• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Osiedle Domków » Willa rodziny Foxsoul
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 17 Maj 2017, 23:58   

    Lusian jakoś zdołał się otrząsnąć i wykrzesać z siebie iskrę świadomości. - Trzymaj nogi tak dalej - powiedział, gdy tylko otrzymał odpowiedź na najważniejsze w tej chwili pytanie. Chwilę szukał wzrokiem szafki wskazanej przez demona, po czym podszedł do niej i wygrzebał całkiem sporych rozmiarów skrzynkę. Wrócił z nią do bruneta i zsunął szlafrok z ramion. Puchaty kawał materiału trzymał się jedynie na pasku. Jednak to było jego najmniejszym zmartwieniem. Z Yako było źle. Musiał stracić sporo krwi i jego życie nie było jeszcze zagrożone, ale jeśli go nie opatrzy to wkrótce tak będzie. Całkiem możliwe, że to przez to jego żywiciel zachowywał się tak agresywnie, a potem wionęło od niego chłodem na kilometr.
    Serce przeskoczyło mu w piersi, gdy otworzył apteczkę. Całe szczęście na niższy bieg, bo ręce trzęsły mu się już wystarczająco. Był głodny i zmęczony, a do tego wlał w siebie tego wieczoru pokaźne ilości alkoholu. Przynajmniej przestał pić w odpowiednio wcześniej, bo inaczej już dawno dzwoniłby na pogotowie.
    Było tu wszystko. Szybko ułożył na chuście trójkątnej bandaże i gazy, znalazł zestaw do szycia i nici chirurgiczne oraz spirytus. O niebo lub dwa lepiej, niż to czym na co dzień dysponował w Krainie Luster. Założył winylowe rękawiczki i zaczął od odklejenia plastrów. Posoki było dużo, ale uniesienie zranionej kończyny pomogło.
    Rany były czyste, bo demon wykąpał się aż dwa razy, ale i tak porządnie je zdezynfekował. Spodziewał się jakiejś reakcji bólowej, a tu nic. Prawie. - Spokojnie, zaraz cię poskładam - mówił łagodnym głosem - Lusian? Yako! Wracaj! - potrząsnął nim lekko widząc jak demon odpływa. - Kurrrwa... - przeklął i gdyby mógł to rwałby sobie kudły z głowy, ale wszystko musiało być sterylne - nie opatruj, nie niańcz, a teraz mnie zszyj bo umrę... - cedził przez zęby - Co byś kurna zrobił, gdybym nie znał angielskiego? - syknął cicho dobierając się do rozpuszczalnych nici. Wziął wszystkie potrzebne utensylia i zaczął zszywać pierwsze rozcięcie. Warstwa po warstwie, węzeł po węźle i jakoś zaczynało to wyglądać.
    Spojrzał na demona, gdy ten nagle się poruszył. Miał zamknięte oczy i wyraźnie siłował się z bólem. Dostał również gęsiej skórki i zaczynał mu się trząść. I to porządnie, co nie pomagało w szyciu. Gawain nerwowo westchnął i ściągnął z siebie szlafrok, po czym nakrył nim tors i ramiona Lusiana. Od razu zmienił też rękawiczki, bo nie powinien niczego innego wtedy dotykać.
    Zszywał dalej klęcząc na ziemi zupełnie nagi. Jak jakiś jaskiniowiec. Zresztą i tak był już ubabrany krwią. Idealna scenka rodzajowa! Cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz. - Wytrzymaj jeszcze trochę. Już kończę - zapewnił. Wprawę miał, a z porządnym sprzętem, nićmi, które nie haczyły i gładko przechodziły przez mięśnie i skórę, był szybszy niż zwykle. Wkrótce w miejsce ziejących ran pojawiły się trzy rządki niebieskich, nierozpuszczalnych szwów.
    Keer odetchnął głęboko i zaczął bandażować wszystko jak trzeba. - Zaraz dostaniesz coś ciepłego do picia, koc i tak dalej, tylko na razie się nie ruszaj. Słyszysz? - poinstruował demona nie przerywając czynności.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 18 Maj 2017, 07:44   

    Czuł potworny ból w nodze, gdy się ocknął. Próbował poruszyć stopą, ale to sprawiło, że nieprzyjemne uczucie się nasiliło. Stęknął cicho. Czuł się jak pijany, chyba...w końcu nigdy pijany nie był. Kręciło mu się w głowie, było mu słabo i niedobrze. Próbował otworzyć oczy, ale były zbyt ciężkie. Czuł jak Gawain zszywa mu nogę. Przez to bolało jeszcze bardziej, do tego dziwne szczypanie. Czyżby mu to zdezynfekował? Całe udo miał zdrętwiałe. Ale przynajmniej powoli wracała mu świadomość.
    Podniósł powoli ręce do twarzy i przetarł ją, rozmazując na niej krew. Rana na policzku nie była groźna, ale również trochę krwawiła. Nie przejmował się tym jednak. Leżał tak chwilę, starając się nie ruszać.
    - Jestem żałosny - wychrypiał cicho i westchnął. Czuł się jakby to tym razem on był ofiarą, która jeszcze dodatkowo drapieżnik wsadził sobie po upolowaniu do lodówki, jeszcze żywą, żeby na pewno była świeża kiedy uzna, że pora zjeść biednego demona.
    Zacisnął w dłonie w pięści przez co syknął ponownie, przypominając sobie o tym w jakim stanie jest jego nadgarstek. Uniósł dłoń i przyjrzał się jej, po czym westchnął zdenerwowany. W tak opłakanym stanie chyba jeszcze nigdy się nie znalazł. Było to dla niego upokarzające i to bardzo.
    Odwrócił głowę, gdy Gawain się do niego odezwał. Początkowo milczał i tylko przytaknął głową, ale po chwili odezwał się - zrobisz mi coś na żołądek? Przez tę melasę boli jak cholera i jest mi niedobrze - przyznał. Nie było już tak źle. Nie będzie wymiotował, ale i tak nie czuł się komfortowo. Każde słowo, które wypowiadał było cicho i zdawało się, że sprawia mu problem wypowiedzenie ich.
    Ponownie zamknął oczy i wydawało się, że znów odpłynie, na szczęście demonowi udało się jakimś cudem utrzymać przytomność, choć widać było, że najchętniej to by odleciał tak na kilka dni, żeby w końcu odpocząć.
    Otulił się mocniej szlafrokiem nagrzanym przez Cienia. Czuł zapach kochanka przez co trochę się uspokoił. Leżał tak z głową odwróconą w bok, czekając aż Keer skończy swoją pracę.
    Nagle jednak coś mu się przypomniało - Gaw...powinieneś zajrzeć do Gopnika - wysapał z trudem i przeniósł błękitne spojrzenie na rudzielca - w-wgryzłem się chyba za głęboko....zdaje się, że aż do kości - zamknął oczy i zakrył na chwile usta, bo znów pojawiły się mdłości. Było widać, że ledwo je powstrzymuje. Mieszanka krwi i melasy widać nie była dla Yako przyswajalna. Udało mu się jednak nad tym zapanować, po czym spojrzał w sufit. Jego twarz nie wyrażała nic, jednak jego oczy były pełne smutku i zawodu. Zawiódł się samym sobą, jak bardzo jest słaby. Jak bardzo udowodnił przed samym sobą, że demon, którym był przed wiekami skończył się i teraz jest swoją własną podróbką. Oczy stały się wilgotne, jednak nie uronił ani jednej łzy.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 18 Maj 2017, 13:50   

