• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Stary park
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 17 Czerwiec 2017, 16:35   

    Słuchała słów Anomandera, z opuszczoną głową. Czy na pewno wiedziała kiedy powinna przeprowadzić taką rozmowę? Najchętniej to by w ogóle zapomniała, że coś takiego miało miejsce. Przecież było dobrze. Dziś rano było wręcz cudownie, potem spędziła miło czas z jak się okazało siostrą. A teraz musi przeprowadzić bardzo nieprzyjemną rozmowę, z jedyną osoba, która była w stanie tak naprawdę pokochać. Westchnęła cicho, nie wiedząc tak naprawdę co powinna zrobić, a czego nie. Bała się, że powie coś nie tak i że już wszystko się rozsypie lub, że Anomander też się na nią zdenerwuje. Nie chciała stracić dobrych relacji także z nim.
    - Już to zrobił - powiedziała cichutko - powołał się na to, że jest moim przełożonym i mam wykonać swoje obowiązki jak należy...dlatego doszło do kłótni i przez to Jocelyn dowiedziała się, że jesteśmy razem - wyjaśniła smutno - ja wiem, że podlegam mu jako pielęgniarka i nie mam zamiaru podważać jego autorytetu jako Ordynatora, jednak wypowiedział te słowa w najmniej odpowiednim momencie...
    Do oczu znów cisnęły jej się zły, jednak powstrzymała je bo słowa Dyrektora sprawiły, że osłupiała. Ona? Członkiem Komisji Dyscyplinarnej? Ale jak to? Stała tak zszokowana, patrząc na wielkiego gada. W końcu jednak częściowo otrząsnęła się z szoku - dz-dziękuję panu...nie trzeba było - skończyła mówić ciszej niż wcześniej.
    Dosiadła smoka i ułożyła się tak, żeby było jej w miarę wygodnie i by nie przeszkadzała Anomanderowi w locie. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy Dyrektor zapytał, czy sprawdza czy chmury są z waty cukrowej. Wiedziała doskonale, że tak nie jest. Ale przypomniało jej to, pierwszy lot z lekarzem. Trzy lata temu, po jej operacji. Była jeszcze mała i kompletnie nie wiedziała jak się prawidłowo używa skrzydeł. Teraz już wiedziała, choć do mistrzostwa było jej jeszcze daleko, o czym świadczyła między innymi jej obolała kostka.
    Pisnęła gdy smok nagle zeskoczył z dachu. Zaskoczył ją. Przylgnęła do jego grzbietu, by ułatwić mu wznoszenie się w górę. Skrzydła miała ciasno przyciśnięte do pleców. Spojrzała zaskoczona na gadzinę, gdy ten powiedział, żeby sobie pokrzyczeli. Zakryła mocno uszy co nie pomogło zbyt mocno przy jej czułym słuchu. Ale zaśmiała się gdy Anomander leciał w dół i ryczał ile sił w płucach.
    Wyczuła coś nieprzyjemnego. Jakby żądzę krwi. Spięła się i przeszedł ją dreszcz, jednak nie pokazała po sobie, że coś jest nie tak. Ufała Dyrektorowi, że ten da radę zapanować nad swoją bestią. Musiał! Bo inaczej została by tylko wielka, czerwono-zielonkawa plama po całym towarzystwie, które na nich czekało.
    Zmarszczyła brwi widząc stojącą nieopodal zebranych Rosemary. A ona co tam robi? Nie powinna siedzieć w izolatce? A jeśli nie to czy nie powinna iść sobie w cholerę? Nikły uśmiech, który przed chwilą gościł na jej twarzy, zniknął bardzo szybko. Zsunęła się z grzbietu Anomandera i odsunęła kawałek. Słysząc jego słowa przytaknęła głową i ruszyła kuśtykając w stronę stołu. Zatrzymała się jednak słysząc słowa Grega. Westchnęła smutno. Czuła, że to wszystko jej wina, że to ona nie potrafiła nad sobą zapanować. Zacisnęła dłonie w pięści, wbijając swoje pazurki w skórę. Nie zraniła się jednak, potrzebowała jakiegoś impulsu, żeby się uspokoić. Normalnie przytuliłaby się do Toksynka, nie zważając na Joce czy Grega, potrzebowała tego. Ale nie wiedziała, czy może mu jeszcze zaufać. Spojrzała na białowłosego swoimi zaczerwienionymi od płaczu oczami. Szybko jednak odwróciła wzrok.
    Słysząc jak bardzo kochankowie chcą odejść z Kliniki podeszła niepewnie do Anomandera, zanim ten zwrócił się do Sennej. Niepewnie dotknęła jego skrzydła, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę - panie Dyrektorze, czy naprawdę jest konieczne, żeby Joce tu została? - zapytała niepewnie. wiedziała, że musi być pod obserwacją ale nie chciała, żeby się tutaj męczyła. Żeby musiała oglądać swoją młodszą siostrę... - Nie znam się na psychologii, ale mam wrażenie, że to wszystko zaczęło się przez to, że była sama....może teraz, gdy jest z Gregiem, poprawi się...no i będzie miał ją kto pilnować - mówiła coraz ciszej. Nie chciała denerwować smoczyska. Ale naprawdę czuła się winna całej tej dramy. Gdyby bardziej nad sobą panowała, może by do tego nie doszło i Greg spokojnie by się sparingował z Anomanderem, sprawdzając nawzajem swoje umiejętności.
    Widząc, że lekarz chce porozmawiać z Rosemary, odsunęła się od niego. Słysząc jednak jej słowa, położyła uszy i uniosła lekko wargę, jak warczący pies. Powstrzymała się jednak od warknięcia, już dość dziś narobiła bigosu. Miała jednak szczerą nadzieję, że dyrektor pozbędzie się jej szybko i nie będzie musiała już jej dłużej oglądać, bo jak Tulcia była tolerancyjna i otwarta na poznawanie nowych osób, to jej nie trawiła. Teraz nie wiedzieć czemu jeszcze bardziej nie miała ochoty jej oglądać niż poprzednio.
    Stała, czekając na decyzję swojego szefa. Nieświadomie zaczęła drapać bliznę po ugryzieniu Wampirzycy. Jeśli jednak smok zarządził, że i tak muszą porozmawiać, posłusznie zajęła miejsce na ławce, na samym jej skraju tak, żeby siedzieć jak najdalej od pozostałych osób.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 20 Czerwiec 2017, 00:45   

    Wewnętrzna bestia aż kipiała żądza mordu, ale musiał nad nią panować.
    Jeszcze przez chwilę.
    Gad oddychał głęboko wpatrując się nieruchomo w zebrane dookoła niego istoty. Wciągał powietrze przez nozdrza wychwytując zapachy z otoczenia, a te mieszały się ze sobą tworząc prawdziwie oszołamiającą symfonię. Symfonię, poruszającą najdelikatniejsze struny w umyśle bestii. Zapach krwi, potu, ciepłych ciał, rozgrzanej słońcem ziemi, sierści i jeszcze jeden, delikatny i nieuchwytny przywodzący na myśl zapach dawnego domu. Domu, którego nie było. Zignorował pozostałe zapachy i uniósł łeb by wyłowić ten jeden wyjątkowy akord zapachu, te subtelne nuty na pięciolinii wiatru. Niestety, wiatr powiał mocniej i rozproszył owo subtelne tchnienie przeszłości. Szkoda.
    Niemniej to niespodziewane wrażenie sprawiło, że bestia cofnęła się do zakamarków jaźni.
    Ponownie popatrzył na zebranych.
    W gruncie rzeczy Gregory był niewinny i nawet okazywał wdzięczność za to co go spotkało w Klinice. Był sztucznym tworem starych, niekoniecznie dobrych czasów. To tylko kolejna upośledzona jednostka w tym zwariowanym świecie. Ślepo zakochany zwierzak obdarzający uczuciem kogokolwiek, kto go akceptuje takim jakim jest. To Jocelyn stanowiła problem. Psychicznie chora, do przesady wyniosła, niewdzięczna, opryskliwa i obrażalska ponad wszelkie pojęcie stanowiła uosobienie tego czym gardzi większość ludzi. Nie miał jednak zamiaru jej oceniać. Może nauczyło ją tego życie? Może te wszystkie przeżycia, o których mówiła, aż tak wpłynęły na jej osobowość? A może była tylko zwykłym niewdzięcznym suczyskiem? Nie wiedział tego i nie miał zamiaru dociekać. Jocelyn była tu nieszczęśliwa, w końcu tak bardzo chciała odejść z Kliniki. Uciec jak zbity pies razem ze swoją paczką leków, gdzieś, gdzie będzie mogła prowadzić swoje własne, rozchwiane jak statek na wzburzonym morzu, życie. Jej prawo. Niech będzie szczęśliwa.
    Gadzia paszcza miała to do siebie, że nie posiadała dostatecznie rozwiniętych mięśni odpowiadających za mimikę. Nie skrzywił się więc sarkastycznie a jedynie otworzył lekko paszczę.
    Oto właśnie spotykała ich wszystkich piękna nagroda od nowej wspaniałej Jocelyn. Oto była wdzięczność za okazaną pomoc. Wdzięczność tak płytka, że aż niemal niewidoczna. Cóż, kolejna cenna nauka do kompletu. Zanim zainwestujesz w kogokolwiek swój czas i wysiłek, sprawdź najpierw czy jest tego warty.
    Wpatrywał się jak Jocelyn idzie do stołu. W sumie jego chęć pogodzenia wszystkich, mimo iż była szczera, nie miała racji bytu. Oto kilka osób za ścianami wzajemnych niechęci i animozji ma prowadzić rozmowy? Nie, to było bez sensu.
    Z zamyślenia wyrwał go delikatny dotyk Julii. Przeniósł na nią wzrok i wysłuchał jej słów.
    - Julio, mógłbym ją tu zatrzymać siłą choćby na podstawie tego o czym mówiłem na dachu, ale wiem, że nic dobrego by z tego nie wynikło, poza kolejną urojoną lub nie, raną na duszy Twojej siostry. – Słowo „siostry” zdało się być zaakcentowanie czymś w rodzaju prychnięcia lub splunięcia, ale może to tylko gadzia paszcza tak wymawiała słowa. Przeniósł wzrok na Bane'a - Bane, odprowadź Gregorego i Jocelyn do pokoi. Niech się umyją i spakują. Gdy to zrobią wręcz im wypisy i wróć tutaj. Mamy do pogadania.
    Chcieli opuścić placówkę? Dobrze.
    - Możliwe, że jeszcze kiedyś stoczymy walkę. Możliwe nawet, że jeden z nas lub obaj, będziemy podczas niej prezentować odmienne ideały. Któż to wie? Niemniej ćwicz i trenuj ciężko, bo nie należę do łatwych przeciwników.- wyciągnął w stronę Małego Osiłka szpon prawego skrzydła podając mu w ten sposób rękę.
    Przeniósł wzrok na Jocelyn
    - A ty dziewczyno, bierz regularnie leki, które dostałaś. I cisz się nowym życiem.
    Zakończył rozmowę.
    Gdy odchodzili patrzył jeszcze przez chwilę na ich plecy po czym nachylił łeb w stronę Julii i cicho szepnął jej do ucha
    - Przepraszam, nie udało mi się.
    Przeniósł wzrok na Rosemary.
    - Zanim zaczniemy rozmawiać, powiem jasno bo obawiam się, że nie należysz do grona znawców protokołu dyplomatycznego. Nie wiem, czy wychowały Cię psy, czy może kultury i obyczajów uczyłaś się w wypasając świnie. Nie istotne, ale jeśli chcesz prowadzić rozmowy sugeruję Ci zachować nieco więcej ogłady i powściągliwości. Póki co, nie jestem twoim kolegą. Na dodatek to ty podeszłaś do naszego towarzystwa a nie my do Ciebie. Przedstaw zatem to z czym przychodzisz.
    Popatrzył na dziewczynę.
    Miał już dość tego dnia. Chciał w końcu coś zabić.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 22 Czerwiec 2017, 14:22   

