To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Polana Melodii

Gregory - 24 Sierpień 2016, 18:24

Gregory żachnął się lekko
- Akurat byłoby mi wygodniej. Wiesz, normalna rozmowa... daj mi sekundkę. I na litość Boską - nie podglądaj. - po czym odszedł ciężko między malinowe krzewy.
Kiedy miał już pewność, że Jocelyn nie da rady go zauważyć, nabrał powietrza wraz z dymem, jeden, głęboki haust. Po nim nastąpił głęboki wydech - tak, jakby Gregory chciał pozbyć się całego powietrza z płuc. Monstrualne ilości papierosowego dymu wydobywały się z jego dzioba, opadając w dół gęstymi kłębami, otulając go całego coraz mocniej i mocniej, jak całun. Dym wylatywał nawet wtedy, kiedy nie powinno być już tlenu w każdym atomie ciała Cyrkowca. Po chwili stał się jedynie szarą sylwetką okrytą dymem. A po chwili zniknęła i ona.
Ciężko było stwierdzić, co się przez ten krótki moment działo, uczucie nie było bolesne, ale trochę straszne, za pierwszym razem. Uczucie rozpadania się, rozpuszczania, rozlewania w szary dym, falujący wokół metalowego szkieletu, aby zestalić się na nowo. Najpierw brakujące kości, potem narządy wewnętrzne, mięśnie, w końcu skóra i włosy. Dym opadł. Gregory wziął głęboki wdech nowymi, trochę mniejszymi płucami. Przeczesał włosy palcami z przeciwstawnym kciukiem. Sprawdził oczy, sprawdził nos i usta. No wszystko na miejscu. Dłonie - w porządku. Ramiona - krótkie i muskularne - jest ok. Z nogami to samo. Ogona, Bogu dzięki, brak. Westchnął ponownie i zaczął się ubierać. W okolicach wieszania na sobie workowatej koszuli zdał sobie sprawę, że na dwóch nogach będzie mu dwa razy wolniej dojść do cyrku. Skacząc na butach i starając się je wcisnąć na stopy siłą grawitacji wrócił do Jocelym:
- Słuchaj, zdałem sobie sprawę, że w takiej postaci nie dam rady zdążyć do Upiornego Miasteczka, dlatego będę musiał się zbierać. Jestem debilem... Wiesz co? Jak znajdę kogoś do załogi, to mu zaproponuję przystąpienie, okej? Tylko potem daj mi się gdzieś spotkać. Gdzieśkowiek... -
Z tymi słowy, widocznie zakłopotany, począł szybko wycofywać się w stronę, która domyślnie musiała być skrajem lasu.

(z/t, lecę po Bane'a)

Jocelyn - 24 Sierpień 2016, 19:00

Chwila czasu pomiedzy zniknieciem Gregory'ego, po to by zalozyc ludzka szate a jego powrotem byla krotsza nizli sie Jocelyn spodziewala. Swoja droga byla ciekawa jak taka przemiana wyglada i jak sie czuje osoba przemieniajaca sie. Jesli tak jak przemiana w skrzydlate dziwadlo to wspolczuje mu..
Dokladnie pamieta co czula gdy wirus opetal jej cialo. Gdy skrzydla przebijaly jej skore na plecach. Sama w lesie. W obcym swiecie i znikad pomocy. Chwila w ktorej zobaczyla swoje znieksztalcone odbicie w kaluzy byl naprawde straszny. Wlasnie w tamtym momencie zdala sobie sprawe z tego ze nigdy wiecej nie zobaczy swojej rodziny ani przyjaciol. Ze juz na zawsze zostanie w tym obcym dla niej swiecie nalezac do obu swiatow i jednoczesnie do zadnego. Trudno jej bylo sie zaklimatyzowac. Do tej pory tak naprawde jest sama. Zadnych stalych wiezi. Zadnych kumpli, przyjaciol, kochankow ani nawet zwierzaka...
Czasami czula sie tak zalosnie ze miala ochote wzleciec w niebo, najwyzej jak potrafi a potem zlozyc skrzydla i runac w dol w bezkresne wody oceanu czy co oni tutaj maja.
Gdy Greg powrocil zal i smutek wypelnial jej oczy ale na ustach miala usmiech. Usmiech ktory znikl tak samo jak gryf. Rozumiala ze sie spieszy jednak odczuwala pewien smutek. Pomachala za nim reka i krzyknela za nim:
- Do zobaczenia!! - po czym odwrocila sie w przeciwna strone i ruszyla przed siebie przy akompaniamencie wesolych dzwiekow Polany Melodii.


