• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Eventy » Królicza Inkwizycja
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 6 Kwiecień 2012, 16:14   Królicza Inkwizycja



    Podróż nie trwała długo. Ma to swoje wady, jak na przykład bardzo krótki czas, w którym można przytulać mięciutkie i wspaniałe królicze futerko, czy też wyjątkowo krótki czas na refleksję poprzedzające właściwe działanie. Ma również zalety, których jest znacznie więcej. Pierwsza z nich ma niejako związek z długim marszem, a raczej jego brakiem. Do zadania można przystąpić zatem bez zbędnego zmęczenia. Sam cel, tak ważny, jest bliższy w wypadku niedługiego marszu. Nic nie jest jednak tak istotne jak zaopatrzenie. Przez nie ginęły pod Moskwą armię i właśnie przez nie trzeba zawracać. Natomiast gdy droga nie zajęła więcej niż dwadzieścia minut, a jej celem było miasto pełne jedzenia, którego nawet nie trzeba było kraść ze względu na pieniądze, które miał przy sobie królik, nie było problemu z zaopatrzeniem wielkiej wyprawy. Nie było też żadnych potworów po drodze, a tym bardziej armii brudnych orków, które może padają łatwo, lecz brzydko pachną co jest najstraszniejszą z ich broni. Ponoć nawet specjalnie się myją w błocie i zwierzęcych odchodach, aby nie stracić swego odoru. Tych przerażających stworzeń udało się jednak uniknąć na tak krótkiej drodze. Nie było również niczego co mogłoby ciążyć. Na przykład taki pierścień. Niby nic. Wystarczy wyrzucić go w specyficznej górze. Tu pojawia się jednak problem. Nie chodzi tutaj oczywiście o coś tak bzdurnego jak hordy przeciwników, to wszystko to fraszka. Jednak taki pierścień może się zagubić! Małe to. Wpadnie do kanalizacji, wysunie się z kieszeni i cała misja nieudana. W wypadku tego zadania nie było żadnego małego i uciążliwego przedmiotu, który trzeba nieść i uważać by nie zginął. Nie było również wielkiego, którego uniesienie graniczy z cudem, a trzeba go przenieść na drugi koniec świata. Tak więc było to zadanie niezwykle przyjemne, dochodowe, a do tego nie pozbawione nutki tajemnicy, która jednak jest tak skryta, że nie wiadomo gdzie ukryta. Przejdźmy więc do miasta, która nie było duże. Można je nazwać raczej portowym miasteczkiem, które posiada pewną charakterystyczną dla krainy luster specyfikę. Jest osadą złożoną z niby wieżowców, lecz wyglądem przypominającym domki dla lalek. Ogromne wieżowce dla lalek? Coś w tym stylu. Osada nie miała czegoś w stylu rynku, a była zbudowana na planie idealnego kwadratu. Była niemal jak labirynt gdyż poziomu ulic nikt nie wybudował. Poruszano się tam za pomocą rozległego systemu mostów, które prowadziły z jednego budynku do drugiego. Na piętrach gdzie znajdowały się przejścia urządzono przyjemne mini parki z fontannami lub sklepami. Oczywiście wszystko było tak połączone, że trudno jest doszukać się jakiejkolwiek logiki. Dla przykładu aby dojść do budynku stojącego naprzeciw bramy trzeba było minąć 8 mostów oraz trzykrotnie wejść na wyższe piętro tylko po to by później pięć razy zejść w dół. Rodowici mieszkańcy sobie jakoś radzili i widać było tłumy przemierzające skomplikowany labirynt "uliczek". Było jednak miejsce dość charakterystyczne, które było portem. Oczywiście nie zwykłym, gdyż trzeba wspomnieć, iż cała osada była położona na wodospadzie. Jedne budynki stały na jego szczycie, natomiast drugie już utrzymywane były jakąś magiczną siłą w powietrzu. Ich fundamenty nie sięgały spienionej wody. Chociaż mówienie tutaj o wodzie jest błędem, gdyż był to wodospad czekolady. Port również był w powietrzu i nie zajmował się wcale jeziorem, które było tak niedaleko. Przystań była ostoją dla latających okrętów i z chwilą gdy przybyli ostatni właśnie odlatywał gdzieś w dal pod banderą ze złotym orłem. Nie to jednak było istotne. Królik uderzył laską o kamienie i spojrzał na most, który był wejściem do miasta.
    -Tutaj się rozdzielimy, w razie potrzeby wystarczy, że użyje panienka hasła. - Nim jednak pozwolił jej odejść spojrzał leniwym wzrokiem na wodospad i nań patrząc powiedział jeszcze:
    -Nim jednak się rozejdziemy przekaże panience co wiem. Nasz cel będzie zapewne w porcie, zatrzymał się tam i wynajmuje pokój czekając na statek kompanii wschodniejochłani, który ma przypłynąć za tydzień. Zakupił już bilet do miejsca gdzie nie będziemy mogli go ścigać, nie wie jednak, że jesteśmy tuż za nim. Zostawię ci zwój, powinna panienka znaleźć go bez problemu. Zatem powodzenia.
    Po tych słowach przerwał i przerzuciwszy laskę do drugiej ręki wskazał Ciel miasto. Trzeba się jeszcze dostać do portu prawda? Na razie jednak dziewczynka mogła ujrzeć jedynie bramę wejściową, gdzie znajdowały się drzwi. Po jednej ich stronie była budka, z człowiekiem, który zapewne miał obowiązek spisywania wszystkich wchodzących do miasta, po drugiej natomiast wielka niewiadoma. Zanim będzie można wejść do środka i dostać się do portu trzeba pokonać tę pierwszą przeszkodę. Budka była niebieska, chociaż z czerwonym dachem. Miała jedno okienko pozbawione szkła. W środku siedziała istota podobna do człowieka, tyle, że mająca zielony odcień skóry i czerwone włosy. Kolejna różnica to brak nosa i jedynie dwie pary zębów, po jedną na górę i dół. Za to jak imponujące były to kły! Poza tym wyglądał niemal całkowicie jak człowiek, o ile można tak mówić o takim dziwadle. O czym jednak Ciel nie wiedziała, a mogła się domyślać? Stworzenie to nie miało uszu. Przynajmniej nie typowych ludzkich, a jak w wypadku nosa jedynie dziurki.

    _________________

    *****
    Ciel



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Kwiecień 2012, 18:28   

    //Tyku, Ty narzekasz na długość, ale mnie przerażają te posty po 3 strony a4 xD Znaczy piszę się fajnie, gorzej z czasem, jaki trzeba na to poświęcić...

    "... a może by go tak jeszcze przytulić...? Może właśnie teraz...?" ta i tej podobne mysli latały teraz w kółko po łebku Ciel. Cóż. Sytuacja wygladała tak, ze dziewczę w tym momencie było po prostu przeszczęśliwe. Miała ochotę pośpiewać i poskakać z radości. Problem leżał w tym, że szczęśliwa była, bo dotykała mięciutkiego i kochanego futerka królika. Gdyby jednak zaczęła skakać (lub spiewac) zapewne musiałaby puścić jego łapkę. (tak, procesy skakania i śpiewania w jej wykonianiu były niezwykle... żywe i tak się składa, że zajmowały dość dużo miejsca) Nie mogła więc niestety okazać swojego wielkiego zadowolenia. Była w stanie tylko czuć tą rodość. To, jak bardzobardzobardzo chciało jej się ją wyrazić no i ... nie mogła. Zaczęła więc natychmiast myśleć o tym, czy może by go nie przytulić. Tak nagle, znienacka, żeby na początku nie do końca wiedział jak zareagować. (o fazę późniejszą to już się nie bardzo martwiła) Wiedziała, że raczej nie może tego wykonać. No, chyba, że by jej to zaproponował, ale to było jeszcze mniej prawdopodobne niż to, że ucieszy się z wyściskania go przez szarowłosą smarkulę. Zadowoliła się więc jedynie 'planowaniem' tego postępku, bo... to też w jakiś sposób pozwalało jej zużyć tą nagromadzoną radość. Tak więc krótka podróż miała tę wadę, że rzeczywiście, musiała siłą rzeczy puścić przeuroczą łapkę przeuroczego Artkrólikozytora. No ale... jakby już tak na to patrzeć, to nie musiała się już dłużej męczyć (ale z jej punktu widzenia była to wada, można by rzec, że kolejna!). Bo gdy go puściła, to tylko westchnęła a wielkie pragnienie wyściskania króliczego cuda
    nieco osłabło. Dlaczego...? Otóż: zobaczyła przed soba cel ich werdówki.
    Nawet gdyby podróż trwała długo, chyba Ciel nie byłaby zmęczona. A jeżeli, to nie czułaby tego zmęczenia aż tak bardzo, bo ... była pełna energii. I to wcale nie 'tak po prostu, bo była'. Nie. Ową energię dawała jej zwyczajna, najwyczajniejsza na świecie, dziecięca niecierpliwość, taka właśnie, jaką dziecko odczuwa, gdy czeka na jakąś wspaniałą niespodziankę. Wtedy raczej nic go nie zatrzyma i dojdzie do niej bez odpoczynku, nawet jeżeli wędrówka miałaby trwać nie wiadomo ile. (cóż, o ile wcześniej się nie znudzi, zbyt długie spacery raczej też nie są dobre...) Ponadto jeszcze wystarczy mu tej energii na zabawę. Drugim źródłem było właśnie trzymanie Netoriusza. Sumując to... miała jeszcze więcej siły niż przed rozpoczeciem wyprawy. (jeżeli spacer można nazwać wyprawą, ale...)
    Kiedy zaś zobaczyła osadę, po prostu rozdziawiła na chwilę pyszczek i szepnęła coś w stylu baaardzo cichego: Łoo....
    Jak widać, nawet miejsce, w którym się urodziła nadal było w stanie jeszcze wiele razy ja zaskoczyć. Nie podejrzewała wprawdzie, że aż dwa razy dziennie, ale to chyba dobrze! Wielkie domki dla lalek połączone ze sobą tylko mastami, umiejscowione na ... czekoladowym wodospadzie i w powietrzu, siłą rzeczy musiały zrobić na niej wrażenie. Pokręciła jedynie głową, patrząc na masy mieszkańców przechodzących z jednego mostu na drugi, z piętra na piętro i z powrotem. Było to tak zabawne, że musiała się uśmiechnąć. Byli jak... jak mrówki uwięzione w jakimś wielkim labiryncie bez wyjścia, usilnie chcące wypróbować każdą drogę, by tylko owo nieistniejące wyjście odnaleźć. Pomimo 'chaosu', jaki przedstawiał ruch w tej osadzie, Ciel w zadnym razie nie bała się o to, że może się tam zgubic. Takie szczegóły nie zwykły zaprzątać na codzień jej umysłu. Dla osoby ogladającej to miejsce i w dodatku takiej, która nigdy tu ie była- oczywiście istniało potencjalne zagrożenie zgubienia się w plątaninie niby-uliczek i pięter. Jeśli dodać do tego tłumy mieszkańców, to zagrożenie było coraz bardziej realne. Ciel zaliczała się do obu grup: obserwowała z zewnątrz i też nigdy tutaj jeszcze nie była. A jednak niezbyt zajmował ją ten problem. Własciwie, to nawet bawił. Cieszyło ją to, że nagle znajdzie się w czymś na kształt wielkiego labiryntu i w dodatku nie bedzie musiała szukac żadnego wyjścia, ani też środka budowli. Jej celem będzie człowiek. Ktoś, kto może się poruszać i niewątpliwie to właśnie czyni, podczas gdy wyjście raczej stoi nieruchomo i nie ucieka. Ten fakt był niezwykle podniecający. Dotarła do niej tez myśl, że to miejsce tylko z zewnątrz może wyglądać tak intrygująco. Bała się, że gdy tylko wejdzie przez most, to nagle po prostu ujrzy wszystko jak na dłoni i urocza tajemnica zniknie. Żadnej zabawy w chowanego z celem.
    Pokiwała głową na znak, że zrozumiała i zapamiętała. Poczuła lekkie ukłucie żalu, że już się rozdzielają i nawet nie zdążyła go wyściskać. Pocieszyła się jednak myślą, że już niedługo go ujrzy i wtedy... wtedy MOŻE nadarzy się okazja. Albo nawet bez okazji- po prostu będzie i wtedy Ciel przestanie się pół godziny zastanawiać, tylko po prostu przejdzie łatwo do czynów.
    - To do widzenia, wasza ekscelencjo!- ruszyła w podskokach w kierunku mostu, machając mu radośnie i z uśmiechem na pożegnanie. Sprawdziła raz jeszcze kieszeń, potwierdzając ciągłą obecność chusteczki z 'czekoladowymi' żelkami.
    Podeszła do budki. Niebieskiej z czerwonym dachem... kto wymyślił takie połączenie kolorów już przy samym wejściu do miasta...?
    W budce KTOŚ siedział. Kto... Ciel o mały włos nie wykrzywiła pyska, kiedy podeszła do budki. To ... coś.. co ją zajmowało zdecydowanie nie przedstawiało najciekawszego widoku.
    - Dzień dobry... proszę pana.- przywitała się z lekkim wachaniem. No w sumie nie siedział tu tylko po to, aby sie przygladać przechodzącym przez most. 'Pana', bo... właśnie na pana wyglądał, nie panią. Znów zaczęła żałować, że jego ekscelencja Artkrólikozytor Netoriusz został za nią. Zawsze czułaby się pewniej mając przy sobie takiego kompana. No ale przecież miała wypełnić misję! A nie pospacerować z kimś, kto wykonanie tej misji zlecił. Popatrzyła pytajaco na jegomościa w budce, nie do końca pewna, czy ma mu coś pokazać, czy powiedzieć.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 9 Kwiecień 2012, 02:42   

