• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Kryształowe Pustkowie » Kryształowy las
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 6 Październik 2015, 19:28     

    Oczywiście, że wszystko może mieć swoje uroki, a piękno można dostrzec tam, gdzie się go nie myślało nawet szukać. Przykładów nie trzeba szukać daleko, wystarczy sięgnąć po jakiegokolwiek turpistę, który dostrzegł urok nie w tym co miłe i różowe, a w brzydocie, rozkładzie i śmierci. Tym samym niezaprzeczalne Kryształowy las miał swój urok. W równym jednak stopniu wątpliwości nie podlega, że Arcyksiążę wolał zdecydowanie zwykłe lasy.
    Podobnie wolał korytarze, w których się mieścił. Wiemy bowiem, że Tyk jest bardzo grubym arystokratą z brzuchem nadętym od niewinnych dzieci zjedzonych przez niego, gdy dla zabawy odebrał je z rąk matek. Potwierdzi to nawet Hamlet, który spytany podczas swojego monologu po utracie Ofelii - biedak nie wiedział, że ta zmieniła się w owcę - czy Tyk jest gruby odpowiedziałby, że owszem. Nie ma jednak sensu go dłużej tłumaczyć wybujałymi wymówkami, gdy rozwiązanie zaproponowane przez Lu było o wiele praktyczniejsze. Była mniejsza, jako kotka nieco zwinniejsza i przede wszystkim nie była monarchą, który obiecywał chronić całą Krainę Luster, a wchodziłby do lisiej nory, jakoby miał się tam zaszyć i już nigdy nie wyjść. To zdecydowanie nie pasowało do Lorda Protektora.
    Trzeba jednak pamiętać o drugiej stronie medalu. Obiecał chronić mieszkańców tego świata, a więc jeżeli byliby w potrzebie nie mógł obawiać się pobrudzenia rąk. Oczywiście nie pochopnie, nie na pokaz jak politycy, którzy pierwsi są na miejscu każdej klęski ze sztabem zawodowych fotografów, lecz z konieczności. Na dodatek trzeba pamiętać, że podczas polowań myśliwi nie tylko jeżdżą na koniach za watahą psów gończych, lecz także czołgają się w krzakach. Snajperzy potrafią nawet się ubrać w krzaki i w takim mundurze czołgać się po ziemi, by zabić swój cel. Tym samym nie można by doszukiwać się nadmiernej ujmy na honorze Arcyksięcia przez przeszukiwanie norki. Tyle że jak już mówiłem Lucynka nadawała się do tego bardziej, a nadto wyrwała się, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
    Dopiero po chwili Rosarium się odezwał, głosem człowieka, który dopiero co został bezprecedensowo wyrwany z zamyślenia i nie do końca jest obecny w otaczającej go rzeczywistości.
    - Dobrze, tylko uważaj na siebie.
    Zapomniał powiedzieć, że zostanie tutaj pilnować, żeby nic nie zaatakowało ich od tyłu. W końcu jeżeli w norze nie było niczego groźnego, a taką miał nadzieję, oznaczałoby to, ze istota, która tak zraniła biedne pojękujące stworzonko - zakładając, że padło ofiarą jakiegoś drapieżnika - mogła być gdzieś w okolicy, czy nawet iść tym samym tropem. Zakładając, że Lucynka nie chciała przed nim ukryć zwłok takiej istoty, czy lisa. Jednak w tym drugim wypadku nie wchodziłaby raczej do środka.
    Gdy Lucynka wróciła do niego, żeby poinformować go o tym co znalazła w ciemnościach groty, zapytał tylko czy maluch, o których mówi to lisy. Choć niestety zrobił to tylko w myślach, bo słysząc o wykorzystaniu przygotowanych przez nią lisich przysmaków nabrał pewności co do tego, ze trafili we właściwe miejsce.
    - Zajmiesz się nimi, a ja przypilnuję, żeby nikt nie próbował tu nas zaskoczyć.
    Uniósł lekko dłoń, jednak niepewnie - wahając się, czy będzie to konieczne. W końcu jak dotąd nie było w pobliżu żadnych zagrożeń, a stworzenie, które przestraszyło maleńkie tulki. Istniała też szansa, że leżało teraz martwe całkiem niedaleko. Mogłyby o tym świadczyć przy okazji ślady krwi pozostawione przez ogon kotki. Dopiero ujrzenie bliżej niezidentyfikowanego cienia przekonało go o konieczności lepszego zabezpieczenia miejsca zdarzenia jakim jest porwanie przez lisokotowilka dwóch Schnee przy pomocy lisich przysmaków. Na razie jednak wsunął jedynie dłoń do płaszcza, żeby w razie czego łatwo móc wydobyć broń. Stanął też tuż za Lucynką wywabiającą przestraszone lisiątka, tak żeby nikt nie mógł go podejść z tyłu, czyli w sposób całkowicie pragmatyczny.
    W ogóle to zapomniałem o czym to ja w ogóle miałem pisać i przez to wyszło nie tak, jak wyjść powinno.
    _________________

    *****
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 13 Październik 2015, 23:10     

    W chwili gdy Lucynka po raz drugi zanurkowała do lisków, z podtrzymującego jamę słupa wypadł ogromny, ciemny cień. Znaczy, aż tak ogromny jak się Arcyksięciu zdawało to on nie był, ale wiadomo, że z odległości „oko w oko” wszystko jest duże. Miał ślepia jak dwa punkty świecące na błękitno i rozłożyste, sine skrzydła, ale to miało w danej chwili drugorzędne znaczenie dla Arystokraty. Znaczy, tak myślę. W chwili gdy Rosarium go zobaczył, a musiał się jeszcze pewnie trochę obrócić, bo atak nadszedł od strony całkiem pragmatycznej, twór bez pardonu chwycił mężczyznę żylastą, pazurzastą kończyną górną – na nią to z grubsza wyglądało – i uniósł się w powietrze. Wtedy jeszcze Upiorny nie miał jak zareagować w jakiś wyjątkowo spektakularny sposób, wznosił się więc na gapę w powietrze, trzymany za kołnierz i przepasany drugą, podłużną kończyną stwora. Coraz bliżej kryształowych szczytów, coraz dalej od ziemi i Lucy.
    Ale, ale! Miał wszak wolne ręce i teraz, o ile nie wypuścił w chwili uprowadzenia broni, mógł się nią swobodnie posłużyć; stworzenie skupiało się właśnie na omijaniu gęsto posadzonych obelisków.

