To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Galaxy Sky

Yako - 5 Czerwiec 2017, 22:45

Pokręcił głową, słysząc tłumaczenie się Gopnika. Nic na to jednak nie powiedział. Usiadł ciężko na ławce i czekał na rudzielca. Wywrócił oczami widząc jak Rusek kuca przy ławce. Miał tylko nadzieję, że po internecie nie bedą krążyć jakieś dziwne plotki na ich temat. Nie zdziwiłby się jakby już znalazł jakieś ich wspólne zdjęcia.
Jego rozważania na szczęście przerwało przybycie Cienia. Kiwnął mu głową na powitanie i słuchał jak ochrzania Kapeluta. - Zostaw go już. Tego go i tak nie oduczysz, widać lubi jak kłopoty do niego przychodzą - westchnął ciężko. Słysząc dalsze pytanie Gawaina spojrzał na sklep za nim. Ten sam do którego wcześniej chciał wejść - Zaraz pójdziemy coś zjeść, ale jeśli mogę was prosić to poczekajcie chwilę. Chciałem się wybrać do jednego, no dwóch sklepów, które tu są, ale kilka osób mi to uniemożliwiło - powiedział spokojnie i jeśli mężczyźni nie mieli nic przeciwko, to udał się do wybranych sklepów. Tam udało mu się na szczęście dość szybko znaleźć to czego szukał. Znalazł dwa sportowe komplety(1 i 2), w którym powinno być Lani wygodnie. Na wystawie sklepu obok, zauważył jeszcze jeden zestaw, który mu się spodobał. Kto wie, może przypadnie do gustu również tej dzikusce? Gdy miał już wszystko wrócił do mężczyzn.
- No to możemy iść poszukać czegoś do jedzenia, a Ty tam znajdź co potrzebujesz jeszcze - powiedział spokojnie. Słysząc komplement rudzielca, zaśmiał się krótko pod nosem - a ty w końcu wyglądasz jak człowiek, a nie pół orangutaniej dupy zza krzaka - powiedział wrednie i ruszył kulejąc na wyższe piętra, gdzie znajdowały się różne restauracje.
- Pójdziemy do restauracji, w której myślę, że dostaniesz to co chcesz. Muszę gdzieś usiąść, gdzie nie wejdzie żadna grupka osób tylko po to, żeby porobić sobie ze mną zdjęcia. A jeśli chodzi o kebaba, to mają tu nawet całkiem niezłe rzeczy, jednak lepiej, żebyś zjadł jakiś porządny obiad, w szczególności, że nie miałeś w żołądku chyba nic gdy wychodziliście na zakupy. Ale jeśli będziesz jeszcze głodny to potem weźmiemy kebaba na wynos, ok? - zapytał, prowadząc go pewnie w sobie tylko znanym kierunku.
Galeria ta nie tylko należała do większych ale też bogatszych centów handlowych. Znajdowała się tutaj też vipowska restauracja, która wymaga rejestracji. No chyba, że ma się znajomości i nie ma szans, żeby tam wejść bez tego. Urocza szatynka, przywitała ich i rozpoznając aktora od razu chciała poprowadzić go do jego stolika. Ten jednak poinformował, że jest ze znajomymi i jeden z nich za chwilę tu dojdzie tylko chciał coś jeszcze załatwić. Opisał go, żeby pannica wiedziała, kogo ma wpuścić po czym dał się poprowadzić do loży, w której na pewno zjedzą obiad. Demon poprosił o dwie karty, w tym jedną w języku rosyjskim. Rozsiadł się wygodnie, spoglądając na swojego towarzysza, majac nadzieję, ze przynajmniej tu będzie umiał się zachować i nie będzie prezentował tu swojego przykucu. Tutaj po prostu nie wypadało.
Gdy przynieśli karty, podziękował uprzejmie i przejrzał kartę. Wybrał sałatkę. Nie miał jakoś ochoty na jedzenie, ale musiał coś zamówić. Gopnikowi podał kartę w jego języku, by ten sobie sam wybrał. Nie chciało mu się wszystkiego tłumaczyć, dlatego pozwolił brunetowi złożyć zamówienie samodzielne. Yako zamówił też do tego sok i czekał cierpliwie na swoje zamówienie, które zostało przyniesione naprawdę szybko.
- Widzę, że znalazłeś w końcu ubranie, które Ci pasuje no i nie wyglądasz jakbyś urwał się z jakiejś dresiarskiej imprezy, ale zanim doszedłeś do domu, zaliczyłeś dwadzieścia innych melanży - zaśmiał się. Popijał swój sok i bez większego zainteresowania dzióbał swoją sałatkę. Zyczył oczywiście Gopnikowi smacznego.
Jeśli rusek miał jakies pytania, to Lusian cierpliwie na nie odpowiadał. Cały czas jednak nadal myślał nad tym jak ukarać Kapeluta za zniszczenie mu samochodu. Może i był to największy grat w jego garażu ale i tak sporo się wykosztował na naprawę, która wczesniej w ogóle nie była potrzebna.
Gdy zobaczył, że dzwonił do niego Gaw. Szybko podał mu instrukcje gdzie są. Powiedział też by ten przedstawił się przy wejściu swoim imieniem i nazwiskiem i że Lusian na niego czeka. Nie powinien wtedy mieć większych problemów, żeby tam wejść.
Poprosił też kelnerkę, by ta przygotowała mocną czarną kawę, dla jego towarzysza i gdy Gawain do nich już dołączył, to na pewno od razu dostał swoją upragnioną kawę.

Gawain Keer - 6 Czerwiec 2017, 00:00

Rusek potrafił zajść za skórę. Nie wykazał się nawet odrobiną zrozumienia i odpowiedzialności. Pomieszało. I to mocno. Ten zapijaczony czerep zdawał się niczym nie przejmować, a Gawain poprzysiągł sobie, że nie da się drugi raz wkręcić w takie akcje. Skoro Kapelusznik nie był skłonny do refleksji, to trudno, rudzielec będzie jego przyzwoitką, aż mu to zbrzydnie.
Nie miał zamiaru go dłużej strofować, zresztą męczyło to lisa. Rozchmurzył się dopiero, gdy Gopnik wspomniał o zbożach. - To było wczoraj. Chyba, że już ci tęskno do widoków zamkniętych w butelce - pokręcił głową. Poeta się znalazł! Choć o Rosjanach właśnie tak się mówiło. Że każdy z nich potrafi wykrzesać z siebie iskrę, którą obdarzeni byli twórcy i myśliciele. Cień starał się jednak nie analizować zachowania swojego dresowego kumpla. To źle robiło mu na mózg, bo ten Gopnikowy był wystarczająco nierówny. Uroki przebywania w towarzystwie osoby trzymającej swój dobytek w nakryciu głowy. Kurna, jak ślimaki...
- Nie ma sprawy. Tym razem nigdzie się nie wybieramy - gdyby mógł to puściłby do niego oczko, ale w okularach przeciwsłonecznych nie miało to większego sensu. Jeśli Gopnik się gdzieś wybierał, to Gawain opierniczył go i przytrzymał. Jeśli zaś nie było takiej potrzeby, rozsiadł się na ławce i znów zaczął bawić się telefonem. Chciał jak najszybciej poznać wszystkie funkcje tej zabawki. Odpalił jakąś grę. Przejeżdżało się palcem i ciach! Owoc zostawał rozpoławiany! Jeśli Gopnik zaglądał mu przez ramię, to nic sobie z tego nie robił, tylko zapytał czy też chce sobie trochę popykać.
Ani się obejrzał, a Yako już był z powrotem. Wrócił z dwoma reklamówkami. Gawaina trochę interesowała ich zawartość, ale i tak pewnie będą chwalili się łupami w domu. Wstał z ławki i schował smartfona.
- Dzięki, bratan! - zwrócił się do Ruska, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Potrzebował swojej codziennej dawki kofeiny. Bez tego robił się drażliwszy niż zwykle. Nieco podniesiony na duchu obietnicą ciepłego, magicznego napoju ruszył na zakupy.

