• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Silence dans l'eau
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 5 Maj 2018, 20:00   

    To było niesamowicie agresywne. Zwierzęce. Uwielbiał to. Między miłością a walką różnica powinna być płynna. Wiedziała, chyba wyczuła, jak może zagrać na jego instynktach. Kiedy się od niego odszarpnęła, dyszał ciężko, niczym miech. Czuł ból na ustach i na grzbiecie, który rozorała pazurami, ale to był dobry ból. Najlepszego rodzaju. Zaśmiał się ponownie, wciągając na siebie ciuchy. Nawet niespecjalnie się wycierał, dzień zapowiadał się ciepło, raczej się nie zaziębi, a wilgotne plamy na ubraniu zaraz wyschną. Miał jeszcze list do załatwienia. W tym celu ruszył do miejsca, w którym go zostawił.List...
    Z westchnieniem złapał kartkę papieru jeszcze wilgotnymi palcami - odłożył ją jeszcze na chwilę, aby wytrzeć mokre paluchy o nogawki spodni. Przeczytał wszystko jeszcze raz. I jeszcze raz. Czy aby wszystko pasowało? Po chwili zastanowienia oddzielił kreską słowa "ode" i "mnie". Chyba już wszystko okej. Starannie złożył kartkę w papierowy samolocik, na wierzchu zapisał adres. Nie chciał wykorzystywać do tego żadnych bestyj, trochę głupio było od nich oczekiwać, że tak po prostu uda im się wrócić do Kliniki. Podszedł do okna i rzucił samolocik na wiatr, który, zamiast opaść na wody basenu, wzniósł się wyżej, gnany zaczarowaną siłą, zrobił beczkę i poszybował w kierunku granicy miasta. Magia jest dziwna.
    Po wykonaniu swojego obowiązku, złapał się pod boki w pewnym niezdecydowaniu. Miał na dobrą sprawę dzień wolny, w Anglii była chyba sobota, klub Wizardry poradzi sobie bez niego. Również nie było przedstawienia na dziś. Co robić? Rozpakowywać się? Ćwiczyć do następnych występów? A może po prostu poczytać? Jakiś czas temu zaczął czytać Robinsona Cruesoe, kiedy to było... miesiąc temu? Był zalatany, a wieczory wolał spędzać z Joce. Chwilami zastanawiał się, kiedy przyjdzie odwiedzić mu pub. Znaczy... był wczoraj. I upił się, żeby nie było. Dobrze, że alkohol uleciał z porankiem, miał dobry metabolizm nawet jeśli lwa tego typu trunki powinny ukatrupić. Ale to nie było TAKIE pójście do pubu. Takie chodzenie przez całą noc i gadanie o głupotach, najlepiej oglądając mecz rugby z ekranu. Brakowało mu tego. Ale...zarazem czułby się winny, że nie jest wtedy przy Jocelyn. No bo co by pomyślała?
    A właśnie, gdzie jest Jocyś? Może ona ma jakieś pomysły na resztę dnia?
    Poczłapał pod jej pokój i zapukał delikatnie. Nic. Tylko ciche dźwięki... łkania? Mój Boże, tylko nie to..
    - Yyy, skarbie, wszystko ok? - zapytał się, kiedy po plecach przeszedł mu chłodny dreszcz. Co się stało? Znowu było jej źle? Przecież o takie rzeczy się nie płacze, a ponadto wyglądała na zadowoloną. Nawet bardzo. Chciał aby wyszła i żeby powiedziała, że wszystko okej. Że nie stało się nic. Po chwili zapukał ponownie.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 14 Maj 2018, 20:38   

