To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Aromatyczna Polana

Anonymous - 1 Październik 2015, 19:08

Ściągnął brwi i obrócił się, słysząc szelesty. Czyżby znowu ten cholerny kto? Nie rozumiał, dlaczego inni arystokraci tak je uwielbiają. Seraphim nie cierpiał tych zwierząt. Były absolutnie, kompletnie, całkowicie bezużyteczne. Nie było ani jednego powodu, dla którego taki nadęty futrzak mógłby się znaleźć w jego domu. Ani jednego. Te zwierzęta nie miały zastosowania, ani przyszłości. Ot, żywa, arogancka dekoracja.
Chłopak schylił się wśród roślin, by ukryć swoją obecność. Oczywiście zdawał sobie sprawę, ze koty muszą mieć doskonały węch i słuch, ale ten mały pluszak chce mu tylko zrobić na złość. Przecież kot nie przyszedłby tu polować.
Seraphim zsunął z pleców szelki i ostrożnie postawił pudełko z liśćmi na ziemi. Cały czas kucając, próbował zbliżyć się do kota. Poruszał się powoli i bezszelestnie. Wcześniejszy wybryk tego małego gnojka, to ujma na honorze, więc wizja przepłoszenia go, wydawała się chłopakowi niesamowicie satysfakcjonująca. Był już coraz bliżej. Niemal widział go wśród gęstwiny traw, ale cień wydawał się nieco większy. Może były tam dwa koty? Nie ważne. Przepłoszy je wszystkie, jeśli będzie trzeba. Żałosne szkodniki.
- S-SIO FUTRZAKU! – wrzasnął wyskakując zza krzaczków.

Anonymous - 5 Październik 2015, 22:00

Pośpiesznie zbierał pojedyncze listki herbaty do plastikowego pudełeczka, nawet nie zastanawiając się czy ładnie pachną, czy może jednak jest na odwrót. Teraz to się akurat jakoś mniej liczyło, mając na uwadze fakt, że ktoś tu jest. W pierwszym odruchu pewnie by się stąd prędko wycofał, ale przecież po coś tutaj przyszedł, racja? Nie ruszy się stąd bez herbaty, bo to by dalej nie rozwiązało jego problemu. No ale on przecież zamiast od razu pójść do sklepu, jak normalna cywilizowana istota, to musiał kombinować i sobie życie utrudniać, jakby mu jeszcze było mało.
Na szczęście zdążył całkiem szybko zebrać całe pudełeczko herbacianych listków, w sumie dobrze, bo jego paniczna natura dawała głośne znaki w jego głowie, a brzmiały one jakoś tak: "TO COŚ DO MNIE IDZIE". Znaczy się.. gdyby się uparł, to by co chwilę miał wrażenie, że ktoś go śledzi albo coś w tym stylu, no ale tutaj akurat miał prawo panikować bez powodu. W końcu nie na co dzień ktoś się drze jak wariat na całą polanę.
A jeśli o krzyczeniu mowa... nie pomylił się ani trochę, bo gdy tylko chciał zamykać pudełeczko, coś wielkiego wyskoczyło zza krzaków i wydało z siebie przerażający wrzask, co oczywiście spowodowało reakcję domina. Z ust szklanki również wyleciało krzyknięcie, a on sam odskoczył w tył, upuszczając tym samym pudełeczko... jego kochane herbatki rozsypały się na wszystkie strony! On jednak jeszcze tego nie zauważył, bo odruchem obronnym sięgnął dłonią do swojej szmacianej torby, wymacał prędko szklanką kulkę, zaś gdy już ją miał - od razu rzucił ją w stronę potencjalnego zagrożenia. Na szczęście nie było to nic niebezpiecznego, a jedynie zasłona dymna. Kuleczka w zetknięciu z innym ciałem rozbiła się, a na zewnątrz wydostały się gęste opary, które w kilka sekund rozprzestrzeniły się po całej polanie.
Pech chciał, że Ann miał opóźniony zapłon i.. niestety nie zdążył uciec przed wybuchem. Został uwięziony wśród tej mgły razem z tym agresywnym czymś, o zgrozo.

