To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Karty Postaci - Opowieść o pewnym Lisku!

Lisek - 22 Grudzień 2016, 03:02
Temat postu: Opowieść o pewnym Lisku!


Historia Rozaliny zaczyna się w jej rodzinnej posiadłości. Dziewczę przyszło na świat jako kolejne dziecko swych rodziców. Różnica wieku między nią, a jej starszym rodzeństwem była dość spora, przez co Ro była odrobinę rozpuszczana w najmłodszych latach swego dzieciństwa. Brakowało jej jednak pewnej bardzo ważnej i każdemu dziecku potrzebnej uwagi rodziców, którzy nie dość że zajęci swymi sprawami, to także zadbaniem o poprawne wykształcenie starszego rodzeństwa, choć zapewniali jej wszystkie potrzeby, nie mieli zbyt wiele czasu dla samej Rozalii. Sytuacja nie poprawiła się wcale z czasem, kiedy na świat przyszły kolejne dzieci, jej młodsze rodzeństwo. Jako ‘środkowe’ dziecko, stała się odrobinę wyobcowana. Do starszych za daleko, do młodszych za daleko. To spowodowało, że dziewczę zaczęło wołać o uwagę w najprostszy sposób w jaki mogło: zaczęło łobuzować. Była niezwykle paskudna, wybredna i niesforna. Łobuzowała i przyprawiała służbę o bóle głowy/pleców i wszelkich innych kończyn (gdy tylko miała okazję). Zmuszeni do reakcji rodzice, oczywiście musieli reagować i poświęcać jej w tych momentach uwagę, co uszczęśliwiało małą Ro, która oczywiście nie chciała niczego innego, jak po prostu odrobiny ich uwagi…



Kiedy uznano już, że Mała Diablica będzie najbardziej niesforną i nieokrzesaną spośród dzieci rodziny Renard, któregoś dnia, kiedy dziewczę miało około ośmiu lat, wszystko się zmieniło. Za sprawą czego? Pewnej starszej kobiety, która potrzebowała po prostu odrobiny opieki.
I choć do tej pory Rozalina była cały czas zajęta sobą i szukaniem sposobów, by zwrócić na siebie uwagę, tamto wydarzenie sprawiło, że odnalazła nowe zajęcie. Odkryła bowiem, że okazywanie uprzejmości i otrzymywanie podziękowań za nią jest równie przyjemne, co dostawanie uwagi rodziców. To kompletnie, choć przy ogromie starań Rozaliny, odmieniło Małą Diablicę, powoli przemieniając ją w dobrze wychowaną panienkę.
I tu rozpoczął się pewien zupełnie nowy rozdział w jej życiu…
Po pierwsze i najważniejsze, rodzice dostrzegli zmianę. Uznali więc, iż Rozalina wreszcie dojrzała nieco i teraz, jako iż jej starsze rodzeństwo potrafiło zadbać o siebie, to ona stała się głównym obiektem uwagi rodzicieli. Ziściło się jej życzenie. Otoczyli ją uważną opieką i przykładali się do jej nauk. A Ro bardzo chętnie całą wiedzę pochłaniała do oporu.
Kiedy osiągnęła niemal dziesięć lat, zabrali ją na jej pierwszy bal. Była oczywiście niezwykle zdenerwowana, ale i podekscytowana. Przede wszystkim dlatego, że to jak się zaprezentuje w takim miejscu, zostanie oficjalnie zapamiętane. Oczywiście, starała się zachowywać grzecznie i witała się z każdą osobą, którą przedstawili jej rodzice, ale czy można oczekiwać po tak drobniutkiej i młodej osóbce, że przez cały czas będzie grzeczna i skupiona? No niestety. W pewnym momencie coś bardzo szczególnego odwróciło jej uwagę. A cóż to było? Otóż, śnieżnobiałe włosy. Do tej pory widziała takie jedynie u swej babci, a tu proszę… Ktoś posiadał takie same jak ona, choć zdecydowanie krótsze. Nie mogąc się więc powstrzymać, zechciała sprawdzić, czy są równie miękkie jak i jej. I co prawda udało się, ale kosztem stuknięcia w głowę lekko laską. Czyją? Otóż niejakiego pana Agasharra Rosarium. Wywiązała się między nimi krótka i uprzejma rozmowa, na koniec której białowłosy mężczyzna podarował jej zegarek kieszonkowy i powiedział, że kiedyś zaprosi ją na herbatę, a to po to, by się nie spóźniła…



Po tym wydarzeniu, świat panny Rozaliny odrobinę się wywrócił do góry nogami. Przede wszystkim można było zaobserwować, że dziewczynka jeszcze bardziej przyłożyła się do nauki. A także do swych obowiązków. Zaczęła się interesować wieloma rzeczami, chętnie również wybierała się na bale. Nie bywała rozproszona i nie wzdychała do swoich rówieśników. Skrupulatnie zajęta była samokształceniem i opieką nad młodszym rodzeństwem. Tak jakby wizja zawarcia relacji z drugą osobą nieszczególnie ją pociągała? Takie przynajmniej odnosili wrażenie jej rodzice, choć im Rozalina stawała się starsza, tym więcej można było u niej zaobserwować typowo kobiecych zainteresowań.
Pamiątkę po białowłosym panu trzymała natomiast zawsze przy sobie, albo chociażby w skrytce w szkatułce z pozytywką, gdzie przedmiot miał dla siebie specjalne miejsce.
Rozalina tymczasem zajmowała się nauką tańca, jady konnej, walki szpadą, czy chociażby kulturą, geografią i historią... Czy jak tym, jak upiec przepyszne ciasteczka.



