To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Park pacynkowy

Nishinoya - 4 Październik 2016, 16:29

Pokornie czekał na to, co zrobił Mari, choć nie ukrywał, że spodziewał się jakiegoś pacnięcia w głowę lub sójki w bok. Dlatego zdziwił się niesamowicie, kiedy lwica naskoczyła na niego z dzikim warknięciem i lekko wbiła pazury w jego klatkę piersiową, powalając go na ziemię. Uśmiechnął się zadziornie, kiedy zapytała „I co teraz ptaszku?” – Jak to co? Mogę Ci wyćwierkać kilka słodkich słówek do uszka – powiedział i puścił jej oczko, a kiedy zbliżyła się do jego twarzy, szybko oblizał usta i powstrzymał się całą swoją wolą od ucałowania jej miękkich, bo na takie wyglądały, ust.
Uśmiechnął się delikatnie, kiedy nakazała się głaskać – Dla Ciebie wszystko – powiedział, po czym pogładził ją delikatnie po głowie, by w następnej chwili złapać ją mocno i podsunąć trochę wyżej, by mógł swobodnie złożyć pocałunek na czubku jej głowy. – Nie za mocno? – zapytał, kiedy zaczął drapać ją za uchem, a drugą ręką obejmując oraz przyciskając do swojego torsu. Po krótkiej chwili rozkoszy i ciszy, odezwał się lekko zachrypniętym głosem – Pójdziemy do mnie? Miałem zrobić Ci herbatki, żeby udowodnić, że jest najlepsza na świecie, a Ty, moja droga lwico, miałaś upiec ciasto – wyszczerzył się, lekko podnosząc na skrzydłach – Jesteś taka urocza, że aż naszła mnie ochota na coś słodkiego – puścił jej oczko, czekając na to, co zrobi.

Mari - 4 Październik 2016, 20:43

Zachichotała lekko, słysząc komentarz Nishiego. Nie puszczała go jednak.
Gdy pocałował ją w głowę, przeszedł ją przyjemny dreszcz. Chciała więcej! Jednak przecież mu tego nie powie, bo jak to będzie wyglądać....
Zamknęła oczy mrucząc zadowolona. Nishi na pewno mógł to aż poczuć w całym ciele.
- Jest idealnie - odpowiedziała na pytanie Opętańca, rozluźniając się całkowicie. Chciała by ta chwila trwała jak najdłużej. Niestety po dość krótkim czasie, została jej brutalnie odebrana. Spojrzała z lekkim żalem w oczy Kruczka, gdy ten przestał ją drapkać za uszkiem. A było tak pięknie.
Humor jej jednak szybko wrócił, gdy mężczyzna zaproponował herbatę u niego w domu. W sumie...zaczynało robić się chłodno, a do tego miała wilgotny sweter i futerko, co nie ułatwiało jej walki z zimnem. Zadrżała mocno, gdy zawiał chłodny wiatr. - Chętnie skorzystam z zaproszenia, jednak jeśli chcesz ciasteczka, bo do herbatki takowe lepiej smakują, to musimy wcześniej wstąpić do jakiegoś sklepu. - uśmiechnęła się uroczo i pocałowała go w nos, po czym wstała i podniosła, wyciągając do niego łapę by pomóc mu wstać.
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru mnie zjeść na kolacje? Bo powiem Ci, że raczej nie jestem aż tak słodka. - zaśmiała się. Podniosła swoje zakupy oraz zawołała Lunę, która nadal chowała się za krzaczkiem. Gdy ta podeszła zapytała tylko - ale idziemy pieszo prawda? . - widać było, że woli iść po ziemi. Mari zaśmiała się tylko w odpowiedzi na to pytanie i spojrzała na Opętańca, czekając aż ten zarządzi wymarsz i poprowadzi ich do jego domu.

