• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Eventy » Quo Vadis Mafio?
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 5 Sierpień 2012, 13:24   Quo Vadis Mafio?

    Dzisiejszy dzień niczym nie różnił się od wczorajszego. Ten sam płaszcz chmur przysłaniał niebo. Taka sama kropla od czasu do czasu uderzyła o dach jednego z budynków. Dokładnie ta sama kałuża wciąż czyhała na nieostrożną stopę. Jedyną różnicą była kartka w kalendarzu z wyższym, o jeden, numerem. Na co dzień urocze sceny, laleczka stojąca przy budce z lodami jako sprzedawca, marionetka bez głowy uciekająca w zabawie przed stwórcą, czy też wielobarwne tańce mieszkańców krainy luster, dziś wydać się mogły ponurą codziennością, bądź nawet przygnębiającym przedstawieniem. Dziś i wczoraj, kto wie czy również nie jutro.
    Derek spacerował właśnie jedną z uliczek miasta lalek. Nie jedną z tych tajemniczych i niebezpiecznych, gdzie można natrafić na liczne pułapki, czy nie do końca prawdziwe ścieżki, lecz główną, szeroką na tyle, że aż cztery wozy bez problemu mogłyby się w jednej chwili minąć. Po bokach ulicy można było dostrzec stare uliczne latarnie, wciąż jeszcze zgaszone oraz rzędy budynków, z których najokazalszym była jakaś szkoła. Przynajmniej na to mogła wskazywać tabliczka przy wejściu, głosząca: "Akademia tańca // W Mieście Lalek". Nie było jednak nic w niej ciekawego, a wielkie drzwi były zamknięte. Nieco więcej życia było w pobliskim klubie, nad którego drzwiami wisiał szyld przedstawiający włochy, a obok nich napis "Itauracja". Co prawda pomiędzy bawiącymi się ludźmi, a szybą była zielona zasłona, lecz nawet przez nią dało się zauważyć czarne kształty tańczących ludzi i jakąś muzykę. Obok znajdował się warsztat marionetkarza, z ogromnymi drzwiami, które mogły być wejściem do garażu, lecz biorąc pod uwagę gdzie się znajdujemy są zapewne przejściem na dziedziniec domu. Obok znajdują się normalny drzwi, kilka okien i czerwień cegieł, z których wykonano budynek. Dalej jakieś kamieniczki, gdzieś tam dalej widać było wielki szyld "Fabryka zabawek", lecz samego budynku Derek nie był zdolny dostrzec. Koło akademii był teatr, który zapraszał na przedstawienie pod jakże uroczym tytułem "Topór w ustach". Cena biletu, typowa dla tego miejsca. Przy kasie stała dwójka ludzi kupujących bilety, a w budce był sprzedawca. Słowem nic niezwykłego. W jednym z okien można było dostrzec jakąś postać, która niepewnie wyglądała zza ciemnozielonej zasłony. Na ławce, gdzieś w oddali jakaś para. No i ten stukot kopyt, który z każdą chwilą się zbliżał. Już nawet było można dostrzec jak zza zakrętu wyjechał samochód z ubiegłego wieku ciągnięty przez konie. Tylko dlaczego konie ciągną samochód, jakby był on powozem?
    Raphael siedział na starej ławce przy placu zabaw. Wygodne, choć wiekowe oparcie dawało mu możliwość odpoczynku. Poruszająca się wolno huśtawka, z której kilka chwil temu zeskoczył jakiś dzieciak, wydawała cichy dźwięk. Poza dwójką naprawdę niewielkich dzieci, z których jedno było tylko lalką, na placu nie było nikogo. Nawet zajęcia tych dwóch istot nie były zbyt wyszukane. Jakiś zamek z piasku, czy coś w tym stylu. Za placem wznosił się budynek jakiejś restauracji, czy czegoś podobnego. Można było widzieć kosze na śmieci, a z otwartych drzwi dochodził zapach najróżniejszych potraw. Kogo jednak obchodziło tamto miejsce? Droga, którą spacerował Raphael prowadziła gdzie indziej. Z jednej strony było to stare miasto, z drugiej zaś okazały okrągły budynek z zakładem fryzjerskim, połączonym ze sklepem z perukami. Zresztą minął to miejsce kilka chwil temu, skręcając z głównej drogi, gdzie ulicą przechodziła właśnie jakaś parada lalek niedokończonych, czy coś takiego. Tutaj było o wiele przyjemniej i bezpieczniej, lecz do czasu. Do czasu, gdy z jakiegoś wejścia na prywatny dziedziniec wybiegł jakiś chłopiec, który przeskakując przez płotek placu zabaw i omijając wszelkie atrakcje zaczął biec w twoją stronę.
    Miranda, nie mając złych zamiarów, spacerowała właśnie na jednym z rynków miasta lalek. Dokładniej był to rynek szmaciany, na którym w cieplejsze dni rozstawiali się sprzedawcy wszystkiego co jest potrzebne do stworzenia szmacianki. Urocze miejsce, na którego środku można było zobaczyć wysoką na metr dość prostą fontannę, na której zwisał kawałek materiału. Miranda była właśnie przy tej fontannie, gdy na plac przyszedł jakiś Upiorny Arystokrata, ubrany w czarny garnitur, bez żadnego nakrycia głowy z okazałymi rogami. Usiadł on na łańcuchu, który łącząc betonowe słupki tworzył granicę rynku. Wyraźnie na kogoś czekał. Wokół placu były typowe kamieniczki z najróżniejszymi zakładami. Niezbyt wysokie, sięgające ledwo drugiego piętra. Jedna była tylko wyższa z pięknymi płaskorzeźbami przedstawiającymi aniołów. Miała aż pięć poziomów i wyglądała niczym wieżowiec, czy jakaś wieża przy pozostałych budynkach. W oddali dało się słyszeć dźwięk silnika, dość starego. Dźwięk ten zbliżał się z każdą chwilą. Jeśli szukać jego źródła, to jest nim jedna z uliczek, prowadząca na główną drogę, która z kolei biegnie przez Akademię tańca, aż do starego miasta.
    W tym poście proszę o opisanie waszych strojów, humoru i wszystkiego tego co ze sobą zabraliście. Jako, że jest to dopiero pierwszy post nie wymagam od was robienia czegokolwiek. Możecie nawet stać w miejscu, a wszystko będzie toczyć się dalej. Pragnę jednak przypomnieć, że w misji można zginąć oraz należy pamiętać o kolejce. Jaka jest kolejka? To zależy od tego kto pierwszy napisze. Życzę wam zatem miłej zabawy.

