• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Obrzeża Miasta » Opuszczony Plac Zabaw
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Lwie Serce

    Godność: Kejko Hanari
    Wiek: 23
    Rasa: Dachowiec
    Lubi: noc, sztukę, słodycze, ucinać sobie drzemki, głaskanie, intrygujące osoby, mleko, skrzydlato-rogate bestie
    Nie lubi: dręczenia zwierząt, zimna, gdy ktoś jej rozkazuje, niewoli
    Wzrost / waga: 170 cm / 55 kg
    Aktualny ubiór: Kejko ma na sobie dobrze dopasowaną szara tunikę zwieńczoną przez czarny gorset. Na jej nogach spoczywają długie czarne getry oraz zgrabne skórzane e botki na 4 cm obcasie. W ubiorze kotki można też dostrzec magiczne elementy w postaci: magicznej wstęgi związanej wokół nadgarstka, oraz srebrnego paska wyposażonego w Kamień Dusz, zaś na szyi dziewczyny pobłyskuje magiczny kryształ pełniący rolę atrakcyjnego wisiorka. Nie brak również niewielkiego skórzanego plecaka o czarnej barwie.
    Znaki szczególne: Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
    Zawód: Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Artystka/Flecistka chwilowo na L4 ._.
    Pan / Sługa: brak / brak
    Pod ręką: Plecak a w nim przydatne drobiazgi
    Broń: dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
    Bestia: Gatto (Neo), Aureum (Lazur)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Latająca Miotła, Czarodziejska Wstęga, Korale Zamiarne, Kamień Dusz, Kamień Duszy, Tęczowa Różdżka, Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Utrata palca serdecznego i kości śródręcza... Poza tym okaz zdrowia.
    Kryształ: 1.5g (nieoszlifowany, zatopiony w szkle)
    SPECJALNE: Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 05 Sty 2013
    Posty: 488
    Wysłany: 13 Styczeń 2013, 00:22   Opuszczony Plac Zabaw

    Miejsce to znajdowało się na obrzeżach miasta niedaleko od blokowisk. Wysokie rozłożyste dęby i parę kasztanowców otacza ten zapomniany i rzadko odwiedzany już zakątek. Niewielki na wpół zżarty przez rdzę plac zabaw, którego dawnymi atrakcjami były huśtawki, wysokie drabinki i zjeżdżalnie. Teraz aż strach choćby usiąść na którejś z tych konstrukcji w obawie iż po prostu się rozsypie… Bezpieczniejszym siedziskiem mogą być już elementy niskiego kamiennego murku który otaczał ten plac.
    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Lipiec 2013, 00:32   

    Nie powinnam była tu przychodzić, nie powinnam, nie powinnam! - myśli kołatały jej się w głowie, gdy znalazła się w samym centrum ludzkiego Świata. Jak? Och, ona sama chciałaby to wiedzieć - najzwyczajniej w świecie zgubiła się w połowie drogi do... nikąd. Czyżby źle skręciła? A może wybrała nie tę drogę, którą powinna? Tak czy siak, oto stała tu, na środku chodnika, a przed nią i obok niej kotłował się tłum ludzi i nieludzi. Nawyk nakazał jej zagryźć spękane usta - uczyniła to więc, krzywiąc się na samą myśl, że musi wejść między ten chodzący rejwach, nad którym unosił się kwaśny zapach potu, mieszający się ze słodkimi perfumami dam. Niemal każdy wrzeszczał coś do siebie w niezrozumiałym dla niej [na pierwszy rzut oka(?)] języku, śmiał się, krzyczał, awanturował... Co ja tu robię? - spytała samą siebie, stawiając pierwszy krok. Potem drugi, i trzeci, następnie czwarty. Z początku wolno i niepewnie, z czasem przychodziło jej to coraz sprawniej. Bądź co bądź, chodzenie nie było aż tak trudne, gorzej miała się psychika Szklanej Panny.
    Ktoś otarł się o nią ramieniem, nie rzuciwszy nawet krótkiego "przepraszam". Jakiś chłopak przebiegł obok niej, szturchnąwszy ją zgiętym łokciem. On też nic nie powiedział. Jakaś panna, rozmawiająca przez telefon przydepnęła ją szpilką, okutą w wysoki, cienki obcas. Ona przeprosiła, choć nie był to szczyt jej możliwości. Po chwili wróciła do przerwanej rozmowy telefonicznej. Kolejne otarcie, kolejny kuksaniec, kolejna podstawiona przypadkiem noga. Nie... Nie dotykajcie mnie... - zaciskała usta coraz mocniej, wraz z każdym kolejnym dotknięciem jej kruchego, szklanego ciała. Weszła w samo epicentrum tłumu, chyba nawet przeszła przez pasy - nie zauważyła tego. Zostawcie mnie...
    - Sorry, masz może ognia? - jakiś chłystek podbiegł do niej z papierosem w ustach, nie kwapiąc się, aby wyjąć go z ust, gdy prosił o użyczenie zapalniczki. Pokręciła krótkimi, sztywnymi ruchami głowę na boki. Odejdźcie... Ktoś wpadł na nią boleśnie, nie zauważając w tym pędzie, że idzie przed nim dziewczyna. Mężczyzna runął na ziemię z łoskotem, lecz ona jakoś zdołała utrzymać równowagę, łapiąc się za nogę.
    - Jak leziesz?! - facet wstał szybko, spiorunował ją nieprzyjemnym spojrzeniem i znowu puścił się biegiem przed siebie. Ruszyła, stawiając kroki już bardziej niepewnie, sztywno, trzymając się za równie obolałe ramię. Nie...
    - ODEJDŹCIE! - krzyknęła na całe gardło, zginając się wpół. Wplotła chude palce w rozczochrane włosy, dysząc ciężko, jak gdyby pokonała niezwykle wyczerpujący maraton. Wyprostowała się nieznacznie, rozglądając ukradkiem. Podczas krzyku, nieświadomie odepchnęła wszystkich ludzi dookoła siebie na jakieś dwa metry. Leżeli lub klęczeli, wpatrując się w nią z mocno wybałuszonymi oczami.
    - Na co czekasz? Zjeżdżaj stąd, idiotko! - choć raz Madness okazał się przydatny i przywrócił jej zdrowy rozsądek. Puściła się biegiem przed siebie, przepychając śmiało między ludźmi, przechodząc na drugą stronę ulicy. Omal nie wpadła na przejeżdżające auta, jednak ci zareagowali w porę, trąbiąc głośno i wykrzykując przez okno bluźnierstwa w jej kierunku. Nie obchodziło ją to jednak. Biegła nadal przed siebie, zbyt przerażona tym co właśnie się stało, całym tłumem, tak licznym, tak gwarnym...
    Nie mogąc już złapać oddechu, przystanęła w końcu, pochylając się, oparłszy dłonie o zgięte nieco kolana. Rozejrzała się dookoła uważnie. Plac zabaw, wyraźnie opustoszały. Wyprostowała się z głośnym wydechem, kierując już spokojniejsze i pewniejsze kroki ku zardzewiałym huśtawkom i ławkom nieopodal.
    - Haha, aleś zrobiła zamieszanie! I to w samym środku tego śmierdzącego stada! No brawo, Tun, brawo, może jednak będą z ciebie ludzie, o ile wcześniej cię nie przymkną! - siadła ostrożnie na huśtawce, trzymając się kurczowo skorodowanych gdzieniegdzie łańcuchów.
    - To... Ja nie chciałam. Poza tym, nikt nie uwierzy garstce... - zaczęła, lecz Madness przerwał jej z jeszcze większą drwiną.
    - "Garstce"? Ty uważasz parędziesiąt osób za ledwie "garstkę"?! - skrzywiła się, szurając butami po piaszczystej ziemi.
    - To był szczyt, poza tym jest gorąco. Ludzka policja nie uwierzy w tego typu brednie.
    - Ludzka może nie... Ale MORIA z pewnością zainteresuje się tą sprawą. - śmiech Madnessa rozniósł się echem po umyśle Tunridy z tak ogromną intensywnością, że przygryzła wargę do krwi. Spuściła nisko głowę, zaciskając powieki. Musi się uspokoić, złapać oddech, oczyścić umysł, tak... Spokój. Spokój był tu niezbędny.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 26 Lipiec 2013, 18:44   

    Dzisiejszy dzień był z pewnością niezwykły, bo ujrzał Evę bardziej poważną niż zazwyczaj. Ba, poważną; niezwykle jak na nią, zamyśloną. Nie: rozmyślającą o tysiącu pomysłów i planów do zrealizowania, ale faktycznie prawie niekontaktującą.
    Zielone oczy mrużyły się od słońca, ale poza tym wpatrzone były w przestrzeń, śledziły myśli właścicielki, a nie widoki.