    Kończył obwijać mu udo, kiedy demon właśnie zaczął dochodzić do siebie. Cień widział jak próbuje poruszyć stopą testując ciało. Prychnął pod nosem słysząc jak Yako się kaja. - Mówienie tego jest żałosne. Dostałeś w dupę i tyle - westchnął i przesunął się w bok. Wziął nowy gazik i nasączył płynem, po czym delikatnie przytrzymał twarz Lusiana. - Jeszcze twoja buźka. Bliznę i tak będziesz miał. Tyle ci powiem - mruknął niezbyt zadowolony i oczyszczał dokładnie szramę, która przechodziła przez brew, powiekę i policzek. Delikatnymi ruchami zmywał krew i przykładał gazik do rozcięcia - Nie będę ci tego szył, bo masz te fajne plastry ściągające. Na taką ranę wystarczą w zupełności - mówił do demona, bardziej po to, żeby nie panikował i nie odpłynął mu znowu, niż z faktycznej potrzeby rozmowy. Jak powiedział, tak zrobił i przykleił długie, cieniutkie plasterki.
    Jemu samemu zaczynało być zimno, gdyż adrenalina zdążyła już opaść, po tym jak zażegnał największy kryzys. Dobrze, że Yako nie skomentował w żaden sposób tego, że jest nagi, ale i tak po Keerze było widać, że jest zażenowany. Dopóki brunet miał zamknięte oczy, jeszcze czuł się w miarę komfortowo. Co prawda demon już go takim widział, ale w tej sytuacji i przy Lusianie nie dodawało mu to otuchy. Zwykł do zakrywania ciała. Lubił swoje swetry i długie spodnie i chętnie by do nich wrócił. - Zrobię. Ale najpierw idziemy do pokoju, gdzie się położysz - powiedział jak do dziecka, które prosi o kakałko. Ściągnął rękawiczki i zawinął chustę razem z rozłożonymi na niej przyrządami. Już miał zabrać szlafrok i pomóc Lusianowi dostać się na kanapę, gdy... nie... chyba się przesłyszał. - Zrobiłeś, co?! Wstajesz teraz i idziesz ze mną do salonu! - zszarpnął z Yako szlafrok i zarzucił go na siebie. Objął i uniósł bruneta z całej siły, pomagając mu wstać. Zauważył, że jest mu niedobrze, ale co miał teraz zrobić? Złapał za chustę i tak objuczony wyszedł z Lusianem z kuchni tak szybko, jak tylko się dało - Gopnika zniosę na dół. Nie mogę być jednocześnie w dwóch miejscach naraz, więc leż lub siedź na tej swojej futrzatej dupie, póki z nim nie zejdę. Nie dokładaj mi więcej roboty. I trupów, do jasnej cholery! - wycedził wyraźnie wściekły. Kto normalny złazi i spokojnie mówi: Ej, weź się nim zajmij, dobra? No właśnie, kurna, nikt... a czekaj, przecież Yako zachowuje się dziś jak rąbany psychol! - I jeśli myślisz, że pocieszy mnie to, że go pogryzłeś, po tym jak się z nim przespałeś, to grubo się mylisz! - żyłka już zupełnie mu puściła. Posadził Lusiana na kanapie, zmusił do położenia się i szybko przykrył do jakimś kocem czy narzutą. Obojętne. I tak jutro idzie do lekarza. Z własnej woli lub pod przymusem, ale pójdzie. Narzędzia położył na stół i ruszył biegiem po schodach, zawiązując poplamiony szlafrok i nie oglądając się za siebie.
    Zdyszany wparował do sypialni zajętej przez Gopnika. Żelazisty zapach wypełnił mu nozdrza. Podszedł do łóżka i odkrył nieco kołdrę. Krew była chyba wszędzie, gdzie być mogła. W skórze, mięśniach i zapewne również kości odbił się pełny zestaw demonicznego uzębienia. Naciągnięta tkanka nie potrzebowała dużego nacięcia, by przekształcić się w wiele podłużnych ran. - Jasny gwint, Lusian, coś ty mu zrobił? - szepnął z niedowierzaniem marszcząc brwi i zakrył Kapelusznika. Zawinął go ciasno w kołdrę i wziął na ręce, po czym pospiesznie zszedł z nim do salonu.
    Położył Gopnika na podłodze i odwinął. Całego, bo gość był nieprzytomny i trzeba było ułożyć go w odpowiedniej pozycji. Jeszcze zadławi się czymś albo zwróci to, co wlał w siebie podczas imprezy. W tym celu Gawain przytargał fotel, obrócił Kapeluta na bok i ranną rękę ułożył w górze, opierając ją o mebel. Przy nim się już tak nie certolił, tylko polał mu bark spirytusem, a potem zabrał się za igłę i nici.
    Czy tak czuli się lekarze, gdy operowali morderców i gwałcicieli? Czy też z największą ochotą wstrzyknęliby im coś, żeby po prostu się ich pozbyć? Bo Keer właśnie tak się czuł. Co prawda to nie była wina Gopnika, on nic nie wiedział, nie był niczemu winien, ale Cień chętnie ukarałby Yako za ten skok w bok. Co innego dziwki, ktoś obcy, ale ich wspólny znajomy? Może niech prześpi się jeszcze z Cierniem, to będzie do kompletu!
    Szył alkoczarodzieja i nic nie mówił. Pomimo upływu krwi, był o wiele stabilniejszy, niż Lusian. - Kto cię zadrapał w udo? - zapytał w końcu i posłał lisowi ukradkowe spojrzenie.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 18 Maj 2017, 15:28   

