To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Karty Postaci - Historia Felixa

Anonymous - 13 Październik 2017, 03:01
Temat postu: Historia Felixa
19 lata temu
Alexander poczuł dotyk czyjejś ręki na swoim policzku. Na początku nie wiedział kim jest bądź gdzie się znajduje. Wiedział, że gdzieś siedzi. Znał swoje imię. Oraz czuł ten dotyk. Z każdym ułamkiem sekundy odczuwał więcej. Słyszał szum wiatru zza okna i skrzypienie desek podłogowych, czuł zapach świeżo lakierowanego drewna i natury. Oraz czuł ten dotyk. Z jakiegoś powodu nie chciał otworzyć oczu.

- Alexander, kochany mój, spójrz się na mnie – w końcu odezwała się osoba, do której należała ta ręka. Usłyszał jak zbliża się do niego i poczuł jego oddech na twarzy. Zmarszczył lekko brwi. Istnienie nie było wcale takie przyjemne. Tyle rzeczy działo się naraz, nie wiedział, na czym ma się skupić. Im bardziej starał się zrelaksować, tym więcej rzeczy zauważał. Zapach potu. Ciężkie oddychanie. Lepkość tej ręki. Wcale nie chciał tutaj być.

Chciał się odezwać i wyrazić swoją opinię ale jakiś instynkt samozachowawczy podpowiedział mu, że nie byłoby to rozsądne. Mężczyzna siedzący przed nim nie wydawał się być zadowolony z jego ciszy bądź zamkniętych oczu – można było to wywnioskować z faktu, że jego oddech przyspieszył a ta lepka ręka złapała go za włosy.

- To ja cię stworzyłem. Rób co ci każę, mój drogi – jego… twórca nachylił się nad nim i szepnął mu do ucha. Alexander nie wiedział, czy chciał w ten sposób być bardziej przekonujący – jedyne co osiągnął to wzbudzenie obrzydzenia. Chłopak mimowolnie poczuł jak przechodzi go dreszcz. Teraz skupiał się na gorącym oddechu na jego uchu i tym, jak drapiąca była broda tego mężczyzny. Rozważał jak długo mógłby tak siedzieć w bezruchu i przyzwyczajać się do swojego otoczenia, kiedy usłyszał jak jego twórca się prostuje. Nie miał czasu, aby nacieszyć się brakiem jego obecności, gdy nagle został uderzony.

Wydał z siebie zduszony okrzyk i podniósł ręce do twarzy. Po sekundzie szoku odwrócił się oraz w końcu otworzył oczy i spojrzał się na mężczyznę stojącego przed nim oraz pokój, w którym się znajdowali. W samym otoczeniu nic się nie wyróżniało – wyglądało jak zwykła pracownia. Niezbyt schludna, zasłana różnorodnymi materiałami oraz notatkami. Jego twórca na pierwszy rzut oka także wydawał się być zwykłym wynalazcą - z pewnością nic nie wyróżniało się z jego ubioru bądź wyglądu. Jednak kiedy Alexander podniósł wzrok, by spojrzeć mu się w oczy, przez chwilę ujrzał w nich nieokiełznany gniew.

Wszystko to zajęło mniej niż sekundę ale z jakiegoś powodu Alexander pomyślał, że trudno będzie zapomnieć ten wyraz twarzy. Była to w końcu pierwsza rzecz, którą kiedykolwiek zobaczył.
Atmosfera grozy prysnęła tak szybko jak przyszła, gdyż kiedy chłopak tylko nawiązał kontakt wzrokowy z mężczyzną, ten padł przed nim na kolana i złapał go za dłoń, odciągając ją od jego twarzy. Na jego wizerunku rozkwitnął maniakalny uśmiech a Alexander z dyskomfortem obserwował jak oczy tego mężczyzny przepełniają się fascynacją i obsesją.

