• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Obrzeża Miasta » Opuszczona Kamienica
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Louis Arthur Carpenter
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Lipiec 2012, 16:07   

    Rany... zupełnie jakby na jej biednych, małych oczkach ktoś zarżnął małego kota. dziewczyna płakała, płakała i jeszcze raz - płakała, wprawiając obserwatora w niemałe zakłopotanie. Nie umiał w tym momencie podejść, objąć ramieniem i pocieszyć, stał więc jak głupi i zastanawiał się kiedy pogoda ulegnie poprawie. Przestąpił z nogi na nogę, pobłądził wzrokiem po ścianach w tym cokolwiek upiornym korytarzu, słowem - szukał metody aby odciągnąć myśli od sprawy którą powinien się zająć. Przy okazji takowa wywoływała u niego narastające zagubienie, szczególnie kiedy zaczął słyszeć cokolwiek mętne, niejasne tłumaczenia. Marionetka. Rany, ciekawy dobór słów... Amonit? Hah? Dziwne to imię.
    - Zdarza się - rzekł trochę głucho na jej wypowiedź komentującą pogodę. Co innego miał rzec? Nie wpadłby chwilowo na nic bardziej błyskotliwego, a jeszcze sytuacja kiedy piorun ujmując to dosadnie jebnął, kompletnie go skołowała. Spojrzał więc na dziewczynę nie bez zakłopotania, najpierw uniósł ręce aby coś z nimi zrobić (po głowie poklepać? Nic mu mądrzejszego nie przychodziło na myśl) ale potem chyba zrezygnował, bo ułożył je wzdłuż ciała i przykucnął naprzeciwko płaczącej. Widać było, że sytuacja jest dla niego co najmniej problematyczna a po tym co powiedział, dało się wywnioskować, że nie należał do mistrzów dobierania słów.
    - Słuchaj, wszystko będzie dobrze... - zaczął niepewnie. - Burze zazwyczaj nie trwają zbyt długo, ta nawałnica przejdzie i... ee, będzie świeże powietrze.
    Mógłby dostać Nobla za pocieszanie, takim był geniuszem. Albo jakiś odpowiednik nagrody Darwina, czy cokolwiek innego co też by oddawało błyskotliwość jego wypowiedzi.
    - Poza tym w kamienicę nie pizgnie, jest za niska. Tam dalej jest wieża radiowa, pewnie w nią uderzyło.
    Pokiwał sobie jeszcze głową jakby na potwierdzenie własnych słów. No bo, miał najpewniej rację - chociaż nie sądził, że tego typu racjonalne argumenty do niej przemówią. Postanowił więc podejść do problemu z innej strony.
    - Jak daleko stąd jest do twojego domu? - zapytał.
    Aménité



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Lipiec 2012, 16:26   

    Zamyśliła się tylko na chwilkę. Podczas tego główkowania łzy samoczynnie stanęły w miejscu. Nagle dał się słyszeć kolejne, potężne uderzenie pioruna i niesamowity trzask. Jakby coś się waliło całkiem bliziutko. To spowodowało nagły napad płaczu. Nie wiadomo czemu tak panicznie bała się burzy, ale to pewnie przez to, iż wpojono w nią zamiłowanie do ciszy i spokoju. A te odgłosy, jak najbardziej ją niszczyły. Nie miała nic przeciwko dudniącym kosteczkom lodu, lecz niestety to już było dla jej nerwów za dużo ! Organizm chcąc je jakoś rozładować, musiał reagować na grzmot i zmusić dziewczynkę do płaczu.
    - Ale czemu akurat dziś, akurat wtedy gdy miałam ochotę poznać WASZ świat ?! - z niezwykle, dorośle naburmuszoną, lecz jednak poprzez łzy bardzo dziecinną miną spoglądała spod kosmyków włosów na mężczyznę klęczącego obok. Na słowa pocieszenia, jakie wysłał w jej stronę nieznajomy parsknęła tylko śmiechem. W pewnym momencie aż zanosiła się od niego. Ponownie łzy zaczęły cieknąć stróżkami, ale tym razem ze śmiechu. Aménité była wyjątkowo wrażliwą laleczką, co przyznawało towarzystwo kręcące się nieopodal niej. Ach ta cięta riposta towarzysza. Nie mogła wręcz posiąść ze śmiechu. Pomału zaczął ją boleć brzuch, lecz o końcu chichotania nie było mowy. Po pytaniu chłopaka, wreszcie, jakimś cudem opanowała się i zdobyła na krótką, lecz bardzo treściwą odpowiedź : - Mieszkam w Krainie Luster, to dość daleko - po czym znów zaczęła chichotać, choć już nie tak intensywnie jak przedtem. Czasem tłumiła śmiech kaszlem, spowodowanym zapewne przesileniem gardła, lecz to tylko na chwilę uspakajało krtań Aménité. W końcu wzięła głęboki oddech i jeszcze raz, raz krótki zachichotała uroczo. Otarła łzy i spojrzała w oczy mężczyzny. Najpewniej ten śmiech nie był wskazany, ani mile widziany, ale sposób tłumaczenia i wybrnięcia nieznajomego z sytuacji, był po prostu prze komiczny ! Ach Ci mężczyźni .., pomyślała w głębi serca i tylko uśmiechnęła się nieznacznie do towarzysza.
    Louis Arthur Carpenter
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Lipiec 2012, 18:46   