Z.t

Gawain Keer - 17 Grudzień 2016, 17:34

Cień wkroczył na polanę z zarzuconym przez ramię płaszczem. Było dziś naprawdę parno w tym zakątku Krainy Luster i zaskakująco pusto. Zwykle przesiadywało tu chociaż parę Dachowców dających popis swoich muzycznych umiejętności. Cóż, przynajmniej nikt nie będzie go zaczepiał i przeszkadzał w pracy.
Rośliny wokół niego lekko rozjarzyły się swym wewnętrznym światłem, a czego Gawain dotknął wydawało z siebie jakiś dźwięk. Chwilę bawił się tak, idąc w stronę strumienia, ale szybko przestał. Jeszcze się dziś zdąży nasłuchać przeróżnych melodii.
Przy brzegu rozłożył swój płaszcz. Kuszę zostawił tam gdzie jej miejsce, czyli na pasku na plecach. Może udałoby się ustrzelić jakiegoś królika. Chętnych na ich łapki nigdy nie brakowało, a do tego stanowiły dla niego konkurencję jeśli chodziło o zioła.
Obmył dłonie i twarz w chłodnej wodzie. Niosła przyjemne ukojenie. Wstał, podwinął rękawy i wyciągnął sierp z torby. Nie uszedł daleko, ledwie kilkanaście kroków, a już natknął się na małe żółte kwiatki. Wyglądały podobnie do stokrotek z tym, że były całe żółte. Były doskonałym remedium na wszelkie stłuczenia. Koniecznie musiał zapamiętać to miejsce. Sceneria mile wpływała na zmysły, roślinność była bujna, a w dodatku oddalona od zgiełku i zanieczyszczeń miasta.
-Arnika... - szepnął do sam do siebie, zupełnie jakby się bał, że kiedyś pozapomina te wszystkie nazwy. Dotknął kwiatów i chwilę wsłuchiwał się w ich ciche, melodyjne brzęczenie zanim ostatecznie ściął rośliny zakrzywionym ostrzem. Każdy kwiat z osobna wydał ostatni fałsz, po czym zamarł w ciszy. Gawain bez zbędnych ceregieli ułożył je w torbie na arkuszu papieru i szedł dalej w gąszcz otaczający polanę tylko po to, by zaraz wrócić na sam jej środek i zacząć kolejne okrążenie. Co jakiś czas zatrzymywał się tu i ówdzie wymieniając kolejne nazwy zbieranych ziół niczym mantrę.
- Krwawnik... Dziurawiec... Babka...

Yako - 18 Grudzień 2016, 07:33

Yako lubił przebywać na tej polanie. Słuchanie popisujących się Dachowców relaksowało go. Pojawiał się tu zawsze w swojej prawdziwej formie lub ludzkiej. Jako lisołak za bardzo przypominał Dachowca, przez co już kilka razy zdarzyło się, że inni kotowaci zapraszali go do wspólnego śpiewu czy grania. Demon niestety nie posiada żadnych umiejętności muzycznych, przez co po prostu nie nadaje się do wspólnego muzykowania.
Dzięki temu, że ostatnimi czasy dużo tutaj przebywał, w jego ulubionych miejscach, w które rzadko kiedy ktoś poza nim zaglądał, wykwitła bujna roślinność. W niektórych miejscach nawet zioła wyrosły większe i gęstsze niż się je zazwyczaj spotyka. Po prostu raj dla zielarzy, ale (na nieszczęście dla nich ale na szczęście dla Yako) jeszcze nikt tam nie dotarł, a nawet jeśli to nie dzielił się swoim odkryciem z innymi. I bardzo dobrze!
Tego dnia nasz lisek również wybrał się na polanę. Było ciepło, lecz mimo iż posiada od gęste, czarne futro, upał nie przeszkadzał mu. Wystarczyło przecież by wskoczył na chwilę do zimnej wody i znów mógł się cieszyć spokojem i ciepłem słońca, bez obaw o to, że się ugotuje pod miękkim futrem.
Tym razem nie znalazł tu spokoju, jakiego oczekiwał. Mimo iż Dachowcy się tutaj nie kręcili, to pojawił się ktoś nowy. Jakiś rudzielec łaził bez pozwolenia po "jego" części polany i do tego ścinał rosnącą tu roślinność. Yako może nie zwróciłby na to jakoś specjalnej uwagi, gdyby nie fakt, że brakowało mu ostatnio rozrywki, a do tego robił się głodny. Mężczyzna, który krążył po polanie, nie wygląd na słabego czy chorego, czemu więc go troszkę nie wykorzystać? Ale najpierw zabawa!
Lis zbliżył się powoli do płaszcze rudego i położył się na nim, oglądając co też obcy takiego sobie zbiera. Po chwili jednak szybko zniknął w gęstej trawie i gdy Cień (bo nim na pewno rudy mężczyzna był, w końcu własnego cienia nie posiadał) chciał zebrać kolejne zioło, czarny, duży lis ubiegł go i szybko porwał roślinę w zęby. Odbiegł kawałek i spojrzał na zielarza, machając leniwie ogonem. Jeśli ten postanowił jakoś bardziej skupić się na futrzaku, ten zaczął przed nim uciekać, co pewien czas jednak zatrzymując się, lub znikając w jamie, by wyjść po drugiej stronie polany lub zaskoczyć Cienia i przebiec mu pod nogami lub podkraść mu kolejne zioło tuż sprzed nosa.

