To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Podejrzane stoisko

Anonymous - 5 Grudzień 2014, 21:43

Żył sobie spokojnie przez dziesięć lat i mógł pochwalić się bogatszą historią niż niejeden staruch. Nie oznaczało to, że zamierzał o tym rozpowiadać na prawo i lewo. Lubił, gdy ktoś się nim opiekował, ale litości i biadolenia nad sobą nie znosił. Miał w głowie trochę złego jak to dzieci mają, jednak jego "zło" opierało się na innej strefie. Nie myślał o rabunkach. Miał wszystko czego sobie zażyczył. Nową mamę, świetny dom, swój pokój, kieszonkowe. Ktoś o niego dbał i mu się to podobało. Nie musiał się wysilać i żył wygodnie. Mija już siódmy miesiąc odkąd mieszka z Vegą i zauważył, że coraz bardziej nie podoba mu się jej nieobecność. Mama powinna być zawsze, a nie tylko od czasu do czasu. Vinnie rozważał coraz poważniej wpadnięcie w tarapaty. Wtedy się nim zainteresuje i będzie musiała go pilnować, skoro po łagodnym "Mogę iść z tobą do pracy, mamo?" albo "Zostaniesz dzisiaj w domu i pomożesz mi zebrać muszelki do szkoły?" nie dostaje tego, czego pragnie, znajdzie okrutniejszą drogę. Zaborczość. Ta cecha w tym tempie w końcu nim zawładnie, gdy w końcu dorośnie. Czasami wydawało się, że już dorósł, tylko zbyt szybko.
Jaśminowa herbata.
- Też chcę. Dali mi badziewie. - stwierdził i położył sobie gazetę na kolanach. Odkręcił wieczko i wylał herbatę na chodnik, rzucając za siebie opakowanie. Malinowa a jaśminowa, to bardzo duża różnica. Dali mu gorszą, bo był dzieckiem? Jeszcze im pokaże...
Zaśmiał się sucho i niegłośno słysząc słowa nieznajomej.
- Daję sobie radę. - puścił jej oczko zdradzając teraz barwę swych źrenic. - Ty nie wyglądasz na niebezpieczną. Poza tym jak powiesz mi jak masz na imię to nie będziemy już nieznajomymi. - wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste. Vinnie nie wyglądał na przestraszonego, nic z tych rzeczy. Wyglądał, jakby wiedział, że ona tutaj sobie usiądzie i będzie z nim rozmawiać. Jak na dziesięciolatka, no prawie jedenastolatka był bardzo pewny siebie. Chłopiec zamknął na chwilę powieki i je otworzył. Poruszył stopami, usatysfakcjonowany pobieranymi z wibracji ziemi szczegółami. "Nieznajoma" właśnie zrobiła coś przy twarzy. Chyba odgarniała włosy, które jej skomplementował ot, odruchowo. A potem zgięła się się w pół, ściskając przy sobie walizkę.
- Dlaczego przytulasz swoją torebkę? - zapytał, jakby robiła coś bardzo dziwnego. Celowo zmieniał tor rozmowy, bo nie miał ochoty opowiadać o jego mamie, która go zostawiła na kolejny dzień z rzędu samego. Czuł się bardzo zaniedbany. Ciągle myślała, że on chodzi do tej zwykłej szkoły, do której go zapisała. Wagarował ile chciał i nie siedział na lekcjach, usprawiedliwiając się, że umie więcej niż jego rówieśnicy i oni za nim nie nadążają. W pewnym sensie tak było. W sierocińcu, choć była bieda, dostał świetne wykształcenie. Vincent umiał obracać sobie ludzi wokół palca, jeśli się postarał. Poza tym w szkole nawet nie znali jego tajemnicy, co czyniło budynek niepoważny i śmieszny, niegodny uwagi i obecności panicza Jardine.
Zaczął składać gazetę na pół, na ćwiartki i na coraz mniejsze części.