Anonymous - 9 Październik 2015, 20:59

Seraphim cofnął się w moment po zobaczeniu ofiary. Jak się okazało, to jednak nie był buszujący w trawach kot. To jakaś dziewczyna, która w obawie przed napaścią postanowiła potraktować go bronią. Intuicyjnie oddalił się od dziewczęcia, tak aby nie oberwać czymkolwiek ona rzuciła. Wtedy po otoczeniu rozproszył się dym. Oko Seraphima zaświeciło się na czerwono, po czym nastąpiło uderzenie fali energii. Chłopak użył siły woli, aby odzyskać widoczność. Dym rozproszył się, a bojownicze dziewczę znów znalazło się w zasięgu wzroku. Seraphim zdenerwował się tak bardzo, że na jego policzkach pojawiły się wypieki.
- O-o-o-oszalałaś!? – wrzasnął. – Rzu-rzucać dym? Wśród ro-roślin? One n-ie-nie-nie-nie cierpią dymu! – zbeształ nieznajomą.
Dla tych, którzy nie znają młodego arystokraty, dziwny może wydać się fakt, iż większą uwagę zwraca on na stan przyrody, niżeli swój własny… Otóż zdrowie Seraphima w jego własnej ocenie w rzeczy samej było jedynie cenne dla niego. Natomiast wszechobecna fauna była dobrem wspólnym, które można całkiem operatywnie zagospodarować. Każdy listek na tej polanie był dla niego wart fortunę. Ale było to oczywiście myślenie przedsiębiorcy. Taki szary zjadacz krakersów nie miał pojęcia o poważnym biznesie, a Seraphim potrafił w pamięci obliczyć saldo bilansu handlowego.
Stał teraz nad bogu ducha winną ofiarą i wpatrywał się w nią krwistoczerwonym ślepiem. Gdy się postarał, jego wzrok przypominał spojrzenie Bazyliszka. Tym razem nie było aż tak krytycznie, choć śladowe ilości frustracji wciąż wydobywały się ze źrenicy chłopca. Założył ręce na piersi i czekał na wyjaśnienia.

[z/t, drugi user nie odpowiada :c]

Anonymous - 31 Styczeń 2016, 00:56

Kolejnego dnia gdy Souji się obudził zobaczył, że pogoda w gruncie rzeczy to sprzyja. Nie pada, słoneczko ładnie świeci. Chłopak postanowił więc gdzieś wyjść. Jego usta jak zwykle wykrzywiał typowy dla niego uśmieszek. Którego nijak nie można sklasyfikować. Może mieć on naprawdę bardzo wiele znaczeń. Ludzie zwykle do tych nie przywiązują uwagi. W tej kwestii idą za instynktem. Jednak dość odnośnie znaczenia uśmiechów. Souji zamkną za sobą drzwi od domu i ruszy na zwiedzanie okolicy, ta zapowiadała się na całkiem interesującą. Żałował, że nie zrobił tego dużo wcześniej.
Krok za krokiem i cień znalazł się na całkiem interesującej polanie. Gdzie rozchodziło się pełno przyjemnych zapachów, te wywołały szczery uśmiech na ustach niezbyt miłego cienia. Ten mix słodyczy z kapką kwasoty i gorzkości. Wszystko to mieszało się dając naprawdę specyficzny zapach dookoła. Niewiele myśląc cień usiadł na aromatycznej trawie i uniósł twarz ku niebu by zobaczyć praktycznie ten sam widok gdziekolwiek by nie był. Niebo tutaj niewiele różniło się od tego jakie było w krainie ludzi. Samurai wydał z siebie długie westchnięcie i wkrótce zrelaksował. Pozwolił lekkiej bryzie padać na jego twarz.
Nie wiedział ile czasu tak siedział.. Z pewnością długo bowiem gdy znowu otworzył oczy zaczynało się robić ciemno. Na niebie zaświecił znajomy cieniowi księżyc. Lubi tę porę dnia, gdy wszystko powoli zapada w sen i budzą się stworzenia nocy, takie jak on. Powoli więc dźwignął swe ciało do siadu i przeciągnął leniwie. Niczym kocur ogrzewający na piecu, któremu trafił się dobry kąsek. Dało się słyszeć delikatny dźwięk "pękania " kości.- Maa maa czyż nie jest tutaj przyjemnie hmmm - Brunet powiedział sam do siebie. W końcu nikogo z nim nie było. Gadanie z samym sobą nie jest najlepsze, mogą cię posądzić o bycie dziwakiem, nie żeby go to nawet interesowało. Mimo wszystko. Niezbyt mądre przyzwyczajenie.