Lusian oddzwonił do niego prawie natychmiast. Keer słuchając instrukcji szedł do restauracji. Poinformował, że będzie za minutkę i zakończył połączenie. Już zbliżając się do wejścia zauważył, że pracownica lokalu przygląda mu się jakby czekała właśnie na niego. Podszedł do niej i niechętnie się przedstawił, po czym został poprowadzony do loży. Kobieta zabrała jego reklamówki do przechowalni. Przecież nie będzie spędzał czasu w takim miejscu zawalony zakupami jak jakiś juczny muł. Ledwo usiadł, a już przyniesiono mu kawę. Podziękował błyskając szerokim uśmiechem i rozpłaszczył się na kanapie.
Pożyczył mężczyznom smacznego i od razu zanurzył usta w cieczy prawie się przy tym parząc. Kawa była wyśmienita, lekko kwaśnawa i cierpka. - Tego mi było trzeba - szepnął do siebie - Dziękuję - mruknął jeszcze. Zaczął przeglądać kartę. Masakra! Ile ludzie muszą płacić za dobre jedzenie! On nie musiał wydawać na sny ani pensa, ani złocisza! Choć patrząc na tę restaurację, to tutaj płaciło się za atmosferę, spokój i elegancję. - Kupiłem te albumy dla twojego nowego pupila - spojrzał na Lusiana znad okularów - Czego konkretnie chcesz ją uczyć? - zapytał opierając łokcie na blacie. Nic jeszcze nie wiedział o dzikim Dachowcu poza tym, że poważnie podrapała demona i była dość nieokrzesana.

Gopnik - 6 Czerwiec 2017, 20:19

- Ja nie lubię kłopotów... Same się mnie czepiają, zawsze tak było, jest i chyba będzie. Ale doobrze, przyzwyczaiłem się. - skomentował Lisa. Na wieści o jedzeniu zaburczało mu w brzuchu. W zasadzie śniadanie zjadł liche i to bardzo, a to, co połknął, potem zwymiotował, zatem żadne śniadanie. Mógłby pożreć całego konia z kopytami i jeszcze poprosić o dokładkę. - To nie zdążyłeś zauważyć, że mi ciągle mało? Ha ha! - zażartował na słowa Gawa. - Nie no, dziś odpuszczam chlanie. Tak jak doktor Bane przykazał. - dodał po chwili, ze swoim charakterystycznym, ruskim akcentem, który szczególnie mocno było słychać przy tytule i imieniu lekarza. Potem potwierdził słowa Gawaina, nie miał zamiaru znowu się szukać po budynku.
- Gawain... Długo się znasz z Luckiem? Jak w ogóle się poznaliście, opowiesz? - spytał kompana. Chciał zabić czas rozmową, choć kompan robił coś z telefonem. Co prawda zakupy bruneta to zapewne tylko chwila, ale po co siedzieć w ciszy jak nieznajomi?
Po chwili zaciekawiła go jednak ta dziwna zabawa Rudzielca.
- A mogę? To pokaż pokaż pokażpokażpokaż! - zasypał kolegę błaganiem o telefon. Po chwili wziął go do ręki. Dziwne, prawie nie miał klawiszy. Na ekranie latały owoce. Postanowił naśladować Keera i przesunąć palcem po ekranie. Ciach - owoce się przepołowiły. Jak? Ale fajne. Czyli w jakiś sposób ekran wyłapywał palce mężczyzny. Ale fajowe. A jak się zrobi pętęlkę? I ciach! Kolejnych kilka owoców, które akurat wpadły pod palce Michaiła zostały przecięte. A ciekawe, czy da się tak z dwoma palcami naraz? I ta próba przeszła pomyślnie test technologi Ruska. No, no, technika się rozwinęła. Gdy Michaił ostanio miał telefon, to miał mały ekranik i duże klawisze. Ciężko się na tym oglądało filmiki z Luci. Gdyby wtedy miał taki sprzęt...
- Ale fajna sprawa, ten telefon. Ciekawe, czy ma jeszcze jakieś gierki. Może jakiś wężyk albo coś? A, i nie ma sprawy z tą kawą. - mówił do rudego, podekscytowany zabawką. W końcu oddał ją wreszcie właścicielowi, przynajmniej temu tymczasowemu. Rychło w czas, bo w oddali widział już znajomą postać.
- Lucek, dla kogo te zakupy? Jakiś prezent dla Luci? A może masz kogoś na oku, hy hy hy. - spytał z ciekawości wracającego z zakupów. Mawiają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale Kapelusznik zdawał się tego nie zauważać.
- No, no, zostawcie już te pieszczoty między sobą. Kto się czubi, ten się lubi, ha ha! - zaśmiał się i skomentował wymianę uprzejmości między facetami. Byli jak dwóch starych przyjaciół. Gdy ruszyli razem, Gopnik spytał, gdzie zmierzają, na co Lusian mu szybko odpowiedział. - Mi to pasuje, a szczerze mówiąc, wydaje mi się, że i tak ten kebab po obiedzie będzie konieczny. W zasadzie to ostatnio chyba jadłem w nocy. Przynajmniej to, co się wchłonęło. Która w ogóle godzina? - odpowiedział lisowi.
Restauracja, do której zaprowadził go ogoniasty, była jakaś taka dziwna. Ta bogata atmosfera przy wejściu i eleganckie ubrania w środku. Snoby. Takie przynajmniej wrażenie miał Gopnik. No, to będzie trzeba się zachować, tam nie ma samych swoich. Dobrze, że mama wpoiła mu podstawy Sawła wiru... Czy jakoś tak. Przynajmniej wiedział, co jak się je. Wolał jednak dresiarskie obyczaje. Kebab w rękę, do tego piwo w drugą i lecimy. No, ale w końcu był Gopnikiem, sporą część swego życia przeżył zapijając się z kumplami-gopnikami.
Dotarli. Michaił usiadł grzecznie naprzeciwko Lisa. Starał się chociaż stwarzać pozory, że jest kimś więcej, niż tylko entuzjastą sportów i alkoholi. Mieli tutaj kartę w "jego" języku. To miło, naprawdę miło. Widać, że lokal nie należał do biednych. Podziękował lisowatemu po rosyjsku, gdy ten mu podał menu. No, no. Wybór dań mieli spory, jednak raczej próżno było szukać czegoś kojarzącego się z Moskwą. Chyba że kawior, jednak na niego zaś Kapelut nie miał ochoty. Spytał jeszcze Yako, co ten zamawia i przypomniał o kawusi. Zdziwił się, gdy odpowiedzią okazała się tylko sałatka.
Gdy kelner był gotów przyjąć zamówienie, Gopnik spytał się, czy ten rozumie rosyjski. Jeśli ten potwierdził, złożył zamówienie na paellę z ośmiornicą i szparagami, do tego białe, wytrawne wino i ślimaki w sosie maślano-czosnkowym jako dodatek. Niech Lusian widzi, że Gopnik prosty chłop, ale na dobrym jedzeniu i alkoholach też się zna. A co! Gdyby tylko spojrzał na ceny...
- A widzisz, znalazłem. Ale powiem ci, taki tutaj duży wybór, tyle różnych wzorów, kolorów i w ogóle. U nas w Rassiji to szczęście było, jak czarne się trafiły. Były jeszcze białe z czarnymi paskami, ale rzadziej. Pamiętam. A no i granatowo-białe, też klasyka. Te właśnie mi się najbardziej podobały. - mówił po rosyjsku. Dla bezpieczeństwa. Zresztą miał okazję, to czemu nie. Zawsze to lepiej, niż w tym dziwnym angielskim, a agenci MORII mogli zrozumieć coś z Lustrzanego. Wtedy to byłaby kicha.
- Pozwól że spytam. Co najbardziej lubisz w aktorstwie? Bo przecież jakbyś nie lubił, to byś nie zagrał w tylu filmach. Co prawda bardziej kojarzę twoją siostrę, ale ty też przecież jesteś sławny. Ci fani przy wejściu sklepu są tylko dowodem. - spytał, jedząc swój posiłek zgodnie z zasadami kultury. O dziwo. Ktoś, kto widział tylko jego pijackie wybryki, teraz byłby mocno zszokowany. Od czasu do czasu, dla smaku popijał swoje białe wino. Zaproponował też poczęstunek alkoholem Lusianowi. Jedzenie było pyszne, a Michaił nieczęsto miał okazje takie jadać. W międzyczasie Foxsoul wykonał telefon, najprawdopodobniej do Keera. Oznaczało to, że ten za chwilę przyjdzie.
- Nie ma sprawy. - odparł kawoszowi. Dobry humor wrócił do miłośnika kapeluszy, co zresztą było widać. Szczerzył szeroko swoje białe zęby. Gdy tylko usłyszał o pupilu, zaczął zadawać pytania.
- Pupila? Jakiego pupila? Opiekujesz się kimś? Kim jest ona? - był kompletnie nieświadomy, że owe pytania mogą być niezręczne. Dzisiejszy dzień tak go ekscytował, że nie mógł trzymać języka za zębami.

