To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Hotel Noaliks

Kejko - 23 Październik 2018, 00:48

Musiałam powstrzymać, nagły impuls oraz chęć zatrzymania ręki, która znajdowała się zbyt blisko mojej twarzy. Położyłam jedynie uszy i nieznacznie odsunęłam głowę w tył, dalej czując na skórze ruch powietrza. Widziałam, choć wszystko było rozmazane i dawna ostrość widzenia, pozwalająca dostrzec z daleka, detale tak niewielkie, jak rodzaj splotu na szaliku... teraz wydawała się, czymś zupełnie nieosiągalnym. Mimo wszystko starałam się nie tracić zimnej krwi, choć wiedziałam, iż ta już została przelana. Na głębie Szkarłatnej Otchłani, byłam Dachowcem, a nie jakimś popiskującym w kącie gryzoniem. Powinnam zacząć doceniać swoje szczęście... w nieszczęściu. Gdyby coś takiego przytrafiło mi się w środku eskapady po krainie, jakiejś skalnej grocie, opuszczonym pałacu albo tej dzikszej części Krainy? Gdybym pozwoliła sobie na panikę... brak ostrości widzenia mógłby stać się moim ostatnim problemem. Ostatnim, bo nie zdarzyłabym uzbierać kolejnych. Teraz nie dość, iż siedziałam sobie w miejscu jak najbardziej cywilizowanym, stanowiącym poniekąd magiczny azyl w tym świecie jakże w magię ubogim, to jeszcze miałam kogoś kto zadał sobie trud my mi pomóc.
-Widzę, ale wszystko jest strasznie rozmazane. Nie byłam pewna. Chociaż kolory się zgadzają.
Odrzekłam, jednocześnie zmuszając usta do ułożenia się w uśmiech, nieco nieśmiały, ale jednak uśmiech.

Uznałam, że skupię się na czymś pożytecznym, dlatego też w myślach odtwarzałam swój dzień. Gdzie byłam, co robiłam, co jadłam i piłam. Ta magiczna... niedyspozycja musiała mieć przecież jakąś przyczynę. Ale czy logiczną? Łatwiej było myśleć, że tak, bo jeśli znajdzie się przyczynę, zwykle łatwiej też dotrzeć do rozwiązania.
-O jakim psie mówisz?
Spytałam, przekrzywiając głowę w stronę, z której dochodził głos kapelusznika. Mówił zbyt szybko i cicho by sens jego słów dotarł do mnie w pełni. Czyżby przypomniała mu się jakaś anegdotka ze swej niedawnej przygodny pod psią postacią? A może dotarło do niego, że zostawił gdzieś psa o imieniu Cynamon ? Kapelusznicy, z nimi nic nigdy nie wiadomo. Dlatego pozostawało pytać.
-Dziękuję Charles. A co do powodu, nie wiem czemu to się stało. Nie spotkało mnie dziś nic dziwnego. Nie jadłam też niczego, czego już bym w tym świecie nie próbowała. Naprawdę nie wiem..
W trakcie mojej wypowiedzi, oboje mogliśmy usłyszeć krótkie i rytmiczne stukanie o drzwi. Widać te musiały być uchylone albo też odwiedzający nas gość nie miał chęci czekać na przyzwolenie.
-Witam, podobno mam tu pacjenta. Nazywam się Keiles Awero. Mam nadzieję, że nie pomyliłem pokoi?
W progu stał wysoki mężczyzna o smagłej sylwetce i długich kasztanowych włosach. Ubrany był według ludzkiej mody, choć uważniejszy obserwator mógł dostrzec kilka, nieco zbyt wyrafinowanych i staroświeckich dodatków. Wszystko to schodziło jednak na drugi plan, bowiem pierwszym co przyciągało spojrzenie, były właśnie oczy przybysza. Tęczówki o intensywnej amarantowej barwie zdawały się wręcz promieniować. Jak na medyka przystało Keiles, u swego boku trzymał sporych rozmiarów torbę, zaś za jego plecami czaiła się drobna jasnowłosa postać. Ta nie odzywała się jednak, ale przyczyną mógł być fakt, iż nie posiadała ust.
Wszystkie te szczegóły pozostawały jednak niedostępne dla oczu, dotkniętych migotliwym przekleństwem.
-Dzień Dobry... trafił Pan dobrze, chodzi o mnie. Moje imię to Kejko Hanari, a to Charles...
Wskazałam dłonią na Kapelusznika albo też miejsce, w którym ostatnio przebywał. Dalszą część jego miana pozostawiłam niewypowiedzianą, nie wiedziałam w końcu czy mój kompan chce je zdradzać. A także, sama miałam pewien problem z wypowiedzeniem jego nazwiska rodowego. Wolałam zatem nie mówić nic, niż wypowiedzieć je błędnie.
-Eneri, rękawiczki i latarka.
Medyk zwrócił się do jasnowłosej postaci, będącej marionetką. Srebrny kluczyk, wystający z pleców istoty mówił jasno o jej pochodzeniu.
-Proszę się nie niepokoić, trafiła Pani w dobre ręce. Widzę, iż problem dotyczy oczu... ale czy na coś jeszcze się Pani uskarża?
Keiles na moment przerwał oględziny i skierował amarantowe ślepia na Kapelusznika.
-A co z Panem? Wygląda Pan nieco blado... czy Pan również się zająć?

