To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Podmiejski Labirynt - Stacja metra

Anonymous - 24 Styczeń 2012, 23:26

Istotnie Cień za pierwszym razem nie za dobrze zinterpretował to co stało się ze ścianą przez co nie był świadom mocy jaką włada blondyneczka. Jednak w momencie gdy jej śliczna buzia miała już zmienić się w kotlet a tak się nie stało bowiem zaczęła przenikać przez stół tak jakby nie istniał, Azazel pojął co się dzieje. Niemal natychmiast spróbował zareagować w końcu był dość zręczny a i on miał asa w rękawie. W chwili gdy "anielica" zapewniła egzekutora o tym że to jej moc on użył swojej, która nie tylko miała zablokować to co potrafi ale na dodatek wywołać odwrotne skutki. Jakież to skutki może wywołać takie działanie na moc przenikania? Gdyby udało się je zablokować jeszcze w momencie gdy to kobieta przenikała przez stół a nie brunet to ona w nim by została. Wtedy naturalnie zająłby się dowódcą w sposób który planował. Gdyby jednak ona okazała się szybsza? Przecież samo przenikanie przez materię to przecież dwu etapowa zdolność. Najpierw trzeba sprawić by przedmiot był możliwy do przeniknięcia, później by przestał, więc może dzięki swej zdolności Azazel sprawi że stół pozostanie nieco dłużej przenikalny i sam nie będzie miał problemu z wydostaniem się, co też prowadziło by do pierwotnego planu.
Gdyby jednak pomimo starań nie zdążył i to on pozostałby uwięziony być może wpływ na moce dziewczyny byłby jeszcze inny. Wszystko w koło przez chwilę będzie możliwe do przeniknięcia? Ona sama straci nad tym kontrolę i wsiąknie w podłogę. Obie opcję nieco ułatwiłyby cieniowi ucieczkę z pułapki i tu także, bez zmian on sam skoncentrowałby się na dowódcy.

Gdyby jednak pomimo starań użycie swych mocy na Milady nie odnosiło żadnego z pożądanych skutków, trzeba byłoby natychmiast spróbować czegoś innego puki jeszcze dotykała go chociaż opuszkiem palca. I tu z pomocą przyszedł fakt, iż kobieta nie miała niczym zasłoniętych oczu. Świadom tego od dawna Azazel natychmiast poddałby ją swojej hipnozie. Wnikając do wnętrza umysłu dziewczyny wywołałby wizje która różniłaby się od rzeczywistości.
Pomieszczenie wraz z temperaturą czy nawet odgłosami pozostało niezmienione. Jednak gdy tylko Milady chciała uwolnić się z uścisku cienia ten sprytnie wymsknął jej się odskakując i to nie on pozostał z ramionami w stole tylko ona. Azazel natomiast wyciągnął z kieszeni ukryty nóż i rzucił się z nim na dowódce z chęcią poderżnięcia mu gardła.
Brunet miał nadzieję, ze Milady będzie chciała uratować przełożonego dla tego odruchowo sprawi iż stół ponownie będzie możliwy do przeniknięcia by zatrzymać domniemanego zabójcę a tak na prawdę uwolni Azazela a ten spowoduje ciemność w pokoju i żuci się na dowódcę ze swym ukrytym ostrzem...

Loki - 29 Styczeń 2012, 12:09

Choć Azazelowi nie udało się sprawić, że dziewczyna obiła się boleśnie o stół to jednak dzięki jego zdolnościom stało się tak, że zdążył uciec z drewnianej pułapki. W efekcie blondynka zaklęła pod nosem. Azazel rzucił się na dowódcę, ale wyszedł z błędnego założenia (być może) że nie musi się martwić o jego zdolności samoobrony. Mylił się jednak. Mężczyzna z zaskakującą zwinnością odskoczył do tyłu, unikając ciosu, który ewentualnie mógł paść ze strony Cienia.
-Milady!-krzyknął, a dziewczyna już doskonale wiedziała co ma robić. Podobnie jak Azazel posiadała zdolność kontrolowania cienia i mroku o czym egzekutor miał okazję się przekonać. Całe pomieszczenie zajęła więc całkiem niespodziewanie, nieprzenikniona czerń... Członkowie zespołu zaś, po prostu zsunęli na swoje oczy okulary noktowizyjne i skupili spojrzenie na egzekutorze, który z kolei znów został skazany jedynie na pozostałe zmysły. Oby miał w głowie dobrze zapamiętany rozkład pomieszczenia wtedy... Ach nie, wtedy uciekłby z pustymi rękami, a przecież nie o to chodziło prawda? Cóż, jeśli pozbawi Milady życia lub przytomności, rozproszy ciemność i będzie mógł zająć się jej towarzyszami, z którymi pewnie pójdzie mu łatwiej... A może celowo pozostawiają mu takie właśnie złudzenie?