    Można było przewidzieć, że Gregory będzie chciał zabrać stąd swoją lubą. Podziało się zbyt wiele, Jocelyn wyglądała na złą i zmęczoną, z pewnością nie chciała rozmawiać.
    Ale chwileczkę? Czy Bane się nią martwił? Oczywiście, że nie. Była siostrą Julii ale była też dorosła. Potrafiła o siebie zadbać a jeśli nie, to miała Grega. Może nie byli dobraną parą, ale się kochali. No, a przynajmniej blondyn ją kochał. Już kilka razy to udowodnił choćby martwiąc się o nią. A Jocelyn? Może było to dla niej wygodne. Może taki opiekun był jak dar z nieba.
    Bane odczuwał przemożną ochotę aby wyrwać z niej te kilkadziesiąt tysięcy które miała w żebrach. Co z tego, że podziękowała? Puste słowa nic nie znaczą kiedy czyny mówią zupełnie co innego. Jocelyn nie okazywała wdzięczności, chociaż o niej mówiła.
    Białowłosy prawie żałował, że usunął jej te blizny. Gdyby wiedział jak to się dalej potoczy, nawet by jej nie tknął. Chciał dobrze, pomyślał, że może po tym jakoś się dogadają... Był głupi. Po raz kolejny przekonał się, że ludzie są jednak podli.
    Usiadł posłusznie na ławce ale tylko po to by za chwilę wstać i bez słowa poprowadzić było nie było Pacjentów do recepcji.
    Gdy Anomander wydał mu polecenie, Bane skinął głową... ale wcale nie miał ochoty tu wracać. Co by było gdyby nie przyszedł? Gdyby zignorował słowa Dyrektora? Niee... To byłoby jeszcze gorsze niż ochrzan który z pewnością zbierze.
    Gdy dotarli do budynku przepuścił Jocelyn i Gregorego w drzwiach i powiedział, że poczeka na dole. Alice uśmiechała się do niego promiennie ale widząc, że jest w dość podłym nastroju nie odzywała się. Zamiast tego zaparzyła mu kawy.
    Czekał pijąc z filiżanki gorzki napój. Przyglądał się Recepcjonistce ale nie jakoś nachalnie, raczej z zaciekawieniem. Kobieta wypełniała dokumenty które mieli wręczyć parze. Tylko raz poprosiła go by podpisał Wypisy po czym już nie zawracała mu głowy. Gdy już były gotowe, w ładnych białych teczkach, postawiła je na blacie i wróciła do swojej pracy.
    Bane oddał filiżankę i wziął dokumenty. Jeszcze przez chwilę czekał na dwójkę.
    Gdy już w końcu zeszli wręczył im teczki.
    - W każdej jest wypis i zalecenia lekarskie. - powiedział formalnie - Recepty także. Po leki zapraszam do Apteki ale przed zakupem proszę przyjść do Recepcji i poprosić Alice, by poszła obsłużyć.
    Przez chwilę patrzył na Jocelyn dosłownie wwiercając się w nią zielonymi źrenicami. Gdyby nie to, że była kobietą i nie wypadało zachowywać się jak bydlę, splunąłby jej w twarz. Tylko ona miała prawo być zła na niego, za to kim się okazał być? On poświęcił swój czas i energię na doprowadzenie jej do ładu. Miał powód by chcieć by zeszła mu z oczu.
    Uścisnął dłoń Gregorego mocnym, pewnym uściskiem i nawet posłał mu blady uśmiech.
    - Powodzenia na nowej drodze życia, przyjacielu. - powiedział - Mimo wszystko odwiedź mnie czasem. W końcu jesteś pierwszym Towarzyszem Niedoli jakiego tu spotkałem. - dodał a uśmiech mu złagodniał. Na blondyna się nie złościł. Mimo, że tamten przyłożył mu i to solidnie.
    - Wbrew pozorom, życzę wam szczęścia. - powiedział patrząc na Jocelyn wymownie - Żegnajcie.
    Pożegnał Pacjentów i odczekał chwilę. Gdy odeszli spojrzał na Alice, która uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Cholera, jak on uwielbiał tą Marionetkę! Ona jedyna nie oceniała, akceptowała go i jego humorki. Może dlatego, że miała jasno wydzielone zadanie i nie zbaczała nigdy z kursu?
    Niechętnie wrócił na polanę i usiadł z powrotem na ławce.
    - Pacjenci dostali wypisy. - zakomunikował - I opuścili placówkę.
    Przeniósł wzrok na Rosie. Przyszła ze wstrząsem mózgu, kilka dni 'odpoczynku' w izolatce sprawiły, że powinna czuć się już dobrze. Kraina Luster nie posiadała zaawansowanych sprzętów do badań neurologicznych, trzeba było więc improwizować. Trudno, w razie problemów przyjdzie znowu.
    Ukradkiem zerknął na Tulkę. Co będzie dalej? Czy wybaczy mu to co zrobił? No i skąd do cholery ona w ogóle o tym wiedziała, miała jakiś podsłuch czy co?
    Ostatecznie spojrzał na Anomandera bo to od niego oczekiwał dalszych poleceń. Jego smocza forma budziła respekt i Bane wcale nie czuł się przy nim tak pewnie, jak wtedy gdy miał do czynienia z czarnowłosym Opętańcem.
    Trudno. Trzeba ponieść karę.
    _________________
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 22 Czerwiec 2017, 17:57   

    Nie czekala juz na żadne wywody. Swoje się nasluchala. Najbardziej śmieszne w tym było że ta trójka, która zezwoliła na ten wystepek, napadla na nią jakby to wszystko była jej wina. Nie dala się jednak wpedzic w jakiekolwiek poczucie winy. To oni powinni czuć się winni i zawstydzeni. Nie ona.
    Gdy tylko usłyszała jak Gregu mówi o zawinieciu manatek, wstala i złapala go za rękę. Czuła ze ma w nim swoje oparcie, czuła że może na niego liczyć. Był za nią pomimo tego że Bane jest jego kumplem. Scisnela jego dłoń a w jej oczach mógł dostrzec ciepło. Gdyby nie sytuacja i aktualny nastrój to zapewne wtulila by się w niego. Przez chwilę zbierała myśli. Czy jest coś co jeszcze mogła dodać? Coś czego Gregory nie powiedział? Raczej nie, poza tym cokolwiek by teraz nie powiedziała to i tak niczego nie zmieni. Widziała jak bardzo nienawistnym spojrzeniem obrzuca ją Bane. Domyślała się co po tej jego parszywej głowie chodzi. Wiedziała też że gdy tylko zbierze odpowiednią sume, odda Klinice pieniądze jakie w nia włożył Anomander. Wolała się zacharowac i oddać te pieniądze niż za każdym razem gdy się tu znajdzie czuć te negatywne emocje wypływające z personelu. W końcu będzie musiała tu przyjść gdy leki które dostała się skończą. Nie czekając dłużej ruszyla w stronę kliniki, nie oglądając się za siebie. Czuła dziwny ból w okolicy klatki piersiowej i wiedziała ze nijak ma sie do jej stanu fizycznego. Bała sie w jakis sposób ze na nowo traci coś ważnego. Była jednak zbyt "dumna" by się przed sobą przyznać. Uznała ze tak będzie lepiej. Szli w kompletnej ciszy. Widok wesołej pani Alice w recepcji, przyprawil ją o gęsią skórkę. Ten jej optymizm wydal się nie na miejscu. Lubiła te kobietę. Była pomocna i rozsiewala wokol siebie spokój i pewnego rodzaju radość. Pozytywna dusza tego dziwnego miejsca. Joce poslala, przynajmniej probowala, nikly uśmiech. Zignorowala Bane i ruszyła na górę. Miała ochotę uderzyć głową w ścianę. Czuła dziwne swędzenie w mózgu a szum nie przestawal obijac sie o jej czaszke. Gdy weszli Samael podbiegl do swojej pani. Caly podenerwowany, zaniepokojony. Tracal swoja właścicielke pyskiem i sie ocieral. Joce kucnela i sie do niego przytulila. Zwierzak wtedy znieruchomial i po prostu czekał. Nigdy nie był pieszczochem. Gdy Joce skonczyla,włożyła śpiąca Banshee do pudelka. Spakowala wszystkie rzeczy. Nie czuła potrzeby by się myć. Jeśli Gregu tego potrzebował to na niego zaczekala.
    - Dziękuję za to że mnie wsparles. Bez Ciebie bym oszalała. - podeszła do mężczyzny i sie do niego przytuliła. Poczula odrobinę spokoju. Gregory był dla niej tym bodźcem uspokajającym. Czuła się przy nim bezpiecznie, on jedyny nie oceniał jej na każdym kroku i akceptowal z tymi wszystkimi jej dziwactwami. - Chodź. Pokaże Ci mój... Nasz dom. Oczywiście nie zmuszam Cie do mieszkania tam ze mną. Jest też w razie czego osobny pokój dla Ciebie jeśli będziesz potrzebować. - wziela torby w jedna rękę, karton z Banshee w drugą. Pocałowała go w policzek po czym zeszli na dol. Na sam widok Banea, stwór w jej trzewiach domagal się sprawiedliwości. Kiwnela wiec tylko głową a gdy ten wwiercal w nia te swoje paskudne oczy kobieta odpowiedziała mu hardo na to spojrzenie. Miała spokojny wyraz twarzy jednak usta zaciśnięte dosłownie w białą kreskę. Wbrew pozorom życzy im szczęścia? Oh jakiś Ty dobrotliwy.
    - Ja wbrew pozorom... A nie czekaj. Jednak nie. Żegnaj Bane. Mam nadzieje że któregoś dnia bede w stanie zrozumieć co tobą kieruje. - powiedziala jeszcze do widzenia, pani Alice po czym wyszli i udali się w stronę domu Joce.



    Z. T x2 (Gregu i Joce)
    _________________
     



    Krwiopijca

    Godność: Rosemary
    Wiek: w sumie prawie 90
    Rasa: Senna Zjawa
    Lubi: Przemoc
    Nie lubi: kotów, słodyczy i kawy
    Wzrost / waga: 176/65
    Aktualny ubiór: Event:https: //imgur.com/a/Kh5YN Fabuła: https://imgur.com/a/pBRDK8L
    Znaki szczególne: Elektryzujaco niebieskie oczy(źrenica i tęczówka w tym samym kolorze), charakterek
    Zawód: Najemnik/tancerka pole dance
    Pod ręką: glock, dwa sztylety, buteleczka z chloroformem, sakiewka z pieniędzmi
    Broń: wiatrówka, dwie maczety, Glock-17
    Bestia: Dziwotwór- Pączuś
    Stan zdrowia: Zdrowa
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny)
    Dołączyła: 31 Sie 2016
    Posty: 235
    Wysłany: 22 Czerwiec 2017, 18:36   

