• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Obrzeża Miasta » Wzgórza
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 21 Czerwiec 2015, 22:57     

    Zakomunikowała z cierpkim uśmiechem, że Burbonów toleruje wyłącznie w szklankach z grubego szkła i jeśli Duma chciałby pokazać także swoje dokumenty na burbonowatość (czy właśnie w taki sposób rodzą się neologizmy?), to dostanie do nich również plik papierów rozwodowych. Potem zerknęła na niego spod rzęs i spytała tonem, w którym szyderstwo mieszało się z czu-khy, khy-łością:
    - Chyba monsieur zapomniał, kogo miał przyjemność spotkać onego dnia na Szachownicy.
    I tym oto pozytywnym akcentem kategorycznie zakończyła temat balu debiutantek. Miały z maman umowę: Iskra wbija się w koktajlową sukienkę o pastelowym kolorze, chodzi na każde spotkanie przygotowujące dziewczęta do debiutu w towarzystwie i otwiera usta tylko po to, by napić się herbaty lub wyrazić aprobatę dla nowej zbiórki charytatywnej, a na sam koniec żałośnie patetycznego balu zachwyca wszystkich grą na fortepianie. W zamian przez resztę dni w tygodniu matka udawała, że nie widzi swojej pierworodnej. Zdecydowanie unikanie siebie nawzajem wychodziło obu najlepiej. Również na zdrowie.
    Dlatego też tak ciężko przychodzi rudej przyjmowanie czyjejś pomocy czy werbalizowanie rozmyślań.

    Kwestia jeża została przez Dumę bezczelnie zignorowana, ale padłaby chyba trupem, gdyby wykrzyknął zaraz za nią: “faktycznie, cudny!” Umarłaby z powodu ataku śmiechu lub zgrozy dla braku poszanowania stereotypów.
    Ale nawet więcej: kwestię jeża skwitowano po prostu krzywieniem się - powoli uczyła się wyłapywać wszystkie zmiany jego bladziutkiej twarzy - jakby trafiła w jakiś wyjątkowo nieprzyjemny temat. Uniosła brew, w zasadzie sama do siebie, bo niemal natychmiast jego emocje (znów) zostały pogrzebane pod kopcem usypanym z apatii lub obojętności. A jednak postanowiła zostawić to na później. Nawet iskrowy, choć niewątpliwie nadszarpnięty, zmysł taktu i wyczucia chwili miał swoje chwile chwały. Nie spisał się wprawdzie wcześniej, ale.
    - Muszę pamiętać, by ostrzegać przed tobą też biedne, różowe flamingi - skwitowała tylko, w gruncie rzeczy od rzeczy, w jego koszulkę i przebiegła palcami dłoni wzdłuż lunatykowego kręgosłupa od miejsca, z którego sięgała, aż po kark.

    Schował swoją broń (czy to bezpieczne nosić to tak w kieszeni?), oddała mu pistolet i wtedy cofnęła się pod drzewo, splatając za plecami ramiona. A już sądziła, że go zaszokuje, podczas gdy on mrużył oczy jakby był zły, że ruda nie wie takich podstawowych rzeczy. Powinna jednak pamiętać, że ten właśnie widok, z bronią palną w ręce, jest czymś, co towarzyszyło mu przez większość młodości. (O ile powiedział jej prawdę. Zanotowane: zweryfikować.) Bez względu jak seksownie w tej chwili wyglądał, łatwość z jaką przejął broń i ważył ją w dłoni, pewność, z którą się wypowiadał stanowiły pierwsze, co rzucało się w oczy; nawet dla niej, zauroczonej ruchami mężczyzny. Nie powinna zapominać, że Duma od przytulania i pocieszania prawdopodobnie zwykle jest gdzieś zamknięty wewnątrz głowy Lunatyka, tak jak i Eva Melancholijna i Niestabilna Pierwsza została ukryta w wysokiej wieży na rubieżach umysłu.
    Co w jakiś dziwny sposób prowadziło do konkluzji - jaki jest Duma na co dzień? Znaczy, trochę wiedziała, wszak ich poprzednie spotkania nie były słodkie jak miód, ale z czego się utrzymuje, gdzie się zatrzymał, skoro ma problemy z ludzką rodzi- ...tfu, mafią. Mafią. Markovska: mafią. Odpowiednia pora na olśnienia.
    Eva miała już, raz jeden jedyny, spotkanie bliskiego stopnia z rosyjską mafią. Pozostały jej po niej koszmary, blizna na brzuchu i wspomnienie zakrwawionych kostek u rąk, gdy już mogła spokojnie uderzyć Kalinę za to, że prawie pozwoliła się zabić. Ale to już zostało wspominane.
    Ale... powiedział, że wrócił, żeby jej poszukać. Czyli pewnie zdecydował się pozostać w Lustrze. Cóż, Hjuston, mamy problem.
    Wróciła do aktywnego słuchania, potakując, gdy pouczył, że odbezpiecza się “normalnie”. Miała nadzieję, że to “normalnie” przystaje do jej kategorii zwykłości. Choć ostatni raz, gdy próbowała odbezpieczyć spluwę przez nakładkę o krawędź niskiego obcasa, skończyło się wznieceniem ogromnego obłoku kurzu z powodu spektakularnego upadku na klepisko. Tata poradził jej, by trzymała się tego co wychodzi jej najlepiej, czyli krótkiego dystansu.
    - To z niego do mnie celowano. No i nie uwierzysz kto jest właścicielem.
    Potem przyszła myśl, czy powinna Lunatyka wprowadzać w rzeczy, o których prawdopodobnie nie miał pojęcia. Niewiedza bywałą błogosławieństwem i mogła uratować życie. Mogła je też znacznie utrudnić, ale Eva chyba skłaniała się ku opcji chronienia mężczyzny, nawet wbrew jego woli. Koniec końców nie skończyła poprzedniej myśli.

