane chodził w odpowiednich strojach. Dziś był ich pierwszy dzień zatem Jan Sebastian pozwalał sobie na stosowanie taryfy ulgowej, ale od jutra to się skończy.
    Miał już zaplanowany cały jutrzejszy dzień. Prawdę mówiąc to miał zaplanowane kolejnych 365 dni, ale jako, że zadanie było szczególnej miary, przeto i on musi dokonywać korekt na bieżąco.
    Bane się ucieszy, bowiem w palnie jutrzejszego dnia Jan Sebastian przewidział dla niego 30 minut czasu bezproduktywnego przeznaczonego na przyziemne potrzeby. Ludzie ten czas zwykli nazywać „relaksem” lub wypoczynkiem.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 26 Listopad 2017, 01:19   

    Wódka którą przyniósł Jan Sebastian była mocna. Co prawda Bane nie czuł nawet najmniejszego odurzenia alkoholem, mimo iż wypił go już sporo, ale na podstawie smaku mógł ocenić z gatunku jakich ona się wywodziła. A wywodziła się "z tych które mają szybko sponiewierać".
    Gdy Urzędnik mówił, swoim znudzonym głosem, Bane podniósł jedną z butelek i spojrzał na etykietę. Była zapisana w obcym języku, więc odstawił na miejsce. Spojrzał na rozmówcę, oparł się wygodniej. Założył nogę na nogę a policzek podparł na dłoni.
    Ich rozmowa zeszła na spokojniejsze tory. Białowłosy cieszył się, że udało mu się zmienić temat. Nie miał ochoty odpowiadać na natarczywe, zbyt bezpośrednie pytania Marionetki. Może gdyby zadawała je... grzeczniej, byłby bardziej rozmowny w tej kwestii? Nie, jednak nie. Bane nie lubił rozprawiać o przeszłości. Co było, to było. Nie ma już na to wpływu.
    Wbrew wszystkiemu, co mówił... wbrew zapewnieniom, że gdyby mógł, cofnąłby czas i postąpił inaczej... Mężczyzna niczego nie żałował. Ani samego gwałtu na tej nieszczęsnej dziewczynie z Przystanku, ani jazdy po pijaku. Już nawet nie miał za złe MORII co z nim zrobiła. Jego toksyczne ciało, chociaż na co dzień było problematyczne, było w istocie całkiem przydatną bronią. Co prawda Blackburn jeszcze nigdy nie używał go w ten sposób, ale może kiedyś musi nastąpić pierwszy raz?
    Kilka lat temu, gdy Anomander przyjął go pod swoje skrzydła, gdy podarował mu dom i możliwość pracy w zawodzie... gdy stał się jego Mentorem, Bane poprzysiągł, że choćby nie wiadomo co, on będzie mu wierny do końca. I będzie mu narzędziem.
    Miał jednak wrażenie, że van Vyvern nie do końca zadbał o to narzędzie. Już mu nawet to wypomniał. Cyrkowiec nie chciał wiele, chciał uwagi. Jak kiedyś, gdy pracowali tu sami. Gdy Anomander patrzył mu na ręce, chwalił gdy białowłosy zrobił coś dobrze i cierpliwie poprawiał, gdy robił coś gorzej.
    Bane patrzył na Jana znudzonym wzrokiem. Tak naprawdę nie interesowało go, co ten facet robił wcześniej, ale chciał jedynie zmienić temat. Miał dosyć skupiania się na jego osobie. Lubił oglądać ludzkie dramaty, niekoniecznie w nich uczestniczyć.
    - Dbałeś o to co, kto i ile dostaje? - zapytał, nie zdejmując jednak policzka z dłoni - Chcesz mi powiedzieć, że to nie Dyrektor miał wpływ na wysokość mojego wynagrodzenia? - zmrużył oczy. Tak strasznie drażniło go to jego idiotyczne poprawianie okularów. Co on, myśli, że mu spadną? Przecież nie zjeżdżały z jego nosa nawet na milimetr.
    Już chciał zapytać o coś więcej, by poznać go lepiej gdy Jasiek dowalił kolejnym pytaniem. Pierwszą reakcją na słowa Marionetki było skrzywienie ust i podniesienie oczu ku niebu. Bane powstrzymał się jednak od komentarza w stylu: "Za jakie grzechy!?" bo nie wierzył w Boga. Był ateistą z krwi i kości. Nie wierzył w grzechy, życie jest po to by z niego korzystać, często przekraczając granice. I może ktoś nazwie białowłosego bezrefleksyjnym idiotą... ale on prawie nigdy nie czuł się winny. Nawet jeśli okazywał skruchę, robił to na pokaz. Tylko kilka sytuacji wymusiło na nim faktyczne poczucie winy. Było ich niewiele... ale jednak były. I prawie wszystkie te sytuacje miały miejsce w ciągu ostatniego tygodnia.
    Zacisnął mocno szczękę i zgrzytnął zębami, patrząc hardo na Jana Sebastiana. Nie odpowiedział od razu. Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
    - Nie zawsze. - powiedział z powagą i zawiesił spojrzenie na czerwonych ślepiach Kuratora. Mierzył go wzrokiem, ale o dziwo nie z nienawiścią jaką już zdążył do niego poczuć, ale poważnie. Wydawałoby się, że mówił szczerze. A to ci heca.
