To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Pokój nr 1

Tulka - 18 Luty 2019, 22:47

Julia już miała nadzieję, że udało jej się jakoś odwrócić uwagę kobiety od tego co jej się dziś przytrafiło. Uśmiechała się delikatnie, choć oczy Lisicy nie były aż tak wesołe, jakby się tego można było spodziewać. Starała się jednak jak najlepiej skryć swoje emocje. To nie był teraz na to czas.
Już chciała przeprosić Iris za to, że się narzuciła i narysowała ją bez jej zgody, ale na szczęście podjęła temat. Tulka odetchnęła w duchu z ulgą i przewróciła stronę w notesie i podała go Pacjentce - ja rysuje, maluję, trochę bawiłam się z tatuażami - przyznała i wzruszyła ramionami - chcę też spróbować używać pióra do kaligrafii, ale w celu rysowania i markerów, ale chyba najbardziej lubię ołówki i kredki - zaśmiała się zakłopotana. Nie chciała się przechwalać ani nic takiego. Zerknęła szybko na Jana Sebastiana, gdy zorientowała się, że mogło to tak zabrzmieć, jakby się chwaliła. Szybko jednak wróciła do Pacjentki - ale jeszcze daleka droga przede mną - powiedziała, wycofując się - w końcu nie można zostawiać tego co się kocha, nie ważne co by się działo, prawda? - dodała jeszcze, uśmiechając się delikatnie i niepewnie przyciskając skrzydła do siebie.
Zamrugała zaskoczona i znów usiadła na krześle. Postawiła wysoko swoje rude radary i z ciekawością spoglądała na kartkę papieru. Ciekawa moc. Ożywianie rysunków, szkoda, że sama tak nie umiała. Ale cóż...czekała cierpliwie co się stanie i co takiego kobieta postanowi narysować.

Iris - 19 Luty 2019, 00:04

Baśniopisarka na chwilę zapomniała o całym świecie i skupiła swoją uwagę na Julii i jej pasji. Przytakiwała, kiedy ta mówiła jej o technikach i kilka razy nawet się uśmiechnęła. Kiedy tamta zakończyła, speszona najwyraniej potokiem słów, oczy Iris rozbłysły całą feerią barw. Jej przez jej włosy przeszedł jakby impuls kolorów, sprawiając że od nasady, aż po końce, przeszła fala barw.
Przez te kilka sekund znowu była dawną, radosną kobietą, zakochaną w sztuce, farbach i przygodach. Kochającą wycieczki, spontaniczne wypady za miasto i morze.
Kiedy jednak spojrzała ponownie na swój portret, przygasła. Czerń spowiła jej twarz niczym chusta, sprawiając, że wyglądała na jeszcze bledszą. Spojrzała na chwilę na mężczyznę siedzącego w kącie i ich spojrzenie spotkało się na moment.
Miał krwiście czerwone oczy a jego spojrzenie było... przepełnione spokojem. Uchyliła lekko usta i przymknęła powieki, chłonąc jego spokój. Pragnąc go.
Był martwy w środku. Czuła to. I może właśnie dlatego taki spokojny? Może właśnie takiego spokoju teraz pragnęła?
Jak uzyskać taką czerwień? Musiałaby długo szukać pigmentu. Może w Mieście Lalek mieliby coś tak intensywnego? Albo na Cukierkowej... Będzie musiała przejść się i poszukać dobrych ingrediencji na nowe farby. Może namalowałaby Julię. Albo tego dziwnego jegomościa, który postanowił posiedzieć w pokoju. Tylko dlaczego milczał?
Nagle poczuła zaciekawienie tym kimś. Nie śmiała zapytać kim jest, ale przez chwilę patrzyła na niego, studiując rysy twarzy. Nosił okulary, ale czy były mu one potrzebne? Ładne ubranie, może był pracownikiem...
Kiedy Julia podała jej kartkę, kobieta przyjęła ją i ołówek. Spojrzała na lisie uszy pielęgniarki i jej ogon, po czym unosząc lekko kąciki ust, naszkicowała na szybko lisa. Nie miał oczu, ani nosa,, był cieniem zwierzęcia, pokolorowanym rysikiem, by wypełnić pustkę między liniami jego sylwetki.
Dotknęła palcem rysunku i nagle zwierzę poruszyło się. Wstało z kartki i chwiejnym krokiem postąpiło w stronę Julii. Lis był nieładny, nie mógł otworzyć pyszczka, by po prostu czarnym rysunkiem. Ołówkowe futro kotłowało się na jego ciałku, jakby składał się z zamkniętego w obrysie kołtunka ciemnych kłaków. A mimo to, był ładny. Mimo swojej brzydoty.
Wspiął się na ręce skrzydlatej, a potem na jej ramiona i usadowił się na jej szyi, rozkładając wygodnie ciałko. Wyglądał teraz jak wyjątkowo brzydki szal.
Iris zaśmiała się, pierwszy raz od wypadku. Uniosła dłoń do ust zaskoczona tym wybuchem i speszona spojrzała na Julkę a potem na siedzącego w kącie mężczyznę, który uniósł lekko brwi.
Nie wiedziała co powiedzieć, ale blask w jej oczach zdradził wesołość. Przynajmniej chwilową.
I nagle lisek jakby kichnął i rozpadł się w ołówkową plamę. Sypki grafik obsypał ramiona i skrzydła dziewczyny.
- O rany, przepraszam... - powiedziała Baśniopisarka i sięgnęła by strzepnąć z niej brud - Chyba powinnam pozostać przy farbach. - dodała uśmiechając się niepewnie jak dzieciak, który coś przeskrobał.

Anomander - 19 Luty 2019, 04:29



Pióro z cichutkim skrzypieniem ślizgało się po papierze, zostawiając po sobie równe rzadki eleganckiego pisma. Jan Sebastian zapisywał kolejne strony dziennika niemalże maszynowo. Zanotował stan leków pochodzących ze świata ludzi, przychody i rozchody Kliniki za ostatnie siedem dni, a teraz kończył właśnie tworzyć listę potrzebnych leków i środków medycznych, które można było dostać z Krainie Luster, a które to leki i środki medyczne wymagały uzupełnienia. Poprawił palcem okulary i wrócił do pisania.
Słuchał tego o czym rozmawiały Julia i nowa Pacjentka i od czasu do czasu unosił głowę by spojrzeć na to o się dzieje. Kilkukrotnie złowił spojrzenie Julii, ale nie wiedział, o co właściwie dziewczynie chodzi.
Jego obecność w tym pokoju, wynikała z polecenia Dyrektora. Do czasu ustalenia stanu faktycznego odnośnie tego, kim właściwie jest osobnik podający się za narzeczonego Pacjentki , miał tu być, i w razie ataku tegoż mężczyzny, miał wyeliminować zagrożenie.
Ponownie poprawił okulary i zajął się notowaniem.
Jego uwagę zwróciła feeria barw, która na chwilę pojawiła się i przelała po włosach kobiety. Wrócił jednak do notowania, bo chciał dokończyć rozpoczęte zdanie. Jan Sebastian ponownie uniósł oczy w chwili, gdy Pacjentka spoglądała na niego. Czerwone oczy wpatrywały się w kobietę z obojętnością i chłodem typowym dla ich właściciela. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zdobyć się na odrobinę tego, co inni nazywają, serdecznością i się do Pacjentki nie uśmiechnąć. Zrezygnował z tego jednak.
Miał inne zadania.
Obserwował dziwacznego lisa z rysunku, który za sprawą Pacjentki ożył i teraz wspinał się po Julii.
Zmrużył lekko oczy. W jego spokojnej głowie pojawiła się dziwaczna i szalona myśl.
Opuścił głowę i otworzył notatnik na ostatniej stronie gdzie włożone zostało zdjęcie ciemnowłosej dziewczynki . A gdyby tak poprosił Pacjentkę o narysowanie Anny Klary ?
Tak bardzo chciał ją zobaczyć jeszcze raz.
Popatrzył na ożywiony rysunek w chwili gdy ten się rozsypał.
Szkoda. – pomyślał, po czym ponownie zamknął tył kajetu ukrywając zdjęcie, i ponownie powrócił do części, po której pisał.
Przez chwilę patrzył na Julię pokrytą czarnym pyłem.
Zapisał w notatniku co następuje:
„Rysunek wykonany przez Pacjentkę grafitem rozpadł się. Należy przetestować staloryt lub miedzioryt. Możliwe, że obrazki wykonane na płytach z metali będą trwalsze. Do zweryfikowania w późniejszym czasie.”

