To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Cukierkowa Ulica - Łapaj tego Reille!!

Charles - 24 Marzec 2016, 16:37
Temat postu: Łapaj tego Reille!!
Jest stosunkowo wcześnie rano, lecz słońce stoi już całkiem wysoko na niebie, oświetlając brązowe i bordowe dachy przez witraże rozmytych chmurek. Marionetkarz znajduje się właśnie na jednej z dalszych i bardziej zaniedbanych odnóg ulicy Cukierkowej, niedaleko placu budowy. Wysoko pnące się żelkowe słupy znaczą różową jutrzenkę lukrecjowo-czarnym szponem, zaś niespecjalnie chroniony (otoczony został jedynie niską palisadą z desek) plac budowy swym ogromem sugeruje, iż będzie naprawdę wielki budynek, być może hotel lub biurowiec. Od piernikowych ścian wraz z pudrowym tynkiem spływa w dół silny zapach cynamonu. Delikatny, ciepły wiaterek porusza praniem rozwieszonym między kamienicami. Na ulicy na razie jeszcze nikogo nie ma, również na budowie nie widać żadnych robotników ani architektów. Jest też bardzo, bardzo cicho.
Coś jednak burzy ów spokój. Gdzieś w górze, z prawej strony słychać dziwne uderzenia, przypominające bicie popękanych dachówek olbrzymią poduszką. Thumb, thumb, thumb. Co oznacza ów dźwięk? I czy Leo naprawdę chce zaryzykować, aby się przekonać? Jeżeli tak - proszę bardzo: kilka desek wokół palisady zostało wyłamane, jak również drzwi paru kamienic stoją otworem, ukazując jedynie ciemność...

Anonymous - 27 Marzec 2016, 21:50

Niewiele było osób, które o tak wczesnej porze wędrowała uliczkami, zamiast spać sobie przyjemnie w cieplutkim i wygodnym łóżeczku. Leo należał do osób, które porankiem nazywały godzine 13, jednak dzisiaj wbrew swojemu zwyczajowi był już na nogach. Zdecydowanie musiał być jakiś naprawdę ważny powód takiej sytuacji. Oczywiście taki był, i było nim nie byle co. Powodem tym było złapanie cudownego i słodkiego zwierzaczka jakim był olbrzymiachny królik, rasy Relie. Chłopak ogromnie marzył aby posiadać jakieś zwierzątko, a ten był dla niego po prostu idealny. Słodki, pełen milusiego puchu, no i lubiący dużo drzemać. Nie licząc tego ouchu, był to wprost wypapany Leoś. Wracając jednak do marionetkarza, który próbował rozwiązać w ten sposób problem swojej samotności, wędrował opustoszałymi przesmykami Cukrowej Ulicy. Nagle jednak zatrzymał się na chwilę w miejscu w bezruchu, kiedy usłyszał tajemnicze odgłosy, których źródło musiało znajdować się gdzieś w pobliżu. Po przebadaniu bystrym wzrokiem terenu, chłopak dostrzegł kilka sposobów w jakie się może zachować. Zastanawił się nad tą sprawą przez moment, rozważając wszelkie za i przeciw. Ostatecznie zdecydował się na wybranie drogi przez palisadę. Nie tracąc więc, więcej czasu ruszył niezwłocznie przez przeszkodę, podążając w kierunku źródła tajemniczych dźwięków
Charles - 28 Marzec 2016, 18:14

Będąc po drugiej stronie płotu Leo mógł się dobrze rozejrzeć. Na placu leżały porzucone kielnie i plamy z cementu, a raczej z mieszaniny cementu i miodu, walające się po żółtej, pylistej ziemi. Na samym środku widać już było podmurówkę i pierwsze ściany nośne. Gdyby się dobrze im przyjrzał, mógłby zauważyć, iż z jednej z nich wystawała kocia łapka - zgodnie ze starą tradycją, wmurowanie niewinnej istoty w ściany chroniło budynek przed zawaleniem. Może to i okrutne, ale lepiej kot niż dziecko, moim zdaniem. Całość, niczym czarne, prostopadłe drzewa, oplatało lukrecjowe rusztowanie. Na dole znajdowało się już sporo kładek i drabin, a także zabezpieczających siatek, ale od pewnego miejsca oczywiście musiały zacząć się wspinać na własną rękę. Oczywiście, mógłby pokombinować z rzeczami znalezionymi wokoło, w tym w okolicznych, prowizorycznych i dzięki Losowi niedomkniętych szopach i wspomóc się w wspinaczce, gdyż nie stawiałbym w jego wypadku na samą siłę ramion. Oczywiście mógłby zaryzykować wspinaczkę bez zabezpieczeń, a mógłby w ogóle też nie wspinać się na sam szczyt - może z tamtego poziomu również ujrzy źródło owych dźwięków?
Anonymous - 3 Kwiecień 2016, 00:26