Anonymous - 5 Grudzień 2014, 22:29

Zacisnęła palce mocniej na plastikowym kubeczku, dopóki ten nie pstryknął charakterystycznie dla tego tworzywa. Poluzowała trochę uścisk i na nowo zaciskała, jakby walczyła w ten sposób ze swoimi myślami. Dać, nie dać. Dziewczyno, nie czas na dziecinne wyliczanki, to nie higieniczne dzielić się herbatą z tego samego kubeczka. Amelia zawsze reagowała w ten sposób, kiedy ktoś sprecyzował się apropos swoich zachcianek. Zawsze chciała pomagać i spełniać życzenia innych, niczym wróżka zębuszka, czy inne znane z opowieści jakie miała przyjemność usłyszeć od babci. Nic dziwnego więc, że po słowach chłopczyka dziewczyna przysunęła rękę w jego stronę, potrząsając ostrożnie kubeczkiem z jaśminową cieczą.
- Wzięłam tylko łyka, ale jeżeli chcesz możemy pójść i wziąć Ci taką samą. - zaproponowała z drżącym kącikiem ust. Dziewczyna dbała o higienę osobistą, ale zrozumie jeżeli chłopczyk zrobi kwaśną minę i odmówi podarunku. Równie dobrze może iść po jeszcze jedną, dla niej to akurat najmniejszy problem. Zaczęła się bardziej zamartwiać tym, co zrobi kiedy już ból mięśni zacznie jej doskwierać na tyle mocno, że nie będzie w stanie usiedzieć na drewnianej ławce. Mogła iść prosto do domu i położyć się spać, sen to najlepszy lek na jej boleści.

Zamrugała kilkakrotnie widocznie zaskoczona jego pewnością siebie. A to cwaniaczek. Był tak cholernie uroczy, że gdyby nie różnica wieku między nimi, temperatura policzków dziewczyny podskoczyłaby o kilka stopni. Zamiast tego przestała sprawiać wrażenie zdziwionej i uśmiechnęła się szerzej. Tak, powoli się rozluźniała.
- Jestem Amelia Mocaffé. - jak zawsze bardzo oficjalnie. Odetchnęła również z ulgą na słowa Vinniego. Nie było różnicy czy masz 10, 20, czy 60 lat, Amelia zawsze będzie odpowiadała na temat swojej tożsamości oficjalnie i bez jęknięć. To nie tak, że była wyjątkowo dumna ze swojego nazwiska, po prostu uważała, że tak trzeba.

Towarzystwo młodego wyjątkowo jej odpowiadało, co prawda nadal odczuwała pewien dyskomfort przez ilość słów jakie wypowiedziała przez ostatnie kilkanaście minut. Nie jest przyzwyczajona do normalnej konwersacji dlatego każdy jej rozmówca (o ile już na takiego wpadnie) zazwyczaj zwraca niewielką uwagę na jej zachowanie, stres, czy to jak nieporadnie stara się nawiązać z kimś choć minimalny kontakt. Wydał się być bystrym dzieciakiem, możliwe, że właśnie dlatego nadal tu siedziała, ba! Proponowała mu spożywanie jaśminowej herbatki z jej kubeczka!

Kiedy wspomniał o torebce, którą kurczowo przyciskała do swojego podbrzusza, zachichotała nerwowo, aczkolwiek w żadnym razie nie brzmiało to nieznośnie dla ucha.
- Myślę, że trochę się stresuję. Nie jestem przyzwyczajona do czyjegoś towarzystwa. - odpowiedziała po krótkiej chwili, uciekając wzrokiem gdzieś w bok, aby rozejrzeć się po okolicy, ludzie nadal się tutaj kręcili, może właśnie ten aspekt najbardziej ją stresował. W końcu jej samej trudno było uwierzyć, by towarzystwo 10 letniego chłopczyka wprawiało ją w taki niepokój, by jak to nazwał Vinnie, przytulać torebkę.

- Ah! - wyprostowała się gwałtownie, nerwowo otwierając torebkę i wygrzebując z dna dwa truskawkowe lizaki. - Poczęstuj się, będzie mi głupio jeść samej. - przesunęła lizakiem wzdłuż drewnianej ławki, by w ostateczności zostawić smakołyk przy jego nogach. Sama zaś zabrała się za rozpakowywanie swojego, co okazało się wyjątkowo trudne. Jak na lizaka zawiniętego w papierek musiała się nieźle nagimnastykować. Wysunęła z ust koniuszek języka i przesunęła nim po różowawej powierzchni.

