• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Misje » Słodki lek na wszelkie zło
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 15 Luty 2018, 21:17     

    Jeśli koty potrafiłyby się uśmiechać tak jak robił to Cyjan po usłyszeniu słów Julii, ludzie byliby codziennie uświadamiani jak mało znaczą, dla futrzanych istot które nazywają przyjaciółmi. Arlekin obdarzył bowiem dziewczynę uśmiechem który mówił wiele, ale nie wprost. Przeciągnął się na biurku i ziewnął, jedynie w ten sposób komentując jej propozycję. Chyba miał w głębokim poważaniu jej zaproszenie, wiadomo przecież, że koty są wygodnickie i jeśli nie muszą, nie ruszą się z miejsca w którym im dobrze. A teraz, kiedy Furo był na łańcuchu, Cyjan mógł wszystko!

    Kocur nie sprawił się najlepiej i nie powiadomił w porę Tulki o zbliżającym się Lukelu. Zamiast tego czmychnął między rośliny i ani myślał stamtąd wyjść, tchórz.
    Słysząc słowa Julii, Lukel uniósł jedną brew ku górze, ale z jego twarzy nie schodził przyjazny uśmiech. Rozglądnął się na boki.
    -
    Zwiał ci? - zapytał i zachichotał nerwowo, przebiegając wzrokiem po pomieszczeniu - A to nicpoń. - podparł się pod boki i pomógł dziewczynie szukać kota.
    Cyjan ostatecznie się znalazł, zwinięty w kulkę w kącie pomieszczenia, pod wyjątkowo dużym bukietem świeżych kwiatów, ale prychnął głośno na widok mężczyzny, bo to on go znalazł. Lukel wycofał się więc i wskazał Lisiczce zwierzaka.
    -
    Aj, Cyjan, ty niedobry kotku. - zacmokał Lukel - Ja o ciebie dbam, Kaise codziennie głaszcze i pieści a ty nadal masz za złe, że na kilka dni zostawiliśmy cię bez opieki? - pokręcił głową - Dobrze, już dobrze. Może foszek ci przejdzie jak Kaise cię ładnie wyczesze. Przecież tak to lubisz.
    Arlekin wystawił zębiska i skoczył ku dziewczynie. Gdy znalazł się w jej ramionach, pojął jak wielki błąd zrobił bo ta postanowiła zabrać go ze sobą do Domku. Miauknął tylko żałośnie ale nie wyrywał się, bo wiedział, że musi ponieść karę.
    Lukel opuścił ręce wzdłuż ciała i uśmiechnął się do Tulki. Przepuścił ją przodem lecz sam nie wyszedł od razu. Spojrzał na siedzące pod ścianą ciała i jego twarz nagle zrobiła się... martwa. Przez chwilę wpatrywał się po prostu w zwłoki i widać było, że nad czymś rozmyślał. Ale nad czym? Cóż, Julia nie potrafiła czytać w myślach a jej Korale chyba lubiły neutralne kolory, bo ani na chwilę nie zmieniły odcienia.
    W końcu jednak mężczyzna westchnął i wyszedł, zamykając drzwi. Posłał Lisiczce szeroki, miły uśmiech a jeszcze bardziej rozpromienił się gdy zainteresowała się Deserem.
    -
    Upiekłem ciasto czekoladowe! - wyprostował się dumny z siebie - Kiedyś zawsze wychodziły mi zakalce, ale dzisiaj dałem z siebie wszystko i chyba wyszło dobrze. Z resztą, zaraz ocenimy. - zachichotał.
    Poprowadził ją do Domku i usadził przy stole. Po chwili przyniósł Kaise i posadził na jednym z krzeseł. Wyszedł po deser.
    Marionetka wpatrywała się martwymi oczami w Julię, jakby chciała jej coś powiedzieć ale nie była zdolna do żadnego ruchu. Cyjan spuszył się i przytulił się do skrzydlatej.
    -
    Nie chcieć tu być. - powiedział w końcu bardzo cichutko - Może i wygodnie, ale Lukel i Kaise dziwni. Nie lubić ich.
    Po chwili do pomieszczenia wrócił Gospodarz niosąc pachnące ciasto, trzy talerzyki, szklanki i dzbanek z ciepłym kakao na tacy. Postawił wszystko na stole i z uśmiechem pokroił wypiek po czym rozdał każdemu, pomijając oczywiście kota.
    Faktycznie ciasto wyszło całkiem dobrze, było co prawda trochę mokre w środku ale smakowało bardzo dobrze, o ile w ogóle Tulka spróbowała choć trochę. Cyjan obwąchał jedzenie i oblizał się ze smakiem, ale Lukel przegonił Arlekina tłumacząc, że kotom nie wolno czekolady.
    Najpierw jadł swoją porcję, popił kakao i uśmiechnął się szczęśliwy, że udało mu się upiec coś tak dobrego. Przyszedł czas na nakarmienie Kaise.
    Ujął kawałek ciasta i przystawił do ust Marionetki. Ta jednak nie wykonała ani jednego ruchu.
    -
    Daj spokój, Najukochańsza, przecież taki kawałeczek ci nie zaszkodzi. - zaśmiał się z czułością - Tak lubisz czekoladę. Spróbuj, wyjątkowo dobrze wyszło mi to ciasto.
    Marionetka nie poruszyła się dlatego Lukel odłożył wypiek i westchnął. Jego uśmiech zachwiał się a dłonie delikatnie zatrzęsły gdy sięgał po szklankę z kakao.
    -
    To chociaż napij się, Kochana. - powiedział unosząc naczynie - Ciepłe kakao dobrze ci zrobi.
    Jego głos lekko drżał, co mogło wydać się podejrzane. Cyjan zeskoczył z rąk Tulki, ale nie jakoś nerwowo, po prostu znudziło mu się siedzenie na jej kolanach.
    Mężczyzna przystawił naczynie do ust Marionetki i przechylił je... I nagle cała zawartość szklanki wylała się na Lalkę. Lukel podskoczył przestraszony, upuścił szkło które rozprysnęło się na podłodze i upadł na kolana przed Kaise. Zaczął wycierać jej ciało swoim fartuszkiem i rękawami.
    -
    Ja... Przepraszam... Przepraszam... Niechcący... Tak strasznie przepraszam... - zaczął się jąkać łamliwym głosem - Taka niezdara ze mnie... Wybacz... Nie chciałem Kaise... Moja Kaise...
    Ale wtem przestał wycierać kakao, przysiadł na piętach i ukrył twarz w dłoniach. Wstrząsnął nim szloch a przez palce zaczęły płynąć łzy.
    Nieruchoma Marionetka wciąż wpatrywała się w Julię.
