• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Osiedle Domków » Mieszkanie Markovskiej
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 15 Marzec 2017, 23:33     

    ~

    Skrzywił się, kiedy zobaczył, jak Eva nachyla się nad Norą. Pojednanie? Dobicie koleżanki? Ostatnie słowa przed końcem? Nie chciał słyszeć tego, co mówiła, przerywać intymności chwili więc skupił się na zarysie lodówki w kuchni. Chwilę nawet zastanawiał się nad tym, jaka była jej zawartość - warzywa? sterty kabanosów? A może była fanką serków homogenizowanych? A może było tam coś do picia...? Na samą myśl o tym zrobiło mu się przyjemniej. Wyobraził sobie, że jest tam (w zamrażarce, nie w lodówce! chyba że jest to lodówka z zamrażarką w środku!) on - czterdziestoprocentowy rozwiązywacz problemów, czekający tylko na jego skinięcie palcem. Jak łatwo było takie szklane opakowanie otworzyć! Żadnego kapsla, niepotrzebny był mu korkociąg. Usiadłby, napiłby się, a potem byłoby już tylko lepiej. Nie byłoby Evy...? Evy! Zrobiło mu się lekko niedobrze, zmarszczył nos, ale zaraz wrócił do pokerowej twarzy, tak pożądanej w ich nowej rozgrywce.
    Czar prysł.
    Może i Iskra była mniej interesująca od lodówki, ale przesłoniła mu jej obraz.
    - Co to, kurwa, miało być? - wycedził, zresztą trochę rozważnie, trochę też nie. Wiecie, Duma chyba też zaczął dążyć do destrukcji. Bynajmniej auto. Spod ręki Iskry, oczywiście. Niemniej, chłopak nie oglądał Fight clubu, a na świecie widział już wystarczająco autodestrukcji, by zrezygnować z traktowania jej jako środek do "wybawienia" człowieka. Może wynikało to z jego strachu przed utratą kontroli, stanu, który często zdarzał mu się po wypiciu alkoholu. Jedno jest pewne - kontroli nad słowami do końca wciąż nie miał. Odsunął się o krok od dziewcząt, by objąć spojrzeniem cały pokój i potarł dłonią o skroń. Nie jest dobrze, ale obraz jest jakiś jaśniejszy. Bardziej przejrzysty, świeższy. Pewnie dlatego, że jego wzrok jak zwykle odnalazł światełka w tunelu, którą były te słynne reflektory pociągu skrzące się na zielono. Hej, Wokulski może i próbował, ale w końcu wyszedł na swoje, Dumo! Po co ci takie zagranie? Chyba nie jesteś sprzeciętniałym pozytywistą-romantykiem?
    Tym razem jednak postanowił stanąć iskrzym ślipiom twarzą (-ślipiom) w twarz. Akt tęsknoty, za życiem, którego nigdy nie miał. Za spokojnym dzieciństwem, domkiem na wsi, posadzonym drzewem i dziećmi. Po tym opisie powinien sobie teraz strzelić w łeb, prawda? Mocne i efektowne. Ale za mało utylitarne. Ach, no i prościej było poddać się temu, co nieuniknione. Eva była w jego życiu nieunikniona do tego stopnia, że nie wyobrażał sobie życia bez niej, a jeżeli była pociągiem, musiał zapewne zaakceptować swój los.
    Ale, wiecie - wskrzeszanie to zbyt duży problem (dodatkowo los płata figle). O wiele prostsze było chwycenie Evy wpół, przyciągnięcie jej do siebie, umiejscowienie ich ciał bliżej którejś ze ścian, i namiętne wpicie się w jej usta. W tym geście z jego strony było wszystko - rażąca tęsknota, niepohamowana czułość i pragnienie ponownego spotkania się z jej ustami. Miał też teraz coś w sobie z desperata - chciał, by to właśnie pocałunek odpowiedział mu na wszystkie wątpliwości związane z nią, rozwiązał sprawy rozwiązywane przy pomocy rozmowy innym sposobem. To miał być jego wytrych? Rozwiązanie na wszelkie smutki? Dumne dłonie zmieniły pozycje, zabierając się do bardziej fascynujących dlań rzeczy, niźli ciche towarzyszenie talii Evy...
    O ile wcześniej czar prysł, tym razem rozdzwonił się dumny telefon. Teraz reakcja, choć opóźniona, wywołała szkody - Duma rzucił się w tył, wpadł na ścianę i już, kiedy miał się osunąć na ziemię, stanął nieruchomo, patrząc na nią. Ważne, że idiotyczna muzyczka w telefonie była swoistych soundtrackiem dla nowej sytuacji, w której znalazł się chłopiec. Otwórz oczy, dziecko...
    Hej, to wszystko miało sens. Ona wiedziała, że on tutaj przyjdzie. Eva wszystko przygotowała, a ona jej pomagała... Współpracowały ze sobą? Otrucie Nory. Tak, najpierw Nory. Dla niego zaplanowane są inne atrakcje. W końcu powiedział Iskrze na tyle dużo, by mogły przygotować coś razem. Tyle mówił Iskrze... Ona nie mówiła mu nic. Półsłówka, obietnice, zapewnienia, gesty...
    Jak Duma mógł być tak ślepy?
    Nie, nie otwieraj tak szeroko oczu, jakbyś był w szoku! Graj w ich grę! Jeżeli teraz powiesz jej, uratujesz skórę przynajmniej siostrze i Norze. Miał nadzieję, że Cyrkowa jeszcze oddychała. Może to jakiś zmieniacz pamięci? Może teraz będzie stała po jej stronie? Zniszczę cię. Zniszczę wszystko, do czego się zbliżysz. Tak obsesyjnie próbował ochronić Evę, że przestał chronić siebie...

    wait and weight, it’s all the same
    sinking underneath the waves
    hell it couldn’t be much worse
    than diving in head first


    A może nie wie, że on wie? Też by ratował swoją skórę, gdyby mógł. Sprzedała go, ale sama jest bezpieczna. Chyba. Och, tak dobrze, że przynajmniej ona jest bezpieczna... Ale trzeba zminimalizować ryzyko...
    Duma osunął się na ziemię i siedział jakby dostał choroby sierocej w chwilę po tym, gdy myślał, że udało mu się zwalczyć słabość nóg (dzwonek telefonu nie zdążył jeszcze zamilknąć). Podczas oświecenia jego oczy powiększały się stopniowo w szoku, ale wystarczyło mrugnięcie, by wszystko powróciło do normy. Wstał z lekkością gracji i, mając nadzieję, że Eva go wysłucha, wyartykułował:
    - Jestem żonaty. Kocham ją. Myślę, że to powinno się skończyć - to był bardzo nietrzeźwy bełkot jak na oświeconą postać, jaką stał się Duma po swoim odkryciu. Ręce, trzęsły się znowu, ale on zdawał się tym nie przejmować. Najważniejsze było możliwie najbeznamiętniejsze przejście do puenty. - ...jak najszybciej. Tak, by zabolało to jak najmniej każdego z nas.
    Przeczesał włosy palcami, przetarł oczy "ze zmęczenia" i wsadził ręce do kieszeni. Pokaż, co potrafisz, Evo. Dzisiaj walczymy, ale racja jest po dumnej stronie. Jeżeli myślałaś, że przeinteligentny i przewspaniały Duma nie domyśli się, z kim współpracujesz, to się mylisz!
    A może to wszystko tylko twoje urojenia, Kluczniku?
    Zrób coś. Napraw to, błagam.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 3 Maj 2017, 11:57     

    Nie wiem, w tym momencie powinna pewnie zabrzmieć jakaś podniosła, tudzież chwytająca za serce muzyka, może coś z klasyków: jakaś narastająca elektronika Jablonsky’ego, albo, hm, coś Howarda Shore’a importowane prosto z Shire? (I to wcale nie dlatego, że w końcu odpisałam!) Czegoś Evie brakowało; miała wrażenie, że umyka jej jakiś niezwykle istotny fragment opowieści, bo choć wciąż sączące się z odtwarzacza instrumentale nie psuły nastroju chwili, to zwyczajnie nie nadążały za zmianami dziejącymi się w tempie iście błyskawicznym. Bo tu Duma Odległy, z Tamtej Strony Nory, przeistaczał się w płynnym ciągu alkoholowym w dumnego gniewnego, który stoi przed nią i oczekuje wyjaśnień, których ona nie potrafi mu (bo nie chce) dać. A na pewno nie w tej krótkiej chwili, nim mężczyzna nie stanie się Dumą Zachłannym, przyciskającym ich w kąt ścian. Wstyd się przyznać, ale z niecierpliwością oczekiwała tego rozwoju sytuacji odkąd go tylko zobaczyła. Potarganego, nieswojego, później w przebłysku uświadomienia – po prostu wstawionego. Złamanego jak i ona, i choć nie chciała widzieć go w takim stanie, nigdy nie chciała, nigdy mu tego nie życzyła, to gdzieś bardzo głęboko poczuła ulgę.
    W pewnym momencie w każdym związku przychodzi moment, gdy robiąc rewizję, krótki przegląd chwil od samego początku znajomości, zaczynamy się zastanawiać „gdzie jest ten człowiek, z którym się wiązałem?” Zabijcie mnie, jeśli ktoś przeżył lata razem bez jednej lub dwóch takich myśli. Obie części nieszczęsnych, nieistniejących połówek jabłka, pomarańczy ki innego czorta zaczynają się zmieniać, albo raczej na pewno – zaczynają się lepiej poznawać, endorfiny przestają zatruwać neurony, a mechanizmy obronne i zwyczaje brać górę nad płomiennymi obietnicami i nocnymi, dziwnie klejącymi się rozmowami. Przychodzi chwila zatrzymania, jak niepostawiony jeszcze krok, stopa w powietrzu, slow motion. Kim jest ten człowiek? I gdzie się podział ten, którego poznałem i polubiłem?
    Gdy (znów) przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie – akurat dosyć (nie)fortunnie w momencie, gdy ich wargi starły się ze sobą i nie wiedziała czy pieści wspomnienie tamtego człowieka, czy żywego mężczyznę przed sobą – dotarło do niej jak wiele mimowolnych wskazówek i zagadek sobie (za)dali. Wszystko jak zawsze sprowadzało się do gry, i tylko pozostawało rozstrzygnąć czy bawili się ze sobą w chowanego, czy w ciuciubabkę. Niespodziewanie jednak każda gra zaczęła być nazywana życiem, spotkaniem, zbliżeniem i czy to nie on wtedy powiedział, że zbyt długo coś udając, zlewamy się w jedno ze swoją maską?