Tulka - 19 Luty 2019, 23:36

Na szczęście kobieta nie uznała zachowania Pielęgniarki jako jakieś niewłaściwe. Tulka spojrzała z zainteresowaniem na Pacjentkę, gdy ta zmieniła nagle swoje kolory. To było naprawdę piękne! Jednak szybko przygasła. Czyżby portret przypomniał jej jednak o smutku? Może jednak nie było to dobrym pomysłem by go tak narysować? Nie wiedziała - mogę zapytać...jaki jest Twój naturalny kolor włosów? - zapytała niepewnie - przepraszam...nigdy nie spotkałam osoby, które tak szybko zmienia ich kolor - dodała zakłopotana i podrapała się za długim uchem. Nie chciała być wścibska ale jednak była dość ciekawska.
Przyglądała się z wielkim zainteresowaniem gdy kobieta zaczęła swoją magię. Zamerdała ogonem gdy lisek nagle wstał z kartki - ale śmieszny - powiedziała uradowana i przyglądała się troszeczkę niepewnie, gdy zwierz na nią wpełzał. W końcu nie wiedziała jakie są jego zamiary. Gdy ten jednak uznał, że będzie jej robił za szalik wyprężyła się - i jak wyglądam? - zapytała udając jakąś damę, po czym pisnęła cicho, gdy ten nagle kichnął i obsypał ją grafitem. Spoglądała na to chwilę zaskoczona po czym sama zaśmiała się szczerze - no tego się nie spodziewałam - przyznała i powstrzymała się z trudem przed tym by się nie otrzepać z pyłu - nie trzeba i tak niedługo kończę swoją zmian, a tak to się wybrudziszę - przyznała i wzruszyła ramionami. Prawda była taka, że w sumie już była po pracy, ale postanowiła posiedzieć z kobietą. Musiała dopilnować czy wszystko jest w porządku. Teraz po prostu czekała na lekarza, ale miło spędzała w ten sposób ten czas - powinnaś odpoczywać, ale ciekawi mnie, czy twoja moc działa tylko na twoje własne rysunki, czy jakby ktoś narysował jakiegoś zwierzaka to by też działało? - zapytała, ale nie nalegała na to by to sprawdzić. W końcu przecież Iris może posiadać taką wiedzę. Nie chciała też przecież pokazywać, że umie lepiej rysować, bo to nie miało znaczenia. Kobieta byłą chora, musiała odpoczywać, więc jej nie oceniała, a lisek był naprawdę uroczy!

Iris - 20 Luty 2019, 00:01

Rozmowa zeszła na inne tory i Baśniopisarka skrycie była wdzięczna pielęgniarce za jej obecność. Pragnęła samotności, ale jednocześnie nie mogła jej znieść. Potrzebowała zwykłej rozmowy o błahostkach. Wiedziała czemu się tutaj znalazła, ale nie miała pojęcia jakie zabiegi przeszła i co z jej maluchem. Gdyby jednak coś było nie tak, Julia powiedziałaby jej, prawda? A może nie wie... Iris wiedziała, że lekarze nie wszystko mówią pozostałemu personelowi, zdążyła to zauważyć już w czasie tych kilku wizyt jakie odbyła w tym miejscu. Marionetki które tutaj pracowały były trochę upiorne, nie miały twarzy, ale jako wieloletni Mieszkaniec Krainy Luster nie dziwiła się już niczemu.
Jej pytanie zaskoczyło ją. Otworzyła szerzej oczy i zamrugała kilkakrotnie, jakby chciała lepiej przyswoić jej słowa. Uśmiechnęła się lekko zakłopotana i uniosła dłoń, by potrzeć palcem usta w geście wyrażającym zamyślenie.
- Naturalny kolor? Taka się urodziłam. - wzruszyła ramionami bo nie wiedziała jak odpowiedzieć na to pytanie - Moja mama też miała taką moc, tak mówił mi mój ojciec gdy jeszcze z nim mieszkałam... - dodała, ale szybko urwała wątek, bo nie chciała teraz o nim rozmawiać - Ale jeśli chodzi ci o najczęstszą barwę jaką przywdziewam, to będzie to ciepły, ciemny brąz. Z tęczowymi pasemkami. O, taki. - dotknęła włosów i nabrały one wspominanych barw. Terry uwielbiał brunetki, powiedział jej kiedyś o tym, dlatego to dla niego nosiła te kolory.
- Ładnie? - zapytała niepewnie po czym ukradkiem spojrzała na mężczyznę, który przyglądał się jej i coś notował.
Reakcja Julii na liska była naprawdę miła, i nawet gdy stworek rozsypał się w szary pył, dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie. Iris rozpromieniła się i posłała jej uśmiech, bardzo podobny do tego, który skrzydlata uchwyciła na papierze.
- Moja moc działa tylko na moje rysunki, kiedyś to już sprawdzałam. To trochę tak, jakby słuchała jedynie mojego pędzla i wlewała iskrę życia tylko w moje dzieła. - wyjaśniła - Nie trwa to długo, ale bywa całkiem przydatne. Kiedy stworzyłam stadko myszy by pomogły mi oczyścić ogród z chwastów. - zaśmiała się ukrywając usta za dłonią - Oczywiście sama też pracowałam, nie wyręczały mnie w całości! - dodała, bo nagle poczuła chęć wytłumaczenia, że wcale nie jest leniwa. Kiedy zrozumiała jak głupio to zabrzmiało, zaśmiała się ponownie a jej tęczowe pasemka rozbłysły.
Otworzyła oczy po wybuchu wesołości i ponownie zerknęła na milczącego. Nieładnie z jej strony, że go ignoruje... Postanowiła nawiązać z nim kontakt, zapominając gdzie jest i z jakiego powodu.
- Dzień dobry. - powiedziała i nieśmiało pomachała w jego stronę - Może przysiądzie się pan bliżej? - zaproponowała.
Szok. Bo jak inaczej nazwać te nagłe zmiany nastroju i to, że właśnie odrzuciła od siebie wszelkie myśli o wypadku, dziecku i Terrym? Chciała jedynie porozmawiać ze skrzydlatą dziewczyną o lisich uszach i ogonie, i ze szkarłatnookim mężczyzną, który w milczeniu zapisywał coś w notesie.