    Poświęciła się przyjemności obserwowania jego ruchów, gry mięśni na ramionach, odczuciu wiatru poruszającego liśćmi, wzdryganiu się na dźwięk uderzającej w próżnię iglicy, pytanie o godzinę wytrąciło ją więc z tego dziwnego stanu zawieszenia w sposób gwałtowny i jakimś nieprawdopodobnym ruchem Eva straciła równowagę. Zamachała ramionami, a potem runęła plecami na pień drzewa znajdujący się zatrważające dwadzieścia centymetrów dalej. Syknęła i zaczęła się otrzepywać ze skruszonej kory i resztek porostów. Podwinęła rękawy swetra za łokcie i z czystego pedantyzmu przeczesała też krótkie włosy.
    - Nie mam pojęcia - odparła raczej nieobecnie, wyciągając pomiędzy ich ciałami rękę po Walthera. Gdyby podeszła bliżej, znów usiłowałaby go dotknąć, a nie mogli spędzić reszty życia spleceni jak lina okrętowa. Jakoś nie widziała tego na liście “10 rzeczy, które chcę zrobić przed śmiercią” Lunatyka. - Szesnasta? Siedemnasta? Zaraz sprawdzę.
    Przypuszczała, że Duma zabezpieczył uprzednio pistolet, ale i tak sprawdziła to jeszcze raz samodzielnie, metodycznie przypominając sobie instrukcje Gustavo, znajomego ojca ze strzelnicy, z zamierzchłych czasów naiwnej nastolatkowatości, gdy jeszcze z tatą sądzili, że najgorszym co mogło ich spotkać, to Kalina umawiająca się z bratem gościa należącego do paczki podającej się za gangsterów.
    Raczej ustąpić niż zranić, raczej zranić niż okaleczyć, raczej okaleczyć niż zabić, prędzej zabić samemu, niż dać się zabić. Wielokrotnie powtarzano jej to także podczas treningów krav magi.
    Przed włożeniem pistoletu do torby spojrzała jeszcze raz na swoją dłoń, niemal z niedowierzaniem, jakby przez chwilę zapomniała co ta metalowa, potencjalnie śmiertelna rzecz robi przy jej osobie. Prawie ją skusiła perspektywa pozbycia się cholerstwa poprzez darowanie go Dumie. Na pewno miałby z niego większy użytek. Później jednak górę wziął rozsądek… no chyba nie. Ale coś takiego warto mieć na stanie, szczególnie jeśli się już udało przejść testy psychologiczne (jakim cudem?) będące podstawą do uzyskania świstka noszącego miano “Pozwolenie”.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Czerwiec 2015, 22:30     

    Roześmiał się - to orzeczenie brzmiało tak obco, przyporządkowane podmiotowi-Lunatykowi... - na wspomnienie o papierach rozwodowych, które miałby otrzymać głównie za to, że nazywa się Burbon. Zresztą, Duma Burbon... Chłopak nie dopuściłby chyba to takiego obrotu sprawy i najpewniej skończyłby w urzędzie, wykłócając się o zmianę imienia. Zmrużył oczy, nawet nie ukrywając zbyt szerokiego jak na siebie uśmiechu, pozwoliwszy sobie wtedy jeszcze na obdarowanie pocałunkiem szyi Iskry i staranne zbadanie jej spojrzenia.
    - Nie znasz całej prawdy o mnie - oznajmił na jednym wdechu, jakby miał ogromny problem z otworzeniem się przed Evą. Lekka ucieczka spojrzenia w prawo, lekka ucieczka spojrzenia w lewo... - Tak naprawdę jestem... Zwykłym zalotnikiem podstawionym przez twoją matkę. Wszakże nie z jakiegoś dobrego rodu, ale doszła do wniosku, że może taka osoba będzie dla ciebie lepsza, niż taki... puszący się... arystokrata... Albo nikt.
    Zakończył to przepraszającym uśmiechem, który miał za zadanie skryć następny wybuch wesołości i zapobiec wyjściu z roli chłopaka. Każde słowo, które wypowiedział było wcześniej poparte obserwacją jej twarzy, tak, by wyglądało to jakby badał grunt przed rzuceniem jakiegoś wielkiego wyznania... Nie był tak dobrym aktorem jak ona, przez co zaraz parsknął śmiechem, ale wydawał się... nazbyt zadowolony z tego słabego żartu.
    Żeby odsunąć podejrzenia? Żeby podsunąć je Iskrze pod nos?
    - Trudno zapomnieć o takiej przyjemności - szczególnie kiedy przyszło ci ją mieć w ramionach, co?

    Wyobrażenie sobie Dumy krzyczącego na takie stworzenie z takim zachwytem...? Zachwyt z Dumą przecież nie idą pod rękę, a nawet jeśli to zachwycają się czymś cicho, najprawdopodobniej przerażony możliwością spowodowania przez większy entuzjazm... nieprzewidywanej reakcji. O, chociażby taka Eva - wyraził się o niej dobrze (wyraził, wręczył kwiaty, co nieco zadeklarował...), a kilkanaście minut później stała przed nim z rozwartymi ramionami, nakazując, by ją zabił (nawiasem mówiąc, Dumo - pasuje na twoją dziewczynę!). Nie potrafił zbyt dobrze grać na uczuciach innych poza swoimi, starał się zatem unikać sytuacji, w których było mu to niezbędne...
    ...chyba że ktoś wspomni o flamingach. Uniósł lekko głowę.
    - To będzie... oisillon czy oiseau? - skaleczył akcent, doprowadzając do tego, że słowa brzmiały niemalże tak samo. Skrzywił się sam na swoje słowa, po czym dodał szybko: - Byłem kiedyś w zoo i byłyyy tam flamingi. Wiesz, że flamingi tak naprawdę nie są różowe? Stają się takie od jedzenia. Znaczy... barwnika w nim.
    Właściwie nie miał pojęcia, po co podzielił się z panną Markovski tymi faktami, ale był jak najbardziej zadowolony ruchem dłoni, który wykonała. Trochę jakby głaskała kota, a nie Dumę, ale... od Lunatyka niewiele do Dachowca, prawda? Jedno i drugie pochodzi z Krainy Luster, więc może to być kolejna tajemnica potomka Burbonów Dumy. Przy czym to już by wyglądało jak jakaś niezbyt dobrze dopracowana jednoosobowa, brazylijska telenowela...
    "Moda na sukces" się skończyła, teraz czas na niego.

