• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Fabryka Marionetek
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 1 Październik 2016, 16:57   

    Na prośbę Zoe mała laleczka nie odpowiedziała od razu - na jej twarzy nadal malował się wyraz całkowicie nieodgadniony. Po chwili jednak wstała i chwiejnym krokiem ruszyła do przodu, aby kilka kroków dalej upaść ponownie. Kiedy jej twarz dotknęła pokrytej pyłem ziemi, wydobył się z niej ogłuszający, zgrzytliwy dźwięk, przypominający działanie szlifierki spalinowej.
    Mary płakała. Nie był to cichy szloch, ale potworny, rozdzierający płacz odbijający się echem po gruzowisku. Lalka siedziała na kamieniu, i choć z jej pustych oczodołów nie leciały łzy, to na jej uroczej twarzyczce odbijał się wyraz potwornego cierpienia. Próbowała mówić przez łzy, jednak dopiero po kilku minutach bełkot zamienił się w zrozumiałe słowa:
    -
    Ja... nic już nie rozumiem! Nic nie rozumiem! Na początku byłam dziecięcą zabawką, kochano mnie, tulono, myślałam, że tak powinno wyglądać życie, że zostanę z Maggie na zawsze. Potem mnie wyrzucono! Ożyłam, wyciągnięto mnie ze śmietnika, przerobiono na narzędzie i zmuszono do pobierania krwi! Ja zaakceptowałam to, myślałam, że tak to powinno wyglądać, że jestem szczęśliwa, ale przyszliście wy i zrozumiałam, że nie liczę się wcale dla tego szaleńca! A potem! Potem... - na chwilę zachłysnęła się nieistniejącymi łzami, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa - ...potem przyszli mnisi z Bractwa! Oczyścili mnie, przywrócili mi mowę! Mówili mi, że jestem ważna, że jeśli pokarzę im drogę do laboratorium mojego byłego mistrza, dostąpię wraz z nimi raju! Ale raj był kłam...kłamstwem! Znowu otworzyliście mi oczy! Nie wiem, czy jesteście moimi aniołami czy demonami, prześladujecie mnie krok w krok, ale błagam, błaaagam! Wskażcie mi ścieżkę, która będzie DOBRA! - zawołała, błagalnie wyciągając rączki w ich stronę, nadal szlochając i kwiląc.
    Na ten widok koci kamerdyner tylko załamał łapki. Spojrzał na Mary, potem na Violetkę, zastanawiając się nad sensem jej słów. Po chwili podszedł do niej miękkim, kocim krokiem i przykucnął:
    - Nie wiem, czy dam radę. Ale mój pracodawca nie żyje, prawdopodobnie był wariatem. Nie mam co zrobić... - mówił do wszystkich i do nikogo konkretnego. - Ale spróbuję. To biedne stworzenie dość się wycierpiało. I nie nazywaj mnie Smutkiem, panienko. Na imię mi Glady. - dodał, spoglądając na Violet. Dość ciężko było stwierdzić, co do niej czuje, ale po tych drobnych złośliwościach z jej strony w jego oczach nie dało się zobaczyć niechęci. Po tej krótkiej przemowie skierował pyszczek na skuloną lalkę:
    - No chodź. Przenocujesz u mnie parę dni. A potem się zobaczy.
    Pomógł jej wstać, mimo że nie posiadała żadnych ran i otarć. Była niewiele niższa od niego. Poprowadził ją powoli w stronę kamienicy drugiego, również martwego, Ringhtona. Pomachał im tylko na pożegnanie.

    Wszystko kiedyś się kończy, jednak nie mogę tu powiedzieć, że Zoe, Elliot i VIolet żyli od tego momentu długo i szczęśliwie. Jak zauważył Kolekcjoner Ksiąg, nadal mieli problemy z Arcyksiążęcą strażą, które z pewnością zostaną wyjaśnione z innym Mistrzem Gry. Ale oprócz wrażeń, traum, wspomnień i paskudnych otarć wynieśli coś jeszcze - po wewnętrznej stronie każdej z szat znajdowała się Krwawa Brosza - artefakt chroniący przed czytaniem myśli. Ponieważ historia, która zaczęła się od krwi, na krwi powinna się skończyć...
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 1 Październik 2016, 18:19   