    - Zapytaj Dyrektora. - dodał po chwili, zadzierając nos nieco wyżej i patrząc na niego z wyższością - To jego decyzja, więc musiał mieć ku temu powód. - zamknął powoli oczy i skrzyżował ręce na piersi - Nie odpowiem na twoje pytanie nie dlatego, że mnie drażnisz, czy dlatego, że chcę cię wkurzyć. Nie odpowiem na nie, bo nie znam dokładnej odpowiedzi. - otworzył jedno oko. Patrzcie państwo co alkohol może zrobić z tym jednym, konkretnym Cyrkowcem! Wystarczy flaszka wódki, albo osiem, i nagle staje się potulny jak Baranek!
    - Brakuje mi uwagi Dyrektora. Możesz sobie myśleć co chcesz, ale nie chodzi mi o to by chwalił mnie czy przebywał przy mnie non stop. - zrobił pauzę, nie spuszczał z niego wzroku swoich dziwnych oczu - Dyrektor stał się ślepy. Nie zauważa, że upuścił Narzędzie. Pozwolił mu korodować. - ponownie zamknął oczy bo wkurzały go te czerwone gały, które jarzyły się jak dwa węgielki - Wyprzedzę twój ewentualny tok myślenia: Nie, wyszczerbionego, cholernie dobrego narzędzia które jest niczym przedłużenie ręki się nie wyrzuca. Nie zastępuje się go innym, nowym bo nowe nigdy nie będzie leżało w dłoni tak dobrze, jak poprzednie. - otworzył dwoje oczu i zmarszczył lekko brwi - Może to głupie, ale nie oczekuję od ciebie zrozumienia. Jedynie staram się rozjaśnić ci mój tok myślenia. Mam wrażenie, że zwyczajnie zostałem wyrzucony w kąt, bo chociaż spełniałem wszystkie wymagania, Dyrektor nabył nowe Narzędzie.
    Na chwilę zapadła cisza. Bane wpatrywał się intensywnie w oblicze Jana Sebastiana. W końcu westchnął i rozsupłał ręce, układając je bo bokach ciała, wyprostował też nogi. Szybko jednak zmienił pozycję, pochylił się do przodu garbiąc i opierając łokcie na kolanach. Spojrzał na stojące na stoliku butelki.
    - Ma to związek z pojawieniem się Julii. - stwierdził w końcu, chociaż ciężko mu to przeszło przez gardło - Łączy mnie z nią dość nietypowa relacja ale mimo wszystko, jestem zazdrosny. Odkąd się pojawiła, Dyrektor poświęca jej swoją uwagę. Jest nowym, śliczniusim Narzędziem. - przeniósł wzrok na Sebastiana - Mnie nigdy nie zaproponował wspólnego lotu, mimo iż mam Animicusa. Mnie nigdy nie uraczył tak prostym i durnym gestem, jakim jest poczochranie czupryny. I mam w dupie to, że jestem dorosły i nie powinienem wymagać od drugiego faceta takich 'pieszczot'. Nie chodzi konkretnie o ten gest, chodzi o uwagę. Na nią nawet patrzy inaczej. - przejechał dłonią po twarzy - A na mnie... jak na coś stałego, mebel. Stary i niepotrzebny a jednak stojący w pokoju bo dobrze się prezentuje. - parsknął - A wystarczyłoby by raz na jakiś czas, jak kiedyś... zabrał mnie do Biblioteki lub do jego Gabinetu i porozmawiał. Jak kiedyś... - dodał cicho i po chwili wyprostował się. Brwi miał ściągnięte ale nie gniewał się na Janka.
    Gdy tamten poprosił o oddanie chusteczki, Bane uniósł brwi ale zaraz później skinął głową z powagą. Jak to pedant, zadba by ten kawałek materiału był nieskazitelnie czysty.
    - Oczywiście. - powiedział z powagą - Zrobię to niezwłocznie.
    Podniósł szklankę i przystawił do ust. Wypił jej zawartość jednym haustem. Alkohol rozwiązał mu język, ciekawe czemu.
    - Dyrektor wie o moim uzależnieniu. - powiedział nagle, odchylając głowę w tył i patrząc w sufit, prezentując przy tym piękną bliznę po nieudanym zamachu na swoje życie - Wie o mnie wszystko. Ja o nim nic... - westchnął - A jednak jedyne czego bym od niego chciał, to zainteresowanie. Jak kiedyś...
    Zamknął oczy i zamyślił się. Ile już butelek opróżnili? Wszystkie? A może jeszcze trochę zostało? Cóż... i tak pewnie śmierdział jak gorzelnia. Albo i gorzej. Jeśli Anomander będzie się chciał z nim jeszcze widzieć, to na pewno skomentuje jego stan.
    Bane uśmiechnął się pod nosem. Ha, Gad jeszcze się nie przyzwyczaił, że trzyma w Domciu niestabilne, ale jakże wierne mu stworzenie?
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 26 Listopad 2017, 06:02   



    Zawartość butelek znikała w zastraszającym tempie. Pusta butelka goniła pustą butelkę a trunek znikał w gardzielach. Wszystko na niebie i ziemi wskazywało na solidną popijawę. Od przaśnej, iście sowieckiej imprezy, spotkanie przy kieliszku różniło się dwoma zasadniczymi o trzema pobocznymi elementami. Pierwszym elementem zasadniczym był fakt, że alkohol nie był jakąś berbeluchą a markową gorzałeczką. Drugim elementem zasadniczym był fakt, że pijący nie byli zalani w trzy dupy. Elementami pobocznymi były: brak słoniny na zagrychę, brak pijackich przyśpiewek i nieodpowiednie pomieszczenie. Każdy przecież wie, że melina powinna wyglądać inaczej. Winna śmierdzieć fuzlem, jak robotnik potem, być brudna jak chlew i zarzygana. Od biedy można by było podciągnąć kategorię „miejsce” pod kategorię elementów zasadniczych, ale estetyka nie pozwalała. W końcu różnic kardynalnych zawsze musi być mniej niż tych mało ważnych.