    Rzadko zdarzało mu się obserwować całą Evę - zazwyczaj potykał się już na samym zielonkawym spojrzeniu, którego ekspresja nigdy nie pozwoliła mu sięgnąć dalej niż do ust czy włosów. Tak - dostrzegłby ponownie niezwykłość zwykłości ubioru, w którym dziewczyna prezentowała się wyjątkowo... wyjątkowo (tak to jest, jak brakuje komuś określeń ze względu na baaardzo słabą edukację, co, Dumo?)... gdyby nie to, że dała mu do ręki broń.
    Sądzę, że ruda także dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy o nim - o, chociażby to, że lubi flamingi, broń i samą zainteresowaną - czy w takiej kolejności, jaką tutaj przedstawiłam... Jest to nawet prawdopodobne.
    - ...Kto? - zawiesił między nimi pytanie, chyba po prostu nie dostrzegając tego, że myśl została przezeń przerwana - wciąż zajęty był bronią i badaniem podobieństw i różnic między czeskim gnatem a Waltherem.

    Kiedy uniósł z powrotem na nią wzrok, przekrzywił lekko głowę, uświadamiając sobie, że Eva w hierarchii rzeczy, które Lunatyk lubi, zaczyna doganiać w rankingu pistolety. Ale spokojnie - doganiać. Duma ma priorytety w życiu i nie da się tak łatwo. Napisałam przed chwilą, że nie da się tak łatwo...? Wystarczyło, że się zachwiała, a on już obejmował ją w pasie, starając się jak najbardziej zminimalizować straty, które przyszło jej ponieść - nie potrafił jednak pomóc jej w otrzepaniu się, dzierżąc w jednej ręce pistolet, a w drugiej kilkadziesiąt kilogramów rudej. Pokręcił głową z rozbawieniem, pozwolił się jej wyprostować, oddał jej Walthera i teatralnie strzepnął paproszek z jej swetra, odsuwając się równie szybko, jak ona zrobiła to przy nim. A o 10 rzeczach, które chcę zrobić przed śmiercią pióra Dumy nie mam prawa mówić bez obecności przedstawiciela wydawnictwa.
    - Szesnasta, siedemnasta - powtórzył i wzrok jego podjął wyzwanie wydrążenia dziury w butach Evy. - Muszę się zbierać - praca.
    Miał nadzieję, że nie będzie dociekała i nie dowie się, że chłopiec gangstera przenosi paczki w magazynie po nocach. Miał nadzieję też, że wyglądał na bardzo spiętego i zdeterminowanego, by udać się do wyznaczonego celu i beznamiętną miną zatuszował oznaki zawodu brzęczące w ponurym tonie wypowiedzi.
    Spróbowałaby mu tylko ją wcisnąć - nie przyjąłby jej. Nawet z zapewnieniami, że poradzi sobie bez broni w torebce - właśnie słyszał, jak świetnie radziła sobie całkowicie sama, ratując innych z linii ognia, pokonując grupę stworzonek z innego świata, uciekając od swojego współlokatora, a koniec końców płacząc mu na kolanach.
    Spróbowałaby.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 25 Czerwiec 2015, 23:19     

    Gdyby Duma wiedział, że nie może się bardziej mylić.
    – Potrafisz rozróżnić redbusha od honeybusha? – spytała w zasadzie po to, by pokazać tok myślenia maman, nie, by poniżyć mężczyznę. – Jeśli nie, to nie jesteś przez nią wysłany. Popołudniowa herbata jest dla mojej matki święta, a nawet nie jest Angielką. – Zamrugała. Nie dało się w jednym lub dwóch zdaniach scharakteryzować Veronique Markovski. Iskra próbowała zrozumieć tę kobietę przez niemal dwie dekady, od chwili gdy zrozumiała, ze będzie kochana i doceniana tylko wtedy, gdy będzie się mieścić w określonych przez maman ramach wychowania i zachowania.
    Niemniej o rodzinie mówi się dobrze lub wcale – to pierwsza z wielu rzeczy, których się przy matce nauczyła. Odparła więc, nie dowierzając, że słowa przechodzą jej gładko przez gardło:
    – Ale ogólnie jest fajną osobą. No i jej ilustracje do książek i bajek są obłędne. – Drugie zdanie było prawdą i tylko prawdą. Wspomnienie matki zdestabilizowało jednak jej myśli na tyle, że nie wyczułaby aluzji nawet gdyby przespacerowała pomiędzy nimi czy zaczęła rudej pleść warkocze. Nie zdziałał tego nawet cudowny śmiech Dumy i opiero widok jeża ożywił matowe spojrzenie.

