• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Sala treningowa
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 9 Luty 2018, 02:10     

    - Wiesz, zwyczajnie nie chcę ich połamać. - wyjaśnił patrząc na swoje dłonie. Zdjął rękawice i położył je na miejscu z którego wziął je Janek, po czym wrócił do Kuratora. Wystawił ręce przed siebie pokazując mu ich wierzch. Sebastian bez przyglądania się mógł zobaczyć niewielkie blizny po nacięciach i wkłuciach, pozostawione przez MORIĘ. Tylko beznadziejnie przeprowadzone zabiegi zostawiają takie blizny i teoretycznie Bane mógłby je sobie usunąć ale... nie chciał. Były pamiątką przełomu w jego życiu i chciał by zostały z nim do końca.
    - Nie boję się bólu, chociaż jest on cholernie nieprzyjemny i jak każdy Człowiek, krzywię się gdy zostanę zraniony. - spojrzał mu w oczy - Ale nie chcę połamać rąk bo ciężko się je składa i prawie zawsze ich sprawność pozostaje pomniejszona. - wzruszył ramionami i schował ręce. Nie chciał litości, po prostu uznał, że jeśli Jan zobaczy jego dłonie, będzie mógł dobrać technikę walki. Palce miał długie i smukłe i faktycznie, delikatne. Z czasem pewnie skóra stanie się twardsza ale będzie to wymagało pracy.
    Uśmiechnął się do niego gdy tamten poruszył temat sztuk walki.
    - Prawdę mówiąc zdaję się na ciebie. Nie znam się zupełnie na tych wszystkich sztukach, nie mam pojęcia czym się od siebie różnią. - stwierdził nieco zakłopotany - Jeśli mógłbym dodać coś od siebie... Faktycznie nie chcę bawić się w miśkowanie po podłodze. Wątpię bym miał jakiekolwiek szanse w parterze. Jestem wysoki i niespecjalnie umięśniony, więc siłą nikogo nie powalę. No i nie przyduszę masą. - zaśmiał się trochę nerwowo - Chciałbym skupić się na kopnięciach. Może jeszcze nie są idealne ale nogi mam lepiej umięśnione od łap. W przeszłości stawiałem raczej na trening kardio. Biegałem, czasem pływałem... Nie podnosiłem ciężarów. - przyznał - Co do broni... - spojrzał w kierunku szabli którą dostał od Jana - Chciałbym... Nauczyć się szermierki. - stwierdził cicho - Nie chcę by ta szabla leżała latami nieużytkiem. Nawet jeśli nigdy nie przyjdzie mi użyć jej w prawdziwym boju, chciałbym umieć się nią posługiwać. - uśmiechnął się do niego nieśmiało. Nie wiedział, czy Jan potrafi walczyć na szable, ale skoro podarował mu coś takiego, to chyba znał się na broni? No i gdy walczył z Manekinami, szalał z żelastwem jak maszynka do mielenia mięsa.
    Po tym co powiedział nagle poczuł się źle, bo przecież nie powinien narzucać Kuratorowi swojej woli. Jana pewnie nie interesuje jego zdanie, w końcu jest tylko Podopiecznym którego trzeba sprowadzić ze złej drogi.
    - Oczywiście to tylko sugestia. - uniósł dłonie w geście rezygnacji - Zdam się na ciebie. Znasz się na tym lepiej niż ktokolwiek inny, z istot które znam.
    Oddech powoli mu się uspokoił. Bane widział taksujące go spojrzenie Okularnika i był ciekaw, co ten sobie o nim myśli. Jakie procesy zachodzą w ten Marionetkowej, sztucznie stworzonej głowie i mózgu. Był ciekaw jakim cudem takie twory potrafią w ogóle myśleć, ale chyba lepiej będzie zapytać o to jakiegoś Marionetkarza, prawda?
    - Tak tak, taki też mam zamiar. - powiedział na uwagę o bieganiu - Postaram się więcej ruszać. Muszę nabrać formy i kondycji.
    Wydawać by się mogło, że białowłosy mężczyzna z którym rozmawiał teraz Jan jest zupełnie innym Cyrkowcem niż sprzed kilku godzin. Odpowiadał na pytania Kuratora bez złośliwości, grzecznie i z pokorą. Może był już na tyle zmęczony, że nie miał siły dogryzać? A może po prostu tak należało do niego podchodzić, tak z nim rozmawiać - rzeczowo i chłodno? Bez użalania się, litości czy zaczepek.