    Szkło goniło szkło a wódka znikała w przełykach. Jan Sebastian czasem zerkał na baterię pustych butelek. Taka ilość pustego szkła zapowiadała powodzenie eksperymentu.
    Gdy tylko marionetka powiedziała o wynagrodzeniach Bane zadał pytanie, na które wypadało odpowiedzieć.
    - Nie, nie chcę i tego nie mówię. Pan Dyrektor postanowił, że tyle będziesz zarabiał, a moim zadaniem było zadbanie, byś dostał swój woreczek złota w terminie. Wiele razy zastanawiałem się, czy twoja pensja nie jest przypadkiem zdecydowanie na wyrost, ale widocznie jesteś tyle warty. – powiedziawszy to poprawił okulary i uniósł szklankę z trunkiem na znak toastu.
    Cieszyło go, że Bane zaczął w końcu normalnie odpowiadać na postawione pytania. W końcu zaczął mówić jak istota rozumna, a nie łysy szympans, którym zdawał się z początku być.
    Jan Sebastian słuchał go w spokoju popijając swoją wódkę. Gdy tylko butelka ze „Stoliczną” się opróżniła, jak to mają w zwyczaju butelki gorzałki całkowicie sama bez niczyjej pomocy, Jan Sebastian nie odzywając się sięgnął po okrągłą butelkę zamkniętą korkiem. Butelka przypominała jako żywo te, w których ongiś trzymało się w aptekach substancje płynne. Etykieta była nadrukowana na butelce, a pysznił się na niej napis „Caiman” w towarzystwie czaski tegoż zwierzęcia. Nalał hojnie do szklanek i ponownie usiadł tak jak poprzednio pociągając z lubością spory łyk.
    - Wiesz co Bane, ty to jednak jesteś kapcan – powiedział spokojnie, pociągając łyka ze szklanki i poprawiając okulary - Jesteś chirurgiem zatem terminologia nie będzie ci obca. Z pewnością używałeś kiedyś „listona” do amputacji. Z pewnością miałeś też swój ulubiony nóż, który znakomicie leżał w dłoni. Powiedz mi, nigdy go nie odłożyłeś? Cały czas trzymałeś go w dłoni nawet podczas szycia czy podwiązywania naczyń? – jego bezbarwny głos płynął potokiem z ust pełnych ostrych zębów - Z pewnością nie. Ty nie wyrzucałeś noża gdy nie był potrzebny, po prostu odkładałeś go na bok. Później czyszczono go za ciebie w autoklawie i odkładano na półkę, gdzie czekał na kolejną okazję by znaleźć się w twojej dłoni. Ile razy sam ostrzyłeś tak nóż? Jak często dbałeś o rękojeść? Teraz mówisz o sobie jako o narzędziu i twierdzisz, że cię wymieniono, ale się mylisz. Jesteś zapatrzonym w siebie głupcem, który nie chce dostrzec tego co jest oczywiste.
    Po ostatnim słowie w głosie Jana Sebastiana zaszła subtelna zmiana, pojawiło się w nim coś. Odległe „coś”, co można byłoby uznać za nutę pogardy.
    - Posłuchaj mnie zatem uważnie kapcanie jeden, bo nie będę tego powtarzał. Gdyby cię odłożono, byś korodował, dawno by cię tu nie było. Ta Klinika istniała przed tobą i zostanie po tobie. Z mojego punktu widzenia jesteś tylko epizodem, chwilą, powiewem wiatru w upalny dzień, poobrazem utrwalonym na powiece po zamknięciu oka, ale dla Pana Dyrektora jesteś jak syn. On cię nie skreślił, ty egocentryczny durniu – głos marionetki nieco się ożywił - Tyle razy opowiadał mi o tobie gdy byliśmy w jego gabinecie. Teraz to ty i Klinika trzymacie go przy życiu. Ma nową misję i siłę do walki. Opowiadał o waszych operacjach, chwalił twój talent i umiejętności, dzielił się ze mną każdym twoim sukcesem. To on podpisał jeden z dokumentów, których podpisanie mu odradzałem. Mówił nawet o tym jak trzymałeś fason gdy przybyła do placówki siostra Julii. Teraz gdy upadłeś przydzielił cię mi. On robi to czego ty nigdy nie robiłeś ze swoim nożem. Ostrzy cię. Chce mieć swoje narzędzie z powrotem. Swojego syna. Znam Pana Dyrektora nie od dziś. Gdyby miał nowe narzędzie dawno by cię tu nie było. Czy przez ten twój egocentryczny móżdżek przemknęła kiedykolwiek myśl o tych, którzy piastowali stanowisko chirurga przed tobą? Pewnie nie, bo jedyne co ostatnio potrafisz, to siedzieć i użalać się nad sobą wołając „Patrzcie jaki jestem biedny” -powiedziała marionetka a jej usta wykrzywiły się jakby chciała splunąć, ale pociągnęła jedynie solidnego łyka ze szklanki i poprawiła okulary - Nawet teraz siedzisz i jęczysz. Narzekasz, że nie ma pochwał, że nie zaproponowano ci wspólnego lotu ani nie pogłaskano po główce. To ostatnio bardzo w twoim stylu, bo zachowujesz się jak pieprzona ciota. Nie masz nawet odwagi by spojrzeć sam na siebie i na własne błędy. Powiedz ile dałeś mu powodów do tego by cię chwalił? Miał cię pochwalić za to, że zabawiałeś się pacjentką? A może za to, że wróciłeś do Kliniki naćpany jakimś cholerstwem i nie możesz dziś pracować? Może powinien pochwalić cię za dzisiejsze zachowanie i za słowa, czekaj, jak to było? „Wiem, że masz to w dupie, jak z resztą wszystko co nie jest bezpośrednio z tobą związane, panie Dyrektorze.”? - marionetka pokręciła głową jakby bez słów mówiła „ty idioto” i upiła łyk ze szklanki.
