To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Okręt Widmo w Butelce - Górny pokład

Wena - 10 Październik 2017, 19:30
Temat postu: Górny pokład
Ktoś w dawnych czasach, gdy jeszcze żył, powiedział, że państwo nim upadnie musi się najpierw wzmocnić. I choć zdanie to pozbawione jest sensu, to nieco tylko zmienione w kontekście Weny i Parvatti nabiera nowego światła. Jak bowiem wejść na okręt - nawet ten rozbity - jeżeli nie znaleźć się najpierw na nim, na jego górnym pokładzie z masztami... no i kilkoma trupami dawnej załogi bądź rabusiów.
Małgosia wspiąwszy się po drabinie z początku zaniemówiła. Szczęście, że zdążyła najpierw wykonać trzy kroki, przez co Baśniopisarka nie musi wisieć na drabinie. Wróćmy jednak do Zjawy, którą zawsze fascynowało piękno motywu przemijania.
Największe wrażenie robił złamany maszt, leżący na niemal całej długości górnego pokładu i skrywający za strzępkami żagli drugą część okrętu. Tak jakby był jakąś kurtyną, za którą czeka przedstawienia. Fakt jednak, że trzeba było uważać, by noga nie zapadła się w dziurę powstałą przez tyle lat i podczas jakiejś wielkiej bitwy. W końcu przy burtach wciąż można było dostrzec armaty. Niektóre nawet wyglądały tak jakby mogły zostać natychmiast użyte do odparcia ataku Starego Jasia. Jednak większość, a na pewno już najbliższe działo, dopasowało się do okoliczności.
Gdy Parvatti znalazła się już na górze, a Wena otrząsnęła się z krótkiej chwili zadumy, piratka postanowiła działać natychmiast. Jednym skokiem wskoczyła na leżącą na pokładzie lufę, co by stać trochę wyżej i zaczęła rozglądać się uważnie. W końcu była teraz na terenie wroga. Na terenie zmarłych, a z tymi nie można bezmyślnie zadzierać!
Szukałą uważnie, wypatrując jakiegokolwiek przebrania dla kobiety i pierwsze co dostrzegła to szkielet leżący o trzy stanowiska artyleryjskie dalej. Przy dziura powstałej zapewne wtedy, gdy jakaś kula pozbawiła armatę podstawy, a ta runęła z kawałkiem pokładu w Otchłań. Szkielet wyglądał jednak całkiem przyzwoicie, a ubrania nie były przesadnie podarte... przede wszystkim wciąż były w jednym kawałku, w przeciwieństwie do marynarza, którzy został przygnieciony do pokładu przez masz.
- Tam! Tam! Patrz! Mamy dla Ciebie odpowiedni strój! - Powiedziała wesoło i niemal spadłą z armaty, w ostatniej chwili z niemałym trudem złapała równowagę i żeby nie ryzykować zeskoczyła z resztek działa. I już miała ruszyć w stronę zmarłego, lecz zatrzymała się nagle. Obróciła się w stronę swojego kompana energicznie i oparła dłoń na rękojeści swojej broni.
- Weźmiesz sama ubrania? Muszę coś zrobić. - Powiedziała może trochę tajemniczo, może z nieco złowieszczym uśmiechem.
Oczywiście przy okazji sprawdziła, czy na pewno nie zgubił się harpun. Wena nie będąc zawodowym kanonierem nie wiedziała jak używać armaty. Poza tym Stary Jaś nie mógł napaść na okręt w butelce. Taki bez butelki? Już owszem! Jego potężne macki nie miały problemy z rozerwaniem go na strzępy pomimo niezmiernej irytacji załogi i ich głośnych protestów. Wtedy tylko porządny harpun może ochronić przed końcem w paszczy stwora! I na pewno gdy Stary Jaś zaatakuje to znajdzie się ktoś kto Wenie go naostrzy. Wtedy zobaczą nikczemnicy, że to mała Małgosia i jej harpunek ich ocaliły!

