To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Koszmary Senne - Koszmarna drzemka Jaque

Anonymous - 2 Marzec 2016, 18:58

Nie odpowiedział Marie na słowa, dotyczace Nieznajomej. Koniec końców była mu ona potrzebna, choć równie dobrze mogła być już kompletnie gdzie indziej. Mimo to wolał z Marie nie poruszać tego tematu, dopiero po pewnym czasie zauważając jej niepokój. Znał ją na wyolot, tak jak i ona jego. Gdy dotarli do celu, Jacque nie czekajac na żaden sygnał, usiadł na krześle plecami do zbocza, by mógł obserwować Marysiową Dżunglę. Cokolwiek w niej siedziało, obserwowało ich mimo że Jacque nie mógł tego niegdzie dostrzec. skupił wiec wzrok na Marie. Jego oczy wyzierały zza maski, wprost na nią. Wiedział ze ona tego nie lubi.
- Nie uwazasz że przydałaby się jakaś herbatka? - Zapytał z nutką ostentatyzmu.
Poczekal na jej reakcje, po czym zgasił niebieski płomień. Nie wiedzial w sumie czemu to zrobił, jednak z jakiegos dziwnego powodu akurat to go niepokoiło. Zresztą jeżeli jego przypuszczenia były prawdziwe tego typu zachowania tylko dostarczą mu dowodów.
- Dobrze kochanie jesteśmy sami tam gdzie chciałaś żebyśmy byli. Teraz powiedz mi co nas obserwowało gdy bylismy tam? - powiedział wskazując palcem dżunglę. - Nie chce psuć nam randki którą ci obiecałem ale wole wiedzieć.
Zaczął lekko stukać palcami w blat stolika. Złapał się na tym, że mimo braku jakiegokolwiek zagrożenia, ( Marie by go nigdy nie skrzywdziła, przynajmniej nie umyślnie) przygotowywał sie do uzycia strażnika cieni. I to bynajmniej nie przeciwko Marie, a czemukolwiek co chciałoby zrobic im krzywdę.

Charles - 2 Marzec 2016, 20:08

- No nie gap się tak na mnie! Dziwnie się przez to czuję... I nie dotykaj tego - dorzuciła z lekkim opóźnieniem, widząc gasnący płomień - Jeszcze zepsujesz nastrój. Matko, zachowujesz się dzisiaj jak znudzony smarkacz! - westchnęła z irytacją, jakby to ona w tym układzie była dojrzałą i rozsądną. Dość nieoczekiwana zamiana ról, czyż nie?
Również przysiadła do stolika. Na uwagę Jacquego tylko znów skinęła palcem, aby kompletnie znikąd pojawił się przy nich wąsaty kelner, a raczej noszący wąsatą maskę, szczelnie zasłaniającą twarz. W dłoniach trzymał mały, parujący lekko z dzióbka imbryczek, z której zaczął nalewać krwistoczerwonej, grejpfrutowej herbaty na pozór wprost na stół - filiżanki zmaterializowały się w ostatniej chwili. Po wykonaniu swego zadania ukłonił się sztywno i zniknął tak nagle, jak się pojawił. Marie od razu wypiła łapczywy łyk. Co do maski Jacque, nadal byłą nierozerwalnie przyczepiona do twarzy, więc picie było bądź co bądź utrudnione, chyba, że posiada jakiś wentyl - tą decyzję zostawiam Opętańcowi, w końcu to on zamawiał słodki napój.

- Masz na coś ochotę? Zamawiaj co chcesz, na pewno się pojawi. A i jeszcze jedno! - zawołała z filiżanką przy ustach po czym machnęła ręką po raz trzeci. Pole widzenia Jacquego podskoczyło jak pchła, a kiedy wszystko wróciło do normy, była noc rozświetlona tysiącami gwiazd i olbrzymim księżycem w pełni. Księżyc miał oczywiście kształt oderwanego, nadgniłego świńskiego łba. Jak romantycznie.
Na pytanie Jacque spięła się nieco, po czym spuściła wzrok. Widocznie biła się z myślami. Po paru długich minutach podjęła:
-
No... Wiesz przecież, że nie posiadam twojego umysłu na własność. Jeśli jest tutaj coś, o czym nie wiem, pochodzi to zapewne od Ciebie. A ty przecież znasz siebie, prawda, skarbie? Przecież nie stworzyłbyś nic, co mogłoby nam zagrozić... - dodała, starając się ukryć niepokój. Z pewnością nie kłamała, ale być może nie chciała też powiedzieć całej prawdy? A może powiedziała i faktycznie nie było się czego bać? Tego się jak na razie nie dowiemy...