    W szklance zaświeciło dno zatem Jan Sebastian pochylił się i ponownie nalał trunku do szklanki, lub szklanek, jeśli Bane w ogóle wypił ten zajzajer. Jeśli nie wypił, marionetka sprawnym ruchem przelała zawartość jego szklanki do swojej a do pustej nalała zwykłej wódki i podała białowłosemu.
    - Jesteś pewny tego co powiedziałeś? Nie mów mi tylko, że przemawiały przez ciebie nerwy, rozgoryczenie i strach bo to będzie już zbyt żałosne, nawet jak na ciebie w ostatnim czasie. Powiedziałeś to bo chciałeś go zranić, ale czy jesteś pewny, że ma w dupie wszystko co nie jest z nim związane? Jeśli tak, to żal mi ciebie ty durniu. – marionetka poprawiła
    Przez chwilę gapiła się w trunek. Jego piękna bursztynowo- trzcinowa barwa nie oddawała pełni jego mocy - Robiłeś dziś wszystko by tylko go zranić, by tylko poczuł ból, jaki według swoich wyobrażeń ty czujesz. Ponadto w trakcie tej rozmowy odnosiłeś się do niego pogardliwie. Uwierz mi, gdybym był na jego miejscu zabiłbym cię bez chwili wahania, nie ważne jak dobry byś nie był. Nie za takie rzeczy likwidowałem swoich podwładnych. Jednak Pan Dyrektor tego nie zrobił. Nie wiem czemu, ale przypuszczam że ma to związek z tym, że jak to on mówi „kocha cię jak syna”. A ty go lekceważysz i ranisz, a to bardzo źle. Powiem ci coś w sekrecie, Ja też byłem takim nadmijdupą i hardopyskiem jak ty. Też nie chciałem go zaakceptować, gdy przybył tu po raz pierwszy. Chciał mieć nade mną władzę. Chciał być nowym Panem. Lekceważyłem zatem jego i jego polecenia. Do czasu. Dam ci pierwszą i ostatnią radę, nie lekceważ go i nigdy nie próbuj rozgniewać czy doprowadzić do ostateczności. Nie wiem czy posłuchasz, czy też olejesz to co mówię. Nie interesuje mnie to, ale z tego co ongiś czytałem dzieci lekceważą swoich rodziców do chwili aż będzie zbyt późno. Dla dzieci lub dla rodziców.
    Widać było, że niejasne wspomnienie uwierało marionetkę jak cierń w opuszku palca albo kamień w bucie, pociągnęła bowiem solidny łyk, a mówiąc dokładniej wlała w siebie całą szklankę. Pochyliła się do stołu i nalała sobie kolejną porcję.
    - Powiem ci coś, o czym z racji tego, że jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem raczej nie pamiętasz. Nie będę dawał rad, ani nic z tych rzeczy. Sam podejmiesz decyzję czy jest nad czym się rozwodzić czy nie. – czerwone ogniki gałek ocznych wbiły się w Bane’a bez litości, niczym szpony drapieżnego ptaka i zdawało się że płonie w nich ogień nienawiści - Pamiętasz noc, w którą przybyłeś z Julią do Kliniki i już tu zostałeś? No pewnie, że pamiętasz. Tego nie da się zapomnieć. Zjawiłeś się tu z listem od Arcyksięcia a przy recepcji przywitał was skrzydlaty jegomość zwący się Anomanderem van Vyvernem. Dostałeś stanowisko chirurga, a ja poszedłem w odstawkę. Ojej, nie wiedziałeś? No tak, w końcu to nie twoja sprawa. Tak, zanim przybyłeś do Kliniki to ja operowałem razem z Panem Dyrektorem. Teraz przesunięto mnie na inne stanowisko, co z resztą bardzo mi odpowiada, ale nie o tym rzecz. Z pewnością widziałeś, że Pan Dyrektor ledwo się dziś trzymał na nogach. A może nie widziałeś?
    Wiesz czemu, Pan Dyrektor był dziś taki zmęczony? Myślisz, że całą noc latał jako gadzina i pożerał jelenie? Mam nadzieję, że nie, bo wtedy poważnie zacznę wątpić w Twoją inteligencję.
    – odczekał chwilę na odpowiedź po czym kontynuował - Powiem ci, jeśli nic nie przychodzi ci do łba. On się szykował do wielkiego święta. Do czwartych urodzin. Tak, ty zapatrzona w siebie i użalająca się nad sobą ofiaro, jutro przypada kolejna rocznica waszego przybycia. Jutrzejszej nocy minie kolejny rok. Dla niego to święto porównywalne z narodzinami syna. Gadał o tym od kilku miesięcy. Wybierał prezent godny „Jego Syna”. Szkoda tylko, że ten syn okazał się takim dupkiem.
    Marionetka odstawiła szklankę na stół, wzięła butelkę i resztkę zawartości wlała sobie w usta bezpośrednio „z gwinta”. Przełknęła i odstawiła butelkę na stół, po czym wzięła do ręki korek od butelki. Przez chwilę oglądało go po czym popatrzyła na białowłosego
    - Powiedz mi teraz, kto myśli sam o sobie? Kto ma w dupie wszystko co nie jest z nim bezpośrednio związane?