Yako - 6 Czerwiec 2017, 23:41

- Pokażę Ci jak wrócimy do domu, teraz idziemy coś zjeść - powiedział z westchnieniem. Naprawdę chciał już wracać. Ale nie miał sił gotować, więc wolał już przecierpieć te kilka chwil.
Zignorował słowa Gopnika, na temat wymieniania się komplementami z Cieniem. Naprawde nie miał nastroju na żarty. Chciał to już mieć wszystko z głowy.
Na słowa na temat kebaba, że i tak bedzie później potrzebny, przytaknął tylko głową. O ile nie uświni mu tapicerki bo jak będzie musiał wracać do warsztatu, żeby to wyczyścić to chyba na kolację będzie potrawka z Gopnika.
Mile zaskoczyło go to, że Gopnik wiedział co zamówić. Nie musiał mu tłumaczyć co jest czym. Kelner przyjął zamówienia i odszedł od stolika. Po chwili przyniósł tylko napoje. Lusian uprzejmie podziękował i popijał swój sok. Słysząc propozycję Kapeluta pokręcił głową - prowadzę i wolałbym nie mieć już więcej problemów z policją - wyjaśnił krótko, odkładając szklankę z sokiem na stół.
Zaśmiał się słysząc odpowiedź na temat stroju - w Rosji pewnie też byś znalazł tylko musiałbyś wiedzieć gdzie tego szukać. Ta galeria jest naprawdę spora, więc nie ma co się dziwić, ze mają też dość imponujące kolekcje - wzruszył ramionami i zrobił miejsce na stole, gdy przyszły ich zamówienia. Jadł sałatkę, ale niezbyt ochoczo. Robił to tylko po to, żeby nie wyszło na jaw, że nie potrzebuje w ogóle normalnego pokarmu do tego, żeby przeżyć.
Zamyślił się, gdy usłyszał pytanie na temat aktorstwa. Nie wiedział co odpowiedzieć, przecież nie przyzna się, że to dlatego, że tak może jednocześnie dobrze się bawić i zdobywać pożywienie - no wiesz...jest to dość dobrze płatna praca. Razem z Luci próbowaliśmy wielu zawodów, pracowaliśmy w różnych miejscach, ale od dzieciństwa uwielbialiśmy udawać i odgrywać różne sytuacje. Do tego wszyscy mówili nam, że mamy do tego wrodzony talent - wzruszył ramionami i upił trochę soku - zawsze traktowaliśmy to jako zabawę, ale w końcu uznaliśmy, czemu nie zarabiać na tym co się uwielbia robić no i skończyło się na dwóch pokaźnych kolekcjach filmów chyba z każdego gatunku. Luci ma swoją, a ja swoją. Jak chcesz to zawsze możesz coś obejrzeć. W domu są chyba wszystkie jakie z nami nakręcono - zakończył swoją opowieść bo w międzyczasie pojawił się rudzielec oznajmiając, że kupił atlasy dla Lani. Demon westchnął słysząc kolejne pytanie - Przede wszystkim tego, że nie jest już najsilniejsza i nie powinna atakować wszystkiego co się rusza. Na przykład miałem niezapowiedzianego i w ogóle niespodziewanego gościa. Pewna kobieta miała wypadek u mnie pod domem, spadła z drzewa i gdybym jej nie wniósł do domu zamiast pozwolić jej wejść, to Lani by ją chyba zjadła. I prawie to zrobiła gdy rudowłosa Leila wysmarowała mi policzek sosem z pieczeni. A albumy potrzebuję po to, żeby się przekonała, że w naszych stronach wcale nie jest tak źle jak mówi, że ludzie wcale nie niszczą jeszcze tego świata, że są takie zakatki globu, a raczej większa jego część, gdzie nie ma zieleni no i dzięki temu nie będę się musiał nią stale opiekować. Jest spokojniejsza i grzeczniejsza, gdy dostanie nagrodę, a uwielbia czytać o czymś czego nie zna - spróbował jakoś wyjaśnić to w taki sposób, żeby nie wydało się, ze nie pochodzą z tego świata.
Pytania Gopnika jednak nie były już takie proste do odpowiedzenia na nie w takim miejscu. Westchnął więc lekko zirytowany - jedz te ślimaki. Miałem naprawdę ciężki dzień i nie czuję się za dobrze. Jak wrócimy i chwilę się zdrzemnę to obiecuję, że odpowiem Ci na te pytania i pewnie też na inne, które Ci się do tego czasu nasuną. Ewentualnie w drodze do domu postaram się odpowiedzieć. Zgoda? - zapytał spoglądając mu prosto w oczy. Jeśli Gopnik był spostrzegawczy to mógł zobaczyć błysk ostrzeżenia i niemą prośbę by nie zadawał takich pytań w takim miejscu. Co jeśli gdzieś tu siedziała MORIA i ich podsłuchiwała? Nie chciał mieć przez Kapeluta więcej problemów. Ten i tak już bardzo nadwyrężył jego cierpliwość jeśli chodzi o zadawanie za dużej ilości pytań.
Oparł głowę na dłoni i westchnął cicho. Dopiero teraz Gopnik mógł zobaczyć jak bardzo zmęczony był Lusian. Zamknął oczy i wyglądał jakby zaraz miał zasnąć, powstrzymywał się jednak ostatkiem sił. Całe szczęście, że gdy siadał za kółko to od razu się rozbudzał, bo byłoby z nimi kiepsko. Czekał aż Rusek zje swój obiad i gdy to nastąpiło po prostu poprosił o rachunek i czekał cierpliwie, aż kelner mu go przyniesie. Nie przyjmował jednak odmowy gdy chciał zapłacić. To on ich tu zaciągnął i nie miał zamiaru zmuszać swoich gości do płacenia ogromnych rachunków tylko dlatego, że demon chciał odpocząć od gapiów i fanów, którzy pewnie zaczepialiby ich o autografy.
Gdy wszystko było opłacone wziął wszystkie zakupy jakie mieli mężczyźni i poprosił Gawaina aby ten zaszedł jeszcze z Gopnikiem i kupił mu kebaba na wynos, po czym pokierował go gdzie na parkingu będzie na nich czekał.
- Na pewno zorientujesz się, który to samochód, a jak nie to po prostu dzwoń - rzucił na odchodne i udał się do wind, obładowany zakupami. Nie zaglądał jednak co jest w siatkach, to nie była jego sprawa, chciał to tylko sprawnie załadować do samochodu i tam poczekać na pozostałych mężczyzn.

