To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Kryształowe Pustkowie - Zamek Himmelhof

Vyron - 10 Październik 2018, 17:49
Temat postu: Zamek Himmelhof


Wbrew obiegowej nazwie kryształowe pustkowia wcale nie są puste. Od dawien dawna, na jednym z najwyższych szczytów tego regionu wznosi się potężna budowla, której strzeliste wieże, niczym ostre pazury rozcinają przepływające po niebie obłoki. To zamek Himmelhof, siedziba rodu Laraziron. Tę wybudowaną z białego kryształu, górującą nad pustkowiami cytadelę, wzniesiono z inicjatywy dziadka obecnej Głowy Rodu – Revora Egnara Larazirona przeszło trzy tysiące pięćset lat temu. Od tamtego czasu budowla jest ciągle rozbudowywana zarówno w górę jak i w dół. Nie wiele jest osób, które wiedzą jak daleko i szeroko rozciąga się kompleks podziemnych korytarzy i sal. oraz dokąd one właściwie prowadzą. Wstające każdego ranka słońce odbija się w białych ścianach budowli, sprawiając, że budowla zdaje się świecić własnym światłem aż do chwili gdy słońce skryje się za horyzontem. Przez ten fakt, zamek widoczny jest praktycznie z każdego punktu Kryształowych Pustkowi a także częściowo spoza nich.
Stojąc w komnacie Głowy Rodu, która znajduje się na szczycie najwyższej wierzy, można objąć wzrokiem ogromną przestrzeń Krainy Luster. Widać stąd Herbaciane Łąki, Malinowy Las, Morze Łez, Miasto Lalek a nawet pomniejsze miasta, miasteczka i osady tych regionów.
W kopalniach rozmieszczonych na ziemiach rodu Laraziron, a podległych bezpośrednio pod Himmelhof trwa ciągłe wydobycie metali szlachetnych i magicznych minerałów. W związku z tym, że Kryształowe Pustkowia nie są najbezpieczniejszym miejscem w Krainie Luster, zamkowi wypratrywacze mają pełne ręce roboty a przez to niemałą wprawę i umiejętności. Nic ani nikt nie przedrze się na ziemie Larazironów niedostrzeżony. Pomiędzy kryształami wyrastającymi na pustkowiach często rozbrzmiewają dźwięki rogów. W ten sposób strażnicy i wypatrywacze przesyłają sobie sygnały alarmowe, dzięki którym można określić dokładne położenie dostrzeżonego obiektu i wysłać do niego zbrojny oddział.
Bezpieczeństwa górników, mieszkańców, kupców, handlarzy i podróżnych strzegą dobrze uzbrojeni i opancerzeni gwardziści regularnie patrolujący drogi, szlaki handlowe, a niekiedy nawet i bezdroża. Większość z nich to ludzie specjalnie wyszkoleni w tym celu i doskonale znający naturę i cechy miejsca w którym przyszło im pracować. Do ich zadań, poza ochroną i wybijaniem co bardziej kłopotliwych przybyszy lub „mieszkańców” Pustkowi, należy też sprawdzanie stanu i przejezdności dróg oraz stanu punktów postojowych dla karawan i podróżnych. W każdym oddziale patrolowym jest przynajmniej jedna osoba zdolna wysłać meldunek drogą telepatyczną wprost do zamku.
Zamek posiada własne ujęcia wody, podziemne uprawy i magazyny żywności.

