• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Stary park
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 30 Październik 2016, 18:28   Stary park


    Stary park otaczający Klinikę to zbiór najróżniejszych drzew i krzewów z Krainy luster ukształtowany w taki sposób, by choć po części oddać układ dzikiego lasu. Alejki prowadzą pomiędzy drzewami i przez kamienne mostki zawieszone nad małymi strumykami z krystalicznie czystą wodą wiodą do serca ogrodu, które stanowi rosarium. W najpiękniejszych miejscach parku poustawiano ławki by pacjenci i odwiedzający ich goście mogli usiąść i odpocząć wśród zieleni.
    Gdzieniegdzie, pomiędzy rodzimymi gatunkami drzew z Krainy Luster rosną też drzewa pochodzące ze Świata Ludzi, dodając nieco egzotycznego charakteru.
    Wejście do parku prowadzi obok Kliniki przez małą furtkę z kutego żelaza lub bezpośrednio prze Klinikę. Cały teren parku jest ogrodzony.
    W parku znajduje się psiarnia, w której Anomander trzyma swoje psy. Na noc, gdy park jest zamknięty dla Pacjentów i Odwiedzających, psy są wypuszczane z boksów. by mogły zażyć ruchu i pilnować terenu.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 21 Grudzień 2016, 23:20   

    Bez problemu odnalazł park, instrukcje które podała mu w recepcji Alice były właściwie zbędne. Mimo to był wdzięczny, kobieta wydawała się być sympatyczna a zdobycie jak największej ilości kolegów wśród kadry lekarskiej było niemalże priorytetem.
    Szedł powoli, kurant wybijał ostatnie tony swojej tajemniczej melodii. Słońce powoli zachodziło za horyzont, zerwał się też wiatr. Niezbyt silny, ale przynosił ze sobą zapach jesieni, zapach chłodu.
    Przez ułamek sekundy przeszło mu przez myśl, że chyba lepiej byłoby gdyby Tulka ubrała kurtkę... Ale co gdyby się zgrzała? Niee, lepiej by ewentualnie troszkę zmarzła niż gdyby miała spocona biegać po Parku.
    Bane rozglądał się uważnie dookoła, szukając wzrokiem znajomej sylwetki skrzydlatego doktora. Przy okazji zauważył kilka znajomych roślin. Czyżby w Krainie Luster mieli podobne zioła co u ludzi? A może Anomander jakimś cudem zdobył sadzonki i hoduje je na własną rękę?
    Park na pierwszy rzut oka wyglądał jak dziko rosnący las ale w tym pozornym nieładzie krył się wpływ sprawnej ręki jakiegoś utalentowanego ogrodnika. Ktoś musiał nadać kształt krzewom, które mimo iż są rozrośnięte, odbijają gałęziami w wyjątkowo ciekawy sposób tworząc przeróżne, liściaste rzeźby. A może tylko Bane to w nich widział?
    Co chwilę oglądał się za siebie, kontrolując czy Tulka nie zostaje w tyle. W dalszym ciągu miał dobry humor, jednakże nieco przygasł. Nie mógł pozwolić sobie na głupawe uśmiechy przy swoim pracodawcy, nie może przecież wyjść na błazna.
    Patrzył we wszystkie strony. Gdzie ten Anomander?
    W pewnym momencie zatrzymał się i odwrócił do Tulki. Stanęli akurat w miarę odsłoniętym miejscu.
    - Chyba nie ma sensu dalej zapuszczać się wgłąb Parku. - powiedział - Poczekamy tutaj. Anomander z pewnością gdzieś tu jest a jeśli zabrał któregoś z psów, znajdzie nas bez problemu. Lepiej zna okolicę, w końcu to jego włości. - dodał, nie przestając się rozglądać. Był ciekaw, czy czarnowłosy lekarz przyjdzie pod normalną postacią, czy ukaże się już w zmienionej formie.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 21 Grudzień 2016, 23:44   

    Dziewczynka ciekawsko się rozglądała. Co jakiś czas przystawała u przyglądała się jakimś roślinom czy żyjątkom na nim. Nie zostawała jednak za bardzo z tyłu. Podbiegała co jakiś czas do mężczyzny, żeby się nie zgubić. Nie mogła jednak iść spokojnie i się nie rozglądać, za dużo było tu nowości.
    Gdy powiał chłodniejszy wiatr, pióra na skrzydłach dziewczyny napuszyły się, a Julia otuliła się nimi, żeby troszkę się ogrzać. Nie marudziła jednak. Nasłuchiwała uważnie każdego nowego dźwięku. Może i miała te uszka już od roku, ale w piwnicy nie można zbyt wiele usłyszeć. Teraz mogła się cieszyć dźwiękami, których wcześniej nie słyszała. Jej uszka co chwile zmieniały kierunek nasłuchiwania. Cały czas były wesoło postawione. Ogonek lekko merdał na boki. Rozglądała się cały czas.
    Gdy Bane się zatrzymał, zrobiła to samo. Spojrzała na niego pytająco, jednak gdy wyjaśnił czemu się zatrzymał, przytaknęła. Krążyła wokół mężczyzny oglądając okolicę. Rozglądała się też za lekarzem. Jednak nie ograniczała się tylko do widoków naokoło niej. Rozglądała się też po niebie, które zaczynało nabierać różnych kolorów. Ciekawe jak tu wyglądały zachody słońca. Tak samo jak w Świecie Ludzi? Zamachała mocno skrzydłami, żeby je rozruszać. Ile by dała, żeby teraz wzlecieć w powietrze i zobaczyć okolicę oraz zachód słońca z powietrza. Spojrzała tęsknie w miejsce, gdzie zbierało się najwięcej kolorów. Może i nie latała nigdy, ale czuła dziwną tęsknotę za tym aby wzlecieć w powietrze i poczuć wiatr we włosach, oderwać się od ziemi i poczuć tę wolność, o której tyle słyszała.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 23 Grudzień 2016, 01:54   