    Co do naszej kotki, o ile nie została zaalarmowana jakimś wewnętrznym instynktem lub krzykiem mężczyzny w potrzebie, nadal zajmować się powinna oddanymi jej pod opiekę lisiątkami.
    MG chce doprecyzować, że tulki nie otwierały oczu ze słabości czy głodu, a z przyczyny zupełnie prostej – były to Schnee naprawdę malutkie, można by powiedzieć, że takie lisie niemowlaczki. Nie miały najmniejszej ochoty na ciastka, gdyż jedynym pokarmem było jak na razie mleko kogoś, kogo tu nie ma, a powinien. Jako że MG na cudownym przedmiocie, jakim są teorie pielęgniarstwa, miała dziś niesamowitą czesankę za brak uwzględnienia swoistych dla sytuacji warunków środowiska, od razu podaję: lis piszczy prawdopodobnie z braku matki, więc absurdalnie to ten podsypiający, spokojny jest niemowlęciem silniejszym, bardziej odpornym na zmiany. Lisiątka w dotyku są szorstkie, zimne jak to na Schnee przystało, ale całkowicie zdrowe, bez ran i śladów krwi. Nie posiadają jeszcze ząbków, więc nie ugryzą, a lodowego futra używają instynktownie w zagrożeniu, ale wszystkie te informacje trzeba zebrać empirycznie.
    Ergo: lisy nie wyszły, nawet się za bardzo nie zainteresowały, bo nie są przyzwyczajone do innych pokarmów, zaś porwanie Arcyksięcia zostało przeprowadzone tylko z cichym świstem powietrza ze strony skrzydlatego stwora, które można było uznać za zwykły wiatr.


    Zmiana kolejki >> rozpoczyna Tyk
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 14 Listopad 2015, 22:41     

    Jego Najjaśniejsza Wysokość Lord Protektor Krainy Luster, Arcyksiążę Agasharr Rosarium został porwany przez jakieś stworzenie, co można ocenić jako wysoce niestosowne. Zwierzę za nic ma elementarne zasady dobrego wychowania, protokół dyplomatyczny i zwykłe względy uprzejmości w Kodeksie Cywilnym nazywane zasadami współżycia-społecznego i występujące m.in. w art. 5. Tak dalece posunięta impertynencja zmusza mnie bym zastanowił się nad jej podmiotem.
    Zastanówmy się więc co wiemy o tym niewychowanym pupilku Kryształowego pustkowia. Posiada on błękitne, wydające się święcić, bądź też rzeczywiście świecące, oczy oraz ogromne skrzydła - na tyle duże, że zdolne są bez problemu unieść grubego wszakże Tyka - niepodobnym bowiem, by Hamlet, postać tak wielkiego formatu, kłamać mogła na ten temat - a do tego spośród kończyn przednie bądź górne, w zależności od postawy, charakteryzowała się przede wszystkim swoimi pazurami. Może nawet szponami podobnymi do ptasich? Zdecydowanie jednak sposób trzymania właściwszy był dla ludzi, małpek czy innych podobnych stworzeń. Wszak ptaki trzymają swoją ofiarę tylko w szponach, nie obejmując jej czule swoimi łapkami. Z tego opisu pasować mógłby następujące bestie: rajski ptak, natomiast Ra i Aurum wydaje się należałoby odrzucić ze względu na łuskowatą budowę ich łap, która wyklucza raczej żylastość. Oczywiście wszystkie wymienione bestie żyją w Kryształowym pustkowiu, lecz jednocześnie nie ma innych, które pasowałyby do opisu.
    Wróćmy jednak do Arcyksięcia, który gdy tylko zdał sobie sprawę z jakiego to powodu jego nogi oderwały się od ziemi, a we włosach poczuł wiatr - o ciągnięciu za kołnierz i owiniętej wokół niego łapie wspominać już nie warto - musiał coś zrobić. Nie do pomyślenia byłoby stać w miejscu, zmniejszając swoje szanse na ratunek i przede wszystkim znalezienie Lu i będących pod jej opieką lisiątek. W pierwszej chwili chciał sięgnąć po szablę. Jego dłoń już prawie zacisnęła się na rękojeści, lecz spojrzenie w dół szybko odwiodło go od tego pomysłu. Dobywanie oręża i walka z bestią, która Cię niesie byłaby podobna do podcinania gałęzi, na której się siedzi. Niepewność bycia zaniesionym w jakieś miejsce nie mogła się równać pewnym obrażeniom związanym z upadkiem. Możliwość, ze stworzenie i tak go upuści, gdy wzleci dość wysoko była tylko ryzykiem. Jedną z możliwości. Nie wolno też zapomnieć, ze broń mogła mu się jeszcze przydać. W obecnym stanie musiałby dźgać na oślep. Licząc, że zwierzę nie wytrąci mu szabli, bądź ostrze nie zrani samego Arcyksięcia. To byłoby zbyt nierozważne i głupie.
    W normalnych okolicznościach byłoby zatem najrozsądniejsze pozwolić się gdzieś zanieść. W końcu gdyby postawił nogi na trwałym gruncie, jego szabla mogłaby się przydać o wiele bardziej. Porzucił więc pomysł nagłej walki, dłońmi złapał trzymającą go łapę. Na tyle jednak delikatnie, że zwierzę mogło tego nawet nie poczuć, a przede wszystkim nie w tym celu, żeby się uwolnić, a aby na wszelki wypadek mieć możliwość prób uniknięcia upadku. Przede wszystkim jednak pędzący w przestworzach monarcha próbował się uspokoić, o tyle o ile było to możliwe w zaistniałej sytuacji, choć kto wie czy nie był już dawniej porywany przez dziwne stworzenia.
    Miał jednak coś jeszcze do zrobienia. Owszem, w normalnych okolicznościach najrozsądniej - zdaniem Rosarium - byłoby po prostu czekać. Jednak postanowił zaryzykować i użyć swojej mocy - wiedząc, że nie ma bestii, która byłaby zdolna tej zdolności się oprzeć. Chodzi oczywiście o kontrolę umysłu, dzięki której rozkaże tej przeklętej Rajskiej istocie (o ile rzeczywiście jest to Rajski Ptak, a mój tok rozumowania był poprawny) wrócić do miejsca, z której został porwany i bezpiecznie odstawić go na miejsce. Bezpieczeństwo Arcyksięcia była w końcu priorytetem dla Lorda Protektora. (Umyślnie piszę to w sposób, sugerujący, ze są to dwie różne osoby z tego względu, że choć naturalnym jest, że o Lucynkę nie może się teraz martwić, skoro sam ma problemy, to mógłby zostać uznany za egoistycznego głupca.) Jeżeli jednak zwierzę to okaże się zmutowane i odporne na jego moc, to cóż - pozostanie po prostu czekać.
    _________________