    Zabrał ręce, słysząc, że Gaw ma zamiar zająć się szramą na jego policzku. Syknął głośno i cały się spiął, gdy Cień zaczął oczyszczać mu lico. Starał się nie wiercić ale nie do końca mu to wychodziło. Przytaknął głową, że rozumie iż rudzielec nie ma zamiaru tego szyć. Odetchnął przy tym z ulgą. Odporność na narkotyki była fajna, ale idąca za tym odporność na leki przeciwbólowe już nie. Tak bardzo chciałby zażyć coś co oszczędziłoby mu całego tego bólu, który był już irytujący.
    Sapnął z ulgą, gdy Cień skończył swoją pracę. Wzruszył lekko ramionami, gdy Cień usłyszał co Kitsune zrobił wcześniej z Kapelutem. Widać było, że niezbyt się tym przejmował. Poza tym, że chyba nie chciał mieć w domu trupa. A tak to jakoś go to nie ruszało. Naprawdę się zmienił, przez te kilka dni.
    Wstał chwiejnie, z pomocą Cienia i ruszył do salonu. Było to trudne bo praktycznie nie mógł stawać na chorą nogę. Ale jakoś udało im się dotrzeć do kanapy, na którą opadł ciężko. Posłusznie jednak się położył i owinął w ciepły koc.
    Słuchał wywodu na temat siedzenia na futrzastym tyłku, nie patrząc na rudzielca. Nie miał zamiaru się nigdzie ruszać. Było mu cholernie zimno i wszystko go bolało. Ledwo mógł usiedzieć, a co tu mówić o łażeniu gdziekolwiek. Nie podobał mu się pomysł siedzenia w jednym miejscu, jednak co miał poradzić? Postanowił, że chociaż się postara.
    Prychnął zirytowany i odwrócił się plecami do dziwnookiego, słysząc, że pogryzienie Kapeluta nie poprawi mu humoru - nie robiłem tego dla Ciebie...chciałem tylko urozmaicić sobie kąpiel, a takiego pięknego krzyku dawno nie słyszałem - westchnął jakby z tęsknotą. Słysząc, że Gaw rusza na górę zawołał jeszcze za nim - Gaw....Luci przyjechała tylko się odświeżyć i zabrać rzeczy i poleciała dalej - powiedział krótko. Nie było sensu się rozwodzić na tym, ale lepiej żeby mieli wspólną wersję wydarzeń, jakby Kapelut miał jakieś problemy czemu była, a teraz jej już nie ma.
    Leżał na kanapie, ciaśniej owijając się w koc. Mimo iż okrycie było cieplutkie, Lusianowi nadal było strasznie zimno. Skupił się więc i rozpalił drwa w kominku. Zawsze były tam naszykowane, żeby w każdej chwili móc napalić. W salonie szybko zrobiło się cieplej. Niebieskie płomienie, mimo iż nie mogły skrzywdzić żywych istot wytwarzały o wiele więcej ciepła niż zwykłe pomarańczowe. Westchnął z ulgą, czując przyjemne ciepełko ale nie odkrywał się. Leżał skulony na kanapie, ciasno zawinięty w kokon stworzony z koca.
    Nie musiał się odwracać czy słuchać uważnie, by wiedzieć, że Gawain wrócił z Gopnikiem na dół. Zapach krwi był dość intensywny. Lusian oblizał się czując to po czym niechętnie odwrócił się w stronę mężczyzn. Czuł się już troszeczkę lepiej, ale nadal wyglądał jak pół dupy spoza krzoka. Owinięty był cały, tak, że spod koca wystawała tylko twarz. Przyglądał się pracy rudowłosego, nie odzywając się. Widział różnicę w tym jak Keer traktuje Kapelusznika, a jak traktował jego co dało mu miła satysfakcję. Przeszedł go przyjemny dreszcz i z trudem powstrzymywał się, żeby nie wyszczerzyć swoich demonicznych ząbków. Przyglądał się niezbyt pięknej ranie na barku nieprzytomnego mężczyzny i oblizał się ze smakiem. Nie wyglądało na to, żeby było mu przykro. No może trochę, ale tylko dlatego, że dokładał Gawainowi pracy. Na tym się jego poczucie winy kończyło. Rudzielec też wyglądał na zmęczonego, a pewnie był też głodny.
    Nie odrywał wzroku od rany. Słysząc pytanie wzruszył tylko ramionami - spotkałem Dachowca, rzuciła się na mnie, ja ją unieruchomiłem, podrapała mnie. Użyła przy tym jakiejś mocy czy trucizny, bo bolało jak cholera. Potem jak ją opatrzyłem i pogłaskałem po głowie to podrapała mnie w twarz. A zadrapanie na barku mam jako pamiątkę z kąpieli z nią, gdy naleciał jej szampon do oczu, a ona się wystraszyła - powiedział krótko. Nie czuł potrzeby aby ostrzegać Gawa, że Lani siedzi teraz u niego w domu. Przecież, jak się wykuruje to se pójdzie w cholerę i tyle ją widzieli. Taką miał przynajmniej nadzieję. Nie lubił mieszkać sam, w szczególności jak pomieszkał trochę z dziwnookim, to jakoś spodobała mu się świadomość, że ktoś na niego będzie czekał i że nie będzie siedział sam w pustych ścianach. Nawet kanarki nie zakłócą tej ciszy. Ale posiadanie w domu zdziczałego kota? Nie...to mu się na pewno nie uśmiechało. W szczególności, że ten kociak miał ludzką inteligencję, więc nie dało się jej wytresować tak jak zwykłego futrzaka czy bestii.
    Przymknął oczy ale nie zasypiał. Po prostu sobie odpoczywał i cieszył się rosnącą temperaturą powietrza.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 18 Maj 2017, 20:13   

    Głosy... Mężczyzn. Dwóch facetów ze sobą gada. W uszach dzwoni... Boli. Strasznie boli. Kac morderca nie ma serca... Ale, chwila... Jeszcze coś. Piekielnie ciężkie powieki... I jeszcze bardziej obolały kark... I ta nieprzenikniona ciemność przez zamknięte powieki... Dzwoneczki w głowie ustały...
    Gopnik powoli wracał do świata żywych. Bardzo powoli. Był słaby jak nigdy wcześniej, co nie było zresztą niczym dziwnym. Dzień wcześniej całkiem sporo wypił - może nie na tyle, by mieć kaca, ale wystarczająco, by go to osłabiło. Dodatkowo nie spał przez większość nocy, a dodatkowo trzeba pamiętać, że został wyssany z energii i boleśnie oraz krwawo pogryziony. Utrata krwi nie pomagała mu zdecydowanie wrócić do sił.
    Leżał bezsilnie na czymś. Nawet nie wiedział dokładnie czym. Było twarde. Głowa bolała go okropnie, lecz silne pieczenie barku było o wiele gorcze. Dodatkowo nie czuł swojej lewej ręki - pomijając ból. Nie mógł poruszać kończyną, choć miał w niej czucie. Ból jednak paraliżował każde drgnięcie mięśni. Wolał też nie obracać swoją głową.
    Gopnik pamiętał sporo z poprzedniego wieczoru. Miał w swoim umyśle obraz popijawy z Gawainem, wściekłego Lucka, wspólną kąpiel z Luci, ugryzienie i... Lucka. Który pojawił się w miejscu kobiety, a właściwie przemienił się z niej i go wyrzucił z wanny.
    A teraz nawet nie wiedział, gdzie był. Nadal w łazience? Postanowił otworzyć oczy, co przyszło mu z ogromnym trudem. Zarówno ból, jak i ogromne zmęczenie, mimo tego, że właśnie się przebudził, sprawiały, że ta jakże lekka czynność stała się przeszkodą niemal niemożliwą do pokonania. Każdy ruch sprawiał cierpienie i był mordęgą. W końcu jednak jego powieki posłuchały się Kapelusznika i ten zobaczył... Mgłę. Obraz był strasznie niewyraźny, rozmyty. Wszystko było rozmazane, po kolorach jednak wnioskował, że był w innym pomieszczeniu. Chyba na podłodze.
    Skupił się i postarał wytężyć wzrok. Zobaczył trochę więcej szczegółów, dwie postacie, w tym jedną leżącą na czymś, z chyba czarnymi włosami, więc możliwe że był to Lucek. Albo Luci. Albo i ten i ta. Gopnik już sam nie wiedział, co jest grane. A ta druga? Rude włosy, coś narzucone na siebie. Czyli Gawain Keer. Tyle Kapelusznik zdołał wywnioskować, mimo, że jego wizja nie była klarowna.
    - Co się... co się stało? Blaać... - spytał z trudem. Głupie pytanie, przecież wiedział co się stało. I to doskonale, Lusian go przydusił, gdy ten padał z wycieńczenia, a ból i szok spowodowały, że zemdlał. Przynajmniej tak to wyglądało. Tylko czemu Luci stała się Lusianem?
    Przeklnął jeszcze raz cicho pod nosem i spowrotem zamknął oczy, starając się jeszcze jako-tako przysłuchiwać odgłosom mężczyzn, a przy okazji nie nadwerężać się.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 18 Maj 2017, 21:41   