    Dzień pracy dobiegł końca wraz z ostatnimi dźwiękami kurantu. Anomander był na to gotowy. Gdy opatrzył ostatniego pacjenta, umył ręce i udał się do swojego gabinetu. Nie chciał kazać Bane'owi i Julii zbyt długo na siebie czekać. Szybko zdjął biały lekarski kitel i koszulę a dobrze skrojone spodnie i skórzane oficerki zmienił na czarne, długie spodnie przeznaczone do ćwiczenia sportów walki i adidasy tegoż samego koloru. Włosy zebrał i związał gumką w kucyk. Z kąta pokoju wziął długi na 2,5 metra kij z osmalonym, kulistym grotem. Na ramiona zarzucił sobie sporych rozmiarów ręcznik i skierował się ku wyjściu. Przelotnie spojrzał na siebie w lustrze. Umięśniony nagi tors poznaczony gdzieniegdzie bliznami, dobrze zarysowane i podkreślone mięśnie, sprężysta sylwetka, włosy spięte w kucyk, czarne spodnie i buty, na barkach ręcznik a w ręku coś na kształt włóczni przywodziły na myśl przeniesionego do czasów współczesnych spartiatę bez pancerza. Oceniwszy własny wygląd i uznawszy go za dostatecznie dobry wyszedł z pokoju.
    Gdy wyszedł do parku słońce już zachodziło.
    Początkowo nie widział w parku ani białowłosego ani dziewczynki. Park był rozległy a tych dwoje mogło być niemal w każdym jego zakątku. Zamknął za sobą drzwi do Kliniki, zamknął oczy i przez chwilę wdychał chłodne powietrze. Nie było mu zimno. Przywykł do niższych temperatur a poza tym był „zahartowany”. Zszedł z podwyższenia na wysypaną kamykami i żwirem aleję główną. Uklęknął na ziemi i uważnie się jej przyjrzał. Na ziemi znajdowały się odciski stóp, większe męskie i mniejsze damskie. Zastanowił go przez chwilę bieżnik damskiego buta jednak nie zaprzątał tym sobie głowy. Postanowił podążyć ich tropem a jako że przed treningiem musiał się nieco rozgrzać postanowił poruszać się szybkim truchtem. Cały czas śledził trop pozostawiony, jak mu się wydawało, przez Bane'a i Julię.
    Gdy dobiegł na odległość, z której mógł ich dojrzeć postanowił rozgrzać skrzydła i mięśnie nimi zawiadujące. Wyskoczył w powietrze potężnie uderzając błoniastymi skrzydłami. Po kilku uderzeniach był już na wysokości koron drzew. Rozłożył skrzydła szeroko aby zmniejszyć prędkość opadania. Z punktu widzenia obserwatora wyglądało to jak wyjątkowo wysoki skok. Błona na skrzydłach stawiła opór powietrzu w efekcie czego skutecznie wytracił prędkość i wylądował tuż przed dziwną parą.
    Złożył skrzydła na plecach i stanął przed nimi dumnie wyprostowany. Posągowa budowa ciała, niemal idealna muskulatura, dumna postawa i jakaś wewnętrzna energia bijąca od niego sprawiała, że prezentował się raczej jak monarcha, opętańczy Leonidas zbrojny w pochodnię do rozpalania i gaszenia latarni.
    - Cieszę się, że przyszliście punktualnie. Bardzo sobie cenię punktualność. – powiedział kiwając głową z uznaniem - Przejdziemy do serca parku i tam zaczniemy trening. Chodźcie za mną.
    Powiedziawszy to lekkim truchtem ruszył w stronę bocznej uliczki.
    Trucht miał za zadanie ich lekko rozgrzać. Mówiąc ściślej miał rozgrzać Julię bo Bane będzie się raczej jedynie przyglądał.
    Kilka razy skręcał w różne alejki aż w końcu dobiegli do serca parku. Rosarium, prezentowało się wyjątkowo uroczo w promieniach zachodzącego słońca. Wyglądało to tak, jakby ktoś po środku parku stworzył poletko pełne róż. Czerwone, różowe, herbaciane, bordowe, białe i żółte główki kwiatów wpatrywały się w znikające słońce. Żegnały je słodkim zapachem i szelestem liści gdy przebiegał między nimi powiew wiatru. Na górce, z której roztaczał się widok na park i miasto ktoś dawno temu zbudował drewniany domek będący teraz ruiną.
    - Tu będziemy trenować Julio. Do tego miejsca nie łatwo dotrzeć zatem wracając postaraj się zapamiętać trasę – powiedział uśmiechając się - Rozpalę teraz latarnie a ty się rozgrzej w sposób jaki uznasz za właściwy
    Powiedziawszy to ruszył dotykając latarni swoją dziwną pochodnia. Gdy tylko kula na końcu „włóczni” dotykała serca latarni to natychmiast stawało w płomieniach wypełniając okolicę ciepłym blaskiem ognia. Obszedł wszystkie latarnie na około placyku na którym teraz stali a także kilka w uliczkach. Większą część rosarium rozjaśniał teraz ciepły blask ognia.
    - Jak tam, rozgrzałaś skrzydła? – zapytał odkładając pochodnię - Tytułem wstępu kilka słów wyjaśnienia przed ćwiczeniami praktycznymi.
    Wskazał na ziemię przed nim. Sam również usiadł na miękkim piasku, jednak oparł się plecami o latarnię.
    Na początku muszę cię zmartwić, nigdy nie będziesz latać jak ptak. Twoje skrzydła wprawdzie mogą służyć do latania, ale anatomia istot ludzkich zdecydowanie sprzeciwia się posiadaniu przez nich skrzydeł. Stosunkowo słabe i małe mięśnie piersiowe i mięśnie pleców sprawiają, że latającemu człowiekowi szybko zaczyna brakować sił. Nie znaczy to jednak, że jesteś uziemiona. Mając skrzydła możesz latać na niewielkich dystansach co jakiś czas odpoczywając podobnie jak czyni to wróbel. Możesz też szybować na prądach powietrznych i odpoczywać w locie podobnie jak robią to ptaki drapieżne. Ta druga metodę z całego serca ci polecam bo pozwala cieszyć się lotem znacznie dłużej. Na pocieszenie dodam jednak, że skrzydeł możesz używać też do walki. – powiedziawszy to odepchnął się lekko plecami od latarni, przeniósł ciężar tak, by z siadu przejść do pozycji określanej jako kucająca i wyciągnął w stronę dziecka szpon na szczycie skrzydła - Nie wiem, w tej chwili, w jaki sposób użyć twoich skrzydeł w walce poza uderzania nimi podobnie jak robią to walczące pardwy czy gęsi.
    Powiedziawszy to uśmiechnął się bo wizja dziewczynki z lisim ogonem tłukącej napastnika skrzydłami wydawała mu się niedorzeczna.
    - Musisz sama wymyślić jak możesz używać twoich skrzydeł w walce. Ja dla przykładu używam ich jak tarczy. Ewentualnie utrudniam przeciwnikowi podejście a gdy dojdzie do zwarcia wykorzystuję ich siłę by obalić go na ziemię i dobić – powiedziawszy to uderzył w ziemię szponem na szczycie skrzydła.
    Szpon z głuchym łupnięciem wbił się w piach, żwir i ziemię nieopodal dziewczynki pozostawiając po sobie duży, okrągły i paskudnie głęboki otwór. Siła z jaką skrzydlaty wbił go w ziemię była wystarczająca do przebicia na wylot dzika nie mówiąc nawet o człowieku, jednakże pazur nie był jednak nawet zarysowany. Mogło to oznaczać, że albo skrzydlaty nie uderzył z całą siłą a jedynie na tyle mocno by ten wbił się w glebę albo ów szpon jest niezwykle twardy. Niemniej szpony na szczycie skrzydeł stanowiły śmiercionośna broń.
    - Jak widzisz Julio, skrzydła to śmiertelnie niebezpieczna broń, dająca skrzydlatym olbrzymią przewagę w walce, ale też nasz słaby punkt. W wypadku, gdy ktoś złapie cię za nie od tyłu, jesteś praktycznie bezbronna. Możesz spróbować machnąć nimi do przodu, by wyrwać je napastnikowi z rak ale ryzykujesz wtedy połamanie kości. Jednakże, Julio, masz do dyspozycji bardzo pomocną umiejętność. Ty do celu wyzwolenia się z chwytu możesz wykorzystać przemianę w lisa. Uprzedzając ewentualne pytanie, ja zazwyczaj w takim wypadku wyrywam delikwentowi ręce lub gdy nie mam zbyt wiele czasu odgryzam mu głowę – ponownie się uśmiechnął tak jakby rzeczone „odgryzanie głowy” było codzienną czynnością dla imć doktora, ot taki dodatkowy punkt w usługach medycznych - Dośc jednak tego ględzenia. Pora poćwiczyć.
    Powiedziawszy to wstał i wyciągną rękę do dziewczynki aby pomóc jej wstać.
    Gdy już stali kazał jej obserwować jak on sam rusza skrzydłami i naśladować te ruchy.
    - Mocno przed siebie, lekko obracasz szczyt skrzydła gdy je unosisz, prostujesz i ponownie mocno w dół. Kreślisz coś na kształt znaku nieskończoności – powiedział - Nie martw się jeśli ci nie wychodzi za pierwszym razem. Nie ma, nie było i nigdy nie będzie istoty, która rodzi się z umiejętnością latania. Żaden ptak nie lata tuż po urodzeniu. Nawet owady muszą rozprostować i wzmocnić skrzydła zanim polecą poprawiać albo uprzykrzać ludziom życie
    Pokazywał Julii każdy ruch skrzydła, każde poruszenie mięśni tak by mogła przez analogię odnieść je do własnego układu ruchu. Miał nadzieję, że dziewczynka ma dość zapału by się uczyć i nie spocznie na laurach ćwicząc jedynie w trakcie treningu.
    - Jeśli macie jakiekolwiek pytania, to słucham – powiedział do wszystkich. W końcu Bane może też być zainteresowany biologią i fizyką układu ruchu istot z Krainy Luster. - Co do ciebie Julio to możesz sobie tu przychodzić i trenować. Psy rzadko kiedy zapuszczają się na teren rosarium, zatem zagrożenie jest tu niewielkie. Jeśli będziesz chciała zakwaterować swojego lisa poza Kliniką to najbezpieczniej będzie umieścić ja w tamtej starej szopie. - wskazał na ruderę u szczytu wzgórza - Ma tu duży wybieg a w krzaczkach róż biega sporo myszy zatem nie będzie głodna. Jak tam nie zmęczyłaś się jeszcze? .
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 26 Grudzień 2016, 17:41   

    Czujnie rozglądał się na boki... Ale nie wziął pod uwagi nieba.
    Gdy Anomander leciał w ich stronę, Bane podziwiał ruchy szerokich skrzydeł. Biły powietrze z niesamowitą mocą, lekarz wydawał się być nie człowiekiem a majestatycznym ptakiem lub smokiem, za jakiego się podawał.
    Wylądował zręcznie a wtedy Białowłosy zauważył w co tamten był ubrany. Albo inaczej - w co nie był ubrany. Brwi mimowolnie powędrowały ku górze tworząc na twarzy grymas który możnaby opatrzyć etykietką “Serio...?”. Bane skrzyżował przy tym ręce na piersi.
    Skrzydlaty oczywiście miał fantastyczną sylwetkę, Bane nie musiał patrzeć okiem chirurga plastycznego by to ocenić. I co z tego że na skórze widniało parę blizn? Mężczyźnie przystoi je mieć, są pamiątką i tylko dodają charakteru wyglądowi.
    Odchrząknął bo nagle poczuł się niezręcznie. Czarnowłosy eksponował klatę i ramiona celowo? By ich onieśmielić? Czy może zwyczajnie było mu gorąco albo wygodniej mu bez koszuli.
    No cóż. Bane chwalił się nie będzie bo i nie ma za bardzo czym. Może gdyby Anomander był mniej umięśniony. Może gdyby nie wyglądał jak uosobienie boga. Może gdyby nie bybył w tym stadzie samcem alfa.
    Trucht nie zmęczył go bo przecież nie o to chodziło. W czasie biegu oglądał okolicę i starał się zapamiętać jak najwięcej. Przyjdzie tu pod inną postacią...
    Gdy dotarli do chatynki, nie odezwał się bo nikt nie wymagał od niego komentarza. Wykład który Anomander zafundował Tulce był ciekawy, Bane sporo się dowiedział.
    Sam skrzydlaty był idealnym mówcą, był pewny siebie i spokojny jakby był przekonany że nawet w razie niewygodnych pytań da sobie radę.
    Demonstracja walki z użyciem pazura zrobiła na nim ogromne wrażenie. Ruchy Anomandera były sprężyste i bardzo szybkie, był niebezpiecznym przeciwnikiem. Dlatego też Bane dobrze postąpił stając po jego stronie. Lepiej mieć skrzydlatego za sojusznika niż wroga.
    Bane patrzył na Tulkę i oceniał w głowie jej możliwości. Ciężkobyło powiedzieć czy sobie poradzi i kiedyś doścignie mistrza. Białowłosy nie znał się na walce. Co nie zmienia faktu, że dziewczynka trafiła w dobre ręce, ma dobrego trenera.
    Potarł ręką brodę gdy przez chwilę znalazł się poza uwagą obojga.
    Czyli Opętańcy nie latają na duże dystanse... Dobrze wiedzieć. Ich skrzydła stanowią śmiercionośną broń ale nie utrzymają ich długo w powietrzu.
    Uśmiechnął się pod nosem. Miał więc lekką przewagę, pod postacią Modrosójki spokojnie doleciał do miasta a to był długi dystans. Będzie musiał dowiedzieć się ile faktycznie wytrzyma Opętaniec.
    Miał chwilę by się rozejrzeć po parku. Krzaki róż wyglądały pięknie ale coś podpowiadało mu, że zerwanie kwiatu skończyłoby się interwencją Bestii i Bella, niezależnie czy byłaby kobietą czy mężczyzną i tak trafiłaby do lochu. A że skrzydlata, czarnowłosa bestia o lodowych oczach należy do tych co lubią zabawić się w torturki, Piękna lub Piękny nie siedziałby w celi bezczynnie.
    I pewnie pięknie by krzyczała lub krzyczał...
    Nie miał pytań, bo wszystko było jasne. Prawdę mówiąc czekał na pokaz demonicznego doktora, trening Tulki nie ucieknie przecież.
    Nie musiał się starać ukryć bo miał nieruchomą ttwarz, ale w rzeczywistości troszeczkę zaczynał się nudzić.
    A przecież nie pokaże swojej zamiany przy Tulce. Wolał by pozostała jego Asem w rękawie.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 26 Grudzień 2016, 23:58   