    *****
     



    Przytulanka

    Godność: Lucy
    Rasa: Lisokotowilk - taki podgatunek Dachowca, a co!
    Lubi: Enkila
    Nie lubi: Bycia w centrum zainteresowania, głębokiej wody, rasy ludzkiej
    Wzrost / waga: 165 cm/ prawidłowa, choć blisko jej do niedowagi
    Aktualny ubiór: Przemoczone wąskie spodnie do kolan w kolorze brązowym, luźna beżowa bluzka sięgająca pośladków, przewiązana szerokim, brązowym pasem, buty za kostkę nadające się do wyrzucenia
    Znaki szczególne: Lisi ogon, kocie uszy, szmaragdowe oczy
    Zawód: Arcyksiążęca Herbaciana Przytulanka
    Pan / Sługa: Arcyksiążę Rosarium
    Pod ręką: Bezdenna sakwa, a w niej mały kieszonkowy zegarek, bandaże, trochę pieniędzy, kilka długich rzemyków i mnóstwo innych rzeczy, o których nie pamięta
    Broń: Łuk i trzydzieści sześć strzał w sakwie
    Nagrody: Bezdenna Sakwa, Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Blaszka zmartwienia
    Stan zdrowia: Lekko podtopiona.
    SPECJALNE: Moderatorka | Wyjazdowa Maskotka Forum
    Dołączyła: 18 Sty 2015
    Posty: 170
    Wysłany: 23 Grudzień 2015, 01:04     

    Gdyby wszystko zechciało się układać po naszej myśli, Lucy wraz z Tykiem w tym momencie wracaliby do pałacu, niosąc w ramionach małe tulki, a ich największym (co nie znaczy wcale, że małym) problemem byłby sposób wykarmienia głodnych stworzeń, w ramach zabawy w matkę zastępczą. Oczywiście zadanie byłoby o tyle trudne, że zapewne (a kto go tam wie co Rosarium wyrabiał przez tysiąclecia swego istnienia) żadne z nich w roli matki nigdy się nie znalazło, toteż mieli nikłe pojęcie o technikach karmienia istotek, które jeszcze nie zdążyły na dobre przywitać się ze światem. Jednakże nasz kochany MG nie byłby naszym kochanym MG, gdyby dopuścił do sytuacji, w której wszystko poszłoby po myśli naszych „doświadczonych” lisołapców, co jednak po wyobrażeniu sobie Lucy lub, co gorsza, Tyka usiłującego karmić młode ciastkami, z powodu braku pokarmu bardziej dla nich odpowiedniego, skłania mnie do stwierdzenia, iż porwanie Rosarium było tak naprawdę wyświadczeniem nam przez MG przysługi. I ze wszystkich sił staram się wyprzeć ze świadomości myśl, że w prędzej czy później do karmienia może dojść. Ale wracając…
    Całkowicie pochłonięta nieudolnym planem wywabienia lisków Lucy, w pierwszej chwili nie zdała sobie sprawy, jakie sceny odgrywają się właśnie za jej plecami. Po części winę za brak reakcji z jej strony ponosi sam Arcyksiążę, gdyż jak na ofiarę porwania przystało, mógłby przynajmniej wrzasnąć z przerażenia. Ewentualnie z prośbą o pomoc. Skoro jednak nic takiego miejsca nie miało, Lucy pozostawała wciąż nieświadomą nieobecności monarchy, wierząc, że zabezpiecza on tyły. Jej tyły. Liski najwyraźniej również nie zdawały sobie sprawy, że powinny zacząć współpracować, z czego wynika, że dotychczasowe niepowodzenie ich misji jest winą wszystkich wokół, tylko nie samej Lu. I tego się trzymajmy.
    Odczekawszy dłuższą chwilę, po której, ku niezadowoleniu Lucynki, nie nastąpiło wyjście Schnee z kryjówki, kotka ponownie zanurkowała w norce, aby sprawdzić czy z maluchami wszystko w porządku. Te ciastka nie mogły być przecież tak obrzydliwe. Upewniwszy się, że żaden z maluchów w swej łapczywości nie padł martwy z powodu utknięcia mu w przełyku za dużego kawałka zostawionej przynęty, wygrzebała się na zewnątrz, aby swobodnie odetchnąć i przygotować się do wprowadzenia w życie planu awaryjnego.
    - Wydaje mi się, że nie pójdzie tak łatwo jak zakładałam. Powinniśmy…
    Obróciwszy się w stronę Rosarium, uświadomiła sobie, że odbiorcy jej słów nie ma w pobliżu. Zarówno w tym bliższym, jak i w dalszym pobliżu, zupełnie jakby nagle zapadł się pod ziemię. Szybkie rozpoznanie, które ułatwiał fakt, iż kryształowe słupy, z racji braku rozłożystych koron, nie przysłaniają tak otoczenia, uświadomiło kotkę, iż jej towarzysz wcale pod ziemię się nie zapadł, wręcz przeciwnie, poniosło go w zupełnie przeciwnym kierunku. Tak po prawdzie, mogła się tego jedynie domyślać, gdyż tym co ujrzała nie był sam Arcyksiążę, a tajemnicze stworzenie unoszące się wysoko nad ziemią, lecz innego wytłumaczenia po prostu nie było.
    No proszę, dałeś się, Arcyksiążę, zaskoczyć niczym małe lisiątko. Z Tobą w roli strażnika rzeczywiście można czuć się bezpiecznie.
    Wywróciła oczami zastanawiając się co powinna teraz zrobić. W zaistniałej sytuacji wyciąganie lisiątek z norki nie było szczególnie logicznym pomysłem, gdyż nawet jeśli by jej się to udało, pomijając stracony czas, w tym momencie stanowiłyby one dla kotki zawadę. Ponadto jakiż sens miałoby pozbawienie ich całkiem przyzwoitej kryjówki i narażanie na niebezpieczeństwo związane ze spotkaniem z nieznanym zagrożeniem. Patrząc na to jednak z drugiej strony, Rosarium miał większe szanse na ucieczkę, bez problematycznej obecności Lucy, która ostatecznie mogłaby wszystko jedynie skomplikować.
    Westchnąwszy ciężko popatrzyła w kierunku norki, by po chwili ruszyć w ślad za tajemniczym cieniem, usiłując nie stracić go z pola widzenia, jednocześnie uważając, aby w całym tym pośpiechu nie zrobić z siebie sitka za pierwszym niewyrobionym zakręcie.
    _________________
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 10 Luty 2016, 19:11     

