• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Obrzeża Miasta » Pub & Hotel ,,Delirium''
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 1 Sierpień 2016, 12:01   

    - Jak tam sobie chcesz, Siwa. Daj mi znać, jak już zrobisz swoje. - rzekł, natychmiastowo tracąc zainteresowanie klientką i wgapiając się w swoją szklankę. Mogło przypominać to trochę krokodyla, który woli nie przejmować się tymi chmarami ptaków na grzbiecie i leżeć nadal w bezruchu w swoim bagienku. Naprawdę - w jego bezruchu było coś... gadziego.
    Barmanka z nietypowym dla siebie, delikatnym uśmiechem podała Dee Dee wodę. Dominica była jedną z nielicznych osób, wobec których była... stosunkowo miła, nawet zamieniły kiedyś ze sobą parę słów przy papierosach - okazało się, że nazywa się Martha i że za bardzo nie ma się gdzie podziać, a także, że życie to szambo - choć obie wiedziały o tym i tak. Takie drobne informacje, obiecujące ciąg dalszy w przyszłości.
    W końcu Dee Dee wkroczyła do szatni. Szatnia była dosyć nijaka, rzecz jasna- niezbyt czysta, ale tragedii też nie było, w końcu to miejsce było ważne i chłopcy starali się o nie jako-tako dbać. Po obu stronach stały szkolne szafki - może kupione, a może wykradzione podczas wakacji, na kołkach wisiało trochę sprzętów gimnastycznych - jakieś skakanki, jakieś obręcze, nic specjalnego. Mały Misio podeszła do swojej szafki i wklepała do niej swój kod, po czym sprawdziła zawartość - ja jej nie opiszę, w końcu należy do niej, prawda?
    Kiedy wreszcie się przebierze i skończy rozgrzewkę, zapewne przejdzie przez drzwi naprzeciwko, do naszej areny-klatki. Na razie nie ma jeszcze wszystkich na trybunach, ale paru znajomków Dee Dee może już zacząć wiwatować na jej cześć. Ale jeszcze nie czas, trzeba jeszcze trochę poczekać...

    W tym czasie Eliot siedział i pił, i nieszczególnie czuł się pijany. Cóż, kwestia nałogu - każda kolejna dawka alkoholu musi być, niestety, trochę większa od poprzedniej, aby cokolwiek poczuć. Akurat domniemany Opętaniec wstał od stołu, raczej powoli - widocznie on nie miał zbytnich problemów z przyswojeniem alkoholu. Chwiejnie podszedł do baru i rzekł grobowym głosem:
    - Po...poproszę jeszcze jednego. - sądząc po wyrazie jego twarzy, upijał się na smutno. Zaczął bełkotać pod nosem, nie wiadomo do kogo - Aby przesssstało boleć. To rak, coo nie? Żona powtarza, że to rak. Zatopmy go w cholerę. - rzekł, po czym wypił postawioną przed nim wódkę duszkiem.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 20 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 11 Sierpień 2016, 02:49   

    Dziś alkohol pił dla smaku, rozluźniania i zabicia czasu. Nic więcej. Musi być ogarnięty jeśli ma być w stanie ogarnąć jakoś wspólną wycieczkę z Dee Dee. Upijanie się wbrew pozorom nie było już takie łatwe. Poza tym, zawsze miał wrażenie, że ludzki alkohol działa nieco inaczej na jego, bądź to bądź, magiczną fizjologię i przez to nie wszystko działało tak jak powinno.
    Z cichym rozgoryczeniem zaakceptował fakt, że jedyna magiczna osoba w zakresie jego pola widzenia postanowiła przyczłapać akurat do miejsca gdzie siedział. Znaczy się - jasne, bar generalnie był dla wszystkich, ale czy nie mógł sobie... usiąść gdzieś dalej? Na przykład po drugiej stronie baru, tak, na przykład właśnie tam. Z dala od pana lubię-pić-sam Eliota.
    No trochę szkoda gościa, nic tak nie utrudnia życia w Świecie Ludzi jak magia. Żałował, że w ogóle popatrzył na niego w magicznym spectrum. Nie mógł mu w żaden sposób pomóc. Cholera, nie chciał mu pomagać.
    Jedyne co zrobił, to łyknął swojego trunku, życząc odlatującemu w nietrzeźwość sąsiadowi aby dożył końca tego tygodnia.
    Dee Dee
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 13 Sierpień 2016, 21:02   