    Widząc jak Anomander wznosi się i ląduje niedaleko nich, Tulcia przyglądała mu się z fascynacją. Przyglądała mu się z mocno postawionymi uszami. Podeszła szybko do Bane'a i ruszyła z mężczyznami truchcikiem. Jednak w przeciwieństwie do nich leciutko się zmęczyła. Na miejscu szybko się jednak uspokoiła. Nie biegała od roku, nie ma co jej dziwić. Bieganie jako lis różniło się od normalnego, wydawało się prostsze.
    Rozejrzała się. Widać było zachwyt w jej oczach, gdy zobaczyła wspaniałe rosarium.
    Nie do końca wiedziała jak ma rozgrzać skrzydła. W końcu poruszała ramiona i trochę skrzydłami na zmianę, parę razy rozprostowała i zgięła oba i zatrzepotała nimi. Nie miała pomysłu jak inaczej je rozgrzać.
    Usiadła grzecznie i wsłuchiwała się w słowa czarnowłosego. Przytaknęła, że rozumie iż nie da rady długo latać. W sumie...chciała tylko poczuć jak to jest. Nie potrzebowała tam przecież przebywać nie wiadomo ile. Nie przerywała czarnowłosemu. Słuchała go w ciszy. Gdy zaczął mówić, że może używać skrzydeł jak broni, spojrzała na błoniaste skrzydła doktorka, a następnie na swoje pierzaste. Nie wyglądały na takie, które mogłyby komuś zrobić krzywdę. Skuliła uszka i skrzydła, gdy lekarz uderzył obok niej w ziemię. Przełknęła głośno ślinę, widząc jaką bruzdę zostawił po sobie pazur.
    Przytaknęła głową słysząc, że sama ma znaleźć swój styl walki. Uznała jednak, że pomyśli o tym później. W szczególności iż lekarz zarządził koniec odpoczynku. Przyjęła dłoń Anomandera i wstała. Otrzepała nowe spodnie i zaczęła obserwować ruchy skrzydeł. Chwile próbowała powtarzać po nim, jednak co chwila, której ze skrzydeł nie chciało współpracować. Głównie to po operacji. Po chwili prób zamachała mocno oboma skrzydłami zirytowana. Wiedziała, że nie będzie od razu jej dobrze szło, jednak to, że jedno skrzydło cały czas szło inaczej było irytujące. Opuściła nisko rozłożone skrzydła. Zamknęła oczy i próbowała się uspokoić.
    Gdy nimi ruszała, skrzydła mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, odbijając światło pochodni.
    Po chwili zaczęła znów poruszać, ale tym razem tylko zdrowym skrzydłem. Spoglądała na nie i wykonywała ruchy, które wcześniej pokazywał lekarz. Gdy uznała, że jest w porządku zaczęła to samo robić z drugim skrzydłem. Widać było, że skrzydło nie chce jej słuchać. Nie bolało ani nic ale chyba pozostała w umyśle jakaś blokada, że to skrzydło nie jest sprawne. Po chwili jednak zaczęło poruszać się powoli tak jak tego chciała dziewczynka. Poruszała nim jeszcze chwilę, po czym dołączyła drugie skrzydło. Początkowo znów są problemy ale w końcu skrzydła się synchronizują. Jeszcze kilka ruchów i opuszcza je żeby odpoczęły.
    Wsłuchiwała się uważnie w dalsze słowa medyka - a psy nie będę próbowały jej tu upolować? - zapytała lekko zmęczona. Nie chciała ryzykować, że wróci i znajdzie tylko resztki bursztynowego futerka.
    Ucieszyła, że może tu przychodzić. Było tu spokojnie i nie będzie musiała siedzieć w pokoju cały czas.
    Słysząc pytanie lekarza uśmiechnęła się -troszeczkę, ale dam jeszcze radę - powiedziała spokojnie i poruszyła lekko skrzydłami.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 28 Grudzień 2016, 23:23   

    Oceniania innych oduczył się już dawno temu. Nie przynosiło ono zazwyczaj nic dobrego. Weźmy na przykład Bane'a. Gdyby chcieć go oceniać, to po tym jak przyznał się do gwałtu, powinno się go odesłać tam, gdzie przysłowiowe raki zimują tracąc jednocześnie dobrego chirurga. Z tego powodu nie oceniał postępów czynionych przez Julię. Latanie, a co za tym idzie wyćwiczenie pracy mięśni zawiadujących skrzydłami, synchronizacja uderzeń, utrzymanie dobrej postawy umożliwiającej szerokie zamachy i umiejętność regulowania prędkości wznoszenia i opadania były ciężkie do opanowania nawet dla istot, które od urodzenia posiadają skrzydła. Żaden ptak nie lata zaraz po urodzeniu, a niektóre nigdy nie mają możliwości wzbić się w przestworza. Te słabe są wypychane z gniazda przez silniejszych braci i siostry zaś te, których próby są zbyt śmiałe, same z niego wypadają. Koniec końców i jedne i drugie giną. Padają albo z głodu, albo giną w paszczy drapieżnika. Te które mają szczęście zabije upadek i nie będą musiały czekać samotnie na śmierć głodową lub od kłów bestii. Taka jest cena latania. Polecą tylko ci, naprawdę silni.
    Patrzył na Julię i jej ćwiczenia. Czasu było coraz mniej.
    - Co do tego czy będą na nią polować, to jestem prawie pewny tego, że będą. Taka ich natura. Nie martw się jednak, w te rejony psy nie zapuszczają się zbyt często. Tamta ruina na górce, gdzie poleciłem ci ją "zakwaterować" będzie dla niej dobrym schronieniem. Jeśli jest sprytna to wykopie sobie niedostępną jamę z kilkoma wejściami lub wykorzysta te, które już tam są. Stare tunele dawno nie miały lokatora. Nawet jeśli jakimś cudem wygonią jak z ukrycia, to jest od nich sporo mniejsza i ucieczka na przełaj, przez krzaki róż, dla niej będzie prosta. Pnącza nie będą plątać jej kroku a dzięki obfitemu futru kolce jej nie pokaleczą. Poza tym będzie miała możliwość potrenować swój lisi spryt. Decyzja należy do ciebie.
    Ponownie popatrzył jak macha skrzydłami. Nie było źle, ale dobrze też nie. Było średnio. Stanął przed nią i wyciągnął ręce.
    - Złap mnie za ręce. Polecimy razem. Musisz tylko naśladować dokładnie moje ruchy – powiedziawszy to pokazał swoje skrzydła - Zobacz, w ten sposób.
    Pokazał jej ruch odpychający. Początkowo powoli a jełśi zdecydowała się złapać jego ręce uderzył mocniej.
    - Śmiało, jeśli będziesz machać mocno, powiedzmy na osiemdziesiąt procent swoich sił, to polecimy. No, dalej, to już ostatni wysiłek na dziś.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 29 Grudzień 2016, 23:44   