    Zmiana tematu sprawiła, że Bane cały się spiął. Patrzył na Sebastiana ze zmarszczonymi oczyma i czekał na odpowiedź. Zdenerwowanie nie było bezpodstawne - Istota która potrafi regenerować się do tego stopnia jest zwyczajnie niezniszczalna! Jak tego dokonano, kto tego dokonał i... czy dałoby się wyekstrahować jakiś gen czy substancję, która dałaby takie możliwości innej istocie? Przecież w ten sposób udałoby się uratować tyle istnień! W ten sposób... uratowałby samego siebie!
    Wciągnął głośno powietrze gdy padło nazwisko. Oczy Cyrkowca jeszcze bardziej się rozszerzyły i błyszczał w nich szok. Przez długą chwilę nie odzywał się. Chyba kula szukała mózgu.
    Zanim zdążył się odezwać, Jan podjął tłumaczenia. Bane tylko patrzył i co chwilę kręcił głową z niedowierzaniem.
    Nie. To niemożliwe. Przecież... Nie powiedział mu przez te wszystkie lata? Przecież Cyrkowiec był przekonany, że zna go prawie na wylot. Że przyjaźnią się na tyle, by dzielić się wiedzą i sekretami. Oczywiście nie wszystkimi ale... Dlaczego nie powiedział mu o regeneracji?
    Umysł Bane'a zaczął pracować na tak wysokich obrotach, że mężczyzna musiał podejść do biurka i chwycić się krawędzi, bo miał wrażenie, że za chwilę odleci. Pochylił się i wpatrzył w podłogę, marszcząc brwi i analizując uzyskane informacje.
    Oczywiście. To tłumaczyło jego powroty do normalnej postaci, po zmianie z Gada w Opętańca. Potrzebował czasu na regenerację... Pewnie dlatego po polowaniach długo siedział u siebie. Lizał rany. Regenerował się. Sukinsyn.
    Bane poczuł jak wściekłość zaczyna buzować w jego ciele. Zacisnął pięści aż pobielałby mu kostki ale nie podniósł wzroku na Jana. Zamiast tego zgrzytnął zębami.
    Ile jeszcze sekretów ma van Vyvern? Co jeszcze nie ujrzało światła dziennego, a powinno? Dlaczego mówiąc o zaufaniu do Chirurga, nie powiedział mu tak istotnych szczegółów o sobie? Był aż tak samolubny?
    Białowłosy poczuł się pominięty. Nienawidził tego uczucia bo wzbudzało dziką agresję. Nic nie dała walka z Janem, teraz najchętniej coś by rozkurwił.
    - Jest coś jeszcze? - warknął przez zęby. Może za ostro, ale w tej chwili był tak wkurwiony... Ledwo się kontrolował. Sebastian nie zawinił. To ten dupek Anomander przez tyle lat ukrywał swoje moce. Przydatne moce. Mimo, że Bane wiele razy pytał. To jest to zaufanie?!
    Wyprostował się unosząc głowę i nagle poczuł, że musi coś zrobił z rękoma bo nie wytrzyma. Jan zaczął mówić o kolejnej mocy Dyrektora a białowłosego prawie trafiał szlag. Zaczął więc unosić je i przecierać twarz, przeczesywać włosy, opierać je na biodrach po to by za chwilę opuścić. Zaczął też rozglądać się na boki i dreptać w miejscu, jakby szukał czegoś co może rozwalić.
    W końcu jednak na uwagę o Izolatce i Rosie, pochylił głowę i zaczął kręcić nią. Zaśmiał się nerwowo, pojedynczo, ale już zaraz po chwili wybuchnął nerwowym śmiechem. Śmiał się przez chwilę po czym bez ostrzeżenia po prostu chwycił krzesło i odrzucił je na kilka metrów w bok, warcząc głośno.
    - Nie wierzę, kurwa, nie wierzę! - powiedział rozeźlony - Przecież to jest obrzydliwe! Może w postaci dymu... podglądać? Mnie?! - skrzywił się z obrzydzeniem - Nie, kurwa, nawet nie wiem jak to skomentować. Nie wiem! - przystawił dłoń do ust i spojrzał najpierw na podłogę, potem na Jana.