    Uniosła zaskoczona głowę, słysząc ciekawostkę. Zrobiłaby to wcześniej, na wspomnienie o „ptaszkach”, ale na dźwięk Dumy mówiącego po francusku musiała ukryć uśmiech w jego T-shircie. Przyrzekła sobie, że kiedyś nauczy go odpowiednio akcentować zgłoski. Albo chociaż udawać, zamieniając każdą literę „r” na „h” podczas wymowy.
    – Mój dhogi – świetnie, brzmiała jak babcia Irene – flaming będzie oisillon, ale tylko pod wahunkiem, że jest mały, puszysty i chce się go phytulić. – Znów zerknęła spod rzęs, równocześnie porzucając gardłowy ton. Gdy nie chciała, nikt nie będący rodowitym Francuzem nie usłyszał by akcentu. – Widziałeś flamingi w zoo? – upewniła się. – Czyli opowieści Carrolla to zwykłe konfabulacje, flamingi i jeże nie są pożądanymi akcesoriami do gry w krykieta? Są bezpieczne? – dopytywała z przejaskrawionym niepokojem.

    Przez chwilę myślała, że pęknie jak zbytnio naciągnięta, sparciała gumka-recepturka. Schowany przed momentem pistolet nadal ciążył jej w ręce, Duma odsunął się gdy tylko złapała równowagę, a siniaki na przedramionach stały się chyba kroplą, która przepełniła czarę. Przypomniała sobie o nich dopiero teraz, gdy zobaczyła własną rękę wyciągniętą po Walthera: ogromna plama na wewnętrznej stronie lewego przedramienia, zaraz obok Animicusa – to był chyba pień drzewa przy którymś uniku – i sporo zielonkawych podkrwawień na niewiodącej ręce. Dziękowała niebiosom, że już nie boli, bo ramiona i barki wyglądają pewnie gorzej. Na pytanie "kto?" jest właścicielem machnęła ręką, jakby odpowiedź była nieistotna.
    Dowiadując się nowej rzeczy o mężczyźnie - tym razem o pracy - normalna Iskra z pewnością zaczęłaby dopytywać i wywiadywać się co i jak; obecnie miała jednak wrażenie, iż wszystko od dłuższej chwili jest sztywne , na siłę... przynajmniej z jej strony. No i Duma znów miał minę, jakby chciał się rozchorować.

    Przez chwilę myślała, że usiądzie tu, gdzie stoi i odmówi ruszenia się do końca świata. Chciała powiedzieć, że chyba nie da rady i po prostu sobie tu posiedzi aż świat nie przeminie. Zamiast tego zmusiła się do naturalnego uśmiechu, porzuciła myśli o ponownym rozpłakaniu i wyciągnęła do niego rękę, kierując się w stronę ścieżki.
    To nie tak, że wrócili do punktu wyjścia. Po prostu Eva nie chciała znowu sprawiać mu kłopotów - jej czarne myśli powinny pozostać w jej głowie, a nie zatruwać też innych.
    Zawsze tak robiła.
    – Czy Ty masz niebieską krew? – zapytała więc w zamian, aż unosząc że zdziwienia łukowate brwi. Po drodze zgarnęła także prócz bukietu goździków resztki bandaża i stąd pytanie, uformowane jeszcze podczas leczenia Lunatyka.
    Szalenie ciekawe są kwestie różnic pomiędzy gatunkami zza Lustra: czy uszy Dachowców pozwalają im słyszeć tak dobrze jak kotom? skąd się dokładnie biorą Senne Zjawy? i czy ona, jako Marionetkarka o rozwodnionej krwi (co za śmieszny zabieg stylistyczny, skoro wszyscy wiedzą, że pochodzenie i cechy biorą się z DNA!), ma zdolność ożywiania kukiełek?
    Szalenie ciekawe, ale obecnie poszukiwania informacji, studiowanie pogłosek i przeprowadzanie wywiadów z istotami dla celów "referatu na studia" o "lokalnych legendach Glassville" traktowała jako karę. W pewnej mierze sama ją sobie wymierzyła.
    Zerknęła znów na wysokiego, pięknego mężczyznę i z bladym uśmiechem podała mu połowę wyłowionych z listonoszki chusteczek higienicznych, pytając:
    – Wracasz Tam, tak?


    [Nie pytaj ile i jak się gimnastykowałam, żeby wstawić ten post :D]
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Czerwiec 2015, 22:10     

    Chciałby rozróżniać albo przynajmniej wiedzieć, czym jest honeybush i redbush - ale nie był nawet zły na nią za to, że - mimo uwagi, że nie próbowała go obrazić - udowodniła mu niewiedzę, ponieważ... doskonale zdawał sobie z takowej sprawę i spędzając czas przy niej miał wrażenie, że w tej głupocie się jeszcze bardziej pogrąża - jednak usprawiedliwiał to stanem, w który wprowadzała go Iskra. Skoro on w tym związku ma gotować (chyba wodę na herbatę), sprzątać (chyba bez entuzjazmu sprzątać cukier, który wysypie podczas robienia wymienionej) i prasować (koszulę, kiedy zaleje się herbatą), to ona mogła spokojnie zająć się myśleniem logicznym i mniej logicznym.
    Właściwie pragnął dowiedzieć się co nieco o ilustracjach, ale porzucił ten pomysł, kiedy kompletnie spochmurniała - pokiwał tylko głową, by pokazać, że słuchał jej uważnie i pozwolił historii przesunąć się do jeża, coby dłużej nie załamywać - przynajmniej tej - czasoprzestrzeni.

    Tylko ukrywa tą głowę i ukrywa - kiedy tylko usiłowała schylić głowę, zdjął rękę z jej ciała, by palcami unieść jej podbródek i zauważyć uśmiech, którego ze zniecierpliwieniem wyczekiwał za każdym razem, kiedy tracił go z pola widzenia. Duma nie miał, gdzie ukryć głowy, dlatego zmrużył rozbawiony oczy, nie przejmując się faktem, że z każdym "h" jego uśmiech stawał się szerszy. Za to kiedy podważyła autentyczność historii Alicji, zmył skrzywienie z twarzy i spojrzał na nią z wyższością - czyli tak, jak dotychczas podczas każdego ich spotkania.
    - Jeże i flamingi grają tylko u królowej, dlatego zapewniam cię, że są bezpieczne - nie trafiają w łapska - odchrząknął - jakiegoś... pospólstwa.