    Cieluś, moja droga, ja nie narzekam na długość mojego posta, lecz na jego jakość! Długość jest znacznie mniej istotna i w przeciwieństwie do jakości może być zignorowana.

    Ciel mogła sobie zadać pytanie dlaczego królik, który miał przybyć na jej sygnał nie chciał wraz z nią wejść do miasta. Osoba podejrzliwa zaczęłaby pewnie węszyć w tym jakiś spisek, lecz czy słodziutki i poczciwy króliczek mógłby być porywaczem dzieci bądź czymś takim? Prawda jest taka, że wszystko było z góry zaplanowane, a przynajmniej wszystko co tyczyło się Netoriusza. Wielką niewiadomą była natomiast część zadania należąca do Ciel, co jednak dodawało tylko uroku. Nim jednak rozpocznie się odkrywanie wszystkich tajemnic niezwykłego miasta trzeba minąć most, a za nią dziwną istotę. Skupmy się na normalniejszej części. Wejście do miasta było ogromną, niemalże bajkową przeprawą z latarniami zawieszonymi na wielkich cukierkach i barierce stylizowanej na wielkie ciastko. Chodziło się natomiast po czymś bardzo miękkim co mogłoby być wielkim biszkopcikiem, gdyby nie fakt, że było niejadalne i raczej trudne do zniszczenia. Sielankowy i przyjemny obraz przeprawy został zachwiany wraz z postacią, która leniwie podniosła oczy i wysunęła nieznacznie swój język dla nawilżenia warg. Można było wtedy spostrzec, że ma on niezwykle ciekawy język ze względu na rozdwojony koniec. Zupełnie jak u węża, lecz w tym wypadku nie był on tak długi. W sumie wyglądało to tak jakby zwykły człowiek naciął sobie końcówkę języka, a ta mu się zagoiła. Z drugiej strony pamiętając, że w wypadku tego dziwnego stwora jest to normalne, nie można go krytykować tak jakbyśmy krytykowali ludzi. którzy oszpecają się sami myśląc, że to jest coś oryginalnego i fajnego. Wracając jednak do strażnika, ubranego w biały mundur z charakterystyczną czapeczką trzeba stwierdzić, że jego głos był niezwykły. Każde słowo przeciągał w nieskończoność, toteż wysłuchanie go było bardzo trudne. Tam gdzie normalny człowiek zdąży powiedzieć całe zdanie, on wypowiedział zaledwie pierwsze słowo. Charakterystyczna była jeszcze jedna cecha. Niezwykle wyraziste akcentowanie s, sz, a nawet zmiana z na jedną z wcześniej wymienionych liter. Pomijając jednak całą zawiłość wężowego języka trzeba przytoczyć jego słowa, które na szczęście były wypowiadane lakonicznie.
    - Imię, naswisko, czas pobytu i sagadka ale to jusz ja.
    Wężyk zaczął coś skrobać na kartce w czasie gdy Ciel miała możliwość podać wymagane do wejścia informacje. Oczywiście nie było to nic niezwykłego. W wielu miejscach trzeba podać swoje imię i nazwisko przed wejściem, a sam czas był przecież dość istotny gdyby taka osoba okazała się przestępcą, lub wygrała jakąś nagrodę. Interesująca mogła być jednak zagadka, która była tu czymś w rodzaju zapłaty za wejście. Oczywiście nie może to być nic bardzo trudnego, lecz z drugiej strony sam sposób mówienia wężowatego może przyprawić pewne trudności. Miasto wydawało się być spokojne, chociaż strasznie zawiłe. Wiadome jest jednak, że nawet mając najdokładniejszą z map trudno byłoby trafić do celu bez przynajmniej jednego zboczenia z trasy. Ilość mostów była tak wielka, że pomyłka była o wiele łatwiejsza niż kupienie czekolady. Uznając, że pieniądze i sklep są niedaleko oraz czekolada jest dostępna. Przejdźmy jednak do same zagadki, która, jak już mówiłem, trudna nie jest.
    -Jak Ikar leci na sgubę, bez rossądku chociasz nocą. Krewna wielobarwnych.
    I nastała cisza, w której Ciel będzie mogła odpowiedzieć na zagadkę i wejść do miasta. Tylko pytanie jak królik ma zamiar się tutaj dostać. Czy tym samym wejściem? Może zna jakieś tajne przejście, którego nikomu nie zdradził? Dlaczego właśnie teraz o tym piszę? Gdyż właśnie teraz, gdyby Ciel spojrzała na miejsce gdzie jeszcze jakiś czas temu stał królik, to nie byłoby go tam. W jakiś magiczny sposób zniknął.
    _________________

    *****
    Ciel



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 15 Kwiecień 2012, 00:02   

    Ciel nie lubiła węży. To znaczy, nawet do tej pory nie wiedziała, że nie lubiła, bo prawdę mówiąc, to dotychczas żadnego z przedstawicieli tego gatunku nie spotkała. Jednakże, aby nacechować tą chwilę pewnymi negatywnymi emocjami (no tak, z jej punktu widzenia takowe koniecznie MUSIAŁY się pojawić, inaczej nie byłoby tak przyjemnie. Dlaczego, to już nie wiem) uznała, że niekoniecznie potrzebuje pałać do nich sympatią. W sumie, czemu miałaby to robić...? O, właśnie. Ponieważ ostatnio tak się składa, wszystko dookoła jej się podobało, było ekscytujące i ogółem... przyjemne, to należałoby zrobić miejsce dla negatywnej myśli. Z zasady, żeby negatywne myśli przypadkiem nie poczuły się pokrzywdzone, że poświęca się im dziś stanowczo zbyt mało uwagi. Tak więc, dziś, może nawet tylko w tej chwili, Ciel nie lubiła węży. Dlatego, bo dziwny ktoś miał język węża, a przynajmniej co, co przywodziło na myśl właśnie to. Dzięki temu mogła poczuć na plecach niemiły dreszczyk i wgapić oczka w twarz faceta z budki, dokładnie obserwując co też się z nią dzieje.
    Natomiast jego dziwaczny styl mówienia bardzo przypadł dziewczęciu do gustu. Bo nie dość, że strasznie długo ciągnął wypowiadane słowa, to jeszcze zamieniał literki. Tak, jakby wypowiadanie słów sprawiało mu problem, i to też właśnie Ciel pomyślała. I muszę dodać, że ją to ucieszyło. Lubiła patrzeć na kogoś, kto ma jakiś problem. Lepiej co prawdo byłoby, gdyby istniała szansa pomocy, bo Ciel naturalnie by z niej nie skorzystała, tylko bawiła się jeszcze lepiej. W każdym razie 'kibicowanie' zakończeniu każdego słowa też było dla niej przyjemne. Za każdym razem, gdy wężowy strażnik zaczynał nowe, na pysku Ciel wykwitał radosny uśmiech (który bez rezultatu usiłowała powstrzymać, albo też nie chciała wcale tego zrobić, a jedynie udawała te starania) , tylko po to, by pod koniec wyrazu zniknąć. I tak w kółko. Można by pomyśleć, że miała świetny ubaw (bo taki rzeczywiście miała), albo co gorsza, że nabija się otwarcie ze strażnika mostu. To drugie jednakże nie wchodziło w grę, Ciel nie lubiła się na głos śmiać z osób interesujących, nawet jeżeli wydawały się jej zabawne. Wtedy robiła to po cichu, albo już za ich plecami. Teraz na szczęście tak nie było.
    - Cecille Tivrill i będę... oo, ile ja będę...? No, powiedzmy... jeden dzień, tak.- w sumie to nie miała zielonego pojęcia ile czasu zajmie jej wykonywanie powierzonego zadania i ... nie, jeszcze nie zaczęła się nad tym zastanawiać. Fakt, że musiała podać strażnikowi czas pobytu, ale jej słowa były po prostu przypadkowe, bo po chwili stwierdziła, iż nawet jeżeli zostanie dłużej, to w takim tłoku, jaki widziała w mieście jeszcze przed chwilą nikt nie będzie miał jej ochoty szukać, nie znajdzie i nie powie, że obiecywała zabawić krócej. Zresztą, co kogo to może obchodzić. No ale może. Wężyk najwyraźniej nie został tu zatrudniony, by przeprowadzić sondaż na ile średnio 'turyści' zatrzymują się w tym dziwnym miasteczku. Nie zapytała się Netoriusza ile to wszystko będzie trwać. A nawet chyba nie było większego sensu o to pytać, bo przecież czas zależy wyłącznie od niej i od tego, czy szybko zdecyduje się zakończyć swoją misję. Można więc wysnuć przypuszczenie, że podała ten 'jeden dzień' tylko po to, ażeby zostawiono ją i jej czas pobytu w spokoju. Tak więc po stwierdzeniu tego mogła spokojnie uznać, że już odgadła jedną zagadkę i powinno się ją zostawić w spokoju. W końcu to było aż nadto trudne, tak z góry orzekać ile czasu ma się zamiar zostać. Po chwili zaczęła żałować, że podała tylko okrągłe 24 godziny. Mogła powiedzieć „rok”. Albo miesiąc chociaż. Trudno, już się nie wróci. To tak jakby chciała ‘dotrzymać słowa’…? Nieprawdopodobne, a jednak. Wracając do rozmyślań nad ilością czasu: chyba i tak nie potrwa to dłużej. W końcu im więcej zmarnowanych minutek, tym cel może się szybciej oddalić. Ale… no tak, Netoriusz wspominał, że statek złodziejomordercy ma odpłynąć za tydzień. Czyli… czyli całkiem prawdopodobne, że jeden dzień nie wystarczy. Hm, teraz Ciel się tym nie zamartwiała, tylko wspomniała myśl o tym, że i tak, nawet jakby chcieli, to nikt nie uczepi się, że została dłużej. Bo nie znajdą jej. Poczuła niezwykłą satysfakcję, ‘uświadamiając sobie’, że owych „ich” (kimkolwiek wszak byli) przechytrzyła. Jeżeli oczywiście coś takiego można nazwać przechytrzeniem.
    Zaś sama informacja o zagadce była intrygująca. W miastach zdarza się pobierać opłaty za wejście. Aczkolwiek Ciel nigdy nie spotkała się z tym, aby owa ‘opłata’ była poprawną odpowiedzą na zagadkę. Bo co niby ‘oni’ (znowu jacyś „oni”! Chyba szaleję…) mają z tego mieć…? Na pewno nie korzyści materialne, słowa zazwyczaj takowych nie przynoszą. A skoro tak, to po co w ogóle zadawać zagadki…? Taką po prostu mają tradycję…? A może… a może wężowemu strażnikowi nazbyt się nudzi, jak tak siedzi sam i z nudów wymyśla zagadki. Na nie zaś potem każe odpowiadać wchodzącym do miasta. Ciekawe, może rzeczywiście tak jest. Ciel jednakże oszczędziła sobie przyjemności zadania podobnego pytania. Wybawiły ją od tego niejako słowa zagadki. Teraz przyjemnie byłoby przytoczyć własne wątpliwości.
    A to po pierwszym zdaniu nie powinno być pytajnika…? On to powiedział jakoś tak… twierdząco. Tak, na pewno tak. Gdyby było z, to pytanie dotyczyłoby przysłówka. Określenia, ot. Ale Ikar nie leciał w nocy, boby przeżył- słońce nie stopiłoby wosku jego skrzydeł i chłopak nie runąłby w wodę. Ale głupie, prawda…? Bywam głupia, przepraszam. Problem w tym, że pytanie nie dotyczyło określenia i na to wskazywała też wyraźnie druga część zagadki, bo obie najprawdopodobniej dotyczyły tego samego. Ina końcu była kropka.
    - Hm.- stwierdziła jedynie Ciel, przygryzając lekko policzek od środka. W zamyśleniu odwróciła głowę w bok, w stronę, z której przed chwilką przyszła. Oczekiwała zobaczyć tam Netoriusza (lub też nie, kto go tam wiedział), ale biały, śliczny królik zniknął. Szkoda.
    Wyciągnęła rękę przed siebie i dotknęła ściany budki, opierając się o nią. Bezwiednie zaczęła bębnić palcami po warstwie błękitnej farby, wybijając rytm jakiejś marszowej piosenki. Owszem, lubiła zagadki, kto niby nie. Problem polegał na tym, że szczególnym zamiłowaniem darzyła je wieczorami, kiedy to wybitnie nie miała co robić (czyli niezbyt często, jakby tak na to popatrzeć). Wtedy to po prostu je kochała. Nie dość, że przerywały nieznośną nudę, to jeszcze zmuszały do rozruszania ‘zastałego’ mózgu, no i przynosiły mu trochę rozrywki. A gdzie rozrywka tam musi być przyjemnie. Teraz zaś, akurat, gdy się spieszyła- no bo jak to, spieszyła się zobaczyć miasto i odnaleźć ‘cel’ niezbyt było jej po drodze z łamigłówkami. No ale trzeba to trzeba.
    Złapała się na tym, że zamiast myśleć nad rozwiązaniem- klepie w kółko formułkę zastanawiając się raczej nad jej znaczeniem, niż odpowiedzią. Wybawieniem (a równocześnie niespodzianką) był motyl, śliczny paź królowej, który przemknął tuż przed jej twarzą. Co zawsze ją ciekawiło to to, że strona zewnętrzna skrzydeł tych motyli jest, nie wiedzieć czemu czarna, a przecież dwustronny rysunek byłby zdecydowanie lepszy. Motyl ładniej by wyglądał, gdy siedzi na kwiatku i łączy skrzydełka. Bo tak to widać go całego czarnego.
    Hmm, motyl…? Motyle mają wiele kolorów, tak więc ich krewną musi być
    - ćma.- dokończyła na głos swoją myśl, nadal jeszcze patrząc w miejsce, gdzie wcześniej stał królik. Dopiero gdy powiedziała rozwiązanie, odwróciła głowę z powrotem w kierunku wężowego strażnika. I nareszcie jej zmaltretowany przed chwilką policzek był wolny.- No to skoro tak, to mogę sobie już iść.- było to raczej twierdzenie niż pytanie, ale tym też już się nie przejęła. Najważniejszym teraz było to, że zagadka została rozwiązana. Cofnęła rękę z budki i przestała męczyć biedulkę wybijaniem rytmu piosenki. Splotła za to ręce na piersi, patrząc niezwykle z siebie dumna na strażnika.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 24 Kwiecień 2012, 01:17   

