To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Stary park

Anomander - 7 Styczeń 2017, 05:12

Kochał latać.
Zapach powietrza na kilku tysiącach metrów i opór, który stawiało skrzydłom gdy się przez nie przedzierał, szum wiatru w uszach i nozdrzach oraz jego subtelny dotyk na łuskach sprawiały, że czuł się wolny. Każdy metr w górę oddzielał go niczym kurtyna od problemów na ziemi. Cała ziemia i jej problemy stawała się maleńka, i malała tym bardziej im był wyżej. Fakt, przestworza od zawsze dawały schronienie od problemów przyziemnej codzienności. Przez chwilę pomyślał o swoim synu. On też kochał przestworza i polowanie. Był tak samo zakochany w odczuciach jakie dawało latanie jak jego ojciec. Gdyby nie zachorował może zostałbym pilotem? Mimo upływu tak wielu lat ciągle za nim tęsknił. Wiele razy zapuszczał się pod bramę w Szkarłatnej Otchłani mając nadzieje, że kiedyś go spotka. Powtarzał to przez tydzień, miesiąc, rok. W sumie przez 30 lat. MORIA miała uratować mu syna w zamian za wierną i dobrą służbę. Początkowo dostawał jakieś wieści o jego stanie, ale później powiedziano mu tylko tyle, że syn jest zdrowy a on ma wracać do badań. Dopytywał, szukał, sprawdzał. Nic. Zero informacji.
Szybko odegnał od siebie ponure myśli.
Długość lotu Bane'a ograniczał czas i dobrze by było gdyby zdołali wylądować nim ów czas minie. Inaczej kiepska byłaby to inwestycja dla Anomandera i Kliniki. Poza tym jak to później tłumaczyć ludziom? Tak, owszem, mieliśmy chirurga i to wyjątkowo dobrego, ale wyszedł polatać i nim się obejrzeliśmy gwizdnął o ziemię tak, że tylko sandały zostały. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, bo za dodatkową opłatą mogę pokazać państwu jaki zacny krater wybił. Proszę mi wierzyć to prawdziwe cudeńko. Istny chirurgiczny majstersztyk.
Uśmiechnął się w myślach ale postanowił wybrać jakąś szybką i ładną trasę by uniknąć jednak konieczności pokazywania krateru. Zerknął w chmury w poszukiwaniu najbliższego cumulusa. Szybko znalazł to czego szukał.
- Park na tyłach placówki ma powierzchnię 8 hektarów, teren przed Kliniką przeznaczony na podjazd ma około 1 hektara a sam dom stoi na podobnej powierzchni jaką zajmuje podjazd i dziedziniec. Zatem można powiedzieć, że tereny kliniki sięgają w sumie 10 hektarów z czego 8 hektarów stanowi park a 1 hektar „użytki zielone” . – zorientował się, że chyba zbyt dokładnie odpowiedział na jej pytanie. Cóż, pozostaje nadzieja, że Julia zrozumie i znajdzie w tym wywodzie potrzebne sobie informacje - Trzymaj się, polecimy zobaczyć czy chmury są z waty cukrowej a następnie polecimy nad parkiem i kliniką. Wylądujemy w miejscu z którego startowaliśmy
Krążąc w kominie powietrznym zbliżył lot do harpii, która mimo tego, iż w rzeczywistości była sporym ptaszyskiem, teraz wyglądała jak gołąb przy łabędziu.
- Słyszałeś Bane? Najpierw polecimy zobaczyć czy ten cumulus nie jest przypadkiem z waty cukrowej, a następnie polecimy nad parkiem i kliniką. Wylądujemy w miejscu z którego startowaliśmy
Powiedziawszy to uderzył silnie skrzydłami i zaczął się wznosić w stronę obłoku. Zagłębili się w kłębiastym obłoku jak w wacie z tą różnicą, że powitała ich wilgoć i krople wody zamiast ciepła i słodyczy waty.
- No to sprawdziliśmy empirycznie, że chmury nie są jednak z waty cukrowej – powiedział gad - A szkoda ...
Dodał po chwili nieco ciszej.
Szybko obniżył lot oznajmiając gromkim rykiem zamiar wynurzenia się z chmury. Nie chciał wpaść na Bane'a, a w wypadku obłoku, ani białowłosy ani Anomander nie mieli by możliwości się zobaczyć odpowiednio wcześnie. Anomanderowi nic by się nie stało, w końcu jego ciało chroniły łuski grube i twarde jak czołgowy pancerz, ale biedna ptaszyna po takiej powietrznej kolizji byłaby połamana albo, w najlepszym wypadku, straciłaby siłę nośną co równałoby się katastrofie.
Ryknął głośno jeszcze raz i wypadł z chmury.
Poszybował w dół w stronę parku. Zrobił wielkie koło nad całym terenem Kliniki raz się wznosząc raz opadając. Chciał by dziewczynka mogła zobaczyć wszystko z jak najlepszej perspektywy.
- Kiedyś sama będziesz mogła tak latać, a że zapału ci nie brak to myślę, że nie będziesz musiała zbyt długo czekać na efekty .
Powoli podchodził do lądowania. Robił to ostrożnie. Nie chciał zniszczyć ani jednego kwiatka.
Rozłożył szeroko skrzydła, wyprostował nogi i delikatnie niczym opadający z drzewa listek osiadł na ziemi. Pomimo ponad pięciuset kilogramów wagi wylądował cicho niczym duch.
Ukucnął i pochylił skrzydło by dziecko mogło zejść.
Czekał na lądowanie Bane'a