    A gdy w tak dobrej chwili rozległ się epicko dźwięk telefonu, ruda nawet nie uniosła ze zdziwienia brwi. To oczywiste, że taką chwilę musiało coś zakłócić – zbyt duży nakład szczęścia naraz poskutkowałby czarną dziurą w innym miejscu, a więc – Iskra wolała rozkład równomierny, na wszelki wypadek. To oczywiste, bo licho i prawo Murphy'ego nie śpi – ciąg dalszy brzmi: „Jeżeli coś może się nie udać, nie uda się na pewno” i „Nie uda się nawet wtedy, gdy właściwie nie powinno się nie udać”. Tak więc ze stoickim spokojem przyjęła fakt, że rąbek ojcowskiej bluzy znów opadł zgodnie z grawitacją (która ponownie działała, ojej!), a dłonie Dumy miast wodzić po skórze pod rąbkiem i kij, że po nylonie rajstop, właśnie rozpłaszczały się na ścianie, i to nie obok niej.
    A potem znów zagrała w jego grę.
    W dźwięki którejś z sonat z radioodtwarzacza wdarła się druga melodia, bliższa, bardziej głośna, długa. Wystarczająca, by stać się podkładem dla ich małej scenki, czegoś w rodzaju przejaskrawionego dramatu z okresu kina niemego. Gdy osuwał się po ścianie, nadal stała przy swojej, obserwując go tylko odrobinę zmrużonymi oczyma. Później zielone oczyska otworzyły się szeroko, jeszcze zanim oświadczył jej, jakiego stanu cywilnego jest, ale pewnie tego nie zauważył. Bo ruda sama miewała ataki paniki na dźwięk niektórych melodii. Przykładowo melodii, którą ustawiła jak dzwonek numeru maman.
    A później padły słowa, które powinny zmrozić krew w jej żyłach, ściąć z nóg czy cokolwiek. Miała nadzieję, że przerwane przez telefon kilka uncji szczęścia przewędrowało już w obecną chwilę, bo wszystko zaczynało wyglądać na klasyczną czarną dziurkę, i to nie od klucza. Ruda znajdowała się jednak w jeszcze nie do końca konkretnym stanie, trwała we flowie, niewzruszoności, której nie dało się zburzyć jedną szokującą wiadomością czy newsami bez potwierdzeń. Jeszcze przez niecałą sekundę zaskwierczało jej parę szarych zakończeń nerwowych, negujących jakiekolwiek korzyści z podjętej decyzji, ale poddały się zaraz z braku odzewu Markovskiej. Wobec tego odepchnęła się od swojej ściany, odsunęła dwa krzesła, przeniosła na okrągły stoliczek w sypialniojadalni z ladyprzykuchni niedokończoną jeszcze butelkę ajerkoniaku i gestem zaprosiła dumne zwłoczęta, by usiadły. Ona już to zrobiła i teraz, po zdrowym pociągnięciu prosto z gwinta, opierała dłoń o brodę, wodząc wzrokiem za Lunatykiem.
    – Opowiedz mi o niej, monsieur – mruknęła zachęcająco, przesuwając flaszkę w mniej-więcej jego kierunku.
    Gdyby jeszcze dodała, że jej to nie zaboli, zraniłaby bardziej jego czy siebie?
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Maj 2017, 20:19     

    Dlatego właśnie przestał pić. Po to, by nigdy więcej nie doświadczać uczuć, które wylewały się z niego, kiedy tracił chociaż w części kontrolę nad sobą. Bo choćby niepociągnięcie jednego sznurka w odpowiednim momencie, lekkie zwlekanie z poruszeniem jednego z palców mogło być opłakane w skutkach. Wywołać w Dumie uczucie, którego nie powinien uzewnętrzniać? Miał być skałą! – cóż z tego, że nie miał na imię Piotr. Nie miał kontroli nad niczym, co działo się wokół niego, chciał więc mieć kontrolę nad samym sobą – teraz już wiedział, że jest to niemożliwe.
    Postawa, którą przyjmowała Eva, była bardzo zdrowa – zdystansowanie się, trzeźwa ocena sytuacji i obiektywne oko było doskonałe do biznesów, ale zdecydowanie bardziej szkodliwe dla związków: skoro bowiem pojawia się zmiana, zaczynamy się zastanawiać, skąd się wzięła? Czy wyszło to tamtej osobie na złe, czy dobre? Czy ja, jako osoba pośrednio kształtująca charakter drugiej osoby, mam na nią tak duży wpływ, by zmieniła się zgodnie z moimi wytycznymi? Czy może sytuacja jest odwrotna? A może ta osoba przejmuje moje nawyki, czerpie ze mnie, staje się zbyt podobna do mnie? Czy ja chcę ją kształtować? Dlaczego nie będzie taka jak kiedyś? Czy ona się zmieniła, czy była taka, zanim ją poznałam? Czy ukrywała swoją gorszą stronę przede mną? Czy to jest jej gorsza strona, czy ma coś więcej do ukrycia?
    Prawda jest taka, że życie niszczy człowieka najbardziej – nie gry. Są one elementem ciężkiego żywota i częścią głazu, który twój wewnętrzny Syzyf musi wturlać pod górę, ale sprawiają one czasem radość. Czasem – tym razem nie. Teraz miał do czynienia z drogą przez mękę, bo o ile przed chwilą miał cień pojęcia, czemu wychylił się do przodu, osunął, wstał i powiedział coś, teraz już nie był taki pewien swoich intencji. Nie po jej reakcji, która nie zgadzała się z jego nakreślonym z typową dla siebie bylejakością scenariuszem – albo widział ją zdenerwowaną, zadającą pytania, albo widział siebie za drzwiami. Tego nie widział. Jak zwykle krótkowzroczny i niedbający o szczegóły. Teraz chłonął chwilę, która wydawała się równie absurdalna, co całe spotkanie ich trójki – to był bardzo długi dzień. I, co najgorsze, jeszcze się nie skończył. Jeszcze wiele mogło się zdarzyć.
    Jeszcze wiele dzisiaj mógł spierdolić. A o ile Iskra to człowiek wielu talentów – to Duma był najlepszy w rozpieprzaniu rzeczy, na których mu zależy. Był też jednak dobry w jeszcze jednej rzeczy – w naprawianiu rozpieprzonych rzeczy na ślinę. Lub lasotaśmę. To mu wystarczyło. Typowa dumna prowizorka. Którą zostawimy na potem – na razie niszczymy!
    Przewlókł się przez pomieszczenie i opadł na krzesło naprzeciw niej. Siedział prosto jak struna, wgapiając się w butelkę. Wystarczyło pół gestu, by ręka Dumy automatycznie niemal sięgnęła, by ugasić pragnienie jej właściciela. Pomyślał, że właśnie taką osobę chciał mieć przy sobie na zawsze – piękną, ze wspaniałym charakterem, doskonałą zarówno w romansie, jak i byciu zwykłym przyjacielem. Towarzyszem do butelki. Do tańca i do różańca…
    Myślał chwilę – wiem, zaskakujące, ale myślał. O tym, jak przedstawić swoją własną żonę. Kim dla niego nie była? W jakim świetle przedstawić siebie w tej historii… Teraz czuł się gorzej: bardziej niestabilnie, bardziej niepewnie. Z drugiej strony był fakt, że nie przyznała, że skończenie tego to dobry pomysł. W imieniu całej dumnej załogi: dziękujemy. Bo wtedy musiałby się płaszczyć. Musiałby? Szorowałby mordą po podłodze z radością, gdyby zapewniła mu, że potem po tym mu wybaczy. Czy to już obsesja?
    Bezpieczniej by było nie odpowiadać na to pytanie. Wciąż patrząc na butelkę, przemówił bez przekonania:
    - Laura jest modelką. I ćpunką. To nieprawda, że ją kocham. Telefony muszą się jak najszybciej skończyć, nie kończą się. Ona grozi. Pisze. Spełnia groźby. Śledzi. Cały czas śledzi – małe dziecko. Powinien jeszcze, w przerwach między słowami, nadymać policzki, kręcić głową i bazgrać coś na kartce jak przyszło na ofiarę. Powinien jeszcze znaleźć się w sali przyjaznej dzieciom, ale skoro nikt o to nie zadbał, jakoś sobie poradzi.
    Bał się końca. Bał się tak bardzo tej myśli, że nie przyjmował do siebie nawet tego słowa – tego również nauczyła go Laura. To się nie skończy. Jestem zawsze za tobą. O krok przed tobą. Jestem wszędzie. Nawet nie wiesz, jak łatwo było cię rozgryźć, chłopczyku. Przecież to takie niemęskie – bycie oczywistym, potęgowanie swojego strachu, bycie prześladowanym przez swoją żonę. Ale to się nie skończy. Tego był pewien. Nie chciał końca z Evą. Może i początek był niezgrabny, ale, ale…
    Nie. Nie ma żadnego końca. Nie będzie żadnego końca. Nie. Nie.

