• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Klinika i dziedziniec
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 5 Wrzesień 2017, 22:49   

    Spuszczenie ciśnienia, zawsze wiążę się z ulgą. Nie ważne, czy chodzi o pęcherz, napięcie seksualne czy wyładowanie agresji.
    Bane uśmiechał się głupkowato i nucił sobie coś pod nosem, fałszując jak cholera. Gdyby ktoś zapytał go, co nuci, nie potrafiłby odpowiedzieć.
    Ale było mu dobrze. Chłodny wiatr owiewał mu twarz, z zarośli niósł się zapach lasu, mokrej od rosy ściółki i butwiejącej kory. Cichy szmer wtórował mu, niczym nienarzucający się akompaniament.
    Było ciemno, mężczyzna nawet mimo ulepszonego wzroku widział niewiele. Klinika była oświetlona, ale on aktualnie znajdował się do niej tyłem. Kulturalnie jednak odsunął jedynie rozporek, nie będzie przecież prezentował mieszkańcom i pacjentom gołego dupska.
    Gdy skończył się wypróżniać, westchnął z ulgą. Teraz było mu o wiele lepiej. Zaśmiał się wesoło, bo krzaczek znajdujący się nieopodal zmieniał wielkość, raz puchł, a raz malał. Zupełnie jakby oddychał.
    Halucynacje miały swoje plusy i minusy. Oczywiście wszystko zależało od samopoczucia i humoru naćpanej osoby, ale w przypadku Bane'a wszystko szło gładko. Medyk widział ciekawe kształty, było mu jakoś tak lekko i wesoło. Kraina Luster nigdy jeszcze nie zadziwiała go tak bardzo.
    Minusem było to, że w razie nagłego wypadku, Cyrkowiec nie mógłby pomóc. Anomander nigdy nie zgodziłby się na to, by pacjenta łatał naćpany lekarz, co to, to nie.
    Zaśmiał się pod nosem i chwycił za rozporek, by go zasunąć. Pociągnął w górę i...
    Nagły strzał za jego plecami spowodował, że białowłosy poderwał się, odskoczył i zahaczając jedną nogę o drugą, runął przed siebie. Pech chciał, że przyciął sobie suwakiem bardzo ważną część ciała.
    Miał zakląć, ale nie było na to czasu. Leżąc na ziemi, twarzą do podłoża, pomacał szybko pierś.
    Chyba nie dostałem. Nie czuję bólu, chyba nie krwawię... Chociaż cholera wie. Jestem pod wpływem narkotyków.
    Po tych kilku sekundach postanowił odwrócić się i zobaczyć, co było źródłem wystrzału. Może mu się wydawało... ale chyba coś wybuchło. Trochę bał się, że w miejscu Kliniki zobaczy gruzy.
    I wtedy, w tym samym momencie w którym się odwrócił, coś... odezwało się.
    Bane otworzył szerzej oczy a z jego ust dobył się pisk, zupełnie jak u wystraszonej kobiety. Dopiero po chwili pisk zamienił się w krzyk. Wrzasnął tak głośno, że chyba mu przy okazji pękły bębenki, bo poczuł ból.
    Szarpiąc się w trawie, chciał się odsunąć jak najdalej od tego... czegoś co przed nim stało. Czołgał się w tył, cały czas gapiąc się na stwora i krzycząc.
    Potwór miał chyba ze trzy metry wzrostu i ogromne skrzydła. Poświata bijąca od Kliniki nadawała mu upiornego wyglądu, był jak ucieleśnienie koszmarów. No i miał... ptasi łeb!
    Bane poczuł nagłą słabość, jakby był tuż przed omdleniem. Ale nie, narkotyk utrzymał go w przytomności. Adrenalina skoczyła tak, że gdyby nie to, że Cyrkowiec leżał i nie bardzo potrafił się podnieść, spierdzielałby na koniec świata i jeszcze dalej!
    Monstrualne zwierzę miało... dziób i szpony. I prężyło się jakby chciało za chwilę zaatakować! Bane poczuł jak jego oczy wilgotnieją dlatego zamrugał kilka razy. Ale to coś nie znikało!
    Mężczyzna zamilkł, bo głos zaczął mu chrypnąć. Nadal jednak wiercił się, uciekał jak najdalej od monstrum. Oddech stał się szybki i urywany a serce łomotało mu jak szalone. Gdyby był starszy... właśnie teraz miałby zawał.
    Gdy już znalazł się w większym oddaleniu, podniósł ręce w geście poddania. Dopiero teraz zdecydował się przyjrzeć lepiej potworowi. Nawet jeśli będzie to ostatnia Istota którą zobaczy w swym życiu, chce jej się przyjrzeć.
    Ptak miał ciało człowieka! Umięśnionego człowieka... ręce i nogi były jednak wyposażone w pazury a zamiast ludzkiej głowy, na szczycie korpusu widniał ptasi łeb. Może orli, bo miał zakrzywiony dziób.
    Bane wciągnął powietrze, przerażony. Anomander kiedyś tłumaczył mu, że takie dzioby mają drapieżniki!
    Pierzaste skrzydła były ogromne i w oczach naćpanego Cyrkowca, mieniły się niczym płynne złoto. Podobnie oczy stwora, ale te wyglądały złowieszczo.
    Nagle zdał sobie sprawę z tego, że to coś... ten ktoś... Odezwał się do niego. Tylko... co on właściwie powiedział?
    Białowłosy przypomniał sobie tylko część jego wypowiedzi, ostatnią - pytanie. Nie był pewien czy było skierowane do niego i obawiał się, że ma omamy słuchowe, ale postanowił się odezwać. Oczywiście łagodnym, grzecznym głosem.
    - U-umiem. - powiedział śmiertelnie wystraszony. Leżał na plecach, jak przewrócony żuczek i gapił się na drapieżnika szeroko otwartymi oczami. Zielone źrenice prawie całkiem zakrywały czarne tęczówki. Rozczochrane włosy przykleiły się do twarzy, bo facet zaczął się ze strachu pocić jak szalony.
    Krocze bolało jak cholera, w końcu przyciął sobie męskość. Będzie musiał sprawdzić później czy wszystko z nim okej. Ale czy w ogóle będzie miał okazję?
    Potwór był przerażający i tylko pobudzenie spowodowane przyjętą substancją trzymało mężczyznę w przytomności. Nie był jakimś mięczakiem, ale cholera! Stał przed nim pierdolony Anioł Zemsty! I Medyk domyślał się, dlaczego zstąpił na ziemię, ukazując się właśnie jemu.
    - Zaśpiewam... Tylko mnie nie zabijaj... Proszę. - jęknął i skulił się powoli. Chciał by Istota odebrała go jako uległego.
    Nie miał odwagi by wstać. Głupi nie jest. Skrzydlate bydle gapiło się na niego wrogim spojrzeniem, skrzydła migotały, jego umięśniona klatka piersiowa napinała się jakby szykował się do skoku. A może tylko białowłosemu wydawało się, że tak jest?
    - Był tam niedźwiedź
    Dokładnie tam
    Cały w czerni i brązie
    Pokryty sierścią...
    - głos mu się łamał, ale starał się nie fałszować. Zaczął śpiewać skoczną piosenkę, usłyszaną kiedyś w angielskim barze. Dlaczego akurat tą? Bo ta mu się nagle przypomniała.
    - Och, jam jest Dziewica!
    I jestem czysta i jasna.
    Nigdy nie zatańczę
    Z włochatym niedźwiedziem.
    Wołałam rycerza
    Ale jesteś niedźwiedziem.
    Całym w czerni i brązie
    Pokrytym sierścią...

    Słowa które śpiewał były w tejże sytuacji tak idiotyczne, że aż spłonął rumieńcem. Czuł się jak ostatni kretyn - śpiewał potworowi rubaszną piosenkę o miśku tańczącym z dziewką... ale czyż nie tak właśnie zachowują się ludzie w obliczu śmierci? Irracjonalnie? Głupkowato?
    Zamilkł i przełknął ślinę. Nie bardzo miał gdzie uciekać, stwór osaczył go. Jego rozłożone, wielkie skrzydła skutecznie zakrywały mu drogę ucieczki.
    Nie potrafił się modlić, nie znał słów żadnej modlitwy. Z resztą... czy gdyby znał, klepałby teraz regułkę? Raczej nie, na Niebo nie ma co liczyć. Anioł Zemsty nie schodzi by zabrać Duszę do Raju. Raczej by wymierzyć sprawiedliwość.
    - Nie zabijaj mnie... - szepnął, błagalnym głosem i zmrużył oczy, gotowy na ewentualny cios.
    Czekał co nadejdzie w następnej chwili.
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 7 Wrzesień 2017, 04:07   