Charles - 30 Październik 2018, 10:29

Szybko chwycił się za usta, słysząc, że część jego wewnętrznej analizy opuściła jego mózg:
- Yyyyy nieważne. Całkowicie nieważne. Nie przejmuj się tym. - odmruczał, wracając do kwestii podawania cynamonu psom. Przecież... cynamon był naturalny, co nie? Była to kora drzewa z jakiś odległych, tajemniczych krain. Nie mogła być szkodliwa. Przecież nie ma tam psów, które mogłyby je jeść. A co jeśli podróżują? Ale czym? Balonem? Na co napędzają balony? Być może handlują z wiewiórkami gazem orzechowym zawartym w orzechach. Wszystkie orzechy posiadają ten gaz, ale przy kontakcie z powietrzem zestala się w miąższ. Czytał o tym, kiedyś, dawno dawno temu. I takim gazem można by było polecieć. Oczywiście, musiałby być to lekki materiał. Nic dziwnego, że orzechy spadały w parkach przechodniom na głowy - w końcu próbowały nauczyć się latać. Odwiedzający park powinni je wspierać, przecież dopiero się uczą...
Nagle z myśli wyrwała go obecność lekarza, który przybył wraz ze swą asystentką. Charles od razu wiedział, jak się zachować;
- Czemu jesteś odustowiona? Schowałaś je gdzieś? - zapytał, doskakując do niej i bezpardonowo dotykając miejsca, gdzie powinny znajdować się usta. Dopiero czując pod paznokciem chłodny lakier, zdał sobie sprawę, że ma do czynienia z Marionetką. Poskrobał jeszcze odrobinę w miejscu, w którym powinny się znaleźć, jakby licząc, że zostały one zakopane jak skarb piratów. Doskonała robota, dziewczyna wyglądała jak żywa. Kess byłby z pewnością zaciekawiony, gdybym opowiedział mu o tym znalezisku... o DZIEWCZYNIE. Charles, nie powinieneś myśleć o niej w sposób w jaki kasta uprzywilejowanych właścicieli określała tą biedną rasę od lat! Twój arystokratyczny rodowód zawsze będzie ci ciążyć na mózgu, biedny cymbale! Zaraz odskoczył od niej i stanął pod ścianą. Powinien się jej zapytać, czy jest z nim na zasadzie kontraktu, czy czuje się dobrze, czy nie jest wykorzystywana - ale nie miała ust, żeby móc nimi odpowiedzieć. Niewygodne. Ewentualnie bardzo wygodne dla właściciela.
- Akurat bladość to mój naturalny stan, proszę się nie martwić - odpowiedział Charles, odrobinę chłodniej niż zamierzał. Teraz nie będzie mu to dawać spokoju. W jego głowie lekarz powoli przeistaczał się w perwersyjnego potwora...

Kejko - 4 Listopad 2018, 21:40

Zapewne wielu dałoby, całkiem sporo za to, by dowiedzieć się jakiem to szalonym tokiem krążą myśli Kapeluszników. Tylko czy taka wiedza, aby na pewno była bezpieczna? Bo co jeśli w jakiś sposób wykoleiłaby kolejkę naszych własnych myśli, planów i poglądów, zarażając umysł poziomem szaleństwa, na jaki ten zdecydowanie nie był gotów. Czasem lepiej nie wiedzieć...

Gdy Charles postanowił bliżej zapoznać się z Marionetką, jej pracodawca zajął się oględzinami swej pacjentki. Niema asystentka medyka, nie wyraziła większego sprzeciwu, lecz cofnęła się o krok, wymownie wpatrując się w rękę Kapelusznika.
-Taką ją stworzono, Panie Charles. Stanowi doborowe towarzystwo dla osób lubujących się w cichy, do których grona się zaliczam.
Mężczyzna pospieszył z wyjaśnieniem, po czym wydał kilka komend, po których drobne ręce zanurzyły się we wnętrzu lekarskiej torby, odnajdując wszystkie potrzebne „instrumenty”. Medyk zaczął z wolna zasypywać mnie lawiną pytań, jednocześnie nadal prowadząc obserwację. Starałam się udzielać możliwie jak najdokładniejszych odpowiedzi, mimo iż wiele pytań wydało mi się dość osobliwych. Naprawdę nie pojmowałam jak pytanie o mój ulubiony rodzaj mięsa lub rodzaj trunków... mogłoby się łączyć z przypadłością, która mnie dopadła. Lecz nie ja tu byłam medykiem zatem lepiej się nie wymądrzać.
-Wygląda na to, iż cierpi Pani na jedną z popularniejszych magicznych alergii. To naprawdę nic groźnego, ale istotnie bywa uciążliwe. Zapisałem Pani nazwy ziół, które powinna Pani nabyć. Niestety nie dysponuję nimi na chwilę obecną, dlatego o ile to możliwe zalecam powrót do Krainy Luster. W Mieście Lalek na Porcelanowej ulicy mieści się aptek braci Agas, tam powinna pani dostać niezbędne składniki. Tamtejszy medyk przygotuje odpowiednią mieszankę, którą będzie Pani musiała przemywać oczy trzy razy dziennie. Objawy alergii powinny ustąpić już po kilku dni. Do tego czasu radzę też unikać kontaktu z ostrym światłem.
Po chwili w moich rękach znalazły się dwie niewielkie kartki, których aktualnie nie mogłam rozczytać. W pamięci zanotowałam nazwę ulicy oraz apteki. Przemywanie oczu brzmiało dość sensownie. I może nawet nie wydam na to małej fortuny, czym niekiedy kończą się wizyty w owych miejscach.
-Za kilka dni...
Powtórzyłam cicho, widząc, jednak iż medyk wraz ze swą asystentką zbierają się do wyjścia, wstałam na równe nogi.
-Dziękuję bardzo za pomoc.
-To mój obowiązek i cieszę się, że nie zastałem tu nic bardziej dramatycznego. Recepcjonistka, która po mnie posłała, wydawała się bardzo zdenerwowana. Wiec spodziewałem się co najmniej fontanny krwi i krzyków. Życzę zdrowia.
Mężczyzna skłonił się lekko, ten sam gest wykonała również marionetka, po czym oboje zniknęli za drzwiami.