    // __.__ moj post to takie troche o, ale no




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 8 Maj 2017, 00:43     

    W sumie przydałaby się kawa. Taka mocna, słodko-gorzka. Idealna do ciasta krówkowego, którego kawał wiernie czekał w lodówce na chwile właśnie takie jak ta. Ale nie ruszyła się ani o krok, poruszona kolejnym otwarciem się Dumy.
    One chwile, rzadkie jak rzeczowe wzmianki o Świętym Graalu, i tak samo nieprawdopodobne, wzbudzały w rudej uczucia tak ckliwe, że aż sama się ich wstydziła. Niezłe miała zdanie o rodzie męskim, nie ma co, jeśli wzruszał ją do głębi fakt, że miewali uczucia inne niż h&h.
    Odchyliła się lekko na krześle, jakby zapominając, że nadal jest wstawiona i większe akrobacje mogą poskutkować złamaniem karku w najgłupszy ze wszystkich sposobów. Zagryzła paznokieć kciuka i metodycznie zdzierając lakier, lustrowała bladą twarz mężczyzny. Gdyby tylko była świadoma wszystkich informacji, które wypisał jej na kartce A4 listu (miłosnego? informacyjnego? rekomendującego Dumę?), który otrzymała paręnaście minut temu (eony temu vel 7 miesięcy temu). A może lepiej, że nie była i kierowała się li i wyłącznie własną kruchą oceną – to nie pozwoliło jej wpaść w fatalizm, bo komu jak komu, ale sobie ufała, ale i nie pozwoliło przywalić Lunatykowi z całej siły za wypisywanie walentynkowych bredni, by za chwilę opowiadał o swojej żonie.
    Żonie.
    ŻONIE.
    No prawie rymowało się z ZONIE, takiej jak w Czarnobylu czy innym obszarze potencjalnie niebezpiecznym.
    Wyjęła palec spomiędzy bladoczerwonych ust chwilę zanim zrobiła sobie krzywdę z powodu szczękościsku.
    W sumie to też nie miała pojęcia, co to przed chwilą miało, kurwa, być.
    Tak więc przyjęła od niego zwrot butelki, łyknęła zdrowo, na odwagę, i przypomniała sobie wszystko, czego uczyła ją Kalina, wspaniała Kalina, jedyna matka, którą pragnęłaby mieć, bo maman do tej kategorii nawet nie wypadało zaliczać.

    Zawsze walcz swoimi pomalowanymi pazurami o to, co uważasz za własne, zwłaszcza jeśli inni też tego chcą.
    A ona uważała Dumę za swojego, tak bardzo jak już dawno niczego i nikogo pod tym błękitnym niebem i na podłej ziemi. Oblizała więc bardzo widocznie wargi z alkoholu i wstała. Tylko leciutko zachwiała się, gdy noga od krzesła nie usunęła się z drogi wystarczająco szybko, ale potem było już o wiele lepiej: położyła dłoń na lakierowanym blacie stolika i w jakże majestatyczny sposób dotarła Na Drugą Stronę, za dumne plecy. Właśnie w tym momencie zaczyna się sytuacja przeistaczać w kolejny zapierający dech w piersiach romans (no oczywiście, że to nie kołatania serca wywołane upojeniem alkoholowym), ale uj z tego. Zamierzała użyć wszystkiego, co upewni siedzącego tu mężczyznę, że przebywa w odpowiednim miejscu. Jest tutaj, a nie z Laurą.
    Ruda była gotowa dorobić już niewidocznej rywalce parszywy charakter i za duży nos, i niesprawiedliwie oblec ją we wszystkie negatywne cechy, które łączyły jej się w głowie z dwoma rzeczownikami, którymi ją określił. Modelka. Ćpunka. Może dlatego, że Evę też można było tak określić przez kilka długich miesięcy jej życia. Całkiem nieodległych miesięcy.
    Nie ma żadnej granicy smaku i moralności, której nie da się przekroczyć, jeśli wierzysz w to, co za tą granicą czeka.
    Nie zamierzała grać fair. Nie mogła sobie na to pozwolić, tak jak nie mogła sobie pozwolić na chwilę nieuwagi, skoro tamta kobieta mogła samą siebie nazywać zoną Dumnego. Wyschnięte nagle usta uchyliły się nieznacznie.
    Westchnięcie, jak przez nurem w zimną, lodowatą i nieznaną toń. A gdzież nieznaną. Nawet jeśli arkana uwodzenia nie były rudej swoiste tak bardzo jak przybranej siostrze, ciepło ramion Lunatyka prowadziło ją jak po sznurku. Ani przez myśl małej nie przeszło, by grać fair z niewidzialną laurką. Wyciągnęła ręce i łagodnie położyła je na barkach mężczyzny. Chciała zsynchronizować swój oddech z jego, ale wśród szumiących oparów i mgiełki odnalazła się myśl, że nie da rady tego zrobić nie widząc jego klatki piersiowej – mężczyźni z natury oddychają przeponowo. Jakieś takie pijackie, tkliwe bajdurzenie, które niemal wymogło na niej, by złożyła głowę na jednym z jego ramion i po prostu się zdrzemnęła. Ograniczyła się do lekkiego pochylenia, dotknięcia ustami nie szumnie i romantycznie czubka głowy, a gdzieś pewnie potylicy, może tego śmiesznego miejsca, skąd niektórym wyrastają po spirali włosy, jedno jedyne miejsce pozostawiając łysym placuszkiem – czy on był tym typem człowieka? – i zapytała, nie odrywając warg:
    – Czy jeszcze coś z twojej poprzedniej wypowiedzi jest nieprawdą? – i nim zdołał powziąć jakąś myśl, a na pewno zanim jeszcze ją wyartykułował, drobne, piegowate dłonie odnalazły drogę między czarnymi warstwami bluzy i koszulki. Ruda sunęła po bawełnie na dumnej piersi, poznając węzły mięśni (a może ich brak?) i progi żeber, a gdy palce pianistki zupełnie przypadkowo oczywiście dotknęły aż pasa bojówek, pozostawiając ją zanurzoną w Dumie aż po łokcie, cofnęła wolno ręce, pokonując trasę tym razem w odwrotną stronę. Zatrzymała się, obejmując ramionami jego szyję, gdy dłonie nadal mięły materiał koszulki.
    Żałuj tylko tego, czemu pozwoliłaś odejść bez walki. Nie żałuj błędów; one też mówią, że nie stałaś jak dziwa pod latarnią, czekając na swój los.
    Dawno temu usłyszała: pytaj, jeśli chcesz wiedzieć co mi siedzi w głowie, a nie czekaj na gotowe.
    – Czemu cię nie chce zostawić?
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Maj 2017, 22:56     

    Obserwowanie jej teraz sprawiało mu lekką trudność – nie tyle, co samo wpatrywanie się w nią, a przeganianie myśli, których nie powinien mieć w danym momencie. I nie chodzi tutaj o te zbereźne, ale te charakterystyczne dla stanu upojenia alkoholowego – dywagacje na temat świata, końca świata, lichej egzystencji… Dobrze, przede wszystkim to były te brzydkie myśli, ale co z tego? Przecież teraz (zdecydowanie!) je sprowokowała, oblizawszy usta: odpowiedzią na to było tym razem sięgnięcie przez Dumę po butelkę (bardzo elegancka reakcja z jego strony, prawda?) i łyk, który bez przekonania został nazwany ostatnim. Znowu przeniósł oczy na Evę, która już znikała za jego plecami. Gdziekolwiek nie szła, już zaraz, za chwilę, miał pójść za nią. Zdecydował, że dosyć z płaszczeniem się przed nią. Teraz miał przyjść czas na Dumę-casanovę, tego, co był w stanie przewrócić świat do góry nogami, byle tylko wszystko szło po jego myśli. Jak wtedy, kiedy zaproponował ślub – Duma już-już miał się skrzywić na wspomnienie tego wydarzenia i przenieść się w świat retrospekcji…