Anonymous - 30 Styczeń 2012, 12:29

Jak to dobrze, że udało się uniknąć pułapki. Jednak próba ataku na dowódcę zakończyła się fiaskiem. Najwyraźniej członkowie tego oddziału nie byli z pierwszej łapanki. Nawet jeden z zabójców Czarnej Róży, którzy znani byli z ponadprzeciętnej zwinności nie zdołał go pochwycić. Stracił też element zaskoczenia tak więc kolejne próby z pewnością nie będą już takie łatwe. Do tego zapominać nie można było o pozostałych członkach no i samej Milady, która od początku skutecznie niweczyła jego plany.
W koło zapanowały egipskie ciemności. Po rozkazie i tym co do tej pory zdążył już zobaczyć Azazel oczywistym było, że to jedna z umiejętności kłopotliwej kobiety. Nie trudno też było się domyśleć, że pozostali muszkieterowie mają coś czym mogą zaradzić na takie warunki. W końcu gdyby tak nie było, dowódca nie nakazałby Milady zrobić coś takiego. A więc noktowizor. Urządzenie, które dzięki wzmocnieniu światła cząstkowego pozwala widzieć w ciemnościach. Ale może moc pseudo-anielicy w połączeniu z tym gadżetem okaże się nie tyle przekleństwem jak błogosławieństwem. Bowiem człowiek używający noktowizora, którego nagle podda się zwykłemu światłu może zostać na chwilę oślepiony. Wystarczyłoby pozbyć się tego co przywołała Milady. Gdyby w pokoju nagle wróciło oświetlenie dowódca i pozostali mogliby zostać oślepieni na sekundę czy dwie a tyle czasu może by wystarczyło.
Brunet szybko przypomniał sobie jak wyglądało pomieszczenie. Spora sala z wieloma stołami i krzesłami przy nich. Półki zapełnione książkami i ta winda w oddali... Stół przy którym posadzono Azazela był nie daleko z boku, to właśnie przy nim stał nie tylko Cień ale i dowódca. Po tym co stało się chwilę temu Milady także nie była za daleko. No i pozostali członkowie oddziału, których dzielił od nich nieco większy dystans.
Ciernisty Egzekutor, po raz kolejny skorzystał ze swej zdolności, która potrafiła zablokować to co potrafili inni. A tu skupił się na wywołaniu przez kobietę mroku. Sprawa prosta, bo jak to co potrafi zadziała, ciemności natychmiast się rozwieją przez co Ci którzy mają na nosach noktowizory będą oślepieni. To jednak nie koniec a dopiero początek. Naturalnie mógłby po tym ponowić atak na dowódcę, jednak, Milady pewnie znowu próbowałaby go powstrzymać po raz kolejny krzyżując jego plany.
Brunet chwycił za krzesło, na którym jeszcze niedawno siedział. Po szamotaninie z dziewczyną ta nie zdążyła się jeszcze zbytnio odsunąć toteż zrobił spory zamach chcąc roztrzaskać mebel na jej ślicznej główce, mając nadzieję, że dzięki temu choć na chwilę się jej pozbędzie a jak będzie miał szczęście to może nawet strać przytomność.
Odpowiedni dystans, siła dzięki której nie powinno być problemu z podniesieniem krzesła i użyciem je jako improwizowanej broni nie wystarczyłyby jednak. W końcu jedna ze zdolności Milady pozwalała jej przenikać przed przedmioty, toteż przy zamachu, Azazel kupił się by spróbować zablokować i to. Być może uda się zaskoczyć kobietę a wtedy pozostanie skupić się na reszcie załogi...

Loki - 30 Styczeń 2012, 15:59

Plan Azazela powiódł się. Milady zauważyła, że chwycił za krzesło więc przygotowała się już na to, by go uniknąć. Być może udałoby jej się, ale jednoczesne kontrolowanie tej mocy oraz mroku było już nieco trudniejsze toteż zdolność egzekutora zadziałała bezbłędnie. Dziewczyna jęknęła gdy mebel rozbił się o jej głowę i po chwili upadła oszołomiona. Dowódca widząc to zdążył jeszcze zdjąć noktowizor zanim ciemność rozproszyła się całkowicie, ale pozostali nie byli tak zwinni i pozostali oślepieni, czemu towarzyszyło ostre syknięcie i zgięcie w pas załogi, która szybko zerwała z oczu urządzenia i zasłaniała sobie oczy przed oślepiającym światłem. Został więc sam Ciernisty oraz przywódca. Przynajmniej na chwilę.
-Nie podoba mi się jak potraktowałeś moją Milady...-zakomunikował mu mężczyzna, najwyraźniej nieprzejęty zupełnie zaistniałą sytuacją. To mogło dać Azazelowi do myślenia. To jak i szybkość z jaką uniknął jego ciosu. Czyżby i on nie był człowiekiem? Jednak magiczne istoty, nie licząc Opętanych takich jak Milady, rzadko wstępowała w szeregi MORII, to był przecież konflikt interesów. Wyjątkiem były Strachy... Albo Senne zjawy. Zatem jedna z dwóch opcji oraz nadprzyrodzona szybkość i zwinność jako moc... To pozostawiało mu jeszcze jakieś pole do manewru, ale najwyraźniej na razie wolał by pozostała tajemnicą, stawiając na zdolność pierwszą. Mężczyzna zaraz po wypowiedzianych słowach, błyskawicznie wymierzył cios w twarz Azazela. Poruszał się zbyt szybko, by Egzekutor nie wiedząc dokładnie o tym jaką moc posiada mógł to zablokować więc cios się udał i upadł na ziemię. Jednak lider zamiast go unieruchomić podszedł zatroskany do Milady i począł ją cucić. Albo był bardzo opiekuńczy, albo po prostu wolał gdy ktoś inny odwalał za niego czarną robotę... A może to po prostu pewność siebie?

Anonymous - 30 Styczeń 2012, 19:56

Wreszcie jakiś sukces... pytanie jednak powinno zabrzmieć czy była to tylko odrobina szczęścia czy to co mogło zaważyć nad sukcesem lub porażką.
Dowódca tego jakże ciekawego i nietypowego oddziału, który podobno należał do MORII człowiekiem raczej nie był. On jego podwładni i Milady stanowili nie lada wyzwanie dla Azazela, który wszak od samego początku odczuwał przewagę przeciwników.
Byli nie tylko bardzo dobrze zgrani ale też dobrze przygotowali. Od samego początku wiedza jaką posiadali na temat Cienia i to czym mogli go zaskoczyć stanowiło nie lada problem. Brunet był jednak zawzięty. Świadom tego ile ryzykuje nie miał zamiaru się poddać. To właśnie takie podejście, sprawiało, że jeszcze nie rzucił się do ucieczki tylko wciąż próbował zdobyć artefakt.
Milady padła na ziemię ale nie to można było uznać za największy sukces bowiem sam dowódca, niezależnie od tego kim był i co jeszcze miał w zanadrzu wreszcie popełnił błąd - ściągnął gogle ochronne które do tej pory nie tylko broniły go przed ciemnością...
Wystarczyła dosłownie chwila, w której brał zamach by wymierzyć cis a w której to musiał spojrzeć na Azazela by ten spróbował włamać się do jego umysłu.