    _________________

    *****
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Sierpień 2012, 15:49   

    Deszcz. Jak bardzo Miranda go w tej chwili nienawidziła, za jego obecność w pobliżu. Za to, że wprowadzał do Miasta Lalek tak cholernie ponurą i smutną atmosferę. Za to, że brązowowłosej przydał się pożyczony od znajomego agenta płaszcz z kapturem, którym nakryła się, kiedy tylko pierwsze krople zaczęły uderzać o jej twarz, chociaż wolałaby nie mieć okazji do podziękowań przy następnym spotkaniu z tym mężczyzną. Za to, że robiło się coraz to zimniej. Pomimo swojej wrodzonej sympatii do padającej z nieba wody, teraz jej nienawidziła z całego serca. Zwykle wolała cieszyć swe brązowe włosy takim widokiem zza okna swojego zamku, ewentualnie jakiejś przytulnej restauracji. Ech, dobrze że dostała ten płaszcz. Ubranie, jakie teraz miała na sobie, tj. tradycyjnie dla niej - ciemne buty na centymetrowym podwyższeniu, ciemne szorty i rajstopy, biała koszula z czerwonym krawatem, oraz brązowa bluza zwykle noszona dosyć luźno [klik] na pewno nie wytrzymałoby takiej ilości wody, a sama Mirka chodziłaby teraz przemoczona do suchej nitki. To jeszcze bardziej wzmogłoby jej zły humor, który teraz dawał sobie znać na każdym kroku poprzez mimowolnie wypowiadane przekleństwa, ilekroć kobieta o coś się potykała, ewentualnie poślizgiwała. W końcu jednak postanowiła zatrzymać się przy fontannie, jakby jeszcze nie było jej za dużo kontaktu z wodą. Przysiadła na jej krawędzi, wzdychając ciężko. Brązowymi oczyma przemknęła po całym rynku, niemalże od razu napotykając sylwetkę mężczyzny, konkretniej Upiornego Arystokraty. Garnitur, nie ma co, gustowny. Jednakże źle dla niego, że nie wziął sobie żadnego nakrycia głowy. Włosy miał poprzylepiane do twarzy, a to pewnie przeszkadzało. No cóż, niektóre kosmyki brązowych włosów też były mokre i z lekka niesfornie przyczepiały się do delikatnego, bladego lica. Postać faceta przykuła uwagę Stracha na tyle długo, aby udało jej się wyłapać, jak siada na łańcuchu znaczącym granicę rynku. Rzeczywiście, najpewniej na kogoś czekał, ale Bezimienna raczej nie interesowała się faktem, któż to taki był. Na pewno nikt dla niej znajomy.
    Szczerze mówiąc, ona raczej nie miała znajomych. Tylko osoby z MORII, które kiedyś widziała, a miejscami posłyszała ich imiona. Tak naprawdę jej też prawie nikt nie znał, poza tym, że wiedzieli o jej członkostwie w organizacji. Czy jej to przeszkadzało? Niespecjalnie. Im mniej o tobie wiedzą, tym mniej błędów mogą ci wytknąć. A to jest najlepsze w byciu osobą szarą, wtapiającą się w tłum. Co prawda, w chwili obecnej Miranda była tak łatwa do zauważenia jak wieżowiec w afrykańskiej wiosce, ale na szczęście nie była jedyną tak szaloną osobą. Czemu szaloną, spytacie. No bo kto normalny chciałby siedzieć w taką ulewę poza domem? Oprócz, oczywiście, panny Richards i tamtego Upiornego Arystokraty. Swoją drogą to dziwne, że spotyka się z kimś w taką pogodę. Zupełnie jakby nie mógł przełożyć ich spotkania na inną porę... To dziwne, w istocie. Chociaż z drugiej strony dziwniejszym jest niechęć do ruszania się z miejsca, jaka teraz zawitała w głowie okraszonej brązowymi włosami. Dziewczyna chciała co prawda udać się do jakiejś zamkniętej przestrzeni, pod jakikolwiek dach, ale wokoło nie było żadnych przyjaznych drzwi, żadnych szyldów, które wyraźnie dawałyby znać że po przekroczeniu progu tego domostwa, znajdziemy przyjazną, tawernową, ciepłą atmosferę i kominek, przy którym w taki chłód będzie się można nagrzać. W sumie, kominek jest niby zbędny, ale byłoby całkiem miło wyschnąć trochę szybciej. Ech, że też ona nie miała przy sobie nawet głupiego parasola. Zachciało się wychodzić z domu bez żadnych, przydatnych lub też nie, rzeczy przy sobie.
    Wtem, do uszu Brytyjki dotarł dosyć nietypowy dźwięk. Coś jak... silnik. Tak, silnik jakiegoś gruchota, który cudem przetrwał wiek XX i dotrwał do XXI. Kobieta zaczęła się gorączkowo rozglądać, kiedy jej zmysł słuchu kazał spojrzeć w jedną z uliczek. Prowadziła ona chyba na główną drogę, ale Miranda nie miała co do tego pewności. Wolała się zastanowić, skąd w tym świecie wziął się jakikolwiek samochód. To było co najmniej nienormalne. Chociaż, jak by nie patrzeć, cała ta Kraina była nienormalna. Miranda znów westchnęła i wróciła do pozycji, w której siedziała na fontannie.
    Jak ona nienawidziła deszczu...
      
    Raphael
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Sierpień 2012, 17:48   

    Oczywiście... Nie dość, że i tak Raphael ma kiepski humor, do tego jeszcze przygnębiający deszcz, brak jakiejś mordy do której można by się odezwać. W rzeczywistości ten dzień nie należał do ulubionych tego mężczyzny. Wszędzie tylko cicho i spokojnie, nic się nie dzieje ostatnio w tym świecie. Może to czas zawitać znowu do Świata Ludzi? Cóż... Na razie to tylko zwykłe przemyślenia na temat jego życia, ale to nie o to w tym momencie chodzi.
    Zając, bo również i tak można na niego mówić, po prostu się znudził siedzeniem na ławce. Ruszył i sobie szedł. Widać było niezwykłe znudzenie całą sytuacją, a w szczególności leniwy krok. Po prostu sobie człapał, co jakiś czas wchodząc nogą w kałużę większą, lub mniejszą. Krople deszczu powoli spadały na jego głowę, na szczęście zakrytą płaszczem. No właśnie, jak był ubrany? Standardowo założył na siebie białą koszulkę, jeansowe spodnie, normalne adidasy czarnej barwy oraz tej samej barwy bluza z kapturem. Oprócz tego z racji pogody narzucił na siebie płaszcz przeciwdeszczowy, który akurat jest brązowy. Na całe szczęście on również posiada kaptur, który jak można wywnioskować z wcześniejszych słów jest założony i zasłania jego włosy wraz z połową twarzy. Może trochę dziwnie i strasznie wygląda, ale jak ktoś się zbliży i spojrzy na jego buźkę to na pewno zmieni swoje zdanie na jego temat.
    Co miał w kieszeniach? To co zwykle... Portfel z kasą i dokumentami, paczka gum do żucia, fajki i zapalniczkę. Oprócz tego do paska od spodni przyczepioną ma najzwyczajniejszą katanę, zasłoniętą płaszczem. Nie można zapominać również o tym, że posiada sobie w rękawach bluzy po jednym nożu schowanym. Takie tam małe ostrza, niby wielkich ran nie zrobią, jednakże zależy to od ich posiadacza.
    Wracając już na ziemię, cała szarość dnia została rozbita przez jakieś dziecko. Oczywiście nie zostawi go tak bez niczego, może i blondyn to czasami jest brutalny to ma jakieś tam w sobie uczucia, czyż nie? Jak można się spodziewać więc, nie zostawił tak młodego. Szedł dalej dopóki nie byli blisko siebie, na wyciągnięcie ręki. Wtem postanowił złapać tego bachora w okolicach nadgarstka i zatrzymać. Jeśliby się coś stało, zachciałoby mu się uciekać czy coś to po prostu nie pozwolił mu.
    Derek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Sierpień 2012, 18:25   