Nishinoya - 4 Październik 2016, 21:41

Do jego uszu doleciało przyjemne mruczenie, które sprawiło, że poczuł się jak właściciel słodkiego kociaka. Po chwili poczuł miłe drżenie na całym ciele, przez które uśmiechnął radośnie, rozluźniając spięte mięśnie skrzydeł. – W takim razie zrobię porządne zakupy, bo nie jestem pewien czy mam wszystko – podskoczyło mu ciśnienie, kiedy pocałowała go w nos, jednak szybko się opanował, nie chcąc pokazać jak bardzo mu się to spodobało. – Dzięki skarbie – powiedział i złapał ją za rękę, podnosząc się z ziemi oraz otrzepując skrzydła z ziemi. – Obleje się Ciebie czekoladą z czekoladowego jeziorka, połozy się wisienkę, może jakieś słodkie chrupki i będziesz baaaadzo słodka – zaśmiał się cicho, posyłając jej całuska.
Zaśmiał się pod nosem, słysząc, że Luna chce iść po ziemi – Nie martw się psinko, pójdziemy pieszo, także bez obaw – podszedł do niej, kucnął oraz pogłaskał ją po łebku. – Idziemy – wstał z ziemi, podał jej ramię, i o ile je złapała, o tyle zaczął prowadzić ją w dół klifu oraz do domu, nie zapominając wstąpić wcześniej do sklepu.
Zt x2

Ben - 12 Luty 2017, 11:37

Młodzieniec, usiadłszy sobie pod drzewem na odosobnionej ławeczce, podwinął rękaw. Zabrał się za rutynowy przegląd swojej ręki, ciekaw, czy coś jest nie tak, czy może trzeba coś dokręcić albo naoliwić. Tak jednak nie było - wszystkie stawy znajdowały się na miejscu, porcelanowa powłoka była wypolerowana na błysk, wszystko solidnie się trzymało.
Ostatnie kilka dni marionetkarz spędził w Świecie Ludzi, dalej odkrywając jego wielkie dziwy. Że niby w ich oczach to Kraina Luster jest dziwna? Nie zmienia to jednak faktu, że dla Bena eksploracja tego planu była cokolwiek ekscytująca.
Od Opal nie miał żadnych wiadomości. Ta cała fucha rebelianta... Co takiego miał robić? Ot, tak sobie czekać na nadarzającą się okazję i rzucić się na Arcyksięcia czy coś? Miałby sabotować pociąg? Niespecjalnie widział się w roli skrytobójcy.

Abi - 12 Luty 2017, 12:03

Stopy zaczynały ją już boleć. Zdawać się mogło że szła wieczność!
Nie zwracała nawet uwagi na otoczenie. Nie zbierała tym razem żadnych kamyków, ptasich piórek, skorupek po jajkach czy kwiatów.
Nie wróci już ze swoimi skarbeńkami do chatki i do Nany.
Nie porozmawia już z panem lisem. Nie będzie razem z nim oglądać nieba.
Westchnęła smutno. Nadal nie do końca docierało do jej małej główki co się stało. Jak można zrobić krzywdę komuś tak dobremu jak Nana? Sama przecież mówiła że jak się jest grzecznym to nikt nie ma powodu by Cie krzywdzić.
Dlaczego więc znalazła Nane która była zimna jak lód, blada jak śnieg i miała taką dużą ranę na głowie?
Złapała swój pakunek wtulając w niego buzie. Nie chciała wyciągać z niego misia. Jeszcze by się pobrudził.
I tak oto, smętnie idąc trafiła do parku.
Nigdy takiego nie widziała. Taki jasny i ciepły. I tyle owocków na drzewach! Widziała innych ludzi więc musiała założyć szybko kaptur. Nie wolno jej przecież pokazywać tego co ma na głowie.
Na widok drzew uginających się pod ciężarem owoców, zaburczało jej w brzuchu. Najbardziej kusiło pomarańczowe drzewko, pod którym na ławce siedział jakiś mężczyzna.
Podeszła więc, położyła zawiniątko pod drzewem i wdrapała się na drzewo. Ostrożnie opierając stopy na cienkich gałęziach, sięgnęła po dużą, pysznie wyglądającą pomarańcz. I już ją złapała gdy nagle BACH!
Poślizgnęła się i spadła z drzewa.