Gdyby udało się użyć broni stanowiącej nie lada atut w rękach Ciernistego egzekutora gra dopiero by się rozpoczęła. Bowiem zamknięty w pułapce dowódca do puki nie uświadomi sobie tego co się z nim dzieje nie mógłby spróbować uwolnić się. A jedną z największych zalet tejże zdolności był fakt iż to właśnie Azazel kontrolował upływ czasu w tym świecie. Dzięki temu wystarczyła mu sekunda podczas której ani Milady nie otrząśnie się ani członkowie oddziału nie zdążą zareagować.
TEMAT MUZYCZNY
Początek z uwagi na sytuację musiał wyglądać naturalnie. Azazel miał wystarczająco dużo czasu by przyjrzeć się temu jak wygląda pomieszczenie, jak wyglądają towarzysze dowódcy. Poczuł zapach jaki się unosił w koło, słyszał wszystkie odgłosy. Zdążył już zwrócić uwagę na to jak wilgotne jest powietrze w koło oraz ocenić temperaturę jaka tu panowała. Dzięki temu w umyśle dowódcy stworzył dokładny obraz tego co tu było.
A więc chodziło o cios, który miał powalić bruneta? Niech tak będzie. Kapitan mógł poczuć jak jego pięść trafia w policzek niesfornego więźnia a ten tracąc równowagę pada na ziemię. Podszedł do Milady? I tu zaczęły się czary. Bowiem gdy stanął nad nią zauważył jak podłoga pokrywa się szkarłatem krwi. Śliczna główka jego podwładnej zyskała o jedną dziurkę za dużo. Próby ocucenia nie zdały się na nic. Jedyne co przyniosły to gorzką prawdę na temat jej stanu - nie żyła...
Azazel powoli podparł się dłonią o ziemię, przecierając krew ściekającą z rozwalonej wargi. Wcale nie miał zamiaru szybko wstawać i kontynuować natarcia. Zamiast tego uśmiechał się kpiąco...


Gdyby jednak próba złapania dowódcy muszkieterów w pułapkę zakończyła się fiaskiem, oznaczałoby to realny cios, który powaliłby Azazela po mimo tego że do chucherek nie należał a co za tym idzie wskazywało na nietypową siłę jego przeciwnika. W takim wypadku jakakolwiek zwłoka zmniejszała by i tak niewielkie już szanse egzekutora.
Gdy ten podszedł do swej podwładnej z próbą ocucenia jej, Azazel natychmiast spróbowałby się podnieść. W pierwszej chwili spojrzałby na ziemię na to co zostało z krzesła i gdyby tam był noga lub jego inna cześć przypominająca pałkę, która mogłaby zadziałać jako broń improwizowana to brunet szarżując na przeciwnika spróbowałby się schylić po nią by wykonać zamach od dołu w podbródek dowódcy. Naturalnie teraz już nie uważał że tai cios zakończy sprawę tak więc tej próbie zawtórował by zamachem prawej ręki by mocnym sierpem trafić - i tu niespodzianka bo nie w twarz a szyję. Czemu? A no dla tego, że pod rękawem wciąż czekało ukryte ostrze, którego to do tej pory nie udało się użyć. Być może pewny siebie dowódca pomyśli że chodzi o zwyczajny cios dzięki czemu nadarzy się okazja na dźgniecie w tętnicę?



//Na wszelki wypadek opisałem dwie ewentualności. To co stałoby się gdyby użycie mocy powiodło się, oraz to gdyby się nie udało.

Loki - 1 Luty 2012, 20:31

Azazel:
Ułamek sekundy... Tak niewiele zabrakło, by Azazel miał w kieszeni pewne zwycięstwo. Przywódca poruszał się jednak zbyt szybko i nim egzekutor zdążył go uwięzić w pułapce umysłu znalazł się przy dziewczynie. Była nieprzytomna... Co oznaczało, że nie bardzo mają jak się stąd wydostać. Nie całą drużyną.
-Zdejmijcie go!-wydał krótkie polecenie i posypały się serie z karabinów należących do podwładnych, co też uniemożliwiło mu atak na przywódcę, bo musiał się schować przed ostrzałem, za jedną z kolumn.
-Plan odwrotu beta!-wykrzyknął mężczyzna, po czym przerzucił sobie nieprzytomną dziewczynę przez ramię i ruszył w stronę ściany... Może jednak winda nie była wyjściem z tego pomieszczenia? A może po prostu cały zespół z nieprzytomną dziewczyną nie dałby rady wspiąć się w wąskim szybie. Tak, czy inaczej, dowódca najwyraźniej zamierzał rozwalić ścianę przez którą tutaj przyszli, paląc za sobą wszystkie mosty. Mężczyźni z karabinami wycofywali się powoli jednak wciąż oddawali co jakiś czas strzały toteż Cień mógł być pewien, że jeśli zechce teraz zaatakować mężczyznę, zaliczy kilka kulek za dużo... Mógł jednak spróbować dobiec do windy. Tyle, że wtedy pożegna się zapewne z Odoaeme. No, ale nadciągała odsiecz... Prawie. Kapitan stanął przed ścianą w pewnej odległości, po czym pstryknął palcami powodując błysk iskry. Eksplozja strawiła ścianę muru. Tak, tożsamość magiczna potwierdzona. Jednak co robił w MORII? I dlaczego właściwie jego towarzyszom to pochodzenie w ogóle nie przeszkadzało? Cóż, sporo pytań narosło... Na pewno nie tylko po tej stronie ściany sądząc po okrzykach po drugiej stronie. Towarzystwo?
Nameless i Cesar:
Na otwartej przestrzeni z łatwością umknęłaś mafii, jednak mężczyźni na pewno z łatwością przewidzieli Twój kolejny ruch. Przecież powiedzieli Ci, co ilustruje mapa więc będą Cię tu szukać i powinnaś mieć się na baczności...
Mapa zaprowadziła Senną Zjawę na stację metra jednak tutaj, coś się nie zgadzało. Przecież zgodnie z narysowanym na niej labiryntem gdzieś tutaj powinno być pomieszczenie. Zaraz za torami, po drugiej stronie. Tam jednak była jedynie ściana. Gruba i ceglana, z pewnością nie została postawiona w przeciągu kilku ostatnich dni... No i co teraz? Zapewne mogłaby ją ogarnąć chęć rezygnacji, gdyby nie padające nagle, wyraźnie zza ściany odgłosy wystrzałów. Więc jednak było tam pomieszczenie! Tylko... Jak się tam dostać?
-Może ja pomogę-usłyszała męski głos za swoimi plecami. Młody mężczyzna ubrany w czerwony frak, obszyty złotymi nićmi, z głową ozdobioną kapeluszem z całą pewnością nie pochodził z tego świata. Nawet jeżeli wyglądał jak zwykły człowiek, to jednak sam ten strój, wyjęty niejako z innej epoki, sugerował coś zgoła innego.
-Dobrze się spisałeś. Sami pewnie mielibyśmy problem ze znalezieniem tego labiryntu, nie wspominając o tej konkretnej stacji metra... Nasz żeglarz przegrał mapę w partyjce pokera z jakimś tutejszym mafiozem. Na szczęście wiedzieliśmy co opisuję, a... Widzę, że teraz ta mapa trafiła do Ciebie.-spojrzał znacząco na Nameless-Wyjdę więc z założenia, że wiesz po co tu przyszliśmy i...-nie zdołał dokończyć.
Azazel, Cesar i Nameless:
Potężna eksplozja, mająca swoje źródło po stronie pomieszczenia bibliotecznego rozsadziła ścianę oddzielającą ją od stacji metra. Nameless, która stała najbliżej zapewne oberwałaby odłamkami i gruzem, gdyby nie wytworzona przez oficera załogi pirackiej, zielona tarcza. Najwidoczniej jego zdolności telekinetyczne pozwalały i na takie manewry. Kapitan uśmiechnął się pod nosem, bo choć przerwał przemówienie, jako jedyny z całej grupy nie wydawał się nadmiernie wypłoszony eksplozją... Bardziej podekscytowany.
Podsumowując. Nameless i Cesar znajdują się w towarzystwie piratów przed wielką dziurą w ścianie, prowadzącą do pomieszczenia w stylu Wiktoriańskim (opisane bardziej szczegółowo w poprzednich postach). Można też śmiało założyć, że śladami sennej zjawy podąża grupka mafiozów, jednak sądząc po prezentowanych zarówno przez piratów jak i Trzech Muszkieterów zdolnościach, nimi należy martwić się najmniej. Muszkieterowie mają Azazela na muszce i dość skutecznie utrudniają mu zarówno atakowanie jak i samą ucieczkę. Przynajmniej na razie.
Kolejność:
Azazel -> Cesar -> Nameless -> Veis (jeśli zechce teraz dołączyć)