    Jak dobrze. Tak cudownie. Tyle informacji. Informacje to podstawowa waluta świata. Zapewne i tu tak było. Jak dotąd dowiedziała się dość mało ale jednak. Klinika jest własnością Anomandera. Banulek jest ordynatorem, ruda pielegniarka, jest jeszcze ta recepcjonistka i psy. Z tego co wiedziała mogła śmiało spekulować iż rudzielec i smoczek sa opętańcami. Bane jak dotąd pozostawał dla niej zagadka. Kobieta o ognistych włosach, tez opętaniec, jest siostra lisiej dziewuchy, z kolei Gregory jest facetem krzykaczki, która jest na bank opętańcem. Gregory podaje się za opetanca ale jego rasa jest bliżej nie ustalona.
    Bane, ma drugie oblicze. Lubi mieć władze, być panem sytuacji. Lubi kobietki i nie grzeszy wiernością. Typowy podrywacz, lamacz serc. Zapewne wydarzyło się w jego życiu coś co wywołało takie a nie inne skrzywienia. Dobrze zbudowany, jednak ciało nie stworzone do walki. Rodzaj typa który działa z zaskoczenia. Moc uleczania. Coś nie tak z jego krwia która pachnie jak kwas. Pochodzenie nieznane. Miejsce zamieszkania Kraina luster. Rasa, nieokreślona.
    Ruda, Julia. Opętaniec z lisimi atrybutami. Pochodzenie nieznane, zamieszkuje w klinice. Pielegniarka, partnerka... Nie. Zabawka Banea. Dziewczyna z rodzaju tych cnotliwych, niewinnych, sarnie oczka przyciągające facetów. Ociekajaca slodycza nawet jak sie wscieka. Uwaga bo zaraz rzyygne. Zdradzona, zrobila awanture. Związek w ukryciu. Ciało zgrabne, zwinne. Niespecjalnie silne. Dziwne powiązanie z Anomanderem. Siostra krzykacza. Wieczna ofiara która bierze zawsze wine na siebie jak nic.
    Anomander. Zamienia się w smoka. Chodzący autorytet. Powściągliwy, poważny. Dyrektor mający bzika na punkcie swojej załogi jak i kliniki. Bardzo dobrze zbudowany, silny. Zapewne dobry w walce wręcz. Poważny przeciwnik. Cenny sprzymierzeniec. Zapewne ma sporo kontaktów. Wpływowy, dość tajemniczy. Rozstawiajacy ludzi po kątach, lubi im pokazywać gdzie ich miejsce. Rasa, opętaniec. Pochodzenie, nieznane. Mieszka w klinice. Gra role Tatuśka. Dobry lekarz z tego co sie tu nasluchala. Nie tyrtoli się się w ceregielach. Chodzący znak zapytania.
    Gregory. Osiłek, ciało nie stworzone do dzikich harcow. Stawia bardziej na sile niż zwinność. Kumpel Banea, facet krzykaczki. Podaje się za opetanca jednak rasa nieokreślona. Pracuje w klubie nocnym, pochodzenie nieznane, zamieszkuje w Krainie (?). Pantofel jak nic, nadopiekunczy. Śmieszek, typowy wzorzec faceta ze średniowiecza. Rycerzyk z masa kompleksów i błędów. Chciał się mierzyć ze smokiem wiec ma ukryte umiejętności i zdolności. Dobry przeciwnik.
    Jocelyn. Opętaniec. Siostra Julii. Niemile tu widziana. Strasznie krzykliwa, w gorącej wodzie kapana. Kij w tylku. Pochodzenie nieznane, charakterystyczny francuski akcent. Mieszka najprawdopodobniej w Krainie. Kobieta, właścicielka Gregory'ego. Wychudzona, nie za duża masa mięśniowa, dość giętka. Katana przy pasie wiec szermierz. Potrzebuje otaczać się ludźmi. Trochę podobna do Julii. Trzeba na nią uważać ale nie jest zbyt interesującym przeciwnikiem.
    Smietanka towarzyska jak nic. Tak się zamyslila podczas tej analizy że z zamyślenia wyrwal ja dopiero głos Anomandera. Jej przed chwila zamglone oczy, ożyły. Nie znam etykiety i paslam świnie? Westchnęła zawiedziona. Takie wyzwiska nie pasują do takiego mężczyzny. Oczekiwała czegoś bardziej wyszukanego. Ktoś tu jest zmęczony dniem dzisiejszym co? Cmoknela niezadowolona. Odechciało jej się rozmawiać.
    - Nie zamierzam się z panem kolegowac. Zaciesnianie relacji międzyludzkich nie należy do moich priorytetów. Jest bardzo istotna sprawa która pragnę z Dyrektorem tej placówki omowic, jednakże przełożmy to na kiedy indziej. Dzisiejszy dzień nie sprzyja takim rozmowom. Tak więc, do zobaczenia panie przystojniaku.- puściła mu oczko, wziela torbę i przeszła specjalnie kolo Banea i tak by tylko on to usłyszał szepnela:
    - ona je Ci z ręki, wiec sie nie obawiaj. - uśmiechnęła się lobuzersko i po poprawieniu kapelusza udała się przed siebie, gwizdzac wesolo.


    Z. T
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 23 Czerwiec 2017, 18:48   

    Westchnęła cichutko, gdy Anomander pozwolił Joce i Gregowi opuścić jednak Klinikę. Zatrzymała tylko jeszcze blondyna - Greg, proszę opiekuj się nią dobrze - posłała mu nieśmiały uśmiech. W jej wzroku była ukryta prośba, a nawet błaganie o to, żeby jej wysłuchał. Pomachała im jeszcze i zajęła swoje miejsce na ławce.
    Słysząc słowa dyrektora opuściła wzrok - teraz i tak nie miało to sensu...ale dziękuję, że pan próbował - powiedziała cichutko, tak, żeby tylko on to usłyszał.
    Czekała aż wróci białowłosy. Nie wiedziała czy ma uczestniczyć w tej rozmowie, jednak póki Anomander nie wyda jej innego polecenia, to będzie siedzieć na tej ławce. Musiała się jakoś ogarnąć, a to nie należało do prostych zadań. Siedziała wlepiając wzrok w drewno stolika. Słyszała, że dyrektor rozmawia o czymś z Rosie ale w ogóle jej to nie interesowało. Rozluźniła się trochę, gdy wampira sobie w końcu poszła. Do tego jeszcze coś wyszeptała Ordynatorowi na ucho, gdy tylko znalazła się obok niego. Tulka zmarszczyła brwi ale nic nie powiedziała. To już nie były jej sprawy.
    Gdy Bane usiadł na ławie, zaczęła się bawić swoją połówką Blaszki Zmartwienia, która miała przyczepioną do czarnej obróżki. Zastanawiała się jak to możliwe, że ona czuła to co on ale nie działało to w drugą stronę. Może była popsuta? A może to Bane miał ja po prostu gdzieś? Może faktycznie była dla niego liskiem doświadczalnym i niczym innym?
    Zacisnęła znów mocno zęby i oczy, powstrzymując się resztkami sił od płaczu. To już nie była pora na płacz. Wyjaśnią sobie wszystko i będzie dobrze. Pogniewa się pewnie na niego jeszcze chwilę, ale w końcu jej przejdzie. Pewnie jest jakieś logiczne wyjaśnienie tego. Ale czemu jej nie powiedział? Czemu pokazywał jej jak bardzo było mu dobrze? Udawał, że nic się nie stało. I kim w ogóle była ta jego kochanka, z którą bawił się lepiej niż z Julią? Dziewczyna wiedziała, że nie jest w tym dobra, że większość innych kobiet bije ją na głowę w tych tematach...ale czemu nie chciał jej nauczyć tylko pokazywał jak było mu z nią dobrze tylko po to, żeby kilka godzin później pokazać, że po zabawie z inną miał jeszcze lepszy humor?
    Tulka miała mętlik w głowie. Chciała już to wszystko mieć za sobą, zapomnieć, że coś takiego się stało. Chciała iść do łóżeczka i wtulić się do ukochanego. Ale czy na pewno da radę mu znów zaufać? Nie wiedziała tego...
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 27 Czerwiec 2017, 03:54   

    Patrzył w ślad za odchodzącymi.
    Zatem ta niewdzięczna chudzina to siostra Julii? A teraz odchodzi? Tak, to chyba u nich rodzinne. Tylko po kim to mają? Odchodzenie bez słowa, „przepraszam za kłopot”, „bywajcie w zdrowiu” czy choćby zwykłego „dziękuję” lub nawet „spierdalajcie”
    Westchnął ciężko.
    Kiedyś, dawno temu, jeden ze znajomych skrzydlatego medyka, powiedział, że dziękują tylko ludzie, którym otrzymany podarek, przywilej, dobre słowo, łaska lub pomoc się nie należała. Z zachowania butnej pannicy, która okazała się być siostrą Julii, wnioskować można było, że to ona wyświadczyła przysługę Klinice, że raczyła do niej przybyć i nawet pozwoliła dokonać na sobie zabiegów medycznych. Dziękuję ci, „miłościwa pani”, nie tyle za wizytę co za cenną naukę. Więcej nie popełnię podobnego błędu. Możesz być pewna.
    Rosemary także sobie poszła. I prawdę mówiąc zrobiła bardzo rozsądnie. Może i była dość specyficzna, aby nie powiedzieć niewychowana, ale potrafiła ocenić sytuację. Gadzia ciekawość wypełzła na wierzch niczym żmija na rozgrzany kamień. Ciekawe czego chce?.
    Julia wydawała się być niepocieszona. Cóż, nic więcej nie mógł na to poradzić. Może rozmowa przyniesie jakiś lepszy efekt.
    Popatrzył stronę powracającego Bane’a, którego minęła odchodząca Rosemary. Wydawało mu się, że coś szepnęła białowłosemu do ucha w tak zwanym „przelocie”, ale równie dobrze mógł się mylić. Może chciała go tylko obwąchać i ocenić termin przydatności do spożycia? Nie interesowało go to. Ważne, że ponownie zostali we troje. I znowu scena jak z taniego romansu albo nie zbyt dobrego dramatu. Oto troje ludzi, samotny stół z ławami, park, łagodny wiatr poruszający gałązki drzew a w tle zachodzące słońce i miasteczko u podnóża wzniesienia. Szkoda, że i w tym momencie atmosfera z obrazka nie przekładała się na ludzi i ich osobiste dylematy i problemy. Gad machnął łbem pokazując by Bane zajął miejsce naprzeciwko Julii, odczekał chwilę aż ten usiądzie, po czym sam podszedł do stołu stając u jego szczytu. Choć określenie „stając” to zbyt wiele powiedziane. Przysiadł przy stole obracając łeb na Bane’a
    - Nasze spotkanie zacznijmy zatem od trywialnego stwierdzenia. Brzmi ono następująco: NIC, co dzieje się w Klinice, nie uchodzi uwadze jej dyrektora.- poruszył łbem spoglądając raz na Bane’a i na Julię - To, że na coś nie reaguję, puszczam mimo uszu albo przymykam oko, nie znaczy, że o tym nie wiem. Mam nadzieję, że to jasne i nie wymaga dodatkowego wyjaśnienia?
    Poruszył końcówką ogona.
    Jak na razie był spokojny choć irytowanie się, pozostając w ciele wielkiego gada, było raczej mało rozsądne. Tu też działała zasada wymiany. W ciele człowieka to Anomander miał władzę sprawczą a Gad był uzurpatorem, wewnętrznym głosem chcącym narzucić się na nowego tyrana tego skrzydlatego, ludzkiego ciała. W ciele bestii było podobnie z tym, że ludzka część Anomandera sprawowała władzę zwierzchnią nad bestią a ta, jak przystało na prawdziwego przeciwnika, co jakiś czas próbowała władzę odzyskać. Raz z większym raz z mniejszym skutkiem, ale zawsze było to mało bezpieczne dla otoczenia.
    Wypuścił powietrze przez nozdrza, czemu towarzyszył głośny syk.
    - Bane, to co teraz powiem, potraktuj jako pierwszą i ostatnią naganę, bowiem niniejszej Ci właśnie udzielam. Prowadzę to miejsce od bez mała trzydziestu lat, licząc wedle rachuby czasu ze świata ludzi. Jak widzisz, ja byłem, jestem i będę dyrektorem tej placówki, aż do chwili, gdy zdecyduję o swoim odejściu, zginę w walce lub zdechnę ze starości. Innych opcji nie biorę pod uwagę. A teraz posłuchaj uważnie. Bycie ordynatorem, wbrew pozorom nie jest funkcją dożywotnią i nie daje władzy absolutnej. Nie szafuj zatem tytułem z taką lekkością, bo jeszcze Ci odleci. Bycie ordynatorem w Klinice jest przywilejem, który ja wedle własnego kaprysu mogę nadać i odebrać łatwiej niż Ci się wydaje. Miej to na uwadze. – gadzie ślepia patrzyły na Bane’a bez żadnego specjalnego uczucia, ot zwykłe bezduszne wejrzenie wrednego gada - A teraz, opowiedz nam, proszę, co się wydarzyło w izolatce. Tylko nie pomijaj ani nie zapomnij specjalnie lub przypadkiem ŻADNYCH szczegółów. Z przyjemnością damy Ci czas na dokładne ułożenie planu tego opowiadania.
    W głębi serca Anomander wiedział, że to pytanie może doprowadzić do burzy, ale burzę choć gwałtowną, można jeszcze opanować. Problemem jest zaufanie w zespole. Byli w końcu lekarzami. Od nich samych i od ich zgrania, zaufania i profesjonalizmu zależy i będzie zależało życie pacjentów. Nie można zatem budować jakichkolwiek relacji lub naprawiać czegokolwiek bez rozgrzebania starych ran, oczyszczenia ich i ponownego zamknięcia.
    Przykro mi, moje dzieci. Niestety każdy wrzód tego typu, trzeba rozciąć i oczyścić.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 27 Czerwiec 2017, 19:41   

