• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto » Klub nocny "Na gorąco!"
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Impurity
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 16 Wrzesień 2016, 07:31   Klub nocny "Na gorąco!"



      Niedawno otworzony klub nocny klasy średniej lub nieco wyższej, dostępny dla każdego porządnego zjadacza chleba. Prowadzony całkiem starannie, z pewnością aspiruje na coś więcej. Nie uświadczycie tutaj kiepskich drinków i beznadziejnej muzyki, a czujna ochrona powinna legitymować przy wejściu (wejście od pełnoletności) i zduszać konflikty w zarodku lub wyprowadzać delikwentów na zewnątrz.

      Otwarcie: od dwudziestej do szóstej rano. Do dwudziestej drugiej wstęp jest darmowy!
      Opłata za wejście: 15 funtów.
      Koszty drinków: Standardowe.

      Pracownicy:
      Właścicielka: Mary Wizardry (Impurity)
      Barman/ka: Vega (pomoc barmańska), Eliot, Iseiki
      DJ: NPC
      Sprzątacz/ka: NPC
      Ochroniarze: Gregory
      Księgowy: Frank
      Striptizerzy/ki: Salem (burleska), Leila, Rosemary
      Kelner Raccoon (na pół etatu)
    Impurity
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Październik 2016, 09:21   

    Tak jak Mary zapowiedziała kilku osobom, tak jak mówił o tym fejsbuk (czy coś) i inne portale społecznościowe, czy nawet wpis znanej blogerki, jak pokazywały ulotki, walające się w nie za dużej ilości po ulicach, w końcu klub "Na gorąco!" zorganizował oficjalne otwarcie. Z tej okazji będzie grała dość znana w mieście kapela rockowa "Krwawe róże" (czy coś).

    Z perspektywy jednej z klientek: bo tak mi łatwiej opisać, okej? :x
    Nie wiedziała, co skłoniła ją do przyjścia do akurat tego klubu - przecież to było tylko kolejna obietnica niepowtarzalnej nocy w internecie, a potem tylko kolejny, oczojebny baner, który atakował z taką samą wściekłością, jak cała reszta w tym cholernym centrum miasta. Jednak, jej stopy, jakby wbrew jej własnej woli, ciągnęły ją do tego miejsca; może to była nuda, może ciekawość... albo zwyczajnie chciała posłuchać swojej ulubionej kapeli. Było zaledwie kilkanaście minut po dwudziestej, a ona, imprezowiczka, dobrze wiedziała, że noc nie była taka długa, jak ją pisali (tym bardziej, jeśli poleje się alkohol - noc potrafiła być krótsza o połowę). Zresztą... co jej szkodzi. Wejście było darmowe, nie? W każdej chwili mogła wyjść. Napić się i wyjść. Trzeba było korzystać, dopóty kolejka nie była taka duża, a wszystko wskazywało na to, że czas wydłuża oczekiwanie na wejście. Noc była chłodna, a ona była ubrana zaledwie w skórzaną miniówę i top, zaborczo zasłonięty futrem - rozejrzała się i dostrzegła, że w tym lekkim roznegliżowaniu nie była osamotniona. Ale przecież o to w tym wszystkim chodziło, nie? Tak czy siak, dołączyła do jeszcze w miarę grzecznego tłumu, chociaż nie musiała długo czekać o nawiązanie pierwszych znajomości jedno-minutowych, jedno-wejściowych, jedno-nocnych. Dwójka ochroniarzy zmierzyła ją wzrokiem i wylegitymowało. Obejrzała się krótko do tyłu, ciesząc się, że jednak postanowiła przyjść wcześniej, bo za sobą już miała wężowaty, szumiący ogon.
    Stukot jej kozaków zginął w basach muzyki. Kapela miała przybyć dopiero później. Ale DJ też był całkiem dobry. Wypuściła powietrze przez zęby i uśmiechnęła się do siebie; niby było jak wszędzie, a jednak coś tam, w głębi duszy, szeptało jej natrętnie, że to chyba było t o.

    Dla pracowników:
    Obecność Mary nieco wykruszyła się przed otwarciem, a na ewentualne pytania, burczała coś o jakichś papierach i gównianych biurokracjach. Możliwe, że taka była prawda, bo czasami - z rzadka, ale jednak - ciągnęła za sobą Franka. Burza blond włosów zaszczyciła ich dzień przed otwarciem - Striptizerki miały ubrać się seksownie, ale z pazurem (kelner to samo, ale z mniejszym pazurem). W końcu, w dzisiejszych czasach, seks był przedstawiany jako czysta klasa. Ochroniarze po raz ęty zostali poinformowani o selekcji klientów klubu "Na gorąco!", żeby uważnie legitymowali i nie wpuszczali żadnych... dziwów. DJ został poinformowany, że na kilka godzin będzie mógł zrobić sobie przerwę, bo mieli przyjechać młodzi, muzyczni chuligani. Liczyła też na wkład pracowników, w końcu bez nich nie ma klubu - zatem oni także tworzą to miejsce, jej atmosferę i zabawę. Przecież nie szukała jedynie umiejętności - pragnęła także osobowości, ich wspólnych starań o ich lepsze miejsce... szukała rodziny (biznesowej dodawała, żeby nie wyjść na ckliwą babę).
    No, także wpadła koło osiemnastej na godzinę, żeby ogarnąć resztę klubu i ewentualnie pracowników (niby był kontakt na sms'kach, ale jednak co oczy zobaczą na żywo, tego z wiadomości dokładnie nie wyobrażą). I ponownie wybyła, obiecując, że się wyrobi na dwudziestą...
    No cóż, była kilka minut później, a jeszcze jej nie było. Ale czy ktoś na to zważał, gdy falami przybywali klienci?