Bane - 7 Styczeń 2017, 18:50

Dobrze było widzieć, że Tulka świetnie się bawi. Była zadowolona, chociaż wiele nie mówiła. Trzymała się mocno grzbietu Anomandera tak, by nie spaść.
Sam gad nie szarżował zbytnio. Leciał spokojnie, miarowo machając skrzydłami.
Bane bardzo starał się dotrzymać mu kroku... Chociaż chyba lepiej byłoby napisać "lotu". Bił mocno skrzydłami, ale ciężko było nie zauważyć, że był o wiele wolniejszy. Z resztą nie można wymagać od małej ptaszyny by stanęła do wyścigu ze smokiem.
Gdy usłyszał propozycję Anomandera, kiwnął łbem i tak jak oni, zwiększył wysokość.
Stracił gada z oczu zaraz po tum jak wlecieli w chmurę. Było zimno, mokro i nieprzyjemnie dlatego Bane zdecydował się na opuszczenie obłoku. Mokre piórka to nie to samo bo mokre łuski, po skrzydlatym doktorku woda po prostu spłynie a Bane będzie cały mokry.
Zawisł w powietrzu rozglądając się na boki ale po chwili, z powodu tego, że za bardzo męczyło go takie machanie skrzydłami, zaczął szybować dookoła.
Nie musiał czekać na nich długo. Ryk sprawił, że Harpia aż się wzdrygnęła. Pomogło to - dzięki temu Bane mógł zlokalizować mniej więcej gdzie Anomander się znajduje i odlecieć w porę, robiąc mu miejsce.
Dobrze się złożyło, ptaszysko szybko skręciło w bok jeszcze przed zderzeniem bo granatowy stwór wyleciał akurat na niego.
Bane zaskrzeczał głośno, ale przy ryku Anomandera brzmiało to jak pisk myszy przy warknięciu wilka. Zaśmiał się w głowie gdy zobaczył minę Tulki - była zachwycona. Ucieszył się z tego, mała chociaż przez chwilę może odetchnąć. A teraz, gdy już poznała czym jest latanie, będzie miała motywację by ćwiczyć. Nawet jeśli treningi będą intensywne i wyczerpujące.
Ruszył za demonicznym doktorkiem, przeleciał nad Kliniką przy okazji podziwiając tereny. To wszystko należało do Anomandera? Bogowie! Skąd on to wszystko miał?
Bane był pod wrażeniem majątku czarnowłosego mężczyzny. Wyglądało na to, że facet był jakimś arystokratą...albo swoją fortunę ze Świata Ludzi jakoś przeniósł tutaj.
Cokolwiek by to nie było, Bane trafił na żyłę złota. Nie miał zamiaru doić swojego pracodawcy, ale dobrze było wiedzieć, że szef nie zbankrutuje tak szybko. Z resztą nawet jeśli kiedyś zdarzy się coś złego i Anomander utraci część bogactwa, Bane pomoże mu jak tylko będzie umiał by wyjść z dołka. Przecież nie od dziś wiadomo, że może i pieniądze szczęścia nie dają ale się do niego przyczyniają.
Poczuł delikatne mrowienie bransolety co wskazywało, że powolutku zbliża się do swojego limitu. Widząc jednak, że smok zbliża się do lądowania, sam też postanowił obniżyć lot.
Musiał się mocno skupić by wylądować na ziemi. Anomander wcześniej mówił mu, że Harpie powinny siadać na gałęziach... Ale perspektywa schodzenia z drzewa w ludzkiej postaci jakoś specjalnie mu się nie podobała.
Gdy dotknął szponiastymi stopami podłoża, poczuł jak bardzo jest zmęczony. Ptaki co prawda nie miały odruchu dyszenia takiego jak na przykład pies, ale Bane czuł w każdym mięśniu lekki ból spowodowany nadwyrężeniem. To pewnie przez to, że chciał być cały czas w pobliżu gada i bił skrzydłami jak szalony.
Nie czekał aż Tulka zejdzie z Anomandera. Rozłożył skrzydła i otulił się nimi, następnie wokół niego pojawiła się ciemna mgiełka a ptak zaczął rosnąć. W tym samym momencie, wraz ze zwiększaniem rozmiarów, pióra zaczęły dosłownie sypać się na ziemię, ukazując pod ptasim puchem ciało człowieka. Dziób zmienił się w twarz a oczy zalśniły gdy źrenica nabrała zielonego koloru.
Zmiana nie trwała długo, po wszystkim mgła opadła a Bane strzepnął dłońmi, pozbywając się ostatnich piórek. Pierze nie leżało na ziemi, zniknęło jak mgła.
Był mokry, jak przewidział. Minę miał nietęgą ale w oczach czaił się wesoły płomień.
- Zdecydowanie chmury nie są z waty cukrowej. - powiedział - Wata jest słodka i lepka, a nie mokra i zimna. - potrząsnął mokrymi włosami które przykleiły mu się do twarzy. Po kilku ruchach miał na głowie burzę białych, krzywo przyciętych, przemoczonych włosów które sterczały na wszystkie strony.
Wyglądał jak zmokły pies i tak tez się czuł, ale był też zadowolony. Lot może nie był daleki ale satysfakcjonujący. No i Bane poznał prawdziwą formę Anomandera! I to jaką, niech go diabli, jaką majestatyczną!
- Dziękuję. - powiedział podchodząc do gada. Czuł, że dobrze będzie podziękować. Za jego zmianę, za wspólny lot i...za wszystko. Ogólnie.
Nie pytał Tulki o wrażenia bo miała wszystko wypisane na twarzy. Z resztą miał wrażenie, że dziewczynka jest na niego trochę obrażona...
No cóż. Bane nigdy nie potrafił dogadać się z nastolatkami. Nie był najlepszy w te klocki.