    Westchnienie Iskry przyciągnęło jego uwagę – wywołało mrugnięcie oczu i lekkie drgnięcie kącika dumnych ust. Napisałam drgnięcie? Aktualnie dzielne uniesienie się ku górze! Reakcja na pocałunek, na walkę, czy na to, że jeszcze nie wyrzuciła go z mieszkania? Wyprostował się lekko, jakoby w obronie przed ciepłem warg Marionetkarki i już miał coś mruknąć, ale to rudowłosa przerwała ciszę. Ciszę, która po pytaniu zawisła nad nimi aż do zadania przez nią następnego pytania.
    O ile przy dotyku warg wyprostował się lekko, teraz nagle utrzymywanie prawidłowej postawy ciała zrobiło się dla Dumy o wiele ważniejsze – nie tylko Eva będzie czerpała z czarowania dumnego! Jak dobrze, że ktoś dbał o lunatykowy kręgosłup… Jeżeli chodzi o kontrolę oddechu Klucznika, im niżej iskrowe dłonie schodziły tym dech stawał się głębszy, mniej spokojny, zatrwożony tym, co się wydarzy zaraz. Ale… nie wydarzyło się nic ciekawego, westchnął dumny kręgosłup, ucieszyły się dumne płuca.
    Duma czuł piąstki Evy zaciśnięte na materiale koszulki i pomyślał, że to nie pierwszy raz, kiedy ciągnęło ją tak bardzo do jego ubrań. Może tak naprawdę zależy jej na ubraniach, a nie na nich? Ach… rzeczywiście nie powinieneś tak dużo pić, chłopcze.
    Zaraz myśl o tekstyliach dogoniła myśl o tym, że nie miał jej w polu widzenia, co lekko go irytowało – nie jako oznaka braku kontroli nad nią, bo uzyskanie tego było niemożliwe… Po prostu chciał wiedzieć, co i jak powiedzieć – śledzić mimikę jej twarzy, reakcję. Cokolwiek, by zrozumieć jej zamiary, poznać jej zdanie. Spróbował więc, dotknąwszy swoją lewą dłonią jej dłoni, uwolnić materiał swojej koszulki i, idąc za ciosem, usadzić ją sobie na kolanach okrakiem (lub nie). Wtedy będzie dostatecznie blisko. Nieistotne, że będzie go też przy tym strasznie rozpraszać.
    - Myślę, że powinniśmy to kontynuować, najchętniej nigdy nie doprowadzając tego do końca – cicho i bardzo ostrożnie, jakby z lekką obawą, że napotka opór. A odpowiedź na drugie pytanie? Bułka z masłem. Przecież to był O N. Ucieleśnienie powabu i perfekcji. Z idealnym charakterem i bogatą historią, która uzasadniała, czemu był takim, a nie innym. Był spójną, klarowną postacią, której przewodziły najpiękniejsze idee i towarzyszyły najszlachetniejsze cele. Oczywiście w ciele Adonisa znajdował się umysł pięknego wrażliwca, troszczącego się o losy planety. Wrażliwiec ten jednak nie specjalizował się jedynie we wzdychaniu i współczuciu – jako wytrawny uwodziciel nigdy nie mógł opędzić się od kobiet! Tak honorowego młodzieńca przecież każdy chciałby mieć za męża! Phi. – Uważa, że mnie kocha i da się to naprawić.
    Prościej było rzucić półprawdą w takich okolicznościach. Przy naprawieniu zmarszczył lekko nos, jakby naprawienie było najgorszą rzeczą, którą można było czynić na ziemi. Jednocześnie jednak trawił sposób, w jaki Eva zadała pytanie – tak, jakby chciała coś sobie udowodnić. Wykazać… Och, cicho. Zdenerwujesz ją tylko.
    Zaczął od niechcenia skubać zakończenie bluzy przy jednej z jej dłoni, nagle zastanawiając się, jakie jest jej pochodzenie. Jest damska czy męska? Dlaczego jest taka duża? Kupiła czy ją dostała?
    - A ja chciałbym rzeczy nie naprawiać, a tworzyć. Nie z nią – mruknął po chwili zawieszenia. Tak zamiast sceny zazdrości o pochodzenie bluzy, którą przez chwilę chciał wstawić w plan „co gramy teraz w teatrze”. Na szczęście dla wszystkich – może następnym razem.

    Duma jest już troszkę zmęczony.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 17 Czerwiec 2017, 21:48     

    Nie usiadła na nim okrakiem z powodu tak trywialnego, jak i istotnego – w ojcowskiej bluzie, sięgającej jej wpół uda, tego górnego uda, wyglądałaby cokolwiek nieprzystojnie. I nie byłaby to nawet spuścizna moralno-społeczna po maman, a jakieś osobiste, evowe resztki, takie jak „nie kradnij” czy „nie krzywdź słabych”. Chyba.
    Narratorka o mało co nie potknęła się o „nie krzywdź niewinnych”.
    Ruda spoczęła na jego kolanach bokiem, lekko, ale i niespokojnie, jak ptak, co w mgnieniu oka chce znów się unieść. Uciec.
    Niewinnych. Rozmawiali o nim, o Dumie, znów o nim. I dobrze, że o nim; lubiła to, chłonęła i chciała wciąż więcej, więcej. Motō, motō, motō! Chłonęła go i spoglądała w tę bladą twarz, w studnie źrenic, studiowała długimi palcami kąt nosa i rzeźbioną linię żuchwy, niedogolony policzek. Ogółem, zachowywała się jak pieprzona małolata. Dobrze, że nie prowadziła pamiętniczka.
    Chłonęła go i słuchała, a jednak gdzieś daleko, głęboko w środku, jak kamień młyński ciążyła jej dzisiejsza sytuacja i sprawiała, że tonęła.
    Niewinnych. Czy da się wybaczyć niewybaczalne?

    Fakty powiedziane tak bezwzględnie szczerze sprawiły, że zapłonęła jak piwonia, wbrew sobie i oczywiście nienawidząc się z całego serca. To już było prawie jak obietnica. Więcej niż zasuszone kwiatki w pokoju obok, których miał nigdy nie zobaczyć. Nie była amebą emocjonalną, by wymyślać z kim to by chciał tworzyć rzeczy i przyszłości.
    Znów spojrzała mu w twarz, ze spokojem wypowiadając kolejne słowa. Może to alkohol, a może po prostu mieszanka cech swoistych Evie – spąsowiała jakby jeszcze bardziej, ale nie odwróciła wzroku, pilnie obserwując wszystkie jego reakcje, zmiany w zbyt ubogiej jak dla niej mimice. Jakże uwielbiała go prowokować!
    – Więc zamieszkaj ze mną – odpowiedziała na jego prawiewyznanie i zagryzła wargi. – A raczej powiedziałabym coś takiego, gdyby to było możliwe – westchnęła z rozdrażnieniem i cicho kontynuowała. – W każdej chwili mogą się tu pojawić funkcjonariusze – jakiż zgrabny eufemizm – choćby przypadkiem, żeby mnie sprawdzić. Gdyby znaleźli tu kiedyś nadprogramową osobę, to byłby koniec dla naszej trójki. – Czy miał pojęcie, że nie chodziło jej o Norę? – W innym przypadku musiałabym cię zgłosić, a Oni przyglądnęliby się całej twojej przeszłości i osobie. A tego nie możemy ryzykować. – Pochyliła głowę, a i tak już rozczochrane włosy opadły jej na oczy, litościwie zasłaniając twarz. – Bo przecież natychmiast by cię zabrali. A ja bym nic z tym nie zrobiła. Nie każ mi wybierać między Tobą a Joanne. – Główka opadła jeszcze bardziej, wtulając się w pierś mężczyzny. Była bardziej niż pewna, że wynik nie byłby korzystny dla Dumnego.

    Wtuliła się w niego jeszcze bardziej, krucha, niepewna. Jeśli byłoby im wygodnie, podwinęła nogi, by całkowicie umościć się na jego podołku. A gdy sięgnął do nadgarstka, spanikowana złapała za jego dłoń, by przypadkiem nie podwinął rękawa. Był to bowiem nadgarstek lewy, ten poznaczony bliznami. Spytała o pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy, choć jeszcze chwilę temu obiecywała sobie, że nie będzie drążyć, mimo że to ważny temat.
    – A ty sądzisz, że nie da się tego naprawić? To twoja żona. To świętość. – Czy strzelała samej sobie w kolano? Pewnie, że tak. Jednak naprawdę uważała, że ślubowania są w pewnym sensie świętością. Uświadomiła sobie to jeszcze mocniej gdy dowiedziała się, że ojciec ma nieślubną córkę. I gdy ojciec mimo wszystkich humorów, utyskiwań i wysokiego stopnia spaczenia Veronique nadal trwa przy matce.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Czerwiec 2017, 22:42     