Anonymous - 31 Styczeń 2016, 16:11

Raz na jakiś czas trzeba trochę odpocząć i pomalować z dala od zgiełku miasta. W sumie od kilku dni miałam zamiar znaleźć jakieś przytulne miejsce do porysowania, lecz zazwyczaj zamysły te ginęły pod tysiącami innych spraw. Tak więc skoro dziś jest ładna pogoda, grzechem by było nie skorzystać z niej odpowiednio. Wzięłam jak zawsze szkicownik oraz potrzebne przybory i ruszyłam tam, gdzie mnie nogi poniosą.
Po kilku godzinach zawędrowałam do Herbacianych Łąk. Siedząc na polanie, pomyślałam, że to idealne miejsce. Nie widać nikogo, a sceneria jest niesamowita. Wyjęłam szkicownik, lecz coś mi nie dawało spokoju. Miałam wrażenie, że nie jestem tutaj jednak sama. Powoli wstałam i przeszłam się po okolicy. W odległości 40 metrów zauważyłam cień jakiegoś stworzenia. Na początku nie byłam pewna co to, lecz po krótkiej chwili już całkowicie ukształtował się zarys tej postaci. Po budowie ciała można było domyślić się, że jest to mężczyzna. Chciałam odejść, by nie przeszkodzić mu w drzemce, lecz gdy odwróciłam się jeszcze raz w jego stronę, zauważyłam piękny zachód słońca. Osoba, która leżała na polanie nawet dodawała uroku temu krajobrazowi. Postanowiłam uchwycić ten moment, przecież nie będę miała okazji znów trafić na taki widok. Ponownie wyjęłam szkicownik i tym razem nic mi nie przeszkodziło w rysowaniu. Gdy skończyłam, zaczynało już się ściemniać. Cieszyłam się z wykonanej roboty, a widok blasku księżyca nie chciał pozwolić mi wrócić do domu. No cóż, może jednak jeszcze trochę tutaj zostanę.
Nagle ów jegomość zaczął wstawać i się przeciągać. Śmiesznie to wyglądało, myślałam przez chwilę, że zaraz zacznie miauczeć. Nie chciałam dłużej ukrywać swojej obecności, więc po jego retorycznym pytaniu w końcu się odezwałam.
-Nie śmiem w to wątpić-odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem. Troszkę bawiła mnie ta sytuacja, nie mogę powiedzieć, że nie. Mam tylko nadzieję, że dopiero co spotkana istota nie będzie bojowo nastawiona co do nowo poznanych.

Anonymous - 2 Luty 2016, 15:03

Leżąc tak na tej polanie a właściwie śpiąc przegapił moment gdy pojawiła się kolejna istota, która nawet nie miała zamiaru zakłócać jego ciszy czy wchodzić w sferę osobistą. Tak więc Soujiro bez żądnych wiekszych podejrzeń spał dalej. Pozwalając ciału na odpoczynek i relaks. Nie tak, że jest przemęczony, o nie. Po prostu okoliczności i miejsce temu sprzyjają, nieprawdaż? Do tego zachód słońca, który bardzo ładnie się prezentował. Innymi słowy obydwoje skorzystali na tym fakcie. Souji delikatnie otworzył oczy i spojrzał na widok jaki się roztaczał. Te wszystkie niesamowite odcienie czerwieni i pomarańczu delikatnie zaczynające się mieszać z granatem powoli ciemniejącego niebo. to było głównym powodem, że cień dźwignął ciało do góry. tutaj dziewczyna miała rację, Souji praktycznie wydał z siebie miauknięcie rozkoszy. Przeciągając się cień roztarł ramiona, jakby nie było zaczynało się robić chłodno.
Wtedy też Souji jakby poczuł czyjąś obecność aż niemal przeszły go ciarki gdy usłyszał głos. Z pewnością nie znał jego właścicielki i czy aby na pewno chciał poznawać.- Wątpić? To nie ma nic do rzeczy, każdy ma swój indywidualny gust prawda?- Po tej odpowiedzi cień odwrócił sylwetkę do nowo poznanej dziewczyny posyłając uśmieszek, który może zostać różnie odebrany jakby nie było. Jednk.. Na chwilę obecną Soujiro nie ma żadnych złych zamiarów w stosunku do Sophie. nieco przechylił głowę lustrując ją zawadiackim spojrzeniem pięknych zielonych oczu. Chwilę potem jego oczy oceniły sylwetkę nowo przybyłej a sam cień skrzyżował ramiona. Dopiero teraz dziewczyna zapewne zwróciła uwagę iż brunet "świeci" gołą klatką piersiową.