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 23 Październik 2016, 13:54   

    Przyjechała na miejsce. Trochę się denerwowała i łyknęła sobie wina w ilości odpowiadającej jednej lampce. Przejrzała się jeszcze w lusterku, zostawiła płaszcz i ruszyła w stronę klubu. Postanowiła zabrać do torebki bursztynowy kompas, na wypadek gdyby przyszło jej się prędko ewakuować. Schowała go w dobrze się maskującej kieszeni, zapinanej na zamek. Jako że była przewieszana przez głowę, to przypadkowe pozostawienie jej gdzieś nie było raczej takie proste. Nie miała zamiaru niczego przemycać - ani broni, ani też foliowej torebki z proszkiem. Po bezproblemowym przejściu na bramce, ustawiła się z boku, przyglądając się całemu klubowi. Wyglądał dość standardowo i szybko się w nim odnalazła. Podeszła do baru i zamówiła na początek szklankę chłodnej Pepsi. Nie chce się prędko opić, a trochę winnego alkoholu już jej w główce szumiało. Kiedy to ostatni raz była w takim klubie? Zapewne jeszcze za opętanego życia, jako Noritoshi, który maskował się z rosnącymi w powolnym tempie skrzydłami, lampiącego się z kumplami na półnagie tyłki tancerek i będąc po kilku ostrych kolejkach. Gówno, nie życie. Wzdrygnęła się na te liche wspomnienia i upiła kilka kolejnych mroźnych łyków napoju.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


     



    Snajper

    Organizacja MORIA: Zwiadowca
    Wiek: 26 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Papierosy, pewny strzał, walc
    Nie lubi: Fuszerka, zmienny wiatr, małe pieski
    Wzrost / waga: 184 cm/72 kg
    Aktualny ubiór: Czarny płaszcz, kamizelka, koszula, czarne spodnie
    Zawód: Wolny strzelec, dosłownie
    Pod ręką: Fabuła: Zegarek, krzyżyk MORII, paczka papierosów, zapalniczka Zippo, dwa glowsticki, zapasowa amunicja, celownik optyczny Schmidt-Bender 2,5-10 x 56
    Broń: Thompson Contender, Walther WA 2000, NRS-2
    Stan zdrowia: Optymalny
    Dołączył: 01 Lis 2015
    Posty: 269
    Wysłany: 23 Październik 2016, 15:35   

    Właściwie bez szczególnego powodu Simon skorzystał ze złożonego mu zaproszenia i zjawił się w klubie w wyznaczony dzień, jeszcze przed dziesiątą. Spokojnie dał się wylegitymować, chociaż trudno byłoby go posądzić o niepełnoletniość, i wkroczył w niezbyt jeszcze duszącą gęstwę ludzi płci obojga, w wieku wahającym się od osiemnastu do, jak szacował, trzydziestu pięciu, trzydziestu siedmiu lat. Quinn był zapewne jednym ze starszych klientów; nie czuł się jednak zupełnie zdziadziały w tym towarzystwie, kiedy niespiesznie przemieszczał się w niewielkim oddaleniu od ściany, nie bez aprobaty obserwując skąpo poubierane dziewczyny i kobiety, które przyszły się zabawić. Miał, co prawda, nadzieję zobaczyć gdzieś jedną konkretną, ale trudno było na to liczyć, zważywszy że to ona prowadziła ten biznes.
    Bez długich deliberacji Simon wyposażył się w drinka i przysiadł na jakimś siedzeniu przy barze, skąd miał stosunkowo dobry widok na większość wnętrza. Machinalnie rozpiął guzik marynarki i zapatrzył się w przestrzeń, lekko kiwając się do rytmu serwowanej przez DJa muzyki. Zapowiadał się całkiem miły wieczór.
    _________________
    Impurity
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Październik 2016, 17:36   

    Mlasnęła językiem o podniebienie. Nigdy nie sądziła, że posiadanie własnej miski z żarciem wymaga tyle roboty. Niegdyś nie było aż tyle papierów, o ile w ogóle - np. w takim Meksyku dogadywałeś się z mafią czy tam szeryfem i proszę, już mogłeś mieć bar z alkoholem, tylko chłosty dostawałeś, gdy wciskałeś nosa w nie swój biznes. A teraz? Kłoda za kłodą! Ale na szczęście, burza chwilowo zażegnana. Była zdeterminowała zrobić z tego klubu konkurencję. Lekko spóźniona, za to odświeżona ruszyła do swojego drugiego domu.
    Wcisnęła się bez kolejki, nawet nie musząc się legitymować - w końcu byłby przypał, gdyby nie mogła wejść do własnego klubu. Szemranie w kolejne zostało uciszone przez jedno z gromkich spojrzeń ze strony ochrony, a Mary, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, czy nawet obracania się za siebie weszła do lokalu (w końcu to ona tutaj, kurwa, rządziła, nie?). Tak czy siak, rozciągnęła się trochę, z lekko znudzonym wyrazem twarzy taksując te wszystkie półnagie niewiasty i mężczyzn z drogimi zegarkami. To drugie można było uznać za dobry przejaw.
    Sama Nieczystość była za leniwa, żeby chociaż na otwarcie własnego klubu wyglądać jak porządna burdel-mama. W tle leciał stary, przyzwoity hit The Weeknd - Starboy*. Idę po króla, jest to długa droga, ah.
    Stałem się żywy w czasie upadku, ah.
    Kobiety kręciły tyłkami, mężczyźni łapali za nie, bo tutaj o to wszystko chodziło, o jedno dotknięcie, jeden upadek i kac moralny na drugi dzień. Aż do następnej imprezy.
    Och, słodki Jezu. Widzisz, za kogo się zabiłeś?
    Zupełnie bezmyślnie podeszła do baru, gdzie obok siebie, zupełnie obojętni wobec siebie, siedziała dwójka jej znajomych. Mary mogła robić za odpowiedni bodziec. Zajęła miejsce pośrodku Simona oraz Noritoshiego.
    - Kto by pomyślał, że czarni będą mieli tyle głosu. Nawet Michaela Jacksona odrzucali i szykanowali, zanim stał się sławny... i biały. Potem go wyzywali, bo został białasem - wydała swoją opinię na dobry wieczór, a jej głęboki ton głosu z łatwością przebił się przez dudnienie muzyki. A to wszystko przez The Weeknd. - Zresztą, w tamtych czasach nie było tyle beznadziejnych problemów ze strony urzędów, tony faktur i całej reszty rachunkowości, haczyk na haczyku, serio, można było się dogadać. Tak, biedny Frank. Będę musiała postawić mu drinka - pomyślała na głos, a barman nawet nie pytał, czy nie zechce się czegoś napić - najwidoczniej, zdołał całkiem poznać swoją tymczasową szefową.