Ben - 12 Luty 2017, 17:51

Dzień był ciepły i spokojny. Tak spokojny, że aż chciało mu się spać. Ben ziewnął przeciągle, potrząsnął głową. Już miał zamknąć oczy i trochę się zdrzemnąć, kiedy nagle... Łup! Coś spadło dokładnie koło niego. I z całą pewnością nie była to pomarańcza, bo aż tak duże, by tak gruchnąć, nigdy jeszcze tu nie rosły. Zwykle tylko mieściły się na dłoni.
Ben ściągnął rękaw na rękę, odwrócił się... i zobaczył jakąś dziewczynkę! Miała może z dziesięć lat albo mniej. Widać spadła z tego drzewa.
- O matko! Nic ci nie jest, mała? - zapytał zaskoczony jej obecnością i jej wypadkiem, i czym prędzej pomógł jej wstać.
Podniósł ją z ziemi najdelikatniej jak potrafi, raz po raz poprawiając lewą rękę, którą podtrzymywał jej główkę, i posadził ją na ławce.

Abi - 12 Luty 2017, 19:22

O jejku jejku jej!
Gdy gruchnęła o ziemię, ugryzla się w dolną warge. Co najdziwniejsze, nadal trzymała w rączkach swoją zdobycz!
Dorodna, soczysta pomarańcz, ledwie mieszcząca się w jej dłoni ani trochę się nie poobijała.
Bolała ją głowa, a gdy dotknęła najbardziej bolące miejsce poczuła tam małą wypustke. A więc nabiła sobie guza! Poczuła też smak krwi w ustach.
Wykrzywila usta. Boli
Zbierało jej się na płacz. Ten dzień był taki nie dobry!
Już chciała podeprzec się ręką i wstać gdy usłyszała jak ktoś coś mówi i delikatnie ją podnosi. Był to mężczyzna z ławki. Wyglądał dość smutnie przez co Abigail zrobiło się go żal. Jej własne troski poszły na dalszy plan. Dała posadzić się na ławce.
- Dziękuję proszę pana! Abi jest cała! - nie chciała kogokolwiek smucić tym że spadła przez własną nieuwagę.
Gdy już siedziała, poprawiła swoje kimono. Jej białe zakolanowki były zdarte na kolanach, a wraz z nimi lekko krwawiaca skóra.
Pan który jej pomógł pewnie będzie tego żałował widząc jak bardzo jest niezdarna.
Łzy ponownie cisnęły się jej do oczu. Chciałaby się położyć na swoim hamaku i zasnąć. Może to wszystko tylko zły sen? Może jak się uszczypnie to się obudzi?
I się uszczypnela w ramię, zaciskajac mocno oczka.
Niestety. Gdy je otworzyła nadal była w parku.

Ben - 12 Luty 2017, 21:09

Uff, kamień z serca. Nic małej nie jest. Odetchnął wyraźnie i otarł pot z czoła. Poklepał się po kieszeniach, zastanawiając się, czy nie ma może jakichś opatrunków - niekoniecznie bandaży, ale choćby plastrów z tamtej ludzkiej apteki, o którą zahaczył.
Aha - są! Chłopak wydobył z wewnętrznej kieszeni kamizelki kartonowe pudełeczko opatrzone czerwonym krzyżykiem i podpisane jako "plastry z opatrunkiem". Otworzył go i wydobył dwa średniej wielkości papierowe prostokąty - idealne na rany dziewczynki na jej kolanach.
- Poczekaj, zakleję ci to...
Jedną ręką delikatnie podwinął jej najpierw jedną, potem drugą zakolanówkę. Drugą trzymał nieodpakowane plastry pomiędzy sztywnymi palcami. Po chwili zbliżył je do ust, zębami złapał za papier i rozpakował je w ten sposób pomimo tego, że chyba wygodniej byłoby po prostu rozerwać materiał palcami.
Ostrożnie docisnął opatrunki do rannych kolan dziewczynki. Schował papierki do wolnej kieszeni - tej, którą posiada dosłownie każdy przedstawiciel rasy ludzkiej i nieludzkiej, w której trzyma się wszelkie śmieci - i uśmiechnął się delikatnie. Dopiero teraz zobaczył niemałą pomarańczę w jej malutkich rączkach. Nic dziwnego, że ładowała się na gałąź!
- Jak ci na imię? Ja jestem Ben. - przedstawił się uprzejmie i położył sobie lewą dłoń na sercu.