Anonymous - 2 Luty 2016, 17:16

Istota wreszcie poczuła moją obecność, więc odpowiedziała na moje pytanie i się odwróciła. Dopiero teraz mogłam się mu dobrze przyjrzeć. Najbardziej moją uwagę przykuły jego zielone oczy. Nie często spotyka się kogoś z takim kolorem. Po krótkim przyglądnięciu się postaci pomyślałam o rysunku, który przed chwilą naszkicowałam. Chciałabym namalować go jeszcze raz, lecz tym razem będąc w stanie uchwycić nie tylko sam jego zarys. Tak bardzo skupiłam się na jego twarzy, że nawet nie zauważyłam tego, że widać prawie cały jego tors. Dopiero gdy skrzyżował swoje ramiona, zwróciłam na to uwagę. Hmmm teraz jeszcze bardziej chciałabym go namalować... Oczywiście chodzi tu tylko o duszę artysty, która nie chciałaby zmarnować szansy na uchwycenie tego, co widziała. Przez ten myślotok prawie zapomniałam o tym, że postać zadała pytanie.
-Racja, lecz w tym przypadku mogę się z tobą zgodzić. Najwidoczniej w niektórych kwestiach można mieć podobne zdanie i gust.- Wiele istot pomyślałoby, że jest tu przyjemnie. Piękna okolica, ciężko kogoś spotkać więc jest również spokojnie, a zachód słońca tylko dodawał uroku. - Jestem Siofra, miło mi.-dodałam po chwili namysłu. Skoro już go namalowałam, to przynajmniej powinnam się przedstawić.

Zoe - 5 Maj 2016, 12:41

Chociaż nie było jeszcze nawet południa, słońce przyjemnie grzało i oświetlało złociście czubki krzewów rosnących tu i uwdzie w mniejszych i większych skupiskach. Dziewczyna parła przed siebie przez wysoką trawę, na której w cieniu wciąż wisiała rosa.
Co jakiś czas przystawała i pochylała się nad którymś krzewem, by powąchać jaki to rodzaj herbaty na nim rośnie. Były tam saszetki cynamonowe, miętowe, a nawet takie, które pachniały jak czekolada. Zoe zerwała kilka z nich i schowała ,,na później". Postanowiła jednak przerwać tę zabawę, kiedy natknęła się na herbatę, której woń podejrzanie przypominała krew zmieszaną ze spalenizną. Poza tym, była w drodze do pewnego celu i lepiej dla niej byłoby się nie spóźnić.
Cały czas kierowała się w stronę Malinowego Lasu, którego zielona ściana wyrastała już nie tak daleko. Wtem, leciutki zefirek zaczął muskać liście, a temperatura jakby nieco się obniżyła. Zoe spojrzała w niebo. Na jeszcze przed chwilą czystym błękicie wykwitło kilka fioletowo - granatowych chmur. Mogły tak wisieć tam jeszcze pół dnia, ale mogły też przebudzić się już za chwilę i uprzykrzyć podróż lunatyczki.
Biednej Zoey wiatr zawsze w oczy, a droga pod górkę. Było słońce, przyjemnie, to nie, oczyw— Nie zdążyła dokończyć, bo coś pacnęło ją w głowę. Coś małego, ale z wystarczającym impetem by dziewczyna zachwiała się i cofnęła do tyłu.
- Co to ma być...? - westchnęła pod nosem, rozmasowując czoło.
Zauważyła, co. To chmury właśnie postanowiły, że najwyższy czas na deszcz. Oczywiście nie był to zwyczajny, wodny deszcz tylko... Właściwie jaki? Na razie Zoe pobiegła w stronę najbliższego drzewa, które wdarło się w głąb polany z powodu bliskości lasu. Jego korona zapewniła jej przynajmniej trochę ochrony. Wokół nawałnica przybierała na sile, a zamiast zwykłego chlupotania wody można było usłyszeć miękkie, jakby gumowe stuknięcia oraz szelest uderzanych krzewów.
Lunatyczka oparła się o pień i rozmasowała jeszcze kilka miejsc, w które trafiły ją dziwne krople. Co to jest? Kamyki, cukierki? W końcu po drugiej stronie lustra można było spodziewać się nawet dziwniejszych rzeczy. Różnokolorowe smugi w powietrzu nie dawały jednak odpowiedzi. Dziewczyna rozejrzała się dookoła i faktycznie, niedaleko niej coś leżało w trawie. Podniosła tajemniczą kroplę. Żelek? Ścisnęła go w palcach. Dokładnie, to był żelek, o kształcie małego misia i w miodowym kolorze.
Zoe nie przepadała za żelkami. Owszem, uwielbiała wszelakie słodycze, ale akurat nie te. Ta dziwna gumowatość zawsze ją zniechęcała. Ścisnęła żelka ponownie. Kto wymyślił w ogóle taki absurdalny kształt? Lunatyczka wpatrywała się jeszcze chwilkę w małe, żelkowe oczka, po czym odgryzła misiowi głowę. Spróbować nie zaszkodzi.
Pożałowała swojej decyzji niemal natychmiast. Po języku rozlał jej się smak, który był czymś pomiędzy mydłem a woskiem. Krótko mówiąc - okropny.
Zoe z obrzydzeniem wypluła żelka i cisnęła drugi kawałek w trawę. Wiedziałam! Małe zdradzieckie glutki...
Niestety posmak wciąż został w ustach. Nawet łyk wody z manierki nie odgonił go całkowicie. Plusem było jednak to, że deszcz zaczynał się uspokajać, a po chwili chmury rozeszły się całkowicie.
Dziewczyna ruszyła w dalszą drogę, znajdując dziwną przyjemność w deptaniu żelkowej warstwy.