    Półbuty, ciemne spodnie, koszula, kamizela. Wkurwiający strój, ale ułatwiał ukrywanie broni palnej czy magazynków do niej, no i stanowił neutralny element otoczenia. To znaczy, Derek wiedział, że brakowało tych fikuśnych kołnierzy typowych dla XIX czy XVIII wieku, jak i takie buty weszły dopiero w wiktoriańskiej Anglii - Kraina Luster mogła więc wciąż go wypluć jako coś nowoczesnego, ale nic poradzić nie mógł. Strojów epokowych nie miał, nie zamawiał, za rzadko tu zresztą bywał aby tak się angażować. Przystanął więc na chodniku, powstrzymując usilną chęć wysunięcia paczki papierosów z kieszeni. Miał szczerą ochotę zapalić, ale znowu - tu mieli fajki, nie fajki. Chociaż, może... Zaczął szukać w kieszeni zapalniczki, aby się upewnić, że takową dysponuje, a kiedy o tym się przekonał, westchnął cicho z niejaką ulgą. Przybywszy tu poczuł się nieomal goły, bez portfela czy odznaki, które mogłyby zdradzić jego tożsamość, ale i pokazać autorytet, który w tym miejscu gówno dawał. Pewnie dlatego po części przybywanie w to miejsce zdawało się nieefektywne, patrząc z czysto praktycznej perspektywy. Nieważne. Stał jak kretyn i po prostu się rozglądał, szukając wzrokiem czegoś co nie tylko się notowało w głowie, ale i chciało jakoś drążyć w nieco bardziej konkretnym celu.
    Akademia, rzecz klasyczna, będąca obrazem "organizacji" tej części miasta. Zadbany budynek, klasyczny jak i całość ulicy, manifestujący niemalże, że to dobra okolica, ściągająca ani chybi utwory lepszej klasy. Co zwróciło jego uwagę, ulica zdawała się nieomal "martwa", poza nim nikt tu nie przechodził, jakby przeczuwając zagrożenie którego on, jako obcy, najwyraźniej nie dostrzegał. To nieco wyczuliło jego policyjny zmysł - taka pustka nie mogła być normalna. Z czasem więc wzrokiem zaczął szukać jakichś nienaturalnych, potwierdzających jednocześnie jego przeczucia symptomów, przeskakiwał więc spojrzeniem z jednego miejsca na drugie. Szkoła, kamienice, latarnie... restauracja. Zza kotary widoczni bawiący się goście. Bawiący się. To niczego nie potwierdza, z drugiej strony oni byli w środku. Zmarszczył lekko brwi, powolnym (wbrew zwyczajowi) krokiem idąc dalej, w głąb ulicy. Teatr, kretyński tytuł, zwyczajna scena, bilety w cenach standardowych. Ten nieco przestraszony wzrok postaci niepewnie wyglądającej przez okno. Źrenice mu się zwęziły aby lekko się rozszerzyć na widok jakiejś pary. Ot, taka codzienność, standard, ale jemu zdał się nieco dziwny. Derek nieomal przystanął ale zrezygnował z tej idei co się objawiło lekkim zwolnieniem kroku kiedy przez krótką chwilę wzrok kierował to na parę, to postać w oknie ale zrezygnował prędko, wiedząc, że to zwraca uwagę. Palcami lekko zastukał się o brodę, wyczuwając na niej każdy, szorstki włos który się na niej pojawił z tej prostej przyczyny zwanej niedogoleniem. Wreszcie usłyszał dźwięk który go oderwał od poprzednich obserwacji i zmusił do skupienia się na występującym z przodu, niezbyt ostrym zakręcie. Konie. Najpierw zobaczył je, ocenił ich stan zdrowotny, rasowość, czy ogółem były zadbane i dostosowane do ciągnięcia dyliżansu. Następnie dopiero przekonał się, że takowym był... trochę wiekowy samochód. Nieomal przystanął, ale nie chciał udawać, że nie wie o co chodzi więc swoim naturalnym krokiem ruszył dalej, zerkając tylko na to co zrobiła para i kryjący się co nieco, wyglądający z pewnym przestrachem na ulicę gość. Czy się schował, czy dwójka zakochanych spojrzała na auto, czy zareagowali, czy postanowili się zmyć, czy ukłonić.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 6 Sierpień 2012, 02:51   

    Derek wciąż szedł, a dziwny powóz zbliżał się z każdą chwilą. Już można było dojrzeć woźnice, człowieka ubranego na czarno z wysokim kapeluszem, tego samego koloru, lecz przewiązanego czymś czerwonym, zapewne zwykłą ozdobą. Obok niego siedział inny człowiek, którego twarz jednak była ukryta w cieniu pojazdu, a on sam zapewne spał. Widać było jeszcze rękę, zbyt daleko jak na tę kierowcy. Zresztą kierowca, a raczej woźnica zajęty był końmi. Jednak szybkie spojrzenie na parę pokazało, że ci nie zwracają zbyt wielkiej uwagi na ten dziwny widok. Ich wzrok tylko na chwilę zatrzymał się na samochodzie. Co prawda dało się w nim zauważyć zdziwienie. Szybko jednak odwrócili wzrok, kierując swoje oczy ku sobie samym. Może rozmawiali o tym dziwie, lecz tego Derek dosłyszeć nie mógł. Na pewno jednak o czymś rozmawiali i widocznie byli z tego bardzo zadowoleni. Dodatkowo zza rogu wypadła grupka ludzi, niedużego wzrostu, lecz idących jak dorośli. Ich ubiór był specyficzny. Trójka miała na sobie ubrania odpowiednie dla jakiegoś zakonu, tylko nie było krzyża, a biała harfa. Pozostali, to jest dwie osoby, mieli na sobie długie, czarne płaszcze, a na głowach szerokie kapelusze. Pomiędzy tą grupą półtora metrowych ludzi toczyła się właśnie zacięta dyskusja. Może nawet kłótnia? Dało się zrozumieć tylko pojedyncze słowa. "Cisza, Głupi, Myśl, Co, Gdzie, Muzyka, Dziwaki, Karły, Durnie" oraz wiele innych, które mają podobne sens, a już na pewno w takim samym stopniu pozwolą zrozumieć przedmiot dyskusji. Tymczasem powóz zatrzymał się przed Itauracją. Koniec znajdowały się teraz zaledwie dwa metry od Dereka, który mógł dojrzeć teraz wszystkich przebywających w samochodzie. Ten, który spał, teraz powiedział coś do woźnicy. Był stary, nawet bardzo stary. Pomimo jednak swego wieku, przynajmniej wizualnego, był bardzo energiczny. Za nim siedział kolejny człowiek z kapeluszem, tym razem w zielono-fioletowym garniturze w kratkę. Natomiast wystawiający rękę okazał się być osobnikiem o rogach na tyle dużych, że ocierały się o dach pojazdu. Wszyscy, poza kierowcą, w krótkim czasie wyszli z samochodu. Derek znalazł się więc przed jednym z nich, a dwaj pozostali po drugiej stronie o czymś dyskutowali. Tymczasem powóz znów ruszył.
    Raphael za długo już siedział na ławce. Gdy tylko chłopiec postanowił biec w jego kierunku, ten bez wahania zechciał wyjść mu na spotkanie. Nie był to jednak sielankowy obraz dwóch ludzi idących do siebie z otwartymi ramionami. Nie było też konieczności łapania chłopca, gdyż ten od razu skierował się do nieznajomego mu człowieka. Z uliczki dało się słyszeć jakieś głosy. Jakaś kłótnia? Krzyki? Być może, teraz jednak istotniejszy był chłopiec, który zatrzymał się prawie uderzając w Raphaeala. Dziecko o okrągłej buźce i błękitnych oczach od razu przyjrzało się osobie przed nim. Tuż po tym powiedziało:
    -Radzę panu uciekać, bo tamci panowie są źli i mogą coś panu zrobić.
    Wytłumaczyło w sposób dziecięcy, lecz w głosie, wyrazie twarzy i pośpiechu - Poświęcił każdemu słowu najmniejszą możliwą cząstkę czasu. - można było wnioskować, że nie żartuje. Czy jednak nie przesadza jak to dzieci? Nie wiadomo, lecz pobiegł dalej, uprzednio pociągnąwszy nieznajomego za płaszcz, lecz szybko puściwszy. Jakby dając znać, że jeśli teraz nie pójdzie za nim zostawi go tu samego.
    Miranda nienawidziła deszczu, lecz nieznajomemu siedzącemu na łańcuchu wyraźnie on nie przeszkadzał. Nawet przez chwilę nie próbował się przed nim chronić, lecz może był czymś zamyślony? Ważne, że już po chwili przyjechał samochód. Dość stary zresztą. Nawet starszy niż wskazywałby na to dźwięk silnika. Pojazd był co najmniej czteroosobowy, lecz na tylnym siedzeniu, od strony rynku, nie było nikogo. Za to człowiek, którego głowa wystawiała przez szybę przedniego siedzenia, od tej samej strony, należała najpewniej do daltonisty, czy ślepego, gdyż garnitur, który na sobie nosił był w ohydnym odcieniu zieleni z zupełnie nie pasującym, choć stosunkowo ładnym, błękitnym krawatem. Gdy pojazd się zatrzymał arystokrata wstał z łańcucha i podszedł do niego. Od razu też rozkładając ręce na bok i krzycząc.
    -Co to ma znaczyć!?
    Teraz dopiero Miranda mogła zrozumieć, że przez cały ten czas był on zajęty myśleniem o jednym, a teraz ta myśl uwolniła się w krzyku. Tak, był wyraźnie zirytowany, a może i rozgniewany. Na razie jednak nikt nie zwracał uwagi na dziewczynę gdzieś tam w centrum placu.
    _________________