Abi - 12 Luty 2017, 22:03

Mężczyzna najpierw grzebał w swoim płaszczu.
Dziewczynka zauważyła że jest on bardzo jasny. Miał cere jak takie mleko co się rano do kanapek z dżemem pije, takie ładne blond włosy. Trochę jak słońce ale bardziej zimne.
Ale jeszcze zimniejsze były jego oczy. Abi wręcz czuła jak zimno które z nich wychodzi, wchodzi w jej ciało. Jak takie złe duchy. Zadrzala gdy mężczyzna przykleil do jej kolan coś dziwnego. Skrzywila się. Niepotrzebnie to zrobił ale nie chciała by mu było przykro wiec nic nie zrobiła.
Wiele razy sama musiała zajmować się swoimi otarciami. Nana nie zawsze miala czas by go na to marnować. Rogata przez swoje zamiłowanie do leśnych wędrówek dzień w dzień miała jakieś zadrapania i otarcia. Zawsze trzeba najpierw oczyścić rane a dopiero potem zasłonić przed złymi bakteriami.
Trochę nie podobało jej się to że Ben zsunal jej zakolanowki. Do tej pory żaden mężczyzna jej nie dotknął i było to dla niej dziwne. Prawdę mówiąc bała się ich trochę przez opowieści Nany.
Mężczyźni żyją po to by zwodzic kobiety a potem je porzucac. Tak zawsze mówiła. Abi nigdy nie patrzyła na nikogo z góry jak i nie oceniała po pozorach.
Obrala wiec swoją, zdobytą z trudem pomarańcz. Podzieliła ją na dwie części i jedna dala mężczyźnie.
-Jestem Abi! Smacznego! - uśmiechnęła się szeroko, poprawiła kaptur bo miał tendencje do zsuwania się po jej gładkich włosach. Bardzo je lubiła bo były takie same jak jej mamy. Widziała na zdjęciach. Takie długie, grube i lśniące. Dokładnie takie jak jej! Czasem jak nie mogła w nocy zasnąć to gladzila swoje włosy wyobrażając sobie że sa to włosy mamy.
Oderwała kawałek owoca ze swojej połówki i ochoczo go zjadła. Był taki słodki że az zamknęła na chwile oczy. Trochę jak miód!
- To było trochę głupie wiem. Ale te pomarańcze wyglądają tak smacznie że aż trudno się powstrzymać! Abi cały dzień prawie szła i już stopy mnie bolą. Ale jak teraz odpoczne chwile to będzie dobrze! - uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny.

Ben - 13 Luty 2017, 00:53

Oczywiście Ben wiedział, że najpierw trzeba ranę odkazić, a dopiero potem opatrzyć, ale niestety nic do odkażania nie posiadał. Naciągnął dziewczynce zakolanówki z powrotem, przykrywając tym samym nieco plastry na jej kolanach, a potem, zdziwiony, spojrzał na połówkę pomarańczy, którą podała mu - jak sama się przedstawiła - Abi. To było zdrobnienie od Abigail, prawda?
- Dziękuję, to miłe z twojej strony.
Widać było jak na dłoni, że ta mała wie, co to dobre maniery oraz na czym polega dzielenie się. Nie mógł się przy niej nieuśmiechnąć.
Spojrzał na drzewo, potem na pomarańczę, a potem jeszcze na Abi.
- W sumie to ci się nie dziwię. Sam bym spróbował się tam wspiąć, gdybym mógł. - zaśmiał się cicho i wziął do ust kawałek pomarańczy; była bardzo świeża i słodka, bo skąpana w ciepłych promieniach lustrzanego słońca..

Abi - 13 Luty 2017, 14:38

Tak. Abi jest grzeczną i miłą dziewczynką. Wiedziała o tym doskonale. W końcu cały czas się stara!
Nana podczas ich domowych lekcji zawsze powtarzała że trzeba być miłym i grzecznym. Wtedy gdy my będziemy mieli ciężko ta dobroć nam się zwróci i wszyscy będą szczęśliwi.
Widząc jak Ben zjada z uśmiechem na twarzy pomarańcz, sama się szeroko uśmiechnęła. To było taki fajne. Dała mu tylko kawałek owocka a on się uśmiechnął. Dziewczynka bowiem bardzo lubiła jak inni się uśmiechali.
Zaciekawiło ją to co mężczyzna powiedział o wspinaczce.
- A dlaczego by pan nie mógł? Wspinanie się nie jest wcale takie trudne. A jeśli wspina się po coś fajnego to już dużo zabawy jest! - Skończyła jeść pomarańcz. Miała trochę lepkie dłonie więc połozyła je na ławce i majtając nogami, obserwowała ludzi przechadzających się po parku.