Tulka - 8 Styczeń 2017, 00:17

Przyglądała się wszystkiemu zafascynowana i wsłuchiwała w słowa Anomandera. Nie mogła uwierzyć, że tereny należące do Kliniki są aż tak wielkie. Wyciągnęła ciekawsko szyję, zastanawiając się czy zobaczy gdzie kończy się park, nie była jednak pewna czy zaraz obok nie znajduje się jakiś las, który nie pozwoli z tej wysokości określić dokładnie gdzie się znajdują granice.
Chwyciła się grzecznie mocniej, gdy zaczęli się ponownie wznosić. Spoglądała niepewnie w dół widząc jak coraz bardziej się oddalają od ziemi. Przełknęła ślinę i spojrzała w górę, patrząc na zbliżającą się chmurę. Wyciągnęła w jej stronę rączkę, chcąc ją dotknąć. Nie spodziewała się, ze wlecą w nią całkiem. Zrobiło jej się nagle zimno i mokro. Zadrżała mocno, ale jednocześnie zaczęła się śmiać. Głośno i radośnie. Nie przeszkadzało jej ani zimno, ani to, że jest całą mokra. Poruszała parę razy ręką badając chmurę od środka. Nigdy nawet nie próbowała sobie wyobrazić jak to jest być w chmurze. Zastanawiała się czy można po nich chodzić, ale żeby w nich się chować? I to na takiej wielkiej gadzinie?
To był chyba najlepszy dzień w jej życiu. Pierwszy raz się trochę uniosła, leciała na wywernie, a do tego jeszcze chowała się w chmurze! Zaczynał jej się ten świat coraz bardziej podobać i zaczynała czuć się na swoim miejscu.
Słysząc głośny ryk, skuliła uszy ale już się go nie bała. Dźwięk był po prostu bardzo donośny, a jej uszy wyłapywały go jako jeszcze głośniejszy. Zaśmiała się ponownie gdy wyłonili się z obłoku. Jej skrzydła lśniły w promieniach zachodzącego słońca jeszcze bardziej niż dotychczas. Spowodowane to było licznym kropelkami, które osiadły na jej piórach. Lśniły tysiącami kolorów, jakby pokryte drogocennymi kamieniami. Otrzepała głową tak jak to robią psy po kąpieli.
Miała ochotę tu zostać jak najdłużej. Wiedziała jednak, że jest to niemożliwe. Nie wiedziała jak Anomander może długo latać jako smok, a do tego wiedziała, że wujkowi najpewniej na niedługo skończy się czas. Może i miała mu za złe te popisy ale nie chciała żeby stało mu się coś złego.
Gdy wylądowali na ziemi, zeszła grzecznie z Anomandera i uśmiechnęła się - dziękuję panu bardzo, było super!! - powiedziała. Była całą mokra, nawet bardziej niż Bane jednak mimo to byłą uśmiechnięta od ucha do ucha. Szczęśliwa. Odsunęła się lekko i zamachała parę razy mocno skrzydłami, aby strzepnąć z nich wodę. Poruszyła też parę razy ogonem.
Szczęście wręcz z niej tryskało. Ogon merdał wesoło, tak, że jeszcze trochę i chyba odpadnie, albo będzie go używać zamiast skrzydeł.
Po chwili zawiał jednak zimny wiatr. Zadrżał i kichnęła cichutko. Otuliła się skrzydłami ale to też nie pomogło. Po chwili namysłu zamieniła się w liska i wskoczyła Baneowi na ręce. Może i była na niego zła ale był teraz jedynym źródłem ciepła, a ona nawet w tej formie miała wilgotne futerko. - możemy już wracać? - zapytała cichutko, spoglądając na wujka i Anomandera. Mimo to jednak cały czas merdała wesoło swoją rudą kitą.

Anomander - 12 Styczeń 2017, 02:07

- Nie ma za co dziękować – powiedział do Julii i Bane'a - Tobie, Bane, obiecałem pokazać jak wyglądam a dla Julii była to nagroda za pilną naukę. Kto wie, może niedługo polecimy wszyscy razem? To dopiero będzie zabawa.
Spojrzał w ciemniejące niebo i nad czymś się zamyślił.
Dopiero powiew chłodnego wiaterku i przemiana Julii w lisa przywróciły go światu.
- Wracajcie już do Kliniki bo robi się chłodno a Julia jest mokra. Spotkamy się jutro na śniadaniu.
Ewidentnie nie miał ochoty na powrót do ludzkiej formy.
Może gdyby ta przemiana nie była aż tak bolesna i nieprzyjemna? Może gdyby mógł zmieniać się bez bólu, trzaskających kości i pękającej skóry, podobnie jak robiła to Julia czy Bane? Może wtedy przemieniałby się częściej? Niestety, natura wszystko równoważy. W niej nic nie dzieje się bez przyczyny. Cóż, tego dowiedli już antyczni przodkowie i wbrew pozorom potwierdzało się to na każdym kroku. Chcesz człowiecze zmieniać się w potężna bestię? Cierp! Chcesz zamieniać się w słabego stworka? Nie ma problemu ale pamiętaj że wielkiej krzywdy przeciwnikowi nie zrobisz. Otóż to! Wszystko ma swoją cenę.
Piasek w klepsydrze zawieszonej na jego szyi powoli się przesypywał. Powinien już wracać do ludzkiej formy ale łatwo jest powiedzieć a trudniej wykonać.
Powinien ponownie ulec przemianie i z gada zamienić się w człowieka, ale bał się bólu i jak tylko się dało odwlekał nieuchronny moment przemiany.
- Gdyby się okazało, że drzwi wejściowe do Kliniki będą zamknięte zapukajcie w szybę i poczekajcie aż Alice wam otworzy. Drugie metoda to wyjście małą furtką po prawej stronie od szczytu budynku i wejście doń od frontu tak jak przybyliście tu po raz pierwszy. Nie sądzę jednak, by drzwi parkowe były już zamknięte. No, pora na mnie. Bywajcie zdrowi.
Okręcił łeb, złapał w szczęki róg ręcznika, podskoczył w powietrze i kilka razy mocno uderzył skrzydłami. Kilkoma potężnymi uderzeniami skrzydeł gad wzbił się w powietrze i zniknął za drzewami parku lecąc na zachód od różanej łączki.
Tak naprawdę zamierzał zrobić duże koło nad psiarniami i częściowo nad miastem a następnie wylądować na dachu kliniki w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu. Miejscu które sam zaprojektował, a z którego można było zejść na poddasze, na którym stało pościelone łóżko, kilka butelek wody, zapas suszonego mięsa i zapasowe ubrania. Przez chwilę krążył po niebie, które powoli lecz nieubłaganie okrywał całun nocy. Obserwował Julię i Bane'a i gdzieś w duchu się śmiał. Od tak dawna nie spędził miło wieczoru.