Anomander - 20 Luty 2019, 03:43

)

Kiedy Pacjentka się do niego odezwała, Jan Sebastian kończył właśnie nanosić glosy na marginesach swoich notatek. Eleganckie linie odręcznego pisma wyglądały teraz tak, jakby otaczała je wyjątkowo misterna i wymagająca olbrzymiego nakładu pracy bordiura. Dukt pisma, pochylenie znaków, subtelne łączenia liter i wypracowany przez lata nacisk końcówki pióra na arkusz – to wszystko tworzyło z zapisków Marionetki istne dzieło sztuki.
Podniósł oczy na kobietę i poprawił palcem okulary.
Bez słowa podniósł się i podszedł do drzwi, w których chwilę później pojawiła się pozbawiona twarzy marionetka z dwoma, obramowanymi starym, kasztanowym drewnem, tabliczkami. Jedną stalową, a drugą miedzianą. Na starych, drewnianych ramkach, w specjalnych uchwytach i zagłębieniach, spoczywały rysiki zakończone igłami, rylcami, dłutkami i ostrzami o różnych kształtach.
Niejako osobno, marionetka bez twarzy podała Janowi Sebastianowi otwarte puzderko, w którym na aksamicie spoczywały dwa narzędzia, o trzonkach z kości słoniowej i złota – chwiejak i ruletka.
Jan Sebastian delikatnie przesunął palcami po rękojeściach narzędzi. Nie pamiętał kiedy ostatnio ich używał, ale był pewny, że nie jedno ludzkie życie upłynęło od tamtej pory. Nigdy nie był mistrzem techniki druku wklęsłego, ba, nawet nie stał przy takowym, ale wiedział jak się to robi.
Wziął do rak przybory do stalorytu i mezzotinty i powolnym krokiem podszedł do łóżka Pacjentki.
- Dzień dobry – powiedział głosem spokojnym i uprzejmym choć chłodnym jak styczniowy poranek - Przepraszam, że wcześniej nie podszedłem, ale musiałem dokończyć pewne sprawy.
Płożył na sąsiednim łóżku przybory drukarskie i podszedł do Julii stając tuż przy niej.
Poprawił okulary, i przez chwilę przyglądał jej się krytycznie swoimi czerwonymi oczyma.
Nie odezwał się nawet słowem.
Nie było też czuć od niego alkoholu ani jakiegokolwiek zapachu.
Powoli wyciągnął rękę, i czterema palcami (kciukiem, wskazującym, środkowym i serdecznym) dotknął grafitowego pyłu, który pokrywał Julię.
Przez chwilę rozcierał go na palcach, po czym szybkim jak myśl ruchem dłoni, trzema palcami przejechał po policzkach dziewczyny zostawiając na nich czarne smugi, a czubka nosa dotknął kciukiem rozcierając na nim grafit.
- Teraz wyglądasz jak prawdziwy lis. Masz wąsy i czarny nos. – powiedział bez emocji, krytycznie patrząc na swoje wyrafinowane dzieło z dziedziny makijażu i charakteryzacji.
Cóż, z pewnością na świecie, a może nawet i w Klinice, byli lepsi od niego w tym fachu, ale trzeba przyznać, że poradził sobie całkiem nieźle.
Odruchowo sięgnął dłonią do wnętrza garnituru po chusteczkę, która kilka dni temu, podarował Bane’owi do zatamowania krwotoku. Pokręcił głową i odchylił drugą połę marynarki, skąd z wewnętrznej kieszeni wyjął inną chusteczkę, w którą wytarł palce.
- Nazywam się Jan Sebastian. – powiedział, a dwoje czerwonych oczu spoczęło na twarzy Pacjentki - Jestem marionetką pracującą w Klinice.
Z końca, w którym wcześniej siedział przyniósł sobie solidny taboret, i postawiwszy go przy łóżku Pacjentki usiadł. Mebel aż zajęczał pod ciężarem marionetki.
- Ktoś, kiedyś powiedział mi, że sztuka, to okno na świat. To coś co pozwala pojąć i zdefiniować na nowo naturę rzeczy. To za jej pomocą można wstawić słońce pomiędzy gwiazdy nocnego nieba, latający ptaki w bezdenne oceany i doprowadzić róże do rozkwitu choćby w koło panowała śnieżyca. – sięgnął po miedzianą płytkę i narzędzia - Słyszała Pani o mezzotincie? To technika druku wklęsłego. Polega na tym, że obraz tworzy się gładzikiem na chropowatej i posiekanej powierzchni płyty miedzianej.
Uniósł wzrok na Julię i poprawił okulary.
Następnie delikatnie odwrócił płytkę z miedzi tak by i ona widziała proces.
- To jest ruletka. – powiedział podając Pacjentce przyrząd przypominający mały wałek do malowania ścian, ale wykonany z setek połączonych ze sobą maleńkich, płaskich ostrzy - Za jej pomocą nacina się miedzianą blaszkę.
Powiedziawszy to delikatnie ujął rękę kobiety i wprawnym ruchem poprowadził jej dłoń. Rolka przesuwała się po miedzianej powierzchni zostawiając płytkie nacięcia.
Gdy skończyli, a cała płytka była już równomiernie pokryta nacięciami, odebrał ruletkę i ponownie schował ją do pudełka, które tym razem postawił na stoliku przy pacjentce.
- Teraz wystarczy wziąć gładzik – powiedziawszy to wziął z uchwytu w ramce oprawiony w drewno stalowy szpikulec - i spokojnymi ruchami zagniatać na miękkiej miedzi te elementy które mają tworzyć obrazek.
Powiedziawszy to zaczął zagniatać nierówności.
Trwało to dłuższą chwilę, po czym Jan Sebastian wyjął z kieszeni pojemnik z tuszem i rozlał nieco na dolnej deseczce. Rozprowadził go po blasze a z tyłu ramki wyjął kartkę czerpanego papieru którą docisnął do blaszki.
Gdy ja odjął oczom wszystkich ukazał się obraz właściwy
- Miłe Panie, pozwólcie sobie zaprezentować, oto Świnia Bokiem i jabłko
Jan Sebastian poprawił okulary, otworzył szczyt ramki i zamienił płytki miejscami.
- Teraz Pani kolej. Proszę się nie przejmować jeśli za pierwszym razem nie wyjdzie, ja Świnię Bokiem trenowałem przez ostatnich dwieście lat.
Ponownie popatrzył na Julię.
- Julio, czy mogłabyś przyprowadzić tu Amber i … – nie zapisał imienia! Nie pamiętał, jak nazywało się zwierzę, które i Bane i Julia dostali od Dyrektora! Musiał improwizować. - tego drugiego nicponia? Zawsze z natury tworzy się łatwiej i wygodniej. Przy okazji strzepnij, proszę, ten grafitowy pył. Wąsy i nos możesz zostawić jeśli chcesz.
Gdyby ktoś, kiedyś poddał krytycznej analizie to konkretne zachowanie Marionetki, mógłby uznać, że posiadała ona ludzkie uczucia, oraz, że chciała pokazać kobiecie śmieszne zwierzaki i prawdopodobnie nieznane jej sztuki plastyczne, byleby tylko Pacjentka nie myślała o osobistej stracie i losie istoty, która przyniosła ja do Kliniki za cenę własnego życia.