Anonymous - 5 Grudzień 2014, 23:06

Pójście po drugą herbatę było atrakcyjną propozycją, ale miał oszczędzać kieszonkowe. Jeszcze za wcześnie na rozrzutność. Przydadzą mu się drobniaki na inne, dłuższe spacery, które miał w planach realizować dopóty dopóki mama się nim wystarczająco mocno nie zainteresuje.
Tymczasem dostrzegł, że dziewczyna wyciągnęła ku niemu rękę z kubkiem. Dobrze, że sięgał stopami ziemi i jedną ręką opierał się o ławkę. Mógł bez problemu sięgnąć po ten kubek z całą pewnością siebie i zgrabnością ruchu nadgarstka. Nie myślał o higienie tylko o tym, aby sprawdzić tę drugą herbatę. Wystarczający argument, który rozwiał wszelakie wątpliwości.
- Dzięki, jesteś super. - stwierdził spontanicznie i napił się jej jaśminowej herbaty, która od razy mu posmakowała. O wiele lepsza niż jakaś tam mdła malinowa. - Nie, już szkoda tam wracać. Nie zasługują, żeby zarobić jeszcze raz. - oddał jej kubek, mlaskając i ciesząc się z dobrego smaku. Musi zapamiętać i powiedzieć mamie o zakupie herbaty takiego właśnie smaku. Był taki specyficzny i świeżutki.
- Widzisz, teraz już jesteśmy znajomymi, Amelia. Ja jestem Vinnie. - nie podał nazwiska, bo jeszcze do tego nie przywykł, poza tym lubił trochę tajemniczości. Dodaje to trochę smaku w relacjach. Od zawsze był Vinniem. Bardzo gorliwie uczył swych dawnych opiekunów nie zwracania się do niego pełnym imieniem. Nie lubił go i go nie używał i nikt nie mógł go do tego zmusić. Nie, to nie. Nazywał się Vinnie Jardine i ma tak pozostać już na zawsze. Tak oto myślał ten ekscentryczny dziesięciolatek.
- To mieszkasz w jaskini, że nie jesteś przyzwyczajona? - zdziwił się, spoglądając niewidzącym wzrokiem gdzieś tak na wysokość twarzy Amelii, nowej znajomej. Może to ona pomoże mu zebrać muszelki do szkoły? Skoro mama jak zwykle nie ma czasu. Nie widział jej uśmiechu, ale za to zauważył, że się wierciła w miejscu. Na te entuzjastyczne "Ah" przekrzywił głowę i czekał na rozwinięcie tematu. Lizaki! Lubił lizaki. Kto ich nie lubił. Chętnie wziął od dziewczyny łakocie i kilkoma zgrabnymi ruchami otworzył papierek.
- Dzięki. Jest pyszny. - wsadził cały do ust i zeskoczył z ławki, prostując nogi w kolanach. - Wiercisz się jak moja babcia na hemoroidach. - rozprostował ręce na boki i dalej ssał lizaka, zadowolony.
- Mam ochotę iść na spacer. Zanim mama skończy pracę jeszcze trochę minie. - powiedział sam do siebie i westchnął teatralnie. Celowo rozejrzał się na boki, jakby upewniał się, że rodzic jeszcze nie przyszedł.

Anonymous - 5 Grudzień 2014, 23:46

- Jestem super. - powtórzyła głupkowato, nie bardzo wiedząc jak inaczej zareagować. W głębi duszy cieszyła się, że skusił się na jej herbatkę, mogłaby nastąpić niezręczna cisza gdyby ten zareagował inaczej, tak, jak przypuszczała na samym początku dziewczyna. Nie spodziewała się jednak, że ten po jednym łyku jej ją zwróci. Skoro ją mu oddała to oznaczało, że może pozbyć się całej zawartości kubeczka, jeśli jednak nie chce z tego skorzystać teraz, to może później zrobi użytek z wypełnionego jeszcze do połowy plastiku. Położyła go na ławce, gdzieś między nimi, jasno dając tym d zrozumienia, że sama już raczej z niego nie skorzysta.