Gawain Keer - 18 Grudzień 2016, 13:57

To miejsce naprawdę było zadziwiające. Gawain przeszedł polanę wzdłuż i wszerz zaledwie kilka razy a jego torba była już prawie pełna. Normalnie uzbieranie takiej ilości zajmuje cały dzień jak i nie więcej. Zioła, które dziś napotkał różniły się przede wszystkim jakością i wielkością od tego, co normalnie trafiało pod jego sierp. Keer wahał się przez chwilę przed ścięciem kolejnej rośliny. A co jeśli to wszystko jakaś sztuczka? Jeśli każdy znajduje w tym miejscu to czego chce, a potem dzieją się z nim niewyjaśnione rzeczy? Albo ktoś wylał tu jakieś świństwo i się tym potruję? zamyślił się na chwilę, po czym wzruszył ramionami odganiając od siebie irracjonalne myśli. Choć czy naprawdę takie były? To nie był już Świat Ludzi, w którym jedyne co mogło zaskakiwać to nagły atak zimy lub kolejna dziwna moda na bycie miejskim drwalem. Już miał się schylić po liście naparstnicy purpurowej, gdy coś czarnego i dość miękkiego szybko otarło się o jego dłoń, by zatrzymać się parę metrów dalej z rośliną w pysku.
- Serio? Wybrałeś "lisi dzwonek"? - zapytał ciemnego lisa opuszczając dłonie i przechylając głowę w lekkiej irytacji. Na pierwszy rzut oka mógłby go pomylić z małym wilkiem. Był masywniejszy od przeciętnej większości swoich pobratymców. Przynajmniej zwierzak nie odznaczał się rudą kitą, by potem wszyscy mówili jakie to rude jest wredne i szczwane.
Los nie dał mu królika, to sprezentował mu lisa. Przewrotny z niego musiał być dziad i najwyraźniej obrał sobie za cel uprzykrzać Keerowi życie. Wczoraj nawet nie zdążył postawić stopy w Krainie Luster, a już spotykał Senną Zjawę, zdążył się z nią zgubić i zaliczyć dłuższy spacer. Dzisiaj także nie był mu pisany spokój.
Wrzucił sierp do torby i zakrył jej wnętrze klapą, szybko ściągnął kuszę z pleców, po czym sprawnie przeładował. Jak na zawołanie lis zaczął nawiewać. Co jakiś czas przystawał albo znikał gdzieś między korzeniami drzew, by wyjść zupełnie z innej strony. A Keer ruszył za nim w pościg. Nawet jeśli nie widział samego lisa, zdradzała go otaczająca flora. Gałązki gęstych krzewów i długie źdźbła traw nie tylko trzęsły się, gdy zwierzę przeciskało się między nimi, ale wydawały z siebie całe symfonie. Cień oddał pierwszy strzał, ale odpowiedział mu jedynie głuchy dźwięk bełtu wbijającego się w ziemię. Biegł więc dalej, po drodze zatrzymując się by zebrać swoją amunicję lub po raz kolejny przeładować broń. Nie wiedział ile już tak ścigał lisa, ale miał nadzieję, że wkrótce zacznie opadać z sił. Pogoń miała iście szaleńcze tempo, a spokojna wcześniej polana rozbrzmiewała kakofonicznie do wtóru ciężkich kroków myśliwego i przedrzeźniającego go dalej lisa. To zwierzę nieustannie drwiło z Cienia mając za nic jego starania. Na jego oczach zrywało kolejne zioła i biegło dalej nie wypuszczając ich z pyska. Gawain oddawał dalsze strzały, ale za każdym razem bełt nie sięgał upragnionego celu.
Lis nagle zmienił kierunek i teraz zmierzał pod górkę oraz na nieszczęście dla myśliwego, również pod światło. Zanim jednak czarna masa pędzącego futra zniknęła mu z oczu, zdążył jeszcze raz pociągnąć za spust. O dziwo, ułamek sekundy później usłyszał cichy skowyt i dźwięk łamanych gałązek. Opuścił kuszę i zaczął biec, by przekonać się co też wyszło z jego polowania.