    Zoe zerwała się z ziemi natychmiast, gdy tylko z mechaniczno-magicznego ciałka Mary wydobył się zgrzyt brzmiący jak skrzyżowanie szlochu i charczenia zarzynanej świni. To nie był przyjemny dźwięk. Dziewczyna nie wiedziała jak powinna zareagować. Znów przytulić lalkę? Podeszła i wyciągnęła w jej stronę dłoń, lecz w ostatniej chwili cofnęła się o kilka kroków. Może to właśnie tego potrzebuje teraz Marionetka. Powietrza. Przestrzeni. Trochę miejsca i czasu, by na spokojnie i we własnym zakresie uporać się z niewątpliwie tragicznymi dla niej zdarzeniami.
    Kiedy lalka zaczęła mówić, Zoe znowu klapnęła na bruku i podkuliła kolana. Słowa Mary, szczególnie te o ingerencji ich trójki w jej życie, dziwnie zakuły Lunatyczkę. Po części brzmiały jak oskarżenie, ale nie można było o to winić Marionetki. Dziewczyna zastanowiła się co teraz działoby się z nakręcanką, gdyby wtedy nie weszli do kamienicy Ringhtona. Chciała wierzyć, że mimo wszystko zmienili jej życie na chociaż odrobinę lepsze. Nie była jednak w stanie spełnić prośby Mary, wskazać jej ścieżki, mogła tylko użalić się nad okrutnie, podwójnie wykorzystaną istotką. Westchnęła ukradkiem i już miała silić się na jakieś nic nieznaczące słowa pocieszenia, gdy do akcji wkroczył Smętek, a raczej - Glady. Zoe spojrzała na niego z wdzięcznością i, gdy zaczęli się oddalać, pomachała do dziwnej, kocio - lalkowej pary.
    Powodzenia. Lunatyczka obiecała sobie, że gdy pył ostatnich zdarzeń - ten dosłowny i metaforyczny - opadnie, napisze do nich list. A w przyszłości, kto wie, może będą jeszcze razem pić herbatkę w przyjemniejszej atmosferze?
    Pociągnęła nosem i otarła oczy. Nie płakała, wcale nie. Ale wiedziała, że gdy tylko dotrze do domu, pozwoli sobie na porządne wypłakanie się. A potem w końcu się wyśpi.
    - To było dziwne. - stwierdziła cicho, podsumowując tym jednym zdaniem całą sprawę Krwawej Mary.
    Zoe wstała z ziemi i wyciągnęła z kieszeni dwa kawałki... czegoś, mając nadzieję że to papier. Udało jej się też odszukać zachomikowany cud ludzkiej techniki, zwany potocznie długopisem, i nabazgrała na obu skrawkach swój adres: Zoe Liari, ul. Lukrecjowa 15/23, Cukierkowa Ulica. Podała karteczki swoim towarzyszom.
    - Proszę. Możecie wpadać kiedy chcecie, chociaż raczej mnie nie zastaniecie. Ale na listy zawsze jest miejsce w skrzynce… chyba. - Co dalej? Jak kończy się takie dziwne wycieczki? Była zbyt zmęczona, by silić się na jakieś entuzjastyczne pożegnania, zresztą nie dopuszczała do siebie myśli, że mieliby się w tym gronie już nie spotkać. Uśmiechnęła się więc słabo i, po raz ostatni podczas tej przygody, przytuliła nowych znajomych. Przyjaciół.
    - Do zobaczenia, uważajcie na siebie i bądźcie grzeczni! - puściła do nich oczko i pomachała, szybko się oddalając. Wiedziała, że to co robi to najzwyklejsza ucieczka, ale nigdy nie była najlepsza w pożegnaniach, bo i co więcej zostało do dopowiedzenia?
    Dopiero po przejściu kilku uliczek, na szczęście wyludnionych, oparła się o ścianę jakiejś ruiny aspirującej do miana kamienicy i odetchnęła głęboko. Uświadomiła sobie, że sprawa Krwawej Mary wciąż nie została zakończona - kolejne spotkanie z Arcyksiążęcymi może nie zakończyć się już tak, cóż, szczęśliwie, jak to ostatnie. Dodatkowo… ktoś z pewnością zechce znaleźć winnych czy też świadków zawalenia się fabryki. Ale Lunatyczka kompletnie nie miała teraz do tego głowy. To wszystko - śledztwo, Mary, Viola i Ell, to wszystko musiało poczekać. Teraz chciała po prostu wrócić do mieszkania na Cukierkowej.
    Odetchnęła głębiej raz jeszcze, przygotowując się do teleportacji, i już, Biały Królik rozpłynął się jakby nigdy go tam nie było.

    z/t

    /Dziękuję raz jeszcze. ;w;
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
    Violet
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Październik 2016, 00:10   

    Gdy tylko Mary zaczęła opowiadać całą swoją historię przez nieistniejące łzy, Violka przykryła łapkami uszy, nie mogąc znieść tego zgrzytu. Najchętniej zatkałaby uszy jednak ciekawość ją przed tym wstrzymywała.
    Właściwie dowiedziała się niewiele więcej niż wcześniej zdążyła wydedukować, a nawet zarzucić Ringhtnowi, temu martwemu… Choć właściwie teraz oboje byli martwi… Chyba. Kotce nieszczególnie było ich żal, obaj warci siebie, obaj wykorzystali biedną Mary do niecnych celów.
    Było jej żal Marionetki, szczególnie gdy prosiła o pomoc, jednak Fiołek nie miała zamiaru niczego w tym kierunku robić, bowiem uważała, że swoje zrobiła, między innymi prosząc Gladiego o zaopiekowanie się dziewczynką. Tak samo brakowało jej siły na cokolwiek. Oni już zrobili swoje, resztą musiała się zająć sama Mary, ma szansę zacząć życie od nowa, a i może znajdzie kiedyś Marionetkarza, który swymi niezwykłymi umiejętnościami zwróci jej wzrok.
    Koci kamerdyner zabrał ze sobą tę kupkę nieszczęścia i oddalił się. Gdy tylko zniknęli z horyzontu, Violet stoczyła się z Elliota i powróciła do swej ludzkiej formy.
    - I to już koniec? Finito? Nasze szczęśliwe zakończenie? - rzuciła kilkoma pytaniami retorycznymi - to co teraz pozostaje posłowie, a może i epilog?
    Dopiero teraz do niej dotarło, że ta ekscytująca przygoda już się skończyła. Są wolni i w jednym kawałku. Czyżby nadszedł ten czas na ckliwe pożegnanie? Czy teraz każde z nich pójdzie w swoją stronę? I co teraz ze sobą zrobi Viola? Wróci do koczowniczego trybu życia w poszukiwaniu kolejnych przygód? Po raz pierwszy udało jej się stworzyć więzi z innymi, a teraz mają się gdzieś stracić? A co jeśli nie wrócą? Już tego było za wiele jak na jej głowę, więc chciała się jak najszybciej wycofać rzucają tylko “do kiedyś” i wraz z tymi słowami odrzucając buzujące wewnątrz niej uczucia.
    Uprzedziła ją Zoe, dzieląc się adresem z nimi. Viola chętnie zastosowałaby podobny zabieg, gdyby nie fakt, że głupio było jej się przyznać, że żadnego nie posiadała. Schowała świstek od Lunatyczki za wstęgą sukienki, bowiem aktualnie nie miała lepszego miejsca na przechowanie czegokolwiek. Dziewczyna tylko pożegnała i… Zwiała. Najnormalniej w świecie uciekła. Całkowicie wykorzystała strategię, którą przed chwilą ułożył sobie Fiołek. I w ten sposób została sama z Elliotem.
    - To… Eee… Ten ten teges… - nie wiedziała co teraz ma zrobić, za wszelką cenę próbowała nie wchodzić w kontakt wzrokowy, a w dodatku nerwowo bawiła się kosmykiem włosów. - No szkoda mi tego fletu od ciebie i w ogóle…
    Podjęła decyzję. Bardzo spontaniczną. Musiała być ona także spontanicznie wykonana. Pocałowała Ella w policzek na pożegnanie i rzuciła słowotok:
    - Fajniebyłodokiedyśnieumrzyjproszę!
    Zamieniła się na powrót w kota i na trzech sprawnych łapkach rzuciła się sprintem przed siebie, byleby jak najdalej od chłopaka.
    Kręciła się tak między uliczkami, jakby chciała zapobiec wyśledzeniu jej przez Lunatyka, choć ten pewnie nawet za nią nie ruszył. Zmieniła się znów w człowieka, ciężko dysząc oparła o ścianę i przetarła pot z czoła.
    “Chyba muszę się napić…”