Anonymous - 1 Luty 2012, 22:09

Cała ta sytuacja zaczęła powoli irytować Azazela, a przyznać trzeba, że strasznie tego nie lubił. Po raz kolejny niewiele zabrakło by mu się udało, jednak nieszczęsna fortuna najwyraźniej bardzo dobrze bawiła się jego kosztem. Tylko czy te męczące kaprysy losu miałby spowodować, że Egzekutor da za wygraną?
Nim odpowiedział sobie na to pytanie, skryty za filarem, w koło którego świszczały kule, raz po raz odłupując kawałki kamiennej zasłony, stało się coś mało spodziewanego - znowu.
Sama moc dowódcy muszkieterów do tej pory nie była znana brunetowi ale nie zaskoczyła go zbytnio bowiem domyślał się że w rękawie skrywa właśnie coś takiego. Wybuch jaki wywołał zrobił sporą dziurkę w ścianie, w tej samej, którą tu się dostali. Azazel zerknął kontem oka na to co spowodował swoimi mocami. Naturalnie uważał by jego wścibskość nie dorobiła mu dodatkowej dziurki w czaszce.
A więc powstał wyłom a za nim kolejni goście. Mężczyzna przylgnął na moment plecami do filaru aby pomyśleć i ochronić się przed strzałami muszkieterów. Kolejna grupa... Widział ją tylko przez moment ale umiejętność zwracania uwagi na istotne szczegóły dała mu o nich nieco informacji. Żadna z postaci nie miała na sobie ani munduru ani nawet emblematu MORII, na dodatek wyglądali raczej na zaskoczonych tym co widzą co mogło świadczyć o tym że nie należą do kompanów Muszkieterów. Jeden z nich użył czegoś w rodzaju tarczy a to znaczyło, że w śród nich znajdują się mieszkańcy krainy luster. Czyżby przyszli tu po to samo co Azazel?
Jeżeli tak, jedyną monetą przetargową został dekoder, a tego nie posiadał długowłosy Cień. Jeżeli dalej chciał zostać w grze to na nim powinien się skupić, w końcu nie wiedział czy nowa grupa ma pozostałe dwie części układanki. Za to mógł skorzystać z faktu że oni pewnie nie wiedzieli kto ma dekoder. Można by zaczekać jako że bardzo możliwym jest iż obie grupy zaczną ze sobą walczyć albo przynajmniej się spierać. Takie zachowanie nie było jednak w stylu Ciernistego Egzekutora.
Pora działać!
Brunet skorzystał ze zdolności kontrolowania cienia. Jego ciemny kontur wychylił się z jednej strony kolumny, tak jakby to jego właściciel miał zamiar zaraz za niej wyskoczyć, ten jednak zrobił to z drugiej strony. Natychmiast skupił wzrok na pozostałych dwóch muszkieterach, bo to właśnie oni mieli broń wymierzoną w Egzekutora. Dzięki zdolności do upośledzenia umiejętności innych, skupił się na tym jak Ci dwaj potrafią strzelać, w końcu pochwalili się tym już nie raz. Chciał wywołać zupełnie odwrotne zachowanie, tak by nie tylko nie potrafili strzelać ale nawet posługiwać się bronią. Miał nadzieję, że dzięki temu zdąży podbiec do jednego z nich. Gdyby to się udało spróbowałby chwycić go dłonią za rękę i niczym zapaśnik przerzucić go przez ramię. Dzięki swej sile, która poniekąd trochę wyrastała poza standardy śmiertelników, chciał nim cisnąć w drugiego gagatka. Dzięki temu pozbyłby się obu i mógłby skupić się na ich przywódcy.
Nie zapomniał o nowo przybyłych, obserwował co robią, czy i oni natychmiast okażą agresję, a może zwycięży zdziwienie? Tak czy inaczej swoimi działaniami, chyba łatwo dał do zrozumienia, że nie gra w drużynie członków MORII. Gdyby tylko dali mu się rozprawić z dowódcą sam na sam, ale na to nie liczył. No i była jeszcze Milady, która w każdym momencie mogła odzyskać przytomność. Oj niezbyt to wszystko korzystne, gdyby tylko dali mu chwilę sam na sam z nią... Dużo gdybania, tym czasem wszystko będzie zależało od kilku następnych sekund...