    Anomander van Vyvern. Ten pocieszny gość, który dzisiaj obdarował wszystkich prezentami i bawił się z nimi na śniegu... Ten sam który pozwolił mu polatać na grzbiecie i tak dobrze czuł się w towarzystwie Klinicznej Rodzinki!
    Odczekał chwilę po czym odetchnął, wymuszając spokój. Słychać było jednak po urywanym wydechu, że nadal jest wzburzony. Podszedł do krzesła, podniósł je i odniósł do biurka. Przystanął następnie przy Kuratorze.
    - Nie wiem, czy faktycznie się przyjaźnimy. - powiedział lodowatym głosem - W tej chwili mam ochotę obić mu mordę, za te wszystkie kłamstwa jakimi karmił mnie przez te wszystkie lata. Zaufałem mu, opowiedziałem swoją historię, podzieliłem się obawami... Poznał prawie wszystkie moje słabości. A ze swojej strony nie dał nic. Zapewniał tylko, że mi ufa, że przecież wszystko jest w porządku. - zacisnął ponownie pięści - Stał się dla mnie zastępcą Ojca, którego nigdy nie miałem. Ale jak mam zaufać komuś, kto przez trzy pierdolone lata ukrywał tak istotne fakty? Jak?!
    Znowu odetchnął i podszedł do Okularnika. Położył mu rękę na ramieniu i spojrzał mu w oczy. Jego świat właśnie się zachwiał ale chyba nie docierało do niego to wszystko o czym się dowiedział. Albo docierało, ale jeszcze nie doprowadziło do ostateczności. Musiał przemyśleć to w spokoju, sam i podjąć pewne decyzje. Inaczej się nie da.
    - Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. - powiedział cicho i poklepał Marionetkę. W tej chwili widział w niej jedynego sojusznika, nawet jeśli Jan wcale nim nie był.
    - Muszę... przemyśleć to wszystko. Nie wiem co zrobię z tą wiedzą. - dodał ponuro patrząc w bok. Gdy wrócił spojrzeniem na Kuratora, ten właśnie uśmiechał się paskudnie. Dreszcz przebiegł po plecach Chirurga ale odwzajemnił uśmiech, chociaż jego był mocno wymuszony.
    - Cóż, mam nadzieję, że jutro będzie dalszy ciąg tego "Bożonarodzeniowego cudu" bo dzisiaj rozmowa poszła nam całkiem nieźle, nie? - poruszył znacząco brwiami.
    Parsknął gdy usłyszał 'dowcip' Urzędnika. Co prawda nie był śmieszny, ale to był chyba pierwszy i jedyny przejaw tego, że Jan rozumiał czym są żarty. Chyba.
    - Dowcipniś z ciebie, nie ma co! - poklepał go śmiejąc się serdecznie i sięgnął by zabrać podarki jakie od niego dostał - A wiesz co? Ja właśnie pomyślałem sobie, że jestem jak Bomba Biologiczna którą Dyrektor Anomander przez wiele lat próbował ugłaskać, ułożyć według siebie przycinając po kolei kabelki... - zmarszczył brwi - Szkoda tylko, że nie zauważył, że ma pod nosem lepszego Speca. - uśmiechnął się groźnie i ruszył do drzwi - Gratuluję, Janie Sebastianie. Wyjątkowo wprawnie połączyłeś kabelki tylko czy prawidłowo nastawiłeś zegar? - zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił przez ramię. Jego uśmiech wcale nie był w tej chwili miły, zęby błyszczały w świetle lamp. Podniósł dłoń by się pożegnać i poruszył nią, kierując gest w stronę Marionetki.
    - Dobrej nocy, Kuratorze i Wesołych Świąt. - powiedział formalnie ale w jego głosie pojawiło się rozbawienie - Dziękuję za otwarcie oczu. I mam nadzieję... do jutra!
    Śmiejąc się cicho pod nosem wyszedł z Sali i skierował się na górne piętra. Był zmęczony i zły ale gdzieś wewnątrz czuł też satysfakcję. Miał przewagę, dzięki Janowi. Jak wykorzysta nowo nabytą wiedzę? To się okaże. Był o krok przed Anomanderem i tylko to sprawiało, że obok agresji pojawiło się rozbawienie i wyjątkowo dobry humor.
    Poszedł do siebie, nie zatrzymując się nawet na chwilę.
    Ten dzień musiał się skończyć. Zaraz. Teraz.