    Lukel rozpłakał się na dobre. Cyjan korzystając z chwili zamieszania, wskoczył na jedną z szafek i gdy znalazł się wysoko, usiadł. Spokojnie machał ogonem, jakby był jedynie widzem całego zajścia.
    -
    Mam dosyć... Nie mam siły... - szlochał Lukel, płacząc we własne dłonie. Scena ta była tak smutna i przepełniająca żalem, że nawet bogu ducha winna skrzydlata dziewczyna mogła poczuć się źle.
    Ale co zrobi? Czy wypada pocieszyć Lukela, skoro wie już o nim co nieco, ale jeszcze nie wszystko?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 29 Marzec 2018, 14:23     

    Widząc minę kocura, tylko wzruszyła ramionami - jak sobie chcesz, jak tylko proponuję, a co z tym zrobisz to Twoja sprawa - powiedziała zobojętniała. Nie będzie go przecież namawiać, żeby opuścił to miejsce, ale po co ma tutaj siedzieć, skoro nie wiadomo kiedy Furbo znów zacznie go atakować, a poza tym Lukel był dość dziwny i nie podobało jej się jego zachowanie. Szkoda, że nie znała się na psychologii, może coś więcej by poradziła wtedy, ale co ona może? Była tylko Pielęgniarką, ale chciała jakoś pomóc tej parze, choć nie do końca wiedziała jak.

    Przełknęła ślinę - koty tak już chyba mają - zaśmiała się nerwowo i zaczęła szukać kociaka. Nie chciała zostawać sam na sam i nawet jeśli by jej nie pomógł to jakoś czuła się pewniej mając przy sobie chociażby zwierzaka, który też nie czuł się dobrze przy mężczyźnie. Przynajmniej miała jakieś oparcie.
    Szybko podeszła do Arlekina, gdy Lukel go znalazł. Widać mężczyzna nadal nie zdawał sobie sprawy, że to nie jest ten sam kot. Ciekawe co się stało z prawdziwym Cyjanem oraz z Indygo. Jakim cudem w ogóle udało mu się złapać dzikiego Furbo bez oswajania go? Przecież te paskudy mogły stać się niewidzialne, więc nie było to takie proste. Czym w ogóle był mężczyzna? Nie zwracała już tak wielkiej uwagi na korale. Cały czas miały jeden kolor i jak na złość jej nie pomagały. Ani nie było dobrze, ani też źle, więc tym bardziej zaczęła się denerwować. Lukel był zbyt spokojny, jak na kogoś kto właśnie odkrył, że jego gość praktycznie włamał się do szopy, w której skrywał dość niewygodną tajemnicę. No bo kto chciałby odkryć, że jest u kogoś kto trzyma w szopie trupy? No raczej nikt.
    Poszła za mężczyzną do domku, zastanawiając się czy w ogóle da radę przełknąć choć odrobinę ciasta. Po tym widoku to chyba nawet Caius nie wciśnie w nią nic do jedzenia, a nawet jeśli to to zaraz zwróci. Ech...dziękuję Ci moja pamięci, że nie pozwolisz mi tego zbyt szybko zapomnieć...
    - No to powiedziałam Ci co możesz zrobić - wyszeptała do Kota, gdy ten wyznał, że mimo wszystko nie chce tu przebywać. To już jest chyba naprawdę lenistwo, nie sądziła, że koty są w tym aż takimi mistrzami. W końcu po co się męczyć? Nie lepiej znaleźć miejsce, gdzie będzie jeszcze lepiej? Dobre jedzonko, miłe towarzystwo, a nie takich dziwaków?
    Zjadła kawałek ciasta, ale miała problem go przełknąć. Przyglądała się zachowaniu mężczyzny. Wzrok Marionetki trochę ją przerażał, a co gorsza nie miała jak przed nim uciec. Miała wrażenie, że martwe oczy śledzą każdy jej ruch.
    Gdy nagle mężczyzna upuścił szklankę i padł na kolana, prawie podskoczyła zaskoczona. Nie sądziła, że aż tak jest już tym zmęczony. Choć chyba nie było co się dziwić. Przełknęła ślinę i wstała, zerkając niepewnie na Marionetkę, po czym uklękła przy nim - proszę pana...a może Kaise po prostu...się wstydzi? Bo zdaje mi się, ze nie macie często gości, prawda? - zapytała i sama nie wierzyła w swoje słowa. Niepewnie położyła dłoń na jego plecach i pogładziła go po nich, po czym wstała i zaczęła zbierać kawałki szkła - czy...pamięta pan tego Marionetkarza, który przywrócił Kaise do życia? - zapytała cichutko, nie wiedząc jak mężczyzna na to zareaguje, bo patrząc na to co znalazła w pamiętniku, to zdaje się, że zapomniał, że to Marionetka - może on coś poradzi? Marionetkarze mają takie specjalne kluczyki, które powinni dawać jeśli kogoś...przywracają do życia, a pan go chyba nie dostał, mam rację? - zapytała cichutko, uśmiechając się do niego delikatnie i skupiając się na szkle, by nie pociąć sobie jednak nim dłoni czy palców.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 9 Kwiecień 2018, 11:09     

    Kocur nie skomentował słów Julii. Chyba faktycznie te futrzaki miały w sobie coś złośliwego, za co przez niektórych były nienawidzone a przez innych w najlepszym razie ignorowane. Julia nigdy nie należała do osób lubiących koty, co potwierdzało tylko posiadanie Amber i Kropeczki. Chociaż... czy Kropusia mogła być zaliczana do jakiegokolwiek znanego gatunku? Nie jest to w tej chwili ważne.
    Ładnie ze strony skrzydlatej, że nie uciekła z krzykiem. Sprawiłaby przykrość Lukelowi i nie dowiedziałaby się niczego więcej. A przecież w każdej istocie jest chociaż odrobinę ciekawskości.

    Lukel niestety w czasie wspólnego posiłku całkowicie się załamał. Upadł przy Kaise i widać było, że ma serdecznie dosyć jej wegetowania. Bo ja inaczej można było nazwać jej życie? On nawet nie miał pewności... że ona faktycznie żyje. Umysł płatał mu figle i kazał słyszeć jej głos, ale przecież Marionetka mogła cały czas milczeć.
    Cyjan nie słuchał go ale można to było jeszcze przypisać kociemu charakterowi. Ale dlaczego Indygo był taki agresywny? Nie łatwo było go odnaleźć i jeszcze ciężej pochwycić. Ale Lukelowi wydawało się, że po kilku dniach na łańcuchu zwierz uspokoi się na tyle by normalnie funkcjonować. Może nie poznawał pana bo zmienił się zapach.