    Cieluś, moja droga, twój avek mi psuje forum. Mniejsza jednak o tak drobny szczegół, który miał oczywiście na celu odwrócenie uwagi od długiego czasu pomiędzy twoim postem, a moją aktualną odpowiedzią. Dodam jeszcze, że nie było to zaplanowane. Wykorzystałem jedynie zbieg okoliczności, który pozwolił mi właśnie na taki zabieg. Jednak wracając do właściwego toku narracji. Zagadka była banalnie prosta, to prawda. Z drugiej strony cała jej tajemniczość polegała na prostocie. Gdy bowiem słowa układają się w zdania, do którego nie pasuje niemal żaden znany przedmiot to gdy tylko jakiś w końcu przyjdzie do głowy bez wahania uznaje się go za właściwą odpowiedź. Gdy natomiast rozwiązanie pojawia się niemal natychmiast wszystko wydaje się zbyt łatwe i zaczynają się poszukiwania dziury w całym. Oczywistością było bowiem, że ćma jest krewną istot wielobarwnych, a dokładniej motyli, oraz leci ku światłu podobnie jak Ikar, który wzleciał do największego z ziemskich źródeł światła. Odpowiedź jest tak oczywista, a zarazem przez to rodzi tyle wątpliwości. Gdyby to była trudna zagadka nikt nie zwróciłby uwagi na pozorną nieścisłość, a w wypadku banału zaprzeczenie prawdziwej drogi samo się nasuwało. Tak więc Ciel mogła się zastanawiać, że przecież leciał w dzień i tylko dlatego skończył upadkiem. Zaiste nie pasuje to do nocnych motyli, lecz spoglądając na to od drugiej strony ćma leci do jakiegokolwiek światła, nawet jeśli te okazuje się być dla niej zgubne. Wbrew logice, tak samo jak bohater jednego z mitów. Niepewność może pojawić się nawet w interpretacji słowa wielobarwnych. Czy bowiem na pewno oznacza motyle skoro nie wszystkie ich gatunki są kolorowe? Może chodzi o coś innego, a nawet nie jest to zwierzę? W obu wypadkach zaczyna się rozpaczliwe poszukiwanie czegoś odkrywczego, nowego i niespodziewanego, a przecież rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki, jak wtedy gdy nagle przed nosem Ciel przeleciał niewielki motyl, a po chwili zniknął i być może kiedyś wróci. Przebiegłość zapisana w prostocie została jednak wykryta i Ciel prawidłowo odpowiedziała na pytanie. Zadający, posiadając cechy węża był niezwykle dziwaczny, ale raczej nie odrażający, syknął wysuwając przed siebie swój język.
    -Dosskonale.
    Powiedział tylko tyle po czym się schylił i zniknął w okienku. Przez chwilę mogło się wydawać, że Ciel została oszukana i zignorowana, a brama wciąż pozostała zamknięta. Szybko jednak okazało się, że jaszczur szuka pistoletu! Jednak nie obawiajmy się, nie miał zamiaru zastrzelić Ciel co wytłumaczył już w pierwszych słowach.
    -Nie bój się. Wracając do nassych małych skszydlatych przyjaciół, zdecydowanie są plagą. Wssędsze ich pełno, nawet do miasta nie dadszą wejsssć
    Po tych słowach uniósł swoją broń w górę i Ciel mogła być świadkiem jednego z największych dziwów w historii bramoznastwa. To co wydawało się być głównymi wrotami rozwinęło ogromne skrzydła i odleciało wydając z siebie dźwięk niezadowolenia, że ktoś zbudził je tak wcześnie. Po chwili zrobiło się jeszcze dziwniej, gdy nie jedna lecz całe stado ogromnych ciem wzleciało w powietrze i zaczęło szukać nowego miejsca by osiąść. Oczom Ciel ukazało się coś w rodzaju dworca, lecz bez pociągów czy innych środków transportów. Były tylko kasy na bilety, gdzie nie sprzedawano biletów, a jedynie konsultowano się jak gdzieś dojść. Coś w rodzaju informacji i jak widać była to instytucja ciesząca się dużym powodzeniem gdyż były wolne tylko dwa na dwanaście okienek (wszystkie czynne). Jedno z nich było obsadzone przez cały pluton surykatkopodobnych stworzeń, które jak głosił napis nad nimi mówiły tylko jedno słowo. Trudno jednak zrozumieć co znaczy to dokładniej. Drugie stanowisko było natomiast zajęte przez zwykłego człowieka, nieco starego, ale względnie normalnego pod względem estetycznym. Napis głosił "Porzućcie wszelką nadzieję, wy którzy tu rozmawiacie" i ta, oczywista parafraza Dantego, nie była zbyt oczywista. Inne okienka były zajęte, lecz być może w następnym poście jakieś się zwolni. Istotnym punktem były jeszcze ławeczki ustawione wokół wielkiej fontanny, która okazała się być planem miasta, lecz co dziwne wielki napis wyświetlał napis "Kolejna zmiana za 3 godziny." Pewnie jakaś bzdura, nieistotne. Do tego poza wejściem były jeszcze trzy mosty, jeden prowadził donikąd, a co gorsze nie kończył się lecz jakby był skryty za warstwą mgły, której tam nie było. Kolejny prowadził do czerwonego budynku z wielką zjeżdżalnią i dwiema ćmami siadającymi na jej dachu. Ostatni był drogą w dół na jakiś placyk, coś w stylu wielkiego basenu z piłkami, tyle, że wypełnionego łódkami, przy których stał jakiś człowiek.