    Powiedziawszy to upuścił korek na ziemię. Ten odbił się od podłogi i potoczył pod stopy Bane’a kończąc swoją trasę około 20 centymetrów palców białowłosego.
    - Podniesiesz? – zapytała marionetka
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 26 Listopad 2017, 20:54   

    - Widocznie jestem tyle warty. - powtórzył cicho, patrząc w podłogę.
    Wiele razy zastanawiał się jak Anomander ocenił jego umiejętności już na początku, kiedy jeszcze tak mało o nich wiedział. Był Opętańcem więc może słyszał o wyjątkowo utalentowanym Chirurgu w Świecie Ludzi. A może po prostu dał mu kredyt zaufania...
    Kolejna wódka którą polał Jan Sebastian była tak paskudna, że Bane z trudem powstrzymał skrzywienie gdy tylko jej spróbował. Spojrzał zaskoczony na swoją szklankę, potem na butelkę i ponownie na naczynie. Łyknął ponownie. Drugie podejście było już lepsze.
    Zmarszczył brwi patrząc na niego, gdy Urzędas ponownie postanowił go zwyzywać. To już się robiło nudne. Z każdą jego wypowiedzią, Medyk utwierdzał się w tym, że facet ewidentnie nie należy do zbyt tolerancyjnych. I jest szczery aż do bólu. Wylewał ze swoich ust tyle jadu, że ciężko było usiedzieć w jego obecności bez planowania jak się go pozbyć.
    Ale chwilowo Bane nie obmyślał planu unicestwienia Jasia Sebusia, chociaż miał na to ogromną ochotę. Chwilowo jego myśli zostały zajęte czym innym.
    Pokiwał głową, zgadzając się z Marionetką. Oczywiście, że miał swój ulubiony nóż. I może nie ostrzył go osobiście, ale zawsze patrzył swoim pracownikom na ręce gdy to robili. I darł mordę, jak naostrzyli go byle jak.
    Och, to były czasy. Kiedy był szychą, wszyscy słuchali się go jak Diabeł grzmotu. Co się zmieniło? Nie tylko miejsce zamieszkania ale i samo zachowanie białowłosego. Mając kogoś tak niestabilnego i rozhisteryzowanego za Szefa, mało kto by go słuchał. A jeszcze mniejsza ilość by go szanowała.
    Już chciał skomentować słowa mężczyzny... ale ugryzł się w język. Zgrzytnął zębami i spuścił wzrok.
    Facet niestety miał rację. Przecież Bane zawsze to powtarzał - że jest ignorantem, narcyzem i tak naprawdę obchodzi go tylko jego własny czubek nosa. Dbał o własne dupsko, by jemu było zawsze ciepło, by miał co do gara włożyć. Wspinał się po szczebelkach kariery tylko po to, by się bogacić, by żyć na wysokim poziomie. Zawsze twierdził, że zasługuje na wszelkie bogactwa bo ciężko pracował by się dorobić. Bo zaczynał od zera, nawet nie znał swoich rodziców.
    A gdy zaczął dbać o kogoś więcej, o jego chorą siostrę, ta przyzwyczaiła się do tej opieki. I zaczęła z niego doić, byle tylko zapewniono jej kolejny dzień życia. Nie zauważała tego, że była cholernym ciężarem. Nie kochała swojego brata za to, że go ma, tylko za to kim on jest. Za jego status społeczny i pieniądze, które przedłużały jej życie. Przecież to takie wygodne.
    Dlatego był takim ignorantem. Bo gdy otwierał się na innych, dostawał po dupie. Nawet po trafieniu do Krainy Luster, gdy zainteresował się stanem małej, skrzywdzonej dziewczynki, zwyzywano go od pedofili. A gdy zaczął martwić się o swojego Mentora, ten szybko ucinał dyskusję, strasząc, że go zje. Chciał być taki twardy czy zwyczajnie miał gdzieś troskę białowłosego?
    Odłożył szklankę na znak tego, że będzie go słuchał. Skoro Jan tego chciał, Bane grzecznie posłucha. Czuł, że dowie się czegoś więcej. Przeszkadzał mu pogardliwy ton Marionetki ale postanowił, że skupi się na treści wypowiedzi a nie intonacji. Tak było łatwiej.
    Wystarczyło kilka minut, by w gardle Chirurga stanęła wielka, ciężka do przełknięcia gula. Wszystko to o czym mówił Okularnik było... boleśnie prawdziwe. Dlaczego Bane wcześniej tego nie zauważał? Czyżby on również przyzwyczaił się do dobrobytu i przestał go zauważać? Jak jego siostra, kiedyś?
    Otworzył usta by coś powiedzieć ale zadrżały mu jedynie, więc je zamknął. W myślach puścił wiązankę pod swoim adresem.
    Pochylił się do przodu by oprzeć łokcie na kolanach. Dłonie splótł i oparł na nich czoło. Wbił wzrok w podłogę i słuchał, jak Wierny swojej Pokuty, w Konfesjonale. Było mu tak głupio, że zabrakło mu słów.
    Sebastian miał cholerną rację. Bane nie miał nawet odwagi, by spojrzeć na siebie obiektywnie i ocenić swoje żałosne zachowanie. Nie potrafił nawet wyjaśnić co się z nim stało. Przecież kiedy przybył do Krainy Luster był opanowany, chłodny a jednak zainteresowany życiem zarówno Kliniki jak i jej Dyrektora. Starał się mu pomagać, bez słowa wypełniać każde polecenie. Cieszył się z każdej pochwały i brał na poważnie każda naganę. Rozmyślał co zrobił źle by się poprawić. Zaczepiał Anomandera, prosił o lekcje anatomii bo w końcu był tutaj Chirurgiem od wszystkiego, również od skrzydeł czy ogonów.
