To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Dworek Christophera

Terry - 13 Listopad 2017, 21:31

Uśmiechnął się z rozczuloną fackatą, czując ruchy dziecka. - Wojownik z krwi i kości, albo mała Amazonka - zaśmiał się i jeszcze pocałował Iris w wierzch dłoni, zanik ruszył do kuchni. Szczerze mówiąc płeć dziecka nie grała dla niego ważnej roli. Mimo że sam się by nigdy do tego nie przyznał, chciałby mieć córkę. Jednak bez względu na to czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka, zrobi wszystko by miało lepsze dzieciństwo niż on sam. Zrobi wszystko by zarówno Iris jak ich dziecko, a kiedyś może nawet dzieci, żyły najlepszym życiem.
Nie miał nic przeciwko, gdy Rim zapytala go o pozwolenie na rozejrzenie się. Im prędzej nauczy się co gdzie jest tym lepiej dla niej i dla nas. Spoglądał co jakiś czas na swoją wybranke, by mieć pewność że wszystko z nią w porządku. Zdawał sobie sprawę że czasami przesadza i że Iris jest na tyle wyrozumiala ze nie wypomina mu tego. Nie umiał jednak podejść do tego wszystkiego na luzie, to wszystko było dla niego tak ważne że starał się jak mógł by nie zachłysnąć się tym szczęściem. Nie chciał topić statku, teraz gdy na jego pokładzie znajdują się najważniejsze w jego życiu osoby.
Pokiwał głową, wracając myślami na ziemię. - Dobry wybór - Rim u niego zaplusowała tym że już wzięła pod uwagę stan Iris. Nie podpisali jeszcze umowy a już się wdrażała w ich życie. Godne podziwu. Doskonale znał ten przepis, trudno znaleźć przepis którego by nie znał. Kroił warzywa praktycznie z zamkniętymi oczami, robił wszystko tak płynnie i wprawnie jak zawsze. Oporządzenie ryby zostawił dziewczynie. Gdy jedzenie było już wstawione, zrobił na szybko lemoniadę i nalał do karafki soku pomarańczowego. Z racji że miał trochę jeszcze czasu, poinstruował Rim co ma mu podać i poprosił o lekką pomoc przy zrobieniu torcików bezowych z musem malinowym. Szybki i dobry deser. W rzeczywistości nie potrzebował pomocy ale chciał sprawdzić dziewczynę i jej umiejętności.
Gdy wszystko było gotowe pomógł jej nakryć do stołu, pokazując jednocześnie gdzie trzymają obrusy, talerze i inne takie (duża, szklana szafka przy stole w jadalni). Gdy wszystko już było gotowe, zdjął fartuszek i odwiesil go na miejsce, włosy na razie zostawił w spokoju. Podszedł do Iris, kleknal obok niej i się nachylil do jej ucha. Zaczął jej szeptac jego ulubioną piosenkę, póki się nie wybudziła.
- Później pospisz, teraz czas byś w końcu coś zjadła - pocałował ją w płatek ucha i pomógł wstać. Zaprowadził ją do stołu, nakrytego dla całej trójki. Odsunął dla niej krzesło i gdy usiadła to je przysunal. Zanim sam usiadł, nałożył psom jedzenie do misek. Obyło sie bez walki o jedzenie, z czego był zadowolony. Następnie sam usiadł do stołu, w bardzo dobrym humorze.

Iris - 15 Listopad 2017, 20:58

Gdy Rim postawiła obok niej Wiórka, Iris sięgnęła by ponownie dać mu do powąchania palec. Uwielbiała zwierzęta i gdy jakieś spotykała, chciała się z nim zaprzyjaźnić. Bo zwierzęta były mniej fałszywe od ludzi.
Sen przyszedł szybko. Kobieta ułożyła się wygodniej i pozwoliła sobie na odpoczynek. Świadomość, że Terry jest w pobliżu napawała ją spokojem. Wsłuchiwała się w krzątaninę z uśmiechem.
Nie wiedziała kiedy dokładnie odleciała.
Nie spała jednak długo. Już po chwili poczuła zapach swojego Ukochanego, gdy ten pochylił się nad nią. A potem usłyszała słodki, cichy szept. Mruknęła zadowolona i zarzuciła mu ramiona na szyję, przyciągając go do siebie. Najchętniej nie podnosiłaby się z wygodnej sofy. Słowa które mówił Chris działały na nią kojąco. Była taka szczęśliwa, że była tutaj, z nim.
Otworzyła leniwie oczy dopiero gdy mężczyzna wspomniał o jedzeniu. Wtedy też jej żołądek fiknął, przypominając o głodzie a dziecko zasadziło jej tak gniewnego kopniaka, że aż zacisnęła zęby.
Aj, ten ich maluch ma charakterek. Nie ma co!
- Dziękuję. - powiedziała puszczając go i podnosząc się do siadu. Była trochę rozkojarzona. Niby spała krótko, bo zaledwie kilkadziesiąt minut a jednak już zdążyła zmierzwić swoje włosy.
Spojrzała w stronę kuchni i gdy zobaczyła Rim, jej oczy błysnęły wesoło. Pomachała jej po czym odwróciła się by znaleźć Wiórka. Gdy odnalazła stworzonko, wzięła je ostrożnie w ręce i wstała. Podeszła do Upiornej i posadziła wiewiórkę na jej ramieniu, uśmiechając się uprzejmie.
- Aaale pachnie! - powiedziała patrząc to na Terrego, to na Rim - To ryba, prawda? Dawno nie jedliśmy ryby! - klasnęła w dłonie.
To było jej jedyne miłe wspomnienie z lat, kiedy była już starszą dziewczyną, kiedy mieszkała sama z ojcem. Rybę zawsze jedli razem, przy jednym stole z jednego półmiska. I zawsze urządzali konkurs "Kto będzie miał więcej ości na swoim talerzu pod koniec jedzenia, przegrywa!". Jakoś tak już było, że zawsze to Iris przegrywała a ojciec ze śmiechem klepał ją po czubku głowy. Kiedyś nawet próbowała oszukiwać i połykała co mniejsze ości, ale gdy tata się o tym dowiedział, nakrzyczał na nią. W pierwszej chwili nie rozumiała co jest złego w połykaniu ości ale gdy wytłumaczył jej jakie to niebezpieczne, przyznała mu rację.
I potem znowu przegrała. I znowu. I znowu. I tak za każdym razem gdy jedni rybę.
Gdy wprowadziła się do nich kochanka ojca... Już nie jedni razem tego posiłku. Ruda zawsze siadała obok mężczyzny i dotykała go w trakcie jedzenia w tak obrzydliwy sposób, że Iris ciężko było na to patrzeć. Jeździła mu dłonią po nodze, wzdłuż uda. Albo wciskała palce pod koszulę... Oczywiście ojciec był zachwycony. Iris natomiast z trudem powstrzymywała mdłości.
Czekała na decyzję Terrego gdzie zjedzą, czy w salonie przy niskim stoliku czy w jadalni. Obudziła się z dobrym humorem, mimo że kiszki wygrywały jej już nie marsza a Toccatę i Fugę! Taka była głodna!
- Rim, zjesz z nami, prawda? - uprzedziła Ukochanego. Nie chciała by Terry wykluczał ją z ich małej rodzinki. Jeśli miała podpisać umowę i tym samym stać się członkiem owej, to musiała brać udział w ich życiu. Jeść z nimi, jak normalny Domownik.