    <Wybacz za jakość, ale miałem spać 3 godziny temu Q.Q!>
    _________________

    *****
    Ciel



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Maj 2012, 22:16   

    <Teraz proszę o wybaczenie za niesamowitą prędkość mojego odpisu .___.>

    Zatem moja kolej na odwracanie uwagi od czasu pomiędzy Twoim odpisem a moim. Zmieniłam go, specjalnie dla Ciebie, żeby nie psuł forum, jak to się wyraziłeś, jednakże to, że się powiększył nie jest absolutnie moją winą. Jednakże nie mogę pisać w poście o takich rzeczach (chociaż dzięki temu nie muszę się zastanawiać nad ewentualnym początkiem), więc powinnam przejść do fabuły.
    Ciel, widząc, że wężykowaty 'dozorca' wysuwa z paszczęki swój przedziwny organ miała olbrzymią wprost ochotę na to, aby pokazać mu swój. Powinno być sprawiedliwie! Dziś jednakże chyba nadszedł dla niej Wielki Dzień Powstrzymywania Się Od Wszystkiego, Co Przyjemne. Najpierw nie mogła uściskać ślicznego, wielkiego Artkrólikozytora, ponieważ mógłby uznać to za ogromny nietakt i nie zlecić jej misji (która to stanowiła świetną rozrywkę na nudne dni), co więcej zaś- obrazić się na nią śmiertelnie. To byłyby gorsze, gdyż musiałaby porzucić nadzieje na ponowne przytulenie 'zwierzątka'. Teraz nie mogła pokazać języka, z tego samego powodu- w jej przypadku uznano by to za wielce niegrzeczne. Wężyk mógł. Bo... bo węże normalnie tak robią i nie było w tym nic dziwnego.
    Doskonałym momentem do ulżenia swoim zachciankom była chwilka, w której 'dozorca bramy' pochylił się i zniknął na chwilkę w swoim okienku, za niebie=eską ścianą budki o czerwonym dachu. Wtedy Baśniopisarka po prostu wywaliła język i szybko go schowała. Jeszcze by zobaczył!
    Kiedy jaszczur wyciągnął lufę, szarowłosa wzdrygnęła się mimowolnie rozszerzyła ślepia ze strachu. Dopadły ją wątpliwości, czy aby na pewno nie zauważył jej niezbyt miłego gestu. Było to niemożliwe, tak więc zaraz uspokoiła się, jego słowa zaś przyniosły dodatkową ulgę. Nawet uśmiechnęła się, uznając siebie za "straszliwie-przeraźliwie sprytną i genialną". Taa~... bo to było takie trudne! Nikomu by się nie udało powtórzyć TAKIEGO manewru! (Zdaniem Ciel, oczywiście, nie moim.)
    "Yhy, one nie dają wejść! Pewnie jeden z tych uroczych motylków zamienił się w ciebie, są przecież tak podobne do węży!"
    pomyślała, uśmiechając się przemilutko. W końcu nie chciała być okropna, wężykowaty 'dozorca' był dla niej przyjemny.
    Powędrowała oczami za uniesionym w górę pistoletem i skrzywiła się na głośny huk wystrzału (bo takowy był, prawda...? Nie doczytałam.). Takie hałasy nie stanowiły jakiejś wyjątkowo przyjemnej rozrywki, wręcz przeciwnie. Raniły uszy 'biednej' dziewczynki, szczególnie, że były niezapowiedziane i Ciel nie zdążył zasłonić czułego organu
    "Dziwne, że jeszcze nie ogłuchłeś..."
    Dzisiaj musiał być nie tylko Wielki Dzień Powstrzymywania Się Od Wszystkiego ,Co Przyjemne, ale także Niezwykle Rzadki Dzień Powstrzymywania Się Od Wypowiadania Na Głos Tego, Co Się Myśli. Szczególnie u Baśniopisarki to było niespotykane. A to coś nie przypadło jej do gustu, tak musieć być wciąż miła, bo a nuż ktoś się obrazi. Jakoś zazwyczaj nie miała okazji o to dbać, zbyt była zajęta sobą i swoimi potrzebami. Naprawdę irytująca sytuacja. I dziewczę byłoby wypowiedziało nareszcie coś na głos, niekoniecznie miłego (tylko tak ot, żeby sobie ulżyć, można to wręcz zaliczyć pod zachciankę), gdyby nie skutek wystrzału.
    Wystrzeszczyła gałki ,tym razem nie ze strachu, ale ze zgoła innego powodu. Jakby tak na to popatrzeć, to rzeczywiście niewiele w życiu widziała (w końcu jak się siedzi zamknięty w domu razem z mamą i tatą i nigdzie się nie wychodzi- z własnej woli oczywiście- to trochę świata ucieka) , ale... ale nie podejrzewała, że aż TAK MAŁO. Kolejny dziw dotyczył wielkiego motyla, który rozwinął skrzydła i pooofrunął daleko. Wszystko byłoby całkiem w porządku, gdyby Baśniopisarka nie zorientowała się, że w miejscu, z którego właśnie odleciał znajdowała się brama.
    A stado ciem wcale, a wcale nie stanowiło dla Ciel przyjemniejszego widoku.
    - Zastrzelilibyście.- mruknęła, nadal wgapiając się w puste miejsce po 'bramie'. Czy raczej w to.... dziwnie peronowate coś, co motyle odsłoniły. - To pa.- rzuciła przez ramię to wężykowatego dozorcy bramy i bardzo raźnym krokiem ruszyła w kierunku celu.
    Rzeczywiście, brak SENSOWNYCH wolnych okienek wyraźnie dawał się we znaki. Ciel była zmuszona stanąć, skrzywić buźkę i zastanowić się chwilkę. A jako iż przed chwilą spotkała kogoś, kto niewątpliwie był jakimś krewnym węży, poszła w stronę tego dla pesymistów.
    - "Porzućcie wszelką nadzieję, wy którzy tu rozmawiacie"- przeczytała i bez wahania podeszła. Wyglądało, jak informacja, więc...- Szukam.- poinformowała 'kogoś', kto zasiadał przed nią. Kimkolwiek był cokolwiek jej powie, bo... bo w sumie nie wiedziała nawet czego powinna teraz poszukać. Nagle zatkało ją, gdy już wyraziła przed obcym chęć znalezienia... 'czegoś'.
    Ugryzła wewnętrzną część policzka i zajrzała do okienka. Zezłościła się... ale wyglądało na to, że na samą siebie. Bo kogóż niby mogła winić za swoją tragiczną niewiedzę i... zaćmienie umysłowe? Siebie, oczywiście.
    - PORTU!!!- dokończyła za chwilę w przypływie nagłego olśnienia. Jej cel miał czekać gdzieś na statek. To niewątpliwie blisko swojego celu. Tylko może trochę za głośno wykrzyczała swoją wolę. I nawet nie wiedziała, czemu taki smutny napis wywiesili na okienku.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 6 Maj 2012, 23:47   

    Co prawda osobiście nie mam nic przeciwko tak długiemu oczekiwaniu na twój post, jednak ze względu na mijające dni wyleciał mi z głowy plan, który miał być tutaj realizowany, czego efektem mogą być pewne niespójności bądź nawet całkowite zmiany w fabule. Jeśli jednak chodzi o twój avatar to bardzo dziękuję za jego zmianę, chociaż nie jestem wstanie zrozumieć przyczyny, dla której poprzedni rozlał się po forum niczym Napoleon po europie. Wracając jednak do posta trzeba szczerze powiedzieć, że to miasto było naprawdę niezwykłe, chociaż niezaprzeczalnie było miastem, w którym ktoś mieszkał. Niektórzy z przechodzących przez plac, na którym znalazła się Ciel, mieszkali tu na co dzień, a nawet pracują. Sam spotkany wąż jest również tutejszy i doskonale potrafi się zorientować w gąszczu labiryntowych uliczek. Trzeba nawet zauważyć pewną właściwość niemal wszystkich miast, a mianowicie fakt, że dla nowicjuszy wydają się być prawdziwym labiryntem, a po kilku dniach mieszkania stają się wyraziste jak płomyczek w ciemności. Nie przedłużając jednak wróćmy do małej Ciel, która postanowiła podejść do okienka zatytułowanego parafrazą z boskiej komedii. Niezaprzeczalnie z chwilą gdy po raz pierwszy odezwała się do staruszka mogła zrozumieć, że będzie to komedia chociaż nie boska. Oczywiście nie w tradycyjnym sensie, lecz w tym, w którym słowo komedia jest dzisiaj tak powszechnie przyjmowane. Dlaczego? Nieznajomy przyglądał się na nieznajomą, która poruszała ustami i jakby całkowicie ją ignorując zaczął pisać coś na kartce. Był tym na tyle zajęty, że nawet przez chwilę nie spojrzał na dziewczynkę. W tym czasie gdy "rozmówca" był zajęty skrobaniem końcówką długopisu po karce, a w tle przechodzili jacyś ludzie, którzy głośno rozmawiali na temat znajomy poszukiwaczce przygód. Mowa była bowiem o ćmach, lecz nic poważnego z tego nie wynikło. Za to ta sama dwójka istot, która dyskutowała o motylach zaśmiała się gdy Ciel krzyknęła, że szuka portu. Dlaczego? Pewnie już się domyśliłaś bo też tajemnicy żadnej z tego nie robiłem, lecz żeby oddalić nieco tak ważny moment kulminacyjny wspomnę jeszcze, że wąż wysyczał odpowiedź na temat zastrzelenia stada ciem, które nawiedza miasto.
    -Próbowalissmy, ale ssię nie udało.
    Wracając więc do tego co naprawdę istotne Ciel mogła ujrzeć jak spod okienka wysuwa się niewielka szufladka, a na niej jest kartka papieru koloru jasnozielonego. Obok natomiast leżał niewielki długopis, który zakończony był ogromnym piórem, co rekompensowało nieco jego miniaturowe rozmiary. Dziwaczne czarne urządzenie, lecz nie nim będzie się zajmować dziewczynka, która chce dotrzeć do portu. Nie będzie przecież tajemnicą jak powiem, że na kartce był tekst.

    " WITAMY W NASZYM MIEŚCIE
    ZE WZGLĘDU NA TO ŻE JESTEM GŁUCHY
    I NIEMY DO TEGO
    PROSZĘ O WPISANIE SPRAWY NA KARTCE
    ZA PROBLEM PRZEPRASZAM
    DZIĘKUJEMY ZA ODWIEDZINY"

    Brak interpunkcji, drukowane wielkie litery były rzeczywiście namalowane niebiesko na zielonym.

    <Wybacz, że tak krótko, ale mam jutro maturę, a nie chciałem przeciągać!>
    _________________