    Louis czuł się jak gepard który zobaczył małą gazelę płaczącą nad zmarłą mamą. I wtedy zaczął próbować ją pocieszać, że wszystko będzie dobrze i w ogóle, no i jakkolwiek dobrze by mu nie szło i by się w tej specyficznej roli nie zatracał, miał wrażenie, że coś musiało być nie tak. Tak, ta cokolwiek zawiła metafora mniej więcej oddawała co się działo w jego głowie, ba, Lu nawet widział "oczyma duszy" tego geparda i tę gazelę. I to nadal wydawało mu się głupie. Nagły napad paniki ze strony dziewczyny przyjął więc zimnym dreszczem (dziwna, obca dziewczynka która panikuje w takim miejscu się znalazłszy zaiste niebezpieczna być może - rzekł Yoda) i lekko się zjeżył, dopiero kiedy zrozumiał, że jej lament był w kierunku tylko i wyłącznie pogody, co nieco się uspokoił. Nikt go nie zaszlachtuje nożem. Jej. Życie jest, kurwa, piękne.
    Jej napady śmiechu go co nieco skołowały. To znaczy, jeśli młodzian wcześniej był z lekka zaskoczony całością sytuacji, tak w tym momencie ta kompletnie wyrwała się umysłowi z ram logicznych i zaczęła tańczyć wesołego kankana w jego głowie. Bo inaczej znaleźć dla niej żadnej podstawy arytmetycznej się nie dało. Podrapał się więc po głowie, odsunął o krok i tylko bezsilnie obserwował coś, co mogło stać się jednocześnie dla niego napadem szału, zwykłą komedią ale i nagłym momentem na eksplozję negatywnych emocji które mogły się w tej głowie długo kłębić. A on nie miał ochoty na padanie ich ofiarą... bynajmniej. Dlatego też jej odpowiedź przyjął z niejaką ulgą, że żadne trujące pnącza go nie oplotły i to nie było tak, że właśnie umierał bo naciągnął tę strunę której nie powinien. A z tego co mała mówiła, cóż, ryzykował wiele jako człowiek w obecności nieczłowieka.
    Ciężko opisać jak ogromne w tym momencie miał wrażenie niemocy, jak bardzo go owo przymusiło do schowania dłoni w kieszeń i zaciśnięcia jej w pięść. To nie była dziewczyny wina, ale... poczuł się słabo. Zastanawiała go jedna rzecz. Trochę szorstko o nią więc zapytał, zanim pomyślał ile ryzykuje.
    - Skoro nie jesteś człowiekiem i masz te zajebiste zdolności, dlaczego w ogóle boisz się czegoś tak trywialnego jak burza? - Ton mógł mieć trochę nieprzyjemny. Nieszczególnie nad nim panował. Dopiero po chwili opamiętał się, trzepnął otwartą dłonią o czoło i rzucił szybko:
    - Przepraszam. Mam ograniczony umysł.
    Aménité



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Lipiec 2012, 18:13   

    Chodź poprzedzający łzy napad śmiech nie był zbyt normalny czy choćby przypuszczalny, to jednak nie wstydziła się go. Jej organizm i mózg, jak najbardziej objął go i zaakceptował. Może nie cieszyła się z takiego obrotu sprawi i chciała bardzo przeprosić chłopaka i jakoś wynagrodzić mu swoje karygodne zachowanie, ale to nie było jej mocną stroną. Zdołała skromnie wydusić z siebie :
    - Przepraszam ... - i zamilkła. Na zewnątrz jakby trochę się uspokoiło. Seria bladych błysków i pojedyncze uderzenia. Wciągnęła tylko trochę powietrza w płuca i część wydmuchała wraz z przypływem zimna. Delikatnie wzdrygnęła ciałem i przeniosła wzrok z podłogi na młodzieńca. Zakrzywiła usta w sztucznym uśmiechu i przetarła czoło. Natarczywe bębnienie deszczu powodowało załamania psychiki młodej dziewczynki. Faktycznie popadanie w monotonię, to niszczenie siebie, swojej osobowości i istot wokół. Uwolniła rączki z barków i przyłożyła palce do czoła. Zaczęła masować skronie opuszkami i powoli, głęboko oddychać. Teraz słowa wypowiedziane przez nieznajomego zdusiły emocje Aménité. Już zbierała coś w główce by spróbować odpowiedzieć, ale przeprosiny poprzedziły dźwięk jej głosu. - Nie, nie przepraszaj. To ja powinnam przeprosić ... - szepnęła niemrawo o westchnęła głucho. Wiatr nagłym podmuchem wpadł do kamienicy i zerwał kapelusz Aménité z głowy. Strach wlał się do oczu dziewczynki. Ogarnął całe ciało. Kapelusik poleciał na drugi koniec korytarza i zawisł na gwoździu, którego za chiny nie ściągnęłaby, nawet jeśli miałaby skakać. Do oczu garnęły się łzy. Dolna szczęka zaczęła się trząść. Zaczęła płakać. Nie mogła przestać. Tak kochała swój cylinderek, że wręcz nie możliwe było jej wyobrazić sobie jego brak. To był prezent na dwunaste urodziny od Nathana. Załkała i całkowitymi resztkami sił rzuciła się w pogoń za skarbem.
    Louis Arthur Carpenter
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Lipiec 2012, 07:40   