Selene - 23 Styczeń 2019, 23:20

Śledząc ruchy ciał niebieskich w krainie luster, wiedziała, że nadchodzi zmrok, czyli pora, w której najlepiej jej się egzystuje. Sprawdziła swoją skrzynkę pocztową, która znajdowała się w pobliżu jej domu. Wśród bezsensownych reklam różnych dostarczycieli poczty, Znalazło się wśród prostych, zwykłych, a może i niezwykłych, coś zapieczętowane czerwonym lakiem, i znakiem herbu rodowego. Na tyle co wiedziała i dowiedziała się od swoich rodziców, takim podpisem odznaczała się Upiorna Arystokracja. Zastanawiała się, czym przykuła uwagę jednego z rodów szlacheckich? A potem przypomniała sobie, o tym, że niedawno wystawiła ogłoszenie o tym, że zatrudni się jako kucharka albo guwernantka. Czyżby jakiemuś Upiornemu urodziło się małe bobo? A może po prostu jest leniwą bułą i potrzebuję nowych smaków kulinarnych, ale ma zbyt mało samozaparcia by sobie coś ugotować? Przeciągła się, wstała z łóżka i podeszła do szafy. Wyciągnęła czarny gorset, czarną, dystyngowaną suknię oraz czarne koturny. Tak, czerń, coś niesamowitego dla osoby, która kocha "zjadać" najbardziej cudowne i kolorowe sny. Wsunęła ubiór na siebie i udała się jak stało w Zaproszeniu na rozmowę kwalifikacyjną do Zamku Himmelhof na stanowisko nadwornej kucharki. A jednak, zgłodniał Upiorny. Zaśmiała się lekko pod nosem, gdyż sama nie była pewna czy spełni wymagania Lorda Vyrona. Pomińmy tu motyw podróży, który jest tak stary i wałkowany już tyle razy, przez różnych narratorów, że już aż szkoda go opisywać. Gdy znalazła się już na szczycie tych cholernych schodów, było ich chyba z milion. Co za bufon! Zamek w chmurach, no gość cierpi na typowe megalomaństwo. Chwyciła za kołatkę i zastukała mocno trzy razy w oczekiwaniu, na Jaśnie Pana, który władał tym jakże okazałym budyneczkiem. Widoki zaś tu piękne są.
Vyron - 28 Styczeń 2019, 10:11

Warta przy Górnych Wrotach, to była najlepsza fucha jaką można było podłapać, jeśli było się żołnierzem służby wartowniczej. Ba! Nie tylko wartowniczej, ale też ogólnej. Od czasu gdy zbudowano mechanizmy, które bez wysiłku podnosiły użytkowników ku górze i zostawiały na wybranych kondygnacjach, prawie nikt nie łomotał do tych wrót, a jeśli podejść próbowałaby większa grupa ludzi, to sygnalista na murach dawał znak dmąc w róg. Znaczyło to, że można było się wyspać na krzesełku ile dusza zapragnie.
Kołatanie do wrót rozeszło się głuchym echem po korytarzach pierwszego pierścienia murów, i sprawiło, że wartownik śpiący w swojej kanciapie, ze spektakularnym wymachem ramion na boki i w tył, spadł z krzesła. Zaspany, jak siedem nieszczęść, powlókł się do wrót by sprawdzić, czy nie był to tylko senny majak. Otworzył wizjer i spojrzał przezeń.
- Eeeee? – powiedział uczenie i potarł lekko zaropiałe oczy
Przed drzwiami stała młoda dziewczyna w sukience.
- Eeeeee ... yyyyy … Eeeee! Oooo?! – wartownik-intelektualista wydał z siebie serię odgłosów, które mogły świadczyć o tym, że albo defekuje w pozycji pionowej, albo wielce się zdziwił widokiem kogoś przed wrotami – Czego? … Panienka sobie życzy?
Dopiero gdy dziewczyna powiedziała, że przychodzi w sprawie pracy, wartownik otworzył furtę we wrotach.
Nie mogła Panienka dźwigiem normalnie wjechać? Chciało się panice taki kawał po schodach zapier… iść? – zapytał z pewną dozą ciekawości w głosie.
Dziewczyna nie była brzydka. Ba! Jak na jego gust, to była piękna, ale wartownik nie był specjalnie wybredny. W sumie, jeśli być szczerym, to nie gardził żadną okazją do pochędóżki. Nawet jeśli panna była tłusta, szczerbata, śmierdząca i pryszczata.
Zerknął w dół schodów przez otwarty wizjer. Panna musiała mieć niezłą kondycje, w końcu droga po schodach była długa i męcząca, a dźwigi osobowe wybudowano z jakiegoś powodu. Kto wie, może dziewczyna lubiła biegać po schodach? A może po prostu nie wiedziała o windach?
Szarpnął kilka razy za sznur przy bramie, ale nie wydarzyło się nic specjalnego.
Usiadł na drewnianej ławie stojącej pod ścianą muru zewnętrznego i końcem miecza zaczął orać krystaliczny piasek kreśląc na nim różnorakie figury i rysunki. Drzewka, kwiatki, pieski, kotki, rybki, cipki … zwłaszcza cipki.