Latem, niedługo po jej osiemnastych urodzinach, wraz z rodzicami po raz kolejny została zaproszona na bal. Jej mamie wymknęło się coś na temat listy zaproszonych gości, co wywołało u młodej dziewczyny dodatkową ekscytację, którą oczywiście zachowała dla siebie, a która odbijała się błyskami w jej ślicznych oczach.
Będąc już na balu, odnalazła osobę, która podarowała jej przed dziewięcioma laty zegarek. I jakież było jej zaskoczenie, kiedy Agasharr przyznał, że jej nie pamięta. Początkowo przeprosiła oczywiście i pożyczyła mu miłego wieczoru, zaraz tłumacząc sobie, że przecież oczywiste, że mógł jej nie pamiętać, w końcu była wtedy bardzo mała, a teraz wydoroślała. Ale nie zawsze można było wśród arystokracji wpaść na osobę z białymi włosami, a dodatkowo… No dał jej zegarek i obiecał zaproszenie na herbatę! Jako iż temat ten delikatnie ją uszczypnął, dziewczyna uznała, że musi odetchnąć powietrzem, więc udała się na balkon. Tam wyciągnęła z kieszonki skrytej w sukni zegarek i przyjrzała się jego obliczu. Odbicie Ro przyglądało się jej oczom z tarczy. Było jej smutno? Odrobinę tak. Jak to jednak lubi się układać w ciekawych opowieściach, los podarował jej miły prezent.
Białowłosy mijał akurat wyjście balkonowe i rozpoznał postać Rozaliny, a zaraz i zegarek w jej dłoni. A może wiedział kim była od początku? Któż to wie, co może kryć się w umyśle Agasharra, chyba jedynie wyłącznie on sam. Podszedł jednak do niej i przypomniał o odpowiednim czasie.
Potem zaprosił ją do tańca i zapewne to właśnie od tamtej pory walc stał się jej ulubionym.



Od tamtej pory w miarę często widywali się na spotkaniach herbatkowych. Rozalina bardzo lubiła te ich małe prywatne widzenia, w trakcie których dzelili się swoimi poglądami, doświadczeniami i opowiastkami. Oczywiście krążyły różne plotki i pogłoski dotyczące tego, co oni tam na tych herbatkach nie wyczyniali, a oni tylko żartowali z tego tematu. Bo jakby to nie miało wyglądać, czy ilu kochanek Rosarium nie miał wcześniej, jego spotkania z Rozaliną były niezwykle uprzejme i pełne miło spędzonego czasu na rozmowach, grach i piciu herbaty.
I w tym oto okresie powstały przydomki ‘Tyk’ i ‘Lisek’. Kto zaczął tę niewinną grę? Trudno było określić, może to on po którymś pojedynku szachów zawołał ją Liskiem, a ona w odpowiedzi określiła go Tyk-Tykiem? Możliwe, bardzo możliwe! Pewnym było i jest jednak to, że przezwiska te przyjęły im się doskonale.
Znajomość taka trwała przez odrobinę ponad 3 lata. Wspólnie widywano ich a to na herbatkach, a to na balach. Utrzymywali te towarzyskie stosunki, aż do czasu jak Tyk nie postanowił jej się oświadczyć. Nie było w tym zupełnie nic dziwnego, dogadywali się z Rozaliną bardzo dobrze, arystokratka potrafiła go rozbawić, a ona sama odnajdywała w osobie Agasharra niezwykłość, która jej w ogóle nie nudziła. Nie było to wielkim zaskoczeniem dla nikogo, ale na pewno ogromnym zawodem dla wszystkich potencjalnych chętnych pań na stanowisko małżonki Arcyksięcia…



Czas mijał, oboje z Tykiem mieszkali już w Różanym Pałacu, choć rzec by można że z tytułu obowiązków, Agasharra więcej nie było, niż był. Rozalina była jednak cierpliwą żoną, tylko i wyłącznie w tym temacie. Bowiem jeśli zaczynała doskwierać jej nuda, potrafiła wywrócić cały pałac do góry nogami.
Sama przewertowała calutką bibliotekę, odkryła chyba wszystkie tajemnice pałacu, a także okolicznych wiosek. No chyba nie sądziliście, że ostatnie niemal 500 lat siedziała tylko na tyłeczku i ładnie wyglądała? Otóż nie. Ro często wybywała, to tu to tam, oczywiście częściej nieoficjalnie, niż oficjalnie, ale zawsze.
Skupiła się także na pomocy biednym w Krainie Luster. W końcu mieli na to środki!
Wraz z Tykiem doczekali się także pociech (gdy w końcu jaśnie Arcyksiążę pojawiał się w Pałacu i gdy mogli się zająć tylko sobą nawzajem, a nie obowiązkami wobec państwa!).
Nastał wreszcie czas, kiedy Rozalina uznała, że dowiedziała się już dość w pewnych kwestiach, by nieco bardziej ‘otwarcie’ zacząć pomagać Tykowi.
I tu znajdujemy się właśnie teraz...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group