• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Malinowy Las » Karciana Twierdza » Na dziedzińcu.
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Sługa nicości {Zbanowany}

    Godność: Imię nasze jest Legion.
    Wiek: Byliśmy tu na długo przed wami, po nas nie będzie nikogo.
    Rasa: Jesteśmy tymi których zdradziliście rodząc się w świetle.
    Lubi: Szum synaps, taniec na ostrej krawędzi noża, samotne ogniska pośród bezgwiezdnej nocy, ciszę zwiastującą nadejście burzy.
    Nie lubi: Stygnących zgliszczy, tłumów płynących jak zanieczyszona krew w brudnej arterii, neonowych bogów, głucho dźwięczących czerepów.
    Wzrost / waga: Niebo zastało nas upadłymi, Otchłań wzniosłymi. / Dokładnie tyle by serce przeważyło pióro.
    Aktualny ubiór: Odziany w skórę wężową, płaszcz proteuszowy żywy i zmienny jak tańczący płomień, noszący ślady dawno zaschniętej krwi fałszywych proroków. Siedem diademów a w każdym tysiąc słońc mieniących się jako klejnoty.
    Znaki szczególne: Jesteśmy szczególni. Jesteśmy różni i wyjątkowi. Tak jak wszyscy. Jak każdy z was i cała reszta roztańczonych odpadów tego świata.
    Pod ręką: Sznurek albo nic.
    Broń: Język żmijowy, ostry i jadowity choć podbity
    Dołączył: 27 Gru 2012
    Posty: 145
    Wysłany: 3 Marzec 2013, 16:23   Na dziedzińcu.  

    Kiedy tak jak ja spadasz bez przerwy przez ćwierć doby masz mnóstwo czasu żeby zastanowić się nad różnymi sprawami. W kontemplowaniu ich przeszkadza nieco fakt ciągłego dzwonienia w uszach wywołanego bezustannym pędem powietrza który po chwili lotu sprawia również, że przestajesz czuć skórę na własnej twarzy. Nic wielkiego, po godzinie, góra dwóch przywykniesz. Jeśli się dłużej zastanowić to w takim stanie koncentracja przychodzi ci o wiele łatwiej. Odejmijmy parę zmysłów łączących nas z tym łez padołem a znacznie prościej będzie nam się zespolić z otaczającą nas pustką bezkresu. Zupełnie jak w Nirwanie.
    Żeby było zabawniej na krótką chwilę całkowicie rozpłynąłem się w nieświadomości. Oddech, zmysły i pragnienia ustały. I nie było w tym nic mistycznego, znałem ten nieprzyjemny stan przejściowy dostatecznie dobrze by nie pomylić go z niczym innym.
    AKTYWNY PORTAL? Zawieszony W PRZESTRZENI Szkarłatnej Otchłani? W dodatku przecinający trajektorię mojego lotu? Ktoś raczy sobie żartować, prawdopodobieństwo jest minimalne, prawie zerowe. A może to ja posiadam jakieś szczególne właściwości które pozwalają mi przyciągać tego typu korytarze translokacyjne?

    Tym razem nie było czasu aby się nad tym zastanawiać. Niebo w jednej chwili z czerwonego zrobiło się błękitne i usiane chmurami (kurwa, przemoknę do suchej nitki) a kątem oka dostrzegłem niebezpieczną bliskość lądu w dole. Zamierzałem westchnąć z rezygnacją ale strumień powietrza wtłoczył moje westchnienie z powrotem do ust. Chwilę później poczułem silne szarpnięcie pod pachami któremu wtórował dźwięk prującego się materiału.

    Jasna i pieprzona cholera, mój płaszcz!

    Kaptur naszej podróżnej kapoty zahaczył dokładnie o wystającą iglicę jednej z niższych baszt. Tracąc impet wypadliśmy z naszej wysłużonej przyodziewy która pozostała w górze zaczepiona o kończysty maszt powiewając na nim jako czarna flaga. Pozostając w białej płóciennej koszuli sznurowanej pod szyją przetoczyliśmy się po stromej powierzchni wieży odrywając dachówki, drąc ciało i tkaninę o ich wystające ostre krawędzie.
    Dobrze, że nie krwawiłem, paskudnie by to wyglądało.
    Wylądowałem po wewnętrznej stronie muru, dokładnie na schodach prowadzących na hurdycję. Stoczyłem się z nich na brukowany dziedziniec by legnąć na nim z rozłożonymi ramionami. Z trudem wydałem z siebie chichot nadwyrężając obolałe żebra. Bycie lądowym dwunogiem było jednak całkiem zabawne. Pomijając posiadanie wapniowych kości. Gdybym zdecydował się zaadaptować w pełni ich układ szkieletowy nie miałbym w sobie teraz ani jednego całego gnata.

    - Co jest rezuny? Nie przyjdziecie się przywitać?!
    Ryknąłem w głos nieco ochryple wciąż leżąc na ziemi i zanosząc się od śmiechu.
    _________________
      
    Saruel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Marzec 2013, 11:32     

    Ile to już minęło czasu od jej "przeprowadzki". Te wszystkie zmiany jakie nastały w jej życiu były nie do ogarnięcia w tak krótkim czasie. Jej szczęściem w nieszczęściu było dołączenie do grupy przestępczej tego świata. Jedna z kolejnych noc jej egzystencji, a już była wystawiona na wartę. Jednak cóż było poradzić trzeba było spełnić ten rozkaz pomimo iż z wielką niechęcią.

    Powoli zbliżał się koniec jej zmiany kiedy rozległ się nagły huk. Z początku myślała iż do jakiś ptak bądź inne zwierze w dach jednakże coś mówiło jej że musi to sprawdzić. A jeśli na prawdę jest to coś podejrzanego, a ona tego nie sprawdzi i wyleci, jeśli nie gorzej. Wyszła więc z budynku na dziedziniec. Czyli jednak jej przeczucie jej nie zawiodło. Na ziemi leżał jakiś człowiek, chociaż w tym świecie ciężko nazwać każdą humanoidalną istotę człowiekiem. W końcu mógł być wszystkim. Kobieta wyjęła więc swój nóż, który był obiektem kpin wielu stworzeń z tego świata. Ostrożnie podeszła do leżącej istoty zachowując kilka metrów odstępu. Jak na kogoś kto wylądował obrywając kawałek dachu na cudzym terenie zachowywał się dość swobodnie. A może on był częścią tej szajki tylko ona o tym nie wiedziała. Milcząc niczego się nie dowie.
    -Kim jesteś? I czemu się tak drzesz?
    Spytała przyglądając mu się dokładnie. Jej głos nie zdradzał żadnych emocji jednakże ręka kurczowo trzymała swoją lichą broń.




    Sługa nicości {Zbanowany}

    Godność: Imię nasze jest Legion.
    Wiek: Byliśmy tu na długo przed wami, po nas nie będzie nikogo.
    Rasa: Jesteśmy tymi których zdradziliście rodząc się w świetle.
    Lubi: Szum synaps, taniec na ostrej krawędzi noża, samotne ogniska pośród bezgwiezdnej nocy, ciszę zwiastującą nadejście burzy.
    Nie lubi: Stygnących zgliszczy, tłumów płynących jak zanieczyszona krew w brudnej arterii, neonowych bogów, głucho dźwięczących czerepów.
    Wzrost / waga: Niebo zastało nas upadłymi, Otchłań wzniosłymi. / Dokładnie tyle by serce przeważyło pióro.
    Aktualny ubiór: Odziany w skórę wężową, płaszcz proteuszowy żywy i zmienny jak tańczący płomień, noszący ślady dawno zaschniętej krwi fałszywych proroków. Siedem diademów a w każdym tysiąc słońc mieniących się jako klejnoty.
    Znaki szczególne: Jesteśmy szczególni. Jesteśmy różni i wyjątkowi. Tak jak wszyscy. Jak każdy z was i cała reszta roztańczonych odpadów tego świata.
    Pod ręką: Sznurek albo nic.
    Broń: Język żmijowy, ostry i jadowity choć podbity
    Dołączył: 27 Gru 2012
    Posty: 145
    Wysłany: 4 Marzec 2013, 15:04     

    Dosyć wysoka. Umiarkowanej budowy ciała, twarz chuda i podłużna o płaskim nosie i bladych ustach. W dodatku te tęczówki. Szkoda, że nie mogę zbadać jej źrenic. Przynajmniej na razie.