    Alkis przekrzywił łeb i dłuższą chwilę przyglądał się pełzającemu po ziemi człowiekowi. Był zaskoczony nietypowym zachowaniem siwego samca. Przede wszystkim siwy samiec, na co wskazywały białe włosy na łbie, musiał być w podeszłym wieku, a zatem powinien znać życie, być ostrożnym i przebiegłym. Fakt, że tak otwarcie znaczył teren w okolicy wielkiego domu, musiał oznaczać, że ów należy do niego. Stwór w prawdzie spodziewał się, że samiec wyskoczy w górę napnie mięśnie i będzie gotowy do obrony swojego terytorium, ale za skarby świata nie przyszło mu do łba, że siwy samiec, który zapewne na nie jednej walce o terytorium zjadł zęby, może zachowywać się w ten sposób. W końcu nawet teraz miał na twarzy ślady po stoczonej zapewne niedawno walce. Co jest kurwa?! Piszczeć jak ofiara i pełzać po ziemi jak zając z przetrąconym kręgosłupem? Takie zachowanie nie przystoi dominantowi, i trzeba przyznać, że stwór był wielce zniesmaczony takim zachowaniem. Przyszedł się jedynie zaznajomić ze starym samcem a ten od razu zaczął piszczeć? A może żartobliwe huknięcie sprawiło, że stary samiec zaczął konać i teraz, odchodząc w bólu wydaje wrzaski niczym ofiara?
    Alkis ponownie przekręcił łeb, ale tym razem w drugą stronę. Wykonał kilka kroków za pełzającym po ziemi dwunogiem. Jeśli kona to niech przynajmniej umrze z godnością, a nie piszcząc jak ofiara. Jest siwy i stary zatem musiał sprawować władzę nad tym terytorium już dość długo. Alkis nie chciał, by istoty na terytorium siwego samca uznały, że ich samiec-dominant był słaby i konał w strachu. W końcu, to, że teraz zapewne kona stało się to z jego winy.
    Podszedł bliżej i uniósł stopę z wielkimi szponami w górę. Już chciał uderzyć w klatkę piersiową siwego samca przebijając serce, płuca i aortę, i kładąc tym samym koniec jego cierpieniom, gdy ten nagle przestał skowyczeć i przemówił a później zaczął śpiewać.
    Alkis opuścił szponiastą stopę i słuchał piosenki.
    Błagania o darowanie życia zwyczajnie zignorował. Zbyt wiele razy już je słyszał.
    Siwowłosy samiec śpiewał kiepsko, ale piosenka był śmieszna. Stwór wydał dźwięk podobny do tego jakie wydają tukany , podszedł bliżej i ukucnął po lewej stronie leżącego.
    Siwowłosy samiec nie pachniał jak stary samiec. Stary-Niestary samiec pachniał intrygująco ale też i źle. Alkis wolał nie ryzykować pożerając go. Czemu zatem był stary-niestary?
    Stwór zapragnął go poznać lepiej. Iris-tęcza, choć był wówczas nieco spłoszony nagłym kontaktem, okazała się miła. Może siwowłosy samiec też będzie miły? Może też umie migotać-ciekawić?
    - Nosz kurwa…Słuchaj, … Dziewica! Jesteś … niedźwiedziem … sukinsynem i nadętym bufonem! – powiedział stwór głosem siwowłosego jednak wzbogacając go o śpiewne nuty - Tatko wyśle …. kurwa … psy gończe … Z włochatym niedźwiedziem … dokładnie tam … Pewnie myślisz sobie teraz ... Ładne Panie … w czerni i brązie? Powinieneś zrozumieć … a jak nie, to czekaj na parapecie. Nosz kurwa … Powinieneś zrozumieć a nie strzelać focha … – stwór przekrzywił łeb patrząc swoimi żółtymi oczami na leżącego.
    Ciekawiło go czy siwy samiec podobnie jak Iris-tęcza może migotać i ciekawić włosami. Złapał więc siwowłosego za podgoloną czuprynę i silnie pociągnął ku górze. Bez skutku. Włosy dalej były siwe. Alkis nie był pewien czy siwowłosy stary-niestary samiec umie być Iris-tęczą.
    - Alkis! – powiedział stwór wskazując na siebie przy czym wykonał ręką gest podpatrzony u Iris-tęczy. Następnie wyprostował palec wskazujący z ostrym szponem i ukuł nim w pierś starego-niestarego samca. Szpon nie zagłębił się głęboko w ciało ale przebił ubranie i skórę.
    Popatrzył w twarz do leżącego i nagle coś przykuło jego uwagę. Oczy. Siwowłosy miał dziwne oczy!
    - Co to jest, proszę ja ciebie? – zapytał nieznany męski głos o szorstkim, nieprzyjemnym zabarwieniu – Skąd to masz pierdolona pokrako?! Miałeś zabić ich wszystkich!
    Stwór wyciągnął szponiastą łapę w stronę twarzy siwego samca.
    - To jest moje! Oddaj mi to, bo powiem Tacie! – powiedział dziecinny głos z gardła stwora
    Alkis owi bardzo podobały się dziwne, nietypowe oczy leżącego samca. Chciał je sobie zabrać ale wiedział, że martwe oczy szybko mętnieją i przestają być ciekawe. Ograniczył się tylko do przeciągnięcia szponami po ranach na twarzy swojego „rozmówcy”. Szpony, co dało się odczuć bez problemu, były piekielnie ostre, ale nie przecięły skóry.
    - Kiepsko, kurwa, ja bym zrobił to lepiej. Zobacz jaka partanina, kurwa, do niczego taka robota. – powiedział męski głos, zdecydowanie odmienny od pierwszego lekko zachrypnięty od alkoholu i papierosów – Jak chcesz, to wyklepie Ci maskę, wyjmę bebechy i stunninguję rurę wydechową? Gwarantuję, że po wszystkim będziesz huczał jak szatan i znacznie szybciej zapierdalał.
    Uznawszy, że kontakt został nawiązany Alkis pochylił swój łeb nad twarzą siwowłosego samca mając nadzieję, że pokaże on jakąś śmieszną sztuczkę.
    _________________






    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 15 Wrzesień 2017, 12:50   

    Bane był tak przerażony, że pewnie nawet gdyby udało mu się wstać i rzucić do ucieczki, nie pobiegłby daleko. Obraz wirował mu przed oczami, kolory mieniły się jeszcze intensywniej niż normalnie. Pożałował, że wziął w Klubie ten narkotyk. Niby nie mógł przewidzieć, że spotka na swojej drodze ogromne, żądne krwi bydle, ale przynajmniej wróciłby trzeźwy. Już przecież tak dobrze mu szło, odstawił nawet wódkę. No dobra, nie całkowicie, ale nie pił już tak dużo. Nadal pozostawała jego ulubionym napojem, ale nie wypadało by lekarz śmierdział wódką, dlatego gdy pracował, nie używał już prawie wcale swojej starej, wysłużonej piersiówki.
    Starał się odpełznąć jak najdalej ale potwór zbliżał się, co więcej uniósł szponiastą stopę. Bane zaczął śpiewać, głos mu się momentami łamał ale... chyba podziałało. Stwór chyba się uspokoił bo cofnął łapę a gdy białowłosy zakończył piosenkę, wydał z ciebie ciekawy odgłos. Bane nigdy wcześniej go nie słyszał, albo słyszał ale nie zwracał uwagi. Dlatego nie wiedział, co oznaczał.
    Ale poczuł się nieco pewniej. Może swoją głupawą piosenką kupił sobie jeszcze kilka minut, zanim ten go zabije? No przecież zstąpił na ziemię by wymierzyć sprawiedliwość, był Aniołem Zemsty. Skrzydła błyszczały mu niczym płynne złoto a wielkie oko łypało złowrogo. Nawet bez słów Bane domyślał się, że stwór przybył zakończyć jego plugawy żywot.
    Gdy monstrum odezwało się, Medyk przekrzywił głowę wyraźnie zaskoczony. Przysłuchiwał się temu co tamten miał do powiedzenia, ale nie mógł wyłapać sensu wypowiedzi. Słowa niby układały się w całość, ale nie przekazywały nic konkretnego. Śpiewna nuta dodatkowo utrudniała sprawę bo sprawiała wrażenie jakby Ptak używał słów wyrwanych z kontekstu.
    Ale... Chwileczkę. Czy on czasami nie powtórzył tego, co wcześniej mówił Bane? Do Wredotka i później, gdy stał przy krzakach. Białowłosy otworzył usta nie bardzo wiedząc jak zareagować.
    Nawet gdyby chciał coś powiedzieć, nie zdążyłby bo nagle potwór wyciągnął szponiastą łapę i chwycił go za włosy. Szarpnął w górę na co Cyrkowiec zareagował skrzywieniem twarzy. W pierwszym odruchu chciał chwycić jego rękę i ją odepchnąć albo przynajmniej podciągnąć się na niej by tamten nie wyrwał mu wszystkich włosów, ale zrezygnował z tego zamiaru. Skrzydlaty był niebezpieczny, mógł sobie nie życzyć dotyku.
    Dlatego Bane zmilczał to, co z nim robił Ptak. Ostatecznie szarpnięcie nie bolało aż tak bardzo, przecież białowłosy wytrzymał eksperymenty MORII. Próg bólu miał nieco przesunięty, nadal go czuł i mu doskwierał, ale nie aż tak mocno jak u zwykłego Człowieka.
    Ostatecznie zwierzo-człek puścił go a Bane ponownie osunął się na ziemię, lecz tym razem tylko do siadu. Patrzył na wielkoluda szeroko otwartymi oczami i zastanawiał się, co ten właściwie chciał z nim zrobić.
    Gest który wykonał następnie, był wystarczająco wymowny, by Cyrkowiec załapał o co Ptkowi chodzi. Szpon wbijający się w ubranie i przebijający skórę nie był przyjemny i Bane już chciał ostrzec wielkoluda przed działaniem jego krwi, ale uznał, że może nie jest to konieczne. Jeśli skrzydlaty nie jest spostrzegawczy albo zignoruje szlamowatą ciecz i nie umyje łap, może zrobić sobie krzywdę. Ale to nie problem Medyka. Problemem było to, że bydlak nad nim stał, osaczał go i łypał groźnie, oczekując... nie wiadomo czego.
    - Bane. - przedstawił się mężczyzna wskazując palcem na siebie. Wymiana imion była dobrym sygnałem. Może Anioł nie przybył by go zgładzić... a może tylko upewniał się, że dobrze trafił?
    Gdy szponiasta łapa ponownie wysunęła się w jego stronę, zmrużył oczy. Spojrzał najpierw na... twarzo-dziób potwora ale nie odczytał z mimiki zupełnie nic. Gdy tamten zarzucił, że Bane coś ukradł, Medyk wciągnął nerwowo powietrze ale nie poruszył się. Był całkowicie zdany na łaskę mutanta.
    Machinalnie odrobinę odsunął twarz od pazurów. Łapa sunęła w kierunku jego oka. Gdy zatrzymała się tuż przed nim, Bane zamknął je na chwilę akurat w tym momencie gdy szpony przejechały po jego łuku brwiowym, powiece i szczycie policzka, do kości jarzmowej. Po ścieżce ran jakie zadała mu wcześniej Tulka. Pazury były ostre jak brzytwy, Bane bez problemu to poczuł. Nie rozcięły skóry bo gest ostatecznie był... delikatny, ale bez problemu dało się wyczuć ostrość broni jaką stwór miał przytwierdzoną do rąk.
    Gdy cofnął rękę, Bane odetchnął z ulgą. Otworzył oczy, na powrót szeroko, jak przedtem, by dobrze widzieć Alkisa. Bo tak miał na imię potwór, prawda?
    Włosy miał rozczochrane i pomięte, po szarpaniu ale nie poprawiał ich bo nie opadały mu na oczy. Mógł obserwować 'rozmówcę'. Szkoda tylko, że obiekty pulsowały kolorami i na przemian malały i zwiększały swój rozmiar. Skrzydła Alkisa błyszczały pięknie ale w oku czaiła się dzikość i pragnienie zabicia. Bane widział to mimo, że nie znał się na zwierzętach. Widział też unoszącą się, ogromną klatkę piersiową potwora. Dyszał, jakby się mocno powstrzymywał by nie zakończyć właśnie teraz życia Medyka.
    Tylko co było prawdą a co jedynie majakiem po zaaplikowaniu narkotyków?
    Kolejne słowa jakich użył Ptak brzmiały zupełnie inaczej. Wyglądało to tak, jakby skrzydlaty potrafił naśladować głosy innych. Może robił to celowo, żeby zaciekawić niczego nieświadomą ofiarę.
    Jednak to co powiedział Alkis sprawiło, że Bane najpierw zrobił minę totalnie zaskoczonego a następnie wybuchnął śmiechem. Szczerym śmiechem bo mimo strachu, rozśmieszyło go to, co powiedział potwór.
    Przez chwilę śmiał się patrząc na monstrum. Przekrzywił głowę na bok ale nie spuszczał go z oczu. Wyklepie maskę? Stuninguje rurę wydechową? Cóż za bezsensowny, ale śmieszny dobór słów!
    Zdanie jednak pozwoliło Bane'owi założyć, że Alkis miał do czynienia z Ludźmi. Nikt w Krainie Luster nie miał samochodu, mało kto wiedział co to w ogóle jest. A skoro Ptak to powtórzył... musiał to gdzieś usłyszeć, niekoniecznie był świadkiem sceny.
    Medyk, gdy uspokoił się, już nieco inaczej spojrzał na mutanta. Wielkolud był blisko, bardzo blisko bo pochylał nad nim łeb, ale jeszcze go nie zabił. A to był dobry znak.
    - Dziękuję, ale nie skorzystam. - powiedział grzecznie. Na jego twarzy wciąż błąkał się lekki uśmiech, propozycja Alkisa nadal go śmieszyła - Wydaje mi się, że nie potrzebuję tuningu, już wystarczająco jestem zmodyfikowany.
    Powoli poprawił się do normalnego siadu. Patrzył z dołu na Ptaka i chociaż się go śmiertelnie bał, nie mógł powstrzymać ciekawości.
    - Jesteś... Aniołem Zemsty? - zapytał wprost - Przyszedłeś wymierzyć sprawiedliwość, prawda? Osądzić mnie?
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 22 Wrzesień 2017, 02:42   