    ZT
    _________________
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 7 Marzec 2019, 03:20     

    Gdy szli chłodnymi korytarzami klinicznych podziemi Anomander nie odzywał się ani słowem. Skupiał się na swoich myślach, które pochłaniała teraz treść listu, który za jakiś czas przyjdzie mu napisać.
    Spędził w tych murach tyle lat, że teraz perspektywa zmiany wydawał mu się być czymś równie odległym i obcym co Ultima Thule. Będzie jednak musiał sobie z tym poradzić.
    Ostatnimi czasy wydarzyło się zbyt wiele by mógł łudzić się nadzieją na świetlaną przyszłość. Martwiła go zwłaszcza zmiana jaka zaszła w organizacji MORIA. To co się stało, nie zwiastowało niczego dobrego i każdy, kto ma choć odrobinę oleju w głowie, powinien pomyśleć kilkukrotnie nad następnymi kokami.
    Westchnął z cicha ale szedł dalej.
    Zmierzali wprost na salę treningową, na której powinien już czekać przeciwnik dla Pana Marwicka.
    Gdy przeszli koło wielkich wrót, za którymi ukryto sześciorękich, Anomander zatrzymał się przed drzwiami sali treningowej.
    - Proszę. – powiedział przepuszczając gościa w drzwiach po czym sam wszedł na salę.
    Na macie, zgodnie z jego przewidywaniami nie było nikogo.
    - Rozumiem że jest Pan gotowy ? – zapytał skrzydlaty po czym zaklaskał w ręce.
    Z małej salki, ukrytej za drzwiami, wyszła Alice.
    Ta sama Alice, która na co dzień stała za kontuarem i witała pacjentów. Ta sama Alice, która przynosiła dzieciom kakao i dbała o to by każdy w Klinice choć raz się uśmiechnął.
    Marionetka stanęła na środku sali, a jej oczy, pełne niemej prośby, spoglądały na bezskrzydłego mężczyznę.
    - Niech Pan nie zwraca uwagi na jej wygląd. Pozory potrafią mylić. – powiedział skrzydlaty cofając się o krok i robiąc mężczyźnie miejsce.
    _________________
     



    Srebrny Iluzjonista

    Godność: Christopher George Marwick
    Wiek: Wygląda na 35 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Whisky, swoje psy
    Wzrost / waga: 190cm/80 kg
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/6ppHcqv + https://imgur.com/a/wYqC4Pq
    Znaki szczególne: Bródka w kształcie podobnym do dwóch kotów
    Pod ręką: Broń, pies, zegarek kieszonkowy, sakwa z pieniędzmi
    Broń: Jatagan, sztylety, kastet
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zdrowy na ciele, obolały na umyśle
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 75
    Wysłany: 11 Marzec 2019, 18:35     