Rim - 15 Listopad 2017, 22:16

Zajmowała się przygotowaniem ryby. Ucieszyła się, że została pochwalona. Uśmiechała się nieśmiało i nieświadomie nuciła sobie coś pod nosem. Zawsze tak robiła gdy pracowała w domu, więc wpadło jej to w nawyk. Zawsze gdy sprzątała lub gotowała musiała sobie coś nucić. Nie lubiła ciszy. Przerażała ją.
Pomagała też mężczyźnie w przygotowaniu deseru. Z zainteresowaniem przyglądała się co robi, żeby jak najwięcej zapamiętać. Nie wiedziała ile będzie mogła tutaj zostać, wolała więc wynieść z tego jak najwięcej, bo nigdy nie wiadomo gdzie kiedyś trafi i jakie umiejętności i wiedza jej się przydadzą.
Uśmiechnęła się do Iris, gdy ta zapytała czy na kolacje będzie ryba. Przytaknęła jej głową, potwierdzając jej obserwacje.
Wiórek ochoczo wrócił do swojej pani, wtulając się w ciepły golf. Podrapała go po główce i pomogło nakryć do stołu - czy ... mogłabym dostać jakieś orzeszki dla Wiórka? - zapytała niepewnie Gospodarza. Nie chciała żeby zwierzaczek sam siedział bez jedzenia, skoro nawet psy miały dostać swoje porcje. Jeśli tylko dostała trochę orzeszków, podała je wiewiórce, a ta od razu schowała je w swoich lickach.
Słysząc pytanie Iris, spojrzała na nią zaskoczona. Nigdy nie jadła razem z innymi, zawsze musiała zrobić sobie jakiś malutki posiłek i jeść jak wszyscy już spali. Nie mogła jeść z innymi bo przecież była tylko mieszańcem - będzie mi miło - opowiedziała grzecznie i uśmiechnęła się nieśmiało.
Odwiesiła fartuszek i usiadła na wyznaczonym jej miejscu, nie chciała sama wybierać i życzyła im smacznego. Jeśli gospodarze nie mieli nic przeciwko, posadziła Wiórka na stole i dała mu resztę orzeszków. Wiedziała, że nie napaskudzi. Był nauczony, ze tak nie można. Zastanawiała się jak będzie mu się podobał nowy domek. Oczywiście jak będzie siedziała w pokoju to nie będzie go trzymała zamkniętego. Nie miałaby serca, co innego jak będzie musiała się zajmować domem. Wolała żeby psy się do niego nie dobrały.
Rogata obserwowała zgraję psowatych z lękiem. Naprawdę bała się psów mimo iż większość z tych, które teraz miała przed sobą było jeszcze dziećmi nie zmieniało to jednak zbyt wiele. Może jeśli będzie tutaj mieszkać to w końcu się nauczy.

Terry - 16 Listopad 2017, 23:38

Widział te senną mgiełke, która uciekała z oczu Iris. Nie chciał jej budzić no ale trzeba. Nie może przecież siebie tak zaniedbywać. Nawet gdyby nie była w ciąży, wmusiłby w nią ten obiad gdyby się opierała. Pokarm=siła. Tyle w temacie.
Kiwnął głową, słysząc jej pytanie. Fakt dawno nie robił nic rybnego. Do tego potrzeba nastroju i chęci, których ostatnimi czasy mu brakowało.
No tak, wiórek. Trochę mu sie zapomniało o towarzyszu Rim. Poszedł więc do kuchni i nasypal do małej filiżanki trochę kaszy, ryżu, fistaszkow, suszonej żurawiny i dal tez trochę suszonych bananów. Przyniósł ją do jadalni i polozyl na stole, obok miejsca Rim. Tym razem nie będzie robił problemów z tym że zwierz je z nimi przy stole. W końcu to pierwszy dzień. Nie można też przesadzać bo zostanie mu przypięta łatka tyrana. Nie zrozumiał trochę dlaczego Iris pytała Rim czy z nimi zje. Przecież było nakryte dla trojga. Samo przez sie się rozumie że będą jedli wszyscy razem. No ale w sumie, może Rim woli jeść osobno? Po chwili namysłu, uznał że kobieta dobrze zrobila zadając to pytanie. Sam zaczynał czuć lekkie znużenie. Chętnie by się zdrzemnął ale to raczej odpada. Iris musi wypocząć a ktoś musi pokazać Rim co i jak. Trzeba też spisać umowę.
Psy w najlepsze pałaszowały swoją mokrą karmę zmieszana z suchą. Trzeba będzie się z nimi na polowanie wybrać, ale do tego trzeba się przygotować i zwołać kilku ludzi.
Usiadł na swoim miejscu, życzył wszystkim smacznego i zabrał się za jedzenie. Wyszło naprawdę dobre, zamknął nawet na chwilę oczy rozkoszujac się smakiem. Relaksujące jedzenie, to się dopiero nazywa.
- Rim, mówiłaś mi jak masz na nazwisko? Jeśli tak to wybacz pytanie, stary jestem - zaśmiał się, jakoś czuł że atmosfera jest trochę sztywna? Napięta? Może wszystkiego po trochu.

Iris - 20 Listopad 2017, 22:26

Kobieta nie potrzebowała wiele czasu by się rozbudzić i normalnie wstać. Może i była osłabiona ale gdy tylko poczuła zapach ryby, jej żołądek fiknął wesołego fikołka. Bez zwlekania usiadła przy stole i uśmiechając się do pozostałych, czekała na posiłek.
Miała dobry humor bo wcześniej myślała o ich dziwnej, pstrokatej Rodzince. Trochę ponurym Terrym, psiakach i niej samej, Baśniopisarce która choć należała do Ponurych Komediantów doświadczała ostatnio jedynie samych radości i szczęścia. A teraz gdy dołączy do nich Rim i Wiórek będzie jeszcze weselej! O ile dołączy...
Gdy tylko dostała swoją rybę chwyciła za sztućce i zaczęła jeść. Nie było tutaj zwyczaju odmawiania żadnych modlitw jak u niektórych mieszkańców Krainy Luster. Iris zawsze śmiała się z tego zwyczaju bo był przejęty od Ludzi. Po co dziękować za coś istocie niematerialnej, skoro posiłek został stworzony rękoma żyjącej istoty z produktów przez nią wyhodowanych?
Gdy tylko wzięła do ust pierwszy kęs zamarła. Zamknęła oczy, przeżuwając wolno. Jej włosy dosłownie buchnęły żywymi kolorami. Każde większe pasmo było innego koloru.
- O kurcze... Jakie to dobre! - powiedziała patrząc to na Rim to na Terrego - Które z was to upichciło?
Jej brzuch z każdą chwilą robił się przyjemnie pełny. O tak, zapomniała o jedzeniu a przecież powinna o siebie dbać. Już nawet nie tyle o siebie co o ich wspólne dziecko.
Wieczorem miał przybyć lekarz ale czy to konieczne? Przecież i tak za kilka dni będzie musiała udać się do osławionej Kliniki na wzgórzu by obejrzał ją ktoś o wiedzy większej niż zwyczajny pielęgniarz. Może i miał wiedzę położniczą, ale jednak kobieta miała większe zaufanie do kogoś kto był prawdziwym Medykiem.
Jadła powoli, by się nie zakrztusić. Danie było takie dobre, że rozpływała się za każdym razem gdy brała do ust kolejny kęs. Przysłuchiwała się rozmowie swojego mężczyzny i Upiornej.
Co chwilę patrzyła też w stronę Wiórka który dostał swoją miseczkę i cmokała na niego, chcąc zwrócić jego uwagę. Nie dotykała go jednak, bo wiedziała, że nie rusza się zwierzątek w trakcie jedzenia. Jeszcze by maluch pomyślał, że chce mu zabrać miseczkę.
Wyglądał rozkosznie gdy tak chrupał sobie to co dostał. Uśmiechała się w jego stronę.
Prychnęła i chwyciła Terrego za dłoń, gdy ten zaczął znowu gadać, że jest stary.
- Ty jesteś stary? - zapytała - Daj spokój. Ty przynajmniej nie masz siwych włosów... a ja? - wskazała na siebie palcem i wykrzywiła twarz w wyrazie zgrozy. Jej włosy nagle stały się bielusieńkie jak śnieg. Kobieta wyglądała w nich ciekawie ale trochę upiornie.
- No i jeszcze nie ślepniesz. - podobnie jak włosy, jej oczy zmieniły barwę na białe. Szybko jednak zachichotała i powróciła do "normalnych" kolorów - czyli istnej tęczy.
Już nie przerywała. Pałaszowała swoje danie. Zjadła całe co jej się rzadko zdarzało, bo raczej jadła niewiele. Może dzisiaj przesadziła, ale zwaliła to na dziecko, które wreszcie uspokoiło się i oszczędziło Mamie kopniaków.
Nic nie mówiła ale miała taką straszliwą ochotę na deser... Siedziała jak trusia i machała pod stołem nogami, jakby cofnęła się do lat dziecięcych.
- Rim? - zagadnęła po chwili, kiedy tamci już nie rozmawiali - Powiedz, skąd te... cętki? Początkowo wzięłam cię za Dachowca. - dodała patrząc na nią z zaciekawieniem.