Anonymous - 2 Luty 2012, 23:20

Cesar Rozejrzał się wokół. Metro. Nie przepadał za podziemiami. Kręte korytarze, ślepe uliczki, pułapki. Nawet jeśli jakimś cudem zdobędą mapę nie będzie to "wycieczka". Słowa kapitana zwróciły jego uwagę na dziewczynę. Uśmiechnął się do tych szmaragdowych oczu, jakby chciał ją uspokoić. Już miał zapytać, czy nie zechciała by towarzyszyć im w dalszych poszukiwaniach, gdy w ich kierunku poleciały fragmenty ściany z donośnym hukiem. Odruchowo zasłonił głowę kucając, ale taka obrona przed odłamkami okazała się zbędna. W dziurze stał jakiś facet z kobietą na rękach.
Mimo osłony oficera, jak każdy kot, przynajmniej jego zdaniem każdy, reagował furią, gdy czymś w niego rzucano. Skoczył o krok do przodu by złapać najbliższy fragment cegły i rzucić nie w twarz tego kolesia po drugiej stronie wyłomu. Dopiero gdy wypuścił z ręki tę prawie połówkę cegły uspokoił się na tyle, by się zastanowić. Coś mu tu nie grało. Był pewien, że oprócz tych, których widział, jest ktoś jeszcze. Słyszał broń ludzi, więcej niż jedną, ale ta osoba pozostawała przez jakiś czas w bezruchu, póki owa broń nie ucichła [oczywiście o ile Azazelowi się udało]. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Co to uczucie może oznaczać. Postanowił wyjąć swojego asa z rękawa, chociaż był pewien, że kapitan piratów wie o nim. Wyciągnął rękę do dowódcy swojej grupy
- flet - rzucił krótko. Tamci (nawet jeśli nie widać odpowiednich emblematów) są wrogami. Zdaniem kota to musi być Moria. Nawet jeśli mają jakieś zdolności. Pytanie, czy kapitan mu zaufa? Jeśli tak i odda instrument, Cez od razu bez zastanowienia zacznie grać. Kołysankę dla Morii, która dla innych winna być jedynie przyjemną melodyjką uspokajającą nerwy, a może nawet podnoszącą na duchu. Rzadko to robił i nie był pewien czy zdoła uśpić jedynie członków znienawidzonej organizacji.
A jeśli nie odzyska instrumentu tak od razu? Zmierzy kapitana nieprzyjemnym wzrokiem mówiąc:
- Oni mogą mieć ostatnią część układanki. Chcesz żebym wam pomógł? - może wypowiedzenie tego, co dla kota oczywiste pomoże i kołysanka jednak zabrzmi w podziemiach?

Anonymous - 19 Luty 2012, 16:17

Gdy Reili udało się wydostać z tej paskudnej fabryki na odludziu, jakiś czas zastanawiała się, gdzie pójść w następnej kolejności. Niby szybko doszła do wniosku, że podmiejskie labirynty to idealna lokacja na kontynuację przygody, ale dłuższy czas wstrzymywała się przed zejściem pod ziemię. Nienawidziła miejsc położonych pod powierzchnią. Czuła się w nich skrępowana, prawie jak w klatce, było tam o wiele mniej dróg ucieczki i przede wszystkim, przynajmniej w odczuciu małej zjawy, śmierdziało tam strachem, co powodowało, iż ona sama także prędzej czy później zaczynała się bać. A ponieważ uczucie strachu było dla niej bardzo nieprzyjemne, minęło trochę czasu, nim wreszcie zdecydowała się na wędrówkę w dół długich schodów prowadzących na stację metra. Schodząc włożyła na chwilę rękę pod płaszcz, upewniając się, czy nadal ma przy sobie mapę. Wcześniej złożyła ją ostrożnie i schowała pod odzieniem, pilnując, by jej mała zdobycz się nie zniszczyła. Na szczęście zwitek papieru nie wypadł jej nigdzie, zostając na swoim miejscu tuż przy szybko dudniącym sercu Nameless.
Podnosząc uszy i nasłuchując ewentualnych niebezpieczeństw, zastanawiała się, w imię czego kieruje się do tego paskudnego miejsca. Powodowała nią chęć zabicia nudy, czy może perspektywa zdobycia skarbów dla nowego pana? Nietrudno było ukryć, że bardzo chciała wkupić się w łaski Artemisa, zależało jej na dobrych stosunkach z chlebodawcą. Tylko czy było to warte szperania w tym miejscu? Podziemia miały jeszcze jedną zasadniczą wadę - nie było widać z nich nieba, którego widok zawsze uspokajał Zjawę. Bez tego była o wiele bardziej drażliwa niż zwykle, a sporo osób zdążyło już przekonać się o tym, że była małą dzikuską.
Znajdując się wreszcie na stacji rozłożyła mapę i zaczęła analizować ją, porównując kontury na papierze z tym, co widziała. Szybko dotarła do ściany, a tam dołączyli do niej inni ludzie. Mężczyzna, który do niej zagadał, wyglądał w miarę przyjaźnie. Tak samo jak Cesar, który uśmiechnął się do niej całkiem szczerze, ale co z tego? Nameless i tak pozostawała piekielnie nieufna. Naprędce złożyła mapę, przycisnęła ją do piersi i wydała z siebie pomruk, który z powodzeniem przypominał powarkiwanie zaniepokojonego psa. Jej małe przedstawienie nie trwało jednak długo - słysząc nie wróżące niczego dobrego głosy zerknęła na ścianę, która zaraz potem zakończyła swój byt przy akompaniamencie wybuchu i opadającego gruzu. Dziewczyna nie była do końca pewna, co za magiczna siła uratowała ją przed zranieniem, lecz nie zamierzała teraz się nad tym zastanawiać. Grunt, że była cała i zdrowa, a w dodatku nikt nie zwrócił na nią większej uwagi. Korzystając z tego faktu odsunęła się od zebranych, w dalszym ciągu nie bardzo chcąc rzucać się w oczy.