Tulka - 21 Luty 2019, 18:00

Nie wypytywała o przeszłość kobiety. Nie była wścibska. Rozumiała, że mieszkała kiedyś z ojcem i matki nie znała. Więcej wiedzieć nie musiała. Zamrugała zaskoczona i od razu starała się zapamiętać piękne kolory - są piękne - przyznała - a jakie to praktyczne! Nie trzeba chodzić do fryzjera i spędzać tam nie wiadomo ile czasu, by zmienić kolor - zaśmiała się, przeczesując białą grzywkę, odkrywając tym samym swoje dwukolorowe oko, z małą blizną na brwi. Poruszyła też ogonem, by go trochę poprawić.
Zachichotała słysząc o myszkach - no to naprawdę przydatne. W szczególności jak coś wpadnie pod szafę i nie można tego wyciągnąć - przyznała i otrzepała się na samą myśl. Już kilka razy zdarzyło się, że musiała jako lis wchodzić gdzieś w ciasne miejsca, pełne kurzu i pająków, które potem wybierała z futra i włosów. Nawet porządny prysznic nie zawsze był w pełni pomocny. A taka namalowana myszka? To by było coś!
Spięła się lekko, gdy Pacjentka zaprosiła Jana Sebastiana. Nie przepadała za gościem, ale przecież nie musiała tego pokazywać. Zamrugała zaskoczona, gdy ten namalował jej wąsy i pomalował nos. Zaśmiała się krótko, ale trochę sztucznie. Przynajmniej nie dawało od niego alkoholem tak jak ostatnio gdy ze sobą rozmawiali. Mimo, iż starała się być miła i nie pokazywać niczego, jej oczy zmieniły się na lisie. Źrenice zwęziły, ale przez to efekt, który chciał uzyskać Marionetka tylko się pogłębił, więc można było to uznać jako po prostu podkreślenie lisiego wizerunku.
Czuła się trochę dziwnie, że zachowywał się tak miło i niczego nie krytykował. Ale cóż... miła odmiana po ostatnich przeżyciach.
Szybko zapomniała o przeszłości, gdy Księgowy zaczął pokazywać jakąś nową technikę plastyczną. Otworzyła szeroko oczy, miała ostawione wysoko uszy, a kita poruszała się wolno na boki. Było widać, że pochłania nową wiedzę, że na pewno będzie chciała tego kiedyś spróbować. Chyba kiedyś poprosi Jana Sebastiana czy nie chciałby ją tego nauczyć. Uwielbiała wszystko co się wiązało ze sztuką, więc może nawet mu wybaczy jego minusy.
Otrząsnęła się dopiero, gdy Marionetka zwrócił się do niej. Zamrugała zaskoczona i spojrzała na niego, początkowo nie rejestrując czego od niej chce. Ale szybko się otrząsnęła - przepraszam, ale obecnie pomieszkuję poza Kliniką i dziewczynki zostały w mieszkaniu, które wynajmuję - uśmiechnęła się przepraszająco i podrapała po tyle głowy - ale myślę, że mogę w zamian wziąć Niechniurkę Ordynatora, a Amber sama zastąpię, więc mamy zamiennik - uśmiechnęła się i wstała - to ja zaraz wrócę z modelem - puściła oczko Iris i wyszła z pokoju.

Poszła do pani Alice, zapytać czy wie, gdzie znajdzie Bane'a, ale gdy ta powiedziała, że wyszedł, uznała, że nie ma sensu go szukać, bo nie wie czy wyszedł do parku czy gdzieś na miasto. Podziękowała więc i udała się do jego gabinetu. Drzwi były otwarte więc weszła i od razu zakryła nos. Co tu tak śmierdzi! Rozejrzała się i szybko znalazła przyczynę. Wredotek załatwił się na sam środek blatu i siedział ofuczany na poduszce na kanapie. Pewnie Bane nie wypuścił go i nie dał mu jeść, bo miska też była wywalona na podłodze.
Westchnęła ciężko i zawołała futrzaka, pogłaskała go i obiecała mu mięsko. Szybko nakreśliła notatkę dla chirurga:
Cytat:
Ja rozumiem, że szanowny Pan Ordynator jest zajęty i przemęczony dużą ilością pracy, ale zwierzaka należy wyprowadzać, albo poprosić o to Marionetki, by choć raz go wypuściły. Tak samo trzeba go karmić. Jako, iż jesteś dorosły to poniesiesz konsekwencje i sam to posprzątasz! Informuję również, iż tymczasowo konfiskuję Wredotka na prośbę Jana Sebastiana.
Julia

Zostawiła ją zaraz obok fekaliów Niechniurki i wyszła z gabinetu z futrzakiem na ramieniu. Udała się znów do Alice by poprosić by nikt nie sprzątał po maluchu i wróciła do sali nr 1.

Weszła ostrożnie, by sprawdzić czy nie przeszkadza w rozmowie po czym podeszła do łóżka - to jest Niechniurka, ma na imię Wredotek - przedstawiła futrzaka wyciągając go na rękach - należy do naszego Ordynatora. Ja mam małą Kropkę, ale niestety nie ma jej na terenie Kliniki - wyjaśniła spokojnie i położyła na stoliczku miseczkę z mięskiem, które wzięła jeszcze od Alice by nakarmić malucha.
- Amber, o której wspominał pan Jan Sebastian to moja lisica, ale ja ją mogę zastąpić - powiedziała i zmieniła się w rudego liska. Zapomniała całkiem o wąsach czy też o pyle na ramionach, które jednak nie przeniosły się na futro. Wskoczyła na krzesełko i zamerdała ogonem po czym się otrzepałą, dzwoniąc srebrnym, okrągłym dzwoneczkiem z grawerem, przedstawiającym różę, który miała na szyi.

Iris - 22 Luty 2019, 01:06

- Faktycznie. - przytaknęła Baśniopisarka - Nigdy nie musiałam marnować pieniędzy i czasu na fryzjera. Gorzej, że kolory czasami 'ożywają' i zdradzają w jakim stanie emocjonalnym akurat jestem. - dodała i spojrzała w dół, bo przypomniała sobie co tu robi. Naprawdę wierzyła, że jej dzieckiem zajęli się lekarze. Nie przyjmowała do wiadomości innego obrotu wydarzeń, przecież ktoś powiedziałby jej wprost co się stało, gdyby było inaczej. Prawda?
Kiedy mężczyzna zbliżył się do nich, Iris mogła lepiej przyjrzeć się intensywnej barwie jego oczu. Czerwień wyglądała mrocznie, ale przecież nie tylko on jeden posiadał tęczówki tej barwy. Kobieta widywała na ulicach istoty o przeróżnych oczach.
Przyrządy które podała mu beztwarzowa Marionetka wyglądały upiornie i kobieta przez chwilę żałowała, że go przywołała, ale kiedy ujrzała, że tamten odkłada je na bok i odetchnęła z ulgą.
Parsknęła cicho, kiedy jegomość postanowił domalować pielęgniarce wąsy i czarny nosek. Wyglądała przeuroczo, ale Baśniopisarka nie odezwała się, bo nie wiedzieć czemu, poczuła, że jej komentarz może być nie na miejscu.
Czerwonooki przedstawił się, na co kobieta odpowiedziała tym samym, ale nie podając funkcji, bo przecież nie była nikim ważnym. Skoro Jan tu pracował, pewnie znał jej imię, ale nie zaszkodziło dopełnić kulturalnego zwyczaju.
- Piękne słowa. - skomentowała jego wypowiedź i zamyśliła się na chwilę a jej kolory przygasły, zaraz jednak skupiła swój wzrok na podniesionych przedmiotach i kiedy tamten zaczął tłumaczyć do czego służą, zamieniła się w słuch. Co chwilę potakiwała tylko, przyswajając informacje.
Dostała przyrządy ale nie bardzo wiedziała co uczynić, dlatego kiedy Jan sięgnął i chwycił jej dłoń, była mu wdzięczna za poprowadzenie jej.
Jego dotyk był... chłodny. Ale czemu się dziwić, przecież był Marionetką? Niemniej przyjrzała się jego dłoniom. Były delikatne, jak na mężczyznę było to dość niespodziewane. Palce miał długie i proste, paznokcie ładnie wypielęgnowane, ale akurat to ostatnie zostało mu nadane w procesie tworzenia. Nie zauważyła na jego rękach żadnych zniszczeń czy nagnieceń, tak powszechnych przecież u Marionetek użytkowych.
Prowadził jej rękę pewnie i powoli, tak, by mogła poznać cały proces tworzenia. Nie znała tej techniki i wydawała jej się bardzo dziwna, ale przecież efekt końcowy może być zaskakująco piękny. Nie zawsze to, co wydaje się na pierwszy rzut oka paskudne, jest takie w istocie.
Gdy zabrał jej narzędzie, początkowo pomyślała, że zrobiła coś nie tak, ale Jan kontynuował spokojnym tonem wykład, dlatego nie przerywała.
Dalszą część pracy wykonał sam a ona nie mogła się nadziwić każdemu etapowi, bo to wszystko było tak dziwne, że aż piękne. A gdy poznała efekt końcowy, uniosła dłoń do ust chcąc zakryć nią rozdziawione w zachwycie wargi.
- Dwieście lat? - podjęła z wahaniem ale wzięła do ręki przybory - Nie wiem czy będę w stanie stworzyć cokolwiek, co będzie można zidentyfikować. - dodała cicho, ale zabrała się za pracę.
Julia została odesłana po...coś lub kogoś, Iris nie pytała. Ale jej pewność siebie uleciała razem z jej wyjściem. W czasie przygotowywania i nacinania podłoża, nie patrząc na Jana, poczuła niepokój. Nie bała się go, można rzec że jego spokojny głos i obecność działały na swój sposób kojąco.
Pracował w Klinice. Musiała więc spróbować, skoro pielęgniarka nie posiadała takich informacji, to może on wiedział coś więcej?
- Proszę pana? - zapytała cicho, nie przerywając tworzenia - Może pan będzie wiedział... Co z moim dzieckiem? - nie miała odwagi spojrzeć w szkarłatne oczy.
Miękki materiał był już gotów do kolejnego kroku, ale czekała na powrót skrzydlatej.