    Hej, taki lot w przestworzach to prawie jak Lot nad kukułczym gniazdem! No dobrze, to było wyjątkowo złe porównanie. Ale przecież zwierzak ani nie gryzł, ani nie chuchał w kark, a nawet nie zaciskał łapy na tyle mocno, by Lord Protektor zechciał się poczuć jak kandydat do przepołowienia. Zaiste, pozostawało tylko odpoczywać na łonie natury, podziwiając uroki Lasu.
    O, na przykład tam hen, daleko, bardziej na horyzoncie (choć prawdopodobnie było to znacznie bliżej, a perspektywa jak zawsze płatała figle) mógł arcyksiążę dojrzeć widok zgoła niecodzienny w tych rejonach. Nie wiadomo wprawdzie, czy słyszał już bardziej dokładne wieści o tajemniczych statkach atakujących jego Arcyksiążęcą Kompanię, ale ponad kryształowymi monolitami można było dostrzec, że spora połać "lasu" została wykarczowana. Przebiegło to w sposób najbardziej prosty i prymitywny, ponieważ słupy zostały roztrzaskane przez średniej wielkości (jak na ogólnoprzyjęte normy) statek. Taki morski, drewniany, obecnie dosyć pokiereszowany i z dziurami w miejscach, gdzie niefortunnie nadział się na tutejsze drzewa. Wylądował prawdopodobnie łagodnie, a teraz osiadł jak na mieliźnie, przechylony na bakburtę. Oba maszty były całe, ale brudnobiałe płachty żagli zwisały smętnie, prawdopodobnie zapomniane przez załogę.
    Tyle zdołał Rosarium mimochodem dostrzec, nim nie powziął decyzji o potraktowaniu Otchłani ducha winnego potwora. Za zgodą Tyka przyjęte zostaje, że ofiara czuje, iż ktoś włamuje (lub próbuje włamać, choć to niestety nie ta bajka) się jej do umysłu, nie jest jednak w stanie nic z tym wymiernie zrobić. Nasza Bestia w takim razie, wzięta zupełnie z zaskoczenia, bo cóż może jej zrobić trzymany w pół mały człowieczek?, zawahała się, straciła z wrażenia na wysokości i chwilę niebezpiecznie opadała, a wiatr świszczał o skórzaste skrzydła. Zatrzymała się w końcu na ostrej krawędzi kryształowego słupa, a później odbiła gwałtownie w bok, już posłuszna - i ani trochę zadowolona z sytuacji. Twardy, poszarpany brzeg minerału rozdarł podczas wypadku cały bark i łapę porywacza, pozostawiając na niebieskim tle smugi ciemnej krwi. Nie oszczędził też arcyksięcia, jednak arystokrata skończył znacznie lepiej: z rozciętym tylko rękawem munduru i naruszonym bicepsem. Bolało go dalece mniej niż Bestię, która z piskiem uniosła się znów pionowo w górę, ale powinien mieć na uwadze, że lewe ramię trzeba będzie oszczędzać.
    Dwie możliwości: jeśli koncentracja Upiornego była wystarczająco dobra, lub sam Rosarium ma żelazną wolę, i działanie mocy nie zostało przerwane przez strach z powodu spadania czy ból z rozdartego ramienia, latający stwór skieruje się tam, skąd mężczyznę porwał. Dwa - jeśli działanie mocy zostało przerwane - albo Rosarium spróbuje zmanipulować umysł zwierzęcia jeszcze raz, albo poniecha tego, bo na obecnej wysokości znów widać w oddali ten nieszczęsny, rozbity statek. Teraz da się zauważyć, ze wkoło niego, w jakimś synchronicznym niby-tańcu, krzątają się jak mróweczki i człekokształtne, i zwierzęta.

    Kici z kolei podjęła się zadania, które na chwilę obecną zdawało się nieco porywaniem z motyką na słońce. Nasz Dachowiec ruszył bowiem pracodawcy, wybawcy i wybrankowi w pewnym sensie, na ratunek. Rzecz chwalebna, ale próba złapania spadającego Rosarium skończyłaby się najpewniej malowniczym rozchlapaniem obojga po całej okolicy.
    Była to jednak rzecz szlachetna i mogła się udać. A z pewnością mogło się udać choć nakierowanie Upiornego na miejsce przebywania Lucynki. Z lotu ptaka mężczyzna z łatwością mógłby zauważyć swoją na ciemno ubraną Przytulankę. Jeśli Dachówka cały czas będzie podążać za porwanym arcyksięciem w takim jak to tempie, stanie się także świadkiem powietrznej sceny. Być może nawet parę kropel ciepłej krwi rozpryśnie się u jej stóp, a dziewczyna nie będzie pewna czyja to. Wtedy też, przy odrobinie wiedzy o faunie Lustra, da się zaobserwować, iż porywaczem jest ktoś, kogo się nie spodziewano – mianowicie Kazam.
    Z drugiej strony, jeśli kotka jeszcze raz obejrzy się za siebie w chwili opuszczania lisiej norki, ujrzy, że w promieniu słońca, które na chwilę wychynęło zza chmur, pojawiło się kolejne zwierzę. Mocarny nibykoń na czterech potężnych, pokrytych łuskami nogach podążył za śladami zaschłej już krwi prosto ku kryjówce maleńkich Schnee. Skrzydła, równie mlecznobiałe co i reszta jego ciała, złożył wzdłuż grzbietu i tylko kopyta niespokojnie ryły ziemię u wejścia do jamy. Charakterystyczne, i nieco niepokojące, było w tej kolejnej z pewnością Bestii to, że ciepłe ciało wieńczyła dookoła karku i głowy potężna, metalowa konstrukcja ze srebrnego materiału. Również szyja, na tyle na ile dało się to z boku dostrzec, opancerzona została w podobną klatkę. A może to po prostu integralna część zwierzęcia, nie zaś pancerz? Kto wie? Szczególnie, że łuskowaty ogon, który bujał się wolno na boki, harmonijnie przekształcał się na końcu w metalową ramę, będącą oprawą dla pięknie fasetowanego diamentu. Pod odpowiednim kątem, co jakiś czas, kamień na chwilę rozszczepiał światło i rzucał do nóg Bestii tęczową wiązkę.
     