Ben - 13 Luty 2017, 21:17

Ooo...kej, tutaj zbiła go z tropu. Jak mógłby wymigać się z odpowiedzi, by Abi nie poczuła się smutno faktem, że nie ma ręki? Myśl, Benek, myśl!...
I wymyślił!
- Tak jakby... nie mam dość silnego chwytu, żeby się wspiąć. A poza tym, nie wiem, czy ta gałąź się pode mną nie załamie. Bywają dość... zdradliwe.
Ha... Wybrnął! A przynajmniej takie odniósł wrażenie. No nic, grunt, że jako tako zaspokoił dziecięcą ciekawość.
- A powiedz mi... Nie żebym był wścibski, ale co taka delikatna istotka jak ty robi w takim miejscu jak to, całkiem sama? - spytał, wycierając ręce po pomarańczy w spodnie, a następnie poprawiając rękawiczkę na swojej lewicy. .

Abi - 13 Luty 2017, 22:19

Nie miał silnego chwytu. W takim razie powinien więcej ćwiczyć! Nie każdy od razu rodzi się przecież z mięśniami jak ten pan ze straganu z arbuzami. Pan Dereck miał mięśnie wielkie jak same arbuzy które sprzedaje! Zawsze jak go odwiedzała, trochę mu pomagała, raz nawet pchala taczkę z owocami! Oczywiście pan Dereck jej pomógł ale jednak. W nagrodę później dostała duuuuży i soczysty kawałek arbuza. A później strzelali pestkami w puszki na takich palach. I się okazało że miała lepszego cela niż pan Dereck.
- Gałęzie są mocne. To ja jestem zbyt niezdarna. Ale kto nie ryzykuje ten nie ma prawda? Powinien pan, panie Benie więcej ćwiczyć. Wtedy chwyt się wzmocni. I będzie mógł pan wtedy sięgać po to co najlepsze - mała nawet nie śmiała podejrzewać mężczyzny o kłamstwo. Zawsze była ufna i mimo tego co widziała nie zmieniło się to.
Gdy Ben zapytał o to co ona tu robi, uśmiech na jej buźce zgasł. Nie chciała o tym mówić i czuła że nie powinna. Stałoby się pewno coś złego. Brzydkiego.
- Abi nie jest wcale delikatna. Proszę spojrzeć - podwinela rękaw kimona i napiela swój wątły biceps. Prawie go nie było ale dziewczynka i tak była z siebie dumna.
Wrzucila skórki od pomarańczy do kosza na śmieci po czym zaskoczyła z ławki. Musi iść dalej. Park jest miły i ładny ale trzeba iść.
- Abi musi uciekać. Inaczej nigdzie nie dojdzie! Miłego popołudnia panie Ben i proszę na siebie uważać! - pomachala mu po czym ruszyła przed siebie.