    * https://www.youtube.com/watch?v=34Na4j8AVgA
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 25 Październik 2016, 19:56   

    Młoda dziewczyna – niemal chybiając – wyrzuciła do kubła prawie pusty kubek po kawie na wynos i chuchnęła w dłonie. Cholernie zimno jak na październik. Dobrze, że nie była półnaga jak reszta kolejki, w którą przed chwilą się wbiła. Uniosła nakrapiane złotem oczy i spojrzała z zainteresowaniem na jaskrawy baner. Jak zawsze Dahlia robiła wszystko na spontana i na ostatnią chwilę – musiała więc zapłacić za wjazd do klubu. Nie szkodzi, na nowe i ciekawe rzeczy zawsze znajdzie się czas i pieniądze. I prawo jazdy – niestety do większości podobnych przedsięwzięć wymaga się bycia pełnoletnim. Jeszcze cztery lata temu ta filigranowa kobieta miała dodatkową zabawę z fałszowaniem swojego prawdziwego wieku.
    Wewnątrz było jaśniej niżby się spodziewała – oczekiwała raczej eleganckiego burdelu niż klubu o neonowym oświetleniu. Jakieś aksamitne zasłony i przytłumione, rozproszone światło, nie stroboskopy i masa szkła z chromowanym metalem. Swoją drogą, w sumie nie miała pojęcia jak powinny wyglądać nocne kluby – do większości go-go wpuszczano jedynie panów, tak więc możliwość zobaczenia wszystkiego od środka była jedną z większych motywacji, by jednak tu dziś przyjść.
    Drobna boginka nigdy nie starała się przyciągnąć uwagi tłumu rozgorączkowanego basem i woltażem: znów nie ufryzowała długich, hebanowych włosów, nie podkreśliła w żaden sposób orientalnej urody prosto z bollywoodzkiego love story, pod trenczem oddanym w szatni chowała tylko haftowaną, neonowo błękitną sukienkę typu nietoperz. Nawet ta kończyła się skromnie wpół uda. Nigdy się nie starała, ale była tak niezdarna, że nawet płaskie balerinki nie uchroniły jej przed zadaniem ciosu łokciem kelnerowi akurat niosącemu tacę z kolorowymi drinkami.
    Gdy naturalnym ruchem to-przecież-nie-ja odsuwała się od barierki i spadających poziom niżej drinków, miała ogromną, naiwną nadzieję, że nie będzie musiała tego sprzątać ani za to płacić.



    >>Impurity, nie podejmuję się zadania regularnego mg-owania wydarzeniu, bo nie dam rady czasowo, ale powiedzmy, że pojawiłam się tu... gościnnie, ku rozruszaniu fabuły c:
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Godność: Aleksandr Aleksiej Lebiediew
    Wiek: 21
    Rasa: Human
    Lubi: Pistolety, wszystko co magiczne, alkohol i tytoń
    Nie lubi: Za dużo by wymieniać.
    Wzrost / waga: 180cm i 80kg
    Aktualny ubiór: Czarne, wysokie buty, czerwone spodnie, szary jesienny płaszcz a pod nim czarna rozpinana bluza bez kaptura i kraciasta, ciemnozielona koszula, na szyi nosi czarną chustę.
    Znaki szczególne: Różnobarwne tęczówki
    Pod ręką: Telefon, klucze, portfel(e) i kilka innych rzeczy w kieszeniach
    Broń: Pistolet, noże,
    Dołączyła: 27 Cze 2016
    Posty: 40
    Wysłany: 31 Październik 2016, 21:47   

    Sasza już jakiś czas temu stanął grzecznie w kolejce. Dobrze, że przyszedł w miarę wcześnie bo gdy patrzył w tył widział scenę niczym na filmach z czasu PRL w Polsce. Cóż, przynajmniej było dużo czasu aby spokojnie zapalić. Ogólnie rzecz biorąc, chłopak niezbyt przepadał za klubami - tłum spoconych ciał, smród, światło od którego dostaje się epilepsji, obszczana podłoga w toalecie, pustogłowe lochy i nadmiar samców alfa. Preferował raczej kameralne imprezy lub spokojne bary, albo nawet picie w samotności w jakimś dobrym miejscu. Czasami jednak nachodziła go chęć wskoczenia w jakieś bardziej tłoczne miejsce. Poza tym był ciekaw jak zachodnie kluby różnią się od tych które poznał w swej ojczyźnie, no i liczył na niższe ceny alkoholu z racji pierwszego dnia funkcjonowania przybytku. Choć na brak funduszy nie narzekał, ponieważ miał całkiem dobry połów dzisiejszego popołudnia, mógł więc sobie poużywać. Pytanie brzmiało zatem co skończy się pierwsze - pieniądze czy jego przytomność.
    W końcu udało mu się dostać do wejścia. Ochroniarze patrzyli na niego dość krytycznym wzrokiem, w końcu wyglądał na swój wiek a nawet ciut młodziej no i dzięki swoim oczom podpadał raczej pod kategorię "dziwny", potrzebny był więc dowód, na który patrzyli jeszcze krytyczniej widząc cyrylicę, ostatecznie jednak przekonał ich paszport i spora ilość gotówki w jego portfelu - kto chciałby stracić klienta który miał zamiar zapracować na ich wypłatę?
    Po wejściu do środka pozostawił płaszcz w przechowalni a chustę którą do tej pory nosił na szyi przypasał do spodni. Na szczęście ochrona odpuściła sobie przeszukiwanie go, ponieważ grupka kobiet bardzo głośno wyrażała swoje niezadowolenie z przeciągającej się selekcji, udało mu się więc wejść z kilkoma dobrze niewielkimi nożykami. Pistolet z ciężkim sercem zostawił w domu - mimo wszystko wolał nie ryzykować, na wypadek gdyby po alkoholu zbytnio puściły mu hamulce. Podobało mu się jego dotychczasowe życie w tym mieście i nie chciał rujnować go sobie przez przypadkowe zastrzelenie kogoś.
    W każdym bądź razie, udało mu się bezproblemowo dostać do wnętrza klubu. Teraz trzeba było odnaleźć bar i pomyśleć co dalej...
    _________________
    Hariotte
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Listopad 2016, 17:53   