    Alkis wpatrywał się w białowłosego samca, który uniósł się do normalnego siadu i z niezrozumiałych powodów zaczął wydawać dźwięki podobne do tych, jakie ongiś wydawała Iris-tęcza. To był śmiech. Poznał go i przekrzywił lekko łeb w oczekiwaniu, że stary-niestary Bane pokaże jakąś sztuczkę. Nic jednak nie nastąpiło. Alkis nie potrafił zrozumieć czemu. Przecież niesmaczny-niestary Bane się śmiał. Iris-tęcza też się śmiała. Ona migotała-ciekawiła a on nie. Czemu on nie migocze-ciekawi włosami jak Iris-tęcza?
    Sfrustrowany stwór kopnął go lekko pod żebra, w miejsce gdzie znajduje się wątroba, po czym przykucnął koło niego i dotknął siwych włosów. One ewidentnie nie migotały-ciekawiły. Wydał z gardła dźwięk podobny do tych jakie wydają zirytowane wielkie koty po czym wstał i oddalił się od siwego-Bane’a na trzy kroki stając do niego nieco bokiem.
    Pomyślał o Iris-tęczy. O ciepłym-miłym uśmiechu i jej niezrozumiale łagodnym zachowaniu. Przypomniał sobie jej migoczące-ciekawiące włosy i zapragnął ponownie je zobaczyć. Niestety, nie potrafił jej znaleźć. Tropy Iris-tęczy dawno już zatarły deszcze i wiatr a on nie pamiętał nawet jej zapachu. Nawet jeśli zachowała pióro, które ongiś jej ofiarował do kapelusza, to po jego zapachu i tak nie byłby w stanie jej odnaleźć. Jakaż ta natura przewrotna. Stworzyła bowiem zwierzęta i ludzi w ten sposób, że te mają problem z wyczuwaniem własnego zapachu.
    Nagle stwór poczuł coś, co przy odrobinie dobrych chęci można nazwać by żalem i poczuciem straty. Nie lubił tego uczucia. Było złe i bolesne. Powodowało irytację i wzbudzało ukryte pokłady gniewu.
    Napiął wszystkie mięśnie rozkładając skrzydła i zgrzytając szponami u rąk. Nastroszył pióra na łbie, i potrząsnął nim na boki podobnie jak czyni to człowiek otrząsający się ze zdziwienia albo gwałtownie czemuś zaprzeczający.
    Odwrócił się w stronę Banea-ofiary i popatrzył na niego.
    W zwierzęcym obliczu zaszła zmiana. Źrenice Alkisa były rozszerzone a i same oczy błyszczały wyjątkowo nieprzyjemnym blaskiem. Taki blask w oczach ludzi dawnych epok zwiastował zazwyczaj pożar niejednej wsi połączony z entuzjastyczną rzezią, nie koniecznie w imię Boże. Oto w oczach płonął błysk szaleństwa i czystej agresji.
    Mięśnie szczęk były napięte a pierzaste „rogi” na głowie, zapewne uszy stwora, były wyprostowane ku górze.
    Alkis chciał się zaprzyjaźnić ze starym-niestarym Banem, ale ten nie chciał pokazać mu sztuczki z włosami. Nie chciał migotać-ciekawić. Może Bane-samiec nie chciał się zaprzyjaźnić? Może ofiara-Bane chciał walki?
    Stwór otworzył lekko dziób a światło księżyca oświetliło skryte w jego wnętrzu kły drapieżnika. Długie, grube jak męski palec i paskudnie ostre.
    Stwór, czymkolwiek był, nie był wyłącznie samobieżną repliką egipskiego boga.
    Stary-niestary Bane zaczął bredzić coś o aniele zemsty, ale stwór jedynie opuścił łeb patrząc na niego wilkiem. Nie rozumiał o czym on mówi, ale znał skądś określenie „anioł zemsty”. Nie pamiętał co ono oznacza, nie pamiętał gdzie je słyszał, ale znał je. Ów anioł zemsty kojarzył mu się z czymś czego aktualnie nie był w stanie sobie przypomnieć. To irytujące uczucie, że jakaś myśl, idea, wspomnienie będące niemal na wyciągnięcie ręki, ciągle mu się wymyka, sprawiło, że opuścił łeb i spojrzał w ziemię. Nie wykonał nawet kroku w stronę siedzącego, w dalszym ciągu stał około trzech metrów od niego z napiętymi mięśniami i rozłożonymi skrzydłami.
    Po chwili jednak podniósł łeb a pełne żądzy mordu i krwi oczy spoczęły na twarzy starego-niestarego samca.
    I naraz przemówiła cała okolica.
    Głos dobiegał zewsząd i znikąd zarazem.
    Odezwały się okoliczne trawy, krzewy i kwiaty. Przemówił wiatr za plecami siwowłosego a także ściany budynku i nocne niebo z milionami gwiazd. Przemówiły owady polne i ptaki nocne. Zdawałoby się, że cały świat przemówił jednym, potężnym, wszechobecnym głosem wbijającym się w umysł Bane’a jak rozpalone do czerwoności kolce.
    -
    Ciało twe rozrzucę po górach
    i wypełnię doliny twoją padliną.
    Ziemię twego wylewu napoję twoją krwią aż do gór
    i napełnią się tobą wąwozy.
    Gdy gasnąć będziesz, zasłonię niebiosa
    i zaciemnię ich gwiazdy.
    Słońce zakryję chmurami,
    a księżyc nie da swego blasku.

    Gdy ostatnie słowo rozbrzmiało w bezkresnej przestrzeni setkami głosów, nastała cisza. Straszliwa, pusta, piszcząca zmysłami cisza, a w niej odezwał się inny głos, tym razem z gardła stwora
    - Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. – powiedział Alkis choć ciężko było powiedzieć, czy mówił to on, czy tylko jeden z wielu głosów, których używał stwór.
    Nagle błysk furii i żądzy mordu w oczach stwora zgasł. Zniknął równie nagle i raptownie jak się uprzednio pojawił. Jago zwierzęce oczy przez chwilę wydawały się błyszczeć ludzką inteligencją. Wydawały się uśmiechać jakby właśnie bestia uczyniła przedni dowcip przerażonemu siwowłosemu człowiekowi.
    Bo życie, jak spojrzeć nań chłodno — To żart jest pusty i głupi... – powiedział stwór dziwnie znajomym głosem wykonując szponiastą ręką gest oddający wymowę słów “Sorry stary, tak wyszło”.
    I nagle inteligencja odpłynęła z oczu. Znów pojawiło się bezrozumne zwierzę.
    - Gdzie Iris? Iris? Iris?! Iris! - stwór podszedł i ukucnął koło starego-niestarego Bane’a wyraźnie oczekując odpowiedzi - Iris? Potrzebuję Iris
    _________________