    Nie odpowiedziała mu. No bo jak skoro straciła na chwilę przytomność. Mięśnie na jej skrzydłach rozluźnione, rozłożył się na boki. Jedno trafiło w stolik i strąciło donicę z lawendą. Rozbiła się, kwiaty i piach rozsypały się dookoła.
    To ją ocuciło.
    Westchnęłam, zaciskając zęby. Przez silny zapach kwiatów zakręciło mnie w nosie i kichnęłam. Nie musiała otwierać oczu by się domyśleć gdzie znowu trafiłam. Smród tych chwastów mówił sam za siebie. Zmarszczyłam nos. Jak ktokolwiek może żyć z tym smrodem? Tak słodkim i intensywnym, że idzie się porzygać.
    Nagle poczułam jak lekki przeciąg chłodzi mi tyłek. GOŁY tyłek. Otworzyłam oczy i spojrzałam na swoje ciało.
    No zajebiście. Nie dość że to ja śmierdzę to w dodatku pod tym ręcznikiem nie mam nic. Wstałam a skrzydła ciasno złożyłam. No wprost cudownie.
    Ze złości zazgrzytałam zębami. Poczułam dziwną lepkość między nogami. Dotknęłam się ta i z obrzydzeniem stwierdziłam, że to nie krew. Chwyciłam najbliższą rzecz (stolik) i cisnęłam tym w ścianę.
    - Do chuja!- krzyknęłam kopiąc coś na oślep. No niestety to coś okazało się być kantem szafy. Zaklęłam znowu głośno. Miałam już dość tych jazd. Nie wiedziałam co powodowało te luki w pamięci, nie wiedziałam jakim cudem komuś udało się mnie wymoczyć w wodzie z tymi babskimi pachnidełkami i komu udało się mnie zaliczyć ale miałam ochotę zburzyć ten przeklęty dom i wykastrować tego kto mi to zrobił.
    Otworzyłam szafę a tam co? Jak zwykle jakieś fikuśne kiecki, kolorowe szmaty. Trochę mi zajęło znalezienie czarnych spodni i golfa khaki. Do tego znalazłam jakieś znoszone glany schowane w kącie szafy. Uśmiechnęłam się do siebie. Sama je tam schowała, po ostatnim razie.
    Związałam te długie kłaki w kitka, swoją drogą notując w głowie, że trzeba je znowu ściąć. Jakimś cudownym sposobem co i rusz odrastały. Jak u jakiegoś Pottera. Śmiechu warte. Rozejrzałam się po pokoju. Wyglądał jak zawsze, jak te pokoje z tych czasopism dla rodzinek idealnych. Tak oszukańczo idealny, że aż mnie dusiło samo przebywanie tam.
    Chwyciłam więc pas z kataną i zapięłam sobie na biodrach. Słysząc pukanie do drzwi, wręcz podskoczyłam. Zmarszczyłam brwi i chwyciłam prawą ręką rękojeść katany. Lewą otworzyłam szybko drzwi, odskakując od nich i dobywając katany.
    Za drzwiami stał blond karzeł z miną jakby mu ktoś umarł. Spojrzałam na niego ze wstrętem.
    - Spróbuj czegoś cwaniaczku a odrąbie Ci ten łeb. A teraz mów! Dlaczego znowu tutaj jestem co?!- zgięłam nogi w kolanach, trzymałam katanę pewnym chwytem. Jeden jego podejrzany ruch a go zabije.
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 17 Maj 2018, 08:34   

    Jocelyn nie przeklinała. Znaczy... raczej nie przy nim. W łazience słychać było trzaski i szamotaniny. Co jej się dzieje? Oby tylko... oby tylko nie było potrzeby sięgnięcia po pastylki. Gdzie były? Nadal pamiętał - w szafce kuchennej. Może nic się nie stało, może wszystko było... nie mogło być ok, ale przynajmniej mogło nie być najgorzej. Szybko popędził na dół i otworzył szafkę - słoiczek z pastylkami leżał tam tak, jak leżał. Nieotwierany. "Jasna cholera! Czemu mnie okłamałaś?" jęknął w myślach. Chyba na serio musi zacząć ją z tym pilnować. Wiadomo że chorzy potrzebują leków kiedy czują się źle, ale kiedy umysł czuje się źle, to nie ma jak odpowiedzieć na swoje potrzeby. Porwał słoiczek z półki i popędził z powrotem pod drzwi Jocelyn. Na górze zapukał jeszcze raz, agresywniej. Już miał otwierać, kiedy drzwi same zostały wyszarpnięte w drugą stronę. Stanęła tam ta inna Jocelyn, zwana nadal Jebniętą. Od razu dało się to wyczuć - nigdy nie ubierała się tak współcześnie ani nie zapinała włosów tak wysoko. No i grożenie kataną to też jakaś tam poszlaka...
    To nie było miłe. Jakby nie patrzeć, to nigdy nie będzie miłe. Chryste, ile jeszcze podobnych wrzaskonad i bijatyk przyjdzie mu stoczyć, aby móc uspokoić ją i spacyfikować przed dawką kolejnego ziołoczegoś? Znaczy - miał nad nią przewagę fizyczną. Miał? Wtedy w zoo ta inna, jebnięta Jocelyn walneła go o klatki jakby był z pierza i trocin. Ale to nie był demon, nie była opętana! To zwykłe psychiczne cuś, z czym trzeba sobie poradzić a on wtedy kompletnie stracił gardę.
    - LEKI! MASZ DO WZIĘCIA LEKI! - wrzasnął, ponieważ kompletnie nie miał czasu i ochoty na spokojne dyskusje, szczególnie iż wzięła go z zaskoczenia . - JA TEŻ NIE WIEM KIM JESTEŚ. I NIE CHCĘ CIĘ TUTAJ! NIE CHCĘ ABYŚ BYŁA MOJĄ JOCELYN!
    Jego żelazne skrzydło-pręty wygięły się do przodu, w pozycji bojowej. Nie zamierzał jej atakować, ale musiał się czymś bronić - jego nieuzbrojone ciało nie miało szans w starciu z jej ostrzem. Zdał sobie jednak sprawę, że wypluwając sobie płuca wrzaskiem nic nie wskóra. Zaczął więc od razu, spokojniej, cały czas kalkulując, z której strony uderzy tamta - bo uderzy, co do tego nie było wątpliwości. W dłoni cały czas trzymał słoiczek z ziołami, który widocznie drżał
    - Zostaw to żelastwo z łaski swojej i pozwól mi... pozwól mi dać ci coś na uspokojenie. Nie chcę cię skrzywdzić w żaden sposób, chyba, że sama nie dasz mi wyboru.- rzekł twardo i stanowczo, stając ciężko w drzwiach. Nie pozwoli jej wyjść od tak.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 18 Maj 2018, 20:05   