    Szyjąc rozmyślał o znaczeniu słów Yako. Czy to, że postanowił dać im obu trochę czasu i przestrzeni aż tak nim poruszyło? Obaj byli samotnikami polegającymi jedynie na własnych doświadczeniach, umiejętnościach i sile. Wolał powoli wybadać demona, nie brnąć w wspólne życie z nim zbyt szybko. I miał rację, bo na wydarzenia dzisiejszej nocy nie był gotowy. Brunet nagle stał się sadystyczny, władczy i dumny, taki jaki był w snach, czy też bardziej wspomnieniach. Gawain wątpił w to, że Yako postanowił go testować albo do siebie zrazić. Po prostu odsłonił się cały. Może to jakiś mechanizm obronny? Cień nie oceniał go jednak, zbyt pochopnie lub krytycznie. Nie różnili się tak bardzo. Keer miał odrobinę więcej empatii, prawdopodobnie przez całkiem udane dzieciństwo. Ktoś kto wybił całą wioskę nie miał jej wiele, ale nie przeszkadzało mu to tak długo, na ile starczy jej dla niego. Ciekawe, czy bym żył, gdyby nie ta więź. Choć z miłości też niektórzy zabijają.
    Z drugiej strony Yako był dla niego miły i tylko przed nim potrafił okazać słabość. Dalej się jej wstydził, ale przecież nikt nie mógł być silny cały czas. Prędzej czy później każdy potrzebował wsparcia, nawet stare, japońskie demony.
    Przeszedł go zimny dreszcz, gdy dostrzegł jak Lusian wbija swoje ślepia w rannego i umazanego posoką Gopnika. W głębi był lisem, ale w tej postaci było to okropnie niepokojące. Gawain poczuł się zagrożony i żałował, że nie ma pod ręką sztyletu, a najlepiej kuszy, której lisołak zdawał się bać.
    - Od kiedy przygarniasz kociaki z lasu? - prychnął uśmiechając się szyderczo. Trochę go to bawiło. On przygarnął rannego lisa, a Yako ranną kocicę. Przynajmniej poznał trudy opiekowania się kimś, kto do tego nie nawykł. Oczywiście musiał przy tym oberwać, bo pewnie znów zrobił coś głupiego.
    Rozbawienie szybko ustąpiło skupieniu, gdy Kapelusznik zaczął się krzywić i ruszać. Walczyć nie umiał, ale był nadspodziewanie wytrzymały. Choć to pewnie ból przywołał go między nich. Nawet mówił i to na kacu, po drenażu i mocno krwawiąc. Mocny zawodnik, nie ma co. Szkoda, że nie ocknął się później, przynajmniej robota poszłaby z górki.
    - Jesteś ranny i straciłeś sporo krwi. Zaraz skończę szycie, ale najpierw dostaniesz coś przeciwbólowego. Do tego czasu próbuj się nie ruszać i trzymać rękę w tej samej pozycji. Teraz pójdę po leki dla ciebie i zaraz wrócę, dobra? - powiedział powoli i wyraźnie, tak żeby sens na pewno doszedł do Gopnika. Jeśli ten przytaknął, Gawain wstał i piorunując Lusiana swoim wzrokiem poszedł do kuchni.
    Ściągnął zakrwawione rękawiczki i wrzucił je do zlewu, po czym zaczął grzebać w apteczce. Aż dziw, że Yako trzymał w domu coś przeciwbólowego. Pewnie dla swoich żywicieli. Solpadeine się nada, choć zawiera kodeinę. Za to Gopnikowi będzie po tym dobrze, oj i to bardzo. Wziął opakowanie i wracając do salonu przebiegł wzrokiem po ulotce. Przeciwwskazaniami była między innymi choroba alkoholowa oraz ciężka niewydolność wątroby i nerek, ale lepszego rozwiązania nie widział. Bo co? Da mu Apap? W duchu dziękował wszystkim dilerom jacy stanęli na jego drodze. Inaczej pstro by wiedział. Nieraz zdarzyło mu się wymieniać kasę na towar, u któregoś z farmaceutów.
    Znowu przyklęknął przy Gopniku i podał mu dwie musujące tabletki. - Masz, są rozpuszczalne. Powinny zadziałać za kilka minut i będę cię zszywał dalej - przytknął mu lek do ust i czekał, aż Kapelusznik je otworzy. No dalej... ponaglał go w myślach. Chciał się już położyć i odpocząć. Z tym, że będzie musiał się wykąpać. Znowu. Trzeci raz! I lepiej, żeby Lusian skombinował sobie czerwone albo czarne szlafroki.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 18 Maj 2017, 22:20   

    Wzruszył ramionami i skrzywił się lekko, poprawiając się pod kocem - jakoś nie mogłem zostawić wykrwawiającej się kocicy na środku drogi. Poza tym to łatwy pokarm i póki się nie wyliże to będzie u mnie siedzieć - powiedział, przyglądając się Gopnikowi - no i ... trochę mi się nudziło, a uczenie takiego dzikusa wydawało się ciekawe - dodał ciszej, mocniej zawijając się w koc. Stęknął przy tym głośniej. Noga naprawdę musiała mu dokuczać. Ale starał się nie pokazywać aż tyle słabości. Chciał być silny, a przynajmniej takiego udawać. W normalnych okolicznościach marudził by i wił się jak najęty, żeby móc pozbyć się tego bólu, ale teraz? Gawain to jeszcze, ale właśnie zaczynał się budzić Gopnik. Przy nim na pewno nie pokaże, że coś jest nie tak!
    Podniósł brew, słysząc, że Kapelusznik jest w stanie coś z siebie wykrztusić. Po takim drenażu i upływie krwi? No trzeba powiedzieć, że wprawiony w boju. Ale to raczej było niemożliwe. No chyba, że tak się przyzwyczaił do kaca, że potrafi też inne rzeczy zmóc.
    - No proszę, obudziła się śpiąca królewna - zaśmiał się mrocznie. Słysząc jego pytanie, zamyślił się - zdaje się, że moja kochana siostrunia dała Ci popalić - odparł bez większego namysłu. Cóż, nie umiał jeszcze ocenić na ile może sobie pozwolić żartować na takie tematy przy rudzielcu.
    Przyglądał się z zaciekawieniem, trochę dziwnym wzrokiem czy brunet grzecznie wykonuje polecenie ich obecnego lekarza. Sam cały czas posłusznie leżał na kanapie, nawet nie próbował podnosić się do siadu. Nawet nie ruszając nogą czuł wielki ból, a co jakby próbował nią poruszyć?
    Oczy mu lekko zmętniały, gdy Gawain podawał alkoludkowi leki przeciwbólowe. Westchnął wtedy cicho i odwrócił się do nich tyłem. Nie był obrażony ani nic, ale jeśli tylko rudzielec spojrzałby na niego chwilę wcześniej, zobaczyłby w oczach demona coś, co mogło przypominać zazdrość. Zazdrościł Kapelutowi tego przywileju. Możliwości znieczulenia się w inny sposób niż palnięcie się w łeb, bo chyba tylko taka opcja pozostała w wypadku Kitsune. Zamknął oczy i oddychał głęboko, ściskając w dłoni kraj koca. Starając się nie myśleć o nodze. Nie narzekał, nawet starał się nie wydawać żadnych odgłosów, które pokazywałyby, że demon jednak cierpi. Jedyne co mogło mężczyzn naprowadzić, to (o ile by się nad nim pochylili) kropelki potu, które spływały mu z czoła i skroni. Yako coś czuł, że tej nocy zasypianie nie będzie dla niego zbyt prostym zadaniem.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 19 Maj 2017, 10:37   

    Gopnik słuchał ludzi w pokoju na tyle uważnie, na ile pozwalały mu jego siły. W szczególności

    dobrze starał się zrozumieć słowa Gawaina, które co nieco wyjaśniały, ale też nie odkrywały

    Ameryki. Z drugiej strony dodały Ruskowi otuchy. Wiedział, że jest pod opieką, wiedział też

    dokładniej, czemu zawdzięcza swój stan. Rana musiała być głęboka, skoro wymagała szycia. No i

    dostanie coś przeciwbólowego, to też dobrze. Z tym, że już to wiedział. Pamiętał swój krzyk, gdy Luci się w niego wgryzała. To było gorsze, niż ukąszenia Rosemary, które, choć pozbawiały sporo krwi, pozwalały ranie się skrzepnąć. I pamiętał przemianę lisicy w lisa. A przynajmniej wydawało mu się, że pamiętał, a nie był to sen.
    Za to słowa Lucka były strasznie niemiłe. Gopnik poznał go jako wesołka, żywiołową osobę, a teraz? Jego słowa były mroczne i wredne. Plus ta wzmianka o siostrze. Kapelusznik był niemalże pewien, że po ugryzieniu Luci przemieniła się w niego. I to on ostatecznie doprowadził Ruska do omdlenia. Nie wiedział teraz co o tym myśleć. Normalnie wdałby się w pyskówkę z lisem, lecz teraz nie miał na to kompletnie sił, a poza tym widział, do czego ten facet jest zdolny. Paradoksalnie teraz milsze wrażenie zrobił na nim Gawain, którego początkowo tak chłodno ocenił.
    Gdy Gawain od niego odszedł, Gopnik nawet nie drgnął. Po prostu leżał zmęczony w bezruchu, nie mając ochoty na najdrobniejsze drgnięcie. Było mu zimno, bolało go, nigdy wcześniej nie czuł się aż tak źle.
    Z kuchni dochodziły jakieś odgłosy, jakby ktoś czegoś szukał. Najpewniej płomiennowłosy grzebał w szafkach, szukając czegoś przeciwbólowego. To byłoby zbawienie. Ból był okropny. Gdy Gawain wrócił i chciał podać lek, Gopnik posłusznie otworzył usta. Niestety, tabletki nie chciały się rozpuścić, gdyż w ustach Ruska była pustynia. Ani kropli śliny. Biedak zdołał tylko cicho wyszeptać:
    - Pić... - po czym znów zamilkł, czekając na krople wody. Chciał już, by ból zniknął. Chciałby by to już było za nim. Niestety, nie było to tak szybkie.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 19 Maj 2017, 11:17   

