• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Kartoteka » "I powiedział Pan..."
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Szalejące zwłoki

    Godność: Gideon
    Wiek: Wystarczający by nie dostawać szlabanu na komputer.
    Rasa: Jesteśmy w twojej szafie, pod twoim łóżkiem i za twoimi plecami gdy wracasz sam do domu.
    Lubi: Kołysanki armageddonu, śnić o setkach słońc błyszczacych jednocześnie na księżycu, owsiankę z cynamonem.
    Nie lubi: Być wystawianym na próbę bez własnej zgody. Być zwodzonym.
    Wzrost / waga: 178 cm / Jak prawdziwy rycerz, potrafi dupą gołą jeża zabić.
    Aktualny ubiór: Można by spekulować, czy w ogóle jest ubrany...
    Znaki szczególne: Androgyniczny wygląd i głos. Nie mozna określić jego płci dopóki sam jej nie poda.
    Pod ręką: Dość powodów by posłać go na krzesło elektryczne.
    Broń: Wszystko, od ziarnka piasku aż po wasze własn
    Dołączył: 13 Lut 2013
    Posty: 37
    Wysłany: 13 Luty 2013, 15:36   "I powiedział Pan..."

    Raport str1
    Raport str2 (Opis wyglądu w tym linku. Mniej więcej od połowy pierwszego paragrafu)
    Raport str3
    Raport str4
    Raport str5 (Zdolności postaci)
    Raport - załącznik (Pełny art postaci)

    Pułkownik Milton Baxter z cichym westchnieniem zniecierpliwienia zamknął raport. Teraz to na jego głowie spocznie wytłumaczenie przełożonym faktu utraty trojga ludzi wraz z połową sprzętu oraz fiaskiem misji. Znając życie cała ta sytuacja znalazła swój początek w niekompetencji tych zadufanych jajogłowych z laboratorium którym nawiał kolejny cyrkowiec. Pięknie kurwa, pięknie. W efekcie to on musi użerać się ze smrodem jaki powstaje gdy gówno wpada w wentylator. Smrodem gówna które pozostawili właśnie jemu.

    Myśl ta przyprawiała pułkownika o szczerą ochotę przewrócenia biurka i wyjścia z gabinetu przy wtórze miotanych przekleństw, on jednak dzielnie zwalczał w sobie tą pokusę pozwalając sobie wyłącznie na kwaśny grymas niezadowolenia wykrzywiający twarz oraz cedzone pod nosem przekleństwa. Pięćdziesiąt lat na karku z czego dwadzieścia na służbie. Jakim pieprzonym prawem zasłużył sobie na przykry i żmudny obowiązek wyjaśniania cudzych błędów?
    Jeżeli mus lądować awaryjnie to przynajmniej warto byłoby zatroszczyć się o pierze pod tyłkiem - pomyślał po chwili zastanowienia wraz z tą myślą uruchamiając odpowiednią aplikację w służbowym komputerze. Zaawansowane oprogramowanie pozwoliło upchnąć tyle funkcji w kawałku elektroniki, że stary interkom stał się w zasadzie zbędnym. Postęp, a niech go cholera. Po chwili podniósł mikrofon do ust.

    - Starszy sierżant Irons. Natychmiast do mnie.

    Z końca linii odpowiedziało mu zniekształcone przez głośnik "tak jest". Pułkownik przerwał połączenie, opadając na fotel i w myślach uporządkowując cały ten bajzel który spadł na niego jak niezapowiedziane przekleństwo.

    Nie minęła minuta jak drzwi gabinetu rozwarły się a do środka wkroczył mężczyzna po czterdziestce o krótko obciętych włosach noszących ślady siwizny i surowej twarzy przywodzącej na myśl oblicze figury wyciosanej w kamieniu. Zgodnie ze zwyczajem wyprężył się w krótkim służbowym salucie na który pułkownik odpowiedział niedbałych ruchem ręki.
    - Spocznijcie sierżancie.

    Irons z ulgą zmienił pozycję, nieco nazbyt ochoczo korzystając z przyzwolenia danego przez pułkownika ujawniając tym samym swoje zmęczenie, które jak dało się teraz dostrzec w zimnym świetle halogenowej lampy - kładło się również długimi cieniami na jego opuchniętej twarzy . Fakt ten nie uszedł uwadze pułkownika. Czyżby aż tak wyczerpała go rutynowa misja?

    - Usiądźcie. – oznajmił pułkownik - Trochę czasu nam tu zejdzie.
    Irons posłusznie zajął wolne miejsce naprzeciwko przełożonego, trwając w pełnym oczekiwania milczeniu. Przeczucie i lata praktyki mówiły mu, że przełożony będzie miał mnóstwo pytań i sam zainicjuje rozmowę.
    Zgodnie z jego oczekiwaniami Baxter zabrał głos jako pierwszy.

    - Mam do was kilka pytań odnośnie waszego raportu.- Oznajmił sięgając po rzeczony zbiór dokumentacji.
    -Zacznijmy więc od tego. - Mrużąc zmęczone od niewyspania oczy otworzył teczkę ujawniając pożółkły papier z naniesionym na nim niewyraźnym pismem.
    -Czy wy pisaliście ten raport na kolanie?- Zapytał głosem w którym pobrzmiewał lekko żartobliwy ton marszcząc brwi w udawanym zastanowieniu. Pełna powagi odpowiedź podwładnego zaskoczyła go.

    - Zgadza się, sir. - Głos Irons’a nacechowany był tym samym chłodnym i profesjonalnym spokojem co wyraz jego twarzy.

    Pułkownik bez słowa komentarza wydął wargi powracając wzrokiem do pożółkłych arkuszy.

    - Odłóżmy na razie na bok kwestie estetyki i przejrzystości waszego raportu. Wyznaczona wam misja zakończyła się fiaskiem a wy sami naraziliście się na straty. Jak zapewne rozumiecie trzeba to będzie wyjaśnić górze. Konkretniej rzecz ujmując to mnie spadnie ten niechciany obowiązek i odpowiedzialność za wasze czyny. Z racji tego faktu należą mi się chyba jakieś wyjaśnienia?

    Pułkownik nie dał po sobie poznać zdziwienia gdy po jego słowach twarz Ironsa stężała a jego szczęki zacisnęły się razem z taką siłą, że zachodziła obawa, że trzaśnie na nich szkliwo.

    - Wolno mi wyrazić pozasłużbową opinię, sir?