Rim - 20 Listopad 2017, 22:56

Cieszyła się, że kobiecie smakowało. Zarumieniła się lekko, słysząc jej pochwałę - wła...właściwie to zrobiliśmy to razem z panem Marwickiem - przyznała uśmiechając się do niej delikatnie. Nie zdradzała jednak kto czym się zajmował. Uznała, że pewnie Gospodarz to zdradzi jeśli uzna to za konieczne. Miała tez nadzieję, że nie będzie miał jej za złe, że w ogóle się odezwała na ten temat.
Jadła w ciszy. Jej też smakowało jednak nie czuła potrzeby, ani nie czuła się na tyle odważna, żeby cokolwiek mówić. Po prostu nie czuła się tutaj jeszcze pewnie. Mimo iż wszyscy jedli jak zgodna rodzinka, to nie czuła się tutaj jak u siebie. Ale co miała poradzić, była tutaj zaledwie kilka godzin. Miała jednak nadzieję, że będzie mogła zostać, że dostanie tę pracę. Nie miała gdzie pójść, gdzie zamieszkać. Z pracą też miała problem bo nikt nie chciał jej zatrudnić. Tutaj robiłaby to na czym się zna, a resztę by się jeszcze douczyła. Dodatkowo mogła tutaj mieszkać. Psy jakoś zniesie, miała nadzieję...
Słysząc pytanie mężczyzny, przeniosła na niego wzrok. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo przerwała jej kobieta. Dziewczyna uśmiechnęła się, rozbawiona tym małym pokazem. Gdy jednak tamta zamilkła, odpowiedziała w końcu na pytanie Gospodarza - nie...nie mówiłam panu jak mam na nazwisko ponieważ...go nie mam - wyznała zgodnie z prawdą - u mnie w rodzinie nie używało się nazwiska, a nawet jeśli to ... ja nie zasługuje i tak na żadne - wzruszyła ramionami. Już się do tego przyzwyczaiła, że była gorsza, niechciana. Już nawet nie próbowała tego zmieniać. Była tanią siłą roboczą w domu, więc nawet nie wiedziała co tak naprawdę oznacza mieć jakąkolwiek rodzinę.
Wiórek zerkał trochę nieufnie na Iris, gdy ta na niego cmokała. W końcu jednak się chyba obraził i odwrócił do niej zadkiem, podnosząc wysoko swój ogonek. Dalej jednak skupiał się na tym, żeby zjeść swój posiłek. W końcu nie wiadomo kiedy dostanie następny.
Gdy skończyła, grzecznie odłożyła sztućce i podziękowała. Nie wstawała jednak jeszcze. Chciała pozmywać, ale pamiętała, że jeszcze przygotowali deser, więc musiała poczekać. Nie wiedziała nawet czy to wszystko zmieści. Chyba nigdy nie jadła ciepłego, dobrego posiłku. Aż westchnęła z zadowolenia.
Jej rozmyślania przerwał głos Iris. Rim spojrzała na nią początkowo nie rozumiejąc pytania, po czym podwinęła lekko jeden z rękawów, ukazując fioletowe cętki - te? - zapytała, jakby upewniając się, że dobrze zrozumiała pytanie - podobno mój wuj, gdy zobaczył po urodzeniu, że zamiast kocich uszu i ogona mam rogi, kazał mi je zrobić. Mówił, że nie będzie nadstawiać karku, gdy mój ojciec się po mnie zgłosi i nie będzie się tłumaczył przed wszystkimi czemu jego siostrzenica nie jest Dachowcem. Przez całe życie musiałam ukrywać to kim jestem - przyznała, opuszczając wzrok i chowając ręce pod stół - zrobił te cętki ponieważ moja mama była lamparcicą i miała bardzo podobne znaki w tych samych miejscach co ja, plus miała wąsy. Jednak wszystkie były czarne, a moje postanowił dopasować do moich oczu - przymknęła na chwilę powieki. Nie wiedziała jak zareagują na tę historię, miała jednak nadzieję, że nie będą na nią przez to zbyt surowi.

Terry - 23 Listopad 2017, 20:33

Jedzenie było dobre. Widać że Rim ma w tym jakieś doświadczenie. Nie musiał jej za wiele pokazywać podczas gotowania, sprawnie wszystko robiła czego efektem był dobry obiad.
Jadł powoli, delektując się smakiem. Obserwował też Iris. Wiedział że przesadza ale nic na to nie mógł poradzić. Chciał dopilnować by zjadła wszystko. Nie musiał tego robić bo jadła z apetytem, rozprawiając się nad jedzeniem. Każdemu smakowało i było widać to gołym okiem. Psy skończywszy swoją uczte, rozłożyły się na dywanie przed kominkiem i przysypiały. Rory jako przywódca tej bandy, siedział tuż obok i czekał aż wszystkie szczeniaki padną. Wtedy pewnie sam się położy.
Nie skomentował odpowiedzi Rim. Nie było takiej potrzeby. Akurat gdy skończył jeść, Iris złapała go za rękę i... Była sobą. Nie mógł się nie roześmiać na jej wygłupy.
- No ja nie wiem jak my się tym dzieckiem zajmiemy skoro z nas takie stare ramole. Będziesz miała dużo roboty Rim. Podobno na starość ludzie zamieniają się na nowo w bobasy - śmiał się tak że aż się za brzuch złapał. Czuł błogi spokój.
Kiwnął głową słysząc odpowiedź Rim. Zawsze żartował z tej swojej starości. Wcale nie był stary i jeszcze długo nie będzie, stety niestety. Fakt że dziewczyna nie posiadała nazwiska był niepokojący.
- Trzeba będzie coś z tym zrobić. Musze to przemyśleć ale skoro masz tu mieszkać to albo odnajde twoje korzenie albo nadamy Ci nazwisko. Biurokracja to akurat moja działka, stety niestety. Po drugie nie masz racji myśląc w ten sposób. Zapewne to wuj nakładł Ci rych bzdur do głowy, licz sie z tym że był to człowiek niepoczytalny. Chory. Tylko Ty możesz nadać sobie "wartość". Nikt nie ma prawa odebrać Ci godności, tożsamości i prawa do wolnego życia. - juz samo to ze służy u nich arystokratka wzbudzi zainteresowanie. Jeśli się ktoś dowie że nie ma nazwiska może się niezłe kongo zrobić. Upiorni mają bzika na punkcie swojej nacji. Z uwagą słuchał tego o czym opowiadała rogata. Pocieral przy tym swoja brodę. Ten wuj Rim był naprawdę niezłym szaleńcem. Pierwszy raz słyszał by dachowiec miał takiego bzika na punkcie czystości. U Arystokracji jeszcze by to pojął, szlachta zwykle tak ma. Ale dachowce? Trzeba będzie to zbadać.
Widząc że wszyscy zjedli zebrał talerze, wzrokiem nakazując Rim by siedziała. Włożył naczynia do zlewu. Wyjął male talerzyki, filiżanki na herbatę i salaterkę. Wstawił wodę, wyciągnął ciastka. Wsypał je do salaterki, wyciągnął imbryk o którym zapomniał. Wsypal do niego liście herbaty z owocami dzikiej róży. Gdy woda się zagotowała, odczekal az przestanie wrzeć i dopiero wtedy zalał herbatę. Wkropil do imbryka miód wielokwiatowy z okolicznej pasieki. Zaniósł to wszystko do stołu, przyniósł też torciki bezowe i rozsiadl sie na swoim krześle.