    Z uśmiechem wstała od baru, wcześniej kończąc wodę, poklepała wujka po ramieniu i ruszyła do salki.
    Wraz z otworzeniem drzwi, do jej nozdrzy uderzył tak znany jej zapach potu, starości i metalu. Nie, żeby coś przeciwko temu zapachowi miała.
    Z lekkim uśmiechem podeszła do swojej szafki, rozglądając się przy okazji. Niewiele zmieniło się tu od jej ostatniego razu. Miała nadzieję, że nie poprzestawiali jej rzeczy, nie chce jej się marnować czasu na szukanie maneli.
    Na szczęście jednak szafka stała tam, gdzie powinna. Wpisała kod, szafka otworzyła się, a Dee zabrała się za zmianę odzienia. Duża część kobiet walczących tu miała w zwyczaju nosić raczej obcisłe spodenki, których Dee szczerze nienawidziła. Dlatego jej strój bitewny składał się z tych luźniejszych, bardziej rozpowszechnionej wśród mężczyzn wersji- dłuższe i luźne, trochę nad kolano, na grubej gumce, w kolorze czerwonym. Do tego biały podkoszulek.
    Ze zdziwieniem zauważyła, że przy jednej z krawędzi koszulki widnieje kilka czerwonych plam. Nie za wielkich, ale z czasem rzucających się w oczy. Nie była pewna, czy to krew czy kechup który skapnął z burgera, ale i tak nie będzie w stanie teraz tego wyprać. Założyła więc odzienie, na stopy wysoko wiązane bojowe popierdalaczki, a włosy związała w kucyk, starając się ograniczyć jakiekolwiek luźno zwisające kosmyki.
    Spojrzała na dno szafki. Znajdowało się w niej jeszcze kilka bandaży na ręce, talk i sześć małych, drewnianych prostokącików.
    Patrzyła na nie chwilę. Pamięta czasy, gdy można było jeszcze używać wspomagania. Teraz starają się to ograniczać, od czasu jak jakiś rusek wpadł na genialny pomysł włożenia między palce żyletek, coby dodatkowo poharatać przeciwnika. O mało nie poharatał mu tętnicy i by się chłopak wykrwawił na ringu gdyby nie to że rusek nie trafił, a ktoś zauważył spisek.
    I weź tu to teraz wytłumacz mamusi jak umarł jej synek.
    Dominika strzeliła palcami, ścisnęła mocno palce i zaczęła bandażować je mocno, tworząc z bandaża swego rodzaju rękawicę. Tutaj nie ma pierdolenia, nie ma wielkich, bufiastych rękawic. Jedyne na co możesz liczyć to bandaże elastyczne.
    Po zakończeniu owych przygotowań Dee spojrzała w lustro.
    Zaraz będziesz się bić, Dee. Zobacz jak wyglądasz. Zobacz, w co się wpakowałaś.
    Niemniej jednak odbicie w lustrze uśmiechnęło się, tak jak oryginał.
    - Wyglądasz zajebiście- powiedziała pokrzepiająco i rzuciła się w wir rozgrzewki.
    Musiała dokładnie przemyśleć co będzie robiła. Musiała też dokładnie rozgrzać każdą część ciała. Przypomnieć podstawy.
    Ale czy je się zapomina?
    Gdy rozgrzewała to, co mogła, w jej głowie tworzył się monolog ze samą sobą. Próbowała skonsultować swoje pomysły, z kimkolwiek. Ale nikogo innego nie było.
    - Mamy Wendy, Huragan, szybka, zamachy. Ty wcale nie musisz być wolniejsza, wcale nie jesteś takim tankiem. Twoja siła to zwarcie, wytrzymałość i siła w kopie i pięści. Ale nie jesteś superwolna- mówiła cichutko pod nosem, chcąc ułożyć wszystko w głowie
    Gdy już się rozgrzała, miała jeszcze trochę czasu, dlatego podeszła do zawieszonego niedaleko worka.
    - Garda. Prawa twarz, lewa podbródek. Nogi w rozkroku, zatoczna do tyłu. Nadgarstki prosto, broda nisko, palce ściśnięte.- dodała do siebie, napinając mięśnie i wyprowadzając całym ciałem cios w worek, który pod jego wpływem poruszył się. I jeszcze raz, i jeszcze, starając się zmieniać ręce, miejsce czy rodzaj uderzenie. Czasami też dodawała kopniaki w bok lub od frontu, ale nauczyła się że nie może zawsze im ufać, i aby ich użyć musi znaleźć odpowiednią chwilę.
    Minuty mijały, a w niej rósł stres i adrenalina. Przez chwilę przemknęła jej przez głowę myśl, że nie da rady. Że ją pobije, zdewastuje, porzuci krwawiącą na ringu. Przeszły ją dreszcze.
    Ale wtedy, niczym w górnolotnych filmach przypomniała sobie wszystkie te zwycięstwa, których spijała słodki smak jeszcze wiele godzin po zakończeniu walki, te przegrane, które ukształtowały i rozwinęły jej umiejętności, a wtedy zdała sobie sprawę że nie może przegrać. Poza tym budynkiem czeka ją przygoda, a ona nie ruszy na nią jeśli nie wygra tej potyczki. Musi wygrać. Zdobyć pieniądze na broń. Umocnić miejsce w hierarchii.
    Nie wierzyła w to, że wygra. Ona wiedziała, że wygra. Bo gdy spojrzała w lustro już nie zobaczyła siebie, a dyszącego potwora, który błędnym wzrokiem patrzył na nią i uśmiechał się. Gotowy by spuścić dziewczynie wpierdol, gdy tylko speaker da znak na wejście na ring.
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 15 Sierpień 2016, 19:10   

    Eliot mógł zobaczyć, aż smutny Opętaniec powoli wraca na swoje miejsce i dalej próbuje się upić do nieprzytomności - kto wie, może, gdyby poczekał jeszcze chwilę, zobaczyłby jak urywa mu się film i pada na blat. Jednak wychodziło na to, że zaraz ma odbyć się sparring, dla którego oboje tu przyszli.
    Tymczasem Dee Dee już powoli wchodziła na ring okratowanego nieprzyjemnie zardzewiałym żelastwem. Tamta druga przybyła z parę minut później. Jej przeciwniczka była blondynką z ciasnym kokiem, o dość nordyckiej urodzie, ale Ameryka była przecież tyglem kultur i każdy mógł stamtąd pochodzić. Faktycznie, była szczuplejsza od Małego Misia, jednak przekładało się to głównie na widoczny, acz delikatny sześciopak. Akurat ubrana była trochę bardziej kobieco, wliczając krótki top i spodenki, wszytko w kolorach szarości. Spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko - nie dało się stwierdzić, czy był on przyjazny, czy raczej pogardliwy.
    Sędzia wszedł na arenę ostatni. Wielki, brzuchaty facet, powoli łysiejący, oczywiście był ubrany po swojemu - a lubił głównie czarną skórę w wydaniu motocyklowym (grzeczny czytelnik nawet nie powinien pytać o to drugie...wydanie...). Dee Dee wiedziała dobrze, że Mike (bo tak się zwał), lubił przesadzać, jakby otwierał galę MMA. Tak było i tym razem:
    - Jak się, kurwa, macie?! - zawył do mikrofonu. Odpowiedział mu małpi wrzask z trybun. - Dzisiaj jest wyjątkowy wieczór! Oto po raz pierwszy dochodzi do spotkania, o którym będą wasze wnuki gadać!! W lewym narożniku - wschodząca gwiazda, przybyła prosto z krainy Amerykańców, ale nie daje sobie w kasze dmuchać! Przywitajcie gorąco Wendy "Huragan"! - odpowiedziały mu głośne brawa. Mike kontynuował - Natomiast w prawym narożniku nasza stała bywalczyni, która wreszcie, po całym tym czasie, postanowiła się pokazać! Dobrze ją znacie! Oto Liiiiiiil Bbbbbbb! - fala okrzyków była nieporównywalnie większa. Widownia miała już swojego faworyta. Nie trzeba było już więcej słów, a przybicie sobie bokserskiego żółwika zależało tylko od graczy.
    W końcu zaczął się pojedynek, a przed Mistrzem Gry, czyli mną, stanęło równie skomplikowane zadanie - opisać go w sposób porządny i wiarygodny, mając zerowe pojęcie o boksie. Nie mam całkowitej pewności, jaką taktykę obierze Dee Dee, ale jeśli zbyt długo pozostanie w pozycji pasywnej, jej przeciwniczka zaatakuje ją serią ciosów sierpowych, z których ponoć jest znana...
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 20 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 20 Sierpień 2016, 13:35   

    Zauważył, że niektórzy wstają ze swoich miejsc a w oddali budynku narasta szum. Był to niechybny znak, że pora na niego. Dopił co miał w szklance, kiwnął na dziękuję do barmanki i ruszył w głąb Delirium ku klatce ringowej.