    Przytulanka

    Godność: Lucy
    Rasa: Lisokotowilk - taki podgatunek Dachowca, a co!
    Lubi: Enkila
    Nie lubi: Bycia w centrum zainteresowania, głębokiej wody, rasy ludzkiej
    Wzrost / waga: 165 cm/ prawidłowa, choć blisko jej do niedowagi
    Aktualny ubiór: Przemoczone wąskie spodnie do kolan w kolorze brązowym, luźna beżowa bluzka sięgająca pośladków, przewiązana szerokim, brązowym pasem, buty za kostkę nadające się do wyrzucenia
    Znaki szczególne: Lisi ogon, kocie uszy, szmaragdowe oczy
    Zawód: Arcyksiążęca Herbaciana Przytulanka
    Pan / Sługa: Arcyksiążę Rosarium
    Pod ręką: Bezdenna sakwa, a w niej mały kieszonkowy zegarek, bandaże, trochę pieniędzy, kilka długich rzemyków i mnóstwo innych rzeczy, o których nie pamięta
    Broń: Łuk i trzydzieści sześć strzał w sakwie
    Nagrody: Bezdenna Sakwa, Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Blaszka zmartwienia
    Stan zdrowia: Lekko podtopiona.
    SPECJALNE: Moderatorka | Wyjazdowa Maskotka Forum
    Dołączyła: 18 Sty 2015
    Posty: 170
    Wysłany: 15 Marzec 2016, 00:02     

    Najszybciej jak tylko potrafiła, podążała za monarszym porywaczem. Biegnąc… w zasadzie to tylko biegła, gdyż w jej blond główce nie wykształcał się żaden plan. Zero. Pustka. Czarna dziura. W myślach rugała się za nieumiejętność logicznego myślenia pod presją, co na ogół skutkowało spontanicznym planem „na szybko”. W tym wypadku po prostu zestrzeliłaby stworzenie, albo przynajmniej ugodziła, celując w nie z łuku. Plan ten posiadał jednak dwa słabe punkty. Pierwszym z nich była precyzja oddanego przez kotkę strzału, wykonanego w trakcie pościgu – o ile trafienie w bestię nie powinno być szczególnie trudne, o tyle istniało ryzyko, że wykona ona nagły ruch, w wyniku którego strzała trafi w Rosarium. Drugim – zresztą nieuniknionym – było arcyksiążęce lądowanie. Na oko (niech żyje dokładność w określaniu miar i wag) wysokość, na jakiej się unosił była dość… spora (ekhem, jak już wspomniałam w poprzednim wtrąceniu…), a to tylko ta widziana z pozycji osoby stającej na stabilnym podłożu. Z perspektywy Rosarium musiała się ona wydawać jeszcze większa – bo patrząc z góry zawsze nam dalej do ziemi, niż z ziemi w górę, choć to niby ta sama odległość. Sam lot, zakładając, że ta strzała faktycznie nie trafi w monarchę, mógłby być nawet przyjemny. Lądowanie już niekoniecznie. Zapamiętać – przy najbliższej okazji zapieczętować w sakwie największy i najmiększy materac jaki znajdzie w pałacu.
    Coś ją jednak tknęło - być może odezwał się zwierzęcy instynkt, choć niewykluczone, że chciała zwyczajnie upewnić się, że maleństwa są bezpieczne. NO I NIE BYŁY! Z tymi lisami to jak z Rosarium, na chwilę spuścić z oczu i już pakują się w kłopoty. Paskudnym kłamstwem byłoby stwierdzenie, że kotka pozostawała rozdarta pomiędzy dalszym pościgiem za szybującym Lordem Protektorem, a niezwłocznym powrotem do lisiątek. Znaczy, to nie tak, że nie chciała Rosarium pomóc, rzecz w tym, że liski były bezbronne, czego mężczyźnie nie można było zarzucić. Czym prędzej ruszyła więc ku lisiej norce, okupowanej aktualnie przez przerośniętego quasi-konia, w pośpiechu wydobywając łuk i strzałę z sakwy.
    Zachowując dystans gwarantujący jednocześnie celność w przypadku ewentualnego ataku, jak i możliwość nagłej ewakuacji naciągnęła cięciwę, gotowa zwolnić strzałę na każdy niepokojący ruch ze strony stworzenia. I tak oto, brzydząca się przemocą wobec żywych istot Lucynka, mierzy w jedną z nich, starając się ocalić życie innym – ot, żelazna kocia logika. A któż zostanie obarczony odpowiedzialnością za taki rozwój sytuacji? Oczywiście nikt inny, jak niczemu winny Rosarium, bo gdyby nie dał się porwać, to Lu nie zostałaby zmuszona do podjęcia tak drastycznych środków. A gdzie w takim razie stojąca w umowie gwarancja bezpieczeństwa Przytulanki, które jak wiadomo nie są do walki stworzone?
    - Zdaje się, że zabłądziłeś w nie swojej odnodze łańcucha pokarmowegołuk to tylko środek ostrożności, nie wykonuj nieprzemyślanych ruchówodsuń się od tego słupa.
    Korzystając z okazji przyjrzała się uważniej stojącemu naprzeciw stworzeniu. Posiadała niemałą, nieustannie czerpaną z niezliczonych pozycji Arcyksiążęcego księgozbioru, wiedzę na temat fauny Krainy Luster, w tym również Kryształowego Pustkowia. Tym razem jednak nie wystarczyła ona, by uspokoić drżącą na całym ciele kotkę. Powietrze wokół niej nabrało słodkawego zapachu – lepiej dla bestii, aby dystans pomiędzy nimi został zachowany. Zakładając oczywiście, że zwierzęta również są podatne na jego działanie, choć Lu nie zależało, aby weryfikować słuszność tego założenia.
    _________________
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 15 Kwiecień 2016, 00:51     