    Pułkownik Baxter po krótkiej chwili zastanowienia skinął powoli głową spoglądając w podkrążone oczy podwładnego. Sam sierżant odetchnąwszy z wysiłkiem przez nos skrzywił się jak po wypiciu tanich szczyn z motelowej knajpy a wciąż napięta przy tym żuchwa zmusiła zęby do nieprzyjemnego zgrzytnięcia.
    - Nie mam pojęcia co to do cholery było. – oznajmił wreszcie - Władowaliśmy w tego sukinsyna więcej kul niż nazistowski pluton egzekucyjny. A to przez cały czas wydawało z siebie spazmatyczny rechot jakby sprawiało mu to przyjemność. Sir.

    Jeśli wcześniej Baxter miał jakieś wątpliwości, że sprawa śmierdziała bardziej niż początkowo sądził, to teraz wyleciały one przez okno i wpadły pod autobus.
    - Za kolejnością sierżancie. – Polecił Baxter. –Unikajmy wyrwanych z kontekstu informacji, nie pomogą nam one rzucić lepszego światła na tę sprawę.

    - Tak jest.- Zgodził się Irons uspokajając nerwowe drżenie dłoni zanim przyuważył by to pułkownik. I choć przez całe życie nie wypalił nawet pół papierosa w tej chwili miał olbrzymią ochotę porwać się na całą paczkę. Prawie tak bardzo jak wtedy, tuż po misji w trakcie pisania raportu.
    - Na początku wszystkiego przebiegało według rutynowych procedur. Lokalizujemy miejsce, odnajdujemy cele, obezwładniamy je i zabezpieczamy teren dla mądrali. My znaleźliśmy miasteczko. Totalne zadupie, dokładnie tak jak oczekiwaliśmy. - Wyjaśniał spokojnie a w miarę przemawiania jego głos nabierał pewności. – Opuszczone chyba dekadę temu. Tylko złodzieje i szabrownicy jeszcze się przewijają w takich miejscach jeżeli nadal łudzą się, że można z nich coś wynieść. My nie natrafiliśmy na nikogo. Dom po domu, sklep po sklepie, dziura po dziurze sprawdzaliśmy po kolei szukając tych Lustrzanych o których mówili ci od informacji. I co? I gówno. Godzina szukania przepadła nie wiedzieć kiedy. – Stwierdził nerwowo gestykulując dłońmi.
    - Dopiero w jakimś opuszczonym bloku znaleźliśmy jednego. - Podjął po chwili. – Pan zresztą wie, czytał pan raport, Sir. W tej kwestii niewiele mogę dodać.

    Pułkownik wydał z siebie cichy potwierdzający pomruk. – Zgadza się Irons. Znaleźliście TRUPA. Nie sporządzając przy tym zwyczajowego protokołu z wstępnych oględzin zwłok.

    - Sam raport pisany był w pośpiechu, odręcznie i na znalezionym papierze. Czas naglił. Znaleźliśmy go jednak dość na pobieżną obserwację. Rana w szyi, tak rozległa, że łeb prawie mu odpadał. Wisiał na kilku zaledwie ścięgnach, reszta była poszarpana podobnie jak część aorty. McDell orzekł, że to ślad po ugryzieniu.

    - Coś przegryzło mu gardło? - Spytał pułkownik upewniając się czy dobrze usłyszał jednocześnie segregując w pamięci wszystkie znane mu przypadki istot które polowały pozostawiając podobne ślady.

    -Przegryzło? - Irons pokręcił głową a głośne parsknięcie wydobyło się z jego nozdrzy. - To diabelstwo zmieliło mu mięśnie i kręgi szyjne z siłą nożyc do cięcia samochodów.

    Irons odetchnął przeczesując krótkie włosy palcami a kołatające się w jego głowie myśli zaprzestały na moment pędu na powrót układając się w spójną całość.
    - Pozostałe pokoje na piętrze były puste więc weszliśmy wyżej. W trakcie przeczesywania drugiego końca korytarza znaleźliśmy to coś. Dokładnie w momencie gdy ubiegało naszych wspaniałych specjalistów z laboratorium w patroszeniu ich cennego materiału badawczego. - Relacjonował dalej Irons wymawiając słowa „specjaliści z laboratorium” pogardliwym tonem zarezerwowanym zwykle dla słowa „ścierwojady”.

    Pułkownik krzywiąc się nieznacznie na podobną demonstrację niechęci gestem nakazał mu kontynuowanie relacji. Co też Irons rychło uczynił.
    - Kiedy zdało sobie sprawę z naszej obecności, podniosło się z klęczek i powoli obróciło ku nam. Wygląd tej rzeczy jak i jej przybliżony konterfekt zamieściłem w raporcie. - Irons ruchem brody wskazał teczkę leżącą na biurku .- W tej kwestii nie mam nic do dodania. Skrzyżowanie przeklętej pandy z członkiem jakieś sadomasochistycznej sekty – o dziwo Irons pozwolił sobie wtrącić odrobinę humoru do swej jak dotąd przepełnionej jadem wypowiedzi.

    - Ktoś mógłby uznać, że postąpiłem pochopnie rozkazując sięgnąć po broń. - Powiedział podejmując wątek po krótkiej pauzie.
    - Ale mieliśmy tutaj parę zwłok i grzebiącego w nich niezidentyfikowanego humanoida. Uznałem to za wystarczający powód by przejść w stan gotowości. Chłopcy wyłącznie odbezpieczyli broń i wzięli go na muszkę, nikt z nas nie strzelał. Krzyczeliśmy do niego a skurwiel stał tylko w bezruchu jak woskowa figura z jakiegoś upiornego panoptikum albo eksponat rodem z tanich horrorów.

    Irons nawet nie kryjąc swojego zdenerwowanego tonu przerwał na kilka wdechów, powoli się uspokajając. Dopiero wtedy był w stanie powrócić do dalszego relacjonowania.
    - Potem pojawił się ten robal. Nie ma tego w raporcie, ale łeb cały mu się lepił od świeżo zakrzepłej juchy. Nie mieliśmy wątpliwości co zabiło delikwenta na dole i zapewne drugiego z nich. - Irons przerwał i pokręcił głową jakby starając się wyrzucić z pamięci przywołany obraz.
    - Przerośnięty tasiemiec wpełzł po tym bydlaku, a ten jak gdyby nic gładził go po pancernej skorupie zupełnie jak jakiegoś zasranego sierściucha. Głowę miał przy tym nieruchomą wciąż wgapiając się w nas swoimi przeklętymi oczyma. Nie zamrugał ani razu.