    Łokciami sprawnie się posługując i ignorując epitety wyzywające go od takich a nie innych którzy śmią się pchać, dotarł na przody, w między czasie uświadamiając sobie że huraganowa dziewczyna jest imienniczką jego siostry i dosłownie przez parę sekund, zanim skupił się na ringu, miał paskudne uczucie, że mogła to być jego siostra. Wendy Wels miała skłonność do niebezpiecznych przygód, bić się mniej więcej umiała, przy czym z naciskiem na mniej w porównaniu do Dominicki i mogła wpaść na taki durny pomysł żeby spróbować walki na ringu. Całe szczęście, o dzięki bogowie, to była inna Wendy. Z ulgą i dając się porwać reakcji tłumu sam przyłączył się na krótko do okrzyku witającego jego zawodniczkę. Do boju, Mała!
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 20 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 18 Październik 2016, 14:15   

    Poczuł, że coś jest nie tak.
    Uczucie niepokoju było inicjatywą własną, jeśli można to tak nazwać, a w każdym razie nic związanego z magią jako taką czy jego magicznymi umiejętnościami. Była to myśl, która siedziała w nim gdzieś głębiej i z jakiegoś powodu w rozentuzjazmowanym tłumie postanowiła wyjść i zawracać mu głowę, kiedy powinien skupić się na utrzymaniu swojego miejsca i kibicowaniu swojej zawodniczce, choć wątpił, żeby mogła go usłyszeć z wśród hałasu czy zobaczyć z ringu. Nie chciał jej zostawiać, ale paskudne uczucie pogłębiało się im dłużej zwlekał z potrzebą podrapania kłębka własnych myśli, które zachowywały się jak swędząca wysypka. Dopóki jej nie rozdrapie i nie sprawdzi o co chodzi będzie trwał w niezręczności i kompletnym rozkojarzeniu.

    Myśl zaś wyglądała tak, że zostawił swojego królika samego. Normalnie nie martwił by się o to zbytnio. Króliczasty umiał się sam sobą zająć i to był fakt. Przez lata samotnie sobie pomykał przez pola marchew i kapust, wyjadając warzywa z cudzych pól, skubał owocki w lesie i generalnie miał się dobrze. Zagrożenie wzrosło tylko i wyłącznie z faktu, że teraz Króliczasty z mniej-więcej własnej i nieprzymuszonej woli polubił Eliota i się do niego przyłączył. Królik nie miał wrogów. Za to Eliot znał skrajnych skurwysynów, którzy mogli skrzywdzić zwierzę w imię manipulacji Lunatykiem. Na razie nikt konkretny mu nie chodził po głowie i nie sądził, żeby coś takiego miało się zdarzyć w najbliższej przyszłości, ale myśl, że zostawił Króliczastego w okolicy Latarni brata... Kto wie któż tam mógł się szwendać. Lepiej pójść i sprawdzić, prawda? Nie będzie go przecież tylko parę minut, lunatykowanie to prawdziwe błogosławieństwo. Sprawdzi co u puszystego przyjaciela i zaraz wróci. Nawet nie zauważą, że go nie ma.

    Wysmyknął się więc z tłumu i wszedł w pusty korytarz. I kiedy postąpił kolejny krok, upewniając się że nikt go nie widzi, nie było po nim ani śladu.

    [zt]
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 23 Październik 2016, 19:15   

    Charles nie chciał podchodzić zbyt blisko pubu "Delirium". Ciężka atmosfera tego miejsca przytłaczała go coraz bardziej i bardziej. Że niby w takim miejscu miał napotkać Franka? Aż skóra cierpnie. Ale to musiało być tu - zniewieściały, kolorowy Lunatyk dał mu jasne wytyczne. Charles wyprostował się na swoją pełną wysokość, poprawił okulary przeciwsłoneczne, kryjące jego szalone, neonowo-żółte oczyska i podszedł do ciężkich, metalowych odrzewi. Próbował otworzyć - zamknięte. Ale wewnątrz coś się działo, słychać było stłumione okrzyki. Ciekawe, jakie wydarzenia rozgrywały się właśnie za zakluczonymi wrotami. Charles nieśmiało zapukał. Cisza. Nie wiedząc w sumie, co dalej, Charles zapukał ponownie, trochę wolniej, trzy razy i już miał się wrócić, kiedy drzwi nie uchyliły się lekko i nie wyszedł zza nich wytatuowany, niezbyt wyposażony w kwestii owłosienia jegomość. Nie wyglądał sympatycznie pod żadnym względem, jednak Charles nie zamierzał się zniechęcać.
    - Witam, dobry człowieku. Czy będziesz łaskaw wpuścić mnie do środka...?

    ...

    Z wszechobecnej, ogłuszającej czerni wybudził go ostry ból w okolicach nosa. Charles powoli wybadał grunt, na którym leżał, po czym powoli przeturlał się na kolana. Pomacał nos, czując na wargach metaliczny smak własnej krwi. Nie wydawał się być złamany, ale bolał mocno - tak jak jego potylica. Oba miejsca powolutku krwawiły. Cóż, tak się tam nie dostanę... Powoli spojrzał w kierunku stalowych drzwi - znów były szczelnie zamknięte. No nic, może złapie Franka innym czasem i porą, choć nie rozumiał, skąd w tym osobniku wzięło się tyle agresji. Dzięki Otchłani, Kompas był nienaruszony. Charles złapał go w drżące dłonie i niespecjalnie zastanawiając się nad za i przeciw teleportacji w miejscu dość publicznym, przeniósł się do Krainy.

    z/t
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 21 Listopad 2016, 10:58   