    Bane dziwił się z jaką wyrozumiałością i spokojem podchodził do Tulki Anomander. Jej próby machania skrzydłami nie należały chyba do udanych, co można było wywnioskować po jej minie. Starała się, widać było, że wkłada w to wszystko dużo chęci ale najwyraźniej opierzone kończyny nie chciały współpracować tak dobrze, jakby chciała ich właścicielka.
    Tulka będzie musiała wyrobić sobie kondycję. W końcu skrzydła ma nie tylko do ozdoby, nawet jeśli mogła podlatywać na niewielkie dystanse, to jednak będzie mogła latać. Każde pisklę w końcu opuszcza gniazdo.
    Przyglądał się ćwiczeniom dziewczynki i czarnowłosego. Imponująca sylwetka i rozmiary Anomandera wydawały się być jeszcze większe gdy stał obok niedużej Tulki. Mała co prawda nie była wychudzona, ale nadal pozostawała kruszyną przy atletycznym lekarzu.
    Skrzydlatemu mężczyźnie dobrze było w spiętych w kuc włosach. Co prawda wyglądał wtedy mniej demonicznie, ale przecież liczy się też wygoda.
    Bane odrzucił z oczu przydługą grzywę. No właśnie. Ścinać te niesforne, białe kudły czy pozwolić im rosnąć? Pewnikiem jest, że musi ściąć zarost bo zaczynał czuć się jak niedomyty bywalec knajp dla skrzywdzonych przez żony mężczyzn. A przecież nie miał żony i raczej nie zamierzał jej mieć.
    Przypatrując się ich zmaganiom ze skrzydełkami dziewczynki zaczynał się nudzić. Bo co miał robić? Był obserwatorem, sam przecież nie będzie brał udział w nauce latania. Bo latać przecież już potrafi.
    Uśmiechnął się pod nosem przypominając sobie lot nad miastem. Coś wspaniałego.
    Poczuł nagłą potrzebę zaimponowania towarzystwu i zmotywowania Tulki by dała z siebie więcej. Anomander akurat wyciągnął do niej ręce i zaproponował wspólny lot. Świetnie! Koniec ignorowania Banusia. Też chce być w centrum uwagi, to nie nowość, że lubił popisy.
    - Daj z siebie wszystko, Kruszyno. - powiedział po czym zrobił przerwę. Chciał tym tylko przyciągnąć uwagę tak, by zarówno dziewczynka jak i Anomander na niego spojrzeli.
    Gdy chociaż jedna para oczu zwróciła się w jego stronę, przygarbił się a bransoleta ukryta pod mankietem zaświeciła jadowicie zielonym blaskiem.
    Wyciągnął na boki ręce które nagle zaczęły wydłużać się i zmieniać w skrzydła, biało-szare pióra zaczęły wyrastać i powiększać się w oczach. Gdy pokryły całe ręce a dłonie zmieniły się w lotki, Bane owinął się nimi jak kocem, chowając twarz i tułów za pierzastym płaszczem. Skurczył się a nogi zmieniły się w szpony. Lekka mgła która go na chwilę otoczyła zaczęła się przerzedzać i wtedy białowłosy rozwarł skrzydła ukazując się w innej postaci. Spojrzał na stojących przed nim. Byli wyżsi, ale on nie zmienił się w Modrosójkę, wybrał coś o wiele większego i majestatycznego. Harpię wielką.
    Przekrzywił ptasi łeb i popatrzył na Tulkę swoim ciemnym ptasim okiem. Zaskrzeczał trzepocząc skrzydłami jakby chciał pokazać jak to się robi.
    - Pokaż, że potrafisz bo inaczej zostaniesz w dole a my polecimy wysoko nad chmury. - miał lekko skrzekliwy głos, ale mówił normalnie. Chciał zmotywować dziewczynkę do działania, nie był złośliwy. Po prostu zazwyczaj lekka iskierka złości potrafiła wykrzesać w człowieku pokłady dodatkowej determinacji. Kto wie, może małej uda się w ten sposób zebrać w sobie i wzlecieć?
    Przeniósł wzrok ptasich oczu na Anomandera. Nie składał skrzydeł, stał na ziemi a wielkie pióra lotek wsparte były o podłoże. Wyglądał jak ptak który chłodzi się w upalny dzień.
    Nastroszył się i otrzepał po czym ponownie spojrzał na Tulkę, chcąc wyczytać z jej zachowania emocje. Widział w trochę inny, ptasi sposób. No cóż, każdy gatunek widzi inaczej, można to odebrać jako plus i minus.
    Przekrzywił łeb z masywnym dziobem na bok, oczekując na dalszy rozwój wydarzeń. Czub z kilku piór na głowie podniósł się nieznacznie, Bane zamachał skrzydłami ponaglając pozostałych.
    - To jak? Lecimy wszyscy na małą wycieczkę, czy wracamy do budynku pieszo? - zapytał i podskoczył w ptasi sposób ku nim.
    Bransoleta była niemalże błogosławieństwem. Mógł dzięki niej zmieniać się w co chciał, ale uznał, że w razie pytań przyzna się tylko do ptasich form. Nie skłamie, chwilowo to ten rodzaj przypadł mu do gustu i tylko ptasią formę wypróbował. Wydawała mu się być najciekawszą, zawsze chciał spróbować jak to jest umieć latać. A teraz? Może wszystko! Dzięki błyskotce!
    Zaskrzeczał i znów się napuszył. Tak! Patrzcie jaką piękną i majestatyczną Harpią jestem!
    O tak, Bane wprost uwielbiał się popisywać.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 30 Grudzień 2016, 01:21   

    Słuchała uważnie Anomandera jak mówił o Amber i ruinie. Opuściła lekko głowę - przyprowadzę ją może jutro i zobaczę czy tu zostanie, w końcu przez rok się nie rozstawałyśmy - powiedziała po chwili namysłu.
    Ćwiczyła pilnie, ale ciągle coś jej nie wychodziło. Chciała pokazać, że potrafi, że nie jest bezużyteczna. Że sobie poradzi. Chciała, żeby Bane był z niej dumny. Ciągle jednak nie potrafiła tego zrobić idealnie i zdawała sobie z tego sprawę. Czuła, że nie ma kondycji. Ale jak na razie te skrzydła najpierw były niechcianymi wyrostkami, potem ozdobą, która przydawała się w zimne noce. Zazwyczaj po prostu trzymała je mocno złożone. Rzadko nawet udawało jej się nimi poruszyć, rozprostować. Dopiero kilka dni temu poczuła, że mogą być jednak przydatne. Że może latać.
    Spojrzała zaskoczona na lekarza. Nie sądziła, że będzie dla niej tak wyrozumiały. Wiedziała, że jej nie idzie, a on nie wyglądał na zirytowanego. Już chciała wyciągnąć ręce w jego stronę, gdy odezwał się do niej Bane. Zerknęła na niego.
    Patrzała na niego w szoku jak zmienia się w ptaka. Zagapiła się na niego. Zaskoczył ją tym mocno i zrobiło jej się przykro, że jak na razie jest jedynym nielotem.
    Jednak dopiero jak zaczął ją "motywować" położyła płasko uszy. Nie lubiła jak ktoś się popisywał, że umie coś robić, a ona nie. W szkole często jej tak dokuczano. Zawsze była inna, a pozostali często popisywali się lub ją parodiowali. W jej oczach zebrały się łzy na to wspomnienie. Przez swoją pamięć, miała problem z nauką. Wszystkiego uczyła się szybciej niż reszta, jednak jeśli musiała zrobić coś inaczej, przeanalizować, zinterpretować to miała już spory problem. Wszyscy się wtedy z niej śmiali i popisywali jacy oni to nie są mądrzy. Udało jej się zajść dalej i szybciej niż reszta tylko dlatego, że siedziała nad książkami i niania jej pomagała dojść do tego jak coś zrobić samemu. Teraz poczuła się jakby znów wróciła do szkoły, a jej koledzy oglądali jak się upokarza przed nimi. Głupi rudzielec....to zapamiętała najlepiej....Głupi rudzielec oraz rudy dziwoląg...teraz te określenia krążyły jej po głowie jak szalone. Zacisnęła mocno powieki, a rączki w pięści. Była na Cyrkowca zła.
    Powstrzymała jednak łzy, nie było na nie teraz czasu. Chwyciła Anomandera za ręce i rozłożyła skrzydła. Zaczęła uderzać rytmicznie skrzydłami, obserwowała każdy ruch lekarza. Była na tym maksymalnie skupiona i starała się przenieść na to całą swoją energię, starając się jednocześnie ignorować zachowanie wujka i wspomnienia. To drugie nie było niestety takie proste jakby mogło się wydawać. Nie dla niej. Starała się ze wszystkich sił, żeby teraz zrobić to tak jak należy.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 30 Grudzień 2016, 04:36   