    Pułkownik zamyślił się gdy Irons dał mu czas na przyswojenie faktów. Istotnie, z perspektywy żołnierza biorącego udział w misji, sytuacja faktycznie mogła napsuć sporo krwi i mocno nadwyrężyć nerwów. Ale u młodzika lub świeżo zwerbowanego rekruta debiutującego w pierwszym przydzielonym mu zadaniu. Nie natomiast u sierżanta Matthew Ironsa, wiarusa mającego już styczność z agresywnymi mieszkańcami drugiej strony Lustra oraz resztą abominacji określanych tutaj ujednolicającym określeniem „Lustrzanych” bądź „Lustrzaków”. Coś takiego nie powinno robić na nim aż tak silnego wrażenia. Nie pozostawało nic innego jak drążyć dalej.
    - Mówcie śmiało.- Polecił pułkownik otrząsając się z zamyślenia.

    Irons odchrząknął, jakby szykował się do splunięcia ale w ostatniej chwili przypominając sobie gdzie się znajduje ograniczył się tylko do przełknięcia śliny.
    - Gdy tylko to dziwadło poszczuło na nas swojego pieszczocha, otworzyliśmy ogień. Nie jestem nawet w stanie powiedzieć czy najpierw wydałem rozkaz, czy najpierw padł strzał. Intuicyjnie wyczuwaliśmy jego złe intencje i to co za chwilę ma nastąpić. Wiem tylko, że jak szaleni pluliśmy ołowiem do rozmytego kształtu przecinającego korytarz i zupełnie niespłoszonego naszym nieprzerwanym ogniem. Szczęśliwie nim zdążył wbić nam swoje zakrwawione żuwaczki w dupska, któryś trafił go w szkaradny łeb. Cuchnąca gęsta ciecz przypominająca ropę zbryzgała ściany a ten bękart tasiemca i piekielnej skolopendry zdecydował odstąpić ciągnąc za sobą ślad wciąż sączącej się cuchnącej wydzieliny. Pomimo niemal zabawnego porównania, Irons nie wydawał się znajdować humoru w tej wypowiedzi, lecz ciągnął swój wywód dalej tym samym oschłym tonem.
    - Potem z rozpędu otworzyliśmy ogień w samego pana. Ten fikuśny czarny skafander który nosił, przez chwilę zatrzymywał ostrzał z broni opierając się kulom średniego kalibru, dopiero zmasowany ogień był w stanie go drasnąć. I właśnie wtedy TO zaczęło się śmiać. - Przemówił Irons i zatrzymując się w opowieści zupełnie jak gdyby sam nie dowierzał swoim ostatnim słowom.
    Posyłaliśmy serię za serią, czarna jucha ciekła z sukinkota jak z oprawianego królika, ołów prawie wgniótł to w ścianę. A to ciągle się śmiało. Coraz głośniej. Każdy z Lustrzaków których znam już dawno miałby strzępy z płuc a ten tutaj trząsł się od śmiechu jak obłąkany narkoman zupełnie nie potrzebując do tego oddechu.

    Pułkownik zamyślił się nie po raz pierwszy od początku ich rozmowy. Istotnie zachowania istoty nie pasowały do żadnego profilu zarejestrowanych Lustrzanych. Co zatem miało przemawiać za tym, że to coś wyszło spod ich własnych moriańskich igieł i probówek? Z ponurych rozmyślań wyrwał go głos podwładnego, który nieprzerwanie kontynuował relację zapamiętały w niej na tyle by przegapić , że pułkownik nie daje mu już pytań ani sygnałów. Zupełnie jak pacjent obnażający swoje wewnętrzne demony na kozetce u psychiatry nie zaś żołnierz składający raport dowództwu.

    - Wystrzelaliśmy wszystko co zostało nam w magazynkach po odpędzeniu tego pełzającego gówna. Z jakim skutkiem? – retoryczne pytanie przepełnione było goryczą i śladem niedowierzania – Sukinsyn wyprostował się i spojrzał na nas wytrzeszczonymi oczami i uśmiechem tak szerokim, że prawie pękała mu twarz.

    Na twarzy Ironsa pojawił się lekki uśmiech a oczy jego samego lekko się rozszerzyły. Zupełnie jakby nawet teraz nie dowierzał temu co miało miejsce kilka godzin temu i starał się przekonać samego siebie że to żart.
    - I proszę sobie wyobrazić sir…- Kontynuował po chwili ożywiony.- Kilkunastometrowy korytarz. Na jednym końcu stwór naładowany taką ilością ołowiu, że zarwałby windę. Na drugim siedmioosobowy oddział weteranów, potrafiących zmieniać magazynki szybciej niż urzędnik podciera sobie dupę prawami petenta… - Sierżant zawiesił głos zerkając na zasłuchanego pułkownika. – A to i tak znalazło się przy nas nim zdążyliśmy choćby sięgnąć do pasów.- Irons odkaszlnął kilkukrotnie przynosząc ulgę wysuszonemu i drapiącemu gardłu.
    - Grands zginął pierwszy. Roux zareagował najszybciej z nas i wycelował glocka w pysk napastnika. Dziwoląg ruchem niemal niedbałym odepchnął ramię Rouxa sprzed swojej twarzy nim ten zdążył wystrzelić. W dodatku tak, że w momencie naciśnięcia spustu na linii strzału znalazła się głowa Grandsa. Zerwałem się żeby zdzielić to kolbą w tył głowy kiedy odwróciło się nagle a ja w ostatniej chwili zdążyłem zasłonić się karabinem przed ciosem pancernej pięści. Nowiutki remington nadaje się już tylko jako rygiel do drzwi stodoły. Uchwyt strzaskany, komora zamkowa tak samo.

    - Zaraz – przerwał mu nagle pułkownik. – Twierdzicie, że obiekt uszkodził karabin, wytrzymujący 50 kilowy nacisk punktowy, pięścią?

    - Zgadza się sir. – Irons odparł z pełną powagą, by po chwili mówić dalej.
    Baxter wstrzymał kolejne westchnięcie, tym razem rezygnacji. Zaczynał rozumieć dlaczego Irons wyglądał jakby ktoś wrzucił go do betoniarki gdy był na kacu. To gówno było coraz dziwniejsze. Gestem ręki polecił sierżantowi kontynuować.