Gawain Keer - 7 Czerwiec 2017, 01:06

Fascynację sprzętem przerwało nagłe pytanie Gopnika. Rudzielec wyraźnie się spiął, ale już dawno miał w głowie przygotowaną odpowiedź. Zresztą była ona zgodna z prawdą. - Zbierałem zioła, a on zajumał mi parę sprzed nosa. Specjalnie na złość. Tak jak tobie twoją chlubę. Cwaniak - odpowiedział spokojnie wspominając akcję na Cukierkowej. Wręcz wcisnął Kapelutowi telefon, bo ręce go aż świerzbiły i prawie skakał w miejscu. Chwila moment, a uruchomi rosyjski program kosmiczny. Patrzył jak ten gra. Nie wpadłby na to, żeby kreślić na ekranie różne wzory lub używać paru palców. Kurde, Gopnik był dobry w te owocki. - Wężyka nie. Tetrisa też. Jest jakaś o cukierkach - wzruszył ramionami. Nie znał się na grach, bo nie należały do jego zainteresowań.
Pytanie rzucone w kierunku Lusiana sprawiło, że jego krew ponownie się zagotowała, ale nic nie mówił. Nadal był zazdrosny o noc z Luci. I ten tekst, że miał kogoś na oku. Gawain oczywiście chciałby być tym jedynym w życiu demona, ale to tylko mrzonka, bo Yako zagłodziłby się na śmierć.
Za to na komentarz o pieszczotach i lubieniu się odpowiedział fakalcem. Uśmiechnął się przy tym drwiąco, ale ledwo zniknął z oczu mężczyznom, od razu zacisnął usta w wąską kreskę i przyspieszył kroku. Wolał nie doprowadzić do kolejnego konfliktu. Lusian rozszarpałby wtedy ich obu.
Czy lubił lisa? Z pewnością, choć nadal czuł się uwiązany przez to, co brunet o nim wiedział. Wystarczy chwila złości i ochoty na zemstę, by wszystko wypaplał. Nawet nie musiał być jego wrogiem, ale ostatnio był agresywny i impulsywny. Lepiej było chuchać na zimne... choć w przypadku tak gorącej głowy kubeł wody zadziałby skuteczniej.
Patrzył jak jedzą. Na ślimaki zrobił dziwną minę, ale nie komentował, bo widocznie Gopnikowi smakowała potrawa z mięczaków w maśle. Przynajmniej te były specjalnie hodowane do celów konsumpcyjnych. Sprawnie posługiwał się przyrządami - szczypczykami do przytrzymywania muszli i wydłużonym widelcem. Widocznie pobierał kiedyś odpowiednie nauki. Gawain był zaskoczony, bo wcześniej brał go za zwykłego chłopa z dzielni. To tylko pokazało Cieniowi, ilu rzeczy jeszcze nie wie o swoim ruskim towarzyszu. Z kolei Lusian bardziej dziobał sałatkę widelcem niż ją jadł. Zapewne miał apetyt na energię, a nie na wciskanie do zaciśniętego żołądka niepotrzebnej materii, ale nie chciał wzbudzać podejrzeń.
Rudzielec siedział i nadstawiał uszu ciekaw jaki jest ten Dachowiec, a im dłużej to robił, tym mocniej zaciskał palce na filiżance. Odstawił ją na stół, bo jeszcze by mu się rozpękła w dłoniach. Więc to tak spędzał czas, gdy on wyruszył do Świata Ludzi chcąc załatwić parę spraw i dowiedzieć się czegoś więcej o swoim żywicielu! Znowu robi ze mnie idiotę. Dobrze, że jego gniewne spojrzenie uwięzło za ciemnymi okularami, bo zdradziłoby go momentalnie. Już w Skrzydłach Nocy Lusian kręcił z jakąś rudowłosą lalą o jastrzębich skrzydłach, a teraz to. Kolejna ruda. Wyobraźnia dopełniała zdawkowy opis ich spotkania. Roześmiani maczają palce w sosie i dziabrają się nim po policzkach, udach i gdzie tam jeszcze zechcą. A potem zlizują wydając z siebie westchnienia i pomruki... a potem.
Dość. Gopnik zaraz skończy jeść i wrócimy do domu. Nie mogę robić sceny tutaj...
Keer rozumiał, że ciężko wytłumaczyć specyficzną dietę Yako, ale czemu dobierał sobie akurat prawie samych rudowłosych kochanków i kochanki? Fetysz? Raczej zwykłe prostactwo i bezczelność. Jeśli takie zachowanie miało wzbudzić zazdrość Cienia, to brawo! Demonowi się powiodło. Jeszcze Ci pokażę na co mnie stać. Nie będziesz wtedy musiał być na łasce żadnej z dam. Ta szydercza myśl wypełniła go całkowicie. Nie da się wygryźć żadnym zdzirom!
- Może zajmie ją to na dłuższą chwilę - podsumował usiłując panować nad głosem, po czym znów wrócił do picia kawy. Od tej chwili nie poświęcał większej uwagi nikomu wokół. Lusian wyglądał na zmęczonego... sam był sobie winien. Trza było ślęczeć w łóżku, a nie biegać po fryzjerach i sklepach. Za swoją kawę zapłacił sam.
Na prośbę Yako oczywiście przytaknął, choć na usta pchały mu się inne słowa. Jasne. Nie ma sprawy, Gawiś się wszystkim zajmie! Odciągnął Gopnika od wind i wskazał mu kierunek palcem. - Kebaby to chyba tam - mruknął i ruszył za Kapelusznikiem. Gdy odstali swoje w kolejce i alkoczarodziej dorwał swoją ukochaną bułę z dodatkami, rudzielec poszedł z nim do wind i zjechał na parking. Przez cały czas nie mówił więcej, niż musiał, a dłonie miał stale wciśnięte w kieszenie.
Chwilę wypatrywał samochodu. Zobaczył jakąś nietypową brykę, ale nie była to ta druga, którą widział w garażu. Za to z pewnością siedział w niej Lusian. - O! Mam! - lekko szarpnął Gopnika za rękaw i wskazując na Teslę. Wsiadł do auta zajmując miejsce obok kierowcy. - Jesteś pewien, że jesteś w stanie prowadzić? - zapytał, lecz bardziej w tej chwili martwił się o siebie. Miał nadzieję, że lis nie będzie piracił. Zapiął pasy okazując gotowość do drogi.