Yako - 18 Grudzień 2016, 22:47

Uśmiechnął się w duchu widząc jak Cień szybko zaczyna się z nim bawić. No w końcu jakaś rozrywka. Pomyślał. Świetnie się bawił, unikając bełtów. Nie było to zbyt trudne. W szczególności, że znał doskonale każdą norkę i jamę na tej polanie. Wiedział jak biegną tunele. Dzięki temu nie musiał uważać, gdzie jest jakaś dziura, czy nie ominąć czegoś. Szybko poruszał się między kolejnymi tunelami, dzięki czemu mógł z łatwością przenosić się na drugi kraniec polany, zanim myśliwy zorientuje się, w którą stronę lis się udał.
Co chwila porywał nowe zioła, tworząc z nich ciekawy bukiet, który znajdował się z zębatym pysku, który wydawał się uśmiechać. W fioletowych oczach zwierzaka można było wyczytać drwinę oraz rozbawienie. Trochę dziwne jak na zwykłego lisa, prawda?
W końcu jednak znudziła mu się ta zabawa. No bo ile można biegać w kółko i robić w konia jakiegoś Cienia? W trakcie unikania kolejnych bełtów, które z głuchym odgłosem wbijały się w ziemię oraz pnie drzew, które co prawda nieliczne, ale znajdowały się w otoczeniu polany. Czasem odbijały się również od kamieni.
W końcu zauważył górkę, zza której wyłaniało się słońce. Co prawda zwolni, jeśli na nią wbiegnie, ale za to rudzielec, który do niego strzelał, nie będzie mógł celować. No chyba, że umie patrzeć prosto w słońce. Ruszył więc i gdy był już prawie na szczycie, zaczął przybierać inną postać. Tym razem wybrał postać kobiety o lisich uszach i ogonie. Nim jednak się zorientował, oberwał bełtem w nogę. Grot rozciął jej boleśnie i głęboko bok prawego uda. Luci zaskomlała i zaczęła spadać po drugiej stronie pagórka. Tutaj jednak nie było tak łagodnie jak po stronie, z której właśnie przybył. Tutaj był spad, pokryty tylko kamieniami i krzakami. Czarnowłosa kobieta, spadła w niezbyt dużą przepaść. Wysokość była jednak wystarczająca by kobieta spadając, uderzyła się w głowę i straciła przytomność.
Gdyby Cień spojrzał w dół, szukając swojego materiału na nową czapkę, zobaczyłby kobietę o długich, czarnych włosach, lisich uszach i ogonie, leżącą na boku. Z jej ran na udzie oraz głowie leniwie sączyła się krew. Luci ubrana była w niebieską, dopasowaną koszulę, kończącą się nad pępkiem, z długimi, przezroczystymi, luźnymi rękawami oraz w czarne, obcisłe spodnie trzy czwarte. Nogi miała bose, a na jej plecach widniał, czarny tatuaż, przedstawiający lisa o dziewięciu ogonach.