    - Ponownie zmieniając cel, agresor kopnięciem cisnął Stern’a na ścianę a uderzeniem łokcia sprowadził Rouxa do parteru, ze zmiażdżoną żuchwą. McDell i Navorski zdążyli przeładować, ale nie wystrzelić. To ponownie zdążyło ulotnić się sprzed lufy zanim którykolwiek nacisnął spust i znalazło się za McDell’em używając go jak tarczy. W dodatku obezwładniwszy przy pomocy jego własnego karabinu który trzymając z obu stron docisnął mu do piersi z taką siłą, że McDell zaczął się dusić. Nie chcąc narażać zakładnika kazałem Fernandezowi potraktować drania psionicznym uderzeniem, zablokować dopływ krwi do mózgu czy cokolwiek co tam potrafią ci telepaci. Skurwiel chyba nawet nie zauważył że ktoś próbuje grzebać mu we łbie bo dociskał karabin do żeber McDella z konsekwencją prasy hydraulicznej, tak że słyszeliśmy trzask łamanych żeber. Wkrótce Fernandez legł na ziemię jak w katatonii, z otwartymi szeroko oczami i bezruchem warzywa. Na McDell’a też nie trzeba było długo czekać. Martwy. Pieprzony sadysta wgniótł mu żebra do środka miażdżąc przy tym serce. Jego własnym karabinem którego lufa i kolba wyginały się jak rozgrzane żelazo.
    - Wtedy Navorski sięgnął po Bulldoga. -Kontynuował opowieść sierżant nie bez pewnej ulgi w głosie.
    I gdy tylko McDell upadł na podłogę odsłaniając cel, Navorski nie przymierzając się nawet do celowania natychmiast wypalił by nie dać tej poczwarze nawet sekundy na reakcję. - Tutaj Irons uśmiechnął się z satysfakcją – Kutasowi poszło całe ramię, prawie od samego początku barku i pofrunęło przez pół korytarza.

    Pułkownik podniósł dłoń przerywając wypowiedź sierżanta. – Bulldog? Czy one nie zostały wycofane z produkcji co najmniej dekadę temu?

    Irons skinął krótko na potwierdzenie. - Zgadza się sir. Magnetyczny karabin rozrywający Bulldog. Nie wymaga prochu ani komory gazowej, pociski miotane są za pomocą indukcji impulsu elektromagnetycznego. Specjalna amunicja penetrująca która rozpryskuje się wewnątrz celu wytwarzając niewielki wybuch magnetyczny. Broń stosowana w trakcie pierwszej wojny z Krainą, wykorzystywana w starciach z bojowymi oddziałami pancernych marionetek. Po wojnie jego przydatność i popularność zmalała jako że wadliwy system zapłonu miał tendencje wybuchać w rękach strzelca i posyłać chłopaków na rentę inwalidzką z syndromem pirata. Ale nam uratował dupska.

    Pułkownik mruknął aprobująco gestem zachęcając podwładnego do wznowienia relacji. Ani myślał teraz przerywać. Niech Irons wyrzuci z siebie ile może dopóki jest w stanie mówić i myśleć w miarę składnie.

    - Stwór bardzo szybko rozeznał się w sytuacji naprawiając swoje błędy. Lewym ramieniem które pozostało całe zebrał z podłogi zwiotczałe zwłoki McDella chwytając je za kark jak kota i zasłaniając się nimi, zanim Navorski władował w to diabelstwo kolejną kulkę. Przez chwilę było spokojnie. Navorski i ja powoli poruszaliśmy się w jego stronę, próbując go okrążyć i znaleźć lukę w jego obronie, woleliśmy nie musieć powtarzać strzałów. Zwłaszcza, że ja dysponowałem jedynie bronią krótką a sama amunicja do Bulldoga jest już niezwykle trudna do zdobycia, stąd Navorski nie posiadał jej zbyt wiele. Przeczuwając nasze zamiary cofał się z prędkością z jaką się do niego zbliżaliśmy nie opuszczając osłony nawet na chwilę. Wtedy usłyszeliśmy za plecami krzyk. Posiadając mniejszy kaliber i w tym momencie mniejsze znaczenie strategiczne, pozostawiłem cel Navorskiemu a sam odwróciłem się by zbadać sytuację za nami. Tym który krzyczał był odzyskujący przytomność Roux który usiłował czołgać się w naszym kierunku. - Irons zawiesił na moment głos przecierając umęczoną twarz lecz po chwili znów wykrzesał dość sił by mówić dalej.
    - Starał usunąć się poza zasięg cholernego oderwanego ramienia które biegło teraz w naszą stronę przemieszczając się na palcach jak ta durna dłoń z Addamsów. Zdążyłem wystrzelić tylko kila razy odnosząc niewielki skutek, nim ten samobieżny kikut skoczył wprost na Rouxa, wczepiając się w mundur na jego piersi. Roux spanikował. Zrywając się z ziemi i usiłując oderwać obce ramię ignorował wszelkie rozkazy prąc na ślepo wprost w stronę właściciela oderwanej kończyny. Wystarczyła chwila gdy rozproszony Navorski zdjął oczy z celu by spojrzeć na Rouxa, a to wykorzystało sposobność by cisnąć w niego zwłokami zwalając z nóg. Wolną już ręką złapało za wciąż przytwierdzony do Rouxa kikut, który natychmiast zwolnił uścisk na jego mundurze. Jednak nim Roux zdążył się oddalić choćby o krok, chory sukinsyn odwinął mu z zamachu swoim własnym oderwanym ramieniem przetrącając mu kark. Jak jebanym nunchakiem. Prosto w głowę.

    A zatem wiemy już jak straciliśmy troje ludzi.- Pomyślał Baxter w oczekiwaniu na ciąg dalszy który niebawem nastąpił.

    - Gdy skończyło z Rouxem odwróciło się do mnie, z tym swoim parszywym uśmiechem. Z tej odległości widać było że ma kończyste kły, zupełnie jak drapieżnik. Przyznam, że nie czułem się zaskoczony... Navorski właśnie wygrzebywał się spod ciała McDell'a a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nigdzie nie ma Stern'a. Uświadomiłem sobie, że zostałem na polu walki sam, tylko ja i moja beretta. Zdecydowany gryźć do upadłego wymierzyłem broń a cel w przejawie iście perfidnego poczucia humoru cisnął we mnie kikutem wytrącaj trzymany pistolet z ręki. Potem przyłożyło swoją dłoń do rany w ramieniu a gdy oderwało palce ciągnęły się za nimi wstęgi czarnej substancji, które błyskawicznie zastygły formując się w połyskliwe czarne szpony, cienkie i ostre jak szpikulce do lodu. Z pełnym sadyzmu uśmiechem rzuciło mi wymowne spojrzenie. Wtedy usłyszałem znajome kliknięcie desert eagle’a. Stern w którymś momencie zmienił piętro i poruszając się innym korytarzem stanął teraz tuż za plecami celując w tył głowy istoty. Niestety to również posłyszało ten dźwięk. Odwracając się w miejscu przeszło w błyskawiczny przysiad i wyginając szyję ugryzło Sterna w kolano wchodząc w ciało i kość z paskudnym mlaśnięciem. Stern nawet nie wrzasnąwszy padł na ziemię bez czucia z niemal amputowaną nogą, sam stwór trwał jednak dostatecznie długo w jednym miejscu, by Navorski zdążył przytknąć mu do łba swojego Bulldoga. W ostatnim zrywie zdążyło jeszcze drasnąć Navorskiego swoimi krwawymi szponami w ramię, zanim pocisk z Bulldoga rozpierdolił jego siwy łeb po ścianach i suficie. Ani śladu mózgu ani płynu rdzeniowego. Tylko to samo czarne gówno którym krwawił. Zupełnie jak gdyby był pusty w środku.
    Zupełnie jak ja od czasu tamtej misji.- Pomyślał gorzko Irons w chwili gdy skończył mówić i zamierając w milczeniu. Czuł się jak gdyby zrzucił wielki ciężar z piersi, lub znalazł bezpieczną przystań po sztormie