    *****
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Sierpień 2012, 09:03   

    Coraz zimniej, coraz zimniej, coraz gorzej. Brązowowłosa westchnęła z wyraźnym poirytowaniem, po czym dokładniej opatuliła się zapożyczonym płaszczem, który już powoli też przepuszczał przez siebie kolejne krople wody. Nie żeby Miranda miała zacząć trząść się z zimna i zaraz uciekać gdzieś daleko, ale zaczęła się już rozglądać za jakimś miejscem do przeczekania ulewy. Niestety nie dostrzegła żadnych gościnnych drzwi, które aż by się prosiły, żeby je otworzyć. Za to dźwięk okropnie starego silnika nie dawał jej spokoju, przez co na gładkim czole wreszcie zarysowała się cienka kreska, wyrażająca połowiczne zdenerwowanie i zaciekawienie tym dźwiękiem. Bezimienna pozostała jednak w większym stopniu obojętna i nie zwracała uwagi na to, że odgłos zbliżał się coraz bardziej. Oczywiście rzuciła parę razy okiem na Upiornego Arystokratę, którego najchętniej chyba by zaszlachtowała jako pierwszą ofiarę na schodach prowadzących do wypełnienia wizji lidera swojej organizacji. Ale czy sama Miri chciała się podejmować takich czynów? Szczerze mówiąc, niekoniecznie. Gdyby nie wychowanie przez jednego z członków MORII, dwudziestolatka (względnie, bo przecież "żyje" już dłużej) wiodłaby spokojny żywot w Londynie, istoty magiczne mając gdzieś. No, może oprócz Cieni, które nadal byłyby jej najgorszymi wrogami. Niestety, jej życie potoczyło się w ten a nie inny sposób, dlatego ona sama jest teraz lojalna dla postawionych wyżej od siebie osób i mimo miejscowego niezgadzania się z ich poglądami, posłusznie wykonuje zadania. Może kiedyś uda jej się zmienić charakter całej tej laboratoryjnej maskarady, ale póki co - któż to wie.
    Zagłębioną w morzu własnych myśli Mirkę wyciągnął zatrzymujący się samochód. Brązowe oczy, trochę zamglone i niespecjalnie świadome tego, co widzą, przeniosły się znowu w okolice mężczyzny z bardzo okazałymi rogami. Ujrzały one jeszcze starszy niż by się mogło wydawać po odgłosach silnika samochód, oraz wychyloną łepetynę kogoś, kto na sto procent był Kapelusznikiem. Nawet po kilku intensywnych mrugnięciach oczyma panna Richards nie zmieniła tej opinii. Dlaczego? Otóż, kto normalny ubrałby się tak dziwnie? Kolory zupełnie ze sobą nie współgrały, a do tego jeszcze raziły w oczy. Tylko Kapelusznicy mieli predyspozycje do takich eksperymentów z ubraniami i ze względu na to, Brytyjka była dosyć pewna swej racji. Chociaż, kto go tam wie. Może był po prostu jakimś ekscentrycznym Lunatykiem, czy czymkolwiek innym. To, co zdziwiło dziewczynę, to zachowanie czekającego do teraz Arystokraty. Od razu zaczął wrzeszczeć na mężczyznę, który chyba miał w zamiarze miło się z nim przywitać. A tu coś takiego... Ot ciekawostka.
    Ciekawość agentki razem z zawodowym drygiem do podsłuchiwania przezwyciężyła zdrowy rozsądek i zamiast dać sobie spokój z wyłapywaniem każdego słowa z ich rozmowy, zajęciem się swoimi sprawami, które wydawały się być w danej chwili dosyć istotne - zrobiła zupełnie na odwrót. Swymi brązowymi oczętami dyskretnie patrzyła w stronę dyskutujących, uszy nadstawiając bardziej niż kiedykolwiek. Oczywiście była świadoma, że póki co nikogo nie interesuje jej obecność tutaj, ale prędzej czy później chyba się zorientują. Póki co jednak, korzystajmy z okazji i posłuchajmy, co panowie mają sobie do powiedzenia...
    Raphael
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Sierpień 2012, 14:07   

    Mimo wszystko, do czasu zetknięcia się z tym małym szedł wprost na niego. Wysłuchał uważnie jego słów, czuł w jego głosie przerażenie. Serce mężczyzny zaczęło szybciej bić, jakby poczuł współczucie wobec tego dziecka. Strasznie rzadkie uczucie jeśli chodzi o naszego blondyna. Kiwnął głową, co miało znaczyć, że doskonale rozumie jego słowa. Jeszcze musiał to skomentować.
    -Nie martw się o mnie, uciekaj ile sił w nogach.
    Właśnie te słowa wyleciały z ust Lunatyka. Co miał teraz zamiar zrobić? Może i było to niebezpieczne, ale mówi się "Raz się żyje". Jako, że Raphael często lubi szukać zaczepki to postanowił, iż teraz nadarzyła się mu wspaniała okazja. Czy zginie, czy zostanie poturbowany, pech się mówi. Choć trzeba pamiętać, że łatwo się na pewno nie da nikomu.
    Krople deszczu były uciążliwe do odpalenia papierosa, zatem schylił swoją głowę delikatnie w dół, na tyle by mógł delikatnie spoglądać przed siebie na wypadek jakichś niechcianych wydarzeń. Wyciągnął paczkę swoich fajek, wyciągnął jedną, dokładnie uważając na spadające krople. Resztę oczywiście schował do kieszonki spodni, tym samym wyciągając zapalniczkę, odpalił sobie po prostu papierosa. Robił wszystko powoli, jakby wyczekiwał na kogoś lub coś co może sobie biec za dzieckiem. O dziwo jednak źródła ognia nie schował do kieszeni... Trzymał go nadal w lewej ręce, a natomiast w prawej dosyć krótki przedmiot, co jakiś czas wkładając go sobie do buzi i zaciągając się.
    Derek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Sierpień 2012, 17:49   