    Mężczyzna podniósł oczy na Julię gdy ta przemówiła delikatnym głosem i zaczęła go gładzić po plecach. Nie mógł uwierzyć w ten gest. Dodawał otuchy i wlewał w niego tyle ciepła... Uczucie było niesamowite. Tęsknił latami za taką niewymuszoną dozą lekkiej czułości. Nawet jeśli pochodziła od nieznajomej dziewczynki.
    -
    Od lat próbuję ułożyć życie... Zapomnieć o tym co się stało. - przetarł dłonią twarz, nadal nie mogąc powstrzymać łez - Kiedy zmarła, udało mi się ją sprowadzić i przez chwilę żyła jako Marionetka. - uśmiechnął się smutno do wspomnień. Zaczął mówić zadziwiająco trzeźwo. Jakby ten wypadek ze szklanką obudził tego mózg i jego prawdziwą jaźń. Kojarzył fakty, wiedział, że siedząca na krześle Kaise to jedynie Lalka... A jeszcze przed chwilą sprawiał wrażenie, jakby był święcie przekonany, że to jego prawdziwa Ukochana. O co w tym wszystkim chodziło? Może przez ten cały czas próbował okłamać samego siebie, wmawiając sobie że wszystko toczy się według starego porządku?
    Gdy Julia zaczęła zbierać szkło odwrócił się szybko i chwycił jej dłonie, zmuszając by wypuściła ostre kawałki.
    -
    Nie nie, proszę. Nie zbieraj ich. - poprosił i sam zabrał się na sprzątanie - Nie chcę byś się pokaleczyła.
    Faktycznie dziewczyna nie powinna zbierać teraz szkła bo nie tak dawno była w szopie w której od lat leżą trupy. Kto wie jakie świństwa zalegały teraz na jej skórze? Skaleczenie mogłoby, chociaż nie musiałoby, skończyć się zakażeniem. A przecież tego skrzydlata nie chciała.
    -
    Ten Marionetkarz już dawno nie żyje. Umarł ze starości. - westchnął mężczyzna - Nawet nie pamiętam jak się nazywał... - postukał się palcem w czoło jakby miało mu to pomóc w myśleniu - Mówiono o nim, że nie jest doskonały bo każde z jego dzieł ma jakiś mały defekt. Ale jako jedyny zgodził się by spróbować przywrócić mi Kaise. - pociągnął nosem i wstał. Zaniósł szkło do kubła na śmieci po czym wytarł podłogę, umył ręce i wskazał Julii by wrócili do stołu.
    Cyjan leniwie machał ogonem siedząc na wysokiej szafie. Co za bezduszny kocur.
    -
    Dał mi klucz, ale nie był aż tak... dokładny. Pasował do ciała, nakręcał mechanizmy ale po jakimś czasie po prostu złamał się pozostając w... w niej. - wskazał na nieruchomą kobietę - Pewnego dnia złamał się na najwyższym nakręceniu więc przez jakiś czas Kaise była naprawdę energiczna. Cieszyło mnie to, bo myślałem, że złamany klucz zablokował mechanizmy i moja Ukochana już wiecznie będzie ze mną. - opuścił wzrok - Ale pomyliłem się. Zaczęła gasnąć w oczach. Próbowałem wyjąć kawałek klucza ale utkwił naprawdę głęboko. - przeniósł wzrok na Arlekina - Cyjan i Indygo kochali ją lecz po śmierci zwiali. Złapałem ich, ale chyba od początku wiedzieli jak to się skończy...
    Po jego policzkach znowu pociekły duże łzy. Lukel był załamany i najwidoczniej pocieszanie działało tylko na chwilkę. Ból tkwił w nim głęboko i mieszał się z bezradnością. A nie ma gorszego połączenia niż ból i bezradność.
    -
    Bywali tu Marionetkarze ale każdy bał się usunąć element. Bał się konsekwencji bo ja jestem przekonany, że gdyby go usunąć, ona wróci do życia. Oni jednak prognozowali najgorsze. Dlatego nie podejmowali się nawet prób, chociaż byłem gotów naprawdę słono za to zapłacić. - spojrzał Julii w oczy - Ale... Ja już mam chyba dość. Odnoszę dziwne wrażenie, że swoimi próbami zatrzymania jej przy sobie, sprawiam jej przykrość... Bywały takie dni kiedy patrzyła na mnie ze smutkiem i nie potrafiła powiedzieć, dlaczego cierpi. - otarł łzy rękawem i pociągnął nosem - Chyba ta historia powoli dobiega końca. Jestem zmęczony, Kaise jest zmęczona. Oboje mamy dosyć. Nie chciałbym jednak kończyć tego tak brutalnie jak... przedtem. Z resztą... nie mogę. Nie jestem już tym kim byłem, nie będzie mi tak łatwo odebrać sobie życia.
    Cyjan chamsko ziewnął i zaczął czyścić sobie futerko. Historia mężczyzny najwidoczniej go znudziła. To takie... kocie.
    -
    Przepraszam Julio. Nie chciałem obarczać cię tym wszystkim. Ja po prostu... - urwał i oparł głowę na rękach - Ty jesteś Medykiem, prawda? Tak sprawnie opatrzyłaś Cyjana! - nagle ożywił się w wyciągnął dłoń by chwycić ją za rękę. Jeśli mu się udało, zacisnął ją lekko. Jeśli nie, zrezygnował i cofnął dłoń ale nie zareagował w żaden sposób na niechęć dziewczyny.
    -
    Powiedz... Jestem chory, prawda? Są dni kiedy znam prawdę, pamiętam co się stało i wiem, że Marionetka nie jest już moją Kaise. A są dni kiedy... wierzę we własne kłamstwa i chcę nimi żyć bo... tak jest łatwiej. - usta ułożyły mu się w podkówkę i drżały gdy do niej mówił - Jest jakieś lekarstwo by... normalnie żyć? Lek na zło którego doświadczyłem i które wyrządziłem samolubnym pragnieniem wrócenia jej życia? Słodki lek na wszelkie zło?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 9 Kwiecień 2018, 22:26     

    Nie do końca wiedziała jak ma się dokładnie zachować. Mężczyzna wyraźnie się załamał, a ona czuła się w tej sytuacji bardzo niekomfortowo. Nikt nie lubi jak przychodzi gdzieś do znajomych, a tam albo kłótnia, albo właśnie podobne rzeczy. Załamania nerwowe i tym podobne. Nie znała się na chorobach psychicznych, wiedziała jednak, że nie da rady tak zostawić mężczyzny. Nie jeśli się nie uspokoi. A nie mogła tutaj spędzić za dużo czasu. Jeszcze trochę i Cierń będzie się martwił, że nie wróciła jeszcze do domu. Całe szczęście nie był aż tak przewrażliwiony, żeby wysyłać za nią nie wiadomo kogo. Była na tyle dorosła, żeby samej chodzić do pracy i wracać do domu. Wolałaby jednak, żeby ominąć wszelakie morały z jego strony. W szczególności, że często jej się przytrafiały jakieś przygody, które nie były zbyt wesołe. I tak pewnie dostanie jakieś pouczenie, jak zobaczy krew na jej koszuli, a i tak będzie chciała mu o tym powiedzieć. Lepiej jednak by miał jak najmniej do powiedzenia jej dla nauk staruszka.