Gawain Keer - 19 Grudzień 2016, 17:20

Gdy wbiegł na szczyt wzniesienia, gwałtownie wciągnął powietrze i zaparł się wszystkimi kończynami. W porę chwycił się konaru, co uratowało go przed spadnięciem w dół wprost na wystające kamienie. Obejmując szorstki kawał drewna wypatrywał lisa. Zwierzęcia nie widział, ale za to dostrzegł szlak z rozsypanych ziół. Szybko powiódł po nim wzrokiem i ujrzał nieprzytomną kobietę. Miała ogon i uszy kropka w kropkę jak te u lisa, za którym gonił jeszcze minutę temu. Tutaj naprawdę nigdy nic nie wiadomo. I jeszcze zabiłbym nie bestię, a osobę. Odetchnął nerwowo i odkleił się od drzewa. Zapiął torbę i zarzucił kuszę na plecy. Zacisnął każdy pasek tak by nic nie majtało mu się podczas schodzenia w dół. Zbliżając się, stopniowo zauważał szczegóły coraz lepiej. Dostrzegł ranę na udzie, parę siniaków i otarć z upadku oraz drugą ranę na głowie, zaraz na linii włosów. Miała też interesujący tatuaż, który coś Keerowi przypominał, ale nie był pewien, co to było. Wiedział tylko, że widział podobny symbol w Świecie Ludzi. Przyklęknął przy niej. Na jej lekko rozchylonych ustach nadal miała parę różnobarwnych płatków. Oddychała równo i spokojnie.
- Głupia wariatka - wycedził w złości. O czym myślała, gdy go wtedy prowokowała? Widziała, że ma broń i spokojnie mogła zmienić postać wcześniej. Po co tak ryzykować? Miała życzenie śmierci czy co? Jasne, że jak na lisa zachowywała się niecodziennie, ale czy na tak przepełnionej magią polanie było to takie nieoczekiwane i zaskakujące?
Gawain zaczął oględziny. Delikatnie odgarnął włosy z jej czoła. Rozcięcie nie było duże, ale i tak musiała nieźle się huknąć by stracić przytomność. Ułożenie jej ciała było naturalne, więc raczej niczego nie połamała. Za to rana na udzie prezentowała się trochę gorzej. Była głęboka, obficie krwawiła i wymagała natychmiastowej interwencji. Wyciągnął swój sztylet, złapał za jej wydłużony rękaw i odciął do jednym szybkim ruchem. Pewnie będzie potem na niego zła, ale co innego miał zrobić? Podarł materiał na pasy mniej więcej równej szerokości i delikatnie uniósł jej nogę. Zaczął obwiązywać ranę i po paru minutach opatrunek był gotowy. Szkoda tylko, że nie miał jej czym zdezynfekować. Teraz musiał ją z stąd zabrać. Tym bardziej, że nie miała butów, a w tej postaci poraniłaby stopy o te przeklęte kamiory. Jej uroda wystarczająco już przez niego ucierpiała. Delikatnie potrząsnął nią trzymając za ramiona.
-Hej! Słyszysz mnie? - powiedział głośno i wyraźnie.
Jeśli zmiennokształtna się nie ocknęła, Gawain mimo wszystko ryzykuje, bierze ją na ręce i idzie z nią w stronę strumienia. Jeśli jednak faktycznie go usłyszała, Cień pyta się jej, jak się czuje.