    - Ale ty masz oczy. Oczy-dziwoczy. Jesteś reptiliańską kwarteronką? Twoja babka nie była przypadkiem anakondą?
    Dowcipkowałem głupio samemu dziwiąc się infantylności swoich żartów. Widocznie upadek z wysokości zrobił swoje. Z ociąganiem oderwałem obolałe plecy od zimnych kamieni po czym przybrałem pozycję siedzącą luźno opierając przeguby na lekko podciągniętych ku sobie kolanach.

    - Ładny nożyk. Otwierasz nim zalakowane koperty czy służy ci do skrobania ryb?
    Rzuciłem niedbale spoglądając na dzierżone przez nieznajomą kuchenne utensylium. Musiało być ono niezawodnie obiektem drwin wielu stworzeń z tego świata. Mimo, że sam z niego nie pochodziłem to nie zamierzałem stanowić wyjątku w swoich uwagach.

    Ruchem równie płynnym co niespodziewanym nawet dla siebie dźwignąłem się na równe nogi rozciągając zdrętwiałe przedłużającą się bezczynnością ramiona. Spojrzałem w górę na zachmurzone niebo. Nie czerwone ani nie błękitne, granatowe. Najwyraźniej komuś się coś wydawało. Może mnie samemu?

    Krak.

    Psiajucha, niedobrze. Szyja nie powinna wydawać takich dźwięków przy poruszeniu ani nie pozostawać wykrzywiona pod takim kątem, niepotrzebnie spoglądałem w górę, teraz cała zesztywniała mi aż do karku. Nic to, najwyżej nie będę mógł oglądać się za siebie. Mała strata, i tak nigdy tego nie robiłem.

    Nie pozostało mi nic innego jak spoglądać prosto przed siebie, na nieznajomą o wężowych oczach. Nic szczególnie przyjemnego ani zajmującego. Przez większość Synów Adama zostałaby uznana za obcą i nieładną. No ale de gustibus... Sam zresztą rzadko kiedy kierowałem się ich pretensjonalnym i prowincjonalnym poczuciem estetyki. W moim odczuciu mogłaby uchodzić za całkiem urodziwą gdyby nie fakt, że składała się z przykrytych skórą warstw parującego mięsa trawionego wiecznym głodem tlenu i obmywanego dostarczającą go juchą.
    O wiele więcej dowiedziałem się z jej stroju a konkretniej z drobnego detalu który kontrastował z całością na tyle mocno by nie móc pozostać przegapionym. Czerwony raut a więc Karo. Byłem dostatecznie dobrze zaznajomiony z tutejszą heraldyką i symboliką by wiedzieć co to oznacza.

    Wstrzymując oddech wytrzeszczyłem na dziewczynę moje oczy (które nawiasem mówiąc wcale nie różniły się tak bardzo od jej wejrzenia) i cofnąłem się o kilka kroków. Karciana Szajka!

    Lekceważąc przeszywający ból który odezwał się w kręgach szyjnych odrzuciłem głowę do tyłu i zaśmiałem się triumfalnie wspierając pięści o biodra. Zapląsawszy w miejscu byłem bliski piania z radości. Mimo wszystko powściągnąłem nieco swój zapał. Coś było nie tak.

    - Wracaj do kuchni dziewko. Albo bądź uprzejma zaprowadzić mnie do swoich przełożonych.- Poleciłem krótko wymijając nieznajomą i ruszając w kierunku wrót prowadzących do głównego budynku ich siedziby.
    _________________
    Saruel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Marzec 2013, 17:10     

    To co leżało przed jej oblicze było na prawdę dziwnym stworzeniem. Na pewno nie mogła nazwać go człowiekiem raczej "czymś"

    -Nie, nie była- odpowiedziała krótką nie biorąc tego ani za obrazę, a ni za dowcip. Wiedziała że jej ciało doznało wielu zmian podczas przejścia przez wrota. Istota ta musiała być bardzo wytrzymała, spadła z dość dużej wysokości, a jedynce co to poobijała się.

    -Podrzynam gardła idiotom. Kolejna sucha odpowiedź na głupie pytanie. Jednak niestety było w nim coś prawdziwego. W najbliższym czasie musiała zdobyć coś odpowiedniejszego do tego miejsca, a na pewno bardziej specyficznego niż zwykły kuchenny tasak. Nie okazała jednakże swojego zażenowania, a jej twarz pozostała czysta od emocji niczym maska. Jego twarz także wyglądała jak maska jednakże sprzedawana na Halloween.

    Kiedy osobnik wstał jego ciało zaczęło wydawać kolejne niepokojące dźwięki, jakby zaraz miał się rozlecieć na milion małych kawałeczków niczym trójwymiarowe puzzle. Szkoda że się nie rozsypał miała by przynajmniej chwilę radości zbierając go i wywalając za bramę jak codzienne odpadki. Niestety nie rozpadł się, a wyminął ją jednym ruchem. Jednakże ona się nie dała tak po prostu wyminąć. Odwróciła się jak tylko to zrobił i wyciągając rękę złapała go za kołnierz śnieżnobiałej koszuli.
    -Nie ma tak prędko. Nie każda istota, która spadła z nieba od tak po prostu może wejść i żądać spotkania z Królem i Królową.

    Na dźwięk ostatnich słów aż jej się źle zrobiło na sercu. Albo raczej na jej poczuciu wartości. Zamiast decydować o ważnych sprawach musiała włóczyć się tutaj i pilnować aby żaden nieproszony gość nie zakłócał spokoju królewskiej pary. Jednak nadejdzie jeszcze czas w którym wszystko się zmieni.




    Sługa nicości {Zbanowany}

    Godność: Imię nasze jest Legion.
    Wiek: Byliśmy tu na długo przed wami, po nas nie będzie nikogo.
    Rasa: Jesteśmy tymi których zdradziliście rodząc się w świetle.
    Lubi: Szum synaps, taniec na ostrej krawędzi noża, samotne ogniska pośród bezgwiezdnej nocy, ciszę zwiastującą nadejście burzy.
    Nie lubi: Stygnących zgliszczy, tłumów płynących jak zanieczyszona krew w brudnej arterii, neonowych bogów, głucho dźwięczących czerepów.
    Wzrost / waga: Niebo zastało nas upadłymi, Otchłań wzniosłymi. / Dokładnie tyle by serce przeważyło pióro.
    Aktualny ubiór: Odziany w skórę wężową, płaszcz proteuszowy żywy i zmienny jak tańczący płomień, noszący ślady dawno zaschniętej krwi fałszywych proroków. Siedem diademów a w każdym tysiąc słońc mieniących się jako klejnoty.
    Znaki szczególne: Jesteśmy szczególni. Jesteśmy różni i wyjątkowi. Tak jak wszyscy. Jak każdy z was i cała reszta roztańczonych odpadów tego świata.
    Pod ręką: Sznurek albo nic.
    Broń: Język żmijowy, ostry i jadowity choć podbity
    Dołączył: 27 Gru 2012
    Posty: 145
    Wysłany: 4 Marzec 2013, 20:53     

    Przerabiałem to setki razy. Chwytanie za kołnierz lub kaptur, podstawowy błąd wszystkich tych którzy nieopatrznie zdecydowali się na to aby mnie ścigać lub zatrzymać. Zwykle w szybkim niemal bezwarunkowym odruchu oduczałem ich tego denerwującego nawyku łamiąc im trzon nosa odwiniętym uderzeniem mojego łokcia.