    Westchnęła cichutko z ulgą, gdy mężczyzna zaczął się zachowywać trochę normalniej i odpowiadał, na jej pytania. Trochę się uspokoił, ale i tak było widać, że jest roztrzęsiony i zmęczony tym wszystkim. Zaczął się jednak zachowywać trochę bardziej normalnie. Widać było, że jednak wie, iż jego ukochana jest w chwili obecnej tylko lalką. Nie była żywa, nie tak jakby tego chciał. Była tylko przedmiotem, który wyglądał jak jego wybranka serca.
    Nie upierała się, żeby zbierać szkło. Przyznała Lukelowi rację. Sama poszła umyć dokładnie ręce, mimo iż miała wtedy na nich rękawiczki. Wolałaby nie dostać jakiegoś syfa. I na pewno będzie musiała poprosić któregoś z lekarzy by przebadali ją. Nie chciała zarazić czymś ani ich ani Pacjentów. I tak będzie się czuła źle z tym, że wróciła do domu Ciernia, ale chyba nie będzie w stanie wrócić do Kliniki. Tak bardzo chciałaby się teraz do kogoś przytulić. W szczególności do Bane’a, ale między nimi nadal nie było zbyt dobrze. Wiedziała, że nie może liczyć na żadne czułości. Oczywiście jak poprosi by pobrał jej krew do badania, to nie będzie z tym problemu, ale nie ma co liczyć na żadne czułości czy spędzenie po prostu czasu w ciszy. Tym bardziej było jej szkoda mężczyzny, który zbierał teraz szkło z piwnicy.
    Usiadła na swoim miejscy, zerkając na Marionetkę i słuchała uważnie jego opowieści, starając wszystko zrozumieć, przynajmniej choć troszkę – myśli pan, że to przez to, że był niedopasowany? Czy może było to spowodowane czasem? – zapytała cichutko. Nie chciała nikogo oskarżać, ale rozumiała co miał na myśli. Sama nie chciałaby nikogo znaleźć tak na zawsze.
    Westchnęła cichutko, spoglądając na znudzonego kota – a co jeśli to nie są te same Bestie? Może złapał pan po prostu podobnego Arlekina i Furbo, ale to nie są te same…przez to Indygo może być tak agresywny, bo nie jest w ogóle oswojony – starała się mu jakoś przekazać to, że faktycznie to nie są te same zwierzaki, które należały do tej parki. Przecież to jej powiedział Arlekin, że nie są tymi samymi Bestiami, jednak i tak nie była pewna czy to jest prawda. W końcu sam Cyjan też może kłamać, ale w pamiętniku również była wzmianka o tym, że zmienił się jego kolor futerka. To raczej nie było normalne dla tych Bestii, by zmieniały kolory swojego futra.
    - Może…Kaise była smutna, dlatego, że widziała iż się pan męczy? Że widziała, jest panu ciężko, a chciała, by był pan szczęśliwy? Przecież to że…odeszła nie było pana winą i na pewno chciała, żeby mógł pan dalej normalnie żyć. Pewnie tez było jej smutno z … powodu samobójstwa spowodowanego jej śmiercią – przełknęła ślinę, nie do końca wiedząc ile powinna powiedzieć. Nie chciała go zrazić, ani zdenerwować. To nie byłoby zbyt dobre, by ją również znienawidził, tak jak tych wszystkich lekarzy. Przynajmniej patrząc na to co zostało zapisane w notatniku.
    - Jeśli mogę zapytać to…czym pan jest? – zapytała cichutko, lekko wystraszona. Przyznał, że nie może się zabić bo nie jest tą samą osobą. Ale czym? Jak na Stracha to okazywał trochę za wiele emocji, poza tym nie wyczuła, żeby jej emocje gdzieś znikały. Gdyby był Senną Zjawą to kto go wyśnił? Robiło się coraz dziwniej i coraz bardziej niepokojąco, z jej punktu widzenia. Miała ochotę po prostu stąd zniknąć, ale nie było to takie proste…nie teraz, gdy już została wplątana w tę całą sytuację.
    - Ni…nic nie szkodzi – uśmiechnęła się do niego nieśmiało – każdy ma swoje problemy i nie zawsze udaje nam się je ukryć – starała się mu jakoś dodać otuchy.
    Położyła po sobie uszy, słysząc kolejne pytania. Nie chciała na nie odpowiadać – t-tak…jestem Pielęgniarką, dlatego tak szybko dałam radę nie tylko opatrzyć, ale też wyleczyć Cyjana – przyznała się. Przełknęła ślinę i spojrzała uważnie na mężczyznę – nie potrafię leczyć duszy, a mam wrażenie, że to ona jest najbardziej zraniona, stęskniona, za Kaise – powiedziała ostrożnie. Jakby mu powiedziała, że jest chory psychicznie, to jakby mu to wyjaśniła? Jakby mu pomogła, w szczególności, że nie miała dostępu do żadnych leków związanych z chorobami psychicznymi. Nie była psychiatrą, a w tej Krainie nie było wiadome, co jest normą, a co tak właściwie chorobą – musi pan przede wszystkim pozwolić odejść Kaise – spojrzała na martwą Marionetkę – nie mówię zapomnieć, bo ona będzie nadal tutaj razem z panem, będzie się panem opiekować- uśmiechnęła się miło – powinien pan też…pozwolić na spoczynek …. Pierwszemu Lukelowi i Kaise, tym, którzy są w szopie… - dodała niepewnie – Kaise nadal żyje, ale nie w takim znaczeniu, jakby się myślało[/color] – wskazała na swoje serce, a następnie na mężczyznę – żyje w pana sercu i głowie. W Świecie, z którego pochodzę i z którego pochodziła również pana ukochana istnieje powiedzenie, że umieramy zawsze dwa razy. Najpierw, gdy umiera nasze ciało, a następnie, gdy nasze imię będzie wypowiedziane po raz ostatni – przypomniała sobie słowa, których użyła w rozmowie z Aeronem – wierzę, że będzie panu najłatwiej jak zacznie się pan spotykać z ludźmi. Nikt nie zastąpi Kaise w pana sercu, ale nie może pan siedzieć tutaj taki zamknięty. Niech się pan zajmie ogrodem, który na pewno może odzyskać dawną świetność. Na pewno dzięki temu będzie pan częściej czuł jej obecność oraz szczęście, bo chyba kochała kwiaty, prawda? – przekrzywiła lekko głowę – jeśli jednak nie jest w stanie pan sobie uświadomić, że nadal jest obok pana, nawet jeśli pan jej nie widzi to… - zawahała się na moment – mogłabym coś panu ofiarować, jednak musiałby mi pan dać chwilę aby to przygotować…jeśli nie ma pan nic przeciwko.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 13 Kwiecień 2018, 16:22     

    Lukel westchnął słysząc pytanie Julii. Nie odpowiedział od razu, musiał się zastanowić.