    - Ty tak serio, czy próbujesz mnie zdenerwować? O siebie byś się martwił, a nie o jakąś przybłędę, która sprezentowała ci te szramy - warknął oglądając się za siebie na Lusiana. O innym aspekcie jego wypowiedzi wolał nie wspominać przy Gopniku. Dopiero co go pogryzł, a będzie się chwalił, jak czule opiekował się jakąś wariatką. Prawdziwy z niego bohater!
    - Uczyć mu się zachciało... - mruknął cicho pod nosem, po czym zajął się wybudzającym się Gopnikiem.
    Śmiech demona sprawił, że po jego plecach przebiegły ciarki. Wyraźnie spiął się cały. Odpowiedź demona niezbyt mu się podobała, nie był w nastroju na żarty, ale ten ton i niski, szyderczy śmiech, sprawiły, że on również ledwo zauważalnie się uśmiechnął. - Na szczęście wyjechała - podsumował. W końcu taką demon zaproponował wersję, a Gawain miał zamiar się jej trzymać.
    Kapelusznik chciał pić, więc rudzielec poleciał do łazienki i zaraz wrócił niosąc szklankę wody. Postawił ją na podłodze obok Gopnika i pomógł mu usiąść. Rękę jednak nadal miał trzymać w górze. Trzeba przyznać, że słono za to zapłacił, ale Gawainowi nie wynagrodzi tego chyba nic. Przystawił szklankę do ust wycieńczonego mężczyzny i przechylał ją tak długo, póki ten nie miał dość. Nawet gdyby miał wypić całą szklankę. Bardziej od zajmowania się każdym wokół nienawidził narzekań lub gadania, że nic im nie jest. Przynajmniej zamknęli jadaczki.
    Odstawił szklankę na stół. Miał teraz parę minut dla siebie. Gopnik wyglądał dużo lepiej, niż Lusian, dlatego pozwolił sobie pójść do łazienki, by obmyć się z krwi i ubrać bokserki. Były trochę wilgotne, ale przynajmniej nie świecił już klejnotami na lewo i prawo. Wrócił do mężczyzn. Kitsune wyglądał na okropnie zmęczonego i zbolałego. Oparł się o kanapę i przyłożył dłoń do jego policzka. Był przeraźliwie i niemiło chłodny. Wziął rękę wzdychając ciężko i spojrzał w niebieskie, przygaszone oczy Yako.
    - Masz jeszcze pełno zadrapań. Nie są groźne i nie krwawią, ale mogę je obejrzeć jeśli chcesz. Za to nadgarstek będę musiał. Dostaniesz maść na opuchliznę. Może nie wszystko zadziała, ale ma składniki chłodzące. Uśmierzą nieco ból. A potem ją zabandażuję, żebyś niczego bardziej nie nadwyrężał - szeptał i odgarnął hebanowe kosmyki z twarzy demona. Plastry trzymały mocno, a na ranie był już świeży strup. Doskonale. Stał tak nad mężczyzną i w zamyśleniu pogładził go po głowie. Tak dziwnie było mu bez lisich uszu - Poczekaj chwilę - powiedział i gdzieś poszedł.
    Nastawił wodę w czajniku. Prawie zdążyła się zagotować, zanim Gawain zdołał odnaleźć potrzebne rzeczy. Wyciągnął kubek, nasypał do niego mięty pieprzowej oraz odrobinę melisy, po czym zalał gorącą, lecz nie wrzącą wodą. Grzebiąc w szufladach na chybił trafił znalazł w końcu woreczki śniadaniowe. Oderwał jeden, chuchnął w niego i podstawił pod kostkarkę, po czym nacisnął przycisk. Lodówka zawarczała na niego i wypluła z siebie porcję lodu. Gawain szybko zawiązał woreczek, zawinął w świeżą gazę i wrócił do salonu wraz z całą apteczką i kubkiem. Pudło i napar położył na stole i zbliżył się do Lusiana - Wiem, że ci zimno, ale naprawdę ci pomoże. Tylko nie przykładaj bezpośrednio na ranę. Nie można jej przemrozić, bo dostaniesz martwicy - mówił wsuwając dłoń z chłodnym pakunkiem pod koc i wciskając go demonowi w ręce. Potem sięgnął po kubek i przytrzymał przed nim, żeby sam go złapał - Za to na rozgrzewkę masz herbatę na żołądek - prychnął nieco rozbawiony. Yako chyba nie myślał, że da mu wyłącznie lód przy takiej temperaturze ciała?
    Odsunął się od niego i wrócił do Gopnika, by dokończyć dzieło. Leki z pewnością działały, a nie miał czasu do stracenia. Założył kolejną parę rękawiczek i złapał za igłę. - Jak tam? Fajnie? No, to łatamy cię dalej - poklepał Gopnika po policzku, bo ten wyraźnie sobie odpływał. Będzie mu teraz wesoło i kręcąco jak na karuzeli. Keer zakładał szew po szwie. Wszystkie węzełkowe, tak jak u Lusiana. Gdyby coś spieprzył, wystarczyło tylko ściągnąć jeden lub dwa, tak samo w przypadku, gdyby rany zaczęły się paskudzić, a jak jakiś puści, łatwo będzie go zastąpić.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 19 Maj 2017, 11:40   