    Czekał aż dziecko złapie go za ręce.
    Czekał na wysiłek, skupienie i walkę o każdy centymetr a następne metr. Czekał na decyzję dziecka odnośnie tego czy będzie walczyć czy się podda, gdy jego uwagę przykuło coś innego. Stojący nieopodal Bane nagle zamienił się w ptaka.
    Anomander opuścił ręce i popatrzył na ptaka. Na ziemi siedziało wielkie, szponiaste ptaszysko i stroszyło czub. Harpia wielka, naprawdę? . Uśmiechnął się na widok gadającego ptaka.
    - Bardzo ciekawa przemiana, Bane. Nie przestajesz mnie zadziwiać. Zaiste, szponiasta maszyna do zabijania, postrach lasów deszczowych i chluba treserów. Prywatnie ci powiem że zawsze marzyłem o tym by mieś takiego ptaka do polowań. Nie masz ochoty na dodatkowy etat? Jeśli się zgodzisz, to będę miał największego, naturalnego ptaka w Krainie Luster – powiedział a jego głos wydał się jakby bardziej gardłowy a litery ”s” przeciągały się na podobieństwo syku węża. Zmieniły się też oczy. Szczeliny źrenic wpatrywały się w ptaszysko a usta rozciągały w uśmiechu – Ale mówiąc poważnie, popełniłeś dość duży błąd, który w innych okolicznościach mógłby kosztować cię życie
    Spojrzał na dziecko, któremu słowa ptaka ewidentnie sprawiły przykrość i ponownie przeniósł wzrok na ptaszysko.
    - Tak jak powiedziałem, harpia wielka to urodzona maszyna do zabijania, ale na ziemi jest niemal bezbronna. Zobacz na swoje szpony. Długie jak rzeźnickie noże i ostre jak haki na mięso, ale na ziemi prawie całkowicie bezużyteczne. Ani z nimi chodzić ani nimi walczyć. By ich użyć skutecznie musiałbyś znajdować się w powietrzu. Z tego wnioskuję, że to jedna z twoich pierwszych przemian w to zwierze, mylę się?
    Uśmiechnął się a oczy zalśniły mu ciepłym blaskiem. Przez chwilę, mgnienie oka, nie był już srogim lekarzem. Był rozbawionym ojcem, patrzącym na to, jak mały chłopiec udaje maszerującego żołnierza. Ot, tatuś niesfornego smyka, patrzący jak jego dziecko chce zaimponować ojcu i otoczeniu. Ten dobrotliwy wygląd zniknął równie szybko jak się pojawił. Znów powrócił gadziooki doktor.
    - Może wyda ci się to dziwne, ale gdyby Julia miała większą wprawę w przybieraniu postaci lisa i umiała się w tej formie sprawnie poruszać i walczyć, co mam nadzieję za dwa lub trzy tygodnie nastąpi, to twoje szanse na przeżycie w naziemnej walce wyniosłyby około 15 lub 20 %. Harpia to nie kazuar, nie kopie przed siebie a walczyć na ziemi, tak jak większość ptaków drapieżnych, może tylko leżąc na plecach – podszedł kilka kroków w stronę przemienionego Bane'a - Co do pozostawania na ziemi to niestety również bardzo się mylisz. My byśmy polecieli a ty byś został. Harpie są zbyt ciężkie by startować pionowo. Po mniej więcej trzech uderzeniach skrzydeł nastąpiło by uszkodzenie przyczepu mięśnia piersiowego. Ból powaliłby cię na ziemię nim byś się na dobre uniósł. Leczenie tego urazu siłami natury byłoby dość trudne. W świecie ludzi z pewnością widziałeś ptaki, które noszą jedno skrzydło opuszczone lotkami w stronę ziemi, prawda?. To właśnie pozostałość po takim pionowym starcie. Ptaszyna się wypłoszyła, nagle zerwała, doszło do przeciążenia i naderwania przyczepu lub nadwyrężenia skrzydła. Do końca życia latanie będzie dla nich bolesne. Widzisz, ptaki drapieżne z rodziny Harpia harpyja muszą mieć przysłowiowy rozbieg. Startują przed siebie, a czas, wymagany do tego by zaczęły naprawdę lecieć to siedmiokrotna rozpiętość ich skrzydeł liczona w linii prostej. Niestety, krzaki róż zatrzymałyby twój lot zanim na dobre byś wystartował. Dlatego harpie rzadko siadają na ziemi za to kochają gałęzie z których mogą wyskoczyć do przodu i polecieć. Powiedzmy, że harpia to taki bardziej śmiercionośny i nieco usprawniony ptaszek z rodziny apus apus, a mówiąc po ludzku jerzyk. Pomimo tego, że jest królem szybkości, gdy wyląduje na ziemi już nigdy się nie wzniesie. Ma zbyt słabe nogi by podskoczyć. Harpia podobnie, choć może wyskoczyć to jej rozruch trwa dość długo.
    Powiedziawszy to ukucnął i złapał Bane'a delikatnie na bokach ciała przyciskając mu skrzydła do korpusu i trzymając się z daleka od szponów. Podniósł go z ziemi i rozglądał się przez chwilę. W końcu podszedł do konaru niedalekiego drzewa i posadził na niem ptaka.
    - Wystartuj z tego miejsca, a na przyszłość, gdy przybierzesz formę harpii, zawsze staraj się siadać na czymś ponad ziemią. Będziesz miał dzięki temu pewny start i od razu będziesz mógł użyć swojej głównej broni. Pamiętaj, że zacisk twoich uzbrojonych w szpony palców, w obecnej formie może bez problemu połamać kości większości ofiar, w końcu to prawie 42 kilogramy na centymetr kwadratowy, albo mówiąc bardziej obrazowo, 420 tysięcy kilogramów na metr kwadratowy. Dodaj do tego długość szponów wynoszącą przeciętnie osiem do trzynastu centymetrów to zrozumiesz, czemu wolałem nie podkładać ci ręki pod szpony
    Mówiąc ostatnie słowa uśmiechał się pogodnie.
    Powrócił do Julii i ponownie wyciągnął do niej ręce.
    Dziewczynka je złapała i zaczęła powtarzać ruchy. Dobrze. Tak jest dobrze. Spokojnie, bez nerwów
    - Dobrze Ci idzie Julio! Nie poddawaj się! – choć jego twarz nie zdradzała nic w głosie dały się słyszeć serdeczne nuty - Jeszcze trochę i polecimy!
    Dzieciak się starał. Robił co mógł choć mięśnie były słabe. Była uparta, a to dobrze rokowało ale w pewnej chwili Anomanderowi zapaliła się przysłowiowa czerwona lampka. Bał się, że zirytowana słowami białowłosego dziewczynka zrobi sobie krzywdę.
    Napinając mięśnie pleców uderzył mocniej skrzydłami w chwili gdy i ona uderzała. Wznieśli się około pół metra nad ziemię i wisieli tak przez kilkanaście sekund. Trochę ją oszukał, bo sam wykonał większość pracy, ale musiała mieć choć niewielką nagrodę za swój wysiłek. Cóż bowiem wart jest wysiłek bez nagrody?
    - Brawo! Zobacz, unieśliśmy się! – powiedział uśmiechając się ciepło - Na dziś wystarczy. Nie chcę byś odniosła kontuzję.
    Ponownie opadli na ziemię.
    - Było bardzo dobrze ale przed nami jeszcze wiele ćwiczeń. – pochylił się do niej i dodał szeptem - A teraz utrzemy nosa Banowi, co Ty na to? Dodam że, moja przemiana nie jest tak delikatna jak twoja zatem jeśli chcesz możesz się odwrócić, choć na pewno ją usłyszysz.
    Uśmiechał się i puścił do niej oko.
    Cofnął się kilka kroków.
    Dziecko zasługiwało na nagrodę. Chwila piekielnego bólu, pękającej skóry, trzaskających kości i pęczniejących mięśni była tego warta. Miło będzie usłyszeć jak się śmieje gdy polecą ponad parkiem.
    Jego oczy zmieniły się w gadzie ślepia, szyja i szczęki zaczęły się wydłużać, w pękających ustach wyrastały kły a skrzydła stawały się mocniejsze i lekko się obniżyły w stronę ramion. Opadł na kolana a skóra na ciele zaczęła mu pękać. Nieodłączny towarzysz przemiany, ból, nadchodził raźnym krokiem wypełniając dendryty, aksony i synapsy swoją obecnością. Kości pękały z trzaskiem, by po chwili znowu się zrosnąć ale pod innym kątem. Mimo iż czarnowłosy klęczał jego sylwetka zaczynała rosnąć i się wydłużać. Spodnie pękły czyniąc go całkiem nagim a kość ogonowa zaczęła się wydłużać tworząc ogon początkowo cienki jak bicz, który jednak z każdą chwilą stawał się grubszy i wyrastały z niego kolce. Spokojne, różane pole wypełnił nieludzki wrzask bólu. Krzyk cierpienia przywodzącego do szaleństwa. Łzy mieszały się z pasmami włosów i ze strumykami krwi wyciekającymi z ran powstałych na skórze głowy w miejscu gdzie wyrosły z niej ostre i długie kolce i rogi. Serce zaczęło trzepotać jak spłoszony ptak w klatce. Nadchodziła siostra Bólu – Furia. Krzyk bólu przerodził się we wściekły ryk a spod skóry zaczęły wycinać się ciemne, opalizujące pięknym błękitem łuski. Umysł krzyczał, że już prawie koniec przemiany, że ma wytrzymać. Kościec przestał się zmieniać i przemieszczać, mięśnie uzyskały swoją ostateczną formę a skrzydła stały się potężne i o wiele większe. Zresztą on cały stał się znacznie większy. Fakt, że jako mężczyzna był wysoki ni jak nie mógł przygotować obserwujących na to co teraz ujrzeli. W aktualnej formie kłąb smokopodobnego stwora znajdował się na wysokości około dwóch i pół metra. Potężny łeb, osadzony na długiej, grubej szyi unosił się ponad trzy metry nad ziemią a długość całego ciała wynosiła około siedmiu metrów. Był sporo mniejszy niż legendarne smoki widywane w bajkach,ale był realny. Resztki światła odbijały się w jego łuskach czyniąc go podobnego kolorami do motyla z rodziny Morpho . Gdyby był zwierzęciem bez wątpienia można by powiedzieć, że jest pięknym przedstawicielem swojego gatunku. Jedynym w swoim rodzaju.
    - Oto jestem. – powiedział wyvern głębokim, nieco ryczącym głosem, obniżając łeb tak, by patrzyć Julii w oczy swoimi błękitnymi ślepiami – Jeśli oczekiwałaś tekstu w stylu „a teraz cię zjem” to nie masz się co martwić, dzieci nie jadam.
    Kłapną paszczą, w której w równych szeregach, ułożone były długie, zakrzywione jak arabskie dżambie (i tak samo ostre) zębiska.
    - Jak ci się podoba moja prawdziwa forma Bane? Mówiłem, że kawał ze mnie gada.
    Mówiąc to rozpostarł szeroko skrzydła i zaryczał.
    - Julio, czas na nagrodę. Uważaj na kolce i wsiadaj na pomiędzy moje skrzydła a szyję. Tylko trzymaj się mocno bo polecimy sobie nad parkiem. Zobaczysz jak to jest latać.
    Pochylił całe ciało by dziewczynka mogła na niego wsiąść.
    W końcu córkę też kiedyś nosił na barana.
    - Przygotuj się Bane, polatamy sobie trochę
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 30 Grudzień 2016, 20:53   