    zt

    /Najlepsza fabuła ever <3
    Elliot
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Październik 2016, 20:56   

    Widząc reakcję lalki Elliot się nie tyle obudził, co przeraził. Natychmiastowo wstał do siadu i przyjął pozycję jakoby miał zaraz wstać i pobiec, gdyż przeraził go dźwięk wydobywający się z Mary. "Nie wiem, co jest gorsze, jej rozpacz, czy fakt, że to wszystko brzmi mechanicznie. Zupełnie jakby maszyneria nabrała emocji. Nigdy nie myślał o Marionetkach w ten sposób...".
    Nagle z oczu zaczęły spływać łzy. Elliot słuchał lalki i wyobrażał sobie przez ile musiała przejść. Kilka razy jej światopogląd przewrócił się o 180° dowiadując się, że całe jej życie było kłamstwem. Tylko dlaczego teraz ufa trójce ledwo poznanych ludzi? Może to jest jej problem, jest naiwna?
    Wtem odezwał się kotek, Glady, jak się później okazało. Widząc jego miłość i oddanie lalce Elliotowi zrobiło się ciepło na sercu.
    - Dziękuję, że się nią pan zaopiekuje, panie Glady. Proszę się nią dobrze opiekować. - zrobił krótką pauzę, po czym dodał: - Mary! Pamiętaj, dobrą ścieżką jest ta, którą uznasz za dobrą niezależnie od tego, co inni będą mówić.
    Odeszli. Spojrzał na Zoe i na Violet. Wkrótce i oni się pożegnają. Przeżyli tyle, co nie jedni przyjaciele, choć znali się tyle, co nic. Elliot wiedział, że pomimo tego, że być może nigdy więcej się nie zobaczą to zawsze będzie o nich pamiętać i ich wspominać.
    Pożyczając długopis od Zoe Lunatyk również podał dwa skrawki papieru dziewczynom, gdzie na każdej z nich widniał tekst:
    "Elliot Peacock
    Lewitujące Osiedle 24"

    Przytulił dziewczyny, obiecał, że będzie pisał, po czym odwrócił się, choć po chwili odwrócił się z powrotem słysząc głos kotki. Widział, jak sytuacja zrobiła się niezręczna. Czuł się tak samo, choć to po prostu zaakceptował. Na zdanie o flecie odpowiedział tylko:
    - Oh, nawet o tym zapomniałem. Nie martw się, znaczy, możesz sobie pożyczyć jakiś inny, nie? - Mówiąc to przypomniał sobie okoliczności ich spotkania.
    Chciał pocałować koleżankę w policzek, już się namierzał, jednak ona go uprzedziła i przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Po bojkocie słów i ucieczce Elliot się uśmiechnął. "Typowa Violet"
    "I co, gdzie teraz? Gdzie mam iść, mogę iść gdzie chcę? Dziwne uczucie. Idę do domu."
    Kolekcjoner nie marzył o niczym innym tylko o tym, żeby się wykąpać, zaparzyć sobie herbaty i odpocząć w domu, który wypełnia dobra muzyka. "Obym tym razem nie wylądował na dachu" - pomyślał, po czym przelunatykował się do domu.

    /nigdy więcej półrocznych fabuł ale i tak było fajnie

    ZT
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 21 Luty 2017, 23:17   

    A więc to była ta opuszczona, przedwojenna fabryka marionetek. Spośród wszystkich budynków w Mieście Lalek chyba tylko ten aż tak wyróżniał się nie tylko swoją szaloną architekturą, ale i przygnębiającymi barwami. Nic dziwnego; w końcu w tym miejscu tworzono Marionetki Bojowe - bezwolnych klakierów Lustrzan w okresie wojny między Światem Luster a Światem Ludzi.
    Kiedy był dzieckiem, Bena często ciągnęło do fabryki. Rodzice jednak w swej mądrości przestrzegali go, by tam nie iść: a bo coś mu spadnie na głowę, a bo ktoś go porwie, a bo tam może straszyć. Porządnie go tym straszyli. I jeśli miał być w stu procentach szczery, wciąż się bał, ale teraz nieco mniej. W końcu ma już ponad dwadzieścia lat, przeżył ogromny pożar, podróżuje pomiędzy wszystkimi trzema światami i doświadczył innych rzeczy, których doświadczenia nigdy wcześniej by sobie zarzucił! Co takiego może mu się tam stać?
    Oczywiście jeśli nie liczyć upadku z dużej wysokości, ataku jakiejś starodawnej Marionetki, zaklinowania się zdrowej ręki pomiędzy zębatkami albo dostania ataku serca na widok ruchu w cieniu, bo jest środek nocy?
    Ben, potrząsnąwszy głową, ruszył przed siebie, ku wejściu do upiornego kompleksu, ciekaw, co może tam znaleźć. Jak myślał o wnętrzu tego miejsca, widział różne taśmociągi, metalowe szkielety człekokształtnych maszyn bojowych, różnorakie pożółkłe plany i dokumenty oraz - na co liczył chyba najbardziej - narzędzia. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby miał źródło światła inne niż to latarni, wpadające do środka przez okna.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 25 Luty 2017, 14:49   