    *****
    Ciel



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Maj 2012, 23:19   

    Na kwestię wężyka Ciel odpowiedziałaby zapewne coś w stylu: "Toście państwo źle próbowali!", no ale nie zrobiła tego, ponieważ juz zdążyła oddalić się od okienka. No tak. Jej zdaniem- ona by sobie bez problemu poradziła z czymś tak "powszednim" jak plaga ciem. Phy, żaden problem dla kogoś tak "wybitnie uzdolnionego we wszelkich możliwych dziedzinach"!
    A wcale na pierwszy rzut oka nie wyglądało na zasiedlone przez stałych mieszkańców! To znaczy- niewątpliwie takie było, no bo gdzie niby można znaleźć inne siedlisko zwane "miastem". Ale na ten już wcześniej wspomniany rzut oka, wyglądało, jak niecodzienna i dziwaczna atrakcja. Atrakcja nie do końca zbadana i opisana, bo ten, kto wszedł do niej, zwiedzil, wszystko poznał i opisał- musiał postradać zmysły. A w notatki wariatów nie wszyscy wierzą. Miasto, do którego zaś właśnie weszla, wcale-a-wcale nie wyglądało na takie, co to posiada łatwy do rozpracowania plan, wręcz przeciwnie. To był pierwszy-rzut-oka-Ciel. Po takim "rozpoznaniu", przedstawicielka typu słodkich i wiecznie przestraszonych panienek z anime zapewne niezwłocznie uraczyłaby grunt swoimi łzami (ewentualnie też swoją osobą, gdyby przyszłoby jej do głowy nagle zemdleć), albo też schowała się w najciemniejszym i najmniej dostępnym dla świata kąciku, przysięgając, że nigdy tam nie wejdzie. Ciel zaś, po takim "rzucie oka" poczuła niezdrowe podniecenie i chęć bycia tym wariatem, któremu bedzie dane zwiedzić, poznać i opisać wszystko (a potem jeszcze się z tego miasta wydostać). Z każdą chwilą, kiedy jej poszukiwania się opóźniały- z różnych powodów: a to zagadka, a to zajęte okienka, a to nowy, głuchy znajomy- czuła się coraz bardziej podenerwowana i w grę zaczęła wchodzić jej dziecięca niecierpliwość oraz spowodowane nią dziecięce reakcje.
    Kiedy Ciel skończyła swoje arcyprzyjemne i arcymiłe wrzaski, spojrzała nareszcie na staruszka i zauważyła, że ten całkowicie ją zignorował, olał, po prostu!
    - Uchhhh...!- wydusiła tylko z siebie przez zacisnięte zęby, patrząc ze złością na niemego "rozmówcę". Smiechy za jej plecami zas wcale-a-wcale nie pomogly w polepszeniu nastroju cokolwiek już wściekłej Baśniopisarki. Najchętniej odwróciłaby się i wgryzła z łydki którejś z osób z kpiącej parki, ale na ich (a może raczej Ciel) szczęście, właśnie wylądowała przed nią kartka, zapisana przez staruszka. I tyle chociaż mógł miec na swoją obrone, ze całkowicie ignorujac jej słowa- przynajmniej pisał do niej "liścik". Jak widać więc: Ciel nie musiała się miotać w bezsilnej złości pomiędzy informatorem w okienku, a dwójce przechodniów, którzy mieli okazję uznać jej słowa za świetny dowcip. I w rezultacie ochroniła się od stania kolejnym pośmiewiskiem.
    Tak więc dźwięk wysuwanej szufladki był czymś w rodzaju "zbawienia", bo nie tylko spowodował ujście dzikich emocji dziewczęcia, co nawet sprawił, że "przebaczyła" staruszkowi jego zachowanie. I powstrzymał przed odwróceniem sie na pięcie w strone przechodzacej nieopodal pary i zrobienia im czegoś równie groteskowego, co i nieszkodliwego.
    Łypnęła spod szarej grzywki na informatora (którym zapewne był) w okienku i przeniosła ostrożny wzrok na zielona karteczke oraz fantazyjny długopis, tak zaabsorbowana najnowszym "wydarzeniem", że wyjątkowo nie odezwała się juz ani słowem, tylko po protu wzięła do łapek dotychczasowy przedmiot zainteresowania staruszka i z rezerwą podniosła go, ażeby móc przeczytać.
    Kiedy zaś do jej świadomości dotarła treśc, ktorą zawierała karteczka i Baśniopisarka zdała sobie nareszcie sprawę z tego, jak bardzo się wygłupiła, odstawiając to miniaturowe "przedstawienie" przed okienkiem z informacją, zdenerwowała się ponownie. Tym razem jednak nie miała jak tej złości ulżyć, więc tylko nabrała powietrza w płuca i powoli je wypusciła, patrząc na staruszka spode łba.
    - Toż to zwyczajna niedorzeczność!- wymruczała, gapiąc się tak na niego, bo przecież nie mogła tak długo powstrzymywac swojej buzi od udzielania niezwykle ważnych w jej mniemaniu komentarzów zaistniałej sytuacji. W końcu była "ofiarą", to do niej należało prawo wyrażenia swojego zdania. Głuchy-niemowa takiego prawa nie posiadał, bo nie był w stanie mówić, co było równoznaczne ztym, że nie zakrzyczy dziewczęcia i nie zmusi do niczego. A jego wiek niestety z miejsca w jej oczach zdyskwalifikował go w kategorii "zastraszania-gwałtownymi-czynami". - Tyy, wredny jeedeen~~- ale jako iż i tak nie słyszał, Baśniopisarka schwyciła dziwaczny długopis (który wcześniej zdążyła poddać dokładnym ogledzinom, jako przedmiot do tej pory nieznany) i zaczęła pisać swoją wiadomość na odwrocie zielonej karteczki podanej przez staruszka. Kiedy pośpiesznie nabazgrała swoją odpowiedź, wcisnęła karteczkę z powrotem do szufladki i wgapiła się w staruszka, jak gdyby chcąc wzrokiem ponaglic go do jak najszybszej odpowiedzi. Pisząc jest co najmniej pięć razy wolniej, niźli mówiąc. A każda sekunda to strata jej jakże cennego czasu. A odpowiedź nie należała do najmilszych i "odgapiała" trochę z formy liściku informatora z okienka. Poza tym, jakby takowy mógł być w dodatku nieco opóźniony (kto wie...?), postukała w okienko (co wprawdzie i tak nie przyniosło efektu) i zaczęła machać ręką, wskazując palcem "w dół", na szufladkę.
    Jej wiadomość brzmiała ni mniej ni więcej tak:

    "ZE WZGLĘDU NA TO IŻ NIE JESTEM NIEMA I GŁUCHA DO TEGO,
    CHCIAŁABYM WYPOWIEDZIEĆ SWOJE ZDANIE NA TEN TEMAT!
    NIE PRZYNIESIE MI TO JEDNAKŻE NIC POZA STRATĄ CZASU, WIĘC
    PRZEJDĘ OD RAZU DO RZECZY.
    SZUKAM PORTU. CZY TAKIE MIEJSCE I DROGA DO NIEGO
    JEST PANU ZNANA?!
    PRZEPROSIN NIE PRZYJMUJĘ, PRZYKRO MI, TO OBRAZA MEGO MAJESTATU,
    A ZA POWITANIE DZIĘKUJĘ."



    <Jak poszło? c: Dzięki Tobie i ostatniej klasie gimnazjum miałam sporo wolnego ^^>
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 20 Maj 2012, 03:55   

    Ciel miała pełne prawo uznać, że sama poradziłaby sobie bez problemu z plagą ciem, gdyż kto by się przejmował robakami większymi od człowieka ze trzykrotnie, nie licząc skrzydeł, które zapewniają tym przerośniętym owadom gabaryty małego samolotu. Nie mogła również wiedzieć, że praca raz podjęta wydaje się trudniejsza niż ta w planach, lecz ona z typowym dla siebie dziecięcym zapałem wpadła do miasta i tam jej zachowanie znalazło dla siebie przeszkody. Bowiem gdyby wzięła sobie do serca ostrzeżenie dane przez władze miasta czy inny organ mający pieczę nad tym labiryntem uliczek i budynków oraz była trochę spokojniejsza mogłaby uniknąć nieprzyjemnego rozdrażnienia spowodowanego byciem zignorowanym i jednocześnie wyśmianym. Z drugiej strony takie osoby nie podjęłyby się misji zaoferowanej przez wielkie królika, bo kto myślący racjonalnie i zachowujący stoicki spokój zgodzi się biegać po jakimkolwiek mieście, aby znaleźć mordercę. Nie wolno nam zapominać, że sam fakt mordu często przysłania fakty nawet najtrzeźwiej myślącym. Tak więc Ciel naraziła się na pewne niedogodności swoją osobowością, lecz kto wie czy gdyby była ona inna to miałaby okazję ujrzeć tyle dziwów w ciągu jednego dnia. Poza tym wszelkie nieprzyjemności zostaną zapomniane. Za wiele lat Ciel będzie pamiętać tylko dobre aspekty podróży, a negatywne będę wydawać się całkowicie abstrakcyjnymi i jakby nieważkimi. Trzeba jednak zauważyć jak bardzo egocentrycznym i niewdzięcznym stworzonkiem jest panienka Ciel, bowiem nie tylko nie współczuje człowiekowi niewładnemu aż dwoma zmysłami, ale również zła jest za niedogodność płynącą z jego nieefektywnej pracy. Nie jest to jednak wada, gdyż pozwala dążyć do wyznaczonego celu pomimo przeciwności i czasem dwuznacznych moralnie decyzji, lecz skrajne formy bytu Ciel byłyby zdolne do typowego dążenia do celu po trupach, a więc Tyk będzie musiał ją nauczyć, że tak nie wolno! Na to jednak mamy czasu wiele, a więc dajmy jej jeszcze pocieszyć się małej dziewczynce z jej Cieltrycznego świata. Jej niecierpliwość była poza tym wielce urocza, chociaż tutaj można dyskutować. To co dla jednych wydaje się słodkie, dla innych może być głupie. Zależny jest zarówno podmiot jak i przedmiot, a w tym wypadku przedmiotem była Ciel. Tak więc, jako, że była małą uroczą dziewczynką to miała dużego plusa, pomimo to większość mieszkańców oceni ją raczej chłodno i zauważy negatywne strony zachowania. Natomiast królik spostrzeże raczej pozytywne ze względu na wdzięczność ze znalezienia poszukiwanego, a przynajmniej podjętej próby znalezienia celu. Jak można było się spodziewać głuchoniemy nie zwracał uwagi na pośpieszenie Ciel, a jedynie analizował dokładnie kartkę, po czym zaczął coś pisać i być może rysować, bo linie jakie kreślił długopisem były zbyt proste i zbyt długie jak na jakieś konkretne znaki. Trwało to długo, jakby godziny, choć zajęło tylko minuty, a ściślej trzy minuty. W końcu jednak szufladka wysunęła się po raz drugi, a na niej znów tekst, lecz tym razem pod zieloną (nową) kartką znajdowała się mapa z jakimiś liniami.

    PORT? JUŻ WSKAZUJĘ.
    1. PAROŁÓDŹ LATAJĄCA - 10-15 MINUT KOSZT 5 AURÓW
    (aur to będzie taka tutejsza waluta o! można inną na nią wymienić w pobliskim banku)
    2. DROGA PIESZA - CZERWONY KOLOR - 2-2,5 GODZIN
    3. DROGA DLA LATAJĄCYCH - NIEBIESKI KOLOR 20-30 MINUT
    4. KOPALNIA BISZKOPTÓW - ZIELONY KOLOR - 30 MINUT - 48 GODZIN
    (Przy zielonym kolorze można ujrzeć, że wychodzi poza mapę i pojawia się w zupełnie innym miejscu.)
    CIESZĘ SIĘ ŻE MOGŁEM POMÓC

    Jeśli chodzi o łódź to jak można było zauważyć na mapie przystań ich była całkiem blisko, lecz czy Ciel ma tyle pieniędzy, a co ważniejsze czy będzie chętna je wydać? Droga dla pieszych była bardzo chaotycznie narysowana, ale głównie ze względu na układ ulic, trzeba było jednak wyjść przez bramę na przeciwko wejścia do miasta, a następnie po przejściu mostu zejść o kilka poziomów niżej. Droga dla latających była prostą linią narysowaną tak, aby omijać budynki i właściwie nikt kto potrafi latać nie miałby problemów ze znalezieniem portu, ale mniejsza o to. Natomiast wyjście ostatnie było niezwykle ciekawe, gdyż rozbieżność czasowa była ogromna. Żeby do niego dotrzeć trzeba było przejść przez te same wrota co w wypadku parołodzi, lecz na niewielkiej wysepce iść prosto, a nie skręcić w dół po spiralnych schodach w stronę przystani.


    (Wydaje mi się, że dobrze ^^ Jednak gdy otrzymam wyniki to będę mógł być pewien! Dzięki mnie? W czym tkwią tutaj moje zasługi?)
    _________________