    Och, nieprzystojnie. Jakby miało to w jakikolwiek sposób Dumie przeszkodzić czy Dumę zniechęcić! Nawet nie przejął się innym, niż przewidywanym, siadem, bo nie było zbytnio czym. Najważniejsze było to, że była jak najbliżej. Że zaufała mu na tyle, żeby usiąść. Tak, jakby czuła się przy nim niemal bezpiecznie – to pomagało też jemu. Sprawiało, że to on musiał wziąć na siebie odpowiedzialność. Stłumić swój własny strach, przełknąć własne wątpliwości, odnaleźć w sobie resztki Lunatyka, którym był kiedyś. Kiedy otulał ją ramionami, wiedział przecież, że nie może pozwolić sobie na roztrzęsione dłonie, zwątpienie w czynach czy w słowach. Fakt, że nie wychodziło mu to do końca, zrzućmy na nietrzeźwość. Czuł się potrzebny. Oto on, Duma, którego teraźniejszość po dłuższej chwili wahania zdecydowała się jednak uczynić przydatnym w przyszłości. Przydatnym jak nigdy – jak wtedy, kiedy dowiedział się o nałogu Laury. Młody, zmotywowany, gotów wywrócić cały świat do góry nogami, byle tylko osiągnąć cel.
    Patrz, jak to wyszło.
    Udało jej się go sprowokować, albowiem kąciki ust uniosły się delikatnie, a oczy rozszerzyły lekko. Trudno było jednak wydedukować z tego jakąkolwiek emocję, doczekał się bowiem kontynuacji wypowiedzi. Parsknął cichutko na kolejną część wypowiedzi, poprawiając swoją dłoń, kładąc ją na biodrze dziewczyny. Potem wyglądał, jakby spuszczono z niego trochę powietrza – ot, zwykłe zderzenie z rzeczywistością. Dziwiło go, jak świat realny za każdym razem umiejętnie podkopywał jego morale. Zawsze trafiał w samo sedno. A Iskra? Przynajmniej była szczera. Wolał to niż puste obietnice. A wiara, w to, że kiedyś wszystko będzie w porządku…
    Nie pasuje do ciebie, Dumo. To dokładnie to, co chciała usunąć z twojego życia twoja żona.
    Eva przytuliła się jeszcze bardziej, a Lunatyk po prostu trzymał ją przy sobie jak zawsze – może nie kurczowo, ale mocno, przy sobie i z pewną delikatnością, jakoby w obawie, że toto zaraz się ukruszy i tego już nie będzie. Potem złapała jego dłoń, więc Duma, próbując rozwiązać problem, spojrzawszy jej w oczy, po prostu wsunął swoją dłoń w jej dłoń. W ten sposób go nie będzie korciło.
    I… to pytanie… Och. Po kolei.
    - I tak nie byłoby tu dla mnie miejsca, skoro pomieszkuje tu już tandem twoich demonów. Z tego, co słyszę, jest ich sporo… – uszczypliwe! Przesunął kciukiem po wnętrzu jej dłoni, jakby nigdy nic. Uśmiechnął się króciutko, bo zaraz potem powrócił do poważnego tonu konwersacji – Damy sobie przecież radę. Aczkolwiek, jeżeli będziesz zdawała relację z tego spotkania, wolałbym, żebyś przedstawiła mnie jako Damien Clarks. Proszę.
    Następnie delikatnie się wyprostował – wyglądał na spiętego, ale to ze względu na pytanie Evy. Naprawić. Naprawić. Naprawić. Drażliwy temat. Bardzo.
    - Wróciła do domu po nocnej zmianie i powiedziała, że mnie kocha. Wtedy po raz pierwszy zwątpiłem w swoje supermoce. To nie było przecież kłamstwo – zamknął oczy. Może wyglądało to naprawdę idiotycznie, ale próbował obronić się przed tym, co działo w się dumnym środku. Z marnym skutkiem. – To nie była nocna zmiana. Powiedział mi o tym znajomy. Po tym, jak zdążyła przespać z… wystarczającą liczbą osób. Kiedy zaczęła powtarzać, że da się to naprawić, zrozumiałem, że kłamie. Nie wiem, czego ode mnie chce. Wiem, że to miało wyjść, ale wiem, że nie wyszło. Nie wiem, czemu. Nie wiem. Nie rozumiem.
    W drugiej części wypowiedzi nie było już żalu, ten znalazł się tylko przy wzmiance o powrocie z „pracy”. Potem była już jakaś suchość, może złość, doprawiona goryczą. Świętość? Nie odniósł się do tego, bo nie wiedział, jak. Pojęcie świętości nie było mu aż tak dobrze znane, by mógł się do niego odnieść – przemilczał je. Trudno mówić o sacrum, kiedy profanum daje tobie tak bardzo po pysku. Chociaż… czy to nie wtedy właśnie powinno się uciekać w tę pierwszą sferę?
    Duma-ksiądz? Duma-papież? Jak z serialu Sorrentino. Pysznie.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 26 Lipiec 2017, 11:15     

    Zmarszczyła zabawnie nos, widząc, że osiągnęła zamierzony efekt. A później on odbił piłeczkę, jak zawsze. A była całkowicie poważna w kwestii zamieszkania. Była też jednak coraz bardziej przezorna i ostrożna, zachowawcza i asekuracyjna, zupełnie nie przypominając znanej przyjaciołom z Francji lekkomyślnej, spontanicznej nastolatki o promiennym uśmiechu i włosach zawsze rozwianych w biegu. A później jak zawsze wszystko zepsuła. Przepraszam, że jestem szczera. Chyba za to chciała przeprosić, tak chciała zacząć. Chyba. Ale pewna nie była, więc patrząc na jego zgarbione ramiona, na wyraz twarzy, wydusiła z siebie tylko pierwsze z tych wszystkich słów. Nie było sensu żartować, że łóżko jest wystarczająco szerokie. Nawet bez wspominania faktu, że aktualnie zajęła je nieprzytomna Nora. Czuła się okropnie zmęczona. Tak po prostu wydrenowana, bez sił na ruszenie choć ręką w kierunku jego policzka. Bez jakiejkolwiek możliwości na podjęcie bardziej zasadnych akcji niż takie schowanie twarzy w jego koszulce. (Dumo, tak, to może chodzić o jedynie Twoje ciuchy. W końcu wszyscy wiemy jak kończy się pożyczanie dziewczynie swojej bluzy.)
    Wśród zaciśniętych kurczowo oczu powróciły jaskrawe przebłyski sterylnych korytarzy i surowych pomieszczeń. Screenshoty wielolinijkowych raportów i odwracanie wzroku, gdy następowało przekazanie obiektu. Zdusiła pojedynczy, znikąd przecież szloch.
    Od dawna nie dostała żadnych konkretnych instrukcji, czyli nadal obowiązywała ją inwigilacja Tamtej Strony, prawda? Nie musiała więc pilnować wszystkiego i w Glassville, n’est ce pas?
    Mon Dieu, dlaczego wszystkie moje związki z mężczyznami kończą się dramatem? – Zdanie zostało wymamrotane, co oczywiste, w tekstylia. Brak jej też było ochoty na przekomarzanie się o demonach i zwierzętach, słowem, nie ta Iskierka co zawsze. – Rybko, nie zamierzam.. nie zamierzałam… – Jak to powiedzieć? Czy da się coś tu powiedzieć? – Ja.. – No jąkała prosto z niesmacznej komedii romantycznej, z etapu „to nie tak jak myślisz”. Kolejny raz zacisnęła powieki. – Dobrze. Jeśli będzie potrzeba. Na razie jej nie widzę. Dotąd udawało się omijać cię w raportach. – Zacisnęła dłonie w piąstki, mógł wyraźnie poczuć pod palcami jak mocno zwijały się jej ścięgna. Podniosła na dumnego idiotycznie, adekwatnie niepewny wzrok. – Ufasz mi jeszcze choć trochę?

    Ale tak naprawdę życie obudziło się w jej oczach, gdy znów zaczął opowiadać o laurce. I nie z tego nawet względu, że stanowiła wymierne i niemal namacalne zagrożenie i konkurencję, a dlatego, że była suką.
    Och, Eva zdawała sobie sprawę z istnienia kobiet, które specjalizowały się w podcinaniu skrzydeł, niszczeniu i zatapianiu innych, szczególnie takich, którym nie dorastały do pięt. Naocznie i dogłębnie poznała w tamtym roku dwie studentki teatrologii, które do podanego opisu pasowały jak ulał. Bez zbędnego żalu pożegnała obie, gdy wyprowadzała się z akademika do mieszkania Noritoshiego. Zostawiła im nawet kilka prezentów-niespodzianek. Jedna z nich podobno nadal nie doszła, że do oliwy z oliwek został dodany olej rycynowy. A druga ma krótkie włosy i permanentny wstręt do cudzych kosmetyków. Znała więc kobiety, które nie widziały w innych inspiracji. Na litość, jej matka była w pewnym sensie jedną z nich.
    Nic dobrego nie wynikłoby teraz z jej płaczu, mężczyzna pewnie nawet nie ogarnąłby, że żałuje jego właśnie. A gdyby wziął to za okazywanie litości.. cóż, nie miała okazji przekonać się jak dumny jest Duma. I może zostawmy to na jakieś mniej zwichrowane czasy. Nie wiedziała też czy jej dotyk w jakiś sposób pomoże. Przesunęła więc jedną nogę, opierając ją na jego biodrze i zareagowała jak zawsze: sięgnęła za siebie po prawie dokończoną już butelkę i podając mu, skonstatowała ze leciutkim zdziwieniem w głosie – które zdziwiło i ją samą, a nie powinno, zbierając w kupę strzępy informacji o miłości, wielokrotnych zdradach i późniejszym nieustannym prześladowaniu:
    – Niedojebana jakaś?
    To już prawie zaczynało przypominać rozmowę.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Sierpień 2017, 22:34     

    Rzeczywiście, Iskra regularnie smarkała, płakała i chlipała w jego koszulki. Czy ona wie, ile w tych czasach kosztuje chemia?! Jak daleko od mieszkania Dumy jest najbliższy bazarek z porządną chemią niemiecką? Ile zajmuje udobruchanie i konwersacja ze starymi paniami, zanim te wychwalą każdy milimetr kwadratowy jego „uroczej, chłopięcej buzi”? Ugh. Fakt, że znowu jej ciało przeszedł przynajmniej jeden dreszcz, przypominający spazm płaczu, nie pomagał Dumie w przekonywaniu Dumy, że ten związek ma sens. Oboje mieli zbyt wiele spraw do załatwienia, za dużo problemów do rozwiązania. Kiedy dochodziły do tego miriady tajemnic i sekrecików, sprawy przemilczane i te dyskutowane aż za bardzo…
    Poczekał, aż zada pytanie o zaufanie. Pomyślał, że ich związek nie kończy się dramatem, bo dramat się dopiero rozpoczyna. Na jednego Dumę szukającego w danym miejscu spokoju pojawiało się dziesięć nie-Dum, chcących go tamże pogrążyć.
    Ciekawe, ile nie-Ev czekało na nią.
    Choć bardzo chciał się ponieść wyobrażeniu o tym, jak piskliwym głosem zwraca jej uwagę, że „jeżeli nie chce nikomu opowiedzieć o NAS, to nas równie dobrze może nie być”, kiwnął tylko króciutko głową na jej pytanie. Duh. Rozegrała nim jak chciała. Pytanie, czy zrobił to dla świętego spokoju, czy ufał jej naprawdę.
    Kiedy Iskra wyciągnęła w jego stronę butelkę z alkoholem, przekrzywił lekko głowę. Podobny gest, podobny wieczór, podobny problem. Pytanie, czy to było deja vu, czy wydarzyło się naprawdę. Ale nie tobie przyszło o tym pamiętać, co, Dumo? Zazwyczaj starał się zachować to w pamięci ktoś inny, potem ujawniając strzępki twojego zachowania. A to ostatnia rzecz, którą chciałbyś dzisiaj pokazać Iskrze. Poprzedniego siebie. Złego siebie.
    Spróbuj być chociaż raz dorosły.
    To zabierz tę butelkę.
    Nowy Duma nie robi takich rzeczy… ale zdarza mu się popełnić błędy – i tak pociągnął łyczka, ale takiego malusiego, ostatniego! i wydał z siebie dźwięk, przypominający mruknięcie-reakcję na pytanie dziewczyny, nim przemówił.
    - Technicznie rzecz biorąc, było dokładnie na odwrót – chyba że Eva próbuje podważyć wyłącznie jego sprawność w tej dziedzinie. Odstawił butelkę na stół i pozwolił sobie mocniej objąć dziewczynę, zanurzając nos w jej włosach. Przymknął oczy, trwając chwileczkę w bezruchu. Spokojnie – dosłownie chwileczkę, bo zaraz uniósł delikatnie głowę, by móc znowu coś wypaplać.
    - Czyja jest bluza, którą masz na sobie? – zgrabnie. Tutaj pragnę wytknąć, że jest to dosłownie druga wypowiedź po deklaracji zaufania... I tak długo czekał!