Iris - 24 Listopad 2017, 00:40

Na to właśnie liczyła. Na rozluźnienie atmosfery. Kiedy Terry zaczął się śmiać, ona też zachichotała. Spojrzała na Rim i puściła jej oczko. Dziewczyna, jeśli ma ochotę też się może pośmiać, przecież nikt jej nie każe siedzieć jak trusia.
Jedzonko było pyszne i Baśniopisarka szybko się z nim rozprawiła. Miała dosłownie wilczy apetyt, trochę to było niepokojące. Jak już urodzi, zabierze się za siebie i zrzuci ponadprogramowe kilogramy. Niby Terry mówił, że kocha ją taką jaka jest ale ona i tak wiedziała swoje. Jak to kobieta. 90 % życia musiała spędzić na diecie.
Słuchała uważnie Rim. Jej słowa ją zaniepokoiły. Jeszcze nie spotkała Upiornej Arystokratki która nie miałaby nazwiska. No dobrze, z tego co powiedziała dziewczyna, była w połowie Dachowcem ale przecież i oni mieli nazwiska. Albo przynajmniej jakieś umowne nazwy by rozróżniać grupy.
Patrzyła zaciekawiona na cętki dziewczyny. Były na swój sposób ładne, miały pięknie napigmentowany kolor. Iris lubiła fiolet, może nie aż tak jak fuksję czy cyjan ale nadal lubiła.
Oparła policzek na dłoni bo ogarnął ją spokój. Już dawno nie czuła się tak dobrze. Była szczęśliwa, prawie tak mocno jak wtedy gdy Terry zaproponował jej wspólne mieszkanie.
- Jeśli nie masz nazwiska... - powiedziała kobieta, odgarniając kosmyk tęczowych na powrót włosów za ucho - Możesz przyjąć moje. Arcus. - wzruszyła ramionami - Wtedy będziemy jak siostry! - uśmiechnęła się do niej szeroko, jak mała dziewczynka która oczekuje pochwały za genialny pomysł.
Spojrzała na Ukochanego i jemu posłała podobny. Chwilę później spoważniała. Była jak Kalejdoskop, zmiany jej humorów były szybkie i czasem gwałtowne. Na twarzy wymalowała się powaga ale na ustach dalej błądził delikatny uśmiech.
- Mówię poważnie. - stwierdziła odsuwając odrobinę pusty talerz - Moja rodzina nie tworzyła jakiegoś specjalnie ważnego rodu. Z resztą nawet jeśli, to nie jest to ważne. Nawet nie wiem czy mój Ojciec żyje. - ziewnęła i spojrzała na swoje paznokcie. Może była brutalna ale nie czuła się powiązana z jej własnym Ojcem. Miał nową rodzinę, z resztą stworzoną z Dachowcem. Dlatego Iris tak bardzo nie lubiła Kotowatych.
Gdy podniosła oczy na Rim, rogata mogła zobaczyć w nich życzliwość. Iris nie chciała mówić, że przecież za niedługo będzie miała inne nazwisko bo przecież... nie była tego pewna. Związek z Terrym trwał już długo ale może mężczyzna nie chce bawić się w pierścionki czy śluby? Może woli żyć tak jak teraz. Baśniopisarka nie narzekała, nie potrzebowała potwierdzenia na papierku. Wiedziała, że Terry ją kocha a ona kochała jego. To było najważniejsze.
Gdy Marionetkarz wstał by posprzątać, szybko chwyciła jego dłoń i przyłożyła sobie do policzka po czym pocałowała w wierzch. Chciała w ten sposób podziękować, że wyręczył zarówno ją jak i Upiorną. Jeszcze nie pracowała, nie podpisała umowy.
Odczekała aż mężczyzna pójdzie do kuchni po czym przysunęła się do rogatej. Wyciągnęła dłoń i chwyciła jej rękę. Ścisnęła ją delikatnie, w geście solidarności i uśmiechnęła się ciepło.
- Chris ma rację. - powiedziała cicho, konspiracyjnie - Tylko ty możesz ocenić ile jesteś warta. A powiem ci w tajemnicy, że z pewnością jesteś warta wiele. Jakoś tak już jest, że ten mężczyzna gromadzi przy sobie same wyjątkowe osoby. - mrugnęła do niej porozumiewawczo - Jeśli się zgodzisz, dołączysz do naszej zwariowanej Rodzinki. Będziesz mi pomagała ale pamiętaj, dla mnie będziesz ważna jak członek tejże. Nigdy nie podniosę na ciebie ręki, obiecuję. - ścisnęła jej dłoń po czym odsunęła się, bo zauważyła, że jej Ukochany wraca do stołu.
Klasnęła w dłonie widząc deser. I nagle przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym - przecież ona też zrobiła deser. Ciasto. Zapomniała o nim na śmierć! Ale schowała do lodówki więc jutro z rana wrzuci na chwilę do rozgrzanego piekarnika i będzie jak znalazł.
Podziękowała i przejechała dłonią po ramieniu Terrego, uśmiechając się z miłością. Jej kochany, zapracowany, troskliwy mężczyzna... Czy mogła sobie wymarzyć lepszego? Nie. Terry stał się jej życiem i sensem dla którego wstawała co rano. Dla niego nawet nauczyła się gotować!
- Kochany, odwołajmy dziś wizytę Lekarza. - powiedziała - Dzisiejszy wieczór chcę spędzić tylko z wami. Jutro wybiorę się do Kliniki, żeby przebadał mnie ktoś... porządniejszy. Ten Medyk który mnie odwiedza zawsze otwarcie mówi, że pełni rolę Pomocy Doraźnej. I zawsze zaprasza do placówki, zachwalając tamtejszych, prawdziwych Lekarzy. - dodała mieszając herbatę malutką łyżeczką - Pójdę z Rim. Jeśli oczywiście się zgodzi z nami zostać. - spojrzała na rogatą - Przy okazji wstąpimy na babskie zakupy. - mrugnęła do niej okiem po czym wróciła wzrokiem na Terrego - Dzisiaj czuję się bardzo dobrze. Obiad dał mi dużo sił, mogłabym góry przenosić. A i Mały Rozbójnik się uspokoił. - dotknęła brzucha - Będziemy ostrożne. Do Miasta Lalek pojedziemy powozem, również nim wrócimy. Chcę być pewna, że z nami wszystko w porządku a Lekarze w Klinice będą mogli to sprawdzić na miejscu.
Czekała na decyzję Marionetkarza. Zaczęła też powolutku jeść swoją bezę. Deser wprost rozpływał się w ustach i Iris nie pożałowała, że zapomniała o tym swoim cieście, które przy tym wyglądałoby co najmniej słabo.