    Interesy się kręcą.
    Był telefon, a pokręcone słowa miały dla niej jasny przekaz. Nie mogła długo zwlekać - musiała zjawić się jak najszybciej - teraz; albo zapomnieć o tym konkretnym zleceniu i przy okazji narazić opinie o sobie. W tym biznesie była Kobrą, zakładała czarną perukę, a ubiór i umalowanie niejako upodabniały ją do dziwki z lepszego sortu. Raccoon niekoniecznie musiał wiedzieć, jak bardzo ukrywa swoją doktorską tożsamość, ale z pewnością swojego się domyślał. Vega z kolei nie robiła tego w tak wulgarnym stylu, by ktokolwiek mógł sobie pozwolić na zbyt dużo. Teraz jednak, kiedy jej narzeczony jasno postawił jej sprawę, oporów miała jakby mniej. Wysokie szpilki, zakrywające większość łydki, rajstopy o grubych, kuszących oczkach. Krótka spódniczka, mogąca czasem ukazywać zbyt wiele; obcisła bluzka z odważnym dekoltem, choć w dużej mierze złagodzonym dzięki sznurkowi, który w tym miejscu został wpleciony. Wszystko w czerni. Czarna Kobra. Usta i oczy miała bardzo wyraźnie podkreślone, na tyle, by móc rzucać nimi odważne słowa i wymagające spojrzenia. Całą jej elegancję zakrywał długi płaszcz jesienno-zimowy i jej spodni ubiór pozostawał tajemnicą.
    Jechała swoim samochodem okrężną drogą, uprzednio będąc upewnioną, że żaden z sąsiadów nie miał okazji widzieć jak wsiada do swojego jeepa. Przydałby się garaż, wtedy łatwiej byłoby jej przemieszczać siebie i towar, bez obawy, że wścibskie oczy coś wypatrzą. Na szczęście, nie mieli zatargów z sąsiadami. Chyba, że jej narzeczony coś komuś, o czym nie miała pojęcia. Nie, wcale nie nabierała wobec niego większych podejrzeń, że coś mógłby kryć równie zaciekle, jak ona kryła przed nim. Nie wyglądał jej na takiego i bardzo zła była na siebie, że w takie bagno go wciągnęła.
    Nie musiała, ale zrobiła to tak nieudolnie, że nie potrafiła znaleźć sobie innej opcji. Dobrze, że z równą głupotą nie popełnia błędów lekarskich; że w ogóle ich nie popełnia.
    Przyjechała pod Delirium, a dokładniej zaparkowała pod sąsiednim budynkiem, jadąc tutaj okrężną, trochę polną drogą. Torebkę zostawiła w samochodzie, zabierając tylko co ważniejsze elementy, czyli hajs i telefon. Broni ze sobą nie miała, podobnie jak i obrączki.
    Zapukała. Została rozpoznana, choć dawno w tym miejscu nie bywała. Przedstawiła się swoim popularnym tu pseudonimem. Weszła, zostawiając od razu płaszcz na wieszaku i pokazując się w stylu, któremu nie jeden mężczyzna z okolicy wyraził podziw swoim dłuższym spojrzeniem.
    Przychodziła tu niemal zawsze w interesie związanym z kościami, ale że był to bardzo niszowy rodzaj załatwianych spraw, przedstawiała się reszcie jako panna do towarzystwa. Znaczy, nie ogłaszała się im w stylu: "Hej, jestem Korbą. Kto chce się ze mną pieprzyć?". Po prostu swoim zachowaniem dawała do zrozumienia, że o to w tym wszystkim chodzi. Przysiadła przy barze i zamówiła wodę z limonką i miętą. Zawsze, gdy tu przychodziła, siadała przy barze. A potem przychodził do niej któryś z towarzyszy jej interesu i szła z nimi do jednego z pokoi.
    Póki co, siedziała i sączyła powolnymi łyczkami wysokie naczynie z jej bezalkoholowym napojem. Starała się niepotrzebnie na nikogo nie spoglądać zbyt uważnym wzrokiem. Nie potrzebowała, by śmielszy facet zarzucił na nią swoją męską przynętę i chcąc poświęcić temu garść banknotów. Starzy bywalcy wiedzieli, że klient z którym udaje się na górę jest wcześniej z nią umówionym. A zarówno ona jak i klient wiedzieli, że tematem były jedynie kości. Obce, nie ich kości.
    Spoglądała na ekran smartfona, na którym była aktywna specjalna aplikacja do rozmów incognito. Spóźniał się, ale poczeka. Zawsze czeka.
    Vega. Kolekcjonerka kości.
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Dręczyciel

    Karciana Szajka: Walet
    Godność: Enkil Elias Arantza
    Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29.
    Rasa: Cień
    Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne).
    Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca.
    Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg
    Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki
    Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki.
    Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba?
    Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
    Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania.
    Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
    Dołączył: 13 Wrz 2015
    Posty: 141
    Wysłany: 3 Grudzień 2016, 01:33   

    Ostatnim czasem zaczęła doskwierać mi nuda… Mogłem pozwolić jej wzbierać na sile, czego konsekwencją byłoby zapewne zrodzenie się jakiegoś fatalnego pomysłu… Mogłem również zapewnić sobie jakaś godziwą rozrywkę i tym razem zdecydowałem się właśnie na to drugie rozwiązanie. Za więziennymi kratami, nauczyłem się, że wiele zabawy może dostarczyć zwykła bójka, walka. Dobrze znałem miejsce, w którym mogłem dostarczyć sobie zarówno porcji adrenaliny, jak i promili, a jeśli los okazałby się łaskawym, to mogło wpaść również jakieś zlecenie na robotę. Pub „Delirium'' to właśnie ten lokal stał się moim celem. Nie zaglądałem tam od dobrych kilku miesięcy, to też potrzebowałem kilku grubszych banknotów, aby poprawić pamięć jednego z bramkarzy. W pubie znany byłem pod swym stałym pseudonimem Zaklinacza Cieni. Od stóp do głów odziany w czerń ruszyłem w stronę schodów. Na głowie zaciągnięty miałem kaptur skórzanej kurtki, oczy przesłaniały ciemne okulary. Co prawda mogłem tłumaczyć, że czerwone tęczówki są zasługą specjalnych szkieł kontaktowych, jednak za bardzo ceniłem lustrzane szkiełka, za których osłoną spojrzenie stawało się nieprzeniknionym. Szary T-shirt dobrze przylegający do ciała, czarne spodnie, wygodne skórzane buty, oraz pasek naszpikowany ćwiekami. Strój, który w tym środowisku nie rzucał się w oczy, a zarazem był wygodny, co nie było bez znaczenia podczas walk. Szybkim, wręcz agresywnym krokiem przemierzyłem salę, chcąc uniknąć zaczepek ze strony panienek szukających klientów. Nie to bym nie doceniał walorów kobiecego ciała, jednak moje gusta różniły się od tego, co oferowano w tego rodzaju przybytkach. Piękno i delikatność tutaj mogły być tylko grą aktorską. Zresztą nie przywykłem do płacenia za coś, co mogłem mieć za darmo.
    Chętnych do walk było dzisiaj sporo, śledziłem wzrokiem swych rywali, oczekując aż w końcu, na ring wywołany zostanie Zaklinacz. Dreszcze napięcia rozchodziły się po mim ciele, był to ten rodzaj wyczekiwania, który się lubiło, który rodził niezdrowe podniecenie. Gdy nareszcie nadeszła moja kolej, wkroczyłem na arenę ze stoickim spokojem, zupełnie nie okazując tego, że w środku niemal wrzałem.
    Stoczyłem cztery walki, dwie pierwsze były kompletnym rozczarowaniem. Dwa szczyle, zapewne liczące na szybki zarobek zdecydowanie przeliczyli swoje siły. Pozostała dwójka była znacznie ciekawsza, mój trzeci przeciwnik nie był człowiekiem, tak jak i ja nie posiadał cienia… Zawsze bawiło mnie jak niewiele ludzi, zwraca uwagę na ten szczegół. Walka była długa a wymiana ciosów zajęta, jednak mój rywal dał się zdekoncentrować, a ja to wykorzystałem. To był naprawdę satysfakcjonujący nokaut. Czwarta walka była szybka, zaś tym, co było w niej ciekawe, był fakt, że poza kilkoma wcześniej zebranymi ciosami teraz zostałem zraniony dotkliwiej. Dałem się zaskoczyć, nie spostrzegłem ostrzy kryjących się pod bandażami na jego rękach. Nieczyste zagranie, które sprawiło, że na mojej lewej ręce znalazła się teraz, długa krwaw szrama, rozzłościło mnie. Nowa dawka determinacji sprawiła, że przesadziłem. Czekałem do odpowiedniego momentu… Blondyn miał paskudny zwyczaj wytykania języka na chwilę przed zadaniem ciosu. Uderzyłem w tym właśnie momencie. Usłyszałem trzask łamanej szczęki a zaraz potem przerażony krzyk. Na podłodze tuż przy moich butach wylądowała końcówka języka mężczyzny. Ring ubroczyła posoka, mój przeciwnik zaś po tym, jak dojrzał kawałek siebie na podłodze, zemdlał.
    Słodki smak zwycięstwa mieszał się z zapachem krwi, adrenaliny i potu. Poczułem się jak za dawnych lat, w więzieniu, tam jednak byłem wypruty z emocji, teraz było inaczej.