    Proste i skuteczne, szczególnie jeżeli nie posiadało się zbyt wiele czasu. Na szczęście dla nieznajomej o fioletowych włosach ja miałem go pod dostatkiem.

    - Król? Tutaj?- Spytałem odwracając się natychmiast, łapiąc jednocześnie za przegub dłoni dotykającej mojego kołnierza i przysuwając się do dziewczyny. - Król jest nagi złotko. Coś mi się zdaje, że nie ma tu żadnego.- Szczerząc odkryte rozległą blizną kły nieznacznie zmrużyłem oczy zbliżając moją twarz do twarzy rozmówczyni.

    - Bo jakże inaczej wyjaśnić fakt... Że próbująca uchodzić za najokrutniejszą ze wszystkich banda zwana Karcianą Szajką o której tyle opowiada się po tawernach i gościńcach ma swoją siedzibę w tej zasmrodzonej opustoszałej warowni?

    Zapytałem przesadnie głośno ściągając brwi w teatralnym grymasie zastanowienia i rozwierając zaciśnięte na przegubie palce odrzuciłem rękę dziewczyny od siebie.

    - W dodatku pozwalając zadrzemać strażom i przysyłając jedno tylko dziewczę uzbrojone w podprowadzony z kuchni nóż?

    Parsknąwszy przez nozdrza splunąłem na ziemię cofając się o krok i rozpościerając ramiona na cały dziedziniec.

    - Na co czekasz na demony i diabły!? Graj larum! Podnoś alarm! Intruz wtargnął na wasze włości i ma czelność poddawać pod wątpliwość waszą zbójecką sławę i renomę! Niech zbiegną się ci osławieni mordercy! Niech wpadną tu na plac i niech dotrzymają mi kroku w tańcu z mieczem! GDZIE ONI WSZYSCY SIĘ PODZIALI?! SIEDZĄ POUKRYWANI PO NORACH JAKOBY SZCZURY?!
    _________________
    Saruel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Marzec 2013, 11:22     

    Jego obecność nie była wymarzoną dla niej w tej chwili. Tak na prawdę to żadna nie była w tej chwili mile widziana. Nie przewidziała tak szybkiej reakcji z jego strony, no cóż nie wszyscy byli tak powoli jak ona.

    Kiedy zacisnął rękę na jej nadgarstek także nie zareagowała albo przynajmniej nie od razu. Chociaż z każdą chwilą robiło się to bardziej uciążliwe, a zwłaszcza że uścisk był dość silny. Jednakże jeszcze przez chwilę to wytrzyma o ile wcześniej się nie pochoruje przez jego wygląd. Ukradkiem spojrzała na twierdzę. Prawie wszystkie światła były pozapalane. Obecność takiego gościa nie mogła od tak po prostu przejść bez echa.
    -To tylko nazwa. Powiedziała z ironią w głosie i przeniosła wzrok na niego. Jednak po chwili pożałowała że to zrobiła. Już myślała że zaraz zwymiotuje prosto na tą jego białą koszulę z kołnierzykiem. Nie spodziewała się że może być coś paskudniejszego, a jednak. Nawet najbardziej zniszczeni narkomanii wyglądali lepiej niż on.
    -Nawet najgorsi mają swoje przyzwyczajenia więc pewnie w tym przypadku jest tak samo, a po za tym.

    Jednym silnym ruchem wyrwała swoją rękę z jego uścisku. A drugą ją rozmasowała.
    -A po za tym robisz taki rumor że i tak już wszyscy wiedzą o twojej obecności więc nie mam po co tego robić.
    Uśmiechnęła się nieco wrednie mimochodem na samą myśl że zaraz przylecą tutaj wszyscy bardziej prawieni w boju. Ona było tylko prostym złodziejem,
    -Proszę bardzo idźwskazała ręką w stronę drzwi wejściowych. Z tamtego kierunku dobiegały już kroki wściekłych "kart".




    Sługa nicości {Zbanowany}

    Godność: Imię nasze jest Legion.
    Wiek: Byliśmy tu na długo przed wami, po nas nie będzie nikogo.
    Rasa: Jesteśmy tymi których zdradziliście rodząc się w świetle.
    Lubi: Szum synaps, taniec na ostrej krawędzi noża, samotne ogniska pośród bezgwiezdnej nocy, ciszę zwiastującą nadejście burzy.
    Nie lubi: Stygnących zgliszczy, tłumów płynących jak zanieczyszona krew w brudnej arterii, neonowych bogów, głucho dźwięczących czerepów.
    Wzrost / waga: Niebo zastało nas upadłymi, Otchłań wzniosłymi. / Dokładnie tyle by serce przeważyło pióro.
    Aktualny ubiór: Odziany w skórę wężową, płaszcz proteuszowy żywy i zmienny jak tańczący płomień, noszący ślady dawno zaschniętej krwi fałszywych proroków. Siedem diademów a w każdym tysiąc słońc mieniących się jako klejnoty.
    Znaki szczególne: Jesteśmy szczególni. Jesteśmy różni i wyjątkowi. Tak jak wszyscy. Jak każdy z was i cała reszta roztańczonych odpadów tego świata.
    Pod ręką: Sznurek albo nic.
    Broń: Język żmijowy, ostry i jadowity choć podbity
    Dołączył: 27 Gru 2012
    Posty: 145
    Wysłany: 6 Marzec 2013, 13:59     

    - Na siódmą pieczęć Bathashdei, na wszystkie kości Effrulu i na włochate jaja samego Belzebuba! CO TU SIĘ W PIZDĘ PALEC WYPRAWIA?!
    Nie potrafiąc utrzymać wzbierającej fali gniewu dawałem jej upust w wykrzykiwaniu kolejnych litanii i miotaniem się po dziedzińcu co rusz gestykulując i wymachując rękami w pełnym pasji zapamiętaniu i wściekłości. Obcasy moich skórzanych butów wzbijały tumany kurzu z dziedzińca przy każdym moim gwałtowniejszym poruszeniu. Wkrótce cały plac spowijała nisko unosząca się mgiełka pyłu.

    - Fircyki! Wymuskane dziewuszki! Eunuchy w obcisłych nogawicach! Wyjdzie któryś obezjajec, któryś mężolubny katamita na ubitą ziemię czy boicie powalać sobie ciżemek?! Może ustrzelicie mnie z ukrycia?! Potraktujecie bełtem z kuszy zza węgła!? Narychtujcie od razu balistę sucze syny bo nic mniejszego nie jest w stanie mnie stąd ruszyć! Kaprawe łajzy! Niedomyte gnidy! Zawszeni zasmarkańcy!

    Wydzierałem się ile sił w płucach postawiwszy sobie za cel obudzenie każdej leniwej wywłoki która mogła akurat znajdować się w zamku. Moje spojrzenie powędrowało w kierunku piętra głównego budynku a zwielokrotniony echem krzyk po raz kolejny obiegł plac.

    - To ma być twierdza? Postawiliście ją chyba na wzór chlewu w którym przyszło wam wypełznąć na świat! Gdyby świnia zechciała wyczochrać się o wasz południowy mur to ze szczętem obaliłaby tę ruderę! Zwykły bordel,ot co!