Gopnik - 7 Czerwiec 2017, 21:10

- A on to jest taki Lucek Lepkie Rączki. Zresztą, sam widziałeś, co ten żartowniś mi zwinął. Śmieszek jeden. - powiedział niby złowrogo, lecz uśmiechnął się chwilę po tym.
No, ciekawe te nowe telefony. Ale że nie miały gier, które miały każde komórki? To się nie godzi. Może ktoś akurat z tego wywalił. A gra o cukierkach? Hm, to może być fajne.
- O cukierkach? A włączysz mi? - poprosił, ale nie zdążył już pograć, bo wrócił Lusian.
Gopnik kiwnął głową, dając znać, że rozumie, o co chodzi z zakupami. Rzeczywiście, tutaj nie było trochę sensu.
- A no rozumiem, milicjanci nie są wyrozumiali. Chociaż, dasz stówę i zostawią cię w spokoju. Przynajmniej tak było w Rosji. - kiwnął głową, widząc odmowę Lisa. Co mógł poradzić. W Rassiji by jeszcze się jakoś ugadał, wszak oficjele to i od niego brali lewy alkohol. Takie były czasy. Korupcja wszędzie. Ale tutaj? Nie sądził, by to przeszło, jeszcze by ich zgarnęli. A stamtąd już króciutka droga do MORII.
- No, ja widziałem takie dresiki albo w lumpeksach, albo w cholernie drogich na tamte standardy sklepach. I w tych sklepach rzeczywiście było coś więcej. Tyle, że wiesz, ja tam byłem ładnych parę lat temu, teraz się pewnie sporo pozmieniało. Rzeczywiście, musiało się sporo pozmieniać. Dzisiejsza Rosja chyba już nie była taka sama. A szkoda.
Z nieukrywaną ciekawością czekał na kolejne słowa dotyczące aktorstwa. Sam nigdy nie aktorzył, ale uważał to za ciekawą pracę. Tyle ludzi można spotkać. A bankiety? Tam na pewno leje się sporo alkoholu. Na 95 procent. Jak w spirytusie. Tymbardziej, że Lusianowi na pewno aktorstwo się podobało.
- Z chęcią obejrzę. Zresztą, z Gawainem już trochę filmów sprawdziliśmy, ale chyba tylko z Luci. Muszę jeszcze obejrzeć jakąś produkcję z Tobą, polecisz coś? Coś, co jest bliskie twojemu sercu? - zagaił rozmowę, chociaż pogawędkę przerwał im Cień. Potem jednak była kolejna ciekawa opowieść. O towarzysce Lisowatego. Więc oprócz niej był ktoś jeszcze w domu. Ciekawe, gdzie dokładnie mieszkał. Może złoży Ogoniastemu wizytę kiedyś? Albo nie, bo ta cała Lani go pożre. Nie wiadomo, ile ona jeszcze tam posiedzi. Swoją drogą to Lucjan jest dość szczodry. Najpierw pomógł Gawainowi, któremu spłonął dom (oczywiście Gopnik nie mógł znać prawdziwego powodu pożaru), a potem przyjął pod dach tę dzikuskę, by na koniec pomóc tej rudej. Może i czasem nerwowy, ale złoty człowiek. Czy tam Dachowiec. Albo Senna Zjawa. Istota, o!
Między słuchaniem, Kapelusznik pochłaniał dość szybko swoje porcje jedzenia. Martwił się jednak o bruneta. Nie wyglądał najlepiej. Na dodatek nie jadł swojej sałatki, jedynie pił sok. No, ale przecież Michaił nie był jego niańką, to dorosły facet, pewnie starszy od Ruska, da sobie radę.
Skarcony przez Lucka, skinął głową, wyrażając jednocześnie nadzieję na spełnienie obietnicy i zabrał się za pałaszowanie ślimaków. Smakowały... Jak ślimaki. Były jednak dobre, nawet bardzo. Widać było, że kucharz tutaj zna się w swoim fachu. Ciągle jednak Ruskowi było mało. Wizyta w kebabie była obowiązkowa.
Chwilę potem jednak Gopnik zobaczył, w jak naprawdę złym stanie był Lusian. Niemal zasypiał na siedząco, prawie w środku rozmowy. - Lucjan, trzymasz się? Niedługo wracamy. - spytał kontrolnie, starając się wspomóc Uszatego na duchu. Potem pozwolił potulnie Lisowi zapłacić. Zresztą, sam nie miał pieniędzy.
Ruszył z Gawainem w stronę ukochanego kebaba. Szybko zlokalizowali bar, gdzie Gopnik zamówił dużego kebaba w bułce z najostrzejszym sosem jaki był. To nie mogło się skończyć dobrze. Jak to mawiają, niebo w gębie, piekło w dupie. - Spasiba, Brat! - podziękował za zakup. Kebab był przepyszny, a turek nie żałował ostrego. Pięknie piekło w mordzie. Prawie jak spirytus.
Gdy wyszli, w miarę szybko zlokalizowali wyglądający na luksusowy samochód z grafiką srebrnych lisów. A raczej Gawain zlokalizował, by chwilę potem zwrócić na wóz uwagę Ruska. No, Lucek lubi oznaczać swój teren. Rzeczywiście ma co nieco z lisa. Tylko co to było za auto... Może Wołga?
- No, no, Lucek, świetna fura. Aktorstwo popłaca. - rzekł z uznaniem, ponownie witając Lisa.