    Postaci ani chybi zachowywały się mniej więcej na skraju pobudzania oficerskich paranoi u policjanta. Skoro tylko bowiem wykrył coś podejrzanego, zdawać by się mogło, że dotykało go to wszędzie, a więc tę sprawę jego umysł drążył dość uparcie. Dlatego wzrok musiał podążyć za parką, postacią w oknie (brak opisu!) i po tym Derek musiał wysnuwać wstępne przypuszczenia... głównie na temat tego jak się nie zachować w nowej sytuacji, no bo de facto cała scenka, jak widać, miała się rozegrać tuż przed nim.
    Jak dało się dostrzec, co ważne, potraktowano go jak powietrze. Albo się więc tak niesamowicie wtapiał w otoczenie, co było mało prawdopodobne, albo nie był wystarczająco źle się prezentujący, czy coś. Trudno to inaczej określić. Bądź co bądź, postanowił, że nie należy w jakimkolwiek stopniu przystawać, wzrok lepiej umiejscowić gdzieś powyżej lub poniżej osi wydarzeń aby nie być o nic posądzonym (ale brody za bardzo nie zadzierać, pokazywanie grdyki to z reguły głupi i pyszałkowaty pomysł), w końcu uznał, że chodnik był bardziej interesujący a i można było relatywnie bezproblemowo, bez konsekwencji zerkać. Na niebo. Oczywiście... No i nie powinien wkładać rąk w kieszenie, to zbyt sugestywne, nawet jeżeli gnat w rzeczywistości spoczywał dobrze ukryty ale i dostępny pod kamizelą. Jak gdyby nigdy nic więc, derek najzwyczajniej w świecie wyminął tę niepozorną paradę. Mógł coś więcej zrobić dopiero jak "dyliżans" odjechał a wszyscy goście znaleźli się w środku.
    Z drugiej jednak strony, czy to by przypadkiem nie była paranoja? W końcu to tylko cokolwiek specyficzna eskapada do restauracji, że mieli samochód i starca, i, że dziwnie na nich zareagowały jakieś dwie osoby... Zawsze mógł się upewnić. Poczekać aż wszyscy wejdą do środka, przystanąć, zerkać na kotarę i nasłuchiwać czy aby coś się nie działo. Tu postanowił ufać swojej wspaniałej mocy i wyczuleniu, którym go obdarzyły lata doświadczenia zawodowego - on wiedział, kiedy się zapowiadał dym. Powinien więc go efektywnie w razie czego zwietrzyć.
    Wejście do restauracji to osobna kategoria. Jeżeli bowiem rzeczywiście grupka była w jakiś sposób podejrzana, z całą pewnością nie omieszkali się na niego zerknąć i z całą pewnością przynajmniej jedna osoba tam mogła zapamiętać jego sylwetkę. Przydałby się więc chaos - wtedy by było łatwiej. Nasłuchiwał. Potrzebował hałasu.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 6 Sierpień 2012, 20:56   

    Derek stał przez chwilę przed człowiekiem obdarzonym wielkimi rogami. Nie był jednak podobny do tych diabłów z opowieści. Można nawet rzec, że był zwykłym przechodniem. Stał przed lunatykiem tylko przez kilka chwil. Do czasu, aż samochód odjechał. Wtedy też delikatnie skinął głową, przeprosił i podbiegł do stojących o trzy kroki dalej towarzyszy. Tamci natomiast odwrócili się, uśmiechnęli i cała trójka ruszyła do lokalu. Przez cały czas przy tym rozmawiali, lecz nie dało się zrozumieć zbyt wiele. Jakiś pomysł? Tak, jeden z nich ten pomysł chwalił. To mogło być jednak coś tak błahego jak zjedzenie pizzy w tym miejscu, czy nawet użycie koni jako napędu dla samochodu. W tle dało się słyszeć dźwięk otwieranej bramy. Jak się okazało tuż obok znajdowało się miejsce, gdzie skierował się samochód. Z miejsca, w którym stał Derek, nie dało się jednak dojrzeć co jest wewnątrz, czy kolejna uliczka, czy jakiś parking, czy może bardziej garaż, bądź stajnia. Za to wesoła parada powoli odchodziła z ulic. To znaczy wciąż jeszcze dało się słyszeć ich kłótnie, lecz już jako niewyraźny zlepek dźwięków. Zagłuszony przez krzyk. Krzyk? Głośny odgłos przerażenia, który dobiegł z pobliskiej kamienicy. Ktoś został wypchnięty bądź wypadł przez okno. Mężczyzna o zbyt długich, białych włosach, ubrany w coś na wzór munduru, lecz zdobionego w żelki. Takie misie, w najróżniejszych kolorach. Cały strój był natomiast w jakimś odcieniu szarości, podbiegającym pod srebro. Na nogach czarne buty. Jego głos zatrzymał trójkę mężczyzn, którzy spojrzeli się w tamtym kierunku. W tym czasie właśnie samochód zniknął za rogiem. Później, niemal natychmiast, rozległ się głośny huk - uderzenie mężczyzny o bruk. Trójka ludzi widocznie nie była zobowiązana do altruizmu, gdyż niemal natychmiast ruszyła w dalszą drogę, otwierając drzwi i znikając w Itauracji.
    Raphael, naoglądawszy się zbyt wielu filmów, postanowił stanąć do walki z nieznanym przeciwnikiem. Dziecko nie miało zamiaru go przekonywać. Nie miało jednak zamiaru okazywać wdzięczności. Pobiegło, a po przebiegnięciu kilku metrów tylko przeklęło pod nosem. Co? Tego Raphael nie mógł się domyślić, lecz po barwie głosu mógł zrozumieć czym były te słowa - wyrazem niezadowolenia. Dzieciak zniknął tak szybko jak się pojawił, a głosy zaczęły się zbliżać w stronę palącego Raphaela. Oczywiście jeśli mężczyzna chciał walczyć zapalniczką i papierosem to musiał być naprawdę silną osobą, prawda? Bądź głupią. Z drugiej strony ludzie mają zwykle przy sobie ukrytą broń, czy chociażby moce. Kto jednak twierdził, że będzie konieczność ich używania. Co prawda pierwszy człowiek, który wybiegł z uliczki był uzbrojony, nawet celował w Raphaela. Jakiś kucharz, przynajmniej tak można stwierdzić bo białym, lecz bardzo zabrudzonym stroju, którego zwykle używają właśnie kucharze! Zaraz za nim przybiegło jednak dwóch innych mężczyzn w garniturach. Bliższy z nich, ubrany na czarno złapał kucharza za rękę i powiedział.
    -Bądź rozsądny, ten pan nie wygląda jak wandal.
    Po czym, już wtedy, gdy broń kucharza była opuszczona, zrobił krok w stronę Raphaela i powiedział:
    -Bardzo przepraszam za mojego kolegę, lecz zniszczono nam samochody. Czy widział pan może tego wandala, którego trzeba ukarać za to bestialstwo?
    Trzeci na razie stał z tyłu, również paląc papierosa. Ten był ubrany w strój kolorystycznie podchodzący pod błękit, choć przy obecnej pogodzie wydawał się być szary.
    Miranda przysłuchiwała się rozmowie, która zaczęła się gwałtownie, lecz później ucichła, jakby ten wystrzał był nie początkiem wojny, lecz salwą honorową na rzecz pokoju. Kapelusz, bo tak, był to kapelusznik, odpowiedział zupełnie spokojnie:
    -Szef kazał przeprosić i zrekompensować Ci poniesione straty.
    Wtedy też, jego dłoń wsunęła się pod marynarkę, jakby miał stamtąd wyciągnąć pieniądze, czy coś innego co mogłoby być wynagrodzeniem szkód. Tylko pytanie jakich szkód? Tego nie dało się wyczytać z ich słów, lecz arystokrata wyraźnie się uspokoił. Na kilka sekund. Już po chwili z ubrania wysunęła się nie koperta z pieniędzmi, a broń. Miranda nie mogła dostrzec twarzy arystokraty, lecz ten nie ruszał się. Przez te dwie cenne sekundy nie zrobił nawet kroku, a po nich nastąpił strzał. Pierwszy i rogacz poleciał do tyłu, lecz nim upadł pistolet wystrzelił jeszcze trzykrotnie. Gdy głowa zsunęła się z łańcucha, o który wcześniej uderzyła, padł jeszcze jeden ostatni strzał. Wtedy też zauważono Mirandę. Nie jednak zabójca, a ten drugi. Krzyknął głośno.
    -Idioto, tam ktoś jest!
    _________________