    Podniesiony przeze mnie kamień poszybował w kierunku piętra tłukąc ozdobne okno o karcianym motywie. Kolorowe odłamki witrażu posypały się szklanym deszczem dokładnie przed frontowymi drzwiami. Jednym ruchem zerwałem z siebie wystrzępioną koszulę odsłaniając mój nagi bezwłosy tors poznaczony pajęczyną grubych blizn. Zdarty gałgan owinąłem sobie wokół lewego przedramienia podczas gdy z prawego, przebijając skórę wyszło długie wąskie ostrze o czarnej klindze. Niemal półtorametrowa broń przypominała bardziej prefabrykat miecza, samą głownię zwieńczoną z jednej strony mocno prowizoryczną rękojeścią. Mimo wszystko leżała w dłoni niemal idealnie. Bądź co bądź czarnym tworzywem była moja własna krew. Zasklepiając nowo otwartą ranę zważyłem ostrze w dłoni zakręciwszy nim na próbę w powietrzu.

    - No cienkobździeje! Boidupy, zajęcze serca!- Obwieściłem wszem i wobec prostując ciało i wypinając pierś by brzmieć dostatecznie donośnie.

    - Rozprawię się z wami bez blach ani koszuli na grzbiecie! Zdjąłbym i gacie ale wtedy gotowiście pomrzeć z samej tylko zawiści!

    W ślad za krzykiem poszedł mój pełen drwiny rechot. Po raz nie wiadomo który obróciłem się wokół całego placu z nadzieją wypatrzenia jakiejkolwiek obecności lub reakcji.

    - Hej tam, wywołańcy! Który zechce poratować honor hulajpartii?Żaden!? To walcie i całą hurmą, ze wszystkich stron, osaczcie mnie jak wilka w paści, skłujcie oszczepami, posieczcie toporami! Ale nie zapomnijcie wydłubać mi przy tym oczu by oszczędzić mi oglądania waszych żałosnych postaci! Tfu!


    - Owcojeby! Gównoluby! Opite cienkim piwem pierdziwory! Kulawe osły kastrowane pijanego szewca dłutem! Wszem i wobec ogłaszam,żeście są ostatni posrańcy i psy rzeźnika ! Niech wam będzie wstyd i hańba na wieki wieków. Wam wszystkim którzy doprowadzili bandę do tego stanu! Sflaczałe i zagięte z was kutasy, kurwa wasza mać!



    Z tymi właśnie słowami ruszyłem w kierunku głównego budynku twierdzy nieprzerwanie młynkując trzymanym w dłoni ostrzem które ze świstem przecinało powietrze przy każdym obrocie. Mdliło mnie z ochoty żeby zabijać. Zabijać szybko, w wyjątkowo paskudny i spektakularny zarazem sposób. Tak żeby na długo po mojej masakrze bano się rozmawiać o niej pełnym głosem i w świetle dnia.

    Podwójne skrzydła frontowych drzwi ustąpiły wyważone przez klingę wrażoną między ich szczelinę. Cichy pomruk zadowolenia wydobył się z mojego gardła. Przynajmniej nie będę musiał łazić po dachach jak kocica w marcu i sięgać ku oknom żeby dostać się do środka.
    W szybkim żołnierskim kroku wpadłem do środka zwijając podłużny czerwony dywan w przedsionku i znacząc jego materiał śladami moich ubłoconych butów. Szedłem prosto przed siebie nie rozglądając się na boki i nie przystając nawet na chwilę. Nikt nie mógł mnie teraz zatrzymać. Ale może ktoś zdecyduje się mi towarzyszyć? Z czystej ciekawości dajmy na to? Albo dostrzegając w tym wszystkim niepowtarzalną okazję- przyłączy się do mnie?
      
    Saruel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Marzec 2013, 12:23     

    Przyglądała się temu wszystkiemu w ciszy. Nie powiedziała nawet słowa gdy wybił kamieniem witraż nie miała w tym celu. Ogrom przekleństw jakie rzucał w kierunku całej szajki nic dla niej nie znaczyły w swoim krótkim życiu słyszała na prawdę wiele na swój temat. Jednak jego słowa były na prawdę przesadzone. Zachowywał się jakby w przestrzeni między jego uszami nie było na prawdę nic i musiał to wyrazić przekleństwami.

    Jego atak na główną bramę był na prawdę imponujący widać że był wprawionym w walce stworzeniem. Kiedy zniknął za wrotami wezbrała w niej jeszcze większa złość. Straciła 20 lat w ciągu których mogła dość do takiego poziomu jak on. Jej pięści zacisnęły się ze wściekłości raniąc wnętrze paznokciami. Jednakże w jednej chwili wszystko to jakby zniknęło. Wyćwiczona w szpitalu sztuczka z nagłym zanikiem emocji była wielce przydatna w wielu najróżniejszych sytuacjach.

    Walka musiała zacząć się na dobre biorąc pod uwagę hałasy, które dobiegały z wnętrza twierdzy. Jeśli był aż takim wariatem na jakiego wyglądał musiała uchronić swój jedyny dobytek. Pobiegła w stronę głównego wejścia jednakże przez nie przeszła. Szybko skręciła i wpadła w krzaki w których ukryte było jedne z wielu tajnych przejść. Ukrytymi korytarzami doszła na piętro w którym znajdował się jej pokój. Między wiszącymi marionetkami poruszała się niczym kot nie zdradzający swojej pozycji. Najważniejszą dla niej rzecz schowała do tajnego schowka i znów weszła na korytarz. Kolejne tajne przejście stanęło dla niej otworem. Przemieszczała się tajnymi tunelami obserwując co się tutaj tak na prawdę dzieje.




    Sługa nicości {Zbanowany}

    Godność: Imię nasze jest Legion.
    Wiek: Byliśmy tu na długo przed wami, po nas nie będzie nikogo.
    Rasa: Jesteśmy tymi których zdradziliście rodząc się w świetle.
    Lubi: Szum synaps, taniec na ostrej krawędzi noża, samotne ogniska pośród bezgwiezdnej nocy, ciszę zwiastującą nadejście burzy.
    Nie lubi: Stygnących zgliszczy, tłumów płynących jak zanieczyszona krew w brudnej arterii, neonowych bogów, głucho dźwięczących czerepów.
    Wzrost / waga: Niebo zastało nas upadłymi, Otchłań wzniosłymi. / Dokładnie tyle by serce przeważyło pióro.
    Aktualny ubiór: Odziany w skórę wężową, płaszcz proteuszowy żywy i zmienny jak tańczący płomień, noszący ślady dawno zaschniętej krwi fałszywych proroków. Siedem diademów a w każdym tysiąc słońc mieniących się jako klejnoty.
    Znaki szczególne: Jesteśmy szczególni. Jesteśmy różni i wyjątkowi. Tak jak wszyscy. Jak każdy z was i cała reszta roztańczonych odpadów tego świata.
    Pod ręką: Sznurek albo nic.
    Broń: Język żmijowy, ostry i jadowity choć podbity
    Dołączył: 27 Gru 2012
    Posty: 145
    Wysłany: 9 Marzec 2013, 15:44     

    Znajomość ukrytych przejść pozwalała na szybkie dostatnie się w każdy niemal zakątek twierdzy pozostając przy tym niezauważonym. Dodatkowo akustyka pustej przestrzeni między ścianami zapewniała możliwość podsłuchania co dzieje się w komnatach i na korytarzach obok. Idealna pozycja dla potencjalnego zabójcy lub szpiega. A mimo to jedyny zamachowiec jaki aktualnie znajdował się w twierdzy wkroczył do środka frontowymi drzwiami nawet przez chwilę nie starając się zataić swojej obecności. Wręcz przeciwnie.

