To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Podmiejski Labirynt - Stacja metra

Anonymous - 25 Lipiec 2014, 09:54

W głowie miała ułożone.... Hah, co, serio? Tak, serio - miała względem samej siebie całkiem normalnie. Mówię tu oczywiście o tej mętnej czerni, która włada tym ciałem. Czy raczyłby krzyczeć, czy też uciekać w popłochu w przeciwną stronę niż powinien, nie miało dla niej znaczenia. Nie jest jego matką, cholera ją interesuje co zrobi, może się i powiesić! Ale metro nie działa, więc niech nie próbuje czekać tutaj na pociąg! (znaczy, działa, ale Cindy wmawia, że jest inaczej).
Chciał jej snu? Wielkie rzeczy! Nie, czekaj, Cindy tu zrobi wielkie rzeczy, bez usypiania!
Miała zwyczaj reagować parami na niedorzeczne czyny z wielu różnych powodów. Przede wszystkim dlatego, że po pierwszym razie ofiara idzie dalej ku niej, nie sądząc by pierwszy krok był błędnym. Dowiaduje się, że oba były niepoprawnymi, a gdy zechce uczynić trzeci, ona poczeka na czwarty, który zostanie wkrótce potem uczyniony, by znów wyrazić swoje niezadowolenie. Od takich kaprysów można albo nabrać przeczucia, że kłamie w sprawie niezadowolenia, albo też oszaleć. Albo cokolwiek innego.
Zatem idźmy. Pierwszy krok - zwrócił się per "droga" i uznał że nie ma pojęcia. Nieistotne, że chodziło mu tylko o aspekt tej krainy, bo dla niej te słowa stały się ponad to wymowne. Drogi krok - podszedł do niej. Ić stond!
- Czy ja pozwoliłam ci wyznaczać moją cenę, że o byciu drogą wspominasz? Czy ja ci w ogóle na coś pozwoliłam? - Odparła gdy już kończył przechadzkę ku niej. Rzecz jasna wcale go tutaj nie zapraszała, żadnego życzenia nie było!
Zechciał napomnieć o impregnacie ochronnym, jakim pudruje sobie twarz... Znaczy, zaprzeczał, jakoby wiatr w przeciągu mógłby mu uczynić jakąkolwiek krzywdę. Oj, biedny, tak się myli, po raz kolejny.
Trzeci krok: usiadł przy niej. Czwarty: uznał za bezbronną. Ale ten czwarty może mu wybaczyć, bo popierał jej niewinność! Zatem czwartym stał się kolejny: że ktoś może chcieć ją skrzywdzić. Serio? Ahaaa!
- Bandyci mnie nie interesują, więc mną też się nie powinni, to oczywiste, prawda? I powiadasz, że byle wiaterek nie zrobi ci krzywdy? - Ależ on ma w tym łbie poprzestawiane, co za człek!- Moje dłonie są wiaterkiem takim.... niespokojnym, wiesz?- Zbliżyła dłoń do jego policzka. Jeśli sądził, że chce go pogładzić, miewał złudne nadzieje. - A między nami jest przeciąg....
I nagle szarpnęła nią, pozostawiając po swoich czterech paznokciach podłużne kreski.
- Chyba właśnie wiatr zrobił ci krzywdę, hihihi...
Znów ten histeryczny śmiech.
Jeśli jakieś krople krwi się ukazały, choć wątpiła w to (wszak lekko go tylko zadrapała!), postarała się o zebranie ich na opuszki palców. Jeśli ich nie było - cofnęła zwyczajnie dłoń i wykorzystała ten moment na odsunięcie się parę centymetrów od niego.