    Podejrzewał, że rozmowa nie będzie przyjemna. W głębi duszy czuł, że właśnie nadszedł czas by otrzymać karę za to co zrobił Rosie.
    Ale chwileczkę. Czy za to należała się kara? Przecież nie zrobił nic złego! Więcej! Działał w dobrej wierze!
    A może tylko tak sobie to tłumaczył? Nieco spaczone poczucie czym jest dobro a czym zło sprawiało, że Bane zupełnie inaczej patrzył na swój występek. Traktował go jak zwykłą czynność, niemalże nudną rutynę. Co, poszedł do Pacjentki się pobawić? Przecież w Świecie Ludzi robił to cały czas i nikt nie miał o to pretensji.
    No tak. Ale tutaj, w Krainie Luster miał nad sobą szefa. Sam nie był Dyrektorem, nie mógł robić co mu się żywnie podobało. Anomander miał prawo zwrócić mu uwagę, ukarać go ale, miejmy nadzieję, nic więcej. Bane nie chciał wylądować na bruku. Szkoda tylko, że człowiek 'budzi się' jak jest już zazwyczaj za późno.
    Białowłosy czasem robił głupoty ale nie był głupi. Gdy Gad usiadł z nimi przy stole i zwrócił się do niego stanowczym tonem, mężczyzna instynktownie skulił się. Pewność siebie gdzieś uleciała.
    Może gdyby siedział przed nim Anomander w swojej Opętańczej formie, to Bane próbowałby się jakoś wykręcać... może nawet kłamać. Ale siedział przed nim Smok! Nie trzeba być wybitnie kreatywnym by wyobrazić sobie co może zrobić takie bydle człowiekowi.
    Nagana, choć nad wyraz łagodna trafiła do Cyrkowca i ugodziła mocno, sprawiając, że poczuł się winny. Nie tego, że złamał Regulamin. Nie tego, że ukrzywdził Pacjentkę. Tego, że zawiódł. Nie tylko Anomandera, choć to bolało chyba najmocniej bo traktował go jak ojca... Zawiódł też Julię. Nadal tajemniczą pozostawała kwestia tego jak ona się dowiedziała ale...
    Może Dyrektor jej powiedział? Wydawali się być sobie bliżsi niż jeszcze kilka dni temu...
    Białowłosy podniósł oczy na starczego medyka. Wyglądał teraz jak zbity pies, chociaż pewnie to i tak nie działało na twardziela-Anomandera.
    Czuł, że przeprosiny nic tu nie pomogą ale mimo to przeprosił cicho. Nie sądził, by czarnowłosy to usłyszał, a jeśli już, to że przyjął je... ale zwyczajnie Cyrkowiec chciał przeprosić. Nawet jeśli nie miało to znaczenia.
    Dalsza część wypowiedzi spowodowała, że Bane poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach. Wyprostował się na siedzisku i zrobił zakłopotaną minę. Jeszcze nigdy nie musiał tłumaczyć się ze swoich wybryków... A teraz miał wszystko opowiedzieć. I to przy Tulce.
    Może Anomander zrozumie. Może westchnie i na naganie się zakończy?
    Przez chwilę milczał. Tylko pozornie wyglądał na spokojnego, martwa maska jaka pojawiła się na jego twarzy skutecznie ukrywała emocje. Z taką pojawił się w tej Krainie, nic nowego.
    W rzeczywistości z każdą chwilą denerwował się coraz bardziej. Odsunął się nieco od Anomandera i odchylił od Julii bo na czole zaczął perlić się pot.
    Co robić? Co robić? Kłamać? A może powiedzieć prawdę? Może... zmienić się w zwierzę i uciec? Nieee... Jak zwieje, nie będzie miał po co wracać. Cholera! W końcu jest mężczyzną! Facet nie zwiewa jak tchórz!
    Odetchnął i zacisnął pięści. Ułożył w głowie plan, przypominając sobie po kolei co zaszło w izolatce. Był gotów by wszystko opowiedzieć. I chociaż bał się reakcji zgromadzonych, musiał to zrobić.
    - W parku upolowałem sarnę. - zaczął, bo uznał, że należy nakreślić tło - Nie było to trudne, mam przecież to. - uniósł rękę pokazując Animicusa - Ale nie zabiłem jej, naszprycowałem ją lekami na uspokojenie. Nie wiem czy dobrze zrobiłem, bo się nie znam na zwierzętach, ale cel osiągnąłem. Sarna była potulna i nie bardzo wiedziała co się dzieje. - brwi mężczyzny drgały nieznacznie bo po wstępie w końcu musiał przejść do sedna - Zaniosłem ją do izolatki, dla Pacjentki. Uznałem, że trzydniowa głodówka wystarczy, no i zwyczajnie chciałem... nie wiem... okazać miłosierdzie? - skrzywił się pytając sam siebie - Chyba tak, chciałem być miły. No i obecnie jestem jedyną osobą w Klinice której Rosemary nie może wyrządzić krzywdy, bo zwyczajnie zginie. I ona to czuje. - westchnął - Nie rzuciła się na sarnę od razu, chociaż liczyłem, że tak właśnie będzie. - na dluższą chwilę zapadła cisza. Bane odwrócił wzrok i zagryzł zęby, ciężko mu było mówić o tym gdy miał świadomość, że zaraz zostanie za swoje czyny osądzony. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się chęć skłamania... ale gdyby skłamał, przybiłby gwóźdź do trumny.
    - Była... naga. - powiedział wracając wzrokiem na gadzi pysk Anomandera - I... - zawahał się zerkając na Tulkę, przygryzł usta - I napalona. - powiedział w końcu - A ja... niewyżyty. Cholernie niewyżyty. - czuł się jak dzieciak który miał wyjaśnić tatkowi dlaczego stuknął sąsiadkę - Czułem jak buzuje we mnie agresja. Szukałem pretekstu by się wyżyć i gdy zszedłem tam z tą sarną... Okazja sama się zjawiła. Rosemary stała tam, nie dość że naga to jeszcze rozochocona. Poczułem taką ogromną chęć by ją ukarać! Za to ukąszenie Julii, za ten jej niewyparzony jęzor i prowokowanie! I za... - skrzywił się - Za to, że kusiła mnie. Wiedziała, że długo nie wytrzymam, ona czuje to nosem, jak zwierzę. - brwi białowłosego ściągnęły się, złość zaczęła powoli buzować w jego ciele.
    Po co miał kłamać. Przecież i tak Anomander prędzej czy później dowiedziałby się czym kierował się Bane decydując się na to co zrobił. Łatwiej było się przyznać. Może kara nie będzie surowa.
    - Opisywać szczegóły? - zapytał, ale w pytaniu tym nie było żadnej buty czy wyzwania, raczej pokora - W skrócie: nażarła się krwi z sarny, umyła twarz, zmusiłem ją by mi obciągnęła, sprałem ją wyładowując całą złość i agresję, władowałem w nią palce, przydusiłem i gdy straciła przytomność, uleczyłem mocą. - powiedział szybko, ale coś czuł, że będzie musiał rozwinąć opowieść, dlatego niezależnie od tego czy słuchacze go o to poproszą czy nie, mówił dalej - Podobało jej się. A to jeszcze bardziej mnie nakręcało, jeszcze bardziej chciałem ją bić, dusić, szarpać. Żeby zmyć z jej twarzy ten głupi uśmieszek... Gdy widziałem, że po tym jak ją skopałem ona dalej się uśmiecha i jest napalona coraz bardziej pomyślałem, że muszę zmienić taktykę. Można powiedzieć więc, że zacząłem ją zadowalać palcami ale w tym samym czasie ją dusiłem. - spuścił głowę - I dopiero gdy widziałem ulatujące z niej siły i to, jak z trudem łapie oddech... Dopiero to dało mi ukojenie. Wyładowałem się na niej, ukarałem ją.
    Zamilkł na chwilę. Siedział zgarbiony i myślał. Czy o czymś nie zapomniał? Chyba nie. A przynajmniej nie celowo. Jeśli Anomander będzie chciał szczegółów to dopyta. I tak już Bane był gotów wszystko wyznać, jak na spowiedzi.
    Podniósł głowę i wyprostował się, jak struna. Rękoma odgarnął włosy z twarzy i przeniósł wzrok tym razem na Tulkę.
    - Gdybym nie wyładował agresji na Pacjentce... - powiedział grobowym głosem - Zrobiłbym to na tobie, Julio. Nie panuję nad tym, kiedyś prowadziłem rozwiązłe życie... - zielone źrenice wwiercały się w dziewczynę, na twarzy wymalowaną miał śmiertelną powagę - Chociaż byłem i jestem alkoholikiem, nie piję bo o to poprosiłaś mnie ty i Dyrektor. - skinął głową z szacunkiem Anomanderowi po czym wrócił wzrokiem na pielęgniarkę - Dotąd nie sądziłem, że po ponownym rozpoczęciu 'bliższych kontaktów' z kobietą, co tu ukrywać, z tobą Julio, będę musiał się wyładowywać. - krótka pauza, na kilka mrugnięć oczami - A obiecałem, że nigdy cię nie skrzywdzę.
    Poprawił się na siedzisku i spojrzał na Gada. Szkoda, że z jego pyska tak niewiele dało się odczytać.
    - Nie chcąc więc narażać na krzywdę Julię, szukałem okazji by wyżyć się na kimś innym. - powiedział w końcu rzeczowo, podsumowując całą swoją wypowiedź - Okazją była Rosie więc ją sprałem, dając przy okazji upust swoim żądzom. A że i tak chciałem ją ukarać, wydawała się być idealnym kandydatem na... ofiarę.
    Tak. Rosemary była w tym wypadku ofiarą. Może i jej się to wszystko podobało, ale gdyby miała inny charakter... Przecież ostatecznie to co zrobił Bane było gwałtem, mogło uchodzić za gwałt!
    Białowłosy patrzył wyczekująco na Dyrektora, czekał na pytania. Po skroni spływała mu strużka potu. Zdecydowanie Cyrkowiec nie lubił być w centrum dramatu.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 27 Czerwiec 2017, 20:50   