    Gdyby wzrok kobiety mógł zabijać, mężczyźni byliby na skraju wyginięcia.
    Zaczął się na mnie drzeć. Spojrzałam na niego z obrzydzeniem. To nie pierwszy raz jak go widzę. Spotkałam go w tym pseudo zoo. Zaatakowałam go a potem PUF. Jebana dziura. Jak zawsze. Zazgrzytałam zębami, nie opuszczając gardy ani na chwilę. Najchętniej odcięłabym mu ten ziemniaczany łeb. Jakie leki? O czym on do cholery bredzi? Jego Jocelyn? Wolne żarty! Ma mnie za swoją własność? Jakim kurwa prawem?
    Przez chwilę analizowałam sytuację.
    On faszeruje mnie jakimiś dragami. Faszeruje nimi i mnie gwałci. Używa sobie na mnie. To wyjaśnia dziury w pamięci, to że znowu tu na niego wpadłam i to że dopiero co odbyłam stosunek. Moje oczy rozszerzyły się, na twarz wstąpiła złość. Nie. To nie była złość. To był wkurw. Taki jak nigdy dotąd.
    - Ty chory zwyrolu! Myślisz, że jesteś jakimś Bogiem? W co Ty się kurwa bawisz?! - Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mi dreszcz wściekłości.
    Incarnat.
    Moja wściekłość paliła me wnętrze. Była czerwona. Czerwieńsza niż wszystko inne. Płonęłam od środka.
    Kim trzeba być, by posuwać się do czegoś takiego? Jak bardzo trzeba mieć nasrane w głowie?
    Gdy ten oblech zaczął mówić do mnie spokojnym głosem, próbując mi wmówić że to leki na uspokojenie i nic mi nie zrobi… zatrzęsłam się. Zagrodził mi tym samym wyjście z pokoju. Spojrzałam nań jak na robala. Odchyliłam głowę w tył i zaczęłam się śmiać. Szaleńczy śmiech, pozbawiony jakiejkolwiek nuty wesołości.
    Nagle przerwałam i spojrzałam na niego, unosząc wysoko brwi.
    - Za kogo Ty mnie masz co?! Imbécile! Pensez-vous que je vais vous laisser me tromper? Crétin!- nawet nie zwróciłam uwagi na to, że zmieniłam język. Nie miało to znaczenia.
    Nagle wykonałam pchnięcie w przód, celując w jego lewy bok.
    Pozornie. Gdy tylko skierował w tamto miejsce te swoje marne pręty, wykonałam szybki obrót i pchnęłam go ostrzem w udo.
    - Wykastruje Cie psie. - syknęłam odskakując w tył, tak by mnie nie dosięgły te jego kikuty.
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 24 Maj 2018, 20:18   

    Gregory milczał, nawet nie tylko dlatego, że nie chciał krzyczeć, raczej dlatego, że gula, jaką miał teraz w gardle nie pozwalała mu mówić. Nie potrafił sobie powiedzieć "To nie jest ona, siadło jej na mózg, zaraz wróci do siebie" gdyż oczami widział jej twarz, słyszał jej głos. Dysnans poznawczy, drodzy państwo. Wiedział, że musi pozbyć się broni z jej rąk, aby mieć szanse przeżycia - w końcu pięścią stali nie przebije. Gdyby tylko miał dym, gdyby tylko miał dym!! Teraz nie miał szans zapalić!.
    Kiedy nagle rzuciła się na niego z mieczem, szybko odbił cios skrzydłem, drugim zaś uderzył ją w ramię, w którym trzymała miecz - starał się za wszelką cenę wytrącić jej go z ręki. Gdyż nagle ona odwróciła się i walnęła go w nogi. Zamiast walić w nią ponownie, szybko złapał ostrze obiema pałkami, aby nie była w stanie go wyszarpnąć - nie były one aż tak śliskie, pokryte wieloletnim brudem i rdzą zyskały chropowatą powierzchnię. Zarazem starał się złapać ją za rękę, gdy ta pochyliłaby się, aby użyć swych sił do wyszarpnięcia katany. Czemu pozwolił jej na trzymanie takich rzeczy w swoim pokoju? "Bo jej zaufałeś, kretynie. Tak się kończy ufanie ludziom. Jesteś w tym żałosny, nawet nie musiałem dawać ci nauczki, skoro masz ją przed oczami" burknął jego mózg. Ostrze miecza z pewnością przebiło mu skórę, syknął z bólu, a z jego ust poleciał kłąb papierosowego dymu. To była jego szansa - nienawidził używać dymu raz już "zużytego" ale tym razem nie miał wyboru. Musiał ją spacyfikować. Pozwolił, aby kłębek ów zamiast się rozwiać eksplodował na cały pokój. Ciężki, smolisty zapach petów zgasił woń lawendy, a wszystko wokół zaszło mleczną, duszącą mgłą. Nie musiał przejmować się tym stanem - używał tej sztuczki wielokrotnie i potrafił orientować się w całunie dymu. Ignorując palący ból uda, który odezwie się mocniej lada moment, przeskoczył w bok, aby następnie rzucić się na nią całym swoim ciężarem 170 funtów, chcąc wyszarpnąć jej katanę z ręki. Nieprzemyślany, zwierzęcy ruch, niestety nie potrafił inaczej. Jeśli mu się nie uda, cóż, zawsze miał jeszcze skrzydła, ale i tak szanse na przeżycie stawałyby się dość marne.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 1 Czerwiec 2018, 22:21   