    Podróż do Miasta Lalek upłynęła zacnie i szybko, czyli tak, jak Podróżnik się spodziewał. Wody starczało, przekąski odegrały swoją rolę świetnie - ani w jednym momencie nie zaburczało mu w brzuchu. Uznał swoje przygotowanie za wielki sukces, a gdy już w pełni nacieszył się swym zwycięstwem, wiktorią organizacji nad dezorganizacją, ładem nad chaosem, porządku nad nieporządkiem, stwierdził, że powinien wybrać się do wspaniałego budynku, który od dłuższego czasu siedział mu w głowie. Ludzie różne rzeczy mówili o tym kompleksie, złożonym z maszyn, ścian, biur i innych takich. Dlatego stwierdził, że pójdzie tam jeszcze tego samego dnia. A że nastała już noc, cóż... może nie będzie tylu ciekawskich.
    Był już całkiem niedaleko tak, że pomimo ciemności nocy tańczącej ze światłami z latarni widział już kształty budynku i jego mocno naruszoną konstrukcję. Tak jakby przeszło tędy tornado, albo jakby jakiś gigant rzucił w to wielką kamienną kulą, która przeorała wszystko dookoła. Zdziwiło to Marionetkarza, gdyż myślał, że jak na relikt przeszłości i zarazem pomnik wkładu Marionetkarzy w wojnę z ludźmi, będzie to miejsce lepiej zadbane. Ale nic to, pozostało mu tylko wzruszyć ramionami i zbliżyć się, a następnie wejść do środka. Popodziwiać to muzeum, stworzone tak bardzo nieumyślnie i niezamierzenie.
    Wszedł w końcu do fabryki, ale na skutek zmęczenia podróżą nie zwrócił uwagi na to, że nie jest tu sam.
    - Marionetkarze są rzemieślnikami i każdą swoją Marionetkę tworzą z umyślną rozwagą, wkładają w pracę całe swoje serce i duszę, tak jakby ich produkt nie był sztucznym tworem, które cechuje się życiem, a wręcz ich dzieckiem. Lalki, o, nasze dzieci. A to miejsce jest dowodem na coś wręcz odwrotnego. Na masową produkcję tych stworzeń, na wykorzystanie ich w jednym, wyznaczonym im celu. Zaprogramowane życia, których zadaniem było po prostu być idealnymi żołnierzami, walczącymi o Krainę. Czy ktoś odpłacił Marionetkom za ich wkład? A czy ktokolwiek zastanawiał się, by podziękować chociaż trochę Marionetkarzom za to, że wykorzystali cały swój talent do stworzenia tej struktury, do obrony Krainy? Nie. W oczach żyć w Krainie Luster nadal moja rasa jest jedynie ambitnymi dupkami, którzy są cyniczni i nie mają za krzty empatii. Tak zupełnie nas nie rozumieją... - przemówił do ruin tak, jakby był na cmentarzu swoich braci i próbował się z nimi porozumieć, porozmawiać o sytuacji i stanie dzisiejszym. Jak gdyby próbował zebrać od nich mądrość pogrzebaną w tym miejscu. Nie odpowiedzieli jednak; mówił to na tyle głośno, że każda osoba znajdująca się w fabryce mogła to usłyszeć. Nie była to już budowla taka, jak jeszcze przed paroma laty, została jakimś dziwnym i cudnym wydarzeniem potężnie zniszczona. Daniel Kessler jednak postanowił nie zwracać na to uwagi, poszukiwał eksponatów, reliktów, każdych przedmiotów, kucał przy nich i brał w ręce. Nie przeszkadzało mu, że jest niezupełnie ciepło, że jest noc. Czuł się wtedy jakby bezpieczniej, bardziej komfortowo. Tak jakby był w swoim pokoju dziecięcym. Głupio byłoby, gdyby ktoś go nakrył w momencie, gdy bardziej przypomina rozczulające się nad utraconą przeszłością dziecko - nawet jeśli wówczas w ogóle nie było go jeszcze na świecie.
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 25 Luty 2017, 16:46   

    Ben niemało się zdziwił, widząc stan, w jakim było wnętrze. Podłoga podziurawiona w wielu miejscach tak, że widać było dno piwnicy. Wszystko znajdowało się wszędzie. Niedziwne, że cały kompleks fabryczny z bliska wyglądał na bardziej ryzykujący zawaleniem niż jak go sobie przypominał kilka lat temu. Co takiego musiało tu zajść, by to miejsce zmieniło się w jeszcze większą ruinę niż było dotychczas?
    Unikając wszelkich dziur i szczelin, które spowodowałyby pewnie śmierć od upadku, młody Marionetkarz przemierzał mroczne korytarze fabryki. Jedyny odgłos, który mu towarzyszył, to odgłos jego kroków. Chłodno było. I ciemno. Ale on nie bał się ciemności, a znacznie zimniej było w tamtym lesie.
    I nagle do jego uszu dotarło echo czyjegoś głosu. Aż podskoczył i skulił się jak spłoszony kot - całkowicie się tego nie spodziewał. Przecież był tu sam!... prawda? Ten ktoś widocznie rozpamiętywał wojnę z ludźmi oraz to, jak to miejsce hurtowo tworzyło jednakowe Marionetki przeznaczone tylko do jednego - do zabijania. Z całą pewnością musiał to być jego rodak, sądząc po tym, jak wyraża się zarówno o Marionetkach, jak i Marionetkarzach.
    Ale co, jeśli to nie Marionetkarz, tylko Strach, co powstał z Marionetkarza?
    Ben postanowił ruszyć do źródła głosu, żeby przekonać się, z kim tak naprawdę ma do czynienia.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 26 Luty 2017, 13:32   