Z. T

Gawain Keer - 14 Luty 2017, 15:20

Szlajał się bez celu starając zebrać myśli. Czy był wściekły? Z pewnością. Czy czuł żal i gorycz rozstania? Niezaprzeczalnie. Jakby dorzucić do tego jeszcze szok spowodowany zachowaniem Yako, to spokojnie można stwierdzić, że rządziły nim teraz emocje. Nie podobało mu się to, że ta mała "przerwa" ogranicza jego dostęp do żywiciela. Nie chodziło nawet o sny, ale oto, kogo lisołak spotka, co będzie robił i gdzie.
W zupełnej rozsypce, nie zwracając uwagi na otoczenie, nogi zawiodły go aż do Miasta Lalek. Przynajmniej zdążył trochę wytrzeźwieć. To jakieś magiczne wino było. Szybko się upiłem, a teraz szybko trzeźwieję.
Noc była przyjemna i ciepła, a powietrze ciężkie od słodkiego zapachu owoców. Ogniki swym delikatnym blaskiem rozświetlały źdźbła traw. Gdyby Gawain nie widział tak dobrze w ciemności, to nie potrafiłby rozróżnić, gdzie kończy się ziemia, a zaczyna rozgwieżdżone niebo.
Kopnął kamień z całej siły. Chciałeś przerwy to będziesz ją miał! Nie miał zamiaru dalej kajać się przed demonem, a już na pewno nie będzie u niego mieszkał! Od początku tej znajomości szedł tylko na ustępstwa. Koniec tego! Musiał zacząć działać i dowiedzieć się czegoś więcej o swoim żywicielu. Bronić go, dbać i być dla niego miłym. Yako przyciągał do siebie wszystko i wszystkich niczym magnes. Jeśli miał zachować go tylko dla siebie, będzie musiał wypełnić luki w jego sercu i przekonać demona, że tylko Gawain jest w stanie to zrobić.
Właśnie! Magnes!
Cierń nadal pozostawał zagadką i potencjalnym zagrożeniem. Wzmocniony kij bojowy mógłby załatwić sprawę. Możliwe, że moc Upiornego działała na wszystkie metale, ale nawet jeśli tak jest, to Gawain będzie miał dodatkową broń w swym powoli rozwijającym się arsenale. Jednak po takie cudeńko będzie musiał wybrać się do Świata Ludzi.
Kamień z impetem uderzył w but jakiegoś albinosa i podskoczył w górę. Całe szczęście nie trafił gościa w twarz. Właśnie żegnał się z jakąś dziewczynką, która wyminęła Cienia bez słowa. Ubrana była w suknię o azjatyckim kroju i była okropnie niska. Słodziutka.
Mężczyzna wyglądał na młodzika, ale wizualny wiek Lustrzan często okazywał się zwodniczy. Miał tylko jedną rękawiczkę. Dziwacznie, ale może skrywała jakiś interesujący sekret. Sprawiał wrażenie trochę zahukanego. Keer przystanął przed nim - Przepraszam, mam nadzieję, że nic panu nie zrobiłem - wyszeptał ochryple, a na jego twarz wpełzł nieprzyjemny, chłodny uśmiech. Właśnie, że miał ochotę mu coś zrobić. Komukolwiek. Przywalić w mordę, roztrzaskać kości, wybić zęby tak, by posypały się po ziemi niczym perły z rozerwanego naszyjnika.
Schylił się i podniósł kamień. Był zaskakująco ładny. Wyszlifowany przez wodę i piasek otoczak o barwie skąpanego w słońcu marmuru. - Bezpiecznie puszczać taką małą bez opieki? - kiwnął głową w stronę odchodzącej dziewczynki, biorąc blondyna za jej opiekuna. Nie był albinosem. Jego spojrzenie nie zawierało w sobie nic ze szkarłatu, za to przywodziło na myśl chłodne pola lodowe.

Ben - 14 Luty 2017, 20:45

Posmutniała. Coś tak czuł, że nie powinien poruszać tego tematu. Kiedy dziewczynka pokazała swoje "mięśnie", zbliżył się i popatrzył po nich. No, gdzieś tam były. A ona była z nich barfzo dumna i z tego powodu również radosna. Sam chciałby mieć w przyszłości rodzinę, by móc opiekować się kimś tak słodkim jak Abi.
Pomachał jej na pożegnanie, aż tu nagle poczuł coś dziwnego na poziomie chodnika. Spojrzał w dół - otoczak. Skąd on się tu...
Wtem pojawił się przed nim... ktoś. Rudy, elegancki mężczyzna, przewyższający Bena chyba o czoło. Oczy miał kompletnie czarne i tylko tęczówki barwy bursztynu były widoczne w tym półmroku - jak takie dwa pierścienie z tego kamienia. Z kolei oczy Bena, choć lodowato niebieskie, miały w sobie takie miłe, przyjazne ciepło.
- Huh? O, nie, nic się nie stało. - potwierdził marionetkarz; podążył wzrokiem za małą Abi, która właśnie przeszła przez bramę wejściową parku. - To akurat nie moje dziecko. Pierwszy raz ją na oczy zobaczyłem. Może idzie teraz do domu, nie wiem.
Popatrzył na przybysza po raz wtóry. Nie wiedzieć czemu, Ben poczuł, jak po plecach przechodzi mu dreszcz. Nieznajomy był... cokolwiek niepokojący. Biło od niego takim nieprzyjemnym, dziwnym chłodem...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group