    - Razem z Navorskim opatrzyliśmy prowizorycznie Stern'a pompując go morfiną na wszelki wypadek gdyby się obudził. Ustaliliśmy też, że Fernandez żyje choć nie reaguje na żadne bodźce i ułożyliśmy go obok Stern'a. Z broni ucierpiały w sumie tylko dwa karabiny i moja beretta uszkodzona siłą uderzenia. Gorzej miała się elektronika. Większość sprzętu do komunikacji poszła w drzazgi przez wstrząsy na które była narażona kiedy ta pokraka rozlepiała nas po ścianach. Wygrzebaliśmy jednak działające radio i wezwaliśmy ekipę do posprzątania tego burdelu. Raport mniej więcej w tym miejscu się kończy jak pan wie. Pozostało tylko czekać. Było wspomniane, że ciało tego sukinkota samoistnie zamykało rany po kulach nawet po śmierci, prawda? Żeby było zabawniej, nawet jego skafander się „leczył” wraz z ciałem. Podejrzewamy, że to nie okrycie ale integralna część organizmu istoty. Zupełne jak egzoszkielet spotykany u skorupiaków lub owadów.
    - Gdy przybyła ekipa wraz transportem, oddaliśmy im Sterna i Fernandeza a potem wzięliśmy się za trupy. Zewłok istoty zostawiliśmy na koniec. Gdy pakowaliśmy to ścierwo w plastik, tańczyliśmy jak kot między kałużami, żeby czasem nie wdepnąć w czarną juchę. Zwłaszcza gdy okazało się że Navorski ma w ranie na ramieniu ślady kilkudniowej gangreny. Złożyłem już raport o wysłanie ekipy w skafandrach. Ja tego gówna dotykać nie zamierzam i nikomu innemu też nie polecam.

    Gdy Irons wyrzucił z siebie wszystko, po obu stronach zapadło milczenie. Zgodnie z protokołem wszystkie ciała i materiały, przetransportowano do doraźnej placówki laboratoryjnej odległej o kilka kilometrów od głównej bazy. Placówka z racji tej bliskości podlegała również pod wgląd i jurysdykcję Baxtera. Zupełnie jak gdyby nie można było połączyć dwóch oddziałów w jeden kompleks. Zasrana administracja. Dopiero z laboratorium, po złożeniu odpowiednich pism i wypełnieniu formularzy, materiały miały zostać przetransportowane do głównego instytutu.
    Szkoda tylko że cały ten cyrk ani trochę nie zbliżył go do amortyzacji na jaką liczył gdy zacznie się tłumaczyć górze. Nadto zaś dochodziło dziwne zachowanie Ironsa. Nawet biorąc pod uwagę fakt niedawnej bliskości sprawy był nią zbyt poruszony jak na kogoś o tej długości stażu i praktyki. Pułkownik skierował przenikliwe oczy na sierżanta w spojrzeniu które nie nosiło śladu pogardy ani gniewu.
    - Sierżancie. Wy się boicie.- Stwierdził nie zapytał.

    Irons uniósł stężałą momentalnie twarz bez wahania odpowiadając na wejrzenie generała. Przez moment wyglądał jakby zmagał się sam ze sobą, lecz wreszcie przemówił, całkowicie pewny.

    - Zgadza się sir. Boję. I nie ma to nic wspólnego ze skutecznością bojową monstrum o którym rozmawiamy. Zanim mnie tu wezwano spotkałem się z Fernandezem. Liczyłem, że dowiem się czegokolwiek o pochodzeniu tej istoty, zanim ci z głównego instytutu znowu zapakują go do tej ich puszki z elitą i stracimy ze sobą wszelki kontakt.
    - Wie pan co znalazł Fernandez? Nic. Absolutna cisza i nieobecność myśli. Utrzymuje, że widział coś podobnego tylko raz, gdy w młodości próbował zajrzeć do umysłu fakira celem poznania sekretu ich sztuczek. Miast tego znalazł tylko morze spokoju i wyciszenia. Poczuł się zagubiony bo nie wiedział nawet gdzie szukać jakiegokolwiek przebłysku jaźni. Wewnątrz tego czegoś znalazł to samo. Tyle, że w nieporównywalnie większej skali. To nie był spokój, tylko totalna martwota, tak dzika i opresyjna, że gdyby nie udało nam się tego zabić, świadomość Fernandeza mógłby rozpuścić się w niej jak kropla w oceanie i nigdy nie wydostać. Tak opisuje to uczucie. „Pierdolona koszmarna parodia Nirwany”, że pozwolę sobie zacytować. To właśnie tego najbardziej się obawiam. Słyszałem jak to się śmiało, patrzyłem mu w twarz kiedy mordowało moich kolegów, jak uśmiechało się paskudnie nie odzywając się ani słowem. A tutaj nie znaleziono nawet śladu wyrzutów sumienia, złej woli, motywu, intencji ani nawet radości którą zewnętrznie tak przejawiał. Nawet marionetki z Krainy mają w sobie więcej… -sierżant zająknął się szukając właściwego określenia.- Ducha.- Zakończył w końcu z wahaniem niezadowolony z niewielkiej wymowności użytego słowa.
    - To tutaj było w stanie zabijać z sadyzmem i okrucieństwem, pozostając przy tym nieskazitelne. Jak pusta skorupa, jak maszyna. A mimo to żyło, było organiczne i reagowało na otoczenie. To mnie właśnie przeraża sir. Tego nie sposób nawet nazwać odhumanizowanym, nieludzkim. To jest żywa definicja potwora, pustej skorupy. Robię w tym już dwadzieścia lat. Widziałem całe galerie dziwolągów z spoza drugiej strony portalu i drugie tyle z "naszych" laboratoriów. Ale nigdy czegoś TAKIEGO. I z całym szacunkiem sir... Mam szczerą kurwa nadzieję, że to nie nasza robota, że to nie nasi go stworzyli.