    Ciemność, zapach wilgoci i chropowata faktura skały pod palcami. A także zniekształcone lecz nadal wyraźne echo tego co działo się tuż za ścianą.

    Stukot podkutych butów wybudzonych ze snu wartowników. Podniesione głosy pełne gniewu i zaskoczenia. Rezonujący brzęk odbijanego żelaza i następujące tuż po nim wrzaski bólu przechodzące w narastające stopniowo wycie brutalnie przerywane nim zdążyło osiągnąć apogeum. Głuchy stukot drzewców uderzających o kamienną posadzkę.
    I towarzyszący temu wszystkiemu donośny śmiech wraz z komentarzami wypowiadanymi ochrypłym barytonem.

    -Mieczem, dymiącym się krwią jak kadzidłem...

    -...torując sobie drogę wśród zastępów,

    - Pomijając paradę narażasz się na ryzyko, że oponent przerąbie ci kręgi. Zapamiętaj na przysz... Ach, no tak.

    - ZASTĘPÓW mówię! Tylko tylu was tutaj? Kilku zaspanych żołdaków potykających się o własne halabardy? Śmiech na sali.

    -... za bardzo się rozpraszacie. Ograniczacie sobie pole manewru.

    - Przy mierzeniu w tętnicę sugerowałbym cięcie sinistrem. To co zastosowałeś to dexter, bardzo niepraktyczny jeżeli znajduję się w tej odległości. Za późno.

    - ... mówiłeś coś synu? Nic nie rozumiem, było powiedzieć zanim przerżnąłem ci grdykę. Zresztą teraz to i tak nieważne.

    Kolejne drzwi ustępowały pod naporem klingi lub buta. Nieznajomy przybysz szedł prosto przed siebie nie zbaczając z pierwotnie obranej drogi. Kwatery członków szajki ani pomieszczenia użytkowe zdawały się nie interesować go w najmniejszym stopniu. Stało się jasnym, że przybysz zmierza prosto do "sali tronowej", miejsca obrad i planowania, oficjalnej siedziby króla i królowej.
    _________________
    Saruel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Marzec 2013, 16:02     

    Krzyki i szczęk zbroi odbijał się echem w pustych korytarzach tajnych wejść. Zupełnie jak w jej ostatnim miejscu pobytu. Bezpodstawna przemoc i krzyki ranionych ludzi, takie rzeczy pozostają w mózgu. Jednakże te dźwięki miały o wiele ważniejszy cel. Intruz kierował się w stronę sali tronowej co w tej chwili nie było zbyt dobrym pomysłem. Nie miała się po co wdawać w tą walkę nie miała najmniejszych szans. Była typem szpiega, cichego zabójcy nie wojownika idącego na pierwszy front wprost na wroga. W końcu korytarz doprowadził ją do wyjścia do którego zmierzała.

    Wparowała do sali tronowej niczym piorun zamykając za sobą wejście by pozostało w ukryciu. Pusta sala tronowa była hańbą tej organizacji jednakże cóż trzeba było utrzymywać pozory.

    Kobieta stanęła pewnym krokiem doszła do tronów i stanęła między nimi. Nie bała się śmierci zwłaszcza widząc jego sposób będzie ona bardzo szybka, jednakże ktoś musiał stać i chronić tą pustkę. Pomieszczenie spowite było mrokiem więc jej postać nie była zbytnio widoczna jedynie złoto oczu odbijało światło księżyca przechodzące przez witraże.
    -Ten król jest nagi, bo go nie ma.
    Powiedziała do siebie czekając aż intruz wyważy drzwi i przedstawi swoją sprawę w końcu i tak nikt inny nie miał go jak wysłuchać.




    Sługa nicości {Zbanowany}

    Godność: Imię nasze jest Legion.
    Wiek: Byliśmy tu na długo przed wami, po nas nie będzie nikogo.
    Rasa: Jesteśmy tymi których zdradziliście rodząc się w świetle.
    Lubi: Szum synaps, taniec na ostrej krawędzi noża, samotne ogniska pośród bezgwiezdnej nocy, ciszę zwiastującą nadejście burzy.
    Nie lubi: Stygnących zgliszczy, tłumów płynących jak zanieczyszona krew w brudnej arterii, neonowych bogów, głucho dźwięczących czerepów.
    Wzrost / waga: Niebo zastało nas upadłymi, Otchłań wzniosłymi. / Dokładnie tyle by serce przeważyło pióro.
    Aktualny ubiór: Odziany w skórę wężową, płaszcz proteuszowy żywy i zmienny jak tańczący płomień, noszący ślady dawno zaschniętej krwi fałszywych proroków. Siedem diademów a w każdym tysiąc słońc mieniących się jako klejnoty.
    Znaki szczególne: Jesteśmy szczególni. Jesteśmy różni i wyjątkowi. Tak jak wszyscy. Jak każdy z was i cała reszta roztańczonych odpadów tego świata.
    Pod ręką: Sznurek albo nic.
    Broń: Język żmijowy, ostry i jadowity choć podbity
    Dołączył: 27 Gru 2012
    Posty: 145
    Wysłany: 19 Marzec 2013, 01:17     

    Wypoczęty i w o wiele lepszym nastroju kroczyłem w kierunku sali tronowej, wzdłuż czerwonego dywanu i przez posadzkę czerwoną od juchy. Po długim upadku nie masz nic lepszego na skostniałe członki niźli odrobina orzeźwiającej walki, nawet jeśli przyjdzie ci się potykać ze zgrają nieużytych knechtów. Trąciłem czubkiem buta stygnące ciało zwinięte pod ścianą w ciemnej kałuży tętniczej krwi. Wybałuszone oczy martwego młodzika godziły we mnie z niemym wyrzutem gdy pochylony nad jego twarzą usilnie przywoływałem konterfekty oblicz znajdujące się na listach gończych w całej Krainie.

    - Zwykli siepacze. Najemne klingi albo jedni z młodszych rekrutów. Nikt znaczny.

    Stwierdziłem w końcu na głos poklepawszy stężały w pośmiertnym grymasie policzek trupa. Podnosząc się z kucek westchnąłem ciężko. Szkoda, że tak dobra kompania tak nam staniała i zeszła na psy.

    Dostrzegając refleks pochodni na ścianie za mną odwróciłem się powoli wypuszczając z dłoni czarną klingę którą dotychczas się posługiwałem. Ciemne ostrze skruszyło się i rozwiało w antracytowy miał nim jego czubek zdążył dotknąć ziemi. Zdejmując ze ściennych zaczepów dostrzeżony przeze mnie egzemplarz nowiutkiej broni ująłem go z namaszczeniem przyglądając się uważniej. Półtorak, nieco dłuższy od typowego, akuratnie pod moje ramię, w dodatku niezgorzej wyważony.
    Onyksowa, otoczona metalowym zwieńczeniem głowica miała kształt grotu karcianego pika. Rękojeść pokryta była przeplatającymi się dwukolorowymi pasami skóry, czerwonym i czarnym. Niezgorzej leżała też w dłoni. Pośrodku lekko zakrzywionych jelców kończących się kierem i treflem widniała ozdobna taszka w kształcie odwróconego rombu karo.
    Ozdobne cacko, niebrzydka rzecz z całkiem zgrabnymi akcentami, brakowało tylko grawerunku na klindze i inkrustowanej pochwy.
    Nawet przez chwilę nie miałem wątpliwości, że bastard pomimo swojego fantazyjnego wyglądu był całkowicie funkcjonalnym orężem. Będąc człowiekiem... Hmm, będąc z natury praktycznym postanowiłem zabrać broń ze sobą, szkoda było dać mu się zmarnować jako ozdoba korytarza. Niech poświszczy sobie trochę w dobrej sprawie i nakarmi się krwią moich nieprzyjaciół, wystarczy go tylko uprzednio naostrzyć.