    Tulka czekała cierpliwie na rozpoczęcie rozmowy. Nie spojrzała nawet na białowłosego, gdy ten usiadł przed nią. Słuchała uważnie słów Anomandera i gdy ten zapytał czy wszystko jest jasne przytaknęła tylko głową, nie wypowiadając nawet słowa. Nigdy nie sądziła, że uda jej się coś przed nim ukryć. Nie coś co dzieje się w Klinice. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby okazało się, że wie o tym, że miała tego samego dnia gościa. Ale może udałoby jej się wmówić mu, że przyszedł tylko z nią porozmawiać, w końcu chyba ma prawo do przyjmowania gości. Gdy Bane zakazał jej mówić o tym, że są razem też za bardzo nie wierzyła w to, że uda się to ukryć przez Opętańcem.
    Siedziała, wpatrując się w stół, gdy padło słowo, którego miała nadzieję nie usłyszeć izolatka. Poderwała od razu głowę i spojrzała prosto na Cyrkowca. A więc jednak zrobił to z pacjentką. Ale...dlaczego. W jej oczach znów pojawiły się łzy, jednak nie odzywała się. Chciała usłyszeć co ma na swoje usprawiedliwienie. Choć według niej nic nie mogło go tak naprawdę teraz uratować. Nie życzyła mu źle ani nic z tych rzeczy, ale nie mogła uwierzyć, że zrobił jej coś takiego i jeszcze pewnie nie miał zamiaru się do tego przyznać.
    Słuchała uważnie słów Ordynatora. Z każdym następnym wypowiedzianym przez niego zdaniem, z jej twarzy ulatywało coraz więcej emocji. Jej mina nie wyrażała nic. W połowie jego wypowiedzi odpuściła sobie nawet trzymanie Blaszki, którą początkowo ściskała w swojej dłoni. Łza spłynęła po policzku tylko jedna, żadna inna nie poszła w jej ślady. Wzrok stał się mętny, jakby nieobecny. Nie mogła uwierzyć w to co słyszała. Ukarać ją? Ha! Dobre sobie.
    Jej serce zwolniło tak bardzo, że gdyby zwróciła na to uwagę to pewnie by się zastanawiała czy jeszcze w ogóle bije. Czuła się całkowicie wyprana z emocji. Nie mogła uwierzyć, że ten dzień, który zaczął się nawet dobrze, od miło spędzonego czasu z ukochanym potem okazało się, że w Krainie Luster ma rodzinę, a teraz? Traci znów wszystkich...
    Nie reagowała na żadne słowa czy spojrzenia skierowane w jej stronę. Czuła się pusta w środku, zupełnie jak wtedy, gdy była zamknięta w swojej celi w piwnicy Gipinga. Była tylko zabawką, eksperymentem, niczym więcej.
    Zaśmiała się gorzko, gdy Bane skończył swoją spowiedź.
    - Nie wiem czy jesteś taki ślepy czy głupi - powiedziała podnosząc na niego wzrok i patrząc mu prosto w jego dziwne źrenice. Nie przejmowała się tym co powie Anomander na jej słowa, musiała to powiedzieć - jeśli Rosemary została ukarana to ja jestem carem Rosji - zaczęła spokojnie, głosem bez emocji - Rosie dostała dokładnie to czego chciała. Tak nie wygląda ktoś, kto został ukarany. Dostała nagrodę jakiej chciała, choć pewnie jeszcze bardziej by się cieszyła, gdyby zrobił jej to pan Anomander - zerknęła na niego szybko jednak wróciła wzrokiem do Bane'a - gdybyś myślał i naprawdę zależało Ci na ukaraniu jej to byś wyszedł zaraz po tym jak ją rozpaliłeś. Wtedy mogłaby to uznać za karę, ale nie! Ty musiałeś zadowolić siebie i tylko siebie. Nic innego Cię wtedy nie obchodziło i wyszło na to, że to nie ona stała się ofiarą tylko Ty - podkreśliła swoje ostatnie słowa. Musiała jakoś wbić do tej białej łepetyny, czy nic nie poszło po jego myśli - ona jest Krwiopijcą Bane, drapieżnikiem, który został stworzony do polowania, wystarczy popatrzeć na jej ciało by zobaczyć w jaki sposób nęci swe ofiary, a Ty mimo iż Cię nie ugryzła, wpadłeś w jej pułapkę - westchnęła ciężko. Milczała przez chwilę, bawiąc się Blaszką i zastanawiając czy powinna mu przypomnieć.
    - Dobrze, wiem, że bawiłeś się z nią o wiele lepiej niż ze mną. Czułam to i z całych sił starałam się to ukryć przed Jocelyn, żeby tu nie przyleciała od razu z wyciągniętą bronią - spojrzała znów w oczy Cyrkowca - ta błyskotka, którą masz na szyi nie służy do szukania osób. Poza tym, że pozwala znaleźć posiadacza drugiej połówki, przesyła między właścicielami emocje, dzięki czemu można wyczuć czy ktoś się dobrze czuje, czy wszystko jest w porządku, lub jak się okazuje, czy ktoś na pewno jest Ci wierny. - pstryknęła palcem w swoją połówkę Blaszki - choć chyba faktycznie jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem skoro nie czułeś, że gdy ty się zabawiasz druga połówka przesyłała zupełnie inne emocje. Ja czułam wszystko Bane...jak rośnie w Tobie podniecenie, jak wyładowujesz agresję, aż w końcu się uspokajasz. Mimo iż nie skupiałam się na tym nawet na moment...czułam wszystko....
    Odwróciła na chwilę wzrok - mogłeś mi powiedzieć - dodała o wiele ciszej - mogłeś powiedzieć, że potrzebujesz się wyżyć, a Ty po wszystkim przyszedłeś zadowolony jak jeszcze nigdy i udawałeś, że wszystko jest w porządku. Dodatkowo zrobiłeś to w godzinach pracy, nie dość że na terenie Kliniki to jeszcze z Pacjentką i to dodatkową tą, która kilka dni temu zabiłaby mnie, gdyby nie pomoc Gopnika. Wielka szkoda, że nie zrobiłeś tego na moich oczach w moim pokoju. Może to by Cię jeszcze bardziej nakręciło? Że ktoś patrzy? - ścisnęła ponownie Blaszkę, wbijając ją sobie boleśnie w dłoń, jednak nie pokazała tego po sobie nawet drgnięciem jednego mięśnia - gdybyś choć trochę pomyślał....poszedł na dziwki po pracy....ja...gdybyś mi powiedział zrozumiałabym. Mimo, że byłam przez rok szkolona na idealną seks zabawkę, wiem, że Cię nie zadowolę tak jak inne....ale dlaczego musiałeś posunąć się aż tak daleko?
    Ostatnie słowa dodała szeptem. W trakcie całej swojej wypowiedzi nie podniosła ani na chwilę głosu. Nie dała się ponieść emocjom, bo ich po prostu nie czuła. Czuła tylko okropny ból w sercu, że ktoś kto posunął się tak daleko w swojej karierze lekarskiej, popełniał takie beznadziejne błędy. Tulka może i była młodsza i mniej doświadczona w dużej ilości spraw, ale nie była głupia i umiała obserwować innych. Tak się uczyła najszybciej.
    Zamknęła oczy i otuliła się skrzydłami bo nagle zrobiło jej się potwornie zimno.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 1 Lipiec 2017, 00:55   

    Wieczorny wiatr przyjemnie prześlizgiwał się po opalizujących łuskach i kolcach pokrywających ciało przemienionego Anomandera. Teraz, gdy słońce już zaszło, naturalna zbroja, która gad nosił na sobie, przypominała nieco mieszaninę „Nocy Kairu” z węglikiem krzemu, słowem, mieniła się i migotała niemal bajecznie. Ta niecodzienna gra refleksów światła i subtelnych błysków oraz cieni już nie jedną istotę powiodła na śmierć w paszczy stwora. Ot, kolejny dowód na to, że nadmierna ciekawość bywa zgubna.
    Gad trwał spokojnie w swojej z lekka nonszalanckiej pozycji u szczytu stołu. Fakt, że słucha o czym jest rozmowa zaznaczał obracaniem łba w stronę mówiącego i przekrzywianiem go nieco na bok, co w połączeniu z raczej mało sympatycznym wejrzeniem gadzich oczu, sprawiało niepokojące wrażenie, że oto gadzina wpatruje się w potencjalną przekąskę.
    To co powiedział Bane nie zdziwiło ani specjalnie nie zaskoczyło Anomandera, znał bowiem upodobania Białowłosego. Mimo to, gdzieś wewnątrz siebie musiał przyznać, że nie spodziewał się takiego zachowania. Nie w godzinach pracy. Nie w trakcie pełnienia obowiązków ordynatora.
    Nie odezwał się jednak od razu.
    Musiał spokojnie przemyśleć to, co powiedział Bane. Musiał ułożyć sobie w głowie pytania pomocnicze, które pomogłyby mu zrozumieć postępowanie białowłosego. To milczenie było też potrzebne aby kierowany prostymi impulsami umysł gada mógł ochłonąć z żądzy szarpania, okładania ogonem i skakania po chirurgu w dzikim tańcu o roboczej nazwie „Coś Ty kurwa uczynił Świniopasie Durny a Bezecny!”, który znawcy tematu mogliby określić mianem nieślubnego dziecka zrodzonego z moshu, haki, pijackiego karaoke i vale tudo. Czyli nic innego jak bezceremonialne wdeptywanie przeciwnika w ziemię przy akompaniamencie ryków i przaśnych podskoków.
    Fakt, że milczał, okazał się zbawienny bowiem pałeczkę w rozmowie przejęła Julia.
    To co miała do powiedzenia można było uznać za interesujące. Ciekawe jak Bane z tego wybrnie. Użyła całkiem łagodnych słów jak na dziewczynę, której facet właśnie skoczył w bok, z panną, która na dobrej imprezie mogłaby robić za materac. Zwłaszcza ostatnie pytanie wydawało mu się interesujące.
    Wypuścił powietrze przez nozdrza z czymś co przypominało syk maszyny parowej. Nie zamierzał karcić Julii za słowa, których użyła, bo w gruncie rzeczy nie powiedziała nic złego. W końcu sowa w trybie przypuszczającym nie są równoznaczne ze stwierdzeniem. Powiedzenie „zachowujesz się jak debil” nie jest tożsame z „jesteś debilem”. Dziewczyna mimo nerwów rozsądnie wybierała styl i nacechowanie emocjonalne wypowiedzi. Podobało mu się to. Zasadniczo powinien teraz przytulić Julię biorąc jej stronę, ale nie mógł tego zrobić. Nie mógł jej pocieszać. Musiał zachować bezstronność.
    Zanim Bane zaczął odpowiadać na to co powiedziała Julia, Anomander postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Musiał zrozumieć.
    - Bane, mam kilka pytań i byłbym szczęśliwy, gdyby się okazało, że będziesz miał racjonalną, inteligentną i przemyślaną odpowiedź na każde z nich. – zrobił przerwę by Bane mógł zebrać myśli i zrozumieć czego się od niego wymaga - Po pierwsze, powiedz mi czy machanie pacjentce własnym niezbyt świeżym, przepoconym kutasem przed twarzą i wpychanie go w jej usta to część tego co uważasz za metodę leczenia wstrząsu mózgu? Pytam, bo właśnie zastanawiam się nad tym, jak do ciężkiej cholery leczysz hemoroidy albo incydenty rwy kulszowej. Po drugie, rozumiem, że w ramach tego współczucia i miłosierdzia przyniosłeś Rosemary sarnę, aby mogła się pożywić na tym nieszczęsnym zwierzęciu, a następnie ją skatowałeś bo musiałeś się wyładować i ją ukarać? Czy nie przyszło Ci do głowy, że kara powinna być wymierzona droga dyscyplinarną a nie przez gwałt? Po trzecie, kiedy już ją „karciłeś”, to nie zastanawiałeś się czasem czy, nie przypierdolić jej może maczugą, policyjną pałą albo innym bajzbolem? Pytam bo to w końcu taka odjazdowa opcja. No wiesz, nic tak nie rozładowuje napięcia jak przypierdolenie komuś kijem po nerach …
    Gad mimo kpiarskiego tonu pierwszych trzech pytań ewidentnie zbliżał się do kolejnego pytania a sądząc po tym, że źrenice gada się rozszerzyły a paszczę wypełniła gęsta, lepka ślina, pytanie to sprawiało, że stawał się wyjątkowo podle usposobiony i żądny mordu.
    - Powiedz mi, dlaczego zrobiłeś to w godzinach pracy? Dlaczego, do kurwy nędzy, polazłeś do izolatki jako ordynator i zgwałciłeś pacjentkę. – Anomander przybliżył pysk do twarzy Bane’a - Odpowiedz mi na to pytanie z sensem, albo za chwilę będziesz szukał sobie innej pracy i innego mieszkania. Nie próbuj tylko tłumaczyć, że ona sama tego chciała, bo pożałujesz. - Ostatnie słowa wysyczał w stronę Bane’a - Ale zanim odpowiesz mi, odpowiedz Julii.
    Bane przegiął pałę i musiał ponieść karę.
    Karę, która będzie przykładem i przestrogą dla innych.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 5 Lipiec 2017, 00:21   