Niezależnie od tego co usłyszała lub nie, nie dotarł do niej sens wypowiedzi bo podniosła wzrok na Julię kiedy ta wróciła i przyniosła... Niechniurkę? A czym to właściwie było?
Wredotek. Nie brzmiało to zachęcająco ale sam stworek wyglądał prześlicznie. Czarne ślepka okalało ciemniejsze futerko, miał czarny krawacik po piersi ale oprócz tego był cały śnieżnobiały. Rzucił się na mięsko jak dziki, czyżby nie jadł dzisiaj nic?
Baśniopisarka obserwowała przez chwilę istotkę ale już po chwili przeskoczyła wzrokiem na samą Julię, która postanowiła zmienić się w lisa! Niewiarygodne!
Pamiętając instrukcję Jana zaczęła nagle z wielkim zapałem tworzyć na płytce odbicie zwierząt, najlepiej jak umiała. Bardzo się starała, bo chciała zaimponować Marionetce i pielęgniarce.
Trochę to trwało, ale ostatecznie pokazała wszystkim trochę koślawy portret z którego wcale nie była dumna, o czym świadczył rumieniec.

Anomander - 22 Luty 2019, 04:19



Słysząc, że Julia mieszka poza Kliniką, Jan Sebastian wyjął notatnik i pióro i szybko coś zapisał, po czym zamknął zeszyt i schował go do kieszeni marynarki.
- Szkoda. – powiedział spokojnym głosem nie wiadomo czy do Julii czy do samego siebie
Popatrzył na Pacjentkę swoimi rubinowoczerwonymi oczyma gdy ta miała wątpliwości czy uda jej się stworzyć coś sensownego.
- Nikt nie zostaje mistrzem za pierwszym razem, i nie należy się tym przejmować. – powiedział Marionetka spokojnym głosem wyjmując z kieszeni zeszyt i coś zapisując.
Gdy Julia wyszła z pokoju, Jan Sebastian otworzył zeszyt na środku i wyjał złożoną na czworo kartkę papieru.
- Ja jestem tylko marionetką, i nie do tego zostałem stworzony, ale proszę zobaczyć co potrafi zrobić istota z krwi i kości, taka jak Pani.
Rozłożył kartkę.
Oczom dziewczyny ukazał się krajobraz z zamkiem na górze
- Jak widać praktyka czyni mistrza.
Zostawił kartkę na łóżku Iris i pomógł jej przygotować wszystko do wykonania pracy.
Gdy dziewczyna zapytała o dziecko Jan Sebastian spojrzał jej prosto w oczy.
- Obrażenia były na tyle poważne, że tylko Panią udało się uratować. – powiedział swoim zwyczajnym spokojnym głosem i poprawił okulary na nosie.
W międzyczasie do pokoju weszła Julia niosąc na rękach Wredotka.
No tak, Bane ostatnio go nieco zaniedbywał, przez co zwierzak wyglądał jakby większość czasu spędzał sam.
Jan Sebastian wyjął notatnik, otworzył niemal na samym końcu i przez chwilę szukał jakiegoś słowa w swoistym spisie treści. Gdy znalazł przewrócił karty niemal na początek.
Zarówno Julia jak i Iris mogły zobaczyć równe linie pięknego pisma otoczonego przez maleńkie napisy na marginesach. Całość wyglądała jak dzieło stworzone przez iluminatora-miniaturzystę w jednej ze średniowiecznych ksiąg rękopiśmiennych. Problem stanowił alfabet, którego marionetka używała do zapisu. Ani Julia ani Iris nie były w stanie go rozczytać, choć niektóre litery wydawały się podobne do tych używanych na co dzień.
Jan Sebastian otworzył notatnik na stronie, która rozpoczynała się ozdobnym czerwonym inicjałem i przez chwilę studiował zapis.
W międzyczasie Julia zmieniła się w lisa z dzwoneczkiem na szyi.
- Przepraszam na chwilę. Proszę, chwilowo nie brać mnie pod uwagę w czasie rozmowy.
Powiedziawszy to podniósł się i już maił ruszyć w stronę wyjścia gdy nagle zatrzymał się, popatrzył na Julię
- Chciałbym później zamienić z Tobą dwa zdania. – powiedział i poprawił okulary.
Podszedł do drzwi i stanął w nich.
Nie mógł opuścić posterunku, ale za to mógł czekać przy samej granicy.
Przez chwilę mówił coś do przechodzącej marionetki, a ta skinęła głową i szybko się oddaliła.

(JAN SEBASTIAN przez okres wymiany 1-2 postów nie bierze udziału w fabule – wyłącznie stoi w drzwiach i na coś czeka.)

Tulka - 22 Luty 2019, 08:38

Gdyby to zrobił ktoś inny, to pewnie nie miałaby nic przeciwko tym wąsom, ale z racji, że zrobił to Księgowy, nie była zbyt zadowolona, ale widząc, że Pacjentce chyba się spodobało, nie mogła być na niego dłużej zła. W szczególności, iż zdradziła jej kiedy kolory je włosów zmieniają się same. Pewnie temu były wcześniej czarne. Bo czuła się okropnie. Nie dziwiła się, ale i tak nie mogła powiedzieć jej prawdy...
Nie do końca wiedziała co Jan Sebastian miał na myśli przez swoje "szkoda", ale to nie był czas na takie zastanowienia. Musiała iść po Wredotka, a nie chciała zostawić Iris samej z Marionetką. Nie bała się o to, że Jan Sebastian zrobi coś złego. Po prostu przy nim można czuć się niepewnie. Jest sztywny i mówi dosadnie, więc chyba lepiej by załamana kobieta nie została z nim sam na sam na zbyt długo.

Coś było nie tak, bo Iris wyglądała na przygaszoną, zerknęła więc pytająco na Marionetkę. Może jej potem wyjaśni co się stało. Widziała, że Pacjentka zajęła się pracą nad swoim małym dziełem. Nad nauką czegoś nowego.
Wredotek chyba szybko odwrócił jej uwagę. Widząc jednak minę kobiety uśmiechnęła się zachęcająco - możesz go pogłaskać, nie gryzie - powiedziała spokojnie i podsunęła jej zwierzaka. Niechniur był rozkojarzony jedzeniem ale grzecznie dał się pogłaskać (o ile Iris tego chciała) po czym uciekł do jedzenia.
Julia siedziała grzecznie na krześle, raz tylko się podrapała za uchem, dzwoniąc przy tym swoim dzwoneczkiem. Spojrzała zaskoczona na bruneta, gdy ten uznał, że musi potem porozmawiać z Tulka - nooo dobrze - odpowiedziała zaskoczona, ale nie drążyła tematu. Tylko co jakiś czas zerkała na Marionetkę, który stał w drzwiach. Co on kombinował? Domyślała się, że nie może wyjść z sali, ale chyba chciał chwili dla siebie, mówiąc, że nie będzie uczestniczył w rozmowie. No cóż.
Zamerdała ogonem, widząc dzieło Iris - ładnie wyszło, mnie by się nie udało za pierwszy razem nic zrobić - powiedziała uśmiechając się po lisiemu. Wredotek w międzyczasie napełnił brzuszek i zaczął brykać po pościeli i zaczepiać Pacjentkę. Widać, że chciał zwrócić na siebie uwagę. Potrzebował trochę zabawy z kimś, skoro cały dzień siedział sam w pokoju Ordynatora.