    Schodząc za Anomanderem na dół, wziął ze sobą psa. Nie miał zamiaru zabierać go ze sobą do sali.
    Gdy zobaczył w poczekalni Rim, wydał jej polecenia odnośnie tego co ma teraz zrobić. Miała wrócić z psem do dworku. Nie chciał jej teraz oglądać, wiedział że emocje które nim teraz targają, mogłyby spowodować, że zrobiłby jej coś czego mógłby potem żałować.
    Czy w rzeczywistości, naprawdę miał ochotę się teraz bić? Tak naprawdę nie był tego ani trochę pewien. Miotał się jak dziecko we mgle. Z jednej strony czuł, że Anomander stara się go naprowadzić, pokazać jak działać. Próbował mu pomóc, w sposób dość subtelny. Christopher naprawdę to doceniał. Niewiele osób w dzisiejszych czasach, potrafi otworzyć się na drugiego człowieka… Ale czy Anomander naprawdę się na niego otworzył?
    Mógł jedynie zgadywać. Czuł wyraźną ścianę między nimi. Dyrektor kliniki… robił po prostu to co większość osób w jego zawodzie. Ot zboczenie zawodowe.
    Tak jak i u niego. Wiedział, że Alice jest marionetką. Każdy marionetkarz by to dostrzegł, ba. Nie trzeba być marionetkarzem, by zwrócić na to uwagę. Taak samo, jak na to, że klinika jest pełna marionetek. Czy było to coś niepokojącego? Trochę. Wiedział, że większość istot nadal ma problem z zaakceptowaniem tego, że marionetki mają z nimi te same prawa. Prawo do życia i traktowania ich na równi z innymi.
    Zdawał sobie sprawę z tego, że nie każda marionetka… wygląda jak istota żywa. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego koledzy po fachu… miewają różne wizje tego jak ta istota powinna wyglądać. Ale czy fakt, że miały powłokę stworzoną z drewna, metalu bądź szmat, czynił je czymś gorszym? Przecież wielu cyrkowców, wiele Sennych zjaw… wiele lustrzanych istot wygląda nie raz bardziej osobliwie, niż niejedna marionetka.
    Nie bardzo więc rozumiał, to co w tym momencie zrobił dyrektor kliniki. Oczekiwał zwykłego manekina, worka treningowego w który pouderza kilka razy by sobie ulżyć. A co zastał? Drobną kobiecinę z oczami wypełnionymi strachem. Czy Anomander naprawdę oczekiwał, że Christopher zaatakuje tę kobietę? Czy naprawdę sądził, że coś takiego przyniesie mu ulgę? Drapiąc się po głowie, odwrócił się w stronę Anomandera.
    - Co to ma znaczyć Panie Anomander?- nie silił się na przyjazny ton, nie wymuszał na sobie uśmiechu tak jak zwykł to robić. W jego oczach, zwykle ciepłych i przyjaznych, można było dostrzec wyraźny błysk zwątpienia i złości.
    Nie zwracać uwagi na wygląd? Pozory mylą? Naprawdę sądził, że czymś takim nakłoni go do pobicia kobiety? Zamknął na chwilę oczy, próbował ochłonąć. Skoczyło mu ciśnienie, jedyną osobą jakiej miał w tym momencie ochotę przyłożyć, był sam szanowny dyrektor.
    - Nie wiem dlaczego uważa Pan, że podniosę rękę na bogu ducha winną kobietę. Być może do takiej decyzji skłoniło Pana moje zachowanie, jednakże byłbym teraz wdzięczny za zaprowadzenie mnie do mojej narzeczonej. Nie wiem czy jest Pan z rodzaju osób które uważają marionetki za pomiot gorszego sortu, czy chciał mi Pan ulżyć, czy jestem właśnie w ukrytej kamerze i prowadzi Pan na mnie jakiś eksperyment socjalny… - westchnął kręcąc głową. To wszystko zbiło go z pantałyku do tego stopnia, że zeszły z niego emocje które szarpały nim ledwo przed chwilą. Szok zadziałał na niego jak igła na dętkę.
    - Jeśli tu już skończyliśmy, byłbym wdzięczny za wskazanie mi drogi. Nie chcę by musiała dłużej oczekiwać mnie w niepewności. Jest na to zbyt wrażliwa.- odwrócił się, gotowy do powrotu na powierzchnię. Nie miał zamiaru brać udziały w tym przedstawieniu.
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 6 Kwiecień 2019, 05:00     