Po przejściu przez płot na drugą stronę zatrzymał się na moment, aby rozejrzeć się po placu. Z ciekswością przyglądał się szczegółom tego miejsca, jednak po chwili przestał zniechęcony. Dostrzegł zwierzęcą łapkę wystającą z ściany, a to wzbudziło w nim wystarczający niesmak, aby zaprzestać nadmiernie ekscytować się tym miejscem. Westchnął cicho nad nieco odrażającymi tradycjami budowniczych i myślami wrócił do głównego celu, który go tu przywiódł. Nie mógł zbyt długo w końcu stać bezczynnie w miejscu i myśleć nad niepotrzebnymi oraz mało istotnymi teraz sprawami, jeśli nie zamierzał zgubić źródła tajemniczego dźwięku. Miał możliwe do wyboru w sumie spłycając dwa wyjścia. Wspinać się lub nie. Z jednej strony wspinaczka wydawała się dobrym pomysłem, w końcu pozwalało to prawdopodobnie na lepszy podgląd sytuacji. Po krótkim namyśle jednak odrzucił ten pomysł. Nie miał zbytniej ochoty na wdrapywanie na wysokości i tracić bardzo cenny czas, kiedy może okazać się to zupełnie niepotrzebnym posunięciem. Zrezygnowawszy więc z podbijania budowlanych szczytów zaczął biec za źródłem dźwięku wzdłuż ścian, siatek i różnych rupieci, starając się o nic nie zawadzić i nie zrobić sobie niepotrzebnej krzywdy. W końcu głupio by było się o coś nabić i mocno poturbować. Kto wie co w takich miejscach może zdziałać chwila nieuwagi. Niby miejsce wydaje się nie groźne, ale świat udowodnił, że można niestety zginąć od najmniej spodziewanej rzeczy. Nie należy oczywiście brać tego zbyt poważnie i naprzykład zamykać się w swoim pokoju na miesiące i dłużej. Należy jednak zawsze być ostrożnym i spodziewać się niespodziewanego. W końcu przezorny zawsze zabezpieczony prawda? Brzmi to lepiej niż "głupi zawsze jest gotowy na ból". Co pawda Leo nie pamiętał skąd dokładniej wytrzasnął takie porównanie, jednak mniejsza już o to. Ostatecznie są teraz zdecydowanie ważniejsze rzeczy od tych przemyśleń. A pierwszą z nich jest poznanie źródła tajemniczych odgłosów, którego chłopak zapewne jest w pobliżu.
Charles - 11 Kwiecień 2016, 20:41

Oczywiście, nikt nie broni mu w chwili obecnej skupić się jedynie na obserwacji i dedukcji. Źródło hałasów pojawiło się stosunkowo szybko. Z dachu wysunął się króliczy pyszczek wielkości beczki na wino. Olbrzymie oczyska mrugnęły parę razy, różowy nosek podrygiwał z każdym oddechem. Co do koloru oczu i umaszczenia, i w ogóle szczególniejszego opisu, to Leo będzie musiał opisać go sam - w końcu to jego króliczek. Będzie, o ile uda mu się do niego dostać, czyż nie? Jednak patrząc na sam fakt tak szybkiego napotkania wymarzonego zwierza bez jakiejkolwiek strategii i planu, można mówić tu o wręcz niesamowitym szczęściu. Reille popatrzył, popatrzył, pokręcił noskiem i zniknął za dachówkami o barwie ciemnej czekolady. Obecność Marionetkarza spłynęła po nim jak woda po kaczce. Ogólnie rzecz biorąc, królikowate jak większość zwierząt dzielą świat na 4 rodzaje:
- rzeczy, które można zjeść
- rzeczy,, przed którymi trzeba uciekać
- rzeczy, które da się... da się z nimi spółkować
- kamienie. Najwidoczniej Leo okazał się być kamieniem. Przykro mi, czy cuś. Radziłbym mu trochę się pospieszyć, bo jeszcze odkica mu nie wiadomo jak daleko...