Yako - 7 Czerwiec 2017, 22:44

Lusian westchnął zrezygnowany słysząc kolejne pytanie Kapelusznika. Rozmyślał chwilę nad odpowiedzią, ale na szczęście wyratował go z opresji Gawain, tym, że w ogóle się pojawił. Yako westchnął z ulgą, widząc rudzielca.
Zwrócił uwagę na dziwne zachowanie Keera oraz to, że jego energia jakoś dziwnie drżała, jednak nie umiał określić o co dokładnie chodzi. Nie potrafił się po prostu nad tym skupić.
- Też mam taką nadzieję. Słownikiem japońskim była tak zafascynowana, że gdy ćwiczyłem to słyszałem ja się uczy z niego. Ciekawe czy jak wrócę będzie coś umiała mi powiedzieć logicznego, czy raczej będą to słówka, rzucane całkowicie bez sensu - zamyślił się na moment. Naprawdę ciekawiło go, czy Lani tylko bezmyślnie powtarzała to co tam wyczytała, czy jednak faktycznie się czegoś uczyła. Nie mógł się doczekać, żeby to sprawdzić, ale z drugiej strony wiedząc, że musi dojść do siebie. W takim stanie to w ogóle nie da razy zapanować nad pumą, tym bardziej jeśli przybierze swoją kocią formę.
Na pytanie Gopnika, tylko przytaknął głową. Jakoś się trzymał, ale jak długo tak pociągnie to nie miał najmniejszego pojęcia. Pomasował nasadę nosa i sapnął głośno.
Nie opierał się zbytnio widząc, że Gawain chce zapłacić za kawę. Skoro tak mu zależało, do tego miał wrażenie, że Cień nie ma za bardzo humoru. Nie chciało mu się jednak dociekać dlaczego tak jest. Był mu jednak wdzięczy, że zgodził się pójść z Gopnikiem po kebaba. Przynajmniej pójdzie szybciej, bo sam zapakuje zakupy do bagażników, po czym wsiadł do samochodu i oparł się ciężko. Westchnął i odchylił głowę lekko w tył, wzdychając głośno, czekał na przybycie pozostałych mężczyzn. Niestety fani dopadli go również tutaj. Jednak Kitsune jako dobry aktor, który jest otwarty na swoich fanów pozwolił porobić sobie z nimi zdjęcia, sam strzelił kilka selfie oraz porozmawiał z nimi, uśmiechając się miło. Poszli sobie akurat gdy nadchodzili Lustrzacy, na których czekał.
Wsiadł więc do samochodu i się zapiął, polecił też zapięcie się Gopnikowi, bo zauważył, ze Gawain zrobił to od razu po tym jak wsiadł do Tesli. Czekał z odpaleniem silnika tak długo, póki Kapelut nie zrobił tego o co go poproszono.
Słysząc pytanie Gawaina, zawarczał na niego - nie, nie jestem pewien czy dam radę prowadzić! - powiedział zirytowany - powinienem teraz leżeć w ciepłym, wygodnym łóżku i mieć wszystko gdzieś. Chciałem poświęcić ten dzień na odpoczynek, ale oczywiście żaden z was nie raczył mi powiedzieć, że mój samochód znalazł się w rowie i musiałem jechać do warsztatu rozmawiać na ten temat z policją! A czuję się fatalnie i naprawde nie marzę o niczym innym niż święty spokój i łóżko! - może i przesadził z reakcją, ale naprawdę był już zirytowany całym dniem. Noga była ciepła w dotyku co nie świadczyło dobrze i bolała go tak, że zaczynał się zastanawiać czy to dobrze, że nie kupił Tesli opcją pełnego automatu. Mógłby wtedy od razu iść spać.
Gdy wszyscy byli już zapięci, włączył silnik, którego praktycznie nie było słychać i wcisnął gaz do dechy. Wyjechał z garażu z piskiem opon, nie przejmując się tym, że mężczyźni mogą nie lubić szybkiej jazdy, a dla demona w tym momencie był to najlepszy sposób na to, żeby się jakoś obudzić i móc spokojnie dojechać do domu, bez jakiś większych przygód.

ZT x3

Simon Quinn - 19 Marzec 2018, 22:46

Budynek centrum handlowego miał cztery kondygnacje, co dawało niezły widok na okolicę - jeśli ktoś zapędził się aż na dach, co rzecz jasna nie zdarzało się często. Simon Quinn jednak nie wybrał się do Galaxy Sky na zakupy. Nie to, żeby nie cierpiał zakupów - no, może to też, ale tego dnia miał w planie zarabiać pieniądze, nie wydawać. Niosąc w dłoni ciężką jak na swój rozmiar walizeczkę, szparkim krokiem przemierzał korytarze galerii, od niechcenia prześlizgując się wzrokiem po witrynach sklepowych. Tegoroczne kolekcje były jakieś takie... bure. Zupełnie nie to co jego czarny płaszcz i utrzymany w podobnej tonacji garniak.
Wkradnięcie się do przejścia dla personelu nie sprawiło Quinnowi trudności i po niedługim czasie snajper znalazł się na dachu galerii. Żadnych galaktyk stamtąd nie dostrzegał, ale też nie po to przyszedł. Był tu dla wspaniałego widoku na rozciągającą się w dole ulicę. Przy tej ulicy znajdował się bank, a w tym banku pracował niejaki Robert Wilkes, właściciel rozległych nieruchomości za miastem. Za jakieś dziesięć, piętnaście minut Wilkes skończy pracę, wyłączy biurowy komputer, zdejmie z wieszaka płaszcz i kretyńską fedorę i opuści budynek banku, by spacerkiem udać się na obiad, jak zawsze w poniedziałkowe popołudnie. Tyle, że w ten poniedziałek daleko nie zajdzie.
Quinn otworzył swój neseser i niespiesznie wyjął z niego swój karabin, sprawdził magazynek i zamek, rozłożył dwójnóg i ustawił gotową broń na dachu. Przez lunetę przyjrzał się oknom na piętrze banku - Wilkes był w środku, owszem, Quinn mógłby strzelić nawet teraz, ale po co zbijać szybę? Mniej uprzywilejowani członkowie społeczeństwa będą potem musieli ją wymieniać, a z chodnika krew zetrzeć łatwiej niż z dywanu. Więc Simon usiadł po turecku, wyjął z kieszeni paczkę papierosów, niespiesznie przypalił jednego zapalniczką i czekał.

Erica - 20 Marzec 2018, 07:42

Okłamała matkę, że ma jeszcze dodatkowe zajęcia. Zrobiła to z ciężkim sercem, ale od czasu do czasu sama potrzebowała trochę czasu dla siebie, który mogłaby spędzić chociażby na włóczeniu się bez celu. Była zmęczona sytuacją w domu - musiała pomagać rodzicielce w pracy (w której spędzała po 12 godzin), by miały co włożyć do garnka, zajmować się domem pod jej nieobecność, a przy okazji dbać jeszcze o własną edukację. Choć nie skarżyła się na swój los na głos, to było jej ciężko.
Nie wiedziała do końca dlaczego wybrała galerię. Przecież i tak nie miała wystarczająco dużo pieniędzy, by cokolwiek kupić. Może przyszła tu, bo tak robią jej wszyscy rówieśnicy? Ale co właściwie się robi w takim miejscu, poza jedzeniem i zakupami?
Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz w życiu była w galerii. Podziwiała sklepowe witryny, jednocześnie żałując, że nie stać ją na żadną z tych rzeczy. Wreszcie stanęła przed wielką księgarnią, głośno połykając ślinę. Zawsze korzystała z miejskiej biblioteki, w której większość książek lata świetności miała już dawno za sobą. Matka Eriki uważała kupowanie ich za stratę czasu i pieniędzy, uważała, że dziewczyna przeczyta je raz, czy dwa i będą się kurzyć na półce. Nawet podręczniki szkolne miała używane, po starszym synu koleżanki kobiety. A Erica tak bardzo chciała mieć w przyszłości własną bibliotekę...
Już miała przekroczyć próg księgarni, gdy ujrzała jedną ze stałych klientek matki. Stara plotkara, na pewno wszystko by jej wszystko przekazała i jeszcze dopowiedziała sobie kilka rzeczy! A drugiego takiego małego skrzata z niemalże białymi włosami i heterochromią próżno szukać, zatem prędzej czy później wydałoby się, że to Erica i że wcale nie musiała dziś zostać w szkole.
Spanikowana i nieznająca budynku znalazła się na ostatnim piętrze, a stamtąd kierowana strzałkami prowadzącymi do wyjścia ewakuacyjnego, przeszła przez przejście dla pracowników, by znaleźć się na dachu. Zrozumiała to dopiero w chwili, gdy chłodny wiatr rozwiał jej długie włosy, kiedy zmęczona podpierała zamknięte za sobą drzwi.
Rozejrzała się po dachu i ujrzała naprzeciwko siebie mężczyznę z... oh, czy to jest broń?! Dwukolorowe oczy rozszerzyły się z przerażenia, a ciało odmawiało posłuszeństwa, pozostając w tej samej pozycji.
- Co pan tu robi? - udało jej się w końcu wykrztusić. Czy on zamierzał kogoś skrzywdzić? Czy teraz skrzywdzi ją?