    Reakcja Tulki całkowicie zbiła go z pantałyku. Przeniósł na nią spojrzenie i o mało mu szczęka nie opadła, gdy dziewczyna zaczęła mówić... w taki sposób. Jadowity sposób.
    Otworzył usta by coś powiedzieć, ale ona kontynuowała. Jej słowa były mocne, godziły w niego niczym dobrze wymierzone sztylety. Jego nieruchoma twarz po chwili wywodu stała się inna - miał głupawy wyraz, uśmiech który nie miał nic wspólnego z wesołością a tym bardziej cwaniactwem. Twarz zapłonęła mu dziwacznym, szlamowato-zielonkawym rumieńcem. Wyglądał na silnie zakłopotanego.
    - Ja... ja... - zaczął się jąkać cicho a strużka potu popłynęła po skroni, przez policzek aż do podbródka i tam zawisła w oczekiwaniu na kolejną, która już formowała się na czole Cyrkowca.
    Miała wiele racji. Faktycznie gdy wszedł do izolatki żądza zapłonęła w nim i nie myślał o niczym innym poza zadowoleniem samego siebie. Musiał się wtedy wyładować, czuł, że długo nie wytrzyma i gdy otworzył te cholerne drzwi... a ona była tam naga...
    - P-poszedłem tam by ją ukarać... Tak właśnie. Ukarać. - powiedział skuliwszy się w sobie. To co słyszał z ust Tulki bolało, ale do jasnej cholery, było tak prawdziwe. Może właśnie przez to, że dziewczyna tak dobrze go rozgryzła, Bane czuł się teraz jak bity pies.
    Zamilkła a on chciał jakoś wykorzystać tę chwilę by się obronić. Powiedzieć coś, cokolwiek! Wytłumaczyć się, może nawet zacząć błagać o litość!
    Zrobiło mu się żal. Nie jego, chociaż na samą myśl o tym jak dostawał teraz po dupie miał ochotę sam się pogłaskać i pocieszyć (w końcu był egocentrykiem, żeby nie powiedzieć narcyzem). Było mu żal tej młodej dziewczyny z lisimi uszami, bo dopiero teraz dotarło do niego jak mocno ją zranił. Jak ją zdradził. Poszedł zabalować z inną. Skoczył w bok. Zawiódł.
    Gdy rozpoczęła temat dawki przyjemności speszył się a jego mina stała się jeszcze bardziej głupawa. Dłonią otarł perlący się pot i przełknął ślinę. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Chciał zaprotestować, poprosić by nie wywlekała tego przy Anomanderze. Dyrektor... Jego szef nie powinien znać takich szczegółów!
    - Nie... Ja... Nie prawda... - jego jąkanie się było żałosne - Ja tylko... dałem upust żądzom. - skierował ponownie wzrok na Tulkę, zerkając ukradkiem na Gada - Nic do niej nie czuję... Była... 'pojemnikiem'. Niczym więcej.
    No i wyszło. Co wyszło? Ano to, jak Bane traktował kobiety. A traktował je przedmiotowo. Jeśli faktycznie do jakiejś nie czuł niczego więcej, była mu zabawką. Ale czy dopiero teraz zaczął tak bawić się paniami? Oczywiście, że nie. Zawsze taki był. Cholera, on już chyba urodził się jako Casanova.
    Wyjaśniła mu jak działa Blaszka. Odruchowo chwycił za błyskotkę, otworzył usta w zdumieniu. Zaczął niedowierzająco kiwać głową. No dobrze, zaskoczyło go to w jaki sposób działało to małe cudeńko ale bardziej zszokowany był tym... że faktycznie on nie czuł napływających emocji z tej drugiej strony. Czyżby jego własne samopoczucie było mu aż tak ważne, że przysłaniało uczucia innych? Może faktycznie miał gdzieś jak się czują inni bo był zwykłym dupkiem...?
    Spuścił głowę gdy zaczęła przemawiać w ten swój... niewinny, skrzywdzony sposób. Miała prawo, zranił ją i to bardzo mocno. Poczucie winy zwaliło mu na kark wielkie kowadło dlatego przygarbił się w wbił wzrok w dłonie. Jej pytania pozostały więc bez odpowiedzi.
    Głos Anomandera był jak strzał z bicza - stanowczy i cucący. Bane wyprostował się i spojrzał na swojego przełożonego, gotów na polecenia. Gdy dotarło jednak do niego, że teraz to starszy medyk będzie go łajał, na twarzy białowłosego wymalowała się na ułamek sekundy strach. Szybko jednak się powstrzymał, wymagało się od niego powagi więc musiał zachować twarz. Już raz Dyrektor widział go w stanie załamania, to nie może się powtórzyć!
    Skrzywił się na dość obrazowe słowa czarnowłosego. Po co te epitety? Przecież w tej całej historii nie było to ważne. A poza tym... przed zejściem do izolatki się umył. No może nie bezpośrednio... ale był czysty. Zawsze, cholera, był czysty!
    W innej sytuacji białowłosy pewnie parsknąłby śmiechem ale gdyby teraz to zrobił, straciłby głowę. Zębiska Anomandera były blisko... za blisko by teraz cwaniakować. Nie czas i miejsce na to.
    Gdy padło słowo "gwałt" na licu Cyrkowca mignęła panika.
    - Nie... Ja jej nie... To nie był gwałt. - zaczął kręcić głową na boki i zaprzeczać Gadowi, równocześnie chcąc samemu sobie przegadać, że przecież to nie tak - Nie zgwałciłem jej... Ja poszedłem ją ukarać. Sprałem ją, bo na to zasłużyła. A potem wykorzystałem, ale ostatecznie nie doszło do pełnego stosunku. - wytłumaczył, jakby opowiadał komuś co porabiał w ciągu popołudnia - Nie zgwałciłem...
    Serce zaczęło łomotać mu w piersi jak szalone a fale gorąca stawały się nie do zniesienia.
    Oczywiście, że zgwałciłeś. I zrobiłbyś to jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze! To cię właśnie kręci, zboczony sukinsynu!
    Spojrzał w oczy Anomanderowi, jego zielone źrenice były rozszerzone ale ciężko było powiedzieć czy przez wstyd, czy strach czy może coś innego.
    Ostatnie co powiedział Anomander przelało czarę goryczy. Bane poderwał się i uderzył pięściami w stół. Perspektywa utraty pracy, domu i rodziny sprawiła, że nasiliło się kłucie w sercu, to samo które czuł zawsze gdy targały nim silne emocje. Gdyby nadal był Człowiekiem, pewnie wziąłby leki na spadek ciśnienia ale - ojej - nie był już Człowiekiem.
    - Kurwa mać! - ryknął - Dobrze! Powiem wszystko, jak na spowiedzi! - oparł się na blacie pochylając w ich stonę. Brwi miał ściągnięte a oczy ciskały błyskawicami. Dlaczego tak zareagował? Bo poczuł się osaczony. Strach wywołał dość impulsywną reakcję, Tulka i Anomander domagali się wyjaśnień... ale jak im wyjaśnić co zaszło kiedy oni zwyczajnie nie potrafili tego zrozumieć?
    - Chcesz wiedzieć, kim jestem naprawdę? - zwrócił głowę w stronę Tulki a zarzucona biała grzywa zakryła mu połowę twarzy - Jestem dewiantem! Zboczeńcem, którego kręci krzyk i przemoc! - warknął - Po tym zajściu na przystanku w Świecie Ludzi... gdy tu trafiłem... starałem się nie myśleć o tym. Nie myśleć jak było mi wtedy cholernie dobrze! - ramiona zaczęły mu dygotać z nerwów - Jak cię poznałem na tym Placu Zabaw... początkowo chciałem tylko jednego. Ale wiedziałem, że to złe. Że nie mogę ci zrobić krzywdy. - złość zelżała, pojawił się żal - A potem ty... z taką ufnością przylgnęłaś do mnie. Pomyślałem: "Jest dla mnie nadzieja." Poczułem coś na kształt instynktu opiekuńczego, postanowiłem się tobą zająć. - opuścił na chwilę wzrok - Pokochałem cię. Już wtedy. A gdy niosłem cię do Kliniki... gdy bałem się o ciebie bardziej niż o siebie samego... Już wiedziałem, że jestem zbawiony. Wyleczony. - znowu się skrzywił i warknął, zły na siebie i całą sytuację - A potem odeszłaś. Nie będę mówił co przeżywałem, bo nie to jest teraz ważne. Wróciłaś a wszystko we mnie odżyło. Ale już nie było jakie zdrowe jak kiedyś. - spojrzał na nią spod grzywy - Z resztą sama widziałaś, że coś się między nami zmieniło. Nie było już "wujka Bane'a" i "malutkiej Tulci". Zeszliśmy się ale... ja wiedziałem, że te moje zapędy prędzej czy później dadzą o sobie znać.
    Opadł na siedzisko i ukrył twarz w dłoniach, robiąc pauzę na chwilę. Przeczesał włosy i spojrzał na dziewczynę.
    - Nie powiedziałem ci. Dlaczego? Bo gdybyś wiedziała, że mam takie skłonności... gdybyś wiedziała jak bardzo popieprzony jestem, nigdy byś na mnie nie spojrzała! - krzyknął - A gdybym ne poszedł do tej cholernej izolatki, zrobiłbym krzywdę tobie! A na to nie mogę pozwolić. Sam sobie obiecałem, że nigdy ci nie zrobię krzywdy. Nigdy!
    Przeniósł teraz wzrok na Anomandera i chwilę odczekał, by ochłonąć. Nie miał zamiaru wrzeszczeć na pracodawcę bo tak naprawdę rozumiał dlaczego Gad tak się dopytywał. Chciał zrozumieć motywy podopiecznego. Może jest jeszcze nadzieja, że go stąd nie wyrzuci?
    - Nie poszedłem jako Ordynator. - powiedział już ciszej i spokojniej, rzeczowo - Nie wiedziała jaką funkcję spełniam. Nie byłem w kitlu, nie miałem przy sobie narzędzi. - dodał - I może to dobrze, bo jakbym miał ten wspomniany już przez pana bejzbol albo przynajmniej skalpel... pewnie bym ją zaszlachtował. Taką nienawiść wtedy czułem. - westchnął - Nie zgwałciłem. Owszem, dałem się ponieść emocjom i ostatecznie uległem pokusie... ale mówiąc wprost: oprócz tego, że mi obciągnęła i władowałem w nią palce, nie doszło do niczego poza tym. Nie licząc wpierdolu, oczywiście. - wyprostował się. Głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że powinien teraz odejść stąd i zacząć pakować walizki.
    - Ja... wiem, że postąpiłem karygodnie. Nadużyłem uprawnień. - skłonił się lekko ku Anomanderowi - Ale równocześnie proszę o wyrozumiałość i kredyt zaufania. To się nie powtórzy. - pot dosłownie zalewał mu oczy dlatego Cyrkowiec dłonią przetarł czoło - I dodatkowo proszę o udostępnienie mi środków uspokajających. Oczywiście odpłatnie i odpowiednio dawkowane. Nie dopuszczę do drugiego takiego incydentu ale chyba potrzebuję leczenia.
    Na chwilę zamilkł i popatrzył po zgromadzonych na polance.
    - Rozumiem też, że należy mi się kara. - powiedział przez ściśnięte gardło - Nie zamierzam się migać.
    Jak bardzo surowy będziesz, Smoku? Ty, który zamęczyłeś w piwnicach Kliniki Gipinga, Człowieka? Ty, który sam masz krew na rękach i nie jesteś bez skazy? Anomanderze, Gadzie w ludzkiej skórze?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 5 Lipiec 2017, 12:19   