    Pułkownik przygryzł policzek w zastanowieniu. Teraz całkowicie jasnym było dla niego zachowanie Irons'a i jego nieustająca nerwowość. Co więcej, świetnie go rozumiał. Sierżant całe swoje życie walczył w służbie ludzkości imając się zadań o których niebezpiecznie było mówić na głos bez cienia niepokoju lub obrzydzenia. A teraz? On nie obawiał się wroga. On najzwyczajniej w świecie lękał się o swoje własne człowieczeństwo. Jeśli jego ziomkowie byli w stanie stworzyć coś tak potwornego, to kim właściwie go to czyni? Jego który wszakże uczestniczył w życiu całej tej organizacji, nawet jeśli pośrednio. Czy kolejnym potworem? Nim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, stojący na biurku komputer zasygnalizował pilne połączenie. Przez krótką chwilę zastanawiał czy odebrać przy Irons’ie czy też uprzednio go wyprosić ale doszedł do wniosku, że cała ich rozmowa naruszyła już dosyć paragrafów. Jeden więcej nie zrobi różnicy. Wciskając klawisz potwierdzenia odebrał połączenie, które okazało się wideokonferencją. Ekran ukazał pobladłą twarz młodego oficera którego Baxter rozpoznał jako sierżanta Jamesa Powell’a. Powell był jednym z młodszych z kadry i wielokrotnie zdarzało mu się nadużywać nerwów i cierpliwości pułkownika bez wyraźnego powodu. Tym razem jednak wyglądał co najmniej tak jak gdyby ujrzał ducha Elvisa Presleya zabawiającego się w niewyszukany sposób z jego własną matką. Mimo to dostrzegając pułkownika na swoim monitorze, sierżant wyprężył się i zasalutował.

    - Pułkowniku! Sierżant James Powell melduje się z prośb…

    - Powoli, darujcie sobie formalności, nie trzeba. Bądźcie jednak łaskawi wyjaśnić w jakiej to sprawie nadużywacie sygnału o wysokim priorytecie.

    - Sir! Oddelegowano naszą grupę, by przetransportować ciała dwóch Opętanych i Obiektu A, wraz z zabezpieczonymi materiałami do głównego instytutu. - Pośpieszył z wyjaśnieniem Powell z trudem łapiąc oddech. -Jednak po dotarciu na miejsce wynikły komplikacje.

    Baxter poczuł jak migrena nadciąga niczym wyładowany szkłem pociąg towarowy. Mimo to zdecydował się zapytać. - Jakie, psiakrew komplikacje?

    - Między innymi, brak ciała Obiektu A. – Oznajmił z wahaniem Powell spodziewając się nagłego wybuchu ze strony pułkownika.

    W tym momencie Irons zerwał się z krzesła i znalazł przy pułkowniku tak nagle, że Baxter z trudem powstrzymał odruch sięgnięcia do kabury przy pasku. Powell po drugiej stronie połączenia prawie odskoczył od ekranu, gdy Irons wydarł się do mikrofonu. – CO DO KURWY NĘDZY MA ZNACZYĆ: BRAK CIAŁA?!

    Powell spojrzał niepewnie na pułkownika, kiedy jednak ten zmęczonym gestem nakazał mu kontynuować, Powell rozpoczął wyjaśnienia. O ile mogły one cokolwiek wyjaśnić
    - Drzwi chłodni w której trzymane były zwłoki Obiektu A zostały wyrwane. - Tutaj zawahał się jakby nie wiedząc jak przekazać dalszą część wiadomości. - Od środka. Z dostateczną siłą by przerzucić je przez całe pomieszczenie i wbić w przeciwległą ścianę. Zresztą niech pan sam zobaczy. - Z tymi słowami Powell odczepił minikamerę z jej statywu i jej obiektywem powiódł po kostnicy.

    Oczom Baxtera i Ironsa okazały się rzędy lodówek do trzymania zwłok z ziejącą w metalowym murze drzwiczek dziurą. Po zbliżeniu istotnie dało się dojrzeć połamane zawiasy i zamek. Następnie kamera ukazała przeciwległą ścianę i tutaj zarówno Baxter jak I Irons musieli stłumić grymas obrzydzenia. I nie wywołał go widok grubych, kwadratowych, wygiętych drzwiczek wbitych w beton niczym dziwaczny pocisk armatni, ale fakt że wokół nich rozbryzgana była czerwona posoka a poniżej leżały bezgłowe zwłoki pechowego laboranta, który znalazł się na torze ich lotu.

    - Chryste, kurwa…
    W tym momencie zarówno Baxter jak i Irons spojrzeli po sobie dzieląc razem jedno uczucie. Uczucie zgrozy podnoszącej po woli wszystkie włosy na karku. Sam Baxter zdążył się jednak opanował się nim ktokolwiek zdążył zauważyć jego niepokój. - Co się dzieje z zarządcą placówki? Co z doktorem Catterem? - Zapytał gdy kamera wróciła na swoje miejsce a w obiektywie znów znalazła się twarz Powell’a.

    O ile było to możliwe Powell zbladł jeszcze bardziej odpowiadając. -Połowę ciała musieliśmy wydłubywać z szybu wentylacyjnego, drugiej nie znaleźliśmy wcale.

    - Czy ofiar jest więcej?

    - W sumie trzy. Ludzie wcześnie idą do domu. To niewielka placówka, nie potrzebujemy wielu pracowników by nią kierować. O tej porze był tam tylko Catter, jego asystent Rozen, oraz wartownik Ganter. Tego ostatniego znaleźliśmy z nogą od krzesła wepchniętą w przełyk.

    Słysząc to, Irons mimowolnie zacisnął pięści aż zbielały mu knykcie. Ta bezmyślna brutalność. To nieuzasadnione okrucieństwo. Wszystko się powtarzało. – To on.- Wychrypiał Irons - nie ma cienia wątpliwości.

    - Jakieś inne straty? Melduj żołnierzu.- Ponaglił pułkownik ignorując towarzyszącego mu sierżanta.

    Powells skinął potakująco głową i odparł. -Tak jest. Brakuje części dokumentacji medycznej, oraz sporej ilości odczynników chemicznych i biologicznych, miedzy innymi próbek bakteryjnych i wirusowych.