    Tak to właśnie jest, jak się nie przemyśli wcześniej zmiany. No i jak się pokazuje swoją drugą postać weterynarzowi, który zna się lepiej. Acha, i oczywiście tak się kończy ukazywanie ptasiej formy Anomanderowi, który musi zawsze skomentować to co widzi i powalić wiedzą.
    Bane w ptasiej formie gapił się na czarnowłosego. Gdyby miał teraz ludzką, normalną twarz, wyglądałby głupio. Miał szeroko otwarte ślepia i patrzył na lekarza jakby miał przed sobą jakieś dziwadło. Przestał się puszyć, skulił też skrzydła przyklejając je do korpusu. Poczuł się trochę tak, jakby starszy brat dawał mu reprymendę za wyjątkowo źle wykonany pokaz.
    Przenosił wzrok ze skrzydlatego na Tulkę i z powrotem. Był wybity z tropu, Anomander po raz kolejny pochwalił się ogromną wiedzą na temat zwierząt.
    - Już wspominałem, że jeśli chodzi o polowanie, jestem chętny. - powiedział skrzekliwie - W ludzkiej, lub w ptasiej formie. Jest mi to obojętne. - dodał - Grunt bym się przydał.
    Dalsza część wypowiedzi czarnowłosego obejmowała już wykład właściwy. Bane słuchał uważnie co tamten miał do powiedzenia i dziwił się temu wszystkiemu. Faktycznie chyba nie przemyślał swojej przemiany. Spojrzał na swoje szpony, rzeczywiście trochę ciężko było mu stać na nogach wyposażonych w takie haki.
    Na wzmiankę o pierwszej przemianie, spuścił łeb jak dziecko które było karcone przez ojca. Podniósł wzrok tylko na chwilę i zobaczył zmianę w oczach medyka. Wydawał mu się być teraz kimś zupełnie innym. Dobrotliwym wujaszkiem albo dziadziusiem który uczy latorośl jak żyć w tym wielkim, okrutnym świecie.
    Zdziwił się gdy mężczyzna wspomniał o szansie na przeżycie. Naprawdę jako harpia miał tak niewielkie szanse na wygraną w razie pojedynku? Pokonałby go lis?
    Postanowił zapamiętać informacje które uzyskał od swojego pracodawcy. Wszystko co tamten powiedział mogło się przydać. Przynajmniej następnym razem przed zmianą, Bane wdrapie się na jakąś gałązkę albo poręcz. Porównanie do jerzyka było chyba przesadzone, ale pomogło Bane'owi zrozumieć mechanizm i powód dla którego harpie startowały z wysokości.
    Przykucnięcie czarnowłosego sprawiło, że Bane odruchowo cofnął się o krok. I znowu przekonał się o tym, że Anomander ma rację bo szponiasta noga uniemożliwiła mu ustabilizowanie stania. Przytulił łeb do tułowia, kuląc szyję gdy Opętaniec chwycił go oburącz. Z jego dzioba wydobył się pisk zaskoczenia bo mężczyzna postanowił go podnieść. Jego wielkie, silne łapska zacisnęły się na ptasim ciele ale uścisk był zadziwiająco delikatny. I znowu Bane ucieszył się, że ma teraz nieludzką twarz bo nie było widać jak się speszył i zawstydził. Nie wiedział co teraz Anomander z nim zrobi, równie dobrze mógłby mu skręcić kark jednym, zgrabnym pociągnięciem. Tak, jak się to robi w przypadku kurczaków.
    Gdy jednak został posadzony na drzewie i zobaczył uśmiech na twarzy czarnowłosego, zaskrzeczał głośno i zamachał skrzydłami.
    - Dziękuję. - powiedział i skinął mu ptasią głową. Znowu nastroszył czub, który podniósł się zgrabnie ku górze.
    Poczuł się lepiej gdy dowiedział się, że jego szpony były tak śmiercionośną bronią. Anomander był rozważny, początkowo Bane myślał, że nie podkłada mu ręki pod nogi bo woli mieć kontrolę nad skrzydłami. Okazało się jednak, że działanie Opętańca było przemyślane. Facet znał się na rzeczy.
    Bane postanowił kiedyś wybrać się z nim na polowanie w tej formie. Musi spróbować jak to jest schwycić coś tymi wielgachnymi pazurami.
    Tulka wyglądała na wściekłą. Czy zmiana Bane ją zmotywowała? Powinna, jednak mężczyzna nie mógł być pewien co w tej małej, rudowłosej główce teraz się dzieje. Wyglądała na niezadowoloną, ale przemilczała transformację w harpię.
    Zachowanie Anomandera było inne niż w Klinice i można było pomyśleć, że jest całkiem sympatycznym gościem. Okazało się, że miał podejście do dzieci, po dzisiejszym wieczorze dziewczynka powinna nabrać do niego większego zaufania.
    Gdy wznieśli się nad ziemię, zaskrzeczał głośno machając skrzydłami jakby bił Tulce brawo. Podejrzewał, że Anomander trochę jej pomógł ale i tak był z niej dumny.
    - Widzisz? Udało się! - zawołał - Jesteś bardzo zdolna!
    Zaczął przestępować z nogi na nogę, jakby wykonywał jakiś idiotyczny taniec zwycięstwa. Machał przy tym skrzydłami. Cieszył się z sukcesu, bo to oznaczało, że Tulka już za niedługo wzleci o własnych siłach. Będą mogli razem polatać.
    Nie zauważył, jak czarnowłosy szeptał coś do małej. Przestał błaznować dopiero gdy Opętaniec cofnął się kilka kroków w tył. Skupił na nim wzrok ptasich oczu. Czyżby doczekał się przemiany swojego pracodawcy? O tak! Na to czekał!
    Wpatrzył się w muskularną sylwetkę lekarza jak drapieżnik w ofiarę. Nie chciał przeoczyć niczego.
    Absolutnie nie spodziewał się tego co zobaczył. Nawet w najśmielszych snach, w najgorszych koszmarach nie potrafiłby wyobrazić sobie scen jakie zaszły.
    Czarnowłosy zaczął się zmieniać ale nie przypominało to ani zmiany Tulki ani jego w harpię. Pokaz był dramatycznym widowiskiem, pełnym krwi, odgłosu pękających kości i wrzasków.
    Przykro się na to patrzyło. Bane pewnie odwróciłby wzrok, ale za bardzo go to ciekawiło. Nie należał do mięczaków, ale krzyk Anomandera w połączeniu ze szkarłatem jego krwi i zmieniającym się ciałem, tworzył koszmarny obraz.
    Tulka bez wątpienia będzie śniła o tej straszliwiej przemianie. Nawet Bane będzie o niej śnił.
    Bane miał ochotę podbiec do cierpiącego mężczyzny i udzielić mu pomocy. Zwłaszcza, że już go trochę poznał i oglądanie jego agonii wcale mu się nie podobało. Pamiętał jednak o tym, że jest teraz harpią i jeśli zejdzie z gałęzi, nie będzie mógł na nią wrócić i później wzbić się w powietrze.
    Łuski pokrywały jego rosnące, pokrzywione w nienaturalny sposób ciało. Ubranie dawno pękło, pozostała tylko dyndająca na łańcuszku klepsyderka. Musiała mieć jakieś znaczenie, bo wszystkie inne części garderoby dosłownie zmieniły się w strzępy materiału.
    Ryk który teraz z siebie wydawał był nie do wytrzymania, zdezorientowany Bane krzyknął najgłośniej jak potrafił - z jego gardła i dziobu wydobył się głośny pisk. Był zły, że nie może ulżyć w cierpieniu Anomanderowi. Cholera, był przecież lekarzem, prawda? Powinien nieść pomoc!
    - Van Vyvern! - zaskrzeczał - Przerwij to! Nie musisz tak cierpieć tylko po to by się nam pokazać w tej formie!
    Mimo to, było już za późno. I chyba było po wszystkim. Przed Tulką i Bane'm stał wielgachny gad o pięknie opalizujących łuskach. Był uosobieniem majestatu i potęgi.
    Gdy się odezwał, Bane potrząsnął łbem i nastroszył się. Miał bardziej chrapliwy głos, brzmiał o wiele groźniej... Jak dobrze, że Bane nie ma go za wroga! Rozpoczęcie z nim współpracy było chyba najlepszą decyzją jaką Bane mógł podjąć w całym swoim życiu.
    Siedział na gałęzi nieruchomo bo dosłownie go zamurowało. Był pod tak wielkim wrażeniem, że chwilowo odebrało mu głos.
    Dopiero gdy gad zwrócił się do niego po imieniu, otrząsnął się z odrętwienia.
    - Jesteś... ogromny! - powiedział gapiąc się na niego szeroko otwartymi ślepiami. Anomander miał piękne oczyska o bardzo ciekawej, pionowej źrenicy. Były tak hipnotyzujące, że Bane gdyby mógł patrzyłby w nie przez cały dzień.
    Kłapnął dziobem, bo zdał sobie sprawę, że ma go otwartego z wrażenia.
    - Nie wiedziałem, że jesteś taki wyjątkowy! - powiedział z ekscytacją w głosie - Co prawda przemiana była makabryczna, ale za to stoisz tu, jako ogromny smok! To niesłychane! - dodał - Jestem pod wielkim wrażeniem! Nie spodziewałem się takiego efektu!
    Ryk sprawił, że aż się zatrząsł. No bo jak tu nie zadrżeć gdy stoi przed tobą skrzydlaty dinozaur z paszczą pełną ostrych jak brzytwa zębów.
    Gdy czarnowłosy zaproponował Tulce wspólny lot, Bane zamachał skrzydłami. Już się mógł się doczekać! Na słowa Anomandera rozciągnął skrzydła gotów do lotu. Jeśli wzniosą się nad ziemię, Bane poleci za nimi.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 30 Grudzień 2016, 22:28   