    Widziała jego reakcję. Słyszała jak zaczął się jąkać, a do tego to wzmocnione pocenie się. Mówiła całkowicie bez emocji, nie mogła się zmusić do pokazania jakichkolwiek uczuć.
    - Tu nie chodzi o to czy coś do niej czujesz - zaczęła, trochę wtrącając się w jego wypowiedź - tu... - gdy padły słowa o pojemniku, natychmiast zamilkła. Jej spojrzenie zmętniało i pociemniało. Opuściła wzrok. Jak można tak traktować drugą osobę? Jak przedmiot, pojemnik, zabawkę....eksperyment.
    Wpatrywała się w stół. Nie ruszała się, ani nie reagowała na nic. To co mówili jej rodzice we śnie spełniało się. Nigdy nie znajdzie prawdziwej rodziny, nikt jej nie pokocha. Nikt jej tak naprawdę nie zechce. Pewnie ona też była dla białowłosego tylko małym eksperymentem. Skoro już się przyplątała to czemu nie skorzystać i nie sprawdzić na ile może sobie pozwolić z kobietą, prawda? W końcu jej wszystko jedno i tak jest tylko zabawką. Tylko...pojemnikiem.
    Słuchała słów Dyrektora, ale nawet nie drgnęła. Była w wielkim szoku. Nie sądziła, że Bane aż takich słów użyje i to przy niej. Ale co ona znaczy? Nic... Gdy padało ostatnio pytanie Anomandera, zamknęła oczy i przełknęła z trudem ślinę.
    Prawie podskoczyła, gdy Bane rąbnął pięściami w stół. Spojrzała na niego, niezbyt przytomnym wzrokiem. Była cała blada. Nie czuła się za dobrze. Chciała już stąd iść, chciała odpocząć. Może rano okazałoby się, że tak naprawdę to wszystko było tylko głupim snem, że to tak naprawdę się nie wydarzyło. Bała się jednak, że jak wstanie to się wywróci. Nie chciała dodawać kolejnego dramatyzmu do tej sceny.
    Najeżyła się cała, gdy słyszała słowa Cyrkowca, jego podniesiony głos. Miała to gdzieś jakie miał upodobania. Przeczuwała, że tak jest. Wszystko co mówił wcześniej składało się w jedną całość. To, że nie spał nigdy z żadną inną kobietą, że sam nie wiedział za bardzo jak się zachowywać. To, że czasem zachowywał się dość niepewnie, na przykład gdy zapytał czy pójdzie z nim na randkę. W gardle dziewczyny zaczęła się pojawiać gula, której nie potrafiła przełknąć.
    Słysząc jak Bane na nią krzyczy, tłumacząc tym samy czemu jej o tym nie powiedział, nie wytrzymała. Zawarczała groźnie i podniosła się szybko, ocierając boleśnie nogę o drewnianą ławkę. Skrzywiła się przy tym ale nic nie powiedziała. Spojrzała Ordynatorowi prosto w oczy. Jej własne wydawały się o wiele bardziej zwierzęce niż za zwyczaj. Były po prostu lisie, zachowały jednak swój naturalny kolor.
    - Skąd o jasnej cholery możesz wiedzieć jakbym zareagowała?! - krzyknęła na niego, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Blaszka przy obróżce odbijała ostatnie promienie słońca, była jednak bardziej czerwona niż powinna być, a może to tylko światło tak padało? - skąd możesz wiedzieć, że nie mogłabym na ciebie patrzeć?! Dlatego, że jestem tylko głupią nastolatką, tak? Bo pewnie jesteś tylko przelotną miłostką, bo w końcu takie dziecko jak ja nie umie naprawdę kochać? - nie umiała już trzymać nerwów na wodzy. Jej głos zaczynał się coraz bardziej łamać - wyobraź sobie, że nie! Że jesteś jedyną osobą, na którą w ogóle mogę patrzeć jak na partnera, a nie jak na znajomego czy nawet przyjaciela - patrzała mu prosto w oczy - myślisz, że po tym co zrobił mi Giping, po tym jak traktował mnie jak to przed chwilą ładnie ująłeś, jak pojemnik, mogłabym z taką łatwością znaleźć kogokolwiek innego, czy w ogóle chcieć z kimś być?! Wyobraź sobie, że to nie jest takie proste... - opadła na siedzenie i otuliła się skrzydłami - nie wiem czemu jesteś jedyny, którego mogłam tak traktować, któremu zaufałam i się przełamałam... - opuściła wzrok - bycie z kimś powinno polegać na wzajemnym zaufaniu i wspieraniu się - łkała, nie umiała już tego powstrzymać, nawet nie próbowała. Może i uznają ją za całkowite dziecko, za małą dziewczynkę, która nie daje sobie rady w życiu, ale miała to już gdzieś. Najwyżej wróci do Wieży i faktycznie zostanie lekarzem w Pałacu. Było jej już wszystko jedno. Znów straciła kogoś bliskiego... znów straciła odrobinę siebie.
    - Mogłeś przyjść....coś byśmy razem wymyślili....mogłeś też wyżyć się na mnie....w końcu do tego zostałam stworzona, prawda? - spojrzała na niego, a jej oczy znów nie wyrażały nic - na pewno bolało by to mniej niż teraz - dodała jeszcze szeptem, pozwalając mężczyźnie odpowiedzieć też Dyrektorowi. Miała już tak bardzo tego wszystkiego dość. Otuliła się ogonem i oparła łokcie o stół. Twarz ukryła w dłoniach, rozmazując trochę krwi na swoim policzku. Z brody na stół kapały jej łzy. Bezdźwięcznie płakała. Serce tak bardzo ją bolało.
    Uszy miała położone w geście rezygnacji, ale słuchała dalszych słów Cyrkowca. Jak tłumaczył się przed Anomanderem i obiecywał, że to się nie powtórzy. Jakoś nie do końca mu wierzyła w to...ale nie odzywała się. Nie potrafiła mu teraz zaufać, nie w takim stopniu jak do tej pory.
    Zerknęła na niego spomiędzy palców dopiero, gdy ten powiedział o leczeniu. Ciekawe jak mają to wyleczyć...ale miała nadzieję, że Dyrektor coś wymyśli. Sama potrzebowała teraz leków. Była w szoku, musiała się uspokoić, ale nie chciała jeszcze o to prosić...nie teraz. Bała się, że nie wykrztusi z siebie ani jednego słowa, nawet gdy spróbuje. Siedziała więc milcząc i ponownie ukryła twarz w dłoniach, powoli opanowując niemy szloch.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 9 Lipiec 2017, 04:22   

    Anomander w dalszym ciągu pozostawał przy stole bez większego ruchu. Gadzie cielsko spoczywało wygodnie na trawie a spokojne i miarowe kołysanie końcem ogona oznaczało, że czuje się całkiem dobrze. Wcale nie miał ochoty a to by wracać do ludzkiej formy. Bycie wielką gadziną miało zdecydowaną przewagę plusów nad minusami. Możliwość latania w przestworzach, obserwowania świata gadzim okiem, wzbudzania strachu lub zachwytu samym wyglądem, możliwość wyczuwania tych wszystkich ulotnych zapachów i ten wiatr, który delikatnie prześlizgiwał się po łuskach. O tak, już samo uczycie wieczornego zefirku tańczącego między łuskami warte było tego by pozostać w tej formie.
    Gad spokojnie wsłuchiwał się w to co mówił Bane i nagle przestało mu się podobać bycie owiewanym przez wiatr. Poczuł nieprzyjemny wewnętrzny chłód i dziwne ukłucie żalu, które szybko przykryła fala złości. Gad kilka razy nerwowo uderzył ogonem o podłoże. Bane miał na Julię ochotę … dużo wcześniej. Czyli jednak Jocelyn miała rację co do początkowych zamiarów Bane’a a Anomander został okłamany.
    Gdzieś w środku bestii
    Wysłuchał tego co powiedział białowłosy do Julii a następnie tego co było przeznaczone dla jego uszu, po czym podniósł się zza stołu.
    - Bane, zawiodłem się na tobie, ale myślę że to już wiesz. Nie wiesz jednak czegoś innego. Mam cąłkiem niezłą pamięć do tego co, koto i kiedy powiedział. – powiedział gad wpatrując się prosto w zlanego potem białowłosego - Zacytuję teraz jedno zdanie a Ty mi powiesz jak to się ma do tego co powiedziałeś przed chwilą „Na litość boską, wiem że jestem ostatnim sukinsynem, ale za kogo ty mnie masz, van Vyvern? Za pedofila?”? Zatem, jak mam teraz rozumieć to pytanie?
    Powiedziawszy to patrzył na Bane’a i miał nadzieję, że cisza jaka przez chwilę zapadła po tym pytaniu będzie ciężka jak ołów. Oto wyszło na jaw minięcie się przez Bane’a z prawdą.
    - Bane, powiedz mi jak ja mam obdarzyć Cię kredytem zaufania? Jaką mogę mieć pewność, że to się nie powtórzy? To co zrobiłeś to nic innego, jak przemoc seksualna w stosunku do pacjentki, ale nawet jeśli ona sama do tego zachęcała, to nie powinieneś był tego robić. Nie mówię tu o tym, że złamałeś zasady etyki lekarskiej, wewnętrzne zasady Kliniki i inne ustalenia. Mówię o Julii. Jeśli chciałeś się wyładować trzeba było najpierw pomyśleć. – pokręcił łbem na boki jakby odganiał od siebie nieprzyjemne myśli - Nie mogę teraz podjąć decyzji odnośnie tego co z Tobą zrobić. Jesteś zdolnym chirurgiem i utratę ciebie i twoich umiejętności Klinika z pewnością by odczuła, ale to co zrobiłeś było poniżej jakiejkolwiek krytyki. Dałem ci klucze do izolatki byś zajął się pacjentką i nie dopuścił do tego bym ja wyładował na niej swój gniew. Jeśli wiedziałeś że nie podołasz, to mogłeś oddać klucze Alice albo komuś innemu. Uznałeś jednak, że dasz radę po czym przybyłeś i skatowałeś pacjentkę w ramach kary. Dobrze, że ją uleczyłeś po zakończonej zabawie. W gównie w które teraz wpadłeś nawet to stanowi okoliczność łagodzącą. A może myślisz sobie, że obaj zrobiliśmy coś podobnego? Że obaj wymierzaliśmy karę i katowaliśmy w imię sprawiedliwości? Mylisz się, a różnica tkwi w statusie ofiary oraz tym co z tego wynieśliśmy i jako kto się zjawiliśmy. Ty przybyłeś jako lekarz do pacjentki i nie uzyskałeś nic poza chwilową przyjemnością a obecnie masą problemów. Ja przybyłem jako oprawca do ofiary i wyniosłem z tego cały ogrom wiedzy, która mogę teraz stosować. Łączy nas jednio. W obu wypadkach obiekt „do wybijania” naszej złości odchodził z radością. – westchnął głęboko - Bane, mówisz że chcesz się leczyć bo nie znasz ceny jaką przyszłoby ci za to leczenie zapłacić. Na to nie pomogą proszki uspokajające ani psychotropy. Na to pomaga jedynie utrata jajec. Byłbyś niczym Piotr Abelard choć Helioza byłaby zupełnie inna. Powiedz mi chłopcze, jak Ci się uśmiecha zostać kapłonem
    Wyszedł zza stołu.
    - Co do Ciebie Bane, to decyzję podejmę później. Póki co pracujesz tak jak do tej pory. Julio, jeśli będziesz chciała pogadać to przed świtem powinienem być w swoim gabinecie. Tymczasem, myślę, że powinniście sobie wyjaśnić parę kwestii tylko we dwoje.
    Powiedziawszy to, wybił się w powietrze jednym potężnym skokiem i mocno uderzając skrzydłami skierował się na zachód.
    Teraz on musiał się wyładować.