Rim - 24 Listopad 2017, 13:02

Uśmiechnęła się delikatnie, rozbawiona tym co para wyczyniała. Wiedziała, że żartują, więc nic nie mówiła. Nie śmiałą się ponieważ...nigdy tego nie robiła. Nie wiedziała nawet czy potrafi. Bardzo rzadko się uśmiechała, praktycznie tylko wtedy gdy była poza domem, więc to też było dla niej nowością. Musi się przyzwyczaić do nowego życia, może faktycznie będzie lepiej niż dotychczas.
Spojrzała na mężczyznę, gdy ten zaczął swój wywód na temat jej pochodzenia, wartości oraz jej wuja. Pokręciła głową - nie znajdzie pan moich korzeni, chyba, że od strony ojca. Ale raczej nie chciałabym nosić jego nazwiska. To by było tym bardziej niebezpieczne - powiedziała. Skoro mężczyzna zgwałcił jej matkę po pijaku, w jakimś klubie na Pustyni, to raczej nie będzie zadowolony z prawie osiemnastoletniego bękarta. Tym bardziej wychowanego przez Dachowców. Na pewno będzie chciał się jej od razu pozbyć.
- Słyszałam, że wuj kiedyś pracował u Arystorkaty. Był bardzo źle traktowany, wręcz jak jakiś przedmiot, przemieszczający się mebel. Dlatego nie nawidzi Upiornych tak bardzo. Nie chcę go bronić, nie zasługuje na to, jednak do innych ras nie był tak wrogo nastawiony - powiedziała cichutko. Naprawdę nie chciała go usprawiedliwiać, ale coś jej mówiło, że powinna zdradzić ten mały szczegół. Naprawdę, rogata rasa była jedyną, której jej wuj nienawidził. Nawet jak widział jakiegoś, kupującego coś od karawan to od razu warczał, że jak oni mogą obsługiwać takie plugawe istoty. Rim nie rozumiała tego, ale jednocześnie też bała się Arystokracji. W końcu nie znała nikogo z tej rasy, więc nie mogła wiedzieć czy na pewno są tacy źli jak to opowiadał wuj.
Spojrzała zaskoczona na Iris, gdy ta zaproponowała jej swoje nazwisko. Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Była zaskoczona i to bardzo. Opuściła wzrok, zastanawiając się nad odpowiedzią. To było chyba coś ważnego, żeby miała nazwisko, ale czy chciała je zdobyć w taki sposób? Po prostu przywłaszczyć sobie nazwisko kogoś innego. Chyba nie potrafiłaby tego zrobić. Czułaby się z tym źle.
Widząc, jak mężczyzna zbiera naczynia, chciała wstać, ale widząc jego spojrzenie, usiadła posłusznie na krzesło. Skoro miała nie pomagać to nie będzie pomagała. Spojrzała znów na kobietę, gdy ta uścisnęła jej rękę - ja sama nie wiem ile...czy w ogóle jestem coś warta - przyznała. Nie miała okazji nigdy się niczym wykazać. W końcu teraz tak naprawdę pierwszy raz opuściła swój dom i wiedziała, że już nigdy do niego nie wróci. Opuściła wzrok i westchnęła - nie musi być pani taka miła dla mnie. Cieszę się, że ktoś w ogóle zaproponował mi pracę i to taką, którą już przynajmniej częściowo się zajmowałam oraz dach nad głową - zaczęła spokojnie - nie chcę się na siłę wciskać do rodziny, w końcu pani sama mówiła, że nie ma tu miejsca na inną kobietę - uśmiechnęła się do niej szczerze, nie żartowała, nie marudziła. Przyjmowała swój los całkowicie - wystarczy mi, że będę mogła tu pracować, ale dziękuję - cofnęła ręce - i dziękuję za propozycję używania pani nazwiska, jednak nie mogę się na to zgodzić. Chyba byłoby lepiej, jakby sobie jakieś wymyśliła. Nie sprawi to przecież nikomu problemów, poza mną samą - dodała jeszcze.
Gdy pan Christopher wrócił do stołu z deserem i herbatą, upiła łyk i westchnęła cichutko. Była smaczna. Niepewnie sięgnęła po jeden torcik. Nigdy nie jadła takich słodkości. Ugryzła kawałek, a jej oczy zaświeciły się - pycha! - powiedziała z uśmiechem i ze smakiem spałaszowała bezę. Naprawdę jej smakowała. W szczególności, że bardzo rzadko miała okazję na to by jeść jakiekolwiek słodkości.
Oblizała się ze smakiem, gdy głos znów zabrała Baśniopisarka. Zastanawiała się czy powinna zabrać głos, że jednak powinna spotkać się z lekarzem. Ale słysząc, że razem by poszły do Kliniki, przełknęła ślinę. Domyślała się, że nie pozwolą jej na branie jej kapturka. Spojrzała niepewnie w kierunku okna, ale nie odezwała się. Jeśli podpisze dziś umowę to nie będzie już miała za wiele do gadania. Skoro miała iść z Iris do lekarza to pójdzie. Może nie będzie tak źle.

Terry - 30 Listopad 2017, 17:34

Terry cały się spiął, słysząc propozycję Iris. Pokręcił powoli głową i nawet jej uśmiech nic tu nie zdziałał.
- To nie rozsądne. Jeszcze ktoś by wziął was za rodzinę, wiesz jak to wygląda? Mieć za przepraszam za to określenie ale, za służąca twoją jak to powiedziałaś siostrę? Już rozsądniejsze jest wymyślenie czegoś nowego. Jeśli nie chce nazwiska ojca, nikt cię do tego zmuszać nie będzie. Będziesz chciała to sama sobie jakieś wymyślisz, albo ja to zrobię. Jak wolisz, po prostu w umowie dobrze by było jakby widziało twoje nazwisko. I jeśli pozwolisz i tak bym chciał się dokopać do twoich korzeni. Żeby zaspokoić własną ciekawość i uspokoić umysł. - mowil poważnym tonem, jak w pracy. Słysząc o tym jak Upiorni traktowali jej wuja, uśmiechnął się półgębkiem. - Cóż, zawsze znajdą się tacy co uważają się za lepszych i wyższych tylko dlatego że mają pieniądze i pozycję. Cześć zwykle myśli że wszystko im się należy a mniejszości mają obowiązek być im na usługi. Widać twój wuj miał pecha trafić właśnie na takiego. Znam paru Upiornych i uważam ich za naprawdę dobre istoty. Poza tym wielu z nich posiada ogromną wiedzę, aż się chce ich słuchać. - westchnął cicho. Tak, upiorni są jak chodzące księgozbiory.
Nie był pewien czy kobiety o tym wiedzą ale tak się złożyło że słyszał o czym mówiły, gdy odszedł od stołu. Nie komentował jednak tego w żaden sposób. Babskie pogaduszki, właściwie Iris przyda się towarzystwo. Odkąd z nim mieszka nie widział by się z kimś spotykała, a takie zamykanie się na jedną osobę jest niezdrowe. Teraz Iris i Rim będą mogły sobie opowiadać ploteczki i inne takie. Jak to kobiety. Póki wszystko będzie wykonane jak należy, nic mu do tego.
Był zadowolony z tego że deser smakował. Nie ukrywał że ma dryg do gotowania.
Nie ukrywał też że pomysł Iris mu się nie podobał. Odwołać lekarza? Czy to rozsądne? Tym bardziej po tym zasłabnięciu... Koniec końców uległ i z cichym jękiem kiwnął głową.
- Do grobu mnie wpedzisz. Dobrze odwołam go dzisiaj, zaraz się do miasta przejdę ale jutro obowiązkowo do kliniki. Jeśli będziesz potrzebować wybiorę się z wami, potem wstąpie do rady a wy pojdziecie na zakupy. Dawno nie byłem na polowaniu toteż miło byłoby się wybrać z tymi zgredami do lasu. Dodatkowo szczeniaki by się nauczyły tego i owego. - pocałował ją w czoło, kręcąc delikatnie głową. Chyba miał dla niej za miękkie serce. Nic na to jednak nie mógł poradzić. Z resztą, w mieście i tak miał dziś załatwić coś jeszcze prócz tego naszyjnika co nadal tkwi w torbie na zakupy. Dzisiejsze zdarzenia tylko go utwierdziły w decyzji. Poszedł do kuchni i wyciągnął z torby niepozorne pudełko. Usiadł obok Iris i poprosił by je otworzyła, przyglądając się jej przy tym. Nie był pewny czy nie przesadzil. Białe złoto, szafir w kształcie serca i okalające go drobne diamenty. Miał nadzieję że dobrze wybrał.