Yako - 19 Grudzień 2016, 23:41

Yako leżała nieprzytomna. Nie reagowała na obecność Cienia czy też na to, że coś jej robi. Ocknęła się dopiero gdy nią potrząsnął. Zmarszczyła brwi i poruszyła lekko głową. Dotknęła dłonią czoła i dopiero gdy poczuła na nim coś mokrego i ciepłego otworzyła oczy. Zamrugała parę razy nim skupiła się na mężczyźnie. Dopiero po chwili zorientowała się, że coś do niej mówi - czuję się jakbym skoczyła na główkę z jakiejś skarpy - powiedziała i spróbowała usiąść. Masowała dłonią obolałe miejsce na głowie. Syknęła głośno, gdy poruszyła nogą. Zacisnęła powieki, a gdy je otworzyła, zauważyła, że jej noga jest opatrzona kawałkiem jej rękawa...chyba. Spojrzała na swoją koszulkę, a potem na mężczyznę. Nie powiedziała jednak nic. Siedziała starając się opanować zawroty głowy.
- Niech ten świat przestanie się kręcić - powiedziała, znów zamykając oczy. Poruszyła trochę zirytowana ogonem. Chciała się pobawić, spędzić czas jakoś...inaczej, a tu co? Spadła pewnie z jakiejś górki i teraz proszę, zrobiła z siebie ciapę. Ale może to nawet lepiej? W końcu była głodna, a w miłym towarzystwie zawsze lepiej się spędza czas. - Co się właściwie stało? - zapytała i spojrzała na Cienia, swoimi fioletowymi oczami. - Mam nadzieję, że nie zrzuciłeś mnie tu jako karę za to, że podkradłam Ci trochę ziół, których tu i tak jest pełno - zaśmiała się i od razu znów skrzywiła z bólu i zacisnęła oczy. Głowa jej pękała. Spróbowała poruszyć ranną nogą, jednak szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Spojrzała więc znów na mężczyznę - i chyba wychodzi na to, że jednak upolowałeś sobie lisa, jednak chyba nie takiego wyniku oczekiwałeś - uśmiechnęła się do niego lekko i opuściła uszy, lekko zakłopotana.

Gawain Keer - 20 Grudzień 2016, 12:46

Ulga. Czuł ją i przyjął z wdzięcznością widząc, że kobieta się ocknęła. Przez chwilę w ciszy obserwował jej reakcje. Nie były zbyt szybkie i dalej skarżyła się na zawroty głowy. Była też nieco zdezorientowana i raczej nie pamiętała zbyt dobrze tego, co działo się tuż przed upadkiem. Najprawdopodobniej miała lekkie wstrząśnienie mózgu, ale powinna dojść do siebie.
- Spadłaś i to z niezłym łoskotem. Zaraz po tym jak mój bełt otarł się o twoje udo - powiedział sucho i spojrzał gdzieś w bok, uciekając przed fioletowym spojrzeniem. Był wyraźnie zmieszany, choć niekoniecznie powinien. Nie bacząc na to co teraz czuł, dalej miał przed sobą ranną osobę, która wymagała pomocy i opieki niezależnie od tego, kto był w istocie prowodyrem całego zamieszania. Jej kolejne słowa nieco podniosły go na duchu. Fakt, iż miała siły żartować wróżył dość szybki powrót do zdrowia, ale zaraz potem zmiennokształtna skrzywiła się z bólu. Usiłowała też poruszyć nogą, ale ten lisek nigdzie się dziś nie wybierał.
- Zdaje się, że jesteś równie zaskoczona, co ja - uśmiechnął się pod nosem. Chętnie poklepałby ją między opuszczonymi uszami, ale teraz to nie był dobry pomysł. A szkoda, bo wyglądały na naprawdę mięciutkie. - W każdym mam na imię Gawain i będę dziś twoimi nogami. Nie powinnaś teraz niczego nadwyrężać. Złap się mnie najmocniej jak potrafisz i lecimy - mówił biorąc ją na ręce. Była leciutka i trochę mniejsza od niego. Poprawił uchwyt i zaczął powoli kroczyć pod górkę starając się nią nie trząść. - Idziemy nad strumyk, muszę zabrać stamtąd moje rzeczy. A potem mogę cię wziąć albo do lekarza, albo opatrzyć cię samemu. Mam trochę praktyki, jakby cię zastanawiało, po co zbieram całe to zielsko - mówił cicho. Należał się jej teraz spokój i odpoczynek.
Miała w cholerę szczęścia, że nie była zwykłym lisem. W przeciwnym wypadku już wracałby z futrzakiem przewieszonym przez ramię. Swoją drogą ciekawiło go, czy jest więcej lisołaków podobnych do niej. I ile faktycznie zginęło z czyjejś ręki, jeśli nie zdołały wykazać się takim sprytem i zwinnością, jakich pokaz dała dziś osóbka w jego ramionach. Przynajmniej ta była żywa, daleko poza zasięgiem szponów śmierci. Ilu znajomych po fachu już tak ciągał do jakichś lewych lekarzy lub sam był tak niesiony?
Spojrzał na nią by odgonić nieprzyjemne myśli. Była niezwykle urodziwa, nawet umorusana krwią. Uwagę Cienia najbardziej przykuwały jej pełne usta, wręcz stworzone do pocałunków i oczy, jarzące się niczym dwa nieskazitelne ametysty. Resztę zdążył już obejrzeć, gdy była w błogiej nieświadomości i był przekonany, że ten lisek nie wie co to kompleksy.
- Przepraszam za to wszystko - mruknął do niej ze zmartwioną miną.