    W tym momencie Irons zaczął łączyć punkty w swojej głowie. Przebieg starcia z Obiektem A i sposób w jaki się poruszało. W jednym momencie niemal prekognitycznie przewidując ich ruchy, w drugim popełniając błędy wystawiające go na szwank ciężkich obrażeń. Ponadto siła potrzebna do wyważenia drzwi lodówki w niskiej temperaturze i małej przestrzeni manewrowej, musiała być większa niż ta której Obiekt A użył w walce. Wówczas Irons zrozumiał i na głowie przybyło mu kilka siwych włosów. To nie zamierzało ich wtedy zabić. To chciało się dostać do laboratorium i użyło ich jako biletu wstępu.

    W międzyczasie Baxter wydawał polecenia Powell’owi.
    - Natychmiast opuścić laboratorium i wysłać zbrojne patrole w okolice. Przeprowadzić rutynowe zabezpieczenie terenu po uprzednim odgrodzeniu obiektu. Wszystkie raporty słać bezpośrednio do mnie. Dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona, nie informujemy głównego instytutu, zrozumiano?

    - Tak jest!- Padła krótka odpowiedź po której Baxter zakończył połączenie.

    W gabinecie zapadła grobowa cisza, przerwana wreszcie przez cichy i spokojny głos Baxtera.
    - Sierżancie Irons?

    -Sir?

    - Istota z którą się zetknęliśmy.- Zaczął pułkownik.- Z całą pewnością byłoby niezwykle cennym materiałem badawczym dla MORII. Materiałem który najcenniejszy byłby żywy. W związku z tym, chce byście zebrali najlepszych ludzi jakich możecie znaleźć. Zgromadzić najlepszy sprzęt jaki będziecie w stanie pozyskać. Nawet jeżeli przyjdzie wam korzystać z broni z przemytu i pomocy najemników. Macie to znaleźć i zabić. Zabić i spalić jeżeli zajdzie taka potrzeba. Tak aby nigdy więcej już nie wróciło.

    Wyraz zaciętej determinacji pojawił się na twarzy Ironsa gdy ten usłyszał rozkaz pułkownika. Oto misja godna prawdziwego żołnierza i jego obowiązku. Miał zniszczyć coś co powinno zostać zniszczone, wyeliminować zagrożenie. Był do tego przyzwyczajony i wpajano mu to od początku. Bronić ludzi przed obcym wrogiem. Żadnego cackania się jak z jajkiem by czasem nie uszkodzić cennego materiału. Musi pozbyć się tego dokumentnie. Potwór ma zostać unicestwiony, zniknąć wraz z trawiącymi jego sumienie wyrzutami i niepokojem.
    Odzyskując wewnętrzną siłę jaką pułkownik zawsze u niego pamiętał, Irons wyprężył się i zasalutował.
    - Tak jest!

    -Jeszcze jedno sierżancie. – Oznajmił pułkownik rad z rezonu jaki przejawiał teraz jego podopieczny. – Dotyczą was te same wytyczne co Powella. Instytut główny nie może o tym wiedzieć. Ci fetyszyści w białych kitlach natychmiast polecieliby na skargę do szefostwa a ich słowa znaczą w MORII więcej niż nasze. W swoich rozkazach i sprawozdaniach unikajcie słów takich jak „obiekt”, „istota”, „nieznana forma życia”. Fartuchy zlatują się do nich szybciej niż sępy do padliny. Od tej pory Obiekt A otrzymuje kryptonim „Kadawer”. Udawajcie że polujecie na jednego z Lustrzanych, wszystko jedno jakiego. Zostawiam to w waszej gestii. A teraz odmaszerować. Macie szalejące zwłoki do zatrzymania. I moje pełne poparcie.

    Irons jeszcze raz zasalutował i opuścił gabinet, pozostawiając pułkownika samego z jego myślami.


    Po wyjściu sierżanta, Baxter zatopił się w fotelu. Był zmęczony jak nigdy, chociaż od początku swojej kariery w MORII nie zdołał spokojnie przespać jednej nocy. Wieczna nerwowość i niepokój które w dzień szczelnie tłumił rzucając się w wir pracy, prześladowały go po nocach przez wszystkie lata służby. Chociaż wojna z Kraina zakończyła się na papierze, w rzeczywistości zmieniła się tylko jej forma, przyjmując postać zimnej wojny . Pokój? Ciężki od napięcia. Nabrzmiała cisza w której coś wisi w powietrzu jak miecz Damoklesa. Nie chodziło tylko o ostatnie wydarzenia. W szufladzie, w dobrze mu znanej, utajnionej przegrodzie znajdowała się kopia starego raportu z sierpnia 2016, jednego z pierwszych jakie otrzymał. W opuszczonych tunelach kolejowych, odnotowanych ze względu na powtarzające się tam zaginięcia, znaleziono niezidentyfikowane zwłoki i przeniesiono je do laboratorium. Wkrótce personel laboratorium został zmasakrowany. Niezidentyfikowanych zwłok nie odnaleziono.
    To był błysk.
    Pułkownik spojrzał na leżący na biurku najnowszy raport. Teraz dogonił go grzmot.
    Nabrzmiała cisza pękła zwiastując uderzenie nadchodzącej burzy. A on nie wiedział skąd nadchodziła, jak była silna ani nawet jak duży parasol będzie im potrzebny
    - Pal diabli parasol. Budujcie arkę. - Szepnął strwożony sam do siebie ledwie poruszywszy wargami a mimowolny skurcz przeszył go zimnym dreszczem od karku po sam krzyż.
      




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 16 Luty 2013, 00:41   

    Ciekawy pomysł na historie, podobnie jak u 42. Czcionka w raportach jest słabo czytelna, Dobrze, że wiele tego nie ma. Słownictwo bogate, a sam raport wygląda jakbyś z bazy wojskowej go wziął i zeskanował - wygląda w treści przede wszystkim.

    Cytat:
    Irons z ulgą i zmienił pozycję,

    Odetchnął? Kilka literówek się trafiło w treści, ale uważam, że ich ilość znikoma, dopuszczalna.

    Cytat:
    -Czy wy pisaliście ten raport na kolanie?

    Aha... dobra, wybaczam czcionkę.


    Cytat:
    Władowaliśmy w tego sukinsyna więcej kul niż nazistowski pluton egzekucyjny. A to przez cały czas wydawało z siebie spazmatyczny rechot jakby sprawiało mu to przyjemność. Sir.