    *****
    Ciel



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Maj 2012, 09:45   

    Ciel zawsze uznawała, że sobie z czymś poradzi! Cokolwiek by to nie było. Nawet ujrzenie ogromnej ćmy, która przed chwilą zaledwie udawała bramę do miasta nie mogło ostudzić jej dziwnych zapędów. Jak raz już sobie coś ubzdurała, to będzie święcie w to wierzyć i przechwalać się przy każdej możliwej okazji. A kwestia, czy jej słowa będą prawdziwe pozostaje pod wielkim znakiem zapytania, chociaż w sumie chyba można rzec, że jest prawie pewna. Ubzduranie sobie czegoś zazwyczaj oznacza przecież rzecz fikcyjną. Szczególnie jeżeli chodzi o kwestię zabijania wielkich ciem, z którymi nie mogło poradzić sobie całe miasto. Albo nawet jakiś specjalny oddział do ich likwidacji, bo skoro to plaga, to musiano w jakiś sposób z nią walczyć i chciano mieć pewność, że się zwycięży w "bitwie" w ogromniastymi motylkami. Druga sprawa, że była sama i nie miała szans poradzić sobie z tak wielką ilością "szkodników" w pojedynkę. Zapewne kiedy raz zajęłaby się wykonywaniem tego zadania, to... przed zaczęciem by się zniechęciła. Od razu, kiedy stanęłaby przed pierwszym "przeciwnikiem". Przecież to wydawałoby się jej zbyt długie, nużące, a w związku z tym nudne. Żmudna i ciężka praca, ganianie za tymi stworzeniami, szczególnie że mają skrzydła, nie byle jakie. Poza tym zapewne się w jakiś sposób rozmnażają, każde stworzenia to robią, więc to, że zabije jednego, czy dwa osobniki nie powinno zrobić różnicy całemu gatunkowi.
    Kiedy Ciel byłaby spokojna, to nie miałaby żadnej zabawy. A chociaż teraz denerwowała się, robiła pewne rzeczy trzy razy dłużej, niżby je wykonała będąc opanowaną i myśląc więcej niż krzycząc i miotając się bez sensu, to nie był9oby tak ciekawie. Mało silnych odczuć i wrażeń oznacza nudę, a ta jest jeszcze gorsza niż bycie wyśmiewanym. Ponieważ jednak takie a nie inne odbieranie jej zachowania przez ludzi i środowisko wokół przynosiło niezmiennie sporo atrakcji, to czy rzeczywiście było tu aż tyle minusów...? Nie mogąc krzyknąć czułaby się zignorowana, a teraz chociaż, kiedy podnosiła głos i miotała się w kółko, to chociaż się z niej śmiali. (to nic, ze z drugiej strony było to bardzo denerwujące...) Nie ma to jak nie mieć w jakiś ciekawy sposób zwrócić na siebie uwagę! A za wiele lat Ciel będzie babcią. Niezbyt się jej jednakże spieszyło do tego czasu, nawet jeżeli miałby przynosić ze sobą tyle czasu, by starczyło go na wspominanie "starych dobrych czasów".
    Ciel była okropnym, wrednym, nie widzącym wielu rzeczy poza sobą, stworzeniem. Posiadanie własnego światka, jak go określiłeś, "Cieltrycznego", było niezwykle przyjemne, bo jeżeli już z góry założyć, że takowy istnieje, to naprawdę nie potrzeba martwić się o potrzeby innych. Nich inni martwią się o jej. Jeżeli chodzi o podziękowania, to raczej mogą sobie na nie nie liczyć. Jakby tak przyłożyć się do jej nauki, to kto wie, czy wyjątkowo wzruszające przemówienie, lub też lekcja nie zmusi dziewczynki do zastanowienia się nad sobą. Drugi problem taki, że typki podobne jej raz się wzruszają, a potem robią jeszcze gorzej, wiec kto wie, czy za kilka godzin nie wróciłaby do mordowania z zimną krwią żelek, albo co gorsza żywych zwierzątek. Hm... albo chociażby do obrażania innych ludzi, bycia niemiłą i chwalenia własnego, Cielowego bożka w Cieltrycznym światku. Warto spróbować, ale kto wie. Poza tym, co innego spotkać taką osóbkę na żywo, a co innego czytać o niej. Coś, co w literkach i słowach może wydawać się urocze, w rzeczywistości zapewne okaże się irytujące. A jeśli trafiłaby na kogoś swojego pokroju, to zapewne dostałaby po łbie, bądź też została przyprowadzona do porządku w inny, niezbyt ciekawy sposób. Hm. A może to właśnie nie jest zła droga ku temu, aby oduczyć ją jej skrajnego egoizmu? Swoja drogą, materialistką też była i ulotne piękno wiatru było gorsze od posiadania fajnej rzeczy, której ktoś, dla przykładu, mógłby jej zazdrościć.
    Czas mijał dziś zaskakująco powoli, bo jeżeli zazwyczaj brakowało jej wolnej minuty na zabawę, to teraz te trzy dłużyły się wprost niemiłosiernie! Stanie przede okienkiem i patrzenie się na staruszka za nim, kreślącego coś na kolejnej zielonej karteczce zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych. Ciel zacisnęła zęby i zrobiła z siebie tragicznego bohatera, który w bólu i cierpieniu oczekuję (trzy minuty) na karteczkę, podczas, gdy... podczas... gdy... co się dzieje...? A, mija czas.
    Kiedy szufladka nareszcie wysunęła się, zawierając pożądany przez dziewczynkę przedmiot, ta pochwyciła go i zaczęła czytać. A potem popatrzyła ze zirytowaniem na staruszka. Tak jak poprzednio, odwróciła karteczkę i napisała odpowiedź.

    "DZIĘKUJĘ ZA POMOC, ALE JEŻELI
    CIESZY SIĘ PAN, ŻE MÓGŁ JEJ UDZIELIĆ,
    TO MOŻE JESZCZE JEDNA BARDZIEJ PANA ROZWESELI?
    NIE MAM PIENIĘDZY, POŻYCZYŁBY PAN?"

    Włożyła odpowiedź do szufladki i wsunęła ją, uśmiechając się przy tym jednym ze swoich najbardziej uroczych i miłych uśmiechów (mapę oczywiście zatrzymała) . Nagle zaczęła potrzebować czegoś, to trzeba się stać dużo milszym, w końcu nikt nic nie da za darmo niewrażliwemu, niemiłemu potworkowi! A akurat nie miała pieniędzy. Skrzydeł też nie, więc to odpadało, iść tak długo raczej jej się nie chciało, skoro mogła 10-15 minut spędzić na statku. Jeżeli staruszek nie pożyczyłby, to... spróbujemy polecieć na gapę. Należy oszczędzać czas!
    Dziwna zmiana osobowości i stosunku do innych ludzi mogłaby się wprawdzie wydawać dziwna, ale nic to! Nawet bardzo się postarała! Otóż, napisała "dziękuję" i ogólnie chciała, by wiadomość brzmiała MIŁO!
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 23 Maj 2012, 23:08   

    Muszę niestety nie zgodzić się z twoją tezą, że zachowanie Ciel jest urocze tylko gdy się o nim czyta. Dla przykładu podam mojego brata, który choć ma dopiero siedem lat to jest niezwykle uroczy w swym zachowaniu. Poza miotaniem dłońmi we wszystkie strony, krzykiem i tymi różnymi dziecięcymi sposobami na okazanie złości ma jeszcze dość często obrażania się, czytaj mina "Nikogo nie lubię", ręce skrzyżowane i patrzy. Mimo to jest osobą niezwykle uroczą, a nawet zabawną. Ile to razy gdy się na mnie obraził na mojej twarzy pojawił się uśmiech? Sporo! Tak więc w pełni świadomy wszystkich za i przeciw uważam zachowanie Ciel za urocze, aczkolwiek przyznam, że dla jej potencjalnego rozmówcy będzie raczej irytujące. Źle mnie też zrozumiałaś, Tyk nie ma zamiaru jej uczyć! Oj nie! Tyk nie jest z tych co przekazują wielkie moralne zasady. On nawet sam się do żadnej tak w pełni nie stosuje. Tyle tylko, że jeśli ktoś go denerwuje, a na pewno nie czułby się tak wesoło jak ja widząc Ciel zachowującą się tak wobec niego, to by ją spalił! Czy jeszcze inne rzeczy. Oczywiście bez szkody dla fizycznego zdrowia naszej poszukiwaczki przygód, bo tego nie chcemy! Jednak żeby było oczywiste, Tyk, ani Ja nie mamy zamiaru walczyć z egoizmem Ciel! Nie! Tutaj wychodzi o zwykły pragmatyzm! Przechodząc jednak do rzeczy, a te tutaj są najważniejsze. Z drugiej strony niekiedy zbyt nagła zmiana nie jest wstanie zatuszować wad charakteru. Pomimo więc, że Ciel była dobrą aktorką to staruszek pamiętając jej zachowanie, a raczej te urywki, które dane mu było dojrzeć, nie był chętny do pomagania jej. Dlatego gdy zobaczył kartkę tylko się uśmiechnął po czym jego dłoń zamiast powędrować do długopisu zatrzymała się na jakimś guziczku, a po chwili Ciel mogła ujrzeć coś naprawdę bezczelnego ze strony informatora, chociaż kto wie czy to nie mała panienka Ciel była tutaj tą złą. Mianowicie, nad okienkiem gdzie się znajdowali pokazał się duży napis "Następny" Ten jeden wyraz był wyraźnym znakiem, a szufladka już się nie wysunęła, tak więc Ciel nawet gdyby chciała nie byłaby w stanie kontynuować dyskusji. Nie oznacza to jednak, że wszystko jest stracone! Na ulicach miasta jest tyle sposobów do zarobienia, może na przykład udawać ulicznego artystę, czy wyświadczyć komuś przysługę, tyle, że do tego trzeba uprzejmości. Z drugiej strony banki, chociaż nie takie jak w świecie ludzi, funkcjonują. To miasto ma nawet własny zamknięty system bankowy, w którym można pożyczać pieniądze do pewnej kwoty, która jednak i tak jest zbyt wysoka jak na potrzeby Ciel. Co więcej gdy już wszystko zawiedzie, lub okaże się być niemożliwe do wykonania to pozostaje kradzież lub inne nielegalne działania jak na przykład włamanie się na łódkę. Ile to razy ludzie nielegalnie jeżdżą autobusami i zwykle im się udaje. Co więcej wskazana przystań nie była strzeżona jakoś specjalnie. Poza dwójką osób siedzących na ławce i rozmawiających o papugach nie było tutaj nikogo. No jeszcze kapitan najbliższej łodzi, lecz ten zajęty był paleniem na przystani. Był również znak z czymś na wzór rozkładu jazdy, lecz można z niego było wyczytać tyle, że jest to raczej rodzaj taksówki zatrzymującej się w określonych miejscach, a nie kompleksowa miejska komunikacja w stylu autobusów, metra czy tramwajów. Co jednak jeszcze jest istotnego, a dotyczy miejsca, w którym Ciel się znajduje, a mianowicie to, że gdzieś w oddali można było ujrzeć ogromny latający żaglowiec (Cóż to za wiat, że żaglowce latają), oraz, że ćma znów usiadła na bramie udając przejście. A tak i jakieś dziecko przewróciło się na środku płaczu. Następstwem tego był oczywiście płacz, chociaż maluchowi na pierwszy rzut oka nic nie było.
    _________________