Simon Quinn - 20 Marzec 2018, 10:54

Pech był w rzeczy samej niesamowity. Quinn usłyszał, jak otwierają się drzwi na dach - trzeba było je czymś przystawić - i przez chwilę był poważnie zaniepokojony - nie spodziewał się, co prawda, policji, ale nawet gdyby był to ktoś z personelu galerii, snajper musiałby się go pozbyć. Nie mógł pozwolić sobie na taką dekonspirację własnej działalności.
Na szczęście, albo i nieszczęście, okazało się że to tylko dziecko, kilkunastoletnia dziewczynka. Czarne oczy Simona zlustrowały czujnie intruza. Zdawał sobie sprawę, że dzieci czasem gubiły się w galeriach i oddzielały od rodziców, ale żeby zawędrować aż na dach? Z drugiej strony, dziewczynka nie wyglądała na normalną. Białe włosy, różnokolorowe oczy... Quinn zaczął się zastanawiać, czy nie ma przypadkiem do czynienia z przybyszem z innego świata. Spokojnie mogłaby ujść za Szklanego Człowieka. Tylko spokojnie. Jeśli ją spłoszy gwałtownym ruchem, jeszcze zacznie uciekać i wszystko się skomplikuje. Zgodnie z tą konkluzją, Simon leniwie wydmuchnął papierosowy dym ustami, przekrzywiając lekko głowę.
- Ja tu pracuję - powiedział spokojnie. Nie było to kłamstwo, jak by nie patrzeć. - A co ty tu robisz, mała? Zgubiłaś się?
Trochę pluł sobie w brodę że wyjął karabin z walizki tak szybko - gdyby tego nie zrobił, byłby o wiele mniej podejrzany. Głupi błąd, nic innego. Dorosły mógłby wpaść w panikę, rzucić się do ucieczki albo, jeśli byłby wyjątkowo głupi, spróbować Simonowi przeszkodzić. Dziewczynka tego ostatniego raczej nie zrobi, chociaż kto wie? Jego samego już w młodszym wieku przyuczano do tego typu zadań.

Erica - 20 Marzec 2018, 11:19

Erica i Szklany Człowiek? Fakt, jej wygląd zupełnie różnił się od wyglądu jej rówieśników, ale nie było to nic, czego nie dałoby się wytłumaczyć zwyczajnie genetyką! Nie miała pojęcia o istnieniu innych Światów. Gdyby tylko się dowiedziała, to już dawno wskoczyłaby do jednego z nich niczym Alicja za białym królikiem do Krainy Czarów.
Zmierzyła mężczyznę wzrokiem, a następnie przerażone spojrzenie spoczęło ponownie na karabinie. Pracuje? Boże, a co jeśli jest członkiem jakiejś mafii i teraz porwie Ericę, by sprzedać ją jakiemuś obleśnemu typowi lubującemu się w małych dziewczynkach jak ona? Albo gorzej - jej żywot dokona się tutaj, na dachu galerii? Zacisnęła nerwowo dłonie na pasku torby.
- Można tak powiedzieć - odparła rozglądając się.
Co zrobić? Zostać tu, czy uciekać? Oczywiście, że najrozsądniejszym wyjściem byłaby ucieczka między ludzi. Tak też planowała postąpić, jednak dziewczyna będąca najwidoczniej dzieckiem wiecznego pecha i chodzącego przypału, musiała wszystko zepsuć. Nie miała tyle siły, by otworzyć drzwi. Po prostu, od zewnątrz było trochę ciężej. Szarpała się z nimi dobrą chwilę, by następnie upaść na kolana wciąż trzymając się klamki. Bezsilna odwróciła głowę w stronę mężczyzny, czując jak po policzkach płyną łzy.
- Ja nikomu nic nie powiem - pociągnęła nosem - Ja naprawdę nikomu nic nie powiem, tylko niech mnie pan puści, proszę!
Cóż innego mogła zrobić w akcie desperacji, niż błagać o litość? Była od niego sporo młodsza i drobniejsza, miała się niby rzucić do walki? Dobre sobie. Nawet jeśli wiedziała, że to, to snajper planował zrobić było złe i niewłaściwe, to nie mogła go w żaden sposób powstrzymać. Przecież nie powie mu "nie rób tego", a on nie odpowie "okej", schowa karabin i sobie pójdzie?

Simon Quinn - 20 Marzec 2018, 12:17

Obcesowa odpowiedź dziewczynki postawiła Simona w stanie czujności, tym bardziej, że białowłosa zaczęła się rozglądać po dachu. Toteż kiedy złapała za drzwi, którymi wcześniej weszła, Simon zerwał się na nogi i w mgnieniu oka przebył dzielący go od niej dystans. Tym razem szczęście jednak mu dopisało - nastoletnie chuchro nie było w stanie otworzyć sobie ciężkich drzwi. Pozostając krok za jej plecami, Simon obrzucił dziewczynkę ciężkim spojrzeniem, kiedy się odwróciła. Jego reakcja nie pozostawała raczej wątpliwości co do czystości jego intencji, jeśli wcześniej jakiekolwiek mogły wystąpić.
- To nie było zbyt mądre - powiedział, nie podnosząc głosu, ale nie spuszczając wzroku z jej szklistych od łez oczu. - Rozumiem instynkt samozachowawczy, ale ty też musisz zrozumieć, że jeśli pozwolę ci teraz wrócić na dół i opowiedzieć wszystko rodzicom, którzy wezwą ochronę, to wszystko skończy się w przykry sposób dla wszystkich. Nie mogę podjąć takiego ryzyka.
Odrzucił niedopałek i zgasł go czubkiem buta. On sam miał szczerą nadzieję, że dziecko nie zacznie krzyczeć, bo wtedy sprawy szybko przybrałyby jeszcze mniej przyjemny obrót.
- Najlepsze, co możesz zrobić, to zachowywać się cicho i potulnie. - podjął po chwili. - Oraz uwierzyć mi na słowo, że nie zrobię ci krzywdy, jeśli tak postąpisz. Za dziesięć minut ja sobie stąd pójdę, wtedy ty zejdzie ze mną na dół i wrócisz do mamy, czy z kim tam przyszłaś. Do tego czasu oboje będziemy siedzieć tutaj.
Mówił stanowczo, tonem nieznoszącym sprzeciwu, ale też nie nacechowanyn złością. Owszem, mógłby po prostu zastrzelić to dziecko i zostawić je tutaj, ale nawet on wolałby uniknąć takiego rozwiązania. Póki co były jeszcze alternatywy.