    Mam obawy co do tego, aby postać takie umiejętności posiadała. Wszak od kuli w łeb zazwyczaj kończy się, w teorii, żywot większości postaci na forum, albo i niemal wszystkich. To samo się tyczy tej siły w łapskach.

    Cytat:
    znajdowała się kopia starego raportu z sierpnia 2016

    Jak dobrze pamiętam to... mamy 2013? Albo mi się fora pomyliły.

    ogółem cała treść... do obrzydzenia aż piękna c:


    Prosiłbym o zaznaczenie linku do opisu mocy w jakiś bardziej widoczny sposób, aby łatwo było znaleźć. Wskazane jest posłużenie się dla nich formularzem z KP.

    Niektóre pola w profilu prosiłbym sensowniej uzupełnić (rasa, orientacja, broń, pod ręką).



    Reasumując, historia do przyjęcia, karta nie. Co do mocy, to uzgodnię jeszcze z kimś z administracji czy takie się już pojawiały i/lub są do zaakceptowania.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


      




    Szalejące zwłoki

    Godność: Gideon
    Wiek: Wystarczający by nie dostawać szlabanu na komputer.
    Rasa: Jesteśmy w twojej szafie, pod twoim łóżkiem i za twoimi plecami gdy wracasz sam do domu.
    Lubi: Kołysanki armageddonu, śnić o setkach słońc błyszczacych jednocześnie na księżycu, owsiankę z cynamonem.
    Nie lubi: Być wystawianym na próbę bez własnej zgody. Być zwodzonym.
    Wzrost / waga: 178 cm / Jak prawdziwy rycerz, potrafi dupą gołą jeża zabić.
    Aktualny ubiór: Można by spekulować, czy w ogóle jest ubrany...
    Znaki szczególne: Androgyniczny wygląd i głos. Nie mozna określić jego płci dopóki sam jej nie poda.
    Pod ręką: Dość powodów by posłać go na krzesło elektryczne.
    Broń: Wszystko, od ziarnka piasku aż po wasze własn
    Dołączył: 13 Lut 2013
    Posty: 37
    Wysłany: 16 Luty 2013, 00:52   

    Na forum nie ustalono jaki jest czas. Nie posiadacie kalendarium więc każdy musi interpretować datę po swojemu. Jeśli chcemy trzymać się naszej linii czasowej, nie przypominam sobie wojny z Kraina Luster w ostatnim stuleciu.

    W sprawie karty wysłałem już zawiadomienie do Oleandra.




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 16 Luty 2013, 01:27   

    Cytat:
    W sprawie karty wysłałem już zawiadomienie do Oleandra.

    Rozumiem, że chodzi o moce? Bo jeśli o rangę i rasę to uzgadnia się to PRZED założeniem Karty.

    Cytat:
    Na forum nie ustalono jaki jest czas. Nie posiadacie kalendarium więc każdy musi interpretować datę po swojemu. Jeśli chcemy trzymać się naszej linii czasowej, nie przypominam sobie wojny z Kraina Luster w ostatnim stuleciu.

    Słowo "musi" nie jest na miejscu. Nikt nie narzuca wymyślania sobie czasu akcji.

    Cytat:
    "I powiedział Pan..."

    To nie brzmi jak nazwa postaci.


    Bardzo mile widziałbym umieszczenie KP wedle formularza - na pierwszy rzut oka nie wiadomo nawet co to jest. Jakiś tekst, wstawiony nie wiadomo po co. Takie coś to tylko do śmietnika.
    Wzorzec na KP jest umieszczony w tym subforum. Jasno jest zaznaczone, aby go używać plus ewentualnie dodawać coś od siebie. Mogę przyjąć przedstawienie niektórych fragmentów tekstu w obrazku, ale ów obrazek musi być wówczas odpowiednio opisany i zalinkowany, a taki sposób:
    Cytat:
    Raport str5 (<--- Tutaj sa moce, Nori. Właśnie tutaj. Wiem że ten napis psuje całokształt karty ale nie chcemy przecież żebyś wysilał się z szukaniem, broń boże. Powtarzam TUTAJ ZNAJDZIESZ JEDYNE RZECZY KTÓRE CIĘ INTERESUJĄ W CAŁEJ KARCIE. Daj znać jakbyś jeszcze czegoś nie mógł znaleźć :3)

    nie jest prawidłowy. Takich opisów prosiłbym nie stosować. Karta nie jest dla mnie, a dla graczy. Moce mają być jasno zaznaczone w karcie a nie ukryte pośród kilku linków które niewiele się różnią od reklam. KP się wiele razy przegląda tylko po to, aby zerknąć na wygląd, charakter, bądź rzucić okiem na zobaczyć moce.

    Mówiąc krótko - brak tutaj KP, tylko sama historia, więc nie mam co sprawdzać.

    Inwencje twórczą z formularzem można pogodzić. Rozumiem usunięcie imienia, nazwiska na rzecz screena, ale nie przesadzajmy. Poza tym wedle zasad powyższe jest niedokończoną kartą postaci, którą się zazwyczaj usuwa.


    Poza tym postać rozumiem, że jest cyrkowcem? Nie było to w pełni określone w historii, jedynie takie są tego przypuszczenia, że pochodzi od MORII. Karta musi posiadać informacje o pochodzeniu postaci, podane w sposób klarowny, a nie tylko jako przypuszczenia, w dodatku ukryte gdzieś pośród długiej historii.



    Chciałeś ulokować wszystko w historii postaci, do której dałeś załącznik w postaci raportu. Niestety, nie zawarłeś w ten sposób wszystkich wymaganych informacji. Zaś z racji długości historii mile widziałbym wstawienie jej do odpowiedniego subforum. W Karcie postaci jest zaznaczone pole tylko na krótką historię.

    Oczekuję zastosowania się do formularza i prawidłowego wypełnienia pól w profilu. W przeciwnym wypadku nie widzę sensu trzymania niedokończonej karty w tym subforum. KP do poprawy.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


     



    Porcelanowy Panicz

    Karciana Szajka: Król
    Godność: Lord Oleander de Roitelette
    Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat.
    Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne
    Nie lubi: Mleka, a fe!
    Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga
    Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik.
    Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice
    Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca
    SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
    Dołączył: 25 Lis 2010
    Posty: 2309
    Wysłany: 25 Luty 2013, 17:57   

    Przypomnę tylko, że rany Gideona nie zasklepiają się natychmiast oraz, żebyś uważał na ilość krwi, jaką postać wykorzystuje do walki.
      AKCEPTUJĘ i życzę miłej gry.
    _________________

    Nagrody:


    ADMIN NA URLOPIE. W razie problemów, proszę kontaktować się z Tykiem i Mari.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 9