- Panienka poczeka chwilę, co? – powiedział zaspanym głosem, po czym ziewnął rozdzierająco. - Panienka się nie martwi, u nas praca nie straszna a i płaca godna. Idzie spokojnie wyżyć. Zara przyjdzie ktoś od marszałka dworu, to panienkę zaprowadzą gdzie trza. Panienka se usiędzie na ławie podle mnie i poczeka.
Faktycznie.
Kilka chwil później pod bramę przybył starszy mężczyzna o dłuższych, acz przerzedzonych włosach , ciemnych jak węgiel oczach, orlim nosie, lekko krzaczastych brwiach i gałązką lawendy wsunięta pod pasek torby noszonej przez ramię. Na głowie, mniej więcej na środku pokaźnych zakoli, dało się dostrzec cień spiłowanych, aż do skóry rogów.
Strażnik, z cichym jak tchnienie wiatru „o kurwa!”, poderwał się z ławy jakby go szerszeń w tyłek użądlił. Szybkim jak myśl ruchem buta zatarł niezbyt dokładne, acz anatomicznie poprawne, bohomazy i stanął na baczność.
Tymczasem starszy mężczyzna wspierający się na kosturze podszedł do ławy i ruchem dłoni dał znać wartownikowi by ten odmaszerował i zajął się swoimi sprawami.
Wartownik wyprężył się jak struna, zasalutował i prężnym krokiem poszedł zamknąć wizjer we wrotach, a następnie stanął przy nich nieruchomo jak ludzka statua.
Starszy człowiek uśmiechnął się dobrotliwie, podszedł do dziewczyny i przez chwilę przyglądał się jej twarzy i ubiorowi. A gdy znalazł go schludnym i skromnym przemówił.
- Cieszę się, moje Dziecko, że zechciałaś spróbować podjąć się pracy kucharki na tym dworze – powiedział starzec głosem w którym brzmiały duma, dostojeństwo i coś, jakby delikatny uśmiech. Głos starca był miły i aksamitny. Zdawał się otulać szyję i uszy słuchającego niczym ciepły, puszysty szal. – Nazywam się Sebastian Cardinale. Jestem Marszałkiem Dworu Księcia Vyrona Larazirona, Pana tych Ziem. Miło mi powitać cię w zamku Himmelhof. Powiesz mi kilka słów o sobie?
Poczekał aż dziewczyna się przedstawi, ale bacznie obserwował jej zachowanie, ruchy oraz maniery. Bez najmniejszego drgnięcia powieki czy mięśnia twarzy liczył przydechy, labializacje i udźwięcznienia w jej wypowiedzi.
- Zapraszam za mną Młoda Damo– powiedział z uśmiechem, który wydawał się ze wszech miar szczery – Pana jeszcze nie ma, ale w oczekiwaniu na Jego przybycie, pokażę ci Twoje miejsce pracy, pokój oraz resztę interesujących miejsc w zamku.
Mężczyzna z wolna ruszył przodem a za nim unosił się zapach lawendy, pieprzu i kilku innych nieznanych ziół skomponowanych tak, by tworzyć esencję zapachową. Starzec, tak jak i cały zamek, pachniał czystością.
Wyszli na wewnętrzny dziedziniec.