Z/T

Bane - 12 Styczeń 2017, 17:43

Każda minuta na dworze będąc przemoczonym była coraz chłodniejsza. Wiatr co prawda nie był silny, ale mokre ubranie i włosy znacznie uprzykrzały mu przebywanie w parku, i wychładzały go. Nie chciał złapać grypy, nie znał chorób tego świata, mogły być groźne dla człowieka...
Polecenie Anomandera było jasne i ciężko było z nim dyskutować. Prawdopodobnie mężczyzna nie chciał pokazywać im swojego powrotu do ludzkiej formy. Pierwsza przemiana była makabryczna, druga mogła być jeszcze gorsza, prawda?
Gdy Tulka zmieniła się w lisa i wskoczyła mu na ręce, poczuł zapach zmoczonego psa. Miała morką, zimną sierść przez co Bane skrzywił się ale nie puścił jej. Zamiast tego, poprawił zwierzątko na rękach, zarzucając sobie jej przednie łapki i łepek na ramię.
Nie odezwał się również, gdy Anomander dawał im instrukcje odnośnie wejścia do Kliniki. Alice wiedziała gdzie są, było więc prawdopodobne, że nie zamknęła budynku.
Patrzył przez chwilę na swojego szefa, który w gadziej formie zabrał ręcznik w pysk. Bestia była ogromna i jak na rozmiary dość zręczna. Czarnowłosy medyk zapewne często przebywa w tej formie... Lot u boku smoczyska tych rozmiarów był czymś niezapomnianym, Bane miał nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzą. Szkoda tylko, że przemiana w Harpię ma swój limit...
- Dobranoc więc, Anomanderze. - powiedział - Gdybyś czegoś w nocy potrzebował, albo do Kliniki przybyłby ktoś w nocy, wiesz gdzie mnie szukać. - dodał po czym skinął mu głową i oddalił się w stronę budynku.
Po drodze zamyślił się, przyciskając mokre, futrzaste zwierzątko do piersi. Wyglądało na to, że nie będzie się tutaj nudził. Leczenie pacjentów, co jakiś czas może jakieś małe polowanko... Bane nie znał się na polowaniu ale miał nadzieję, że jego nowy mentor go trochę podszkoli.
No właśnie. Wychodziło na to, że białowłosy jest jednostką typowo defensywną. Albo i nie, bo najlepiej wychodziło mu unikanie walki za pomocą perswazji albo... uciekanie. Szybki nie był, ale teraz gdy miał bransoletę zmieniającą go w zwierzę, zawsze może odlecieć.
Pogłaskał Tulkę, nie do końca zdając sobie z tego sprawę, bo tak był zamyślony. Byli mokrzy, dlatego jej sierść nie była tak jedwabista jak przedtem, ale mimo to, Bane nie zaprzestał pieszczot.
Furtka była otwarta, więc spokojnie weszli na teren Kliniki. Przywitała ich Alice prosząc by przeszli do recepcji. Bez gadania wykonał polecenie.

z/t Bane i Tulka

Bane - 16 Styczeń 2017, 14:03

Bane nie czekał długo na Tulkę. Przebrała się bardzo szybko, nie zdarzył nawet dłużej porozmawiać w recepcji z Alice. Nie był jednak z tego powodu niezadowolony, mieli razem pobiegać, nie nastawiał się na flirt z recepcjonistką.
Gdy przyszła przywitał ją krótkim “Hej” i bez zbędnych ceregieli wyszli razem do parku. Skierowali się tam gdzie wczoraj zmieniał się Anomander, na polankę która mogła być dobrą bazą wypadową.
Bane po dotarciu na miejsce zaczął się rozciągać by w trakcie biegu nic nie nadwyrężyć. Rozgrzewka była ważna, wspomniał też o tym dziewczynce.
Przy okazji ćwiczeń patrzył na dziecko. Było w dobrej kondycji, wyglądało zdrowo. Skrzydło było ładnie poskładane więc nie miało prawa boleć.
Zaczął truchtać w miejscu, rozglądając się przy okazji na boki. Pamiętał co powiedział Anomander - po parku mogły biegać psy. Nie czekał długo, na horyzoncie pojawiły się trzy, ogromne, majestatyczne psiska. Węszyły łapiąc górny wiatr. Bane nie rozpoznał w żadnym z nich Berty.
Gdy psy ruszyły biegiem w ich stronę zmarszczył brwi. Zaraz zobaczymy czy komenda której nauczył ich dyrektor placówki zadziała.
- LAT ME GAAN! - krzyknął głośno, wymawiając słowa najwyraźniej i najlepiej jak umiał. Szturchnął Tulkę by i ona krzyknęła.
Psy zatrzymały się i patrzyły na dwójkę z wyraźnym zainteresowaniem. Nie wyglądały na agresywnie nastawione - pyski miały groźne ale nie szczerzyły się ani nie ujadały.
Bane powtórzył komendę, powoli i wyraźnie, naśladując akcent Anomandera. Ogary po chwili straciły zainteresowanie i odwróciły się. Odbiegły, zostawiając białowłosego i lisią dziewczynkę w spokoju.
Mężczyzna odetchnął z ulgą. W zasadzie miał w głowie plan awaryjny - zmiana w ptaszysko i uniesienie Tulki w górę, tak by zębiska psów jej nie dosięgły.
Gdy w końcu uznał, że wystarczy już rozgrzewki, oparł dłonie na biodrach i spojrzał na sporo niższą od siebie Tulkę.
- To jak? Biegniemy razem czy się ścigamy? - zapytał. Oczywiście Tulka miała marne szanse w wyścigu bo Bane był grubo starszy i miał długie nogi... Ale mogli spróbować. Wspólny trucht też brzmiał dobrze.
Czekał na decyzję małej. Niech do niej należy ostatnie słowo.

Tulka - 16 Styczeń 2017, 16:29

Julia pobiegła szybko do swojego pokoju. Przebrała się w wygodne spodnie oraz koszulkę z lisem-piratem, które kupiła jej Jocelyn. Założyła też buty od wujka. Upomniała jeszcze Amber żeby ta była grzeczna i obiecała, że jak tylko wróci to weźmie ją ze sobą na śniadanie, bo lisiczka najpewniej będzie głodna. Związała jeszcze włosy w ciasny kłos. Już miała wychodzić, gdy w jej oczy rzuciła się Blaszka. Oczywiście Tulka nie wie, że nie jest to zwykła blaszka, którą się daje bliskiej sobie osobie tylko magiczny przedmiot. Zdjęła wisiorek od Jocelyn i wsadziła go delikatnie do pudełka, aby piórko się nie zniszczyło. Powiesiła Blaszkę tak by jedna połówka była na jednym łańcuszku, druga na drugim, jednak nie przełamała jej jeszcze. Powiesiła sobie ją na szyi, chowając pod koszulką i pobiegła na dół, do czekającego już na nią mężczyzny. Uśmiechnęła się do niego i wspólnie wyszli z budynku.
Szła obok niego, machając wesoło ogonkiem. Pamiętała drogę więc wiedziała gdzie dokładnie się wybierają. Widząc jak psy ruszają w ich stronę spięła się jednak szybko powtórzyła za wujkiem "magiczne" słowa, o których mówił wcześniej Anomander - LAT ME GAAN! - krzyknęła posłusznie. Powtórzyła to za wujkiem drugi raz i westchnęła z ulgą gdy ogary straciły nimi zainteresowanie.
Rozgrzała się porządnie przed biegiem. Bane nawet nie musiał jej mówić o tym, że powinna to zrobić. Słysząc jego pytanie zamyśliła się i podeszła do niego powoli. Spojrzała na niego z dołu z poważna miną i nagle dzióbnęła go w bok palcem - BEREK! - zawołała wesoło po czym zaczęła od niego uciekać.
Gdyby ją szybko złapał, co jest bardzo możliwe, ruszyłaby za nim jednak gdy tylko odwróciłby na chwilę wzrok zamieniła by się szybko w liska i czmychnęła między krzewy róż i zniknęła mu całkiem z oczu, obserwując go bezpiecznie ze swojej kryjówki i czekając na właściwą okazję do tego by się ujawnić.