    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 29 Wrzesień 2017, 15:55   

    Gdy Bane śmiał się z dziwacznej propozycji stwora, ten przekrzywiał głowę zaciekawiony. Wyglądał zupełnie jak przyglądające się czemuś zwierzę, może właśnie tak rozumował?
    Białowłosy po chwili uspokoił się i spojrzał na skrzydlatego zupełnie inaczej. Gdyby ten chciał go zabić, pewnie zrobiłby to od razu. Po co marnować czas na jakieś rozmowy.
    Spojrzał Alkisowi w oczy, chyba niepotrzebnie bo nagle stwór czymś się zirytował i kopnął go. Szponiasta stopa nie drasnęła co prawda ani ubrania ani skóry, ale Medyk poczuł impet uderzenia. Tym bardziej, że monstrualny typ wycelował w wątrobę.
    Bane kaszlnął i zmarszczył brew. Może cios nie był tak silny by wypluł płuca, ale zabolał na tyle wystarczająco, by Cyrkowiec zdecydował o pozostaniu w pozycji siedzącej. A miał wstać. Pomyślał sobie, że może to coś, które stoi przed nim, wcale nie chce mu robić krzywdy. Może sfrunął tu bo... coś go zaciekawiło?
    Cóż. Bane zawsze uważał się za najpiękniejszą istotę pod słońcem. Kiedy jeszcze był człowiekiem zadzierał nosa i obnosił się ze swoim pięknem. Bo nie dość, że był przystojny, to jeszcze utalentowany i bogaty! Czegóż chcieć więcej? Gdy trafił pod skrzydła Anomandera, zajęło mu trochę czasu zaakceptowanie to, kim się stał. Właśnie dzięki Doktorkowi Jaszczurowi zrozumiał, że świat wcale się nie skończył. No dobrze, trochę zmienił się jego wygląd i toksyczność ciała jest nieco problematyczna, ale nikt nie zabrał mu tego co najcenniejsze - umysłu, wiedzy, praktyki. Nadal był lekarzem i to bardzo dobrym, nadal mógł spełniać się w zawodzie.
    A że białowłosy odrobinę ostatnio przesadzał z pewnością siebie i rozbuchanym ego... cóż. Może nie wyszalał się do końca, żyjąc w Świecie Ludzi? Może brakowało mu tego rozrzutnego życia.
    Alkis znowu szarpnął go za włosy. Co on od niego chciał? Nie podobał mu się ich biały kolor, czy co? Medyk przyglądał się pierzastemu z miną obrażonego. Chciał rozluźnić atmosferę śmiechem a ten gbur go popycha. Już miał coś powiedzieć, bo Alkis akurat odwrócił się od niego i potrząsnął wielkim łbem, kiedy ptak ponownie podszedł lecz w jego oczach pojawiło się coś... niepokojącego. Oczywiście dla Bane'a cały był niepokojący i mężczyzna bardzo pilnował się by nie narobić w gacie, ale starał się nie okazywać strachu. Anomander kiedyś tłumaczył, że jak ma się do czynienia z dzikimi zwierzętami, nie powinno się im pokazywać ani strachu ani złych zamiarów.
    Gdy nagle ze wszystkich stron rozległ się potężny, złowieszczy głos, Cyrkowiec zdezorientowany zaczął rozglądać się na boki. Chwilę mu zajęło by domyślił się, że to stojący przed nim potwór wydaje te... dźwięki. Otworzył dziób a Bane w świetle księżyca zobaczył ostre zębiska. Zadrżał. Dodatkowo to co usłyszał, sprawiło, że poczuł jak paraliżuje go strach.
    Świetnie, panie Anomander. Nie można pokazywać strachu. A co, jak zwierzę mówi o zagładzie i szczerzy się, gotowe zaatakować?
    Bane starając się cofnąć od ptaszyska jak najdalej jak umiał, pochylił się w tył, ponownie kładąc się na trawie. Wyciągnął ręce przed siebie pokazując, że nie jest uzbrojony. Na cholerę pytał o tego Anioła Zagłady. Czasem, mimo że był wykształcony, okazywał taką głupotę, że aż pewną część ciała ściskał żal.
    Poczuł jak jego ciało drży. Niby była noc i było raczej chłodnawo, ale to nie zimno wywoływało taki efekt. Bane, chyba pierwszy raz w życiu tak straszliwie się bał. Poczuł jak pot perli mu się na skórze czoła. Pomyślał by wrzasnąć... może udałoby mu się zawołać pomoc? Ale z drugiej strony czy dobrze było narażać personel Kliniki? Nawet jeśli zawoła Anomandera i ten jakimś cudem się tutaj zjawi... Nie. Nie mógł wystawiać Gada na takie niebezpieczeństwo. Wierzył w jego siłę, ale nie chciał by coś mu się stało. Przysiągł, że będzie jego narzędziem. Niezależnie czy potrzebnym do ratowania życia istot Krainy Luster, czy do obrony.
    Opuścił ręce i zacisnął je w pięści. Zebrał w sobie całe pozostałe mu pokłady odwagi, gotów by jakoś zareagować, odepchnąć go albo coś... Zrobić cokolwiek, by zakończyć to tu i teraz. Takie bydle... coś takiego nie może bezkarnie łazić sobie po Klinice. Po jego Domu!
    I nagle... Usłyszał go. Gada. Van Vyverna.
    Z jego twarzy odpłynęła chyba cała krew i stał się jeszcze bledszy niż był. Oczy otworzył szeroko nie zwracając już uwagi na zmieniające się rozmiary widzianych rzeczy i pulsujące przez narkotyk kolory. Gapił się na Alkisa zaskoczony.
    Mutant.. przemówił głosem Anomandera. Wykonał też gest, tak podobny do tych które czasami wykonywał Dyrektor. Przez chwilę skrzydlaty był w ruchach niemal identyczny jak Opętaniec. Jakby go znał albo...
    Bane nagle zrozumiał. Zaśmiał się nerwowo. Wtedy właśnie oczy Aliksa stały się na powrót zwierzęce i stwór zbliżył się by przykucnąć obok Bane'a. Ale Medyk już się nie bał. Właśnie zrozumiał co się działo, kim był ów "Ptaszek".
    - Dobra, było strasznie, mało nie narobiłem w gacie, ale już wystarczy. - powiedział kpiarskim tonem, podnosząc się do siadu. Spojrzał na dziób stwora i uniósł brwi, a na jego ustach wykwitł złośliwy uśmieszek.
    - Rozumiem, że to jest ta twoja kara, co, Gadzie? - zapytał pewnym tonem potwierdzając, że strach z niego uleciał - Nie powiem, przeraziłeś mnie. - swoje słowa skierował w górę, przenosząc wzrok na niebo. Mówił głośniej jakby przemawiał do kogoś ukrytego i obserwującego całe zajście z bezpiecznej odległości - Czuję się ukarany. Nie wiem, czy przewidziałeś, że będę naćpany, ale jeśli nie, to powiem, że cały ten teatrzyk wygląda jeszcze bardziej przerażająco. Dlatego przyjmuję karę z godnością i przepraszam. Obiecuję poprawę. - wzruszył ramionami - Tak coś podejrzewałem, że w tych słynnych izolatkach trzymasz coś specjalnego. Cóż, byłem głupi, że nie sprawdziłem. - zaśmiał się odgarniając włosy z twarzy - Dobra, wygrałeś. Już będę grzeczny. Zabierz już stąd swojego pupila.
    Po wypowiedzeniu tych słów spojrzał na powrót na Alkisa. Potwór nadal był straszny, ale teraz, gdy Bane wiedział, że Anomander nim steruje i był przekonany, że bydle go nie zabije, mógł pozwolić sobie na więcej pewności siebie.
    Pomasował się po obolałej wątrobie, przymykając jedno oko.
    - Nie wiem, co to jest Iris. Może jakiś lek? - zapytał sam siebie - Wiesz co, Ptaszyno? Ale z tym biciem to mogłeś przyhamować. - dodał cicho po czym znowu podniósł twarz ku niebu - Dobra, zabierz go Van Vyvern. Daj mu te Iris, czy co on tam chce. Wygrałeś.
    Oczekując na reakcję Dyrektora, który z pewnością siedział gdzieś w krzakach i miał teraz ubaw po pachy, skupił się na bólu który doskwierał mu po szarpaniu przez Alkisa i po kopniaku. Może nie bolało go bardzo, ale uczucie było wkurzające.
    Rysunki ukryte pod ubraniem zaświeciły na biało i zaczęły się poruszać, wpełzając na twarz, wspinając się po policzkach aż do zranionego wcześniej przez Tulkę oka. Medyk poczuł jak ciepło rozlewa się po jego ciele a rany zadane przed skrzydlatego, zarówno ukłucie na piersi jak i uderzenie w brzuch, goją się, ból uchodzi.
    Mężczyzna przez chwilę świecił się jak żarówka ale miękkim, ciepłym, białym blaskiem. Patrzył uważnie na Alkisa i zastanawiał się, co też ten Anomander miał w głowie kiedy tworzył hybrydę człowieka z... no właśnie. Jakimś ptakiem, może kotem?
    Nie spieszył się nigdzie. Leczył się powoli, leniwie, przy okazji zasklepiając lepiej szramy na oku. Zostanie mu pamiątka, ale może to i lepiej? Niech Tulka widzi jaką mu krzywdę zrobiła. Z resztą już i tak całe ciało Bane'a było w bliznach po wkłuciach i nacięciach więc dodatkowe trzy kreski nie zaszkodzą.
    Świetlne tatuaże pulsowały w trakcie leczenia oświetlając nie tylko sylwetkę Medyka ale też i Alkisa. Dzięki temu Cyrkowiec mógł przyjrzeć się ubarwieniu stworzenia.
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 6 Październik 2017, 10:17   

    Siwowłosy samiec-ofiara ewidentnie nagle zhardział. Oto z siedzącego przed stworem wystraszonego trusia, u którego dziwny-niesmaczny zapach mieszał się z wonią przerażenia i strachu, stary-niestary Bane nagle zmienił się w coś, co przy odrobinie dobrych chęci można uznać za wojownika, albo chociaż samca gotowego do obrony swojego terytorium.
    - Dobrze! – powiedział nieprzyjemny, przepity męski głos z gardła stwora – Bardzo dobrze!
    Bane zaczął zaciskać pięści i zbierać się w sobie jakby szykował się do walki. Alkis odskoczył, napiął mięśnie, nastroszył pióra i rozłożył skrzydła. Dobry Bame-przeciwnik! Bane wojownik-tchórz! Siwy-wojownik! Źrenice stwora rozszerzyły się, pazury i szpony szczęknęły o siebie. Walka jest dobra! Bane-wojownik! Stary-niestary Bane będzie z nim walczył!
    Alkis wydał z siebie głośny dźwięk, który zdawał się być mieszaniną pomruku wielkiego kota i krzyku orła. Pochylił tułów ku przodowi a migotka, zwana też trzecią powieką zasłoniła oczy by chronić je w trakcie walki. Rytmicznie poruszał skrzydłami oczekując aż stary-niestary Bane zaatakuje. Siwy samiec, był nieco mniejszy od Alkisa a w dodatku nie wydawał się mieć szponów ani pazurów do ochrony dlatego stwór postanowił pozwolić mu na wykonanie pierwszego ruchu. W sumie, poza tym, że pachniał dziwnie i odstraszająco podobnie jak małe, kolorowe żaby, stary-niestary Bane, nie wyglądał na specjalnie groźnego.
    Ale stary-niestary Bane nie zaatakował.
    Alkis nie rozumiał tego zachowania. Siwy samiec zamiast oddać się walce i nieść z sobą śmierć siedział na ziemi i zaczął coś bredzić o robieniu w gacie, karze, jakichś gadach i byciu grzecznym.
    Stwór odruchowo rozejrzał się w koło by sprawdzić do kogo zwraca się samiec. Jednakże w około nie było nikogo.
    - Faster than you. Fucking sick. I saw you coming, you fuck. Shitheel! I’m standing here. You make the move. It’s your move. Don’t try it, you fuck. You talking to me? You talking to me? You talking to me? Then who the hell else are you talking to? You talking to me? Well, I’m the only one here. Who the fuck do you think you’re talking to?– powiedział Robert De Niro z gardła stwora
    Pewnie stwór kontynułowąłby monolog Travis’a Bickle’a gdyby nie to, że stary-niestary Bane nagle zaczął cały migotać-ciekawić.
    Stwór niemal zapiał z radości. Iris migotała-ciekawiła ładnie i kolorowo. Bane miał wzorki-szlaczki i migotał bardziej, ale mniej kolorowo.
    Jednakże to migotanie było o wiele lepsze. Wyglądało na to, że z jego pomocą stary-niestary Bane może usuwać swoje rany i leczyć się.
    To było to czego Alkis potrzebował. Mając możliwość leczenia ran tak jak Bane byłby niepokonanym wojownikiem i nie musiałby się bać niczego. Mając te paski-blaski wróciłby. Wróciłby i zabiłby. Wszystkich.
    Alkis już chciał doskoczyć do Bane’a i zerwać z jego ciała świecący pasek-szlaczek, gdy nagle coś ciężkiego, w absolutnej ciszy, uderzyło go w bok ciała na wysokości żeber i obręczy barkowej zwalając z nóg. Poczuł jak coś szarpnęło za pióra w okolicach tętnicy szyjnej sprawiając mu ból.
    Zaskrzeczał przeraźliwie a skrzek połączył się z sykiem wielkiego kota w dziwaczny, chaotyczny dźwięk.
    Szybko poderwał się z ziemi i rozejrzał w około.
    Pokryte bliznami czarne psisko, które go zaatakowało było wielkie i ewidentnie stoczyło już nie jedną walkę. Pies wypluł kępę wydartych piór, mlasnął ozorem i zaczął wpatrywać się w stwora. Coś podpowiadało Alkisowi, że ten pokryty bliznami pies, nie jest zwykłym wyszkolonym kundlem. To godny przeciwnik z zimną determinacją robiący swoje! Gdyby nie pióra, czarne psisko swoim atakiem zapewne rozerwałoby tętnicę szyjną. Alkis zasyczał szykując się do walki i starając się wypłoszyć przeciwnika. Pies jednak nie zwracał na to uwagi. Nie warczał, nie wydawał żadnego odgłosu krążył tylko w bezpiecznej odległości i obserwował. Poruszał się w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara ustawiając stwora plecami do Bane’a.
    Alkis kątem oka zobaczył, że pies który go zaatakował nie jest sam. Drugi pies, o równie nieprzyjaznym wyglądzie zachodził go z lewej a trzeci z prawej strony. Stwór nie mógł niestety zobaczyć tego co miał za plecami, ale możliwe, że i tam czaiło się kolejne psisko.
    Stało się jasne, że te pasy ktoś wyszkolił do tego by działały w grupie. Co gorsza zrobił to dobrze. Zbyt dobrze.
    Ich technika ataku nie pozostawiała ofierze najmniejszych szans.
    Działały w grupie jak jeden organizm nastawiony na sukces. Jeden odwracał uwagę a reszta atakowała. Potem następowały zmiany.
    Gdy Alkis nękany psimi atakami stał obrócony plecami do siedzącego na ziemi Bane’a, podbiegła Gruba Berta zasłaniając siedzącego cała sobą od ewentualnego niebezpieczeństwa.
    Na co dzień pogodna i wesoła, teraz przypominała raczej spasioną boginię wojny z nordyckich mitów. Zjeżona sierść na grzbiecie, sztywno uniesiony ogon, ociekająca śliną paszcza pełna białych, ostrych zębów i ciche acz głębokie warczenie skutecznie zniechęcały do zawierania znajomości nie tylko z psem ale i osobą której pilnował.
    Alkis szybko zrozumiał, że nie ma szans wyjść z tej walki bez większych obrażeń. Mógłby pozabijać psy wyłapując je kolejno, ale rany które przy tym by odniósł mogły być zbyt poważne.
    Wykonał piruet rozkładając szeroko skrzydła i ręce, tak by zmusić psy do odskoczenia po czym z całych sił wybił się w powietrze uderzając mocno skrzydłami.
    Zawisł przez chwilę w powietrzu i popatrzył na siedzącego Bane’a i pięć czarnych psów.
    Ale nie odezwał się.
    Wskazał tylko szponiastą łapą w kierunku Bane’a i odleciał w noc.
    Gdy stwór odleciał psy spokojnie, jakby nigdy nic wróciły na teren parku. Tylko Sam, pokryty bliznami pies, stał nad kępą wydartych piór i patrzył w ślad za odlatującym Alkisem, ale chwilę później i on wrócił do parku nie zwracając na Banea uwagi.