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 17 Sierpień 2017, 17:22     

    Rozpocząć trzeba chyba od malowniczo obezwładniającego uczucia ulgi, które opadło na Iskrę wraz z drobnym, niemal niezauważalnym skinięciem Dumy. Niezauważalnym. Dla niej był to gest o wielkości i znaczeniu makrokosmosu. Zaważył też na dalszym spokoju i pewności siebie rudej, a raczej wreszcie je ustanowił. Oh, oczywiście, że Lunatyk mógł oszukać Evę i najzwyczajniej się nią bawić. Mózg dziewczyny przeskoczył już jednak nad tą (całkiem możliwą wszak) ewentualnością, obdarzając towarzysza całkiem sporym kredytem. W głębi serca bowiem, mimo wyuczonej, patologicznej wręcz ostrożności, gdy już zaufała, ufała bardziej niż sobie, tak naprawdę i po dziecięcemu. Gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że to głupie i wiedziała bardzo dobrze, że jest tylko naiwna, i że po pewnym czasie znów skończy ze złamanym sercem, ale w tym samym „gdzieś głęboko” miejscu czekały ukryte naturalne, domyślne łuki odruchowe: nastoletnie, nieco niedojrzałe wszystko albo nic.

    Dokończyli ajerkoniak i przez krótką chwilę myśli powędrowały do barku, w zastanowieniu czy ma jeszcze coś o podobnym woltażu; w końcu nie chce upodlić dumnego bardziej niż gdy do niej przybył. Ostatecznie zawsze może ich wymagicznić, choć leczenie kaca uznawała za marnotrawstwo albo sprofanowanie i tak już znienawidzonej mocy. Kac miał być karą za pofolgowanie sobie i próby utopienia problemów. To nic, że te ewowe z pewnością mogły zatrudniać się już jako ratownicy wodni.
    Moc była tabu, tak jak blizny na nadgarstkach i tatuaż na plecach. Wszystko pochodziło z jednego miejsca.
    – Wręcz przeciwnie? Czyli co, chcesz mi powiedzieć, że jej spaczenie wprowadzało w nadprzestrzeń? – kontynuowała z wcześniej, unosząc brew. Chwilę później dołączyła do niej i druga, bo to niepoważne pytanie zaliczało się do rodzaju całkiem poważnych, wszak tamta kobieta musiała mieć w sobie coś, co sprawiło, że Dumawybrał.
    Nie-do-je…
    Czekaj.
    Czekaj.
    – Czekaj. Wat? – Oczy okrągłe jak spodki, wyraz bezbrzeżnego zadziwienia na piegowatej buzi, półotwarte usta. Zaraz później wybuchła śmiechem trochę nieadekwatnym do ich poważnej rozmowy i pewnie całkowicie dla niego niezrozumiałym. Parsknęła jeszcze raz – zmienna jak marco-- letnia pogoda – i spojrzała mu przepraszająco w zielone ślipia. – Bién, że jest taka i taka już mi adekwatnie przedstawiłeś. – Znów stłumiony uśmiech. – Miałam na myśli raczej jej wątpliwy stan umysłowo-emocjonalny.
    Sapnęła, gdy zacisnął wokół niej ramiona, zamiast powrócić do poprzedniego stanu i, no, oprzeć się o oparcie krzesła. (Swoją drogą, dzielne krzesło.)
    Odchyliła lekko głowę, ocierając policzek o policzek, w myślach prosząc, by jego oddech rozwiał rude pukle ponownie. Tak dawno nie miała go dla siebie. Przy sobie.
    A potem obróciła głowę równie raptownie co zadano pytanie i spojrzała na niego, jak się naraz okazało, z odległości mniejszej niż centymetry. Widziała każdą długą rzęsę, ciemniejsze plamki na tęczówce, wyschnięte usta i wszystkie niebieskie żyłki na twarzy, które poszerzyła wódka. Teraz smakowałby jak i ona ajerkoniakiem.
    – Mojego ojca. Wywiozłam ją ostatniego razu z Francji, chyba nawet bez jego wiedzy. Mam nadzieję, że nie oszukał się jej za bardzo. Albo, że nie pomyślał, że porwano coś więcej niż jego dwie nastoletnie córki.
    Było też coś, co nie dawało spokoju w jej umyśle; przemęczonym, zamroczonym alkoholem, z myślami żyjącymi własnym nocnym życiem i dlatego właśnie niekiedy jaskrawo wyraźnymi. Wyciągnęła ręce i ciasno opasała tyle talii Dumy, ile sięgnęła, kurczowo się go trzymając. Przybliża się jeszcze, jeszcze i oparła czoło o jego czoło; jasne rzęsy prawie się muskały.
    Uliczką obok bloku przejechał samochód, na chwilę zalewając pogrążony w wieczornej szarówce pokój, i ich sylwetki, i śpiącą postać Nory na łóżku światłem jak dwóch przytłumionych reflektorów.
    – Groźby tej kobiety – nie zamierzała wypowiadać jej imienia – i śmierć twoich rodziców. Czy te fakty mają coś wspólnego, czy to tylko moje chore myśli?
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Wrzesień 2017, 22:01     

    Duma doskonale zdawał sobie sprawę, jak ważny był ten gest i ile dla niej znaczył. Gdyby jego aktualnie pustawy umysł był pełniejszy-trzeźwiejszy (powiązania z pustką i trzeźwością dumnego umysłu są, hmh wątpliwe), prawdopodobnie zaniepokoiłoby to. Tak, może i cały czas próbował z niej wycisnąć każdą informację na temat jej życia, złego samopoczucia i problemów, ale robił to – jak sobie tłumaczył – dla jej dobra, bezpieczeństwa. Dla swojego spokoju ducha. Po to, by nie czuła się w tym wszystkim samotna. Chociaż czuł się trochę przy tym jak terapeuta, wiedział, że tak będzie lepiej… Tylko to zaufanie… Kilka osób już mu zaufało. Między innymi Damien, który szybko odkrył, że Lunatykowi bardziej zależy na własnej skórze, niż na najlepszym przyjacielu. W tym samym czasie Lunatyk uwierzył w to, że nie powinien skłaniać innych, by mu zaufali.
    Teraz robił to nagminnie. Czy to dlatego jego rodzice są martwi?
    A może nie jest tak, że wszyscy dookoła są winni? Może to ty jesteś winny?

    Kac… to coś, na co w pełni zasługiwał po tym wszystkim. Po całym swoim życiu, ha. Więcej, zasługiwał na porządnego kopa w dupę (pewnie nie dostał go dlatego, że ona też napiła się troszkę), ale najwyraźniej nikogo to nie obchodziło poza nim. Nikt, kto chciałby postawić go do pionu i pokazać mu, gdzie jest jego miejsce? No, tego to jeszcze nie grali. Jak Duma odnajdzie się w nowej sytuacji? Tu, gdzie nikt nie stoi nad nim z batem i nie mówi mu, co ma robić?
    To będzie (już jest!) bardzo ciekawy związek.
    Czekał cierpliwie na to, aż Iskra załapie żart. To, że trochę to trwało, zbył cichutkim parsknięciem na „co”. Patrzył się przy tym na nią z pewnym złośliwym rozbawieniem, starając się poskąpić komentarza na temat pięknego umysłu rudej.
    - Nie wiedziałem, że mademoiselle ma na nazwisko Einstein, ale Eva Einstein brzmi bardzo… victorious – parsknął, bowiem jak wspomniałam już w poprzednim akapicie, Duma nie ma żadnych hamulców. Odpowiada tylko przed przeszłością i przyszłością. Przeszłość licho pal, przyszłość licho pal.