Anonymous - 25 Luty 2012, 21:07

Veis kroczył spokojnie wzdłuż torów metra. Nawet nie myślał o tym, że może po nich coś jechać. Był przecie w stanie w każdej chwili wtopić się w cień i zniknąć, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Mimo wszechogarniającego go mroku, wolał się z nim nie jednoczyć. Czemu? Powód siedział mu na ramieniu. Mały, wredny zwierzaczek Cesara nie najlepiej znosił tego typu podróże. Szkodnik znikał razem z nim, jakby był częścią jego ubioru. I materializował się w ten sam sposób.
Cień przyspieszył kroku. Był wściekły. Według szczurka, Cesar został porwany przez piratów i wywieziony w morze. Problem polegał na tym, że Veis nie przypominał sobie, by pozwalał komukolwiek dać się porwać przed zrobieniem tego, czego od niego wymagał. Kotek nie był wyjątkiem.
- Uspokój się... - cichutki szept rozbrzmiał wewnątrz czaszki Cienia. Irytacja znów narosła. Najchętniej rzuciłby Rawnarem o ścianę, gdyby nie to że używał go jak kompasu, potrzebnego by znaleźć Ceza... Nie wiedział jakim cudem, ale ten mały szkodnik doskonale orientował się gdzie kotowaty się znajduje. Przystanął.
Czarna mgła unosząca się wokół jego sylwetki zaczęła formować się, tworząc postać olbrzymiej pantery.
Sheera pociągnęła nosem i spojrzała na niego. Czerwień ich oczu spotkała się. Pantera otworzyła pysk, chcąc najwyraźniej coś powiedzieć. Słowa zostały jednak zagłuszone przez wybuch.
- Są blisko... Z łatwością zdołasz się tam przedostać - odezwała się spokojnie pantera, gdy eksplozja ucichła.
Veis zamknął oczy. Jego umysł pognał naprzód. Był w stanie wyczuć kilkanaście cieni osób o różnym wzroście i proporcjach ciała... U jednej, mógł zarejestrować coś w rodzaju... Piątej kończyny. Ogon. A więc tam była ta kocia menda...
Cień otworzył oczy. Pionowe źrenice w ułamku sekundy dopasowały się do otaczającej go ciemności.
- Dołącz do nas za chwilę - rzekł spokojnie do pantery, po czym spojrzał na Rawnara siędzącego mu na ramieniu - A ty... Lepiej się trzymaj.
Podłoga znikła. Obraz niesamowicie wyostrzył się, przybierając różne odcienie czerni i bieli. Pędził. Nim wskazówki zegara zdążyły się choćby ruszyć, on już był na miejscu. Widział kotowatego oraz cztery inne postacie... Mężczyzna ubrany jak jakiś szlachciczek nie z tej epoki. Towarzyszyło mu też trzech innych.. Zabawne. Była tam też niziutka dziewczynka. Nie zamierzał jednak martwić się ani nią, ani nimi.
Nagle wyszedł z cienia i położył dłoń na ramieniu Cesara. Kotek musiał się pewnie wzdrygnąć... Nie na codzień bowiem ktoś wyrastał mu za plecami.
- Kogo... Należy zlikwidować? - jego głos odbił się od kamiennych ścian, dając o sobie znać piratom i sennej zjawie. Kogo mogli oni zobaczyć, gdyby ich wzrok spoczął na Veisie? Wysokiego, białowłosego Cienia przyodzianego w czerń. Uśmiechającego się złowieszczo, z lekką nutką ironii. Mężczyznę, którego twarz wydawała się być żywcem wyrzeźbiona z marmuru przez Michała Anioła. Osobę, która z mordem w czerwonych ślepiach i kataną u boku pojawiła się dosłownie znikąd.
Rawnar kołysząc się na boki zszedł po ręce zabójcy na ramię Cesara, a tam najzwyczajniej w świecie zwymiotował. Była to nadzwyczaj pozytywna reakcja, biorąc pod uwagę podróż którą odbył.
Dłoń powędrowała do rękojeści katany. Veis był w każdej chwili gotów do zniknięcia, wystarczyła tylko najmniejsza nutka agresji skierowanej przeciwko niemu.

Loki - 7 Marzec 2012, 19:20

Do Azazela, los chyba wreszcie trochę się uśmiechnął. Jego podstęp zadziałał wręcz doskonale. Mężczyźni rozpoczęli ostrzał fałszywej postaci, podczas gdy oryginał wyskoczył zza kolumny i prędko "wyłączył" zdolność strzelców do posługiwania się bronią. Patrzyli nieco ogłupieni na karabiny, tak jakby pierwszy raz w życiu widzieli coś podobnego. Od przywódcy muszkieterów dzieliła go niewielka odległość jednak nie należało wybiegać przed szereg. Ostatecznie, nie miał pojęcia kim są przybysze stojący za sporymi tumanami kurzu. No właśnie. Pan kapitan zamachał ręką niedbale, chcąc niejako odpędzić od siebie tumany pyłu, które podniosły się z powodu eksplozji. Zakasłał, a gdy wszystko faktycznie osiadło na torach rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Westchnął.
-Po co te nerwy?-rzucił najwyraźniej kierując te słowa do wszystkich. Do Veisa, do Kapitana, do Azazela i Cesara, którego wyminął niedbale, by po chwili z kocią zwinnością zeskoczyć na tory i przekroczyć próg rozsypanej ściany. Gwizdnął z podziwem gdy zawiesił wzrok na stropie. Sufit ozdobiony był bowiem mapą... Mapą ruchów ciał niebieskich, dość imponującą.
-MORIA-odczytał napis z munduru kapitana-Czyli to wy macie ostatni element naszej układanki?-muszkieter, do tej pory nieco oszołomiony całą sytuacją natychmiast wyciągnął rękę i pstryknął palcami. Zaraz potem jednak... Stało się coś bardzo dziwnego. Płomień otoczył kapitana, a po chwili został niejako przezeń wchłonięty. Trwało to kilka sekund i wyglądało dość widowiskowo, bowiem płomienie wyginały się i wydymały a w ostatecznej fazie przybrały barwę błękitną i ostatecznie zniknęły zupełnie. Tak... To mogło tłumaczyć dlaczego cała załoga trzęsła portkami przed młodym mężczyzną... Który nawiasem mówiąc, wcale nie był tak młody na jakiego wyglądał.
-Po co ta agresja?-spytał z lekkim uśmiechem. W mgnieniu oka znalazł się jednak przy mężczyźnie i przeszył go zdobioną szablą. Obrócił jeszcze ostrze, gdy to znajdowało się we wnętrzu mężczyzny i wyciągnął upewniając się, że śmierć była cokolwiek bolesna...-No dobrze... Znajdźcie dekoder-rozkazał członkom swojej załogi, którzy puścili tymczasowo Cesara i poczęli przeszukiwać pomieszczenie. Kapitan zdawał się na razie ignorować Veisa i skupił spojrzenie na egzekutorze.
-Jak mniemam jesteśmy tu w tym samym celu... Jako, że nie współpracujesz z MORIĄ... Sądzę, że możesz współpracować z nami... Wydaje mi się, że skarbów Odoaeme starczy dla nas wszystkich, a skoro już tu jesteśmy. Bez sensu walczyć prawda?-uśmiechnął się całkiem przyjaźnie i na razie nie zachowywał się agresywnie. No, nie licząc tego, że zabił przełożonego muszkieterów. Nameless i Cesar oraz Veis tymczasowo byli pozostawieni bez opieki więc mogli uciec lub... No właśnie, lub przyłączyć się do piratów i przeżyć przygodę poszukiwacza skarbów.