    *****
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Sierpień 2012, 08:50   

    Atmosfera nie była jakoś specjalnie luźna, wnioskując z okropnie podniesionego tonu głosu Upiornego Arystokraty, którym zaczął rozmowę z ekscentrycznie ubranym jegomościem w samochodzie. Lecz później, ku wielkiemu zdziwieniu brązowowłosej, cała rozmowa stała się jakby przyjacielską pogawędką, czy też może bardziej konwersacją między szefem bardzo ważnej firmy a pracownikiem jego wspólnika, który ostatnimi czasy coś przeskrobał. Słowa Kapelusznika zresztą dawały tylko takie wrażenie. Chociaż Arystokrata ukazywał się teraz w roli niezadowolonego klienta, ewentualnie jakiegoś znajomego, któremu mężczyzna w zielonej marynarce przedstawił wspaniałe cechy swej firmy, a został jednym słowem wystrychnięty na dudka. Miranda już miała chwalić podejście tego typka, kiedy okazało się, że zamiast jakiegoś miłego prezentu, spod marynarki wyłania się pistolet, który tak miłym podarkiem już nie był. Zwłaszcza, jeśli jego spust został pociągnięty podczas celowania w osobę, która czekała na rekompensatę. Miranda zaklęła cicho pod nosem, kiedy padł pierwszy strzał. Zdenerwował ją nie tylko fakt rogacza, stojącego jak słup, ale też zabójca, który zamiast zwyczajnie pogrozić temu facetowi lufą pistoletu wycelowaną w jego łeb, od razu puścił w ruch cztery pociski. A konkretniej pięć. Ostatni tak "w razie czego". Najgorsze było w tym wszystkim chyba to, że ten styl praktykowała sama Mirka. Wszak niespodzianka w postaci wstającego truposza, który powinien dawno się wykrwawić, nie była niczym miłym. Dlatego zawsze lepiej się upewnić.
    Skupmy się jednak na następnej reakcji brązowowłosej, jaką było zerwanie się i uciekanie co sił w nogach z rynku. Prędkości dodało jej jeszcze zawołanie kierowcy, który zdawał się ją zauważyć. Cała sytuacja była w istocie bardzo kłopotliwa. Zwłaszcza dla Brytyjki, która musiała zachować zdolność trzeźwego myślenia i spokojnego analizowania sytuacji. Uciekała co prawda najszybciej jak się da, ale nie chodziło w tym tylko o samą ucieczkę. Kobieta pobiegła w bok, tak, aby fontanna zasłoniła strzelcowi widok na jej sylwetkę, a co za tym idzie - coby nie mógł oddać nawet jednego celnego strzału. Nad tym, gdzie się brązowooka zatrzyma, podumamy potem. Póki co, miała ona nieodpartą chęć przeszukania zwłok tego głupiego Arystokraty, który najwidoczniej wdał się w jakieś szemrane interesy. Chciała znaleźć w jego marynarce jakieś dokumenty, cokolwiek co wskazałoby na jego tożsamość i kontakty z tymi dwoma osobnikami. Może nawet dowiedziałaby się, kim oni są. W rzeczy samej - ciekawość brała górę nad zdrowym rozsądkiem. Przecież kiedy zacznie tak szperać przy zwłokach, ktoś może ją uznać za morderczynię, a wtedy stałaby się osobą poszukiwaną w Mieście Lalek. Co za tym idzie, na pewno nie miałaby łatwiejszego zadania przy zgłębianiu całej tej sprawy. Szczerze mówiąc, gdyby cała ta sytuacja była tylko filmem, Mirka wybuchłaby śmiechem przed telewizorem. Czemu? Bo zagranie, jakiego dopuścił się Kapelusznik było tak strasznie oklepane i tradycyjne, że ona od dawna znałaby jego poczynania. Ile razy widziało się mafiozów, którzy podjeżdżali gdzieś samochodem, a potem robili kompletną rozwałkę karabinem maszynowym. Ach, te schematy.
    Raphael
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Sierpień 2012, 20:37   

    Czy ja wiem... Nie naoglądał się wcale żadnych filmów, po prostu miał swoje kaprysy i humorki. W ogóle chyba każdy facet lubił co jakiś czas dostać od kogoś po mordzie, albo samemu komuś rozwalić szczenę, czyż nie? No chyba, że się mylę... No cóż... Każdy był inny, a Raph był właśnie człowiekiem zaczepką. Oczywiście, że widział gdy w niego celowano, aż widać był delikatny ruch ręką prawdopodobnie pod płaszcz. Na całe szczęście kolega tego kucharzyny zatrzymał go przed tym czynem. Uff... Gdyby tylko zaczął strzelać nie mogłoby to się dobrze skończyć dla blondyna, jego jedyną szansą byłoby użycie mocy na taką odległość, a to przy tej pogodzie nie jest wcale łatwe. No i właśnie z tego powodu nie chował zapalniczki.
    Gdy tylko usłyszał pytanie mężczyzny, delikatnie skinął głową. Miało to znaczyć, że widział niejakiego wandala. Domyślał się, że nim było to dziecko. Mimo wszystko postanowił mu trochę pomóc.
    -Dziękuję, że zatrzymał pan swego znajomego...
    Były to jego pierwsze słowa, które wypowiedział. Nad kolejnymi zastanowił się kilka sekund, po czym odezwał się po raz kolejny. Tak, zajęło to tylko kilka sekund. Skinął ręką zupełnie w innym kierunku niż pobiegł maluch, wskazał jakąś tam uliczkę.
    -Jeśli chodzi o tego knypka to pobiegł tam. W ogóle jak takie dziecko mogło wam rozwalić samochody?
    Cała sytuacja była dla brązowookiego dosyć komiczna, a jeszcze bardziej zdziwił go sam fakt, że zepsuł samochody. Skąd oni do cholery w tym świecie mają ludzkie pojazdy!? Nad tym będzie się chyba zastanawiał przez najbliższych kilka dni, a na pewno spróbuje zobaczyć czy to prawda. Zaciekawiło go to niezmiernie, jednakże twarz utrzymywał w stoickim spokoju. Była ona niczym z kamienia, bez żadnych uczuć. Co jakiś czas tylko usta otwierał, by wsadzić sobie do nich papierosa i się porządnie zaciągnąć.