Anonymous - 26 Kwiecień 2016, 21:47

Kiedy tylko dostrzegł słodki pyszczek wielkiego króliczka o jasno beżoymym, odrobine karmelowym futerku, mającym kochane brązowe oczka, Leo natychmiast zapragnął aby zdobyć go jako swojego zwierzaczka. Była to samiczka, choć chłopak jeszcze tego faktu nie zauważył. Nie byłby zresztą w obecnej chwili ten szczegół dla niego ważny. Dziecinna radość wypełniła jego serce a on w skupieniu zaczął szukać jakiejś przydatnej rzeczy do wejścia na dach. Przeszukał szybko pobliskie schowki i inbe tego typu pomieszczenia w poszukiwaniu drabiny. W razie jej nie znalezienia, zamierzał przeszukać najbardziej dogodnego miejsca do wspinaczki na dach.
Charles - 29 Kwiecień 2016, 13:39

Zaczęły się poszukiwania, jednak drabiny porządnej długości zostały przede wszystkim na nieosiągalnym szczycie konstrukcji. To się nazywa pech! Szkoda, że nigdy nie nauczył się latać, bo teraz mógłby mieć gdzieś wszystkie te zabiegi. No ale nic, mówi się trudno.
Trzeba było zdobyć jakieś zamienniki, wykazać się kreatywnością. Był w końcu Marionetkarzem, talent twórczy miał we krwi. Począł on przeszukiwać okoliczne tereny, myszkować po stosach śmieci i rzeczy przydatnych. Aż dziwne, że leżały one na wierzchu, bez specjalnej ochrony.
Po zsumowaniu wszystkich znalezisk Leo otrzymał 4 taborety, dwie krótkie drabiny, sporą, blaszaną balię, trochę cegieł (nikt przecież nie będzie za nimi płakać, prawda?) i sznur długi na 10 metrów, a także całkiem sporo żelaznych sztab. Co z nich zrobi? W jaki sposób dostanie się na szczyt? Ułożenie ich jedno na drugim byłoby chyba najbardziej oczywistym wyborem, ale też niesamowicie niestabilnym. Albo zrobi sobie z nich katapultę? Zawsze pozostają jeszcze zamknięte szopy, ale przydałoby się wpierw wyważyć czymś zamki w drzwiach.

Anonymous - 1 Maj 2016, 23:33

Kiedy pozbierał już wszystko do jednego miejsca, zastanowił się przez krótki moment. To wszystko nie wyglądało źle. Teraz pozostało już jedynie co począć z tym wszystkim dalej. Można było spróbować zrobić z tego drabinę. W sumie jednak, byłaby oba bardzo niestabilna. Poza tym, czy nie była aby zbyt klasycznym wyjściem?
"Hmm.. a co jakby tak odrobinę zaszaleć i machnąć sobie katapulte? Ale by było fajnieeee!"
Zdecydowanie nie lubił zwykłego podejścia do sprawy. Było zbyt nudne. Nie było w tym w ogóle zabawy, a życie jest o wiele gorsze bez niej przecież. Leo spojrzał na cegły. Potem zspojrzał na kłódkę najbliższej szopy. A potem ponownie na cegłówke. Jego mózg przez chwilę pobierał dane. Następnie bez wahania marionetkarz wziął w swoje łapki tą ciężką cegłówke. Podreptał do szopy i zrobił mocne oraz głośne bach o kłódke. I tak pare razy bachnął jeszcze dla pewności. Jeśli szopa stanęła przed nim otworem, wziął się za przeszukaniem jej na obecność przydatnych przedmiotów. Jeśli było tam coś wartego, uwagi, zamierzał to ze sobą zabrać i z tego skorzystać. Po bardzo krótkiej chwili postanowił wrócić i zabrał się za budowe katapulty. Jak mu się to uda, od razu bez wahania spróbuje jej użyć by dostać się na dach.