    Anomander stanął pod ścianą opierając się o nią wygodnie. Czekał na dalszy ciąg wydarzeń niczym widz w kinie na wyświetlenie od dawna wyczekiwanego filmu. Nieprzypadkowo do tego „sparingu” wybrał właśnie Alice. Czy to było normalne? Cóż, to jest Kraina Luster, tu nie ma czegoś takiego jak normalność. W tym miejscu każdy ma swoje mniejsze lub większe sekrety, a słodko wyglądająca marionetka nie była wyjątkiem. Była narzędziem. Jednym z wielu.
    Czasami żałował, żen nie jest marionetkarzem, wtedy zmusiłby je wszystkie do posłuszeństwa za pomocą swoich umiejętności i mocy. Teraz miał tylko słowa i gorące pragnienia. Przy odrobinie inteligencji można to idealnie wykorzystać.
    Alice bała się ciemności a Jan Sebastian chciał zobaczyć Annę – Klarę. Sam nakręcał Alice a klucz chował w sobie tylko znanym miejscu, Jana Sebastiana zaś zwodził już trzydzieści lat. O tak, jego ukochana żona już dawno zgniła w glebie, a on dalej mamił kukłę perspektywą spotkania. To zabawne, jak bardzo marionetki przypominały ludzi.
    Gdy mężczyzna przemówił Anomander uśmiechnął się półgębkiem. Opanował się szybko i popatrzył na niego chłodnym wzrokiem. Nie odezwał się jednak.

    Łup! Łup! Łup! Łup! Ciężkie, szybkie, miarowe uderzenia niosły się echem po podziemiach Kliniki. Jan Sebastian gnał przed siebie najszybciej jak tylko mógł. Biegł znacznie szybciej niż przeciętny człowiek, ale do końca nie miał pewności czy zdąży. Wspólna jaźń była zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. Alice cały czas czekała. Wiedziała o wszystkim, a mimo to zdecydowana była wykonać polecenie.
    Niemal ślizgiem wpadł w korytarz, który zakręcał i prowadził bezpośrednio do Sali treningowej.

    - Prawdę powiedziawszy, nie – powiedział Anomander spokojnym głosem.
    Mogła to być odpowiedź na dowolne z pytań albo zdań, które padły w wypowiedzi imć Marwicka, poza tym pierwszym. Na pierwsze pytanie skrzydlaty nie miał zamiaru odpowiadać. Uśmiechnął się tylko i spojrzał na Alice. Już miał kiwnąć głową wydając polecenie, gdy w korytarzu prowadzącym do sali dało się słyszeć głośny łomot kroków. Skrzydlaty spojrzał na Marvicka, a jego oczy przypominały teraz gadzie ślepia, usta zaś pełne były ostrych, typowych dla gada zębów.
    - Wychodzi na to, że pana partnerka się obudziła. – powiedział siląc się na spokojny ton.

    Jan Sebastian wpadł na salę. Nie tracił czasu na schodzenie po schodach. Jednym susem przesadził barierkę i z wysokości spadł na matę. Gdy o nią uderzył, podłoga aż zadrżała. Przetoczył się by wytracić energię i stanął pomiędzy mężczyzną a Alice.
    Odwrócił głowę, a jego czerwone ślepia patrzyły teraz prosto na Marvicka.
    - Pana partnerka prosiła, by Pana niezwłocznie zawołać. – powiedział spokojnym głosem poprawiając okulary - Wybudziła się już po operacji i czuje się na tyle dobrze by przyjmować gości.
    Anomander spojrzał na Alice, i przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.
    - Alice, zmiana planów. Zaprowadź Pana Marwicka do jego narzeczonej.
    Marionetka ukłoniła się, podeszła do mężczyzny i popatrzyła na niego swoimi błękitnymi oczyma.
    - Proszę za mną, zaprowadzę Pana do jaj pokoju.
    Powiedziawszy to, dotknęła delikatnie jego ramienia jakby dając znać, że powinni już iść.
    - Przepraszam pana za zaistniałą sytuację. Proszę na żywić do mnie urazy … – uśmiechnął się przepraszająco i nadał głosowi zakłopotane brzmienie - To wszystko kwestia nieporozumienia. Proszę udać się do narzeczonej, z pewnością na pana czeka.
    Alice posłusznie zaprowadziła gościa do drzwi, po czym, po opuszczeniu sali, zamknęła je i ruszyła przodem prowadząc przez labirynt korytarzy.