O ile sama bryła zamku, odbijająca słońce, strzelista i stylistycznie dopasowana do kształtu otaczających ją szczytów, mogła i zapewne robiła na wędrowcach wrażenie, o tyle tylko ten kto wszedł do wnętrza zamku Himmelhof mógł doświadczyć prawdziwego uroku tego miejsca. Po przekroczeniu Głównej Bramy znikał gdzieś surowy, typowy dla kryształowych pustkowi charakter. To co jako pierwsze rzucało się w oczy, to flora a raczej jej bogactwo. W zamku było zielono od drzew, krzewów i wszelkiej innej roślinności. Ściany niektórych zabudowań porastały pnące róże o fantazyjnych kolorach, uzupełniając swoimi kolorami mleczno-kryształową biel zabudowań, zieleń roślinności i szarość ulicznego bruku. Niektóre aleje, zwłaszcza te biegnące ku szczytowi góry i właściwemu zamkowi, zacieniono pergolami, które następnie obsadzono różami. Po porośniętych trawą terenach niezabudowanych, spływały strumyki, które przepływały pod mostkami a następnie wpadały w głąb góry. Większość struktur użytkowych, mieszkalnych, portali, altan z paleniskami, kolumnad, mostów i balustrad wykonano z misternie ukształtowanego kryształu tworząc bardzo specyficzny, ale jednocześnie lekki styl. Nawet żołnierze straży zamkowej , którzy patrolowali ulice wolnym, wyćwiczonym krokiem, sprawiali wrażenie czystych, zadbanych, dobrze opłaconych a przede wszystkim godnych zaufania. To była porządna straż zamkowa, a nie brudna i nieokrzesana hołota. Można to było poznać choćby po reakcjach ludzi. Nikt nie kulił się, nie spuszczał głowy ani nie chował sakiewki widząc przechodzący patrol. Mało tego, mieszkańcy zamku zdawali się reagować pozytywnie na ich obecność. Uśmiechali się, podchodzili by o coś zapytać, a jedna dziewczynka nawet przyniosła czarnowłosej strażniczce, która na chwilę zdjęła hełm, czerwone jabłko. Strażniczka uśmiechnęła się, przyjęła prezent i pogłaskała dziecko po głowie.
Doszli uliczkami do podnóża długich i szerokich schodów prowadzących prosto do głównego zamku, przed którymi wartę pełniło trzech ciężkozbrojnych żołnierzy wspieranych przez czterech ciężkich strzelców stojących na pozycjach kilka metrów wyżej. To już nie była zwykła straż w białych zbrojach. To była Gwardia. Najlepsi strażnicy, oddelegowani do ochrony Kryształowego Pałacu i przebywających w nim osób.
- Pozwól młoda damo, że przystaniemy tu na chwilę – powiedział Marszałek Dworu błyskając w uśmiechu białymi zębami – Jestem prawie tak stary jak ten zamek i coraz częściej odkrywam, że tylko mnie rusza ząb czasu.
Nagle, od strony zamku, dał się słyszeć głos rogu sygnałowego. Po nim sygnał podchwycił kolejny róg.
Sebastian Cardinale, wyprostował się nagle i spojrzał na Selene.
- Wybacz moja droga, ale jestem pilnie wzywany. – powiedział spokojnym, ale nieco chłodniejszym niż dotychczas głosem, w dalszym ciągu zachowując dobrotliwy uśmiech na ustach – Lars, - zwrócił się do jednego ze strażników przy schodach – oprowadź Panienkę po zamku, pokaż jej co ciekawsze miejsca. Jak dobrze pójdzie to Panienka Selene zostanie nową kucharką na dworze. Pora na mnie, przybędę do was jak tylko będzie to możliwe.
Powiedziawszy to skłonił się dziewczynie samą głową i dosłownie rozpłynął w powietrzu.
Przez chwilę, dosłownie mgnienie oka, w miejscu gdzie wcześniej stał starzec dało się dostrzec ciemną smużkę dymu, którą niemal od razu rozmył wiatr.
Olbrzymi, bo niemal o połowę wyższy od Selene, zakuty w zbroję Gwardzista, zrobił krok do przodu i zdjął z głowy hełm. Miał krótko przycięte, ciemnokasztanowe włosy, gęstą ale wyregulowaną brodę a twarz przecinały mu trzy ciągnące się od tyłu głowy aż do ust blizny. Oko po ongiś zranionej stronie, miało kolor mleczno-błękitny, a po przeciwnej jasno-miodowy. Podobnie jak Sebastian, także ów olbrzym, posiadał na głowie ślad po spiłowanych rogach.
- Jestem Lars de Pherkad, ale zwą mnie Żelaznym Niedźwiedziem – powiedział olbrzym basowym głosem uśmiechając się do dziewczyny – Chodź, czekając na powrót Pana Marszałka, przespacerujemy się trochę, a Ty pozwiedzasz zamek.
Powiedziawszy to odwrócił się do swoich towarzyszy
- Naprawdę Chłopaki, z chęcią postałbym z wami, ale sami rozumiecie, nie uchodzi ignorować poleceń – powiedział siląc się na smutny ton
Gwardziści nie odpowiedzieli. Tylko jeden z nich, ten po prawej, drgnął nieznacznie i poprawił ułożenie hełmu. Wyprostowanym środkowym palcem.