Charles - 22 Maj 2016, 10:48

Och! Straszliwa pokusa, potworne rozdarcie między tym, co realistyczne, a tym co zabawne. Rzucić prawa fizyki Marionetkarzowi na łeb i przetrącić mu kark czy też pozwolić mu na udany lot? Szczególnie iż jest to misja typu C, nic złego nie powinno się Leosiowi stać, no chyba, że sam zrobi coś całkowicie samobójczego. Chłopak nie nadaje się na kaskadera, to musiałaby być szansa jedna na milion, ale w tym świecie szanse owe spełniają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Yare, yare, co robić, co ja muszę uczynić, czy ktoś mi doradzi? Marionetkarz nie zostanie zabity, to pewne, jak zwykle będę musiał zdecydować o wyborze pomiędzy, sukcesem i porażką...
Całość, związana i zbita do kupy po dwudziestu-paru minutach, prezentowała się całkiem solidnie - nie wydawało się, żeby cokolwiek mogłoby się tam urwać czy zarwać w nieodpowiednim momencie - w końcu konstrukcyjna moc Lalko-twórcy splotła się z jego naturalnym talentem do szycia, dzięki czemu był w stanie operować liną w ten sposób, aby utrzymała jego ciężar. A ponadto nie wykonano obliczeń, nie sporządzono pomiarów, to był lot iście na ślepo. No ale proszę bardzo - leć Poczwarku, leć.
I wystrzelił! Świst powietrza w uszach, oszałamiające uderzenie adrenaliny w okolicach krocza, przewrót w żołądku, wicher każący mu zmrużyć oczy, kiedy powinien właśnie skupić się na celu, a na dodatek to potworne uczucie pustki, braku zaczepienia z każdej strony. Ale ale, musimy wystawić rączki i się złapać czegoś sensownego, a mamy na to tylko sekundy!

...

Obecnie sytuacja wygląda tak - Leon wisi na krawędzi dachu, zaczepiony o nią samymi rękami, o mocno potłuczonych dłoniach. Jedynym zabezpieczeniem jest w tej chwili sznury do bielizny, które rozpięte zostały tuż pod nim, będąc jego ostatnią deską ratunku, gdyby jego dłonie odmówiły mu posłuszeństwa. Z góry zaś przygląda mu się Relie, którego orzechowe oczy wielkości kul do kręgli dokładnie badały owe niesamowite zjawisko, które raczyło zaczepić się o jego terytorium. Niedługo na głowę Leo spadnie olbrzymia puchata łapka, gdyż królik akurat teraz musiał znaleźć moment na odkrywanie praw rządzących grawitacją. Musi teraz wykorzystać tą sytuację na swoją korzyść... tylko jak?

Anonymous - 25 Czerwiec 2016, 16:04

Wohoho! Wystrzał się udał, jego umiejętności konstruktorskie nie zawiodły. Świst powietrza, poczucie braku jakiegokolwiek podparcia i ta adrenalina. Chłopak rozłożył ręce szeroko i leciał. Naprawdę. Choćby dla wszystkich ten lot trwał sekundy, dla niego czas się niemal zatrzymał. Szybował w tym momencie przez przestrzeń rozkoszując się przeżyciem. W końcu jednak lot się nagle skończył, a marionetkarz zrobił bach o ścianę. Na szczęście udało mu się złapać krawędzi. Uśmiechnął się i zaśmiał cicho. W końcu cóż to mogło być za wyzwanie dla przyszłego najpotężniejszego marionetkarza dostać się tutaj? Ku swojemu szczęście zaobserwował, że jego przyszły zwierzęcy towarzysz zdecydował się do niego podejść. Jak też jego złociste oczka zaobserwowały, puszysta łapka zmierzała w jego stronę. Jako, że Leoś nie należał do najsprytniejszych nie przemyślał swojej kolejnej ryzykownej decyzji za bardzo. Po prostu złapał się króliczej łapy i pociągnął ją mocno, nie zamierzając jej puszczać.
Charles - 12 Lipiec 2016, 22:10