    -
    To chyba przez czas... - powiedział niepewnie - Nakręcałem ją tak wiele razy. Zawsze chciałem by była w świetnej formie. Ten klucz... On wycierał się w niektórych miejscach ale przecież każdy materiał się wyciera od użytkowania. Nie sądziłem, że może być aż tak kruchy. - gdy skończył zbierać szkło usiadł zrezygnowany na krześle.
    Julia, jeśli akurat zerknęła na swoje korale, mogła dostrzec jak między spokojną, neutralną barwą migoczą małe plamki smutku. Lukel chyba naprawdę miał dosyć tego wszystkiego i wylanie kakao przepełniło Czarę Goryczy. Jedynym plusem było to, że mogła się z nim teraz normalnie porozumieć bo mężczyzna zdawał się kojarzyć ze sobą fakty, wiedział co się stało i gdzie jest. Dziewczyna miała więc okazję wypytać go o wszystko.
    Spojrzał na siedzącego na szafie Arlekina i przez chwilę przyglądał mu się intensywnie.
    -
    To nie Cyjan? - zapytał nieprzytomnie. Kocur spojrzał na niego jak na idiotę, ziewnął przeciągle i pokręcił pyszczkiem odpowiadając w ten sposób na pytanie.
    Lukel przetarł twarz dłonią nie do końca wierząc w to co zobaczył. Cały czas był pewien, że Arlekin jest Cyjanem, ale po prostu jest zły na mężczyznę za to, że dopuścił do śmierci Kaise. Przecież koty są bardzo humorzaste...
    -
    Czemu... - zawahał się wplatając dłonie we włosy - Byłem taki ślepy... Byłem przekonany, że to nasze Maluchy. Że jedynie odreagowują na nas czas spędzony w samotności. Że karzą nas bo myślały, że zostały porzucone.
    Cyjan przewrócił się na szafie na plecy i rozciągnął rozkosznie. Szkoda tylko, że w tej chwili wychodził na totalnego dupka.
    Wysłuchał Julii do końca kiwając głową. Powoli docierało do niego jak był przez te wszystkie lata zaślepiony. Jak zaślepiła go miłość, przeradzając się w toksyczne uczucie. Nie dał spokoju swojej Kaise nawet po śmierci. A może ona po ożywieniu nadal czuła ból i cierpiała, ale nie miała odwagi się przyznać by go nie ranić?
    -
    Masz rację, Julio. Nie widziałem tego w ten sposób. - przyznał mężczyzna. Kocur prychnął na swojej szafie i odwrócił się do nich zadem.
    Długo myślał. Układał w głowie plan. Marionetki już nie dało się naprawić. Z resztą... po tym jak skrzydlata przedstawiła mu to z jej perspektywy, wcale nie chciał dalej męczyć Kaise. Nadszedł czas by dać jej spokój. Kiedyś Lukel dołączy do niej a do tego czasu zajmie się ogrodem, by mogła patrzeć na niego jego oczami, by mogła wdychać woń kwiatów jego nosem, dotykać delikatnych płatków jego dłońmi. Wszystko dla Ukochanej Kaise.
    Lisia dziewczyna wlała w jego serce nadzieję. Uwierzył, że jeszcze jest czas na poprawę. Źle postąpił zostawiając ciała w szopie. Źle postąpił na siłę wyrywając swoją partnerkę Śmierci. Przez to cierpiała, z pewnością, ale nie chciała mu o tym powiedzieć.
    -
    Nie wiem czym jestem. Może Strachem. Może Senną Zjawą. A może po prostu Zbłąkaną Duszą, czymś w rodzaju Demona. - powiedział cicho - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, trwałem tylko dla niej...
    Pochylił się nad stołem i przez chwilę wyglądał, jakby był naprawdę stary. Zmęczenie przygniotło go i usiadło na barkach, zmarszczki wokół oczu świadczące o ciągłym uśmiechu wygładziły się a usta ułożyły w podkówkę. Westchnął smutno.
    -
    Czy mógłbym cię prosić... byś towarzyszyła mi w czasie mojego pogrzebu?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 13 Kwiecień 2018, 18:32     

    - Nic niestety nie trwa wiecznie - powiedziała łagodnie. Wiedziała, że niektóre rasy mogą żyć wiecznie, ale przecież nikt nie wytrzyma. Nawet rasy, które żyją długo po jakimś czasie mają dość. W szczególności, jeśli muszą oglądać jak wszystko inne przemija, a oni się prawie nie zmieniają. Nie wiedziała ile już Lukel tak żył. Sam mówił, że nie pamięta. Cieszyła się jednak, że odzyskał jasność myślenia, bo bardzo ją przerażało jego zachowanie. Takie wielbienie ukochanej...a raczej przedmiotu, który ją przypominał.
    Zerknęła na swoje korale i westchnęła cichutko. Wyglądały tak smutno, pewnie przez to co teraz czuł Lukel. Współczuła mu z całego serca. Przez tyle lat zamknięty w swoim świecie. Nie potrafił się z tego uwolnić. Ciekawe czy była to wina tylko miłości, czy może to Kaise rzuciła na niego jakiś urok? Nie wiedziała tego i chyba nie chciała wiedzieć. Nie chciała się aż tak wgłębiać w życie prywatne praktycznie obcych jej osób.
    Również pokręciła głową - Cyjan miał inny kolor futra - odpowiadała spokojnie. Nie chciała go denerwować za bardzo, a jednocześnie nie chciała też by wrócił do swojego poprzedniego stanu. Tak było lepiej, gdy wiedział co się wokół niego dzieje. Gdy ogarniał, że jego ukochana jest obecnie tylko martwą lalką, niczym więcej - Furbo to też nie jest Indygo. Dlatego jest tak agresywny i zaatakował tego Arlekina. Gdyby byli oswojeni to raczej nawet jakby chcieli karać pana to by nie atakowali siebie nawzajem - dodała jeszcze po chwili.