    Moje ramiona unosiły się i opadały w rytm mojego przyśpieszonego oddechu. Patrząc na knypka który stał przede mną, czułam tylko obrzydzenie.
    Obrzydzenie które rosło z każdą sekundą. Z każdą kolejną chwilą rosła również chęć wyduszenia życia z tej nędznej ludzkiej repliki. Wyglądał tak żałośnie gdy stał tak przede mną z tą przygłupią miną, że miałam ochotę go wyśmiać.
    Nie odpowiedział na żadne moje pytanie. Albo był głuchy, albo tak głupi, że nie zrozumiał co powiedziałam. W grę wchodził również szok związany z sytuacją, co było chyba najśmieszniejszą opcją.
    Najpierw uprowadził, otumanił jakimiś dragami, zgwałcił zostawiając we mnie swoje obrzydliwe pozostałości, a teraz wielce zszokowany, stoi przede mną, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
    - Jak długo ta farsa trwa co?! Jak długo sobie na mnie używasz?- splunęłam w bok.
    -Jesteś tak obrzydliwy, że aż mi Ciebie szkoda- odchyliłam głowę do tyłu, a z mojego gardła wydobył się mimowolny śmiech.
    Jakimś cudem przejrzał moją zmyłkę. Widać nie był tak wielkim idiotą na jakiego wyglądał. Obronił się swoim żelaznym prętem, a drugim prawie wytrącił mi katane z ręki. Nieprzyjemne drżenie ostrza, wywołane uderzeniem, rozeszło się po całej ręce.
    Udało mi się jednak trafić w jego udo, co zarejestrowałam z nie małą satysfakcją.
    Jego pręty może i były chropowate przez wzgląd na zaniedbanie i zużycie materiału, ale ostrze jej katany było tak gładkie, że pomimo początkowego trudu, wyszarpałam z uścisku broń.
    Odskoczyłam wnet w tył, zwiększając moją odległość do wrogiego osobnika.
    Gdy tylko w pomieszczeniu zaczął pojawiać się dym, moja decyzja była natychmiastowa. Ws ułamku sekundy odwróciłam się, chwyciłam stolik którym wcześniej rzuciłam i powtórzyłam ten manewr. Tym razem celowałam w okno.
    Nie czekałam aż szyba się rozbije, od razu za stolikiem ruszyłam w stronę okna. Ramieniem zasłoniłam twarz przed odłamkami szkła. Czułam jak kilka z nich wbija mi się w ramię i w skrzydła. Nie zważając na to, wyskoczyłam z budynku. Użyłam skrzydeł do wytrącenia niewielkiego pędu. Wylądowałam pokracznie i odbiegłam kawałek od tego przeklętego budynku.
    Nie dam się żywcem.
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 30 Lipiec 2018, 19:36   

    (jjaaaaaaaaaaprdl dwa miechy nienawidzę się)

    Przemilczał te pytania. Nie zamierzał z nią iść w pyskówki, i tak nie wiedział, jak to powinno działać. Nawet jeśli każde słowo padające z jej delikatnych, słodkich usteczek paliły go do żywego. I jeszcze się śmiała. Przynajmniej dzięki temu był pewien, że to nie jest jego prawdziwa Jocelyn. Jego Jocyś nie śmiała się tak głośno, ostatnio chodziła prawie wyłącznie zasmucona. Jej okropny rechot tylko wzbudził w nim dodatkowy gniew. Bardziej kliszowo nie potrafisz? Na co czekasz, kretynko? Na pioruny i solówkę organową? Źli ludzie nie napawają się złem które czynią. Wiedział to, bo sam był na ogół zły. Człowiekiem nie potrafił się szczerze nazwać.
    Jej miecz wyślizgnął się spomiędzy skrzydeł. Niedobrze, liczył, że zatrzymają ją chociaż na chwilę dłużej. Co mógł teraz zrobić? Wywrócił nimi parę nerwowych młyńców, czekając na jej ruch i splunął na świeży, czysty dywan. Prawdziwa Jocelyn i tak się o tym nie dowie, inaczej musiałby prać całość, a w świecie bez pralek czy odkurzaczy mogło to być sporym problemem.
    W ostatniej chwili zobaczył ją, jak brała krzesło i mierzyła nim w stronę okna. O nie, skarbeńku, tak się nie bawimy. Tym dramatyczniej rzucił się w jej stronę, niestety, zaledwie muskając czubkami palców jej bury golf, zanim nie odleciała ciężko na ulicę. Musi ją łapać! Musi wmusić w nią leki! Zawiodłeś! Zawiodłeś ją, nieszczęsny kretynie! Dym zestalił się wokół jego skrzydeł, formując szare, półprzeźroczyste pióra. Brzydki, niezgrabny kupid wyskoczył tuż za nią, cudem tylko omijając stłuczone szkło i poszybował miękko nad wodami jeziorka. Nie była w stanie mu uciec, chyba, że spróbuje znów odlecieć. Teraz nikt mu nie pomoże, ulica nie przejmuje się tragediami... chyba że na ich oczach tragedie zamieniają się w show. A on był Cyrkowcem do jasnej cholery. Wiedział, jak należy rozkręcić przedstawienie!
    - Ludzie! Łapcie ją! To niestabilna wariatka! I ma przy sobie pieniądze! - dorzucił dla zachęty. Wczesnym rankiem nie złapie tylu gapiów ile mógł, ale bardzo, ale to bardzo liczył na uformowanie się tłumu gapiów. To był obosieczny miecz, dawał jej możliwość schowania się w tłumie, ale będzie jej ciężko, oj ciężko poruszać się wśród gawiedzi. A jeśli będzie kogoś smagać po żebrach tym mieczyskiem, to sami się obronią. Tutaj sami czarodzieje, byle żebrakowi magia aż z uszu tryska. Ulico, nie zawiedź mnie.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 6 Wrzesień 2018, 18:34   