    Wyszła z mieszkania (zamykając je, oczywiście - Noritoshi powinien być dumny, że choć jedno z nich o tym pamięta) i... no właśnie. Celem zapewne był spacer (no, książka w dłoni też coś tam znaczyła), choć nie po to, by się dotlenić, a żeby pomyśleć. Jakoś przestrzeń, zieleń i dobra lektura zawsze dawały dziewczynie ukojenie.
    A niespokojne od pewnego czasu myśli dotyczyły właśnie współlokatora. W domu - mieszkaniu, właśnie tak, mieszkaniu! - były nikłe ślady jego obecności, ale jakoś tak się... mijali. Niby rozmawiała z tym mężczyzną jedynie parę razy i nie łączyło ich więcej niż wspólna kuchnia i salon, więc nie powinno jej interesować co Noritoshi i z kim robi, ale..
    W zasadzie nie widziała go od momentu, gdy rozdzieliło ich w Szkarłatnej Bramie.
    Chciała porozmawiać z nim chociażby dlatego, że nie wiedziała, czy poradził sobie ze wspomnieniami - wszak, pośrednio, ale to ona zaciągnęła go na Drugą Stronę Lustra, choć kategorycznie postanowił, że tam nie wróci.
    Cóż za widok: potwór uciekający wśród ludzi i człowiek, szukający potworów.

    Potrząsnęła gwałtownie głową i była to jej najżywsza reakcja od początku dnia.
    Niechże jeszcze raz nazwie się potworem, a już ona wybije mu to z głowy!
    Martwiła się, bo neurotyczne osobowości nie są znane z optymistycznego podejścia do życia, zaś Noritoshi był w... dziwnym humorze, gdy widzieli się po raz ostatni. Trochę z jej winy. No, ale wyskakiwać z: Jestem mordercą tak nagle i jeszcze oczekiwać, że jej to nic a nic nie ruszy?
    Potrząsnęła głową drugi raz i westchnęła.
    To ciągłe rozmijanie się było nienaturalne. Wprawdzie uprzedzano ją, że chłopak nie bywa na mieszkaniu zbyt często, ale.. Martwiła się. Przynajmniej tyle była mu winna.

    Rozmyślała, zaś nogi niosły ją same poza toporne, kwadratowe bloki, poza betonowe kobierce i udawane rabaty. Wiodły ją w stronę przedmieść, której nie znała jeszcze zbyt dobrze - w końcu nie mieszkała tu za długo - ale nie przeszkadzało jej to. Iskra prawie jakby miała wbudowany radar wykrywający miejsca niezwykłe, spokojne, a zupełnie pozbawione ludzi. I ona czasem potrzebowała takich miejsc.

    Wysokie, rozłożyste drzewa powitała uśmiechem. Trochę martwiła się o dzianinowe baleriny, nieprzeznaczone bardzo do chodzenia po trawie, ale.
    Poprawiła uchwyt na książce - polskim wydaniu Miasta Kości - i pchnęła brudną i dobrze już zardzewiałą bramkę od metalowego ogrodzenia. Przeszła przezeń lekkim krokiem i zadrżała pod wpływem nagłego chłodnego wiatru. Jeszcze chwila i trzeba będzie założyć sweter, zawiązany teraz na pasku torby.

    Miejscem, w które trafiła był stary, zapomniany plac zabaw. Nic dziwnego, skoro ostatnie bloki zostały w tyle. Dziewczyna nie miała nawet pojęcia, w jakim celu to ogrodzenie wzdłuż ulicy, skoro resztę obramowania terenu stanowiły drzewa i kamienny murek. Dalsza lustracja ukazała sprzęty typowe dla takiego miejsca (niewątpliwie dawno nieoglądające farby) i... dziewczynę siedzącą na jednej z huśtawek.

    Eva zatrzymała się, zaskoczona. Miała tendencję do znajdowania miejsc idealnie wolnych od innych ludzi. Nie spodziewała się tutaj kogoś zastać. Po prawdzie, nie bardzo chciała tu kogokolwiek spotkać. Nie będzie dzisiaj zbyt dobrym towarzyszem. Właśnie dlatego udała się tam, gdzie lwy mówią dobranoc, a nie na przykład do ulubionej kawiarni, gdzie równie dobrze mogła porozmyślać.
    Postąpiła o krok, niezdecydowana, czy wejść dalej, czy może szukać innego miejsca dla siebie.
    W międzyczasie zaczepiła torbą o bramkę. Szarpnięcie wywołało kolejne, zaś to spowodowało, że ulubiona książka upadła grzbietem do góry na udeptaną ścieżkę.
    Iskra z frustracją westchnęła. Dziś wszystko było nie tak.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 27 Lipiec 2013, 16:27   

    Zamarła w tej pozycji na długie minuty. Nasłuchiwała. Wyostrzyła wszystkie zmysły w obawie, że gdyby tylko poruszyła nogą, mogłaby niedosłyszeć jakiegoś dźwięku - odgłosu obcasów, stukających o zimny bruk, szelestu płaszcza lub... odbezpieczanej broni. Jesteś paranoiczką, Tun. Coraz bardziej i bardziej zaczynasz się staczać. - oblizała wargę z zaschniętej już nieco krwi. Miała nieprzyjemny, metaliczny posmak. Może zamiast siedzieć na widoku na skorodowanej huśtawce powinna wspiąć się na drzewo? Lub lepiej - wrócić do Krainy Luster? Tylko do kogo? Nie znała stamtąd naprawdę nikogo... Oprócz Alvaro i tej dziwnej dziewczynki, którą Arystokrata postanowił przetrzymywać w swym domu niczym zakładnika. Nie ufała też innym tamtejszym mieszkańcom. W końcu nie wiadomo było kto był szpiclem, kto donosił na własnych pobratymców.
    - Jestem paranoiczką... - poruszyła ledwie co ustami, usłyszawszy swój nieco zachrypnięty od wcześniejszego biegu głos, jak gdyby z oddali. Och, skoro tak bała się świata zewnętrznego, trzeba było w ogóle nie wyściubiać nosa z laboratorium! Tam miała przynajmniej pewność, że nikt nie jest skrytobójcą lub szpiegiem, bowiem wszyscy oni siedzieli już w ogromnym budynku organizacji i mieli na nią oko przez cały czas. Tam nie było podziału na wrogów i przyjaciół - każdy był wrogiem i zawsze trzeba było mieć się na baczności. Z jednej strony stała czujność była przydatna. Przynajmniej marne promyki nadziei na lepsze traktowanie czy uwolnienie nie dręczyły cię całymi dniami, doprowadzając do skraju załamania nerwowego. Potrząsnęła mocno głową, a łańcuchy poruszyły się wolno, z głuchym brzękiem. To przecież absurd. Nie mogła w każdym widzieć wroga! W tych światach żyli w końcu wolni ludzie i nieludzie, którzy tak jak ona pragnęli spokoju i bezpieczeństwa. Możliwe również, że bali się równie mocno jak ona... Za dużo myślę, wycisz umysł... Przymknęła więc delikatnie oczy, odetchnęła głęboko...
    Wyprostowała się raptownie, ściskając kurczowo łańcuchy kruchymi dłońmi, rozglądając ukradkiem dookoła. Usłyszała coś. Kroki. Odwróciła nagle głowę w bok. Skrzypienie bramy. Co robić, co robić? Uciekać? Zostać? Kto to był? Po co przyszedł?
    - Haha! Patrz, szybcy są! Już wiedzą, że tu się ukryłaś, ty bezmózgu! Znowu zaprowadzą cię do laboratorium! Dołączysz do swojej głupiej siostruni, pewnie już po drugiej stronie! - Madnessa wyraźnie radowała myśl, że w końcu wydostanie się na zewnątrz, lecz Tunrida nie zareagowała na jego zaczepki. Wiedziała, że jeśli to faktycznie byli ONI, każdy kolejny, choćby najmniejszy odgłos będzie dla niej niczym wyrok śmierci. Nasłuchiwała więc, niczym przerażone, dzikie zwierzę. Już po kilku sekundach rozróżniła, że odgłos kroków był pojedynczy. To dobrze, miała przynajmniej większe szanse na ewentualną ucieczkę lub pomyślną dla niej konfrontację. Nim się spostrzegła, zza pobliskiego drzewa wyłoniła się... rudowłosa dziewczyna, która przyglądała się jej równie zaskoczona, co Tunrida jej. W głowie usłyszała ciężkie, wyraźnie niezadowolone westchnięcie Madnessa. Choć raz obszedł się smakiem. Rozluźniła nieznacznie uścisk na łańcuchach, jak również napięte mięśnie. Tun przyjrzała się dziewczynie dokładniej, zwracając szczególną uwagę na jej biodra, ramiona (w końcu tam mogły znajdować się ukryte kabury na broń) oraz torbę. Choć wyglądała niewinnie, nie oznaczało to, że jest już całkowicie bezpieczna. Jesteś paranoiczką, Tun. Tak, była nią, coraz częściej utwierdzała się w tym przekonaniu.
    Przeniosła nieco nieobecne spojrzenie na leżącą na ścieżce książkę. Podniosła się cicho z huśtawki, podeszła bliżej i podniosła tomik, przyglądając się stronie tytułowej; a przynajmniej na to wyglądało. Stała nieruchomo niczym posąg, lecz po kilku chwilach odrzuciła delikatnie głowę w tył, mrugając szybko. Kiedy ona tu przyszła? Popatrzyła na twarz rudowłosej z szeroko otwartymi oczami, potem znowu na książkę, aby następnie wyciągnąć nieśmiało tomik w stronę nieznajomej.
    - Przepraszam... Upuściłaś to. - wydukała cicho, zerkając na dziewczynę. Och, ciekawe co sobie teraz o niej pomyśli? Zachowywała się jak zupełnie obłąkana, albo przynajmniej niespełna rozumu. Cóż, zazwyczaj nie interesowało ją zdanie innych, szczególnie o niej samej, jednak teraz, głównie przez wcześniejsze wydarzenie, była dziwnie przerażona i jeszcze bardziej nieufna niż zazwyczaj.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 30 Lipiec 2013, 20:48   