    Zwierzę na dźwięk natychmiast obróciło łeb, zwracając go ku Dachówce. Cały mlecznobiały korpus poruszył się, a tęczowy poblask przesunął migotliwie po okolicznych stalagmitach. Gdzieś niedaleko osypały się kamienie.
    A ona stała tak, wyprężona jak struna z jej łuku, smukła. Płaszcz jej łopotał wokół kostek - a przynajmniej tak sobie uroił - choć nie było wiatru. I patrzała na niego gniewnie, jakby robił co złego!
    ...Czymże pani jest? - zabrzmiało w Lucynkowej głowie, jakby echem. Kopyto stuknęło o kryształowe podłoże, a potem całe ciało zwróciło się w stronę kotki i ruszyło z wolna w jej kierunku. Stuk, stuk, stuk. Ile to było dotąd metrów?
    ...I cóże pani tu robi? - pytało zwierzę dalej, uporczywie omijając przytulankową chęć natychmiastowego przejścia per ty i udania się na gorąca czekoladę, tudzież grzańca. - Prócz uroczego pachnienia, naturalnie.
    I była tak pięknie zagniewana.
    Jeszcze parę kroków, a w trakcie marszu kopyta robiły się mu bardziej włochate, niczym u kuca, i bladobłękitne jak sprany bławatkowy haft. Barwa z każdą chwilą pełzła w górę czterech mocarnych nóg.
    Teraz qwasikoń był dalej od norki, ale znacznie bliżej kotowatej. Tak gdzieś w połowie drogi. Przyglądał się jej także z nieodgadnionym spojrzeniem błyszczących granatowo ślepi.
    ...Dlaczego to miałbym się odsuwać? Cóż tam pani schowała? - spytał, ale w tonie dudnił śmiech: wysoki, trochę jakby dzwony.
    I cóż teraz? Zmarszczenie nosa czy brwi? Czy drgnie ta mała dłoń, co na tyle silna jest, by utrzymać cięciwę?
     



    Przytulanka

    Godność: Lucy
    Rasa: Lisokotowilk - taki podgatunek Dachowca, a co!
    Lubi: Enkila
    Nie lubi: Bycia w centrum zainteresowania, głębokiej wody, rasy ludzkiej
    Wzrost / waga: 165 cm/ prawidłowa, choć blisko jej do niedowagi
    Aktualny ubiór: Przemoczone wąskie spodnie do kolan w kolorze brązowym, luźna beżowa bluzka sięgająca pośladków, przewiązana szerokim, brązowym pasem, buty za kostkę nadające się do wyrzucenia
    Znaki szczególne: Lisi ogon, kocie uszy, szmaragdowe oczy
    Zawód: Arcyksiążęca Herbaciana Przytulanka
    Pan / Sługa: Arcyksiążę Rosarium
    Pod ręką: Bezdenna sakwa, a w niej mały kieszonkowy zegarek, bandaże, trochę pieniędzy, kilka długich rzemyków i mnóstwo innych rzeczy, o których nie pamięta
    Broń: Łuk i trzydzieści sześć strzał w sakwie
    Nagrody: Bezdenna Sakwa, Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Blaszka zmartwienia
    Stan zdrowia: Lekko podtopiona.
    SPECJALNE: Moderatorka | Wyjazdowa Maskotka Forum
    Dołączyła: 18 Sty 2015
    Posty: 170
    Wysłany: 9 Sierpień 2016, 11:18     

    Nie takiej reakcji spodziewała się po zwierzęciu. O ileż łatwiej byłoby działać, gdyby została zaatakowana, a jedyną słuszną i w tym wypadku całkowicie logiczną decyzją pozostawałoby rozpoczęcie ostrzału. Obrona własna stanowiła wystarczający argument, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia, które kotka wciąż jednak posiadała i wcale nie przeszkadzał jej fakt, że do tej pory pozostawało spokojne i czyste. Wręcz przeciwnie – wolałaby nie uciekać się do stosowania przemocy wobec innej istoty, która to w dodatku zdawała się być całkiem rozumną. Co z kolei pozwalało naiwnie przypuszczać, że istnieje szansa na zakończenie sprawy w ciut bardziej cywilizowany sposób.
    Powątpiewając w swój zdrowy rozsądek wypuściła strzałę tak, aby ta jedynie przecięła powietrze w nieznacznej odległości od łba quasi-konia. Wystraczająco daleko, aby nie zrobić mu krzywdy, jednocześnie na tyle blisko, aby uzmysłowić mu, że łucznik z niej nienajgorszy, a i następnym razem nie omieszka oddać celniejszego strzału.
    - Wybacz szanowny panie moją arogancję. Nie spodziewałam się, że spotkam w tym miejscu istotę zdolną do komunikacji werbalnej. No, powiedzmy.
    Czekała. Ani drgnęła, udzielając bestii niemego przyzwolenia na zmniejszenie dystansu między nimi, jednocześnie snując w głowie wizje najróżniejszych okropieństw, jakie ze strony zwierzęcia mogłyby kotkę spotkać, potęgując tym samym swoje obawy. Czuła w powietrzu coraz słodszy zapach jej własnego strachu, który usiłowała skierować na zbliżające się stworzenie. Ale gdyby to jednak zawiodło…
    - Pan pozwoli – mówiąc to, wydobyła z sakwy kolejną strzałę, którą tym razem jedynie profilaktycznie trzymała w dłoni – środki ostrożności. Czymże jestem? Jak już pewnie zdążył pan zauważyć żartem matki natury. Pół człowiekiem, pół kotem, choć na pierwszy rzut oka mogę się wydawać nieco bliżej spokrewniona z lisami. Tacy jak ja mają niestety niezdrowy pociąg do chadzania niewydeptanymi ścieżkami, co w konsekwencji nierzadko stawia nas w sytuacjach co najmniej dla nas niekorzystnych. Niemniej intencje mam jak najbardziej szczere, jednak z obawy o własne bezpieczeństwo jestem niekiedy zmuszona do podjęcia kroków całkowicie sprzecznych z moją naturą. W związku z czym, jeżeli nie stwierdzę, że z pana strony cokolwiek mi zagraża, ręczę, że nie znajdę potrzeby użycia broni.
    Jeszcze kilka kroków. Stukot kopyt o kryształowe podłoże odbijał się echem w jej głowie. Za chwilę nie będzie już odwrotu. Odległość dzieląca kotkę od bestii powinna być wystarczająca, aby móc otumanić ją choć w niewielkim stopniu, a jednocześnie na tyle duża, by w przypadku niepowodzenia planu a, zdążyć wypuścić strzałę i trafić. Nie miała na celu zabić, a jedynie zyskać odrobinę czasu na wyciągnięcie małych Schnee z ich kryjówki.
    _________________
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 12 Wrzesień 2016, 20:38     