    Gdy tylko echo kroków, które niosło się po korytarzach ucichło, skrzydlaty popatrzył na Jana Sebastiana. Gadzie ślepia i gadzie zębiska świadczyły o tym, że bliski jest utraty kontroli nad sobą.
    - Wiesz, że dziś muszę wyjechać na dłuższy czas, prawda?
    - Tak, proszę Pana.
    - Czy ktoś pozwolił ci się odzywać ty bezużyteczna kukło?
    - Nie, proszę Pana
    - Więc zamknij, kurwa, ryj !
    Musiał się jakoś rozładować, a gęba urzędnika w okularach stanowiła idealny cel.
    Skrzydlaty zamachnął się i wyprowadził cios w szczękę.
    Uderzenie nie było na tyle silne by przewrócić marionetkę, ale dostatecznie mocne by wyłamać uszkodzoną szczękę ze stawu. Zausznik okularów pękł z cichym trzaskiem, a żuchwa marionetki opadła odsłaniając wygaszoną dysze miotacza ognia. Jan Sebastian złapał spadające na ziemię okulary, a jego czerwone oczy spoglądały na Anomandera.
    - Nie wykonałeś, żadnego z zadań które ci wyznaczyłem. Bane w dalszym ciągu jest pierdolonym mazgajem i płaczliwą ciotą. Ale nic to, powiedziałem sobie, dam ci jeszcze jedną szansę – powiedział chłodno skrzydlaty obchodząc marionetkę nieco z boku, niczym oprawca przywiązaną do stołka ofiarę. - Przymknę oko i dam proste zadanie jakim jest pilnowanie pacjentki.
    Jan Sebastian milczał.
    - A ty co? Opuściłeś stanowisko, które ci wyznaczyłem. Samowolnie oddaliłeś się z posterunku! I pomyśleć, że chciałem jutro napisać do Anny-Klary by ta przyjechała do Ciebie, a może nawet zabrać Cię do niej.
    Kopnięcie w głowę zachwiało marionetką i sprawiło, że ta zrobiła kilka kroków w tył, a notatnik, ukryty w wewnętrznej kieszeni garnituru, upadł na ziemię.
    Gdy Jan Sebastian schylił się po niego, spadło na niego kolejne kopnięcie, tym razem w twarz.
    - Nie pozwoliłem ci go podnieść! – warknął Anomander podnosząc notes i wyjmując z niego zdjęcie Anny – Klary, gdy ta była jeszcze dzieckiem - NIE ZASŁUGUJESZ NA TO BY SIĘ Z NIĄ SPOTKAĆ!
    Ryknął Anomander zamieniając się w wielkiego jaszczura.
    Bestia wykonał obrót a jej potężny ogon uderzył stojącą marionetkę w klatkę piersiową i odrzucił niemal pod przeciwległą ścianę.
    Połamane na kawałki okulary, kawałki garnituru, fragmenty pokrycia marionetki i jakieś niezidentyfikowane strzępy zasłały matę.
    - Zapamiętaj sobie. Nie zasługujesz na to by się z nią spotkać.
    Jan Sebastian nie podnosił się. Odwrócił tylko głowę a jego czerwone oczy, teraz już pozbawione dawnego blasku spoglądały na wielkiego gada.
    - Alice … miała … go zabić … ja …nie …
    - Nic mnie nie obchodzi co „ty nie”. Dokonałeś wyboru rycerzyku w lśniącej zbroi. Zapamiętaj to sobie do końca swojego istnienia. Nie potrafisz wypełnić nawet najprostszych poleceń, zatem nie masz co liczyć na spotkanie z Anna-Klarą. – zasyczał gad pochylając się nad leżącym i zaglądając mu w oczy.
    Dosłownie widział jak gaśnie w nim nadzieja. Jak traci radość, z i tak już gównianej, egzystencji. Gad, który jeszcze przed chwilą stał przed leżącą marionetką najpierw zamienił się w czarną mgłę a następnie w skrzydlatego mężczyznę. Ten popatrzył na leżącą, niemal pozbawioną woli marionetkę, napluł jej w twarz i ruszył do wyjścia.
    Nadeszła pora, by przekazać ster w nowe ręce.
    Nadeszła też pora by zacząć realizować Wielki Plan.