Bane - 18 Styczeń 2017, 15:28

Prawdę powiedziawszy spodziewał się, że dziewczynka zachęci go do zabawy. Bo przecież skoro mają trochę czasu na bieganie, to chyba nie będą jak emeryci truchtać ramię w ramię, dookoła parku, prawda?
Gdy tylko dźgnęła go w bok, wyciągnął przed siebie ramiona by ją złapać. Czmychnęła mu, zręcznie wywinęła się z rąk. Bane postanowił więc rzucić się w pogoń.
Nie biegł daleko, bo z racji, że miał dłuższe nogi, złapał ją dość szybko. Klepnął ją w ramię i zaczął uciekać w drugą stronę.
- Berek! - krzyknął, w jego głosie można było usłyszeć wesołość. Kiedy się tak ostatnio bawił? Chyba jeszcze jaż żyła Kylie. I jak była zdrowa. Gdy byli mali, mieli po kilka lat.
Biegł przed siebie i zatrzymał się akurat w dobrym momencie - gdy się odwrócił w stronę dziewczynki, mignął mu przed oczami tylko rudy ogonek znikający w krzakach.
Uśmiechnął się w myślach i podparł pod boki.
- A więc tak się bawimy? - zapytał głośno, tak by siedząca w gąszczu lisiczka dokładnie go usłyszała. - Dobrze! - i hops! wskoczył w najbliższe, gęste krzewy.
Skulił się między gałązkami i spojrzał na swoją bransoletę.
Przemiana nie trwała długo. Ciało pokryło się czarno-białym futrem, twarz zmieniła się w pyszczek, wyrosły mu spiczaste uszy i kita. Zmienił się w lisa srebrnego.
Wyszedł z krzaków powoli, z nosem przy podłożu. Węsząc zbliżył się do roślin w których ukryta była Tulka.
Ciekawe czy mała będzie wiedziała, że to on.
Zatrzymał się w odległości metra od krzewów i wykonał charakterystyczny ukłon, oznaczający u psowatych zaproszenie do zabawy. Ogon uniósł wysoko i merdał nim przyjacielsko.
Lisem jeszcze nie był i gdyby ktoś go zapytał o zdanie, to powiedziałby, że ta przemiana jest nieco łatwiejsza od tej w ptaka. Może dlatego, że człowiek również jest ssakiem i w razie potrzeby umie poruszać się na czworaka.
Lisie oczy błyszczały. Czekał na reakcję dziewczynki. Jeśli ma lisi węch, powinna poznać jego zapach, jeśli nie... To czeka ich rytuał lisiego zapoznawania się.

Tulka - 18 Styczeń 2017, 16:23

Julia uśmiechała się cały czas. Mimo bolesnych wspomnień, które przypomniała Banowi, on nadal był wesoły, co ją bardzo cieszyło. Westchnęła z ulgą w myślach, ciesząc się, że udało jej się zachęcić go do wspólnej zabawy. Mieli biegać, ale nikt nie powiedział jak.
Pojawienie się srebrnego lisa zaskoczyło ją. Cofnęła się o krok i usiadła na zadzie przyglądając się uważnie futrzakowi. Chciał się bawić ale skąd się tu wziął. Poniuchała troszkę i postawiła uszy zaskoczona. Obeszła go ostrożnie, przyglądając się przybyszowi i węsząc cały czas. Wujek! Poznała jego zapach. Doskoczyła szybko do niego i złapała zębami za ogon. Pociągnęła go po czym ruszyła sprintem przed siebie, pamiętając, że to Bane ma teraz berka. Tym razem jednak było inaczej. Było fair!
Co prawda Bane był od Tulki troszkę większy, jednak nie była to tak znacząca różnica jak na początku ich zabawy. Mimo to lisiczka nie miała zamiaru uciekać prosto. Gdy tylko wujek się do niej zbliżał ona uskakiwała gdzieś w bok, popisując się przed nim swoją zwinnością. Może nie była tak zwinna jak Amber, jednak i tak miała czym się pochwalić. Cóż...jak widać nie tylko Bane lubi się popisywać.
Gdy jednak to ona dostawała berka, starała się zrobić wszystko żeby go zwrócić. Nawet wspiąć się na pochylone drzewo i skoczyć na Bane'a z góry.
Bawiła się w najlepsze, zapominając całkowicie, że jest coś takiego jak zmęczenie oraz o wcześniejszej sytuacji. Nie bała się również użyć czasem swoich zębów, wszystko jednak z umiarem. Pamiętała ostrzeżenia wujka na temat jego krwi. Gryzła jednak nie raniła, chcąc tylko zachęcić go do dalszych zabaw.
Poza tym nie zwracał uwagi na nic, nawet na to, żeby chyba źle wylądowała podczas jednego ze swoich popisowych skoków. Ale nic poważnego jej nie było to po co się przejmować?