Lars zaśmiał się iście po niedźwiedziemu i położywszy dziewczynie rękę na plecach skierował na dalsza drogę. Hełm zawiesił sobie przy naramienniku.
Zeszli w nieco w dół, w stronę jednej z szerszych alei.
- Tu znajduje się Górny Szpital – powiedział Lars pokazując na budowlę wykonaną z misternie ukształtowanego mlecznobiałego kryształu – Tu przynosi się wszystkich lżej rannych. Poza tym, gdy się źle czujesz, zawsze możesz tu przyjść do dyżurnego medyka, przepisze ci leki, a jeśli to coś poważnego to nawet wystawi zaświadczenie o czasowej niezdolności do służby. Mając takie zaświadczenie możesz przez cały dzień a niekiedy i dłużej leżeć w łożu i odpoczywać, a i tak, skarbnik wypłaci ci pieniądze, tak jakbyś przez pół dnia pracowała. Nieco niżej znajduje się Szpital Główny gdzie przebywają wszyscy ranni i ciężej chorzy. Tam też, pracuje Bera - Główny Medyk , to taka niewysoka kobieta, mniej więcej twojego wzrostu, o teraz już, siwych włosach i czekoladowych oczach. Przedstawiłbym cię jej, ale tam nie pójdziemy, bo nie chcę dostać po uszach za ostatnią bójkę w karczmie.
Szli dalej aleją aż doszli do kolejnego sporego budynku o równie misternej budowie.
- Tu są koszary, a po przeciwnej stronie, tuż koło przejścia jest Karczma „Pod Kryształowym Portalem”. Jeśli będziesz kiedyś chciała coś zjeść, to lepiej idź do „Pod Złotym Drzewem”. W tym tu przybytku, – wskazał palcem na karczmę - na cokolwiek do żarcia, zgodnie ze skróconą i zmieniona nazwą Poczekasz, Kochana, Poczekasz.
Wydawało się, że olbrzym chce omówić jeszcze jakieś inne zagadnienie z dziedziny kulinarnej gdy nagle z koszarów wyszedł jakiś młody mężczyzna i podbiegł do Larsa.
- Lars, ten gość co go wczoraj zaprawiłeś piącha w ryj, zesrał się pod siebie. Wygrałeś zakład.
Lars chrząknął i kiwnął głową na Selene
- Wyrażaj się przy Damie.
- Następnym razem – powiedział mężczyzna i ruszył biegiem do koszar
- Słyszałaś tego chuja osranego?! Kurwa jego pierdolona mać! Wstydu świnia jebana nie ma, czy co? O „sraniu” przy damie mówi … Co za cham w dupę jebany! Ja rozumiem, kurwa, jak jesteśmy sami w koszarach, wtedy to jebał pies etykietę i kulturę, ale przy Damie takich chamskich słów używać? Co za, za przeproszeniem Panienki, skurwysyn pierdolony. – Lars pokręcił głową i wypuścił powietrze wyraźnie oburzony zachowaniem kolegi.
Faktycznie, jak można tak brzydko wyrażać się przy damach?
Szli dalej, aż dotarli na małe skrzyżowanie na którym, pod jedną ze ścian mały chłopiec sprzedawał świeżo wyciskany przez stojącą obok praskę, sok jabłkowy. Młodzieniec widząc Gwardzistę i towarzyszącą mu dziewczynę podbiegł i wręczył kobiecie szklany puchar pełen soku
- To dla Pani, bo jest Pani bardzo ładna – powiedział chłopiec biegnąc do straganu i po chwili wracając z kolejnym pucharem soku, który tym razem wręczył Larsowi – Pan za to, jest brzydki i płaci podwójnie …
Lars zaśmiał się, poczochrał chłopca po głowie po czym wręczył mu monetę
Skok był chłodny i prawdziwie orzeźwiający.
- Zapraszam Państwa jutro! Będą soki z owoców, których oko nie widziało, ani o których ucho nie słyszało! Import! Z bardzo daleka! – powiedział chłopiec chuchając na monetę i chowając ją do mieszka
- A przyniesiesz nam pod schody? Juto już tyle szczęścia co dziś miał nie będę, a po warcie to pewnie już nic a nic soku nie zostanie.