    Sto lat temu było prościej.
    Dziś ochroniarz patrzył na nią z lekkim niedowierzaniem, gdy stanęła przed nim w podróżnym płaszczu z bosymi stopami. Wiatr maskował, czy też dostatecznie usprawiedliwiał ruch włosów, jednak nie miał nic wspólnego z wyrazem twarzy kobiety. Kobiety młodej, a jednak wyraźnie doświadczonej życiem. Kobiety, która widziała wiele, przeszła tysiące kilometrów i poznała rzeczy o jakich ochroniarzowi się nie śniło. Zdecydowanie nie wyglądała na skorą do bójek, jednak czy miała wystarczająco dużo pieniędzy? Wyciągnął do niej dłoń, a ona położyła na niej banknot o wysokim nominale. No dobrze, niech wejdzie.
    I nie omieszkała tego zrobić. Pogoda nie sprzyjała dziś spacerom, a doskonale pamiętała, że jeszcze wiele lat temu, gdy po raz pierwszy dotarła do niemagicznych krain, najciekawsze nowinki można było usłyszeć właśnie w karczmach.
    Teraz jednak przyjemnie ciepły kominek zastąpiły neony, zaś drewniany szynkwas bar, zapewne wykonany z jakiegoś świecącego tworzywa. Skrzywiła się nieco, zgarniając kosmyk czarnych włosów za ucho, ale nie pozostało jej nic innego. Za chwilę rozpęta się na zewnątrz potworna burza. A w dodatku Hariotte była spragniona, nie tylko opowieści, ale i bardziej przyziemnych napitków.
    - Jakie piwa posiadacie, dobry człowieku?
    Przysiadła na jednym z wysokich krzeseł przy barze, starając się dopasować wyćwiczone pośladki do wgłębienia na samym środku siedziska. Nie było to proste zadanie, ale ostatecznie podołała. Dopiero wtedy spojrzała na osobę, która miała ją za chwilę obsłużyć. Uniosła pytająco brew i czekała na reakcję. Cierpliwie, bez zbędnej irytacji czy niepokoju.
    Czas i tak za bardzo się spieszy, po co mamy go jeszcze bardziej popędzać?
    Przynajmniej zanim doczeka się odpowiedzi, mogła sama zbadać asortyment klubu, wszystkie sztucznie podświetlone butelki przed nią i zdecydować co będzie kolejnym trunkiem po który sięgnie.
    A mimo wszystko sto lat temu było prościej.




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 2 Listopad 2016, 19:21   

    Klub. Striptiz. Raccoon.
    Te trzy słowa razem nijak miały się do siebie, a sam Nathan nigdy w życiu nie podejrzewałby się o nieprzymusowe, a i systematyczne przebywanie w takim miejscu. Ale od początku.
    Pilnie potrzebował dodatkowej pracy, jednakże nie widząc się w żadnym zawodzie, na który akurat w Glassville było większe zapotrzebowanie, został na lodzie ze zwolnionym mieszkaniem i bez dodatkowego źródła dochodu. I choć wcześniej myślał, że kilka dodatkowych dni go nie zbawi, tak hotelowe poniewierki skutecznie czyściły jego konto i chowane po skarpetach zaskórniaki „na czarną godzinę” musiały iść w ruch. Jeszcze tego by brakowało, aby zaczął żebrać… Brał na siebie więcej projektów, bowiem zmiana pory roku była ku temu idealną, lecz na przypływ gotówki musiał czekać do końca realizacji zamówień. Potrzebował pracy, niekoniecznie i raczej niechętnie na pełen etat, lecz by móc dorobić właśnie w takich momentach.
    Takim oto sposobem znalazł się w klubie Na gorąco. I nie wnikajmy w szczegóły przyjmowania go do pracy przez piękną Mary (chociaż nie gustował w blondynkach, tak trzeba było przyznać, że ta miała w sobie coś, co przykuwało oko na dłużej niż przelotną chwilę), najważniejsze, że był tu khem… kelnerem na jedną milionową etatu, ale było warto. Potraktował to również jako terapię na jego aspołeczność i uczulenie na tłumy, będąc przekonanym, że taka drastyczna zmiana podziała na niego niczym lekarstwo.
    Dziś, pierwszego dnia, czuł się lekko skrępowany, lecz póki musiał jedynie roznosić zamówienia, a nie zabawiać rozmową osoby dobrze już podpite przy barze – było to dla niego idealnym zajęciem. Nie miał także problemu, żeby wejść, wszak był oficjalnym pracownikiem. Ba, zdążył już wcześniej z widzenia poznać się z ochroniarzami, toteż tylne wejście klubu stało dla niego otworem.
    Pierwszy dzień zleciał szybko i równie intensywnie. Ludzie pchali się, jakby rozdawali coś za darmo i może jeszcze do tego dopłacali, ale to dobrze wróżyło na przyszłość. Szopek jako część zespołu chciał przyłożyć wszelkich starań, aby większość gości zawitała tu ponownie, tym samym łożąc na jego wypłatę.
    W tłumie niejednokrotnie wypatrzył znajome mu twarze; widział swojego przyjaciela, Simona, z którym pewnie zamienił kilka słów w biegu, gdyż zamówienia goniły się nawzajem, siedzącą niedaleko niego… kobietę, której twarz odmieniona kolorem włosów i makijażem lekko zbiła go z tropu, lecz sądził, iż była to widywana przelotnie sąsiadka o bliżej nieznanym mu imieniu i należało przyznać, że jako ruda prezentowała się przyjemniej dla oka, bo o jego zdaniu na temat blondu już tutaj było.
    Ale był też ktoś, kto szczególnie przykuł jego uwagę. Kobieta, jakżeby inaczej, którą skądś kojarzył, tak sądził. A myśli i wzrok tak gorączkowo krążyły wokół jej osoby, iż nie udało mu się uniknąć zderzenia z jakąś pannicą, klientką lokalu, przez co i zamówione drinki poszyły się… kochać. Łącznie z jego mokrym ubraniem. Na szczęście, jego zmiana nie trwała wiecznie.
    Przebrał się na zapleczu w czystą białą koszulę z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. Do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy i Szopek gotów był do wyjścia na salę w roli gościa, chociaż… Sam nie wierzył, że o tym pomyślał, ale gdyby któraś z pań poprosiła go o zostanie jej osobistym kelnerem, nie miałby wiele przeciwko.
    Rotacja klientów była nieustanna, miał więc nadzieję, że czarnulka jeszcze siedzi na swoim miejscu lub chociaż nie oddaliła się zbytnio. Musiał ją złapać.
    Ale dziś najwidoczniej szczęście mu dopisywało – tkwiła przy barze, więc gdy tylko zwolniło się obok niej miejsce, nie omieszkał się na nim usadowić z nieukrywanym zainteresowaniem wpatrując się w Hariotte.
    - Przepraszam, czy my nie mieliśmy się okazji już gdzieś spotkać? – Nachylił się lekko w jej stronę, aby nie musieć przekrzykiwać muzyki. Ktoś chyba specjalnie wymyślił tak głośne podkłady, żeby przychodzący do klubu mężczyźni patrzyli na striptizerki, nie rozpraszali się rozmowami, a i przy okazji nie słyszeli w myślach wyrzutów sumienia, iż mają taką, a nie inną rozrywkę, podczas gdy ich kobiety, niczego nieświadome, tkwiły w domach.
    On już nie musiał się tym przejmować.
    _________________