    Mój humor znacznie się poprawił. Gdy zgarnąłem swoją kurtkę, poczułem ból rozchodzący się w zranionej dłoni. W porę powstrzymałem się przed odruchowym użyciem zaklęcia, byłem w końcu w świecie ludzi i musiałem się pilnować, czarne plany na skórze i nagła regeneracja zdecydowanie mogły przyciągnąć czyjś wzrok. Nie miałem przy sobie nic, czym mógłbym zatamować krwawienie, postanowiłem jednak zapewnić sobie małe znieczulenie.
    Szybko znalazłem się przy barze, zajmując jedno z wolnych miejsc nieopodal kobiety spowitej w czerń. Jej ubiór jasno sugerował, jakim zajęciem się tutaj para. Nie przeszkadzało mi to, nie traktowałem tych kobiet, jako gorsze z niektórymi można było naprawdę ciekawie podyskutować. Tak długo, jak wiedziały, co znaczyło słowo „nie”, wszystko było w porządku.
    -Barman, podwójną whisky z lodem.
    Zawołałem, odruchowo unosząc rękę, z której na ladę pociekły krople szkarłatnej cieczy. Nie przejąłem się tym jednak szczególnie w przeciwieństwie do barmana, który zmierzył mnie pełnym pretensji spojrzeniem.
    -Człowieku, zabieraj tę łapę, bo całą ladę mi uświnisz. Przed chwilą ją ścierałem…
    -Sorry, ale do apteki mi nie po drodze, chyba, że sam poratujesz mnie jakąś apteczką. Zresztą, z pretensjami uderzaj do skurwiela, który pochował w taśmach żyletki.
    _________________
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 3 Grudzień 2016, 03:00   

    I Vega wciąż czeka. Pisał, że na pewno będzie, ale co najmniej pół godziny się spóźni. Odłożyła telefon do kieszeni i sięgnęła po kolejny łyk swojego orzeźwiającego, bezalkoholowego napoju. W międzyczasie dosiadł się ktoś w jej pobliże. Spojrzała ukradkiem i usłyszała kłótnie o plamy krwi. Zerknęła na ranę - wyglądało to beznadziejnie, ale z pewnością tak źle nie było - więcej krwi niż bólu w zranieniach dłoni zazwyczaj występuje. Oto facet w czerni. Musiał wrócić tyle co z ringu i to by się zgadzało, bo parę minut wstecz słyszała stłumione wrzaski z dołu. Kiedyś powinna wziąć parę lekcji z samoobrony. Takiej konkretnej, w stylu: jak łatwo przypierdolić napastnikowi, bez względu na konsekwencje.
    Odkąd zaczęła przebywać w tak dużym natężeniu typowego dla Morii myślenia w lepszych i gorszych kategoriach o żywych istotach, łatwiej jest jej wyobrażać siebie jako oprawczynię. Nie znaczy to jednak, że zrobiła się z niej jakaś hitlerowska suka, gdyż przede wszystkim jej agresja ukierunkuje się w obronie, nie zaś w ataku.
    Nie miała przy sobie nawet torebki, nie wspominając już nawet o apteczce. Ale nie wątpiła, że taką znajdzie w tym lokalu. Dziwne, gdyby tu takiej nie było, przecież co parę dni, jak nie częściej, ktoś się tu napieprza, niekoniecznie nawet na samym ringu.
    Odchrząknęła i zwróciła się do polewacza:
    - Barmanie, podaj mi proszę apteczkę, a zadbam i o Twoją ladę i o zgodny rachunek, bo widzę, że śmiało jegomość rozpoczyna dzisiejszy wieczór. - i rzuciła kapryśny uśmiech w stronę wskazywanego słowem czarnowłosego.
    Wieczór, którego na zewnątrz jeszcze na próżno jest szukać.
    Vega nie musiała długo negocjować - od zaraz otrzymała apteczkę, a barman jeszcze coś mruknął, czy sobie poradzi. W międzyczasie zdążyła już się zwrócić do nieznajomego:
    - Hej, dasz sobie pomóc?
    Nie to, że samarytanka z niej jest, ale jak nie ma co robić, a może komuś pomóc... taki to lekarski instynkt niesienia pomocy.
    Otworzyła plastikowe, czerwone pudełko, wyjmując bandaż i wodę utlenioną. Dobroczynny barman podał jej też kilka skrawków papierowego ręcznika, po części po to, aby, zgodnie z obietnica, zrobiła z ladą porządek. Ale nim zacznie, potrzebowała zgody, a na tyle spokojnie do tego podchodziła, że bezinteresowność można było jej przypisać.
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Dręczyciel

    Karciana Szajka: Walet
    Godność: Enkil Elias Arantza
    Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29.
    Rasa: Cień
    Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne).
    Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca.
    Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg
    Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki
    Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki.
    Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba?
    Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
    Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania.
    Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
    Dołączył: 13 Wrz 2015
    Posty: 141
    Wysłany: 3 Grudzień 2016, 04:19   