- Oczywiście, że przyniosę! Ale to znacznie zwiększa cenę… wie Pan, koszt transportu, paszy dla zwierząt, myta, cła, prawa składu, spławu i podatek drogowy … Oj, ileż to opłat …
- Ale wystarczy nam pieniędzy z naszego skromnego żołdu? – zapytał kpiąco Lars
- To wszystko zależy od tego jaki będzie poziom inflacji oraz czy Arystokraci nie nałożą nowych ceł …
- Wiesz co, to my chyba zwrócimy się do konkurencji z Zachodniego Placu …
- Do tych partaczy?! Oni, za przeproszeniem Panienki, szczyny sprzedają a nie sok! Rozwodnione to i niesmaczne. Kupować u nich to najgorszy błąd! Ja po znajomości dam korzystną zniżkę! Niech stracę! Dostawa będzie gratis! Jaki byłby ze mnie kupiec, gdybym swoich klientów puszczał samych hajdawerach?
- To do jutra! – Lars zaśmiał się, i jeśli dziewczyna wypiła, odebrał od niej puchar i oddał chłopcu a ten dał im na odchodne po soczystym czerwonym jabłku.
Skręcili w lewo kierując się do niewielkiego parku.
Panowała tu cisza i spokój.
- To jest Park Pałacowy. Jest ogólnodostępny. Zatem o każdej porze dnia lub nocy można tu przyjść żeby sobie odpocząć i pooglądać lokalną przyrodę. Bo wiesz, choć wszyscy mówią na tę krainę Krysztąłowe Pustkowia, to wcale nie są one puste. Zobacz na przykład tam. – powiedziawszy to wskazał na płynące pomiędzy drzewami strumyki krystalicznie czystej wody, gdzie na maleńkie wielobarwne rybki, polowały niewiele większe, skrzydlate jaszczurki wyglądające jak miniaturowe kryształowe smoki. -Te pocieszne gadziny to Rybojadki Kryształowe. Niegroźne i fascynujące stworki. Zwłaszcza ich zwyczaje godowe. Samce zbierają się w jednym miejscu i uderzając o siebie ogonami wydają krystaliczne dźwięki a samice wybierają tego, który brzmi najczyściej.
Przeszli kawałek dalej gdzie na trawie, w miejscu, w którym z drzew spadały dojrzałe czerwone owoce, ucztowały dziwaczne stworki wyglądające na skrzyżowanie jeża, niedźwiadka i koszatniczki.
- O, a to są Kłapciaki zwane Tuptajkami. Coś ci pokaże – powiedział Lars pochylając się i wyciągając przed siebie dłoń z jabłkiem. Stworki zobaczyły to niemal natychmiast. Uniosły ogonki w górę i radośnie podskakując, podbiegły do pokarmu. Lars puścił jabłko a stworki za pomocą nosów zaczęły turlać je w stronę płaskiego kamienia. Gdy jabłko znalazło się na miejscu zebrały się w koło i łapkami zaczęły uderzać w owoc rozbijając go na papkę, którą następne zaczęły zlizywać.
- Nie mają zębów. Każdy pokarm rozbijają na papkę. Najbardziej lubią owoce drzew malinowych.
Poczekał chwilę na dziewczynę jeśli ta chciała zapoznać się ze zwierzakami a następnie ruszyli w dalsza drogę alejkami.
Gdy dotarli do niewielkiego wodospadu, na którym kończył się park ujrzeli bladego mężczyznę w zielonym płaszczu z blizna na policzku , który kawałkami mięsa wyjmowanymi ze skórzanego worka, karmił stworzenie przypominające maleńkiego, białego gryfa o błękitnych oczach i czarnych końcówkach piór.
- Witaj Sabrek … - Powiedział Lars zatrzymując się z zachowaniem tak zwanego bezpiecznego dystansu od rozmówcy
- Jessst na Herbacianych Łąkach – odpowiedział mężczyzna dziwacznie przeciągając głoskę „s” –A teraz ssspadajcie, niepokoicie Tycigryfa – faktycznie, maleńki stworek jeżył pióra na łbie i grzbiecie i łypał złowrogo znad kawałka mięsa to na Selene to na Larsa.
- O co ci chodzi z tymi Herbacianymi łąkami? – zapytał Lars wysuwając dłoń i lekko chowając za siebie i osłaniająć Selenę. Widać było, że olbrzym ewidentnie czuje respekt przed „syczącym” mężczyzną.