    Słuchała uważnie wykładu Anomandera. Nie spoglądała jednak na harpię. Czuła coś...satysfakcję? Z tego, że to nie ona dostaje wykład na temat, że coś zrobiła nie tak. Wiedziała, że Bane pewnie nie wiedział wcześniej o tym, że ma nie lądować na ziemi, jednak i tak poczuła się trochę lepiej, że jego popisy skończyły się wykładem.
    Zaskoczona spojrzała na lekarze, gdy ten powiedział, że na ziemi, jeśli harpia wyląduje, ma większe szanse od niej. Bardzo przydatna informacja jednak i tak zaskoczyła mocno dziewczynkę.
    Poruszyła lekko skrzydłami, widząc jak Bane cofa się przed Anomanderem po czym czarnowłosy bierze go w ręce i sadza na gałęzi.
    Anomander wydawał się...inny. Jakiś taki milszy. Julia nie odczuwała już takiego strachu przed nim jak do tej pory. Wydawało się nawet, że pokazuje trochę czułości.
    Gdy wrócił do niej, od razu ujęła go za ręce i zaczęła powtarzać ruchy skrzydeł. Widać było jak bardzo się skupia, że używa całą swoją siłę.
    Zamknęła oczy i skupiała się na swoim zadaniu. Nawet nie zauważyła, że się unieśli. Słysząc słowa lekarza, otworzyła oczy i spojrzała pod siebie. Aż zaśmiała się krótko uradowana. Uwierzyła, że da radę! Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Trwało to chwilę ale jednak się unosili! A to oznacza, że da radę polecieć wyżej, tym razem bez niczyjej pomocy!
    Przytaknęła głową, słysząc, że wystarczy na dziś. Nawet ją to ucieszyło, gdyż nie wiedziała ile jeszcze da radę trenować. Ta chwila ją zmęczyła, a unieśli się tylko na półtorej metra. Gdy wylądowali, przytuliła od razu mocno Anomandera - dziękuję - powiedziała i odsunęła się od niego, uśmiechnięta od ucha do ucha. Słyszała jak Bane jej gratuluje, jednak nadal była trochę na niego zła, dlatego nie patrzała w jego stronę. Merdała jednak wesoło ogonkiem. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy Anomander ją pochwalił. Wiedziała, że jeszcze dużo przed nimi pracy, jednak zrobiła już pierwszy krok ku lataniu, prawda?
    Zaskoczył ją, gdy schylił się w jej stronę i mówił szeptem, zerknęła na wygłupiającą się harpie na drzewie i przytaknęła ochoczo głową. Gdy Anomander się od niej odsunął, sama zrobiła to samo. Domyślała się w co się zamieni, jednak nie wiedziała jak będzie wielki. Gdy zaczął się przemieniać, patrzała na niego zszokowana. Usiadła ciężko na ziemi i odsunęła się pod najbliższe drzewo. Chciała nie patrzeć, jednak nie mogła oderwać wzroku. Miała szeroko otwarte oczy. Podkuliła ogon i otuliła się ciasno skrzydłami. Uszy miała płasko położone i próbowała jeszcze bardziej odciąć dźwięk, który do nich dochodził. Słyszała wszystko o wiele mocniej niż Bane. W jej oczach pojawiły się łzy, gdy widziała jak bardzo Anomander cierpi. Nie mogła się jednak ruszyć. Wgapiała się w niego załzawionymi oczami. Dopiero gdy się odezwał, zorientowała się, że straszne dźwięki się skończyły i stoi teraz przed nią piękny wielki gad. Pokręciła lekko głową, chcąc wyrzucić dźwięki z niej i wstała niepewnie. Podeszła do gada. Wlepiała w niego swoje oczy zachwycona. Nie było w nich strachu.
    Zaśmiała się cichutko, słysząc jak wywern mówi, że nie je dzieci. Spoglądała na niego, merdając swoim ogonkiem. Położyła znów płasko uszy, gdy gad zaryczał. Jednak zareagowała na to tylko jeszcze bardziej ochoczym merdaniem.
    Gdy usłyszała o nagrodzie, wmurowało ją. Spoglądała w błękitne ślepia bestii jakby szukając znaku, że żartuje. - Naprawdę mogę? - zapytała cichutko, nie odrywając od niego wzroku. Jeśli potwierdził podeszła do jego skrzydeł z wesołym "łiiiii" i ostrożnie usadowiła się w miejscu, o którym mówił Anomander. Chwyciła się go mocno nie mogąc uwierzyć, że poleci na tak wielkim gadzie. Nie omieszkała też pogładzić jego pięknych, niebieskich łusek. NA pewno nie mogło umknąć ani Anomanderowi ani Baneowi, jak się w nie wpatruje. Ale cóż jest dziewczynką, lubi błyskotki!
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 6 Styczeń 2017, 04:42   

    Gadzina potrząsnęła na bok wielkim łbem rozluźniając mięśnie. Grafitowe łuski zalśniły błękitem gdy padło na nie światło pochodni i ostatnie blaski słońca. Kontrolny zamach skrzydłami, napięcie mięśni nóg i machnięcie ogonem zakończyły przygotowania. Wszystkie elementy układu ruchu były w dobrej formie. Gadzie ciało było dobrze wyćwiczone, a lot z obciążeniem będzie dla niego dodatkowym treningiem. Poza tym dawno nie przybierał gadziej formy i nie latał nad okolicą. Czasem go kusiło by pozostać na stałe w skórze wyverna, ale uniemożliwiłoby mu to wykonywanie zawodu, który wszakże bardzo lubił. Poza tym mogło to utrudnić dodatkowo kontakty z okoliczną ludnością. Bo wyobraźmy sobie trzymetrową gadzinę, która z uśmiechem na paszczy prosi przez okienko w lokalnym sklepie o pięć bułeczek z budyniem, dwie tabliczki czekolady i lizaka. Ani chybi robi zasadzkę na jakąś cną dziewicę w wieku najprawdopodobniej przedszkolnym! Nie dość, że gadzina to jeszcze dzieciożerca i zapewne pedofil! Nie, dziękuję, i bez łatki pedofilskiego potwora pożerającego dzieci miał problemy w kontaktach z ludźmi i autochtonami. Może to ze względu na fakt, iż zarówno w jednym jak i drugim świecie, przynajmniej osiemdziesiąt procent społeczeństwa stanowili buńczuczni debile o ilorazie inteligencji bardziej zbliżonym do dojrzałej kalarepy niż typowego przedstawiciela gatunku homo sapiens. A może to on ma tak miłą, przyjazną, wyrozumiałą i otwartą na kontakty ze społeczeństwem naturę? Cóż, to pozostaje do oceny ewentualnego interlokutora. Jeśli chodzi o samą przemianę to obmyślił nawet metodę jak zamieniać się bez bólu, a fakt, że nie skorzystał z metody tym razem podyktowany był chęcią pokazania Baneowi i Julii, że nie każda przemiana jest łatwa i przyjemna. O tak, jego przemiana na pewno zapadła im w pamięć.
    Był gotowy na wycieczkę w powietrzu, i choć pod ludzką postacią nie mógł latać zbyt długo, to w gadziej formie takie ograniczenia go nie dotyczyły.
    - Myślisz, że tak szybko zmieniam zdanie? Wsiadaj, albo polecimy sami – powiedział gad przykucając i opuszczając skrzydło by ułatwić dziecku wejście. Uzbrojoną w ostre zębiska paszczą złapał ręcznik i podał go Julii - Trzymaj, będzie Ci wygodniej siedzieć
    Gdy dziewczynka rozścieliła sobie ręcznik i usiadła podniósł się i postanowił przez chwilę pobiegać alejkami na różanym poletku aby dziewczynka mogła przyjąć wygodną pozycję i przyzwyczaić się do mechaniki ruchu gadziego cielska.
    - Ostatnia chwila na decyzję Julio, jeszcze możesz zejść jeśli się boisz – powiedział przystając i spoglądając na dziecko jednym okiem.
    Odczekawszy chwilę na decyzję dziecka wybił się nogami z ziemi, niczym byk na rodeo, machnął skrzydłami i już wznosił się ponad latarnie, drzewa i dach kliniki. Mocne wymachy skrzydeł sprawiały, że szybko nabierał wysokości. Już wkrótce drzewa i domy na dole stały się jak zabawki.
    Rozłożył szeroko skrzydła i zaczął szybować na wietrze.
    - To gdzie lecimy?! – ryknął głośno w stronę Bane'a - Wybieraj, lecę za tobą!
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 6 Styczeń 2017, 12:10   