    Musiałam mu przyznać, że dobrze kombinował. Gdy zaczął się wydzierać, kilka głów obróciło się w naszym kierunku. Leciałam dość nisko, nie mogłam wzlecieć wyżej z racji nieszczęsnych odłamków szkła, które wbiły się w moje skrzydła. Przy każdym ruchu uwierały coraz mocniej. Palący ból wywoływał nieprzyjemne mrowienie.
    To nic. Bywało gorzej. Leć wyżej. Starałam się sama sobie wmówić, że dam radę.
    Okazało się że knypek potrafi latać. A raczej szybować. Te jego nikłe skrzydła nie wyglądały zbyt solidnie i stabilnie. Jakby od byle podmuchu były w stanie zniknąć.
    Ktoś coś krzyknął z ludzi znajdujących się na ulicy. Mocniejszy wymach skrzydłami, wywołał mocniejszą falę bólu, szkło się przemieściło bo poczułam jak stróżka krwi spływa mi po plecach. Niedobrze.
    Udało mi się jednak wznieść o tyle wyżej, by mężczyzna który właśnie podskoczył w moim kierunku, nie dał rady mnie złapać. Ledwo, prawie poczułam jak dotyka mojego buta.
    Nie mogłam pozwolić by ten psychol mnie dopadł. Mogłam z nim walczyć, przecież tutaj mam więcej miejsca. Nie jestem uwięziona.
    Ale gwardziści krążą po ulicach. Nie uśmiechało mi się, tłumaczyć im całej sytuacji. A może jednak? W końcu, jakby nie patrzeć są jakimś tam odpowiednikiem strażników. Może jeśli nakreślę im sytuację to nawet mi pomogą? Odwróciłam głowę w tył, by sprawdzić czy osiłek nadal mnie ściga.
    A jakże. Nadal za blisko. Musiałam być szybsza, musiałam wznieść się jeszcze wyżej.
    Problem tkwił w tym, że jeśli wykonam kolejny gwałtowniejszy ruch może się to dla mnie źle skończyć. Szkło może uszkodzić jakiś nerw. Jeśli na tej wysokości, stracę czucie w skrzydle, rozbije się i zapewne roztrzaskam sobie głowę.
    Co więc mam zrobić?
    Nerwowo rozejrzałam się po okolicy, coraz więcej ludzi było zainteresowanych tym dziwnym pościgiem.
    Ryzyk fizyk.
    Najdelikatniej jak potrafiłam, zrobiłam zwrot. Wytrąciłam prędkość i wylądowałam. Niestety przez szkło, miałam ograniczone możliwości, więc przy lądowaniu wylądowałam na kolanach.
    Szybko wstałam i nawet nie otrzepując się, dobyłam katany. Nie dam mu się złapać. Nie dostanie mnie żywcem.
    Czekałam na niego, gotowa zaatakować w każdej chwili.
    Dookoła mnie zatrzymało się kilka osób, by się poprzyglądać. Miałam ochotę się na nich wydrzeć. Dlaczego krzywda innych tak bardzo przyciąga gawiedź?
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 7 Wrzesień 2018, 12:47   

    Gregory zdał sobie sprawę, że nie był to zbyt przemyślany ruch. Nadal miała katanę i nadal była w stanie poważnie go skrzywdzić. Wiedział, że nie da rady dłużej utrzymać dymnych skrzydeł, więc postanowił przelecieć nad nią ostatnim zrywem, nie chcąc aby koniuszek miecza dotknął jego ciała. Musiał uśpić jej czujność. Musiał dopilnować, żeby wzięła leki. Dlaczego w Krainie nie działają telefony?! Zadzwoniłby do Kliniki i... no właśnie. Przyznałby się do własnej lekkomyślności. Niekompetencji. Zacisnął palce mocniej na fiolce z lekami. Kurwa mać. Jesteś mężczyzną Greggie, załatw to po męsku.
    Wylądował w jednej z bocznych uliczek i odetchnął. Plecy go bolały, kark też, nie przywykł do tak długich lotów. Szybko zajrzał zza róg na główną ulicę, omiótł ją wzrokiem z lewa na prawo, szukając pięknych, barwionych na rudo włosów. Tam jest, tłum nie zasłonił jej całkiem. Od razu schował się z powrotem, nie chcąc pozwolić, aby ona też go zauważyła. Co teraz zrobi? I co ważniejsze - jak on ją teraz wyśledzi?! Przyjęcie swojej prawdziwej postaci kusiło, oj kusiło mocno, ludzki, kulfonowaty nochal nie nadawał się do tropienia, a ona nadal nasycona była cudnym zapachem lawendy, co uczyniłoby tropienie dziecinnie łatwym. Ale nie mógł zrobić tego w mieście. Nie miał gdzie schować ubrań, nie miałby jak chwycić flakoniku, w końcu dzikie zwierze puszczone samopas wywoła jeszcze gorszą panikę. Na razie wiedział, gdzie jest ona i tego się trzymał. Oddychał ciężko, włoski na jego lalczano gładkiej skórze stanęły dęba. Wiedział, że nie powinien rozsmakowywać się w tym uczuciu, że to nieprzyjemna sprawa, że w grę wchodzi jej bezpieczeństwo, ale serce w jego piersi biło tak mocno, niemalże czuł krew szemrzącą mu w żyłach, to uczucie było potężne, niemal erotyczne, odbicie miłości, jaką zaznał parę chwil temu w królewsko wielkiej wannie.
    Jakże dawno nie polował na człowieka.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 7 Wrzesień 2018, 22:07   