    Dopiero teraz, gdy obca mu osoba wytknęła mu to tak brutalnie, zauważył jaką stał się pipą. Skrzywił się z obrzydzenia. Faktycznie tylko jęczał, mazał się i jak dziecko miotał się w złości, zabiegając o uwagę. Gdzie się podział ten Bane, który swoim opanowaniem mógł być za wzór dla innych? Który uwielbiał oglądać ludzkie dramaty ale za wszelką cenę unikał dramatów w swoim życiu? Dlaczego z diabelnie dobrego Lekarza zmienił się w miernego Aktora żałosnej sztuki? Po co to robił... Przecież miał wszystko. Dom, pracę, pieniądze i co najważniejsze, kogoś na kim mógł polegać.
    A teraz wyszło na to, że jedyne co ostatnimi czasy dobrze robił, to palił mosty. Stał się histerykiem, nerwowym palantem i chamem który ranił wszystkich dookoła. Jak popadnie. Bezrefleksyjnie.
    Żałosne...
    Nagle poderwał się z siedziska i warknął. Nie był wściekły na Jaśka, bo przecież ten miał rację. Tak łatwo czytało się z zachowania Bane'a, że obca mu Marionetka, pierwszego dnia potrafiła go przeanalizować? I wydać tak trafny osąd?
    Żałosne...
    Obszedł kanapę i podszedł do wielkich okien. Oparł się na tafli szkła jedną ręką i zgarbił. Wzrokiem skakał po drzewach w Parku, jego myśli kłębiły się ale wśród całej gmatwaniny dominowała jedna fraza.
    Spójrz, jaki jesteś żałosny.
    W szybie odnalazł swoje własne odbicie. Patrzył na siebie z odrazą i pogardą. Odkąd zmieniono go w... to toksyczne coś, zawsze pragnął akceptacji. Widział spojrzenia Mieszkańców, przecież nie należał tak naprawdę do żadnej z ras bo co z tego, że nazywano go Cyrkowcem, skoro nawet od nich się różnił? MORIA nie zrobiła z niego broni, gnębili go by w końcu zniszczyć a jemu udało się uciec. Z pomocą jednego z nich... Los zakpił sobie z niego i dał mu nowe życie. Tylko dlaczego to nowe, drugie życia, Bane tak usilnie starał się sobie spierdolić!?
    W odbiciu patrzyły na niego dziwaczne oczy o zmienionych kolorach. Twarz o szarej skórze, białych jak śnieg włosach i tylko nieco ciemniejszych brwiach i rzęsach.
    Mężczyzna zacisnął dłoń w pieść ale powstrzymał odruch - nie mógł przecież wybić szyby we własnym mieszkaniu. Już i tak narobił wystarczająco dużo nieodwracalnych szkód.
    Chociaż nie patrzył na Jana, słuchał go uważnie. Nie burzył się, nie miotał i nie jęczał bo zdał sobie sprawę, jak jest żałosny. Jak się zmienił.
    Nie przypuszczał, że jego miejsce wcześniej zajmował Urzędnik. Zrobiło mu się tym bardziej głupio. Odwrócił się i popatrzył na niego zupełnie inaczej. Przez chwilę Jan Sebastian mógł zobaczyć starego, opanowanego, dobrego Bane'a. Spokojnego i racjonalnego.
    Białowłosy spojrzał na niego z powagą i skinął mu głową, jakby chciał tym ruchem przeprosić. Gdy usłyszał, że Marionetce pasuje obecne stanowisko, posłał mu delikatny uśmiech zrozumienia.
    Zmarszczył brwi i wrócił na kanapę ale usiadł na niej sztywno. Zmarszczył brwi i spojrzał w oczy Okularnikowi.
    - Wiele razy pytałem go, jak się czuje. - powiedział cicho - Wbrew pozorom, nie zawsze myślę tylko o sobie. Już od dłuższego czasu zastanawiałem się jak mu pomóc. Ale Dyrektor zbywał mnie, odsyłał i nie mówił co mu jest. - zrobił pauzę - Mnie nie wtajemniczał w swój stan, a myślałem, że jestem w stanie mu pomóc. W końcu zawsze starałem się być dla niego podporą. Gdy wracał po nocnych lotach, wstawałem wcześniej by wziąć jego obowiązki. Nawet gdy... chodził do Gipinga i wracał styrany jak koń po Westernie, ja byłem obok by w razie czego podać mu coś do picia.
    Podniósł szklankę ale zaraz odłożył ją, jakby się rozmyślił. Odrzucił z oczu grzywę - był to odruch dość stary i zapomniany przez Medyka. Ostatnio skupiał się na zupełnie czym innym.
    Ciężko było przyznać, ale tak. Chciał zranić Anomandera. I właśnie dlatego teraz czuł do siebie odrazę, bo gdy próbował sam sobie wyjaśnić swoje motywy, były one żałosne.
    - Dyrektor van Vyvern jest obecnie jedną z nielicznych osób na których naprawdę mi zależy. - powiedział powoli, ostrożnie dobierając słowa.
    Gdy Jan wyjawił, co zaprzątało głowę Gada, Bane zamarł. Jego szeroko otwarte oczy wbiły się w podłogę. Uniósł dłoń do twarzy i przytknął ją do jej jednej połowy, zakrywając jedno oko.