    Tym razem szedł wolniej i trzymał ją za rękę mocniej, niż wypadałoby to Dumie, teoretycznie całkowicie zadowolonemu z całego obrotu sprawy - trudno nie było mu stwierdzić, że atmosfera... podupadła. Może po prostu podświadomie wiedział, że udawanie bardzo zdeterminowanego do odejścia nie wyjdzie na dobre ani jej, ani jemu - z drugiej strony nader wszystko nie chciał zobaczyć znowu zmartwionej Evy. Sama myśl o tym, która teraz uderzyła go ze zdwojoną siłą, sprawiła, że zrobiło mu się po prostu słabo i na chwilę rozluźnił uchwyt dłoni, jakby miał zaraz runąć na ziemię. Jednak po serii mrugnięć, lekkim pokręceniu głową i obdarowaniu jej spojrzeniem, usłyszał jej pytanie, westchnął i po prostu wyjął nóż.
    Zatrzymał ją i siebie, po czym nacisnął ostrzem na dłoń (oczywiście nie skaleczył tej, która miała ściskać dłoń marionetkarki), z której polała się krew - tak, trudno było jej odmówić niebieskości - i ruszył dalej, ponownie uczepiając sie jej rączki.
    - Najwidoczniej mam - mruknął - Ale pytałaś mnie też o moje moce, więc stwierdziłem, że skaleczenie to dobry pomysł na pokazanie tej... umiejętności, bo trudno nazwać to mocą. Nie odczuwam bólu - przymknął oczy. - Przynajmniej nie... tego. Jakby to... o. To ramię, które uleczyłaś, w takiej... skali bólu... oceniłbym na słabą piątkę. No... na pewno nie bolało to tak, jak boleć powinno.
    Przez chwilę wydawało się, że Duma zakończył opisywanie swoich mocy, ale... no, jeszcze dwie, tak?
    - Od razu wspomnę, że powinienem mieć trzy moce, ale tej drugiej, no... nie znam. O ile ją mam. Jeżeli chodzi o te, które znam - wykrywam kłamstwa. Tylko te słowne, ale... - nie skończył, jednak Eva mogła dostrzec jak dużą trudność sprawiło mu wspomnienie o ostatniej mocy - spojrzenie wyglądające spod zmrużonych powiek nieobecne kluczyło gdzieś na horyzoncie i znowu miał minę jakby zjadł coś wyjątkowo niesmacznego. Nie zmieniło się jednak nic poza tym - dalej ściskał jej dłoń, pewnie w obawie, że się wymknie, albo zrobi coś kompletnie niespodziewanego - coś, czego po Evie można było... się spodziewać.
    Wolał też o tym napomnieć teraz, niż poinformować ją o tym później w mniej sprzyjających okolicznościach. Jak ojca. Matkę. Całą rodzinę. Nawet on czasem chciał się poprawić.

    Kiedy zauważył chusteczki, jęknął głucho, bo to oznaczało więcej ścierania z siebie śladów szminki - na razie je przyjął, ale nie rozpoczął czyszczenia się - zamierzał się pożegnać w sposób przyjemny, a nie zamachać ręką na pożegnanie.
    - Zostaję dzień tutaj, potem jadę do Londynu... będę tam po Londynie - odpowiedział po chwili zastanowienia, jednocześnie zastanawiając się, jakim cudem ten grafik zrobił się tak napięty. - ...Ale skontaktuję się z tobą. Tak. Na pewno. Nie wiem jeszcze jak, bo nie mam... telefonu... komputera... nie wiem, w którym hotelu mieszkasz... ale tak. Muszę. Nawet nie wiem, jak sobie bez ciebie poradzę.
    Nie do końca uwierzył w to, że to ostatnie powiedział na głos tym samym tonem, co resztę. Tak, jakby to było jego kolejne zajęcie podczas dumnych wojaży, a nie jedna z najszczerszych prawd. Teraz nachylił się, by pocałować ją w sposób, który pozwolił mu być na tyle czułym, by zdobyć się na przytrzymanie jej w swoich ramionach i na tyle długi, by mógł sobie uświadomić, jak cholernie będzie za nią tęsknić - brawo, tumanie - a kiedy odsunął się, naprawdę wyglądał, jakby przywaliła mu w twarz - dlatego czym prędzej wybełkotał przeprosiny i pożegnanie, po czym odszedł, skręcając oczywiście w złą uliczkę - coś mi mówi, że spóźni się do pracy. Że znowu spóźni się od pracy.