Anonymous - 26 Lipiec 2014, 21:53

Cóż, może i jego nowa towarzyszka nie miała wcale ułożone w głowie, ale z pozoru nic na to nie wskazywało. Fakt, zaśmiała się jak szalona i to mogłoby wskazywać na coś poważniejsze, ale jak wspomniałem wyżej - Savage tylko i wyłącznie chciał skosztować jej snu. Upatrzył ją sobie jako ofiarę i jakoś nie specjalnie miał zamiar z niej rezygnować. Skoro wyglądała na nastolatkę to pewnie w jej główce czaiły się jakieś niecne zamiary związane z innymi chłopcami (albo dziewczynkami), którymi mógłby się bez pardonu posilić mroczny cień.
Owszem, użył tych słów, ale nie miał złych zamiarów w ich wypowiedzeniu. Nie rozumiał też dlaczego Cynthia zdecydowała się je tak odebrać. To była forma grzecznościowa, którą Savage chciał ją przekonać do siebie. Niestety chyba mu się nie udało, ale nie podda się tak łatwo. Był wybredny jeśli chodzi o wybór potencjalnych ofiar, a kobieta sprawiała wrażenie godnej bycia daniem głównym. Najwyżej jak się nie uda skosztuje snu jakiegoś człowieka z centrum. Zaspokoi głód? Zaspokoi.
- Ależ nie. Źle mnie odebrałaś. - powiedział spokojnie, delikatnie się uśmiechając. Następnie spojrzał na jej twarz, a potem prosto w oczy.
- Nie podszedłem tutaj by cię jakoś oceniać. - dodał i zakończył na tym samym pierwszą wypowiedź.
Jej dalsze słowa były trochę podejrzane. Nawet jeśli nie wzbudzała złych emocji swoim zachowaniem, to warto było na nią uważać. Cień nie raz się spalił, co wspomniałem we wcześniejszych postach, więc teraz dmuchał na zimne. Nawet na takie niewinne cosie, jakimi niewątpliwie była Cynthia. To znaczy na pewno miała coś w sobie z wariata, ale to odchodziło na dalszy plan. Wizerunek był najważniejszy, prawda? Bo to wzrok odbiera jako pierwsze.
- Nie tak oczywiste jakby ci się wydawało. A co jeśli ja byłbym potencjalnym bandytą i chciałbym cię skrzywdzić? Co jeśli miałbym wobec ciebie niecne zamiary, które mogłoby się skończyć sprawą w kryminalne? - zapytał, odpowiadając na jej dalsze słowa.
- Oczywiście tak nie jest, możesz być spokojna. Nie spotka cię żadna krzywda z mojej strony. - zapewnił ją, prezentując tym razem swój uroczy uśmiech, który nie jedno serce kobiety by kupił. Firmowy uśmiech Savage'a zawsze działał, ale czy i tym razem coś poradzi? Chciał zdobyć jej zaufanie, ale trochę mu to ciężko szło, ale wychodziło na to, że trafił na szczególny przypadek. Musiał jakoś zdobyć jej przychylność. Nie spuszczał z niej wzroku, więc nie miał problemów z wychwyceniem jej ruchów.
A te nastąpiły niezwykle szybko. Owy "wiaterek", który miał się okazać nieszkodliwy jednak zmienił swoje znaczenie. Dłoń kobiety zbliżyła się do twarzy mężczyzny, ale nie tak jak powinna. A warto zaznaczyć, że siedział trochę dalej od niej, więc musiała się zbliżyć do niego. A co do samej ręki, to nawet głupi wiedziałby, że nie warto pozwolić się dotknąć. Chyba nie była pierwszym-lepszym człowiekiem, a kimś więcej. A to jeszcze bardziej podjudzało apetyt cienia.
- Nie ładnie. - powiedział grzecznie i z uśmiechem, łapiąc ją w ostatnim momencie za nadgarstek i ściskając mocno za niego. Na szczęście dla niej nie użył swojej mocy, a mógłby to zrobić i sprawić jej ból, ale nie chciał. W końcu sen ma być czysty, naturalny i syty, a nie jakiś wymuszony. Kto wie, czy akurat trafi w nim na jej nieczyste marzenia.
- Odpowiadasz agresją na dobroć. Nie jest to zbyt naturalne, moja droga. - i znowu tego użył. Specjalnie. Po wypowiedzeniu słów puścił jej dłoń, odrzucając trochę niedbale, ale silnie. Chyba nie uderzyła się nią o oparcie ławki albo o deski, na których się siedzi? Kto wie. Zależy co zdecyduje animator!
Znowu spojrzał jej głęboko w oczy, starając się spojrzeć w jej wnętrze. Zmienił wyraz twarzy i nie uśmiechał się już tak jak wcześniej. Teraz był bardzo poważny, a oczy jarzyły mu się szkarłatem. W sumie taki miał kolor oczu, ale gdy patrzy się komuś prosto w oczy to ich barwa nadaje nowego sensu. W przypadku bruneta była ona agresywna, dzika. Dzika jak jego imię.