    Jak mógł zapomnieć!? Jutro mijały cztery lata...? Cztery, od ich przybycia. Cztery od zatrudnienia. Cztery lata już tu mieszkał i pracował!
    Ból w sercu uderzył z tak ogromną siłą, że Bane aż wciągnął powietrze. Zawsze gdy dopadały go tak silne emocje, gdy krew zaczynała szybciej krążyć po jego ciele, serce bolało jak diabli. Jakby samo pompowanie tej zgniłej, toksycznej juchy było kurewsko bolesne.
    Jak mógł być taki ślepy. Dopiero teraz wszystko złożyło się w logiczną całość. Przeanalizował swoje zachowanie i... faktycznie. Był nie do wytrzymania. Gdyby miał takiego pracownika, wypierdoliłby go na zbity pysk. A jednak Anomander tego nie zrobił. Kazał mu jedynie spierdalać do pokoju. Jak dziecku. Jak niepokornemu synowi.
    Białowłosy zacisnął zęby i zmrużył oczy. Poczuł obezwładniający go żal i wstyd. Tak bardzo chciałby cofnąć czas. Palnąć się w ten głupi łeb albo odgryźć sobie język, jeszcze zanim powiedział tyle bolesnych słów.
    Czuł, że przeprosiny nie wystarczą. Nie. Bo nawet jeśli Bane z całego serca pragnie go przeprosić, Anomander już nie podejdzie do niego z tym swoim dobrotliwym uśmiechem. Już nie poklepie go po ramieniu i nie powie: "Bywa, Bane. Bywa. Nie przejmuj się."
    Bane poczuł, że stracił coś cholernie ważnego. Z własnej głupoty, zadęcia i ignorancji. Nienawiść jaka w nim się obudziła, do siebie samego, paliła go równie mocno jak ból w sercu.
    Ukrył twarz w dłoniach by ukryć, że chce mu się wyć. Gdyby teraz się rozbeczał, Janek jeszcze gorzej by go zwyzywał. Może i słusznie, ale Medyk nie chciał teraz słuchać wyzwisk. Nie to było teraz ważne.
    Zrozumiał. Zrozumiał jakim jest żałosnym sukinsynem. Samolubnym, raniącym swoich bliskich gnojem. Śmieciem. Najgorszej kategorii.
    - Kurwa... - powiedział z trudem, przez zaciśnięte gardło po czym podniósł na niego wzrok. Twarz miał wykrzywioną w tak groteskowy sposób, że nie powstydziłby się tej miny dobry aktor grający chorego psychicznie, który właśnie załapał, że ma problem ze sobą.
    - Masz rację. - dodał grobowym głosem - Nienawidzę cię za to, Kuratorze, ale masz rację. - wplótł dłoń we włosy po czym zacisnął ją, gniotąc je w pięści - Nie wiem co się ze mną stało... Czemu się tak zmieniłem... - spojrzał na szklankę po czym uniósł ją szybko i rzucił z furią w stronę kuchni. Szkło rozprysnęło się na podłodze a zawartość rozlała.
    - To wszystko przez tą wódkę! - wrzasnął - Dyrektor pozwolił mi... Dał mi... - ciężko było mu się normalnie wysłowić, bo ogarnęła go takie wkurwienie, że gdyby nie siedzący przed nim Urzędnik, rozpierdoliłby te wszystkie butelki o ścianę - I od tamtego czasu... Jęczę jak pizda! Kurwaaaa! - warknął i opuścił łeb, znowu podpierając się łokciami na kolanach - Żałuję, że go wtedy poprosiłem. Że go wykorzystałem... Żałuję tego kim się stałem i co mu powiedziałem. - wysapał przez zaciśnięte zęby po czym nagle wyprostował się, opadł plecami na oparcie kanapy i westchnął ciężko. Przez chwilę oddychał, by się uspokoić. Gniew już nic nie da, stało się.
    Gratulacje, panie Blackburn. Po raz kolejny wykazałeś się ignorancją jaką trudno uświadczyć nawet u bezmózgich pierwotniaków.
    - Daj mi czas. - powiedział nagle spokojnie i zaskakująco trzeźwo - Muszę się zastanowić. - dodał patrząc w bok i unosząc dłoń by podrapać się po podbródku - Przemyśleć to wszystko. Naprawić. Chcę być tym kim bylem... jeszcze nie tak dawno. - przeniósł wzrok na Okularnika akurat w tym momencie w którym ten rzucił korek. Ruch ten był trochę dziwny ale Bane nie skomentował. Rzecz potoczyła się pod jego nogi.
    Gdy Jan poprosił o podniesienie, Medyk skinął głową. Przecież to było naturalne. Podniesie korek a potem wstanie posprzątać w kuchni tą rozbitą szklankę.
    - Pewnie. - stwierdził łagodnie i prawie beztrosko po czym pochylił całe ciało by odnaleźć zgubę.
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 28 Listopad 2017, 03:49   

    - Dziękuję – powiedziała Marionetka słysząc że Bane podniesie korek i widząc jak się po niego schyla.