    Kucający Kessler wpatrywał się właśnie w pozostałość tego, co niegdyś miało być ramieniem, jej bojową wersją, czy też pewną modyfikacją ramienia. Żaden przedmiot w fabryce nie pozostawiał złudzeń, czym było to miejsce. Ot, fabryka wojenna. Poza sferą sentymentalną warto było zwrócić uwagę na co dorodniejsze "eksponaty" tego miejsca, mianowicie część z nich mogła być wartościowa. I nie chodzi tu o kwestię pieniężną, a naukową. To nie jest pewne, ale Marionetkarz pomyślał, że gdy technologia i rozwiązania techniczne przestały być potrzebne, to po prostu pozostawiono je tak, jak leżały. Być może, sam tego dokładnie nie wiedział, technika tworzenia Marionetek cofnęła się znacznie o kilka pokoleń. A może pewne rzeczy tu pozostawione dadzą do myślenia, by tę wiedzę przywrócić?
    Gdy właśnie rozmyślał teraz nad kwestiami technologii, usłyszał kroki. Nie było to trudne w tak wielkim przybytku. Był tu (z tym kimś) sam, w okolicy nikt się nie kręcił, była noc i jedyne, co można było usłyszeć, to szum wiatru i dźwięki wydawane przez jakieś malutkie zwierzątka i owady. Na ziemi mimo teoretycznego porządku leżało mnóstwo śmiecia, a wielkość fabryki powodowała odbijanie się dźwięków. Dlatego gdy ktoś zmierzał w jego kierunku, usłyszał pewne dźwięki, które mogły go ostrzec przed kimś nadchodzącym. Poczuł zimny dreszcz, który przeszedł mu po kręgosłupie. Nie spodziewał się tu nikogo zastać. Wyprostował się i spróbował namierzyć, z której strony ten ktoś nadchodzi. Spanikował trochę. Pomimo utraty pamięci odzyskał (głównie czytając książki i słuchając opowiadań w gospodach) trochę wiedzy na temat Krainy Luster, zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie tutaj zachodzą. Co może grozić nieuważnemu wędrowcowi... Wydawało się, że są to kroki jednej osoby. Z rabusiem czy łupieżcą dałby sobie radę, o ile nie byłby to weteran wojen czy parodziesięcioletni wojak w sile wieku. Ale jeśli to coś... bardziej nienormalnego, to raczej wypadałoby już lokalizować drogę i wyjście z tego budynku. Póki co Marionetkarz przybrał postawę obronną i jedną rękę położył na głowicy swej broni, a był to niemały pałasz, którym siekał już wielu wrogów. Stwierdził, że może ktoś regularnie odwiedzać te tereny, albo nazwać je swoim domem, a wtedy on byłby "tym złym", gdyby groził czy też próbował zaatakować gospodarza tego terenu, albo kogoś, kto tak jak Kessler przyszedł tylko pozwiedzać. Gdy kroki były już słyszalne bardzo wyraźnie, a miejsce z którego ten ktoś szedł dało się już zlokalizować, Marionetkarz zrobił to, czego normalnie by nie zrobił.
    - Hej! Kto tam idzie? Pokój czy zły? - kontrolował tylko wypowiedzenie słowa "hej", a reszta jakoś tak już poleciała, nawet nie zastanawiał się nad sensem tych słów, stracił już kontrolę nad dalszą wypowiedzią. Stres i lekki niepokój złączyły się na to z pewnością. Po prostu pragnął wiedzieć, czy ten ktoś ma dobre zamiary, czy wrogie. Szczególnie było to ważne w środku nocy w opuszczonej częściowo zniszczonej fabryce wojennej bojowych marionetek.
    Szczerze powiedziawszy coś tknęło Daniela, by wyobrazić sobie, że całe to wydarzenie, ten pan, który tu idzie, to jakaś urocze puchate zwierzątko, które chce się napić herbaty, zaprzyjaźnić i być może poopowiadać o tym, co tu widziała. Ale mogła to być również wygłodniała bestia, która charakteryzowała się głodem mięsa, albo nawet jakiś... bardziej egzotyczny stwór, którego arsenał broni przewyższałby jakąkolwiek żywą istotę.
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 26 Luty 2017, 21:57   

    Usłyszał znowu ten głos. Brzmiał on męsko i dość groźnie, toteż zdrowa ręka Bena mimo woli pomknęła ku wnętrzu kamizelki, gdzie złapała za sztylet.
    - Pokój, pokój! - odkrzyknął mu młody i wychylił się z pobliskiego korytarza. Włosy miał niemal białe, tak jak i cerę - do złudzenia Szklany Człowiek - zaś oczy lśniły zimnym błękitem.
    Ben objął wzrokiem nieznajomego: płaszcz, czapa... Wyglądał trochę jak jeden z Gwardzistów Arcyksięcia, ale był jakiś taki... nie wiedział, jak to inaczej określić - pozbawiony koloru. Może to przez mrok, który ogarniał ich obu.
    Czyżby ten mężczyzna również postanowił zwiedzić starą fabrykę? W pewnej chwili popatrzył obok niego, na ramię bojowe najwyraźniej niedokończonej Marionetki wojennej. Widać, że to robota produkcji masowej, ale jednak wykonanie pierwsza klasa. Ech, gdyby tylko to miejsce nie było tylko fabryką siewców mordu ku chwale Krainy Luster.
    Ben odważył się wyjść z ukrycia, a nawet schować na nowo swój sztylet. Ostrożnie, uważając na skrzypiącą podłogę, zbliżył się do mężczyzny. Różnica wzrostu była dość znacząca...
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 27 Luty 2017, 18:30   