    z/t

    // doceniamy. doceniamy. doceniamy :>




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 7 Lipiec 2015, 22:18     

    Gdy ciął nożem przez rękę, w pierwszej chwili nie wiedziała jak się ma zachować: zarówno okrzyk trwogi, malowniczy wytrzeszcz oczu czy po prostu klasyczny facepalm wydawały się odpowiednie. Koniec końców wyśrodkowała reakcję, znów zakrywając usta dłonią. Potem zacisnęła własną rękę na jego zranionej i wysyczała:
    – Chybaś ocipiał.
    Uleczyła go, oczywiście, a w miejscu przecięcia został tylko blady sznyt, który zniknie niedługo wskutek procesu gojenia. Uleczyła go, nie przeszkodziło jej to jednak wpatrywać się w mężczyznę jak w wariata, który właśnie uwolnił się z kaftana bezpieczeństwa.
    – To było… – Co miała powiedzieć? Uświadomiła sobie, że „spontaniczne” jest dobrym przymiotnikiem, ale nie nadaje się na obecną chwilę, bo Duma… zawsze był spontaniczny, więc to żaden wyjątek. Gimnastyka na samym środku Znikającej Szachownicy, wzięcie udziału w zorganizowanej z czapy akcji ratunkowej dla św. Mikołaja , noszenie rudej na rękach, wieczne gubienie się na ulicach miasta, w którym zamieszkiwał.. Lunatyk był żywy, młody również duchem i będzie potrafił dotrzymywać jej kroku we wszystkich szalonych eskapadach. Taką przynajmniej miała nadzieję – że nie zamęczy go przedwcześnie. – …niepotrzebne – odparła w końcu. – Widziałam twoją krew na bandażu, stąd pytanie. Zawsze jesteś taki porywczy? – spytała retorycznie, choć po trosze znała przecież odpowiedź. Chciała jednak poznać też jego punkt widzenia. I trochę go podręczyć, tak.

    Chyba nawet zamierzała wtrącić, że rozumie jego „problem”, bo choć Joanne analgezji – analgezja, tak to się nazywa podobno – nie dostała w zestawie mocy, to któregoś razu coś poszło gorzej niż zwykle i nagle przestała czuć ból i temperaturę. Nie to, że ruda wściekała się na fartuchy, ale brak bólu teraz nie oznaczał, że Jo nie pamiętała tego z przeszłości. Zamierzała więc wtrącić, ale wtedy Lunatyk przeszedł do drugiej części w Przewodniku po mocach Dumy.
    Czy fakt, że wyczuwał kłamstwa coś zmieniał? Znaczy, na pewno, ale czy miało znaczenie to, że teraz ona też była świadoma? Zerknęła na towarzysza z niepokojem. Większości ludzi przeszkadzałby fakt, że ktoś zdaje sobie sprawę z tego, że, kiedy i ile oszukują, ale Duma na pewno świetnie o tym wiedział. Byłoby to wysoce niewygodne dla wszystkich oszustów, manipulatorów i nałogowych łgarzy… Spojrzała jeszcze raz, tym razem odszukując dumny wzrok, a jeśli mężczyzna za bardzo odpłynął – pomogła sobie ręką, znów wsadzając biedne, wymiętoszone na łodygach goździki pod pachę. Cóż, za chwilę i tak złożyła wolną dłoń na krawędzi żuchwy, obejmując jego twarz.
    – …ale wiem – dokończyła jego myśl. – Znaczy, nie wiem – zrobiła śmieszną minę – ale w jakiś dziwny sposób wcale mi ta twoja zdolność nie przeszkadza. – Dłoń Evy najpierw obadała fakturę lica Lunatyka, a potem zsunęła się kolejno na jego szyję i klatkę piersiową. Siłą rzeczy na chwilę się zatrzymali.
    – Ale zdajesz sobie sprawę, że niedopowiedzeń już nie wyłapujesz? Ilość półprawd jakimi karmiłam cię do dzisiaj spowodowałaby z pewnością przegrzanie twojej mocy – uśmiechnęła się lekko, postanawiając skupić na pozytywie: zdrowiu Lunatyka i poznaniu nowych ograniczeń! niż na zmieszaniu, które czuła z powodu wypowiedzenia tej prawdy.
    No i, hej, jeśli była tak przewidywalnie nieprzewidywalna to czy nie powinna teraz zacząć, nie wiem, być nudna? Na razie jednak narratorka chyba zbyt dużo czasu spędziła z sześcioletnimi dziewczynkami – dla których przytulanie jest oznaką ogromnej miłości i radości – bo odczuwa nieprzepartą chęć przylepiania rudej do postaci Dumy raz po raz. Taka monotematyczność uwagi i reakcji, jak przedtem to nieustające szczerzenie się Iskry. Z radości, ale ileż można?

    Gdy na widok chusteczek zaczął burczeć, ściągnęła usta, bez powodzenia próbując się nie uśmiechnąć. Wesołością i dobrym nastrojem napełniały ją takie najprostsze, prozaiczne zdarzenia. Nieustannym dreszczykiem emocji napawał fakt, że to jej szminkę ścierał Duma z ust. Powstrzymała się przed natychmiastowym przyłożeniem dłoni do jego tułowia, by poczuć jak ten niski, wibrujący dźwięk z lunatykowej przepony rezonuje po jej kościach. Ot, zboczenie zawodowe.
    Słuchała planów na jego następne dni, w sumie nie spodziewając się, że otrzyma tak pełny raport – bardziej chodziło jej o tą drżącą niepewność, którą przestawała czuć, gdy przeszedł do drugiej części wypowiedzi. Znów uczucie płynnego ciepła w piersi, jakby przytuliła najmilszy z termoforów – możliwe, że tak smakowało szczęście. Dawno nie miała okazji, zapomniała już jego aromatu.
    Znów zaczęła przerzucać przedmioty we wnętrzu głównej komory torby – wiecie: kocię, drukarka, pędzle do malowania ścian i upchnięty z boku zestaw ratunkowy na trzy pełne dni – by wydobyc wreszcie nieduży kołonotatnik, który wszędzie ze sobą targała. Długopisów też dziennikarce nie brakuje. Zapisała swój aktualny numer telefonu i podpisała „Iskra”, po czym wyrwała kartkę i wręczyła mu z przewrotnym półuśmieszkiem:
    – Bardziej romantycznie byłoby, gdybym nabazgrała ci go na dłoni lub na trampkach, ale wtedy byłoby większe prawdopodobieństwo, że by się przypadkiem zniszczył.
    Chwilę przed pocałunkiem wstrzymała go jeszcze na moment, otulając dłońmi pociągłą twarz – jak przyjemna była myśl, że nie musi się już martwić, że Lunatyk odbierze takie odroczenie za niechęć – by dopowiedzieć szeptem:
    – Radziłeś sobie dotąd całkiem nieźle, muszę przyznać. Oprócz tej paskudnej rany. Na nią spuścimy zasłonę milczenia. I oprócz tego podbitego oka – skonstatowała sucho. Potem się uśmiechnęła. – Ale nie zgub się nigdzie na zawsze, bo nawet jeśli jesteś mój, to nie będę cię szukać.
    A potem uciekł. Jak zawsze.
    Uśmiechnęła się jeszcze raz, do siebie, a potem odeszła w swoją stronę. Miała nadzieję, że pamięta, na której ulicy stoi ten jej hotel.