    Wpadłem do sali tronowej, uprzednio w dwóch szybkich cięciach obcinając klamki u drzwi wejściowych. Widać ostrze nie było tak tępe jak mi się zrazu zdawało. Z podniesioną głową niemal z miejsca ruszyłem ku stojącemu na uboczu dębowemu stołowi zawalonego stertą map i papierów. Wolną dłonią przekładałem je w pośpiechu licząc, że znajdę pośród nich coś interesującego. W międzyczasie pod palce nawinął mi się płaszcz z ciężkiego aksamitu w kolorze byczej krwi. Zarówno jego wyszywany futrem gronostaja kołnierz jak i motyw wzoru na całej długości zdawały się sugerować, że to przyodziewa byłej lub niedoszłej królowej. To wyjaśniało dlaczego był tak przykrótki. Bez żenady okryłem się nim z grubsza chroniąc moje nagie plecy od wiatru który hulał teraz po komnacie dostając się przez wyważone drzwi.

    Zaraz? Czy to korona? Będzie świetnie pasować. Zaiste, szkoda, że nie ma tu zwierciadła,co za próżny ze mnie głupiec.

    Chichocząc w najlepsze przeglądałem szuflady zakurzonego sekretarzyka na uboczu który zapewne został tu przeniesiony w trakcie inwentaryzacji aby nie zajmować miejsca gdzie indziej. Żadnych akt, raportów, map ani planów, kurwa niczego. Znalazł się za to na poły legendarny błazeński kaduceusz, kolejna rzecz która dopełni mojej parodii ceremonialnego stroju. Bądź co bądź spieszyłem się na koronację. Wtedy to będę mógł rozciągnąć się wygodnie na obydwu tronach i zastanowić...

    Moje spojrzenie po raz pierwszy zawędrowało w kierunku ściany z wspomnianymi królewskimi siedziskami. Od jak dawna ona tutaj jest? Jakim cudem nie wyczułem jej wcześniej?


    - O, żmijka.- Stwierdziłem krótko i zupełnie spokojnie by zaraz potem paść na kolana schwycony skurczem spazmatycznego histerycznego śmiechu który zmusił mnie do wypuszczenia z rąk i miecza i kaduceusza. Rycząc w głos pochyliłem głowę a znajdująca się na niej w tej chwili korona zachwiała się niebezpiecznie niemal zsuwając mi się ze skroni.
    _________________
    Flo
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Marzec 2013, 14:00     

    //Skoro dostałam zgodę, dołączam do zabawy.~ <3//


    Flo drzemała sobie smacznie po ciężkiej pracy, gdy nagle usłyszała w oddali jakiś łomot, a po chwili krzyki i śmiechy. Usiadła na łóżku i przetarła oczy. Boże, kimkolwiek jesteś i jeśli w ogóle jesteś... Dlaczego mi to robisz? Człowiek się męczy i męczy, a później nawet nie może się wyspać. Znajdę Cię kiedyś, Boże i nakopię Ci do tyłka... Ale najpierw rozprawię się z tym, który zakłócił mi moją milutką drzemkę. Pomyślała i powoli zwlekła się z łóżka. Krzyki się nasilały, a ona miast przyśpieszyć, wciąż spokojnie się ubierała. Naciągnęła na siebie dolną część bielizny, założyła krótką, plisowaną spódniczkę w czarnym kolorze i grube podkolanówki tej samej barwy. Na górną część ciała narzuciła tylko czerwoną bluzę z kapturem z dziwnymi naszywkami. Usiadła na ziemię i wyciągnęła coś z szafki na buty, po chwili na jej stopach znalazły się brązowe trampki za kostkę ze skóropodobnego materiału. Wymalowała na policzkach typowe dla niej znaki, a zielone włosy zostawiła samym sobie w naturalnym artystycznym nieładzie. Wyglądało to dobrze, jednak już po chwili nałożyła kaptur, który cały nieład ukrył. Usta pociągnęła czerwoną szminką i wczepiła w nie swoje kolczyki, które wcześniej zdjęła na chwilę snu. Do lewej nogi przyczepiona była jej broń, która wyglądała jak niezbyt szkodliwy nóż kuchenny, choć o wiele większy niż tradycyjnie. Dodatkowo na palec jednej z rąk nałożyła swój ukochany pierścień Mortis Anulum. Z szafki na biurku wzięła jedną z jabłkowych gum i zaczęła ją przeżuwać ze smakiem. Była już pawie gotowa. Rękę z pierścieniem ukryła w kieszeni, a w drugą pochwyciła megafon.
    - Zabawę czas zacząć, Cindy.
    Powiedziała do swojego Dziwotwora i obie opuściły Flosiową komnatę, po czym rozpoczęły swą wędrówkę po krętych schodach ku górze. Na korytarz wyszły jakimś dziwnym trafem, jakby ze ściany. Do komnaty Jokera prowadziły tylko i wyłącznie tajne przejścia, więc nie wiadomo skąd dokładnie się wzięły. Baśniopisarka rozejrzała się w koło i wzruszyła ramionami. Na ziemi leżała może czwórka z Karcianej Szajki i były to jedne z mniej wartościowych osób. Mała strata, o co do diaska tyle krzyku. Dwie pozostałe osoby wyglądały na włamywaczy. Oj, chyba straż będzie musiała ucierpieć. Czemu przepuścili tego drącego się Ktosia bez ataku na niego? Stwierdzili, że nie warto, bo i tak ona zaraz przyjdzie? Już ona się z nimi rozprawi. Ruszyła ku swej prawej stronie, nie musiała nawet otwierać drzwi, bo wszystkie były poniszczone. Przy samych drzwiach natrafiła jeszcze tylko na czterech leżących mężczyzn. Machnęła ręką na powitanie: Cześć Steve rzuciła do jednego trupa i podśpiewując ruszyła dalej. Była zła, owszem, ale o to, że była obudzona i że wszystkie klamki będzie trzeba zmieniać. W końcu weszła na salę tronową i tam ujrzała dwie osoby, jedną z nich znała. Jakim cudem ona przeżyła? Druga z postaci była jej nieznana.
    Zignorowała Saruel i spojrzała na, jej zdaniem ohydnego, faceta stojącego po jej prawej stronie.
    - Ja pierdolę, czy naprawdę musiałeś rozwalić wszystkie drzwi? Nikt Cię nie nauczył, że od otwierania jest klamka. A poza tym...
    Powiedziała i wzruszyła ramionami, po chwili podlazła bliżej mężczyzny, skierowała na jego ucho megafon i krzyknęła do niego: Kto Ci pozwolił mnie budzić?.
    Zerknęła na swoją koleżankę z organizacji, po czym patrząc z chamskim uśmiechem na 42 powiedziała już bez megafonu:
    - Saruel, kto tu wpuścił tego tępaka? Do diabła, koleś, jakie Ty masz odjazdy. Sorki, ale to mój teren, więc łaskawie rusz tyłek i spieprzaj stąd, mój drogi. Tam są drzwi! Tak, to jest to coś, co ma klamkę, choć ty chyba tego słowa nie znasz. No już, póki jestem miła.
    Westchnęła ciężko, nie miała ochoty się sprzeczać. Jedyne, czego pragnęła to sen, ale w razie czego była gotowa na walkę. Tuż przy jej boku stała Cindy, która mimo swej ochydności nigdy jej nie obrzydzała. Pogłaskała swoją bestię po głowie a ta wyglądała na szczęśliwą z tego powodu, mimo wszystko również się nie rozpraszała, obie były gotowe na każdy ruch. W świetle żyrandola zabłysło Mortis Anulum znajdujące się na prawej dłoni dziewczyny, którą wyciągnęła z bluzy by pogłaskać swoje zwierze. Na twarzy Flo pokazał się nienaturalny uśmiech mrożący krew w żyłach.
    - To jak? Wyjdziesz, czy Tobie pomóc?