    Bane szybko się uspokoił i przestał odtańcowywać zwycięstwo. Był zadowolony, że akcja obrała taki kierunek - Anomander najwidoczniej znał się na dzieciach na tyle, by wiedzieć, że gorzej niż dorośli znoszą porażkę. A Tulka sporo przeszła i gdyby dzisiaj nie wzniosła się ani na parę centymetrów, prawdopodobnie zrezygnowałaby z prób na dłuższy czas. To trochę jak z jazdą na rowerze - nie wychodzi mi raz, drugi, trzeci... W końcu rzucam ten rower na ziemię, nie muszę umieć jeździć, nie potrzebuję tego.
    Tulka sprawiała wrażenie obrażonej bo nawet nie spojrzała w jego stronę. Ptasie oczy błysnęły w świetle pochodni gdy podnosił wysoko łeb zmieniając pozę na bardziej poważną.
    Uważnie obserwował jak Anomander przygotowuje się do lotu, rozgrzewa mięśnie. Jego ogromne skrzydła robiły wielkie wrażenie. Bane pierwszy raz widział na żywo tak majestatyczną bestię. Czarnowłosy był nie dość że piękny to cholernie niebezpieczny a teraz, gdy Bane wiedział że umie przyjmować postać smoka, czyniło to z niego jeszcze groźniejszą osobę. Jak dobrze, że między mężczyznami zawiązała się nić porozumienia. Kto wie, może nawet się zaprzyjaźnią?
    Bane wiedział jedno. Mądrym będzie zrezygnować ze swoich ambicji i poddać się Anomanderowi, uznać jego władzę w Klinice i w miarę możliwości ugłaskać go tak by zechciał zostać jego protektorem. Bane musi mieć kogoś kto w razie czego spróbuje stanąć w jego obronie i nie chodzi tu o bijatykę. Białowłosy obawiał się, że jego dawni oprawcy z MORII postanowią go jednak szukać by dokończyć dzieła. A jak przyjdą do Kliniki i zarządają rozmowy z Banem, co wtedy? Prawdopodobnie gdyby do tego doszło, poprosiłby Anomandera by przy nim został, niezależnie od tego czy tamci by protestowali czy nie. Bane wiedział że placówka jest w pełni neutralna i eksterytorialna, ale inni nie muszą tego wiedzieć.
    Gdy Tulka wsiadła na grzbiet, przestąpił z nogi na nogę. Sam nie musiał się specjalnie rozgrzewać, kilka razy zamachał skrzydłami gdy Anomander zaczął biegać po polance.
    Bane nie miał dużo czasu, jego przemiana nie była wieczna. Sprawdził już bransoletę i wiedział, że gdy zacznie delikatnie mrowić, będzie musiał wylądować.
    Łuski gada mieniły się w promieniach zachodzącego słońca ciemnym granatem. Stwór wyglądał jak nie z tej bajki, chociaż Bane dokładnie pamiętał że znajdują się w Krainie Luster. Nie mógł jeszcze przyzwyczaić się do cudów tego świata, pewnie jeszcze trochę mu zajmie zanim przestanie się wszystkiemu dziwić.
    Przez myśli przebiegło wspomnienie krzyku Anomandera. Był tak straszliwy, że Bane długo go nie zapomni. To nie był krzyk, który mu się podoba... Lubił gdy ktoś wydawał z siebie coś zupełnie innego, bez tej rozpaczy, przeszywającego na wskroś bólu i gniewu.
    Nie trzeba było czekać długo na ruch demonicznego doktorka. Po krótkiej wymianie zdań z Tulką, napiął mięśnie i dosłownie wystrzelił w powietrze, jak wielka czarna kula z armaty.
    Nie było szans by Bane w tej fazie początkowej dogonił gada. Harpia machała mocno skrzydłami ale szybko została w dole. Z resztą przy smoku i tak wypadała blado.
    Gdy jednak Bane wreszcie zbliżył się do skrzydlatej bestii, krzyknął ptasim głosem chcąc zwrócić na siebie uwagę. Tak, by Anomander wiedział że malutki ptaszek nadal dotrzymuje im towarzystwa.
    Lot szybowy był zdecydowanie mniej męczący od szybkiego wzbijania się w przestworza. Bane był wdzięczny, że posadzono go na gałęzi choć i stamtąd ciężko mu się startowało w górę. Przekonał się więc na własnej skórze, że Harpie są stworzone do innego lotu - zaczynają lot przed siebie i dopiero potem nabierają wysokości. Start pionowo w górę jest niemożliwy.
    Bane nie czuł by nadwyrężył sobie któryś z mięśni ale bez wątpienia po takim locie będzie spał jak zabity. Wiatr przyjemnie owiewał mu dziób i pióra a widok zachodzącego słońca z tej wysokości był niesamowity.
    Z zamyślenia wyrwało go pytanie Anomandera. Dobrze, że tamten zdecydował zapytać Bane'a o cel lotu, gdyby sam narzucił odległość i wybrałby daleki lot, Harpia musiałaby i tak wylądować.
    - Obawiam się, że nie polecimy zbyt daleko. Trochę już czasu jestem w tej postaci a mam pewien limit. Nie starczy na lot do miasta, ale możemy zrobić kilka okrążeń nad placówką. - odkrzyknął zawiedziony tym, że musi zepsuć zabawę. Niestety, musi się pilnować. Gdyby spróbował jednak wybrać się z nimi do miasta to niechybnie skończyłby jako mokra plama na bruku albo strzęp ciała na gałęzi jednego z drzew pod nimi. Perspektywa śmierci w taki sposób jakoś mu się nie podobała tym bardziej, że miał w pamięci wypadek, nieudaną próbę samobójczą która ostatecznie skończyła się nie śmiercią a straszliwym bólem.
    - Leć z przodu. Niech mała ma frajdę! - zerknął na Tulkę chcąc zobaczyć czy dobrze się bawi - Jeśli poczuję, że osiągam limit, wyląduję ale wy nie musicie kończyć zabawy! - krzyknął głośno by Anomander go usłyszał.
    W głębi duszy miał nadzieję, że bransoleta jeszcze trochę wytrzyma. Lot był czymś tak cudownym... Uzależniał mocniej niż niejeden narkotyk.
    No cóż... Może i Bane przeszedł swoje ale ostatecznie odbierając mu tamto życie, nadano mu nowe, ciekawsze. Co jeszcze czeka go w tej krainie cudów?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 7 Styczeń 2017, 03:05   

    Przyglądała się uważnie jak smoczydło przygotowuje się do lotu, jak sprawdza wszystkie mięśnie. Gdy usłyszała, że polecą bez niej szybko do niego podeszła w celu zajęcia miejsca na jego grzbiecie.
    Uśmiechnęła się do gada, gdy ten podał jej ręcznik. Położyła go równo na grzbiecie Anomandera i usadowiła się wygodnie. Gdy wywern zaczął biegać, zaśmiała się wesoło, trzymając się mocno i dokładniej usadawiając na jego grzebiecie, żeby było wygodnie. Trzymała się mocno jednego z kolców przed nią. Siedziała grzecznie, trzymając skrzydła złożone, żeby przypadkiem jej nie zdmuchnęło. Trochę się obawiała tego jak się utrzyma i czy Anomander nie będzie próbował jakiś akrobacji, jednak gdy zaczął biegać, zapomniała o tym. Podobało jej się jeżdżenie na smoku, a jeszcze nawet nie oderwali się od ziemi. Nie mogła się już doczekać na ten moment. Chciała zobaczyć jak wielki jest park, jak daleko będzie mogła zobaczyć okolicę, czy będzie widać zachód Słońca i czy będzie się różnił tego, widzianego z drzewa czy górki.
    Słysząc pytanie lekarza zaprotestowała - zostaję - powiedziała odważnie - też chcę zobaczyć park z góry - uśmiechnęła się promiennie. Widząc jak gad przygotowuje się do lotu, chwyciła się mocniej. Pisnęła głośno, gdy Anomander odbił się od ziemi i zaczął wznosić. Zamknęła oczy i skuliła się, pilnując żeby nie spać. Odważyła się je otworzyć dopiero gdy zaczął szybować. Rozejrzała się ciekawsko. Gdy zobaczyła zachód Słońca, opuściła nisko uszy z wrażenia - jakie to piękne - powiedziała. Od roku nie widziała zachodu Słońca, a z lotu ptaka? Nigdy. Była nim naprawdę zauroczona. Gdy już oderwała wzrok od tego wspaniałego widoku, zaczęła się rozglądać po okolicy. Zapamiętując jak wygląda stąd park, Klinika. Dosłownie pochłaniała wszystko wzrokiem.
    Słysząc słowa wujka, że ten nie będzie mógł się zbyt długo cieszyć lotem, zrobiło jej się go trochę żal. Ale nie powiedziała nic na ten temat. W ogóle się nie odzywała. Chciała w końcu poczuć wiatr we włosach i już bez strachu oglądać wszystko co pod nimi się przewija. Nawet największe drzewa wyglądały teraz na malutkie, wręcz zabawkowe.
    - Jak daleko sięgają tereny Kliniki - zapytała nagle Anomandera, rozglądając się z zaciekawieniem. Widać było, że jest naprawdę szczęśliwa, pewnie z trudem powstrzymywała się przed merdaniem ogonem, żeby czasem nie łaskotać wielkiego gada. W końcu nie wiedziała czy łuski chronią go przed łaskotkami czy nie.
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,32 sekundy. Zapytań do SQL: 9