    *****
    Ciel



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Czerwiec 2012, 23:41   

    Urocza, czy też nie (ja tam już nie wiem, nikogo podobnego nie spotkałam, chociaż ostatnimi czasy podejrzewam, iż potrafię zachowywać się jak wersja Ciel typu light), Ciel była jaka była i w żadnym wypadku nie zamierzała przestawać. Prócz wrednych gestów i odzywek obrażających rozmówcę, naprawdę potrafiła być miła, albo chociaż taką udawać. Szczególnie, jeżeli ta druga osoba była kimś z ważną rangą, która w jakikolwiek sposób mogła zapewnić dziewczęciu choć minimalne korzyści. WTEDY i w żaden inny sposób, Ciel potrafiła być naprawdę miła. Więc przy Tyku raczej nie będzie zachowywać się tak, jak w stosunku do biednego staruszka, który: miał za zadanie udzielić pomocy; był niewyobrażalnie miły; nie mógł nic jej zrobić z prostego powodu- znajdował się za szybką. Nie ma więc jakiejś ogromnej obawy, że zacznie pyszczyć, czy coś podobnego. Zbyt wiele by straciła. (Zresztą, jakby choć raz to zrobiła, to przez konsekwencje niezbyt uśmiechałoby jej się powtarzanie tej czynności).
    W swoim własnym światku nie musiała troszczyć się absolutnie o nikogo z wyjątkiem siebie, na niczyje uczucia zważać nie musiała. Jedynie mogła, a robiła to tylko wtedy, gdy mogło to przynieść jakieś korzyści. Oprócz tego, objęci ochroną byli najbliżsi przyjaciele (a i do tych przecież ni zawsze odnosiła się z należnym ludziom szacunkiem). Cała reszta jakby schodziła na drugi plan i robiła za tło, czy służbę, która za pracę nie mus otrzymać nic, a można ją wyzyskać. Taka a nie inna logika oraz taki, a nie inny charakter miały dla Ciel plusy: mniej zmartwień, więcej wolnego czasu dla siebie i wiecznie (prawie) radosne spojrzenie na świat. Minusów było więcej, ale te dziewczynce jakoś dziwnie umknęły pośród kalkulacji, tak więc pozostała taka, jaką wcześniej była.
    Ponieważ reszta świata nie potrzebuje wyjaśnień, ma tylko pomagać spełniać ‘panience’ jej zachcianki, być układna i pomocna… dla nich można, jak najbardziej można być wrednym, niegrzecznym, chamskim. Tak więc Ciel, nie przejmując się niczym, tak właśnie się zachowywała. I tak się składa, że jakoś niezbyt obchodziło ja to, co o niej inni pomyślą, co zrobią, byleby to jej pasowało. Nie zwracała więc uwagi na to, że przemiana okropnego, rozpuszczonego, niegrzecznego bachora w słodkie, kochane dziecko jest cokolwiek mało wiarygodna. Nikt nie da jej wiary, najwyżej jeszcze bardziej się uprzedzi, zignoruje i uzna za jeszcze gorszą.
    Staruszek z pewnością zaliczał się do tej „reszty”. Tak więc Ciel zupełnie, ale to zupełnie nie przejmowała się tym, co on czuje i tym, jak może zareagować na jej krótkie przedstawienie. Co więcej, nawet jeżeli na początku była trochę niepewna, co do tej taktyki (no proszę, jednak potrafi racjonalnie myśleć!), to z każda milisekundą coraz bardziej się do niej przekonywała. Tak bardzo, że po chwili była już pewna, że jej cudny uśmiech zauroczy starszego pana, a ten, zapomniawszy o wszystkich nieprzyjemnościach, jakie przed chwilką doznał z jej strony, natychmiast spełni każdą jej zachciankę. I jeszcze ponadto będzie szczęśliwy z takiego obrotu sprawy. Nie więc dziwnego, że stworzenie uznające za najwyższą wartość na świecie siebie samą było niezmiernie zawiedzione i zdenerwowane, gdy nagle stało się od kogoś zależne i ten ktoś uczynił coś zupełnie przeciwnego, niż to, co od niego oczekiwała. Coś o co PROSIŁA i to tak niebywale grzecznie jak na nią (a swoją drogą, że taką zmianę frontu rozmówca mógł uznać za bezczelną i arogancką z jej strony).
    No tak, z tym przedziwnym wyszczerzem na pyszczku to czekała podejrzanie długo, a nawet pod koniec, kącik ust delikatnie drgnął, jakby okazywała w ten sposób zniecierpliwienie. Jej zdaniem szufladka z odpowiedzią w postaci pieniędzy powinna się ukazać natychmiast, bez żadnej niepotrzebnej zwłoki, bo też z takową dostanie się na pokład statku jeszcze wolniej. Ta dziwna pewność siebie zrodzona jedynie z egoizmu dziewczęcia w jednej chwili ustąpiła miejsca poprzednio już okazywanej publicznie złości. Ciel, nie widząc odpowiedzi, jakiej oczekiwała, dostrzegając za to błąkający się na twarzy informatora uśmiech oraz wredny napis „następny”, uroczo migający blisko niej, obraziła się jak małe dziecko. Zapomniała mianowicie całkiem o tym, że ta wersja „planu” nie miała stuprocentowych szans na powodzenie, przeciwnie, były one raczej niewielkie. Fakt, nie były to łzy rozpaczy, a raczej czegoś na kształt złości i to wyjątkowo dziecinnej, ale cóż…
    Dziewczynka, nic nie mówiąc, a jedynie rzucając staruszkowi za szybką pełne oskarżenia i żalu spojrzenie pełne łez, odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie (nie zapominając przed tym zabrać ze sobą mapki).
    Pech, los, czy co tam jeszcze chciało, że potknęła się i wylądowała na ziemi, blisko płaczącego właśnie dziecka. Tak widząc jednak rozpaczającą istotkę blisko siebie, wpadła na kolejny plan, równie nielegalny, co i wchodzenie na statek bez opłaty.
    Żeby zarobić będzie musiałaby się gdzieś fatygować. Pożyczka w banku zapewne oznacza to, że będzie musiała zwrócić więcej, a poza tym, należy jeszcze tego banku poszukać, a to zawsze jakieś opóźnienie. Aby zarobić na ulicy jako artystka, też musiałaby się wysilić- wymyślenia co takiego mogłaby zrobić… cóż w sumie może i nie był to taki zły pomysł, może być nawet ostatecznością, w razie gdyby inne wersję planu nie chciały wypalić.
    Podeszła na czworakach do płaczącego dziecka, złapała je za rękę i przysunęła buźkę do jego twarzy (buźkę, na której nadal były ślady niezbyt szczerych łez), nie zapominając o tym, aby uśmiech był na niej od początku.
    - No juuuż, nie płaczemy! Pokażę ci coś, chcesz?- zaproponowała, chcąc tym uciszyć malca. Cóż, jak zapewne każdy łatwo się domyśli miała w tym swoje własne korzyści, no bo jak niby inaczej miałaby zrobić coś wyglądającego na tak mało egoistyczne…? A dziecko małe, nie zorientuje się tak szybko o perfidnym oszustwie, ślepo uwierzy i nie będzie miało zastrzeżeń! Idealne ofiara.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 3 Czerwiec 2012, 22:52   

    Nawet jeśli potrafisz zachowywać się jak Ciel, w co nie wątpię bo przecież byś nie kłamał, to nie jesteś w stanie ocenić czy jest to urocze, ponieważ czy możesz być sędzią w swojej sprawie? Dlatego właśnie musisz mi uwierzyć, że rzeczywiście jest to zwykle urocze i zabawne, choć nie jeśli poszukuje się powagi i pada się ofiarą takiej osoby. Teraz jednak przejdźmy dalej i jako, że na balu pojawiło się parę osób to dążmy do jak najszybszego końca. Zmienię zatem scenariusz, a więc do rzeczy. Gdy tylko Ciel pojawiła się przy malcu, który na twarzy miał prawdziwe łzy, a z ust jego wydobywał się realny płacz to ten spojrzał na nią. Wtedy też na chwilę ucichł i jakby wystraszony spoglądał na tę przerażającą istotę, która go właśnie spotkała. Pierwsze wrażenie okazało się jednak mylne, a Ciel zamiast być przerażającym potworem czyhającym na każde potknięcie małych chłopców i porywających ich w celu skonsumowania, okazała się być najzwyklejszą w świecie dziewczynką. Ach te pozory! Największa z zabójców żelek, poszukiwana międzyżelkowym listem gończym przez rząd Żelków Zjednoczonych Ameryki Północnej, została wzięta za zwykłą niegroźną, a nawet przyjaźnie wyglądającą dziewczynkę. Było to jednak Ciel na rękę bo na pewno gdy zaprowadzi chłopca do domu dostanie od jego rodziców nagrodę, lub straci czas. Malec odrzuciwszy ślepe uliczki oceny Ciel wybrał drogę chrystusową i tak w jego oczach ta przebiegłą terrorystka niemych informatorów stała się wybawicielką, drugim Napoleonem, który zdolny jako jedyny odrzucić armie rosyjskie, Aleksandrem, który ocali Helladę od nikczemnych perskich barbarzyńców, czy nawet Waszyngtonem buntującym się przeciwko królowi w Londynie. Tak więc wielka wyzwolicielka została przyjęta z typowym entuzjazmem. Chłopiec z radością odpowiedział na jej pytanie, jedynym tylko słowem, lecz trzykrotnie powtórzonym.
    -Chcę! Chcę! Chcę!
    Nim jednak zdołał usłyszeć, z typowym dla dzieci zniecierpliwieniem dodał jeszcze kilka zdań. Cecha ta nie była obca Ciel, lecz nie często ludzie są zdolni do zrozumienia innych posiadających te same wady, czy nawet zalety. W pierwszym wypadku przez samozachwyt, w drugim przez zazdrość. Jak się też okazało chłopiec kocha wyolbrzymiać wszystko, lecz czy z tego nie wyniknie coś dobrego?
    -Zaniesiesz mnie do domu? Patrz! noga boli.
    Oczywiście poza lekkim otarciem nic tam nie było, lecz dzieci lubią uważać najmniejsze rany za oderwaną nogę, a oderwaną nogę... cóż tutaj umierają, zwykle jednak nie ma w tym przesady, a jedynie wykrwawienie się. Dziecko bowiem, jako mniejsze i lichsze, nie pomieści w sobie tyle krwi co dorosły. Jest to też powód dla którego, według oficjalnych statystyk, dorośli częściej mają zaszczyt stać się posiłkiem dla wampirów. (Bo w końcu to wielkie szczęście, że nieśmiertelny zainteresował się krwią tak lichej istoty.) Z drugiej strony jeśli Ciel zdecyduje się go tam zanieść to będzie mogła powiedzieć, że robiła to w ramach pracy i teraz rodzice dziecka powinni jej zapłacić. W ten sposób bardzo łatwo zdobędzie pieniądze na podróż. Żeby jednak nie było, że pokazuje ci jedną drogę, a misja pod koniec jest liniowa to możesz jeszcze wybrać kradzież. Tak, chłopiec przy sobie ma odpowiednią ilość funduszy i nie jest w stanie się obronić, a więc można mu je zabrać! Pieniądze ma w woreczku zawieszonym na szyi. Trzecia droga? Jeszcze ci mało, a więc będzie i trzecia! Istnieje również możliwość namówienia chłopca, że nic mu nie jest za pomocą fałszywych lekarskich zdolności Ciel i w ten sposób wdzięczny chłopiec da jej pieniądze sam. Wymyśl sobie i czwartą drogę, lecz udaj się już do łódki, która przeleci z tobą prosto do portu! Tam zatrzymasz się przy niewielkiej karczmie, barze czy innym miejscu o dość ponurej reputacji. Właśnie tam znajdziesz siedzącego tuż przy wejściu poszukiwanego przestępce. Wystarczy teraz tylko zakończyć to wszystko i wyruszyć na bal!
    Ciel