    Prawiekuc prawie aż przystanął z wrażenia. Ślepia wpatrywały się w kotkę z jakimś nieokreślonym rozczarowaniem, choć mój kot mi świadkiem, że zwykle z oczysk zwierząt ciężko jest wyczytać choćby śladowe zainteresowanie właścicielem. A ten tu prawie jakby wyraz pyska miał niezadowolony na ten cały długaśny monolog kotki.
    ...Czy pani nie miewa czasem trudności nie używamy określenia "problemy", nie używamy, to niepedagogiczne, nieprzydatne psychologicznie i ogólnie zamykające większość szans na porozumienie z podejmowaniem decyzji? Bo tak radykalnie podchodzi choćby do sprawy kontaktu między nami. To, że jestem rozumne nie oznacza automatycznie, że trzeba mnie traktować jakby mnie pani oblała herbatą na przyjęciu debiutantek.
    Po swoim osobistym monologu zwierzę podjęło przerwany spacer w kierunku żartu Matki Natury, coraz bliżej naszej Lucynki, nic nie zważając na uprzednio wypuszczoną strzałę (drewno, które nie zmierzwiło mu grzywy nie jest warte nawet zastanawiania się czy łucznik widział takąż broń więcej niż raz).
    Tymczasem jego ogon zafalował jak tafla jeziora pochłaniająca nieuważnie rzucony kamyk i nagle jeden diament u zakończenia ogona zapączkował i wpełzł w górę ogona, pokrywając go jak dziwny kalejdoskop prawie do samego zada. To samo stało się z szyją zwierza. Normalnie żywy witraż.
    W tym samym czasie zza zwierzęcia, z okolic liskowej jamy dobiegł jeden długi, wysoki pisk. Nasz nieznajomy z zainteresowaniem odwrócił głowę, węsząc i nastawiając uszy. W następnej sekundzie pisk rozbrzmiał wątłym echem jeszcze raz.
    A potem nasz prawiekoń zachwiał się na boki i klasycznie ugięły się pod nim nogi. Bach. I leży, oczy ma zamknięte, oddech zwolnił, a kopyta wygięte pod tak niewygodnym kątem, że aż boli.
     



    Przytulanka

    Godność: Lucy
    Rasa: Lisokotowilk - taki podgatunek Dachowca, a co!
    Lubi: Enkila
    Nie lubi: Bycia w centrum zainteresowania, głębokiej wody, rasy ludzkiej
    Wzrost / waga: 165 cm/ prawidłowa, choć blisko jej do niedowagi
    Aktualny ubiór: Przemoczone wąskie spodnie do kolan w kolorze brązowym, luźna beżowa bluzka sięgająca pośladków, przewiązana szerokim, brązowym pasem, buty za kostkę nadające się do wyrzucenia
    Znaki szczególne: Lisi ogon, kocie uszy, szmaragdowe oczy
    Zawód: Arcyksiążęca Herbaciana Przytulanka
    Pan / Sługa: Arcyksiążę Rosarium
    Pod ręką: Bezdenna sakwa, a w niej mały kieszonkowy zegarek, bandaże, trochę pieniędzy, kilka długich rzemyków i mnóstwo innych rzeczy, o których nie pamięta
    Broń: Łuk i trzydzieści sześć strzał w sakwie
    Nagrody: Bezdenna Sakwa, Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Blaszka zmartwienia
    Stan zdrowia: Lekko podtopiona.
    SPECJALNE: Moderatorka | Wyjazdowa Maskotka Forum
    Dołączyła: 18 Sty 2015
    Posty: 170
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 21:16     