    Liczy się tylko tu i teraz: i uświadomił to sobie bardzo szybko, kiedy czuł jej oddech na swojej twarzy. Jej odpowiedź o właścicielu bluzy postanowił skomentować pocałunkiem, który miał być z założenia krótkim… ale trochę przeciągnął przez to, że znowu przyszło mu przypomnieć sobie smak jej ust. Poczuć zapach jej ciała, jej włosy muskające jego twarz, delikatne dłonie… Jego lewa dłoń powędrowała na jej plecy, a on nie uchylił przymkniętych oczu, kiedy odsunął wargi od jej warg. Był spokojny i szczęśliwy, mógłby spędzić resztę swojego życia na tym krześle – w końcu i tak nie poczułby bólu spowodowanego zbyt długim tkwieniu w jednym miejscu. Może i bez „mrówek” by się nie obyło, ale był gotów ponieść taką ofiarę.
    Ale panna Einstein zadała następne pytanie, tym razem godne innego nazwiska – jak można tak szybko zmienić się w pannę Holmes, Evo? Czy w urzędach można, ot tak, zmieniać nazwisko?
    Nieistotne. Istotne było to, że Duma odsunął się. Na tyle gwałtownie, że zdążył ją tylko odepchnąć, zrzucić z siebie (prawdę mówiąc, zrobił to nad wyraz sprawnie i przemyślanie), nim krzesło z zawartością w postaci jednego zapijaczonego Lunatyka łomotnęło o ziemię. Ach, nie tylko krzesło – o ziemię (parkiet?) łomotnęła też głowa chłopięcia, który nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, ze pijany Duma nie jest drama queen, mam nadzieję, że wszystkie zostały rozwiane. Trochę taki modern jazz, ale bez sceny, tańca, muzyki, publiczności i wyczucia rytmu.
    To nie ma sensu.
    Chwilę leżał rozwalony na podłodze – jedna noga na krześle, druga nie, ręce rozłożone, usta uchylone. Wyglądał, jakby spadał, a nie upadł. Trochę wyglądał też, jakby po prostu w tym poważnym wypadku zginął, ale o jego życiu poświadczyła unosząca się klatka piersiowa. Leżał, czując, że czuje się coraz gorzej. Dlaczego ona mu to robi? Dlaczego może przy niej czuć się dobrze tylko chwilę? Dlaczego te chwile zawsze przerywa jakiś wybuch, jakiś płacz, jakieś źle zadane pytanie?
    W sumie ta posadzka była bardzo wygodna. Kolejna płaszczyzna, na której mógłby zasnąć. Zamknął gębę, bo doszedł do wniosku, że z uchyloną wygląda głupio (tak, teraz, rozwalony na podłodze wyglądał zabójczo przystojnie jak zawsze) i spojrzał na Iskrę.
    - Chyba miałem wstrząs mózgu – przedstawił, uznając to za doskonałą zmianę tematu. W tym momencie zaczęłabym się na miejscu Marionetkarki zastanawiać, czy upadek nie był celowy. To w sumie było doskonałe wyjście – gdyby zaczęła zadawać więcej pytań, musiałaby poznać szczegóły umowy. Musiałaby się dowiedzieć, czemu jest bezpieczna i przede wszystkim dowiedzieć, że jest bezpieczna. Musiałaby się dowiedzieć, że Laura wie. – Miałem czy mam? Trochę źle się czuję.
    Hej, mógł też zrzucić ją z siebie i po prostu wyjść bez słowa – on to jednak ma głowę na karku. Gdzie można zgłosić się po nagrodę konkubenta roku?




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 17 Styczeń 2018, 21:41     

    Kac życiowy... dobrali się idealnie. Choć Markovski cały czas obstawiałaby, że to ona bardziej zasługuje na kaca spowodowanego swoim istnieniem. Czego nie zrobiłby Douma, nie było to gorsze od wielokrotnego pozbawienia życia innych. Jak melodramatycznie.
    Spojrzała na niego z konsternacją, gdy gadał do niej, jakby tłumaczył dziecku żart. Jak łatwo było zapomnieć, że nie był prostym chłopaczyną, czytającym z przyjemnością książki, ale wieczorami noszącym paczki w magazynie, a wykształconym Lunatykiem, któremu filozofia czy gry słowne nie były obce. Tak jak kiedyś zaskoczył ją doskonałą znajomością Orwella, tak i teraz miała ochotę go rąbnąć (oczywiście, że zasłużenie!) za to protekcjonalne (w jej osobistym pojmowaniu) spojrzenie i poprychiwanie. Przez długą sekundę zastanawiała się, czy nie znokautować go jakimś ciosem w szyję lub splot nerwowy. Wybrała inną zemstę. W swoim czasie. Dumny doceni subtelność.
    – Mówiłam ci, że grawitacja przestała mi działać. Nie możesz mnie obwiniać, że przestało mi działać też nazwisko – uniosła brew, zagryzając równocześnie niewinnie wargę i wzruszając ramionami jak nieświadome dziewczątko.
    Pocałunek był długi i słodki, zupełnie jak dobrze wyważony deser, którego wciąż nie ma się dość. Mogły się z nim równać jedynie filiżanka mocnej kawy i sierpniowy deszcz meteorytów na nocnym niebie. Wyciągnęła dłoń i knykciami pogładziła dumnego po bladym licu, przedłużając zbliżenie aż nie musieli już koniecznie zaczerpnąć tchu. Drugą dłoń wplotła w popielate włosy, drapiąc skórę paznokciami. Wypuściła na wolność drżący oddech i oparła czoło o bark mężczyzny, o miękką tkaninę, o twardą kość, o charakter jak połączenie tych dwóch, jedynie w odwrotnej kolejności. Jeszcze nie tak dawno bała się, czy będzie potrafiła go pokochać. Czy będzie przy nim szczęśliwa. Czy to nie chwilowe zauroczenie, mężczyzna ze swoimi tajemnicami, który jest dobry dlatego, że właśnie z tego powodu nie pyta o jej własne. Oblizała wargi i musiała przyznać przed sobą samą: gdyby dać ich dwójce szansę i czas, to uczucie sięgłoby miłości opisywanej przez Dany’ego. Khe, Dantego. W głowie jej się mieszało od ajerkoniaku. „L'amor che muove il sole e l'altre stelle.”

    Biorąc pod uwagę to, co stało się później, chyba w końcu powinna nauczyć się cieszenia chwilą i nie wyciągania od razu wszystkich myśli na wierzch.

    Mocny uścisk nie wystarczył – chciała myśleć, że nie odepchnie jej w panice, ale ciutkę się przeliczyła. Albo może jedynie ona chciała podświadomie spełniać pragnienia innych. (Jego pragnienie delektowania się ciszą ominęłaś, masz za swoje, merde.)
    W jednej chwili mościła się na jego podołku, a w następnej nie czuła gruntu – ciała – pod sobą. Nie miała też pojęcia jak skończył w taki sposób, w tej pozycji – bo skoro poderwał się, by zrzucić Evę z siebie, jakim cudem przewrócił się z krzesłem i łomotnął o ziemię? Przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie, jego limo pod idealnie zielonym okiem na idealnie wyludnionej Szachownicy i złożyła to na karb Efektu Dumy. Sama zastosowała Efekt Iskry i choć pierś pod bluzą zapłonęła jej w półmroku na chabrowo, i choć wylądowała bez szwanku, nadal jakimś cudem skończyła pod stołem, w pozycji nadającej się idealnie do startu w biegach na 100 metrów. Spędziła tam chwilę, wciąż w szoku, nie była więc nawet świadkiem malowniczego spotkania parkiet-głowa-Duma. W głowie jej szumiało, a żołądek nadal pełen likieru buntował się na takie nagłe ekscesy. Zacisnęła powieki i niemal odgrodziła się od głosu Lunatyka, skupiona na nagłym złym samopoczuciu. Pięć głębokich, przeponowych oddechów później zebrała się na podpełznięcie, w sumie, ku spoczywającemu na podłodze mężczyźnie. Ty się źle czujesz? Albo może, łagodniej: ty też?
    Jako że jej empatia schowała się gdzieś głęboko gdzieś dosyć dawno, ten poważny wypadek uznała za skutek jej celnego, oczywiście, pytania. Gdy dotarła do niego, wpierw upewniła się, czy nie ucierpiał fizycznie – krew, fragmenty czaszki na jej błyszczącym parkiecie, dumne resztki godności podrygujące przy listwie przypodłogowej pod ścianą, takie rzeczy. De fakto, nie wiedziała co mu odpowiedzieć, bo z tego co kojarzyła, wstrząs mózgu można i mieć, i przechodzić. Położyła więc tylko chłodną, drobną dłoń na jego czole i znów rozgorzała blaskiem – tym razem stłumionym, bladozielonym. Byli wyspą światła w mrocznym salonie. Jaka zgrabna metafora.
    Nie zdążyła po raz wtóry zniszczyć nastroju, bo wcześniej rozległo się donośne pukanie do drzwi wejściowych.

    Zamarła i nie wiedziała ile czasu minęło. Czy patrzy się tępo w ścianę przed sobą od pięciu sekund czy od pięćdziesięciu? Czy krew uderza jej do głowy, za oczami, pruje nitki sensownych myśli, ucieka z twarzy i dłoni, i z leczącego blasku, pozostawiając ją drżącą i bladą jak prześcieradło od dziesięciu sekund czy od dziesięciu minut? Czy ta czerwona mgiełka w polu widzenia to jej, czy to już krew Dumy, porozchlapywana po ścianach mieszkanka?
    Skup się.
    Skup się.
    Skup się, nom de Dieu!
    Ponownie pukanie, mocne, ale nienatarczywe. Nie, nie mogła wierzyć na słowo. Zwróciła głowę tam, gdzie ostatnio zostawiła mężczyznę, aż zatrzepotały jej włosy, i wypuściła powietrze, widząc go całego i zdrowego. Save&sound. Jeszcze.
    – Już, wypad! – szepnęła rozpaczliwie, machając na niego, do niego? Uleczyła go nieco, powinien poczuć się lepiej. Walczyła z żalem, że ich spotkania zawsze się tak kończą, ale teraz wypadałoby utrzymać ich przy życiu, przecież tak się starała. – Weź Norę! – nakazała, zataczając się, jak najciszej, ku „sypialni”.