Anonymous - 3 Marzec 2016, 16:27

Marie coraz bardziej Nie przypominała Marie. Jej zachowanie było dla niego nowym doświadzeniem jednak nie takim którego chciał Jacque. Zaniepokojona Marie, w dodatku taka która nie klnie? Cos musiało być na rzeczy. Gdy chłopak chciał się napić,przypomniał sobie o masce. Chciał ją zdjąć, ta jednak jakby zrosła się z jego twarzą.
- Mogłabyś coś z tym zrobić? - zapytał wskazując na swoją maskę.
Zaczął patrzyć przez nią. Dosłownie, obserwował dżunglę nie spuszczając oczu z Marie. Coś go niepokoiło i nie dawało spokoju. I nie miał zamiaru, przestać się tym przejmować. Jego umysł skrywał jego własne wspomnienia, i jego własne problemy. I gdy u większości to zjawisko było normalne tak u Jacque'a było efektem utraty prawie wszystkiego co wiedział. Nie chciał by coś czego nie pamiętał, stało się też czymś co go zabije. Mozna w ogóle umrzeć we śnie?
- Mówisz że to mój umysł kochanie - zaczął chłopak - to oznacza żei ja mogę pobawić się tym światem i zmieniać to jak wygląda?

Charles - 3 Marzec 2016, 20:22

Marie zmarszczyła brwi i wydęła usta, znów przypominając dziewczynkę, którą znał i kochał:
- Ale ja tak lubię twoją maskę! Dałam ci wraz z nią nowe życie! Lepsze życie! Nie pamiętasz? - powiedziała z niespodziewaną pasją i agresją, jakby wraz z nią miał odrzucić ją całą. Po chwili jednak, z wyrazem zrezygnowania na okrągłej twarzyczce, który wykwitł niespodziewanie tak jak wcześniejszy gniew, pstryknęła palcami. Biała powierzchnia nie zeszła w całości z jego twarzy, a jedynie z ust i nosa, pozwalając mu się napić i... rozpocząć obserwację.
Coś rzeczywiście było faktycznie nie tak z dżunglą, noc początkowo zdawała się gęstnieć, by po chwili, czarny cień pożerał ją ze wszystkich stron. Cień? Nie, cienie nie łapią światła, cienie nie falują w ten sposób. Wokół zbierały się fałdy olbrzymiej, czarnej kurtyny teatralnej, zasłaniając coraz większe partie pstrokatego, trupiego lasu, wysysającej światło kolorowych gwiazd, zalegając wokół nich coraz ciaśniej i ciaśniej. To się jeszcze nigdy nie zdarzyło, w żadnym z jego snów. Zza kurtyny po pewnym czasie zaczęły dobiegać dźwięki - urywki rozmów, melodii, śmiechy, dźwięk samochodów i samolotów, szum drzew, zmieszane wszystkie razem, jednak szepty były najgłośniejsze. A także najbardziej przerażające.

- Gdybyś to potrafił, to zapewne ten pokurwiony wieloryb nie zająłby ci tyle czasu! Wyspa jest moja i to ja wprowadzam na niej poprawki i zmiany, więc nie wiem czy możesz... W ogóle czego ode mnie oczekujesz?! Nie mam doktoratu z jebanej psychologii! - Marie była w tej chwili naprawdę, ale to NAPRAWDĘ zdenerwowana, niemalże histerycznie obgryzała paznokcie, całe palce, do krwi, rozglądała się nerwowo na boki, spoglądając, jak materiał pożera cicho, lecz łapczywie jej obłąkane dzieło. Nagle znieruchomiała, spoglądając na Jacque'a. Nie, nie na niego. Na coś tuż za nim.