    Może wszystko byłoby inaczej, gdyby pozostawiono ich samych sobie. (No, oprócz masy gapiących się istot.) Kraina Luster miała jednak inne plany i w tej właśnie chwili zesłała na całe Miasto Lalek swój nowy magiczny nabytek - deszcz niwelujący wszystkie kłamstewka i niedopowiedzenia. Był gęsty jak olej, ale krople znikały szybciej niż woda i aż tak nie moczyły - ale padał i padał i padał, a każdy, kto na skórze poczuł choć odrobinę, natychmiast mówił prawdę i tylko prawdę. Nie tyle czuł się zmuszony niekłamania, co z jego ust wyskakiwała prawda - czy tego chciał czy nie.
    Co do paplania prawdy, o którą nikt nawet nie pyta - to już chyba zależy od samokontroli danej osoby.

    /koniec ingerencji MG/


    Deszcz oczyszczenia zaczął padać nad całym Mistem Lalek. Każda postać mająca kontakt z deszczem podlega efektom serum prawdy. Trwają one 10 postów od ostatniego kontaktu z wodą. Prosimy zaznaczać odliczanie postów! (Wszystko widzę~~)
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 9 Październik 2018, 12:31   

    Jakby cała ta sytuacja nie była wystarczająco przesadnie filmowa i dramatyczna- zaczęło lać. I to nie takim zwykłym deszczem. Nie, no bo po co komu zwykły deszcz. Jak można się domyślić był to super odjebany deszczyk.
    Gdy tylko zetknął się z moją skórą, okazało się że jest gęsty jak olej. Zaswędział mnie język, a umysł spowiła jakby mgła.
    - Jak to okaże się jakimś magicznym gównem, to kogoś zabiję- gdy wypowiedziałam te słowa, pod koniec czułam usilną chęć powiedzenia, że się rozpłaczę. Absurd! Płakać z takiego powodu? To nie dla mnie.
    Nawet nie mogłam się teraz wzbić w powietrze. Ten deszcze jest na to za gęsty.
    - Mam ochotę poskakać po kałużach- nie myśląc powiedziałam to. Serio? Skakać po kałużach? Ja? Ten deszcz mieszał mi w głowie. To niebezpieczne. Powinnam ograniczyć jego kontakt z moją skóra.
    - No tak geniuszu, ale jak zawsze nie myślisz i wyskoczyłaś w golfie jak ostatni imbecyl- nie dość że to powiedziałam na głos, to było to jeszcze głośne na tyle, że kilka osób coś zaczęło między sobą szeptać. Przegryzłam sobie wargę, bo znowu coś prawie powiedziałam.
    Schyliłam się trochę i ruszyłam pędem przed siebie, trzymając katanę blisko ciała.
    - Boję się.- jak tylko wydobyło się to z moich ust, zebrało mi się na mdłości. Też mi coś. Bać się tego knypka? CO on może mi zrobić?
    - Boję się.- oczy mnie szczypały co zrzuciłam na ten deszcz. Miał jakieś dziwne właściwości.
    Gdy tylko dobiegłam do bocznej uliczki, wyprostowałam się i ruszyłam biegiem przed siebie.
    - Tak bardzo się boję.- Zacisnęłam oczy, oddech mi przyśpieszył.
    Uliczka wychodziła na jakąś większą, ale niestety nie było tu żywej duszy. Wyglądała jak opuszczona i zapomniana uliczka rodem z dreszczowców.
    Myślałam szybko. Schować się.
    Czułam się jak zwierzę ścigane na polowaniu. Moja dotychczasowa brawura chyba mnie opuszczała. Na pewno było to efektem tego cholernego deszczu.
    Schowałam się za stertą skrzyń i nasłuchiwałam.
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 11 Listopad 2018, 22:06   