    Z/T
    _________________






    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 6 Październik 2017, 23:02   

    Z każdą sekundą Bane stawał się coraz mniej teorii którą przyjął. Myślał, że to bydle nasłał na niego Anomander, za karę. W końcu obiecał mu, że jakoś ukarze Chirurga...
    Po kilku minutach ciszy, braku odzewu ze strony Gada, Bane zaczął mieć nadzieję. Już nie był tak pewny siebie. Zwłaszcza, że wielki ptak odskoczył i zaczął się prężyć. Wyraził zadowolenie jakimś dziwnym, przepitym głosem i ewidentnie szykował się do walki.
    Białowłosy przełknął ślinę i uśmiechnął się głupawo. Jakby miało to coś zmienić...
    Obserwował Alkisa uważnie i czuł, jak po skroni spływa mu strużka potu. To nie był dobry pomysł, by nagle wyrwać się z taką pewnością siebie, oj nie. A co, jeśli to nie Anomander nasłał na niego tego potwora? Co jeśli ten dzikus znalazł się tutaj przypadkiem?
    Gdy użył mocy, zachowanie ptaka zmieniło się diametralnie. Doskoczył do niego i zaczął mu się przyglądać z zaciekawieniem.
    Bane odchylił się nieco w tył wystraszony. Cholera! Czego Alkis od niego chciał? Raz go straszył, puszył się i prężył by potem nagle zmienić się w zaciekawionego potworka który jedynie chce zobaczyć coś ciekawego.
    Cyrkowiec nie był jakoś specjalnie ranny dlatego jego moc szybko poradziła sobie ze skaleczeniami. Skóra migotała gdy trwał proces leczenia. Obserwujący to Alkis wydawał się być usatysfakcjonowany tym, że Bane pokazał mu coś takiego. Miał rozszerzone źrenice i oglądał cały proces z zainteresowaniem.
    Anomander kiedyś mówił Bane'owi, że dzikie zwierzęta nie zawsze od razu atakują. Bywają takie, które podchodziły do człowieka z czystej ciekawości. I wyglądało na to, że u monstrualnego Człeko-Ptaka ciekawość mieszała się z agresją. Bo jak inaczej nazwać to prężenie muskuł, te wszystkie gniewne słowa i całe jego zachowanie?
    Bane ostatecznie nie był pewnie czy dobrze postąpił używając mocy bo ekscytacja Istoty stawała się... zbyt duża. Białowłosy rozumiał, że Ptaszkowi podobało się migotanie, ale żeby przyglądać się w ten sposób? Mężczyzna czuł jakby duże, ptasie oczy miały go zaraz prześwidrować na wylot.
    Alkis nagle spiął się, szykując się chyba do skoku. Bane otworzył szerzej oczy a z jego twarzy odpłynęła cała krew.
    Nie... zdecydowanie! Pomysł użycia mocy nie był najlepszy!
    Wielkie czarne coś doskoczyło do szyi wielkiego Ptaka i uczepiło się piór, wyrywając ich garść. Bane z trudem stłumił krzyk, przyciskając dłoń do ust. W jego oczach, bydle które zaatakowało Alkisa miało czerwone, ziejące nienawiścią ślepia a piana która kapała mu z pyska miała barwę płynnego srebra.
    Zaczął dygotać bo nie bardzo wiedział co się stało. Dobrze, w Klubie wziął działkę ale czy to możliwe, że te wszystkie obrazy były efektem złego tripa? Raczej nie. Czuł zapach trawy, Alkisa i... mokrego psa.
    Nagle pojawiło się więcej czarnych, muskularnych stworzeń a Bane poczuł jak strach dosłownie go obezwładnia. Było więcej takich Alkisów...? A nie. Przecież jedbo z tych stworzeń rzuciło się na wielkoluda z zamiarem przegryzienia mu szyi.
    To były psy. Medyk zrozumiał to dopiero wtedy jak wyrosła przed nim jego ulubiona sunia, Berta. Uśmiechnął się pod nosem ale prawdopodobnie gdyby ktoś go teraz obserwował, stwierdziłby, że był to raczej głupi grymas śmiertelnie przestraszonego człowieka.
    Bane skakał wzrokiem od Berty na inne psy i w końcu na Alkisa. Może było to głupie, ale nagle zrobiło mu się żal tej Istoty. Był mieszaniną Człowieka i Ptaka. Kto wie... może był kolejnym Cyrkowcem? Przecież w naturze nie rodzą się takie mutanty. Będzie musiał porozmawiać o tym z Anomanderem.
    Nagle Alkis wzbił się w powietrze. Wzrok dziwnych, zielono czarnych oczu powędrował na umięśnioną sylwetkę Potwora. Gdy stwór wyciągnął szponiastą łapę w jego stronę, Bane zadrżał. Poczuł się tak, jakby Ptak zaznaczał go sobie na później. Jakby tym gestem zapowiadał, że jeszcze tutaj wróci.
    I wtem Alkis odleciał bijąc mocno skrzydłami, przecinając nocne niebo. Medyk patrzył za nim i dopiero gdy ten zniknął mu z pola widzenia, przeniósł spojrzenie na psy. Opuścił dłoń, odkrywając usta i odkrył, że dyszy jakby przebiegł maraton. Był cały mokry od potu.
    Ogary odeszły w stronę Parku, nie zwracając uwagi na Cyrkowca. Bane przełknął ślinę i przetarł oczy, bo nadal widział wszystko zniekształcone.
    Nie miał odwagi podnieść się z ziemi. Minęła dobra chwila zanim wstał i dobra chwila zanim ruszył się do Domu. Jeszcze tylko zabrał butelkę spirytusu ale... chyba nie da go Dyrektorowi. Coś czuł, że jej zawartość szybko wyląduje w jego żołądku.
    Szedł powoli, chwiejnie. Co chwilę zrywał się, niespokojny, gdy usłyszał jakiś podejrzany szmer nieopodal. Miał szeroko otwarte oczy i starał się odgadnąć, czy to co zobaczył było snem czy jawą.

    z/t
    _________________
     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 7 Październik 2017, 23:22   

    Była teraz bardzo smutna. Nie sądziła że może być ciężarem dla Pana Mira. Bo taka właśnie nowina dotarła do uszu naszej małej rogatej Abi. Gdy wróciła z pokojówką do rezydencji Arystokraty, dziewczynka pobiegła z koszykiem do kuchni. Zanim jednak przekroczyla jej próg usłyszała fragment rozmowy służących. O tym że jest ciężarem dla ich pani i jest kompletnie bezużyteczna. To zabolało jej malutkie serduszko. Dziewczynka napisała krótki liscik dla miłego Pana i zostawila go na jego łóżku. W treści były podziękowania i nadzieja na następne spotkanie. Na samym końcu malutkimi literkami Ps. Przepraszam. Abi.
    Po tym wzięła swojego misia i ruszyła lasem przed siebie. Jednak jak można się było tego spodziewać po dziecku, zgubiła się. Droga już dawno przestala wyglądać jak droga. Zrobiło się bardzo ciemno i potwornie zimno. Dziewczynka starala się być dzielna, pochlipywala jednak za każdym razem jak usłyszała dziwny dźwięk.
    - Chcę do d.. D.. Domuu - przewróciła się o korzenie. Załkała, otrzepujac się. Może jednak nir powinnam była sobie iść? Szła calutką noc. Nabyła pare siniakow i zadrapan. W końcu gdy już się rozjaśnilo, między drzewami zobaczyła jakiś wieeeelki budynek. Na myśl o śnie i odrobinie ciepełka, przyspieszyła resztkami sił. Gdy udało się jej dotrzeć na taki duży plac orzed budynkiem, zapłakała i zemdlała. Albo zasnęła, malutka jest wykończona .
    _________________
    #F078E2