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Czerwiec 2012, 00:35   

    Pierwsze wrażenie w tym wypadku było chyba najprawdziwsze. Bo mimo słodkiego uśmiechu i czegoś na kształt próby pomocy malcowi w wykonaniu Ciel, to w rzeczywistości sporo jej brakowało do kochanego, miłego stworzonka. A nie jakiegoś złośliwego, ale w gruncie rzeczy nie bardzo szkodliwego demona w ciele małej dziewczynki, którym była. W tej chwili tym bardziej, ponieważ pojawiła się ofiara. Baardzo młoda, baardzo naiwna= czyli ktoś, kto absolutnie nie mógł ujść jej uwadze, a już tym bardziej wymknąć się z pazernych łapek Baśniopisarki. Niewinność i ufność chłopczyka oraz jego niezaprzeczalna wiara w obcych ludzi byłaby ją zdumiała, w może nieco innej sytuacji, kiedy to nie spieszyłaby się zbytnio. Teraz po prostu piała z zachwytu nad samą sobą, ponieważ udało jej się znaleźć bardzo łatwą ofiarę. Niezbyt przejmowała się tym, jak na jej czyny może zareagować chłopczyk- w końcu nie za dobrze go znała, zaś miasto oraz cały świat są na tyle duże, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że nigdy więcej się nie zobaczą. A nawet jeśli- pamięć ludzka bywa słaba i zawodna, a wydarzenia z dzieciństwa wraz z wiekiem odchodzą w niepamięć, więc nawet jeżeli coś by mu zrobiła- nie ma obawy, że się na niej zemści. Co do wołania rodziców- to też nie ma strachu. Gdyby znajdowali się w pobliżu, któreś niewątpliwie poszłoby pomóc synkowi. A kiedy mały po nich pobiegnie, to Ciel będzie już daleko i bezpiecznie siedzieć choćby na statku, jak nie dalej. Zabójczyni Żelków co prawda nie miała najmniejszego zamiaru zostawać zabójczynią małych chłopczyków, ale jeżeli chodzi o okradanie takowych, to miała zgoła inne plany niż te dotyczące zabójstwa (których wcale nie było... przepraszam, trochę mnie mroczy.).
    Napoleon, czy też nowy Waszyngton nie miał najmniejszego zamiaru pomagać. W końcu po co niby?! Jakiś tam zapłakany chłopczyna, zachowujący się, jakby był dosłownie pępkiem świata, to zupełnie nic! ... Zupełni nic w porównaniu do niej. Przecież to ona jest pępkiem świata, jaśnie-panią, małym dzieckiem zakochanym w sobie i swoich potrzebach. Nie trzeba jej już nikogo takiego. Różnica między nią i spotkanym chłopcem była taka, że Ciel nie miała w sobie takiej niewinności i ufności. Można nawet było powiedzieć, że słowa nieznanych i podejrzanych osobników traktowała jako odwrotność prawdy. Czyli podążając za ich radą należało zrobić coś dokładnie przeciwnego. Cóż, po takich próbach wielokrotnie spotkała się z porażką (bo po co niby obcy miał ją oszukiwać...? Na przykład podawać złą drogę do urzędu pocztowego...?- nie, Ciel nie bywała na urzędach.). Jednakże była stworzeniem upartym i nadal wytrwale (tudzież głupi) podążała w ślad za swoimi przekonaniami, nawet jeżeli nie były do końca słuszne.
    Jako iż potworek Ciel był spostrzegawczy, od razu zrobił rozpoznanie w wyglądzie i ubiorze chłopca. Nie uszła jego uwadze wyjątkowa ozdóbka zawieszona na szyi spotkanego. Woreczek. Cóż innego może być w woreczku zawieszonym na szyi malca, jak nie pieniążki, tak w tej chwili przez Ciel pożądane? Głupi pomysł rodziców, zostawianie ich w tak dobrze widocznym dla złodziei miejscu, ale cóż, ich sprawa. Swoją drogą tak łatwa kryjówka mogłaby się wydawać podejrzana... Dla przykładu: obcy wsadzi tam rękę i wyciągnie już bez dłoni, albo coś takiego.
    Nie chcąc tracić szansy na baaardzo łatwo "zarobek", Ciel postanowiła zadziałać delikatnie. Na rzeczywistą pomoc chłopcu- wykonanie jego polecenia i zaniesienie go aż pod sam dom, straciłaby zdecydowanie za dużo czasu! Nie ma aż tyle, by mogła go marnować, poza tym statek lada chwila może odfrunąć bez niej na pokładzie, ale kiedy zjawiłby się następny...?
    Napadanie na chłopczyka z mieczem też nie musiało się skończyć za ciekawie. Bo a nuż jest zwinny i szybki i pomimo odciętej nogi będzie potrafił poruszać się dość sprawnie? Poza tym zapewne narobiłby krzyku na całą ulicę, a wtedy okradanie kogokolwiek też raczej nie wchodziłoby w grę. Poza tym- nawet jeżeli z góry przyjmujemy, że pieniądze znajdują się w woreczku na szyi chłopca, to nic jeszcze nie mówi, że tak jest w rzeczywistości. Im szybciej tym lepiej, to prawda, ale co się stanie, jeśli Ciel się pomyli? Maluch cały czas zyskuje dodatkowy czas na ucieczkę przed chciwą złodziejką. (I gdzie takie "cuś" mogło się uchować w normalnym domu i hipertroskliwymi rodzicami...? A jednak.)
    W tym momencie najlepszym planem dla szarowłosej było szybkie, delikatne oszustwo. Udanie cudownego leczenia z pomocą tajemnych "środków" z jego sakiewki, porwanie ich i jak najszybsza ucieczka, by nikt, obudzony alarmem malca nie zdołał zareagować, nim dziewczę odpłynie na parostatku. Niezwłocznie przystąpiła do realizacji. Dalej z "cudownym" uśmiechem.
    - No, ale myślę, że szybciej będzie, jeśli pójdziesz o własnych siłach, mimo tego, że niezwykle zalezy mi na tym, aby ponieść kogoś takiego, jak ty.- jak widać wciskanie tak banalnych kitów małym, niewinnym dzieciom było u niej na porządku dziennym i robiła to bez żadnego zastanowienia. Już mniejsza z tym, że żaden normalny człowiek nie uwierzyłby w jej słowa. - Zrobię teraz taką superultrahiperfajoską sztuczkę ULECZAAANIA!- tak, teraz to już naprawdę wkręciła się w ten cały teatrzyk i, pożal się Boże, udawania. Nawet przesadnie gestykulowała łapkami, dodając do tego perfekcyjną mimikę, wyglądała jeszcze komiczniej niż podczas odstawiania szopki przed okienkiem informacyjnym. Tyle tylko, że tym razem kojarzy się to raczej pozytywnie, bo niby to próbuje zabawić spłakane dziecko.
    Po jeszcze kilku gestach i tajemniczych minach, zaczęła się zbliżać do chłopca , aż w końcu jej pazerne łapy dotarły na tyle blisko sakiewki, by mogla do niej bez przeszkód sięgnąć. To też niezwłocznie uczyniła.
    - Teraz użyję tego oto specjalnego medykametu z twojego woreczka, nie obawiaj się, to nie boli...- jakoś tak nie chciało jej się dokańczać przedstawienia. Od razu, gdy tylko poczuła w palcach pieniądze, szybko wydostała rękę z sakiewki i zamiast udać, że coś robi, po prostu dała drapaka. Zniknęła w kolorowym tłumie dziwacznych stworów, biegnąć w kierunku parostatku tak szybko, jak tylko była w stanie. Nie oglądała się za siebie, bo i po co...? Kiedy zaś stwierdziła, że jest dostatecznie daleko od ograbionego, zwolniła kroku, by nie wydać się podejrzaną. Nie chciało się już jej "czarować" innego wyglądu, w końcu się spieszyła. Zresztą może w takim zamieszaniu nie będzie to aż tak potrzebne. Szła w kierunku pojazdu, mając cichą nadzieję, że biletów nie kupuje się wcześniej w kasach, a przy wejściu na pokład.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 6 Czerwiec 2012, 02:58   

    To zwykle się nie udaje. Zazwyczaj dziecko zdąży krzyknąć nim złodziej odejdzie, a ludzie złapią uciekającą dziewczynkę, która nie wydaje się być tak groźna jak dorosły, a więc nie jest niczym co trzeba by było ignorować. Zwykle też samo wyciągnięcie pieniędzy nie jest takie łatwe, a podczas ucieczki łatwo na kogoś wpaść i zgubić pieniądze. Wreszcie, lecz to tylko przy tym jak to zwykle prowadzę misję tacy chłopcy mogą się okazać bardziej dziećmi kanibali, którzy próbują zwabić do domu kolejną ofiarę, a na próbę kradzieży okaże się, że Ciel zostanie boleśnie ugryziona w rączkę i rana przez wiele lat, a może i do końca życia nie zagoi się całkowicie. Na szczęście jednak śpieszy się nam i nie ma czasu na zabawy w utrudnianie życia, ani też nie jest to fabularnie w żaden sposób uzasadnione, a po co w jednej misji tworzyć kolejną i wciągać gracza w stworzone w ten sposób minirpg. Dlatego też chłopiec zajęty czarowaniem "Ciel" zbyt późno zauważył i nikogo już nie obchodzi, że później rozpłakał się jeszcze bardziej i być może będzie mieć uraz do końca życia. Może w przyszłości zostanie złodziejem oraz seryjnym mordercą wszystkich osób, które chociaż troszeczkę kojarzyć mu się będą z Ciel. Z drugiej strony większa jest szansa, że ów osobnik raczej zapomni o wszystkim i już jutro będzie wesoło skakał po uliczkach. Nie oznacza to jednak, że zbadanie sprawy mordercy cielopodobnych dziewczynek i chłopców nie stanie się tematem przyszłej misji, tutaj można tylko czekać co czas przyniesie i mieć nadzieję, że w przypływie wredności naszą ofiarą (Ja jako MG, ty jako fabularny prowokator mordów) nie padnie jakiś inny gracz, dziś jeszcze nieznany z imienia. Wracając jednak do tego co ważne bo mimo, że kocham te nasze dygresje i dyskusje to post postem jest tylko gdy posuwa fabułę do przodu, a ten musi zrobić to w sposób naprawdę spory, abyś mogła się jeszcze pojawić na balu, czyż nie? Tak więc Ciel po chwili dotarła do portu i akurat w tej samej chwili jakiś mężczyzna zawołał:
    -"Wszyscy do środka, za 5 minut odlatujemy."
    Ubrany był w biały mundur z czarnymi guzikami i charakterystyczną czapką przypominającą krzyżówkę czapki gwardzisty z okresu wojen napoleońskich i błazeńskiej z czasów średniowiecza, a umiejscowienie tej drugiej części na miejscu piórka może być nawet nawiązaniem do rycerskiego hełmu. Człowiek jak się za chwilę okaże prowadzi statek do portu, o czym po chwili zakomunikował.
    -"Podróż BEZ PRZYSTANKÓW do portu."
    Duży nacisk położył na środkową część wyraźnie akcentując każdą sylabę. Ciel mogła więc pomyśleć, że dla niej to, chociaż tak naprawdę wystarczy odrobina logiki by zrozumieć, że to ludzie, którzy poprzednio kierowali się do łodzi, a teraz zmienili kierunek o 180 stopni chcieli dostać się w jakiejś miejsce pośrednie. Jak się również okazało, na całe szczęście dla Ciel nie było czegoś takiego jak bilety, a przynajmniej nie w sensie dosłownym. Przy wejściu "kapitan", bo tak kazał się nazywać, pobierał opłatę, po czym zapraszał do łodzi. Jak się okazało poza Ciel podróżowało również dwoje mężczyzn, jedna kobieta i coś przypominające miniaturowego gryfa. Nie zapomnijmy również o trzech kartach! Królu, dziewiątce i ósemce prowadzących ze sobą ożywioną dyskusję o - ironio! - szachach. Dyskusja przerwana została na krótką chwilę z sekundą wyruszenia. Łódka płynęła po powietrzu wolno, lecz nie brakowało wrażeń. Ciel minęła chyba z setkę ludzi idących po mostach czy nawet płynących w innych łodziach. Wszystko to działało jak we współczesnym nowoczesnym mieście, we wspaniałej harmonii, lecz jednocześnie miało bajkowy klimat, szczególnie dlatego, że w tle słychać było wciąż szumiącą czekoladę z pobliskiego wodospadu. Do tego ci ludzie i ich najróżniejsze zajęcia. Ktoś się pojedynkował, ktoś malował, a jeszcze inny odganiał wielkie ćmy. Mnogość zajęć ludzkich była naprawdę przeogromna: tańce, występy, romanse i spory, a wszystko to udekorowane ludźmi w codziennych zajęciach sprawdzających godzinę, idących do kogoś czy pracujących choćby przy budowie budynku. Właśnie nie zapomnijmy, że Ciel mogła widzieć jak powstaje tutaj nowy dom i był to widok zaprawdę dziwaczny. Właściwie to byłoby normalnie gdyby nie to, że budowano go od góry, a więc najpierw piętro najwyższe, a za kilka dni może dojdą do poziomu gdzie zwykle stawia się fundamenty. Brak czasu nie pozwolił na zapoznanie się z techniką, już po chwili pojawili się przy porcie, gdzie widać było w oddali ogromny statek, a nieco bliżej kilka mniejszych unoszących się w powietrzu. Po wyjściu po prawej stronie Ciel mogła zauważyć niewielki budynek, który już tam może opisywałem, ale to nic. W środku ustawione jest kilka stolików, paru ludzi i jest również ten jeden, którego Ciel poszukuje! Nawet niezbyt daleko bo od razu na samym początku, lecz czy na pewno mądrze jest zbytnio mu się przyglądać? On sam może i nie jest niebezpieczny, lecz wokół niego siedzi pięciu raczej groźnie wyglądających ludzi. Tak więc zbliżamy się do finałowej walki, lub podstępnego planu Ciel. Bez względu na to jak potoczą się losy naszych bohaterów czeka nas emocjonujący kolejny odcinek! Zaprasza Tyk i Ciel SDPL (Nie, nie socjaldemokracja polska, tylko spółka do palenia ludzi!)
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,23 sekundy. Zapytań do SQL: 9