    - Przynajmniej nie siedzę w domu sam – odburknął wyraźnie niezadowolony z wypowiedzi Cienia. Zauważył delikatny uśmiech na twarzy kochanka, jednak nie zareagował na niego. Mimo wszystko zastanowiło go to. Czyżby jednak pogryzienie trochę mu się spodobało? A może to co innego sprawiło, że na ustach rudzielca zawitał ten delikatny uśmieszek?
    Gopnikowi chciało się pić, bo leki nie chcą się rozpuścić? A ciekawe kto sobie na to zarobił... Gdyby tyle nie chlał to obudzenie się po drenażu nie byłoby aż tak nieprzyjemne. A teraz czuł się jak na superkacu, przez co będzie cierpiał co najmniej cały dzień. Do tego ranna ręka. Prychnął cicho, słysząc jego cichy, bezsilny głosik. A co on miał powiedzieć? Jeśli Gopnik zacznie narzekać na ból, to go chyba rąbnie w tę głupią łepetynę.
    Nie odprowadził Cienia wzrokiem. Nadal leżał odwrócony do mężczyzn tyłem. Może i było to głupie, ale Gopnika się nie obawiał, a Gawainowi ufał. W końcu to dla niego zasypiał, więc czy to nie było głupsze niż stawanie do niego tyłem? Leżał z zamkniętymi oczami, czekając na powrót Keera. Słuchał jednak cały czas uważnie co robi Gopnik, choć bardzo trudno było mu się skupić na czymkolwiek.
    Spojrzał na Keera, gdy ten oparł się o kanapę. Przymknął lekko oczy, czując na policzku jego dłoń – dobrze…ale to jak skończysz z Gopnikiem, ja i tak się nigdzie nie wybieram – powiedział spokojnie, trochę sennie. Cały czas mówił cicho, widać było, że nadal dochodzi do siebie po omdleniach. Nie mógł nic na to poradzić. Starał się to jakoś maskować, ale no nie da się grać przez cały czas. Ukrywał to na tyle, żeby nie zwracać na siebie uwagi Gopnika.
    Zamknął oczy i westchnął cicho, jakby z ulgą, gdy Gaw pogładził go po hebanowych włosach. Widocznie się też przy tym rozluźnił. Lubił takie pieszczoty i nawet nie zastanawiał się jak na to zareaguje Kapelut. Ważne było, że Cień był przy nim, że nie uciekł po tym ataku furii demona. Zajął się nim i nadal to robi, pokazując trochę czułości. Kitsune nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo jest mu to potrzebne.
    Spojrzał za rudzielcem pytająco, gdy ten nagle sobie gdzieś poszedł. Słysząc jednak odgłos kostkownicy do lodu, zadrżał mocno i otulił się jeszcze bardziej kocem. Na samą myśl o lodzie robiło mu się jeszcze bardziej zimno. Na domiar złego, okazało się, że był on przeznaczony dla niego! Przyjął podarek, zdziwiony tym, że Cień wsunął mu go pod koc, zamiast zwyczajnie podać i poprawił się na kanapie, kładąc na plecach. Przyłożył sobie okład na udo, nad ranę i aż zadrżał mocno, czując rozchodzące się po ciele zimno. Było mu zimno jakby go zamknięto w zamrażarce, jednak mimo wszystko, ból odrobinę zelżał – dzięki – wybąkał do Cienia. Gdy ten jednak wyciągnął w jego stronę kubek z herbatą, jego oczy lekko zalśniły. Z trudem usiadł na kanapie, żeby się nie oblać wrzątkiem. Lekko zakręciło mu się w głowie, więc zamknął oczy i przełknął z trudem ślinę. W końcu jednak odebrał kubek i upił łyka. Przyjemne ciepło rozlało mu się po przełyku i żołądku. Westchnął z wyraźną ulgą. Poprawił na sobie koc, żeby jednak nadal choć trochę go otulał. Sama herbata oraz to, że napalił wcześniej w kominku, nie było wystarczające by szybko nagrzać demona. Ale nic na to nie poradził.
    Obserwował jak Gawain kończy zszywać Kapelusznika - Gaw...mógłbyś potem dorzucić do kominka? - zapytał cicho, znad parującego kubka z herbatą, nie odrywając wzroku od jego pracy.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 19 Maj 2017, 16:14   

    Czyli Luci już nie było. A może Gawain nie wiedział o podwójnym życiu Lucka. A może Gopnikowi się wydawało, wszak zemdlał.
    Gdy tylko dostał wodę, pił, powoli, gdyż szybko nie był w stanie. Fizycznie. Po prostu musiał połykać drobnymi łyczkami. Mimo to, wypił tak całą szklankę. Poczuł się też znacznie lepiej, tego napoju było mu trzeba. Przy okazji, ból tak jakby stawał się mniej dotkliwy. Siedział tak cicho, z przymkniętymi oczami. Cień tymczasem gdzieś zniknął, a Rusek słyszał tylko jego kroki, a potem cichy szelest wody, który świetnie się niósł po tym mieszkaniu, w tej ciszy mąconej tylko ową wodą i płomieniami z kominka.
    Gdy rudzielec wrócił, Gopnik dowiedział się czegoś jeszcze. Lusian też był w lichym stanie. Czyżby Luci zrobiła z tej willi jesień średniowiecza, a jedynie dziwnookiego zostawiła w spokoju? Nie, Lusian przecież już wcześniej był ranny, widocznie jego stan był gorszy, niż to, co Michaił zdążył zauważyć przed tą pamiętną nocą z idolką.
    Tymczasem z Gopnikiem zaczęło się dziać coś dziwnego. Czuł nieodpartą potrzebę uśmiechania się, a ból zniknął. W zasadzie, gdyby nie to, że było tu dwóch mężczyzn w lichym stanie, można by było rzec, że jest sielsko. Tak fajnie cieplutko. O, i nawet światło świeci. Faaajnie.
    Gopnik, mimo bogatej, rosyjskiej przeszłości, nie miał styczności z narkotykami. Przynajmniej nie jako biorca. Widział za to, co krokodyl robił z ludźmi. Ale teraz ten lek, który dał mu Keer. Był taki faaajny. Przestało go boleć, a i chyba kominek nieźle dawał, bo Kapelutowi zrobiło się na prawdę cieplutko. No i teraz było tak... Leniwie.
    Gawain z Luckiem o czymś ze sobą rozmawiali, ale teraz to już nie było ważne. Nic nie było ważne. Rana? Zagoi się, a jak nie to trudno. Zresztą, warto było. O, Lusian dostał lód, fajnie, też chcę. - rozmyślał sobie na haju. Kodeina złapała go szybko, ale to dobrze, bo zrobiła, co miała zrobić - uśmierzyła ból. A przy okazji wprawiła Kapelusznika w dobry humor, który jednak był daleki od jego codziennej żywiołowości.
    Po chwili Ruska dopadł Gawain, poklepał go po policzku. W tej sytuacji nawet takie klepanie było fajne. Wszystko było fajne. Tańczące płomyki, chłodna podłoga, ciepłe powietrze. Nawet rana po ugryzieniu. Ona też była fajna. Tylko powieki takie ciężkie...
    Gopnik niemal nie zareagował na słowa rudzielca. Jedynie po dłuższej chwili kiwnął lekko głową na zgodę. Rozpoczęła się akcja - zszywanie. Jak fajnie...
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 19 Maj 2017, 17:42   