- Tak… Jesteś perfekcyjny. Mój Alexander. Mój własny. Nic nas nie rozłączy. Tym razem ode mnie nie uciekniesz – szepcąc to, obcałowywał jego dłoń, spoglądając na niego z chorym uwielbieniem. Tego wszystkiego było zwykle za dużo – chłopak nie wiedział jak powinien zareagować. Jego instynktową reakcją byłoby odciągnięcie swojej ręki i… odejście? Próbował myśleć racjonalnie. Ten mężczyzna go stworzył – nie może mieć przecież złych zamiarów. Może faktycznie musiał go uderzyć – sam Alexander nie był przecież pewien jak powinien się zachowywać. Chyba powinien być wdzięczny, że został stworzony… Tak, to wydawało się być rozsądnym posunięciem.

Mężczyzna wciąż wpatrywał się w jego wizerunek, mamrocząc do siebie o jego oczach, o tym jak bardzo jest do kogoś podobny, jak pięknie wygląda. Już wcześniej podniósł się z podłogi i stanął nad nim, zaczesując jego włosy i okazjonalnie głaszcząc go po policzku. Alexander znów nawiązał z nim kontakt wzrokowy i tym razem się uśmiechnął.

- Dziękuję – uśmiechnął się szerzej, obserwując reakcję jego stwórcy. Ten wyglądał jakby znajdował się w siódmym niebie, chichocząc sam do siebie. Nie przestawał bawić się jego włosami. Mimo takiej reakcji, Alexander poczuł jak skręca mu się żołądek. To wszystko wydawało się niewłaściwe. Ale co on wie? Powinien po prostu dostosować swoje zachowanie do reakcji tego mężczyzny… Nie powinno to być trudne.

- Tak, tak, dziękuj… Czeka nas tak wiele wspaniałych chwil, mój Alexandrze. Wszyscy cię zobaczą. Wszyscy będą mogli podziwiać moje dzieło. Pokażesz im jaki jesteś utalentowany, nieprawdaż? – mimo, że zadał mu pytanie, Alexander domyślił się, że był to rozkaz. Gdyby nie zrozumiał tego z tonu głosu, to ręka zaciskająca się w jego włosach jasno przekazywała wiadomość. Jego odpowiedzią było tylko skinięcie głową. Czy tak zachowują się wszyscy? Trudno było zinterpretować zachowanie jego twórcy, jednocześnie okrutnego i przepełnionego miłością. Może tak powinno się ją okazywać?

Zanim Alexander był w stanie pogrążyć się w myślach, mężczyzna złapał go za podbródek i skierował jego wzrok na siebie.

- Nie zapomnij, mój drogi, nie ważne ile otrzymasz komplementów bądź oklasków, to ja cię kocham najbardziej. Nikt inny nie będzie cię traktował tak dobrze jak ja. Należysz do mnie a ja do ciebie. Nic nas nie rozłączy, prawda? – tym razem szczerze się uśmiechnął, obserwując reakcję Alexandra. Ten jednak wysłuchał go bez zmiany wyrazu twarzy, głęboko zastanawiając się jak powinien na to wszystko odpowiedzieć. Nie chcąc jednak znów zirytować swojego właściciela, podjął szybką decyzję. Wstał i położył swoją dłoń na jego policzku.

- Oczywiście. Nie zapomnę.

Cały czas czuł jak skręca mu się w żołądku ale wmawiał sobie, że wszystko jest w porządku.

~***~
12 lat temu
Przez salę rozgrzmiały gorące oklaski, podczas gdy Alexander kłaniał się po raz kolejny. Słyszał jak widzowie omawiają jego występ, prawiąc mu różnorodne komplementy. Któryś z nich zachwycał się jego śpiewem a inna para dyskutowała ostatnią scenę przedstawienia. Nie zajęło długo, by otoczyły go różnorodne istoty, każda z nich z własnymi pytaniami lub pochwałami. Chłopak przybrał swój najbardziej czarujący uśmiech i zaczął z wszystkimi rozmawiać. Kątem oka widział jednak Charlesa, który mimo bycia zaangażowanym w dyskusję z innymi gośćmi i tak go obserwował. Gdy zauważył, że marionetka patrzyła się w jego stronę, skinął głową z aprobatą i powrócił do swojej rozmowy.