Bane - 18 Styczeń 2017, 19:14

Zabawa pewnie mogłaby się przeciągać w nieskończoność, tak dobrze się bawili!
Tulka brykała, wskakiwała na pochyłe pnie drzew, była nieuchwytna i chyba cudem udawało się Bane'owi złapać ją za ogon bądź dotknąć innej części ciała w celu przekazania 'berka'.
Srebrny lis nie był aż tak sprawny jak rudy. Mniejszy był zwinniejszy, widać, że Tulka już nie raz próbowała sprintu w tej postaci. Oczywiście Bane starał się jak mógł, ale nie był aż tak szybki i zwrotny. Niejednokrotnie przewrócił się bo poplątały mu się nogi albo nie wyhamował i przejechał na tylnych nogach po trawie.
Nie sądził, że lisy mogą wydawać tak niespotykane dźwięki. Poszczekiwania, piski, coś co przypominało 'śmiech'... Cała gama nieznanych mu dotąd odgłosów.
Biegał jak szalony, cieszył się tą chwilą beztroski. Mógłby ją gonić w zwykłej postaci, ale uznał, że małe ćwiczonko dobrze mu zrobi. Jeszcze tyle zwierzęcych postaci jest do odkrycia!
Gdy minęła już dłuższa chwila postanowił zakończyć na dziś. Czeka ich jeszcze śniadanie z Anomanderem.
No właśnie. Bane był bardzo ciekawy jak czuje się demoniczny doktorek. Trochę się o niego martwił, w końcu czarnowłosy był jego szefem, od niego zależała przyszłość Bane'a.
Zatrzymał się i rozpoczął przemianę w człowieka. Podobnie jak przy Harpii, zaczął rosnąć i zmieniać kształty a srebrzysta sierść osypywała się stopniowo, ukazując jasną skórę o niezdrowym odcieniu.
Co jak co, ludzka forma była najlepsza. Może to przez przyzwyczajenie... Dobrze jest umieć zmienić się w zwierzątko, jednak pierwotna forma zawsze pozostaje najwygodniejszą.
Jeśli Tulka nadal biegała, przykucnął i rozłożył ręce, zachęcając ją by wskoczyła mu w ramiona. Lubił jej lisią formę, miała miękkie, zadbane futerko które w dotyku przypominało puch.
Jeśli się zatrzymała, podszedł do niej i sam ją przytulił. Uznał, że takie okazanie sympatii będzie stosowne.
- Musimy iść. Spóźnienie się nie będzie grzeczne. - powiedział patrząc na lisią dziewczynkę - Nie możemy pozwolić by wystygło nam śniadanie. Ciekawe, co dziś dostaniemy? - zapytał i w tym samym momencie poczuł burczenie u brzuchu. No tak. Ruch wzmaga apetyt.

Tulka - 18 Styczeń 2017, 19:54

Tulka bawiła się nawet lepiej niż w trakcie lotu poprzedniego dnia. Może dlatego, że mogła się poruszać swobodnie i do tego spędzić miło czas z wujkiem? Ozór wisiał jej ze zmęczenia ale nie poddawała się. Widząc, że jednak ma małą przewagę nad srebrnym lisem, czasem dawała mu fory. Nie była w tak dobrej formie jak np. Amber. Jednak dzięki zabawie z bursztynową lisiczką, dziewczynka nauczyła się sporo sztuczek.
Zabawa skończyła się dla niej w odpowiednim momencie. Zaczynała się już męczyć. Nie zamieniła się jednak od razu w skrzydlatą dziewczynkę. Biegała sobie jeszcze chwilę wokół Bane'a z radością wypisaną na jej rudej mordce. Ochoczo wskoczyła mu w ramiona i połasiła się głową pod jego brodą. Merdała cały czas wesoło ogonkiem. Po chwili podniosła główkę i dotknęła go lekko noskiem w policzek. Nie polizała go jednak.
Przytaknęła słysząc, że nie powinni się spóźnić. W sumie, demoniczny doktorek nawet mówił, że ceni sobie punktualność, a Cyrkowiec przecież miał dla niego pracować, więc raczej lepiej, żeby nie podpadł szefowi jeszcze przed podpisaniem umowy.
W sumie ciekawa była co słychać u Anomandera. Czy powrót do ludzkiej postaci był tak samo straszny jak zamiana w wielkiego gada? Ciekawe czy faktycznie się pojawi, czy będzie leżał teraz jeszcze, zbierając siły na kolejny dzień pracy w Klinice.
Zeskoczyła na ziemię i zamieniła się w dziewczynkę. Dopiero teraz poczuła, że musiała gdzieś źle stanąć i skrzywiła się lekko przenosząc ciężar na obolałą nogę. Nie czuła jednak by była ona spuchnięta, po prostu przy zabawie dziecko źle stanęło i tyle. Nic nowego.
Ruszyła za Banem lekko utykając, jednak w ogóle na to nie marudziła. Wiedziała, że musi to rozchodzić. W pewnym momencie zatrzymała się jednak i chwyciła niepewnie wujka za rękę, by zwrócić jego uwagę na siebie. - wujku... - zaczęła niepewnie - ja...chciałabym Ci coś dać. - Wyciągnęła spod koszulki Blaszkę i przełamała ją. Zdjęła łańcuszek na którym wisiorek był oryginalnie, zostawiając sobie ten, który dostała od Jocelyn. Uśmiechnęła się i podała połówkę blaszki mężczyźnie - oboje zaczynamy życie w nowym świecie i zostawiamy stare za sobą - powiedziała niepewnie - niech to będzie symbol, który będzie nam przypominał, że nie jesteśmy w tym sami - uśmiechnęła się lekko zarumieniona, mając nadzieję, że wujek przyjmie jej podarek. Jeśli przyjął uśmiechnęła się miło i ruszyła w kierunku Kliniki, lekko utykając na jedną nogę.