z/t

Jocelyn - 27 Czerwiec 2016, 18:57

Posadziła małą bezpiecznie na rozwidleniu gałęzi uważnie jednak się jej przyglądając. Z racji że Jo ma skrzydła jej poczucie równowagi jest bezbłędne jednakże nie wiadomo jak to jest z tą dziewczynką. Dziewczyna wiedziała że to niezbyt grzeczne tak ją nagle porywać ale by ją wprowadzić w temat potrzebują chwili spokoju.
- Przepraszam z góry za to całe przedstawienie ale przyglądam Ci się odkąd przyszłaś i masz w sobie coś czego.. potrzebuję do pewnego zadania. Jednakże - Jo nie wiedziała jak to wszystko dobrze przedstawić by młódki nie spłoszyć. Nie dość że ją porwała i umieściła jakieś 5 metrów nad ziemią to jeszcze mówi że ma w sobie coś czego jej trzeba... jeszcze pomyśli że chce jej organy zabrać.... Potrząsnęła głową i przeczesała palcami włosy. - Może inaczej.. zadam Ci bardzo ważne pytanie od którego zależy dalszy przebieg tej rozmowy. Chciałabyś wziąć udział w czymś co odmieni twoje życie? W czymś niebezpiecznym i pełnym przygód? W czymś z czego otrzymać możesz mnóstwo korzyści? W czymś co wiąże się z żeglugą i podróżami? . Jocelyn nie była pewna czy dobrze to wszystko ujęła. Była tak przejęta że w jej oczach dało się dostrzec błysk podniecenia.

Anonymous - 27 Czerwiec 2016, 21:37

Prisma wciąż chowająca się przed maszyno-potworem, którego niechcący uruchomiła, nagle poczuła, że ktoś ją podnosi, a następnie odrywa się od ziemi. Jej umysł nie zdążył wystarczająco przeanalizować sytuacji, w której się znalazła, więc nie przyszło jej do głowy aby krzyczeć czy wołać o pomoc. Jedynym co z siebie wydobyła było wręcz wyszeptane stwierdzenie.
- Prisma teraz lata.
Z każdym podmuchem wiatru kryształki szklanej dziewczyny wydawały dźwięk podobny dzwonkom, jednak był to dźwięk cichy i delikatny, więc nie zdradzał, że właśnie dziewczyna została zabrana z przyjęcia.
Gdy wylądowały na drzewie z dala od zgiełku, Prismie zrobiło się smutno, bowiem nie zdążyła chociażby pożegnać się z resztą. Szklaneczka mocno złapała się gałęzi co by nie spaść i nie zamienić się w miliony szklanych odłamków.
Na szczęście Jocelyn szybko wytłumaczyła w czym rzecz i nieco ją uspokoiła. W wyobraźni Prismy pojawiły się wszystkie książki o żegludze i przygodach na morzu jakie czytała. Większość oczywiście pochodziła ze Świata Ludzi, jednak rodzina Caleido nie była tego świadoma, więc literatura ta figurowała w ich biblioteczce, chociaż była nadal uważana za tą mniej wartościową. Przypomniała sobie wszystkie przygody zakończone znalezieniem wielkiego skarbu, pełne niebezpieczeństw i walk. Normalnie jej usteczka powinny się lekko rozdziawić, a oczy wręcz błyszczeć z radości, jednak Prisma była Prismą, przez co wyraz jej twarzy pozostał niezmienny. I równie obojętnym tonem co jej mina odpowiedziała Opętanej.
- Prisma chętnie posłucha dalej. Prisma chce wziąć w tym udział.
Nagle spłynęło na nią wspomnienie o bracie. “Jeśli Prisma uda się na niebezpieczne przygody, to Prisma stanie się silna i sama odnajdzie brata, nawet bez pomocy panienki Zoe.” Myśl ta tylko jeszcze bardziej podekscytowała dziewczynę, a ta zaczęła się delikatnie kołysać z radości, a każdy kolejny ruch zdawał się być coraz bliższy zwaleniu się jej z gałęzi.