Iris - 2 Grudzień 2017, 11:11

- Chodziło mi o to, że nie życzę sobie byś romansowała z moim mężczyzną. - powiedziała uśmiechając się miło - To wszystko.
Jej kochany, o wszystkim myślący Terry miał rację. Faktycznie nadawanie dziewczynie nazwiska Baśniopisarki nie było do końca dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że Rim jest Upiorną. Gdyby inni, jej podobni, dowiedzieli się, że pracuje w Dworku jak Służąca, rogata mogłaby nawet pożegnać się z życiem. Arystokracja była bezwzględna. Iris zawsze śmiała się z ich podejścia do życia lecz dopiero po czasie, gdy dorosła, zrozumiała, że żeby przeżyć w tym pozornie przyjaznym świecie, trzeba wyznaczyć sobie naprawdę twarde cele i trzymać się reguł.
Zjadła deser ze smakiem. Marionetkarzowi nie podobał się pomysł odwołania wizyty lekarza, ale przecież ona już czuła się dobrze! Nie chciała by obchodził się z nią jak z jajkiem, chociaż poniekąd rozumiała jego podejście. Już jedną rodzinę stracił, bał się, że i kolejną będzie musiał pochować.
Zamyśliła się na chwilę. Jak to będzie? Gdy stanie się Matką wszystko się zmieni. Nie będzie miała już czasu na przygody, wypady do miasta czy podniebne loty na stworzonych mocą ptakach. Tęskniła trochę za tym. Nigdy nie wybrali się z Terrym na żadną wycieczkę, a przecież kiedyś kobieta nie mogła usiedzieć w miejscu.
Oparł podbródek na ręce i spojrzała w swój talerz. Czyżby dobrowolnie dała się przykuć do Domu, złotym łańcuchem? Było jej tu dobrze, kochała Marionetkarza z całego serca a jednak... miała wrażenie, że ciągłe siedzenie w Domu jest marnowaniem czasu. Pragnęła szalonych wypraw ze swoim Ukochanym, spontanicznych wycieczek, przygód. Może wybraliby się nad Morze? Już tak dawno nie widziała fal rozbijających się o brzeg... Co poradzić, urodziła się na statku, na pełnym morzu. Nie dziwne, że ciągnęło ją do wody.
Gdy pocałował ją w czoło, uśmiechnęła się łagodnie. Miała to o czym pragnęła - kochającego mężczyznę, Dom i wszystkie wygody. Rodzinę. A jednak teraz, gdy myślała o porodzie i wychowywaniu dziecka, miała wrażenie, że zanudzi się na śmierć. Może przesadzała, ale trzeba wziąć pod uwagę, że to jej pierwsze maleństwo - nie miała żadnego doświadczenia, nie wiedziała jak wygląda macierzyństwo.
Dobrze, że będzie miała do pomocy Rim, przynajmniej będzie miała do kogo gębę otworzyć gdy Terry będzie w pracy.
- Polowanie? Pewnie! - uniosła głowę z ręki - Szkoda, że nie mogę pojechać z tobą... - zrobiła naburmuszoną minę. Zachichotała jednak czym zniszczyła efekt po czym spojrzała na Rim.
Przyszedł czas na pokazanie jej domu. Dziewczyna dostanie swój pokój jeśli tylko zgodzi się na pracę tutaj. Iris już nie mogła się odczekać aż jej wszystko pokaże!
- Rim? To jak, pokazać ci Dom? - zagadnęła - Jest już późno dlatego nie zobaczysz Ogrodu, ale może jutro jak zostanie nam trochę czasu przed obiadem to pokażę ci go całego.
Podążyła wzrokiem za mężczyzną gdy ten wstał i poszedł po coś do kuchni. Uśmiechnęła się do niego promiennie gdy usiadł obok niej i od razu przywarła do jego ramienia. Działał jak magnes.
Pudełeczko które jej wręczył było czymś niespodziewanym. Kobieta otworzyła szerzej oczy i najpierw, jeszcze zanim je otworzyła, spojrzała niepewnie na Terrego. Co to mogło być? Jego wzrok mówił wiele, nie był pewien czy dobrze postąpił wręczając jej podarek.
Nie czekając dłużej Baśniopisarka otworzyła pudełeczko i oniemiała, wydając z siebie westchnięcie zachwytu. Uniosła dłonią naszyjnik i obróciła go w palcach, by mu się lepiej przyjrzeć. Kamienie błyszczały, odbijając się w jej zaszklonych oczach.
Rzuciła mu się na szyję, zaciskając ręce mocno. Jeszcze nie przyzwyczaiła się, że jej partner obdarowywał ją prezentami. I nigdy się nie przyzwyczai, bo nie była typem kobiety która wymaga prezentów.
- Dziękuję, Najdroższy! Jest taki piękny! - dala mu buziaka i odkleiła się od niego by jeszcze raz przyjrzeć się naszyjnikowi. Był przepiękny. Elegancki ale równocześnie na tyle uniwersalny by mogła go nosić na co dzień. Od razu odchyliła włosy i zapięła go sobie na szyi. Czuła się w nim piękna dlatego, że wybrał go sam Terry. Nie pomagała mu, nie dawała wskazówek.
Pochyliła się i ponownie przytuliła do jego ramienia, przyciskając policzek do jego ręki. Jedną dłoń splotła z jego dużą, ciepłą, męską dłonią a drugą... Cóż. Pod stołem Rim niczego nie zauważy, dlatego Iris pozwoliła sobie wsunąć drugą dłoń na udo Chrisa i zjechać nią w nieco inne miejsce. Ale tylko musnęła go tam, gdzie mężczyźni są najczulsi. Nie chciała przesadzać i onieśmielać Upiornej.
Poczeka na noc, bo przecież ona i Terry będą spali razem, prawda? Ha, sprostowanie. Raczej dzisiejszej nocy dużo nie pośpią.