- Miło mi Cię poznać, Vinnie. - powtórzyła płynnie imię swojego nowego towarzysza rozmów i miejmy również nadzieje - zabaw, czy też przygód. Kto nie lubi przygód? Amelia też potrafi się bawić, nie jest tylko drobną baletnicą mieszkającą z dala od innych ludzi. Po prostu nie trafiła jeszcze na nikogo, z kim mogłaby zrobić coś szalonego, pełnego niespodzianek, aczkolwiek za niebezpieczeństwa stanowczo podziękuję.

- Tak. Zamieszkuję niewielką jaskinię wraz z moją rodziną jaskiniowców, wybacz, że Cię nie uprzedziłam. - skoro tak się sprawy mają to lepiej wszystko obrócić w żart, niż wyjść na jakąś dzikuskę. Cmoknęła kilka razy, ocierając o wewnętrzną stronę policzka lizakiem. Smak rozszedł się po całym języki, zaspokajając zapotrzebowanie cukru na dziś.

- Babcia po hemoroidach? - otworzyła usta ze zdziwienia, wpatrując się w wyprostowanego chłopczyka. Zamrugała kilka krotnie i wskazała główką lizaka w jego stronę. - Młody, uważaj bo hemoroidy są zaraźliwe. - zażartowała, choć jeszcze przez krótką chwilę na jej twarzy pojawiło się coś pomiędzy zdziwieniem a rozbawieniem, dopóty ten nie odezwał się ponownie. Spacer to może nie najlepszy pomysł biorąc pod uwagę jej aktualny stan i bóle mięśni, nie chciała jednak wyjść po raz kolejny na staruchę. Zwinnie podniosła się z ławki, chwyciła ręką za siebie po torebkę i walizkę.
- Prowadź, bo babcia przez hemoroidy nie wie gdzie iść! - zaśmiała się, stając ramię w ramię z Vincentem. Amelka gorzko żałowałaby tych słów, gdyby tylko wiedziała, że chłopak nie widzi. Wszak to ona powinna go wziąć pod rękę i prowadzić, a nie na odwrót. Na szczęście usprawiedliwiała ją niewiedza, chociaż z drugiej strony to jej błąd, że do tej pory nie zapytała po kija są mu potrzebne te białe soczewki. Halloween się już skończyło, prawda? W końcu na jaką inną okazję takowe by się zakładało? Na prawdę do głowy przychodziła jej tylko soczewkowa wersja, nawet przez chwilę nie przemknęło jej przez myśl, że dzieciak jest niewidomy.

Zmieniła położenie walizki, żeby jej uchwyt znajdował się w drugiej ręce, drugą zaś wyciągnęła w jego stroną, jakby czekając aż ten ją złapie.
- Może chcesz iść za rękę, żeby się nie zgubić? - zapytała ze słyszalną troską w głosie.