    Kolejny raz zawiał wiatr, szumiąc w uszach, poruszając liśćmi, chłoszcząc skórę. W powietrzu unosiło się równocześnie wrażenie bezruchu i gwałtowności, spokoju i równocześnie czegoś nadchodzącego.
    Eva ruszyła o krok do przodu, gdy zablokowana torba pociągnęła ją z powrotem. Niecierpliwym gestem odsunęła z oczu kosmyki włosów i wreszcie się uwolniła. Podziękowała sobie również w myślach za pomysł zakupu ze skóry - po ostatnim szarpnięciu torebka ze skajki miałaby w sobie dziurę wielkości Walii.

    Podniosła wzrok w chwili, gdy usłyszała kroki ze strony huśtawki, na której siedziała nieznajoma. Wychodzi?
    Ta jednak podeszła tylko bliżej i schyliła się po upuszczona książkę. Chwilę, którą poświęciła na oglądanie okładki - paskudnej zresztą w tym wydaniu - Iskra spożytkowała na uważniejsze przyglądnięcie się dziewczynie.
    Przy przechyleniu głowy czarne jak smoła włosy poruszyły się, błyszcząc w promieniach przedzierającego się gdzieniegdzie przez liście słońca, zaś sylwetka była szczupła, bardzo szczupła.
    Ewa zagapiła się, usiłując nie chwycić dłonią za z pewnością krwawiące w tym momencie serce. Dopiero po chwili zauważyła, że nieznajoma podaje jej książkę.

    Stropiona, że na pewno przyłapano ją na dziwacznym przyglądaniu się, poczęła się tłumaczyć:
    - Przepraszam.., po prostu przez chwilę bardzo przypominałaś mi siostrę... której dawno nie widziałam - dokończyła jakoś tak...
    Wprawdzie włosy Joanne miały jeszcze ten nienaturalnie piękny poblask tęczy, jak plama benzyny na asfalcie, a wzrost był z pewnością prawie o połowę niższy od dziewczyny przed nią - wszak miała tylko 10 lat, gdy Iskra widziała ją ostatni raz bezpośrednio, jednak skojarzenie pojawiło się i tak.
    Być może z tęsknoty. Być może z poczucia winy.

    - I, ach, merci - powiedziała z niemal niezauważalnie drżącym uśmiechem, odbierając tomik.
    Dłoń trzymająca książkę była tak chuda i drobna, że Eva na chwilę zapomniała, jak się oddycha równym rytmem. Mrugnęła jednak raz i drugi i zapytała siebie w duchu, jakie ma prawo mieszać się niechciana w czyjeś życie?
    - Dziękuję - powtórzyła.
    Zerknęła na czarnowłosą, na książkę, ponownie na dziewczynę i jak zwykle musiała się powstrzymywać, by nie zalać kolejnej nieznajomej osoby nie potokiem, a oceanem słów.
    Problemem Iskierki było to, że nie posiadała daru telepatii. A mówić równocześnie o tym, dlaczego dzierżona przez nią książka jest po polsku i dlaczego jest ulubioną, mówić dlaczego nie znosi pozycji w języku angielskim, dlaczego tylko francuska poezja jej nie porusza, mówić dlaczego nosi na widoku akurat tę, skoro okładka jest po prostu szkaradna, usprawiedliwiać się z powodu najścia, nie wspominać ni słowem o jej białej skórze i popękanych wargach, nie zaproponować balsamu do ust o zapachu ciasteczkowym, który miała w torbie, czy zapytać banalnie o chyba psująca się pogodę; mówić równocześnie o tym wszystkim jest dosyć trudno.

    Zanim zdążyła powiedzieć coś konstruktywnego i najlepiej jednowątkowego, wymknęło się jej proste:
    - Masz piękne oczy.
    Westchnęła cicho, brużdżąc sobie w głowie po kroćset za bezmyślne gadulstwo.
    - Przepraszam, nie powinnam była - rzekła z zakłopotanym uśmiechem. Już czuła cień przeklętego rumieńca na przeklętych bladych, piegowatych policzkach.
    Z całą świadomością było jej jednak przykro jedynie za drobną niestosowność tego komplementu, nie za treść, gdyż morskie, wyraźnie obramowane oczy nieznajomej były niezaprzeczalnie niezwykłe.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Sierpień 2013, 21:35   

    Zagryzła mocno wargę, gdy rudowłosa oznajmiła, że Tunrida przypomina jej siostrę. Palce Szklanej Panny zacisnęły się mocniej na tomiku, niemal wbrew jej woli i wiedzy. Nie poczuła się urażona tym stwierdzeniem, jednakże... Ona może być szpiegiem, Tunridko... - znowu ten cholerny głosik zdrowego rozsądku. Cholera. Dlaczego nie mógł zostawić jej w spokoju? Przecież wiedziała... Doskonale wiedziała, że w MORII działy się różne rzeczy. Różne rzeczy robili ludziom i nieludziom. Mogli przeszczepiać, mogli zmieniać geny, mogli wszczepiać w ofiary drugą, zupełnie odmienną "osobę"... Dlaczego więc wspomnienie o siostrze tak bardzo nią wstrząsnęło? Gdyby to była faktycznie ona... W pewnej chwili wydało się jej to idiotyzmem, zupełnie niemożliwą perspektywą. Niby JAK? W jaki sposób? To zupełnie bez sensu. To zdecydowanie nie była jej własna siostra. Wyczułaby to, nawet jeśli jej wygląd czy nawet głos (choć ten miała wyjątkowo podobny) zdołali jej zmienić. Zaśmiała się gorzko w duchu z własnej głupoty. Takie przypadki nie zdarzają się zbyt często, poprawka. Nie zdarzają się nigdy.
    Po tej krótkiej wojnie z własnymi myślami, Tunrida uświadomiła sobie nagle, że nadal stoi przed nieznajomą w zupełnym milczeniu. Zacisnęła mocno wargi w cienką linię, spuszczając delikatnie wzrok. Co ja mam teraz powiedzieć? Że ona też przypomina mi moją? A może powinnam podziękować? - ach, to nieobycie w rozmowach, zawsze uwielbiała takie chwile. Stropiła się jeszcze bardziej niż przed chwilą, garbiąc się lekko.
    - Och... - wyrwało się jej, w gwoli wstępu. Konstruktywnie, czyż nie? - Nic... Nic się nie stało, naprawdę. - podniosła nieco głowę, uśmiechając się przy tym nieśmiało. Pierwsze koty za płoty!
    Uwolniła książkę ze swojego uścisku, gdy dziewczyna w końcu ją odebrała. Kiwnęła głową na jej podziękowania, odsuwając od dziewczyny o krok. Zbytnia bliskość, w szczególności z nieznajomymi, nie była czymś, co Tunrida tolerowała za dobrze. Szczerze mówiąc, nawet w stosunku do znajomych była pod tym względem wyjątkowo płochliwa. Chociażby wtedy gdy znalazła się przez przypadek w jednym łóżku z Alvaro... Wzdrygnęła się na samą myśl, jak gdyby zrobiło się jej zimno. Ten Rogacz był wyjątkowo bezczelny, doprawdy! To nic, że uratował ją chwilę wcześniej, gdy straciła kontrolę nad Madnessem. To naprawdę nie miało znaczenia. Po prostu... Nie powinien był jej dotykać i tyle, a już na pewno nie zanosić do swojego łóżka i jeszcze mieć czelność, by się obok niej położyć! Mimo to, brakowało jej go. No, a przynajmniej ich rozmów, planów i zleceń. Był jedyną osobą w Krainie Luster, z którą mogła swobodnie porozmawiać, bez obaw, że następnego dnia do jej drzwi zapuka Organizacja... Westchnęła cicho, ledwie słyszalnie. Nie powinna o tym rozmyślać. To nie był odpowiedni czas, a tym bardziej miejsce.
    Podniosła raptownie głowę, gdy usłyszała komplement rudowłosej. Spojrzała na nią z szeroko otwartymi oczyma, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Od tak dawna nie usłyszała od kogokolwiek czegoś miłego... Zazwyczaj wysłuchiwała jedynie skarg, obelg i drwin, przede wszystkim za swój cholernie trudny charakter i dziwne nawyki, jak chociażby "rozmowy z samą sobą". Otworzyła delikatnie spękane wargi, gotowa coś z siebie wykrztusić, lecz po krótkiej chwili zamknęła je z powrotem, rozmyślając się. Na jej szczęście, dziewczyna znowu się odezwała, dzięki czemu jej mały nietakt został niemal niezauważony. Przyjrzała się twarzyczce rudowłosej i... zachichotała cicho, przysłaniając usta dłonią, rozbawiona jej zakłopotaniem. Ludzie, cuda w tej budzie! Tunrida się zaśmiała. Niby nie było to nic szczególnego, jednakże dla niej samej wyczyn ten był godny najbardziej prestiżowego medalu.
    - I z czego się śmiejesz, głupia? Dziewucha palnęła głupstwo, godne jej inteligencji, pfheh. - Madness wyraźnie nie był zadowolony z dobrego humoru swej "nosicielki". Miał bowiem w zwyczaju doprowadzać Tunridę do jak najczęstszych stanów depresyjnych lub niepohamowanego szału, aby wraz z nim "wydostać" się na zewnątrz, choć na chwilę. Tym razem jednak Szklana Panna zupełnie zignorowała jego zaczepkę. Szczerze mówiąc, nawet jej nie usłyszała. Gdy w końcu przestała chichotać, odsunęła dłoń od ust, powracając do dziewczyny spojrzeniem błyszczących wesołością, jasnych oczu.
    - Nic się nie stało... I dziękuję. Dawno nie słyszałam niczego równie miłego. - przechyliła delikatnie głowę w bok, uśmiechając nieco śmielej. Niektóre kosmyki kruczoczarnych włosów opadły jej na twarz, więc zgarnęła je za ucho, cofając znowu o krok, w stronę pobliskich huśtawek, jednej z których niedawno zeszła.
    - Czy nic się nie stało z twoją torbą? - zapytała siadając, gdy w końcu znalazła się na miejscu. Obok niej znajdowały się jeszcze dwie wolne huśtawki, choć tylko jedna z nich wydawała się na tyle wytrzymała, by unieść drobną postać rudowłosej, o ile zechce właśnie tu usiąść. Reszta sprzętów na placu wydawała się zbyt niebezpiecznymi miejscami, by stawiać na nich choćby stopę. Rdza nie miała dla nich najmniejszych litości.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 4 Sierpień 2013, 23:07   