Iris - 24 Luty 2019, 02:15

Jan Sebastian wydał jej się być bardzo miłą istotą. Mimo, że był Marionetką, w jego poczynaniu dostrzegła coś, co pozwoliło jej pomyśleć o tym, że chce on odwrócić jej uwagę. I dobrze, chyba tego właśnie potrzebowała. Była wdzięczna zarówno Julii jak i jemu, że postanowili zepchnąć rozmowę na inne tory.
Przyglądała się kartce którą pokazał jej mężczyzna. Był na niej krajobraz... Takie cuda da się wykonać za pomocą tej techniki? Spojrzała krytycznie na swoje 'dzieło' i postanowiła, że zrobi drugie, ale tym razem się postara.
Śmieszna, biała bestyjka biegała dookoła i dokazywała. Kilka razy otarła się o Baśniopisarkę, ale kiedy ta wyciągała rękę by pogłaskać stworka, uciekał on brykając wesoło. Chyba lubił towarzystwo, wyglądał tak, jakby od dawna nie miał możliwości poswawolić. Iris nie znała Ordynatora i wieść o tym, że to jego maluch była nieco dziwna, ale nie chciała oceniać nikogo. Może ktoś tak poważny jak lekarz również potrzebuje zwierzaka do którego może się przytulić?
Podziękowała Julii za miłe słowa ale wyjęła nową blaszkę i zaczęła przygotowywać ją pod nowy obrazek. Kiedy podłoże było gotowe, spojrzała na lisa oceniającym wzrokiem. Pielęgniarka w tej postaci wyglądała uroczo, ale kobieta zaczęła rysować zupełnie inny kształt.
Po chwili z kilku linii zaczęła układać się ptasia głowa. Iris dorysowała wielki, zakrzywiony dziób, śmiesznie nastroszone na czubku pióra. Piękne, okrągłe oko...
Szkoda, że Jan wstał i podszedł do drzwi. Nie będzie mógł obserwować starań Baśniopisarki. A tym razem naprawdę się przyłożyła!
Skończyła po jakimś czasie i spojrzała na dzieło. Wciąż czegoś mu brakowało, bo przecież robiła to drugi raz w życiu, ale dało się już rozpoznać co przedstawiało. Tak jak pokazywała jej Marionetka, kobieta odbiła obraz na papierze i gdy wszystko było gotowe, położyła arkusz na łóżku tak, by i Julia zobaczyła co na nim było.
- To... Alkis. - powiedziała cicho, jakby do siebie.
Jej spojrzenie stało się nieobecne. Czułym gestem pogładziła kartkę w miejscu, gdzie piórka wielkiego ptaka tworzyły śmieszny czubek.
"Obrażenia były na tyle poważne, że tylko panią udało się uratować..."
Co?!
Sens wypowiedzianych dużo wcześniej słów nagle uderzył ją jak grom z jasnego nieba. Poderwała głowę i spojrzała z przerażeniem w twarz siedzącego przed nią lisa. Jej tęczówki zaszły czernią tak głęboką i matową, że oczy wyglądały teraz jak dwie studnie. Może to i lepiej, bo nie będzie widać w nich szaleństwa.
- Ono nie żyje!? - krzyknęła, patrząc najpierw na Julię w lisiej postaci, potem na mężczyznę stojącego przy drzwiach. Poczuła straszliwy żal i złość. Jak mogli... Ukrywać to przed nią? Jan podszedł i celowo zabawił ją sztuką, by nie myślała o tym, co się stało. A potem gdy zapytała, powiedział jej bo nie mógł skłamać. Iris kiedyś czytała o Marionetkach, którym nakazano zawsze mówić prawdę.
- Nie żyje!? - zawyła i odtrąciła cały sprzęt. Tusz rozchlapał się na pościeli. W jej szeroko otwartych oczach zalśniły łzy ale zmarszczone, drgające brwi zdradzały, że jest zdenerwowana.
- Gdzie ono jest? No!? Powiedz coś!!! - rzuciła oskarżycielskim tonem w stronę Jana, ale tamten ignorował ją, stojąc spokojnie. Nawet nie patrzył w ich stronę!
Z ust Iris wydobył się krzyk tak głośny i przejmujący, że niejedna osoba mogłaby pomyśleć, że w Klinice trzymają ranne zwierzę. Chciała wykrzyczeć te wszystkie emocje, które nią teraz szarpały, jak szmacianą lalką wichura. Była zła, zrozpaczona, nie wierzyła i wierzyła jednocześnie.
Emocje były tak silne, że nie zauważyła kiedy roztoczyła aurę swojej mocy - swoistą pułapkę, w którą złapała Julię, a która nakazywała jej teraz płakać najrzewniej jak tylko umiała.
Skoro Iris zabrakło łez, pragnęła by ktoś inny wylał ich odpowiednio dużo.


*Użycie mocy rangowej: Wywoływanie napadu płaczu - czas trwania: 2 posty.*

Tulka - 24 Luty 2019, 22:17

Wredotek dokazywał, ale nie przeszkadzało to chyba kobiecie. Kilka razy uciekł od niej ale w końcu dał się pogłaskać i nawet wywrócił się na grzbiet, by dać się pogłaskać po brzuszku. Po chwili jednak uciekł i znów zaczął brykać, zupełnie w innej części pokoju. Cieszył się, że nie jest sam, a że był wredny, jak jego imię wskazywało, to lubił podrażnić się z innymi. Ale nie był agresywny, więc Tulka nie bała się, że coś złego się stanie.
Julia czekała cierpliwie na to co takiego Iris postanowiła tym razem stworzyć. Nie była pewna czy robi jej nadal za modelkę czy nie. Podejrzewała, że nie ale uznała, że nie będzie pytać, a po prostu poczeka. Tak na wszelki wypadek. Poza tym, jakby coś się działo to przecież jej przemiana nie była jakaś bolesna czy nawet długa, żeby musiała być cały czas w ludzkiej postaci.
Zerknęła na dzieło Pacjentki. Alkis? Gdzie ona to słyszała? Albo jej się tylko teraz zdawało. Nie miała jednak czasu na to, żeby myśleć nad tym tematem, gdyż kobieta nagle dostałą napadu szału? Nie wiedziała co się dzieje. Wystraszona nagłym krzykiem wstała na cztery łapy, po czym na tylne i zmieniła się pospiesznie. Nie przemyślała tego jednak, zaskoczona zachowaniem Pacjentki i runęła z głośnym hukiem na podłogę. Na pewno to poczuje rano, ale teraz nie miała czasu na myślenie o tym ile będzie miała siniaków, albo też czy się nie poobijała.
Z lekkim trudem zerwała się z podłogi i zaczęła szybkie zbierać przybory, które wcześniej przyniósł Jan Sebastian - Iris proszę uspokój się... - poprosiła po czym zakryła uszy od krzyku kobiety. Zaczęła rozprostowywać skrzydła, by spróbować ją uspokoić. Może hipnoza by tutaj zadziałała i choć na chwilę pozwoliła Pacjentce się ogarnąć, żeby dało się nad nią jakoś zapanować. Stało się jednak coś czego Tula nie przewidziała. Zaczęła...płakać. Nie wiedziała dlaczego. Łzy płynęły po jej policzkach strumieniami, zaczęły targać nią szlochy. Cofnęła się i patrzyła na kobietę zszokowana. Co się działo? Nie rozumiała tego, a zgromadzone ostatnimi czasy emocje, wcale nie pomagały nad opanowaniem się. Oparła się o ścianę i skryła twarz w dłoniach. Płakała głośno, nic nie mogło jej powstrzymać. Pękły po prostu wszystkie bariery, a nastolatka zupełnie nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Nie mogła nawet ustać i po prostu nadal opierając się o ścianę zjechała do siadu, starając się uspokoić choć na tyle by zrobić cokolwiek, ale nie była w stanie...