    Usłyszał i zobaczył wystarczająco. Zdał sobie sprawę, że nie stoi przed nim niecne zagrożenie i niebezpieczeństwo chcące pozbawić go życia, a tylko zagubiony wędrowiec, który chyba tak jak on przyszedł jedynie pozwiedzać ten obszar. I wygląda na jeszcze bardziej przerażonego. Chyba nie ma powodu, aby bać się tego człowieka. Tej istoty, może to zabrzmi lepiej, gdyż Marionetkarz jeszcze nie wiedział, z kim ma do czynienia. Zanim się mu przyjrzał, wyprostował się i stanął normalnie, a jego broń skryła się za materiałem płaszcza wysokiego człowieka. Teraz mógł zwrócić uwagę na szczegóły istoty, która nadeszła. Pomimo nocy i ciemności, do których się już przyzwyczaił swoją drogą, dostrzegał jasny kolor i aurę, która otaczała idącą do niego postać. Nie widział w swoim krótkim życiu zbyt wielu istot takich jak on, próbował nawet go zakwalifikować być może do tej grupy Szklanych Ludzi, chociaż jak było powiedziane o wypadku z przeszłości - przez utratę pamięci nie pamiętał ich zbyt wielu. Miał nadzieję, że jego rozmówca nie poczuje się zbyt zażenowany tą ciągłą obserwacją, ale Kessler lubił widzieć i skojarzyć z czymś osobę, z którą rozmawia. Przez jego słabość do zapamiętania imion wolał chociaż zapamiętać wygląd. A to, że znaleźli się tutaj sami, w środku nocy, sugerowało, że jest to osoba warta zapamiętania. Chyba, że zaraz ucieknie. Ale miał nadzieję, że takiego rozwoju wypadków nie będzie.
    Sam zresztą nie wiedział, jakim tonem miał się do niego zwracać. Traktować jak dziecko, jak równego sobie, czy może jak kogoś starszego? Sprawiał wrażenie osoby raczej młodej, jego głos też nie przypominał dźwięku kogoś twardego, zahartowanego przez życie osobnika. Za dużo nie mógł i tak zobaczyć przez porę dnia.
    - Oh! Przepraszam, że się tak wpatruje, ale przez ten mrok nawet nie wiem z kim mam do czynienia... - zaczął grzecznie, ponieważ nadal nie wiedział, kogo się spodziewać. Luzaka, uroczego młodziana, czy może nawet kogoś kto nazwałby miejsce swoim domem? Miał nadzieję, ze wątpliwości się rozwiążą. Gdy już dojrzał lepiej, zauważył chyba tak jak on, że różnica wzrostu była dosyć spora. Ale nie robił sobie z tego problemu, może czuł się pewniej. Troszkę. Nie lubił zostawać bierny w tym spotkaniu, bo zwykle nie kończyło się to dobrze, dlatego postanowił samemu zacząć od zadania pytania.
    - Kim jesteś? To chyba niebezpieczna okolica, szczególnie o tej porze dnia, hmm? - zapytał zaczepnie, próbując zarazem wysondować, czy ten gość lubi dużo mówić, czy raczej będzie niemową. Mógłby przynajmniej na przyszłość dowiedzieć się, czy poprowadzona zostanie jakaś ciekawa rozmowa, czy raczej wyprowadzone będą tylko krótkie, zdawkowe zdania.
    Gdy tak jeszcze spojrzał na tego faceta, zdał sobie sprawę, że sam wyglądał na około 30 lat, co stawiałoby go raczej w pozycji jakiegoś mężczyzny które swoje przeżył i swoje zobaczył. Ale zupełnie nie czuł, aby miał tyle lat. Wiedział tylko, że stracił pamięć i do końca nie wiedział, ile ta amnezja trwała. A czy przy okazji coś nie stało się z jego ciałem w tym czasie... Mniejsza!
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 7 Marzec 2017, 16:59   

    Teraz był dostatecznie blisko, by określić, czy nieznajomy rzeczywiście jest Upiornym Gwardzistą, czy nie. Na szczęście nie - nie widział rogów ani niczego takiego, a płaszcz całkowicie odstawał od munduru Gwardii. Wyglądał Benowi na może trzydzieści lat, zatem była między nimi różnica ośmiu. Może nawet był jeszcze starszy niż wyglądał, ale korzystał z jakiejś magii odmładzającej? Któż to może wiedzieć - pewnie tylko on.
    - Yyy... Jestem Ben i chyba również Marionetkarz. - przedstawił się nerwowo Ben, obserwując uważnie mężczyznę. W pewnej chwili podał mu rękę. - Miło... poznać?
    Młody zdecydowanie nie był wygadany, szczególnie jeśli chodzi o nieznajomych. Właściwie już teraz widać po nim było, że jest dość... nieśmiały.
    - Tak jakby... postanowiłem sobie pozwiedzać. A jest co.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 7 Marzec 2017, 17:41   