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 3 Listopad 2016, 15:20   

    Trafiła na uważny wzrok Raccoona, którego nie bardzo kojarzyła ze swojego sąsiedztwa. Choć sama jest punktem obserwacji, to po jej stronie nie ma już żadnej takiej ciekawości, żadnej próby skojarzenia twarzy zamieszkujących sąsiednie domy. Żyje tylko własnym, skromnym życiem. A że w męskiej wersji nie kisi się w też samym domu, to można spotkać ich oboje, zdających pasować się do siebie bardzo dobrze. Nigdy jednak nie widać ich razem...
    Obeszło ją zamieszanie z lecącymi z piętra wyżej drinkami - ani w tamtym kierunku nie patrzyła, ani też nie zwracała uwagi na dźwięki z otoczenia. Była ona i czarny napój. Wciąż nie przepada za dźwiękiem tłuczonego szkła, podobnie jak i nie lubi utraty przestrzeni.
    Nie uniknęła spotkania z Panią Nieczystość. Choć, póki co, to tylko ona pozostaje tego spotkania świadomą.
    Kiedy spostrzegła tę jakże znaną twarz zaledwie parę barowych stołów dalej, postanowiła się bardzo szybko ewakuować. Nie chce wdawać się w kolejne trudne sprawy z Panną Cień - po ostatnim razie ta wystarczająco jej weszła w drogę i ukazała jak bardzo lubi uprzykrzać jej (martwe) życie. Odwróciła wzrok i przekręciła w drugą stronę. Zostawiła należność za swoją colę obok pustego szkliwa i odeszła w przeciwnym kierunku. Niestety, niepotrzebnie się za siebie oglądała, bo w efekcie wpadła na... rozglądającego się za barem, Saszę.
    - Ekhm, przeplasam. - wycedziła niezrozumiale przez wpół otwarte usta, a uprzednio pośpiesznie przełykające lodowaty i spory łyk pepsi. Przy swoim wzroście, a doliczając jeszcze szpilki, to mogłaby go wręcz zdeptać, gdyby tylko szła szybciej. dwa metry i cztery centymetry rudej gapowatości.
    Z natłoku tego wszystkiego, transparentną stała się jedna z jej doni. Niby nic, niby to tylko chwilowe, a każdy obserwator tej rzeczy zapewne powiązał ją z migającymi neonami. Ot, różne się rzeczy ludziom mogą przewidzieć, prawda? A choć długie ma rękawy, to, zwinięte, kończyły się wraz z nadgarstkami.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


     



    Snajper

    Organizacja MORIA: Zwiadowca
    Wiek: 26 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Papierosy, pewny strzał, walc
    Nie lubi: Fuszerka, zmienny wiatr, małe pieski
    Wzrost / waga: 184 cm/72 kg
    Aktualny ubiór: Czarny płaszcz, kamizelka, koszula, czarne spodnie
    Zawód: Wolny strzelec, dosłownie
    Pod ręką: Fabuła: Zegarek, krzyżyk MORII, paczka papierosów, zapalniczka Zippo, dwa glowsticki, zapasowa amunicja, celownik optyczny Schmidt-Bender 2,5-10 x 56
    Broń: Thompson Contender, Walther WA 2000, NRS-2
    Stan zdrowia: Optymalny
    Dołączył: 01 Lis 2015
    Posty: 269
    Wysłany: 3 Listopad 2016, 17:51   

    Zanim Simon zdążył dosiorbać choćby do połowy kolorowego drinka, szczęście uśmiechnęło się do niego, ba, wyszczerzyło wszystkie zęby. Ta, którą miał nadzieję spotkać, sama spłynęła z niebios i raczyła zająć miejsce obok niego; snajper sam się uśmiechnął, obracając się lekko na własnym siedzeniu, by uzyskać lepszy widok na swoją znajomą.
    Nie witając się w żaden godny odnotowania sposób, przekrzywił głowę, słuchając tego, co mówiła i izolując jej głos od głośno już grającej muzyki. Po jakimś czasie naszła go myśl, że Mary nie zwraca się li jedynie do niego, ale również do siedzącej po jej przeciwnej stronie kobiety, której Simon wcześniej nie zauważył, a na którą dopiero teraz skierował bardziej zainteresowane spojrzenie. Miał już poczynić jakieś kroki ku przedstawieniu się i rozpoczęciu w ten sposób nowej znajomości, ale wtedy rudowłosa wstała - ukazując swój monstrualny wzrost, na widok którego Quinn nie mógł nie unieść brwi - i oddaliła się.
    - To było szybkie - stwierdził, odprowadzając ją wzrokiem. - Wiesz, nigdy nie miałem okazji prowadzić żadnej księgowości, ale w mojej pracy też mam nieco papierkowej roboty... Przyznam, że potrafi dać się we znaki. Dobrze mieć od tego swoich podwykonawców, jak sądzę?
    Zarejestrował obecność gojącego się strupa na wardze, rozbitej w okolicznościach, które przecież doskonale pamiętał. Sprawiło mu to niejaką przyjemność; takie drobne świadectwo, że tamta noc naprawdę miała miejsce, nie przyśniła mu się ani nie była jedynie wytworem spragnionej wyobraźni.
    Drgnął lekko, kiedy za jego plecami rozległ się ostry brzęk tłuczonego szkła - zerknął przez ramię, by ocenić sytuację, ale dostrzegł jedynie szczątki zniszczonych naczyń na parkiecie i zdębiałego kelnera przy barierce powyżej, na "piętrze". Czy to jego własna nieuwaga spowodowała nieszczęście, czy to ktoś go potrącił - trudno było orzec w zmiennym świetle.
    - Widzę, że zabawa zaczyna się na dobre. Postawiłbym ci drinka, ale szefowej w jej własnym barze chyba, cóż, nie wypada...
    Znajomych w klubie było, jak się okazało, więcej. Simon z zaskoczeniem przywitał odruchowo Nathana, swojego przyjaciela; zamienili parę nic nieznaczących frazesów, po czym snajper patrzył, jak jego znajomek oddala się. Pracował jako kelner - to też było niespodziewane, głównie dlatego, że Simon nie był w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spotkał się z Nathanem albo chociaż miał z nim kontakt... Zdecydowanie była to relacja, którą zaniedbywał. Odkładając rozważania nad tym na później, przeniósł uwagę z powrotem na Mary.
    - Góra z górą się nie zejdzie - rzucił sentencjonalnie. - Ten klub już odnosi sukces jako miejsce spotkań bliższych i dalszych znajomych.
    _________________
    Hariotte
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Listopad 2016, 19:53   