Anomander - 25 Luty 2019, 04:27




Jan Sebastian stał w otwartych drzwiach, opierając obie ręce na futrynie drzwi. Wyglądało to tak, jakby jakaś niewidzialna, niezwykle potężna siła, utworzyła niewidzialną ścianę pomiędzy klinicznym korytarzem a ościeżnicą, której to ściany, Jan Sebastian jako marionetka, przebić nie był w stanie.
Gdy chwilę później pojawiła się pozbawiona twarzy marionetka i pokręciła przecząco głową, Jan Sebastian puścił framugę i wolnym krokiem przeszedł pokój w szerz. Od drzwi do okna.
Stanął przy parapecie i popatrzył przez okno w dal.
Ona słyszy.
Słyszy, ale nie słucha.
Wiedział, że musi szybko podjąć jakąś decyzję. Postawić na szalach wagi dwie sprawy, z których każda była równie ważna, z tym, że dla innej osoby.
Ponownie podszedł do drzwi i stanął w nich jakby wierzył, że sama jego obecność w tym miejscu, może jakoś wpłynąć na otaczający go świat i bieg wydarzeń.
Gdy pacjentka wykrzyczała w jego stronę pytanie o to gdzie jest jej dziecko, Jan Sebastian całkowicie je zignorował. Doskonale znała odpowiedź na postawione przez siebie pytanie, co znaczyło, że mogło być ono potraktowane jako retoryczne. A na pytanie retoryczne, Jan Sebastian nie zwykł odpowiadać nigdy i nikomu.
Cały czas wpatrywał się w korytarz, po którym przybiegła kolejna marionetka, stanęła przed Czerwonookim jakby składała niemy raport, i za chwilę ruszyła dalej.
Ona odmawia.
Ona chce.
Jan Sebastian zacisnął palce na framudze. Opuszki palców bez większego oporu wbiły się w drewno, zostawiając na nim wgłębienia.
Którą szalę wagi powinien wybrać? Która szala jest ważniejsza?
Nagły wrzask, huk i dźwięk rozsypywanych przyrządów drukarskich odwróciły jego uwagę. Zanim jednak oderwał wzrok od korytarza, Julia, już w ludzkiej postaci, zaczęła zbierać je z ziemi. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Julia zaczęła płakać i osunęła się pod ścianą.
Puścił framugę, wyjął z kieszeni notes i szybko zapisał w nim kilka słów.

= Użycie mocy: „Majestat Władcy: Kontrola” =


- Spokój. – powiedział Jan Sebastian chowając notatnik do kieszeni, a świat, zdawać by się mogło, drgnął w posadach i go posłuchał, albowiem wszystko co żyje, zamarło na chwilę jakby rozważało sens słowa wypowiedzianego przez marionetkę, a znalazłszy go słusznym, podporządkowało mu się.
Pierwszy, ze względu na najsłabszą wolę, był panikujący Wredotek. Zwierzak, wypłoszony nagłym wrzaskiem i wszechogarniającą aurą smutku zaczął piszczeć i miotać się w panice po całym pomieszczeniu.
Gdy Jan Sebastian przemówił zwierzak, który aktualnie szamotał się pod sufitem obijając o ścianę, opadł na podłogę, patrzył na marionetkę swoimi małymi ślepkami, po czym wskoczył na krzesło i położył się na nim, a wyraz jego pyszczka i położenie uszu wskazywały na to, że nie czuje już strachu ani innej negatywnej emocji. Wydawał się w pełni zrelaksowany.
Następnie przyszła pora na obie kobiety.
Obie, w tym samym momencie, mogły poczuć, jak cała złość, frustracja, agresja, strach, niepewność, ból, żal i wszystkie inne zgromadzone i przechowywane w nich negatywne emocje, nagle przemieniają się w uczucie błogiego spokoju. Niemal namacalne, ciepłe i miękkie jak futro szynszyla czy lisia kita, odczucie spokoju zaczęło otulać obie dziewczyny.
Kiedy obie uspokoiły się na dobre, Jan Sebastian przestał emanować mocą, po której „ofiarom” pozostało przyjemne odrętwienie i uczucie głębokiego relaksu.
Marionetka popatrzyła przez chwilę gdzieś za okno, po czym wróciła do otwartych drzwi.
- Przepraszam, za to co zrobiłem – powiedział spoglądając na Julię i Iris - Mam nadzieję, że teraz będzie wam łatwiej prowadzić rozmowę.
Powiedziawszy to odwrócił się, oparł na framudze i czekał.


(Jan Sebastian nie bierze udziału w rozmowie przez okres 1-2 postów lub do akcji uwarunkowanej rozwojem wydarzeń)