    Na karku poczuł zimny dreszcz. Niee, to coś mokrego spadło na jego grzbiet. Poczuł się dziwnie. I tak był już przerażony całą tą sytuacją, zamartwiony prawie na śmierć, wkurwiony na Jocelyn, a jego pobudzone polowaniem ib szalało właśnie jak na kolejce górskiej. Nie potrzebował kolejnych atrakcji, jednak z nerwów zawartość żołądka podeszła mu do gardła. Kolejną kroplę złapał na dłoń. Była dziwna, trochę tłusta i szybko ulotniła się z jego dłoni. Kwas? Narkotyk? Olej rzepakowy? Skąd mógł to wiedzieć? Padało forsą, kauczukiem, tęczą... czasem nawet nożami. Jeśli straci na zdrowiu... to i tak nie ważne. Teraz jego zdrowie się nie liczyło.
    - Jestem żałosnym kretynem. - wyszeptał Greg, nie zdając sobie nawet sprawy, że skryte myśli opuściły właśnie jego usta. Zawsze był prostym gościem, żeby nie rzec - chamidłem i serum prawdy w takiej sytuacji nie robiło mu wielkiej różnicy. Zakradł się w kąt i ukrył twarz w dłoniach, tylko po to, aby wyjąć z niej groteskowy amalgamat lwiej paszczy i ptasiego dzioba. Wciągnął powietrze, szukając woni lawendy. Ach, miał ją, delikatną smugę ulatującą w ulicę Blaszanego Żołnierzyka. Zaraz zakrył pysk dymem utrzymanym w szerokiej dłoni, aby przywrócić swoim ustom i nosowi ludzki kształt. Była to wymagająca i męcząca sztuczka, nie potrafił utrzymać jej zbyt długo.
    - Chcę ją rozszarpać. - zawarczał, idąc ulicą i potrącając przechodniów niczym taran.
    - Chcę ją przeprosić. Chcę ją ukochać. Chcę spuścić jej wpierdol. Potem spuszczę sobie za tknięcie jej palcem. Chcę whiskey. Chcę szluga. Chcę morfiny. - mamrotał pod nosem, bełkocząc jak maniak. Rozchełstany i przemoczony olejem nie wyglądał zbyt dobrze. Jakby urwał się z ośrodka, gdyby w Krainie istniały jakieś ośrodki. Może były w Klinice... NIE. Jocelyn nie chce tam być, a to przez to teraz musi się za nią uganiać. To ich wina. Gdyby jej siostra nie zachowywała się jak idiotka z nadmiarem libido, gdyby Bane miał jakieś granice. Gdyby ten cały Andermander nie był psycholem a Grego WIEDZIAŁ, że był psycholem, bo nie mylił się co do ludzi.
    Jakiś facet przy bazarze zawołał "Wczorajsze pomarańcze, trochę zgniecione, ale myślę że do zaakceptowania!". Zrobiło się dziwnie, ale teraz Greg był zamknięty w swoim małym świecie. Równie dobrze mógłby rozwalić mu stragan na kawałki aby odreagować. Kogo obchodzą jego owoce?!
    - Chcę dać jej te jebane leki! - prawie krzyczał, zdając sobie nagle sprawę, że to wszystko powiedział na głos. Złapał się za usta. Teraz i tak jej nie przekona, a jeśli jej przejdzie, to nie powinien straszyć jej takim zachowaniem. Musiał się uspokoić. Nie chciał się uspokoić. Za chwile zgniecie szklany flakonik na amen i tyle będzie z ziołowego specyfiku!
    Nie wiedział, gdzie jest, zbyt rzadko bywał w Mieście Lalek. Musiała tu być jakaś boczna alejka, jedna z wielu. Nos nie działał, nie wyczuje tu lawendy, szczególnie teraz, gdy deszcz zmywał wszystkie zapachy z powietrza. Pozostało zgadywanie. Gdzie bym poszedł, gdybym był jebnię... nie musisz sobie tego wyobrażać Grzesiu. Niech prowadzi cię instynkt.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 14 Styczeń 2019, 18:13   

    Mimo chłodnego umysłu, serce nie współpracowało. Biło tak szybko, jakby chciało wyrwac się z mej piersi. Próbowałam oddychać cicho i głęboko, ale moim ciałem co i rusz wstrząsały dreszcze. Ucisk na klatce piersiowej, utrudniał każdy oddech.
    Jakbym tonęła.
    Czułam się jak zwierzę w potrzasku. Rozglądając się po miejscu w którym się schowałam, zorientowałam się, że trafiłam na ślepą uliczkę. Jesli jakimś cudem ten osiłek mnie dorwie- będę miała tylko jedno wyjście. Walkę z nim.
    Nie widziało mi się to ani trochę. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, ilekroć próbowałam mu coś zrobić coś wewnątrz mnie wyło z rozpaczy. Był to cichy ale silny głos.
    Gdy katana wypadła mi z dłoni, wróciłam myślami na ziemię. Dłonie trzęsły mi się tak bardzo, że nie byłam w stanie utrzymać broni.
    Ździeliłam sama siebie w twarz, co nieco wyrwało mnie z tego dziwnego stanu.
    Weź się w garść kobieto.
    Spróbowałam poruszyć skrzydłem. Było to bardzo ciężkie. Mokre pióra ciężko ruszyć a co dopiero oblepione czymś w rodzaju oleju...Gdybym miała się teraz wzbić w powietrze... Byłoby ciężko.
    Nagle do moich uszu dobiegł odgłos kroków. A raczej biegu po mokrym podłożu.
    Zastygłam w bezruchu. To na pewno on. Kto inny biegałby w taką pogodę? I to w takim miejscu?
    Miałam wrażenie jakby każda kropla tego śmiesznego deszczu, spadała w zwolnionym tempie.
    _________________
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 24 Styczeń 2019, 22:34   