    Ruszył do swojego gabinetu z rozmysłem idąc przez poczekalnię, która teraz była już pusta.
    Po drodze, z szuflady stojącego w poczekalni stolika wyjął odciśniętą w laku pieczęć Arcyksięcia, którą umieścił tam kilka lat temu, gdy po raz pierwszy w Klinice pojawił się Bane z Julią na rękach. Odciął ją wtedy z listu.
    Podszedł do Alice i uśmiechnął się do niej.
    - Twój klucz trafi w ręce Bane’a. On jeden dowie się gdzie jest schowany. Miej to na uwadze, kukło. Jeśli go zarżniesz, nie będzie nikogo kto by cię nakręcił, a wtedy po raz kolejny zobaczysz ciemność. Uwierz mi, po śmierci, dla takich jak ty, nie ma już nic. Tylko ciemność.
    Alice spuściła głowę i zacisnęła pięści w bezsilnej wściekłości, a Anomander zagwizdał wesoło po czym poszedł do gabinetu napisać list i zabrać wszystkie swoje skarby.

    Na niego też przyszła pora.
    Żegnaj Kliniko.
    Witaj …


    ZT (To ostatni post Anomandera na tym forum)
    _________________
     



    Srebrny Iluzjonista

    Godność: Christopher George Marwick
    Wiek: Wygląda na 35 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Whisky, swoje psy
    Wzrost / waga: 190cm/80 kg
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/6ppHcqv + https://imgur.com/a/wYqC4Pq
    Znaki szczególne: Bródka w kształcie podobnym do dwóch kotów
    Pod ręką: Broń, pies, zegarek kieszonkowy, sakwa z pieniędzmi
    Broń: Jatagan, sztylety, kastet
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zdrowy na ciele, obolały na umyśle
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 75
    Wysłany: 6 Kwiecień 2019, 21:47     

    Nikt nie musiał mu dwa razy powtarzać. Jak tylko usłyszał, że Iris się wybudziła, jego wnętrzności wywinęły fikołka. Nie był pewien czy to kwestia radości, czy strachu, czy stresy, czy może wszystkiego naraz. Chciał ją zobaczyć, tego był pewien. Szok związany z sytuacją na sali treningowej, zadziałał jak sole trzeźwiące.
    Nie miał nic więcej do powiedzenia dyrektorowi kliniki. Pozostał dla niego zagadką, sama jego osoba jak i to co go popycha go do takich, a nie innych wyborów. Co o tym sądził, powiedział już na głos. Był wdzięczny za wszystko, co zostało zrobione by Iris przeżyła, był wdzięczny za pomoc zarówno dla niej, jak i dla niego. Jakby nie patrzeć, to wszelkie wywody Anomandera były cenną lekcją. W tym momencie nie był w stanie tego przeanalizować, wyciągnąć tego co powinien, ale wiedział, że nie zapomni tego spotkania jeszcze przez długi czas.
    - Do zobaczenia Panie Anomander.- mimo wszystko zdołał się uśmiechnąć i ruszył za Alice.


    z.t
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,27 sekundy. Zapytań do SQL: 9