    Wpatrzył się w młodszego koledze z fachu (jak się później dowiedział) i w myślach będzie nazywał go "młodym", co jednak, jak się być może później okaże, będzie niekoniecznie oddawało prawdę i stan faktyczny. Spojrzał mu w oczy, zachowując uprzejmy i miły wyraz twarzy i spróbował pomyśleć, o czym on może myśleć, ale za dużo mu to nie powiedziało. Pewnie młody próbował ogarnąć wzrokiem towarzysza rozmów, albo ocenić jego wiek, cóż, pierwsze spotkania takie są. Przypatrują się, wyszukują szczegółów, aby dobrze zapamiętać drugą osobę, czy też wychwycić wady i zalety ich wyglądu.
    Na przedstawienie się rozmówcy zareagował przez uśmiech, starając się pobudzić kolegę-Marionetkarza do większej otwartości. Skoro się ustaliło, że nikt dla nikogo nie stanowi zagrożenia, co więcej - obaj są jednej rasy i teoretycznie grają do jednej bramki, to nic nie stało na przeszkodzie, aby się lepiej poznać. I chyba tym tropem postara się podążyć.
    - Daniel Kessler. Również Marionetkarz, bardzo mi miło. - przedstawił się, również wyciągając dłoń, by uścisnąć ją nowo poznanemu. Słyszał, że wielu odeszło od tej formy przywitania, gdyż nie wiedzieć dlaczego narzekali oni na zbytnią bliskość, czy zbędny dotyk, ale Kessler uważał to przywitanie nadal za aktualne i bardzo pożądane. Szanował tych, którzy również szli tą drogą.
    Nie wiedzieć dlaczego Marionetkarz poczuł się w tym spotkaniu... dominujący, jakkolwiek głupio mogło to zabrzmieć. Po prostu zobaczył po swoim rozmówcy, że ciężar rozmowy zostanie przeniesiony na niego, także jeśli chodzi o inicjatywę, gesty i sposób prowadzenia konwersacji. Odpowiadało mu to w sumie. Różnica wzrostu i pozorna różnica wieku również robiła swoje.
    Pokiwał głową na to, że Ben postanowił sobie pozwiedzać.
    - W sumie moim celem tutaj jest to samo. Wiesz co? Cenię cię za twoje proste imię, dobre do zapamiętania. Jeśli miałbym zliczyć ostatnio zasłyszane imiona, to były one długie i niepotrzebnie wydłużane. Przeklęci arystokraci i ich sto tysięcy imion, to śmieszne, bo kto to spamięta... - powiedział powoli, w miarę głośno i miłym tonem. W międzyczasie wziął do ręki kij i zaczął tykać różne górki śmietków.
    - Trochę tu ciemno, mrocznie. Pierwszy raz tu jesteś? - spojrzał i rozejrzał się w okół siebie. Otaczała ich noc i ciemność. Danielowi wpadła nawet głupia myśl, ile osób chorych na umyśle wykorzystało to miejsce do zgwałcenia albo zamordowania kogoś, kto musiał zostać ukarany albo pozbawiony życia. Uznał jednak te rozmyślania za głupstwo, wzruszył ramionami i jeszcze raz uśmiechnął się do Marionetkarza-rozmówcy. W trakcie rozmowy z nim był do niego trochę pochylony, aby chociaż troszkę zniwelować różnicę wzrostu.
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 8 Marzec 2017, 20:46   

    Ben odpowiedział uśmiechem na uśmiech, kiedy ujrzał go na twarzy Daniela Kesslera - jak przedstawił się jego rasowy rodak. Wydawał się cokolwiek miły, chociaż w tych okolicznościach - to znaczy w mrocznych odmętach fabryki, która przed laty służyła za fabrykę maszyn do zabijania - był dla chłopaka nieco upiorny.
    Uścisnął mu pewnie dłoń. Spotkał się już z niektórymi istotami, które preferowały ukłony i inne takie substytuty prostego podania ręki. Czemu, nie wiedział. Może to dlatego, że w pewien sposób jedna osoba zrównywała się z drugą? Coś jakby... jakby... O! Jakby jakiś magnat witał się z chłopem pańszczyźnianym - jak równy z równym. Benowi to nawet odpowiadało.
    - W zasadzie to sam mam dość przydługie nazwisko i poniekąd jestem szlachcicem... - odezwał się nieśmiało. Chyba w tym wypadku powinien był trzymać język za zębami, ale farbę już puścił, maszyna już ruszyła i tak dalej. - Zubożałym - dodał.
    Powędrował wzrokiem po fabryce. Wziął mały kawałek cegły w zasłoniętą rękawiczką dłoń i rzucił go gdzieś dalej. Ten podskoczył kilkukrotnie, aż w końcu się zatrzymał. I nagle zapadła się pod nim podłoga, zupełnie jakby stanowił on te kilkanaście gramów, które przesądzają o zawaleniu się budynku. Zupełnie jak w jakiejś ludzkiej kreskówce.
    - Można tak powiedzieć, tak. Wielokrotnie przechadzałem się obok, ale wejść odważyłem się dopiero teraz - odpowiedział Kesslerowi. - Kto wie, co mogą kryć w sobie korytarze tej fabryki? Może nawet zdołam się natknąć na jakieś narzędzia do prac precyzyjnych? Moje ostatnio się stępiły. Albo lepiej: gdzieś tu mogłyby zostać schowane plany Marionetek. Naturalnie, jeśli założyć, że nikt niczego tu jeszcze nie rozkradł.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 10 Marzec 2017, 20:45   