Chłopak poczuł ukłucie w sercu na tak zimną reakcję – nie było to dobrym znakiem. Nie chciał jednak zagłębiać się w rozmyślaniu o tym co może go spotkać, gdy zostaną już sami. Z powrotem zwrócił uwagę na swoich adoratorów, żartując razem z nimi i delektując się uwagą innych.

Nawet jeśli później czekała go kara, ważniejsza w tym momencie była świadomość, że inni uważają go za kogoś wartego ich czasu.

~***~
6 lat temu
Od dłuższego czasu Charles nie zorganizował dla niego żadnych przedstawień bądź występów. Wydawał się być zajęty sprawami, które „nie dotyczyły Alexandra i nie powinien o nich myśleć”. Bardzo tajemniczo. Oczywiście Alexander nie próbował dopytywać się o detale – cenił sobie swoją twarz, pomijając sam fakt, że kiedykolwiek zmusił Charlesa by ten użył przemocy, jego twórca strasznie się tym później przejmował. Oczywiście nie przepraszał go („nie mam za co, sam sobie na to zasłużyłeś”) ale martwił się, iż skalał swoje dzieło. Nigdy nie spowodował trwałych uszkodzeń ale i tak za każdym razem się przez to stresował. Chłopak już dawno temu przestał być o to zgorzkniały – takie po prostu było jego życie.

Koniec końców, Alexander zmuszony był przebywać w ich domu z pianinem i skrzypcami jako jedynymi towarzyszami. Starał się na nich skupić ale ileż razy można grać aż padnie się z nudy? Próbował zająć się czymkolwiek innym – ćwiczył wyrazy twarzy i uśmiechy przed lustrem, naśladował głosy niektórych gości, których zapamiętał i odgrywał scenki w salonie. Nie ważne co wymyślił, wszystko nudziło się po jakimś czasie.

Rozmyślał, co takiego mogłoby go zabawić podczas oczekiwania na powrót Charlesa. Nie żeby życie było lepsze, gdy jego twórca był w pobliżu – po prostu więcej się działo. Oczywiście wciąż traktował go jak najlepszą i najdroższą zabawkę w jego kolekcji, jedyne co się zmieniło, to jego podejście do dotykania go. Na początku bał się, że przez zbyt wylewne okazywanie swojej adoracji Alexander mógłby uciec (tak bardzo chciał to zrobić) ale z czasem stał się coraz bardziej pewny siebie. Chłopak nie pozwolił sobie jednak na użalanie się nad sobą – okazja na to minęła wiele lat temu.

Aby odpędzić negatywne myśli, zdecydował się (znów) przejść po domu. Nie wiedział jednak, co go naszło, kiedy stanął tuż pod drzwiami pokoju Charlesa. Spędził tam wiele, wiele nocy ale mężczyzna i tak nie pozwalał mu wchodzić tam bez nadzoru. A czemu właściwie? Nigdy mu przecież nie wyjaśnił dlaczego. Pewnie i tak dzisiaj nie wróci do domu. Czy naprawdę byłoby tak źle, gdyby tam zajrzał?

Nie wiedział, czego się spodziewał, gdy otworzył drzwi. Że eksplodują? Wyskoczy z nich potwór? Jedyne co zrobiły to lekko skrzypnęły (a jeśli spowodowało to, że Alexander lekko podskoczył… Nikt tego nie widział). Decydując, że musi zasycić swoją ciekawość, przekroczył próg i zaczął się rozglądać.