    Jan Sebastian czekał na tę chwilę od początku ich rozmowy. Ta żałosna, wiecznie jęcząca ciota za chwilę się pochyli, a on będzie mógł przystąpić do eksperymentu. Był gotowy. Widząc, że Bane pochylił się by podnieść korek, marionetka zwykłym tempem, aby nie wzbudzać podejrzeń i nie przykuć wzroku białowłosego, ujęła za szyjkę butelkę, która została po cocoroco. Grube, jednolite i gładkie szkło na początek będzie najlepsze. Później przejdą do ciekawszych butelek. Oczyma wyobraźni już widział w użyciu butelkę po Milagro Select jej długa szyjka idealnie nadawała się na chwyt. Nie wątpił w to, że po starym dobrym „Milagro” przyjdzie pora na Absolut Rock w jego czarnej, ćwiekowanej oprawie. To dopiero będzie zaba … znaczy się EKSPERYMENT! O tak, to będzie wyjątkowo ciekawe. Gdyby się okazało, że Bane będzie krzyczał albo nawet wydziera się w niebogłosy, co jak twierdził Pan Dyrektor, gdy zajmował się Gipingiem było oznaką radości tegoż człowieka, Jan Sebastian, choć uznawał to za nieco obrzydliwe, pozwoli mu się nacieszyć prawdziwym Czarnym Koniem tych butelkowych eksperymentów – pochodzącym z dalekiej Armenii Brandy Adam. Może i ostatnia opcja była nieco obrzydliwa, ale ciekawość przeważała nad rozsądkiem i estetyką. Była zwyczajnie silniejsza. Jan Sebastian miał nadzieję, że tej Siwej Ciocie przypadną do gustu eksperymenty i będzie mógł przetestować wszystkie swoje butelki.
    Ruch gałek ocznych na kark zdradzał, w które miejsce celuje. Uderzyć raz a dobrze.
    Uniosł butelkę ze stołu …
    I nagle rozległo się pukanie do drzwi a chwilę później, bez czekania na odpowiedź do pomieszczenia wszedł Anomander.
    Jan Sebastiam i Dyrektor przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa.
    „Figle czynisz Bezecniku!” – mówiły oczy Anomandera
    „Ni chuja Jaśnie Panie!” – wołały czerwone ślepia marionetki.
    „A co robisz?” – pytały oczy skrzydlatego
    „Siedzę.” – odpowiadały czerwone oczy zza okularów
    - Rozumiem i znam ideę parówkowej imprezy. Sądząc po ilości butelek to szampańsko się bawicie, ale prawdę mówiąc Bane, myślałem, że zajmiesz się czymś bardziej konstruktywnym, niż wlewanie w siebie hektolitrów gorzały. Zresztą to już nie ważne, co się stało to się nie odstanie. Posprzątajcie i przewietrzcie trochę w tej … melinie. Śmierdzi tu wódą do tego stopnia, że aż oczy szczypią. – popatrzył na Jana Sebastiana, który powolnym ruchem położył sobie butelkę na kolanach - Czy mi się wdaje, czy dostałeś odpowiednie polecenia i zakazy? A może czegoś nie zrozumiałeś? – zapytał skrzydlaty a jego głos był chłodny i rzeczowy. Nagle pozbył się tej miękkiej nuty, którą miał przed chwilą gdy mówił do Bane’a.
    Anomander widział i wiedział co zamierzał Jan Sebastian.
    Znał go nie od dziś.
    W dawnych, nie koniecznie dobrych czasach, Jan Sebastian dowodził na froncie Sześciorękimi – potworami stworzonymi przez Dziadka Drosselmeyera do walki. Te monstrualne marionetki raczej nie znały się na dyplomacji i słownych grach. W imieniu Mistrza i Stwórcy dowodził ten, który potrafił najmocniej przywalić w gębę i wdeptać w ziemię. Wygrywał ten, który wygrał bezsprzecznie. Nie na punkty, a przez anihilację przeciwnika.
    Jan Sebastian to umiał. To była wyjątkowo uparta i harda marionetka a przy tym mała cholerne zacięcie do nauki. Gdy tylko coś ja zainteresowało, drążyła temat tak długo, aż posiadła wszelką możliwą wiedze na dany temat.
    Możliwie, że dobry marionetkarz opanowałby tego bydlaka, ale Anomander nie był marionetkarzem. Jan Sebastian zatem robił co chciał, ale był posłuszny. Był posłuszny bowiem Anomander znał pewien sekret. Skrzydlaty odkrył, tę jedną jedyną rzecz, której marionetka się bała.
    A teraz, kto wie, co zrobi gad gdy już zna ów sekret? Lepiej dmuchać na zimne.
    Marionetka poderwała się z miejsca jakby nagle coś wybuchło jej pod tyłkiem. Kanapa aż zajęczała i zasprężynowała, gdy ponad ćwierćtonowa lalka o czerwonych oczach poderwała się z niej stając w pozycji na baczność
    - Wszystko zrozumiałem Panie Dyrektorze. Przepraszam. Zapomniałem się. – powiedziała marionetka bezbarwnym głosem wyciągając do Bane’a rękę po korek, odbierając go i zatykając butelkę, którą później odstawiła na stole. Nie spuszczała oczu z twarzy Dyrektora.
    - Lepiej o tym pamiętaj. – powiedział krótko dyrektor
    W jego słowach czaiła się jakaś groźba, coś o czym wiedział Jan Sebastian i co działało na niego jak kubeł zimnej wody.
    Ukłonił się, dając znak że zrozumiał po czym poszedł otworzyć okno i zajął się sprzątaniem butelek.
    - Koniec tej popijawy Bane. Za chwilę będzie obiad zatem ubierz się, uczesz, umyj i idź do jadalni. – odwrócił się na pięcie i skierował do drzwi, ale chyba nagle coś sobie przypomniał bo zatrzymał się w pół kroku - Janie Sebastianie, dziękuję, na dziś masz już wolne. Posprzątaj te butelki i idź zając się finansami. Masz spory wór do rozliczenia. Pospiesz się Bane, nie każ innym czekać na siebie.
    Powiedziawszy to wyszedł z gabinetu Bane’a

    ZT
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,32 sekundy. Zapytań do SQL: 9