    Louis, wychodziło, należał do tych prostych istot które w pewnym momencie zatracały poczucie rzeczywistości i podążały za cokolwiek prozaiczną logiką kiedy to realia od niej poczynały odstępować. Z tymże więc się spotkał - właśnie w tym ówczesnym momencie, kiedy jego oczy lekko błysnęły od uderzających za oknem piorunów a wzrok podążył za sylwetką pewnej młodej, drobnej dziewczyny przyznającej się otwarcie do niekoniecznie ludzkiej tożsamości, która najwyraźniej odchodziła od zmysłów z powodu czegoś takiego jak burza. Fobia, fobia, to chyba przekraczało jej granice. Jeszcze na dodatek zaczęła płakać, jakby jej świat się skończył. Było to beznadziejnie, straszliwie, okropnie wręcz oderwane od rzeczywistości. Taki patos, taką rozpacz się widywało na deskach teatru, w kinie czy telewizji jako dosłowne przedstawienie tego co się rodzi w młodzieńczej głowie jako nieśmiała wizja ekspresji uczuć. Tymczasem jemu się udało ujrzeć ten spektakl na żywo, co było jednocześnie zasmucające, zaskakujące i na swój sposób estetycznie nietuzinkowe. Mrugnął więc w pewnym momencie na drugie przeprosiny.
    - Na litość... - zaczął, kiedy to uderzył kolejny piorun. Miał zamiar powiedzieć coś zupełnie niezgodnego z myślami, ale nie udało się bo rozpacz przybrała wymiary abstrakcyjne, wyrwała się rzeczywistości z objęć i uciekła w odległe zakamarki szaleństwa. Bo kapelusz. Bo ten niezwykle cenny kapelusz. I nawet pomógłby ale tylko wyciągnął rękę i jakby stęknął, usiłując coś powiedzieć. Powstrzymała go lekka obawa przed niezapowiedzianym aktem agresji wywołanym świadomością, że kapelusz jest święty. Bo był. To z całą pewnością, z jakichś przyczyn.
    - To miejsce odbiera ci zmysły - powiedział wreszcie nie bez zdziwienia. - Serio. Potrzebujesz normalności i herbaty.
    Z rzadka mówił komuś, że potrzebował normy czy rutyny - nie był im raczej orzychylny, irytowały go jak mało co. Ale może niektórych to właśnie powstrzymywało od szaleństwa? Co mógł powiedzieć, żeby ją uspokoić, że wszystko będzie dobrze? Jeśli targało nią jeszcze coś innego, mógł się nieźle sparzyć. A nie miał ochoty.
    Aménité



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Lipiec 2012, 19:28   .

    Teraz myśli garnęły tylko do własności, którą przed chwilą utraciła. Słysząc głuche słowa towarzysza nie odwracała się nawet, tylko stłumionym jękiem odpowiedziała :
    - Niczego teraz nie potrzebuję ! Tylko jego ...
    Przez łzy nie widziała nawet drogi przed sobą. W pewnym momencie wpadła na coś, zupełnie nie wiedziała na co ... Zahaczyła o to "coś" nogą i swoim kruchym ciałkiem upadła na posadzkę. Płacz na chwilę przerodził się w dźwięk bólu. Ale pozdzierane kolanka i ręce nie były przeszkodą do dalszego pościgu za jej całym "dorobkiem". Na ślepo, z krwawiącymi dłońmi i kolanami biegła przed siebie, nie zważając na poprzedzające jej kroki błyskawice i uderzenia piorunów. Chwiejnym krokiem z zalanymi oczami podbiegła do schodów i weszła na kilka stopni. Chwilę później starała się już wejść na poręcz. Za pierwszym razem poślizgnęła się spadał na schody, za drugim, wiotkim ruchem stanęła na cienkiej, spróchniałej desce i starała się dojść do gwoździa. Każdy krok sprawiał perfidny ból, ale nie to było najważniejsze, nie przeszkadzało w dążeniu do odzyskania szczęścia. Brodziła we własnych łzach. W ironicznej kałuży kropel ... Nie była już pewna czy kiedykolwiek odzyska to szczęście, ale warto było wierzyć. Tempe uczucie, duszące w niej strach, a zarazem nadzieję ogłuszało wszystko i naciskało na teraźniejszość.
    Louis Arthur Carpenter
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Lipiec 2012, 11:11   