Kolejność taka jak wcześniej. Jeśli Nameless się nie pojawi możemy uznać, że straciła przytomność w wyniku eksplozji bo ostatnio chyba rzadko bywa na forum.

Anonymous - 12 Marzec 2012, 12:52

Już był tak blisko gdy do zabawy postanowił dołączyć kapitan piratów. Tak tak piratów, brzmi nietypowo ale jakże fascynująco?
To właśnie ta osoba bez większych problemów zajęła się nie tylko mocą dowódcy muszkieterów ale i nim samym, w chwile kładąc trupem tego, który narobił tyle problemów. Słowa kapitana wywołały szczery tym razem nie udawany uśmiech na twarzy Azazela gdy ten przystanął przy nim i przy ciele dowódce. Nareszcie ktoś kto miał na prawdę dobre podejście. Brunet spojrzał się na niego mówiąc:
- Współpraca... To odpowiednie słowo w odpowiednim czasie i miejscu. - mówiąc to zupełnie spokojnie schylił się nad ciałem, przykładając dwa palce do szyi chcąc sprawdzić czy jest jeszcze puls. Naturalnie nie to było ważne. Ważne było by drugą ręką błyskawicznie wyciągnąć z kieszeni przywódcy muszkieterów dekoder. Ruchu tego wcale nie chciał ukrywać. Gdyby to zrobił a ktoś by zobaczył wyglądało by na to, że coś kombinuje. Tym czasem brunet spokojnie wyjął dekoder tak by wszyscy mogli widzieć co robi. Chodziło o to by w jego rękach się znalazł co oznaczało, że on jest teraz jego właścicielem i co mogło mu dać szanse na ową współpracę. Gdy już miał artefakt spokojnie wstał spoglądając na kapitana. Zdawał się być spokojny ale czuwał nad tym by ów dekoder pozostał w jego rękach w razie czego broniąc go nie tylko za sprawą swego ponad przeciętnego refleksu ale i mocy, mając nadzieję, że to nie będzie jednak konieczne.
- Zatem porozmawiajmy... - dodał na koniec zapraszając nie tylko kapitana ale i wszystkich pozostałych na których spojrzał pokrótce, do negocjacji...
Uwadze nie uszła kolejna przedstawicielka kotów, która wyglądała na zagubiona a także członek czarnej róży. Tak tak, postać tak charakterystyczna, na takim stanowisku była przecież znana innym członkom. Co prawda Azazel wśród innych zawsze pokazywał się w masce ale niektórzy wiedzieli o nim co nie co więc i może on go rozpoznał? Jeżeli tak z uwagi na to kim są chyba nie byłoby błędem uważać go za sojusznika najbardziej godnego zaufania?

Anonymous - 12 Marzec 2012, 14:28

Cegła minęła jakikolwiek cel dość sporo, tak bywa, gdy w złości zapomina się o celowaniu. A kapitan go olał. Najzwyczajniej w świecie zignorował. Nocnego Muzykanta, to było bezczelne. To koty zwykle ignorują innych, wobec nich stosowanie powyższego może mieć bardzo nieprzyjemne skutki. Coś z tyłu głowy, jakiś upierdliwy cichutki głosik mówił mu, że tego gościa lepiej nie denerwować i nie wchodzić mu w paradę, a jak ktoś się na coś takiego odważy, najlepiej jest być daleko, bardzo daleko. Jednak nie zamierzał posłuchać. Już zacisnął pięść i zastanawiał się jakie ostrze będzie najbardziej odpowiednie, gdy ktoś dotknął jego ramienia. Lodowaty dreszcz przeszedł mu po plecach. Odwrócił głowę. Wreszcie jakaś znajoma twarz. I wrócił Ivan. Rawnar jak tylko przeszedł po ręce cienia, zniszczył Cesarowi koszulę, ale on nie zwrócił na to uwagi. Przeciwnie podrapał go czule między uszami, jednocześnie kierując ku niemu swoje myśli. Streścił Rawnarowi ostatnie wydarzenia i obecną sytuację prosząc by przekazał wszystko przyjacielowi. Szczurek zrobił to, o co go proszono z jakąś ponurą satysfakcją, ale Kot w tej chwili wolał w to nie wnikać.
Pan Kapitan łaskawie zaprosił mnie na małą wycieczkę - powiedział na głos podchodząc do wymienionego i gestem Veisa zapraszając - Na końcu podróży mamy znaleźć coś nader interesującego, może nawet dla Ciebie. Przyłączysz się?
Celowo zignorował pytanie. Niech Cienisty sam zdecyduje, czy podziękują piratom za "gościnę" i towarzystwo, czy wręcz przeciwnie. Nie żeby nie miał ochoty pociąć trochę kapitana i patrzeć jak się wykrwawia, ale zdecydował poczekać na bardziej odpowiedni moment. Chyba, że Veis zdecyduje za niego.
Gdy tylko się zatrzymał skinął uprzejmie głową facetowi po drugiej stronie dziury w ścianie i nawet się nie skrzywił, gdy tamten wyjął coś z kieszeni denata, a jedynie rozglądał się zaciekawiony po pomieszczeniu.
Mości kapitan sprawia wrażenie, jakoby za muzyka nie przepadał. - dodał po chwili szczerząc zęby do białowłosego w złośliwym uśmiechu.
Jednak przyglądać się bezczynnie wszystkiemu nie zamierzał, wolał jednak zdać się na instynkt futrzaka siedzącego na jego ramieniu
Są w świecie ludzi jakieś Rawnary, które mogłyby nam pomóc w razie czego? - zadał Ivanowi telepatyczne pytanie. Nie poznał jeszcze moc Veisa, to nie bardzo wiedział jakie mają szanse w razie ewentualnej walki, a moc szczurów była nader ciekawa, jednak by skorzystać z ich pomocy potrzebowali jeszcze kilku osobników.