    ZT
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 10 Lipiec 2017, 00:35   

    Słowa Tulki bolały ale ta agresja gdy wytknęła mu, że nie powinien zkładać co sobie o nim myśli trochę go zdenerwowała. Co prawda był już spokojny bo dotarło do niego, że złością nic nie wskóra. Że może tylko pogorszyć swoją sytuację. Kątem oka obserwował reakcję Anomandera, sam nie wiedział czy powinien się cieszyć, czy płakać bo Gad był podejrzanie spokojny.
    Gdy dziewczyna wykrzykiwała to wszystko nie patrzył na nią. Nie odezwał się też, powstrzymał cisnące się na usta złośliwości. Opadła na siedzisko i otuliła się swoimi puchatymi skrzydłami, nie hamowała już płaczu a Bane, chociaż powinien ją teraz jakoś podnieść na duchu, pocieszyć albo chociaż przytulić jak na partnera przystało, nie poruszył się. Poczuł się... pusty.
    - Skąd wiem, że nie mogłabyś na mnie patrzeć? - zapytał cichym głosem, w którym nie pobrzmiewały żadne emocje, jedynie zimny profesjonalizm medyka który już wiele razy informował pacjenta o niepowodzeniu operacji - Bo sam nie mogę na siebie patrzeć. Rzygać mi się chcę jak widzę szarą skórę, dziwaczne oczy i siwe włosy. Rzuca mną gdy pomyślę sobie, że cała zgnilizna która trawi mnie od środka została wydarta na wierzch. - skrzywił się, jakby mówił o czymś wyjątkowo obrzydliwym.
    Łzy Tulki podziałały, spuścił wzrok. Ucisk w sercu który towarzyszył mu od początku pobytu w Krainie Luster i tym razem był obecny. Ukłuciami dawał znać, przypominał, że cała ta sytuacja to nie jest zły sen a przykra jawa. Cóż... nie zawsze w życiu jest kolorowo.
    Nie powiedział do Tulki nic więcej. Źle postąpił dając się ponieść w tej cholernej izolatce. Po raz kolejny przegiął pałę, myślał, że jest bezkarny a tu - niespodzianka - to nie Świat Ludzi, ciulu!
    To reakcji Anomandera jednak bał się najbardziej. Miał nadzieję, że starszy medyk da mu tą jedną, ostatnią szansę. Bane już więcej nie będzie testował cierpliwości Dyrektora i nadużywał swoich uprawnień.
    Zacytowane słowa sprawiły, że Bane zamarł. Przez chwilę siedział bez słowa. Cisza zaciążyła mu jak kamień uwiązany u szyi samobójcy chcącego skoczyć z mostu.
    - To nie tak, Dyrektorze. - pokręcił głową, chyba się nie zrozumieli w tej kwestii - Gdy ją zobaczyłem na Placu Zabaw, wyobraziłem ją sobie jako starszą. To ten obraz nie dawał mi spokoju. - wyjaśnił - Nawet dostawiałem się do Jocelyn by zignorować obrazy... To takie głupie. - zaśmiał się gorzko - Ale samo myślenie o tym, jaka piękna będzie ta mała, lisia dziewczynka... Samo obserwowanie jej śliczniutkiej twarzy i analizowanie rysów, wyobrażanie sobie jak się zmienią... - urwał bo nie chciał więcej opisywać - Wiesz przecież, że postrzegam wygląd człowieka inaczej. Analizuję każdy centymetr skóry, sprawdzam co można ulepszyć, co zmienić. - podniósł oczy na Gada - A gdy patrzyłem na nią, jak była jeszcze dzieckiem to widziałem już dorosłą piękność... Nie tknąłem jej. Moje intencje pozostały dobre, mimo natarczywych myśli. Dlatego moje słowa, które wtedy wypowiedziałem są nadal aktualne. - wyjaśnił w końcu.
    Słowa Anomandera były tak dosadne i idealnie dobrane, że gdyby Bane był celem na strzelnicy, dostałby dziesięć razy w sam środek czoła. Czarnowłosy wywołał w Cyrkowcu poczucie winy, chociaż sam Bane myślał zawsze, że nie ma sumienia. Medyk poczuł się źle, bardzo źle. A gdy jeszcze doszło tłumaczenie, że różnili się od siebie, zacisnął pięści pod stołem i spuścił głowę. Grzywa zakryła mu oczy i ściągnięte brwi.
    Naprawdę tak bardzo się różnili? Obaj skatowali człowieka by coś zyskać. Obaj nie przebierali w metodach. Obaj ostatecznie osiągnęli to co chcieli. A że to tylko Bane miał teraz problemy...
    Mam problemy bo nie zabiłem. Gdzie zakopałeś Gipinga, Gadzie? Naprawdę wydaje ci się, że jesteś czystszy? Jesteś gorszy od samego Diabła, bo wykańczałeś go powoli. Byłeś na tyle pazerny by wydrzeć z niego informacje. Nie zabiłeś tak po prostu, w zemście. Nie.
    Żal wzbierał w nim, ale białowłosy powstrzymał jakiekolwiek łzy czy wybuchy. Prawdziwy facet nie powinien okazywać słabości. Skruchę - owszem, ale nie słabość.
    Bane podniósł oczy na Dyrektora gdy ten akurat mówił o kastracji. W zielonych źrenicach czaił się smutek i błaganie. O zrozumienie. O łaskę. O cokolwiek!
    Starszy medyk nawet teraz przemawiał do niego jak do syna. Ganił go, tłumaczył jak niepokornemu gnojkowi... jeszcze brakowało by zlał mu dupę. Ale może to by właśnie pomogło?
    Pokręcił tylko głową, dając znak, że perspektywa bycia eunuchem wcale mu się nie podobała. Nie wierzył, by Anomander był do tego zdolny... ale nie chciał go testować.
    - Przepraszam. - powiedział cicho - Wiem, że to nic nie znaczy. Że już po fakcie, że zjebałem... Ale mimo wszystko przepraszam. I ciebie, Julio. I ciebie, Anomanderze. Za nadmierne wykorzystanie zaufania, za kłamstwa, za moje słabości... Przepraszam za całego siebie.
    Decyzja Dyrektora o odłożeniu ostatecznego werdyktu co dalej, była chyba najgorszą z opcji. Dla Bane'a oznaczało to czekanie, pracę w atmosferze niepewności i strachu. Bo co, jeśli Opętaniec jednak go wywali? Czy Bane będzie wtedy błagał o litość?
    Uderzenie skrzydeł sprawiło, że włosy młodszego medyka rozwiały się, kilka kosmyków przykleiło się do mokrego czoła. Odwrócił wzrok by nie patrzeć na cierpiącą Tulkę.
    Czy w ogóle chciała rozmawiać? Szczerze w tą wątpił. Ale pierwszy nie wykonał żadnego ruchu. Jeśli dziewczyna wstanie i odejdzie, nie będzie miał jej tego za złe.
    Czekał na jej reakcję. Bał się kolejnych pytań. Nie potrafił wyjaśnić swojego zachowania. Nie osobom, które nigdy nie znalazły się w podobnej sytuacji. Nie osobom, które nie były aż tak popieprzone jak on.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 10 Lipiec 2017, 14:03   

    Nie odzywała się już więcej. Spojrzała na niego tylko, gdy zaczął tłumaczyć, czemu nie mogłaby na niego patrzeć. Tak bardzo nic nie rozumiał. Myślał, że ona patrzy na niego jego oczami czy jak? Coraz bardziej widziała jak bardzo jest w siebie zapatrzony. Spojrzała mu w oczy i pokręciła tylko głową, starając się dać do zrozumienia, że o nim tak nie myśli.
    Słuchała jego tłumaczenia się z opuszczonym wzrokiem i uszami. Tak bardzo nie miała już na nic siły. Chciała iść do siebie. Przytulić się do Amber. Wiedziała że jeśli o to chodzi to może teraz liczyć tylko na nią. Nikt inny jej nie przytuli. Nikt inny nie pocieszy, nie da się wypłakać. Była całkiem sama...tak jak zawsze. Odkąd umarła niania zawsze radziła sobie sama, nikt się nią nie interesował. Dopiero gdy trafiła do Krainy, a raczej gdy uciekła od Gipinga, zaznała trochę ciepła i czułości. Dlatego w ogóle nie tęskniła za Światem Ludzi, tam nie spotkało jej nic dobrego. A tutaj? Znalazła siostrę, nawet jeśli ta nie chciała jej znać, znalazła miłość, którą utraciła, zyskała brata, którego nie odwiedzała od czasu wypadku, miała przyjaciółkę, z którą była praktycznie nierozłączna i straciła ją w tragicznym wypadku. Widać to było jej pisane. Życie w samotności, bo to, że otaczali ją inni, że pracowała z innymi osobami wcale nie oznaczało, że nie czuła się samotna. Ale obiecała sobie, że nie ucieknie tym razem. Stawi czoła przeszkodą i będzie pracować sumiennie. Pokaże na co ją stać.
    Słuchała ich wymiany zdań, tego co Anomander miał do powiedzenia. W jakimś stopniu miała wrażenie, że Bane w tym momencie bardziej jej przypominał Gipinga. Karał w tym samym stylu co on. Cieleśnie, ale nie poprzez samo bicie, ale też o brutalne zaspokajanie siebie, używając do tego drugiej osoby. Julii nagle zrobiło się strasznie zimno. Otuliła się ciaśniej skrzydłami. Jej twarz zasłaniała biała grzywka, która mimo iż była przycięta nadal była dość długa. Dziewczyna przyzwyczaiła się do niej i nie chciała się jej pozbywać.
    Podniosła wzrok na Anomandera, gdy ten zaczął mówić o kastracji. Mimo tego co Bane zrobił, nie życzyłaby mu tego. Czy nie wystarczyło, że ona została wysterylizowana jak jakiś zwierzak? Spojrzała na niego błagalnie, prosząc niemo, żeby tego nie robił. To by już było za dużo. Występek Cyrkowca był karygodny, jednak ta kara nie była do tego adekwatna.
    Przytaknęła głową, słysząc, że przed świtem powinien być w Gabinecie - dobrze, dziękuję - powiedziała znów spuszczając wzrok. Siedziała tak milcząc i nie patrząc na Bane'a.
    - Ja tak nie myślę - powiedziała po chwili cichutko - to...to co powiedziałam rano było szczere...naprawdę uważam Cię za najprzystojniejszego mężczyznę na tym świecie - podniosła na niego swoje zapłakane oczy i dopiero teraz mógł zobaczyć, że na policzku ma rozmazaną krew - podoba mi się Twój wygląd, jesteś inny, tak jak ja...nigdy nie uważałam, że wyglądasz obrzydliwie, to Ty tak uważasz, nie ja, więc skończ przewidywać moje reakcje, patrząc na to jak sam siebie widzisz...nie jestem Tobą - trzęsła się z zimna. Było jej słabo, serce nie przestawało jej boleć. Znów opuściła wzrok.
    - Jesteś obrzydliwy pod innym względem - dodała trochę dosadniej - i nie sprawiła tego MORIA, tylko zrobiłeś to Ty sam. Jak można tak traktować drugą osobę? Jak jakąś zabawkę? - otuliła rękami brzuch jakby ją nagle rozbolał i skrzywiła się - pewnie myślałeś, że jesteś podobny do Dyrektora bo się mściłeś prawda? - znów podniosła na niego wzrok - w tym momencie przypominasz mi Gipinga. On karał dokładnie w taki sam sposób, choć posuwał się jeszcze dalej - jej głos znów zaczął drżeć - jedyne co was różni to to, że Ty ją potem uleczyłeś, a on tego nie robił tylko katował dalej jak tylko uznał, że na to zasłużyłam - oparła łokcie na stole, a dłonie wplotła w grzywkę, zaciskając je w pięści - powiedz mi jak ja mam Ci teraz zaufać? Jak mam dalej Cię traktować jak partnera? Może to samolubne z mojej strony, że postanowiłam spróbować, może to z mojej winy do tego doszło bo znów coś w Tobie rozpaliłam, może to samolubne, że nawet nie myślałam o tym, że kiedykolwiek będę miała innego partnera, że chciałam być z Tobą...i tylko z Tobą już na zawsze... - znów załkała - powiedz mi jak ja sama mam teraz sobie spojrzeć w lustro? Zaufać komukolwiek...nawet jeśli chodzi o zwykłą znajomość, skoro okazuje się, ze nie mogę zaufać nawet komuś kogo pokochałam z całego serca...bez kogo nie wyobrażam sobie życia... - oczy miała szeroko otwarte, oddychała przez usta - jak mam udowodnić przed samą sobą, że dam sobie radę, że wszystko będzie już dobrze, że w końcu mogę żyć normalnie, szczęśliwie, skoro co chwila się okazuje, że najlepiej by było jakbym żyła sama? Powiedz mi...jak? - ostatnie słowa dodała szeptem. Może jej wypowiedź była pozbawiona sensu, ale już nie myślała logicznie. Zaczęła po prostu mówić to co jej przychodziło do głowy. Była już tak bardzo zmęczona...
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,29 sekundy. Zapytań do SQL: 9