Erica - 20 Marzec 2018, 13:15

Jakie było jej przerażenie, gdy spostrzegła, że mężczyzna stoi tuż nad nią. Samo "bała się" to zbyt łagodne określenia na to, w jakim była stanie. Jedyne czego pragnęła, to żeby to wszystko okazało się być tylko złym snem, a ona obudziła we własnym łóżku. Na słowa o rodzicach zmarszczyła brwi gniewnie.
- Może i jestem mała, ale mam więcej lat, niż się panu może wydawać - prychnęła ocierając łzy - Nikomu nie powiem. Moja mama nie wie, że tu jestem, więc można powiedzieć, że oboje jesteśmy partnerami w zbrodni.
Dokładnie zaakcentowała ostatnie słowa, po czym ponownie przeniosła wzrok na karabin.
- Choć nie chciałabym być świadkiem morderstwa - westchnęła powoli podnosząc się i otrzepując rajstopy na kolanach - Dlaczego chce pan w ogóle kogoś zastrzelić?
Uniosła się na palcach, by dojrzeć chociaż ulicę, ale z tej perspektywy połączonej w dodatku z jej niskim wzrostem, niewiele potrafiła zobaczyć. Właściwie, to nic.
- Pan nie jest dobrym człowiekiem - zawyrokowała krzyżując dłonie na piersiach. Nigdy nie pyskowała, zwłaszcza do starszych i obcych, ale nie mogła też stać bezczynnie ze świadomością, że ktoś niewinny miałby umrzeć. Może udałoby się jej zagadać mężczyznę, aby przegapił "właściwy" moment? - Dobrym zabójcą chyba też nie. Wystarczy spojrzeć, już na niskobudżetowych filmach snajperzy są lepiej zaopatrzeni i ostrożniejsi!
Miała świadomość, że igra z ogniem, ale nie potrafiła znaleźć lepszego wyjścia z tej sytuacji. Najwyżej zacznie krzyczeć. Może ktoś zdąży przybyć jej na ratunek?
- Skrytobójcy nie są honorowi. Nie mogę uwierzyć komuś bez honoru - prześlizgnęła się obok niego, stając pomiędzy nim a karabinem. No pięknie... Chęć zbawienia świata chyba właśnie wpędziła ją w jeszcze większe kłopoty, niż gniew matki za kłamstwo, by wymigać się od obowiązków.

Simon Quinn - 20 Marzec 2018, 15:41

Quinn zareagował zaskoczonym uniesieniem brwi. Jeszcze przed chwilą prosiła, by jej nie robić krzywdy, a teraz przeszła do bezczelnych pytań, pyskówki i oskarżeń. Jakiś wyjątkowo rezolutny dzieciak - i chyba lubiący intensywne doznania.
- Spokojnie, kowboju - parsknął, unosząc dłoń. - Lat sobie możesz mieć piętnaście albo pięćdziesiąt, wszystko mi jedno. Ani partnerami, ani tym bardziej w zbrodni nas to nie czyni.
Mógł wciskać jakiś kit o byciu antyterrorystą czy prywatnym ochroniarzem, ale raczej by to nie przeszło, nikt nie byłby raczej na tyle tępy, żeby uwierzyć w taką historyjkę na słowo. Trudno było o przyłapanie na gorętszym uczynku, nawet gdyby stygnące truchło Roberta Wilkesa leżało już na chodniku daleko w dole.
Pomijając pierwsze z jej pytań milczeniem, oskarżenie skwitował uśmiechem.
- Oj, nie, chyba nie jestem. Musisz być bardzo bystra, skoro tak szybko zauważyłaś, co?
Nie miał zamiaru usprawiedliwiać się ze swoich metod, nietrudno też było mu domyślić się, że dziewczynka gra na czas. Zerknął na zegarek. Na szczęście jego ofiara była osobą przywiązaną do rutyn, mógł więc liczyć że nie opuści biura wcześniej niż zwykle.
- Masz pecha, trafiłaś na partacza - wzruszył beztrosko ramionami, odwracając się do niej kiedy przeszła obok, tarasując mu drogę do krawędzi dachu. - Możesz wierzyć albo nie, to twoja sprawa i twoja strata. Ale przemyśl to jeszcze raz. Możesz mi nie zaufać i zacząć wrzeszczeć albo coś w tym stylu, co skończy się dla ciebie nader boleśnie. Nie mam zamiaru do ciebie strzelać, ale to wcale nie wyczerpuje możliwości. Pomilczał chwilę, by pozwolić tej niewinnej groźbie wybrzmieć. - Możesz też zachowywać się grzecznie i zejść z tego dachu bez szwanku - za dziesięć, góra piętnaście minut będziesz mogła wrócić do swoich i zapomnieć o całej sprawie. Wybór należy do ciebie.

Erica - 20 Marzec 2018, 16:06

Sama była zszokowana swoim zachowaniem. Zawsze trzymała się z boku, starając się nie mieszać do bójek, ani żadnych innych poważniejszych akcji. Ale kiedy chodziło o obronę słusznej wartości, jak życie ludzkie, nie zawahała się pokazać pazurków. W końcu chodziło o drugiego człowieka... Ale czy tak niewinnego, jak Erica sobie wyobrażała? W końcu nawet najbardziej prawy z mężów może być najgorszym diabłem, gdy zostanie w cieniu. Czy osoba, którą zamierzał zabić snajper była właśnie kimś takim? Kimś złym, kogo trzeba się było pozbyć? A może to po prostu zwykła osoba, która stanęła na drodze komuś, kto chciał doprowadzić swoje brudne interesy do skutku? Nie pytała. Wątpiła, by sam mężczyzna to wiedział. Miał po prostu zlikwidować cel, czyż nie?
Ale Erica nie mogła tego tak zostawić.
- Nie naśmiewaj się ze mnie - no i całe zwracanie się do niego per pan szlag trafił, kiedy rozwścieczona dziewczynka zacisnęła drobne dłonie w pięści i tupnęła nóżką. No, powiało grozą - Jesteś zwykłym kryminalistą! Czemu ty jeszcze nie gnijesz w więzieniu?
Zapomnieć o sprawie? Dobre sobie! Właśnie ma zostać świadkiem morderstwa, a ten mówi o zapominaniu o sprawie, jakby była to błahostka porównywalna do rozwalonego kolana.
- Nie mam żadnej gwarancji, że stąd zejdę - uniosła głowę do góry, patrząc mężczyźnie prosto w oczy - A tak przynajmniej mogę uratować czyjeś życie.
Przejrzał jej grę na zwłokę? Trudno, teraz naprawdę będzie musiał zająć się młodą, która właśnie wyciągnęła telefon, by skontaktować się z odpowiednimi służbami porządkowymi.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group