    Słysząc chichot dziewczyny Iskra, w umyślnie przejaskrawionej reakcji, pełnym patosu ruchem uniosła podbródek i w bardzo dziecięcy sposób wydęła usta. Tak, dąsa się, a co!
    Po chwili w oczach rudej pojawiły się filuterne błyski, a ona sama uśmiechnęła się niczym psotny chochlik, którym ni mniej ni więcej, tylko była.
    - Nie uwierzę, że nikt ci nigdy nie powiedział, że te oczy są niezwykłe.
    Spodobał się jej ten cichy śmiech, tym bardziej że czarnowłosa o poważnym spojrzeniu jakoś tak nie wyglądała na osobę o wesolutkim usposobieniu. A może po prostu się wstrzymywała przy nieznajomych? Sama Eva w tym momencie usiłowała się hamować. Próbowała. Naprawdę się starała. Nadal jej nie wychodziło.
    Może potrzebowała tej sytuacji, tych uśmiechów. Atmosfera rozluźniła Evę, oczyściła jej umysł z rozterek, którymi przejmowała się za bardzo i za długo - bo to już nie było martwienie się, a roztrząsanie zdarzeń, których nie można aktualnie zmienić. Rzecz zupełnie niepodobna do Iskierki.
    Panie, pozwól mi zaakceptować rzeczy, których nie mogę zmienić. Pozwól mi zmienić rzeczy, na które mam wpływ. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedne od drugich. Jakoś tak to szło.

    Czarnowłosa cofnęła się do miejsca, które zajmowała poprzednio.
    Nie wyglądała, jakby miała zamiar stąd uciekać. Ogólnie zdawała się jakby trochę śmielsza, ale przede wszystkim jakaś bardziej przystępna, bardziej rzeczywista. Ileż może zmienić uśmiech. Bo, szczerze mówiąc, pierwsze spojrzenie na nieznajomą sprawiło, że rudej ścierpła skóra - tak dobrze dziewczyna wtopiła się w tło i tak niespodziewanie ukazała się oczom.
    Iskra podeszła ku placowym sprzętom, teraz nie bardzo już nadającym się do jakiejkolwiek zabawy. Chyba że...
    Niska, ale gęsta trawa uginała się delikatnie, gdy wiatr pędził przez to zapomniane miejsce. Nie był jednak wystarczająco silny, by poruszyć czymkolwiek innym niż roślinnością i kosmykami włosów dziewcząt.
    - Na szczęście nie, skóra - uśmiechnęła się, unosząc lekko rzeczoną torbę, ze schowaną już weń książką-uciekinierką.

    Po chwili zastanowienia i dla siebie wybrała huśtawkę - tą bardziej stabilną z wyglądu. Taką żywiła nadzieję.
    Podeszła o krok, chwyciła w każdą z dłoni po łańcuchu... i z całym impetem, niewiele myśląc, skoczyła na siedzisko.
    Zgrzytnęło piekielnie, sypnęło rudo skorodowanym metalem i płatkami starej farby... ale huśtawka nadal trzymała się na swoim miejscu, nasza protagonistka zaś na huśtawce.
    - Dobra, to nie było za bezpieczne - wymamrotała w zasadzie do siebie, patrząc na pokryte rdzą ręce.
    Ostatecznie zdecydowała się usiąść w tym miejscu, jednak kolejnym problem stała się oto biała sukienka. Ruda zaczęła mruczeć gniewnie pod nosem, zupełnie nie przejmując się, że dziewczyna obok może odebrać ją jako, najbardziej optymistycznie, zdrowo szurniętą.

    Po usadowieniu się, koniec końców, okrakiem - po trosze z przekory, a po trosze z powodu swobody niektórych obyczajów (proszę mnie nie zrozumieć źle), co i tak wychodziło na jedno: na naumyślne ignorowanie całego matczynego, dworskiego wychowania - uśmiechnęła się trochę cierpko i powiedziała:
    - Prawdopodobnie faktycznie biała spódnica nadaje się jedynie na podwieczorek. Zrobiłam na złość sama sobie.
    Chwyciła łańcuch przed sobą i oparła się na nim całym swoim - niewielkim, bo niewielkim, ale - ciężarem. Od czarnowłosej dzieliła ją pusta huśtawka i szereg metalowych sznurów.
    Czuła się źle, że musi ponownie przepraszać. Duma? Złość, że nie potrafi kontrolować swoich własnych uczuć? Skrępowanie, że jej zachowanie odstraszy kolejną osobę?
    - Pardon. Ostatni komentarz nie był potrzebny. - Skrzywiła się w duchu i siłą woli powstrzymała wypływające z jej ust wytłumaczenie. Temat domu był tabu. Głównie dla niej.
    Chwilę później do głowy przyszło jej jeszcze jedno, w zasadzie oczywiste. Ponowny nietakt. Tym razem ogromny.
    - Czy ja ci nie przeszkodziłam? Wparowałam tak bez zaproszenia - zawiesiła głos.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Sierpień 2013, 23:56   