    Zaciekawiło go, że odwzajemniono jego uśmiech. Pomyślał, że pomimo całej tej sytuacji ma do czynienia z przemiłym człowiekiem, który widocznie jest raczej optymistą, a nie poważnym twardym nie wiadomo kim, który to nie okazuje żadnych emocji. A to znaczy, że rozmowa przebiegnie miło i raczej lekko. A to sobie cenił, bo wydobywanie z kogoś uczuć i słów, tak jak z gór twardy kopacz musi wydobyć minerały, mijało się z celem. Coś go też urzekło w tym uśmiechu, ale nie wiedział co. Mógł to być uśmiech młodego człowieka, który wita gościa jak starego druha, albo uśmiech zimnego zabójcy pozbawionego ludzkich uczuć, który czeka na moment słabości. Ale jednak nadzieja pozostawała przy tym, że jest to normalny człowiek.
    Ah, rola uśmiechu! Od razu lepiej. Chociaż pewien ludzki artysta mawiał, że w uśmiechu kryją się sztylety... czy jakoś tak. Ale tutaj sztyletów nie było. Chociaż pewnie chodziło mu o jakiś rodzaj przenośni... no nic!
    - Oh, też jesteś... - podpytał, a raczej próbował potwierdzić pochodzenie rozmówcy. Ugryzł się tylko w język. To było dosyć nieprofesjonalne z jego strony, takie rzucanie wyzwisk, oszczerstw czy próby ośmieszenia jakiejś grupy, podczas gdy jej członek właśnie stoi przed tobą i tego wszystkiego słucha. Błąd Kesslera, no cóż, zdarza się. Miał tylko nadzieję, że przez to szlachcic nie obrazi się na niego, czy nie przyjmie tego do siebie. Marionetkarz zaczął myśleć, w jaki sposób mógłby jakoś wynagrodzić tę zniewagę. Zaczął jedną ręką szukać czegoś w płaszczu.
    Ulżyło mu trochę, gdy młody dodał, że jest zubożały. Może aż tak nie czuje się częścią tej grupy. Ale zniewagę wypada wynagrodzić.
    - Niezły rzut. - gdy grzebał w płaszczu, wzrokiem śledził poczynania rozmówcy, jego sięgnięcie po kamień i rzucenie nim, a następnie zawalenie się jakiejś części fabryki. Przytaknął i z głupawą miną i półuśmiechem tylko pokiwał głową z uznaniem. Poza tym zrozumiał, że to miejsce jest kompletną ruiną. Gdy jeszcze dopytywał jeszcze parę miesięcy temu o to miejsce, przedstawiało się ono zupełnie inaczej i nie było chyba aż tak zniszczone. Ale cóż, ostatnio ktoś tutaj będący dopuścił się całkowitego zniszczenia... a raczej doniszczenia tego, co zwało się niegdyś fabryką. Teraz to właściwie ruiny ruin. Smutne, jak giną pomniki historii. W ciemności, z dala od oczu, przez jakichś głupców...
    Wsłuchał się następnie w tłumaczenie Bena o jego motywach przyjścia tutaj. A więc bywał tutaj częściej, może lepiej zna okolice, mógłby podzielić się doświadczeniem. Chociaż plotki, jakie chodzą o jego siostrach i braciach krwi raczej sugerowały, że prędzej Marionetkarz ucieknie z czymś wartościowym, wbijając Kesslerowi nóż w plecy albo grzebiąc go w zapadającej się fabryce. Kessler uważał jednak te plotki za przesądzone. Stereotypy o tym, że Dachowce to złodzieje, a Marionetkarze to nadambitne dupki może nie wzięły się znikąd, ale raczej były to co najwyżej jednostkowe przypadki, którym pomagały umiejętności, jakie dawało im pochodzenie. I tyle. Szkoda, że reputacja kilku spadała na barki całej społeczności.
    - Pracujesz nad czymś konkretnym w tej chwili? Jak widzę, te ruiny pewnie skrywają wiele skarbów, chociaż jak na nie patrzę, to trochę smuci fakt, że większość z nich pewne już wpadła w niepowołane ręce, została zniszczona, albo zaginęła na wieki pod murami i urządzeniami. Spójrz. - pokazał palcem po okolicy, próbując zwrócić uwagę na co bardziej zniszczone fragmenty. - tu naprawdę musiało się coś stać, ktoś to doniszczył, jakby specjalnie. - powiedział, ale poczuł się trochę głupio, bo i nawet bez jego wskazania palcem dało się zobaczyć i domyślić, że komuś zależało na zniszczeniu resztek fabryki. Albo zrobił to przypadkowo, chociaż Kessler w to szczerze wątpił.
    Gdy mówił i pokazywał palcem, jedną ręką cały czas grzebał w płaszczu, aż w końcu znalazł. Wyjął z niej powoli i ostrożnie pewien przedmiot, aby nie wywołać jakiejś paniki czy próby samoobrony u Bena. Był to przecież przedmiot zupełnie bezpieczny i przeznaczony do pogodzenia się obu panów. A przynajmniej tak miało to wyglądać w zamyśle Kesslera.
    - Zimno tu jakoś... może... chcesz się napić? Czegoś mocniejszego. - wyjęty przedmiot to nic innego, jak trochę większa niż zwykłe piersiówka, która sprawiała wrażenie pełnej. Marionetkarz nie zaproponował nic innego, jak machnięcie po kielonie, tylko że z jednej piersiówki. Ot tak, na rozgrzanie i pogodzenie się. Sam wziął małego łyka, następnie sapnął głośno, mówiąc coś pod nosem, że "pali gardło", a następnie wyciągnął ją w stronę Bena, jakby oferując, aby ją wziął i wypił swoją część, na co oczywiście by pozwolił.
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 10 Marzec 2017, 21:34   

    Podążywszy wzrokiem za ręką Kesslera, Ben przyjrzał się dokładniej zniszczeniom. Istotnie wyglądało to miejscami tak jakby ktoś tu przed nimi był i rozmyślnie próbował doszczętnie zniszczyć to miejsce. Rodziło się w głowie Marionetkarza pytanie: dlaczego? Dlaczego ktokolwiek miałby jeszcze kopać leżącego w postaci zabytkowej fabryki?
    Chociaż w sumie... Ludzie mawiają, że ci, którzy nie znają historii, są skazani na jej powtarzanie... Idąc tym tropem, mógł tu wcześniej być jakiś weteran pierwszej wojny z ludźmi. Chętny do rozpętania kolejnej, mógłby zniszczyć jeden z niewielu jeszcze istniejących dowodów niszczącej działalności Lustrzan wobec ludzi, a następnie rozpocząć kolejny konflikt. Chociaż czy to działało tak szybko, to się Benowi nie wydawało.
    - Niespecjalnie - odpowiedział swemu rozmówcy i za sprawą odruchu wyprostował sobie palce lewej ręki. Drugą ręką. Kessler doskonale mógł usłyszeć odgłos, jaki wydają stawy Marionetki. - Odkąd... Uhm... Od jakiegoś czasu tak się po prostu szwędam po świecie i pracuję dorywczo. Niewiele mam z tego złota, ale zawsze to trochę na opłacenie pokoju.
    Wtem ujrzał w dłoniach towarzysza do rozmowy piersiówkę. Młodzieniec uniósł brew: chciał z nim wypić bruderszafta?
    - Yyy... Niby nie piję, ale co tam.
    Jak tylko Kessler wziął łyka i podał mu piersiówkę, Ben chwycił ją pewniej, oczyścił rękawem gwint i pociągnął krótkiego, acz solidnego łyka. Następnie zakaszlał z gracją gruźlika, uderzył się wolną ręką w pierś i odetchnął. Jak go teraz paliło w gardle!
    - Mocne...
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,54 sekundy. Zapytań do SQL: 9