    Objaśniając, jak to mniej więcej wyglądało z boku:
    Marionetka na klęczkach płacząc zgubiła kapelusz. Dalej płacząc ruszyła w jego stronę, wywaliła się, poczołgała się (czy coś), zleciała ze schodów, uniosła się z trudem i zaczęła iść trochę jak zombie w kierunku kapelusza, ciągle płacząc. Ba, płakała tyle, że całą buzię miałą mokrą, o odzieży nie wspominając.
    Zaczęło się rozpogadzać. Pioruny uderzały coraz rzadziej, przede wszystkim jednak wiatr zaczął przeganiać chmury i spomiędzy tychże wkrótce wyjrzało słońce. Wewnętrzny meteoropata się ucieszył. Zewnętrzny Louis już nie. Dlaczego? Cóż, trochę się swojej nowej koleżanki przestraszył. Zachowywała się dla niego tak histerycznie, że odruchowo odsunął się o krok a i drzwi wydawały się kuszącą opcją. Naprawdę, strach go obleciał. Dlaczego po prostu nie spalił i nie poszedł, dlaczego się zainteresował? Zadzwoniłby gdzieś, do kogoś, że dziewczę histeryzuje i przydałaby mu się fachowa pomoc ale mała nie była człowiekiem, kwestia rodziców zdawała się nader względną a no i nie była człowiekiem, nie miała dokumentów. Nie no, zmroziło go. Tak porządnie. Żałował, że się odezwał, że tu wszedł i się w ogóle zainteresował. Kurde, był kretynem, powinien zawsze ważyć przede wszystkim na własne sprawy.
    Postanowił więc z terapią szokową.
    - Uspokój się! - krzyknął nagle, bez zapowiedzi, dość głośno aby przekrzyczeć jeden z ostatnich piorunów jakie uderzyły. - Na litość borską, ile ty masz lat! Cztery?!
    Po tym krzyku poczekał na reakcję. Gdyby była pozytywna, powinien się wziąć za opatrywanie dziewczynie kolan, jak nie - będzie spierdalać ile sił w nogach w kierunku drzwi. Nie miał zamiaru obrywać za cudzą paranoję. To jakoś tak... nie w jego stylu. Dlatego, choć wyprostowany, stał w pozycji jak najbardziej gotowej do szybkiego obrotu a następnie - opuszczenia tego miejsca. Mięśnie miał zesztywniałe, źrenice szerokie, zęby lekko zaciśnięte.
    Był przestraszony.
    Aménité



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Lipiec 2012, 14:41   

    Szlochała, nie zważając na burzę, potworną kamienicę i to, że zaraz może się zabić. Tylko jeden niewłaściwy, niepewny ruch i po niej. Zagryzła mocno wargi. Prawie do krwi. Zagryzła i nie chciała puścić. Było już tak blisko. Tak blisko do wymarzonego celu. Do kapelusza, który był jej talizmanem. Chronił ją od złego. Dzięki niemu czuła, że Nathan jest przy niej. Gdyby miała myśleć o jego stracie, o czymś tak okropnym, nie poradziłaby sobie sama ze sobą. Cóż się dziwić, dziewczynka miała zaledwie czternaście lat, a już sama szlajała się po świecie. Mężczyzna powinien ją zrozumieć. Tym bardziej, że kapelusz był jedyną pamiątką po jej stwórcy, po kimś kto dawał jej miłość. Obdarzał ją szczęściem i uczuciem, jako jedyny. Teraz Aménité na prawdę potrzebowała pomocy. Czegoś co wsparłoby ją na duchu, pomogło przetrwać trudne chwile. Ale niczego ani nikogo takiego nie było. Cichnąca burza z lekka uspokoiła dziewczynkę, ale widok kapelusika wiszącego daleko od niej, nadal powodował ból i cierpienie. Głos mężczyzny jeszcze bardziej spotęgował strach. Nie zwracając uwagi na to, iż stoi praktycznie na niczym, gwałtownym ruchem obróciła się w jego stronę. Zachwiała się zagryzając jeszcze mocniej wargę. Płacz jakby ucichł. Teraz Aménitka stała, jak niewinna malutka dziewczynka. Jakby nie miała nikogo i niczego ( ba w zasadzie tak też było ). Mrużyła tylko delikatnie oczy i powstrzymywała się od płaczu. Serduszko bardzo bolało, ale nie była nawet w stanie odpowiedzieć nieznajomemu. Teraz już nie zważała na to czy spadnie, czy też jakiś cud utrzyma ją przy życiu. Chwiała się coraz silniej i niezgrabniej. Nie łapała równowagi. Złożyła rączki, jakby łapała męską dłoń i opuściła główkę. Wyglądała tak potwornie źle, ale czy to ważne ? ...
    Louis Arthur Carpenter
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Lipiec 2012, 14:54   

    Nie wiedział co zrobić dalej. Dziewczyna istotnie, zareagowała, ale nie tak jak powinna więc absolutnie nie miał planu czy choćby pomysłu na dalszy ciąg tej wielkiej improwizacji. Dlatego może cicho stęknął i wykonał kilka sążnistych kroków w kierunku kapelusza, kląc dość ostro pod nosem. Chwycił przedmiot nieco niedbale, obrócił się na pięcie, podszedł i podał dziewczynie. Przy okazji powiedział:
    - Zachowujesz się jak pieprzona histeryczka.
    Starał się zachowywać twardą, stanowczą postawę bo, cóż, okazanie słabości by mogło się źle skończyć. Nie zmieniało to jednak faktu, że czuł się kretyńsko, ręce mu z lekka dygotały ale to mógłby zrzucić na kawę którą wypił rano. I tę drugą kawę. No i może jeszcze trzecią... Nerwowo poprawił opadającą mu na oczy grzywkę w kolorze kalarepy, po czym spojrzał na młodą, wzdychając naprawdę ciężko.
    - Potrzebujesz jakiegoś opatrunku. Daj koszulę - zakomenderował. Robiło się ciepło, nie powinna więc potrzebować wilgotnej, sztruksowej koszuli, tymczasem jemu przydałoby się cokolwiek. Sam zaczął się rozglądać za czymś, na czym mógłby ją rozpruć, przedtem jednak musiał dostać odpowiedź.
    Widać było, że był rozeźlony. Źródłem tej agresji był lekki przestrach, z jego perspektywy bowiem takie zachowanie wykraczało poza ramy wywołujące współczucie. Takiej czarnej rozpaczy się nie ma podczas burzy kiedy ci spadnie kapelusz, to może na jakimś pogrzebie czy czymś, ale co on tam wiedział, może nieludzie mieli w zwyczaju eksplodować emocjonalnie. Jeśli tak - przeszedł go lekki dreszcz - miał, delikatnie ujmując, przejebane. I to tak solidnie.
    Irytujące. Był nieprzygotowany, absolutnie, miał przed sobą studia, chciał w domu zacząć szyć tę zamówioną sukienkę! Szlag! A tymczasem dzień mu się niesamowicie... przedłużał. I trudno było określić ile to jeszcze potrwa bo takiej jednostki się samej nie zostawia (Lu nie lubił znieczulicy) a nie mógł jej nigdzie zawlec.
    - Kurwa - mruknął w pewnym momencie pod nosem.
    Aménité