    Wzruszyła delikatnie wątłymi ramionami na odpowiedź dziewczyny. Mogła wierzyć lub nie, jednak Tunrida naprawdę nieczęsto słyszała tego typu komplementy. Jedynie Rogacz lubił wpatrywać się w jej oczy, a od czasu do czasu zdarzało się, że wymsknęło mu się niechcący jakieś miłe słowo. To wszystko. Na Madnessa w końcu nie mogła liczyć, choć był przy niej cały czas i znał niemal na wylot. Z jego strony otrzymywała wyłącznie drwiny i wyjątkowo obraźliwe obelgi, nie wspominając o groźbach i zastraszaniu. Normalność, do przyzwyczajenia, naprawdę. Przyzwyczaiła się również i do tego, że ludzie raczej stronili od jej towarzystwa, nie wspominając już o rozmowie ze Szklaną Panną. Trudno się dziwić. W końcu nie bez powodu rudowłosa przestraszyła się jej na początku - jej poważnego spojrzenia i zaciętej, nieufnej miny. Wydawała się ona Tunridzie jedną z odważniejszych osóbek, toteż wystarczyło sobie tylko wyobrazić jak reagowali na widok czarnowłosej ludzie o mniejszych pokładach śmiałości. I choć z jednej strony sprawiało jej to delikatny ból, z drugiej przynosiło również ulgę. Była cieniem, zaledwie szeptem, była szpiegiem, niemal skrytobójcą... Nierzucanie się w oczy należało niemal do jej fachu, nie mogła więc sobie pozwolić na zbytnią otwartość. To zrobiłoby z niej łatwiejszy cel. Nie przeszkadza mi to... Przyzwyczaiłam się, jak i do wielu innych rzeczy.
    Śmiech i ogólne rozluźnienie, jakie towarzyszyło w chwili obecnej Tunridzie było szokiem dla niej samej, lecz nie przeszkadzało jej to. Co prawda, nie była to codzienna sytuacja, dlatego każdy kolejny, śmielszy krok był dla Szklanej Panny bardzo trudny. Przełamywanie lodów, które sama przed sobą postawiła było żmudnym zadaniem, gdyż te były niewyobrażalnie grube i zimne. W końcu jeszcze przed chwilą myślała, że nieznajoma należy do MORII... Szczerze mówiąc, jej podświadomość nadal podszeptywała jej, aby miała się na baczności, jednakże Tun nie chciała jej słuchać. Nie tym razem. Śmiech nie był aż taki zły, a nawiązanie rozmowy było za to potwierdzeniem, że wciąż potrafi mówić i sklejać jako-tako zdania w jedną, zrozumiałą dla innych całość. Tak, trzeba się wciąż doszkalać i doskonalić, gdyż w przeciwnym razie ponownie zapomni jak brzmią słowa.
    Kiwnęła delikatnie głową na potwierdzenie dziewczyny, że jej torba jest jednak cała i nienaruszona. Tunrida zastanawiała się chwilę czy nie zapytać o pochodzenie i tematykę książki, gdyż wydała się jej całkiem obiecująca. Nie słyszała o niej, nie znała również języka na okładce, a wszystko co tajemnicze i niezwykłe w lekturach interesowało dziewczynę niebywale mocno. Nadal zamyślona, już-już miała otwierać usta, aby o to zapytać, gdy nagle usłyszała głośny brzęk zardzewiałych łańcuchów. Sama konstelacja huśtawki również zachwiała się niebezpiecznie, wprawiając i tę, na której siedziała Tun w lekkie drgania, lecz obeszło to ją całkowicie. Skupiła całą uwagę na rozbrykanej rudowłosej, wpatrując się w nią z (znów) szeroko otwartymi oczami i niebywałym zainteresowaniem, widocznym tak doskonale na bladej twarzyczce. Przechyliła głowę nieco w bok, niczym jakiś zainteresowany piłką szczeniak, kiedy dziewczyna zaczęła usadawiać się na huśtawce, mamrocząc coś do siebie. I znowu przeprosiny... Dlaczego tak często mnie przeprasza? - przeszło jej przez myśl, gdy zacisnęła delikatnie usta w węższą linię. Jak w przypadku komplementów, rzadko kiedy przepraszano ją za cokolwiek. Była to oznaka uprzejmości i dobrego wychowania, które, wydawało jej się, zaniknęło w większości przypadków wraz z rozwojem ewolucji i postępem technologicznym.
    - Proszę... Nie przepraszaj tak często. Mnie naprawdę ciężko czymkolwiek urazić, a... - zawahała się, spuszczając na sekundę wzrok, który ponownie utkwiła w rudowłosej. - ... To całkiem przyjemne, kiedy ktoś zwraca na ciebie uwagę i ma coś więcej do powiedzenia. - wiedziała doskonale, że jej zlepek słów nie całkiem trzymał się kupy, a i gdzieś w połowie stracił sens, jednak Tunrida miała tę cichą nadzieję, że dziewczyna zrozumie co chciała jej przez to przekazać. Oczywiście, trudno całkowicie otworzyć się przed nieznajomą i nagle zacząć opowiadać o wszystkich swoich tajemnicach, niemniej jednak potok słów, który wyraźnie próbował wylać się rudowłosej z ust, nawet bezsensowny, byłby dla Tunridy czymś dawno niespotykanym, jak i również przyjemnym.
    - Poza tym... Białe sukienki o wiele lepiej prezentują się ubrudzone dobrą zabawą. - dodała po chwili z delikatnym, niemal nieśmiałym uśmiechem. Pamiętała również wszystkie te domowe nakazy, zakazy i zwyczaje, choć sprawiały jej ból, a przede wszystkim wprawiały we wściekłość... Dlatego nie myślała o nich prawie wcale, aby nie dać ponieść się emocjom, które w jej przypadku były wyjątkowo zdradliwe.
    Zdziwiła się nieco, słysząc pytanie dziewczyny. Przeszkodziła?
    - Och, zaproszenie... - zaśmiała się ponownie krótko. - Nie, skąd. Szczerze mówiąc, i tak nikt by nie przyszedł, gdybym je faktycznie wysłała. Niespodziewani goście są niekiedy o wiele lepszym towarzystwem. - zapewniła z uśmiechem, wprawiając swoją huśtawkę w delikatny ruch, gdy zaczęła odpychać się od ziemi piętami.
    - Co to była za książka? - nie mogła się jednak powstrzymać przed zadaniem tego pytania, po prostu nie mogła!
    ***
    Po tym jak dziewczyna opuściła plac zabaw, po jakimś czasie i sama Tunrida opuściła to miejsce
      [z/t]




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 11 Sierpień 2013, 00:55   

    Dlaczego tak często przeprasza, dziękuje i ogólnie zwykła jest wręcz żonglować uprzejmościami, hm?
    Samej Iskrze przez gardło by to nie przeszło, ale wychowanie pozostało w niej w stopniu większym niżby pragnęła. A nie pragnęła w ogóle.
    Odkąd uświadomiła sobie, że matka usiłuje uczynić z niej podobną sobie, panią na włościach, lalkę salonową skupioną na zarządzaniu służbą, nawykłą do popołudniowych herbatek w gronie innych nadobnych dam przy ciasteczkach i plotkach.. Co więcej, gdy uświadomiła sobie, że matka chce to samo zrobić z Joanne.. jej słodką, tak rezolutną Joanne... Całe swoje nastoletnie i późniejsze lata spędziła na sprzeciwianiu się każdemu życzeniu i zarządzeniu matki. Nie bezpośrednio, a w sposób przemyślany i zakrawający na manipulację, w której Eva była tak dobra. W sposób iście dworski, by udowodnić nawet bardziej sobie niż matce, że starania tamtej pójdą na marne, że dziewczyna otrzymane nauki obróci przeciw nauczycielce.
    To nie był młodzieńczy bunt, burza hormonów. To był bojkot w najczystszej postaci. By udowodnić, że nie da siebie kontrolować. Że nie jest kukiełką.

    Czy gdy latem, chwilę przed jej szesnastymi urodzinami, gdy nadeszło, żałowała wszystkich niepotrzebnych słów? Żałowała, że nie starała się bardziej, by byli jak rodzina? Bo, gdy nadeszło, resztki tego, czym byli, runęły.
    Czasem. Czasem, gdy patrząc w lustro, przypominała sobie jak siebie nienawidzi. Czasem, gdy żałowała, że teraz nie może po prostu wrócić na weekend do Francji i z płaczem wtulić się w matczyne ramiona, jakie by one nie były. Czasem, gdy, za bardzo upita, folgowała wewnętrznej dyscyplinie i zaczynała roztrząsać co by było, gdyby...
    Zwykle jednak trzymała się zdania, że gdyby według woli matki ich umiejętności ograniczały się jedynie do rzeczy w rodzaju kaligrafii i nakrycia do angielskiego podwieczorku w dziesięć minut, i ona, i Joanne byłyby w tym momencie już najzupełniej martwe.
    A tak, przynajmniej M...
    Nie, nie, nie! Te rozmyślania prowadzą donikąd! Nastrój dziewczyny gwałtownie się obniżył, ponadto uświadomiła sobie, że nienaturalnie zamilkła, zapominając o Bożym świecie, a więc i o rozmówczyni. Bardzo niegrzeczne.
    O czym ona to...
    O, i ponownie. Złość na samą siebie, że znowu zachowuje się dokładnie tak, jak uczyła ją matka - czyli jak najbardziej nienagannie i właściwie - pomogła Evie otrząsnąć się z niechcianych, a ściskających serce niczym więzy, wspomnień.
    - Pardon, zamyśliłam się - spróbowała się uśmiechnąć.
    O czym ona to...
    - I, ach, jestem za bardzo zmanierowana, musisz mi wybac... - przerwała wpół, słysząc samą siebie. - Sama widzisz. Słyszysz.
    Tym razem uśmiech był niebywale krzywy, ale chociaż prawdziwy. Szczerze mówiąc, uśmiechy półgębkiem stanowiły niemal połowę asortymentu Iskry.
    Ona, cyniczna?