    Apteczka musiała się znaleźć, w to nie wątpiłem. Ludzkie lokale nawet takie spod ciemnej gwiazdy rządziły się swoimi prawami. W ostateczności kilka papierowych ręczników z łazienki też nadałoby się przez jakiś czas, lecz wychodziłem z założenia, że jeśli coś robić to robić porządnie. Właściwie mógłbym też wymknąć się do łazienki i z pomocą swojej mocy stworzyć sobie bandaż. Już byłem gotowy wcielić swój plan w życie, gdy dobiegł mnie głos kobiety siedzącej nieopodal mnie. Zwróciłem się ku niej, lustrując ją jednocześnie badawczym spojrzeniem. Tego typu nagłe akty miłosierdzia zwykle zdawały się podejrzane. Uniosłem brwi ku górze, a na moich ustach wymalował się uśmiech przyprawiony nutką rozbawienia.
    -Czyżby biznes przędł tak kiepsko, że postanowiłaś przebranżowić się na służbę zdrowia?
    Rzuciłem żartobliwą uwagę w stronę kobiety, która właśnie zaproponowała mi swoją pomoc. Mój uśmiech złagodniał nieco i po chwili postanowiłem przysunąć dłoń w kierunku czarnej panny. Niegrzecznym byłoby odrzucić pomocną dłoń, szczególnie jeśli wyciągała ją kobieta, nawet jeśli była to kobieta „lekkich obyczajów”. Miałem, zatem okazję przekonać się o zręczności jej dłoni w dość nietypowy sposób…
    -Chętnie skorzystam z pomocy… czarnej siostry.
    Oznajmiłem, ponownie nawiązując zarówno do służby zdrowia, jak i jej odziania. W międzyczasie zerknąłem krople krwi znaczące blat oraz kilka papierowych ręczników, które barman przyniósł razem z apteczką. Nie zastanawiając się długo, zdrową ręką pochwyciłem skrawki papieru, po czym dość staranie pozbyłem się szkarłatnych śladów. Skoro się na syfiło, wypadało i posprzątać. Co więcej, w ten sposób znikało też ryzyko, iż ktoś niepożądany stałby się posiadaczem choćby tej niewielkiej cząstki mnie. Żyłem w ludzkim świecie dostatecznie długo by zorientować się, jak rozwinięta jest ich technologia. Żywot włamywacza nie był łatwy, w ludzkim świecie kamery, badania zaś w Krainie Luster cholerne magiczne zabezpieczenia i zmyślne pułapki.
    Rozejrzałem się w poszukiwaniu kosza na śmieci, żaden jednak nie był na tyle blisko, aby chciało mi się podnieść z miejsca. Zakrwawiony papierowy ręcznik zgniotłem, zatem w dłoni, aby następnie wsunąć go do kieszeni spodni. Jego trafienie do sterty innych odpadków mogło spokojnie zaczekać, tym bardziej że mężczyzna za ladą właśnie podał moje zamówienie.
    Nie od razu zabrałem się jednak za opróżnienie zawartości szklanki, ponieważ obecnie w pierwszej kolejności byłem zaabsorbowany poczynaniami kobiety, względem mojej dłoni. Wiedziałem, że rana nie jest szczególnie dotkliwa, to też nie przejmowałem się nią, więcej niż było to wskazane. Bardziej kłopotliwym był teraz ubytek krwi niż dolegliwości bólowe.
    Ciekawe czy kanciarz z ringu już oprzytomniał i miał na tyle szczęścia, że wśród tej zgrai z dołu znalazł się jakiś samarytanin, który odstawi go do szpitala. W sumie czy odgryziony język dało się jeszcze przyszyć? Ludzie lubili w końcu bawić się w łączenie elementów…, czego świetnym przykładem byli cyrkowcy. W przeciwieństwie jednak do wielu mieszkańców mej rodzimej krainy ja sam nie żywiłem do nich jakiejś szczególnej niechęci. Ludzki świat fascynował mnie na tyle, że z biegiem lat i ja sam uznałem go za własny, choć nigdy nie odwróciłem się od swej realnej ojczyzny.
    _________________
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 4 Grudzień 2016, 00:32   

    To takie pełne paradoksu, przebierać się za osobę, za którą uznawaną nie chce się być. Lecz niewiele uszu i oczu może wiedzieć, co jest prawdą. Czy Facet w Czerni dostąpi tego zaszczytu, a raczej olśnienia? Choć nie ma tu błysku fleszy, żaden szczegół nie powinien umknąć uwadze; bo jak to tak być w Delirium i dać się zaskoczyć? Choć to jeszcze nie jest kasyno, gry toczą się na podobnym, a nawet i wyższym poziomie ryzyka. A my tutaj zaledwie o lekkich obyczajach i samarytańskiej, amatorskiej pielęgniarce...
    - Masz rację, a nawet jej nie masz - mruknęła tę banalną sprzeczność, w której wiele było prawdy. - Czarna Siostra.. okej, zostańmy przy tym, ym, Cyklopie? - nadała mu pseudonim jednego z X-menów. Ciemne okulary działały na Vegę bardzo niekomfortowo - zakrywały oczy, z których wiele można było odczytać, a bez oczytania jest się podatnym na elementy zaskoczenia. Obserwatorów nie brakuje, a bycie incognito nie jest wcale takie anonimowe, jak w zwyczajnych klubach.
    Bo w tych interesach każdy obawia się trojańskich koni i robaków.
    - Tak między nami, w tej branży mam lepsze doświadczenie. - szepnęła, mając przygotowane miejsce pracy. Wyłożone potrzebne przybory, dobrą zdolność operowania dzięki odwróceniu się ciałem ku niemu oraz jego poranioną dłoń w całej okazałości.
    Ballada o pielęgniarskiej zręczności rozpoczęła się.
    Jeden z kawałków papierowego ręcznika znalazł się pod jego dłonią, a drugi nad. Vega delikatnie przetarła z ręki krew, by móc jak najlepiej zlokalizować rany i ocenić ich rozległość. Musiała się upewnić, że żaden fragment szkła czy metalu nie pozostał w skórze. Kto wie, czym tam walczono, a już na początku oględzin spostrzegła te podłużne i cienkie kreski - rany cięte.
    Zlokalizowała wszystkie rany i obejrzała każdą z nich swoim czujnym okiem, choć nie tak, jak dzięki kryształowi miało to miejsce. Nic nie znalazła. Polała każdą z ran utlenioną wodą, która w paru miejscach spieniła się. Przyłożyła gazę i okręcała nią starannie dłoń tak, by unieruchomić tyle palców, ile było koniecznych. W międzyczasie nic nie powiedziała i nie zerknęła ani razu na jegomościa. Nie było w jej czynach zawahania, a każdy ruch dłoni mówił wiele o Vedze - przede wszystkim to, że ma te pielęgniarskie nawyki.
    Żadna kropla krwi nie zabarwiła jej ubioru, zaś ladę przed tym niemal w pełni uchroniły papierowe ręczniki. Kiedy już kończyła z bandażowaniem, zauważalnie wolniej to czyniła. Taki mniej lub bardziej oczywisty sygnał, że może chciałaby czegoś więcej? Opuszki palców ugniatały opatrunek, sprawdzając czy dobrze się trzyma, choć nie było po co sprawdzać - robota był należycie wykonana. Prawdopodobnie odwinęłaby i złożyła nowy po raz drugi - tylko dlatego, by tak prędko tego dotyku nie musieć już kończyć.
    Cholerna Vega, gdyby tylko chciała, nie miałaby oporów uwodzić kogokolwiek. Inna już bajka, czy byłyby w tym jakiekolwiek głębsze uczucia, nie wspominając już o romantycznym poemacie.
    Pochowała pozostałe przedmioty do apteczki, a skrawkami papieru starła dokładnie blat na swoim miejscu pracy. Czysto.
    - Gotowe. Na szczęście, cięcia nie były głębokie...
    I wciąż siedziała na tym barowym stołku naprzeciw niego, patrząc na niego spojrzeniem, którego natury nie można było wyczuć. Jej głos był zdecydowanie zbyt lekki wobec makijażu i ubioru, który jej towarzyszył. Ale nie była to też dziewczęca niewinność.
    Myślała sobie: należy mi się drink, choć samochód muszę sobie zaprowadzić. I jak tu teraz odmówić? Oby tylko nie był silniejszy w przekonywaniu ode mnie!
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Dręczyciel

    Karciana Szajka: Walet
    Godność: Enkil Elias Arantza
    Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29.
    Rasa: Cień
    Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne).
    Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca.
    Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg
    Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki
    Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki.
    Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba?
    Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
    Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania.
    Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
    Dołączył: 13 Wrz 2015
    Posty: 141
    Wysłany: 4 Grudzień 2016, 05:28   