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Lipiec 2012, 16:06   

    Przełknęła bardzo nieznacznie ślinę i złapała drżącą dłonią skarb. Trzymała go kurczowo, wręcz najmocniej jak potrafiła, by wiatr znów nie wywiał jej go z rąk. Serce waliło, ale tym razem chyba ze szczęścia. Cały czas milczała. Przycisnęła zgubę do serca i uroniła łzę. Jedną jedyną. Malutką, prawie niewidoczną. Otarła ją szybko.
    - Już nigdy cię nie zgubię, obiecuję. Nath, wybacz mi ... To był przypadek - wyszeptała, prawie całkowicie głucho, ale kamienica bezwzględnie niosła słowa. Grad ucichł, teraz kropił już tylko deszcz. Nie tak mocno jak wcześniej, ale też nie wystarczająco cicho, żeby dziewczynka całkowicie się uspokoiła. Nadal tkwiło w niej coś na kształt poczucia winy. Coś co dusiła w sobie i nie mogła nikomu o tym opowiedzieć. Chciała tylko kogoś komu mogłaby zaufać ... Marzenia ! Na komendę mężczyzny skinęła tylko główką i dalej chwiejąc się na cienkiej desce zaczęła zsuwać z siebie koszulę. Zagrzała się. Nie wyglądała normalnie w przydużawym płótnie, wręcz przeciwnie. Wyglądała komicznie ! Długie rękawy zwisające poza palce, dobrze, że musiała ją ściągnąć. Dalej przytulała kapelusz i nie trzymała równowagi. Podała chłopakowi odzienie i mocniej nacisnęła na wargę. Skóra pękła, strużka krwi popłynęła dolną wargą i brodą dziewczynki. Nie zważała na to. Uśmiechnęła się tylko do wybawiciela i mruknęła, prawie nieznacznie : - Dziękuję ...
    Nie godna była jego pomocy, ale była mu niezwykle wdzięczna. Tylko ... Jak mu się teraz odwdzięczyć ? ...
    Louis Arthur Carpenter
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Lipiec 2012, 18:28   

    Louis przez moment przyglądał się scenie pojednania z lekko uniesionymi brwiami, następnie odwrócił wzrok, jak i myśli, od tej sceny. Teoretycznie przywiązanie do rzeczy martwej było mniej zdradliwe niż to wykazywane względem ludzi - w końcu, ani lalka, ani kapelusz nigdy noża w plecy nie wbiją, o czym się kilka razy zdołało przekonać nawet tak aspołeczne jestestwo jak Lu. Tymczasem można było do nich gadać w nieskończoność, denerwować się, drzeć, potem znowu szyć i po cichu przepraszać za swą brutalność, one zaś tylko milczały na zgodę. Piękna cecha. Czasem przypuszczał, że nie dostrzegłby chwili w której zostałby wariatem dlatego, że przedmioty martwe milczałyby do niego zamiast mówić, czego nawet by nie zauważył, szczęśliwy ignorant. Uśmiechnął się pod nosem do tej myśli i przejął koszulę. Obrócił się potem lekko na pięcie, komenderując przy okazji:
    - Usiądź na chwilę na schodach.
    Oczywistym było, że nie potrafiłby samodzielnie, ot tak, rozwalić koszuli, był na to zwyczajnie za słaby. W domu wystarczały mu dla słodkiej świadomości niesienia zniszczenia nożyczki krawieckie lub ostry nóż, tymczasem tu czegoś takiego brakowało. Postanowił więc, w myślach żegnając ukochaną mu bo jedną z pierwszych samodzielnie kupionych rzeczy, użyć gwoździa coby niesprawiedliwości dziejowej stało się zadość. Zahaczył suchym kawałkiem sztruksu o odstającą kłujkę więc, wymierzył i dość profesjonalnie zaczął pruć. Nawet to mu szło wprawnie - płótno łatwo się pruło, często więc wykorzystywał tę metodę kiedy nie musiał się bawić nożyczkami. Ze sztruksem, niestety, było gorzej, jakkolwiek by mu więc ładne paski nie wyszły, rwał się z nimi wyglądając, przypuszczalnie, jak ostatni kretyn. Nawet stęknął w pewnym momencie i szarpnął, co poskutkowało utratą rękawa. Stracił koszulę. Psia mać.
    Skończywszy miał bardzo amatorski bandaż ale lepszego by się nie znalazło. Podszedł z nim do dziewczyny i przy niej przyklęknął aby zabrać się za zawiązywanie opatrunku na ranach. Ręce mu się lekko trzęsły, szczególnie po tym jak zauważył, że przegryzła wargę do krwi trochę nieopatrznie i zignorowała ból. I się uśmiechnęła. Upiorne. Próbując nie pozwalać wyobraźni na pracę w pewnym momencie się wzdrygnął i tylko burknął:
    - Skończone - Kiedy to oba kolana były pozawijane. Wtedy odsunął się na kilka kroków żeby zachować taką... bezpieczną, odległość. Wtedy to odgarnął włosy z twarzy a resztę koszuli zwyczajnie wyrzucił za siebie, zostawiając sobie jedynie niewielki pasek który to schował do kieszeni spodni. Przyszyję sobie do płaszcza, skonstatował w myślach. Albo torby. Nawet byłby się delikatnie uśmiechnął ale zdenerwowanie mu jakoś tak nie pozwoliło, zerknął więc tylko przez jedno z brudnych okien aby w myślach zacząć błagać o słońce, wychylające się do tej pory bardzo nieśmiało zza chmur.
    Gdyby umarł na samym końcu burzy, kiedy już się rozpogadzało, to byłoby zajebiście ironiczne. Jak inaczej chciałby więc odejść?
    Aménité