    Przyglądała się uważnie mężczyźnie - Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo - westchnęła cicho, przypominając sobie historyjkę, którą opowiedział im raz Anomander. Widać to powiedzenie odnosi się nie tylko do tego, że nie widzi, się wad drugiej osoby, ale również, że widzi się wszystko tak jakby się tego chciało, niezależnie od tego czy jest to dobre czy też nie.
    Zerknęła karcąco na kocura. Może i był inteligentniejszy niż zwykle koty, ale jednocześnie był większym dupkiem. Cieszyła się, że to jej postanowił pokazać, że potrafi mówić, ale jak na Arlekina, któremu zostało ostatnie życie, to dość odważnie sobie poczyna. Ciekawe co by zrobił, jakby się na niego nagle Lukel rzucił. W końcu był wariatem, nie dało się w pełni przewidzieć tego co zrobi. Może się wkurzyć, że Bestia się tak zachowuje i albo ją wywalić albo ukatrupić. Nie zdziwiłaby się, ale wolała się o tym nie przekonywać.
    Spojrzała na niego smutno i niepewnie wyciągnęła dłoń, by położyć ją na jego dłoni i lekko ścisnąć - w Świecie Ludzi istnieje wierzenie, że gdy ktoś umiera, ale ma niezałatwione sprawy, albo coś go trzyma, to nie może odejść i często nawiedza Świat Żywych nawet przez wieczność. Może...może jeśli - gardło jej się zacisnęło, ale starała się jakoś nad tym zapanować - może jeśli da pan Kaise spoczywać w spokoju i ... pogrzebie te najboleśniejsze wspomnienia to...to będzie pan mógł się z nią spotkać? Może...będziecie znów razem... - opuściła wzrok starając się powstrzymać łzy. Na razie jej się to udawało. Nie sądziła, że ten powrót do domu będzie aż taki smutny.
    Słysząc jego prośbę, kiwnęła bezwiednie głową - do...dobrze. Zostanę - posłała mu smutny, ale pokrzepiający uśmiech. Chociaż tyle mogła dla niego zrobić, po tym jak się dowiedział tyle smutnych rzeczy. Tak mu mogła podziękować za ten poczęstunek. Nie wiedziała czy Lukel będzie nadal na ziemi, jak go pogrzebią, czy może jednak spotka się z Kaise. Chciała z nim zostać do tego czasu, aż to utrapienie się skończy.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 14 Kwiecień 2018, 16:38     

    Mężczyzna wyglądał na całkiem rozbitego, mimo wszystko już nie płakał. O tyle dobrze. Widać przemyślał sobie wszystko, tylko czemu tyle to trwało? Czemu przez tyle lat nie potrafił powiedzieć 'dosyć' i dać odejść swojej Ukochanej? Może nikt go nie odwiedzał. A jak wiadomo, czasami wystarczy bodziec zewnętrzny by zdecydować się na krok milowy w jakiejś sprawie.
    Ten bodziec dostarczyła mu lisia dziewczynka, która nagle w środku lasu znalazła się na jego drodze. Postanowiła mu pomóc, przyjęła zaproszenie na obiad i... jeszcze nie uciekła.
    Kiedy ścisnęła jego dłoń, podniósł na nią oczy i obdarzył ją naprawdę smutnym uśmiechem. Był jej bardzo wdzięczny. Chyba nigdy nie spłaci tego długu.
    -
    Muszę... Zwrócić im wolność. - powiedział i wstał. Otworzył okno na oścież i spojrzał na Cyjana, który chyba postanowił uciąć sobie drzemkę. Podszedł do kocura i sięgnął dłonią.
    Arlekin zjeżył się cały ale nie syknął. Jedynie zmienił pozycję, siadając by mieć łapy przygotowane do ataku.
    -
    Nigdy nie byłeś dla mnie miły, Psotniku. - powiedział Lukel spokojnym tonem - Zgadzałeś się na mieszkanie ze mną, bo było ci wygodnie. Wiem. Nie mam ci tego za złe. - sięgnął i pogłaskał czule zwierzaka. Co dziwne, Cyjan przechylił się i wtulił w rękę. Do samego końca pozostawał dupkiem, ale przynajmniej teraz kiedy nadszedł czas pożegnania, potrafił się zachować z godnością.
    Zamrugał swoimi pięknymi oczami i spojrzał na twarz swojego 'Właściciela'. Lukel nigdy go nie oswoił, mimo, że kocur żył z nim naprawdę długo. Przyglądał się jak mężczyzna krząta się przy zwykłej, martwej lalce i ani raz nic nie powiedział. Chęć zabawy? Obserwowania cierpienia innej istoty? A może po prostu Arlekin nie chciał psuć porządku, który, chociaż chwiejny, wykształcił się w tym domu.
    -
    Jesteś wolny. - powiedział Lukel z uśmiechem i wrócił do stołu. Podszedł do Julii jej również posłał uśmiech pełen tęsknoty. Podał jej dłoń.
    Dużo od niej usłyszał. Wiele się dowiedział. Była taka mądra... a jednocześnie taka młoda. W jej oczach dostrzegł niewypowiedziany smutek. Swoje też musiała przeżyć, może stąd jej zrozumienie?
    -
    Gdybyśmy żyli w innym świecie... - zaczął - Chciałbym mieć w tobie przyjaciółkę, Julio. Pragnąłbym tego z całego serca.
    Jeśli pozwoliła mu sobie pomóc, pociągnął ją w górę by wstała. Następnie nie puszczając jej ręki, jakby tylko to podtrzymywało go przy zdrowych zmysłach, ruszył na podwórko. Puścił jej dłoń dopiero kiedy zdecydował się podejść do Furbo.
    Bestia rzucała się na łańcuchu jak wściekła. Ujadała przeraźliwie i nie wyglądała na przyjaźnie nastawioną. Mimo to, Lukel zbliżył się do niej, obszedł od boku i chwytając mocnym, pewnym ruchem, unieruchomił kłapiące szczęki. Zdjął obrożę uwalniając tym samym obcego Furbo, którego wziął za Indygo.
    Psowaty rzucił się na niego i powalił go na plecy. Oparł się łapami na jego klatce piersiowej i szczerząc się, zbliżył pysk do jego twarzy. Lukel jednak nie bał się. Patrzył ze smutkiem w dzikie oczy zwierzęcia.