    Przymknął oczy i odetchnął głęboko słysząc oskarżycielski ton. - Porozmawiamy o tym później. Dobra? - powiedział cichym, wypranym z sił głosem. Nie rozumiał. Gdzie niby był problem? Yako sam wtedy wyszedł i nie raczył nawet wspomnieć gdzie i po co. Miał siedzieć sam w nie swoim domu i robić co? Karmić kanarki? Jasne, że mógł wtedy wybiec za demonem, gdyby tego chciał. Ale nie wiedział czego chce, co jest właściwe. I jak widać znów przez to nawalił.
    Teraz znów był blisko. Yako wyraźnie się przez to uspokoił. Również jego dotyk zdawał się działać kojąco. To było takie dziwne i odrealnione. Te dłonie zrobiły tyle złego, pociągały za spust, prały pieniądze, ale potrafiły też czule gładzić, leczyć i rozpieszczać. Zabawne, bo głaskanie uspokajało również rudzielca.
    Kitsune nawet jeśli był niezwykle groźny i dumny, to teraz był zwyczajnie uroczy. Grzecznie leżał pod kocem i pił swoją herbatkę. Coś mówiło mu, że tylko on i jeszcze parę osób miało okazję poznać demona od tej strony. Cieszyło go, że jego żywiciel przed nim nie gra. Zresztą nawet jakby chciał, to dalej był z niego śpioch. W snach nie miał kontroli, nie miał się gdzie ukryć, a czujne oko Dręczyciela starało się wyłapać każdą nieścisłość.
    Keer nadal był zły, choć zbyt zmęczony, by przejmować się w tej chwili czymkolwiek prócz stanem Yako i swoim. Gopnika kończył szyć i chciał posłać go w cholerę do łóżka na górze. Sam miał zamiar zostać na dole. Potem rozłoży kanapę, żeby Yako mógł uciec bólowi zasypiając i dalej grzać się od kominka.
    - Dołożę - mruknął. Ostatni szew. Nareszcie. Zabandażował Gopnikowi bark i ściągnął rękawiczki - Chodź kochasiu - owinął ruska kołdrą, znów wziął na ręce, po czym zaniósł go do swojej sypialni. - Jakby coś się stało to krzycz. Zostawię otwarte drzwi. I proszę. Nie zamykaj się w łazience - położył go na łóżku. Wyciągnął spod niego prześcieradło, odwinął z kołdry i zdjął z niej poszewkę, po czym przykrył go, żeby nie wyziębł. Przyniósł mu jeszcze kapelusz i ułożył na głowie. Jeszcze rano obudziłby ich spanikowany wrzask lub ruskie przekleństwa, a miał zamiar się wyspać. Zamknął jeszcze szafę na klucz, by Gopnik nie dobrał się do kuszy i sztyletu. Był na kacu i naćpany, a do tego był Kapelusznikiem, a takiemu to różne rzeczy go głowy przychodzą. Wziął też kolejne spodnie od dresu z garderoby Lusiana i skoczył pod prysznic. Zmył z siebie krew, a ciepła woda rozluźniła go i sprawiła, że ogarnęła go senność. Wytarł się byle jak i ubrał. Na dół zszedł już uzbrojony w kołdrę i poduszki z sypialni demona, luźną piżamę dla rannego lisa oraz kluczyk do szafy, który położył na stoliku. Pościel i piżamę walnął na fotel.
    - Rozłożę kanapę, tylko musisz się do tego przesunąć - spojrzał na demona, po czym przebiegł wzrokiem pokój. Gdy Lusian powoli robił mu miejsce, on w tym czasie dołożył do kominka. Wypchał go najbardziej jak mógł, by grzał do samego rana. Choć o to nie musiał się martwić. Godzina była już taka, że późno zamieniało się w wcześnie. Niebo zaczynało przybierać jaśniejszą barwę. Najwyższy czas na sen.
    Rozłożył mebel i pościelił Lusianowi, po czym zgasił światło, choć kominek i tak rozświetlał pomieszczenie. Wziął żel na stłuczenia i czysty bandaż, po czym usiadł koło Kitsune - Pokaż - delikatnie uniósł jego rękę i nałożył żel - Poszedłem, bo myślałem, że właśnie tego chcesz - szepnął wmasowując substancję kolistymi ruchami, starając się nie napierać na nadgarstek. Gdy trochę się wchłonęła, obwinął go, trochę go usztywniając. I nie spodziewałem się takich uczuć... nie tak szybko. Dokładnie oglądał demona przesuwając dłońmi po jego umięśnionym ciele. Palcami omijał każde zranienie i zadrapanie, by nie dodawać mu bólu. Teraz robił to jednak z pewną czułością. Nie potrafił złościć się na demona zbyt długo. Co innego na Gopnika. Yako był tak blisko, a jednak tak daleko. Męska postać nadal Keerowi przeszkadzała, ale coraz trudniej przychodziło mu oszukiwanie się, że w ogóle nie jest zainteresowany. Lekko przygryzł wargę wspominając gorący oddech, pocałunek i niski głos Lusiana. Do tego dziś miał okazję go sobie całego pooglądać. O czym ja myślę? Przecież mam go leczyć. Poza tym żaden facet nigdy mnie nie interesował! skarcił się w myślach i lekko potrząsnął głową.
    Zauważył słabą malinkę na szyi. Kapelut chyba był zbyt pijany, by się do tego porządnie przyłożyć. Przynajmniej szybciej zejdzie. Gawain zmarszczył brwi. Zdecydowanie wolałby widzieć ślady pozostawione przez siebie, niż kogoś innego, ale demon musiał jeść, a on jeden nie wystarczy.
    - Bark jest w porządku. Nic nie będę ci z nim robił. Ciało samo się tym zajmie. Za to kolano też masz sine - powiedział i również wmasował w nie żel. Starał nie patrzeć Lusianowi w oczy. Czuł się wystarczająco zawstydzony. - Pomóc ci z piżamą? - bąknął pod nosem zakręcając tubkę i odkładając ją do pudełka. Siedział z dłonią zaciśniętą na krawędzi materaca i spoglądał gdzieś w bok.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 19 Maj 2017, 20:12   

    Pił herbatę powoli. Nie był już aż tak owinięty kołdrą, przez co było mu chłodniej, jednak herbata skutecznie rozgrzewała go od środka, przez co czuł się też już lepiej. Odłożył kubek na stół, gdy tylko go opróżnił. W międzyczasie Gawain zdążył już opatrzyć Kapeluta. A ten wyglądał na bardzo zadowolonego. Miał błogą, głupkowatą minę. Ciekawe jak to jest być na haju. Przeszło Lusianowi przez myśl. Widział wiele osób tak się zachowujących i umiał ich udawać, ale nie miał pojęcia jakie to uczucie.
    Odprowadził Gawaina wzrokiem, gdy ten ruszył na górę. Sam ułożył się ponownie na kanapie. Westchnął cicho i otulił się ponownie kocem. Czekał cierpliwie aż rudzielec do niego wróci. Przynajmniej miał taką nadzieję, że to zrobi. W końcu nic nie powiedział, że idzie spać czy coś. Leżał z zamkniętymi oczami i starał się jakoś zapomnieć o bólu.
    Otworzył oczy dopiero, gdy usłyszał jak Cień schodzi po schodach. Spojrzał na niego i zobaczył, że ten niesie ze sobą całą pościel z łóżka demona. Uśmiechnął się słabo i gdy Gawain powiedział, że chce rozłożyć kanapę posłusznie, choć niezbyt chętnie wstał z niej i oparł się ciężko o stojący obok fotel. Czekał cierpliwie, aż rudzielec dołoży do kominka i przygotuje miejsce do spania.
    Usiadł na rozłożonej nakapie z widoczną ulgą. Nadal lekko drżał z zimna. Chyba naprawdę potrzebował snu.
    Podał dziwnookiemu rękę i starał się nie marudzić, gdy ten ją opatrywał. Co chwila jednak wyrywały mu się syknięcia i był cały przy tym spięty.
    - Nie chciałem, żebyś znikał - odpowiedział cicho - bałem się, że przestanę nad sobą panować i zrobię Ci krzywdę... - opuścił niepewnie wzrok - nie rozumiem tego co czuję - przyznał jeszcze, o wiele ciszej. Jakby mówił sam do siebie.
    Spojrzał zaskoczony na mężczyznę, gdy ten zaczął wodzić palcami po jego ciele. Jego oddech się pogłębił o źrenice lekko rozszerzyły. Przełknął ślinę i przymknął oczy. Ten dotyk był tak miły, było w nim tyle czułości. Ale dlaczego? Przecież, uderzył Gawaina, nakrzyczał na nich. Poszedł wziąć kąpiel z Gopnikiem. Więc dlaczego tak się zachowywał?
    Przytaknął głową, gdy Gaw kontynuował wywód na temat obrażeń demona - pewnie stłukłem je gdy Lani się ode mnie odbiła, żeby zaatakować mojego gościa - wzruszył ramionami. Był wtedy wściekły i nie zauważył nawet, że coś się stało.
    Zauważył dziwne zachowanie rudzielca, jednak początkowo nic na nie nie powiedział - poradzę sobie - odpowiedział tylko i z trudem wciągnął na sobie spodnie od piżamy, a następnie koszulę. Czuł się trochę dziwnie, bo dawno nie spał w pełnej piżamie, jednak dzięki temu będzie mu na pewno cieplej niż jakby spał w samych spodniach.
    Widząc, jak Gaw spogląda w bok, ujął go delikatnie za brodę i zmusił by spojrzał mu w oczy. Spoglądał w nie przez chwilę po czym niepewnie zbliżył się do twarzy kochanka i jeśli ten mu na to pozwolił pocałował go czule. Nie było w tym ani odrobiny namiętności czy erotyzmu. Czyste uczucie - dziękuję - odpowiedział cicho, po czym ucałował siniaka, który powstał w wyniku uderzenia, jakie Yako sprezentował Cieniowi na dzień dobry. Keer mógł to odczytać jako przeprosiny, jednak mógł być pewien, że nie usłyszy ich z ust lisa. Był na to zbyt dumny.
    Lusian ułożył się wygodnie na kanapie, jednak zrobił to tak by zostało jeszcze sporo miejsca dla drugiego mężczyzny. Spojrzał na niego pytająco, jakby chciał go zaprosić do siebie, jednak nie był pewien czy na pewno jest to dobry pomysł.
    W końcu jednak westchnął i życzył Gawainowi dobrej nocy, mimo iż bliżej już było do dnia. Nie potrafił jednak zasnąć i przez długi czas, przekręcał się z boku na bok, nie potrafiąc się ułożyć ani jakoś uspokoić, żeby w końcu móc odejść w Krainę Snów. Nie ważne jak się starał, po prostu było to dla niego w tym momencie niemożliwe. Zarówno przez rany, jak i wszystkie wydarzenia, które miały ostatnio miejsce.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 20 Maj 2017, 11:54   