    Ponieważ ani wspomnienia Evy o domu, ani Akuma to Love Song, którą aktualnie czytam nie są z gatunku komedii, nastrój dziewczyny zrobił się co najmniej melancholijny.
    Ona, chwiejna emocjonalnie?
    Ktoś, kto zwraca na Ciebie uwagę, co? Zazwyczaj to ruda była w towarzystwie osobą, na którą po wejściu do pomieszczenia od razu zwraca się uwagę. Roześmiana, tryskająca energią, pomysłami i rzucająca puentami celnymi niczym noże.. Dzisiaj ponownie nastał pojawiający się od czasu do czasu dzień, gdy miała już dość blichtru, gdy chciała po prostu usiąść i odpocząć.
    Przebywanie w obecności tej dziewczyny sprawiało jej zaskakującą przyjemność. Czy to był skutek jej spokojnego, a tak miłego dla ucha tonu, czy może po prostu swoją obecnością powodowała, że atmosfera danego miejsca była taka a nie inna? Czy może chodziło o jej prawie niezauważalne zdziwienie samą sobą, gdy roześmiała się po raz drugi? Czy może fakt, że parę minut temu każda z nich przygotowywała się do ucieczki na nagły widok drugiej, a teraz - w nie wiadomo jaki sposób; Iskra naprawdę zastanawiała się, co się stało, jak to się stało - rozmowa płynęła, płynęła łagodnie i swobodnie, jakby po prostu wyskoczyła na chwilę, żeby choć na parę minut zobaczyć się jeszcze dziś z Kaliną.... Czy może dlatego, że ze wszystkich rzeczy, o które dziewczyna mogła spytać, zagadnęła właśnie o książkę?

    Chłonęła miękkie uśmiechy, chłonęła aurę spokoju tej dziwnej, życzliwej nieznajomej i może dlatego mówiła rzeczy, których normalnie nie wypowiedziałaby głośno.
    Wiatr szumiał, drgał i porywał słowa Evy, zanim zdołałyby dotrzeć do kogoś innego prócz ich adresata.

    Skrzypienie łańcuchów powodowało nostalgię, zaś historia, którą rozpoczęła Eva, po raz pierwszy sprawiała jej jeszcze więcej radości, gdyż w jakiś sposób czuła, że chłonie ją nie tylko opowiadający, ale i słuchacz.
    - Ta niesforna książka - uśmiechnęła się - to polskie wydanie Miasta Kości. Jedna z moich ulubionych, również ze względu na język, w którym lubię ją czytać. - Na chwilkę zamilkła, a później zaczęła pozornie z zupełnie innej beczki - Veronique Carax w swoim poukładanym, zupełnie przewidywalnym i zaplanowanym po ostatnią godzinę dnia życiu zrobiła spontanicznie tylko dwie rzeczy. Pierwszą, gdy późno w nocy, z pewnością pierwszy raz mając na sobie spodnie, ona i jej arystokratyczne koleżanki po przewodnictwem Olgi Azarenko - jej najlepszej przyjaciółki, nowobogackiej Rosjanki, panny o cudownym, żywym usposobieniu i wątpliwych normach moralnych - włamały się z ciekawości i niezwykłego u nich pragnienia przygody na teren budowy nowego hotelu w Paryżu. Drugą, gdy po ledwo trzymiesięcznej znajomości, mając lat dwadzieścia, poślubiła wbrew woli całej swojej rodziny starszego o parę lat polskiego geodetę, imigranta, mężczyznę, który tamtej nocy ich nakrył, mojego ojca. - Co niezwykłe, historia ta pomimo, iż dotykała bolących miejsc w sercu dziewczyny, zawsze była opowiadana tonem ciepłym, wręcz tkliwym, którego jednak Eva z pewnością by się wyparła, gdyby go sobie uświadomiła. Historia ta, jak żadna inna, była opowiadana głośno, dla innych, bo gdzieś w głębi siebie Iskra pielęgnowała ten obraz matki - nie pełnej dumy i godności, prawie oziębłej, jaką pamiętała ją od zawsze, ale zakochanej do szaleństwa dziewczyny z krwi i kości, której niestraszne etykiety i mezalians. Gdzieś w głębi miała nadzieję, że może kiedyś będzie jeszcze między nimi inaczej.
    - Jestem w połowie Francuzką, w połowie Polką. Mówię w obu językach, dlatego też Miasto Kości jest po polsku. Mój kaprys, jako że nie bardzo przepadam za literaturą po angielsku.
    Po tymże oświadczeniu, zamilkła już na dobre. Jeśli towarzyszka nie przerwała jej gdzieś w połowie, znudzona, lub nawet dobrnęła do końca opowieści, słuchając pilnie, czekoladę jej, niech tylko powie jaki smak lubi.
    - Ugh, za dużo gadam - skwitowała, jednak niektóre mury w zachowaniu Evy właśnie obracały się w pył, nie było więc przepraszającego uśmiechu czy innego krygowania się - jedynie przewrócenie oczami współgrające z krzywym, wesołym uśmieszkiem.

    Nagle ciszę przerwały pierwsze takty piosenki "Uninstall". Ulubionego utworu Evy, nawiasem mówiąc. Przerażenie dziewczyny wywołał jednak nie niespodziewany dźwięk telefonu, a osoba, która się za nim kryła - gdyż ta piosenka została przypisana tylko do jednego numeru. O wilku mowa.
    Drżąc niemal zauważalnie, Iskra wstała gwałtownie z huśtawki i poczęła przerzucać rzeczy w torbie, próbując jak najszybciej wyjąć telefon.
    Matka nigdy, ale to przenigdy nie dzwoniła do niej bezpośrednio. Zazwyczaj przekazywała uprzejme pozdrowienia przez tatę lub wysyłała pocztą odpowiednią na daną okazję kartę. Matka nie dzwoniła nigdy przenigdy prócz jednej sytuacji.

    Dziewczyna nagle zorientowała się, że przecież nie jest sama, że przecież jest w środku rozmowy. Ale tu chodziło o Joanne.
    Spojrzała na z pewnością zdezorientowaną towarzyszkę, której nie znała nawet imienia. Szepcząc łamiącym się ze zdenerwowania i strachu głosem przeprosiny, wyrwała z notatnika kartkę i zapisała na niej swoje imię i numer telefonu. Dlaczego to zrobiła i to jeszcze w takiej chwili? Wszak prawie się nie znały. Przecież nie robiła takich rzeczy przy innych przypadkowych spotkaniach w metrze czy w holu uczelni. Impuls. Porozumienie.
    Wciąż szepcząc przeprosiny jak modlitwy - i już nie wiedziała czy pod adresem nieznajomej, siostry czy matki - położyła papier na swoim dotychczasowym miejscu i wybiegła z tego zapomnianego przez świat placu zabaw.

    zt
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Agapit
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Kwiecień 2014, 17:26   

    Agapit był względnie zadowolony z pobytu u Maggie, chociażby ze względu na rozwiązanie spraw, jakie między nimi zaszły. Zaangażowanie chłopaka w relację z Belindą sprawiły, iż zaniedbał swoją przyjaciółkę. A tak – dzisiaj pogonił ją, aby zaczęła o siebie dbac i poniekąd wymusił na niej wizytę u lekarza. Zostawił ją z przykazaniem, aby przesłała mu wiadomośc co wyniknęło z tego spotkania.
    Przy sobie nie miał teraz telefonu komórkowego, a jedynym urządzeniem łączącym go ze światem był prosty model tabletu. Dzisiejszego popołudnia korzystał z niego, odwołując zajęcia w dojo, ale jakoś nie przeszkadzał mu brak kontaktu ze znajomymi. Przez cały dzień miał względny spokój od nich, chociaż sam dzień zakrawał o przymiotnik „niezwykły”.
    Skręcił w jedną z bocznych uliczek, aby wybrac się krótszą drogą do swojej kamienicy, przesuwając dłonią po potylicy, na której widniał niezbyt świeży opatrunek. Postanowił go zdjąc podczas prysznicu, możliwe że rana od metalowej pałki już jutro będzie otoczona jakimś strupkiem. W każdym razie, nie zrywał opatrunku, mimo iż jego włosy musiały być wysoko spięte, a on nie przepadał za takim rozwiązaniem.
    Skręcił w kolejną uliczkę, wychodząc na pusty plac zabaw. Nie rozglądał się dookoła, ponieważ pora była już wystarczająco późna, aby nie było tutaj dzieci. Poprawił swoją kurtkę i naciągnął na swoją głowę kaptur, otulając się szczelniej ciepłymi materiałami. I chociaż nie należał do zmarzluchów, to jednak chłodny wiatr dawał o sobie znac.
    Ingrid
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Kwiecień 2014, 17:48   