Rim - 2 Grudzień 2017, 12:11

Słuchała uważnie wypowiedzi mężczyzny. Skinęła mu głową w odpowiedzi - ja...pomyślę nad nazwiskiem - obiecała. Wiedziała, że ma na to mało czasu, ale skoro już miała jakieś mieć, to chciała, żeby chociaż to było jej własne. Potrzebowała jednak chwili, żeby o tym pomyśleć, to nie było coś co mogła podać ot tak. W końcu będzie to nazwisko nosić do końca życia, albo póki nie wyjdzie za mąż. Jednak to najpewniej nigdy się nie zdarzy, więc po co się tym martwić.
- Nawet nie pomyślałam o tym, że mogłoby mnie łączyć cokolwiek z panem Marwickiem poza tym, że bym tutaj pracowała - powiedziała poważnym tonem, zgodnie z prawdą. Nie była nigdy zainteresowana żadnym mężczyzną, więc nie martwiła się o takie rzeczy. Nie wiedziała czy w ogóle kiedyś się zakocha, a tym bardziej czy ktoś ją pokocha, więc nawet o tym nie myślała. Teraz chciała się skupić na tym, żeby jak najlepiej pracować. Chciała pokazać, że jest godna zaufania i że sobie poradzi, że nie zawiedzie ich oczekiwań, mimo iż miała sporo zaległości jeśli chodzi o życie w domu. Zawsze była czymś w rodzaju Kopciuszka. Była tylko jednym z urządzeń domowych, które przecież nic nie czuje i jest tylko po to, żeby móc spełniać zachcianki mieszkańców. Mimo iż pani Iris była dla niej miła i obiecała, że nie podniesie na nią ręki, to i tak nie miała zbytniej nadziei, żeby była tu kimś więcej niż tylko nic nie znaczącą osóbką, zajmującą się domem i pomagającą kobiecie. Nawet nie myślała o tym, że mogłoby być inaczej, po prostu nie potrafiła tak myśleć.
Przysłuchiwała się rozmowie Gospodarzy. Przyglądała się jednak Wiórkowi i głaskała go palcem po głowie. Skoro miała iść do Kliniki to w porządku. Może nawet lepiej jak pan Christopher nimi pójdzie. Będzie bezpieczniej, ale też nie chciała im robić problemów. Obiecała sobie, że jak będzie mogła wybrać sobie coś w sklepie to wybierze tylko to co będzie jej najpotrzebniejsze oraz że będzie to coś z niższej półki. Nie chciała by jeszcze dodatkowo za nią płacili, zanim w ogóle dostanie jakąś wypłatę. Przyznała jednak, że nic nie ma, więc musiała się zgodzić na zakupy. Nie może chodzić przecież w jednym i tym samym. Musi mieć coś na zmianę, gdy to jedno ubranie będzie chociażby w praniu. Najwyżej potem poprosi o mniejszą wypłatę, żeby oddać to co na nią wydali nim dała radę cokolwiek zrobić.
Spojrzała na Iris, gdy ta się do niej odezwała - bardzo chętnie - uśmiechnęła się delikatnie. W tym momencie jednak Wiórek szturchnął ją noskiem w rękę. Spojrzała na niego i zobaczyła, że ten zaczyna się kręcić i nie może usiedzieć - jednak...czy mogłaby najpierw wyjść na moment do ogrodu? Nie chciałabym, żeby jeszcze przed podpisaniem umowy Wiórek zrobić coś niedobrego - przyznała, biorąc wiewiórkę na ręce - jak wrócę to pomogę z naczyniami, potrzebuję tylko chwilki - dodała jeszcze. Gryzoń był przyzwyczajony, że w pomieszczeniach nie może się załatwiać. Co innego jak będzie miał klatkę. Może mu tam przecież zrobić coś na kształt kuwety i tam będzie grzecznie chodził jak tylko się do tego przyzwyczai.
Jeśli tylko dostała pozwolenie wstała i ruszyła do ogrodu, dziękując wcześniej za zgodę. Założyła buty, by się do nich przyzwyczaić chociaż chciała poczuć miękką trawę pod stopami. Tak odmienną od piasków Pustyni. Ale było też już chłodno, a nie chciała się przeziębić. Nie zrobiłaby wtedy zbyt dobrego wrażenia.
Nie wychodziła nigdzie daleko, stała blisko drzwi, tylko tak, żeby Wiórek mógł załatwić swoje potrzeby. Zadrżała lekko czując chłód. Co prawda noce na pustyni były naprawdę zimne, jednak po zmroku nie wychodziła z domu. Miała zakaz, a w domu nie było jakoś specjalnie zimno. Wuj za bardzo cenił sobie samego siebie, żeby pozwolić na to, żeby ktoś się przeziębił, a następnie go zaraził. To było chyba jedyne o co dbał, jeśli chodzi o osoby z nim mieszkające, a w szczególności, jeśli chodzi o Rim.
Odwróciła się i zauważyła jak kobieta dostaje jakiś naszyjnik. Wyglądali razem na naprawdę szczęśliwych. Szybko wróciła do obserwowania wieczornego ogrodu. Nawet teraz było tutaj naprawdę ładnie.
Po kilku minutach wróciła do środka, z lekkimi rumieńcami na policzkach. Jeśli nikt już nie jadł to zaproponowała, że pozmywa.

Jeśli nie pozwolono jej wyjść do ogrodu, zapytała czy zająć się naczyniami i bardzo starała się zignorować to co robili mieszkańcy Dworku.

Terry - 7 Grudzień 2017, 13:33

Christopher był zadowolony z tego że kobiety nie o obstawały przy tej zmianie nazwiska, na nazwisko Iris. Tak naprawdę byłoby źle widziane w towarzystwie, dodatkowo prowadziło by do licznych plotek a w rezultacie i problemów. On sam nie chciał rozgłosu dla swojej rodziny, wiedział już do czego może to prowadzić. Chciał by wszyscy zebrani w tym domu, mieli spokojne życie. By nikt nie musiał się o nic martwić i żyć tak jak mu będzie najlepiej. Mimo tego że Rim jest jedną wielką niewiadomą, że dopiero co się napatoczyła, mimo tego że czuł iż wiele się jeszcze wydarzy... Miał jakieś dobre przeczucie. Miał tylko nadzieje że nie jest ono fałszywe.
Nie przejmował się tym jak to będzie gdy dziecko przyjdzie na świat. Był w tym momencie pieprzonym optymistą. Wierzył że obydwoje sobie poradzą, że wszystko będzie w końcu... Takie jak być powinno. Czuł w trzewiach to szczenięce uczucie szczęścia. Co prawda, od jakiegoś czasu się zastanawiał czy nie wyrządził Iris swoistej krzywdy. Ona zanim go spotkała żyła trybem koczowniczym, lubiła... Lubi przygody i podróżowanie. Jest młoda, atrakcyjna i ma wspaniały, zadziorny charakter. On jest jej przeciwieństwem. Stonowany, z natury spokojny i milczący. Woli siedzieć w domu niż gdzieś podróżować. Owszem, lubił wyjść raz na jakiś czas do baru, na polowanie czy na spacer. Nie czuł jednak tej potrzeby do odkrywania nowych miejsc i innych takich. I właśnie gdy o tym rozmyślał, zawsze nachodziły go myśli. Te natrętne, głupie myśli o tym czy nie robi źle, będąc z Iris. Czuł że życie z nim w jakiś sposób ją ogranicza. Odkąd z nim zamieszkała, nie widział by wychodziła do jakichś znajomych, żeby gdzieś jeździła, coś zwiedzała. Praktycznie nie wychodziła poza obręb posiadłości, a jak już to po zakupy do domu. Kocha ją, to pewne. Tylko czy ta jego miłość przypadkiem nie przygwozdziła jej do domu? Czy on jej aby na pewno nie osacza? Pokręcił do siebie głową, jest głupi i tyle. Gdyby coś było nie tak to Iris by mu powiedziała. Prawda?
- Zabiore Cię następnym razem. Jak będę miał pewność że wszystko jest dobrze. Tylko czy aby na pewno będziesz się czuła dobrze w towarzystwie starych ramoli, pijących whisky i polujących na bezbronne futrzaki? - przekomarzał sie bo i tak wiedział jaką odpowiedź usłyszy. Iris odbiega od "standardowego" szablonu, pani na włościach. Kiwnął głową do Rim. - Nie musisz się o takie rzeczy pytać moja droga. Potrzebujesz Ty i twój towarzysz to śmiało. Jedynie tylko uważaj by nie przechodzić za blisko psów. Nie daje pewności jakby zareagowały. - trochę się do niej uśmiechnął, bo czuł że dziewczyna nadal jest spięta.
Widział ze Iris naprawdę spodobał się naszyjnik. Był z tego powodu zadowolony, widać było w jego oczach rozbawiony błysk.
Cóż, nie spodziewał się że Iris będzie się z nim drażnić w ten sposób. Tym bardziej że Rim była w pokoju. Nie mniej jednak uśmiechnął się zadziornie i pocałował ją w płatek ucha. Wstał i zebrał wszystkie naczynia ze stołu i zabrał się za ich mycie.
- Ja to sprzątne a Ty pokażesz Rim dom. I Rim, dobrze by było gdybyś nie zwlekala za bardzo z tym nazwiskiem. Będzie mi potrzebne do sporządzenia umowy. - uśmiechnął się do kobiet i wrócił do mycia naczyń.