Anonymous - 12 Marzec 2012, 18:09

Tymczasem Nameless była coraz bardziej zdezorientowana całą tą sytuacją. Liczyła na ciekawą przygodę w związku z poszukiwaniem skarbów, o których nie miała zielonego pojęcia, lecz nie przewidywała, że podobny cel będzie miała jeszcze garstka zupełnie jej obcych, podejrzanych w dodatku istot. Nigdy nie lubiła się dzielić, jeśli nie chodziło o jej przyjaciół. A warto zaznaczyć, że za jedynego przyjaciela uważała w tym momencie Artemisa, który był teraz... czort wie raczyć gdzie, ale z całą pewnością nie tutaj. Czuła się przez to mniej pewnie, a w dodatku wyczuwana przez nią obecność Cieni w ogóle nie dodawała jej odwagi. Kto wie, czy któryś z nich nie zechce jej pożreć? Nie chciała się jeszcze żegnać z życiem, było całkiem znośne.
Szczęście, że Azazel nie wypowiedział na głos swego spostrzeżenia na temat jej "kociej" natury, i dobrze też, że Reila nie nabyła nigdy umiejętności czytania w myślach. Z kotami bowiem nie miała zupełnie nic wspólnego, a samą siebie mianowała niekiedy Dumnym Wilkiem. Kotowatych nie darzyła żadnym rodzajem sympatii ani nawet antypatii, były jej one obojętne i niektórych przedstawicieli tej rasy mogłaby nawet polubić. Gdy jednak ktoś mylił ją z pospolitym Dachowcem, to tak jakby dźgał jej wilczą dumę tępym, zardzewiałym szpadlem.
Tak więc nasza mała Zjawa dokładniej złożyła mapkę i rozejrzała się nieco dokładniej po towarzystwie. O dziwo, najbardziej godny zaufania wydał jej się właśnie Kot, który wcześniej chyba nawet obdarzył ją czymś w rodzaju niepewnego uśmiechu. Może nawet chciał coś do niej powiedzieć, nim eksplozja zakłóciła panujący spokój? Tego Bezimienna nie miała się już raczej dowiedzieć, lecz mimo wszystko to właśnie ku Cesarowi skierowała swe kroki, bo uciekać na pewno nie miała zamiaru! Była bowiem upartym dziewuszyskiem, nie mogła zrezygnować z ewentualnych skarbów. Ponadto sama nie miała żadnych szans, więc znalezienie jakiegokolwiek sojusznika wydało się dobrym pomysłem. A u kogo szukać śladów sympatii, jeśli nie u drugiego zwierzaka? Nawet, jeśli miał to być Kot. Po kilku sekundach od zbliżenia się do niego uczyniła kolejne kroki ku nawiązaniu kontaktu, mianowicie lekko pociągnęła Cesara za rękaw koszuli.
- Mam coś, co was zainteresuje - mruknęła, gdy tylko Dachowiec zwrócił na nią uwagę. Cały czas pamiętała też o tym, by ani na chwilę nie rozluźniać uścisku, w którym trzymała mapę. Tak, że gdyby ktoś próbował ją jej wyrwać, prawdopodobnie od razu przedarłby papier na pół, pozostawiając znaczną część w wilczych łapkach.

Anonymous - 12 Marzec 2012, 21:30

Lekki uśmieszek cały czas zdobił twarz Cienia. Przypominał on jednak bardziej krwiożerczy grymas, niźli pogodne suszenie ząbków pierwszej lepszej dziewczynki, szczerzącej się do kliszy aparatu. Wciąż był nieco wściekły, lecz złość zdawała się z niego ulatniać. Zastąpiła je chłodne poczucie wyższości, które prawdopodobnie od zawsze charakteryzowało postać Veisa.
Krwistoczerwone oczy zabójcy skierowały się ku Azazelowi. Pamiętał tą twarz, jak przez mgłę. Widział go raz czy dwa w kwaterze Róży. Pionowe oczy spokojnie, bez pośpiechu lustrowały postać. Ni to specjalnie wysoką, ni niską, za to w miarę dobrze zbudowaną. To, że również był Cieniem, stanowiło rzecz oczywistą, na którą nie warto było się rozwodzić. Sądząc po doświadczeniu, które wręcz błyszczało w oczach magnacika, Veis dawał mu jakieś... Trzysta, czterysta lat.
Mimo, iż co prawda łączyło ich pewnego rodzaju braterstwo - i rasowe i organizacyjne, to zabójca nie pokładał w nim szczególnych nadziei o ratowanie tyłka. Primo: był w stanie doskonale zadbać o własną rzyć, secundo: wiekowe doświadczenie nauczyło Cienia nieufności wobec każdego obcego. Był w stanie w każdej chwili oderżnąć głowę każdemu, nawet Cesarowi, za którym tu przyszedł. No... Może nie do końca od razu "oderżnąć". Bo jako drapieżnik, wolał rzecz jasna pobawić się swą ofiarą przed zamordowaniem jej.
Cień poczuł jak coś cienkiego i ciepłego dotyka jego dłoni. Zrozumiał, o co chodzi. Powieki zamknęły się, a przez umysł przeleciało tornado obrazów, które Cień szybko składał w jednostajny film. Cała akcja na statku wydała się dla niego zaledwie sekundą. Ciekawy potencjał krył ten mały szczurek... Veisa jednak zaciekawiło co innego.
- Który z piratów to Zapano? - spytał spokojnie Cesa. Nim jednak kotowaty zdążył odpowiedzieć, Cień poczuł jak ktoś zbliża się do nich.
Powoli, stopniowo zaczął unosić powieki i obracać głowę w kierunku owej osóbki. Pionowe źrenice pałały żądzą mordu, zza kalejdoskopu szkarłatnych tęczówek.
Niejeden macho cofał się ze zgrozą, widząc owe mordercze spojrzenie. Jak zaś zareagowała mała zjawka? Spojrzał jej prosto w oczy. Ciekawiło go, jak szybko ta z pozoru strachliwa istotka odwróci wzrok...
W nagłym przypływie litości, odwrócił głowę, patrząc na kapitana. Bez chwili wahania ruszył w jego kierunku.
Ciężkie, skórzane buty zdawały się nie wydawać nawet najmniejszego stukotu w zetknięciu z kamienną posadzką. Cień wydawał się sunąć, tuż nad ziemią. Długi, czarny szal powiewał za nim, poderwany szybkim
krokiem zabójcy. Zaciekawiła go oferta, jaką kapitanek podał Cesarowi. Całkiem ciekawie byłoby się przyłączyć do takiej ekspedycji.
- Salve, signori - rzekł spokojnie w kierunku magnacika i kapitanka. Na twarzy Cienia nie było nawet śladu jakichkolwiek emocji. Mimo to, jedynie głupek nie domyśliłby się, o co mu chodzi.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group