ZT

Bane - 20 Styczeń 2017, 15:55

Kiedy Tulka zamieniła się w dziewczynkę, pogłaskał ją po głowie. Miała miękkie, zdrowe włosy. Rumiana od wysiłku buźka patrzyła na niego tymi wielkimi, sarnimi oczami.
Zamyślił się. Jak to się stało, że przez tak długi czas siedziała w piwnicy? I przede wszystkim, jak o możliwe, że tak szybko się zaaklimatyzowała? Pamiętał ich pierwsze spotkanie, chowała się za Jocelyn, nie patrzyła mu w oczy. Ale z drugiej strony...przecież wszystkie dzieci tak się zachowują wobec obcych. Nie od zaraz małe dziewczynki zaczynają ufać dorosłym mężczyznom.
Na Niebiosa, jak to w ogóle wygląda! On, facet po przejściach i w kwiecie wieku pociesza się spędzając czas z dwunastolatką. To aż prosiło się o bliższe zbadanie, pod kątem nadużyć. Bo przecież gdyby Bane był jeszcze większym zwyrodnialcem, dobrałby się do niej bez wahania. Dobrze, że był na tyle inteligentny i miał po kolei w głowie, że nie próbował żadnych sztuczek.
Spojrzał na małą ale wzrok miał nieobecny. Ciekawe jak będzie wyglądać za kilka lat. Czas spędzony w piwnicy bez wątpienia pozostawił ślad na psychice Tulki, w tamtym czasie pewnie nie jadła najlepiej dlatego i dojrzewanie może przejść inaczej... Zaśmiał się w myślach. I co? Teraz będzie się bawił w wyrozumiałego tatusia i opiekuńczą mamusię? Może jeszcze wytłumaczy jej co to miesiączka i pokaże jak sobie z tym radzić?
Ech... Pierwszy pryszcz. Pierwszy okres. Pierwsze kosmetyki do makijażu. Pierwszy sprzeciw, bunt... Pierwszy chłopak. Pierwszy pocałunek. Pierwsze zbliżenie... To wszystko jeszcze przed nią. Jaka będzie, kim się stanie?
Miał nadzieję, że pozostanie nadal słodką, niewinną dziewczynką w długimi, rudymi włosami i uśmiechem na ustach. Że jeżeli już przyjdzie jej go naśladować, to wybierze te dobre cechy.
Ha! Tylko ciekawe jakie Bane ma dobre cechy! Hedonista, materialista, gbur, złośliwiec, cwaniak, egocentryk. No świetnie, cała gama idealnych cech charakteru. Do wyboru, do koloru!
Gdy go zaczepiła, potrząsnął delikatnie głową, odganiając myśli i budząc się z tego swoistego 'letargu'. Popatrzył na nią trzeźwo, skupiając wzrok na jej twarzy.
Nie spodziewał się, że coś od niej dostanie, a już na pewno nie tego, że będzie to taka rzecz. Wziął połowę serduszka od Tulki i przyjrzał się mu dokładnie. Uśmiechnął się delikatnie i zamknął błyskotkę w dłoni. Pochylił się i przytulił ją mocno.
- Masz rację, zaczynamy od nowa. Dziękuję, Słoneczko. - szepnął jej do ucha - Dziękuję, że jesteś przy mnie.
Wyprostował się i założył naszyjnik. Schował go za koszulkę tak, by nie zgubić. Postanowił, że nigdy go nie zdejmie.
I nagle poczuł ciepło w sercu. Tulka obdarzyła go nie tylko błyskotką, obdarzyła do uczuciem. Może nie było mowy o miłości, al na pewno o przywiązaniu. Bane również się do niej przywiązał, czuł, że mała jest dla niego ważna. A teraz, gdy założył naszyjnik uderzyło go uczucie, że tu, będąc przy nim, jest na miejscu. Bane nie wiedział, jak się będzie czuł gdy Tulka zdecyduje się usamodzielnić. Wiedział jednak, że trudno będzie mu się pogodzić, gdy w końcu się zakocha w jakimś rówieśniku. I jak ojciec, będzie pewnie prześwietlał przeszłość delikwenta i kontrolował ich znajomość.
Wyciągnął rękę i chwycił dłoń dziewczynki. Jego usta były w kącikach lekko uniesione, jakby gościł na nich delikatny uśmiech.
Skierował się ku Klinice. Szedł powoli, bo Tulka podejrzanie utykała. Ale to pewnie zwykłe nadwyrężenie które nabyła w czasie ich lisich szaleństw. Przejdzie jej, a jak nie, to dziewczynka jest przecież w rękach najlepszych lekarzy po tej stronie lustra!


ZT

Jocelyn - 21 Luty 2017, 17:07

Miała teraz w rękach kupe swoich zakupów i cześć Julii. Może i nie było to dużo jednak jej żebra powiedziały : co to to nie koleżanko.
Poczuła najpierw uklucie. Nie jakieś specjalnie bolesne ale jsdnak na tyle że musiała na chwile stanąć. Nie trwało to długo. Zacisnela lekko zęby i zaniosla zakupy tam gdzie ją zaprowadziła Julia.
Czyli do jej pokoju który swoją drogą był ładny. Jasny ale przytulny. No i mial antresole. Pasował do dziewczyny a wielkie okno az prosiło by je otworzyć.
Postawiła zakupy we wskazanym miejscu po czym wróciła na dol z Jula. Samael czekał cierpliwie na zewnątrz.
- Powiem Ci słodziutka że pokój to masz ładny. Pasuje do Ciebie - uśmiechnęła się. W rzeczywistości miała trochę obolały brzuch ale! Tym zajmie się w domu.
Gdy wróciły na recepcję Bane w najlepsze zabawiał z lisem. Wyglądało to w jakiś sposób nostalgicznie nie wiedzieć czemu.
Zlapala Julie pod reke i wyszła z nią z budynku. Samael widząc jak jego pani wychodzi ni to szczeknal, ni to zawyl, ni to zapiszczal po czym wzbil się w powietrze. Bacznie obserwowal zarówno swoją panią jak i lisa Julii. Rzadko kiedy miał okazję do przebywania z innymi zwierzakami.
Do parku weszli przez żelazną bramkę. To co widziała nie było jakieś specjalnie niezwykle ale znowu poczuła nostalgie. Dziwne miejsce i nietypowi ludzie. To zabawne jak to życie potrafi się ułożyć. Bane szedł za nimi więc Joce czuła się luźniej. Szarak w jakiś sposób źle na nią działał.
- Swoją drogą. W jaki sposób nabylas ten naszyjnik z piórem jak kryształ? Ładny jest, więc może zamówiła bym sobie jakąś biżuterię od tego jubilera - tak tak. A oszczędności same się zbiorą? Z drugiej strony zawieszka na łańcuszku naprawdę była ładna. Niczym prawdziwe pióro.
Intrygowalo ją jeszcze coś. Jakby nie patrzeć Julia i jej partner byli dosyć różni od siebie. I nie mowa tu tylko o wieku.
- W jaki sposób się poznaliscie? Taka piękna dziewczyna miała chyba w kim wybierać co? Tak więc dlaczego on? Nie żeby Ci coś Bane brakło. Po prostu jestem wścibska - głowę przekrecila tak by mężczyzna ją usłyszał. Gdy mówiła o byciu wścibska dotknęła palcem swojej skroni.
Samael zlecial na ziemię. Widać było że lis go zainteresował. Dreptal bowiem pare kroków za Banem spoglądając spokojnie swoimi mądrymi oczyma.