    Sługa nicości {Zbanowany}

    Godność: Imię nasze jest Legion.
    Wiek: Byliśmy tu na długo przed wami, po nas nie będzie nikogo.
    Rasa: Jesteśmy tymi których zdradziliście rodząc się w świetle.
    Lubi: Szum synaps, taniec na ostrej krawędzi noża, samotne ogniska pośród bezgwiezdnej nocy, ciszę zwiastującą nadejście burzy.
    Nie lubi: Stygnących zgliszczy, tłumów płynących jak zanieczyszona krew w brudnej arterii, neonowych bogów, głucho dźwięczących czerepów.
    Wzrost / waga: Niebo zastało nas upadłymi, Otchłań wzniosłymi. / Dokładnie tyle by serce przeważyło pióro.
    Aktualny ubiór: Odziany w skórę wężową, płaszcz proteuszowy żywy i zmienny jak tańczący płomień, noszący ślady dawno zaschniętej krwi fałszywych proroków. Siedem diademów a w każdym tysiąc słońc mieniących się jako klejnoty.
    Znaki szczególne: Jesteśmy szczególni. Jesteśmy różni i wyjątkowi. Tak jak wszyscy. Jak każdy z was i cała reszta roztańczonych odpadów tego świata.
    Pod ręką: Sznurek albo nic.
    Broń: Język żmijowy, ostry i jadowity choć podbity
    Dołączył: 27 Gru 2012
    Posty: 145
    Wysłany: 22 Marzec 2013, 18:06     

    W końcu gdy atak śmiechu minął a wraz z nim skurcze ściskające raz za razem mój umęczony brzuch zdołałem zebrać się w sobie na tyle by wyprostować się nieco na klęczkach i namacać dłonią rękojeść bastarda którego uprzednio upuściłem na posadzkę. To właśnie wtedy do przestronnej komnaty wkroczył nowy gość. Wnioskując z tembru i barwy głosu- jeszcze dziecko, choć w tej przeklętej krainie na porządku dziennym byli starcy przywdziewający skórę rześkich młodzieńców. Drobne oflaktoryczne akcenty jej skóry, krwi i potu mogłyby mi pomóc oszacować ją lepiej. Wielka szkoda, że moja własna humanoidalna powłoka nie posiadała odpowiednich ku temu narządów. Zresztą coś tłumiło zapach. Poliizobutylen i substancje słodzące, sorbitol, aspartam, kwas cytrynowo-jabłkowy... Guma do żucia? Ohyda.
    Starałem się nie zwracać większej uwagi na jej słowa. Już po pierwszych kilku zdaniach musiałem całym wysiłkiem woli powstrzymać się od kolejnego wybuchu śmiechu. Nie zmieniając miejsca położenia i nie oglądając się w kierunku nowo przybyłej trwałem zgarbiony na posadzce poruszywszy się tylko raz. Wtedy gdy wypowiedziała imię wężookiej.

    - Saruel.

    Powiedziałem cicho i przeciągle a moje nieobecne spojrzenie przestało błądzić w niebycie zatrzymując się prosto na twarzy kobiety o fioletowych włosach. Błysnąłem kłami w uśmiechu i dopiero wtedy zdecydowałem się podnieść. Królewski płaszcz spłynął powoli z moich ramion zwieszając się na lewym barku, odsłaniając mój nagi tors i uzbrojoną w półtoraka prawicę. Zęby srebrzystej korony zalśniły groźnie w słabym świetle świec i dogasającego paleniska kiedy powoli odwróciłem się w kierunku wyszczekanej smarkuli spoglądając na nią z góry. Wysoki wychudzony trup i mała papuga stali przez moment naprzeciwko siebie. Uśmiechnąłem się z politowaniem ale nie bez pewnej dozy uznania taksując dokładnie jej sylwetkę. Gdyby nie panujący tutaj półmrok pewnie przyszłoby mi mrużyć oczy albo zwężać źrenice w momencie w którym patrzyłem na jej blade oblicze i jaskrawe włosy w fantazyjnym kolorze.

    - Trzeba czegoś więcej niż kilku źle dobranych słów i tupania nóżkami zmierzłej dziewczynki żeby zmusić mnie do opuszczenia tego miejsca.

    Powiedziałem powoli obracając się bokiem ku dziewczynie. Uzbrojone ramię trzymałem swobodnie, czubek miecza wskazywał ku posadzce.

    - Twoja mama wie, że tu jesteś? I, że bawisz się w bandytkę?

    Spytałem poważny jak sama śmierć która w każdej chwili mogła nadejść wraz ze świstem mojego ostrza. Wewnątrz jednak cały gotowałem się z wesołości.

    Pozornie nie zwracałem uwagi na istotę towarzyszącą dziewczynie. Od razu zarejestrowałem jednak jej obecność i teraz gdy widziałem stwora w pełnej krasie spodobał mi się on jeszcze bardziej. W tej konkretnej chwili poświęcałem mu nawet więcej uwagi niż samej zielonowłosej, co rusz drażniąc go refleksami klingi którą nieznacznie przechylałem tak by odbijała światło prosto w jego ślepia. Jeśli dziewczyna jest aż tak narowista i pochopna jakie sprawia wrażenie zapewne rzuci się do walki pierwsza. Jeśli zaś nie, zrobi to jej pupil, sprowokowany moją prostą sztuczką. Tak czy inaczej w obydwu przypadkach będzie ciekawie. A we dwójkę powinno im się raźniej umierać.
    _________________
    Saruel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Marzec 2013, 10:35     

    Napastnik zbliżał się coraz szybciej w towarzystwie krzyków i jęków boleści. Jednak jej to nie dotyczyło, a przynajmniej na razie. Odgłosy śmierci rozpowszechniające się korytarzach brzmiały niczym muzyka, instrumentalna gra strun głosowych pozbawianych duszy. Tyle zmarnowanych dusz dla marionetek, chociaż z drugiej strony po co komu dusza, która zeszła w taki sposób z tego świata. Zestresowana i po przejściach, nie do użycia, a przynajmniej nie dla stabilniej marionetki. Cóż za rozmyślania ją wzięły na granicy śmierci.

    W końcu jednak drzwi do sali tronowej otworzyły się i trup wszedł do niej. Jednakże jakby jej nie zauważył, skryta w cieniu niczym senna mara. Pierwsze chwilę obserwowała jedynie, to w końcu wychodziło jej najlepiej. Narratorka kontrola z boku, z dala od wszystkich wydarzeń. W końcu jednak wystąpiła nieco z cienia i odezwała się cichym głosem.
    -Szęśliwyś że odkryłeś pusty tron?
    Spytała z sarkazmem w głosie przyglądając się jego poczynaniom. Nie spodziewała się żadnej odpowiedzi co najwyżej ostrze między żebra bądź po szyji. Jednakże dostała je tylko w formie przezwiska, która nawet nie było takie złe. Nikt nie wie co by się stało gdyby dłuższy czas razem siedzieli w tej komnacie, zupełnie sami. W końcu nie sądziła że ktoś jeszcze przeżył tą batalię.