Yako - 20 Grudzień 2016, 16:36

- Widać nie doceniłam Twojej celności - powiedziała zakłopotana. Widząc jednak jak Cień odwraca wzrok, położyła mu dłoń na policzku i zmusiła by na nią spojrzał - nie przejmuj się - uśmiechnęła się - powinnam bardziej uważać - zaśmiała się cichutko.
Czując jak ją podnosi, objęła go mocno za szyję, jednak zrobiła to tak, by mu nie przeszkadzać. - chyba będę częściej dawać się upolować, skoro tacy przystojniacy potem mieliby mi zastępować nogi - uśmiechnęła się uroczo - ja nazywam się Luci, miło mi Cię poznać - dodała jeszcze. Ogon położyła sobie na brzuchu, by nie zwisał tak bezwiednie. Przyglądała się uważnie mężczyźnie. Musiała przyznać, że ją intrygował. Nie tylko dlatego, że wyczuwała, że ma w sobie tyle energii, że spokojnie zaspokoi głód pewnie zanim ten opadnie z sił. Ale może też uda jej się z nim trochę pobawić? Kto wie.
Czując, że styka się z nim skórą, uśmiechnęła się nieznacznie. Nie oddzielały ich żadne ubrania. Taki delikatny dotyk wystarczył. Odwróciła głowę, patrząc w stronę w którą podążają. Powoli zaczęła pobierać jego energię. Jednak jak na razie, nie powinien poczuć nawet najmniejszej zmiany. Yako za to czuła jak odzyskuje siły, nie pokazała tego jednak po sobie. Jedyna zmiana jaką mógł zauważyć Gaw, była delikatna zmiana odcienia jej oczu, które bardzo powoli robiły się bardziej niebieskie niż fioletowe.
Słysząc jego tłumaczenie, gdzie ją niesie, znów na niego spojrzała - jak na razie nigdzie się nie wybieram - zaśmiała się - i chyba lepiej jak weźmiesz mnie do siebie niż do lekarza, bo jeszcze coś złego pomyślą o Tobie, jak usłyszą, że mnie postrzeliłeś - powiedziała nieśmiało - o ile oczywiście nie sprawię Ci tym problemu. - zarumieniła się delikatnie.
Nadal bolała ją głowa i noga, jednak starała się tego nie pokazywać. Może i głównym celem lisicy było zdobycie pożywienia, jednak nie oznacza to, że ma go całkiem wykorzystywać też w innych aspektach. W końcu nie każdy gustuje w jędzach, a Gawain na takiego nie wyglądał.
Widząc jak się jej przygląda, spojrzała znów na drogę i oblizała lekko usta. Wyglądało to jednak tylko tak jakby chciała pozbyć się płatka, który jeszcze na nich leżał. Słysząc jego słowa, powiedziała nie patrząc na niego - nie winię Ciebie, tylko siebie. Powinnam bardziej uważać, teraz stałam się balastem, za co bardzo Cię przepraszam - opuściła smutno uszka.
Widząc, że dochodzą do strumienia, dała mu znać, że spokojnie może ją postawić i pozbierać swoje rzeczy. W końcu ustoi tę chwilę na jednej nodze. Nie broniła się jednak przed tym, żeby wrócić znów na jego ręce. Wiedziała, że raczej nie poradzi sobie sama z taką raną. Nie póki ktoś się tym nie zajmie porządnie.