Tulka - 21 Luty 2017, 18:07

Spojrzała uważnie na Joce gdy ta przystanęła - wszystko w porządku? - zapytała z troska. Jeśli kobieta powiedziała ze tylko sie zmęczyła, Tulka zerknęła na nią niedowierzając ale nie naciskała. Weszła do pokoju i stanęła w progu zaskoczona. Nie sadziła ze ten pokój bedzie tak wyglądał. Był skromny i przytulny. Nie za duży, ale tez nie przesadnie mały. Uśmiechnęła sie radośnie. Poprosiła Joce by ta postawiła zakupy przy sofie i ruszyły na dół. Wzięła ze sobą wisiorek, chowający go do kieszeni oraz pudełko z ciastem, który dała Alice z prośba, by schowała to w lodowce oraz potem podała to z obiadem jej oraz lekarzom. Kobieta uśmiechnęła sie i poprosiła by Julia sie potem do niej zgłosiła. Dziewczyna kiwnęła głowa ze rozumie i wyszła za Jocelyn. Nawet nie zdarzyła powiedziec nic do Bane'a.
- Dziekuje - uśmiechnęła na komentarz na temat pokoju. Szła spokojnie w stronę parku. Ciesząc sie ostatnimi promieniami ciepłego słońca. Jesień zbliżała sie coraz bardziej.
Zamyśliła sie słysząc pytanie - dostałam go na urodziny on znajomej - poruszyła lekko ogonem - nie wiem skad go miała, w sensie wisiorek - zerknęła na kobietę obok - ale piórko należało do niej - słysząc , ze Joce podoba sie wisiorek, zatrzymała sie i zatrzepotała skrzydłami. Wypadło jej pióro podobnych rozmiarów do tego w wisiorku. Podniosła je i wyciągnęła z kieszeni pudełko z biżuteria. Dopięła do niego swoje piórko tak ze teraz były na nim dwa, po czym podała pudełko Jocelyn, z uśmiechem - mozesz go zatrzymać, jako pamiątkę po naszym spotkaniu. Obrazę sie jeśli go nie przyjmiesz - dodała z naciskiem.
Słysząc następne pytanie, spojrzała na Cyrkowca, ktory bawił sie z Amber. W jej oczach można było zobaczyć miłość i zaufanie - pomógł mi jak złamałam skrzydło, opiekował sie mna a potem zabrał do kliniki - powiedziała z uśmiechem - wczesniej byłam przetrzymywana przez jakiegoś mężczyznę i krzywdzona przez niego, wiec miałam problem z zaufaniem facetom. Baneowi zaufałam - spojrzała znów na kobietę - do teraz jest jednym z nielicznych, którym w pełni ufam. Pomógł mi sie zaaklimatyzować w tym świecie, usunął tez paskudne blizny, które miałam na twarzy, pamiątkę po tym co sie ze mna działo przez pierwszy rok, który spędziłam Krainie Luster - pogładziła sie po ledwo widocznych bliznach - nie wyobrażam sobie, żebym miała byc z kims innym. Jemu ufam w pełni, ze nie zrobi mi krzywdy i ze jeśli bede potrzebować to mi zawsze pomoze bez namysłu - zaśmiała sie - czegoż wiecej bym mogła chcieć?

Bane - 21 Luty 2017, 20:14

Nie czekał długo na kobiety. Sprawnie uwinęły się z tobołami, Bane zauważył też że Jocelyn krzywi się pod naporem toreb które niosła. Ale nie powiedział nic - czuł chorą satysfakcję, że oto mógł obserwować jak skrzydlatą coś boli i nie może tego ukryć. No co. Nietylko ona umiała być złośliwa.
Amber była słodka jak zawsze. Zapamiętał ją jako psotnego szczeniaka, teraz była większa ale w jej oczkach nadal czaił się diabełek.
Gdy Jocelyn i Tulka zeszły na dół, posłał im lekki uśmiech na który akurat w tej chwili jego twarz mogła się zdobyć. Amber szarpała go za nogawkę spodni zachęcając do zabawy.
Zaraz po tym jak wyszli, używając Animicusa zmienił się w dużego lisa o czarnym futerku i białej końcówce ogona. Zaskoczona Amber podeszła niepewnie i obwąchała go. Czując znajomy zapach, padła na przednie łapki zachęcając w ten sposób do zabawy. Jej bursztynowy ogon bił na boki, szczekała radośnie. Nie czekając dłużej Bane w lisiej postaci zaczął gonić Amber.
Była szybka, o wiele szybsza od niego. Co tu dużo gadać, ona urodziła się zwierzakiem, nie mógł więc dorównać jej umiejętnościom. Lisiczka nie dawała się złapać ale miłosiernie przystawała dając Bane'owi cień szansy.
W pewnym momencie dosłownie wpadli na siebie i zaczęli turlać się po trawie, pozorując walkę. Zabawa była wyśmienita, pozwoliła mężczyźnie się wybiegać przy okazji zajmując też Amber. Gdy sił zaczynało już brakować - w końcu biegał za nią jak szalony - odskoczył i fuknął dając znać że czas na przerwę. Amber łatwo nie odpuściła, zachęcała do kontynuowania psot ale po chwili, widząc że Bane musi odsapnąć, po prostu grzecznie zaczęła truchtać za Tulką i Joce.
Bane ruszył za nimi, sapiąc w psi sposób. Gdy Rajski sfrunął najwidoczniej zainteresowany lisami, Bane pozwolił mu by się zbliżył. Zaczął węszyć zainteresowany, patrzył na Ptaka jak w obrazek. Chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Ciekawe jak Joce się z nim związała...
Nie słyszał rozmowy kobiet bo nie chciał podsłuchiwać. Ale gdy Tulka odwróciła się do niego z uśmiechem, wiedział że gadają o nim. I dobrze. Niech rozmawiają o czym chcą, poszedł z nimi nie jako przyzwoitka tylko jako przewodnik. Nie będzie się wtrącał.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group