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 29 Lipiec 2012, 14:07   

    Naturalny lęk. Ale nie zważała na śmierć ... Spojrzała tylko w dół po drugiej stronie barierki, zachwiała się bezwładnie i zeszła posłusznie na schody. Usiadła, jak to mała dziewczynka i pociągnęła szybko noskiem. Spojrzała na strudzonego młodzieńca i uśmiechnęła się delikatnie. Krew już nie płynęła z wargi. Została tylko zaschnięta, na ustach i brodzie. Aménité nie wiedziała pewnie nawet o rozwalonej wardze, ale nie zwracała nawet na nią uwagi. Parsknęła uroczo. Patrzyła gdzieś w sufit i tylko, gdy poczuła niemiły dotyk na ranie skrzywiła się niemiłosiernie i ponownie przygryzła wargę. Niby to laleczka. Zabawka bez uczuć, a jednak potrafiła kochać i czuć. Szczerze mówiąc była aż za uczuciowa. Pomijając fakt, iż piekło, piekło bardzo, to wszystko było w porządku. Odzyskała kapelusik, burza oddalała się, a Aménité zyskała pewność, że chłopak nie jest złodziejem, gwałcicielem czy choćby ulicznym zbójem. Z naturalnym "prawie spokojem" wstała, podeszła do niego i po prostu, bez niczego, ot tak przytuliła go i wyszeptała krótkie, głuche :
    - Dziękuję ... Na prawdę. I przepraszam ... - łza spłynęła po jej policzku, lecz tym razem na pewno ze wzruszenia. Nikt jeszcze nigdy jej nie pomógł, poza Nathanielem. Uśmiechnęła się do dotychczas nieznajomego i szybko odkleiła. Nieśmiały rumieniec wlał się na policzka. Cóż było poradzić, taka to mała dziewczyna z czerwonymi policzkami - uroczy widok. Może nie zachowywała się dość odpowiedzialnie i dorosło, jak na swój wiek, ale strata czegoś takiego, to potworny cios. Przynajmniej dla niej. Ironiczne zachowanie, wie. Ale nie potrafi się przed nim bronić, kiedy los postawi ją przed faktem dokonanym.
    Louis Arthur Carpenter
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 29 Lipiec 2012, 18:30   