Iris - 8 Grudzień 2017, 13:20

- Przecież wiesz, że sama też lubię whisky. - powiedziała wzruszając ramionami - A poza tym pomyśl sobie jak te stare ramole będą ci zazdrościć pięknej kobiety! - zachichotała i puściła mu oczko. Prawdę mówiąc zwyczajnie chciała coś porobić. Teraz, gdy była w ciąży bała się, że będzie jedynie siedziała w domu a gdy będzie się zbliżało rozwiązanie, już w ogóle nie ruszy dupska z łóżka. Nie chciała tego. Tęskniła za swoją świetną figurą i kondycją, w końcu kiedyś o wiele więcej się ruszała. ale może gdy już urodzi się dziecko, będą wszyscy razem wybierali się poza miasto? Jest tyle pięknych miejsc o których Iris słyszała a w których nigdy nie była.
Gdy Rim wyszła, kobieta wtuliła się w swojego Ukochanego. Naszyjnik był przepiękny ale nie bardzo wiedziała z jakiej to okazji. Może z tej, że w końcu powiedziała mu o ciąży. Może.
Westchnęła błogo, czując bijące od niego ciepło. Chwilowo Upiornej z nimi nie było, mogła więc powiedzieć na głos, oczywiście ściszonym głosem to, co jej chodziło po głowie.
- Kocham cię nad życie, wiesz? - mruknęła gładząc go po torsie - Nie pragnę niczego więcej, tylko naszego szczęścia. - dodała zamykając oczy - Chris... może wymyślimy imiona? Dla Maluszka?
Nie miała pomysłu jak mógłby się nazywać. Prawdę mówiąc cała ta sytuacja była dla niej jeszcze nierealna, mimo iż czuła delikatne poruszenia w sobie.
Nagle poczuła, że po policzku spływają jej łzy ale nie były to łzy smutku. Wzruszyła się. Nie wymarzyłaby sobie lepszego życia.
- Pamiętam, jak spotkaliśmy się pierwszy raz i piliśmy razem rum. - powiedziała ściszonym głosem - To był najlepszy rum jaki w życiu próbowałam. I najlepsza decyzja jaką podjęłam, by u ciebie przenocować. - ujęła jego brodę w palce i przyciągnęła by pocałować. Pocałunek był długi i spokojny, wyrażał o wiele więcej niż słowa. Iris żyła dla niego. Kochała go najmocniej na świecie.
Oderwała się od niego tuż przed tym jak wróciła Rim. Baśnipisarka była zarumieniona od łez a Upiorna zapewne od zimna.
Iris wstała, słysząc Terrego i uśmiechnęła się do dziewczyny. Marionetkarz był taki... zasadniczy. Kręcił ją ten jego poważny ton, może kiedyś spróbują takiej zabawy w łóżku?
Podziękowała mężczyźnie i podeszła do Arystokratki, wyciągając dłoń. Chwyciła ją za nadgarstek i pociągnęła lekko.
- Chodź, pokażę ci wszystko. - powiedziała z entuzjazmem i poprowadziła ją schodami na górę. Miała energię, dostarczył ją jej pyszny posiłek.
Najpierw Iris okazała jej pokoje, łącznie z wspólną sypialnią pary. Potem dwie łazienki, garderobę i na końcu pomieszczenie, które miało się stać jej nowym miejscem do spania.
- To twój pokój. - powiedziała z dumą, otwierając drzwi i przepuszczając ją pierwszą - Podoba ci się? - zapytała już mniej pewnie. Sama sprzątała to pomieszczenie przed przyjazdem Terrego i Rim. Miała nadzieję, że sprawiła się dobrze.

Rim - 8 Grudzień 2017, 17:17

Słuchała ich rozmowy, ale nie przerywała im. Nie wpatrywała się też w nich tylko rozglądała się po pomieszczeniu. Chciała zapamiętać jak najwięcej. Co jakiś czas gładziła palcem główkę swojego przyjaciela.
- Dziękuję - powiedziała, słysząc pozwolenie i zabrała malucha na ręce - będę uważać- obiecała. W sumie nie miała ochoty zbliżać się do psów bardziej niż to będzie konieczne. Bała się psów i nie umiała nic na to poradzić. Może do tych maluchów się przyzwyczai, ale nie miała pewności. Będzie musiała jakoś z nimi żyć jeśli chciała tutaj pracować.
Spacerowała chwilę po ogrodzie, ale nie oddalała się zbytnio. Chciała im dać trochę prywatności. W sumie to sama nie chciała ich oglądać ani słuchać jacy są szczęśliwi. Sama nie do końca wiedziała jakie to uczucie.
Wiórek biegał sobie w trawie i załatwiał swoje potrzeby. Upiorna w tym czasie zaczęła zastanawiać się nad tym wszystkim. Była wolna. Już jej wuj nie będzie męczył, nie będzie jej bił, ani zmuszał do pracy, która na pewno nie należy do takiej, którą powinna wykonywać dziewczyna. Uśmiechnęła się pod nosem. Chyba miała już pomysł na nazwisko, które by mogła nosić...
Wróciła do domu i widząc, że Gospodarz będzie sprzątał, przytaknęła głową. Uśmiechnęła się delikatnie do kobiety. Słysząc o nazwisku przeniosła wzrok na mężczyznę - w sumie...już mam pomysł - powiedziała niepewnie. Jeśli zapytał jakie podała mu je "Huriya". Nie powiedziała jednak co to nazwisko oznacza. Ona wiedziała i to jej całkowicie wystarczyło.
Dała się pociągnąć na piętro. Rozglądała się uważnie po w każdym pomieszczeniu, chcąc wszystko zapamiętać. Żeby czasem się nie pomylić, by nie wejść do tej łazienki, do której nie powinna. Widziała, że ma naprawdę sporo do roboty, dom był naprawdę obszerny.
Słysząc o swoim pokoju, przełknęła ślinę. Weszła do środka i rozejrzała się. Otworzyła szeroko oczy i zaczęła się niepewnie przechadzać po pokoju. Za oknem widziała delikatny zarys ogrodu - jest wspaniały....i wielki - powiedziała uśmiechając się do kobiety - to na pewno w porządku, że będę mieszkać w tak dużym pokoju? - zapytała niepewnie. Wewnątrz jedna już zastanawiała się, gdzie postawią klatkę dla Wiórka. Zobaczyła, że jest miejsce obok ona. Będzie miał i cień i słońce, żeby się wygrzać. Klatka była na kółkach, więc w razie czego może go przestawić. Tam jednak chyba najbardziej się to podobało.
Szafa była ogromna, mogła do niej wejść! Było tu jasno i nie musiała spać na zimnej podłodze. Było widać, że naprawdę jej się tutaj podoba. Nie mogła się napatrzeć z wrażenia.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group