    Koń-niekoń był wyjątkowo irytujący. I zbliżał się. Powoli, lecz nieubłaganie. A ta głupia moc najwyraźniej na niego nie działała. Po co komu w magicznym świecie magiczne zdolności, skoro przynajmniej połowa żyjących tu istot jest odporna na konkretny rodzaj magii? Teraz Lisokotowilk już nie musiał na siłę przywoływać wyobrażeń dotyczących zagrożenia ze strony prawiekuca – same się pojawiały, nieproszone. Części jej małej główki rozbryzgnięte na kryształowym podłożu, niczym łupinki orzecha po spotkaniu z dziadkiem, kończyny rozszarpane jego niekońskim uzębieniem (kto wie co niekoń skrywa w swej niekońskiej paszczy).
    Jednak coś się działo. I to coś nie wyglądało jak coś czego nie należało się obawiać. Niekoń zaczął się zmieniać w jeszcze bardziej nie konia. Oczywiście nie przerywając spaceru w kierunku Lucy, a jakże. Zwierzę pokrywało się coraz większą ilością diamentów. Cudnie, nie dość, że niewrażliwy na magię, to teraz jeszcze praktycznie nietykalny? W zasadnie nawet nie „praktycznie”, bo jeszcze chwila, a kotka będzie musiała mu tą strzałą w oko celować - miała nadzieję, że przynajmniej ono nie ulegnie zmianie.
    Zbroja z kamieni szlachetnych nie zdążyła jednak jeszcze na dobre pokryć tułowia bestii, gdy ta zachwiała się na boki i najwyraźniej straciła przytomność. Dobrze, przynajmniej wcześniej niż Lucy, której też powoli niewiele brakowało. W każdym razie ułożenie jej ciała nie sprawiało wrażenia wygodnego, więc sądzić można, że nie udawała. Chyba, że jest w tym tak dobra, lecz załóżmy wersję bardziej optymistyczną za tę prawdziwą.
    Korzystając z okazji, kotka ostrożnie przemknęła obok bestii, przez chwilę tylko wahając się czy nie ulec pokusie wbicia jednej z pozostałych strzał w serce – a przynajmniej w miejsce, w którym miało się ono znajdować - nieprzytomnego stworzenia, jednakże nie w Lucynkowym byłoby to stylu. Nie potrafiłaby zabić innej żywej istoty inaczej niż w obronie własnej. Na szczęście w głowie miała opracowany awaryjny plan wydostania lisków z norki, który miał zostać wprowadzony w życie nim porwano jej Arcyksięcia sprzed ogona (przypomnę tylko, że dziewczyna była w tym czasie nosem w lisiej norce). Jeśli więc nic jej nie przeszkodzi, to Przytulanka wydobędzie z sakwy bandaże, którymi dokładnie owinie sobie dłoń i fragment przedramienia nieco powyżej nadgarstka, odrobinę ograniczając sobie w ten sposób ruchy palcami, lecz chroniąc skórę przed lodowymi kolcami i ząbkami (których nie mają, ale ona o tym nie wie) maleńkich Schnee oraz pokaźnych rozmiarów chustę, która zawiązana w odpowiedni sposób posłuży jako prowizoryczne nosidełko dla lisków. Wszystko oczywiście w pośpiechu i odrobinę niedbale, jednak dostatecznie skutecznie by stworzonka były przy niej bezpieczne.
    _________________
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 18 Styczeń 2017, 19:02     


    Końniekoń padł, dziewoja zdawała się być ostrożna, a pomysł z bandażami był dobry. Co mogło pójść nie tak?
    Owinięcie dłoni materiałem okazało się pomysłem niezłym w chwili, gdy pierwszy z chwyconych lisków z przestrachu nastroszył małe, ale twarde już kolce. Dziewczyna niemal nic nie poczuła, tak więc akcję ratunkową można było kontynuować. Czy zamierzała wyciągnąć oba liski naraz czy może wpierw jednego, zawiązać go na zewnątrz na twardo w chustkę, by nie uciekł i dopiero ratować drugie lisiątko? A może, o zgrozo, miała plan wepchnąć je do Bezdennej Sakwy? Dopiero by było, gdyby się ktoś z Obrońców Zagrożonych Magicznych i Niemagicznych Zwierząt dowiedział! Pomijając jednak potencjalne widmo OZMiNZ chuchającego w kark, wydobywanie Schnee szło kotce zgodnie z założonym sobie planem.

    A gdy się Lucynka na dobre wyprostowała i odwróciła, pierwszym co napotkały jej oczy okazało się chabrowe, uważne spojrzenie. Następne w kolejności były cztery włochate, białe łapy i bladoniebieskie, przydługawe futro wyglądające nieco jak fasetowane sople lodu. Bestia w kłębie dorównywała prawie lucynkowej wysokości, więc wilczy pysk znajdował się ni mniej, ni więcej, a na wysokości jej ładnej buźki. Całe szczęście, że w oddaleniu dosyć bezpiecznych na obecną chwilę kilku metrów... czyli tam, gdzie zostawiała nibykuca. Którego już nie było. Wniosek jest dosyć prosty, nawet jeśli niedorzeczny.
    Chabrowe Spojrzenie jakby uśmiechnął się, ukazując niechcący oczywiście cały garnitur zębów jak igiełki, bardziej przypominających strzygi czy piranii niż wilczyska. Później znów przemówił w umyśle Dachówki, nie kryjąc rozbawienia, choć czuć było, że jest to uczucie raczej pozytywne:
    ...I, jak mniemom, całe naszo tańcowanie miało na celu ukrycie przede mną obecności tych maleńkich kąsków? Panno, panno...
    Zastanawiało go, co też ona teraz pocznie. Czy tylko przyciśnie Schnee mocniej do siebie, czy też rzuci się do ucieczki? Wszak nie chwyci teraz łuku, nie na tyle szybko, by uprzedzić jego atak, i nie na tyle mocno, by nie uderzyć Bestyjek w chuście. Znaczy, mogłaby, ale kolejne akcje zabiorą kolejny czas. Cóże zrobi ta dumna, (nie)postawna, kochana kocica? Jak bardzo chciał się dowiedzieć!
    Nim pierwszy z lisków zdążył się rozpiszczeć, podłoże wokół chybawilka i Lucy otoczyła idealnym kołem złocąca się linia i w ułamku sekundy bez jednego wstrząsu byli już kilometry dalej, na dziedzińcu.
    Przestrzeń wyłożona była kwadratowymi lodowymi kaflami, a kamienno-lodowe ściany otaczały dziedziniec dookoła. Gdzieś z góry padał blask bladego, zimowego słońca, tak jak to było i w Kryształowym Lesie, oświetlając i ukrywając w cieniu wszystkie wyrastające ze ścian balustrady, krużganki, balustrady i gzymsy – niektóre chaotycznie, niektóre z sensem, a niektóre prowadziły nawet do wnętrza budowli.
    To tu chybawilk postanowić czekać na reakcję kotki, ale w jednej chwili wszystko prysło i Lucynka obudziła się. Ups.
    Była w miejscu, w którym ostatnio kładła się na spoczynek. Czy to wszystko - spadający arcyksiążę, cień Kazama, zmieniający się quasikuc i wznoszące się rzeźbione ściany - było snem?



    [Polowanie aktualnie zakończone niepowodzeniem, po części na prośbę Lucy. Możliwe wznowienie.]
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,27 sekundy. Zapytań do SQL: 9