    Opuszczony plac zabaw w jednym momencie zasnuła delikatna mgła. Dosyć dziwne zjawisko pogodowe, wszak parę minut temu nic nie zapowiadało takiej zmiany pogody. Zrobiło się tu cicho, jeśli to możliwe. Jedyny dźwięk, który zakłócał głośny spokój było skrzypienie huśtawki czy uderzenie bujanego konika o piach. Wiatr jakby ustał i każdy, nawet ślepy zauważyłby różnicę w powietrzu, które nagle zgęstniało.
    Wtem rozległ się przerażający krzyk. Rozdzierający wrzask, błagający o pomoc jednocześnie pełen wyrzutu i żalu. Nastąpiły kroki. Szybkie, szurające, spieszące, ciężkie, panikujące. Z mgły wyłoniła się sylwetka młodej dziewczyny, w krótkich czarnych włosach. Zmizerniałej, wychudzonej, brudnej od krwi i błota zmieszanych z własnymi łzami. Obraz się wyostrzył, gdy mgła się leciutko rozrzedziła. Można było dostrzec więcej szczegółów dziewczynki. Lewe ucho w zardzewiałych kolczykach, krzywe nogi przypominały patyki, ledwie utrzymując wychudzoną postać Belindy. Zatrzymała się przerażona przed Agapitem, zakrywając brudną dłonią usta. Szaroniebieskie zapłakane oczęta rozszerzyły się... ze złości i gniewu.
    - Ty...! - krzyknęła i można było przysiąc, iż odbiło się wokół echo Ty...Ty...Ty. Podbiegła do Agapita i zaczęła bić go pięściami po klatce piersiowej, a choć była chucherkiem, zadała w pewnym stopniu duszący ból.
    - Ty! Ty! Zostawiłeś mnie! - płakała rzewnymi czerwonymi łzami. Płakała krwią, plamiąc swą bluzę. Znoszone odzienie przypominało do złudzenia bluzę Agapita, którą kiedyś jej pożyczył, okrywając ją, aby nie było jej zimno. Tonęła w jego własności, a jej oczy płonęły nienawiścią.
    - Obiecałeś mi, że mnie nie zostawisz! Zobacz co się ze mną stało! - krzyczała mu prosto w twarz, a potem się odsunęła na dwa kroki przeszywając chłopaka wzrokiem na wskroś. - To twoja wina! Odszedłeś... Nienawidzę Cię! Zdradziłeś mnie.... zdradziłeś... - wydyszała i mizerniała na oczach. Policzki Belindy zapadły się, skóra zbladła uwypuklając wystające kości, sińce pod oczami zrobiły się niemal czarne. Upadła na kolana, a krwiste łzy tworzyły wokół niej kałużę, w której mogła się ujrzeć - jako szkielet.
    Gdy Belinda patrzyła w kałużę, gdy Agapit nie miał możliwości widzieć jej oczu, źrenice dziewczyny zabłysnęły czymś żółtym, dzikim i nienawistnym. To Ingrid, jej kawałek. Strach była bardzo, ale to bardzo głodna, wygłodniała, dlatego rzuciła się na pierwszego lepszego człowieka. Iluzja trwała, była wyraźnie namacalna i dotkliwie prawdziwa.
    Agapit
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Kwiecień 2014, 18:23   

    Nie należał do strachliwych ludzi, jednak opuszczony plac zabaw z mgiełką wplecioną w tło i skrzypieniem huśtawki było do złudzenia scenerią pochodzącą z filmów grozy. Mimowolnie przeszedł do dreszcz, przez co potrząsnął nerwowo barkami. Ściganie się z irracjonalnymi lękami było ostatnim, co zamierzał teraz robic. Przyspieszył więc nieznacznie tempa, ze wzrokiem wbitym przed siebie. Garbił się nieznacznie, wciskając dłonie do kieszeni zapiętej kurtki. Marzył o tym, aby wziąć odświeżający prysznic i zapaśc w pościeli, a potem zasnąc niczym niemowlę.
    Niestety – nie dane mu było, ponieważ okrutny los postanowił zadrwic sobie z niego i wywlec na wierzch obawy, które krążyły po jego ciele gdzieś w podświadomości.
    Zamarł w bezruchu i poderwał głowę dosłownie chwilkę po tym, jak usłyszał krzyk wdzierający się bezpośrednio do wnętrza jego serca.
    „Czy to..?”
    Obawiał się dokończyc swoją rozpoczętą myśl, ponieważ była ona zbyt straszna, aby mogła być rzeczywista. To nie powstrzymało go przed poderwaniem się do biegu, naprzeciw uciekającej kobiecie. Kiedy pierwsza fala mgły rozwiała się, dostrzegł krótkie, czarne włosy, które początkowo nie poznał.
    Tup, tup, szur, szur.
    Agapit stanął po raz drugi wmurowany, wpatrując się w sylwetkę ukochanej kobiety, celującej w niego swoim palcem. Zapomniał nawet jak przełyka się ślinę, po prostu wpatrując się w nią w ogromnym szoku, jaki powoli ustąpił w mgnieniu oka żalowi i rozpaczy. Wystarczyło tylko jedno słowo, aby dotknąc najwrażliwszych strun mężczyzny. Tylko jedno, aby emocje wybuchły w jego wnętrzu i rozszalały się, uderzając jedna po drugiej prosto w bolące serce.
    Strach miał ogromną dawkę pożywienia i mógł sycic się smutkiem, jaki tłamsił wszelkie inne uczucia. Mężczyzna zmusił się do dwóch kolejnych kroków w kierunku chwiejącej się Belindy, a rozbiegane spojrzenie mknęło po jej ubraniu, nogach i ramionach, aż w końcu zatrzymało się gdzieś na wysokości twarzy.
    „Belle..”
    Nie był w stanie wydukac z siebie żadnego słowa, chociaż wargi mężczyzny poruszyły się bezgłośnie. Gwałtownym ruchem zerwał z siebie kaptur i podszedł znów bliżej, wpadając prosto pod ostry ostrzał pięści dziewczyny. Przytrzymał ją za ramiona, zamykając jedną powiekę z powodu siły, którą władowała w poszczególne uderzenia.
    „Ja… ja..”
    Usta Agapita znów się poruszały, jednak najmniejszy jęk nie wydobył się z jego krtani. Próbował zatrzymac ją przy sobie, czując jak żal rozrywa mu powoli serce na strzępy.
    Zostawiłem ją… przecież obiecałem, że będę przy jej boku.. że jej pomogę.. miałem być jej aniołem stróżem.. Uświadamiał sobie ze zdwojoną siłą, próbując powstrzymac kobietę przed wyrwaniem się z jego ramion. Wiedział, że nienawiśc Belindy to jedyne uczucie na jakie zasłużył. Przełknął jednak ślinę i twardo podskoczył do niej, klękając tuż obok. Ponownie chwycił ją za ramiona, ale nie zmuszał do tego, by podniosła twarz. Gdyby chciała go wysłuchac, zpewnością podniosła by spojrzenie i czekała na wyjaśnienia.
    Agapit uklęknął na oba kolana, trzymając wciąż jej przedramiona. Czuł wściekłośc i bezsilnośc na samego siebie, ale skupił się na tym tak bardzo iż nie zwrócił uwagi na nienaturalną bladość Belindy. Dopiero kiedy jej policzki się zapadły, a ostatnie „zdradziłes” zostało rzucone w powietrze spojrzał na nią uważniej.
    Niemy krzyk wydobył się z ust mężczyzny, wykrzywiając jego twarz w grymasie dzikiej bezsilności, podczas gdy palce zaciskały się stopniowo coraz mocniej, aż w końcu wyczuł twarde kości należące do szkieletu, którym się stała Belinda. Zaskoczony i przerażony odskoczył do tył, a przynajmniej próbował – bo oto zachwiał się i wylądował tyłkiem w niewielkiej odległości od pozostałości, jakie zostały po cpunce.
    Ingrid
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Kwiecień 2014, 18:43   

    Smak smutku był specyficzny, jednak to ból był głównym celem Ingrid. Zamruczała niczym kot w umyśle "Belindy", wchłaniając przerażenie, strach, poczucie winy, zmieszanie i czyściutki ból Agapita. Każdy por jej skóry czuł słony smak cierpienia, jej ulubiony. Wzięła głęboki wdech stojąc gdzieś w tle, wdychając gęste powietrze i pławiąc się w jego konsystencji. Słodycz łez i strachu dodawała jej sił. Ingrid ładowała się, syciła, karmiła widokiem bezsilnego człowieka, zdanego na jej łaskę.
    Na jej ustach zaigrał szyderczy uśmiech, gdy chłopak odskoczył jak oparzony od coraz to bardziej mizerniejącej Belindy. Tak łatwo było z niego czytać! Tak czytelnie miał wszystko wypisane na twarzy, w każdej zmarszczce, w ułożeniu ust, w przerażonych błękitnych jak niebo oczętach. Z pewnością był niewinny, jednak Ingrid na to nie zważała. Spodobał się jej chłopak, chciała go więcej. Na własność. Belinda uniosła głowę ukazując puste oczodoły. Nie było tam już jej radosnych kiedyś źrenic. Ciemności huczały wokół Zawiodłam się na tobie... to Twoja wina, że umieram... Wmawiała mu, że jest już za późno na cokolwiek. Chuderlawa ręka z wystającymi kośćmi uniosła się w kierunku Agapita, jakby go prosząc o pomoc. Był to wabik na kolejną dawkę bólu.
    - Chodź do mnie.... chodź. - Belinda nakazywała swym słabym głosem. Chciała, aby podszedł do niej, nie odrzucał jej. Aby zobaczył to, co jej zrobił, aby zaakceptował jej marne ciało i udowodnił, że wciąż ją kocha. Ingrid uśmiechnęła się niczym zadowolony kot wciąż stojąc w tle i bawiąc się iluzją, jakby była to gra komputerowa.
    Krzyk chłopaka wypełnił duszę Ingrid. Czuła każde drganie jego serca, każde uderzenie, wchłaniała je, odbierając mu możliwość powrotu do rzeczywistości. Miała dla niego jeszcze jedną niespodziankę, która musi, ale to naprawdę musi dać dla Ingrid soczystą dawkę bólu, niemego wrzasku i łez.
    - Chodź. - głos Belindy miał w sobie maleńką nutę tonu Ingrid. Władczy nakaz, wciąż wyciągnięta chuda ręka, na której wisiała bluza Agapita. Krwiste łzy płynęły wciąż z oczodołów Belindy. Nie przestawały tworzyć kałuży, która wciąż się powiększała powoli tworząc czerwone jezioro. Mgła ponownie zgęstniała, a powietrze drgało od niecierpliwych słów Chodź do mnie.
    Agapit
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Kwiecień 2014, 18:51   