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 8 Październik 2017, 10:48   

    Tulka szybko ruszyła do Parku. Skierowała się do Starej Szopy i przeszukała ją dokładnie. Klucze znalazła na podłodze, dokładnie tam gdzie spędziła noc. Westchnęła z ulgą i wzięła je do ręki. Powoli zaczynało się rozjaśniać. Julia musiała się trochę pospieszyć. Chciała zacząć dziś wcześniej pracę, żeby choć trochę odrobić godziny, które ostatnio przeleniuchowała. Żeby choć trochę dobrego zdania sobie wyrobić u Anomandera.
    Gdy wracała do środka, zaczepiła ją jeszcze Gruba Berta. Widząc dziewczynę rzuciła się na nią, wymuszając od niej pieszczoty. Julia oczywiście nie odgoniła zwierzaka. Pogłaskała ją i popieściła przez chwilę. Psisko jeszcze nie miało okazji przywitać się z Pielęgniarką, dlatego też o wiele bardziej wychciewała i zachęcała do zabawy. Lisica pokręciła głową rozbawiona ale dała psu to co chciał. W końcu jednak i to musiała skończyć. Poklepała Bertę po wielkim łbie i ruszyła do środka.
    Uznała jednak że przejdzie przez dziedziniec. Było jej zimno, ale trochę ją to rozbudziło. Mus być w stanie pracować bo Dyrektor na bank się jej w końcu pozbędzie, gdy zobaczy, że nie nadaje się do niczego. Po co mu Pielęgniarka, która więcej odpoczywa niż pracuje? Po nic. Musiała się teraz wziąć za siebie. Jeśli chciała tu pracować, musiała pokazać, ze sobie poradzi.
    Gdy przechodziła przez Dziedziniec, coś zwróciło jej uwagę. Przystanęła i spoglądała w kierunku bramy. Coś leżało na ziemi. Albo ktoś. Wzbiła się w powietrze i podleciała do tego tajemniczego czegoś. Okazał się małą dziewczynką. Delikatnie ją potrząsnęła -hej mała...coś się stało? - zapytała jednak nie otrzymała odpowiedzi. Szybko sprawdziła jej puls. Uff...oddycha.
    Obejrzała ją pobieżnie by sprawdzić czy nie ma poważniejszych ran. Nic nie znalazła, więc wzięła ją ostrożnie na ręce i ruszyła do wejścia do Kliniki. Położy ją na jednej z sal, może jak się obudzi to się dowiedzą czegoś więcej. Dodatkowo martwiło ją to, że dziewczynka miała rogi. Ale do którego rodu Arystokratycznego mogłaby należeć? Tym zajmą się jak dojdzie do siebie. Musi ją zabrać, żeby ktoś jej przypadkiem nie rozjechał, albo by nie wymarzła już całkiem.

    ZT x2
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 3 Styczeń 2018, 16:28   

    Przed Kliniką Marionetki ustawiły ogromny świerk. Gdy tylko Bane wyszedł na podjazd, aż gwizdnął z zachwytu. Czeka go sporo pracy ale akurat ta praca zapowiadała się na całkiem fajną.
    Wcześniej umówili się z Anomanderem, że to oni udekorują budynek. Są w końcu facetami. Dodatkowo Bane'owi będzie łatwiej zawiesić ozdoby na wysokim drzewie, bo ma Animicusa.
    Ubrał się ciepło ale wygodnie, bo przyjdzie mu się wspinać i wyginać. Marionetki wyniosły zakupione przez niego ozdoby - światełka, bombki i wstęgi. W Świecie Ludzi nie ubierał nigdy choinki ale wiedział, że najpierw zaczyna się od światełek.
    Rozplątanie ich trochę im zajęło. Razem z Anomanderem rozwinęli je na ziemi by było im łatwiej. Rozmawiali w trakcie pracy o dupie Maryni, obaj byli w dobrym nastroju i żaden nie chciał psuć drugiemu humoru. Bane pochwalił się, że chyba nawet udało mu się dogadać z Janem ale jeszcze nic nie jest pewne.
    Pod postacią ptaka, Cyrkowiec wzbił się w powietrze i ściskając w łapkach koniec kabla światełek, poniósł je z drzewko. Anomander kierował gdzie powinien opuścić sznur, by wyglądało to ładnie. Kilka razy Bane przysiadał na gałęziach by dziobem delikatnie poprawić układ. Wszystko musiało być idealne! W końcu to ich pierwsze święta!
    Gdy skończyli wieszać światełka i Bane nie potrzebował już kogoś, kto powie jak ma układać światła, Anomander zajął się dekorowaniem innych drzew a Chirurg skupił się na największej choince.
    Najpierw ubrał dół. Nie szczędził ozdób, w końcu kupił ich naprawdę dużo. Wszystkie były utrzymane w kolorach soczystej czerwieni i złota. Były bombki w kształcie zwykłych kulek, były też walcowate, romboidalne i w kształcie przeróżnych zwierzątek. Niektóre były naprawdę duże ale jak zapewniał Sklepikarz, nie powinny się tłuc bo były wykonane ze wzmocnionego szkła.
    Może to głupie, ale nucił sobie pod nosem jakąś świąteczna muzyczkę. Chyba nawet "Let it Snow!" Deana Martina. Poczuł ciepło w sercu i uśmiechał się głupio w czasie ozdabiania.
    Mniej więcej po dwóch godzinach pracy, gdy dół choinki był już zdobny w bombki, łańcuchy i girlandy, z nieba zaczął sypać śnieg. Białowłosy zaśmiał się jak dzieciak i zerknął na Dyrektora który zajmował się drzewkami. Zapowiadała im się naprawdę bajkowa Wigilia!
    Wśród kępek śniegu wzbijał się w powietrze i wieszał ozdoby, nucąc sobie coraz to nowe świąteczne melodyjki. Skąd on je znał? Pewnie z radia które lubił czasem posłuchać w samochodzie. Albo z sali operacyjnej, Pielęgniarki w okresie świątecznym puszczały tylko zimowe hity.
    Zaśmiał się na wspomnienie. Dlaczego wcześniej nie zauważał takich miłych gestów? Dlaczego dotąd odbierał je jako głupią zabawę? Zamiast cieszyć się z bliskości, wyśmiewał się z tych których ogarniała świąteczna gorączka. A przecież fajnie czasem się zabawić. Obudzić w sobie dzieciaka.
    Bardzo się starał, by choinka z każdej strony była pięknie i równomiernie ozdobiona. Z zielonego drzewka powoli stawała się przepiękną Damą ubraną w czerwień i złoto. Dekoracje połyskiwały, po śliskich bombkach spływały kropelki rozmarzniętych śnieżynek. No cudo!

    Bane na chwilę przystanął i odszedł kilka kroków by ocenić swoje dzieło. Co prawda jeszcze nieskończone, ale musiał wiedzieć czy czegoś nie trzeba poprawić.
    Podszedł aż do samego Anomandera. Posłał mu ciepły uśmiech.
    - Pięknie, nie? - zapytał po prostu, chociaż tak naprawdę nie potrzebował potwierdzenia.
    Wrócił do choinki i zabrał się za jej ostatni fragment czyli czubek. Było trochę trudniej bo często musiał kursować między wysokimi partiami a ziemią na której leżały ozdoby.
    W końcu po kilku godzinach pracy zmienił się w większego ptaka i uniósł ku górze ogromną gwiazdę, która miała przyozdobić czubek. Namęczył się by go ustawić tak, by dzieło nie przechyliło się i nie spadło. Gdy w końcu mu się udało, odleciał na sporą odległość by z góry spojrzeć na udekorowaną choinkę. Prezentowała się przepięknie a jeszcze gdy zapalą się wszystkie światełka, będzie przyćmiewać swoim blaskiem wszystkie inne drzewka.
    Sklepikarz wyjaśnił mu jak uruchomić światła, pobierały energię z czegoś na kształt magicznego akumulatora. Bane nie chciał wiedzieć jak to działa, wystarczyło mu tylko wiedzieć, że raz na dzień trzeba silniczek nakręcać przez około godzinę. I to wystarczy na 23 godziny działania.
    Sfrunął na dół i zabrał się za ustawianie pozostałych ozdób. Podobno ostatnim krzykiem mody w Krainie Luster były świetliste zwierzęta, dlatego Bane kupił kilka jelonków. Ustawił je w odstępach, ale by tworzyły stada.

    Gdy wreszcie skończył, sapnął zadowolony z siebie i zabrał się za nakręcanie silników. Anomander nadal pracował. Kręcenie trochę trwało, zapadał już wieczór gdy wreszcie Bane usłyszał ostatni metaliczny szczęk, świadczący o tym, że wszystko jest gotowe.
    Z uśmiechem na ustach poodpalał wszystkie światełka i podszedł do Anomandera, prezentując swoje dzieło. Uśmiechał się cały czas ja wariat bo tak mu się spodobało to całe dekorowanie. No i zbliżała się kolacja a na kolacji wręczy wszystkim prezenty!
    Jeśli Anomander potrzebował pomocy, Bane oczywiście mu pomógł. Łącznie razem udekorowali cały podjazd z bramą, choinkę, drzwi wejściowe i okna frontowe Kliniki. W tym wydaniu wyglądała przepięknie!

    Po skończonej robocie podziękował za pomoc Anomanderowi, uścisnął mu rękę jak to miał w zwyczaju po czym poszedł do siebie by się umyć i ładnie ubrać. Miał nawet specjalny strój na takie okazje.
    Będzie fajnie!

