To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Historie Postaci - Historia Jocelyn

Jocelyn - 31 Styczeń 2017, 16:56
Temat postu: Historia Jocelyn
Jocelyn odkąd się urodziła prowadziła szczęśliwe i w sumie beztroskie życie. Jako średnia klasa społeczna jej rodzina miała się dobrze. Rodzice Kayl i Sophie starali się jej zapewnić wszystko, czego potrzebowała. Zapewniali jej dobrobyt materialny, odpowiednie wykształcenie, jak i okazywali sporo miłości. Ojciec był zastępcą dyrektora w sieci farmaceutycznej a matka jak to kobiety z ich statusem nie robiła nic poza obgadywaniem sąsiadek podczas herbatek z przyjaciółkami. Była jednak bardzo ciepłą i kochającą kobietą. Zawsze starała się unikać sporów w przeciwieństwie do swojego lekko narwanego męża. Joce zawsze się zastanawiała co połączyło tę dwójkę. W szkole radziła sobie bardzo dobrze, jeśli chodzi o naukę. Jeśli jednak chodzi o zawieranie znajomości.. Jo zawsze lekko odstawała od grupy a fakt, że zakłopotanie i nieśmiałość maskowała tym, że zadzierała nosa nie pomagał jej w zdobywaniu przyjaciół. Starała się jak tylko mogłaby zdobyć uznanie rówieśników, ale niestety.. Mogła liczyć jedynie na pana Kerta. Bibliotekarza w jej szkole. Staruszek zawsze pocieszał młódkę. Lubili rozmawiać o książkach, które czytać tak bardzo Jocelyn kochała. Kert był strasznym kobieciarzem pomimo swojego wieku co zawsze bawiło dziewczynę. I tak ta sielanka leciała do momentu jej 16 urodzin. W mieście (wybrała się tam po nową suknię, potrzebna jej była na małe przyjęcie, które jej matka miała zamiar wydać z tej okazji) spotkała wtedy pewnego chłopaka. Przystojny, w dziwnym kapeluszu, jak i dość ekstrawaganckiej marynarce. Bardzo wyróżniał się w tłumie i zachowywał tak jakby bawił się bardzo dobrze. Do tamtego momentu nie miała pojęcia o innym świecie, w którym istnieją inne istoty podobne do ludzi. No bo skąd? Dorośli sami nie wiedzieli pewnie nic na te tematy. Okazało się, że chłopak 'wziął' sobie jabłko ze straganu i albo nie wiedział, że ma za nie zapłacić, albo zrobił to po prostu specjalnie. Sklepikarz miał widocznie dość całej sytuacji. Zrobił się czerwony na twarzy a na jego czoło wstąpiły kropelki potu. Zakasał rękawy i zaczął gonić chłopaka. Ten biegnąc na oślep, złapał ją za rękę wplątując w to wszystko. Po co tak naprawdę to zrobił? Nigdy na to pytanie jej nie odpowiedział. Próbowała się wyrywać, prosiła i krzyczała, ale on był jakby głuchy na jej prośby. Biegli tak przez cały targ, potem (nie zwalniając szaleńczego biegu ani na chwile) biegli wąskimi i dość przykro wyglądającymi uliczkami. Zaciągnął ją do jakiegoś zagajnika za miastem. Nigdy nie oddalała się tak daleko bez rodziców więc była mocno zdezorientowana. On jak gdyby nigdy nic odsłonił wtedy dobrze zamaskowana pieczarę w skale. Coś w niej wtedy pękło i padła jak długa na ziemie. Chłopak wtedy chyba zdał sobie sprawę z tego, co wyczynia i zaczął ją przepraszać. Jakoś wyszło tak, że zaczęli rozmawiać ze sobą i zleciało im do wieczora. Umówili się w tym samym miejscu na następny dzień i tak mijały im dni. Na rozmowach o ich światach, o tym, czym się różnią i o swoich rodzinach. Dowiedziała się o nim chyba wszystkiego i zżyła się z nim bardzo. Jednak pewnego dość pochmurnego dnia chłopak się