Charles - 3 Marzec 2016, 20:22

Marie zmarszczyła brwi i wydęła usta, znów przypominając dziewczynkę, którą znał i kochał:
- Ale ja tak lubię twoją maskę! Dałam ci wraz z nią nowe życie! Lepsze życie! Nie pamiętasz? - powiedziała z niespodziewaną pasją i agresją, jakby wraz z nią miał odrzucić ją całą. Po chwili jednak, z wyrazem zrezygnowania na okrągłej twarzyczce, który wykwitł niespodziewanie tak jak wcześniejszy gniew, pstryknęła palcami. Biała powierzchnia nie zeszła w całości z jego twarzy, a jedynie z ust i nosa, pozwalając mu się napić i... rozpocząć obserwację.
Coś rzeczywiście było faktycznie nie tak z dżunglą, noc początkowo zdawała się gęstnieć, by po chwili, czarny cień pożerał ją ze wszystkich stron. Cień? Nie, cienie nie łapią światła, cienie nie falują w ten sposób. Wokół zbierały się fałdy olbrzymiej, czarnej kurtyny teatralnej, zasłaniając coraz większe partie pstrokatego, trupiego lasu, wysysającej światło kolorowych gwiazd, zalegając wokół nich coraz ciaśniej i ciaśniej. To się jeszcze nigdy nie zdarzyło, w żadnym z jego snów. Zza kurtyny po pewnym czasie zaczęły dobiegać dźwięki - urywki rozmów, melodii, śmiechy, dźwięk samochodów i samolotów, szum drzew, zmieszane wszystkie razem, jednak szepty były najgłośniejsze. A także najbardziej przerażające.

- Gdybyś to potrafił, to zapewne ten pokurwiony wieloryb nie zająłby ci tyle czasu! Wyspa jest moja i to ja wprowadzam na niej poprawki i zmiany, więc nie wiem czy możesz... W ogóle czego ode mnie oczekujesz?! Nie mam doktoratu z jebanej psychologii! - Marie była w tej chwili naprawdę, ale to NAPRAWDĘ zdenerwowana, niemalże histerycznie obgryzała paznokcie, całe palce, do krwi, rozglądała się nerwowo na boki, spoglądając, jak materiał pożera cicho, lecz łapczywie jej obłąkane dzieło. Nagle znieruchomiała, spoglądając na Jacque'a. Nie, nie na niego. Na coś tuż za nim.

Anonymous - 3 Marzec 2016, 21:55

- dobrze skarbie, ale normalnie dajesz mi ją zdjąć gdy chce coś zjeść. - odparł spokojnie, choć był zaskoczony jej zmianą zachowania. Z drugiej strony cieszyło go że zachowywała się tak jak ją znał.
Zaczął raczyć się herbatą. Miała przyjemny słodki smak. Raczył się nią cały czas nawet kiedy kiedy cienie zaczęły zasnuwać wyspę. Nie było to normalne w jego snach ale z początku myślał że to kolejny wymysł Marię. Myślał tak do momentu gdy usłyszał te wszystkie Dźwieki. Odłożył filiżankę i położył dłonie na stoliczku. Próbował wysłuchać się w te znajome szety i szery ale.. Nie mógł. Umykały mu a mimo to były mu dziwnie zrozumiałe. Gdy ceie były już bardzo blisko nich spojrzał na Marii. Pierwszy raz widział ją tak przerażoną, i bynamnij nie było to przyjemne. Gdy zobaczył że jej wzrok znieruchomiał za nim, uśmiechnął się pomimo dziwnego chłodu który objął jego plecy.
- Marię będziesz musiała mi to później wybaczyć - po tych słowach skoczył do przodu przywracając stolik.
Objął ukochaną ramieniem, natychmiastowo uruchamiając strażnika cieni i osłaniając ich oboje.
- Trzymaj się mnie skarbie - powiedział dając jej łañcuch. Planował w razie zagrożenia użyć go jako broni, jedynie w ostateczności używając tancerza wichrów.

Charles - 5 Marzec 2016, 16:20

Jeżeli Jacque zechciałby się się w tym momencie odwrócić, ujrzałby parę gorejących złym blaskiem ślepi Kazama, większego niż wszystko, co mógłby sobie wyobraźić, splecionego z tej samej wirującej materii co kotary wokół nich. Jego olbrzymie, czarne skrzydła łopotały na lodowatym wietrze, niosąc ze sobą zapach dziwnej świeżości. Tarcza cieni nie byłaby tu potrzebna, gdyż istota owa nie interesowała się chłopakiem w najmniejszym stopniu. Otoczony tsunami szeptów podpłynął powoli do przewróconego stolika, schylił się i podniósł trupi świecznik, na którym nadal płonęły dwa z trzech palców. Podniósł go do poziomu oczu. Przekrzywił łeb.
- JESTEŚ ŻAŁOSNY... DZISIAJ STRACIŁEŚ SWOJĄ SZANSĘ...
jego głos odbijał się echem, jakby wykrzyczany na dnie bardzo głębokiej, ciemnej studni. Stwór nabrał świszczący wdech. I dmuchnął.

...

...

...

Otwórz oczy, Żelaznoskrzydły. To był tylko sen (?)


((dziękuję za fabułę- pamietaj, aby wpisać to do wyzwań. I Ciekawostka: to tylko jedno z trzech zakończeń :p ))



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group