    [zt]
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.






    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 29 Czerwiec 2018, 00:49     

    Oh, jak dobrze, że ten wszechobecny śnieg już prawie stopniał. Nie sądziła, że uda się to załatwić w zaledwie jedno przedpołudnie (spuśćmy naprawdę grubą zasłonę milczenia na dotychczasową rozpiętość fabuły od stycznia do czerwca...). Dzięki temu – i informacji, że udają się do Krainy Luster, gdzie bywa stosunkowo ciepło – mogła sprawić sobie tymczasowy, klasyczny w kroju płaszcz wyczarowany ze Wstęgi i odwołać go w każdej chwili. Najgorszym uczuciem na świecie było przedłużające się wędrowanie po centrum handlowym z ciążącą pod pachą, krępującą ruchy zimową kurtką. Zmieniła też strój spodni, dostosowując się do dress code obowiązującego w fantastycznym świecie - nadal miała na stopach skórzane botki na masywnym obcasie i ciemne rajstopy, ale spod płaszcza na kilka cali za kolano wystawała zapinana na błyszczące guziki szeroka spódnica ze sztywnego, jasnego jeansu. Nie popełni tego samego błędu co ostatni razem. Nigdy więcej lekkich bucików i braku broni przechodząc przez Lustro.
    Razem z Victorem – który lojalnie czekał na nią w mieszkaniu, niepomny wybuchów gniewu na przemian z potokami łez przez ostatnie półtora tygodnia – przeteleportowali się na Wzgórza. Eva jak i kilka razy wcześniej wybrała las schodzący ze wzgórz, w kotlince gdzie uświadczyć można było tylko prawdziwki i żywiących się nimi bezdomnych pijusów, nocujących na podziurawionych materacach. Jeśli więcej osób – i istot – wyprawiało takie rzeczy pod ich nosem, bardzo prawdopodobne że to ci mężczyźni byli pierwszymi, którzy rozprzestrzenili plotki o magicznym ludku i ich czary-mary. Inna sprawa, że rzadko kto ich słuchał, a już na pewno nie dawał tym opowieściom wiary. Nawet MORIA. Dlatego Eva była tu tak bezpieczna.
    W trakcie zejścia do Świątyni ruda przybliżyła tygrysowi nieco cały plan. Nie miała nadziei, że ekscentryczny tygrys jej pomoże. Po prostu chciała go uprzedzić boleśnie świadoma, że Anceu może go położyć po prostu swoim byciem.
    – Postaraj się go nie odstraszyć, błagam.

    W chwili obecnej dreptała sobie powolutku w miejscu, starając nie wsiąknąć w kałużę, która znów utworzyła się pod jej stopami. Dlatego nienawidziła przedwiośnia. Buty przemakają, czego byś nie robił, stopy marzną, a podłoże jest tak miękkie, że nie da się zrobić nawet porządnego wykopu gdyby cię ktoś zaatakował na jakiejś bocznej ścieżynce.
    Nie była w sumie zmarznięta – podstawowe kata wykonane w domu przyjemnie rozgrzały i rozciągnęły mięśnie, a że zabrała skórzany plecak-sakwę, dłonie miała wolne i trzymała w nich dwa przykryte kubki termiczne: ciepłe z zewnątrz, z niemal wrzącą, osobiście zmieloną kawą z odrobiną mleka i cukru wewnątrz. Nie było to tak spektakularne jak czekanie z dwoma kubkami z kawą ze Starbucksa, ale termiczne miały dla niej więcej sensu. Wbrew temu jak się celowo prezentowała ludziom, była praktyczną młodą kobietą. Nieco zbyt przywiązaną do mody, ale nadal więcej czasu spędzała w górach niż u kosmetyczki.
    W trakcie czekania na monsieur Welsa usiłowała nie przywoływać w pamięci ostatniego razu, gdy była w tych lasach dłużej niż chwilę. Usiłowała omijać tor wspomnień tak mocno, że możliwe iż od zaciskania zębów zgryzła już szkliwo i dostała kurczów szczęki. Po raz wtóry, jak osoba zaburzona obsesyjnie-kompulsywnie, przewertowała w myślach spakowany nieco naprędce ekwipunek:
    miękkie spodnie, dwie bluzki z niemnącego materiału i trochę bielizny na zmianę, podstawowe kosmetyki do makijażu i utrzymania higieny – nigdy nie ufaj magicznym rzeczom – oraz leki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe. Nie sądziła, by zaszkodziły jej tamtejsze specyfiki, w końcu też była magiczna, ale jakoś nie zamierzała próbować. To był chyba naprawdę pierwszy raz gdy tak przykładała się do wyprawy na drugą stronę. Każdy wcześniejszy raz był spontaniczny, jednodniowy; nie zapuszczała się też dalej niż Herbaciane Łąki i Malinowy Las otaczający tamte. A jednak spotkanie twarzą w... pysk? z tamtymi karykaturami małpek kapucynek spowodowało radykalną zmianę w jej myśleniu. Dalej, na dnie torby naładowany, zabezpieczony gnat ukradziony Moriemu, bo, hej, i tak nie do końca potrafiła się nim posługiwać! Poza tym, to ona sama była bronią. Do środka rzuciła też szkicownik A5 i minimalistyczne opakowanie kredek i ołówków, szarą taśmę klejącą, bandaże i wodę utlenioną, górę zbożowych batoników energetycznych i butelkę wody mineralnej średnio gazowanej.
    Nie za wiele rzeczy, z pewno nie do końca przemyślanych, ale nie mogła stracić impetu, który teraz zyskała. Wzięła dom i osobę Eliota szturmem – nie mogła teraz powiedzieć mu "za dwa dni". To by było kompletnie bezcelowe z punktu widzenia strategii. Mogła zyskać wtedy dystans, ale co jej po nim, skoro brakować będzie elementu zaskoczenia Grą? Już cztery godziny to więcej niż długo na ochłonięcie.
    Dreptała więc sobie w miejscu, zaraz obok połyskującego kamienia i lśniącej tafli lustra, hipnotyzującego i przerażającego zarazem i czekała cierpliwie. Tygrysa nie było na razie widać, znów gdzieś polazł. Jeśli nie wróci na czas – Iskra była gotowa go tu zostawić. Victor dostrzegał tylko radykalne działania. Jak to kot. Jeb--- olać półśrodki.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 16 Lipiec 2018, 10:21     