Anonymous - 6 Grudzień 2014, 19:32

Chciał drugiej herbaty ot tak. Z próżności, aby sprawdzić czy rzeczywiście ta jaśminowa jest lepsza od malinowej. Na tej podstawie wydał ostateczny werdykt, aby nie kupować tutaj nic, skoro nie traktują odpowiednio klientów.
Imiona i uprzejmości zostały wymienione, tak więc są teraz znajomymi i jest bezpiecznie. Logiczne, proste rozumowanie dziesięcioletniej duszy. Tak samo z zaufaniem. Wystarczy powiedzieć dwa razy "Uff, uff" i już można być przyjaciółmi. Nie proponował tego jednak Amelii, skoro nie wiedział jeszcze czy mu dorównuje i czy za nim nadąży. Jeśli nie, to strata czasu. Najlepsza zabawa jest, jak są na równi i mogą wspólnie podbić świat.
- W jaskini? Nigdy nie widziałem jaskini, zabierz mnie tam kiedyś! - zawołał głośno i wesoło, zainteresowany czy "widziałby" tam cokolwiek. Pewnie tak, bo przecież jaskinia to twór ziemi, zlepek jej. Chociaż był to tylko żart, Vinnie'mu narobiło się apetytu. Mógłby któregoś razu wybrać się na dwa razy dłuższy spacer i znaleźć jakąś jaskinię. Nie pomyślał, że powinien o to zapytać mamę. Skoro ona go nie pytała o pozwolenie pójść do pracy, to on nie będzie pytał o pozwolenie na długie spacery. Musi w końcu ją zmusic, żeby się nim zainteresowała! Tak dłużej być nie może. Brakowało mu bycia w centrum uwagi.
- Nie zaraziłem się od babci to nie zarażę od ciebie, starucho. - wyszczerzył się, wyjmując na chwilę lizaka z buzi, oblizując usta. Schylił się, zgiął w pół i zawiązał rozwiązane sznurówki, robiąc z nich ładną, perfekcyjną kokardę.
- Okej babciu, zdaj się na speca! - uśmiechnął się szeroko ciesząc się, że ona jeszcze nic nie wie i daje mu inicjatywę. Właśnie o to mu chodziło! Vinnie decyduje, Vinnie kieruje, Vinni chce być przywódcą! Sympatia do Amelii wzrosła. Nie wiedziała, to takie ekscytujące! Zamrugał i potarł oko.
- Nie traktuj mnie jak sześciolatka. Nie chodzę z nikim za rękę. - oburzył się i sympatia zmalała. A jeśli coś podejrzewa? A co mu tam, dała mu prowadzić inicjatywę, a więc nie domyśla się niczego.
- Nadążysz za mną, Amelio? Nikt mnie jeszcze nigdy nie dogonił. - zachichotał i wsadził do ust lizaka, a potem... pobiegł. Truchtem, ale pobiegł przed siebie chodnikiem przeskakując kałużę z zaskakującą łatwością. Nawet się nie obejrzał na Amelię. Nie potrzebował na nią patrzeć, bo dobrze wiedział w jakiej odległości od niego wlecze się. Vinnie widział inaczej, nie tak jak ona. Roześmiał się, bo dziewczyna została w tyle. Taka duża, a nie potrafi prześcignąć młodszego kolegi!
Skręcił za rogiem i przyspieszył. Dogoni, czy nie dogoni, oto jest pytanie?

[zt Vinnie]
zaraz napiszę w jakimś temacie i podeślę :d

Anonymous - 6 Grudzień 2014, 19:59

Starucho. Babciu. Cholercia, jakie jeszcze przezwiska zdoła jej wymyślić ten pewny siebie dziesięciolatek! Gdyby trafił na kogoś innego niż Amelka pewnie szybko ukrócono by mu różki. Powinien dziękować Bogu, że dziewczyna jest tak wyrozumiała, a może to po prostu fakt, ze bardziej odnajdowała się w towarzystwie właśnie takich małolatów, może w ten sposób uciekała od otaczającego ją świata dorosłych, do którego już jakby nie patrzeć jedną nogą wkroczyła.

- Nie traktować jak sześciolatka. - powtórzyła pod nosem. A tak żeby zapamiętać tą złotą zasadę. Puściła rękę wzdłuż ciała, poprawiając ołówkową spódniczkę, wystającą spod niedługiego płaszczu. Przyglądała mu się z uwagą, skoro nie ma sześciu lat to chyba dobry moment, żeby zapytać się o jego wiek. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszała stłumione słowa chłopczyka a zaraz po tym widziała go już tylko z oddali, co prawda nie biegł szybko, ale Am nie należała do osób, które reagują szybko na tego typu sprawy. Czy on na prawdę myślał, że ona będzie za nim teraz pędzić? Obolała po występie i podróży, a do tego z bagażami? To dobrze myślał. Dziewczyna nie chcąc się już dłużej męczyć myślami na temat reakcji ludzi wokół, upuściła smakołyk na ziemie słysząc tylko dźwięk sygnalizujący o tym, że lizak rozbił się na kawałeczku podczas bliskiego kontaktu z powierzchnią ziemi.
- Vinnie! - krzyknęła jeszcze za nim i ciągnąc za sobą walizkę, pobiegła w stronę alejki, w którą skręcił chłopak, z wielką nadzieją, że go nie zgubi.
    [zt.]



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group