    //Wybaczcie za długość moich postów, ale jak na razie nie mam co się bardziej rozpisywać, a do tego towarzyszy sprany beret. Nie martwcie się, jak się rozkręci postaram się więcej pisać.
    Derek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Sierpień 2012, 06:03   

    Scenka była krótka, ale skłaniała do wielu pytań. Dlaczego w takiej sytuacji arystokrata zechciał w ogóle przystanąć? Miał zamiar coś powiedzieć, o czymś poinformować? Derek próbował to odczytać z jego wyrazu twarzy dopóki auto nie odjechało (aby daleko nie zajechać), z powodu niecodzienności tej sytuacji też na moment przystanął. Przeprosiny przyjął z miną niejaką, nie zdradzał wiele więcej niż, że po prostu był w tym miejscu. Nie udawać wiedzącego, ale i robienie z siebie idioty to kretyński pomysł. Tym niemniej... dlaczego. Zmarszczył lekko brwi w zamyśleniu, odprowadzając delikwenta wzrokiem, myślami jednak analizował kwestię samochodu. Cóż, jedna rzecz była oczywista: miejsce musiało mieć na stronie spory plac, który by pomieścił tak "dyliżans", jak i zwierzynę (Derek powinien wiedzieć czy to nie uliczka, auto wyjeżdżało z naprzeciwka - gdyby to była uliczka, wyminąłby ją i raczej zanotował ten fakt). Ruszył spokojnym krokiem, zadumany nad cokolwiek niecodzienną sytuacją, kiedy z zamyślenia go wyrwał krzyk.
    I to wyrwał błyskawicznie - Derek miał szybki refleks, wystrzelił piorunem w stronę jego źródła i nieomal odruchowo sięgnął pod kamizelę. Nim jednak wyjął broń, postać spadła na ziemię.
    Po drodze usiłował dojrzeć czy ktoś stał w oknie z którego wypadł mężczyzna. Zmrużył lekko powieki, adrenalina skoczyła, źrenice rozszerzyły się. Głowę przeczesał w poszukiwaniu informacji z których by wynikało czy wypadł, czy go wypchnięto z okna - widział co się stało, powinien mieć przynajmniej wskazówki kierujące go na konkretny trop (tak działa kryminalistyka, którą przecież studiował w akademii policyjnen). Poszkodowany. Przyklęknął, nie wyjmując już broni (no, chyba, że z okna ktoś zaczął strzelać czy coś) i od razu sprawdził funkcje życiowe, przytomność, obrażenia zewnętrzne, nie ruszając jednak ofiary - uszkodzenia kręgosłupa. Nie wiedział na ile mógł liczyć na to, że ów przeżył - upadek wyglądał bardzo niefortunnie.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 8 Sierpień 2012, 13:12   

    Derek bardzo szybko dobiegł do człowieka, który wypadł z okna. Mężczyzna od razu przystąpił do pierwszej pomocy, a przynajmniej do oceny stanu poszkodowanego, lecz tutaj mógł się spotkać z czymś, do czego nie przygotowały go żadne kursy odbywane w dawnych latach. Skóra nie była taka jak powinna, przy dotknięciu oderwanie palców wymagało nieco więcej siły niż zwykle. Teraz można było zauważyć, że był do niej przyklejony również strój, przynajmniej ta jego część, która miała bezpośredni kontakt z ciałem nieznajomego. Co więcej osoba leżąca na bruku nie wykazywała nawet najmniejszych oznak życia, a pomimo to ruszyła ręką i wydała z siebie dźwięk - jakby jęk bólu. W oknie natomiast nie było nikogo, tylko jakiś cień przesuwał się po ścianie, jego właściciel zapewne opuszczał pomieszczenie. Zasłony również się poruszały, lecz głównie ze względu na postać, która kilka chwil wcześniej o nie zahaczyła. Nie było więc niczego, co mogłoby się wydać niebezpieczne. Nikt też specjalnie nie przejął się upadkiem tego człowieka. Para na ławce wciąż zajęta była sobą, a kłócąca się gromadka zniknęła gdzieś w bocznej uliczce. Tylko jakiś mężczyzna, który pojawił się znikąd, szedł właśnie w waszą stronę. Może jednak zwykły przechodzień, był daleko. Jego strój składał się z karykaturalnych spodni, w których prawa nogawka przylegała ściśle do ciała, za to lewa była trzykrotnie za szeroka i przy odrobinach starań łatwo byłoby przerobić ją na sukienkę. Górna część stroju to zwykła koszula w czerwone, pionowe pasy. Na głowie jeszcze czapka z daszkiem i tak ubrany człowiek (żeby nie mówić dziwadło) zmierzał w stronę leżącego i Dereka.
    Raphael postanowił nie słuchać dziecka i pomóc nieznajomym, którzy byli dość ekscentryczni. W końcu fakt posiadania samochodów nie był codziennością w tym świecie. Z drugiej strony warto sobie zadać pytanie dlaczego to dziecko miałoby niszczyć jakiekolwiek pojazdy? Również czy ludzie z bronią są na pewno godni zaufania. Mężczyzna uznał zapewne, że nie, skoro wprowadził ich w błąd. Dwójka mężczyzn, ta spokojniejsza dwójka ruszyła od razu we wskazanym kierunku. Jeden z nich, ten sam, który uprzednio mówił, teraz dodał do tej konwersacji jeszcze jedno zdanie.
    -Dziękuję za pomoc i raz jeszcze przepraszam za kolegę.
    Tymczasem kucharz, czy człowiek na niego wyglądający ruszył w twoją stronę. Gdy dotarł, a był lekko przygruby, poklepał cię po ramieniu. W tym czasie pozostała dwójka zniknęła już w uliczce.
    -Napijesz się ze mną?
    Widocznie ktoś przerwał im małe przyjęcie, ale z drugiej strony kucharz wydawał się być człowiekiem prostym i choć mogącym się niekiedy wydawać nieokrzesanym, to z dobrym sercem. Przynajmniej tak można wnioskować po jego geście, czy tonie głosu. Z drugiej strony taki sam należy często do sadystów.
    Miranda znalazła się w naprawdę nieciekawej sytuacji. Na szczęście jednak osoba, która strzelała do arystokraty nie była mistrzem w posługiwaniu się bronią białą. W końcu tam gdzie można było zmarnować jedną kulę, przy wiedzy o ludzkim ciele i umiejętności posługiwania się bronią białą, zużyto zaledwie jedną. Co nie zmienia faktu, że konieczna była teraz ucieczka i to jak najszybsza. Nie wiadomo w końcu, czy ci ludzie w istocie nie są jakąś mafią i nie wyciągną za chwilę broni maszynowej, przy której ucieczka będzie znacznie trudniejsza. Dziewczyna biegła tak, że w linii prostej była zarówno fontanna jak i samochód, a do tego jeszcze jedna z uliczek prowadzących gdzieś w głąb tego miasta. Aktualnie to właśnie do ostatniego z miejsc kierowała się Miranda, zasłonięta przed strzałami. Padł jednak tylko jeden, lecz uderzył o bruk o metr od stóp dziewczyny. Słychać było jak samochód rusza, tuż po tym jak zamknęły się drzwi. Było to na tyle głośne trzaśnięcie, że nawet stukot butów uderzających o bruk nie był wstanie go przytłumić. Może ktoś wysiadł? Nie wiadomo, bo teraz słychać było znów ten sam silnik. Już płotek, raczej łańcuch. wystarczyło go przeskoczyć. Właśnie wtedy do uszu Mirandy dotarł dźwięk krzyku, który był słyszalny pomimo warkotu samochodu.
    -Stój dziewczynko, chcemy tylko porozmawiać.
    Był to ten sam głos, który należał do strzelającego. Jeśli w tym czasie Miranda spojrzy w tamtym kierunku, choćby na chwilę podczas przeskakiwania przez łańcuch, może ujrzeć, że tamten człowiek ładuje właśnie kule do swojego rewolweru i biegnie w twoim kierunku.
    -Nie mam zamiar nic ci robić, tamten człowiek zasłużył na taki los.
    Wciąż krzyczał, chociaż był już w połowie placu, a samochód zniknął za jedną z kamienic.
    _________________