    Nie potrafił uwierzyc w to, że miał przed sobą akurat Ją. Serce wydawało się go przytłaczac ołowiem, które wywoływało wyrzuty sumienia, żal, rozpacz i strach – że coś rzeczywiście jej teraz grozi, że jeszcze istnieje nikła nadzieja na poprawę. Przełknął ciężko ślinę, czując pot na wysokości skroni oraz karku. To nic, że wiatr ustał – na to właściwie nie zwrócił większej uwagi, wpatrując się w szkielet pozostawiony w kałuży krwi.
    Oddech mu się przyspieszył jak po ciężkim biegu, podobna rzecz działa się z sercem – z tą różnicą, że Agapit doskonale wiedział iż to wszystko się dzieje pod wpływem dzikich emocji kąsających jego ciało. Siedział podparty na twardym podłożu z otwartymi szeroko ustami i zwężonymi ze strachu oczyma, przekonany iż właśnie przed nim umarła jedyna miłośc jego życia. Nie potrafił powstrzymac łez, które zaczęły kręcic się w jego oczach. Ani też fali gorąca, jaka zalała jego ciało, paraliżując kończyny i uniemożliwiając mu poderwanie się z miejsca.
    Zapewne trwałby w takim bezruchu bez końca, gdyby nie kolejny ruch ze strony niewidzialnego losu – w postaci Stracha imieniem Ingrid. Nieświadomy mężczyzna wpatrywał się nieustannie w kości ubrane w jego bluzę, właściwie wwiercał spojrzenie w zardzewiałe kolczyki należące niegdyś do Belindy.
    „Czy to.. czy to.. prawda? Ona.. Ona się.. rozpadła na moich oczach…”
    Powoli zaczęło do niego docierac, że nie jest możliwym, aby żyjący człowiek w mgnieniu oka został ogołocony z tkanek. Nawet taki głupek jak on wiedział o tym, że to musiał być jakiś niezwykle okrutny żart.
    „Nie, to nie jest żart.”
    Upomniał samego siebie patrząc z przestrachem w kierunku kończyny, na której wisiała zasuszona skóra i resztki życia. Poniekąd, wydawało mu się że śni. Dlatego mimo strachu i obrzydzenia, jakie się w nim obudziło – zmusił się do przyklęknięcia w poprzednią pozycję. Wyraźnie się wahał przed zrobieniem czegokolwiek, zaś wzroku nie zsuwał z krwawiących oczodołów Belindy.
    „Miałaś takie śliczne oczy.. Belle..”
    Poruszał jednak ustami jak ryba wyjęta z wody, bezwiednie przeciągając czas oczekiwania. To było aż za bardzo oczywiste, że się bał – to co widział, było czymś nieznanym. Strach mieszał się ze smutkiem i bólem, dając mieszankę jakiej jeszcze Agapit nie odczuwał. Miłośc gdzieś tam głęboko tkwiła też, ale została przysłonięta przez wyrzuty sumienia. Również one zmusiły go do tego, aby wyrwac się z paraliżu i przysunąc niespiesznie do kościotrupa.
    Cytat:
    Przepraszam, Piękna… Tak bardzo przepraszam…

    Poruszył ustami bezgłośnie, ufając iż dziewczyna rozczyta bez problemów ten przekaz. Przecież miała ubytki słuchowe, przecież nie raz smakowała jego ust i wiedziała co miał na myśli. Pokonując barierę niechęci przysunął się i objął umierającą istotę, przekonany że trzyma w swoich ramionach Belindę i może powstrzymac ten cały proces. że naprawi zło, które wyrządził.
    Ingrid
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Kwiecień 2014, 19:30   

    Ingrid słyszała wszystko i widziała. Współodczuwała to, co czuł Agapit, jednak jej to sprawiało czystą przyjemność. Nieomal sięgnęła ku niemu ręką, aby otrzeć pot z jego czoła i poczuć zimną ze strachu skórę. Wyjątkowo podobał się jej rytm bicia serca. Zwiększony, intensywniejszy, boleśniejszy, łomoczący za ludzkim mostkiem, wybijającym terapeutyczną dlań pieśń. Koiło to jej własne bóle i wspomnienia. Pokiwała głową z aprobatą dostrzegając, iż nastąpił paraliż kończyn. Lubiła, gdy człowiek był osaczony własnymi lękami i nie mógł się poruszać. Zadziwiające było, iż ciało płonęło wewnątrz od strachu, a na zewnątrz bywało zimne jak lód. Ingrid ze smakiem wchłonęła w siebie chaos, który w nim wybuchł. Mieszanina uczuć, myśli, głos sumienia. Wszak sumienie potrafi zabijać i choć Strach nie chciała wcale śmierci swego żywiciela (nie teraz), podobała się jej ta perspektywa. Jego samobójstwo byłoby wyjątkowo smaczne, lecz... właśnie. Lecz Ingrid intensywniej odczuwała dążenie do celu niż samo spełnienie w postaci rozpaczliwej śmierci ofiary. Z rozbawieniem wyczuła drganie jego strun głosowych, gdy odrzucał od siebie głos rozsądku. Tak, mój chłopcze. To się dzieje naprawdę., mruknęła melodyjnym, dźwięcznym głosikiem, który zagłuszyła gęsta mgła.
    Posłuchał jej. Oczywiście, że tak. Rudowłosa kobieta ukryta we mgle uniosła wydepilowane, ładne brwi ku górze. Nie oczekiwała, iż Agapit obejmie tego odrażającego kościotrupa. Była tym zaskoczona, wszak nie prosiła o aż taką bliskość. Wróć, nie prosiła, tylko żądała. Trzeba przyznać, że zaimponował jej tym, choć i tak nie zrezygnowała z podjętej decyzji. Pragnął wszystko naprawić i wciąż ją kochał? Ingrid zacmokała z dezaprobatą. Była pewna, iż ludzki chłopiec zapragnie śmierci, ukrócenia swego cierpienia, a tu proszę. Sądził, że nie jest jeszcze za późno.
    Sceneria się zmieniła, choć Agapit mógł tego w żadnym stopniu nie odczuwać, jeśli miał zaciśnięte powieki. Powietrze zadrgało, mgła zrobiła się cięższa. Belinda zaczęła oddychać jakby się dusząc. Niczym ryba wyrzucona na brzeg wody, łapała oddech, cicho jęczała z bólu, piszczała i gasła w ramionach. Agapit miał na sobie ślady krwi. Nie tylko na swoim odzieniu. Główne skupisko krwistych śladów tkwiło na jego dłoniach. Ciemnoczerwona ciecz pokrywała jego skórę ciążąc na nim i wskazując narzędzie zbrodni utkwione w klatce piersiowej Belindy. Dziewczę wpatrywało się w niego z niedowierzaniem, oskarżając go o wbicie noża w jej skórę.
    - Ufałam ci... - poruszyła ustami. Wszystko wyglądało tak, jakby to Agapit właśnie zabił swą ukochaną. Leżała na ziemi w kałuży krwi, wykrwawiając się, blada jak ściana, na granicy śmierci. Nie była już wysuszoną mumią, była taka, jaką ją widział ostatnio, tylko z dziurą w klatce piersiowej.
    - Zabiłeś mnie? - piskliwe pytanie, pełne żalu i bólu. Powietrze się zrobiło gęstsze. Na placu zabaw słychać było teraz szybkie dudnienie serca Belindy. Biło zdecydowanie zbyt silnie, próbując ratować uciekające życie. Biło, waliło i zaczęło zwalniać...
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,34 sekundy. Zapytań do SQL: 10