- Przyszedłeś tu z kobietą, która ma pracować w kuchni bo Sssebassstian musiał zająć się włamywaczem. Widząc mnie, miałeś zamiar zapytać, czy nie wiem gdzie jessst Książę Vyron. Udzieliłem ci zatem odpowiedzi zanim zapytałeś. – Mężczyzna odwrócił się w ich stronę i wolnym krokiem, który przywodził na myśl ruch dzikiego kota, podszedł do Selene – Jessstem Sssabrek de Unukalhai, a teraz już idźcie. Marszałek wasss oczekuje.
Bezceremonialnie odwrócił się do nich plecami, odszedł i usiadł na ławce. Wyjął z woreczka kawałek mięsa i znowu rzuciła zwierzęciu. Tycigryf zasyczał i zaatakował mięso małymi pazurkami i dzióbkiem. Wczepił się w nie i znowu zatopił spojrzenie w dziewczynie i rosłym gwardziście.
- Chodźmy – powiedział Lars delikatnie popychając dziewczynę – pora wracać.
Gdy byli już poza zasięgiem słuchu i wzroku, zabrał się za wyjaśnienia.
- Zapamiętaj dziewczyno, nigdy, pod żadnym pozorem go nie prowokuj … – mówiąc to spojrzał jej głęboko w oczy – Sabrek zajmuje się wywiadem i zdobywaniem informacji. Jeśli już coś do Ciebie mówi, to zazwyczaj jest to odpowiedź na twoje, niezadane jeszcze, pytanie. Jak pewnie zauważyłaś jest dość blady i nie ma rogów na głowie, ani też śladu po takowych. To kwestia tego, że jest mieszańcem, którego można określić jako „Upiorną Szklankę”. Paskudne, i wyjątkowo rzadkie połączenie.
Dał ręką znać by szli dalej parkowymi alejkami w stronę wyjścia
- Gdy tu trafiłaś z pewnością widziałaś straż zamkową odzianą w białe zbroje, prawda? To wyobraź sobie, że dla mnie pokonanie w walce takiego strażnika to niewielki wysiłek, a to z tego powodu, że ja jestem w Gwardii Zamkowej. My jesteśmy najlepszymi spośród wszystkich strażników. Nie mówię tego by się chwalić. Ponad nami jest Gwardia Przyboczna Jego Wysokości. Składa się ona z siedmiu osób: Sabreka de Unukalhai, Albericha de Alathfar, Elize de Shiraz, Hagena de Degel, Vatrisa de Alnilam, Phlegyasa de Fomalhaut i Sorrento de Mime’a. Dla każdego z nich zabicie kogoś takiego jak ja, jest równie trudne, jak dla ciebie pobicie niemowlaka, rozumiesz? Do tego każde z nich ma moce, które zdecydowanie wykraczają ponad średnią. W czasie wojny trzydzieści lat temu, to ta siódemka zatrzymała WSZYSTKIE siły MORII które chciały się wedrzeć na ziemię Rodu Laraziron. Rozumiesz teraz jaka to potęga? Jeśli będziesz miała możliwość to unikaj ich jak ognia lub niezwykle uważaj.
Wyszli na drogę prowadzącą wprost do schodów, przy których Sebastian ich opuścił.
Sabrek miał rację.
Starzec opierając się na kosturze stał spokojnie przy murku.
- Witajcie ponownie – zawołał z uśmiechem unosząc dłoń gdy byli jeszcze relatywnie daleko.
Lars odczepił hełm i założył go na głowę.
- Dziękuję za spacer. Mam nadzieję, że Ci się tu spodoba. – powiedział gwardzista cichym głosem.
Gdy podeszli już do Sebastiana, Żelazny Niedźwiedź ukłonił się Marszałkowi, a ten w odpowiedzi poklepał go przyjacielsko po plecach.
- Zapraszam Panienko, pokażę Ci Twój pokój. Powiedz mi, jak Ci się podobała wycieczka po Zamku Himmelhof? Widziałaś coś ciekawego? A może masz jakieś pytania? Przed nami dość długa droga więc spokojnie zdążysz o wszystko wypytać. – powiedział spoglądając na schody z westchnieniem – Przysiągłbym, że tysiąc lat temu były krótsze i mniej męczące.
Powiedział po czym ruszył ku szczytowi zabierając ze sobą dziewczynę.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group