Jocelyn - 28 Czerwiec 2016, 10:27

Gdy Prisma wyraziła swoją chęć do wzięcia w tym wszystkim udziału serce Jocelyn fiknęło fikołka. Uniosła się na chwilę w powietrze widząc jednak że młódka niebezpiecznie się kołysze. Siadła z powrotem na gałęzi, tym razem jeszcze bliżej dziewczyny by w razie czego móc ją złapać.
- To będzie dość długa opowieść.. hmm postaram się ją skrócić do minimum.. będziemy miał sporo roboty - w zamyśleniu, przygryzła wargę. Naprawdę dużo roboty.. skoro już to ruszyło.. Machina wpędzona w ruch hmm
- A więc! Cała ta sprawa wiąże się z infiltracją środowiska.. piratów. Środowisko to będziemy infiltrować dla Arcyksiążęcej Kompanii Szkarłatnej Otchłani. Piraci, a w szczególności Czarnozęby, chcą by AKSO upadło. Plotka głosi że kiedyś był zwykłym przewoźnikiem po szkarłatnej otchłani.. jednak nie był w stanie konkurować z AKSO. Więc to sprawa zemsty. - Nie wiedziała czy dobrze to zaczęła wyjaśniać. Ciąży na niej wielka odpowiedzialność. Od tego wszystkiego zależy jaki bieg przyjmie sprawa. Westchnęła i machnęła skrzydłami.
- My... Naszym zadaniem tak jak już napomknęłam będzie infiltracja tego środowiska. Im bliżej poznamy wroga tym łatwiej będzie go pokonać.. to będzie ciężkie zadanie. Piraci są nieufni względem obcych.. więc dostanie się w ich szeregi już będzie nie lada wyzwaniem. Nie zdziwie się nawet jeśli będziemy musieli przejść jakąś próbę... - Żebym o niczym nie zapomniała...
- Przed wystartowaniem w podróż, musimy zebrać załogę.. Mam pare osób na oku, namówienie ich nie powinno zająć zbyt dużo czasu.. Trzeba będzie załatwić statek, bandere itd. I ostatnie. Jeśli wpadniemy AKSO umywa od wszystkiego ręce. Jesteśmy.. jak to się mówi.. podwójnymi agentami. Jesteś gotowa na to wszystko? - W napięciu czekała na odpowiedź.