    Kapelusznik spod lekko przymkniętych powiek począł obserwować świat - znaczy się willę Lusiana. W międzyczasie jego wzrok padł na Gawaina, który akurat zajmował się lisem. To wyglądało tak miło. Był w tym tak delikatny, a zarazem widać było troskę. Ciekawe, czy i Gopnik w jego rękach tak będzie wyglądał? Przecież miał mieć zszywany bark. Faajnie...
    Zabieg był intrygującym przeżyciem. Niby bolesne, ale w zasadzie fajne. Przynajmniej teraz. Rana tak fajnie się zasklepiała, a na dodatek ta igła i sznurek. Tak, jakby Rusek był jakimś kapeluszem, który się rozpruł. To jest bardzo fajne. Teraz wszystko było fajne. Lucek popijający herbatkę też był fajny. I płomyki w kominku fajne. I odrętwienie też. Uśmiech też fajny. Faaaajnie.
    Gopnik lekko się zasmucił, gdy dotarło do niego, że już nie będzie dalej dźgany igłą, to było bardzo fajne. Ale teraz bandaż, o tak, to też jest fajne, ale już mniej niż szycie rany. Mniej efektowne, ale też może być. Niestety i ten zabieg dobiegł końca. Szkoda. Zabiegi były fajne.
    Za to owinięcie kołdrą było czadowe. Takie ciepełko. I miękkie. Choć twarde też było spoko. Jak wszystko. Fajny ten lek.
    Gdy Gawain już niósł Gopnika, temu przypomniało się, ni z gruchy, ni z pietruchy, jak opiekował się Lusianem. Nie myśląc zbyt wiele, rzekł. - Tak fajnie ze sobą wyglądaliście... Słodko i uroczo, prawie jak zakochani... - po czym dał się ponieść Gawainowi do swojego łóżka.
    Na rady Gawaina pokiwał głową i ułożył się wygodnie na łóżku, kładąc głowę na poduszce. Świat lekko wirował. Fajnie...
    Po chwili Gopnik zasnął.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 20 Maj 2017, 18:45   

    Uśmiechnął się kwaśno do Gopnika, który skomentował ich zachowanie, choć miał ochotę palnąć go w łeb. Kłócenie się lub zaprzeczanie było pozbawione sensu. Rusek był naćpany aż miło. Zakochani. Chyba było lepiej, że reszta ich tak postrzegała. Brak zbędnych pytań dużo wynagradzał, choć Gawain chciałby wiedzieć na czym stoi. Z drugiej strony obawiał się konfrontacji.
    - Wszystkie lisy są urocze - mruknął cicho i smutno na odchodne i wrócił do Lusiana.
    Chociaż raz wszyscy robili, co im mówił. Chyba do reszty postradałby zmysły, gdyby ta dwójka postanowiła zacząć narzekać, stękać lub udawać, że czegokolwiek by nie robili, to nic im nie dolega. Lusian posłusznie pozwalał mu na wszystko i manifestował swój ból cichymi syknięciami. Pewnie gdyby nie jego duma to biadoliłby jak stare babsko. Jednak teraz widząc na co się zanosi Gawain dałby wszystko, żeby Yako postanowił panikować i robić sceny, zamiast gadać o uczuciach.
    Nie mógł tak po prostu wypalić, że jest Dręczycielem. Tak bardzo bał się odrzucenia, napiętnowania, a każda rozmowa tego typu kończyła się właśnie tymi dwoma rzeczami. Czemu odmawiano mu prawa do zabiegania o kogoś? Czemu jakaś głupia więź miałaby decydować o tym, czy może być czyimś partnerem? To było tak cholernie niesprawiedliwe! Zwłaszcza przy Yako, do którego każdy lgnął niczym ćma do ognia. Gawain sam wybrał lisa, ale czy on wybrał jego? Żywił do niego jakieś uczucie, ale bał się je nazwać. Przez wiele lat jego życie było wyrugowane z miłości. Gdy w końcu wróciła, nie potrafił jej już rozpoznać. Nie wierzył, odpychał od siebie tę myśl. Co innego być kochanym, a kochać. A jeśli faktycznie trzymał demona na uwięzi? Czy jeśli się dowie, to czar pryśnie?
    - Krzywdę? - zapytał, po czym przypomniał sobie ostatni sen demona. Umierającego, wycieńczonego jastrzębia i jego cień. - Miałeś wiele okazji, by mi ją wyrządzić. Póki co, to ty chodzisz cały czas poraniony - odparł z niezadowoleniem, po czym zamilkł na dłuższą chwilę. Miałem cię nie kusić. A ty? Co daje ci prawo do kuszenia mnie? Odsunął się odrobinę od Yako zauważając reakcję na jego dotyk. Wystarczyło tylko tyle, a demon już zaczął oddychać głębiej. - Ja też nie, ale ufam ci. Nawet po tym wszystkim. Co do Gopnika... jestem zły i może trochę zazdrosny, ale wiem, że ja sam nigdy ci nie wystarczę. Inaczej faktycznie coś mi zrobisz. Wolę obrywać z pięści, niż paść bez życia - uśmiechnął się półgębkiem patrząc na podłogę i potarł obite miejsce, choć to serce wymagało teraz większej uwagi. Keer zagryzł policzki chcąc utrzymać emocje na wodzy.
    Dobrze, że Kitsune sam dał sobie radę z włożeniem piżamy. Cień nie był w stanie spojrzeć mu w oczy, ale został do tego zmuszony. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Był zmęczony, zdruzgotany i niepewny swego. Znów ulegał. Był zbyt słaby, by oprzeć się demonowi. Czuły pocałunek sprawił, że gwałtownie wciągnął powietrze i lekko podskoczył w miejscu. Potem poczuł usta na obitym policzku. Lusian nie musiał nic mówić. Dziękować również. Keer wiedział, że lisołak jest zbyt dumny, by zdobyć się na przeprosiny. Poza tym należało mu się. - Nie ma za co. Nie mogłem wysłać Cię do szpitala... - bąknął wstając. - Idę spać, ty też powinieneś - walnął się na fotel i okrył kocem. Nogi ułożył na wolnej przestrzeni wersalki i obrócił się tyłem do Kitsune. Był cały skołowany. Miał wrażenie, że Yako z nim pogrywa. Nie zdziwiłby się, gdyby był obiektem jakiegoś chorego zakładu.
    Nie potrafił zasnąć. Było mu niewygodnie, w myślach trwała gonitwa, a w sercu miał prawdziwą burzę. I tym razem nie wyobrażał sobie, jakby to było móc śnić. Jeszcze to wszystko okazałoby się okropnym koszmarem. I co wtedy?
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,49 sekundy. Zapytań do SQL: 9