Gawain Keer - 20 Grudzień 2016, 18:41

Jej dłoń była przyjemnie chłodna na jego policzku, ale sam dotyk zdawał się palić i czuł go jeszcze długo, już niosąc ją na rękach. Zdecydowanie był wyposzczony pod tym względem i zupełnie się odzwyczaił od takiej bliskości. Nie powinien teraz myśleć o takich rzeczach, więc zaczął o tym, ile jeszcze sprzątania czeka go w domu. - Mnie również. A ja przygotuję specjalne bełty na takie okazje. Będę ogłuszał niczego nie spodziewające się panny, a potem biegł im na ratunek - odpowiedział zaczepnie. A czy spotkanie było miłe? Dla niego coraz to bardziej, choć zachowanie Luci było nieco niepasujące do jej stanu. Możliwe, że po prostu nie chciała przyznać się do bólu, by nie stać się dla niego większym ciężarem. Wyraźnie starała się rozluźnić atmosferę. Może faktycznie sprawiał wrażenie wiecznie rozeźlonego i bała się, że zupełnie wyprowadzi go czymś z równowagi?
- Masz rację, byłoby z tego więcej problemów niż pożytku. Tak więc do mnie, ale w razie większych komplikacji powinnaś iść do jakiejś kliniki. Historyjkę możesz zmyślić skoro tak ci na tym zależy - mówił nieco zamyślony i ponownie na nią spojrzał tylko po to, by zobaczyć jak pozbywa się płatka ze swych warg. A z tym też pomógłby nie mniej ochoczo niż z opatrywaniem. Wziął głęboki oddech i wbił wzrok w wąską ścieżkę przed sobą.
- Ale to ty nie możesz teraz chodzić, nie ja. I nie będziesz problemem, zapewniam - powiedział poważnie słysząc jej przeprosiny. Ostrożnie postawił ją na ziemi. W zasadzie miał do zabrania jedynie płaszcz. Po namyśle zarzucił go na ramiona Luci. Mimo ciepłego popołudnia, prawdopodobnie było jej chłodno od utraty krwi i lekkiego szoku.
- Rany zdezynfekujemy już u mnie. Przegotowaną wodą i w ogóle - powiedział łypiąc na strumień. - Spacer nam trochę zajmie i pewnie będę potrzebował małej przerwy po drodze. Mieszkam w Mrocznych Zaułkach, więc to kawał stąd - wziął ją na ręce opatuloną w jego płaszcz. Jego serce na moment zamarło, gdy zauważył zmianę w kolorze jej oczu, choć nadal skrzyły się żywo. Może działo się tak pod wpływem emocji jak u Otome lub po prostu robiła to bo mogła? A jeśli przyczyna okaże się poważniejsza i dziewczyna mu tu zaraz zejdzie?
- Hej, twoje oczy... - zaczął niezbyt pewnie - mają w zwyczaju przybierać różne barwy? Wszystko w porządku?

Yako - 20 Grudzień 2016, 21:55

- Czyli jednak celowo trafiłeś akurat w momencie, gdy byłam na skarpie - zaśmiała się i znów skrzywiła lekko. Głowa naprawdę jej pękała. Musiała faktycznie mocno rąbnąć w te kamienie.
Przytaknęła mu na znak, że jeśli coś będzie nie tak to na pewno uda się do jakiejś kliniki. Nie chciała, żeby miał ją na sumieniu, smutne jedzonko to niedobre jedzonko. Spoglądała na trasę, którą pokonywali. Uśmiechnęła się, gdy zapewnił ją, że nie będzie dla niego problemem.
Gdy postawił ją na ziemi, by sięgnąć po swój płaszcz, zachwiała się lekko. Zakręciło jej się w głowie. Nic jednak nie powiedziała. Czekała cierpliwie na mężczyznę. Gdy otulił ją płaszczem, spojrzała na niego zaskoczona. - Dziękuję - powiedziała i owinęła się nim ciaśniej. Faktycznie zrobiło jej się chłodno. Wtuliła się w niego, gdy Gaw podniósł ją znów. - Nie martw się, nigdzie mi się nie spieszy, więc możesz spokojnie odpoczywać ile tylko zapragniesz. - uśmiechnęła się do niego miło.
Gdy zapytał ją o kolor oczu, była zaskoczona nie tylko tym, że zauważył ale raczej jego troską. - co jakiś czas moje oczy zmieniają odcień od błękitu po czerwień - wyjaśniła - ale to nic nie oznacza, po prostu taka moja uroda - uśmiechnęła się - nic mi nie jest, może troszkę jestem śpiąca - powiedziała, a jej powieki zaczęły opadać.
Co prawda, zabrała troszkę energii, jednak nie działało to w sytuacjach kiedy była ranna i utraciła sporą ilość krwi. Musiała oszczędzać energię dlatego wtuliła się lekko w mężczyznę i zasnęła spokojnie.

ZT x2 (Gaw+Yako)--> o tu



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group