Queen - 1 Lipiec 2016, 09:52

Zauważyła, że skrzydlata dziewczyna porywa gdzieś milutką dziewczynkę, która zrobiła dla niej śliczne, kwiatowe coś. Nie była pewna jak to nazwać, szklana rzeźba? Figurka ze szkła? Kryształowy obraz? Nie ważne. W każdym bądź razie kasztanowłosa „dyskretnie” wymknęła się z domostwa, uciekając z przyjęcia. Koty mają doskonały słuch, tak więc delikatne dzwonienie kryształków było słyszalne dla Strachokotki. Białowłosa pożegnała gospodarza, mówiąc, że musi prawdopodobnie kogoś uratować.
Podążała za zapachem obu przedstawicielek płci pięknej oraz za przyjemnych dla ucha dzwonieniem, które z każdą chwilą stawało się coraz cichsze. Niezadowolona z faktu, że i ona nie może latać – przeciągnęła się i poprawiła torebkę, po czym ruszyła biegiem przed siebie, przedzierając się przez różnorodne zarośla.
Długo podążała za kobietami, jednakże wystarczająco krótko, by usłyszeć ich rozmowę. Zaciekawiona kotka machnęła ogonem i przybrała pewny siebie uśmiech. Bezszelestnie wspięła się na jedno z drzew, wyłożyła się na grubej gałęzi i oparła o konar plecami. Puściła luźno ogon, którym zaczęła machać, założyła ręce na piersi i spojrzała swoim przenikliwym spojrzeniem na osoby, znajdujące się na ziemi. – Widzę, że szykują się bardzo ciekawe rzeczy… - zaczęła głośno, a jej czerwone oczy błysnęły w słońcu – Powiem Wam, dziewczyny, że wydaje się to być bardzo ciekawe… Z resztą, tak czy siak byście mnie potrzebowały, więc…- uśmiechnęła się zadziornie, a jej białe kły błysnęły złowrogo – Przydadzą Wam się moje umiejętności… - zwinęła ogon w ślimaka, po czym zeskoczyła zwinnie z drzewa, lądując gładko na ziemi. Otrzepała pył, który usiadł jej na spódnicy i uśmiechnęła się przyjaźnie – Bycie piratem może być niezłą zabawą! – zafalowała ogonem oraz wyciągnęła dłoń (a właściwie to sam kciuk, bo reszta na chwilę obecną stała się niewidzialna) w stronę pięknych niewiast. - I tak, jestem gotowa na wszystko~! - zawołała radośnie, choć wiedziała, że te słowa były skierowane do dziewczynki. Jednakże nic nie stało jej na drodze, by powiedzieć to za nią lub wciąć się w ich rozmowę. Chociaż... Raven już to zrobiła. Wcięła się w rozmowę innych, nie dając blondynce dojść do słowa, a przecież Jo (białowłosa zapamiętała tylko te dwie literki) wyraźnie mówiła do dziewczynki.

Anonymous - 1 Lipiec 2016, 19:46

W ich rozmowę wcięła się Raven, nie dając dojść małej do słowa. Jednak dzięki temu, dziewczątko miało więcej czasu na swoje przemyślenia. Jocelyn w swej opowieści używała tylu trudnych słów, a Prisma zaczynała się w tym wszystkim powoli gubić. Infiltracja, AKSO, podwójni agenci. Brzmiało tak skomplikowanie, a jednocześnie wyzywająco i niebezpiecznie. Po usłyszeniu, że chodzi o piratów, obraz w wyobraźni Szklanej Dziewczynki nieco się zmienił. Zamiast dzielnych bohaterów podbijających morze, byli dzicy i nieokiełznani ludzie bez zasad, mogący zabić dla każdego pieniądza. Jednak dla niej nadal było to wyzwanie i przygoda, której się chciała podjąć. Tylko czy mała, delikatna blondyneczka nadawała się na pirata? Cóż, może wreszcie jej nieumiejętność okazywania emocji przyda się i chociaż trochę stworzy wizerunek grozy. W tym wszystkim widziała jedną przeszkodę - całość miała się odbywać w Szkarłatnej Otchłani, więc jeśli przypadkiem trafiłaby na swoją rodzinę, zapewne znów zostałaby zamknięta w swoim pokoju. Pokiwała głową przecząco, w końcu nikt z nich raczej nie wychylał nosa z miasteczka. Za to wzrastała szansa na odnalezienie jej braciszka. Tym razem pokiwała twierdząco, zapewne nieco dezorientując Opętaną swoimi gestami, właściwie wykonywanymi do samej siebie.
Wielkie fioletowe oczęta pełne pewności skupiły się na skrzydlatej. Szklaneczka już podjęła decyzję.
- Prisma już wie. Prisma chce z panienką Jocelyn robić tą… Infiltrację. To będzie wręcz zaszczyt dla Prismy pracować dla Arcyksiążęcej Kompanii Szkarłatnej Otchałni. Czy Prisma przed wyruszeniem w rejs ma panience w czymś pomóc? Ach i Prisma by prosiła panienkę, aby zdjęła Prismę z drzewa, bowiem Prisma chce wrócić do domu i się przygotować do wyprawy.
Największym zamartwieniem pozostawała przybrana mama dziewczynki, Amnesia. Co jej powie? Czy ona w ogóle ją puści? W każdym razie blondyneczka miała doskonale opracowaną technikę uciekania z domu, więc w ostateczności posunie się do czegoś takiego, a po wszystkim będzie bardzo przepraszać swoją mamę.
W geście pełnej akceptacji zadania, wyciągnęła swój sztylecik z pochwy przypiętej do uda i uniosła ją w górę niczym piraci unoszą swe szable w triumfie i wydała z siebie dźwięk na wzór pirackiego “arrr”.