    Rozciągnięto przed nią kartę najbardziej popularnych marek. Niemal same pilsnery, złote, mocno chmielone i szybko uderzające od głowy. Lubiła je w tych mało zobowiązujących sytuacjach, gdy już była po pracy, gdy kończył się dzień podróży, a ona za chwilę miała się zwinąć w kłębek pod ciepłym posłaniem. Tak, jasne piwo idealne było na sen. Pszeniczne na upały. W tym miejscu zaś...
    - To może jednak porter?
    Niemal rozpromieniła się widząc aprobatę w uśmiechu barmana. Gdzieś zarysował się lekki rumieniec jak u podlotka, którym przecież już od dawna nie była. Jednak w tym momencie, tym jednym jedynym wyjątkowo upodobniła się do młodej uroczej kobiety, jeszcze nie do końca znudzonej życiem.
    Czarny kosmyk atakujący oko właścicielki szybko rozwiał jej myśli. Akurat w momencie gdy postawiono przed nią piwo. Po raz kolejny zapłaciła, nie patrząc na nominał wydawanych pieniędzy i zaczęła sączyć napój, obserwując otoczenie.
    Głośna muzyka zagłuszała rozmowy ludzi. Hariotta była tym niezwykle niepocieszona, wszak na podstawie plotek powstawały wielokrotnie najbardziej światłe powieści. Teraz jednak pozostawało jej spoglądanie na twarze i odruchy bywalców klubu.
    Najpierw striptizerki. Kaciki ust nieco się uniosły. Znała krainy, gdzie muzyka i taniec były gorzej widziane niż oddawanie własnego ciała obcym ludziom. Widziała miejsca, gdzie cielesność była najzwyklejszą na świecie rzeczą, gdzie stosunek odbywał się z każdym kto był zdrowy i czysty gdy tylko zaszła taka potrzeba. Napięcie seksualne rozpraszało i utrudniało wykonywanie ważniejszych rzeczy, obowiązków każdego mieszkańca. Tutaj... Aż parsknęła pod nosem. Tutaj biedne kobiety szukały pieniędzy w swoim młodym ciele, zaś te starsze patrzyły na mężczyzn, którzy bezmyślnie sięgali po ten surowy kawałek mięsa.
    I tutaj właśnie były tego typu kobiety. Blondynka przy barze. Piękna, trzeba było przyznać, jednak coś w jej twarzy wydawało się wyjątkowo niebezpieczne. Pewność siebie? Zapewne, lecz była to pewność siebie gwałtowna i przebojowa, nie zaś spokojna jak ta, którą otaczała się Bajarka.
    Rudowłosa, która dokądś się spieszyła. Zwracała na siebie uwagę, wzrostem przede wszystkim.
    - Kim jesteś? - mruknęła do siebie, choć wiedziała, że tamta nie usłyszy pytania. Już oddalała się od baru w znanym tylko sobie kierunku.
    Mężczyźni jej nie interesowali. Wszyscy zapatrzeni, spoceni, podekscytowani. Niemal czuła testosteron unoszący się w powietrzu, gdy kolejna brunetka zakręciła pośladkami przed nosem swojej widowni. Tak jakby nie mogli wrócić do swoich żon i zapewnić im tego o czym fantazjują od dłuższego czasu. Hariotte wykonała zamaszysty ruch dłonią, jakby chciała kurtuazyjnie złożyć ukłon ku siedmiu grzechom głównym, gdyż w ich interesie leżały tego typu przybytki. Och, jak niewiele się myliła. Z dwóch powodów. Jednym był fakt, że owszem, właścicielka miała coś wspólnego z grzechem, jednak tego Hariotte nie mogła wiedzieć. Drugą rzeczą był fakt, o czym na moment kompletnie zapomniała, że poza klientami są tutaj również pracownicy, którzy nie myślą o zdradzie czy cielesności. Sprzedają.
    Całe szczęście huk i trzask tłuczonego szkła szybko sprowadziły ją na ziemię, gdy zadarła głowę by dojrzeć mokrego od drinków kelnera i sprawczynię całego zdarzenia.
    Czyżby?
    Twarz jakby znajoma, lecz czy przypadkiem nie każdy posiada na tym świecie swojego sobowtóra? Lub nawet więcej niż jednego.
    Dziwne, że jeszcze nie spotkała drugiej kobiety, której włosy starałyby się wypić jej własne piwo. Wsunęła niesforne loki za ucho, jednak te szybko się wyswobodziły, po raz kolejny tworząc esy i floresy na karku Bajarki. Wydawały się czymś podekscytowane. Mocnym bitem współczesnej muzyki, pierwszymi cząsteczkami alkoholu w krwiobiegu, bądź młodzieńcem, który niespodziewanie zbliżył się do Hariotty. Ba, zajął miejsce obok i wpatrywał się w nią tak intensywnie, że przez chwilę zrobiło jej się głupio. Odruchowo założyła nogę na nogę w obronnym geście, co odsłoniło kawałek jej stroju pod podróżnym płaszczu. Był koloru... och, kogo to obchodzi.
    Kolejny kosmyk zwinął się w kulkę i ośmioma odnóżami i niczym pająk spoczął na ramieniu kobiety, tym od strony bruneta.
    - Jeśli nie w tym życiu, to pewnie w poprzednim - enigmatycznie uniosła jeden kącik ust, upodabniając się na moment do Mony Lisy. Zaraz jednak machnęła ręką jakby palnęła jakąś głupotę. - Też się nad tym przed chwilą zastanawiałam, lecz po tylu podróżach, nie potrafię cię powiązać z konkretnym miejscem.
    I jeśli jej włosy były czymś charakterystycznym (pomijając ich wrodzoną złośliwość), to głos Bajarki zdecydowanie ciężko było zapomnieć. Śpiewny i przyjemny dla ucha, z lekką chrypką. Idealny do opowiadania historii przy wesoło trzaskającym ogniu. Z tym się kojarzył niemal wszystkim, lecz czy tak też było w przypadku Nathaniela? Kto wie.
    - Jestem Hariotte.
    Bo może ta podpowiedź im choć trochę pomoże. Choć imiona to też twory wyjątkowo względne, więc jaki był sens przedstawiać się komuś, kto za moment zapewne jej miano zapomni?