Parvatti - 30 Październik 2017, 19:08

Wchodząc na okręt spokojnie się po nim rozejrzała i uważając na swe własne kroki, by jej noga nie utknęła w jednej z zbutwiałych desek postanowiła ruszyć za Weną, widziała jej zafascynowanie wrakiem. Jednak niezmiernie ją to zadziwiało, jak można fascynować się resztkami drewna i kości, już ciekawsze są niektóre katakumby w posiadłościach szlacheckich.
Paro rozglądając się, oparta lekko na harpunie odczuła lekkie znużenie na tym, zbyt cichym pokładzie statku. Co prawda lobowała się w ciszy, jednak nikt nie tolerował jej nadmiaru. Nawet buddyjscy mnisi mamrotali mantry, czym rozpraszali nieznośną ciszę.
Tak więc głos dziewczynki, był błogosławieństwem w tej chwili. Paro w odruchu podniosła oczy w górę i z lekkim uśmiechem jej dłoń również podniosła się wyżej gestem delikatnie dotykając czoła. Białowłosa ruszyła w kierunku dziewczynki ostrożnie dzierżąc broń. Zauważyła szkielet, a na nim szerokie spodnie, proste i jednobarwne, ciemne. Do tego coś, co przypominało pewnie kiedyś luźną koszulę jednym zerwanym rękawem w błękitno-białe, pionowe pasy. Już chciała się przybliżyć by zbadać zjawisko, kiedy dziecko się odezwało po raz zaledwie drugi w tej ciągnącej się wiecznie chwili na widmowym statku. Słysząc jej stanowcze oświadczenie, wyciągnęła w jej stronię tępą broń.
-Zatem, przejmij ode mnie harpun, byś mogła się obronić, jeśli natrafisz na jakąś przeszkodę. Ja to na ciebie poczekam i się przebiorę w ten czas.
Nie miała zamiaru powstrzymywać dziewczynki, przecież najgorsze co może je spotkać to tylko inni ludzie, żadne stwory ani mary nocne. Chociaż kto wie przecież żyją w krainie, gdzie wszystko może się zdarzyć. Paro czekają na decyzję dziecka podała młodej broń, jeśli ta zgodziła się na jej pomysł, to ruszyła przed siebie w stronę trupa. Zbliżając się, zauważyła parę ozdób, typowych dla pirata, czyli złoty ząb, szeroki, skórzany pas, a może jak się je poszczęści to będzie przy nim stara szabla. Do tego jakaś spinka, lub fikuśny złoty kolczyk. Tak więc odmawiając krótką modlitwę, by wybaczono jej niezbezczeszczenie zwłok przebrała się w strój. Za duża odzież sprawiała, ze Paro wyglądała jak w przebraniu starszego brata. Zaplotła warkocz i zawiązała sobie na głowę znalezioną pod zwłokami czerwoną chustę, by bardziej upodobnić się do pirata. Aż chce się rzec Arrr.
Tak więc oto hindus przemienił się w zdobywce mórz zostawiając przy sobie jednak całą swą biżuterię.

Wena - 12 Listopad 2017, 18:52

- Yhm! - Przytaknęła z kiwnięciem głową Wena odbierając swój troszeczkę nieostry harpun. Zjawa oparła go o ziemię, a następnie sama oparła o niego głowę, odginając nieco przy tym rondo kapelusza. Gdyby nie drobny szczegół, można by nawet uznać, że stojąca plecami do Parvatti Wena jest strażnikiem, pilnującym żeby żadne zombie, czy insze nieumarłe istnienie nie zakłóciło jej przebierania. Tyle że wyglądała raczej na małą dziewczynkę, która opiera się o jakąś przydrożną latarnię, czy znak... który sama podtrzymuje!
Nic nie zapowiadało jednak tego, że już za chwilę miało stać się coś nieoczekiwanego. Stało się jednak, gdy oczy zjawy zamknęły się na krótką chwilę i wtedy harpun osunął się ze stabilnego podłożą ciągnąć dziewczynkę za sobą. Wena co prawda w porę zdała sobie sprawę z tego co się dzieje, lecz nie była już w stanie przeciwdziałać spotkaniu z starymi deskami okrętowego pokładu. Lecąc jednak zdołała nieznacznie się obrócić tak, że wylądowała na plecach. Pół metra dalej wylądował kapelusz, a oczka niezdary zatrzymały się na stojącej tuż obok Baśniopisarce.
A może przed kulą armatnią, która pojawiła się na kilka centymetrów przed twarzą kobiety i z głośnym trzaskiem spadła na ziemię, dziurawiąc stary pokład. Przed Baśniopisarką powstała więc wielka dziura, przez którą można było zajrzeć do wnętrzności statku. Być może tam gdzie kryły się złe moce, które były odpowiedzialne za próbę zastraszenia kobiety za pomocą lewitujących kul armatnich. Kto wie czy gdzieś tam w czeluściach masztowca nie spoczywało przedwieczne zło!