    Wpadł w uliczkę, rozglądając się we wszystkie strony i dysząc gorzej niż miech. Stres wymęczył go za mocno, ledwo zipał mimo iż praktycznie nie musiał długo biec. Lawenda, lawenda. Chciało mu się płakać jak jeszcze nigdy. Ale nie mógł płakać, kurwa mać! Bądź twardy!
    Wtedy ją zobaczył, skuloną, zaszczutą jak zwierze łowne. Stał przez kilka sekund, nie wiedząc, co mógł zrobić. Jakże łatwo byłoby mu teraz rzucić się na nią jak sarnę, rozszarpać gardło i zacząć chłeptać słodką, pożywną krew. Lwie instynkty odbierały mu rozum. Uleczyć ją. Nie polujesz na nią. Leczysz. Od razu doskoczył do niej, zanim jej dłoń chwyci katanę.
    Próbował złapać ją za włosy tak, aby nie mogła mu się już wykręcić i żeby nie była w stanie nic mu zrobić. Chciał, choćby i przez zaciśnięte zęby wdusić w nią pastylki. Potem niech się dzieje co chce. Niech i nawet ucieknie. Ważne, żeby potem wróciła, żeby mogli poważnie porozmawiać.
    - Otwieraj usta! - zaryczał, pijany wściekłością, żalem i obrzydzeniem do samego siebie. Nie może tego pamiętać! Błagam cię, dobry Boże, w którego nigdy nie wierzyłem, niech ona tego nie będzie pamiętać! Ale ty będziesz, Greg. Ty jebany potworze. Podoba ci się, co? A niech nawet i podoba - potem i tak nie spojrzysz na siebie w lustrze. Próbowałby siłowo rozewrzeć jej szczęki, jak dzikiemu psu. Oby tylko nie odgryzła mu palców...
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 25 Styczeń 2019, 16:13   

    Dopadł mnie.
    Najpierw usłyszałam jego sapanie. Dyszał jak styrana maszyna. Jak wściekły, nabuzowany zwierz. Mimochodem na plecy wstąpiła mi gęsia skórka. Nim zwróciłam w jego stronę twarz, wyobraziłam sobie jak wygląda.
    Twarz wykrzywiona we wściekłości, usta zaciśnietę do tego stopnia, że zamieniły się w bladą kreskę. Nastroszone brwi, szybko unoszące się i opadające ramiona, w rytm szybkiego oddechu. Włosy zmierzwione ale oklapłe od deszczu. Mięsnie napinające się pod ubraniami, prawie je rozsadzały.
    Obraz wykreowany w mojej głowie, niedaleko odbiegał od obrazu rzeczywistego.
    Cofnęłam się na tyle, ile mogłam. Było to lewie kilka kroków, nim moje rozgrzane ciało, zderzyło się z chłodną i lepką scianą w ślepym zaułku.
    - To koniec- wychrypiałam jak wystraszone dziecko, tak cicho, że chyba tylko ja to usłyszałam.
    Obserwował mnie. Czujnie. Wiedziałam, że zanim bym sięgneła po katanę, rzuciłby się na mnie.
    Gdybym tylko po nią sięgnęła. Nawet nie muszę jej chwycić, wystarczy bym puściła ją prosto w ziemię.
    Ledwo drgnęła moja ręka, a ten zwyrodnialec dopadł do mnie i chwycił za włosy. Wrzasnęłam z bólu i wierzgnęłam, próbując się wyrwać.
    - ZAGRANIE GODNE BABY!- mimo bólu obróciłam się twarzą do niego i naplułam mu na ten paskudny ryj.
    Wrzasnąl bym otworzyła usta. Rykłam śmiechem.
    - Mało Ci zboku? Podoba Ci się to? Tylko spróbuj mi tę swoją mała fujarę wepchnąć w usta, a Ci ją kurwa odgryzę!- wręcz wymruczałam złowieszczo.
    Jak tylko zbliżył paluchy do moich ust, kłapnęłam zębami i ugryzłam z całej siły. Poczułam smak jego krwi spływającej mi do gardła.
    W międzyczasie wolną ręką upuściłam katanę, ostrzem do dołu. Katana zagłębiła się w podłoże jak w masełko i zniknęła. Nie zwracając uwagi na ból, wyrwałam mu się. W dłoni została mu się wielka krwawa kępa moich włosów. Czulam jak krew spływała powolutku mi po plecach.
    Stanęłam do niego przodem i uniosłam ręce do góry. Ziemia zadrżała i już po chwili wytrysnęły z niej tysiące drobniutkich ostrzy o białawym zabarwieniu. Wyglądały jak obłoki stworzone z płatków naprawdę drobnych kwiatów.
    - Jesteś obrzydliwy- zaśmiałam się, a moje oczy zmatowiały. Rozdzieliłam dłonie od siebie. Masa ostrzy rozdzieliła się na dwie. Jedna powędrowała w jedną, a druga w drugą stronę. Powietrze stało się jakieś cieplejsze. Klasnęłam dłońmi, a dwie masy ostrzy zwinnie poleciały ku sobie. Na ich drodze stał mężczyzna, przez którego tak bardzo teraz cierpiałam.
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,23 sekundy. Zapytań do SQL: 9