    Warkot nagle ustał. Furbo zrozumiał. To koniec. Ten mężczyzna przyszedł go wypuścić i się pożegnać. Nie ma potrzeby by go zabijać, on jeszcze dziś odejdzie.
    Istota nagle zerwała się i pognała w głąb lasu, zostawiając za sobą tumany kurzu. Tuż przed skryciem się w gąszczu zarośli, zatrzymała się i obejrzała na domek i podnoszącego się z ziemi Gospodarza. Przez chwilę patrzyli na siebie.
    -
    Wybacz. - powiedział ledwo słyszalnie Lukel na co Furbo zerwał się i z wyciem wpadł do lasu, ogłaszając całemu światu swoją wolność.
    Chwilę potem z domu wyszedł Arklekin. Przeciągnął się na progu i podszedł do Julii. Postanowił, że nic tu po nim więc pożegnał się z nią, podziękował za pomoc i czmychnął w zarośla. Będzie musiał znaleźć sobie jakiś nowy dom.
    Mężczyzna odwrócił się do skrzydlatej. Wiatr poruszył jego włosami i koszulą na piersi. Był przygarbiony i wyglądał na przybitego a jednak jeszcze trzymał się na nogach i nie zmienił decyzji.
    -
    Narwij proszę kwiatów. Najpiękniejszych. - powiedział przechodząc obok niej. Nie chciał by mu pomagała przy kopaniu i przy przenoszeniu ciał. Zdecydowanie nie powinna mieć z nimi kontaktu.
    Sam wziął szpadel i poszedł z nim za dom. Znalazł idealne miejsce, pod ogromnym, rozłożystym dębem. W cieniu jego potężnych konarów.
    Wykopał jeden duży dół, po co rozdrabniać się na dwa? Chciał by ciała spoczęły razem. Następnie poszedł do domu i przyniósł Marionetkę którą usadził pod drzewem. Na końcu poszedł po ciała. Zawinął je w czyste prześcieradła i przenosił osobno, ale ułożył obok siebie, w mogile.
    Nie mógł już wytrzymać - z jego oczu zaczęły ciurkiem lać się duże łzy. Mężczyzna jednak nie odezwał się ani raz. Chciał zrobić to szybko by dać wreszcie spokój swojej ukochanej.
    Nie zakopał dołka od razu. Poczekał na Julię i gdy do niego dołączyła odrzucił łopatę na bok, by nie przeszkadzała im więcej.
    -
    Nie wygłoszę mowy, bo to co miało, już zostało wypowiedziane. Wielokrotnie przez te wszystkie lata. - powiedział i głos mu się załamał - Proszę tylko... Wybacz mi Kaise. Wybacz Najdroższa. - upadł na kolana przed dołkiem i kompletnie się rozpłakał. Wstrząsał nim szloch tak gwałtowny, że można go było pomylić z krzykiem bólu.
    Pragnął by to wszystko się zakończyło ale jednocześnie... bał się końca.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 14 Kwiecień 2018, 17:28     

    Obserwowała uważnie jak Lukel pokolei zwraca Bestiom wolność. Arlekin wydawał się zadowolony z tego faktu. Nawet zaczął się łasić do mężczyzny. Ale cieszyła się, ze Lukel nie ma mu za złe tego wcześniejszego zachowania. Uśmiechnęła się delikatnie i pozwoliła sobie pomóc. Wstała i wyszła za mężczyzną.
    Uśmiechnęła się delikatnie do Gospodarza - a co ma do tego świat w którym żyjemy? Nie ważne czy ten czy inny...zawsze możemy zostać przyjaciółmi - powiedziała łagodnie. Nawet jeśli mężczyzna teraz zniknie to i tak będzie go pamiętać. Na pewno długo będzie zajmował jej myśli, ale ... nie przeszkadzało jej to. Naprawdę wierzyła, że umiera się tak naprawdę dopiero, gdy wszyscy zapomną, a ona póki będzie żyła to nie zapomni tego mężczyzny. Pewnie nawet pojawi się u niej w szkicowniku kilka obrazków przedstawiających jego i Kaise. Nie będzie umiała inaczej. Zawsze musiała uwiecznić to co siedziało jej w głowie, choć nie zawsze tego chciała. Nie zawsze chciała by to wyszło na światło dzienne, dlatego też wiele jej rysunków ginęło w płomieniach. Musiała to przelać na papier, ale nie oznaczało to, że chciała, by to na nim pozostało.
    Spięła się i rozłożyła skrzydła, gotowa pomóc Lukelowi, ale na szczęście okazało się, ze Furbo zrozumiał. Pobiegł i wrócił do dziczy. Westchnęła smutno i podeszła do mężczyzny sprawdzić czy nie potrzebuje pomocy. W końcu nawet taki mały upadek mógł spowodować jakieś obrażenia, a nie chciała, żeby się jeszcze bardziej męczył.
    Drogę zastąpił jej jednak Arlekin. Nim zdążył czmychnąć złapała go jeszcze na ręce i sprawnie odwinęła bandaż. Nie był już potrzebny, kot miał go tylko po to by jego "właściciel' nie zorientował się, ze wyleczyła Bestię - pamiętaj. Na Odwróconym Osiedlu jest Rezydencja, gdzie zawsze znajdziesz jedzenie, jeśli nie znajdziesz nic lepszego. I nikt cię tam nie będzie udomawiał -wyszeptała mu jeszcze do ucha i pozwoliła czmychnąć w krzaki.
    Przełknęła ślinę i przytaknęła mężczyźnie. Od razu poszła poszukać jakiś pięknych kwiatów. Nie odwracała się by sprawdzić co robi Lukel. Wiedziała aż za dobrze i nie chciała tego oglądać. Nie sądziła nigdy, że znajdzie się w takiej sytuacji, ale nie mogła teraz uciec i zostawić go tak samemu sobie. To nie byłoby w porządku i nie mogłaby potem spać, pamiętając, że zostawiła tak mężczyznę w chyba najgorszym dla niego okresie.
    Szukała najpiękniejszych kwiatów. Chciała ich zerwać jak najwięcej. Znalazła też małą sadzonkę, którą delikatnie wyjęła z ziemi i również zabrała ze sobą. Posadzi ją potem na grobie, by pokrył się pięknym, turkusowym kwieciem.
    Wróciła do wykopanego grobu i zobaczyła, że ciała zostały już przeniesione. Otuliła się skrzydłami, ale musiała być dzielna. Chciała pomagać wszystkim mieszkańcom Krainy oraz Otchłani. Nawet Ludziom, jeśli jacyś się pojawili. Lukelowi nie mogła pomóc jako Pielęgniarka, ale może chociaż z nim być do końca.