Jocelyn - 2 Lipiec 2016, 20:26

Nie zdziwiła ją obecność białowłosej. Wręcz przeciwnie. Joce uśmiechnęła się pod nosem, gdy tylko się zorientowała iż Queen im towarzyszy. W końcu i ją miała na oku w trakcie przyjęcia.Gdy obie (Prisma jak to ona, w dość pokrętny sposób) wyraziły swoją chęć do wzięcia w tym wszystkim udziału dziewczynie ulżyło. Nie chciała nawet myśleć ile kłopotów by narobił fakt że się nie zgodzą..
- Skoro obie wyrażacie swą chęć - Wyprostowała skrzydła po czym wzięła na ręce Prisme i ją ściągnęła z drzewa, tak jak ją o to poprosiła. - To nie pozostaje mi nic innego, jak przywitanie was w załodze - . Dziwnie się czuła mówiąc te słowa. Nigdy nie podejrzewała że będzie miała tyle osób które będą jej podlegać. Będę ich kapitanem... Na myśl o tym, serce zabiło jej szybciej a endorfiny podwoiły swoją ilość. W tym momencie wpadła na pewien pomysł. Z nie małym oporem wyrwała sobie ze skrzydła dwa piórka. Wyglądały jakby były zrobione ze szronu w tęczowej barwie. Wyciągnęła z sakiewki dwa srebrne łańcuszki i zawiesiła je na nich. Z wesołymi ognikami w oczach nałożyła je na szyje dziewczyn.
- Jako wasz.. kapitan... Miło mi was powitać. -. Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Teraz wróćcie do siebie i się przygotujcie. Spotkamy się za 5 dni właśnie tutaj. Mam nadzieję że wszystko wyjdzie tak jak zaplanowałam i spotkamy się tu już w pełnym składzie- . Jej twarz przybrała poważny wyraz. Nie ściemniała. Zwerbowanie reszty załogi do łatwych należeć nie będzie...
Puściła im oczko, po czym odleciała ku swojemu kolejnemu celowi.
z.t

Anonymous - 8 Sierpień 2016, 12:29

Gdy w końcu obie wylądowały na ziemi, Jocelyn - kapitan, jak się właśnie zatytułowała, podarowała obu dziewczynom naszyjniki z wisiorkami będącymi piórkami wyrwanymi ze skrzydeł Opętanej. Piórko mieniło się tęczowymi barwami niczym kryształki Prismy przytwierdzone do jej sukienki. Ucieszona dziewczyna przyglądała się prezentowi, który Trucicielka Serc od razu zawiesiła jej na szyi. Jednak uważała żeby przypadkiem nie została przez niego rozproszona i postanowiła skupić całą uwagę na słowach Joce, bowiem ta lubiła używać tylu trudnych słów… Na szczęście tym razem obyło się bez takowych i Szklana Dziewczyna otrzymała proste instrukcje.
“Pięć dni… Prisma musi się przygotować!” W myślach dziewczę analizowało jakie rzeczy mogą jej się przydać, jaki strój potrzebuje i przede wszystkim jak wytłumaczy się z tego przed Amnesią. Szybko doszła do konkluzji, że najlepiej byłoby milczeć przed przybraną mamą, a dopiero po fakcie wszystko jej opowiedzieć.
Pryzmacikowi nie przeszło przez myśl, że wyprawa ta może skończyć się jej śmiercią czy poważnymi uszkodzeniami, choć na pewno gdyby głębiej się nad całą sprawą zastanowiła, doszła by do takich wniosków. Na razie wolała poświęcić się przygotowaniom, a nie martwieniem się różnymi scenariuszami.
Jo odleciała nagle, nie dając nawet szansy Szklaneczce na pożegnanie się. Ta zaś skłoniła się przed Dachowcem i postanowiła ruszyć do domu. Po zniknięciu z herbatki uważała, że nie ma co tam wracać, a właściwie wstydziła się wrócić po tym jak sobie odeszła (nie do końca z własnej woli) bez żadnego uprzedzenia.
Charakterystyczne dzwonienie stawało się coraz cichsze a Prisma powoli znikała z Aromatycznej Polany.
zt



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group