    Przyszedł prawie na czas, elegancko spóźniony, za to zdecydowanie nieelegancko ubrany. A przynajmniej w porównaniu do szanownej panny Markovski. Znalazł ją bez problemu, jeden z kolejnych cudownych plusów magicznego wizjera.
    Był przyzwyczajony do skakania między krainami, nieważne czy Wrotami czy swoją mocą. Było to już tak naturalne i zwyczajne, że aż niemal porównywalne do wyjścia do sklepu i z powrotem. Pewnie dlatego i tak też teraz wyglądał - jakby założył adidasy żeby pójść po masło do spożywczaka obok i po drodze wyjąć pocztę ze skrzynki. Nic nie wskazywało na to, że na szyi ma jeden z najbardziej pożytecznych artefaktów jakie Lustro mogło zrodzić - woreczek bez dna, w którym miał "poupychany" ekwipunek. Jedzenie, ubrania, niemal cały swój dobytek bo przecież nie planował powrotu do domu Amelii. Jedyne co go zdradzało, że nie jest to zwykły spacerek, to jeszcze bardziej niż zazwyczaj obojętna twarz. Pewnie nawet zbyt obojętna, jak na kogoś kto niespełna cztery godziny temu prowadził głęboko stresującą i poważną rozmowę na temat Życia i Śmierci i Niebezpieczeństw, Porwań, Zaginień, Ponoszenia Winy i tak dalej.
    - Pani Evo - przywitał się, bez cienia poprzednich uraz i pasywnej niechęci jakie prezentował u siebie w domu wobec Iskry. Papierosa, którego wyciągnął z ust żeby uczynić zadość powitaniom, trzymał w sposób podejrzanie obronny.
    - Gotowa, jak widzę. Chodźmy - powiedział, i obydwoje ruszyli w stronę Bramy.
    - Kiedy będziemy już po drugiej stronie, wtedy podzielę się szczegółami lokacji, tu... - zerknął krótko w lewo i prawo, na wszelki wypadek. - ...wolałbym tego nie robić.
    Raczej zrozumiała obawa.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 6 Sierpień 2018, 17:14     

    Spojrzała, gdy wreszcie nadszedł i bez słowa odpowiedzi na powitania podała mu kubek z parującą arabicą z idealnymi proporcjami mleka i cukru. Tym razem bez jakiegokolwiek wsadu. Bo trochę nie wypadało.
    Gdy chciał ruszać, wstrzymała go jeszcze gestem dłoni, prosząc:
    – Chwila.
    W zasięgu wzroku nie było nigdzie widać tego upierdliwego kociska, ale to jeszcze nic nie znaczyło.
    – Victorze? Zamierzasz iść ze mną? – rzuciła półgłosem w przestrzeń, jakkolwiek głupio by to nie wyglądało i brzmiało. Poczekała, potuptała. Poobracała się dookoła i w chwili, gdy odwracała się do monsieur Eliota, by stwierdzić, że nieważne, mogą ruszać i nie, niech się nie przejmuje jej omamami, zza pleców rudej dobył się zblazowany, niski jak pomruk głos:
    –Głośniej, panienko, moje stare uszy nie są już tak czułe jak kiedyś.
    Iskra uniosła tylko brwi, dobywając z pamięci, że te biedne, stare uszy nawet przez dwie ściany dobrze usłyszą chrupanie jej bekonowych prażynek. Nie powiedziała jednak ni słowa. Czego jak czego, ale nie należy urażać dumy mężczyzny (samca?) w obliczu innych, szczególnie obcych, ludzi (istot?).
    Nie poczuła się ani odrobinę zaskoczona, ale z Victorem tak się działo – nie było go, a chwile później stawał się za twoimi plecami jak teraz.
    Ciekawam tylko twojej reakcji, panie Eliocie – uśmiechnęła się leciutko i dyskretnie zazezowała w jego kierunku. Wścibskie spojrzenie zostałoby pewnie odkryte dopiero gdyby Lunatyk zwracał uwagę na nią, a nie na olbrzymiego śnieżnego tygrysa u jej boku.
    – W porządku, możemy ruszać – zaanonsowała dziarsko, stawiając pierwszy krok w kierunku przepięknie mieniącej się Bramy.
    Uroda kamienia i niezwykłość miejsca każdorazowo wywoływały iskrowy zachwyt.


    [zt x3]
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,2 sekundy. Zapytań do SQL: 9