Anonymous - 26 Lipiec 2014, 23:38

Źle odbiera zawsze każda wiadomość, przez to też często zostaje z niej tylko pożółkłe awizo, a treść niknie w niebycie, niknie w otchłani. Nawet, jeśli chwyci w dłonie ten list od rzeczywistości, przeczyta ją inna osoba niż ta, która miała być nadawcą. Czytanie cudzej korespondencji, adresowanej do samej siebie, nie jest ciekawą rzeczą, a na pomoc nadchodzi zwalenie winy na niepamięć.
Co, nigdy nie wmawiałeś tym na poczcie, że nie było podwójnego awizo, a paczkę odesłali, bo im się nudzi? Ja też nie miałem okazji.
Ale on jest pazerny na te jej sny! A żeby wiedział, że są tam przykre rzeczy! Cindy myśli o przyjaźni, ładnej, dojrzałej; myśli o cudownym domu i o mężu. Z kolei ta maź zła w stężeniu stuprocentowym łaknie wszelkiego chaosu, wszelkiego zabawiania się, z brakiem poszanowania dla zasad moralnych, dla samej siebie i dla innych. Liczy się tylko dalsza zdolność do destrukcji tego świata.
- Jeszcze tego brakuje, byś jakoś - czytam: na odpieprz - raczył mnie oceniać. - Odparła sobie w myślach.
- Nie ważne, jak będziesz zarzekał się o bycie dobrym, właśnie ośmieliłeś się mnie dotknąć bez powodu. Dlatego dobroć to tylko tandeta stworzona na potrzeby czynienia sobie wygody.
Można się zacząć zastanawiać, czy oto Pani filozof stała się mu rozmówczynią, czy to nadal ta od drapania po licach. Co, mówisz, że gada od rzeczy?
Ręka rzucona bez czułości, bez zadbania o jej los. Nie obawiała się tego, że łokciem uderzy o oparcie, a dłonią pozna gładkość siedliska. I nie ukrywała tej obojętności. Od nerwów, mówiących o odczuciu nieprzyjemnego zderzenia z ławką, nie odbierała wiadomości. Zostało... awizo.
- Właśnie zmusiłeś wiatr do zaatakowana mojej ręki. Następnym razem rzuć mocniej, bym wiedziała, że potrafisz coś więcej niż zdusić wiatr do stania się jedynie powiewem powietrza wokoło mojego ciała.
Odpowiada agresją na dobroć? Jest pewien? Może ona zmierzała do aktu dobroci, a on skutecznie jej przekazał, że chce tego w innej formie?
Kolejne awizo zostawiło po wiadomości od jej nerwów. I uznały, że nie ma co panikować. Lekkie otarcie na kawałku nadgarstka i łokcia, połączone z zaczerwienieniem - takie tam... nic.
- Co w moich oczach widzisz? - Odparła, wcale nie zamierzając mu tego przerywać, a nawet troszkę ułatwiła. - Przybliż się, spojrzyj głębiej. Tego błękitu ma cały ocean, a wyglądasz na niego jak marynarz lunetą w poszukiwaniu wyspy. Tej wyspy prędko nie odkryjesz, ale ta ławka może być jej dobrą imitacją dla nas, będących nie rozbitkami, a podróżnymi, prawda?- Wróciła do tematu z pierwszego zdania ich rozmowy. - Tak, sądzę, że znamy inne światy oprócz tego. - Dopowiedziała cichszym głosem, podważając wagę metafory o oceanie w jej oczach.


***

By tradycji stało się zadość, każdy mój rozmówca,
po kilku, może kilkunastu postach
traci wenę/znika/ucieka z forum.
Jestem straszny, wiem,
dzisiaj już nikt nie kocha dzieci :D


z/t

Vega - 16 Listopad 2015, 21:53

Wyszła ze ściany, czując na plecach twardość, chłód i nierówność ceglanej powierzchni, stojąc pod nią jak osaczona.
Jej umysł był osaczonym.
Sięgnęła pamięcią granic, przypominając sobie, co zaszło. Spotkała wścibską, roztargnioną kobietę z rogami, która pierwsza zaczęła negatywnie się do niej odnosić. Doszło do wymiany zdań, a raczej rzucania mięsem, aż w końcu ich ostrza się spotkały. Wtem jednak zrezygnowała ta pomylona kobieta z szabelki na rzecz śpiewu. Śpiewu, którego znienawidziłam, nie mogąc mu się przeciwstawić, a wręcz ulegając jego presji.
Byłam bezradna.
Hipnoza śpiewem wymusiła na mnie powrót do świata ludzi, ale czy na pewno jestem w nim?

Rozejrzała się na boki, spostrzegając, że chowa się właściwie za automatem od pepsi. Wszystko wyglądało jak w jej mieście. Odepchnęła się dłońmi od cegieł i ruszyła do oświetlonych przestrzeni, spotykając się ze schodami i wychodząc na ulice.
Zamierzała udać się do siedziby. Mając na uwadze zlecone jej zadanie i złość w sobie na uległość takiej błahostce (jak ją znowu spotkam... och, będzie zachwycona!), postanowiła spędzić na tym tyle czasu, ile potrzeba. Pracoholiczka?
Vega nie da sobie tak łatwo polec kolejnym razem, a ku temu potrzebna jej pomyślność.

z/t



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group