    *****
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Sierpień 2012, 14:42   

    "Chyba zbyt długo nie biegałam..."
    Mruknęła w myślach Miranda, znikając strzelcowi z oczu za fontanną. Rzeczywiście, ostatni jej sprint był chyba dopiero po nieudanej walce z Rei, gdzie policjanci okazali się niestety zbyt mądrymi. Ale wtedy nikt jej nawet nie gonił bo żaden z oficerów nie zdążył przyswoić faktu, że Mirki już przy radiowozie nie było. A teraz? Teraz biegła w jakąś uliczkę, nawet nie mając pojęcia dokąd ona prowadzi. Podłoże było cholernie śliskie, ale to już tylko malutki szczegół. Chyba gorszym faktem było wznowienie się odgłosów silnika, kiedy to Brytyjka zaczęła uciekać. Oczywiście zaklęła tradycyjnie pod nosem, nie zwalniając z tempa. Kiedy pocisk wystrzelony w jej stronę trafił w bruk nieopodal, brązowowłosa aż podskoczyła instynktownie. W myślach skarciła się za to i zaczęła biec dalej. Ostatnia strzelanina, również z Rei, nie była specjalnie wymagająca. Dziewczyna nie trafiała większością wystrzelonych kul, a ta tutaj trafiła aż nazbyt blisko, przez co u Stracha wywołany został... pewien strach?
    W każdym bądź razie, nawet po ukazaniu swojej słabości, kobieta biegła dalej. Co prawda zaciekawił ją dźwięk zamykanych drzwi od samochodu, ale jakoś nie miała zamiaru obracać się, czy też zatrzymywać, aby tylko zobaczyć, czy to na pewno strzelec z niego wysiada. Brązowe oczy utkwiły na łańcuchu, znaczącym granicę rynku. Wystarczyło przeskoczyć tę jedną, małą przeszkodę, a wolność była na wyciągnięcie ręki. Przynajmniej teoretycznie, bo kierowca samochodu, który chyba postanowił się wycwanić, jakby odjechał. Warkot silnika był coraz cichszy, a to nasuwa tylko jeden wniosek. W każdym bądź razie, nieoficjalna atletka (która teoretycznie powinna występować na Olimpiadzie, ale to szczegół) jednym, zwinnym susem przeskoczyła przez łańcuch i wykorzystała ułamek sekundy, aby spojrzeć za siebie i dostrzec ładującego swój rewolwer mężczyznę. Zatrzymała się, przodem do niego. Zaczęła się przy tym głośno śmiać. Ale nie tak zwyczajnie śmiać. Był to raczej śmiech szaleńczy, jakby brązowowłosa miała jakiegoś asa w rękawie. Licząc na to, że oprych zachowa się tak schematycznie, jak dotychczas (pierwszy schemat opisywany wcześniej oraz drugi, typu "Chodź, nie skrzywdzę cię! <bum!>"), a mianowicie spojrzy na dwudziestolatkę, coby ta mogła nawiązać z nim kontakt wzrokowy.
    Jej oczy zmieniły się w dwie czarne plamy, a użycie mocy zostało dokonane. Facet powinien teraz zmierzyć się ze swoimi najskrzętniej ukrywanymi lękami. Jeśli jednak ten manewr nie zadziała... Adios, Mirando.
    Raphael
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 9 Sierpień 2012, 11:12   

    Rzeczywiście... Dzieciak rozwalający samochody, no cóż. Ten świat z dnia na dzień zadziwia Raphael'a coraz to bardziej i bardziej. Na prawdę, spotyka ciągle jakieś dziwne istoty, teraz jeszcze ludzkie pojazdy, broń. Przykre jest to, że taka piękna Kraina Luster jest coraz bardziej unowocześniana przez istotki, które chyba za długo były wśród ludzi. W ogóle mężczyzna miał nadzieję, że pobiegną w trójkę za tym dzieckiem, a on sobie przelotnie spojrzy co tam się tak na prawdę dzieje. Nie poszło zbytnio po jego myśli.
    -Nie trzeba dziękować. Najważniejsze, że nic się nie stało.
    Widząc kucharza, który zbliża się do niego, miał przez chwilę nieprzyjemne myśli. W końcu nie był pewien czy znowu czegoś nie odwali i wyciągnie spluwę. Warto być ostrożnym... Na całe szczęście kucharzyna podchodzi, bo gdyby się oddalał to Tris nie miałby żadnych szans z nim. Nigdy nie posługiwał się bronią na dystans, zawsze walczył w zwarciu.
    Nagle usłyszał dosyć miły głos mężczyzny. Do tego spytał się go o taką rzecz, której by się nigdy nie spodziewał. Dostał przebłysk świadomości i wpadł na pewien pomysł. Faktycznie, dosyć niebezpieczny, ale warto spróbować. Otóż jak wcześniej wspomniane było stracił okazję na sprawdzenie co tam się stało. Teraz wpadł na pomysł, że spojrzy na wszystko z bliska idąc z tym mężczyzną. Jednakże wziął pod uwagę niebezpieczeństwo, nuż to się okaże, że zechce zabić Lunatyka w ustronniejszym miejscu? W najgorszym wypadku spróbuje z nim walczyć...
    -Jesteś tego pewien? Ponoć mam mocną głowę.
    Na twarzy brązowookiego zagościł delikatny uśmiech. Chciał pokazał tą swoją lepszą stronę, tą o wiele milszą i przyjemniejszą. Nie warto by było teraz zgrywać wielkiego ważniaka, kochającego się bić. Jeszcze, by nie dał rady. Chociaż... Dostałby w końcu po mordzie, może by się oduczył niektórych rzeczy. Wszystko się niedługo okaże.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,22 sekundy. Zapytań do SQL: 9