    ZT
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 4 Styczeń 2018, 04:01   

    Anomander razem z Bane’m zajęli się dekorowaniem placówki od zewnątrz zaś Julia i mała Abi miały ubierać drzewka w domu.
    Obaj mężczyźni, ciepło ubrani wyszli na zewnątrz. Rozwijanie światełek zajęło im nieco czasu.
    - Dobry pomysł, Bane – pochwalił przemianę białowłosego skrzydlaty
    Plan wykorzystania bransolety do przemiany w ptaka był naprawdę ciekawy.
    - Jan Sebastian jest dość specyficzny, jak już z pewnością zdążyłeś zauważyć. – powiedział Anomander słysząc o tym, że Bane się z nim dogadał - Należą Ci się zatem podwójne gratulacje. Po pierwsze gratuluje tej nici porozumienia, która się pojawiała. Jan Sebastian szczerze nie przepada za Ludźmi. Gdy przyszedłem zawołać Cię na obiad, wtedy gdy siedzieliście i piliście tej jego wynalazki, widziałem że miał ochotę roztrzaskać Ci butelkę na głowie. Uprzedzając pytania powiem, że myślę, że to w ramach poznawania Cię. On już tak ma. Przyznam, że znając jego osobowość, to obstawiałem raczej jednostronną nienawiść i chęć mordu. O ile marionetkę da się zamordować, oczywiście. Ja się z nim męczyłem przez trzy lata. – westchnął i pokręcił głową, widać było że te trzy lata faktycznie musiały być piekłem - Po drugie gratuluję Ci pozostania w jednym kawałku. Gdy ja trenowałem z Janem Sebastianem nie miałem tyle szczęścia. Pierwszego dnia połamał mi niemal wszystkie żebra, lewy obojczyk i kość lewego ramienia. Gdy wróciłem do siebie i udało mi się go przyprzeć do muru, okazało się, że nie tylko potrafi złapać brenekę w locie, ale też ma dodatkowe kończyny, które pozostają zazwyczaj ukryte. Ta wiedza nie była jednak darmowa. Opłaciłem ja połamanymi kościami udowymi, obitymi organami wewnętrznymi, pękniętą szczęką i kością czołową. Jak widzisz, treningi z nim do łatwych nie należą.
    Bane zajął się przystrajaniem choinki a Anomander postanowił przybrać drzewa osłaniające podjazd.
    Po raz pierwszy od dłuższego czasu używał skrzydeł. Podlatywał i rozwieszał zakupione przez Bane’a lampki na drzewach. Nieco problemów miał z otoczeniem światełkami pni drzew, ale i tu sobie poradził. W końcu jako dziecko łaził po drzewach a skrzydła pozwalały mu zawisać tu i ówdzie, gdzie wejście byłoby trudne.
    Śnieg padał sobie w najlepsze. Zapowiadały się białe święta.
    - Bardzo pięknie. Kupę roboty w to włożyłeś. Za chwilę i moja część będzie gotowa. – powiedział Anomander klepiąc Bane’a po plecach.
    Gdy białowłosy się oddalił skrzydlaty chyłkiem schylił się po garść śniegu i ulepiwszy z niego kulkę rzucił w Bane’a. Chybił.
    - O nie, nie ma tak – pomyślał i robił kolejną kulkę.
    Nieświadomy niczego Bane nakręcał lampki.
    Kulka pomknęła i spadła daleko od celu
    - Masz farta. – pomyślał ugniatając trzecią kulkę
    Trzeci pocisk spadł za plecami Bane’a kilka metrów na prawo
    - Ja Pierdole! To przez krzywe powietrze, boczne porywy wiatru, nierówności powierzchni pocisku i tą idiotyczną grawitację. – pomyślał Anomander zabierając się do pracy. W końcu musiał sobie jakoś wyjaśnić fakt, że jest dupa wołowa a nie miotacz.
    Robota paliła mu się w rękach.
    Stanął przy krawędzi podjazdu, po środku którego kazał położyć zrobiony na zamówienie, podklejony na gumie pas barwionych na intensywnie czerwony kolor kamieni. Pas ten wyglądał jak czerwony dywan prowadzący do Kliniki.
    Stanął na nim i przeszedł aż do bramy wjazdowej. Najfajniejsze było to, że z podjazdu, zasadniczo od samej bramy, było widać choinkę którą chwilę wcześniej ubierali.
    Widok był imponujący.

    Droga dojazdowa do Kliniki prezentowała się pięknie. Świecące jasno a kupione prze Bane’a lampki nadawały splendoru podjazdowi.
    Anomander wybił się z ziemi z nową energią i uderzając mocno skrzydłami poleciał przed wejście do Kliniki. Tu uścisnęli sobie z Bane’m ręce i stwierdziwszy, że widzą się na kolacji pożegnali.
    Anomander bez chwili wahania zabrał się za dekorowanie wejścia do Kliniki.
    Zadanie nie było łatwe, ale Anomanderowi udało się wykonać je samodzielnie.
    Wyszedł na podjazd i przyjrzała się wejściu.

    Było znakomicie!
    - Kto ma dwa kciuki i jest mistrzem dekorowania? – powiedział wskazując wyprostowanymi palcami wskazującymi na przybrane wejście, po czym pstryknął i pokazał kciukami na siebie.
    Zaśmiał się cicho i wszedł do środka by przebrać się przed wigilią.

    ZT
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 03:21   

    Wyprowadziła wszystkich na Dziedziniec. Przyjrzała się wszystkiemu z zachwytem. Teraz jak było ciemno, a wszędzie leżał śnieg, ozdoby, które przygotowali lekarze robiły jeszcze większe wrażenie. Okręciła się wokół siebie, by wszystko dokładnie zobaczyć - pięknie - powiedziała uśmiechając się szczerze.
    Znalazła wzrokiem Marionetkę, która zamachała do niej, pokazując miejsce, gdzie przygotowano niespodziankę. Okazały się nią sztuczne ognie. O przeróżnych kolorach. Spojrzała na zebranych - w Świecie Ludzi, krótko po świętach Bożego Narodzenia świętuje się Nowy Rok. Pomyślałam więc, że ... można to połączyć - wyjaśniła niepewnie. Wzięła od Marionetek krzesiwo do odpalenia długich lontów i podeszła do Anomandera - panie Dyrektorze? Chciałby pan czynić honory? - zapytała podając mu krzesiwo. Była to swego rodzaju zapalniczka, z którą nie powinno być problemów z odpaleniem. Miała nadzieję, że Dyrektor nie będzie się na nią gniewał - zgłosiłam to u odpowiednich władz, żeby nie zjechała tu Gwardia, myśląc, że to atak - dodała jeszcze, uśmiechając się uroczo. To było coś niespotykanego więc wolała uprzedzić mundurowych, że taki pokaz się odbędzie by nie martwili się, że to najazd ze Świata Ludzi. Nie musiała mieć znajomości, żeby to załatwić, choć to, że należy do Stowarzyszenia na pewno przyspieszyło cały proces, choć pozostali nie muszą o tym wiedzieć.
    Do Bane'a Abi i Tulki podeszła inna Marionetka i podała im zimne ognie. Takie duuuuże, żeby długo się paliły. Tulka też dostała krzesiwo by odpalić zimne ognie. Czekała jednak na sygnał Dyrektora. Przynajmniej miała nadzieję, że się na to zgodzi. Przełknęła ślinę i skuliła uszy oraz otuliła się skrzydłami. Ogon lekko podkuliła. Bała się sztucznych ogni od dziecka. Podobały jej się, ale zza bezpiecznej szyby. Spoglądała z lekką obawą na górę petard, ale musiała być dzielna. Przecież to nic strasznego...
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 08:01   

    Anomander musiał nad sobą panować.
    Nie wypada by Szanowny Pan dyrektor cieszył się z prezentów jak smarkacz. No dobra, ten jeden raz wypada. W końcu mógł mieć kompleks wieku średniego, prawda?
    Przywdział zbroję, która leżała na nim jak druga skóra.
    Wypadł z jadalni jakby gonił go napalony szatan. Doleciał do lustra przejrzał się w nim ze wszystkich stron, zrobił groźną minę, pomachał łapami jakby był wielkim wojownikiem po czym pędem wrócił do stołu.
    To dopiero była zbroja!
    Do tej pory zakładał pancerz, który był przygotowany na jakieś wojskowe okazje, ale ta zbroja to była zupełnie inna klasa.
    EKSTRAKLASA kurza wasza morda w te i nazad!
    Zastanawiał się przez chwilę czy nie pobiec i nie postraszyć Aerona, że przybyła armia ze Świata Ludzi, ale porzucił ten plan. Jeszcze by chłopak padł na zawał.
    Wrócił do stołu, przy którym siadł w pełnej zbroi jakby nigdy nic i zaczął bezczelnie bawić się piórem, tak by wszyscy widzieli jakie fajne pisało dostał.
    Nakreślił kilka słów na papierze i podepchnął kartkę do Julii. Na kartce, Anomanderowym charakterem pisma napisane było „Ładne mam pióro? Patrz jak ładnie pisze :D”
    Może to było prostackie, ale tak dawno nie dostał prezentu, że nic nie stało na przeszkodzie by się chwilę pocieszyć.
    - Dziękuję za Piękne prezenty – powiedział radośnie
    Już miał coś dodać gdy dowiedział się, że czeka na nich niespodzianka.
    Cholera.
    Zamarudził jak dziecko, któremu każe się zostawić zabawki i z lekko naburmuszoną miną poszedł się przebrać.
    Gdy był w drodze do szatni stwierdził, że trochę sobie polatają. Wszyscy po kolei.
    Przystanął przy jednej z marionetek i szybko kazał jej przygotować nową uprząż.
    Tym razem nie będzie improwizacji.
    Pobiegł do pokoju gdzie szybko rozebrał się do naga i przebrał zdejmując zbroję i zakładając ją na stojak.
    Pióro położył na biurku.
    Przez chwilę stał i się mu przyglądał sycąc wzrok jego pięknem. Julia miała dobry pomysł i niezły gust. Poza tym prezent był nad wyraz stosowny. Mądra dziewczyna! Teraz On, Anomander van Vyvern może podpisywać dokumenty jak Jaśnie Pan!
    Założył na siebie szerokie lniane spodnie, na stopy drewniaki i okrywszy się kocem wyszedł z gabinetu.
    Wyglądał teraz jak proszalny dziad, ale w trakcie przemiany i tak wszystko co miał na sobie poza klepsydrą ulegało zniszczeniu.
    Zszedł na dół z miną dumną jakby był Królem z bajki odzianym w zupełnie nowe szaty.
    Gdy wyszli wziął od Julii krzesiwo, najpierw odpalił zimne ognie a następnie petardy.
    Uwielbiał fajerwerki.
    Zatem bawił się tak świetnie jak chyba nikt.
    Jeśli ktoś chciał postrzelać to Anomander oddał krzesiwo, ale jeśli chętnych nie było to napierniczał aż miło. Jak dorosły dzieciak.
    Gdy odpalał barwne fajerwerki to stał i gapił się jak ciele w malowane wrota. Nawet nie było mu zimno. Emocje grzały go jak szalone.
    Zanim odpalił ostatnią baterię oddał krzesiwo Baneowi.
    - Odpal proszę ostatnią baterię. Wiesz, jak jest huk to przemianę będzie mniej słychać. Poza tym przytrzymajcie Abi żeby nie patrzyła.
    Powiedziawszy to schował się za choinką.
    Odczekał do chwili gdy Bane odpalił petardę i słysząc pierwszy wybuch uwolnił z siebie bestię.
    Gad wyskoczył spod skóry jakby tylko na to czekał.
    Anomander nie zdołał nawet krzyknąć. Ból zaparł mu dech w płucach a gdy mógł już wydać z siebie odgłos był w formie gada.
    Zaryczał głośno aby podkreślić swoją obecność. To było tak na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że stwór którego Bane spotkał przedostatniej nocy jednak kręci się w pobliżu.
    Podszedł do całej trójki i pochylił łeb ku Abi.
    Łeb gada był wielkości dziewczynki a ona sama sięgała mu najwyżej do kolana. Z perspektywy dziecka, Anomander musiał wyglądać jak prawdziwy smok.
    - Prawda, że w tej formie wyglądam ciekawiej? – zapytał gad a głos jego brzmiał tak jakby się uśmiechał - To co, polatamy sobie nad Kliniką? Zobaczymy jak wygląda nasz dom w czasie świąt?
    Przykucnął widząc jak marionetka niesie siodło i uprząż.
    Dał się „osiodłać” jak koń, ale w drodze wyjątku można do tego dopuścić. W końcu kto w którymkolwiek ze światów może powiedzieć że latał na własnym dyrektorze ponad miejscem pracy, które jest jednoczenie jego domem?
    - Julia gdy po raz pierwszy leciała na moim grzbiecie była niewiele starsza niż Ty. Też była dzielna. Leciała wtedy po raz pierwszy i bez tego specjalnego siodła. – powiedział do Abi patrząc na nią swoim błękitnym okiem - Zabrałem ją wtedy żeby mogła dotknąć chmur, czy też masz na to ochotę? A może wolisz poszybować ponad miastem i zobaczyć jak z wolna zapada w sen?
    Trącił Julię lekko łbem w ramię
    - Wiem, że niedawno latałaś, ale do stajni droga jest daleka i niebezpieczna a na moim grzbiecie będziesz tam znacznie szybciej niż na piechotę. Później możemy się pościągać. Ty na swoim wierzchowcu a ja w powietrzu, co Ty na to?
    Odwrócił paszczę w kierunku Bane’a
    - Podczas gdy ja będę latał z Abi i Julią, Ty zbuduj prowizoryczny cel z kartonowych pudeł i przykryj go jakimś materiałem. Możesz też zrobić dużego bałwana. Później biegnij po strzelbę i amunicję. Będziesz ćwiczył strzelanie z powietrza. Poza tym będziesz mógł się pochwalić, że strzelałeś do bałwana lecąc na własnym dyrektorze ponad miejscem pracy. To chyba jest warte chwili pracy, co ?
    Wysunął gadzi jęzor i otworzył paszczę pełna ostrych jak sztylety zębów. Ot, taki gadzi uśmiech.
    Położył się na ziemi i wystawił skrzydło aby dziecko mogło łatwiej wsiąść.
    Odwrócił łeb i sprawdzał czy pasy, które miały trzymać „jeźdźca” na miejscu są dobrze zapięte.
    - Kontrola wypadła pomyślnie. To co wsiadasz Abi? – zapytał przechylając łeb.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 17:22   