    Przez chwilę zastanawiałem się nad jej słowami, które zapewne celowo zostały dobrane tak, a nie inaczej. Czasem sensu należało szukać właśnie tam, gdzie pozornie go nie było. Mogło być tak również w tej konkretnej sytuacji. Wyciąganie głębszych wniosków było jednak niewskazane przy tak nikłym zasobie informacji. Zapowiadał się jednak, że znajdzie się sposobność do powiększenia bazy danych.
    Cyklop… owo określenie uznałem za mało trafne, zrozumiałbym, gdyby było kierowane do kogoś noszącego opaskę na jednym oku. Ciemne okulary nie pozwalały zdradzić stanu moich oczu, ani też ich nieludzkiej barwy z resztą właśnie taki był ich cel. Zdarzał się, że ludzie pytali mnie, czemu zawsze je noszę, Lucas polecił mi, abym mówił, że to ze względów medycznych. Mogłem, zatem wymienić kilka nazw chorób, przy których tego rodzaju zabezpieczenie wzroku było wskazane. W tym wypadku postanowiłem jednak pozostawić tę sprawę pod płaszczykiem tajemnicy, wolałem nie wdawać się w ewentualne wywody na temat medycyny.
    -Zwykle zwą mnie Zaklinaczem cieni.
    Z wręcz anielskim, (a zwrotu tego raczej rzadko można było użyć w moim przypadku) spokojem przyglądałem się wyjątkowo sprawnej operacji, którą wykonywała moja rozmówczyni. Sam też dokonałem własnej oceny stanu swej dłoni. Moje zaklęcie bez problemu poradzi sobie z tym zadrapaniem, byłem tego pewien, ale wszystko w swoim czasie. Kiedy skórę spowiły już bandaże, mógłbym pokusić się o aktywację czaru, jednak plama czerni mogła zostać dostrzeżona nawet spod materiału, a szarooka panna wspomniała, że służba zdrowia, a zatem wiedza medyczna są jej bliskie. Można było się tego domyślić, sprawność i dokładność, z jaką zajęła się skaleczeniem, również dawały wiele do myślenia.
    Znalazł się też czas na dyskretne przyjrzenie się mej sanitariuszce, w tym właśnie momencie mogłem wykorzystać zaletę lustrzanych szkieł. Głowę miałem nieco pochyloną, specjalnie utrzymywałem ją w takiej pozycji, aby sugerowała jedynie śledzenie pracy rąk dziewczyny. Mój wzrok zdarzył dokładniej owiać jej osobę, zatrzymując się na chwilę dłużej to tu to tam. Aktualny ubiór i wyzywający makijaż nieco utrudniały dokładniejsze przybliżenie wieku mej rozmówczyni, obstawiałbym jednak jakieś 25 lat. Miała drobną posturę, zgrabną sylwetkę i całkiem ładną twarz, do której nie pasował mi ten rodzaj makijażu. Ale cóż, to pozostawało już kwestią osobistych preferencji.
    Czułem subtelne ruchy jej dłoni oraz muśnięcia palców, które pod koniec zakładania opatrunku stały się bardziej przeciągłe. Wychwyciłem ów zmianę, a nawet postanowiłem wykorzystać, na swój sposób. Rękę, której oględzinami była zajęta, przekręciłem, tak by móc ująć jedną z jej własnych. Stanowczemu ruchowi towarzyszył delikatny dotyk. Przyciągnąłem jej rękę ku sobie, jednocześnie sam nachyliłem się nad nią, aby moje wargi mogły na krótką chwilę musnąć grzbiet jej dłoni. Dopiero po tym odezwałem się, jednocześnie zwalniając uchwyt swojej dłoni.
    -Dziękuję za tą pomocną dłoń. A nawet dwie.
    Oznajmiłem, posyłając kobiecie zadziorny uśmiech. Gest sprzed chwili również zaliczyć można było, jako zaczepkę niż autentyczny wyraz wdzięczności. Jednak miły gest nie powinien obyć się bez podzięki. Rzuciłem spojrzenie na szklankę kobiety, dobrze się składało, iż jej zawartość była już bliska dna.
    -Pozwól, że zrewanżuję się Ci się i postawię drinka. Na co masz ochotę?
    Nim jeszcze dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, gestem dłoni skinąłem na barmana, który akurat zajął się innym gościem.
    -Barman, proszę podać tej Pani, to, co sobie zażyczy, na mój koszt.
    Ton mojego głosu jasno sugerował, że nie miałem zamiaru tolerować sprzeciwu. Wyprostowałem się, odchylając plecy do tyłu, zdrową dłonią objąłem szklankę z drinkiem. Skóra nadal rozgrzana po walkach z lubością przyjęła chłód zmrożonego lodem szkła. Jednym haustem opróżniłem połowę zawartości swojej szklanki. Mieli tu całkiem dobrą whisky, a to było zapowiedzią tego, że pobytu przy barze nie zakończę wyłącznie na dwóch czy trzech drinkach.