    Wysłuchała słów załamanego mężczyzny i uklękła obok niego, kładąc mu delikatnie rękę na ramieniu - myślę, że nie była na pana zła - powiedziała cichutko - myślę, że było jej po prostu smutno, że nie mógł pan odnaleźć spokoju - chciała jakoś dodać mu otuchy ale nie za bardzo wiedziała jak to zrobić. Podsunęła mu jednak kwiaty, które mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, niektóre nawet zmieniały kolor, gdy padało na nie inne natężenie światła - wiem, że się pan boi, ale...w będzie pan mógł z nią się spotkać i ją przytulić...jak dawniej - uśmiechnęła się do niego, a po jej policzkach spływały łzy. Nie wiedziała czy on jest duchem, ale coś jej mówiło, że ta jest. Miała nadzieję, że w końcu odnajdzie należny mu spokój. Chciała wierzyć, że to co słyszała w Świecie Ludzi jest prawda i że ta para będzie znów mogła być razem, tym razem już na wieki.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 08 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 15 Kwiecień 2018, 22:37     

    Nie powstrzymywał się więcej. Łkał głośno, wylewając cały żal. Ból który czuł był ogromny bo dotarło do niego, że przez te wszystkie lata nie dał swojej Kaise odejść w pokoju. Utrzymywał ją przy sobie nie znając ceny. Nawet do głowy mu nie przyszło, że przecież jego Ukochana cierpi.
    Była przygotowana na śmierć. Wtedy, kiedy chorowała. Pamiętał, że nie bała się końca, była z nim pogodzona. I obiecała mu, że spotkają się gdziekolwiek dusze udają się po śmierci. I będą razem, tak naprawdę razem. Na zawsze.
    A on wszystko zepsuł. Chciał przedłużyć swoje szczęście nie biorąc pod uwagę jej szczęścia. Był samolubny i to bolało najbardziej.
    Po chwili uspokoił się na tyle by wstać. Otarł twarz rękawem i spojrzał na Julię. Była taka dobra... Trwała przy nim w najtrudniejszej chwili. A przecież mogła odejść, nie mógł zatrzymać jej siłą.
    Łopatę odrzucił na bok ale teraz była mu potrzebna, dlatego poszedł po nią i z miną pełną bólu zaczął zakopywać dół. Ziemia pokryła twarze ciał, potem korpusy i w końcu otuliła je brązową kołderką. Lukel płakał w ciszy, zakopując Kaise i... siebie. Prawdziwego siebie.
    Kiedy skończył pracę, wbił łopatę obok miejsca w którym stał. Kopiec był niewielki, ledwo wystawał poza zarys ziemi ale siedząca pod dębem marionetka wskazywała miejsce pochówku. Pozostanie tu na pamiątkę tego co się stało.
    Julia przyniosła kwiaty. Wziął od niej kilka i pogłaskał ich płatki. Były takie delikatne. Uśmiechnął się tęskno i przykucnął by położyć je na kopcu.
    I wtedy widmowe dłonie otuliły jego twarz.
    Zamarł i szerzej otworzył oczy. Biała mgiełka która uniosła się znad grobu uformowała się w kobietę... przepięknej urody. Skrzydlatą kobietę.
    Lukel poruszył ustami wypowiadając jej imię. Uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała. Pochyliła się i złożyła na jego ustach pocałunek. Nie mógł uwierzyć własnym oczom póki nie zauważył... że jego skóra również jaśniała. Powoli stawał się... niematerialny.
    Załkał uśmiechając się do niej i chwytając jej dłoń którą złożyła na jego policzku. Jego kochana Kaise... była z nim.
    Odwróciła się i spojrzała na Julię. Skinęła jej głową w podzięce ale nie odezwała się ani słowem. Chyba nie mogła, nie była przecież istotą cielesną.
    Lukel natomiast jeszcze był. Zaśmiał się przez łzy, ciesząc się ze swojego szczęścia. Podszedł do Julii i nie czekając na jej protesty, wyściskał ją i wycałował po policzkach. Mogła poczuć, że jego skóra jest przyjemnie chłodna.
    -
    Dziękuję ci, Julio. - powiedział a łzy zmoczyły jej policzki gdy ją całował - Uleczyłaś nas. Znalazłaś lek na całe zło które dotąd wyrządziłem. Otworzyłaś mi oczy...
    Cofnął się i dołączył do Kaise. Jaśniał jak ona i powoli tracił ostre kontury. Nadszedł czas pożegnania.
    -
    Nasz dom... Jest twój. Zrób z nim co chcesz. - dodał a Kaise skinęła głową i przytuliła się do mężczyzny. Zamachała skrzydłami a wtedy ich ciała uniosły się nad ziemią. Już czas.
    -
    Zapamiętasz nas, Julio? - uśmiechnął się do niej ciepło - Posadź kwiaty. Nie daj nam umrzeć drugi raz.
    Oboje zbliżyli się do niej i złożyli pocałunki na jej policzkach. Odczuła to tak, jakby mgiełka owiała jej twarz. Lukel zaśmiał się, podobnie Kaise. Wyglądali na szczęśliwych... Nareszcie.
    Mężczyzna sięgnął do kieszeni i wyjął z niej duży medalion na łańcuszku. Mienił się złotem i w odróżnieniu od zakochanych, był całkowicie materialny.
    Podał go Julii i gdy tylko go dotknęła, puścił łańcuszek. Błyskotka wylądowała w jej dłoniach i zabrzęczała metalicznie.
    -
    Nigdy się nie zmieniaj. Zawsze kieruj się sercem. - powiedział i unieśli się wyżej - Ono wskaże ci drogę. A to... Byś nie zapomniała. Żegnaj, Julio. Dziękuję za wszystko.
    Kaise pomachała jej i machnęła skrzydłami. Zmienili się w mgiełkę i popłynęli ku górze. Udali się do swojego własnego świata. Tam gdzie ich miłość będzie wieczna.

    Bursztynowy Kompas zazgrzytał i na jego wieku pojawił się piękny, wygrawerowany napis: "Kieruj się sercem. Ono wskaże ci drogę."
    Odeszli. To koniec tej dziwnej przygody. Julia, choć zmęczona psychicznie, mogła ostatecznie cieszyć się zakończeniem. Lukel i Kaise odnaleźli spokój, ona im w tym pomogła.
    Młoda Pielęgniarka, choć niepewna swych umiejętności, uleczyła ich dusze dowodząc, że idealnie nadaje się do zawodu który wybrała. Tylko czy znajdzie się ktoś, kto doceni jej wybory? W którymkolwiek ze światów?


    Koniec
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,18 sekundy. Zapytań do SQL: 9