Opadłam na łóżko, wzdychając przy tym ciężko, po czym odwróciłam twarz w kierunku Kapelusznika.
-Wygląda na to, że z plan wspólnego spędzenia odrobiny czasu w tym świecie stracił na wartości. W tym stanie byłabym marnym towarzystwem. Przepraszam Charles. Eh, a miałam tyle pomysłów. Chciałam Ci pokazać pewne muzeum... sądzę, że pewna wystawa mogłaby Cię zainteresować.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Może następnym razem.... teraz faktycznie, wrócę do domu, jak sugerował. I jeszcze raz dziękuję Ci, zarówno za pomoc, jak i sam fakt, że się zjawiłeś . Szkoda... że tak wyszło.

Po pożegnaniu się z Kapelusznikiem zabrałam się za pakowanie swych rzeczy. Nie miałam z tym zbyt wiele roboty, bo nie zdarzyłam się nawet dobrze rozpakować. Choć kosztowało mnie to trochę wysiłku, udało mi się nawet odzyskać cześć gotówki za wynajem pokoju. Gdy zaś wszystko było już gotowe, w mojej dłoni znalazł się bursztynowy kompas, który rozbłysł blaskiem, gdy tylko wypowiedziałam nazwę Krainy Luster... oczy zabolały, a pokój po chwili pozostał pusty.
zt.

Charles - 11 Listopad 2018, 13:23

Charles wycofał się lekko na spojrzenie lalki. Chyba troszkę za bardzo się przejął. NIe wydawała się być ofiarą jakiegokolwiek rodzaju... choć pewności nigdy mieć nie mógł, syndromy Sztokholmskie i inne tego typu. Zapisze sobie jej sprawę w głowie i poinformuje kogo trzeba. Zabranie komuś umiejętności mowy to barbarzyństwo!
Kiedy wyszli, tym bardziej nie wiedział, co ze sobą zrobić. Choroby nie wybierają a są wredne ponad miarę.
- Nie przejmuj się tym. Naprawdę. - mruknął, trochę nierozgarnięty. Było mu przykro, mimo iż nie była to jego wina. Powinie być... po prostu jakoś tak inaczej. Być. Myślał teraz o zbyt wielkiej ilości spraw, o lalce, o psie i cynamonie, i całkowicie przesłoniło mu to Kejko, z którą przecież chciał się spotkać. Nie wiedział, co u niej. NIe miał pojęcia. Jedyne czego mógł być pewien to tego, że żyła, że była cała i zdrowa, cokolwiek stało się na tropikalnych wyspach daleko stąd. Chyba się przyjaźnili, czyż nie? Choć do przyjaźni potrzeba chyba więcej. Charles nie wiedział, nie miał zbyt wielu przyjaciół. Raczej "istoty, które lubił" i przy których czuł się dobrze i którym też mógł dać coś dobrego od siebie. Czy to już się liczy? Czy jeszcze nie?
- To ja... już pójdę. Połażę po mieście, nie wiem. Tylko się przebiorę, tak przecież nie wyjdę... - dodał, wchodząc do łazienki obok. Zdjął marynarkę i zarzucił szarą bluzę ze znakiem Anarchii (niesamowite, jak łatwo można było tu kupić ubrania z tym symbolem!), związał włosy a na nos nasadził okulary przeciwsłoneczne, kapelusz zaś delikatnie złożył i zasadził sobie za pasek, przez co wyglądał na trochę grubszego. Kiedy wyszedł, Kejko już nie było. Miał nadzieję, że zapłaciła za pokój.
Włączył MP3kę i odpalił "Smells like teen spirit" na połowie głośności, po czym wyszedł na miasto.

z/t



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group