Okej, złapałeś się królika, bohaterze. Łapka była wystarczająco włochata, dlatego dało się mocno w nią wtulić i zapleść o nią palce. I co teraz?
Teraz to zaczęło się piekło, gdyż królik zauważył, że dziwna, łysa istota doczepiła się do jego puchatej łapeczki? Jego łapka! On już wie, co oni robią z króliczymi łapkami - odcinają je na szczęście! Tak przynajmniej powtarzał wujek Marchewiusz, jeden z setki jego wujków, jemu i dziesiątkom jego braci. Ale Relie był w nastroju bojowym - nie da oddać swojej łapki nikomu!
Najpierw stanął gwałtownie dęba, wynosząc marionetkarza dużo wyżej i pozwalając mu trochę zmienić pozycję, po czym zaczął kopać, wierzgać, wariować jak (hue hue) Marcowy Zając. Gdyby Leo utrzymał się na nim jakimś cudem, przyczepiony do grzbietu czy brzucha, zacząłby on biegać w kółko i przeskakiwać z dachu na dach, gnany szalonym przerażeniem. Ujeżdżanie Relie na ziemi to jedno, ale robienie tego na cukierkowych dachach, w świetle porannego słońca i będąc już całkiem nieźle zmęczonym po całym tym budowaniu katapulty to całkowicie nowy poziom doznań. I niebezpieczeństwa.

Anonymous - 25 Październik 2016, 22:20

No pewnie, że nie mogło być łatwo. W końcu życie w tym świecie nie da się do takich zaliczyć. Rellie musiał najwyraźniej źle odebrać jego intencje. A Leo chciał go przekonać, iż biedny pan królik jest w błędzie! Nie miał jednak biedny chłopak za dużo czasu do namysłu. Króliczor zaczął fikać skakać i biegać to tu to tam. Z pozytywnych stron należy zauważyć, że wybrane zwierzę nie jest chorę (nie mówimy tu o psychice). Tak więc trzymając się teraz ile tylko miał siły w rączkach puchatego brzuszkaj gnał przed siebie niesiony przez siłę strachu. Leo jak to Leo przytulił mocno zwierzaka i krzyknął chcąc przekrzyczeć wiatr.
- Kocham Cię mój nowy przyjacielu!
Czy stworzenie zrozumie? Kto wie? Marionetkarz przynajmniej przekazał bijącą od siebie pozytyną energię. Przy okazji gratuluję wszystkim mieszkańcom, którzy mogliby zobaczyć ten show.[/b]

Charles - 30 Październik 2016, 14:14

Co za deklaracje miłości? Co za "kocham cię?" To, mój drogi panie, podpada pod rodzaj dewiacji i Relie, słysząc owe słowa, mógłby przerazić się jeszcze bardziej. Dobrze, że niezbyt orientował się w polskim... angielskim...lustrzanym... no w mowie dwunogów. Niestety, oznaczało to, że nie uspokoi się wcale i szaleńczy rajd będzie trwał w najlepsze!
Przeskoczyli cztery kolejne dachy i Leo mógł z dokładnością przyjrzeć się budzącemu się z wolna miastu - otwieranym kramom, rozsuwanym cukierkowym sztorom, pierwszym przechodniom na ulicach, czasem spoglądających za nimi z podziwem lub przestrachem, w większości jednak będącymi zbyt zajętymi swoimi sprawami, aby interesować się, że oto nad ich głowami przeleciał beżowo-karmelowy królik i to z dodatkowym balastem na plecach w postaci wierzgającego stopami na wszystkie strony dżokeja. Relie biegł zaś, biegł, odbijając się od kominów, ślizgając się po dachówkach i wyskakując na sznurach od prania. Wydawało się, że etap paniki zakończył się i puchata kula znała już cel, w którym podążała. Najgorszym przede wszystkim było to, że Leo znajdował się na brzuchu kicałka, widząc wszystko z wywróconej perspektywy. Ulice były dla niego niebem, a grawitacja ciągnęła go wciąż do opadnięcia w dół, ku brukowanym landrynami ulicom. Leo może nie jest najsłabszym młodzieńcem na świecie, ale patrząc na fakt, iż nigdy nie trenował on wspinaczki, jego ramiona mogą tego nie wytrzymać. Akurat wskoczyli na dach wyjątkowo wielkiej kamienicy, gdzie Leo mógłby spróbować przejść na plecy. Jakoś. Może mu się uda? Jeśli nie, przynajmniej wyląduje plecami o dach, a nie rozpaćka się po ulicy...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group