    Tak przecież nie może być. Położyła dłoń na głowie i na skórze na kilka sekund znów rozlał się perłowy blask. Wystarczająco długo, by pozbyć się upojenia alkoholowego przeszkadzającego w myśleniu i by zorientować się, że jeżeli (z pewnością) postawili kogoś na zewnątrz, światło musiało być dobrze widoczne.
    Nieważne. Nieważne. Weźmie na siebie odpowiedzialność później.
    – Wypad! – warknęła, ciągnąc dumnego ku Norze, od strony gdzie w ścianie nie było okna. – Przelunatykuj się z nią gdzieś daleko, czy co ty tam robisz – powiedziała błagalnie, z naciskiem. Przecież mu opowiadała, powinien w lot zrozumieć. – Wypiła prochy specjalnie dla magicznych, nie będzie nic z dzisiaj pamiętać. Nie opowiadaj jej o mnie. Nigdy nie wspominaj. Udawaj. Niech pozostanie bezpieczna. – Rzuciła tkliwe spojrzenie wpierw mężczyźnie, następnie na Norę i przesunęła końcówkami palców po twarzy śpiącej głęboko przyjaciółki. – Żałuję, ma cherié.
    Wyprostowała się i poczekała, aż jasnowłosy podniesie Cyrkówkę. Uśmiechnęła się do niego żałośnie smutno i wsparła na ramieniu, by skraść ostatni, pożegnalny pocałunek.
    Gdy zniknęli, odwróciła się i ruszyła, by stawić czoła rzeczywistości za drzwiami wejściowymi. Nie wiedziała jeszcze, że powinna się lękać nie tego, co przed nią, a tego, co przed chwilą zostawiła za plecami. Nie wiedziała, że ten ostatni pocałunek będzie wspominać do końca życia jako prawdziwie pożegnalny.



    [zt 3x]
    Pokierowanie postaciami Nory i Dumy za zgodą twórców.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.






    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 22 Styczeń 2018, 02:12     

    Zerknęła na zegar wiszący na ścianie bardziej z ciekawości niż kontrolnie. Druga trzydzieści. W nocy. Odwróciła się ostentacyjnie plecami i dalej wsuwała kartki papieru do niszczarki. Warczała jak diabli. Pewnie sąsiedzi będą jutro wieszać kartki na drzwiach przy domofonie. Coś o ciszy nocnej i zachowaniu godności. Ruda nie miała już z kim jej tracić, więc zignoruje pamflety z całą godnością na jaką będzie ją stać.
    Joanne odeszła. (To nic, że mogła ją odwiedzić w przyszłym miesiącu.)
    Kalina odeszła. (To nic, że ją odepchnęła tak mocno jak tylko potrafiła.)
    Ojciec odszedł. (To nic, że uciekła do Anglii niemal bez słowa.)
    Agapit odszedł. (To nic, że udawała, że nie ma jej nigdy w domu.)
    Rani odeszła. (To nic, że ruda nie chodziła na zajęcia z dziennikarstwa wystarczająco długo, by ją wyrzucili.)
    Duma... odszedł. (To nic, że jeszcze nie potrafiła tego zracjonalizować. Przyjdzie z czasem, jak zawsze.)

    Ułożyła w miarę prosto (naprawdę się starała!) grafitowy, połyskliwy arkusz papieru na dużo większym, śnieżnobiałym (pewnie gdy wytrzeźwieje i tak trzeba to będzie poprawiać). Tam spoczęły wysuszone jak skóra staruszki - którą się czuła - trzy ciężkie we wspomnienia goździki. Pięknie odznaczały się na tle ciemnej karty. Dobrze, że wybierała kompozycję jeszcze w tamtym tygodniu. Pociągnęła z butelki na odwagę - może ręce będą się trzęsły trochę mniej, to z jakiegoś powodu wydawało się jej teraz ważne - i wzięła w czubki palców wierzchnią taflę szkła, składając antyramę w całość. Trochę nierówno, ale te goździki były naprawdę spore - i piękne, i dorodne, gdy je dostała.
    ~Czekała pierwszy tydzień, wiedząc, że lubi znikać. Że po prostu znika. Że tak ma. Że wróci. Przecież.
    Spojrzała jeszcze raz na swoje dzieło, jak na jakiś właśnie odnaleziony relikt. Głęboko we wnętrzu rodziło się w niej dziwne, nieswoje przekonanie. Stłamsiła je od razu, jak się gasi niedopałek papierosa krańcem obcasa. Powiesi ją jutro. Pojutrze. Zostało jeszcze w rudej nieco zdrowego rozsądku. Resztki.
    Jak i zdrowego umysłu.
    Nie, to było zbyt melodramatyczne. Nie jest bohaterką sagi Zmierzch.
    Zostawiła antyramę w spokoju i ruszyła do drugiego pomieszczenia, by podgłośnić kuchenne radio, smętnie nucące chopinowski Nokturn cis-moll. Zamarła na chwilę, po raz pierwszy od długiego czasu odczuwając chęć, by zagrać cokolwiek na pianinie. Na czymkolwiek. Oto był ktoś, kto miał pochodzenie podobne do jej własnego. Szkoda, że nie poprzestała na komponowaniu muzyki, niebożę. Jaśniejsza, szybsza partia nokturnu jakby szydziła z niej i jej nastroju.
    ~Czekała drugi tydzień, i wysłała chyba dziesiątki esemesów. Gdyby nie to, że żadne nie doszły adresata, spaliłaby się ze wstydu z powodu ich ilości i zawartości. Pod koniec piątku, niemal w chwili zamknięcia wpadła do salonu operatora prosząc o namierzenie numeru telefonu, o namierzenie miejsca przebywania, jeśli to możliwe. Ukradziono jej telefon. Te dane osobowe? Zarejestrowany na narzeczonego. (To był pierwszy i ostatni raz gdy pozwoliła sobie tak o nim pomyśleć.) Nie, nie była na policji, skądże. Są tacy nieudolni. ... Z pewnością jest jakoś możliwe namierzenie karty SIM. Dobrze, pojawi się w poniedziałek.
    Wyłączyła niszczarkę o której zapomniała na przynajmniej czterdzieści minut i zdjęła ją ze stolika. Teraz blat był już idealnie czysty. Tak samo zaraz pozbawione ubrań zostały, co do jednego, krzesła, a pianina nie pokrywał już kożuch kurzu. Postawiła nań zakorkowaną buteleczkę z wsuniętym do wnętrza rulonikiem listu - bez żadnej nitki, wstążki, niczego co pomogłoby wydostać zwitek - ale to złe miejsce; jeszcze spadnie, stłucze się i Eva znów otrzyma dostęp do listu mił-, listu, którego nie powinna czytać nigdy więcej. Omiotła wzrokiem salonogabinetocoś. Chyba już. Wysprzątała swoje życie.

    Ruszyła znów do sypialni i kuchni, by zakończyć wietrzenie wspomnień i marzeń. Na balkonie popalał fajkę - oby to był tytoń - Anceu. Nie miała mu za złe ostatniego razu. To by się stało prędzej czy później. Iskra zbyt optymistycznie zakładała, że pula szczęścia obejmuje jedno spotkanie, nie całość danych im spotkań. Zamknęła drzwi, bo Victor przeteleportuje się do wnętrza gdy najdzie go ochota. Albo i nie, i ruszy w noc. Nie była ostatnimi tygodniami najlepszym towarzyszem. Położyła też dłoń na okolicę wątroby, by nie umrzeć żałośnie z zatrucia alkoholowego, i uleczyła się. Nie, na okolice serca nie działało, próbowała wielokrotnie.
    Sięgnęła do nadgarstka, by zdjąć - jedynie na noc! - srebrną, niepasującą do niczego bransoletkę, ale przecież nie zamierzała dziś kłaść się spać. Znowu.
    ~W poniedziałek powstrzymywała się, by nie wpaść do salonu z chwilą otwarcia. Weszła tam około południa, krokiem nieźle imitującym samokontrolę, i zapytała czy udało się coś wyjaśnić. Czy było to szczęście, czy karma, lokalizację komórki ustalono już w południe (naprawdę szybko!) na nabrzeże rzeki, niemniej aparat spoczywał w miękkim błocie od ponad dwóch tygodni. Nie dopytywała, skąd GPS to wiedział. Wyszła i nawet jej nie obchodziło, czy pamiętała podziękować.
    Na policję nie poszła. Nigdzie indziej też nie.
    Teraz spojrzała przez okno, ponad matowiejącym futrem tygrysa - czy powinna zacząć suplementować mu witaminy? - i uświadomiła sobie, że świta. Świat wita kolejny mroźny poranek (bo od kiedy godzinę 9 rano nazywamy świtem?), pełen niepowtarzalnych śnieżynek sfruwających z nieba, anemicznego słonka zakrywającego się chmurami jak większość Anglików kołdrą i reszcie tego szajsu.
    Z zaskoczeniem (i zadowoleniem, i to drugie uczucie było jej zdecydowanie bliższe) odnotowała, że na dnie butelki pozostało jeszcze trochę likieru. Zdobną butelczynę, która połknęła list, skończyła chyba wczorajszego wieczora, pieczętując wyjęcie niszczarki do dokumentów z czeluści szafy. Ruda osuszyła i tę znalezioną przed chwilą, ale skonstatowała, że nie jest już na tyle wstawiona, by nie pamiętać od czego ucieka. I dla czego ta ucieczka jest przykrywką.
    Zostawiła resztki na dnie i ruszyła od razu pod piekielnie gorący prysznic, inaczej musiałaby stawić w kuchni czoła niezaprzeczalnym dowodom, że brak pitej bez umiaru wódki nie oznacza wcale, że pije się elegancko. Dokończyła ablucji, ubrała się porządnie i wyszła z mieszkania w konkretnym celu, choć wcale się jej nie uśmiechał.


    [zt]
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,43 sekundy. Zapytań do SQL: 9