Parvatti - 15 Listopad 2017, 23:32

Ubrana widziała jak dziewczynka upada na ziemię, chciała do niej podskoczyć by ruszyć na pomoc, jednak zobaczyła przed swą twarzą czarną kulę. Pocisk artylerii zaskoczył kobietę i zmusił do postawiania kroku w tył. Paro szybko, sprawdziła, czy nie jest to sztuczka, polegająca na umieszczeniu cienkiej żyłki nad kulą.
Przeciągnęła ręką nad zjawiskiem jednak nic nie znalazła. Tylko jej niespodzianka postanowiła nie lewitować tak całą wieczność, niczym odłamek niczego. Fragment czegoś, co nie ma możliwości istnienia w naszym zwyczajnym, ludzkim świecie.
Niestety kula postanowiła poddać się prawą grawitacji i spaść na ziemię roztrzaskując deski pokładu między, bosymi stopami tancerki. Paro z niepewnością spojrzała pod pokład, musiał być tam magazyn, ponieważ w półmroku, gdzie przebijały promienia lodowego światła przez dziury górnego pokładu widać było sterty broni, jakiś beczek, prawdopodobnie kiedyś z rumem i jedzeniem, możliwe, że w śród nich znajdą coś pożytecznego niż stary harpun, a kto wie, czy w tych skrzyniach nie będzie również skarbów ze złota i srebra.
Parvatti podeszła do swej towarzyszki.
-Nic ci nie jest?
Paro zmartwiła się o dziewczynkę, jednak jeśli tej się nic nie stało, co było pewne, w końcu była młodym piratem nic się jej nie mogło stać na statku. Paro postanowiła przedstawić towarzyszce plan, aby zejść na niższy pokład i go dokładnie przeszukać o ile nie przerwą im latające po pokładzie jakąś dziwną siłą kule, czy inne niebezpieczne rzeczy. Istniała też możliwość, że nie są tutaj same i jakiś żartowniś słysząc ich rozmowę postanowił sobie pożartować w dość mało bezpieczny sposób.

Wena - 20 Listopad 2017, 23:43

Można by rzec "ideał sięgnął bruku", gdyby uwzględnić tylko kilka niewielkich zmian. Po pierwsze Wena, choć kulka, nie powinna być nazywana ideałem. Nawet nie dlatego, że nie jest bezmiernie wspaniała, lecz po prostu jej imię brzmi zupełnie inaczej. Nikt wszak nie lubi być przezywany! Nawet od ideałów. Po drugie nie mamy tu do czynienia z brukiem. Bruk jest kamienny, a tu? Drewno samo! Nie był więc to bruk. - Takie były myśli Zjawy, która leżąc bez swego wiernego kapelusza wpatrzona była w otchłań rozpostartą ponad nimi.
Jej refleksje przerwały jednak słowa, słowa, słowa. Cóż by dała maleńka kuleczka gdyby nie te słowa, co spokój zagłuszają? I o ile więcej, by myśli te, nikczemne, porzucić?
Przekręciła głowę w stronę Parvatti i spojrzała na nią wyraźnie rozbawiona. Wskazywały na to nie tylko wesołe oczy, lecz także wymalowany na twarzy uśmiech.
- Kapitan padł! Straciliśmy kapitana! - Wykrzyczała nieoczekiwanie po czym powoli podniosła się z ziemi. Nie przestając nawet na krótką chwilę się śmiać. Zgarnęła także kapelusz z ziemi. Gdy już stała spojrzała na Baśniopisarkę.
- Bosmanie WCALEŻEZNAMTWOJEIMIĘINIEZAPOMNIAŁAMSPYTAĆ, przejmujesz dowództwo nad okrętem! - Powiedziała to głośno, wyraźnie i przez cały czas w rozbawieniu. Tylko jeden mały fragment wypowiedziała w sposób niemalże niezrozumiały i nieco głośniejszy, zdając sobie sprawę, że nie ma pojęcia jak stojąca przed nią osoba ma na imię. Na koniec zasalutowała jeszcze, co w połączeniu z nieustannym chwianiem się od jednej do drugiej nogi zaowocowało tym, że prawie raz jeszcze sięgnęła desek. W słowie sięgnęła Wena nie dopatrzyła się nieprawidłowości.
I jakby nie dając nawet możliwości odmowy kucnęła i podniosła z ziemi swój harpun. W tej krótkiej chwili wyobrażała sobie, że jest w trakcie bitwy morskiej. Bitwy morskiej z czasów napoleońskich. W zasadzie to bitwy lądowej, tylko rozgrywającej się na statku. Wielkim statku. Wena była tym, który podniósł sztandar po zmarłym koledze i dała tym samym morale dla swoich towarzyszy broni.
- Czas odszukać skarb! - Zakrzyknęła jeszcze i nagle zatrzymała się, po ledwie trzech krokach jak zamurowana. I to bynajmniej nie dlatego, że zdała sobie sprawę z obecności drugiego aktora w tym przedstawieniu.
- Em... Wiesz gdzie teraz? Gdzie się szuka skarbów?
Wena nie wiedziała.

<ZT>



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group