    _________________
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 4 Grudzień 2016, 23:19   

    Taka jest jeszcze ewentualność, że miałby za szkłami tylko jedno oko. Ale fakt faktem, że w X-menach przydomek nie nawiązywał do samotnego oka, a ich mocy - obu.
    Vega zakładała, że wystarczające dała wskazówki na posiadane przez siebie umiejętności, ale czym mniej domysłów z przeciwnej strony, tym z reguł jest lepiej. Bo i nie są na przykład na randce, aby zabłyśnięcie w oczach rozmówcy było pozytywnie punktowane. A choroby plus okulary... Vega na pewno nie zagłębiała się w te sprawy, ale coś tam mogła wiedzieć; wszak ciekawostki świata medycznego raczej na pewno mają w jej wiedzy dogodne dla siebie miejsce.
    Zaklinacz Cieni. Cokolwiek to miało znaczyć, Gwiazdka nie miała na to żadnego pomysłu. Tajemnica, jedna z wielu. A na brak cienia zupełnie nie zwróciła uwagi. Dość powiedzieć, że warunków oświetleniowych nie ma najlepszych, to i zwracanie uwagi na coś tak podstawowego jest rzeczą zbyt drobiazgową. Ale wystarczy jeden moment, jedno spojrzenie i powiązanie tego faktu z wyczytanym gdzieś kiedyś przypiskiem przy jednej z ras może zagościć w umyśle Vegi.
    Ucieszył ją ten sarmacki gest, który prawdopodobnie kupił jej chęci na drinka.
    - Och, a czy aby teraz druga dłoń nie zazdrości tej pierwszej? - odparła z figlarnym uśmiechem. Druga dłoń była do wzięcia, a nawet nią pomachała mu. Mógł sobie różnie o niej myśleć, lecz jako że nie jest aktorką, zachowywała się w sposób dla siebie typowy. Wykręcanie sytuacji na lewą stronę, drugie dna i inne tego typu zabawy były dla Vegi ciekawym detalem.
    Drink. Słowo, które niszczy jej plany. Na szczęście, jeep nie jest super nowym modelem, żeby obawiać się jego zniknięcia. Ale jak wróci do domu?
    - To miłe z Twojej strony, em, Zaklinaczu Cieni. Mnie możesz mówić Kobra. - odparła, przełykając ślinę i ukradkiem spoglądając na barmana. I co ona teraz pocznie? Zachciało się jej rozmów, udzielania pomocy, igrania z gestami. A teraz trzeba pić.
    Żeby tylko to się źle nie skończyło, Vego!
    - Oczywiście, Czarna Kobra. Ale że cieni, to nie znaczy chyba, że czerni także? Kto wie, jak takie zaklinanie mogłoby się zakończyć... o ile miałoby swój koniec. - I znowu to wyimaginowane rozkładanie na czynniki pierwsze paru różnych słów, po to aby znaleźć dla nich sensowną treść.
    Wskazała barmanowi, że zdecydowała się, co już chciałaby wypić. I o ile miała już obie dłonie wolne, oplotła nimi swoją szklankę z resztką dotychczasowego napoju.
    - Whisky z ginem, sokiem z limonki i z truskawkami. I, oczywiście, ze dwie kostki lodu. A naczynie niech pozostanie to samo.
    I przechyliła szklankę, po czym odłożyła na blat pustą.
    Trochę wymyślna mieszanka, ale nie jej interes, po ile drink ten zostanie policzony. Niech Zaklinacz Cieni się martwi.
    Apteczka z blatu znikła, podobnie jak skrawki papierowego ręcznika, których ona używała.W zamian puste miejsce udekorował przygotowany przez barmana drink, w którym dwie truskawki pływały wraz z dwiema kostkami lodu, tworząc układ szachownicy; zaś trzecia została jak cytryna nabita na szklankę, a w nią wsadzona została miniaturowa wykałaczka. Napój przybrał limonkowy, gęsty kolor. Kiedy już postawił przed Vegą szklankę, ulał naparstek gęstego, truskawkowego soku, który powoli rozpływał się w alkoholowej objętości.
    W międzyczasie zmiany dekoracji na swoim skrawku blatu, pozwoliła sobie na kolejne słowa:
    - Podejrzewam, że walki przyniosły ci spodziewane zwycięstwo, choć może jednak się mylę? A może nie tylko jedno? Ale bardziej chyba jestem ciekawa tego, czy zdołasz rozpracować mój cel wizyty w tym miejscu?
    Rozpracuj, kto jest kim. Zagadki potrzebują rozwiązań!
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Dręczyciel

    Karciana Szajka: Walet
    Godność: Enkil Elias Arantza
    Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29.
    Rasa: Cień
    Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne).
    Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca.
    Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg
    Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki
    Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki.
    Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba?
    Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
    Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania.
    Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
    Dołączył: 13 Wrz 2015
    Posty: 141
    Wysłany: 5 Grudzień 2016, 19:27   

    Parsknąłem śmiechem słysząc uwagę kobiety. Daj palec, wezmą rękę… Białe zęby zabłysły w zadziornym uśmiechu, gdy zadbałem o naprawienie swego „błędu”. Zdecydowanym gestem ująłem również drugą dłoń, aby i na niej złożyć muśnięcie warg.
    -Oczywiście, nie chciałbym, aby zapanowała między nimi zawistna atmosfera.
    Wsłuchałem się w jej dalsze wypowiedzi, staranie analizując każde ze słów. Adrenalina miała cudowne działanie a w połączeniu z alkoholem stanowiła naprawdę wyborną mieszankę. To wszystko można było doprawić jeszcze szczyptą nikotyny. Prosty i jakże skuteczny przepis na dobre samopoczucie.
    -Czarna kobra. Hmmm dobrze, że nie mamba. Z tego, co mi wiadomo to chyba najgroźniejszy gad tego świata.
    Nudne dni i opłacona kablówka a w tym również kanał o nazwie animal planet… przynosiło to swoje efekty. W przypadku nas, istot z innego świata telewizja mogła okazać się równie pożyteczna, co i kłopotliwa. Nie pamiętam już nazwy filmu, który miałem okazję oglądać podczas mych pierwszych prób zaznajomienia się z tutejszą technologią, pamiętam jednak rozczarowanie, kiedy kumpel tłumaczył mi, czym są efekty specjalne w filmach i że większość z nich nie jest możliwa w ludzkim świecie. Efekty specjale… u nas to się zwykle nazywa magią.
    -Ale zdaje się, że właśnie kobry też mają swych zaklinaczy, hm? Ale ich „sztuce” zwykle towarzyszyła muzyka. Ja z kolei nie należę do szczególnie muzykalnych. Z kolei zaklinanie cieni wymaga nieco innych predyspozycji.
    Oznajmiłem z tajemniczym uśmiechem. Kolejny solidny łyk sprawił, że zawartość mojego kieliszka stanowił już tylko lód. Bez słowa a jedynie gestem dałem barmanowi do zrozumienia, iż domagam się dolewki. Przez chwilę obserwowałem jak płyn o bursztynowej barwie ponownie wypełnia szkło, unosząc ku górze kostki lodu.
    Zamówienie Kobry uznałem za wymyślne, typowo kobiece. Nie widziałem sensu wrzucania do alkoholu owoców pod inną postacią jak sok czy syrop, również wymyślne dekoracje, które często miałem okazje podziwiać zwykle wydawały mi się zbędne a niekiedy i tandetne. Ludzie czasem zapominają, że piękno tkwi w prostocie.
    O pieniądze się nie martwiłem, nie brakowało mi ich a nawet, jeśli co to za problem pozbawić ich kogoś z tu obecnych? Wystarczyłby moment nieuwagi. Jednak nie było takiej konieczności. Walki z resztą też były całkiem dochodowym interesem, ludzie kochają hazard. Ale istoty magiczne też mają do niego słabość, gdy tylko dobrze się sobie przyjrzeć można było dostrzec więcej podobieństw niż różnic, a przynajmniej dość często odnosiłem takie wrażenie. A w każdym razie na tym etapie życia.
    -Cztery walki, wszystkie wygrane. Ale tylko jedną mógłbym określić, jako ciekawą czy na poziomie. Musiałem nieco rozprostować kości, rozerwać się, i swój cel osiągnąłem.
    Zadane pytanie skłoniło mnie do chwili zastanowienia. Z moich ust wydobyło się ciche mruknięcie, kiedy to skupiony byłem na zbieraniu myśli.
    -Cóż. Gdyby było to tak oczywiste, jakim się wydaje nie zadałabyś podobnego pytania. Gdy zastałem Cię przy barze nie wyglądałaś też jakbyś nazwijmy to „polowała”, ze skupieniem zerkałaś za to w ekran telefonu. W tym miejscu ludzie często lubią ukrywać swoje prawdziwe „Ja” inni z kolei dopiero tu je pokazują. Zakładam, więc że kogoś tu oczekujesz.
    Ot domysły, ale niepowiedziane, że nie miały okazać się trafnymi. Na snucie dalszych teorii miałem jednak zbyt niewiele wiedzy.



    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,19 sekundy. Zapytań do SQL: 10