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 3 Listopad 2016, 21:15   

    Być może w ostatniej chwili udało mu się złapać Baśniopisarkę – nie miało to większego znaczenia, póki cel został osiągnięty, lecz przecież nawet gdyby próbowała mu teraz uciec w drugi koniec klubu, poszedłby ślepo za nią. Nie żeby był do tego stopnia samotny czy zdesperowany. Istoty zza drugiej strony lustra coraz bardziej go fascynowały, chociaż wciąż czuł przed nimi lęk ze względu na posiadane moce. Cóż z tego, że miał Lisę, skoro nawet nie zdążyłby po nią sięgnąć, a byłby martwy. To mogło się stać nawet teraz i tutaj, tłum był na tyle gęsty, iż nikt, zapewne nawet kamery, nie zauważyłby tego drobnego skinienia palcem, które wywołało natychmiastowe zatrzymanie serca. Lekarze również nie doszukiwaliby się dodatkowych teorii – zawał w wieku trzydziestu lat? Czemu nie!
    - Może nawet i nie w tym świecie. – W końcu odwrócił od niej wzrok, gdyż zbytnie wpatrywanie się w jej… Nietypowe, bez wątpienia włosy nie było wskazane. I nie o grzeczność chodziło, a o to, by inne spojrzenia nie wędrowały w tym samym kierunku. Choć kobiety miały to do siebie, że opowiadały brednie o tym, iż ich włosy żyją własnym życiem, tak ta bez wątpienia kładła je na łopatki już w pierwszej rundzie.
    Skinął dłonią na, już poznanego, barmana i polecił mu przygotować dla siebie martini z dużą dawką lodu, który zdecydowanie był przydatny w tym coraz większym zaduchu. A może to tylko jego odczucia?
    Jednakże nie wytrzymał długo, sam siebie oszukując, iż nie chce na nią patrzeć. Bo miał na to ochotę. Już nie chodziło o jej włosy, a melodyjny głos, który sprawiał, że nie tylko zapragnął go słuchać do znudzenia, lecz także i podziwiać osobę, która go posiadała.
    - Nathan. Choć niczego ci to nie powie, Hariotte. Moja twarz również może być ci obca, wszak siedziałem tyłem w barze, kiedy ty, twoja wyjątkowość zyskiwała coraz liczniejszą rzeszę uwielbienia. Ach, nie zdradzę ci nawet nazwy miejsca, nie bywam po drugiej stronie... – Z kieszeni spodni wyciągnął paczkę fajek, którą najpierw otwartą wyciągnął w stronę Baśniopisarki, nuż skorzystała, później sam sięgnął po jedną, odpalił (jeśli i Hari się poczęstowała, to najpierw oczywiście jej) i odłożył przed sobą na blacie baru, gdzie już znajdowało się zamówienie. Idealnie.
    - Masz piękny głos. – Zastanawiał się, czy jest to jedna z jej zdolności – omamia ludzi, zwodzi i oszukuje w tak subtelny sposób, niczym legendarne syreny. Któż wiedział ile lat już pałętała się po tym świecie? Być może siedziała obok niego właśnie przyczyna powstania tego typu opowiastek? - Nie jest ci nigdzie na tyle dobrze, aby zapuścić korzenie na dłużej? – Upił porządny łyk z szerokiej szklanki z grubego szkła, a chłód lodu nieprzyjemnie ukuł wrażliwe na tak nagłe niespodzianki, zęby.
    Temat nieustannych podróży był mu absolutnie obcy. Sam przecież należał do osób, które nie cierpią zmian, a cenią sobie stałe, wygodne życie w być może monotonnym, ale znanym trybie. Dopiero niedawno pomylenie z pomieszaniem wkradło się w szarą codzienność, a Nathan nie był z tego powodu zadowolony. Męczyło go przystosowywanie się do nowych pokoi w hotelach, nowych objaw nietypowej choroby, nowych ekscesów z Vegą, nowej pracy z tysiącem nowych twarzy mijanych podczas roznoszenia nowych drinków. Wszystko było nowe i zarazem obce. Coraz mniej stałości. Wszystko płynie, czy jakoś tak...
    _________________
    Impurity
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Listopad 2016, 19:42   