Przez dłuższą chwilę nie znalazł nic ciekawego – nie za bardzo nawet wiedział czego szuka. Miał zamiar się poddać i wrócić do salonu, gdy zauważył coś wystającego spod łóżka. W końcu coś tajemniczego! Bez wahania schylił się i wyciągnął mały elegancko ozdobiony kuferek. Wyglądał na dość stary ale z łatwością można było stwierdzić, iż było to coś drogie Charlesowi. Ciekawość zwyciężyła nad instynktem samozachowawczym i chwilę później zawartość kuferka została rozsypana po łóżku.

Trudno było zarejestrować, co dokładnie tam się znajdowało. Alexander musiał mrugnąć parę razy, by upewnić się, że jego oczy nie płatają mu figli. Pierwsze co zauważył to… swój portret? Podniósł mały obrazek, na którym bez wątpienie się znajdował. Jedyną różnicą był ubiór, wyraz twarz oraz data oznajmiająca, kiedy zostało to namalowane. Właśnie ta data zbiła go z tropu. Z pewnością było to namalowane zanim został stworzony. Szybki rzut oka potwierdził, że w kufrze znajdowało się wiele kopii tego obrazu – dużo z nich było zgniecionych bądź miało pozaginane rogi. Na wszystkich widniała jednak ta sama data. Jak było to możliwe?

Przeglądając resztę dokumentów, Alexander stawał się coraz bardziej wystraszony. Nie zajęło mu długo, by wyciągnąć wnioski z tych bazgrań szaleńca – po prostu nie chciał ich zaakceptować. Domyślał się, że Charles nie był… dobrą osobą. Ale ta obsesja na punkcie tego mężczyzny z portretu? Wnioskując z tych kawałków informacji, wyglądało na to, że Charles go prześladował a później mężczyzna ten zwykle zniknął. Co się z nim stało? Czemu Charles musiał go…

Przerażenie Alexandra zostało przerwane odgłosem otwierających się głównych drzwi. Spakował zawartości kuferka najszybciej jak mógł i wyruszył w stronę salonu, tym razem nie ignorując poczucia bezradności i zamętu w swojej głowie.

Jaki był sens jego istnienia, jeśli został stworzony tylko by zaspokoić tą chorą fantazję? Dlaczego musiał utknąć z tym potworem? Czemu, czemu, czemu.

~***~
Pół roku temu
Alexander często nie wierzył w to co widział – łatwiej było udawać, że coś się nie stało niż próbować zrozumieć i zaakceptować prawdę. Większość czasu udawało mu się zignorować fakty i uprzyjemniać sobie w ten sposób życie. W tym momencie jednak wątpił, czy byłoby to możliwe. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić bądź jak zareagować. Mógł tylko siedzieć na podłodze, patrząc w oszołomieniu na swoje ręce pokryte krwią. Tak, słyszał szepty o jakichś konfliktach na swoich występach – Charles jednak nigdy nie pozwolił mu brać udziału w dyskusjach na jej temat. Był w stanie się domyślić, że Charles był powiązany z czymś niebezpiecznym – wcześniej po prostu to ignorował.

Trudno jednak było zignorować konsekwencje jego działań. Charles już nic więcej nie powie. Już go więcej nie dotknie. Te fakty wydawały się w tym momencie nieprawdopodobne. Skąd Alexander miał wiedzieć jak bardzo jego twórca był w to wszystko zaplątany? Może gdyby był tego świadomy, byłby w stanie go obronić.

Czy byłby w tym jakiś sens?

Przyglądał się swoim dłoniom z niemal badawczą ciekawością. Używał sztucznej krwi podczas przedstawień ale z pewnością nie przygotowało go to na ten widok. Już wcześniej napatrzył się na twarz Charlesa pozbawioną życia i wykrzywioną w ostatnim grymasie. Na sztylet wystający z jego piersi. Nie wiedział co ma teraz ze sobą zrobić.

Był taki, taki szczęśliwy.

Zaczął się śmiać.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group