Iris - 25 Luty 2019, 13:58

Nie zauważyła kiedy Julia dokonała przemiany. Nie to było dla niej teraz najważniejsze. Patrzyła w stronę Jana i krzyczała, chcąc zwrócić jego uwagę. Jak na złość, mężczyzna pozostawał przy drzwiach, rozmawiał chyba z Marionetką bez twarzy.
Iris zawyła jeszcze bardziej rozdzierająco, bo nie dość, że straciła wszystko, to jeszcze mężczyzna który poinformował ją o stracie, ignorował jej pytania.
Chociaż... czy faktycznie chciała poznać na nie odpowiedzi?
To koniec, potwierdziło się najgorsze. Wiedziała, że miała wypadek, bo pamiętała napastników. Jak przez mgłę kojarzyła też lot nad lasem, pamiętała Alkisa. Wiatr poruszał jej włosami, było jej straszliwie zimno ale ciepłe łapy stwora dodawały otuchy. Przez chwilę myślała nawet, że została uratowana. Że kochany, poczciwy Alkis zadba o nią, bo przecież było pomiędzy nimi coś na kształt przyjaźni. Nie widziała się z nim bardzo długo, ale miała w pamięci ich pierwsze spotkanie. Ciekawe, czy zachował kamyk tak, jak ona zachowała jego pióro... Nie, przecież wrzuciła go do rzeki bo on przestraszył się naszyjnika. Nie było możliwości, by miał go nadal przy sobie.
Wyła, wypłakując z siebie swoje ostatnie pokłady łez. Kątem oka widziała pielęgniarkę, która również zaczęła szlochać. Iris nie była świadoma tego, że zmusiła ją do okazania tej a nie innej emocji.
Dziewczyna oparła się o ścianę i zjechała po niej plecami, chowając twarz w dłoniach. Baśniopisarka nadal oczekiwała odpowiedzi od Marionetki. Mały, biały zwierzak miotał się po całej sali, nie wiedząc co się dzieje. Z pewnością ktoś usłyszał cały ten harmider, nie było innej możliwości.
Kobieta czuła, że za chwilę ochrypnie, ale nie dawała za wygraną. Dopiero kiedy Jan rzucił krótką komendę, Iris przestała krzyczeć. Nie dlatego, że wyczerpała siły. Coś kazało jej przestać, stłamsiło jej żal i wściekłość. Zamarła z szeroko otwartymi oczyma i przez chwilę wpatrywała się w Marionetkę. Stał tam jak słup i nadal nie odpowiedział na jej pytania ale... To nieważne. Poczuła ciepło rozlewające się po jej ciele, uległość i spokój. Mogła tylko podejrzewać, że Jan coś zrobił... ale nie rozumiała co, dlatego potulnie zamknęła usta i spuściła wzrok.
Zamiar wykrzyczenia światu jaka tragedia właśnie ją dotknęła, został zgaszony niczym świeca, jednym dotknięciem dwóch palców osoby silniejszej psychicznie i stabilniejszej.
Iris, jak potulne zwierzę, poprawiła się na łóżku i zakopała w pościeli, podkulając nogi. Oparła mokrą od łez twarz na kolanach, obejmując je szczelnie. Czuła ból spowodowany tą pozycją, ale w tej chwili najważniejszym było to, by być grzecznym. By siedzieć spokojnie.
Zamknęła się w swoim małym światku. Wiedziała co straciła, jej roztrzaskane serce krwawiło obficie ale mimo tego, nie widziała już sensu w krzyku. Nie tak powinna opłakiwać swoje dziecko.
Kiedy Jan podszedł i przeprosił za to, co się stało, Iris podniosła na niego swoje na powrót czarne, matowe oczy. Również włosy, zdradzające jej stan, były ciemne, pozbawionej jakiegokolwiek ciepłego koloru.
- To ja przepraszam. - powiedziała cicho po czym spojrzała na Julię. Wyciągnęła ku niej dłoń i jeśli tamta ją uchwyciła, Baśniopisarka pociągnęła ją lekko ku sobie. Potrzebowała... w tej chwili potrzebowała się przytulić. Tak po prostu. Była rozbita na kawałki, chciała płakać ale już nie mogła, bo jej wyczerpane ciało miało dosyć. Potrzebowała ciepła drugiej osoby, żywej osoby.
- Wybacz, Julio. - powiedziała przytulając dziewczynę - Nie chciałam zrobić ci krzywdy... - dodała, wtulając twarz w jej ramię. Z jej ust wydobył się cichy szloch.
Trwała tak długo, oczywiście jeżeli pielęgniarka jej nie odtrąciła. Skrzydlata była ciepła, pachnąca i dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Czy to tak czułaby się, przytulając swoje maleństwo?
- Chcę do domu... Chris, zabierz mnie stąd. Gdzie jesteś... Christopher? - szepnęła tuląc lisią dziewczynę i głaszcząc ją po plecach i skrzydłach.
Tęskniła za nim ale jednocześnie bała się jego reakcji. Co miała począć w tej chwili? Odejść? Nie wracać do domu i upozorować swoją śmierć? Może tak byłoby dla niego łatwiej... ale nie dla niej. Gdyby kiedyś zobaczyła go w tłumie, przypadkiem, umarłaby z żalu. Nie okłamuje się ukochanej osoby, nawet jeśli prawda jest straszliwie bolesna.
- Julciu... Możesz posłać po mojego narzeczonego? O nic więcej już nie poproszę. - przycisnęła ją mocniej do siebie, jakby wcale nie chciała wypuszczać jej z objęć. Dziewczyna mogła w każdej chwili się odsunąć i Iris uszanowałaby jej zdanie, ale jeśli trwała przy niej, Iris nadal ją przytulała.
- Christopher Marwick. Mieszkamy w Malinowym Lesie. Błagam. - dodała cicho, mając nadzieję, że pielęgniarka ulituje się nad nią i spełni jej prośbę.

Tulka - 25 Luty 2019, 23:30

Całe szczęście słowo Jana Sebastiana uspokoiło nie tylko Iris, ale także Julię. Zachlipała jeszcze kilka razy, bo nie mogła się uspokoić całkowicie od razu. Po prostu musiała wyhamować z płaczem ale już była spokojna. Westchnęła ciężko i pociągnęła nosem. Skinęła Marionetce głową na podziękowanie, że uspokoił je. To naprawdę pomogło.
Po kilku oddechach wstała i otarła łzy z policzków. Uśmiechnęła się delikatnie do Pacjentki i pozwoliła się przyciągnąć. Coś jej mówiło, że kobieta tego potrzebowała. Usiadła na łóżku i czekała, aż ta się całkiem uspokoi - nic się przecież nie stało. Trochę płaczu jeszcze nikomu nie zaszkodziło - powiedziała i zamknęła oczy. Skoro Baśniopisarka nie widziała, Trucicielka nie musiała udawać uśmiechu. Chciała by Pacjentka się dobrze czuła, a poza tym to nie była jej sprawa, że nie tylko ona miała jakieś problemy. Tulka nie przejmowała się tylko Janem Sebastianem. Jak zauważy to co? Nie robiła nic złego. Każdy ma prawo się smucić, po prostu nie mogła pozwolić sobie na użalanie się nad sobą czy też zawracanie innym głowy swoimi problemami. Nie teraz...
Opuściła smutno uszy, gdy usłyszała jak kobieta prosi...chyba swojego ukochanego, o to, żeby ją stąd zabrał. Jak to tak naprawdę jest mieć kogoś na kim można polegać i kto będzie Cię kochał. Jeszcze kilka dni temu myślała, że wie...ale niestety i tym razem została oszukana...wykorzystana. Chyba już nigdy się tego nie dowie...
Zamknęła na chwilę oczy - możesz prosić o co tylko chcesz - wyszeptała i pogładziła kobietę po włosach. Wiedziała, że musi spełnić prośbę, ale też, że nie może tej decyzji podjąć sama. Nie bez lekarzy - jak mnie na moment puścisz, to poproszę by po niego posłali - powiedziała i jeśli Iris ją puściła, uśmiechnęła się do niej i podeszła do drzwi. Złapała jakąś Marionetkę bez twarzy i poprosiła by pilnie przekazać Dyrektorowi prośbę pacjentki. Ale też by zrobić to dość dyskretnie. Nadal nikt nie wiedział co spotkało Pacjentkę, więc lepiej, żeby jak najmniej osób o tym słyszało. Poprosiła też do dużą kartkę papieru z podkładką i dwa mazaki o różnych kolorach. Marionetka skinęła i po chwili tylko przysłała inną by posprzątały to co się nawyrabiało.
Tulka wróciła do Pacjentki i usiadła znów na łóżku - poprosiłam by po niego posłano, ale musisz się uspokoić. Co by powiedział jakby zobaczył taką krzyczącą nastolatkę, zamiast swojej ukochanej? - pomachała palcem karcąco - kto to widział by dorosła kobieta robiła taki bałagan? - pokazała na plamę na pościeli. Wzięła się pod boki i pokręciła z niezadowoleniem głową, cmokając przy tym. Oczywiście robiła to dość groteskowo, w końcu sama była pewnie sporo młodsza od Iris, ale cóż. Chciała jej jakoś poprawić humor. Nie mogły się cały czas smucić.
Gdy Marionetka przyniosła przybory, Tula rozłożyła papier na łóżku i podała Iris gruby, różowy mazak, taki jaki się daje dzieciom, sama wzięła turkusowy - zagramy w małą grę, ale przez to, że nabrudziłaś będziesz musiała się bawić mazaczkami, a nie farbkami - pokazała jej język - zasady są proste - poprawiła się na łóżku - rysujemy na zmianę, każda z nas może zrobić tylko jedną rzecz na raz, jeden kształt. Czyli jak chcesz zrobić oczy, to możesz zrobić tylko jedno i to tylko sam kształt - uśmiechnęła się niby wrednie, pokazując swoje białe, lisie ząbki - poza tym, nie może z tego wyjść żadna kupa szlaczków, tylko musi to na końcu przypominać jakieś stworzenie, roślinę czy cokolwiek innego. Nie można też rysować na dwóch końcach kartki, muszą to być kawałki obrazka blisko siebie - wyjaśniła pokrótce - to ja zaczynam - powiedziała i zrobiła zwykłą kreskę z pętelką. Ot taki szlaczek. Ciekawe co z tego wyjdzie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group