    < doceniam, Sophie <3

    Wciągnęła zapach nosem, a językiem zahaczyła o przednie zęby. Przymknęła oczy z pewnym rozleniwioną lubością, bo, och, czujesz ten piękny zapach, Simon? Perfumy pani i pana obok, a nawet lekki zapach potu szalonego tancerza, ale przede wszystkim - i głównie to - wylęgarnia nieczystości, snów, które z apetytem zje w niedalekiej przyszłości. Zadrżała delikatnie; nie głodna, ale odrobinę podniecona. Spojrzała dość zamglonym spojrzeniem na Noritoshiego, która chyba uznała, że pani Nieczystości nie jest godna jej towarzystwa, ach, a wielka szkoda, bo mogły się znakomicie pobawić...
    Ale nic straconego. Noc dopiero ich obejmowała swoimi zaborczymi ramionami.
    - Ach, tak... - rzuciła, bo jakby dopiero z szybowania wróciła na ziemię, obejmując wzrokiem uśmiech Simona. - Bez nich wszystkich to nie byłoby to samo. Razem tworzymy to miejsce. Podoba się? - odwzajemniła w końcu jego uśmiech, bo równie dobrze mogła to zrobić.
    Nijak przypominała te kobiety, które krążyły wokół nich; one w skąpych sukienkach, ona w koszuli i spodniach, te ze zmysłowymi włosami, zaś blondyna spiętymi w kok... Nie potrzebowała tego, bo pewnie nie miała takiego celu, jak tamte zmysłowe niewiasty, bowiem to wszystko było w naszej blondynce, nie?
    Jej dłoń dość niezobowiązująco powędrowała w kierunku kolana Simona, a potem lekko przesunęła do góry, na udo - nie było to wulgarne, chociaż prowokacyjne, krótki sygnał pamiętam, Simon, co przerwaliśmy. I wciąż chcę.
    Trzask.
    Dźwięk tłuczonego szkła i resztki drinka wylądowało na podłodze. Syknęła przez zęby i przewróciła oczami, gdy pomyślała, że chyba będzie musiała porozmawiać ze swoją r o d z i n k ą o dodatkowych formach bezpieczeństwa przed spadającymi drinkami. Gdy usłyszała, że szefowej coś nie wypada, uśmiechnęła się z nutką ironii, bo proszę proszę, ktoś bardziej przejmował się moralnością, niż ona sama, nie, żeby była zdziwiona.
    Nie wtrąciła nic do rozmowy, jak widać, starych znajomych, ale poczęstowała swojego kelnera długim spojrzeniem. Nie zamierzała zaganiać go do pracy, bo wierzyła, że sam wiedział, kiedy i na co ma czas. Nie oceniała, nie dyktowała nadmiernie, no chyba, że serio trzeba było. Ten oddalił się, a Mary uznała ich znajomość za godną zapamiętania.
    - Mhm... A to dopiero początek, Simon - rzuciła, przybliżając się i chwyciła za przód koszuli, zbliżając swoje usta do jego. Odetchnęła cicho, specjalnie drażniąc wargi mężczyzny swoimi. - Jeśli wytrwasz ze mną do rana i kupisz jeszcze kilka drinków, wynagrodzę ci to. Hm? - rzuciła i ukąsiła jego usta. Nie czekała na odpowiedź, bo wstała i puściła oczko do mężczyzny. - Idziemy zobaczyć, czy winny nie zbiegł z miejsca przestępstwa? - zaoferowała mu, chociaż już powoli udawała się na górę.
    Ach, Mary aż przypomniała sobie te stare czasy, gdy zaledwie tydzień temu poprowadziła (oficjalnie) ostatnią sprawę dla policji. A teraz zamierzała znaleźć wandala od potłuczonej szklanki, którą już zajęła się sprzątaczka.
     



    Snajper

    Organizacja MORIA: Zwiadowca
    Wiek: 26 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Papierosy, pewny strzał, walc
    Nie lubi: Fuszerka, zmienny wiatr, małe pieski
    Wzrost / waga: 184 cm/72 kg
    Aktualny ubiór: Czarny płaszcz, kamizelka, koszula, czarne spodnie
    Zawód: Wolny strzelec, dosłownie
    Pod ręką: Fabuła: Zegarek, krzyżyk MORII, paczka papierosów, zapalniczka Zippo, dwa glowsticki, zapasowa amunicja, celownik optyczny Schmidt-Bender 2,5-10 x 56
    Broń: Thompson Contender, Walther WA 2000, NRS-2
    Stan zdrowia: Optymalny
    Dołączył: 01 Lis 2015
    Posty: 269
    Wysłany: 4 Listopad 2016, 20:40   

    W odróżnieniu od szefowej klubu, nie zwracał większej uwagi na otaczające ich zapachy i inne bodźce - skupiał jej lwią część na tej jakże intrygującej kobiecie, o której rzadko przestawał myśleć w ostatnim czasie. Doceniał, to prawda, że nie waliło rzygami - przynajmniej na razie - ani kiepską wódką, a w powietrzu nie unosiła się woń haszyszu. Było to miłym dodatkiem do reszty.
    - Owszem, podoba się - przyznał, rozglądając się pobieżnie, przesuwając palcami po blacie baru, by podkreślić, jak docenia estetyczne otoczenie. - Co prawda nie bywam za często w klubach, nie mogę więc powiedzieć, bym miał wielkie porównanie... Ale tylko baran nie zmienia obyczajów, prawda? Może dam jeszcze zrobić z siebie pełnokrwistego klubowicza.
    Przymrużył figlarnie oczy, nie odrywając ich od oczu Mary, kiedy jej ręka tak sobie niezobowiązująco wędrowała sobie po jego nodze. Poniekąd cieszyło go, że szybko przechodzili do rzeczy; nie trzeba było zaczynać od początku, który przecież już mieli za sobą, i to nader udany, zdaniem Quinna.
    Wykorzystał moment, w którym zbliżyli się do siebie w niewątpliwie zmysłowy sposób, by przesunąć dłonią po jej policzku i musnąć nią te wspaniałe, jasne włosy, które tak go fascynowały swoją przepyszną fakturą i kolorem. Korzystał z udzielonego ostatnim razem pozwolenia na dotykanie ich kiedykolwiek, mając nadzieję, że nie wygasło w międzyczasie.
    - Przekupstwo to chyba nie jest coś, czym powinna się posługiwać szefowa szanującego się przedsiębiorstwa - wytknął, rozbawiony, i nie czekając zsunął się z siedzenia przy barze, by pójść w ślady Impurity, udającej się na poszukiwanie winowajcy. Nie miał doświadczenia jako detektyw, ale jego inne zdolności mogły się przecież okazać pomocne. No i bardzo chciał dostać nagrodę.
    - Co mu zrobisz, jak go złapiesz? - spytał, lawirując w tłumie.
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,26 sekundy. Zapytań do SQL: 9