    Jednak ku jej zaskoczeniu do pomieszczenia wpadła Flo wraz ze swoim podopiecznym. Znała ją tylko z widzenia jak praktycznie każdego w tej twierdzy. Stroniła się od kontaktów towarzyskich bo i po co się w nie bawić. Wszyscy mogą zginąć na każdym kroku, a potem niepotrzebne lamenty. Przywiązywanie się nie jest za dobre. Spojrzała na nią więc swoim zwyczajnym zimnych wężowym wzrokiem.
    -Jak możesz się domyślić sam wszedł, a ja nie jestem samobójca.
    Na podstawie tego co się zdarzyło ucieszyła się że podjęła taką decyzję. Skoro wybił większość stworzeń od dawna władającą zwykłą bronią to co mogła zrobić ona? Co najwyżej podrapać się po głowie, albo najlepiej samej sobie podciąć żyły. Jej wzrok wcześniej skupiony na dziewczynie nagle przeszedł na mężczyznę. Pierwszy raz wypowiedział jej imię i jakoś nie cieszyła się za bardzo z tego, a w pewnym sensie nawet zaczęła się obawiać. Wywołanie konkretnej osoby osoby w takiego typu sytuacjach nie było za dobrą oznaką.

    Powietrze zaczęło gęstnieć od dziwnych emocji. Czyżby Flo chciała walczyć z tym wariatem. Może i miała przewagę liczebną jednakże czy w umiejętnościach też tak było. Nie znała jej na tyle dobrze więc nic nie mogła do tego powiedzieć. Mogła jedynie obserwować.




    Sługa nicości {Zbanowany}

    Godność: Imię nasze jest Legion.
    Wiek: Byliśmy tu na długo przed wami, po nas nie będzie nikogo.
    Rasa: Jesteśmy tymi których zdradziliście rodząc się w świetle.
    Lubi: Szum synaps, taniec na ostrej krawędzi noża, samotne ogniska pośród bezgwiezdnej nocy, ciszę zwiastującą nadejście burzy.
    Nie lubi: Stygnących zgliszczy, tłumów płynących jak zanieczyszona krew w brudnej arterii, neonowych bogów, głucho dźwięczących czerepów.
    Wzrost / waga: Niebo zastało nas upadłymi, Otchłań wzniosłymi. / Dokładnie tyle by serce przeważyło pióro.
    Aktualny ubiór: Odziany w skórę wężową, płaszcz proteuszowy żywy i zmienny jak tańczący płomień, noszący ślady dawno zaschniętej krwi fałszywych proroków. Siedem diademów a w każdym tysiąc słońc mieniących się jako klejnoty.
    Znaki szczególne: Jesteśmy szczególni. Jesteśmy różni i wyjątkowi. Tak jak wszyscy. Jak każdy z was i cała reszta roztańczonych odpadów tego świata.
    Pod ręką: Sznurek albo nic.
    Broń: Język żmijowy, ostry i jadowity choć podbity
    Dołączył: 27 Gru 2012
    Posty: 145
    Wysłany: 12 Kwiecień 2013, 00:49     

    Mówi się, że przedłużająca się cisza jest objawem narastającego napięcia, niechybnym zwiastunem zbliżającego się niebezpieczeństwa.

    W tym przypadku nie była, a wielka szkoda. Stojąc w milczeniu w dusznej, zapuszczonej sali, wsłuchany w syk dogasających węgielków paleniska zastanowiłem się nad tym co właściwie tutaj robię. I w chwili gdy zdałem sobie z tego sprawę skrzywiłem się z niesmakiem wyraźnym na tyle na ile pozwalała mi moja okaleczona fizjonomia.

    Przybyłem tutaj wprost z bezkresnych czeluści czerwonych Otchłani przechodzących w granat nocnego nieba. Nieba które najwyraźniej pomyliłem z gwiazdami odbitymi na powierzchni stawu. Znacząc drogę krwawym szlakiem dotarłem aż tutaj, przystroiłem się w złoto i purpurę ogłaszając królem tego miejsca, zamku umarłych, porzuconego grobowca.

    Tfu, kurwa! Na psa urok, często dałem ponosić się kaprysom ale zostać władcą martwego królestwa? Nawet symbolicznego? Nic z tego, po ostatnim razie obiecałem sobie więcej do tego nie dopuszczać. Nie zostanę pogrzebany żywcem.

    Odwracając wzrok od resztek ogniska skierowałem go na zielonowłose stworzenie uzbrojone w megafon i zawyżone mniemanie o własnej osobie. Przez jedną króciuteńką chwilkę miałem ochotę wyrwać go z drobnych, białych dłoni, przystawić do ucha i... Nie, inaczej. Wsadzić go między jej rozwarte nogi i wrzasnąć tak głośno by dostała przedwczesnej menopauzy i orgazmu jednocześnie. Mój dobry znajomek Sirdir Cykada z bandy Razgara potrafił wrzeszczeć tak przeszywająco głośno, że samym swoim zawodzeniem wywoływał burze piaskowe a ptaki spadały w locie na ziemię. Nie potrzebował do tego megafonu, wobec takiego głosu wołającego na pustyni ciężko było pozostać obojętnym.

    Melodia mojego własnego śmiechu wyrwała mnie z zadumy. A tak, sala tronowa. I dwójka dzieciaków żyjących mrzonkami, ostatnie strażniczki mauzoleum. Krótkim szarpnięciem zerwałem trzymający się barku płaszcz i zwijając go cisnąłem w palenisko gasząc je dokumentnie. Powolnym ruchem zdjąłem koronę i rzuciłem ją pod stopy zielonej gdzie upadła z metalicznym brzękiem. Niech bawi się nią do woli, chociażby aportując swojemu zwierzątku.

    -Jesteście tylko talią kart.

    Powiedziałem głucho. I zupełnie poważnie, co zdarzało mi się naprawdę rzadko. Cisnąłem im to krótkie zdanie w twarz jak najgorszą obelgę, będąca niczym w porównaniu z litanią klątw którą osobaczyłem ich w chwili gdy pojawiłem się na dziedzińcu.

    Powoli, nie spiesząc się zbliżyłem się ze stołu podnosząc przewróconą butelkę z oliwą do lamp leżącą na jego blacie. Podnosząc ją na wysokość twarzy bez szczególnego namysłu wlałem ją sobie do ust nie bacząc na jej gryzący, kwaśny smak który palił mój język. Z pełnymi ustami i zaciśniętymi szczękami by nie uronić ani kropli podszedłem do okna chwytając po drodze płonącą jeszcze pochodnię umocowaną na ścianie. Grube, czerwone zasłony, ciężkie od kurzu rozsunęły się odsłaniając matowe okno z widokiem na malinowy las. Otwierane na zewnątrz okiennice z hukiem uderzyły o ściany a ja gwałtownym rozbryzgiem wyplułem trzymaną w ustach oliwę na czerwony materiał który przesiąknął nią w kilku miejscach. Od ognia zajął się rzecz jasna, błyskawicznie. Wdychałem dym rozprzestrzeniających się płomieni wraz z chłodem wieczoru, takie powietrze służyło mi najbardziej. Budziło miłe wspomnienia.

    Aleo he polis.

    - Do zobaczenia Saruel.

    Rzuciłem ostatnią groźbę na pożegnanie wystawiając jedną nogę za okno. Nie oglądałem się za siebie, nie zabrałem ze sobą ni płaszcza ni korony.
    Tylko miecz który przez cały czas ściskałem w prawej dłoni. Nic więcej.

    Zniknąłem za oknem pozostawiając dwa trupy w ich mauzoleum. Moje miejsce było wśród żywych.
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,22 sekundy. Zapytań do SQL: 10