nie pojawił. Nie zmieniło się to przez miesiąc i dziewczyna po długich bezsennych nocach spędzonych na rozmyślaniu o zagrożeniach postanowiła przejść do jego świata, by sprawdzić co się dzieje. Jak miała zamiar to zrobić? Mianowicie chłopak parę dni przed swym zaginięciem pokazał jej w swojej pieczarze ciemnoczerwony odłamek lustra wbity w jej podłoże. Wyjaśnił jak się tego używa i co dokładnie musi zrobić, by trafić do jego świata, ''tak na wszelki wypadek''. Zupełnie jakby przeczuwał, że coś się stanie.. Wiedziała, że to bardzo ryzykowne i że źle się to dla niej może skończyć. Chłopak jasno jej wytłumaczył co mogłoby jej się stać i że jest to dla niej niebezpieczne. Jednak był on dla niej bardzo ważny. Wiedziała, że to dość dziecinne spostrzeżenie, ale czuła jakby był jej bratnią duszą. Rozumiał ją jak nikt inny i nigdy nie wyśmiewał z powodu jej zainteresowań. Akceptował ją taką, jaka jest... Postanowiła zaryzykować. Nocą wykradła konia ojca i ruszyła z latarką w ręce w stronę 'ich zagajniku'. Stała przed wejściem do pieczary, zdawałoby się, że wieki, ale gdy w końcu się zdecydowała wskoczyła w odłamek lustra jak królik do swej nory, z planem odnalezienia chłopaka. Znalazła się przed czymś, co wyglądało trochę jak kościół z jednym tylko piętrem. Budynek zbudowany z półprzezroczystego kamienia błyszczącego czerwonawą poświatą. Wewnątrz posadzka przypomina olbrzymią szachownicę. Po przeciwnych stronach sali znajdują się dwa olbrzymie lustra pulsujące krwistoczerwoną poświatą. Jak ona mu pomoże, jeśli stało się coś poważnego? Jak ma go odnaleźć w tym wielkim świecie? Odrzuciła jednak te myśli i weszła w ten prowadzący do krainy luster.. Nie wiedziała, jakie miejsce docelowe powinna wybrać i niedostatecznie się skupiła. Wylądowała w gęstym, mrocznym i głuchym lesie. Dookoła żadnej żywej duszy, powietrze było ciężkie od wilgoci, dookoła swoimi mackami oblepiała wszystko, czerwona mgła. Lustro gdzieś zniknęło a ona nie wiedziała co ze sobą zrobić.. Błąkała się samotnie po lesie, bezskutecznie szukając pomocy. Przewróciła się o jakiś korzeń raniąc się w nogę. Nie poważnie, ale to wystarczyło. Jej organizm został zaatakowany przez pasożyta, czego efektem stały się skrzydła. Gdy wyrastały dziewczyna cierpiała katusze. Samotna w obcym świecie. Chłopaka nie odnalazła a w dodatku na plecach wyrosło jej to, co wyrosło... Wiedziała, że nie może wrócić do domu. Sprowadziłaby hańbę na swoją rodzinę i ośmieszyłaby ją. Chłopak w kapeluszu jasno dał jej do zrozumienia, że istoty z Krainy Luster nie mają prawa przebywać w jej świecie. A ona teraz stała się jedną z nich. Przepłakała całą noc z bezsilności. Świadomość, że nigdy nie zobaczy rodziny bardzo bolała, ale wiedziała, że tak będzie lepiej. Wydostała się z lasu i jakoś sobie radzi do dzisiaj...
Warto napomnieć że pół roku po przybyciu do KL Jocelyn udała się do SO. W celach poznawczych. Poznała tam kapitana jednego z większych statków dokujących akurat w porcie. Zaprzyjaźnili się a kapitan w zamian za opowieści o świecie ludzi, nauczył Jocelyn wszystkiego co wiedział o żegludze (w tym też samego sterowania podniebnymi statkami). Po jej powrocie do Krainy Luster utrzymują ze sobą kontakt listowny. A Jocelyn jak ten szop, szukała coraz to nowych przygód.