    Louis zajmował się wszystkim cicho, spokojnie, poprawnie, zagryzając tylko język aby przypadkiem niczego nie powiedzieć. W tym momencie w jakimś sensie słowa wydawały mu się szkodliwe; jakby miały spowodować spadek lawiny na niego czy coś. Możliwe nawet, że w jego głowie to wyglądało mniej więcej bardzo podobnie, żeby nie powiedzieć - łudząco. Krył jednak, rzecz oczywista, tę nerwowość ruchów, aby się nie zdradzić, nauczony przez wychowanie jednego: okazanie słabości to zezwolenie na bycie cudzą ofiarą. Przypomniało mu się to mniej więcej w ówczesnym momencie, postanowił więc być spokojny i cichy coby już w tym momencie za wiele nie okazywać. W tym momencie dziewczę zdawało się być spokojne i w miarę posłuszne, co mu odpowiadało, szczególnie, ze wyrywania się ani gwałtownych ruchów nie było. No to, może się przeliczył i w ogóle, będzie spokojnie, ostrożnie, on jej założy opatrunek, ona podziękuje i rozejdą się w swoich kierunkach bo tak księgi nakazały.
    Nie.
    Przytuliła go. To był tak szybki, spontaniczny i niespodziewany gest, że Lu z wrażenia nie zrobił uniku. Abstrahując bowiem od sytuacji, większość jego znajomych wiedziała, że migdalenie się i takie spontaniczne przełamywanie przestrzeni osobistej to wybitnie nie była jego broszka - chyba, że był pijany - toteż albo stuknąć kijkiem w ramach podziękowania, albo nie ryzykować. On sam wyznaczał swoje granice a, że zazwyczaj były dalej niż cudze, kiedy już sam wychodził z inicjatywą to wychodziło, że to bynajmniej nie jest za wcześnie - najwyżej nieco za późno bo, cóż, człowiek sporo przez to traci. W rzyci. Nieważne. Ale jak ktoś...
    Trochę mu te kościste z lekka barki z wrażenia zesztywniały. Czy to zaskoczenie, czy też żałosny jęk "nie dotykaj mnie!" który pojawił się w jego głowie, coś sprawiło, że miał minę jak pies który z zaskoczeniem zauważył, że przed nim jest latarnia i właśnie w nią wyrżnął, a sztywność mięśni się dobrą chwilę utrzymywała. I nie miała zamiaru go opuścić, cóż za ironiczny romantyzm, przynajmniej ona była cały czas u jego boku. Odpuściło dopiero gdy i Amonitek to uczyniła (naprawdę, jej imię bardzo mu się kojarzyło z tymi głowonogami) i wtedy odetchnął głęboko aby odpowiedzieć:
    - Po prostu unikaj takich obrażeń.
    Co innego miałby strzelić? Że to nie on, wszystko zasługa Persila? Że cieszył się, że mógł pomóc? Żeby spierdalała? Bez sensu. Spojrzał jej w oczy cokolwiek obojętnie, przelotnie, po czym wstał i otrzepał spodnie z kurzu. A potem nie miał pojęcia co zrobić dalej. Zasadniczo poszedł sobie, stanął w drzwiach i no cóż, po prostu nie wiedział. Czy można zostawić, czy nie, chociaż dobrym tatusiem też być nie chciał... no to sobie przystanął, oparł się o framugę i ponownie zapalił. Nie miał za wiele pomysłów a dym w płucach pomagał oczyścić umysł. No, przynajmniej dawał efekt psychologiczny jakby rzeczywiście się tak działo. Ach. Jedno przez to samo identycznym podszyte.
    Aménité



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Lipiec 2012, 18:44   .

    Wszystko potoczyło się tak szybko. Dziewczynka sama nawet nie wiedziała, co się dzieje. Po prostu kierował nią instynkt ... Chwila ! Ale jakim cudem, skoro to lalka ? Ech ... Nie wnikajmy. Po prostu umysł uznał, że tak będzie dobrze i właściwie. Pewnie nie było to odpowiednie, lub zrozumiałe, jeśli chodzi o młodzieńca, ale Aménité wierzyła, że nie odepchnie jej i nie powie krótkiego - spierdalaj ... Tak też się nie stało. Dzięki Bogu chłopak jakoś to przyjął. Jakoś, bo sama ona nie wiedziała, jak ... Nadzieja matką głupich, ale teraz się przydawała. Przynajmniej była w chwilach, gdy niepewność brała górę.
    Tak.
    Teraz ewidentnie brała górę. Sama Aménitka miała nadzieję, że wszystko potoczy się pozytywnie. Irracjonalne myślenie to nie plus, ale to wszystko stało się tak gwałtownie, że nie sposób było opanować myśli i móc zapanować nad własnym, bezwładnym ciałem. W tej chwili stała tylko i patrzyła nad odchodzącego chłopaka. Wyglądała tak smuto, niewinnie. Ręce opuszczone wzdłuż ciała, głowa z wzrokiem w dół i tylko nadal zagryzała wargę. Uśmiech na jej twarzy trwał tylko chwilę, ze względu na ciepło i zapach mężczyzny, jakiego od zawsze jej brakowało, ale trudno ... Nie dziwne jej było, że chłopak zaczął ją przestrzegać. Zakrzywiła tylko kąciki ust w sztucznym uśmiechu przez parę sekund i podeszła do framugi drzwi. Rozglądnęła się po ociekającym świeżością niebie i nabrała dużo powietrza w płuca. Czyste orzeźwienie. Spojrzała pod kosmyków na nieznajomego i mruknęła ledwo słyszalnie :
    - Pięknie pachnie, prawda ? Uwielbiam deszcz, tylko burza ... - zawiesiła na chwilę głos i skrzywiła się dając do zrozumienia o co tak na prawdę chodziło. Wspominając stare czasy i sięgając pamięcią do chwil kiedy jeszcze Nathan żył, widziała sytuację kiedy jako maleńka laleczka nie znała tegoż zjawiska. Stwórca tłumaczył jej, jak to wszystko wygląda. Wspomniał o hałasie, ale nigdy nie była go świadoma. Dziś wszystko przybrało inny kształt. Zrozumiała już, jak wygląda prawdziwa burza. W tej chwili widok nieśmiało przedzierającego się słońca łagodził jej zszarpane nerwy i wreszcie mogła stwierdzić, że wszystko jest w porządku. Jeszcze raz uśmiechnęła się do świata i ponowiła próbę nawiązania dialogu z towarzyszem : - Nigdy nie wiedziałam, nie sądziłam, że tak to wygląda, ale teraz jest wspaniale, prawda ? Nie zaprzeczysz ? - multum pytań, a jak na razie brak odpowiedzi. Pewnie natarczywość Aménité nie pozwalała na konkretną, spokojną odpowiedź, ale ta nagła radość, dziwne ożywienie, sprawiło, że laleczka jakby otworzyła się na świat. Już nie była taka wystraszona, niepewna, zagubiona. Teraz miała pewność, że nic złego się nie stanie, choć nigdy nie można mieć szczerej pewności ...
    Louis Arthur Carpenter
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 31 Lipiec 2012, 11:07   