    Prezenty były przepiękne! Spinki od razu zapiął na rękawach, chowając swoje stare do kieszeni. Co chwilę zerkał na kartkę od Abiś i czytał życzenia prosto z serduszka. Oglądał też strzelbę i róg, gładząc grawer i muskając palcami drewno. Nawet on, totalny laik, potrafił docenić piękno broni. Bardzo mu się podobała ale obawiał się, że nie będzie umiał się nią posługiwać.
    Cóż, nauczy się! Wspólne polowania są tego warte! Już nie mógł się doczekać wypadu z Anomanderem w las. A może Dyrektor pouczy go jak strzelać? Bane nigdy tego nie robił, nawet nie miał w łapach wiatrówki, ale miał dobry wzrok i niezłą koordynację ręka-oko. Może przyda mu się to w celowaniu.
    Reakcje na prezenty od niego były rozczulające i Bane'owi zrobiło się bardzo miło. Przyglądał się Abi i jej królisiowi, patrzył jak Tulka ogląda swój sprzęt i łaskocze dziewczynkę piórem. Miał nadzieję, że te wszystkie przedmioty naprawdę jej się przydadzą. Miała ogromny talent, zaimponowała mu szkicami tych protez. Powinna go szlifować by kiedyś zostać nie tylko świetnym Medykiem ale i Protetykiem.
    Byłaby świetną partnerką dla... jakiegoś Marionetkarza. Uzupełnialiby się nawzajem.
    Odgonił przykre myśli, bo nie czas i miejsce na to.
    Najbardziej podobała mu się jednak reakcja Anomandera. Chirurg nie przypuszczał, że poważny i stateczny skrzydlaty będzie się tak obnosił z nową zbroją i innymi prezentami. Chichotał gdy Gad prężył pierś, pancerz naprawdę dobrze na nim wyglądał. Dopasował się już do jego ciała i podkreślał załamania w miejscach gdzie mężczyzna miał mięśnie. Takiej zbroi mogli mu pozazdrościć nawet Gwardziści! Nie będzie wstyd w czymś takim wystąpić.
    Również podziękował za podarki, oczywiście kierując słowa do Mikołaja. Nie wierzył w niego i wiedział doskonale kto kupił prezenty, ale postanowił nie psuć zabawy innym.
    Gdy Tulka zakomunikowała, że przygotowała niespodziankę, spojrzał na nią zaciekawiony i gdy poprosiła ich o wyjście za nią przed Klinikę, wstał i porwał Abi na ręce. Usadowił ją sobie na ramionach i uważając na sufit zabrał dziewczynkę ze sobą.
    Niby mógłby się zmienić w jakiegoś wielkiego psa albo konia, ale w ten sposób mógł ją przynajmniej trzymać za nogi, by nie spadła. Bezpieczeństwo przede wszystkim!
    Wziął też swoje prezenty - strzelbę w skórzanym pokrowcu i róg. Laurkę schował za pazuchę, spinki miał na rękawach. Może te rzeczy mu się nie przydadzą, ale chciał mieć wszystko przy sobie.
    Ubrali się w ciepłe rzeczy. Bane zawiązał sobie pod szyją szalik, zapiął ciepłą kurtkę i oczywiście założył rękawiczki. Pomógł Abi ciepło się opatulić.
    Anomander wyglądał śmiesznie w tych plebejskich ciuchach, ale Cyrkowiec podejrzewał dlaczego Dyrektor wybrał tak biedny strój. Oby tylko nie zmarzł za bardzo bo zasmarkany van Vyvern to widok którego nie da się sobie wyobrazić.
    Gdy okazało się, że będą odpalać fajerwerki, białowłosy klasnął w dłonie uśmiechając się jak dzieciak. Każdy facet lubił petardy! Trochę zazdrościł, że to Anomander je odpala, ale może to i lepiej, bo Bane nigdy samodzielnie tego nie robił.
    Widząc, że Tulka boi się wystrzałów, podszedł do niej i objął stając za nią. Może poczuje się pewniej. Jeśli Abi również była wystraszona, zawołał ją do siebie i objął troskliwie obie dziewczyny. W kupie zawsze raźniej, nie?
    Machał swoim zimnym ogniem i śmiał się radośnie, gdy na niebie wystrzeliwały kolejne, kolorowe kwiaty. Cieszył się ze wspólnie spędzonego czasu, tego im tutaj brakowało! Może po Świętach ich relacje się ocieplą i będzie już tylko lepiej.
    Kiedy Anomander podał mu krzesiwo i pozwolił odpalić ostatni ładunek, Bane poprosił by dziewczynki pozostały na miejscach, a sam podszedł do baterii. Odczekał aż Anomander się skryje po czym odpalił fajerwerki i zwiewając na odległość, w stronę Abi i Julii, śmiał się jak mały chłopiec. Kolorowe ładunki wystrzeliły w górę i rozprysły się na nocnym niebie, zmieniając się w przepiękne fontanny iskierek. Strzały były głośne, na tyle by spokojnie zamaskować przemianę Anomandera.
    Był tylko jeden mały problem. Jak Anomander ukryje krew na śniegu? Prawdopodobnie otrzaskał juchą niemałe połacie, trzeba będzie się tym zająć.
    Ryk Gada sprawił, że Bane poczuł gęsią skórkę. Było w tym krzyku jednak mniej agresji niż zazwyczaj, może atmosfera tak się udzieliła Dyrektorowi że i w zwierzęcej formie łatwiej było okazywać emocje?
    W złotym świetle choinek wyglądał jakby jego łuska była cała w złotym pyle. Był przepiękny! Cyrkowiec znał już przecież jego gadzią formę, a nadal nie mógł się napatrzeć.
    Podszedł do swojego Przełożonego i posłał mu promienny uśmiech. Jeśli Abi się bała, zachęcił ją by podeszła machnięciem ręki. Tulka też już widziała Anomandera w tej formie, więc pewnie doda małej otuchy jeśli będzie to konieczne.
    Wspólny lot brzmiał świetnie! Oczywiście Bane zmieni się w jakiegoś ptaszora i poleci obok bo... przecież na grzbiecie polecą dziewczyny. Nie będzie miejsca dla kolejnego pasażera. Z resztą białowłosy nie chciał obciążać Gada. I tak pewnie po przemianie w ludzką postać będzie prawie nieprzytomny. Może z okazji Świąt pozwoli sobie pomóc? Przecież mocą Bane'a mogą przyspieszyć regenerację.
    Gdy smoczysko zwróciło się bezpośrednio do niego wydając polecenia, początkowo emocje Medyka opadły. Więc on nie polata? No trudno. Ale za to zbuduje ogromnego bałwana, albo i kilka! Strzelbę ma już przy sobie, więc ma więcej czasu na pracę ze śniegiem.
    Na wieść, że i jemu Anomander pozwoli polecieć na jego grzbiecie wydał z siebie dźwięk, który świadczył o podekscytowaniu. Oczy mu się zaświeciły i pokiwał głową, gapiąc się na wielkie bydle jak w obrazek.
    Tak! Nareszcie! Tyle na to czekał!
    Za lepienie bałwanów zabrał się od razu, nie patrząc już na pozostałych. Strzelba i róg nie przeszkadzały mu w pracy bo miał je zawieszone na plecach.
    W czasie gdy pozostali udali się na lot, on zbudował trzy bałwany o różnej wielkości. Gdy skończył, spojrzał w niebo szukając wśród fruwających płatków śniegu ciemnego kształtu Anomandera.
    Ten wieczór był dotąd najlepszym wieczorem w jego Lustrzanym życiu, oczywiście nie licząc nocy gdy został tutaj przyjęty!
    _________________
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 20:34   

    I aby cudowności tego pięknego, magicznego wieczoru stało się zadość, z największej choinki, spomiędzy lampek i bombek, i łańcuchów i lśniących ozdóbek wyłoniła się twarz, a raczej urocza mordka czegoś na kształt chomika, ale dużo większego i zrobionego z szyszek i zielonego igliwia. Spojrzała po wszystkich bombkowymi oczami i odrzekła głuchym głosem, skrzypiącym jak samo drzewo:
    - Dziękuję wam wszystkim za ten piękny wieczór. Zaprawdę, spotkało mnie wielkie szczęście, aby ostatnie dni po mym ścięciu przeżyć w tak wspaniały sposób. O podobnych honorach słyszałem tylko w legendach. Oto śmierć godna choinki. Dziękuję jeszcze raz. - po czym zapadło się z powrotem wewnątrz pnia.
    Nie pytajcie się mnie, co to miało być. Działałem pod wpływem impulsu. Wesołych Świąt.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,64 sekundy. Zapytań do SQL: 10