Gdy minęły równe trzy lata jej pobytu po drugiej stronie lustra, w jej życiu zdarzyło się coś co zmieniło wszystko.
(Między jedną a drugą częścią odbyła się misja która skończyła się fiaskiem z jej winy)

Którejś nocy gdy wracała z pubu została napadnieta przez sporą bandę opryszkow. Nie miała pojęcia dlaczego. Co takiego zrobila? Walczyła póki starczyło jej sił jednak ich było za wielu a ona miala wypite. Nie wykorzystali jej seksualnie. Zrobili coś znacznie gorszego. Za pomocą jakiegoś tępego narzędzia zabrali jej coś co kształtowało jej osobę. Brutalnie najpierw polamali, następnie odcieli jej bezcenne skrzydła. Ani płacz, ani krzyk. Nic nie zadziałało. Dziewczyna w końcu zemdlala z bólu i przez utratę dużej ilości krwi.
Może lepiej by było jakby w tamtym momencie umarla. Jednak nie było jej to dane. Po napaści znalazł ją jakiś mężczyzna który zajął się jej ranami. Był bowiem prywatnym lekarzem. Gdy tylko poczuła się na siłach napisała liścik i zniknęła . Przez katusze związane z utratą skrzydeł a następnie z ich ponownym wyrastaniem, u Jocelyn wytworzyła się osobowość mnoga. I już nic nie było takie samo.
Przez rok po tym zdarzeniu zyla w odosobnieniu gdzieś w lesie. Straciła całkiem chęć do życia. Żyła jak pustelnik. Polowala na jedzenie, unikala wszystkiego co się wiązało z ludźmi. Z jednej strony dlatego że czuła strach i żal tak ogromny że się zamknęła w swoim świecie. W samotności przeżywała swoje cierpienie. Chciala by osoba bliska jej sercu była wtedy przy niej. Jednak nie było go. Często się zastanawiała co się dzieje z Gregorym. Co robi i z kim. Jednak nie miała odwagi się mu pokazać w tym stanie. Dopiero jak poczuła że jest na to gotowa, była w stanie wrócić do ludzi. Skrzydła nadal czasem pobolewały jak nimi poruszała ale przynajmniej nie wyglądała juz cudacznie.
Jednak uraz na psychice został i się pogłębiał. Wytworzyły się u niej dwie inne osobowości. Każda skrajna i każda inna. Żadna nie była świadoma drugiej i każda była przekonana ze to jej ciało i jej życie.
Z każdym kolejnym dniem, tygodniem, miesiącem i rokiem rozwijały siebie i "swoje" życie.
I tak się szwedala, zawierała przelotne znajomości. W głębi serca wiedziała że tak naprawdę szuka jego. Jak i mężczyzn którzy ją skrzywdzili.
I w końcu ich odnalazła. gdy mijał drugi rok od feralnego wydarzenia, dopadła ich. Na każdego zapolowala osobno. I gdy już dotarła do ostatniego ten wiedział co go czeka. Każdemu śmierć zadała bolesna. Wszystko robiła tak by cierpieli jak najdłużej.
Jak juz skończyła z zemsta nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czula się pusta i samotna. Trafiła na jakiegoś mnicha (pustelnika) ? Nie wiedziała jak go nazwać ale wyglądał jak mnich. I tak trafiła do jego świątyni na pustyni. To dzięki niemu pogodziła się z tym okaleczaniem. Wiedziala juz ze nigdy nie będzie taka jak kiedyś.
Spędziła u niego rok. Wyniosła się gdy umarł ze starości i tak szweda się w poszukiwaniu... Sama nie wie czego. Po prostu stara się przeżyć każdy kolejny dzień.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group