    Louis bardzo delikatnie zmarszczył brwi, kiedy Pierwszy raz się zaciągnął. Płuca wypełnił dym, trochę gryzący, kontrastujący swoją dusznością ze świeżym, poburzowym, ozonowanym powietrzem. Nie było to jednak ważne, liczył się on, papieros i raczek którego należało skarmić. Zazwyczaj z oszczędności Louis jednak nie palił tak często. Coś w tej sytuacji dopiero sprawiło, że... chyba po prostu nie miał co zrobić z rękami. Przy czymś takim jak nałóg to ewidentnie jest wystarczające tłumaczenie.
    Dało się dostrzec, że uległ urokowi swoistej melancholii siebie stojącego u progu, trzymającego papierosa i absolutnego braku pomysłu na to co też zrobić dalej. Zamyślił się, odpłynął, przymknął powieki i spojrzenie skierował przypuszczalnie na jakiś nieokreślony punkt na niebie, kompletnie tracąc kontakt przynajmniej na kilka sekund. Zatrzymał wtedy dym w płucach. Wypuścił go powoli, przez usta, otaczając się zaraz siwą poświatą o charakterystycznej, nieprzyjemnej woni. Rzecz jasna, nie wyczuł tego poburzowego powietrza. Dopiero kiedy odetchnął to się udało, wtedy też zamknął oczy, otworzył je i spostrzegł, że ktoś postanowił mu potowarzyszyć.
    Był zaskoczony, co tu wiele nie mówić. Najpierw logika podpowiedziała, że hej, był niemiły, głos miał nieco szorstki, nie starał się o rozmowę, okazał brak tolerancji i jeszcze wyprężył się jak przestraszony kot kiedy spróbowała kontaktu fizycznego. Jawny przekaz, że spośród wszystkich ludzi było mnóstwo zdecydowanie bardziej skorych tak do rozmowy, jak i udzielenia ewentualnej pomocy. On się nie nadawał, jak sądził. Jeżeli już pomagał to tylko po to aby go potem nie dręczyły wyrzuty sumienia, że przypadkiem należał do tej cholernej, obojętnej gawiedzi. Stąd zdawałoby się, że wysłał bardzo konkretne sygnały. Tymczasem dziewczę było uparte. Już nie wiedział czy odpowiednią reakcją byłoby się przestraszyć, czy po prostu udać, że mu to odpowiada. Bo on się długo... przyzwyczajał. Na dodatek Amonitek go trochę do siebie nie przekonała, niestety, była zbyt pełna burzliwych emocji z którymi sobie nie radził.
    - Ahym - burknął więc w odpowiedzi dopiero po chwili przerwy, na dodatek było to wybitnie niekonkretne. Nie raczył spojrzeć w jej kierunku, taki był z niego wytrawny dyplomata, jedynie co to, że jakoś zareagował i przez chwilę nie palił. Po chwili przerwy jednak postanowił wrócić do papierosa zanim ów sam postanowi wygasnąć, uniósł go powoli, przystawił do ust i wtedy z ust nieziemskiego dziewczęcia padła seria pytań. Znów się nie spodziewał, przerwał, odsunął raczka, strzepnął popiół i zerknął na nią kątem oka. Pytanie "o czym ona myśli?" przemknęło mu momentalnie przez głowę, wkrótce jednak postanowił się skupić na odpowiedzi. Odpowiedziach. Powiedzmy...
    Czymś.
    - Nie wiem - rzucił, popisując się błyskotliwością. - Burze to ten wkurwiający element pogody w czasie którego przemakają ci spodnie do gaci, potem wracasz do domu i widzisz w telewizji doniesienia o czterech poszarpanych liniach wysokiego napięcia.
    Wtedy się zdecydował, uniósł wreszcie fajkę i się nią zaciągnął, na dodatek dość... przyzwoicie. Tym razem jednak nie trzymał dymu w płucach, wciągnął powietrze i wypuścił je dość szybko, do góry, w powietrze. Deszcz zdecydowanie stracił na intensywności. Słońce nie dawało za wygraną i cały czas odzyskiwało utracone tereny, tworząc na niebie wielobarwną mozaikę czystego, błękitnego nieba i ciemnych chmur burzowych. To tworzyło ciekawą kompozycję kolorystyczną.
    - Ale mozaika jest ładna - kiwnął lekko głową na niebo i sam się zapatrzył. Było po prostu... ładnie. Gdzieś po boku pewnie czaiła się tęcza, ale nie wypatrywał. Kontemplował, przynajmniej dopóki nie skończył papierosa. Wtedy zrzucił kiepa na ziemię, przydepnął i poszedł, rzuciwszy tylko krótkie:
    - Trzymaj się.

    [zt]
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,21 sekundy. Zapytań do SQL: 10